|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:42:52 13-02-09 Temat postu: |
|
|
Lilibeth - Ale lepsze też były? . Na kogo wpadła Sonya...tak, te ręce Wam namieszały...i dobrze, bo tak miało być . Poza tym Ricardo nie odniósłby się do Sonyi przez "Dokąd to?!", prawda? Gloria...a zobaczycie . Szkoda Andrei...oo? A to czemu?
mili~*~ - Nie wiem . A ucieczka jeszcze trwa...i może się nie udać...
Bluebelle - Nie ma za co . Dzięki za miłe słowa . Hm...na pewno wszystkim więźniom ma się to nie udać? . Andrea...o tak...to prawdziwy czarny charakter w tej chwili. Czy S&L się odnajdą...nie powiem...zależy na kogo...właśnie, na kogo wpadła Sonya .
Wszystkie chcą, żeby to był Ricardo...a biedaka może już...dobra, nic nie piszę .
Zapraszam na odcinek 136.
------------------------------------------------------------------
Odcinek 136
Kiedy się obudziła, odkryła z przerażeniem, że nie znajduje się w żadnym znanym sobie miejscu. Leżała na jakimś obcym, choć wygodnym łóżku, przykryta zdobioną kołdrą, a obok jej posłania siedzi na krześle mężczyzna w średnim wieku, prawdopodobnie śpiący, bo podtrzymujący głowę lewą ręką. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał jej się ten, na którego wpadła, ten, który złapał ją mocno i...O mój Boże! Ale przecież tym człowiekiem...tym człowiekiem...!
- Obudziłaś się? - tajemniczy mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nią. Nie był to ten sam, który ją zatrzymał, tylko inny, o jakimś smutnym spojrzeniu.
- Gdzie jestem? - Sonya postanowiła zachować spokój, nie miała pojęcia, co się stało, ale może uda jej się cokolwiek dowiedzieć o tym miejscu i o...o tym potworze, którego spotkała na ulicy!
- W moim domu. Nazywam się Eduardo Abreu i zaopiekowałem się tobą, ponieważ zemdlałaś prosto w ramiona mojego majordomusa. To on cię tu przyniósł. Sądzę, że powinnaś mu podziękować za troskę.
- Podziękować? - zdołała tylko wykrztusić. Miała dziękować temu...temu...
- Owszem. Gdyby porzucił cię bez świadomości, mógłby cię ktoś napaść. Jesteś młoda i ładna, na takie dziewczyny czyha wiele niebezpieczeństw.
Już, już miała powiedzieć, że to w tym domu czeka na nią coś strasznego, ale się powstrzymała.
- Ma pan rację, muszę mu podziękować. Czy mógłby pan go zawołać?
- Oczywiście. Ale wydaje mi się, że wcześniej powinienem poznać twoje nazwisko. Moje już znasz.
- Nazywam się...nazywam się...- I właśnie w tej chwili wpadło jej do głowy, że dla własnego dobra nie powinna podawać prawdziwego imienia. Jeśli to zrobi, zostanie od razu odesłana do domu, a tego przecież za nic nie chciała. - Nazywam się Valeria Margaleff.
- Cóż za dziwne nazwisko, Valerio. Ale nie mnie to oceniać. Poproszę tutaj mojego majordomusa - mówiąc to Eduardo wstał i wyszedl.
Za kilka minut Sonya znów nie była sama w pokoju. U stóp łóżka stał ten, którego spotkała tak nagle na ulicy.
- Panienka sobie czegoś życzyła? - odezwał się jak zwykle bez cienia uśmiechu.
- Owszem - Sonya usiadła na posłaniu. - Najpierw chcę podziękować za pomoc.
- Doprawdy nie ma za co. To ja chciałbym przeprosić za moje zachowanie - wziąłem panienkę za jakieś dziecko, które uciekło od rodziców. Nie powinienem zwracać się do panienki przez "Dokąd to".
- Nic się nie stało. Czy możesz tutaj podejść?
Majordomus bez słowa wykonał polecenie.
- Świetnie. Nazywam się Valeria Margaleff. A ty? Chciałabym poznać imię mojego wybawiciela.
Uśmiechała się, choć wiedziała, z kim ma do czynienia.
- Moje imię? Jak panienka sobie życzy. Nazywam się Conrado.
