|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ginger88 King kong
Dołączył: 22 Lut 2008 Posty: 2133 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:18:12 18-04-08 Temat postu: |
|
|
Piękne odcinki. Wreszcie Andrea zdała sobie sprawe z tego co czuje... Najbardziej oczywiście czekałam na to, kiedy do Carlosa dotrze co tak naprawdę czuje - no i proszę - coś zaczęło mu świtać
Liczę oczywiście na to, że jednak dojdzie do spotkania Andrei i Carlosa. Ciekawa jestem co on zamierza jej powiedzieć? Pewnie nie wyzna jej, że czuje do niej hm..."coś specjalnego", bo to by było za proste... Chociaż...w telenoweli wszystko może się zdarzyć!
Udana telka! Z góry psieplasiam, że nie komentuję za każdym razem, ale z braku czasu często tylko sobie szybciutko czytam...
Czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
green_tea Wstawiony
Dołączył: 08 Mar 2007 Posty: 4736 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 7:15:13 19-04-08 Temat postu: |
|
|
Carlos zdal sobie sprawe,ze czuje cos do Andrei Wreszcie;))Mysle,ze Juan przesadza.Zachowuje sie jakby Carlos byl jakims potworem.Uwodzicielem,dobre.Mocno przesadzil,musze przyzanc,ze wkurzyl mnie w tym odc:)Oby sie opamietal i powiedzial mu gdzie jest Andrea. |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 9:12:49 19-04-08 Temat postu: |
|
|
NO też mam nadzieję, że powie mu gdzie jest Andrea |
|
Powrót do góry |
|
|
justysiek21 Komandos
Dołączył: 24 Lut 2008 Posty: 637 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: 9:21:30 19-04-08 Temat postu: |
|
|
ja też |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:20:32 19-04-08 Temat postu: |
|
|
Juan sie zdenerwowal, bardzo kocha siostre i bedzie dusil kazdego , kto ja skrzywdzi - w koncu maja tylko siebie. Fakt, ze przesadzil, ale zrobil to z milosci do niej.
Carlos...Czasami najprostsze rzeczy najtrudniej zrozumiec, do niej juz dotarlo, do niego powoli dociera (a pamietacie, jak Andrea podkochiwala sie w Felipe? . A czy dojdzie do spotkania...Juan bywa uparty .
ginger88 - Nic sie nie stalo, dziekuje, ze mnie czytasz .
--------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 11
- Nic ci nie powiem! - powtórzył rozwścieczony Juan. - Przyszedłem dać ci w gębę i więcej mnie nie ujrzysz!
Brat Andrei wyszedł, trzaskając drzwiami. Miał zamiar szybko opuścić ten dom upiorów, jak go w myślach nazywał, zbiegł na dół, ale prawie wpadł na wracających z rodzinnej wycieczki Felipe, Vivianę i Sonyę. Zagrodzili mu drogę, a Felipe zapytał:
- Kim pan jest, u diabła?
- Cała zgraja potworów się zebrała, jak widzę! Proszę mnie wypuścić, Carlos Santa Maria już otrzymał to, na co zasłużył.
- To, na co zasłużył? A na cóż takiego zasłużył mój brat? - Felipe powinien zacząć się bać o Carlosa, w końcu obcy człowiek właśnie krzyczy, że coś zrobił z Carlosem Santa Maria, ale starszy z braci wcale się młodszym nie przejmował.
- Na pogardę! Wykrzyczałem mu w twarz całą krzywdę, jaką wyrządził mojej siostrze!
- Zaraz, zaraz! - Felipe złapał Juana za ramię. - Kim jest pańska siostra?
- Następny niedomyślny! Pański braciszek wyrzucił Andreę, która na domiar złego szaleńczo się w nim zakochała - tu akurat Juan trochę przesadził, ale prawdą było to, że miłość do Carlosa rosła w Andrei z każdą chwilą.
- Już rozumiem...Mówiła mi kiedyś o panu. Niech pan siada, porozmawiamy.
- Nie będę z nikim rozmawiał! Wychodzę i...
Viviana wreszcie odzyskała głos:
- Wtargnął pan do naszego domu i mogłabym wezwać policję, ale zamiast tego coś panu zaproponuję. Opowie nam pan wszystko o tym, o czym przed chwilą pan wspomniał. Mój mąż zachował się podle i ma teraz wyrzuty sumienia. Proszę dać mu szansę.
- Żadnej szansy mu nie dam! To bydlę!
- Ejże, chłopcze, panuj nad nerwami - Felipe prawie zmusił go do usiądnięcia na krześle, rękę miał mocną. - O co chodzi z tą miłością i gdzie jest Andrea?
- Przy mnie, gdzie nic jej nie grozi! Załatwiłem jej posadę pokojówki w domu, gdzie i ja pracuję. Wyznała mi, że zakochała się w tym idiocie, ale ja nie pozwolę, by znów się z nim spotkała. Powiedziałem właśnie pańskiemu bratu o wszystkim, niech wie, jak ją skrzywdził, ale ona jest szczęśliwa w rezydencji Monteverde i...
- Czekaj! Nie pędź tak! Chcesz powiedzieć, że Andrea kocha Carlosa, on już o tym wie i wie też, że ona pracuje jako pokojówka u jego śmiertelnego wroga? - Felipe starał się ogarnąć nadmiar informacji.
- Nie, to nie tak. Nie wie, gdzie ona pracuje. Nie powiedziałem mu, choć mnie błagał. Reszta się zgadza.
- Błagał? - Viviana prawie wypluła to słowo. - A czy mówił, że też ją kocha?
- Nie. Tylko, że chce jej powiedzieć coś ważnego. Gdyby powiedział, że ją kocha, zabiłbym go za to kłamstwo! Jest żonaty z panią, poza tym wyrzucił moją siostrę na bruk i to niewinnie!
- Monteverde...Proszę, proszę - Felipe miał zamiar parsknąć śmiechem, ale się opanował. - Mam prośbę - przyprowadź ją tutaj, niech porozmawia z Carlosem.
- Nigdy w życiu! Żeby znowu ją skrzywdził?!
~ Kombinuj, Felipe, myśl, czy opłaca ci się doprowadzić do ich spotkania, myśl, Felipe, myśl - takie rozważania przebiegły teraz przez umysł starszego brata. Głośno zaś powiedział:
- Daj mu szansę. Jeśli kochasz siostrę, pozwól jej spotkać się z ukochanym jeszcze raz. Potem będzie żałować, że tego nie zrobiła, a tak będzie miała spokojne sumienie. Będzie ci za to wdzięczna. Upewni się, że Carlos jej nie chce, że przecież ma żonę, którą kocha i dzięki temu łatwiej będzie Andrei i o nim zapomnieć.
Juan jeszcze się wahał.
- Chyba ma pan rację...Ale co będzie, jeśli znowu ją zrani?
- Możesz przyjść razem z nią - rozłożył ręce Felipe. - Ale uwierz mi, tak będzie lepiej.
