|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:31:50 06-09-08 Temat postu: |
|
|
Lilibeth napisał: | nadrobiłam 3 odcinki
aktora grającego Loreto nie widziałam w zadnej innej telce, więc nie wiem jak gra różne postacie, ale bardzo go lubię
Andrea jest w ciąży.. no, ciekawe, czy Raul umrze. chciałabym, żeby Carlos był wreszcie szczęśliwy, nawet jesli to szczęście ma dac mu Andrea, którą jakos przestałam lubic
Ricardo jest super mam nadzieję, że dalej będziesz rozwijac jego wątek
Julio wykazala sie odwaga, mowiac to wszystko Sonyi.. ciekawe, czy jeszcze kiedys będa razem |
Jak szukalam zdjecia do telci, trafilam na calkiem ladne zdjecie Miguela - zupelnie niepodobny do Loreto - coz moze dobra gra i charakteryzacja . Tylko zas do mojej telci to ladne zdjecie (nie mowie, ze na innych jest brzydki nie pasowalo . Z przyjemnoscia obejrze jeszcze inna jego role.
Oczywiscie, o Ricardo bedzie wiecej.
A ciaza Andrei sporo namiesza...
Bloody napisał: | BlackFalcon napisał: | Miała powiedzieć „nie znaczy, że przestałam cię kochać”, ale zamilkła. To już skończone, musi zapomnieć o Julio, o wszystkim, co ich łączyło, niezależnie od tego, jak będzie to trudne. |
Mi się wydaje, że Sonya właśnie nie powinna w takiej chwili zapominać o Julio.
BlackFalcon napisał: | ~ Teraz! Boże spraw, by Sonya zaczęła działać właśnie teraz! – pomodlił się szybko w myślach Ricardo i skoczył na plecy Mario.
Gregorio Monteverde, jakkolwiek zmartwiony stanem syna, nie odmówił sobie podejścia na korytarzu do Carlosa i tych kilku słów pogardy: |
Przerwałaś w takim ciekawym momencie:/
Odcinek bardzo ciekawy, jak zwykle. Spodobał mi się akapit, w którym opisywałaś uczucia odrzuconego przez społeczeństwa Ricardo. Bardzo go lubię. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam głosując na Minerwę... Jakoś się tak przyzwyczaiłam do tego, że zawsze najbardziej lubię kobiety.
Andrea jest w ciąży z Carlosem... Ciekawe, co teraz będzie. |
Sonya jest wsciekla, obrazona i zraniona, pamietaj, jaki Julio byl dawniej. A ze powinna teraz przy nim byc, to inna sprawa...
Losy dwojki wiezniow...w odcinku 70 . Ale mam nadzieje, ze 69 tez bedzie ciekawy .
Drobna uwaga, nie napisalam tego zbyt wyraznie i wprowadzilam chyba Was w blad - Andrea jest w ciazy z Raulem, nie z Carlosem .
A teraz odcinek 69...
-----------------------------------------------------
Odcinek 69
Hector Perez nie mógł uwierzyć.
– Nie rozumiem? Nikt z was nie dzwonił do mojego syna?
– Proszę pana. – grubawy policjant poprawił się na krześle. – Znam sprawę Luisa de La Vega i zapewniam, że nikt nie dzwonił w sprawie śmierci jego brata. Owszem, jest możliwość, że Antonio zaginął i jeśli to się potwierdzi, natychmiast rozpoczniemy poszukiwania, ale w obecnej chwili mogę tylko powiedzieć, że nie mieliśmy żadnych wiadomości, jakoby znaleziono jego ciało, czy też jakichkolwiek innych przesłanek o jego śmierci.
– Chce pan powiedzieć, że…
– Prawdopodobnie ktoś zrobił Luisowi głupi żart, ewentualnie…ewentualnie chłopak kłamie. Niech pan poczeka, zadzwonię.
Oczekując, aż mundurowy skończy rozmowę, Hector próbował zrozumieć to, czego właśnie się dowiedział. Podejrzenia Minerwy okazały się słuszne – Luis coś ukrywał, bardzo możliwe, że zmyślił śmierć własnego brata. Mężowi Sandry coś takiego nie mieściło się w głowie. Czyżby aż tak wstrząsnął chłopcem postępek Antonia? Ale przecież…Perezowie nie mogli zaopiekować się również starszym de La Vega! To człowiek dorosły, potrafiący dbać o siebie – może w życiu wiele przeszedł, ale Luis nie może wymagać od przybranych rodziców czegoś takiego! Skoro więc Antonio zdecydował, że chłopcu będzie lepiej z Perezami, Luis powinien być mu tylko wdzięczny. W końcu brat chciał dla niego jak najlepiej. Być może Antonio nie powinien całkowicie wyłączać się z życia brata, ale…
Policjant przerwał połączenie i zwrócił się ponownie do Hectora:
– Miałem rację. Nie było żadnego zgłoszenia na ten temat, nie znaleziono też zwłok nikogo podobnego, żaden bezdomny nie pozostał niezidentyfikowany, nic z tych rzeczy. Antonio de La Vega prawdopodobnie żyje.
Perez wyszedł z komisariatu jak ogluszony. Nie spodziewał się, że dwunastoletni chłopiec będzie zdolny do takiego kłamstwa. A Sandra? Co zrobi, gdy dowie się o postępku Luisa, którego tak kocha? Westchnął głęboko.
– Kim się stałeś, chłopcze, kim się stałeś…?
Telefon komórkowy Gregorio Monteverde dzwonił dłuższą chwilę, aż mężczyzna wreszcie zdecydował się odebrać.
– Tak? Viviano, to nie najlepszy moment, właśnie okazało się, że Andrea jest w ciąży z Raulem i…
– W ciąży? Nie cieszysz się z wnuka? – zadrwiła Viviana.
– Dobrze wiesz, że przestała być moją córką odkąd uciekła z tym człowiekiem. Twój małżonek zresztą jest w pobliżu i wygląda na nieco zdenerwowanego faktem, iż Raul zostanie ojcem.
– Domyślam się – zaśmiała się Viviana. – Gregorio, mój szwagier chce z tobą porozmawiać. Mógłbyś się z nami spotkać dziś wieczór?
– Czy to coś ważnego? Jestem w szpitalu, nie wiem, czy słyszałaś o chorobie mojego syna, ale wolałbym być przy nim.
– Obiło mi się o uszy. To prawda, co mówią o jego stanie?
– Niestety. Wiele się wydarzyło. Dobrze, spotkam się z wami, gdzie i o której?
Umówili się w konkretnym miejscu i Monteverde skończył rozmowę. Wrócił potem do nadal zdenerwowanych Maribel i Barbary.
– Lekarz jeszcze nie wyszedł? – zapytał.
– Nie, nadal jest u Raula – odparła Maribel. – Mam nadzieję, że nie powie mu prawdy, bo to całkiem załamie chłopaka…
– Dbaj o niego, proszę – odezwała się Barbara. – Może za późno powiedziałam mu prawdę, ale to mój syn.
– Wiem, proszę pani. Obiecuję, że zadbam o niego, to mój najlepszy przyjaciel.
Wyżej wymieniony słuchał właśnie wyjaśnień doktora, zadając co jakiś czas dodatkowe pytania.
– Mam dziwne wrażenie, że to, co pan mówi, to tylko pół prawdy. Dieta, leki, zalecenia, wszystko to rozumiem, ale ja nadal leżę w szpitalu przywiązany do tej całej aparatury, nikt nie powiedział mi dokładnej nazwy choroby, ani terminu, kiedy stąd wyjdę. Jestem już dorosły i mam prawo wiedzieć, co mi jest i jakie mam perspektywy. Doktorze, słucham – na co ja tak naprawdę choruję?