- Conrado...- powtórzyła jak echo Sonya. - Conrado! Dlaczego?
- Nie rozumiem? - majordomus uniósł jedną brew w górę.
- Pytam, dlaczego to zrobiłeś. Dlaczego potrafiłeś go tak skrzywdzić?!
- Ale kogo, panienko? - nawet jednym mięśniem nie dał po sobie poznać, że ta rozmowa przybiera conajmniej nieoczekiwany obrót.
- Powiedz mi...- ściszyła głos, obawiając się, że zaraz zacznie krzyczeć. - Powiedz mi, jak mogłeś go tak oszukać?! Jak mogłeś powiedzieć mojemu Ricardo, że umarłeś, skoro żyjesz i - jak widzę - masz się świetnie, Francisco Velasquezie!
Nie tylko Sonya podniosła tego dnia głos, dając upust swoim emocjom. Również Manolo nie wytrzymał i wrzasnął:
- Jasna cholera, tak blisko, a zarazem...
- Zamknij się, debilu! - Gustavo z miejsca przywołał go do porządku. - Przyjrzyj się dobrze, jeśli wszyscy w piątkę się trochę wysilimy, damy sobie radę!
- Ale strażnicy już na pewno wiedzą o naszej uciecze!
- To kolejny powód, żeby się pospieszyć! Do roboty!
Gustavo był niekwestionowanym przywódcą całej grupy, jego charyzma powodowała, że wszyscy mu się podporządkowali. Nawet Carlos, który przecież wcześniej brzydził się jakimkolwiek przejawem przemocy, słuchał rozkazów tego typka. Tylko po to, by dorwać Rodrigueza.
Uciekinierzy popatrzyli dość sceptycznie na to, co blokowało im drogę do wolności - na ogromną kratę zasłaniającą wyjście na świeże powietrze. Mieli szczęście, że nikt do tej pory nie wpadł na to, by zajrzeć do gabinetu lekarskiego. Żaden jednak nie liczył, że to szczęście zaraz ich nie opuści.
Gloria starała się nie dać opanować panice. Tak, to dobre słowo - panice. Bała się tych mężczyzn - jakże inaczej wyglądało to wszystko, kiedy siedziała wygodnie na krześle i przyjmowała więźniów uskarżających się na grypę czy inne tego rodzaju schorzenie. Czuła, że ją szanują, że jej ufają, była im potrzebna. Ale ci tutaj? Obleśni, bezlitośni, zdecydowani zrobić wszystko, byleby tylko stąd uciec. Co z nią zrobią, kiedy zakładnik przestanie im być już przydatny? Zabiją? Puszczą wolno? Akurat w to ostatnie mocno wątpiła. W tym momencie nie miała wyboru - oparła się mocno nogami i całą siłę włożyła w wypchnięcie starej kraty z zawiasów.
Felipe Santa Maria chyba po raz pierwszy w życiu był tak zniecierpliwiony.
- Nie rozumiem, jakim cudem policja nie może znaleźć dwójki dzieci i to tak charakterystycznych - przecież to nie są byle jakie obdartusy, a nastolatki z dobrego domu, na miłość boską! Co prawda może Luis nie pochodzi ze zbyt dobrego domu, bo ma brata wariata, ale...- przy tych słowach starszy Santa Maria rozejrzał się, czy aby ich źródło dochodów o imieniu "Antonio" nie znajduje się gdzieś w pobliżu i nie słyszy inwektyw, jakich używa Felipe.
- Co gorsza, okazało się, że tym trupem wcale nie jest Rodriguez - skrzywiła się siedząca naprzeciw rozmówcy Viviana. - Przez ten plan więcej straciliśmy, niż zyskaliśmy.
- Nie byłbym taki pewien, kochanie. Po pierwsze, udało nam się pozbyć tej wiedźmy w masce. Po drugie, nie dopuściliśmy, aby w naszym życiu przebywał ten chłystek.
- A jeśli Sonya go odnajdzie? Jeśli go spotka i z nim zamieszka, jak niegdyś? Co zrobimy?
Santa Maria wodził końcem palca po kieliszku dobrą chwilę, nim odpowiedział.
- Nic. My nic, droga była bratowo - bo podpisałaś już dokumenty rozwodowe, prawda? - Felipe zaczekał, aż Viviana kiwnie mu głową na potwierdzenie i kontynuował: - Doskonale. Wracając do tematu - my nic nie zrobimy. Zrobi to za nas ktoś inny.
