|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:53:03 22-12-12 Temat postu: |
|
|
Ooo... Matty
Moniś, wiesz, że czytam, cokolwiek napiszesz Sama myślałam o czymś świątecznym, ale zamiast tego wyszło mi coś zupełnie innego. Zresztą sami zobaczcie
PROLOG
– Jak to nic nie macie?! To co, do cholery, robiliście do tej pory?! – warknął ostro brunet, uderzając dłonią o blat biurka. Siedzący naprzeciw niego mężczyzna, zmarszczył czoło.
– Uspokój się – powiedział cicho, spoglądając na swojego rozmówcę z politowaniem. – Sprawdzamy wszystkie możliwe tropy, łącznie z tym, że po prostu uciekła.
– Uciekła? – prychnął brunet, wstając ze swojego krzesła i kręcąc głową z niedowierzaniem, przeczesał nerwowo włosy palcami. – Nie zrobiłaby mi tego. Nie miała żadnego powodu, dostawała zawsze wszystko, czego chciała.
– I może to właśnie jest powód.
Brunet spojrzał na tkwiącego w bezruchu za swoim biurkiem mężczyznę, unosząc wysoko brwi w zdumieniu.
– Wyznaczyłem do tej sprawy moich najlepszych ludzi i jestem pewien, że niezależnie od wszystkiego znajdą ją – powiedział z pełnym przekonaniem, odchylając się na oparcie swojego fotela i wpatrując badawczym wzrokiem w bruneta. Adam Werner był jego przyjacielem od zawsze i chyba tylko dlatego nie zawiesił jeszcze postępowania w sprawie rzekomego porwania jego siostry. Nie było żadnych poszlak, nie mówiąc już o twardych dowodach, które mogłyby świadczyć o tym, że dziewczyna została uprowadzona.
– Jeśli spadnie jej chociaż włos z głowy… – zaczął Adam, zaciskając dłonie w pięści, po czym zerknął na przyjaciela, czując na sobie jego przenikliwe spojrzenie. Andrzej Lisiecki, pasował do tego miejsca jak nikt inny. I jak nikt inny kochał swoją robotę. Kiedy objął posadę naczelnika wydziału dochodzeniowo–śledczego, był dosłownie wniebowzięty, a nowe obowiązki, które spadły na niego w związku z awansem, skutecznie odrywały jego myśli od nieudanego małżeństwa.
– Nie spadnie. Obiecuję – zapewnił. – Zadzwonię, jak tylko dowiemy się czegoś nowego, a na razie pozwól nam pracować.
Werner uśmiechnął się blado i sięgnął po swoją kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła.
– Dziękuję i… przepraszam.
Andrzej skinął głową ze zrozumieniem, a kiedy Adam bez słowa opuścił jego gabinet, wypuścił powietrze z płuc ze świstem. Doskonale wiedział, co musi czuć Werner. Zbyt wiele razy w swoim życiu miał do czynienia z ludźmi, którzy w różnych okolicznościach tracili swoich bliskich. Nie chciał, by historia zaginionej siostry jego przyjaciela miała finał taki sam, jak większość podobnych przypadków. Poza tym wierzył w swoją intuicję, a ta – wbrew temu, co nakazywał rozsądek – mówiła mu, że dziewczyna naprawdę może mieć kłopoty.
***
Znudzona zerknęła na mężczyznę, którego Święty wprowadził właśnie do pokoju. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i zgasiła papierosa w kryształowej popielniczce, stojącej na małym okrągłym stoliku, spoglądając nowemu ochroniarzowi niepewnie w oczy. W jego spojrzeniu było coś, co rozgrzewało ją od środka. Odkąd pojawił się w jej życiu, zaczęła myśleć o zmianie profesji i rozpoczęciu normalnego życia.
– Jestem w pokoju obok – rzucił, a kiedy skinęła głową, zamknął za sobą drzwi, zostawiając ją sam na sam i obcym mężczyzną. Facet z całą pewnością był po pięćdziesiątce, ale jak na swój wiek prezentował się zupełnie nieźle i dość atrakcyjnie.
– Witaj – mruknęła uwodzicielsko, przyciągając go do siebie za krawat.
– Cieszę się, że w końcu mogę cię zobaczyć – szepnął, obłapiając ją za pośladki, a jego ciepły, śmierdzący nikotynowym dymem i jakimś wysokoprocentowym alkoholem, oddech omiótł jej twarz.