– Ależ, Raul…
– Dowiedziałem się dzisiaj wielu rzeczy, zawzwyczaj przykrych. Cokolwiek mi jest, nic mnie już nie złamie, a może nawet…poprawi humor. Więc, doktorze?
Młodszy Monteverde milczał długą chwilę po tym, jak lekarz opowiedział mu wszystko o chorobie. Dopiero później odezwał się:
– Dwa, trzy miesiące życia, tak? Jestem śmiertelnie chory? Jest pan pewien?
– Niestety. I to dwa, trzy miesiące w wypadku najlepszych rokowań. Mam jeszcze jedną wiadomość…tym razem dobrą.
– Jakąż to? Że umrę bez bólu?
– Nie, tego akurat nie mogę ci zagwarantować, wręcz przeciwnie…Choroba, na którą zapadłeś, objawia się między innymi ostrymi bólami. Tym razem chodzi o twoją żonę – pani Monteverde przyjechała do szpitala i zemdlała. Badał ją mój kolega, słyszałem, że jest w ciąży.
– W ciąży? Jest pan pewien? I przebywa tutaj? Jest z nią jakiś…mężczyzna?
– Tak, przyjechała razem z Carlosem Santa Maria.
– Poproś go.
Doktor spełnił prośbę chorego i po wyjściu z sali skierował się do okna, przy którym stał zamyślony Santa Maria. Carlos drgnął na głos lekarza i zdziwił temu, co usłyszał:
– Raul Monteverde prosi mnie o wizytę? Po co?
– Powiedziałem mu, że jego żona jest w ciąży. Idź do niego, tym bardziej, że do Andrei będziesz mógł zajrzeć dopiero za jakiś czas, musimy jeszcze coś sprawdzić.
– Czy z dzieckiem może być coś nie tak? – przeraził się Santa Maria. Co prawda nie chodziło o jego potomka, ale…
– Wszystko powinno być dobrze – powiedział doktor i odszedł.
“Powinno”. Co nie znaczy, że będzie. Ale nie pora się nad tym zastanawiać.
Gregorio Monteverde na widok Carlosa wchodzącego do sali Raula zrobił kilka gniewnych kroków, ale Maribel go powstrzymała:
– Niech pan zaczeka. Oni muszą porozmawiać.
Za kilka chwil Carlos stał już przy łóżku Raula. Ten patrzył długo w oczy gościa, aż w końcu odezwał się:
– Wreszcie wygrałeś, prawda? Przyznam się, że z początku życzyłem wam szczęścia, ale po ślubie z Andreą zacząłem wierzyć, że się we mnie zakocha. Jedna kłótnia, a ona wywija mi taki numer, nawet nie zaczekawszy, aż wrócę do domu.
– Nie chcieliśmy cię skrzywdzić, ale…Andrea i ja…Wiesz, że się kochamy i trwa to już tak długo…Ona była przy mnie w najgorszych chwilach. Pozwól jej odejść, proszę. W Rzymie cały czas mówiła, że czuje się winna, że musi z tobą porozmawiać.
– Porozmawiać, ha! Szkoda, że tak późno! Ale cóż, to ja okazałem się idiotą i muszę za to płacić. Pozwolę jej odejść, oczywiście, nie będę stawał na waszej drodze, nie bój się, Santa Maria. Tylko jedno będzie wam solą w oku – dziecko. Moje dziecko, Carlosie. Spadek po tym głupku, Raulu Monteverde. Chyba, że moja żoneczka po prostu je usunie.
– Nie będziemy usuwać żadnego dziecka! Czyimkolwiek by nie było potomkiem, jest niewinnym maleństwem i ma prawo się urodzić – nawet, gdyby…
– Gdyby co? Co podejrzewasz?
– W tej chwili lekarze badają Andreę, chcą jeszcze coś sprawdzić. Powiedziano mi, że wszystko powinno być w porządku.
– Powinno? Czy moje dziecko może urodzić się niepełnosprawne?
– Nie wiem, Raul. Ale w tej chwili nie martw się na zapas, powinieneś…
– Nie ty będziesz mi mówił, co powinienem, a co nie! W jednej chwili dowiedziałem się, że Barbara Fernandez jest moją matką, będę miał dziecko być może chore, sam umieram, a moja żona uciekła z kochankiem – wybacz, ale dobrze wiem, co mam zrobić! Swojego potomka nie zdążę już zobaczyć, ale wiem jedno – nigdy nie będziesz jego ojcem.
– Co zamierzasz?
– To już nie twoja sprawa. A teraz poproś tu mojego ojca i tą kobietę, która rzekomo jest moją matką.
– Proszę cię w imieniu Andrei, dziecko jest niczemu winne, nie rób niczego, co mogłoby…
– Wyjdź, Santa Maria! I pamiętaj, nie będziesz ojcem dla mojego dziecka!
Carlos wyszedł, a Raul chwilę później mówił do ojca:
– Tato, potrzebuję twojej pomocy. Pani Fernandez też mi się przyda. Jak już wiecie, Andrea jest w ciąży. Dam jej rozwód, ale nie zamierzam pozwolić, żeby Santa Maria wychowywał moje dziecko. Ojcze, masz wpływy, mówiłeś kiedyś, że podejrzewasz Carlosa o winę w sprawie de La Vegi. Czy dałoby się jakoś wznowić tą sprawę?
– Chcesz posłać Santa Marię do więzienia?
– Jeśli to jedyna droga, by odebrać mu moje dziecko, nie cofnę się przed niczym. Pani Fernandez, ma pani szansę wykazać się i być może zdobyć moje zaufanie. Proszę pomóc ojcu we wszystkim, co zrobi.
– Masz moje słowo, synku – odparł Gregorio, a Barbara po chwili milczenia również skinęła głową. Carlos Santa Maria skrzywdził jej syna i drogo za to zapłaci.
Koniec odcinka 69 |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:32:49 06-09-08 Temat postu: |
|
|
Dubel - do usunięcia.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 12:36:45 06-09-08, w całości zmieniany 4 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:33:50 06-09-08 Temat postu: |
|
|
Dubel - do usunięcia.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 12:40:14 06-09-08, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:09:50 06-09-08 Temat postu: |
|
|
Ależ ja miałam na myśli Raula!!!! Chyba nie bardzo skupiłam się nad tym, co piszę... Ale przecież to logiczne, że ona nie była w ciąży z Carlosem, przecież nie miała za bardzo kiedy... Sorki, obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Ale wiesz, w moich telkach mylą mi się imiona, to, co dopiero w innych;)
Raul naprawdę mnie zaskoczył. Teraz będzie ciekawie, ale jakoś to mi do niego nie pasuje... Uważałam go za świętego. Ty to zawsze potrafisz zaskoczyć.
Oczywiście, że odcinek jest ciekawy, ale mimo to, szkoda, że nie było wątku Ricardo i Mario;)
U Luisa też się interesujące rzeczy dzieją. Podobał mi się to zdanie Hectora:
– Kim się stałeś, chłopcze, kim się stałeś…?