- Kogo masz na myśli? Przecież chyba nie Gregorio, on całkowicie pogrążył się w żałobie po biednym Raulu.
- Nie, nie jego. Zobacz. - Z tymi słowami Santa Maria podał kobiecie kopertę.
- Co to jest?
- Otwórz.
Zrobiła, co jej polecił, ale niczego jej to nie wyjaśniło.
- Nie rozumiem? To fotografia jakiegoś mężczyzny, sądzę, że służącego, bo jest w stroju...
- Mhm - przerwał jej Felipe. - Masz rację. Ten człowiek nie wiedział, że jest obserwowany, nie ma też pojęcia, że zrobiono mu zdjęcie. I nie spodziewa się, że ktoś wie, kim on jest.
- A kim jest? - Viviana dalej nie zrozumiała.
Santa Maria wstał, zbliżył się do kobiety, po czym nachylił się i szepnął prosto do ucha Viviany:
- Przedstawiam ci Francisco Velasqueza, znanego pod pseudonimem Conrado...don Conrado, jak zwykł do niego mówić jego pan. Oto człowiek, który pała nienawiścią do Rodrigueza...i który go zniszczy.
Felipe uśmiechnął się i wyszedł.
Koniec odcinka 136
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 19:45:24 13-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 23:21:19 13-02-09 Temat postu: |
|
|
Aj To z Conrado... Nie myślałam ze tak sie potoczy Biedny Ricardo
i Sonya jeszcze jest u niego Aj martwi mnie to
Odcinek oczywiście świetny |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:48:19 13-02-09 Temat postu: |
|
|
Jeśli Ricardo jeszcze żyje - podkreślam słowo "jeśli", to, że to on nie leżał martwy na posterunku, nie znaczy, że nic mu nie jest - to może być jeszcze gorzej, kiedy dowie się, że ktoś, komu tak ufał i kogo tak kochał...tak niecnie go oszukał.
A może prawda jest zupełnie inna i to Ricardo jest tym złym?
Sonya jest w większym niebezpieczeństwie, niż jej się wydaje.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 23:49:19 13-02-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:16:12 14-02-09 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: | Już, już miała powiedzieć, że to w tym domu czeka na nią coś strasznego, ale się powstrzymała. |
Ten tekst był dobry:)
Twój kolejny genialny pomysł Choć to raczej mało powiedziane, bo naprawdę mnie zaintrygowałaś! Pojawił się zmarły ukochany Ricardo - Francisco, który będzie musiał zniszczyć swojego ukochanego! (Swoją drogą to ciekawe, czy on wie, kim jest jego ofiara)
Boże, ja uwielbiam takie rzeczy! Nie dość, że ciekawy wątek, to jeszcze geje! Taka rzeczy zaintrygowałaby mnie nawet gdyby dotyczyła najnudniejszych osób;P
Nie mogę się doczekać następnych odcinków:* |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:26:44 14-02-09 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: | Już, już miała powiedzieć, że to w tym domu czeka na nią coś strasznego, ale się powstrzymała. |
Bloody napisał: | Ten tekst był dobry:) |
Dzięki . A nie jest to zgodne z prawdą? . Zobacz - kocha Ricardo, a właśnie rzuciła w twarz jego byłemu partnerowi, że Francisco skrzywdził Rodrigueza. Co zrobi teraz Velasquez?
Bloody napisał: | Twój kolejny genialny pomysł Choć to raczej mało powiedziane, bo naprawdę mnie zaintrygowałaś! Pojawił się zmarły ukochany Ricardo - Francisco, który będzie musiał zniszczyć swojego ukochanego! (Swoją drogą to ciekawe, czy on wie, kim jest jego ofiara) |
Erm...Dziękuję...Sądzę, że wie...Zobacz odcinek 122 -
BlackFalcon napisał: | Skąd mógł wiedzieć, że po wyjściu z pomieszczenia zimny majordomus udaje się do swojego pokoju, siada na łóżku i mówi do siebie:
- To niemożliwe. Na pewno coś źle usłyszałem, nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. Do jasnej cholery, nie wierzę! Tak wiele osób nosi to nazwisko, na pewno chodzi o kogoś innego. Inaczej uznam to za przekleństwo! Przeklęty Rodriguez, to nie może chodzić o ciebie, do cholery, nie może! |
Może Francisco nie wie, że zostanie wciągnięty w spisek przeciwko RR, ale na pewno bardzo się z tego ucieszy...Bo on go nienawidzi. Pytanie tylko, czy słusznie?
