|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:17:23 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Kiedy będzie nowy odcinek? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:45:54 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Lilibeth napisał: | Nie wiem, czy bym wybaczyła, ale na pewno po przeczytaniu czegoś takiego (nawet od osoby, którą bym kochała) nie rzuciłabym się w pogoń za nadawcą, nie próbowałabym znaleźć...
A jeszcze a propo wieku Ricardo - nie pomyślał, jaki to będzie cios dla Sonyi? Nie chodzi mi tylko o to, że by się od niego odsunęła, ale przecież pod wpływem emocji, żalu, mogła mieć nawet myśli samobójcze... |
A ona to zrobiła - bo jej miłość jest ogromna i chciała też wypełnić własne przysięgi...Tylko, że...jak widzisz...jedna rzecz, jeden dowód (bardzo łatwy do podważenia...czy wyjaśnić, dlaczego? i ona już odpuszcza, rezygnuje...być może...być może w głębi duszy ma jednak żal...i to spory?
Jak rozwiąże się sytuacja między naszą dwójką (i czy w ogóle będą mieli jeszcze okazję sobie cokolwiek wyjaśnić -w kolejnych odcinkach .
Lilibeth napisał: | No ale ostatnia prośba nie musi jeszcze oznaczać śmierci..
Zero wyjasnienia dla Sonyi, zero jakiegokolwiek poczucia winy... to juz nie ten sam Ricardo, co kiedys:( |
Napisałam, że możliwe, a nie, że tak będzie .
Poczucia winy? Ale jakby to zrobił, przekreśliłby tamten list, przyznałby się do własnych uczuć...On sam za bardzo nie wie, co ma teraz robić - serce rwie się do Sonyi, rozum podpowiada odejść...
Bloody napisał: | Kiedy będzie nowy odcinek? |
Dziś lub jutro - tak mi się wydaje .
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 16:47:15 17-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:50:50 17-02-09 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: | serce rwie się do Sonyi, rozum podpowiada odejść...
|
Serce i rozum powinny współgrać
Może odejść, zniknąć, jednocześnie nie raniąc tak Sonyi...
To moze by tak dzisiaj kolejna emisja? ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:58:12 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Czasem to niemożliwe...A jak miałby odejść nie raniąc Sonyi? Udać własną śmierć? To też by ją zraniło...
Zaraz zabieram się do pisania. |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:15:28 17-02-09 Temat postu: |
|
|
No wiadomo, że samo jego odejście by ją zraniło, ale nie aż tak, jak ten list. Sonya nie jest głupia i gdyby jakoś normalniej by jej to wytłumaczył, albo nawet odszedł bez wyjasnienia, a zostawił tylko jakis normalny list, albo i to nie, to na pewno byloby lepiej
Tak, tak, pisz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:20:27 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Ricardo już próbował odejść po wytłumaczeniu, pamiętasz? Jak mu wyznała, co do niego czuje. Już nie mówię o odejściu bez wyjaśnienia, bo to byłoby dla niej potworne, obwiniałaby się tylko o to. Normalny list...może to i byłoby lepiej, ale...wtedy by ciągle o nim myślała, szukała, by zaprzeczyć, że to nieprawda, że znajomość z nim wcale nie przynosi jej bólu...Najlepszym wyjściem byłoby dla niej mieć go przy sobie, jako przyjaciela, ale...źli ludzie to zniszczyli.
Właśnie zaczynam. |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:37:16 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Mimo wszystko, myslę, ze zrobił niewlasciwie i moja sympatia do niego w duzej mierze (jak nie calkiem) wygasla
Mam nadzieję, że Juan nie będzie na tyle głupi, żeby dać się omotać Gracieli
Przecież ona się zachowuje jak... jakby to ładnie ująć, panienka wyjątkowo lekkich obyczajów
A gdzie teraz zamieszka Andrea? U Eduarda (przy Juanie), czy jakoś gdzieś z Carlosem..? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:59:03 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Lilibeth napisał: | Mimo wszystko, myslę, ze zrobił niewlasciwie i moja sympatia do niego w duzej mierze (jak nie calkiem) wygasla |
Nigdy mu tego nie wybaczysz...?