– Tam masz cennik – powiedziała, wyswobadzając się z jego objęć. – Zastanów się czego chcesz, żebyś potem nie żałował – dodała, puszczając do niego oczko.
Mężczyzna omiótł pożądliwym wzrokiem jej zgrabne ciało. Ubrana była jedynie w kusą, czerwoną, jedwabną koszulkę i czarne pończochy. Jej długie ciemne włosy luźno opadały na ramiona, a kuszące usta, pociągnięte krwistoczerwoną pomadką i wytuszowane rzęsy dodawały jej dziewczęcemu urokowi ostrości.
– Zabieram cię do siebie – mruknął mężczyzna, stając tuż za nią. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała mu w oczy ze strachem. – Będziesz udawać moją żonę, przez tydzień, może dwa.
– To chyba jakaś pomyłka – zaśmiała się nerwowo.
– Rozmawiałem już z twoim szefem, zgodził się.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale w tej samej chwili ktoś wszedł do pokoju.
– To ja mam z tobą jechać – powiedziała brunetka, stojąca w progu, w czarnym, koronkowym gorsecie i kabaretkach.
– A może wezmę was obie? – zaśmiał się mężczyzna.
– Nie stać cię na takie szaleństwa – mruknęła uwodzicielsko brunetka, kocim krokiem zbliżając się do mężczyzny. – Zresztą, ona jest nowa – prychnęła, z pogardą zerkając w stronę swojej koleżanki. – Nie zadowoli cię tak, jak ja… |
|
Powrót do góry |
|
|
mina107 Prokonsul
Dołączył: 29 Kwi 2012 Posty: 3548 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wa-wa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:10:30 23-12-12 Temat postu: |
|
|
OOOO wooooow |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:12:11 23-12-12 Temat postu: |
|
|
Haha... mam nadzieję, że to pozytywne zaskoczenie |
|
Powrót do góry |
|
|
Anna. Mistrz
Dołączył: 10 Lis 2010 Posty: 19387 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Podkarpacie ;*** Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:40:14 23-12-12 Temat postu: |
|
|
madoka napisał: | Taki dość luźny, jakże świąteczny pomysł
Magia świąt.
- Chciałbym polecieć samolotem!
- A ja, pojechać w góry.
- Marzę o lalce. Ale nie takiej zwykłej...To znaczy zwykłej, ale żebym mogła ją karmić i przewijać.
- Mnie wystarczyłby worek pełen słodyczy.
- Rower...Tak bardzo chciałabym mieć własny rower. Najlepiej różowy.
- Moim jedynym marzeniem jest odnalezienie rodziców...
Tysiące marzeń. Tych dużych i tych małych. Marzeń, których realizacja wymaga nie tylko nakładów pieniężnych, ale także dobrej woli innych ludzi. Azucena omiata spojrzeniem twarzyczki swoich małych podopiecznych, na których to malują się nadzieja i wiara w prawdziwie szczęśliwe święta Bożego Narodzenia. Święta, które mogłyby być tymi ze snów, gdyby...No właśnie, gdyby...
Piętnastoosobowa grupa dzieci z sierocińca vs trzech najbogatszych mężczyzn w kraju.
Czy pieniądze i koneksje milionerów pozwolą na realizację najskrytszych marzeń maluchów?
I czy tydzień spędzony w towarzystwie sierot odmieni ich patrzenie na świat, burząc tym samym mur, którym tak szczelnie się otoczyli? |
Jeśli wstawisz na pewno bd czytała |
|
Powrót do góry |
|
|
mina107 Prokonsul
Dołączył: 29 Kwi 2012 Posty: 3548 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wa-wa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:55:23 23-12-12 Temat postu: |
|
|
Eillen napisał: | Haha... mam nadzieję, że to pozytywne zaskoczenie |
Oczywiście |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:44:57 23-12-12 Temat postu: |
|
|
Eillen napisał: | Ooo... Matty
Moniś, wiesz, że czytam, cokolwiek napiszesz Sama myślałam o czymś świątecznym, ale zamiast tego wyszło mi coś zupełnie innego. Zresztą sami zobaczcie
PROLOG
– Jak to nic nie macie?! To co, do cholery, robiliście do tej pory?! – warknął ostro brunet, uderzając dłonią o blat biurka. Siedzący naprzeciw niego mężczyzna, zmarszczył czoło.
