|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:52:00 22-09-12 Temat postu: |
|
|
Oh... już tęsknię za Seriną i Reyem, a co to będzie jak ich nie będzie?
No, ale coś się musi skończyć, żeby coś innego się mogło zacząć, więc czekam z niecierpliwością na Twoje kolejne produkcje I nie ma opcji, żeby mi się nie podobało
A teraz coś ode mnie. Pomysł spisany "na świeżo", tytuł i fabuła mogą ulec jeszcze zmianie, ale ogólny zarys nie powinien jakoś znacząco się zmienić
– Pieprzony gnojek! – wrzasnęła i odrzuciwszy na fotel błyszczącą torebkę, sama rzuciła się na łóżko, wciskając twarz w poduszkę. I nie miało dla niej żadnego znaczenia, że za kilka chwil na jedwabnej poszewce powstaną ciemne plamy z tuszu, spływającego z jej rzęs wraz z potokiem łez. Nic już nie miało znaczenia. Nic poza tym, że znów z niej zakpił. Zabawił się. I po raz milion dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty wbił jej nóż prosto w serce.
– Jesteś tam? – Zza drzwi dobiegł ja ciepłym, męski głos, a przed oczami mignęła znajoma twarz. Bez trudu wyobraziła sobie jego zatroskaną minę i pełne współczucia, duże, zielone oczy. – Wiem, że tak. Otwórz... Martwię się.
Jesse. Ułożony, grzeczny chłopczyk z dobrego domu. Miły i na swój sposób uroczy. No właśnie. Miły i uroczy. Artysta. Ale nie jakiś pseudogwiazdor muzyki pop, choć gdyby chciał, ze swoim wyglądem słodziaka, bez problemu zdobyłby rzesze wielbicieli, a raczej nastoletnich fanek, których pokoje od podłogi po sam sufit w mgnieniu oka zaczęłyby zdobić plakaty i wycinki z gazet z jego wizerunkiem, wymuskanym dodatkowo przez grafika komputerowego. Uwielbiał muzykę klasyczną i swoje skrzypce, które odziedziczył po dziadku, a to co potrafił z nimi robić, jakie dźwięki z nich wydobyć… Cóż, nawet jako totalna ignorantka w dziedzinie muzyki poważnej, musiała przyznać, że był po prostu wirtuozem. Nie zarobi na tym takich kokosów, jakie mógłby, gdyby zdecydował się zostać gwiazdą popu, ale z drugiej strony, jeśli miałby zostać okrzyknięty drugim Justinem Biberem, to może nawet lepiej. Zresztą nie był taki. Nie gonił za sławą, popularnością czy pieniędzmi. Po prostu robił to, co kochał i to wystarczyło mu do szczęścia. Był idealistą i marzycielem, a ci, nie mieli szans na sukces w wielkim show biznesie.
Mimo, że ich systemy wartości i życiowe priorytety były zupełnie różne, przyjaźnili się. W dziwny i dość pokrętny sposób, ale jednak. Wiele razy przez myśl przebiegło jej, że mógłby nawet być jej księciem z bajki… gdyby tylko nie był taki idealny i słodki.
Na chwilę podniosła głowę, jakby wahała się czy mu otworzyć. Ale przecież nie chciała przytulania, głaskania po plecach, pocieszania i spojrzeń pełnych litości i współczucia. Przecież była twarda i potrafiła sobie doskonale radzić sama. Życie ją do tego zmusiło.
– Idź sobie – mruknęła. – Nic mi nie jest.
– Nie możesz być teraz sama – powiedział.
Na chwilę przestała chlipać i wytarła mokre policzki wierzchem dłoni. Nigdy odkąd się znali nie słyszała w jego głosie takiej stanowczości.
– Ale chcę! Spieprzaj! – krzyknęła, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo nie lubił, gdy była wulgarna. Miała nadzieję pozbyć się go w ten prosty sposób. Nie chciała z nim rozmawiać, niczego mu tłumaczyć. Chciała być sama, ale on nie zamierzał tak łatwo dać za wygraną.
– Będę siedział pod drzwiami dopóki nie otworzysz.
Cholera. Był naprawdę zdesperowany.
– To sobie siedź! Do usranej śmierci, mam to w d***e!