Ciekawe, jak potoczą się dalej jego losy. |
|
Powrót do góry |
|
|
Gabriella Mocno wstawiony
Dołączył: 01 Maj 2008 Posty: 5502 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:50:13 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Raul jak ja go kocham normalnie;]:*
Mimo, że zaintrygowałaś mnie i zaskoczyłaś jego zachowaniem, ale nadal mam do niego ogromny sentyment:*
Odcinek jak zawsze wyzwolił we mnie pełno emocji:*
Dziękuje Ci za to:*
Potrzebowałam tych łez... |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:36:45 10-09-08 Temat postu: |
|
|
Bloody napisał: | Ależ ja miałam na myśli Raula!!!! Chyba nie bardzo skupiłam się nad tym, co piszę... Ale przecież to logiczne, że ona nie była w ciąży z Carlosem, przecież nie miała za bardzo kiedy... Sorki, obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Ale wiesz, w moich telkach mylą mi się imiona, to, co dopiero w innych;)
Raul naprawdę mnie zaskoczył. Teraz będzie ciekawie, ale jakoś to mi do niego nie pasuje... Uważałam go za świętego. Ty to zawsze potrafisz zaskoczyć.
Oczywiście, że odcinek jest ciekawy, ale mimo to, szkoda, że nie było wątku Ricardo i Mario;)
U Luisa też się interesujące rzeczy dzieją. Podobał mi się to zdanie Hectora:
– Kim się stałeś, chłopcze, kim się stałeś…?
Ciekawe, jak potoczą się dalej jego losy. |
Alez nic sie nie stalo, ja za to tez mam ciekawie - ogladam wlasnie "Rubi" (tzn. nie teraz, ale tak w ogole i poniewaz tam gra Rulli, to jak jest na ekranie, zamiast myslec o nim jako o Hectorze, co jakis czas nazywam go "Raul" .
Moze nie pasuje, ale ludzie sie zmieniaja pod wplywem cierpienia - Raulowi tak naprawde wszystko odebrano, nawet ojciec nie jest jego prawdziwym ojcem, chce zachowac dla siebie chociaz dziecko - czy robi dobrze, czy zle, to inna sprawa, ale do Carlosa ma spory zal.
Ricardo, hehe, on mial byc tylko wtedy, jak Juan siedzial w areszcie, ale jego watek tak mi sie rozwinal, ze bedzie bardzo wazna postacia (juz zreszta jest) i wystapi w obecnym odcinku (i nie tylko .
Lubisz Mario, czy wspomnialas o nim tylko dlatego, ze wlasnie bije sie z Ricardo? .
A Luis jeszcze Was zaskoczy...
Zero Kiryu napisał: | Raul jak ja go kocham normalnie;]:*
Mimo, że zaintrygowałaś mnie i zaskoczyłaś jego zachowaniem, ale nadal mam do niego ogromny sentyment:*
Odcinek jak zawsze wyzwolił we mnie pełno emocji:*
Dziękuje Ci za to:*
Potrzebowałam tych łez... |
Ja tez lubie Raula, ciekawe, czy sadzicie, ze ma prawo do tego, co robi, czy raczej powinien odpuscic...?
Emocji bedzie wiecej...Przepraszam, ze odcinek jest tak pozno, chcialam przed emisja odcinka umiescic w necie cos fajnego, ale poniewaz tamto mi sie opozni (a mialo byc na wczoraj , to zmieniam kolejnosc i odcinek jest juz dzisiaj, a tamta niespodziankea wrzuce jutro lub w piatek .
A teraz zapraszam na 70 odcinek...
-----------------------------------------------------------------------
Odcinek 70
Mario zareagował błyskawicznie i szarpnął się, usiłując zrzucić z siebie niespodziewany ciężar, ale na nic, Ricardo trzymał mocno i zaczął zdobywać przewagę, za moment przewróci bandytę na ziemię i w ten sposób umożliwi więźniom ucieczkę. Kilka chwil później zrobił to.
Graciela widziała, co się dzieje, chciała pomóc Mario, ale nie zdążyła, bowiem Sonya zrobiła coś, czego nawet Ricardo się nie spodziewał – rzuciła się na Gracielę i zaczęła się z nią szarpać.
– To za Julia! Za mojego ukochanego! – wściekłość Sonyi nie miała granic. – To przez ciebie umrze, ty szmato!
Miłość potrafi dodać skrzydeł, szczególnie w takiej rozpaczy, w jakiej była dziewczyna. Nikt nie poznałby spokojnej – przynajmniej w ostatnim czasie – córki Carlosa Santa Maria, która nawet nie patrzyła, gdzie bije i gdzie szarpie – Graciela po prostu nie mogła się poruszyć.
Mario co prawda nie spodziewał się ataku i przez moment sądził, że przegra, ale złość dodała mu sił. Kimkolwiek jest ten dupek, Mario nie da się pokonać i nie straci tych milionów, na które liczył! Byleby tylko udało mu się sięgnąć do kieszeni, to…
Za kilka sekund faktycznie mu się to udało, Ricardo przecież przeżył swoje podczas ucieczki przed policją i jeszcze wcześniej, kiedy został pobity przez mundurowych. Mario chwycił rączkę noża, który zawsze nosił przy sobie i wykorzystał ułamek sekundy, gdy Ricardo kątem oka sprawdzał, co dzieje się u Sonyi. Jeden szybki ruch i ostrze noża zagłębiło się w ciele Ricarda.
Trysnęła krew, a ranny mężczyzna przez moment zobaczył ciemność przed oczami. Zagryzł zęby, nie mógł przecież dać się zrzucić teraz, kiedy zwycięstwo było tak blisko, ale nie potrafił wygrać z własnym ciałem. Mario nie miał problemów z pozbyciem się omdlałego Ricarda i skoczył pomóc Gracieli.
– Myślałaś, że pomożesz tego dupkowi, Julio Ramirezowi, tak?! – wrzasnął prosto w twarz Sonyi, jednocześnie podnosząc ją za włosy z panny Gambone. Graciela również wstała i podeszła wymierzyć kopniaka nieprzytomnemu Ricardo, a potem z przyjemnością obserwowała poczynania swojego wspólnika. Mario nadal kontynuował swoje wrzaski:
– Ale to na nic, ty dziwko! Nie wiem, kim jest twój kompan, ale bądź pewien, że zaraz do was dołączy! – zamachnął się i ze straszliwą siłą wymierzył Sonyi policzek. Na twarzy dziewczyny pojawiły się czerwone pręgi. Mario zbliżył ociekający krwią Ricarda nóż do szyi dziewczyny i wycedził:
– Zabiję cię, ty…
W tej samej sekundzie ktoś wykręcił mu rękę do tyłu, wyrywając nóż i sytuacja się odwróciła – to słaniający się na nogach Ricardo z całym pokrwawionym bokiem trzymał ostrze przy szyi Mario.
– Zabierz mu kluczyki i uciekajcie! – krzyknął do Sonyi. – Zabierz Julio i uciekaj stąd jak najdalej! Ja tak długo nie wytrzymam! Graciela, nie zbliżaj się, bo zabiję Mario!
Sonya przez ułamek chwili spojrzała przerażonymi oczami na Ricardo, a ten zrozumiał jej wahanie.
– O mnie się nie martw, dam sobie radę!
Nie była to tak do końca prawda, ledwo stał, ale tak bardzo chciał im pomóc!
- Uciekaj! – powtórzył.
Rzuciła na niego okiem po raz ostatni, a on wyczytał w tym spojrzeniu ogromną wdzięczność i podziękowanie.
– Wrócę po pana – szepnęła i najpierw zabrała kluczyki z kieszeni Mario, a potem nadludzkim wysiłkiem pociągnęła ciało Julio do samochodu, by zaraz ulokować go w środku i uruchomić samochód. Umiała prowadzić, Carlos obiecał jej nawet kupno samochodu w przyszłości.
– Wracamy do domu, najdroższy – szepnęła, mogąc sobie pozwolić na takie określenie. Ramirez i tak tego nie słyszał.