- Dobrze, przyprowadzę ją - zgodził się wreszcie Juan.
Kiedy brat Andrei wyszedł, Sonya zapytała:
- Wujku, nie rozumiem. Dlaczego tak ci zależało na przyjściu tej kobiety?
- Jeśli Carlos znów ją przyjmie, spróbujemy ponownie go zabić i potem będzie doskonały motyw - powiemy, że zorientowała się, że on nigdy nie zostawi twojej mamy i dlatego go zabiła.
- A jeśli ojciec zakocha się w tej...dziwce?
- A kto się o tym dowie? Wtedy zrobimy tak samo, jak powiedziałem wcześniej - że to ona go uśmierciła z zazdrości o Vivianę. Carlos nie będzie już żył, nie zaprzeczy.
- Andrea może nie chcieć tu wrócić, tym bardziej nie wiem, co zrobi ojciec, jak dowie się, gdzie ona pracuje. Będzie mówił o zdradzie i takie tam.
- To jeszcze lepiej. Jeśli się pokłócą i tak wykonamy nasz plan, a policji powiemy, że Andrea przeszła na stronę wroga i dlatego zabiła mojego brata. Uwierz mi, Sonyu, twój ojciec już nie żyje.
- Dzięki Bogu - westchnęła dziewczyna i udała się do swojego pokoju. Viviana poszła na górę, poinformować męża o porozumieniu z Juanem. Zastała Carlosa bardzo wzburzonego, wyglądał podobnie, jak w dniu odwiedzin Gregoria Monteverde, ale jeszcze się nie dusił.
- Viviana ! Był tu Juan, brat Andrei i...
- Cii, kochanie, tak, wiem. Spotkaliśmy się z nim na dole. Uspokój się, Felipe go przekonał, przyprowadzi tu siostrę.
Uspokoił się w jednej chwili.
- Naprawdę?
- Tak, skarbie. Pewnie jutro tu przyjdzie.
Wiadomość o miejscu pracy Andrei Orta skrzętnie ukryła. Chętnie zobaczy minę męża, gdy on się o tym dowie!
- Podziękuj mu ode mnie. Oboje jesteście wspaniali. A...Sonya? Przyjdzie dziś do mnie?
- Na pewno, ale teraz musi coś zrobić w swoim pokoju. Chyba rozmawia z Juliem. Obiecała, że kiedyś go poznasz, to miły chłopak.
- Powiedz jej, że ją kocham. Zreszta ciebie też. Was wszystkich. Nigdy nie zapomnę tego, co dziś dla mnie zrobiliście.
Stała chwilę bez ruchu, a potem przyszła jej do głowy dziwna myśl. Carlos Santa Maria. Jej mąż. Zawsze wierny, jak pies. Kochający, uczciwy, dobry, czuły...i taki głupi! Pocałowała go w usta, udając namiętność. Ostatni pocałunek...Pogardliwy, nienawistny, nieszczery, fałszywy. Pocałunek diabła. Pocałunek samego zła. Potem wyszła.
Andrea z ulgą przyjęła powrót brata.
- Gdzie byłeś? Tak bardzo się martwiłam!
- U Santa Maria. Powiedziałem mu, co o nim myślę.
Zabrakło jej tchu.
- Widziałeś Carlosa? Jak on się czuje?
- Taak, widziałem twojego Carlosa - podkreślił "twojego" ze złością. - Dupek jeden. Myślał, że powiem mu, gdzie jesteś, bo on mnie o to błaga!
- Błagał cię...? Błagał, żebyś powiedział, gdzie jestem? - serce zaczęło jej walić. - Dlaczego?
- Bo podobno chce cię przeprosić. Ja mu nie ufam. Ma złe oczy. Jego rodzinka też. I rzekomo chce ci powiedzieć coś ważnego.
- Coś ważnego? - wyszeptała. Setki możliwości, setki przypuszczeń. Co on chce jej powiedzieć? Czyżby...nie, to niemożliwe, kocha żonę i...A jeśli? - Juan! Natychmiast opowiedz mi o wszystkim!
- Jeśli liczysz na to, że odwzajemnia twoje uczucie, to się rozczarujesz. Pewnie sumienie go gryzie, jeśli je w ogóle ma. W co wątpię. Ale jego brat mnie przekonał. Podobno będziesz mi wdzięczna za to, że pozwoliłem ci się przekonać na własne oczy, że Carlos ma żonę i kocha ją, a nie ciebie. Możesz do niego iść, jeśli chcesz.
Streścił jej wizytę w domu Santa Maria.
- Zrobiłeś to? Powiedziałeś mu, że go kocham? Jak mogłeś! Zaufałam ci, a ty...Teraz na pewno już nigdzie nie pójdę! Przecież mnie wyśmieje, ja - służąca, on - pan domu. Jak spojrzę mu w oczy?!
- Zrobisz, jak zechcesz. Według mnie powinnaś o nim zapomnieć. Inaczej będziesz cierpieć. Lepiej jednak szybciej zabić tą miłość, niż umierać z bólu. Idź, siostrzyczko. Niech powie ci, co ma do powiedzenia i zniknie z twojego życia na zawsze.
Tej nocy Carlos nie mógł zasnąć, ale z zupełnie innego powodu, niż dotychczas. Uśmiechał się szeroko i rozmyślał. Andrea! Jutro przyjdzie jego opiekunka i będzie mógł prosić ją o wybaczenie! Jego Andrea...
Godziny wlekły mu się niemiłosiernie, aż w końcu usłyszał upragnione pukanie do drzwi. Zdenerwowany i przejęty - nie miał pojęcia, co się z nim działo, ale było to miłe uczucie - powiedział "Proszę" i już za chwilę ją ujrzał. Była piękna. Ubrała jedną z najpiękniejszych sukienek, jakie miała - były skromne, ale dzięki jej krawieckim zdolnościom robiły wrażenie - a jej pewny krok dodawał tylko uroku i efektu.
- Chciał mnie pan widzieć, panie Santa Maria? - zapytała.
- Andrea...Moja najdroższa przyjaciółko...- wyciągnął do niej rękę.
Koniec odcinka 11
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 13:03:10 20-04-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:57:25 19-04-08 Temat postu: |
|
|
Śliczny koniec
I wogóle cały odcinek
Carlos i Andrea spotkali się Tak się cieszę
zobaczymy co z tego wyjdzie
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilly_Rose Mocno wstawiony
Dołączył: 14 Mar 2008 Posty: 6981 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: z Czarnej Perły :P:P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:06:20 20-04-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek przepiękny Najlepsza końcówka.
Ciekawe czy Andrea wróci do pracy u Carlosa??
S&V&F są okropni...Tak kombinują, chcą zabić Carlosa a on jest w Vivianie i Sony ślepo zakochany...nie widzi tego co oni mu robią
Mam nadzieję że przejrzy na oczy w porę, zanim będzie za późno...