Siedział przy barze, od niechcenia sącząc, kolejną już tego wieczoru szkocką. Co chwilę zagadywały go naprawdę piękne, napalone kobiety, ale on zdawał się ich w ogóle nie dostrzegać, tępym wzrokiem wpatrując się w falujący w szklance, bursztynowy płyn.
Kiedy się poznali, sądził, że spędzą ze sobą co najwyżej kilka upojnych nocy, a potem rozstaną się w mniej lub bardziej przyjaznych stosunkach. Przecież robił tak już milion razy. I za każdym razem było tak samo – kilka chwil przyjemności, a potem szara rzeczywistość i prędzej czy później, powrót do zimnej, wyrachowanej żony. Nie poślubił jej z miłości, ale na początku łączył ich przynajmniej naprawdę dobry seks, a teraz? Teraz nawet nie sypiali w jednym łóżku, choć sporadycznie, najczęściej po jakichś firmowych imprezach, zdarzał im się jakiś szybki numerek w toalecie, samochodzie czy na kuchennym stole. Nie było to jednak nic więcej ponad zaspokojenie czysto fizycznych potrzeb. Coś bardziej na kształt zwierzęcej kopulacji niż międzyludzkiego współżycia. O miłości czy innych uczuciach nie mówiąc.
To Chloe była panią jego serca. Właśnie przy niej poczuł się tak, jakby narodził się na nowo. Poczuł, że jego serce bije, że możne znów oddychać pełną piersią. Była sporo od niego młodsza, ale to właśnie przy niej był naprawdę szczęśliwy. Był gotów odejść dla niej od żony, choć nigdy wcześniej w ogóle nie brał pod uwagę takiej opcji. Małżeństwo dało mu stabilizację i całkiem niezłą pozycję wyjściową w branży, w której pracował. Teraz był już samowystarczalny i jeśli nawet ktoś nadal pamiętał, że kilka lat temu był nikim więcej jak mężem swojej żony, to był to zaledwie mglisty fakt z jego przeszłości. Mimo to, tkwił dalej w tym związku, bo rozwód zupełnie mu się nie opłacał. Ale dla Chloe był gotów rzucić to wszystko. Miał w d***e co stanie się z nim, z jego majątkiem. Chciał być z tą małą, którą przywróciła go do życia i uczynić ją najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Ale schrzanił to. Jak zwykle. Był w tym naprawdę dobry. Mógłby napisać poradnik dla mężczyzn pt. „Jak skutecznie rozpierdolić każdy związek”.
– Związek? – prychnął pod nosem i uśmiechnął się do swojego odbicia w wielkim lustrze za barem. Pokręcił głową i wychylił do końca zawartość szklanki. Skrzywił się lekko, czując jak alkohol rozgrzewa jego gardło po czym wytarł usta wierzchem dłoni i położył na ladzie odpowiedni banknot, stawiając na nim pustą szklankę. Wyciągnął komórkę i pośpiesznie wystukał coś na klawiszach, poczym odwrócił się plecami do baru, z zamiarem opuszczenia lokalu. Zatrzymał się jednak w pół kroku, pożądliwym wzrokiem lustrując kobietę, która stała przed nimi w kokieteryjnej pozie i uśmiechała się zachęcająco.
– Wychodzisz? – spytała, przygryzając zmysłowo wargę.
Uśmiechnął się półgębkiem i podszedłszy do niej, odgarnął jej włosy za uszy. Zbliżył twarz do jej twarzy i przesunąwszy dłoń na jej kark, wpił się gwałtownie w jej usta. Odwzajemniła pocałunek i wyraźnie miała ochotę na więcej. Jak zwykle, bez żadnych zobowiązań.
Oderwał się od niej i spojrzał jej w oczy.
– Wychodzimy – powiedział, uśmiechając się arogancko.
Podniosła się z łóżka i wierzchem dłoni wytarła mokre policzki, kiedy jej uszu dobiegł znienawidzony przez nią sygnał nadejścia wiadomości tekstowej, który z uporem maniaka ustawiała w jej telefonie siostra.