Ricardo czuł, że słabnie, poza tym była jeszcze ta kobieta. Niby nie mogła się zbliżyć, ale taka sytuacja pewnie nie potrwa zbyt długo, za kilka chwil Mario będzie mógł wyrwać się z “objęć” Ricardo i zapewne nie będzie miał litości dla tego, kto pomógł uciec jego więźniom.
Sonya Santa Maria nie potrafiła. Po prostu nie umiała porzucić człowieka, który uratował im – a przynajmniej jej, bo o stanie Julio wolała nie myśleć – życie. Wysiadła z samochodu i wróciła do budynku, stając w bezpiecznej odległości od przestępców.
– Niech pan wsiada – zawołała do Ricardo. – Czekamy na pana!
Mężczyzna szybko obliczył szanse – jeśli szybko puści Mario i skoczy ku drzwiom, to może, może…
– A co mi szkodzi – rzekł i zaryzykował. Kiedy już był prawie przy wozie, huknęły strzały – Mario wyciągnął broń z kieszeni i nie wahał się jej użyć. A mimo wściekłości strzelał dosyć celnie. Jedna z kul trafiła w boczną szybę – auto stało prawą stroną do budynku – na szczęście pasażerowie mieli schylone głowy. Sonya równocześnie usiłowała włączyć silnik, co jej się wreszcie udało. Mogli ruszać.
Jechali już w szalonym pędzie jakiś czas po bocznych drogach, zbliżając się do miasta coraz bardziej, gdy nagle ciszę przerwał dziwnie poważny głos Ricardo:
– Zatrzymaj samochód.
– Musimy dotrzeć do szpitala, Julio…
– I tak nas nie dogonią. Zatrzymaj samochód, szybko.
Zrobiła to, co jej kazał, a potem błyskawicznie odwróciła się do siedzącego z tyłu Ricardo. Bezwładny Julio opierał się na jego ramieniu, nadal bez przytomności.
– Co się dzieje? Dlaczego opóźniasz naszą ucieczkę?
– Zobacz – ruchem głowy Ricardo wskazał jej Ramireza.
Nie musiał nic więcej mówić – Sonya sama domyśliła się, o co mu chodzi. Twarz Julio naznaczona była śmiercią, jakkolwiek oboje, Sonya i Ricardo, wciąż wierzyli, że chłopakowi uda się przeżyć, to w tej chwili oboje musieli zrozumieć, że się mylili. Ten dziwny spokój, jaki pojawia się na obliczach konających, dało się dojrzeć na twarzy Ramireza. Ricardo wziął głęboki oddech i uroczystym głosem rozpoczął:
– Nasz Pan Jezus Chrytus swoją mocą odpuszcza ci teraz wszystkie grzechy, których…
– Co robisz?! – przerwała mu zrozpaczona Sonya. – On nie może umrzeć, nie może, nie rozumiesz tego? Poza tym nie masz praw do…
– Mam. Kiedyś, w dawnym życiu, otrzymałem święcenia kapłańskie, ale doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie. Pozwól mi, proszę, skończyć.
Dziewczyna milczała, kiedy Ricardo kończył modlitwę, tylko z oczu leciały jej łzy. Gdy niespodziewany ksiądz powiedział ostatnie słowa, Ramirez nadal żył. Sonya chwilę milczała, aż wreszcie spytała:
– Naprawdę jesteś zakonnikiem?
– Mam pewne prawa. Jeśli chodzi o chrześcijański pochówek dla Julio, to mogę…
– Nie, proszę cię o coś innego – łykała łzy. – Czy mógłbyś…mimo, że jest nieprzytomny…połączyć nas…na zawsze?
– Chcesz, żebym udzielił wam ślubu? W tej sytuacji…Musiałby być choć przez chwilę świadom, dać znać, że też tego chce.
– Znak? Ale jaki znak da nam, kiedy…
I wtedy stał się cud. Ramirez po raz ostatni otworzył oczy i spojrzał na Sonyę. Ta szybko spytała:
– Julio…Kochanie…Uciekliśmy…Najdroższy…Ricardo jest księdzem…Czy ty…czy chcesz zostać moim mężem?
Zza mgły, jaka spowijała oczy Ramireza, dojrzeli tak jasny blask, jakby słońce rozpaliło się w jego spojrzeniu. To była odpowiedź, to wystarczyło im ponad wszystko. Sonya chwyciła ręce Julio ponad oparciem fotela, a Ricardo rozpoczął:
– Ze względu na okoliczności to będzie krótka ceremonia. Stoimy tutaj w obecności Boga Najwyższego, by połączyć węzłem małżeńskim tych dwoje kochających się młodych. Sonyu Santa Maria, czy chcesz poślubić tego oto Julio Ramireza?
– Tak – szepnęła.
– Julio Ramirezie, czy chcesz pojąć za żonę tę oto Sonyę Santa Maria?
Ricardo bardzo skrócił tekst przysiąg, ale przez usta by mu nie przeszło w obecnej sytuacji zdanie o opiekowaniu się sobą aż do śmierci.
Nie czekali na odpowiedź. Ramirez, całkowicie świadom tego, co się wokoło dzieje, szepnął cicho:
– Tak.
– Na mocy nadanych mi przez Boga praw ogłaszam was mężem i żoną – obwieścił tak samo uroczyście, jak przed chwilą, Ricardo.
Wiatr zaśpiewał leciutko w koronach pobliskich drzew, towarzysząc ostatniemu tchnieniu Ramireza:
– Sonya…– uleciało z jego ust, a w tym jednym słowie zawarł całą miłość, jaką do niej czuł, wszystko to, co krył w sercu, zwiększone jeszcze przez fakt, iż ryzykowała dla niego życie, a potem, mimo tego, co jej zrobił, kochała go do tego stopnia, by za niego wyjść.
Zorientowała się w jednej chwili, co się stało, gdy głowa Julio opadła na ramię Ricardo. Z krzykiem wyskoczyła z samochodu, otworzyła tylnie drzwiczki i przypadła do ciała Ramireza. Szlochała tak strasznie, że Ricardo nie wiedział, jak ma się zachować.
– Nie! Nieeeee! To nie może być prawda! Julio, nie odchodź, nie odchodź, błagam cię! Nieee! – kołysała w swoich ramionach martwego ukochanego. – Kocham cię!
Nie mogła, nie chciała przyjąć do wiadomości faktu, że Ramirez nie żyje. Całowała jego posiniaczone przez ciosy Mario policzki, głaskała potargane, pokrwawione włosy, obejmowała pobite ciało – ciało bez duszy.
– Nie odchodź…– płakała nadal, coraz ciszej, ale nadal tak samo rozpaczliwie. – Julio, nie odchodź…
– Musimy jechać – powiedział cicho Ricardo. – Powiadomić jego rodzinę…
– Nie miał rodziny! Jego rodzice nie chcieli o nim słyszeć! Miał tylko mnie, tylko mnie, a ja powiedziałam mu tak straszne słowa! – krzyczała Sonya, pamiętając swoją reakcję na wieść o zdradzie Ramireza. Teraz nic nie było już ważne poza faktem, że utraciła go na zawsze.
– Umarł szczęśliwy. Był twoim mężem, widziałaś blask w jego oczach, zanim…Musimy jechać, Sonyu…– powtórzył Ricardo.
Przesiadł się za kierownicę, a zdruzgotana dziewczyna ulokowała się z tyłu, nadal tuląc stygnące ciało chłopaka. Kierowali się do Acapulco…
Koniec odcinka 70 |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:20:20 10-09-08 Temat postu: |
|
|
Nie lubię Mario. Chodziło mi o to, że ostatnią scenę zakończyłaś tym, że Ricardo wskoczył na Mario.