– Uspokój się – powiedział cicho, spoglądając na swojego rozmówcę z politowaniem. – Sprawdzamy wszystkie możliwe tropy, łącznie z tym, że po prostu uciekła.
– Uciekła? – prychnął brunet, wstając ze swojego krzesła i kręcąc głową z niedowierzaniem, przeczesał nerwowo włosy palcami. – Nie zrobiłaby mi tego. Nie miała żadnego powodu, dostawała zawsze wszystko, czego chciała.
– I może to właśnie jest powód.
Brunet spojrzał na tkwiącego w bezruchu za swoim biurkiem mężczyznę, unosząc wysoko brwi w zdumieniu.
– Wyznaczyłem do tej sprawy moich najlepszych ludzi i jestem pewien, że niezależnie od wszystkiego znajdą ją – powiedział z pełnym przekonaniem, odchylając się na oparcie swojego fotela i wpatrując badawczym wzrokiem w bruneta. Adam Werner był jego przyjacielem od zawsze i chyba tylko dlatego nie zawiesił jeszcze postępowania w sprawie rzekomego porwania jego siostry. Nie było żadnych poszlak, nie mówiąc już o twardych dowodach, które mogłyby świadczyć o tym, że dziewczyna została uprowadzona.
– Jeśli spadnie jej chociaż włos z głowy… – zaczął Adam, zaciskając dłonie w pięści, po czym zerknął na przyjaciela, czując na sobie jego przenikliwe spojrzenie. Andrzej Lisiecki, pasował do tego miejsca jak nikt inny. I jak nikt inny kochał swoją robotę. Kiedy objął posadę naczelnika wydziału dochodzeniowo–śledczego, był dosłownie wniebowzięty, a nowe obowiązki, które spadły na niego w związku z awansem, skutecznie odrywały jego myśli od nieudanego małżeństwa.
– Nie spadnie. Obiecuję – zapewnił. – Zadzwonię, jak tylko dowiemy się czegoś nowego, a na razie pozwól nam pracować.
Werner uśmiechnął się blado i sięgnął po swoją kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła.
– Dziękuję i… przepraszam.
Andrzej skinął głową ze zrozumieniem, a kiedy Adam bez słowa opuścił jego gabinet, wypuścił powietrze z płuc ze świstem. Doskonale wiedział, co musi czuć Werner. Zbyt wiele razy w swoim życiu miał do czynienia z ludźmi, którzy w różnych okolicznościach tracili swoich bliskich. Nie chciał, by historia zaginionej siostry jego przyjaciela miała finał taki sam, jak większość podobnych przypadków. Poza tym wierzył w swoją intuicję, a ta – wbrew temu, co nakazywał rozsądek – mówiła mu, że dziewczyna naprawdę może mieć kłopoty.
***
Znudzona zerknęła na mężczyznę, którego Święty wprowadził właśnie do pokoju. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i zgasiła papierosa w kryształowej popielniczce, stojącej na małym okrągłym stoliku, spoglądając nowemu ochroniarzowi niepewnie w oczy. W jego spojrzeniu było coś, co rozgrzewało ją od środka. Odkąd pojawił się w jej życiu, zaczęła myśleć o zmianie profesji i rozpoczęciu normalnego życia.
– Jestem w pokoju obok – rzucił, a kiedy skinęła głową, zamknął za sobą drzwi, zostawiając ją sam na sam i obcym mężczyzną. Facet z całą pewnością był po pięćdziesiątce, ale jak na swój wiek prezentował się zupełnie nieźle i dość atrakcyjnie.
– Witaj – mruknęła uwodzicielsko, przyciągając go do siebie za krawat.
– Cieszę się, że w końcu mogę cię zobaczyć – szepnął, obłapiając ją za pośladki, a jego ciepły, śmierdzący nikotynowym dymem i jakimś wysokoprocentowym alkoholem, oddech omiótł jej twarz.
– Tam masz cennik – powiedziała, wyswobadzając się z jego objęć. – Zastanów się czego chcesz, żebyś potem nie żałował – dodała, puszczając do niego oczko.
Mężczyzna omiótł pożądliwym wzrokiem jej zgrabne ciało. Ubrana była jedynie w kusą, czerwoną, jedwabną koszulkę i czarne pończochy. Jej długie ciemne włosy luźno opadały na ramiona, a kuszące usta, pociągnięte krwistoczerwoną pomadką i wytuszowane rzęsy dodawały jej dziewczęcemu urokowi ostrości.