Lilibeth napisał: | Mam nadzieję, że Juan nie będzie na tyle głupi, żeby dać się omotać Gracieli
Przecież ona się zachowuje jak... jakby to ładnie ująć, panienka wyjątkowo lekkich obyczajów |
Zobaczysz zaraz ).
Lilibeth napisał: | A gdzie teraz zamieszka Andrea? U Eduarda (przy Juanie), czy jakoś gdzieś z Carlosem..? |
U Eduarda, przy Juanie oczywiście. Przecież Carlos ucieka przed policją .
Zapraszam na odcinek 139...
-------------------------------------------------------------------
Odcinek 139
Eduardo Abreu stał zamyślony przy oknie. Jego oczy błądziły gdzieś po okolicy, ale umysł szybował daleko od tego miejsca. Gdyby jego życie potoczyło się inaczej...Ale nie, tak musiało być, musiał mieszkać samotnie w tej ogromnej rezydencji. Czy aby na pewno samotnie? Miał przecież przy sobie tą nieliczną służbę, miał najważniejszą osobę z towarzyszących mu ludzi - don Conrado. Mimo to i tak czuł się samotny.
- Senor? - głos majordomusa wyrwał go z rozważań. - Wszystko w porządku?
- Tak, owszem. - Eduardo obrócił się w stronę rozmówcy. - Wiesz...wspominałem tylko to, co kiedyś utraciłem. Niedawno spotkaliśmy dziwnego człowieka. Był żebrakiem, ale mówił jakoś inaczej...Ostrzegł nawet mojego szofera, Juana, by uważał na to, co kocha i tego nie stracił. Podobno on sam cierpiał z powodu braku właśnie czegoś takiego.
- Zapewne z powodu braku pieniędzy - odparł jak zwykle nieporuszony Conrado.
- Nie wydaje mi się - zaprotestował Abreu. - Mam wrażenie, że mówił o czymś zupełnie innym. Przez moment nawet sądziłem, że chodzi mu o...ukochaną osobę. Zaskoczyło mnie jeszcze jedno - miał już odejść, kiedy przez przypadek usłyszał, że szofer ma na imię Juan. Wtedy się odwrócił i podszedł ponownie, mówiąc to swoje dziwne ostrzeżenie.
- Być może zna tego Ortę? Śmiem prosić, by zwrócił pan baczną uwagę na nowego służącego. Nie podoba mi się ten chłopak.
- Nie sądzę. Juan go nie poznał. Z drugiej strony, to o niczym nie świadczy. Jest jeszcze jedna rzecz - niedługo potem szofer dowiedział się, że jego siostra, Andrea, poroniła. Zupełnie, jakby na rodzinie Orta zaciążyło przekleństwo tego żebraka.
- Porozmawiam z nim - postanowił moajordomus. - Może nie o wszystkim nam powiedział.
- Pamiętaj, że my też mamy swoje tajemnice, Conrado - upomniał go z delikatnym uśmiechem Abreu.
- Z tym, że pan jest właścicielem i ma do tego prawo.
- A ty majordomusem, Conrado. A oboje wiemy, że ukrywasz pewne sprawy...
- Ja, senor? - majordomus odruchowo poprawił muszkę. - Ja nic nie...
- Conrado, Conrado...Pamiętam dzień, w którym poprosiłeś mnie o pracę. Wiem, że potrzebowałeś jej...cóż, bardzo pilnie. Ty wiesz o mnie sporo, ja o tobie zapewne mniej, ale również wiele. Domyślam się na przykład, że "Conrado Belmonte" to wymyślone nazwisko...ale nie będę wnikał, kim naprawdę jesteś i jak się nazywasz...Szanuję twoją prywatność, bo nigdy mnie nie zawiodłeś...choć przyznaję, że jestem ciekaw...bardzo ciekaw pewnych rzeczy...