Bloody napisał: | Boże, ja uwielbiam takie rzeczy! Nie dość, że ciekawy wątek, to jeszcze geje! Taka rzeczy zaintrygowałaby mnie nawet gdyby dotyczyła najnudniejszych osób;P |
Cieszę się, że Ci się podoba . I widzę, że FV i RR nie są nudni .
Bloody napisał: | Nie mogę się doczekać następnych odcinków:* |
Może nawet w niedzielę...Muszę teraz przemyśleć jeden malutki wątek .
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 0:26:57 14-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:39:29 14-02-09 Temat postu: |
|
|
O matko, Francisco nienawidzi Ricardo... Nie wierzę w to, przecież to była taka wielka miłość.
Oczywiście, że nie są nudni! Jak geje mogą być nudni ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:50:02 14-02-09 Temat postu: |
|
|
To była wielka milość, owszem. Ze strony Ricardo. Ale czy na pewno ze strony Francisco? Pamiętasz początek odcinka 126 i wspomnienia Ricardo?
BlackFalcon napisał: | Właśnie dziś Rodriguez zobaczył oczami wspomnień kilka sytuacji, kilka dni, o których chciał zapomnieć. Kilka chwil, kiedy jego ukochany Velasquez...Nie, teraz nie czas o tym myśleć. |
W sumie nie mogą ;D. |
|
Powrót do góry |
|
|
Bluebelle Generał
Dołączył: 04 Wrz 2008 Posty: 8908 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:56:02 14-02-09 Temat postu: |
|
|
O matko Czyli Francisco żyje, pewnie Ricardo ucieszyłby się, gdyby oczywiście wiedział o tym. A może właśnie nie? Mam nadzieję, że Ricardo jednak żyje. Musi żyć
Z tej piątki, która właśnie ucieka (być może już przed pościgiem policji) chciałabym, żeby przeżyli lekarka i Pedro Los pozostałej trójki mnie nie obchodzi, ale jak znam życie to pewnie właśnie im się uda.
A jeśli jeszcze chodzi o Don Conrado czyli Francisco, to mam nadzieję że nie skrzywdzi Sonyi. Skoro Felipe twierdzi, że Francisco nienawidzi Ricarda, to może się okazać, że ten Conrado będzie chciał w jakiś sposób wykorzystać Sonyę. Mam nadzieję, że nie. I gdzie jest biedny Luis ???? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 3:02:21 14-02-09 Temat postu: |
|
|
Francisco Velasquez żyje, dobrze się ma i właśnie w swoich rękach ma jedyny sens życia Ricardo Rodrigueza. Czyż muszę dodawać, jak bardzo FV nienawidzi swojego byłego partnera?...Wnioski wyciągnijcie sami .
Luis...Ostatnio widziano go, jak biegnie przez ulicę pełną samochodów.
Hm...A Carlos może zginąć? .
Pewnie by się ucieszył...Jeśli cały czas był szczery, kiedy mówił o swojej miłości . Ale co by potem poczuł, gdyby do niego dotarło, jak podle go oszukano?
EDIT: A tak swoją drogą - zauważcie, że nie doszłoby do sytuacji, w której Sonya znajduje się w niebezpiecznych rękach FV...gdyby Ricardo nie odszedł...Inna sprawa, że wtedy być może nikt by się nie dowiedział, że FV żyje, ale...jeśli coś stanie się Sonyi, będzie to konsekwencja decyzji Rodrigueza...Za pierwszym razem znajomość z nim kazała jej wikłać się w tragiczne małżeństwo, za drugim popchnęła do niebepiecznych poszukiwań i znalezienia kogoś, kto może ją bardzo skrzywdzić. Czyżby...Ricardo miał rację, że przyniesie dziewczynie tylko łzy?