Czekam na new.
Pzdr:* |
|
Powrót do góry |
|
|
marlienkaa Idol
Dołączył: 21 Sie 2007 Posty: 1024 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: housik
|
Wysłany: 18:23:08 20-04-08 Temat postu: |
|
|
Nareszcie znalazłam Twoją telke. Super jest. Jak czytałam o próbie morderstwa Carlosa to mnie ciarki przeszły. Masz talent. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:44:56 22-04-08 Temat postu: |
|
|
Ja - talent? Nieprawda . Ale dziekuje wszystkim Czytelniczkom za mile slowa . Przepraszam ze wcozraj nie bylo odcinka, najgorsze dla autora jest miec pomysl, wene i...nie miec czasu przalac tego na monitor. Dzis kolejny odcinek, przekonacie sie, jak spotkanie wplynelo na Carlosa i Andree - tak jakos zaznacze, ze przez przypadek piszac ten i poprzedni odcinek wlaczyla mi sie piosenka Alejandro Fernandeza z tekstem w stylu "Nie odchodz, bo umre, nie odchodz, prosze cie". Niezly przypadek, ale powiem szczerze, pisalo mi sie jeszcze lepiej, bo byla jakos tak pod temat .
--------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 12
Jej wzrok! Mój Boże! Jej oczy! To spojrzenie...Nie, na pewno się myli, być może to wina światła, albo jego oczy są pod wrażeniem i dają mu złe świadectwo - ale czemu ono nie znika, czemu wciąż wydaje mu się, że...
- Musiał mnie pan z kimś pomylić, panie Santa Maria - przerwała jego rozmyślania. - Istotnie, nazywam się Andrea, ale nie jestem pańską przyjaciółką i nigdy nią nie byłam. Poza tym pracuję jako pokojówka, nie mam prawa równać się z takim panem, jak Santa Maria. Tym bardziej więc wnoszę, że to pomyłka.
Przez moment stracił mowę, ale jeszcze łudził się, że to żart, ewentualnie krótkotrwała zemsta za złe traktowanie i zaraz będą rozmawiać tak, jak to czynili do tej pory. Spróbował więc jeszcze raz:
- Andreo, wiem, że źle zrobiłem i chciałbym cię przeprosić. Nie miałaś nic wspólnego z tym wypadkiem przy basenie, opiekowałaś się mną cały czas lepiej od...od wszystkich - jakoś wolał uniknąć stwierdzenia, że lepiej od własnej rodziny. - Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię, nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Tak bardzo pragnę powrotu naszej przyjaźni, powrotu ciebie tutaj...Czy jesteś w stanie wybaczyć swojemu niedobremu przyjacielowi, który zbłądził? - nadal trzymał wyciągniętą rękę, w oczach miał prośbę.
Serce. Serce ciągnęło jej dłoń, by mu ją podała i zapomniała o wszystkim. Nie zrobiła tego. Za to mózg przypomniał oskarżenia, przypomniał wszystko, co złe. Dlatego usta wyrzekły:
- Nie mam panu nic do wybaczenia, panie Santa Maria.
Te słowa wywołały uśmiech nadziei w oczach Carlosa. A te ją zgasiły:
- Bardzo ceni pan swoją rodzinę i ma pan rację - ci ludzie na pewno chcą pana dobra, w końcu w swojej łaskawości pozwolili panu mieszkać na piętrze, by miał pan wgląd w ich życie, by brał pan udział we wszystkim, co dzieje się w pańskim domu - Andrea sama się sobie dziwiła, skąd biorą się te kpiny na jej wargach, nie podejrzewała samej siebie, że potrafi aż tak ranić...ale bardzo się jej to zaczynało podobać. Mówiła więc dalej:
- Przecież komuś, kto nie może chodzić, na pewno łatwo jest obserwować parter i świat, nigdy nie opuszczając pokoju, a to właśnie działo się dzięki pańskiej żonie przez dwa lata. Skoro tak bardzo ich pan kocha i nie widzi, co panu robią żona, córka i brat, dla mnie tutaj nie ma miejsca. Padło tutaj wiele słów o przyjaźni - czyż przyjaciel traktuje bliską sobie duszę tak okrutnie, mimo, że nigdy się na niej nie zawiódł, broniąc jednocześnie prawdziwie złych ludzi? Nie będę zajmować panu więcej czasu, panie Santa Maria, obowiązki mnie wzywają.
- Zaczekaj...Wiem, zachowałem się strasznie, masz rację w tych gorzkich słowach, ale chcę, byś wiedziała, że nigdy nie byłem tak szczęśliwy, jak przez te kilka dni, kiedy się mną opiekowałaś. Wiem, że w głębi duszy też za tym tęsknisz. Andreo...Twój brat, Juan, powiedział mi, co do mnie czujesz. Ja...Kocham Vivianę, wiesz o tym, ale nie mogę zapomnieć twojego uśmiechu, głosu, ciepła...Proszę...Proszę, nie opuszczaj mnie. Bez ciebie jestem taki samotny...
- Samotny? Z taką rodziną? Której pan tak bronił? Proszę opuścić rękę, bo w końcu pana zaboli. Juan musiał coś pokręcić, jedyne co do pana czuję, to szacunek jak do kogoś o wyższej pozycji, niż ja. Ale miłość? O, z całą pewnością nie. Moje serce bije dla kogoś, owszem, ale to dobry, choć ubogi człowiek. A teraz to mi proszę wybaczyć, pan Monteverde na pewno się niecierpliwi, muszę wracać do pracy.
- Pan Monteverde? A co on ma z tym wspólnego? - głos mu się łamał. Rękę opuścił, było w tym ruchu wiele smutku, jakby wiedział, że Andrea już nie wróci.
- Pan Gregorio Monteverde to mój pan, służę u niego w rezydencji.
- Służysz u Gregoria? U mojego wroga? Czy to jakiś podły żart? Andreo, czy ty wiesz, co on mi zrobił?
- Nie mam pojęcia i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to.
- A powinno. Miałem siostrę, Felicię. Monteverde wiedział, że jest w nim zakochana, bawił się nią, a pewnego dnia po prostu ją zgwałcił. Broniła się, ale na próżno, był silniejszy. Felicia zaszła w ciążę, ale nie mogła znieść tego, co on jej zrobił i któregoś dnia się zabiła...Była w siódmym miesiącu...Jednocześnie straciłem siostrę i siostrzeńca, który nawet się nie urodził...Monteverde ma pieniądze, wykpił się od więzienia, uznano go za niewinnego. Stwierdzono, że to ona mu się narzucała! Parę miesięcy później zmarł mój ojciec, nie pogodził się z taką tragedią. Człowiek, u którego pracujesz, odebrał mi siostrę, jej nienarodzone dziecko i ojca.
Ból, ten okropny ból w oczach Carlosa! Tak bardzo pragnęła go przytulić, pocieszyć! Uczyniła nawet jeden krok w kierunku wózka, ale szybko się cofnęła. Santa Maria, pogrążony we wspomnieniach, nawet tego nie zauważył.