- Panie Abreu...- próbował wtrącić majordomus.
- Nic nie mów - podniósł rękę Eduardo. - Nie zdradziłem cię tak długo, to i teraz tego nie zrobię, zresztą nawet nie wiedziałbym, przed kim. Ale weźmy tą dziewczynę - zauważyłem, że nim odeszła, spojrzała na ciebie dość długo. Jakby coś wiedziała...I jakby...była ci za coś wdzięczna...Ale zostawmy to, dobrze? Przynieś mi gazetę, mój przyjacielu - uśmiechnął się Abreu.
- Jak pan każe, senor - Conrado skłonił się i wyszedł.
Sonya Santa Maria stawiała kroki ciężko, ale stanowczo. Zamknęła w życiu pewien rozdział, coś, co nigdy nie powinno...Coś, co było...Czym? Błędem? Pomyłką? Największą...radością jej życia, gdy czuła, że naprawdę żyje i nie jest sama? Szła coraz wolniej i wolniej. Czy dobrze zrobiła? Czy nie za wcześnie zwątpiła? Czy te kilka listów miało zniszczyć wszystko, co do tej pory istniało w niej tak mocnym ogniem? Czy te kartki potrafiły zgasić tak wielką miłość? Tak łatwo, tak po prostu? Czy jej uczucie istniało tak krótko, czy w chwilach najgorszej próby nagle zniknęło? Czy było tak...słabe, że umarło przy najmniejszej wątpliwości? Owszem, chciała je w sobie zabić i gdzieś w głębi duszy wiedziała, że odejście Ricardo tylko pomogło w walce z tym uczuciem - w końcu przyznała się przed sobą, że ma do niego żal. Bo się poddał, bo zrezygnował, miast walczyć o ich przyjaźń. Z drugiej jednak strony rozumiała go aż za dobrze. Przez ponad czterdzieści lat nie zaznał spokoju, jego życie przepełnione było bólem i odrzuceniem. Kiedyś kielich musiał się przelać. A przecież ta ucieczka z domu de La Vega...a potem ten nieszczęsny list...pełen rzekomej nienawiści...tak naprawdę wszystko to zrobił dla niej. Poświęcił własne szczęście. Owszem, na pewno zdawał sobie sprawę, że Sonya będzie cierpieć - ale jednak nawet pisząc te słowa, które miały ją do niego zrazić, spowodować, by o nim zapomniała, albo chociaż zaczęła nim gardzić - nawet wtedy...dbał o nią. Pamiętała, jak już raz próbował się odsunąć, odejść z jej życia, ale mu nie pozwoliła. Jak prosiła, by został, bo musi go mieć przy sobie.
Zatrzymała się i oparła o drzewo, jakby chcąc dodać sobie sił dzięki wsparciu silnego korzenia.
- Czy nie powinnam wtedy pozwolić ci odejść? Czy przez mój upór nie zadałam ci więcej bólu? Czy nie byłam...egoistką? Czy to nie przeze mnie moja rodzina kazała policji ścigać cię po całym mieście jak mordercę, a przecież nie wierzę, że mógłbyś...O Boże...
Osunęła się na ziemię, łzy pociekły same. Przypomniały jej się listy...Te nieszczęsne kartki, dowody na to, że...że co? Że jacyś ludzie byli zakochani w adresacie, a potem zostali porzuceni i błagali o powrót, otrzymując jednak tylko pogardę i śmiech. Ale co poza tym? Nigdzie przecież...W żadnym liście...Skąd wiedziała, że te listy...że ich adresatem był jej przyjaciel? Nazwisko na wszystkich kopertach było jednakie - Ricardo Rodriguez. Ale żadna z przesyłek, żadna z nich...nie wymieniała w liście niczyjego imienia. Tylko Francisco twierdził, że to listy należące do syna Diego. Tylko Velasquez. Tylko jego słowa.