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 3:24:38 14-02-09, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:09:08 14-02-09 Temat postu: |
|
|
Ej, ale skoro Sonya spotkała się z z Francisco, to kto będzie odkopywał grób? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:19:43 14-02-09 Temat postu: |
|
|
Bloody napisał: | Ej, ale skoro Sonya spotkała się z z Francisco, to kto będzie odkopywał grób? |
Teraz odkopanie grobu potrzebne jest tylko po to, żeby dowiedzieć się, kto w nim leży... |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:12:13 15-02-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 137
- "Mojego" Ricardo? Niestety, nie rozumiem, o co panience chodzi, panienko Margaleff. Tym bardziej, że nie nazywam się Francisco, a Conrado.
Sonya zerwała się z łóżka i stanęła rozwścieczona przed nadal zachowującym spokój majordomusem.
- Przestań kłamać! Kilka lat temu wydarzył się wypadek, w którym rzekomo zginąłeś, chroniąc mojego przyjaciela. Gdybyś widział, jak cierpiał po twojej śmierci! A ty tymczasem...
- Posłuchaj mnie, Valerio, czy jak tam się zwiesz naprawdę! - Conrado zbliżył swoją twarz do oblicza dziewczyny i kontynuował: - Dla ciebie i dla całego domu tutaj nazywam się Conrado i jeśli jeszcze raz usłyszę imię tego śmiecia, będzie to ostatnia rzecz, jaką powiesz w życiu! Zrozumiano?
- Ale dlaczego?! - Sonya zaczęła szlochać w bezsilności. Wiedziała, że nie ma żadnego dowodu na to, kim naprawdę jest ten człowiek. - Dlaczego upozorowałeś to wszystko? Co on ci zawinił, że kazałeś mu tak...
- Zamknij się! - majordomus wyprostował się w jednej chwili i mówił dalej. - Nie masz pojęcia o tym, co się działo między nami. Twój...przyjaciel, jak go określasz, związał się ze mną dla mojej pozycji i wpływów. Owszem, przygarnąłem go kiedyś pod swój dach i zacząłem żywić głębsze uczucia, ale w jego głowie zaświtał plan wykorzystania mojej miłości do uwolnienia się od życia, jakie prowadził. Przez te wszystkie lata, kiedy Rodriguez sądził, że zginąłem, cieszyłem się wolnością, żyłem tutaj może skromnie, ale ze świadomością, że nikt nigdy więcej mnie nie skrzywdzi. I tym razem nie pozwolę, byś zniszczyła moje postanowienie!
- Ale...panie Velasquez...To niemożliwe...Ricardo nigdy by czegoś takiego nie zrobił...Ja go znam...Ja mu ufam...wierzę w niego...Kilka razu uratował mi życie...Sam mało przy tym nie zginął...Ja...ja go kocham...
- Kochasz? Biedna dziewczyno. Nawet, gdyby nie był homoseksualistą, nie miałabyś u niego szans. On nie ma uczuć. A przynajmniej nie tych dobrych. Pozwól, że o coś cię zapytam - czy należysz do bogatej rodziny?
- A co to ma wspólnego...
- Odpowiedz - majordomus przerwał Sonyi, podnosząc dłoń do góry. - Po prostu mi odpowiedz.
- Tak - wyszeptała.
- I wszystko jasne. Pamiętaj, że każdą czynność, każdy krok, jaki zrobił dla ciebie Ricardo Rodriguez, był przemyślany. Tylko po to, żeby zagarnąć twój majątek.
Dławiło ją w gardle, nie mogła wypowiedzieć ani słowa. Czyż jej ojciec nie wspominał, że to Francisco był tym złym? Teraz Velasquez opowiada własną wersję, zrzuca winę na jej ukochanego...Kto mówi prawdę? Komu wierzyć...?
- Coś ci pokażę. Chodź ze mną. - Conrado prawie opiekuńczym ruchem położył dziewczynie dłoń na ramieniu i delikatnie skierował ku wyjściu z pokoju.
Udała się za nim posłusznie, starając się opanować wciąż cieknące łzy. Postąpili kilka kroków korytarzem, aż wreszcie znaleźli się przed drzwiami do kolejnego pokoju.
- Wejdź - powiedział majordomus życzliwym tonem. - Wejdź i przekonaj się dla własnego dobra, kim był Ricardo Rodriguez.
Nie poprawiła go, nie zaprostestowała, że nie powinien używać czasu przeszłego. Kiedy znaleźli się wewnątrz, Conrado podszedł do stojącego w rogu mebla, wyjął z kieszeni maleńki klucz i otworzył jedną z szafek. Potem sięgnął do środka i chwycił coś w rękę. Chwilę trzymał to w ukryciu, jakby się wahał, czy wydobyć zawartość szafki na światło dziennie, aż wreszcie podał Sonyi średniej wielkości białą kopertę wypełnioną po brzegi.