– Zabieram cię do siebie – mruknął mężczyzna, stając tuż za nią. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała mu w oczy ze strachem. – Będziesz udawać moją żonę, przez tydzień, może dwa.
– To chyba jakaś pomyłka – zaśmiała się nerwowo.
– Rozmawiałem już z twoim szefem, zgodził się.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale w tej samej chwili ktoś wszedł do pokoju.
– To ja mam z tobą jechać – powiedziała brunetka, stojąca w progu, w czarnym, koronkowym gorsecie i kabaretkach.
– A może wezmę was obie? – zaśmiał się mężczyzna.
– Nie stać cię na takie szaleństwa – mruknęła uwodzicielsko brunetka, kocim krokiem zbliżając się do mężczyzny. – Zresztą, ona jest nowa – prychnęła, z pogardą zerkając w stronę swojej koleżanki. – Nie zadowoli cię tak, jak ja… |
O żesz ty, ja to chce! Nie wiem, jak ty to zrobisz, ale będę cię maltretować dopóki się nie zgodzisz
madoka napisał: | Taki dość luźny, jakże świąteczny pomysł
Magia świąt.
- Chciałbym polecieć samolotem!
- A ja, pojechać w góry.
- Marzę o lalce. Ale nie takiej zwykłej...To znaczy zwykłej, ale żebym mogła ją karmić i przewijać.
- Mnie wystarczyłby worek pełen słodyczy.
- Rower...Tak bardzo chciałabym mieć własny rower. Najlepiej różowy.
- Moim jedynym marzeniem jest odnalezienie rodziców...
Tysiące marzeń. Tych dużych i tych małych. Marzeń, których realizacja wymaga nie tylko nakładów pieniężnych, ale także dobrej woli innych ludzi. Azucena omiata spojrzeniem twarzyczki swoich małych podopiecznych, na których to malują się nadzieja i wiara w prawdziwie szczęśliwe święta Bożego Narodzenia. Święta, które mogłyby być tymi ze snów, gdyby...No właśnie, gdyby...
Piętnastoosobowa grupa dzieci z sierocińca vs trzech najbogatszych mężczyzn w kraju.
Czy pieniądze i koneksje milionerów pozwolą na realizację najskrytszych marzeń maluchów?
I czy tydzień spędzony w towarzystwie sierot odmieni ich patrzenie na świat, burząc tym samym mur, którym tak szczelnie się otoczyli? |
Moniś, wiesz, że twoje opowiadania (zwłaszcza kryminalne) zawsze przyciągną moją uwagę, więc czekam na więcej informacji. |
|
Powrót do góry |
|
|
Dudziak Mistrz
Dołączył: 31 Lip 2011 Posty: 18247 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:43:11 23-12-12 Temat postu: |
|
|
Eillen napisał: | Ooo... Matty
Moniś, wiesz, że czytam, cokolwiek napiszesz Sama myślałam o czymś świątecznym, ale zamiast tego wyszło mi coś zupełnie innego. Zresztą sami zobaczcie
PROLOG
– Jak to nic nie macie?! To co, do cholery, robiliście do tej pory?! – warknął ostro brunet, uderzając dłonią o blat biurka. Siedzący naprzeciw niego mężczyzna, zmarszczył czoło.
– Uspokój się – powiedział cicho, spoglądając na swojego rozmówcę z politowaniem. – Sprawdzamy wszystkie możliwe tropy, łącznie z tym, że po prostu uciekła.
– Uciekła? – prychnął brunet, wstając ze swojego krzesła i kręcąc głową z niedowierzaniem, przeczesał nerwowo włosy palcami. – Nie zrobiłaby mi tego. Nie miała żadnego powodu, dostawała zawsze wszystko, czego chciała.
– I może to właśnie jest powód.
Brunet spojrzał na tkwiącego w bezruchu za swoim biurkiem mężczyznę, unosząc wysoko brwi w zdumieniu.