– Przepraszam – odczytała. – Przepraszam?! – prychnęła, czując, że ciśnienie znów jej skoczyło. – Piedrol się, Mitch! – wrzasnęła, rzucając telefonem o ścianę. Ukryła twarz w dłoniach, czując, że po jej policzkach znów płyną gorące, słone krople. Nie potrafiła tak po prostu wyrzucić go z serca i zacząć wszystkiego od nowa. Za każdym razem, kiedy udawało jej się choć na chwilę przestać o nim myśleć, on znów bez pardonu wkraczał z butami do jej życia. Teraz też, choć wydawało jej się, że w dość dosadny sposób dała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego.
Wtuliła twarz w wilgotną poduszkę, mocno przyciskając ją do siebie i załkała cicho, zwijając się w kłębek, kiedy w jej nozdrza wdarł się tak dobrze znany jej zapach wody po goleniu, a za plecami poczuła ciepło męskiego ciała.
– Chloe… – szepnął, gładząc jej plecy.
W pierwszej chwili chciała go wyrzucić za drzwi, ale nie była w stanie wydobyć z siebie słowa, ani wykonać jakiegokolwiek ruchu. Leżała jak sparaliżowana, starając się wyrównać oddech, a w końcu podniosła się powoli i odwróciła w jego stronę.
Kiedy spojrzała mu w oczy i zobaczyła bijący z nich spokój i opanowanie, poczuła, że wcale nie ma ochoty dłużej udawać silniej kobiety, która sama radzi sobie ze wszystkim. Dziękowała w duchu opatrzności, że nie posłuchał jej i został pod drzwiami, gdy ona posyłała go do diabła.
– Przytul mnie… – poprosiła cicho, wtulając się w jego ramiona. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Przygarnął ją do siebie i delikatnie kołysał w swoich ramionach. Pierwszy raz od dawna poczuła się bezpieczna i kochana. A w jej głowie znów zakołatała niemądra myśl, że Jesse naprawdę był idealnym materiałem na męża.
I ojca.
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 19:00:34 22-09-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Junka Idol
Dołączył: 22 Cze 2011 Posty: 1271 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:40:30 24-09-12 Temat postu: |
|
|
Czy kiedyś zastanawialiście się co daje wam radość życia? Co sprawia, że jesteście szczęśliwi? Rosenda miała z pozoru wszystko, ale tak naprawdę nic. Nie miała w życiu jednej istotnej rzeczy, a mianowicie miłości. Jej matka traktowała ją jak przekleństwo, ojczym w ogóle się nią nie interesował. Była zamkniętą w sobie młodą kobietą. Jedyną osobą, która ją rozumiała, była młoda bezdomna kobieta Elena, która uciekła z domu przed rodzicami, którzy się nad nią znęcali. Rosenda, która czuła, że nie ma nic do stracenia, postanowiła się usamodzielnić i od uzależnić od rodziców. Zatrudniła się jako sprzątaczka w hotelu, gdzie spotkała pewnego mężczyznę, którego od razu pokochała, jednak on... Pokochał inną osobę... Pokochał jedyną osobę, która dotrzymywała jej towarzystwa i ją rozumiała... Elenę... Rosenda wiedząc, że los znowu odebrał jej możliwość poznania najcudowniejszego uczucia na świecie - miłości, postanawia wyjechać za granicę. Rosenda wychodzi za mąż i ma wrażenie, że wreszcie los jej sprzyja. Ale czy tak naprawdę wszystko jest takie na jakie wygląda?
Obsada: Roxana Rojo de la Vega (Rosenda), Angelica Caleya (Elena), Brandon Paniche, Rafael Amaya, Olivia Collins, Roberto Blandon, Manuel Oljeda, Lisardo Guarinos, Claudia Alvarez, Fabian Rios, Gonzalo Garcia Vivanco, Marimar Vega ...
Na razie kłębią mi się wizję odpowiedzi na te ostatnie pytanie, ale oczywiście ma to ścisły związek z wątkami kryminalnymi, więc chciałam zahaczyć o klimat ATM. Na razie nie do końca podoba mi się fabuła, bo chciałam trochę bardziej mrocznie No ale nie będę zdradzać szczegółów, by nie opisać wszystkiego od razu
Ostatnio zmieniony przez Junka dnia 0:02:04 25-09-12, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:41:14 28-09-12 Temat postu: |
|
|
Eillen czy ja już mówiłam że masz genialne pomysły? Nie? więc mówię masz genialne pomysły a teraz czas na mój pomysł
zaplątani
Daniel Monroe był w przeszłości mężczyzną spragnionym kobiecego towarzystwa i bliskości, mimo iż zdecydował się ustatkować nie stronił od licznych romansów. Sytuacje ułatwiał fakt, iż praca Daniela polegała na licznych wyjazdach służbowych, na których pozbywał się obrączki z palca.