- To pańska wersja. Może prawda jest inna, może Felicia faktycznie była winna? - zdawała sobie sprawę, jak bardzo teraz krzywdzi ukochanego, ale ona też cierpiała, kiedy oskarżył ją, że chciała go zabić. I to tuż po tym, jak tak strasznie się o niego bała nad basenem!
- Jak bardzo się zmieniłaś, Andreo. Jak bardzo potrafisz zranić. I to w ciągu kilku dni. Monteverde dobrze cię nauczył.
- Jeśli umiem ranić, to uczyłam się od mistrza. Od pana, panie Santa Maria!
Wyszła. Powolnym, ale stanowczym krokiem zeszła na dół, mijając przyglądających się jej Vivianę i Felipe. To ten ostatni zapytał:
- Jak poszło? Pański brat mówił mi, że pani...
- Proszę się nie martwić - zwróciła się do niego Andrea. - Juan przekazał państwu błędne informacje. Owszem, jestem zakochana, ale obiektem moich westchnień nie jest z pewnością Carlos Santa Maria. Znam swoją pozycję i wiem, co dla mnie dobre, poza tym proszę wybaczyć, ale mój chłopak ma w sobie wiele ciepła - a tutaj go brak.
Zarówno Felipe, jak i Viviana byli tak zaskoczeni, że nie otworzyli ust. Dopiero po jej wyjściu mężczyzna odezwał się:
- Co za temperament. Jestem ciekaw, co powiedziała mojemu bratu.
- Na pewno nic miłego, sądząc po jej tonie. Pójdę na górę, trzeba pocieszyć załamanego mężulka.
Istotnie, stan, w jakim się znajdował, można nazwać czymś pomiędzy rezygnacją, a rozczarowaniem. Tak bardzo ważne było dla niego to spotkanie, a dowiedział się tak wielu niemiłych rzeczy! Zachowanie Andrei zrzucił na karb zdenerwowania, chociaż mocno go zraniła, ale fakt, że zatrudniła się akurat u Monteverde, pamiętając, co stało się podczas wizyty Gregoria w tym domu, nie był na pewno wynikiem stresu. Z jednej strony nie sądził, żeby Juan się pomylił, Carlos mu wierzył, jeśli chodzi o miłość Andrei, ale...Dziś dużo bardziej uwierzyłby, że dziewczyna go nienawidzi. A kiedy opowiedział jej o losie Felicii, nie dostrzegł nawet cienia współczucia, czy zrozumienia. Usłyszał tylko, że jego biedna siostra być może była sama sobie winna gwałtu! Siostra, młodsza od niego o dwa lata, od Felipe o trzy, Felicia, taka dobra i słodka, siostra, którą Carlos trzymał w ramionach, kiedy konała! Patrzyła mu w oczy i prosiła, by dbał o siebie, by nigdy nie pozwolił się nikomu skrzywdzić i by po prostu o niej nie zapomniał. Tak bardzo byli ze sobą związani, Felipe i Felicia dogadywali się mniej, ale z Carlosem zawsze doskonale się rozumieli. Pełno krwi, tak wiele krwi wypłynęło z jej żył, obok leżał nóż...Pogotowie nie zdążyło na czas.
Pamiętał też pogrzeb Felicii. Stał nad jej grobem milczący i smutny, Felipe trochę dalej, jakby chciał odsunąć się od tego, co niesie ze soba trumna - odpowiedzialności, żałoby, tragedii...pamięci. Dla Felipe zmarła siostra przestała istnieć równocześnie ze zniknięciem w ziemi, Carlos do końca życia zachowa ją w sercu. A dziś usłyszał od kogoś, kogo uważał za przyjaciółkę, od Andrei Orta, że być może jego siostra sama sprowokowała Gregoria Monteverde! To piekło, piekło bardziej, niż mogłoby się wydawać. Mimowolnie zacisnął pięści, nie chcąc płakać jak baba - tak przynajmniej sam siebie określił, kiedy łzy napłynęły mu do oczu. Powziął pewne postanowienie - Felicia prosiła go, by nikomu nie dał się skrzywdzić, więc i tak będzie! Nikt, nikt, nawet Andrea Orta - a może w szczególności ona? - nie zrani już więcej Carlosa Santa Maria!
- O, Viviano, dobrze, że jesteś - rzekł na widok żony. Glos miał normalny, nie był w nim słychać ani grama rozważań, jakie przed chwilą zakończył. - Mam ci coś do zakomunikowania.
Zdziwił ją troche oficjalny wydźwięk słów męża, ale robiła dobrą minę do złej gry.
- Zakomunikowania? Kochanie, co się stało? Czyżby wizyta tej kobiety tak bardzo cię zdenerwowała?
- Zdenerwowała? Nie. Raczej otworzyła mi oczy na pewne rzeczy. Pomóż mi zjechać na parter, Viviano. Chcę w końcu uczestniczyć w życiu mojej rodziny.
Nieświadomie wybrał idealny moment - nie wiedział, że jego żona umówiła właśnie dziś Gregorio na wizytę.
- Na parter? Skarbie, powinieneś odpocząć po tym niemiłym - jak sądzę z twojego tonu - spotkaniu. Prześpij się, pomogę ci się położyć, zajrzę za jakiś czas, jak już sobie...
- Viviano! Powiedziałem, że chcę znaleźć się na dole! - Carlos zaczynał być zły, usiłował sam wykręcić wózkiem w pokoju i dotrzeć nim do drzwi, by potem zjechać na parter. - Jeśli ty mi nie pomożesz, zrobię to sam!
- Wiesz, że nie dasz rady. Możesz sobie coś zrobić.
- Nie dam rady? Nie wiem! Skąd mam wiedzieć, skoro spędziłem dwa lata praktycznie w zamknięciu? Co by się stało, gdybym na przykład zemdlał, a któreś z was zajrzałoby do mnie po kilku godzinach?
Felipe, czekający na rozwój wypadków, zniecierpliwił się. Wiedział, że bratowa i tak mu wszystko opowie, ale wyczuwał, że dzieje się coś nieprzewidzianego i udał się do pokoju brata. Zastał dosyć nieoczekiwaną scenę.
- O, Felipe, jak miło, teraz cała rodzina mnie odwiedza, a dawniej całymi dniami patrzyłem przez okno z nudów! Może ty pomożesz mi dotrzeć na dół? Moja żona nie jest chętna, by mi pomóc.
- Braciszku? - twarz Felipe była jednym wielkim zdziwieniem, wiedział też o planowanym przybyciu Monteverde. - Przecież mówiłeś nam wszystkim, że jesteś szczęśliwy, że wolisz siedzieć tutaj, bo na dole jest tak gwarno i...
- Nie jestem zgrzybiałym starcem, żeby przeszkadzał mi hałas! Mam dopiero trzydzieści sześć lat! Odsuńcie się, poradzę sobie sam!