Biedna Sonya:( Spotkało ją takie nieszczęście... Mam nadzieję, że Julio nie umrze. Przecież tylu ludzi już wskrzesiłaś
Bardzo ciekawy odcinek. Ricardo wydał mi się jeszcze ciekawszą postacią. No, proszę był księdzem- gejem. Ciekawe, czego jeszcze dowiemy się o jego przeszłości. |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:52:12 11-09-08 Temat postu: |
|
|
oj, nowe odcinki, a ja poprzegapiałam..
zaraz nadrobię |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:11:32 12-09-08 Temat postu: |
|
|
Bloody napisał: | Nie lubię Mario. Chodziło mi o to, że ostatnią scenę zakończyłaś tym, że Ricardo wskoczył na Mario.
Biedna Sonya:( Spotkało ją takie nieszczęście... Mam nadzieję, że Julio nie umrze. Przecież tylu ludzi już wskrzesiłaś
Bardzo ciekawy odcinek. Ricardo wydał mi się jeszcze ciekawszą postacią. No, proszę był księdzem- gejem. Ciekawe, czego jeszcze dowiemy się o jego przeszłości. |
Ja tez nie lubie Mario . I tak tez myslalam, ze wlasnie o to Ci chodzilo. Ale on jeszcze wroci...
Niestety, musze Cie zmartwic - tragizm Sonyi polega na tym, ze Julio juz zmarl, tuz po zaslubinach z dziewczyna.
Ricardo jeszcze wiele kryje . Wszystkiego dowiesz sie pozniej .
Lilibeth napisał: | oj, nowe odcinki, a ja poprzegapiałam..
zaraz nadrobię |
Bede zlosliwa i dam kolejny .
A oto odcinek 71...
----------------------------------------------------------------
Odcinek 71
Antonio de Le Vega czuł się dobrze w towarzystwie Czarownicy, chociaż on sam mówił do niej “Veronica”. Nadal chodziła w masce, ale wydawało mu się kilka razy, że uśmiechnęła się pod białą skorupą, jaka zasłaniała jej twarz. Zrodziła się między nimi jakaś bliskość, nieuchwytna więź, dwoje ludzi złączonych wspólnym nieszczęściem – oboje stracili swoich bliskich, chociaż de La Vega nie pamiętał własnej przeszłości. Tego dnia Antonio skończył jeść i odłożył miseczkę, w której podano mu zupę. Veronica już dawno obmyła swoją zimną wodą stojącą w małym kubełku w kącie chatki i siedziała teraz wpatrując się w ogienek płonący w drugim kącie. De La Vega wiedział, że w takich chwilach myśli o utraconych dzieciach, o pożarze, w którym zginęły i delikatnie dotknął jej dłoni, chcąc wyrwać Czarownicę z tego stanu. Nie lubił, gdy się smuciła.
– Veronica – szepnął. – Jestem przy tobie.
Drgnęła, jakby wracała z jakiegoś odległego świata, gdzie tylko ona ma dostęp. Spojrzała na niego bez uśmiechu.
– Myślałam o nich.
– Wiem – odrzekł Antonio. – Ale nie lubię, kiedy jesteś w tym nastroju.
– Nigdy ich nie zapomnę. Ten starszy próbował uratować mi życie…
– Ile miał lat?
– Był taki młody…Miał tylko dwadzieścia trzy lata…A ten drugi…Roczek…I wcale nie był mój…
– Nie był twój? – Antonio po raz kolejny nie mógł zrozumieć, dlaczego Veronica raz mówi, że miała dwóch synów, a raz, że tylko jednego.
– Tak, był, ale równocześnie nie był, ona…ona wiedziała, co czuję, co się stanie i ona…mojego syna…mojego syna…– co jakiś czas Czarownicy mieszały się okresy czasowe, potrafiła też – jak właśnie w tej chwili – mówić o kilku rzeczach naraz, dlatego de La Vega przestał cokolwiek rozumieć. Szukająć skupienia spojrzał na dłonie Veronici i nagle zadał to pytanie:
– Ile masz lat?
– Ja? – nagle świadomość obecności de La Vegi do niej wróciła. – Nie wiem.
– Przed chwilą mówiłaś, że miałaś dwoje dzieci, ale jedno z nich nie było twoje. O co ci chodziło?
– Ja? – powtórzyła. – Tak, miałam dwójkę. Ale nie mówmy o tym, jestem taka zmęczona…– smutek odbił się w jej oczach, wiedział, że jej słowa to tylko nieudolna próba zmiana tematu.
– Veronico…Cokolwiek się stało…Nieważne, jak bardzo byłaś samotna, obiecuję ci, że ja…– głos Antonia nagle odmówił mu posłuszeństwa. – Ja…będę przy tobie…– przysunął się bliżej, nagle ich twarze znalazły się blisko siebie, de La Vega poczuł dziwną bliskość z tą kobietą, wiedział, że jej twarz skrywa maska, ale nie przeszkadzało mu to, liczyła się dla niego tylko jej dusza, a ta na pewno była czysta i piękna. Pochylił się, ich usta były tak blisko, że czuł oddech Veronici na skórze, ona milczała, rozchyliła tylko wargi, jakby niepewna, jak ma się zachować. Obojgu waliły serca.
– Będę przy tobie…– powtórzył i zamierzał ją pocałować. Dotknął jej ust spragnionymi wargami i już miał zatopić się w pocałunku, kiedy nagle coś przeszyło mu umysł. Złapał się za głowę, rzucił na podłogę i zawył, zdumiony tym, co zobaczył. Veronica nachyliła się nad nim z troską:
– Co się stało?
– Nie wiem…nie wiem…– wyjąkał Antonio. – Przez ułamek sekundy zobaczyłem jakąś kobietę, jasnowłosą, mówiącą coś do mnie po imieniu, ale nie dosłyszałem tego imienia, uśmiechniętą, a w tle jakiegoś mężczyznę o srogim spojrzeniu. To szybko zniknęło, ale ta kobieta…ukazała mi się jakoś dziwnie…Jakby z jej strony płynęła miłość, ale wyczuwałem też zagrożenie, jakby ostrzeżenie…Nie rozumiem tego, Veronico, nie rozumiem!
– Nie płacz – pogładziła go po plecach, de La Vega był nadal zgięty w pół, ból wciąż trwał, choć jakby mniejszy. – Wszystko sobie kiedyś przypomnisz, na pewno.
Wierzył w to, miał nadzieję, że jej słowa się sprawdzą. Ale kim była ta kobieta w jego umyśle, starsza od niego, to wiedział, czemu wyczuwał wokół niej jakąś groźbę…I czemu pojawiła się właśnie teraz, kiedy miał zamiar pocałować Czarownicę? Czy to przypadek? A może to tego dotyczyło ostrzeżenie? Ale co może mieć wspólnego tamta kobieta z Veronicą?
Carlos mógł wreszcie zobaczyć Andreę, u której przeprowadzono już wszystkie dostepne badania i czekali tylko na wyniki. Była słaba po tym, czego się dowiedziała o Raulu i niemile zaskoczona faktem bycia w ciąży ze swoim mężem, ale Santa Maria uspokajał ją:
– O dziecko się nie martw, wszystko będzie dobrze. Rozmawiałem z Raulem, on…czuje się nieco zraniony, mówił pewne słowa, których nie powinien, ale jestem pewien, że jak się uspokoi, to wszystko przemyśli.
– Jakie słowa? Groził, że nie pozwoli nam być razem, póki żyje, prawda? Proszę cię, byś niczego przede mną nie ukrywał. Dość już kłamstw powstało między nami.
– Nie, kochanie, to nie. Monteverde upiera się, że nie pozwoli mi wychowywać jego dziecka. To dobry człowiek i wiem, że odwoła swoje słowa.