I tak właśnie na świecie pojawiły się trzy jego nieślubne córki; Cassandra, Allison, Sofia. Dzieci Daniela dorastały w różnych częściach Stanów znając ojca jedynie z przysyłanych comiesięcznych czeków.
Cassandra kończąc dwadzieścia sześć uznała, że nadeszła pora, aby poznała swojego ojca. Wychowana na Południu Stanów Zjednoczonych świeżo upieczona prawniczka składa wizytę w Sądzie, w którym pracuje jej ojciec z postanowieniem, że zatrudni się w jego Biurze, jako ktokolwiek. Dziewczyna wywiera na nim piorunujące wrażenie i Daniel zatrudnia ją w charakterze swojej młodszej asystentki. (Jessica alba)
Allison to młoda ambitna pani detektyw z wietrznego Chicago dostaje upragniony awans. Zaczyna pracę w FBI jej pierwszym zadaniem jest znalezienie dowodów na korupcję jednego z nowojorskich prokuratorów- Daniela Monroe. Allison musi działać pod przykrywką, dlatego też znajduje zatrudnienie, jako gosposia w jego nowojorskiej wili. Na miejscu staje przed życiowym wyborem. Kariera czy ojciec? (Emma Stone)
Sofia dorastała w Nowym Jorku. W 2001 roku w zamachu terrorystycznym straciła matkę i ojca. Jako nastolatka trafiła pod opiekę dziadków, którzy wysłali ją do szkoły z internatem. Po jedenastu latach w dzień poprzedzający atak na WTC wraca udając się do Strefy Zero. Sofia z wykształcenia jest malarką, której prace zachwycają nie tylko pewnego właściciela galerii. (Eiza Gonzalez)
Cassandra, Alison, Sofia nie są jedynym dziećmi kochliwego Daniela, który wspólnie z Gabrielą wychowuje adoptowane przed laty bliźniaki; Noaha i Ethana (Bomer i Somerhalder).
Ethan (Somerhalder) odkąd sięgano pamięcią był buntownikiem z własnego wyboru. Najpierw zbuntował się przeciwko rodzinnej tradycji i zamiast ukończyć Uniwersytet Ligi Bluszczowej wybrał dziennikarstwo na Uniwersytecie Paryskim po latach wraca do rodzinnego domu w towarzystwie rocznej córeczki Audrey
Noah (Bomer) natomiast jest przeciwieństwem swojego brata. Poukładał swoje życie zawodowe i odnosi w nim sukcesy, nadal mieszka w wielkiej rezydencji i z pozoru jest szczęśliwy.
Ostatnio zmieniony przez Sobrev dnia 9:30:58 29-09-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:47:07 28-09-12 Temat postu: |
|
|
Haha... przez chwilę myślałam, że to Ian będzie sprawcą tych trzech córek a tu proszę - Bomerhalder Już mi się podoba ^^ Kupiłaś mnie tym duetem! A tak poważnie to historia sama w sobie również intrygująca, więc jeśli zdecydujesz się wstawić to ja na bank czytam
A co do mojego pomysłu... myślę nad nim dość intensywnie, ale nie jestem pewna czy coś mi z niego wyjdzie. |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:25:38 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Cytat: | |
Aguś, proszę Cię ty mnie nie zabijaj takimi pomysłami, bo ja tu padnę potem jak nie wstawisz. Wstawisz? Bo ja czekam
kosza na twój pomysł czekam z równą niecierpliwością, kupiłaś mnie obsadą i ogólnym pogmatwaniem (Co do Sofii, to jeśli masz na myśli ta samą aktorkę co ja to ona mam na imię Eiza a nie Eliza )
Ostatnio zmieniony przez Sunshine dnia 9:27:04 29-09-12, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:31:58 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Dziękuje za komentarze i cieszę się że się podoba. Tak ją miałam na myśli. Mała literówka się wkradła |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:54:24 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Na razie bardzo intensywnie myślę o tym, żeby to wstawić, a to już naprawdę spory kroczek do tego, żeby naprawdę to wstawić
Ale najpierw chyba pożegnam się z "Break..." i "Haciendą..." ...