- Otwórz.
- Nie chcę...Nie wierzę w nic, co opowiadałeś, nie wierzę, nie chcę...
- Panienko Valerio...Musisz przekonać się, kogo obdarzyłaś największym uczuciem na ziemii. Zbrodniarza. Złodzieja. Drania. To wszystko możnaby mu jeszcze wybaczyć. Ludzką rzeczą jest błądzić. Ale nie można mu przebaczyć tego, że był kłamcą. Oszustem. Że kradł i zabijał - ale nie rzeczy, nie ludzi. Tylko ich serca. Zdobywał je, a potem miażdżył pogardą i nienawiścią. Wykorzystywał i porzucał. Zobacz. Tam jest wszystko. A potem mi powiedz, czy nadal chcesz, bym się przyznał przed tym wcielonym diabłem, kim naprawdę jestem.
Sonya Santa Maria drżącą ręką wyjęła pierwszy przedmiot, jaki znajdował się w kopercie.
Virginia Fernandez wróciła już do domu po próbie odebrania sobie życia. Do domu! Czy na pewno nadal nim był? Czy raczej tylko zbiorem wspomnień o bólu, o cierpieniu, o straconej nadziei? I to ostatnie chyba było najgorsze, bo gdy człowiek utraci nadzieję, traci wszystko. Usiadła ciężko na sofie, wzdychając cicho. W szpitalu przekonywano ją, że nie powinna być sama, że najlepszym wyjściem będzie wyjazd gdzieś do znajomych, ale...ona tych znajomych nie miała. Była sama i to na własne życzenie. Odepchnęła mężczyznę, który był dla niej gotów zrobić wszystko, o co tylko by go poprosiła. Odepchnęła Victora...
Sięgnęła po pilota od telewizora, żeby chociaż w ten sposób zagłuszyć ból własnego serca. Uruchomiła odbiornik i w tej samej chwili pilot z głośnym hukiem upadł na podłogę, a Virginia rozszerzonymi oczami wpatrywała się w najnowsze doniesienia. Na ekranie widniała twarz jej męża i kilku innych osób.
"Więźniowie są niebezpieczni i prawdopodobnie uzbrojeni, zachodzi podejrzenie, że sterroryzowali lekarkę zakładu karnego, w którym przebywali i zabrali ze sobą jako zakładniczkę. Ktokolwiek posiada jakieś informacje o zbiegach, proszony jest o kontakt pod numer..."
Kilkadziesiąt minut wcześniej krata kończąca odpływ nieczystości z gabinetu lekarskiego upadła z dużo większym hukiem na trawę. Gustavo obejrzał się nerwowo do tyłu, ale wiedział, że usłyszałby kroki policjantów, gdyby ktokolwiek się zbliżał - rury niosły dźwięk bardzo daleko.
- Szybciej, wynośmy się stąd! - machnął ręką, by pozostali jak najszybciej znaleźli się na otwartej przestrzeni.
Za kilkanaście sekund cała piątka chłonęła już powietrze tak różne od zatęchłego zapachu, jaki musieli znosić w odpływie.
- Jesteśmy wolni! - zachwycił się Manolo.
- Owszem, wolni, ale nie bezpieczni! - mitygował go szef operacji. - Musimy dostać się do naszego środka transportu. Biegiem, prosto przed siebie!
- Środka transportu? - zdziwił się Carlos. - Co masz na myśli?
Nikt mu nie odpowiedział. Pozostała czwórka już w połowie słów Gustavo puściła się pędem we wskazanym kierunku. Santa Maria nie miał wyjścia i zrobił to samo. Musiał zaufać słowom szefa. Jeśli tego nie zrobi, mundurowi szybko go znajdą, a wtedy może zapomnieć o staraniu się o wcześniejsze wyjście na wolność. Wolność...O czym on myślał? Przecież był wolny! Tutaj i teraz, Carlos Santa Maria uciekł z więzienia!