– Muszę z nim porozmawiać – upierała się Andrea.
– Ale o czym? Da ci rozwód, wreszcie będziemy szczęśliwi, a sprawa z dzieckiem…
– Carlos, to mój mąż i umiera! Nie mogę go tak zostawić!
– Wiem, skarbie. Wcale nie chcę, byś zrywała z nim kontakt, to wspaniały przyjaciel i był przy tobie przez cały czs, kiedy my…Tylko uważam, że to chyba nienajlepszy moment.
Ale ona nie dała się przekonać i za chwilę stała już w sali chorego. Raul poprosił, by Gregorio, Barbara i Maribel wyszli, wszyscy troje zmierzyli wzrokiem przybyłą i opuścili salkę bez słowa. Co prawda Andrea doznała dziwnego skurzu serca, kiedy zobaczyła wrogi wzrok własnego ojca, ale nie był to żal, a raczej…strach. Skupiła się jednak na razie na chorym mężu.
– A więc jesteś – rozpoczął on po chwili milczenia. – Przybyłaś napawać się moją tragedią. Usunę ci się z drogi i nic nie stanie na przeszkodzie twojego szczęścia, prawda?
– Nie kpij, Raulu. Dobrze wiesz, że nigdy nie życzyłabym ci…– próbowała podejść i go dotknąć, ale odsunął się z odrazą.
– Widzisz, zachorowałem w doskonałym momencie, po naszej kłótni prawie od razu trafiłem do szpitala, to była kwestia tylko kilku dni, a kiedy wyprowadziłem się z domu, miałaś świetną okazję do ucieczki. Wiedziałem, że nadal go kochasz, ale łudziłem się, łudziłem, co ze mnie za idiota! Nie wiedziałem tylko, że ulegniesz mu tak szybko.
– Posłuchaj…Kochamy się z Carlosem praktycznie, odkąd go pierwszy raz zobaczyłam. Byłeś tego świadom, a jednak dążyłeś do tego ślubu.
– Ja? – zaśmiał się Raul. – Ja? Ja chciałem się wycofać, kiedy zorientowałam się, że w zasadzie nie mam szans na zdobycie twojej miłości, to ty za wszelką cenę przekonywałaś mnie do tego związku. Przez twój upór pojawi się na świecie coś, czego na pewno się nie spodziewałaś – moje dziecko. Jeśli je usuniesz, przeklnę cię nawet zza grobu.
– Nie zamierzam usuwać tego dziecka, Raulu. Urodzi się i będzie wiedzieć, kto jest jego ojcem.
– Raczej kto był, bo ja już wtedy będę leżał w zimnym grobie. Ale wiesz co? Faktycznie, będzie wiedzieć. Bo Santa Maria nigdy jego ojcem nie zostanie. Mówiłem mu już, że nie pozwolę, by je wychowywał.
– Proszę, nie mów teraz czegoś, czego możesz potem żałować, byłeś dla mnie taki dobry, zawsze przyjacielem, jak święty, proszę, pozwól nam…
– Ty mnie prosisz? Szkoda, że nie zrobiłaś tego podczas naszej kłótni, powinnaś poprosić mnie o wolność, cierpiałbym, ale dałbym ci ją. Ale teraz nie dostaniesz tego, o czym marzysz. Owszem, rozwiodę się z tobą, ale Santa Maria będzie cierpiał. Za to, że nie miał wstydu i przyszedł po ciebie, mimo, iż jesteś mężątką, za to, że mi cię zabrał, kiedy ja jeszcze żyję.
– Jeśli mnie kochasz Raulu…Jeśli uczucia, jakie mi wyznawałeś, są prawdą…
– Nie przebłagasz mnie, żoneczko. Masz przeciwko sobie kilku potężnych wrogów. A raczej nie przeciwko sobie, bo ciebie nigdy bym nie skrzywdził, a Carlos Santa Maria. Powiedz mu, żeby się strzegł.
– Krzywdząc jego skrzywdzisz i mnie.
– Tak czasem bywa. A teraz wyjdź, chcę konać w samotności.
Spełniła jego prośbę, po czym przekazała Carlosowi słowa chorego. Wybranek przytulił ją mocno, mogąc tylko obiecać, że nie pozwoli, by stała się jej jakakolwiek krzywda.
Kiedy wyszli ze szpitala, Andrea powiedziała:
– Nie mogę mieszkać w domu Monteverde, w twoim też nie. Do wioski nie wrócę, tam jest Juan.
– Tak, myślałem już o tym. Nie martw się, znajdziemy coś dla ciebie. Saul, zawieź naś do tego domu, który kiedyś tak mi się podobał.
– Pomyślałeś o wszystkim – zaśmiała się Andrea.
– W tym akurat wypadku liczę po prostu na łut szczęścia – odwzajemnił uśmiech, ale ona wiedziała, że nie zrezygnuje, póki nie zapewni jej bezpieczeństwa. Poszukała jego ręki, czując, że będąc z Carlosem jest w domu – gdziekolwiek się znajdą.
Samochód kierował się w milczeniu do miasta, żadne z pasażerów nie odzywało się do siebie. Ricardo automatycznie kierował się w stronę Acapulco, wiedział, że niedługo będzie musiał opuścić Sonyę i pozostawić ją samą z jej bólem i martwym Julio, bo przecież jest ścigany przez policję i nie może się pokazywać. Ale na razie nie potrafił tego zrobić, co prawda w tej chwili był bezpieczny, ale w głębi duszy nie chciał porzucać tej wrażliwej dziewczyny samej sobie. Była taka zrozpaczona, że mącił jej się umysł, Ricardo przez moment miał wrażenie, że dziewczyna po prostu zwariuje. Jakakolwiek próba kontaktu z jego strony spełzała na niczym, jedynym dźwiękiem, jaki co jakiś czas wydawała, było imię ukochanego. Ricardo podczas jazdy zdołał jakoś opatrzyć własną ranę, ale ze zgrozą patrzył, jak opatrunek nasiąka nową krwią.
W ten sposób dojechali prawie do przedmieść. Tu Ricardo się zatrzymał. Obrócił do Sonyi i powiedział:
– Musisz…musisz mi wybaczyć, ale zostawię ci samochód, a sam się ulotnię. Nie jestem…zbyt mile widziany w mieście.
Jej spłoszone oczy i nieme pytanie “dlaczego” sprawiło mu ból w sercu – ale czy miał wyznać jej prawdę? Przynajmniej złapała jakiś kontakt, ale na pewno nie na taki liczył, nie na ten wyrzut w spojrzeniu.
– Ja…są pewni ludzie, którzy nie tolerują…ja…ech, cóż będę ukrywał, stary Ricardo ma na sumieniu kilka przestępstw, niegroźnych, ot jakieś kradzieże, czy włamania, ale i za to policja lubi ścigać. Uciekłem podczas przewozu do więzienia, ot co.
Przestępca! Rozszerzone źrenice świadczyły o ogromnym strachu dziewczyny. Ricardo pluł sobie w brodę – świetnie, teraz na pewno przyczynił się do jej szaleństwa!
– Słuchaj, mała, nie bój się mnie, nikogo nie zabiłem, ani nic w tym rodzaju. Ja jestem z tych drobnych przestępców, co to zadowalają się kasą, nie zwłokami, czy dręczeniem ludzi.
Sprawiała wrażenie, jakby miała zaraz wyskoczyć z samochodu i uciec, ale powstrzymywała ją przed tym niechęć pozostawienia ciała Julio samego. Gdyby nie to, już dawno by stąd uciekła!