A tu mam jeszcze jeden pomysł, który zaprząta mi głowę równie mocno, a na który wpadłam dzięki Tobie Tak, tak... wymyśliłam to, jak miałaś w sygnaturce animkę z Mirandą, a w podpisie Michela ^^
Madelaine Charllotte de Lenclos (Miranda Kerr) po latach wraca do posiadłości, której właścicielem jest człowieka będący jej (wyłącznie!) biologicznym ojcem, a którą jej matka opuściła nie oglądając się za siebie, tuż przed narodzinami Maddie.
Madelaine w swoim dwudziestodwuletnim życiu była tu tylko raz – zaraz po ukończeniu 15 roku życia, kiedy zmarła jej matka, po kłótni z ojczymem, przyjechała do ojca, ale po kilku miesiącach, uciekła tak samo, jak dawno temu zrobiła to jej matka, przyrzekając sobie, że jej noga nigdy więcej nie postanie na ziemiach Salvatore’a Lambourne’a. Jednak śmiertelnie chory ojciec, któregoś dnia wysyła do niej list i zaprasza ją do siebie, wyrażając chęć naprawienia relacji i nadzieję, że to właśnie Maddie przywróci posiadłości dawną świetność.
Madelaine wyrusza w podróż z mocnym postanowieniem, że zniszczy wszystko co kochał jej ojciec tak, jak on zniszczył jej matkę. Gdy przyjeżdża do posiadłości okazuje się jednak, że ojciec zmarł kilka dni po wysłaniu listu. Maddie ma więc dwa wyjścia: albo wprowadzić swój plan w życie i całkowicie zniszczyć to, co pozostało po ojcu, albo przywrócić posiadłości dawną świetność i być może znaleźć własne szczęście.
Crimson Valley, 25 września 2011 roku
Dawno temu obiecałam sobie, że moja noga nigdy więcej nie postanie na tych ziemiach, a jednak znowu tu jestem.
Nie kocham go. Nie czuję już nawet nienawiści, choć jeszcze kilka dni temu wydawało mi się, że jeśli pojawi się znów w moim życiu, zabiję go gołymi rękami. Ale teraz nie czuję zupełnie nic, choć lada moment będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Mogłabym jeszcze zawrócić, wycofać się, ale czy to nie byłby objaw tchórzostwa? W życiu czasem przecież trzeba iść pod górkę, prawda? I to jest właśnie mój własny Mount Everest.
Nie boję się tego, w jakim stanie go zastanę, ani nawet tego, jak mnie przyjmie. Nie mam mu nic do powiedzenia. Zresztą i tak wie, co o nim myślę. Wykrzyczałam mu przecież wszystko prosto w twarz podczas naszego ostatniego spotkania.
Prawie 8 lat temu.
Przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem. Nie przeprosił. Zupełnie jakbym w ogóle przestała dla niego istnieć. Ale ja też nie szukałam z nim kontaktu. A teraz? Napisał jakiś ckliwy liścik, a ja… spakowałam się i jestem. Chociaż gdyby nie usilne namowy siostry Véronique i ojca Fabiana, pewnie wyrzuciłabym go do śmieci i posłała staruszka do diabła razem z jego ckliwymi wynurzeniami.
Dlaczego więc tu jestem?
Bo tak trzeba. Bo trzeba wybaczać.
Ale ja nie potrafię.
Zresztą to oficjalna wersja. Wersja dla siostry Véronique i ojca Fabiana, którzy zaraz obok matki i Vincente’a byli, są i, niezależnie od tego, co się wydarzy, pozostaną już zawsze najdroższymi memu sercu osobami. Moją rodziną.
Ale ta wersja nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Salvatore Lambourne nie zasłużył na wybaczenie. Po tym wszystkim co zrobił, jeden list pełen żalu i skruchy (nawet zakładając, że były prawdziwe), nie załatwia sprawy.
Chcę mu odpłacić pięknym za nadobne, zniszczyć wszystko co kochał, choć to podobno niechrześcijańskie. I być może, za to co zamierzam zrobić, będę umierać w męczarniach, a potem smażyć się w piekle, ale nie zrezygnuję. Postanowiłam.