- Dosyć, Carlosie! - Felipe uznał, że tylko tak może załatwić sytuację. - Nie wiem, co ci powiedziała Andrea, ale uspokój się natychmiast! Zaszkodzisz sam sobie, jeśli będziesz próbował zjechać samodzielnie! Pomogę ci, pojedziemy do ogrodu, tam ochłoniesz i porozmawiamy, dobrze?
Ogród. Tyle wspomnień z Andreą.
- Dobrze, niech będzie - Carlos się zgodził, rzucając wiele mówiące spojrzenie Vivianie, kiedy ją mijali. Za kilka chwil gotujący się od wewnątrz z wściekłości Felipe był już w ogrodzie razem z bratem. Miał zamiar przetrzymać tu Carlosa tak długo, aż Viviana nie da mu znaku, że Monteverde był i poszedł.
Gregorio zawitał kilka minut później, gdyby Felipe nie działał zdecydowanie, na pewno doszłoby do spotkania Carlosa z Monteverde. Na szczęście dla Viviany Gregorio wszedł do środka niezauważony. Powitała go serdecznie i od razu poprosiła Sonyę. Ta przyszła, przywitała się z Monteverde i czekała, aby dowiedzieć się, po co ją wezwano.
- Córeczko - rozpoczęła Viviana. - Twój wujek i ojciec są w ogrodzie, Carlos po wizycie Andrei oszalał i nagle kazał zawieźć się na dół. Felipe zabrał go do ogrodu, żeby nam nie przeszkadzał.
- Andrea musiała mu nieźle zaleźć za skórę - skwitowała Sonya.
- Pewnie tak, być może się pokłócili, z tego, co wiem, wygarnęła mu co nieco. Ale nie o tym chcę mówić. Znasz już pana Monteverde, prawda?
- Owszem.
Gregorio podczas tej rozmowy cały czas się uśmiechał. Nie tylko do Sonyi, ale i słuchając wyjaśnień Viviany, jakich ta udzielała córce i wyczuwając pogardę dla własnego męża w głosie żony Carlosa.
- Przyszedł tutaj, by powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Wiemy o tym tylko on, twój wujek i ja. Teraz dowiesz się ty.
- Chwileczkę - Gregorio zatrzymał na moment Vivianę. - Powiedziałaś Felipe?
- Tak, on jest godny zaufania. Wie o tym od lat i nie pisnął ani słówka.
- Stary dobry Felipe, zawsze był po naszej stronie. Sonyu - wstał i zwrócił się uroczyście do dziewczyny - nadszedł czas, byś usłyszała prawdę. To nie Carlos Santa Maria jest moim ojcem. To ja nim jestem.
Oczekiwał zaskoczenia, zdziwienia, chociaż nie niechęci - wiedział, jak Sonya gardzi cżłowiekiem, którego do tej pory uważała za ojca. Na pewno nie będzie żałować, że jednak nim nie jest, że jej prawdziwym rodzicem jest Gregorio. Ale ta reakcja całkowicie go zaskoczyła:
- Pan - moim ojcem? Nie ten kaleka Santa Maria? Boże, to najszczęśliwszy dzień w moim życiu! - rzuciła się w ramiona Monteverde.
Ten objął ją, ale powiedział:
- Rozumiesz, że musisz utrzymać to w tajemnicy dla dobra twojego i twojej mamy, prawda?
- Oczywiście, tato, oczywiście, nie możemy stracić majątku. Usiądź, opowiedzcie mi dokładnie wszystko! Tak się cieszę, tak strasznie się cieszę!
Koniec odcinka 12
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 2:53:37 23-04-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilly_Rose Mocno wstawiony
Dołączył: 14 Mar 2008 Posty: 6981 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: z Czarnej Perły :P:P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:11:19 22-04-08 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek, Ty naprawdę masz talent
Wszystko jest tak ładnie opisane.
Twój styl pisania jest świetny i cały czas trzymasz w napięciu.
Twoja telka jest jedną z moich ulubionych na tym forum
Ale teraz przejdę do tego odcinka.
Jak zwykle bardzo mi sie podobał.
Ale Andrea bardzo mnie zdziwiła, tak nagadała Carlosowi o jego siostrze.
Biedny Felicia, Gregorio jest okropny, czuje że wyrządzi jeszcze komuś jakąś krzywdę
Sonya jest okropna... Nie lubie jej... Tak się ucieszyła że jest córka tego głupiego Gregoria.
Szkoda że Andrea nie wróciła do Carlosa, ale nie dziwie sie jej, po tym jaką ją ostatnio potraktował...
Już czekam na new!! Oby był jak najszybciej.
Pozdrawiam:*:* |
|
Powrót do góry |
|
|
ginger88 King kong
Dołączył: 22 Lut 2008 Posty: 2133 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:29:49 22-04-08 Temat postu: |
|
|
Zgadzam się - masz talent do pisania! Potrafisz fajnie wprowadzić w nastrój, wszystko jest bardzo dokładnie i plastycznie opisane - i udaje Ci się to osiągnąć bez kilometrowych opisów! Poza tym muszę dodać, że każdy odcinek mnie zaskakuje i to pozytywnie - umiesz trzymać w napięciu!
-Jeśli chodzi o ostatni odcinek, to jestem w lekkim szoku! Wiedziałam, że Sonya jest zepsuta jak jej matka, ale myślałam, że nie aż tak! Żyje w domu człowieka, którego uważa za ojca, korzysta z jego majątku, a mimo tego nie żywi do niego nawet najmniejszej sympatii. Jak mogła rzucić się w ramiona tego Monteverde? Od razu zaakceptowała go jako ojca...
-Widać, że Andrea jest naprawdę bardzo dotknięta tym, jak potraktował ją Carlos. Wygląda to tak, jakby chciała zbudować wokól siebie pancerz, który już nigdy nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić -tym bardziej Carlosowi. Moim zdaniem lekko przesadza - Carlos mógł się pomylić co do niej, bo w końcu bądź co bądź, ale nie znali się zbyt długo. Ocenił ją niesłusznie, ale odważył się na przeprosiny! Szkoda, że Andrea aż tak surowo go potraktowała...
No cóż - czekam na kolejne odcinki |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:14:15 23-04-08 Temat postu: |
|
|
Dodajecie mi sil do pisania swoimi komentarzami! Kiedy nie moge pisac na komputerze (bateria w laptopie krotko trzyma , zapisuje sobie skroty pomyslow w zeszycie, zeby nie zapomniec, bo tyle tego mam .
Slusznie podejrzewacie, Monteverde jeszcze namiesza i to mocno, to jeden z czarnych charakterow tej teli. Pojawia sie tez nowi bohaterowie. A czy zwiazek Carlosa i Andrei kiedykolwiek dojdzie do skutku, czy oboje wybacza sobie wlasne krzywdy i mocne slowa? Kto to wie.... I czy Carlos tego dozyje...