– W porządku, to ja wysiadam – powiedział Ricardo. – Tutaj masz kluczyki, jak znajdę jakiś telefon, to powiadomię twoją rodzinę, ale nie jestem pewien, czy będę w bardziej uczęszczanych miejscach. Mówiłaś, że możesz sama prowadzić, to dobrze, w takim razie dasz sobie radę.
Z ciężkim sercem rzucił jej kluczyki, które upadły na podłogę pojazdu, wysiadł i zatrzasnął za sobą drzwiczki. Uczynił kilka kroków i obejrzał się. Sonya nadal siedziała bez ruchu tak, jak ją zostawił.
– I co ja mam z tobą zrobić, dziewczyno? – westchnął. – Mam zawieźć cię do twojej rodziny i oddać się tym samym w łapy policji? A tamci na pewno wiedzą, jak traktuje się takich, jak ja, jeden już mało życia ze mnie nie wytrząsnął, mam wrócić do tych diabłów?
Jakiś głos zakłuł go w sercu: “Ona po ciebie wróciła”. Fakt. Kiedy mało nie upadł, trzymając ostrze noża przy szyi Mario, Sonya wróciła po niego i tylko dzięki tej dziewczynie Ricardo nadal żył. Gdyby go wtedy zostawiła, na pewno upadłby, a Mario by to skrupulatnie wykorzystał.
– O mamusiu, czy ja się zawsze muszę w coś wplątać? Twój biedny synek chyba jest skazany przez swoją głupotę – pomodlił się do dawno zmarłej matki, którą bądź co bądź bardzo kochał i skierował swoje kroki z powrotem do samochodu.
Koniec odcinka 71 |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:45:40 12-09-08 Temat postu: |
|
|
A więc Maria już nie wskrzesisz - zakończenie miłości jego i Sonyi było piękne - cudownie to opisałaś
Straciłam resztki sympatii do Andrei - jej mąż leży umierający w szpitalu, a ona śmieje się razem z Carlosem ?
Co do Veronici, to już od jakiegoś czasu podejrzewam kim jest |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:41:28 12-09-08 Temat postu: |
|
|
Lilibeth napisał: | A więc Maria już nie wskrzesisz - zakończenie miłości jego i Sonyi było piękne - cudownie to opisałaś
Straciłam resztki sympatii do Andrei - jej mąż leży umierający w szpitalu, a ona śmieje się razem z Carlosem ?
Co do Veronici, to już od jakiegoś czasu podejrzewam kim jest |
Julia, jak juz . Dziekuje za pochwale, wlozylam w to wiele serca...ech, trudno jest usmiercac postac, ktora sie lubi...
Napisz mala czcionka, kim wg Ciebie jest Veronica . |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:06:28 12-09-08 Temat postu: |
|
|
oj, Julia, tak, przepraszam za pomylke ;D ja po prostu tak chcę, żeby coś się stało Mariowi, że aż to piszę
Sądzę, że Veronica jest matką braci de la Vega, lub jednego z nich - bo tego nie wyjaśniła |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:47:25 12-09-08 Temat postu: |
|
|
Lilibeth napisał: | oj, Julia, tak, przepraszam za pomylke ;D ja po prostu tak chcę, żeby coś się stało Mariowi, że aż to piszę
Sądzę, że Veronica jest matką braci de la Vega, lub jednego z nich - bo tego nie wyjaśniła |
Cos nie lubisz Mario .
Zajrzyj tutaj i skomentuj:
[link widoczny dla zalogowanych]
A oto najnowszy odcinek...
----------------------------------------------------
Odcinek 72
Pokojówka w rezydencji Santa Maria rzadko oglądała telewizję, bo nie miała na to czasu, dlatego tylko zdziwiła się lekko, gdy do drzwi domu zadzwonił jakiś zmęczony, obdarty i krwawiący z jednego boku człowiek.
– To dom państwa Santa Maria, prawda? – zapytał przybysz.
– Tak, a o co chodzi?
– Proszę powiadomić państwa, że przywiozłem Sonyę, córkę Carlosa i…ciało jej chłopaka. Oboje zostali porwani i tylko jej udało sie przeżyć, ale jest w ciężkim szoku.
– Co tu się dzieje? – rozległ sie poważny głos Felipe, który właśnie zszedł na dół.
Ricardo powtórzył opowiadanie, przy okazji spostrzegając kątem oka nadchodzącą młodą, ubraną w czerwoną suknię kobietę. Była to Viviana.
– Moja córka została porwana? – to jedyne, co zdołała wypowiedzieć, zanim opadła na fotel. – Felipe, proszę… – wydusiła z siebie.
– Zaraz się wszystkim zajmę – obiecał szwagier i faktycznie, za kilka sekund wydał polecenia służbie. Sonyę ulokowano w jej pokoju, Viviana zdecydowała się przy niej czuwać, bo dziewczyna w ogóle nie kontaktowała. Ciało Julio wniesiono do jednego z nieużywanych pokoi, Felipe - jak tylko sytuacja się choć trochę uspokoi – miał zadzwonić do odpowiednich osób, by zajęli się chłopakiem.
Ricardo chciał się wycofać i jak najszybciej wrócić do jednej ze swoich kryjówek, ale Felipe zatrzymał go:
– Nie, tak być nie może, uratował pan życie mojej bratanicy, musimy się panu odwdzięczyć. Clara, podaj panu herbatę i przypilnuj, by miał wszystko, czego potrzebuje, ja zaraz wracam, powiadomię tylko rodzinę Ramireza, by zabrali ciało syna.
– Nie, nie ma takiej potrzeby, nie zrobiłem nic wielkiego i…
– Mój szwagier ma rację, musi pan zostać – przeszkodziła mu Viviana, która nagle pojawiła się wśród nich. – Sonya dostała sporą dawkę środka na uspokojenie i mocno śpi, Clara przy niej siedzi. Dzwoniłam już do lekarza, zaraz tu będzie.
– To świetnie – podniósł się Felipe. – Zostań z naszym drogim gościem, a ja zaraz wracam. A właśnie, nie przedstawił się nam pan – jak zwie się dobroczyńca naszej rodziny?
– Ja…yyy…Federico Martinez – wydukał Ricardo.
– Proszę na mnie zaczekać, panie Martinez, zaraz porozmawiamy o pańskiej nagrodzie – uśmiechnął się Felipe i oddalił.
Ricardo coraz szybciej biło serce. Pomijał już fakt zaskoczenia, że matka mogła zostawić córkę samą po takich przeżyciach, ale nie to było najważniejsze – każda sekunda w tym domu zbliża go do znalezienia się w więzieniu! Wystarczy, że ktoś go rozpozna i…
Viviana jakby wyczuła, że gość się spieszy i zatrzymywała go za wszelką cenę. Robiła to naturalnie, była miła, ale co z tego, skoro mogła nieświadomie przyczynić się do aresztowania Ricardo?
Felipe Santa Maria chwycił za słuchawkę telefonu w swoim gabinecie i wybrał numer.
– Dzień dobry, chciałbym rozmawiać z komisarzem Bertollo. Dziękuję.
Po krótkiej chwili oczekiwania powiedział:
– Witam, komisarzu. Zapewne będzie pan zainteresowany tym, co mam do powiedzenia…
Ricardo zaczynał się coraz bardziej niecierpliwić. Miał już praktycznie przerwać Vivianie w pół słowa i po prostu wyjść, kiedy zjawił się Felipe.
– O, jest pan jeszcze, jak to dobrze. Musimy przecież odpowiednio się panu odwdzięczyć, prawda, droga bratowo?