– Wyznaczyłem do tej sprawy moich najlepszych ludzi i jestem pewien, że niezależnie od wszystkiego znajdą ją – powiedział z pełnym przekonaniem, odchylając się na oparcie swojego fotela i wpatrując badawczym wzrokiem w bruneta. Adam Werner był jego przyjacielem od zawsze i chyba tylko dlatego nie zawiesił jeszcze postępowania w sprawie rzekomego porwania jego siostry. Nie było żadnych poszlak, nie mówiąc już o twardych dowodach, które mogłyby świadczyć o tym, że dziewczyna została uprowadzona.
– Jeśli spadnie jej chociaż włos z głowy… – zaczął Adam, zaciskając dłonie w pięści, po czym zerknął na przyjaciela, czując na sobie jego przenikliwe spojrzenie. Andrzej Lisiecki, pasował do tego miejsca jak nikt inny. I jak nikt inny kochał swoją robotę. Kiedy objął posadę naczelnika wydziału dochodzeniowo–śledczego, był dosłownie wniebowzięty, a nowe obowiązki, które spadły na niego w związku z awansem, skutecznie odrywały jego myśli od nieudanego małżeństwa.
– Nie spadnie. Obiecuję – zapewnił. – Zadzwonię, jak tylko dowiemy się czegoś nowego, a na razie pozwól nam pracować.
Werner uśmiechnął się blado i sięgnął po swoją kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła.
– Dziękuję i… przepraszam.
Andrzej skinął głową ze zrozumieniem, a kiedy Adam bez słowa opuścił jego gabinet, wypuścił powietrze z płuc ze świstem. Doskonale wiedział, co musi czuć Werner. Zbyt wiele razy w swoim życiu miał do czynienia z ludźmi, którzy w różnych okolicznościach tracili swoich bliskich. Nie chciał, by historia zaginionej siostry jego przyjaciela miała finał taki sam, jak większość podobnych przypadków. Poza tym wierzył w swoją intuicję, a ta – wbrew temu, co nakazywał rozsądek – mówiła mu, że dziewczyna naprawdę może mieć kłopoty.
***
Znudzona zerknęła na mężczyznę, którego Święty wprowadził właśnie do pokoju. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i zgasiła papierosa w kryształowej popielniczce, stojącej na małym okrągłym stoliku, spoglądając nowemu ochroniarzowi niepewnie w oczy. W jego spojrzeniu było coś, co rozgrzewało ją od środka. Odkąd pojawił się w jej życiu, zaczęła myśleć o zmianie profesji i rozpoczęciu normalnego życia.
– Jestem w pokoju obok – rzucił, a kiedy skinęła głową, zamknął za sobą drzwi, zostawiając ją sam na sam i obcym mężczyzną. Facet z całą pewnością był po pięćdziesiątce, ale jak na swój wiek prezentował się zupełnie nieźle i dość atrakcyjnie.
– Witaj – mruknęła uwodzicielsko, przyciągając go do siebie za krawat.
– Cieszę się, że w końcu mogę cię zobaczyć – szepnął, obłapiając ją za pośladki, a jego ciepły, śmierdzący nikotynowym dymem i jakimś wysokoprocentowym alkoholem, oddech omiótł jej twarz.
– Tam masz cennik – powiedziała, wyswobadzając się z jego objęć. – Zastanów się czego chcesz, żebyś potem nie żałował – dodała, puszczając do niego oczko.
Mężczyzna omiótł pożądliwym wzrokiem jej zgrabne ciało. Ubrana była jedynie w kusą, czerwoną, jedwabną koszulkę i czarne pończochy. Jej długie ciemne włosy luźno opadały na ramiona, a kuszące usta, pociągnięte krwistoczerwoną pomadką i wytuszowane rzęsy dodawały jej dziewczęcemu urokowi ostrości.
– Zabieram cię do siebie – mruknął mężczyzna, stając tuż za nią. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała mu w oczy ze strachem. – Będziesz udawać moją żonę, przez tydzień, może dwa.
– To chyba jakaś pomyłka – zaśmiała się nerwowo.
– Rozmawiałem już z twoim szefem, zgodził się.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale w tej samej chwili ktoś wszedł do pokoju.
– To ja mam z tobą jechać – powiedziała brunetka, stojąca w progu, w czarnym, koronkowym gorsecie i kabaretkach.
– A może wezmę was obie? – zaśmiał się mężczyzna.