Siostra Véronique i ojca Fabiana byliby niepocieszeni, gdyby o tym wiedzieli i na pewno próbowaliby odwieźć mnie od tego za wszelką cenę.
Ale taka właśnie jest prawda.
A zemsta… wkrótce okaże się czy rzeczywiście jest tak słodka, jak mówią.
Witaj, Szkarłatna Dolino…
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:05:28 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Wyciągasz te pomysły jak magik króliki z kapelusza ! więc pozostaje mi czekać aż się coś pojawi |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:10:03 29-09-12 Temat postu: |
|
|
haha... tyle, że potem gorzej z ich realizacją, ale kto wie, może tym razem się uda na pewno jestem z siebie dumna, że nie wtryniłam tu znów Iana - robię postępy
A w ogóle, to... dajcie znać, który pomysł ewentualnie bardziej Wam "leży", wtedy skupię przede wszytkim na nim i może szybciej coś z tego będzie ^^
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 10:11:05 29-09-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:12:28 29-09-12 Temat postu: |
|
|
ale Ian pasuje do każdej roli. Co zrobić? musimy się z tym pogodzić. Skąd ja to znam pomysł mam a gdy przychodzi do pisania nie wiem nawet jak zacząć... |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:17:52 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Eillen napisał: | Oh... już tęsknię za Seriną i Reyem, a co to będzie jak ich nie będzie?
No, ale coś się musi skończyć, żeby coś innego się mogło zacząć, więc czekam z niecierpliwością na Twoje kolejne produkcje I nie ma opcji, żeby mi się nie podobało
A teraz coś ode mnie. Pomysł spisany "na świeżo", tytuł i fabuła mogą ulec jeszcze zmianie, ale ogólny zarys nie powinien jakoś znacząco się zmienić
– Pieprzony gnojek! – wrzasnęła i odrzuciwszy na fotel błyszczącą torebkę, sama rzuciła się na łóżko, wciskając twarz w poduszkę. I nie miało dla niej żadnego znaczenia, że za kilka chwil na jedwabnej poszewce powstaną ciemne plamy z tuszu, spływającego z jej rzęs wraz z potokiem łez. Nic już nie miało znaczenia. Nic poza tym, że znów z niej zakpił. Zabawił się. I po raz milion dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty wbił jej nóż prosto w serce.
– Jesteś tam? – Zza drzwi dobiegł ja ciepłym, męski głos, a przed oczami mignęła znajoma twarz. Bez trudu wyobraziła sobie jego zatroskaną minę i pełne współczucia, duże, zielone oczy. – Wiem, że tak. Otwórz... Martwię się.
Jesse. Ułożony, grzeczny chłopczyk z dobrego domu. Miły i na swój sposób uroczy. No właśnie. Miły i uroczy. Artysta. Ale nie jakiś pseudogwiazdor muzyki pop, choć gdyby chciał, ze swoim wyglądem słodziaka, bez problemu zdobyłby rzesze wielbicieli, a raczej nastoletnich fanek, których pokoje od podłogi po sam sufit w mgnieniu oka zaczęłyby zdobić plakaty i wycinki z gazet z jego wizerunkiem, wymuskanym dodatkowo przez grafika komputerowego. Uwielbiał muzykę klasyczną i swoje skrzypce, które odziedziczył po dziadku, a to co potrafił z nimi robić, jakie dźwięki z nich wydobyć… Cóż, nawet jako totalna ignorantka w dziedzinie muzyki poważnej, musiała przyznać, że był po prostu wirtuozem. Nie zarobi na tym takich kokosów, jakie mógłby, gdyby zdecydował się zostać gwiazdą popu, ale z drugiej strony, jeśli miałby zostać okrzyknięty drugim Justinem Biberem, to może nawet lepiej. Zresztą nie był taki. Nie gonił za sławą, popularnością czy pieniędzmi. Po prostu robił to, co kochał i to wystarczyło mu do szczęścia. Był idealistą i marzycielem, a ci, nie mieli szans na sukces w wielkim show biznesie.