Victor Bolivares rzadko się upijał, ale w ciągu ostatnich dni zdarzało mu się to dość często. Miał kłopoty z zaśnięciem, a gdy wreszcie mu się to udawało, śniła mu się jedna kobieta - Virginia. Kiedyś obudził się zalany łzami. Łzami tęsknoty. Stracił pracę, szacunek i to, co najważniejsze - miłość. Nie...Miłości nie stracił, on ją nadal czuł...Rozrywała mu dusze i serce, niszczyła każdego dnia...każdego poranka, który przeklinał, który nienawidził tylko za to, że w ogóle dla niego nadszedł.
Teraz było tak samo...Jeśli nie gorzej. Wiedział, że takiej kobiety, jak pani Fernandez, nic nie przekona. Kiedy powiedziała mu, że nadal kocha swojego męża, Bolivares umarł. Wewnętrznie. Rozumiał jej strach, rozumiał, co nią kierowało, ale...
Pijackie rozważania - Victor od pewnego czasu po prostu nie trzeźwiał - przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlókł się z kanapy, podszedł powoli do wrót i usiłował je otworzyć, co w jego stanie było dość trudne. Wreszcie mu się to udało, uchylił je i zamarł. Na progu nie było nikogo.
- Co za idiota...- wymamrotał pod nosem i już miał z wściekłością zatrzasnąć drzwi i wrócić do picia, gdy nagle zauważył mały przedmiot leżący na wycieraczce. Schylił się po niego, chociaż w tej samej sekundzie jego żoładek gwałtownie zaprotestował i Bolivares ledwo powstrzymał się od wymiotów. Koperta. Mała, biała koperta.
Wrócił do środka, nogą zamykając drzwi i usiadł na kanapie. Obejrzał przesyłkę z obu stron.
- Nie ma nadawcy... - wybełkotał. - Może to nie do mnie? Ale zaraz...Wyraźnie pisze "Victor Bolivares". Pewnie to kolejna reklama dla idiotów...
Już miał odrzucić kopertę w kąt, ale ciekawość zwyciężyła i sięgnął po zawartość. Wewnątrz znajdowała się tylko jedna kartka, zapisana ręcznym pismem. Kilka słów. Victor przeczytał je obojętnie, ale potem natychmiast wrócił oczami na początek tekstu i przeczytał go ponownie kilka razy, coraz bardziej trzeźwiejąc.
- O mój Boże...O mój Boże!
Koniec odcinka 137 |
|
Powrót do góry |
|
|
Bluebelle Generał
Dołączył: 04 Wrz 2008 Posty: 8908 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:45:04 15-02-09 Temat postu: |
|
|
Aga odcinek jak zwykle świetny
Nie chce mi się wierzyć w to co mówił Francisco vel Don Conrado na temat Ricardo. Nie wierzę w to, że Ricardo mógłby być aż tak bezwzględny, żeby wykorzystywać ludzi. Mam nadzieję, że to nieprawda.
Ciekawa jestem co takiego Don Conrado pokazał Sonyi.
Cóż takiego było napisanew liście, który dostał Victor?? Czy wyjaśni się w następnym odcinku ? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:49:53 15-02-09 Temat postu: |
|
|
Bluebelle napisał: | Aga odcinek jak zwykle świetny |
Dzięki .
Bluebelle napisał: | Nie chce mi się wierzyć w to co mówił Francisco vel Don Conrado na temat Ricardo. Nie wierzę w to, że Ricardo mógłby być aż tak bezwzględny, żeby wykorzystywać ludzi. Mam nadzieję, że to nieprawda. |
Ponieważ nie jestem okrutna, coś Ci pokażę .
BlackFalcon napisał: | Czyż muszę dodawać, jak bardzo FV nienawidzi swojego byłego partnera?... |
BlackFalcon napisał: | Bo on go nienawidzi. Pytanie tylko, czy słusznie? |
Jakiś wniosek? .
Bluebelle napisał: | Ciekawa jestem co takiego Don Conrado pokazał Sonyi. |
Dowód na swoje słowa. A teraz zobacz na cytaty powyżej.
Bluebelle napisał: | Cóż takiego było napisanew liście, który dostał Victor?? Czy wyjaśni się w następnym odcinku ? |
Owszem .
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 1:50:20 15-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Bluebelle Generał
Dołączył: 04 Wrz 2008 Posty: 8908 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:00:38 15-02-09 Temat postu: |
|
|
Aga dzięki za wskazówki Nocka będzie spokojna Mam nadzieję |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|