– Nie stać cię na takie szaleństwa – mruknęła uwodzicielsko brunetka, kocim krokiem zbliżając się do mężczyzny. – Zresztą, ona jest nowa – prychnęła, z pogardą zerkając w stronę swojej koleżanki. – Nie zadowoli cię tak, jak ja… |
To opowiadanie musi sie pojawić! Mam nadzieję, że wkrótce je wstawisz, bo pomysł jest świetny! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:00:25 23-12-12 Temat postu: |
|
|
Dzięki dziewczyny! Nie spodziewałam się takiego zainteresowania
Ale, jak zwykle, na chwilę obecną niczego nie mogę obiecać w kwestii ewnetulanego wcielania w życie tego pomysłu... |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:02:06 28-12-12 Temat postu: |
|
|
To znowu ja z nowym pomysłem Nie bijcie!
Jeśli zajmę się którąś z nowości, to chyba jednak tą
Cameron Paxton, po ostro zakrapianej imprezie z okazji swoich trzydziestych trzecich urodzin, budzi się nie tylko z potwornym bólem głowy, ale też ze świadomością, że ma pewien problem. Poważny problem. Ściślej rzecz ujmując – nałóg, z którym nie potrafi nic zrobić, a który staje się dla niego coraz bardziej uciążliwy, wręcz destrukcyjny.
T.J. Winslow jest uznanym psychologiem. Jednak sukces zawodowy nijak się ma do jej życia prywatnego, które nigdy nie było i nadal jest usłane różami. Koszmary z przeszłości wciąż powracają, wyraźnie odciskając piętno na jej życiu i utrudniając tym samym pracę. Kobieta nosi się z zamiarem zawieszenia praktyki i wyjechania na zasłużone wakacje, ale kiedy w końcu postanawia wcielić ten plan w życie, w jej gabinecie zjawia się Cam…
P R O L O G
Wszystkie krzesełka w poczekalni były puste. Rozejrzał się niepewnie dookoła, wahając się czy powinien w ogóle tu przychodzić. W końcu jednak odetchnął głęboko i zebrał się w sobie. Skoro już tu przyszedł, to przynajmniej spróbuje porozmawiać. Może okaże się, że jego problem wcale nie jest tak duży jak mu się wydaje i za kilka, najwyżej kilkanaście minut, będzie mógł z czystym sumieniem wrócić do domu, zahaczając oczywiście wcześniej o jakiś ekskluzywny lokal, by znaleźć sobie odpowiednie towarzystwo na wieczór.
Podszedł do właściwych drzwi. Przeczesał włosy palcami i poprawił klapy sportowej marynarki. Zerknął na tabliczkę, przytwierdzoną do drzwi i upewniwszy się, że to właściwy gabinet, zapukał delikatnie, nasłuchując zaproszenia do środka.
Odpowiedziała mu cisza. Uchylił drzwi i wsunął głowę do środka.
– Jest tu kto? – zapytał, lustrując pomieszczenie wzrokiem. Gabinet sprawiał wrażenie przytulnego, a nawet zbyt przytulnego. Jego matka miała podobny. Też stało w nim wielkie, dębowe biurko, zawsze zawalone milionem różnych dokumentów, skórzany fotel, w którym zwykła siadać, sporych rozmiarów regał, głównie z pozycjami naukowymi i kilka bibelotów nadających pomieszczeniu charakteru. O ile jednak z gabinetu matki zawsze wionęło chłodem, o tyle tu panowała nadzwyczaj ciepła atmosfera. Może to przez to przygaszone boczne światło?
Wszedł niepewnie do środka i cicho zamknął za sobą drzwi. Wsunął ręce w kieszenie spodni i podszedł do regału z książkami. Ku jego zdziwieniu, zamiast książek wybitnie naukowych były tam nagromadzone głównie pozycje literatury klasycznej, od „Anny Kareniny”, przez „Dumę i uprzedzenie”, „Wichrowe wzgórza” i „Wichry namiętności” aż do Dostojewskiego i Bułhakowa.
Zagwizdał z podziwem, opuszkami palców dotykając skórzanej oprawy „Zbrodni i kary” z wytłoczonym złotymi literami tytułem na grzebiecie.
– Musiała sporo kosztować… – szepnął do siebie, a przed oczami mignął mu obraz kobiety odzianej w zwiewną koszulę nocną, siedzącej przy kominku z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni, zagłębionej w lekturze historii Raskolnikowa. – Szlag! – warknął, uderzając pięścią o blat regału, po czym odciągnął brzeg swojego jasnego t–shirtu od szyi, czując, że robi mu się gorąco, a jakaś niewidzialna pętla pozbawia go oddechu.