Mimo, że ich systemy wartości i życiowe priorytety były zupełnie różne, przyjaźnili się. W dziwny i dość pokrętny sposób, ale jednak. Wiele razy przez myśl przebiegło jej, że mógłby nawet być jej księciem z bajki… gdyby tylko nie był taki idealny i słodki.
Na chwilę podniosła głowę, jakby wahała się czy mu otworzyć. Ale przecież nie chciała przytulania, głaskania po plecach, pocieszania i spojrzeń pełnych litości i współczucia. Przecież była twarda i potrafiła sobie doskonale radzić sama. Życie ją do tego zmusiło.
– Idź sobie – mruknęła. – Nic mi nie jest.
– Nie możesz być teraz sama – powiedział.
Na chwilę przestała chlipać i wytarła mokre policzki wierzchem dłoni. Nigdy odkąd się znali nie słyszała w jego głosie takiej stanowczości.
– Ale chcę! Spieprzaj! – krzyknęła, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo nie lubił, gdy była wulgarna. Miała nadzieję pozbyć się go w ten prosty sposób. Nie chciała z nim rozmawiać, niczego mu tłumaczyć. Chciała być sama, ale on nie zamierzał tak łatwo dać za wygraną.
– Będę siedział pod drzwiami dopóki nie otworzysz.
Cholera. Był naprawdę zdesperowany.
– To sobie siedź! Do usranej śmierci, mam to w d***e!
Siedział przy barze, od niechcenia sącząc, kolejną już tego wieczoru szkocką. Co chwilę zagadywały go naprawdę piękne, napalone kobiety, ale on zdawał się ich w ogóle nie dostrzegać, tępym wzrokiem wpatrując się w falujący w szklance, bursztynowy płyn.
Kiedy się poznali, sądził, że spędzą ze sobą co najwyżej kilka upojnych nocy, a potem rozstaną się w mniej lub bardziej przyjaznych stosunkach. Przecież robił tak już milion razy. I za każdym razem było tak samo – kilka chwil przyjemności, a potem szara rzeczywistość i prędzej czy później, powrót do zimnej, wyrachowanej żony. Nie poślubił jej z miłości, ale na początku łączył ich przynajmniej naprawdę dobry seks, a teraz? Teraz nawet nie sypiali w jednym łóżku, choć sporadycznie, najczęściej po jakichś firmowych imprezach, zdarzał im się jakiś szybki numerek w toalecie, samochodzie czy na kuchennym stole. Nie było to jednak nic więcej ponad zaspokojenie czysto fizycznych potrzeb. Coś bardziej na kształt zwierzęcej kopulacji niż międzyludzkiego współżycia. O miłości czy innych uczuciach nie mówiąc.
To Chloe była panią jego serca. Właśnie przy niej poczuł się tak, jakby narodził się na nowo. Poczuł, że jego serce bije, że możne znów oddychać pełną piersią. Była sporo od niego młodsza, ale to właśnie przy niej był naprawdę szczęśliwy. Był gotów odejść dla niej od żony, choć nigdy wcześniej w ogóle nie brał pod uwagę takiej opcji. Małżeństwo dało mu stabilizację i całkiem niezłą pozycję wyjściową w branży, w której pracował. Teraz był już samowystarczalny i jeśli nawet ktoś nadal pamiętał, że kilka lat temu był nikim więcej jak mężem swojej żony, to był to zaledwie mglisty fakt z jego przeszłości. Mimo to, tkwił dalej w tym związku, bo rozwód zupełnie mu się nie opłacał. Ale dla Chloe był gotów rzucić to wszystko. Miał w d***e co stanie się z nim, z jego majątkiem. Chciał być z tą małą, którą przywróciła go do życia i uczynić ją najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Ale schrzanił to. Jak zwykle. Był w tym naprawdę dobry. Mógłby napisać poradnik dla mężczyzn pt. „Jak skutecznie rozpierdolić każdy związek”.
– Związek? – prychnął pod nosem i uśmiechnął się do swojego odbicia w wielkim lustrze za barem. Pokręcił głową i wychylił do końca zawartość szklanki. Skrzywił się lekko, czując jak alkohol rozgrzewa jego gardło po czym wytarł usta wierzchem dłoni i położył na ladzie odpowiedni banknot, stawiając na nim pustą szklankę. Wyciągnął komórkę i pośpiesznie wystukał coś na klawiszach, poczym odwrócił się plecami do baru, z zamiarem opuszczenia lokalu. Zatrzymał się jednak w pół kroku, pożądliwym wzrokiem lustrując kobietę, która stała przed nimi w kokieteryjnej pozie i uśmiechała się zachęcająco.