------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 13
W przeciwieństwie do Sonyi Andrea nie miała się z czego cieszyć. Owszem, powiedziała słowa, które chciała powiedzieć, wyrzuciła z siebie cały żal i ból. Wydawało się, że to pomoże, że kiedy się oczyści, łatwiej jej będzie pogodzić się z przyszłością...bez Carlosa. Wracała do domu, do posiadłości Monteverde, gdzie pracowała, ale robiła to automatycznie, jej umysł zajmowało tylko wspomnienie ostatniej rozmowy z ukochanym człowiekiem. Jego słowa, zawód w oczach, tak przez nią cenionych i kochanych! I ta ręka, długo wyciągnięta w jej stronę, tęskniąca, czekająca! Odrzuciła ją, odrzuciła wszystko, co mogło spotkać dziewczynę, gdyby została w domu Santa Maria. Nie łudziła się, że Carlos kiedykolwiek ją pokocha, ale mogłaby być blisko niego, dbać, opiekować się nim.
Nagle się zatrzymała. Tuż po wypadku nad basenem Santa Maria powiedział do brata, iż Felipe udaremnił próbę zabójstwa. Później starano się go przekonać, że się mylił, że wózek się ześlizgnął. Ale Carlos był taki pewien! Czuł, że ktoś go popchnął! W domu wtedy - poza nią - była tylko Viviana, Sonya, Felipe i służba. Nie podejrzewała służby o próbę morderstwa, gdyby ktoś z nich miał o coś żal do swojego pana, już dawno by coś zauważyli - przynajmniej Andrea miała taką nadzieję, a wszyscy z domowej ekipy odnosili się przecież do siebie tak miło! Ale rodzina Santa Maria...Czy to możliwe, że ktoś z jego bliskich usiłował go zabić? Nie, to niemożliwe...Chociaż...To, jak traktowała go Viviana...Czy jakiś obcy mógłby wtargnąć na teren domu? Wątpliwe. Dom jest doskonale przecież strzeżony.
Jej myśli wciąż krążyły wokół postaci Viviany. Zdecydowana, pewna siebie kobieta. Na pewno osiągała wszystko, o czym marzyła. Czy mogła marzyć o wcześniejszym zgonie męża? Z całą pewnością wiedziała, że wtedy cały majątek przypadnie jej, córce i Felipe - Carlos na pewno się z tym nie krył.
- Co mam zrobić? Nie mogę podzielić się z tobą moimi podejrzeniami, bo i tak mi nie uwierzysz. Tak bardzo się boję...tak bardzo się boję, że w końcu dopną swego, najdroższy. Czy powinnam wrócić do twojego domu i cię pilnować? Ale po naszej ostatniej rozmowie na pewno nie chcesz mnie widzieć...
Carlos Santa Maria jak na razie radził sobie bardzo dobrze.
- Felipe, zawieź mnie do domu. Robi się zimno.
- Zaczekajmy jeszcze trochę. Dzień jest taki piękny, a my tak dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Może porozmawiamy?
- O czym? Jesteśmy tu już godzinę, a ty nie wyrzekłeś ani słowa. Wracamy do domu, Felipe. Natychmiast!
Gregorio Monteverde jeszcze nie wyszedł, toteż Felipe starał się gorączkowo coś wymyśleć.
- Słuchaj, właśnie chciałem się zapytać o nasz samochód, czy mógłbym...
- Samochód? Zrób z nim, co zechcesz, ja i tak nigdzie nie jeżdżę. - przerwał mu Carlos. - A skoro nie chcesz zaprowadzić mnie do domu, sam to zrobię.
Ku zdumieniu brata chory całkiem sprawnie zakręcił na ścieżce i pojechał w kierunku domu. Felipe prawie pobiegł za nim, w myślach powtarzając: "Zhardziałeś, braciszku. Ale nie martw się, już niedługo się z tobą policzę".
Młodszy Santa Maria był z siebie bardzo zadowolony. Nie rozumiał, jakim cudem dał się zamknąć na dwa lata w pokoju koszmarów. Przecież życie jest takie interesujące! Dobrze się bawił obserwując reakcje rodziny, zaczynał zauważać to, o czym mówiła Andrea. W duszy nawet był jej wdzięczny - to dzięki niej odrodził się na nowo, przestał być meblem we własnym domu. A miał jeszcze jeden plan w zanadrzu...
Te przyjemne myśli rozwiał widok mężczyzny wychodzącego z jego domu. Carlos przyspieszył, ramiona miał mocne, więc niedługo dogonił tamtego przy bramie.
- Gregorio Monteverde? Już drugi raz nachodzisz moją rodzinę! Czego tu szukasz, można zapytać?!
- Nie twoja sprawa, ułomny palancie. Nie przyszedłem do ciebie i nie mam zamiaru się tłumaczyć. A teraz wybacz, spieszę się do domu. Andrea parzy świetną kawę. - Monteverde z zaciekawieniem obserwował Carlosa, ale ten trzymał się dzielnie i odparł:
- Bacz tylko, aby nie wsypała ci czegoś do kawy, którą tak chwalisz! A jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę...
- Zamknij się, imbecylu - Monteverde znudził się tym dialogiem. - I przestań mi grozić, bo to ty możesz najbardziej ucierpieć. A i jeszcze jedno - masz przemiłą córkę. Sonya jest taka piękna...
Gregorio specjalnie użył dwuznacznych słów, chciał jak najbardziej zdenerwować swojego rozmówcę. I faktycznie, udało mu się to.
- Czego chcesz od mojej córki, gnido?! Zostaw ją w spokoju, bo...
- Bo co? Dasz mi kopniaka? - zadrwił Monteverde i odszedł.
Felipe słyszał całą wymianę zdań, ale nie reagował. Podszedł chwilę później i pomógł bratu dostać się do jego pokoju. Carlos nachmurzony odezwał się dopiero teraz:
- Widzę, że kiedy toczę bój z wrogiem rodziny Santa Maria, jestem sam. Wezwij Vivianę.
Kiedy żona weszła do pokoju, usłyszała jedno krótkie pytanie:
- Co ty knujesz z Monteverde?
- Knuję? Skarbie, zrobiłeś się ostatnio niemożliwy. Prawie na nas krzyczysz. Co zrobiła ci ta dziewczyna, Andrea? Czy to przez nią jesteś taki...
- Jaki? Nadal nie mam władzy w nogach, ale odzyskałem wzrok, Viviano. Dwa lata! Dwa lata pustki, gdzie towarzyszem był mi notes z historią, której nikt nie czytał.
Zakłuło go w sercu. Nieprawda. Był ktoś, kto przeczytał i nawet chwalił. Andrea Orta. Ktoś dobry, czuły, ktoś, kto czuwał przy nim, kiedy zawał czaił się przy drzwiach. Nie, dosyć! Nie będzie więcej o niej myślał!