– Dobrze się pan czuje? – Usłyszał za sobą anemiczny, kobiecy głos. Przymknął na chwilę powieki, po czym uspokoiwszy oddech, odwrócił się przodem do swej rozmówczyni.
– Wszystko w porządku – odparł, wysilając się na uśmiech i przyglądając uważnie kobiecie, która wyrwała go ze świata jego fantazji. Stała w drzwiach prowadzących do sąsiedniego pomieszczenia i przygląda mu się uważnie. Była niezwykle drobna, miała porcelanową cerę i duże ciemne oczy, ukryte za wielkimi okularami, które sprawiały, że jej szczupła twarz, wydawała się jeszcze bardziej pociągła niż była w rzeczywistości. Dziewczęcego uroku dodawały jej jasne, potargane włosy, które miała niedbale związane z tyłu głowy i gdyby nie rozwleczony sweter i wytarte, o numer za duże jeansy, jakie miała na sobie, być może uznałby ją za całkiem atrakcyjną kobietę.
Odchrząknęła lekko, jakby zirytowana jego milczeniem i wskazującym palcem poprawiła okulary, które zsunęły się jej na czubek nosa, drugą ręką wciąż trzymając wypełniony jakimiś szpargałami karton, który wsparła kantem na biodrze.
– Przyjaciel polecił mi doktora T.J. Winslowa, mogłabyś mnie… – zawiesił na chwilę głos, szukając odpowiedniego słowa – zaanonsować?
Kobieta uśmiechnęła się kwaśno i wyminęła go, stawiając karton na biurku i krzyżując dłonie na piersiach.
– Ciebie, czyli…?
– Cameron Paxton – przedstawił się, przez chwilę zastanawiając się czy powinien podać jej rękę. Ostatecznie jednak zrezygnował z tego zamiaru i zacisnął dłoń w pięść, wpatrując się w nią z wyczekiwaniem. Kiedy zerknęła na biurko, mimowolnie podążył wzrokiem za jej spojrzeniem, które zatrzymało się na otwartym terminarzu. Na stronie oznaczonej dzisiejsza datą nie było ani jednego słowa, co oznaczało, że na ten dzień nie byli umówieni żadni pacjenci.
– A przyjaciel nie mówił, że należy wcześniej zadzwonić? – spytała, wpatrując się w jego twarz, na której wykwitł właśnie głupawy uśmieszek.
– Nie pomyślałem o tym, ale może jednak porozmawiasz z doktorem i spróbujesz go przekonać, że…
– Nie – ucięła krótko.
– Myślałem, że jesteście po to, by pomagać ludziom w potrzebie – naskoczył na nią, usiłując wzbudzić w niej poczucie winy.
– Nie zaanonsuję cię – powiedziała, małpując ton jego głosu sprzed paru minut – bo nie mam komu.
– Doktora dziś nie ma?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zajęła miejsce w fotelu zza biurkiem.
– To ja jestem T.J. Winslow. Z czym, pan do mnie przychodzi panie Paxton?
Cam przełknął nerwowo ślinę i uśmiechnął się jeszcze bardziej głupio niż poprzednio. Nie mógł przecież o swoim problemie rozmawiać z kobietą. Nawet, jeśli była najmniej atrakcyjną kobietą, jaką spotkał do tej pory.
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 0:10:13 28-12-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:12:01 28-12-12 Temat postu: |
|
|
Wiesz, co myślę, więc nie będę się powtarzać, ale czekam |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:16:28 28-12-12 Temat postu: |
|
|
Obyś się doczekała |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:17:34 28-12-12 Temat postu: |
|
|
Z tobą nigdy nie wiadomo |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:20:25 28-12-12 Temat postu: |
|
|
A z Tobą co? To samo co ze mną
Ale myślę, że naprawdę coś może z tego wyjść, jak tylko się skupię i zmobilizuję, zwłaszcza, że tak sobie myślę, że nie będę się tu rozdrabniać na inne, drugoplanowe postaci... ale zobaczymy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:23:33 28-12-12 Temat postu: |
|
|
Jak w Gitance Ja też wstawiłam, o co Ci chodzi? Na razie skupię się na tym, co mam, zakończę, co muszę i rozwinę resztę |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:29:39 28-12-12 Temat postu: |
|
|
No, to działaj |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|