– Wychodzisz? – spytała, przygryzając zmysłowo wargę.
Uśmiechnął się półgębkiem i podszedłszy do niej, odgarnął jej włosy za uszy. Zbliżył twarz do jej twarzy i przesunąwszy dłoń na jej kark, wpił się gwałtownie w jej usta. Odwzajemniła pocałunek i wyraźnie miała ochotę na więcej. Jak zwykle, bez żadnych zobowiązań.
Oderwał się od niej i spojrzał jej w oczy.
– Wychodzimy – powiedział, uśmiechając się arogancko.
Podniosła się z łóżka i wierzchem dłoni wytarła mokre policzki, kiedy jej uszu dobiegł znienawidzony przez nią sygnał nadejścia wiadomości tekstowej, który z uporem maniaka ustawiała w jej telefonie siostra.
– Przepraszam – odczytała. – Przepraszam?! – prychnęła, czując, że ciśnienie znów jej skoczyło. – Piedrol się, Mitch! – wrzasnęła, rzucając telefonem o ścianę. Ukryła twarz w dłoniach, czując, że po jej policzkach znów płyną gorące, słone krople. Nie potrafiła tak po prostu wyrzucić go z serca i zacząć wszystkiego od nowa. Za każdym razem, kiedy udawało jej się choć na chwilę przestać o nim myśleć, on znów bez pardonu wkraczał z butami do jej życia. Teraz też, choć wydawało jej się, że w dość dosadny sposób dała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego.
Wtuliła twarz w wilgotną poduszkę, mocno przyciskając ją do siebie i załkała cicho, zwijając się w kłębek, kiedy w jej nozdrza wdarł się tak dobrze znany jej zapach wody po goleniu, a za plecami poczuła ciepło męskiego ciała.
– Chloe… – szepnął, gładząc jej plecy.
W pierwszej chwili chciała go wyrzucić za drzwi, ale nie była w stanie wydobyć z siebie słowa, ani wykonać jakiegokolwiek ruchu. Leżała jak sparaliżowana, starając się wyrównać oddech, a w końcu podniosła się powoli i odwróciła w jego stronę.
Kiedy spojrzała mu w oczy i zobaczyła bijący z nich spokój i opanowanie, poczuła, że wcale nie ma ochoty dłużej udawać silniej kobiety, która sama radzi sobie ze wszystkim. Dziękowała w duchu opatrzności, że nie posłuchał jej i został pod drzwiami, gdy ona posyłała go do diabła.
– Przytul mnie… – poprosiła cicho, wtulając się w jego ramiona. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Przygarnął ją do siebie i delikatnie kołysał w swoich ramionach. Pierwszy raz od dawna poczuła się bezpieczna i kochana. A w jej głowie znów zakołatała niemądra myśl, że Jesse naprawdę był idealnym materiałem na męża.
I ojca. |
To jest boskie! Już mnie kupiłaś i możesz być pewna, że jeśli wstawisz, to masz we mnie wierną czytelniczkę. Pozdrawiam, Ewa
PS. W jakim programie robisz nagłówki?
Ostatnio zmieniony przez CamilaDarien dnia 10:21:18 29-09-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:17:00 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Eillen napisał: | |
Oba Aga, ale chyba ten bardziej.
Ostatnio zmieniony przez Ayleen dnia 15:22:36 29-09-12, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:07:38 29-09-12 Temat postu: |
|
|
To dobrze, bo mnie też ten pierwszy jakoś bardziej pasuje ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:28:33 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Aga, bo gdzieś wyczytałam, że wiadomości do Ciebie nie dochodzą, a ja wysłałam Ci ostatnio e-maile na pocztę dotyczące aniołka. Dostałaś? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:24:31 29-09-12 Temat postu: |
|
|
Że chcesz zmienić Alexa na kogoś innego i Rachel w ciemnych włosach? Dostałam,ale jeszcze nie miałam czasu do tego siąść, jutro postaram się coś zrobić |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|