- Dwa lata niczego, dwa lata śmierci za życia. Widzę, że ominęło mnie wiele rzeczy, jak na przykład twoja spółka z Monteverde. Czy dowiem się, o co wam chodzi?
Podeszła bliżej i próbowała go pocałować, Carlos zdecydowanie się odsunął. Niezrażona powiedziała:
- Gregorio chce naprawić dawne winy i zastanawia się, jak tego dokonać. Może czasem faktycznie jest nieprzyjemny, ale to również i twoja wina, on sam chciałby się w końcu pogodzić.
- Pogodzić? O czym ty mówisz? Mam podać rękę zabójcy mojej siostry? Czyś ty kompletnie oszalała? Wyjdź, Viviano. Muszę coś przemyśleć. I przyślij do mnie Clarę z telefonem. Muszę kiedyś zainstalować i tutaj aparat, to nie do pomyślenia, żeby chory człowiek nie miał dostępu do telefonu.
- Gdzie chcesz dzwonić? Jeśli musisz coś załatwić, powiedz mi, a ja...
- Ty masz swoje tajemnice, ja mam swoje. I nie próbuj podsłuchiwać, bo pożałujesz. Powiedziałem, wyjdź! - wizyta Monteverde jeszcze spotęgowała to, co zaczynało rosnąć w Carlosie Santa Maria - zrozumienie. Zrozumienie, z jakimi ludźmi przyszło mu żyć.
Za kilka chwil otrzymał telefon. Kiedy uzyskał połączenie, poprosił o rozmowę z Victorem Bolivaresem.
- Z tej strony Carlos Santa Maria. Mam do pana prośbę, doktorze. Czy mógłby pan odwiedzić mnie w domu jutro rano? Tak? Dziękuję, będę czekał.
Za moment wybrał drugi numer i znów powiedział krótko:
- Mecenas Oreiros? Proszę o spotkanie jutro po południu.
Na nieszczęście nie wiedział, że Viviana za wszelkę cenę chciała dowiedzieć się, z kim i o czym jej mąż zamierza rozmawiać i wbrew zakazom Carlosa stanęła pod drzwiami. Słyszała oba telefony i teraz zeszła na dół, do Felipe, by ten coś poradził.
- Mój mąż dzwonił do doktora Bolivaresa i mecenasa Oreirosa. Boję się, że on chce zmienić testament, Felipe!
- Ale po co mu doktor? Musimy się wszystkiego jutro dowiedzieć. Nie martw się, mam już plan, jak nareszcie pozbyć się tego debila. Nie możemy tego zrobić tak, jak wcześniej zamierzaliśmy, nie ma tu Andrei, a kolejny wypadek wyglądałby bardzo podejrzanie. Ale znam kogoś, kto zajmuje się pewnymi niewykrywalnymi substancjami...
- Chcesz go otruć? A co z wizytą Oreirosa? Jeśli zdąży jutro zmienić testament, twój zamiar na nic.
- Wizytę można odwołać, zapobiec w jakikolwiek sposób. A po kilku dawkach tego, co mu zaaplikujemy, nie będzie miał siły na żadne wizyty.
- Felipe...Jeśli wszystko się uda, przysięgam, wyjdę za ciebie!
- Uda się kochana, zobaczysz. Majątek Santa Maria będzie nasz. I tylko nasz!
Koniec odcinka 13
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 15:15:05 23-04-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilly_Rose Mocno wstawiony
Dołączył: 14 Mar 2008 Posty: 6981 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: z Czarnej Perły :P:P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:25:58 23-04-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek jak zwykle świetny!
Carlos w końcu przejrzał na oczy, zrozumiał jaka Viviana jest nie dobra.
No ale już trochę za późno.
Wydaję mi się że Andrea już do niego nie wróci, przynajmniej nie teraz, jak wróci to pewnie później.
Gregorio jest okropny!
A Viviana jeszcze próbowała wmówić carlosowi że on chce sie pogodzić.
Akurat.....
Ciekawe co kombinuje Carlos wzywając doktora i mecenasa.
Mecenasa pewnie po to zeby zmienić testament jak myślała Viviana, ale doktora?
Nie mam pojęcia...?
Z niecierpliwością czekam na new! |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 18:46:13 23-04-08 Temat postu: |
|
|
Supoer odcinki
Takie pełne uczuc
I wreszcie Carlos przejrzał na oczy
I to dzięki Andrei
pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:02:55 24-04-08 Temat postu: |
|
|
Paulka napisał: | Odcinek jak zwykle świetny!
Carlos w końcu przejrzał na oczy, zrozumiał jaka Viviana jest nie dobra.
No ale już trochę za późno.
Wydaję mi się że Andrea już do niego nie wróci, przynajmniej nie teraz, jak wróci to pewnie później.
Gregorio jest okropny!
A Viviana jeszcze próbowała wmówić carlosowi że on chce sie pogodzić.
Akurat.....
Ciekawe co kombinuje Carlos wzywając doktora i mecenasa.
Mecenasa pewnie po to zeby zmienić testament jak myślała Viviana, ale doktora?
Nie mam pojęcia...?
Z niecierpliwością czekam na new! |
Dzieki! Przejrzal i widzi wiecej i wiecej, ale nie wie, ze zaciskaja sie na nim wiezy smierci...Gregorio bedzie probowal zaszkodzic na swoj sposob, pamietaj, ze co prawda Carlos nigdy tak naprawde nie mial milosci corki, ale teraz Monteverde odebral mu ja calkowicie. A co kombinuje...Moze dzis nam juz powie? .
mili~*~ napisał: | Supoer odcinki
Takie pełne uczuc
I wreszcie Carlos przejrzał na oczy
I to dzięki Andrei
pozdrawiam |
Dzieki tez. Ciag dalszy juz dzisiaj!
-----------------------------------------------------------------------------
Odcinek 14
Andrea Orta dotarła jakoś do domu. Domu! Czy można nazwać domem miejsce, którego właścicielem jest wróg ukochanej osoby? Okazuje się, że tak, ze względu na mieszkającą tam jedyną bliską osobe, jaka pozostała dziewczynie - brata Juana. Potrzebowała wspparcia, kogoś, na czyim ramieniu może się wypłakać, wyrzucić z siebie wszystko, co gnębi i uzyskać pocieszenie i radę. Bez Juana...Bez Juana nie dałaby sobie rady w tym trudnym okresie. Tak przynajmniej sądziła otwierając tylne drzwi do rezydencji. Teraz też w jej oczach, choć mokrych od smutku, pojawił się cień uśmiechu na widok Juana.
- Już wróciłaś? Usiądź, napij się herbaty i opowiedz mi o rozmowie z tamtym człowiekiem - nawet w głosie brata Andrea czuła niechęć do Carlosa. - Jesteś jakaś przygnębiona. Znów cię skrzywdził?
- Nie mam wiele do opowiedzenia. Powiedziałam mu, co myślę o jego zachowaniu, a on starał się mnie przeprosić i przekonać do powrotu.