Przeznaczenie? Wyższa moc kierowała jego krokami? Gdyby ktoś zapytał, nie wiedziałby, co ma odpowiedzieć. Liczyło się tylko jedno - od Sonyi dzieliło go dosłownie kilka centymetrów. Widział, że dziewczyna wtuliła głowę w ramiona i szlocha cicho. Stał po drugiej stronie drzewa i gdyby chciał, mógłby ją dotknąć. Mógłby nawet...objąć, przytulić...przeprosić. Od tego pewnie by zaczął. Nawet wysunął do niej rękę, nawet uczynił ten ruch, którego wiedział, że mu nie wolno. Bo przecież obiecał - samemu sobie, a po części i jej. Nigdy więcej, nigdy już nie ma prawa z nią rozmawiać, spotkać się, nawet nie powinien teraz na nią patrzeć, tylko odejść, obrócić się i...na pewno nie zapomnieć, bo tego nie potrafił. Ale zniknąć. Bo prawdziwa miłość czasem musi być poświęceniem. Siebie i swojego szczęścia. Niezależnie od tego, jak to boli...
Cofnął dłoń. Nie odważył się nawet za bardzo oddychać, żeby z jego piersi nie wyrwał się płacz. Jeszcze tylko kilka sekund, jeszcze tylko kilka - tłumaczył sam sobie - i odejdę, przysięgam, tak, jak powinienem. Przecież przysięgałem...prosiłem Victora, żeby się nią zajął...Muszę...muszę...już iść...Chociaż nogi mam jak z kamienia, muszę...
I właśnie wtedy, kiedy uczynił pierwszy ruch, by zniknąć, Sonya podniosła głowę.
- Graciela Gambone? - Juan nie miał dzisiaj ochoty na poznawanie nikogo, nawet o tak pięknej urodzie, jak ta kobieta.
- Tak, to ja - uśmiechnęła się po tym żarcie i usiadła obok. - Zapewne dziwisz się, skąd znam twoje nazwisko.
- Owszem. Proszę wybaczyć ale...
- Juz wyjaśniam, Juanie - posłała mu kolejny uśmiech. - Moją matką jest Dolores Gambone.
Zapadła cisza, jakby Graciela oczekiwała, że powinno mu to coś powiedzieć. Zamiast tego Orta patrzył tylko nadal nie nierozumiejącym spojrzeniem.
- Dolores Gambone zna wszystkich w tym mieście. Jeśli ona czegoś nie wie, nie jest to warte wiedzy.
Juan już miał na końcu języka słowo "plotkara", ale się powstrzymał.
- Dlatego zna też i ciebie - kontynuowała Graciela. - Co prawda pośrednio, ale jednak zna. W naszym środowisku znana jest historia wielkiej miłości twojej siostry do Carlosa Santa Maria.
- Ach, więc o to chodzi - odezwał się wreszcie Juan. - Chce pani poznać Andreę, prawda?
- Ależ nie - roześmiała się córka Dolores. - Chcę poznać ciebie. Fascynuje mnie brat tak słynnej osoby, jak Andrea Orta.
- Fascynuje panią zwykły szofer? - Orta nie mógł sobie odmowić tej małej uszczypliwości, martwił się o siostrę, a ta dziewczyna dziwnie go irytowała.
- Szofer? - Graciela zamrugała oczami. - Nie powie mi pan, że...
- A i owszem, szofer. Być może moja siostra dziedziczy majątek po mężu i po Gregorio, ale ja mam stanowisko zwykłego szofera i dobrze mi z tym. Dziwne, że skoro pani matka jest tak dobrze poinformowana, nie wie pani tego. A teraz przepraszam, muszę porozmawiać z lekarzem - odparł Juan i podszedł do doktora, który właśnie wyszedł z sali Andrei Monteverde.