Czy Ricardo się wydawało, czy zauważył jakiś dziwny błysk w ich oczach? Nie, pewnie jest przewrażliwiony i…
– Nagrodzie? Ależ nie trzeba, ja…
– Jest pan bardzo skromny, jak widzę – Felipe nie dał się przekonać. – Wydałem już odpowiednie polecenia, za kilka minut zjawi się tutaj pańska nagroda, zaręczam, że będzie obfita.
Te uśmieszki, czy tylko się Ricardo wydawało, czy oni naprawdę coś knuli?
W końcu się zdecydował – nie może już więcej czekać! Wstał i przerwał rozmowę:
– Może następnym razem, bardzo mi przykro, ale się spieszę i…
– Jaka szkoda – odparł Felipe, ale w jego oczach nie było widać smutku, ale zadowolenie, jakby…spodziewał się czegoś?
Ricardo odetchnął z ulgą i podszedł do drzwi. Na szczęście nic się nie stało, ale musi bardziej uważać, mógł znaleźć się w więzieniu i…
Rozmyślania przerwało mu to, co zobaczył na progu. Stał jak zaczarowany, gdy znajdujący się tuż przed nim jeden z dwójki policjantów powiedział te krótkie zdania:
– Pan Ricardo Rodriguez? Jest pan aresztowany.
Hector Perez układał sobie po drodze mnóstwo zdań, ale żadne mu nie pasowało. Bo jak miał się zapytać syna, dlaczego okłamał wszystkich o losie jego brata? Wiedział jednak, że nie uniknie tej rozmowy, że będzie musiał ją przeprowadziać, bał się tylko, że najbardziej ucierpi na tym nie Luis i nawet nie sam Hector, a Sandra, ta delikatna kobieta, która tak bardzo kochała Luisa. Wszedł do domu z ciężkim sercem i od razu udał się do żony.
– Co ty mówisz? – najpierw niedowierzała, nie mieściło jej się w głowie, że chłopiec byłby zdolny do czegoś tak potwornego.
Hector usiadł obok niej i wziął Sandrę za rękę.
– Mnie też trudno było w to uwierzyć, ale policja wszystko potwierdziła. Nikt z nich nie dzwonił do Luisa w sprawie śmierci jego brata. Komisarz przypuszcza, że Antonio żyje i chłopiec zrobił nam po prostu głupi kawał.
– Ale…nie rozumiem…To nie może być prawda, nasz chłopak nie byłby w stanie…
– Jak widzisz, byłby. Obraził się na Antonia, kiedy ten odszedł od niego w szpitalu i być może w ten sposób Luis próbował wymazać go ze swego życia.
– Ale dlaczego…tak okrutne kłamstwo? Wiedziałam, byłam pewna, że coś jest nie tak, ale nie spodziewałam się czegoś tak potwornego! Musimy z nim natychmiast porozmawiać.
– Co to da? Chcesz go przekonać, żeby wybaczył bratu? Nie sądzę, żeby ci się to udało. To, co wstąpiło w Luisa, to coś o wiele mroczniejszego, niż ci się wydaje. Sądzę, że to…nienawiść.
– Nienawiść? Dwunastoletni chłopak nienawidzi swojego brata?
– Ale to prawda, Sandro. Nasz syn, Luis, nie jest już tym samym słodkim dzieckiem, jakie znaliśmy.
– Ja tego tak nie zostawię! Idę z nim porozmawiać! – wstała, by udać się do pokoju chłopca.
– Pójdę z tobą – Hector również wstał, chociaż bez wiary w powodzenie tej rozmowy.
“Aresztowany”. A jednak. Rodriguez wiedział, że Felipe coś knuje, że nie jest do końca szczery, że coś ukrywa, ale nie spodziewał się, że wyda go policji i to po tym, jak uratował Sonyę!
– Nie gap się tak! – podniósł głos mundurowy. – Dawaj ręce, tym razem nam nie uciekniesz!
Za kilka chwil kajdanki ponownie zatrzaskiwały się na nadgarstkach Ricardo. Viviana i Felipe wyglądali jak koty, które właśnie zjadły tłustą mysz. Oboje od razu poznali uciekiniera, specjalnie wszystko zaaranżowali tak, żeby nie wyszedł przez przyjadem policji. Co tam wdzięczność, zrobił swoje, to fakt, ale do więzienia iść musi!
Nagle wszycy drgnęli, w tle rozległ się drżący głos postaci, która zjawiła się na parterze. Z tyłu szła zaskoczona Clara, nie sądziła, że Sonya tak szybko się obudzi, wstanie i zejdzie na dół, zanim służąca zdąży ją zatrzymać.
– Co tu się dzieje? I dokąd go zabieracie?
To policjant odezwał się pierwszy:
– Panienko, ten człowiek to groźny przestępca, Ricardo Rodriguez. Niedawno uciekł podczas przewozu do więzienia, ale na całe szczęście rodzina panienki rozpoznała go i nas zawiadomiła.
– Moja…rodzina…wydała go policji?
– Zgadza się, panienko – powtórzył nadal ten sam policjant, drugi tylko beznamiętnie się przypatrywał.
– Ale on…uratował mi życie! – ostatnie słowa przerodziły się w krzyk.
– Przykro mi, panienko. To na pewno będzie okoliczność łagodząca, ale nie możemy pozwolić, żeby włamywacz i zabójca chodził wolny po świecie.
“Zabójca”? To słowo zadźwięczało jej w uszach i zderzyło ze wspomnieniem słów Ricardo: “Słuchaj, mała, nie bój się mnie, nikogo nie zabiłem, ani nic w tym rodzaju. Ja jestem z tych drobnych przestępców, co to zadowalają się kasą, nie zwłokami, czy dręczeniem ludzi. Nie miała jednak teraz czasu się nad tym zastanawiać.
– Nie możecie tego zrobić! – coś dziwnego działo się z jej umysłem, wiedziała tylko, że nie może pozwolić na aresztowanie Rodrigueza.
– Musimy, panienko, a teraz przepraszam, czas nagli.
Obaj policjanci odwrócili się, popychając przed sobą Ricardo w stronę radiowozu. Jednak zanim drzwi zamknęły się za nimi, Sonya skoczyła w ich stronę, uwieszając się ramienia policjanta, który prowadził więźnia:
– Zostawcie go! To dobry człowiek, nie wierzę, że kogoś zabił, uratował mnie, uratował mi życie, zostawcie go!
Jej nagła reakcja była zapewne spowodowana szokiem po śmierci Julio, ale i po części jeszcze jedną sprawą – wraz ze śmiercią Ramireza straciła kogoś bliskiego, nie może teraz pozwolić sobie na utratę…przyjaciela?
– Puście go, nie pozwolę wam, puście go, jestem Santa Maria, każę wam…!
Policjanci z łatwością odsunęli ją od siebie i skierowali się do samochodu. Jedyne, co zobaczyła, to smutne oczy Ricardo, patrzące na nią, jakby się żegnali na zawsze.
– To dobry człowiek! – krzyczała Sonya, zanim nie utonęła w ramionach matki, prowadzącej ją znów do pokoju. Tam miały oczekiwać na przybycie lekarza. Poda dziewczynie środek uspokajający i ta zapomni o wszystkim choć na krótką chwilę…
Koniec odcinka 72 |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:51:00 12-09-08 Temat postu: |
|
|
Dubel - do usunięcia.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 23:50:17 12-09-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:23:46 13-09-08 Temat postu: |
|
|
Nowe promo skomentowane
Viviana i Felipe chyba nigdy się nie zmienią
Myślę, że Sonya za wszelką cenę będzie chciała pomóc Ricardo, a nawet.. a nie, przeciez on jest niedoszłym księdzem i gejem, a ona wdową.. ale wszystko możliwe
W odcinku brakuje mi Veronicy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|