- Chyba się nie zgodziłaś? - Juan podał herbatę, potem usiadł obok i sam też się napił.
- Oczywiście, że nie. Kiedy dowiedział sie, gdzie pracuję, bardzo go to zaskoczyło i opowiedział mi, co zrobił mu Gregorio Monteverde.
Streściła bratu całą historię Felicii. Ten podszedł sceptycznie do sprawy:
- Pan Monteverde gwałcicielem? Wygląda mi to na kłamstwo, żeby wzbudzić w tobie litość. Ciekawe, czego chce od Ciebie ten Santa Maria, skoro posuwa się do wymyślenia takiej historii. Powiedział ci to coś ważnego, o czym tak bardzo chciał z tobą mówić?
- Nie, nic ważnego. Tylko prośby o wybaczenie, informacja, że kocha swoją żonę, ale brakuje mu mojego uśmiechu, głosu...- wyraźny smutek pojawił się w jej oczach przy tych słowach.
- Kocha żonę, ale brakuje mu ciebie! - parsknął Juan. - Dobre sobie! Może on szuka kochanki i stąd te starania? Siostrzyczko, jak najszybciej zapomnij o tym człowieku!
- Zapomnę...Obiecuję ci, braciszku, że zapomnę...
Objął ją mocno. Widział, że cierpi, ale marzył, że kiedyś obietnica stanie się prawdą i jego siostra znajdzie sobie kogoś godnego jej miłości. Tak bardzo chciałby jej w tym pomóc!
Doktor Victor Bolivares był młodym, wysokim blondynem o szczerym wyglądzie twarzy. Został przyjęty w salonie przez Felipe i Vivianę, Sonya była na randce z Julio. Ufny człowiek nie podejrzewał nawet, w jakie gniazdo os się wpakował i co przyniesie mu przyszłość...
Po krótkiej rozmowie z gospodarzami udał się na górę. Zarówno żona, jak i brat Carlosa pod pozorem gościnności poszli razem z nim, ale Santa Maria zdecydowanie ich odprawił.
- Viviano, Felipe, dziękuję za przyjęcie mojego gościa, ale teraz proszę was o opuszczenie mojego pokoju.
- Wezwałeś doktora - Viviana nie rezygnowała, udając zaskoczoną tak niespodziewaną wizytą. - Czy źle się czujesz?
- Nie na tyle, byś mogła dzielić mój majątek - odparł Carlos. - A teraz ponawiam prośbę - wyjdźcie oboje.
Kiedy został sam na sam z lekarzem, powiedział:
- Mam do pana prośbę. Niech pan mówi po cichu, chcę zachować w tajemnicy to, co teraz pan usłyszy.
- Ale...- nie rozumiał Victor. - Pańska żona martwi się o pana.
- Nie o mnie. O to, że za długo żyję. Proszę mi zaufać.
Bolivares na to przystał. Lubił tego człowieka, Santa Maria był zawsze dla niego miły, ilekroć się spotykali, Zdarzało się najpierw to rzadko, ale to właśnie Victor przeprowadzał operację po wypadku Carlosa, a potem badał go jeszcze kilka razy.
- Zna pan historię mojej choroby, prawda? Dwa lata temu jeden z pańskich kolegów powiedział mi wprost - nigdy już nie będę chodził. Pragnę, by zbadał mnie pan ponownie.
- Panie Santa Maria...Bardzo pana cenię, ale zna pan swój stan. Niestety, mój kolega miał rację.
- Panie Bolivares. Victorze...Niech pan się upewni. Przyznam się do czegoś - od czasu do czasu próbowałem poruszyć nogami, nie udało mi się to do tej pory, ale czuję, że może, że gdybym się wysilił...
Ile nadziei było w jego oczach! Bolivares westchnął. Nie chciał ranić dobrego człowieka, ale nie widział sensu w badaniu. Zgodził się jednak.
- Dobrze. Zbadam pana. Na razie tutaj, ale być może będą potrzebne dodatkowe badania w szpitalu.
- Na wszystko się zgodzę, tylko proszę spróbować.
Victor rozpoczął to, po co go wezwano. Badanie trwało jakiś czas, aż w końcu chirurg złożył swoje narzędzia i powiedział:
- Panie Santa Maria. Kiedy ostatnio próbował pan ćwiczeń nóg? Rozumiem, że nie odniosły rezultatu, ale kiedy to było ostatnio?
- Jakiś miesiąc temu. O co chodzi doktorze? Czy coś jest nie tak?
- Wykryłem coś dziwnego. Trudno mi w to uwierzyć. Nie rozumiem, jak mogło dojść do stanu, kiedy...
- Jest gorzej? Stracę nogi, prawda? - Carlos nawet się nie przestraszył. Od rozmowy z Andreą sądził, że już nic nie może go więcej zranić.
- Nie, to nie to. Będą potrzebne dodatkowe badania, jak już mówiłem. Powiem tak - jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą, zostanie pan w szpitalu na dłużej. Zrobimy tak... - tu Bolivares jeszcze bardziej zniżył głos.
Carlos wysłuchał wiadomości i odrzekł:
- Rozumiem. Zgadzam się, doktorze. Proszę ustalić potrzebne terminy.
- Dam panu znać. Odezwę się niedługo.
Santa Maria podal mu rękę na pożegnanie.
- Dziękuję doktorze.
- Nie ma za co. Zobaczymy się za parę dni - powiedział Victor i wyszedł.
Na dole Viviana i Felipe starali się coś od niego dowiedzieć, ale lekarz zbył ich tylko krótkim:
- Pan Santa Maria nie czuł się najlepiej na serce i wezwał mnie, żebym go zbadał. Jego forma nie jest najlepsza. Proszę o niego dbać.
Po jego wyjściu żona Carlosa i Felipe uśmiechnęli sie do siebie.
- Serce? Czyżby mój mąż zamierzał zrobić nam miłą niespodziankę i umrzeć?
- Być może, Viviano, być może.
Żadne z nich nie przypuszczało, że lekarz ich okłamał, mówiąc o stanie Santa Marii. Słowa, które im powiedział, ustalił wcześniej z badanym, aby jego rodzina nie poznała prawdziwego celu wizyty.
Andrea wysunęła się z objęc brata i szepnęła:
- Juanie, mam do ciebie prośbę. Nie mogę wrócić do domu Carlosa, ale muszę mu coś przekazać. Zadzwoń do niego, podaj się za kogoś innego i powiedz mu, żeby na siebie uważał. Podejrzewam, że jego żona chce go zabić.
- Zwariowałaś? Nigdy tego nie zrobię. Raz, że nie wiem, czy masz rację, a dwa, że nie mam zamiaru pomagać temu draniowi. Jeśli chcą go zabić, to ja po nim płakał nie będę.
- Juanie, błagam cię. Nie wiem, czy mam rację, ale nie mogę tego tak zostawić. Pomóż mi, proszę. Pomóż Carlosowi!
Koniec odcinka 14 |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|