Zarówno Felipe jak i Viviana po prostu nie mogli uwierzyć.
- Matko Boska, mój braciszek to jednak lepszy numer. Zwial sobie z kilkoma innymi bandziorami z więzienia i na dodatek sterroryzował lekarkę. Przecież on nie potrafi nawet utrzymać broni, bo się jej brzydzi!
- A jednak! - Viviana wychyliła jednym ruchem kieliszek alkoholu. - Jednak uciekł i znów zacznie mieszać w naszym życiu. Pewnie dowie się, że nie ma tu ani Sonyi, ani Luisa i nas pozabija.
- Musimy zatrudnić ochronę na wszelki wypadek. Wydamy im pozwolenie na strzelanie w razie próby włamania.
- Boję się, Felipe. To już nie jest ten sam człowiek, który jeszcze tak niedawno spokojnie pisał swoją powieść, zamknięty w pokoju. To groźny, mściwy facet. A jeśli wpadnie tutaj razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi i zemści się na nas?
- Prędzej zginie gdzieś po drodze. Viviano, prawo jest po naszej stronie, wiesz o tym.
- Prawo może i tak. Ale być może stworzyliśmy potwora...
Luis na trzęsących się nogach wszedł do środka i zajął miejsce na jedynym wolnym krześle. Zastanawiał się przez moment, skąd ich się tutaj tyle wzięło, przecież kiedy mieszkał tu z Antonio, mieli tylko dwa...Szybko jednak pozbył się tych dość dziwacznych w obecnej sytuacji myśli i skupił na słowach Gustavo, który schował broń.
- Witaj, dzieciaku. Jak masz na imię?
- Luis - bąknął Luis.
- Świetnie. A teraz powiedz mi, co tu robisz.
- Nic. Mieszkałem kiedyś tutaj.
- Mieszkałeś? - zdziwił się Gustavo. - W tej nędznej chacie? Co prawda widac, że jesteś zmęczony i ubranie zaczyna ci się niszczyć, ale nadal da się poznać, że pochodzisz z dobrego domu. Lepiej nie kłam, bo...
- Mówię prawdę! Mieszkałem tu, zanim odzyskaliśmy to, co nam ukradziono. Co ukradł nam...ten człowiek! - krzyknął Luis i wskazał palcem na Carlosa. Na swojego ojca.
Koniec odcinka 139 |
|
Powrót do góry |
|
|
Bluebelle Generał
Dołączył: 04 Wrz 2008 Posty: 8908 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:10:35 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek Cieszę się, że Sonya zrozumiała Mam nadzieję, że spotkają się z Ricardo i wyjaśnią sobie wszystko
Aguś piękny odcinek jak dla mnie |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:12:56 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Bluebelle napisał: | Super odcinek Cieszę się, że Sonya zrozumiała Mam nadzieję, że spotkają się z Ricardo i wyjaśnią sobie wszystko
Aguś piękny odcinek jak dla mnie |
Zrozumiała...I właśnie podnosi głowę, a on biedny przed chwilą stał przy tym drzewie i chciał ją dotknąć, ale nie mógł...Pytanie...czy Sonya go zoabczy...a jeśli tak, to czy pozna...bo z pewnych powodów może nie poznać...kolejny zresztą raz (pamiętasz szpital ?). A nawet, jeśli on nadal tam jest i ona go pozna...czy on nie odejdzie, nim Sonya zdąży się w ogóle odezwać...? |
|
Powrót do góry |
|
|
Bluebelle Generał
Dołączył: 04 Wrz 2008 Posty: 8908 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:16:01 17-02-09 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: | Bluebelle napisał: | Super odcinek Cieszę się, że Sonya zrozumiała Mam nadzieję, że spotkają się z Ricardo i wyjaśnią sobie wszystko
Aguś piękny odcinek jak dla mnie |
Zrozumiała...I właśnie podnosi głowę, a on biedny przed chwilą stał przy tym drzewie i chciał ją dotknąć, ale nie mógł...Pytanie...czy Sonya go zoabczy...a jeśli tak, to czy pozna...bo z pewnych powodów może nie poznać...kolejny zresztą raz (pamiętasz szpital ?). A nawet, jeśli on nadal tam jest i ona go pozna...czy on nie odejdzie, nim Sonya zdąży się w ogóle odezwać...? |
Mam nadzieję, że się spotkają. Muszą się spotkać i wszystko sobie wyjaśnić
Aga tym odcinkiem sprawiłaś mi radość wiesz, wiem że nic nie jest przesądzone, bo faktycznie może nie dojść do spotkania, ale mam nadzieję że jednak dojdzie |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:18:16 17-02-09 Temat postu: |
|
|
Nic nie mówię, bo nie mogę. Nic a nic . Tylko czy nawet, jeśli sobie wyjaśnią (a w sumie co tu wyjaśniać...oboje wiedzą, jak naprawdę jest...), to czy źli ludzie znów ich nie rozdzielą... |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:56:48 17-02-09 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: | - Boję się, Felipe. To już nie jest ten sam człowiek, który jeszcze tak niedawno spokojnie pisał swoją powieść, zamknięty w pokoju. To groźny, mściwy facet. A jeśli wpadnie tutaj razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi i zemści się na nas?
- Prędzej zginie gdzieś po drodze. Viviano, prawo jest po naszej stronie, wiesz o tym.
- Prawo może i tak. Ale być może stworzyliśmy potwora.. |
Ten dialog był boski:D
Odcinek bardzo ładnie napisany. Lubię Twoje opisy uczuć... Szczególnie te myśli Sonyi, która zaczęła coś kojarzyć...A tym mężczyzną, który ją obserwował zapewne był Ricardo;)
Hmmm.... Eduardo Abreau zaczyna coś podejrzewać...
Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 15:24:55 18-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:32:31 18-02-09 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: | - Boję się, Felipe. To już nie jest ten sam człowiek, który jeszcze tak niedawno spokojnie pisał swoją powieść, zamknięty w pokoju. To groźny, mściwy facet. A jeśli wpadnie tutaj razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi i zemści się na nas?
- Prędzej zginie gdzieś po drodze. Viviano, prawo jest po naszej stronie, wiesz o tym.
- Prawo może i tak. Ale być może stworzyliśmy potwora.. |
Bloody napisał: | Ten dialog był boski:D |
Dziękuję .
Bloody napisał: | Odcinek bardzo ładnie napisany. Lubię Twoje opisy uczuć... Szczególnie te myśli Sonyi, która zaczęła coś kojarzyć...A tym mężczyzną, który ją obserwował zapewne był Ricardo;) |
Jasne, że Ricardo. I cieszę się, że lubisz moje opisy uczuć, bo w kolejnym odcinku będzie ich dużo...Ops, spoiler .
Bloody napisał: | Hmmm.... Eduardo Abreau zaczyna coś podejrzewać... |
I to może być dla niego niebezpieczne... |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:33:34 18-02-09 Temat postu: |
|
|
Odcineeek! Nareszcie
Zaczynam lubić także i Vivianę.. jako antagonistkę oczywiscie Jej tekst o tym, że "Carlos nas pozabija" był dobry ;D
Ricardo i Sonya pewnie znowu się spotkają... a co do pytania jeszcze - nie wiem, czy nigdy, on moim zdaniem zachowuje się teraz zwyczajnie jak tchórz
A to ładnie Juan spławił Gracielę
Hm..a nie było przypadkiem jakiś czas temu takiego zdarzenia, ze Antonio i Carlos wszystko sobie wyjasnili, i wyszlo na to, ze Carlos ich jednak nie oszukał? A Luis o tym nie wie?
Teraz to się ciekawie zrobi u nich - czterech zbiegłych więźniów, syn jednego z nich, nieuznający ojca i przerazona lekarka |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|