|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
brodzia Mistrz
Dołączył: 21 Wrz 2014 Posty: 13166 Przeczytał: 13 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:40:52 17-01-15 Temat postu: |
|
|
aaaaa !!!!!!!! jestem przezachwycona jesli da sie mocniej to sie nie da !!
skojrzyl mi sie tekst tej piosenki https://www.youtube.com/watch?v=rtOvBOTyX00 ..
Ostatnio zmieniony przez brodzia dnia 15:55:04 17-01-15, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:56:46 17-01-15 Temat postu: |
|
|
Ciesze się, że się wam spodobało
Opowiadanie pewnie wstawię, bo za bardzo utknęło mi w głowie ale dopiero za jakiś czas
Jestem ciekawa z jaką chorobą Ci się to kojarzy bowiem w planach miałam właśnie ukazać to jako chorobę, ale na razie jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji |
|
Powrót do góry |
|
|
brodzia Mistrz
Dołączył: 21 Wrz 2014 Posty: 13166 Przeczytał: 13 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:03:25 17-01-15 Temat postu: |
|
|
mnie to zajezdza autyzmem |
|
Powrót do góry |
|
|
BlueSky Wstawiony
Dołączył: 06 Lut 2011 Posty: 4940 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:52:05 17-01-15 Temat postu: |
|
|
Stokrotka* napisał: | Ciesze się, że się wam spodobało
Opowiadanie pewnie wstawię, bo za bardzo utknęło mi w głowie ale dopiero za jakiś czas
Jestem ciekawa z jaką chorobą Ci się to kojarzy bowiem w planach miałam właśnie ukazać to jako chorobę, ale na razie jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji |
Myślę, że nie chodzi Ci o autyzm. Ta choroba się inaczej nazywa, ale nie mogę przypomnieć sobie nazwy - może to nie do końca choroba, a raczej fobia - choć ja bardziej bym była skłonna mówić o tym jako o chorobie - chodzi mi o coś takiego, że ludzie boją się wychodzić na zewnątrz i w ogóle boją się kontaktu ze światem zewnętrznym (w tym również z ludźmi) - kiedyś o tym czytałam i chyba jeden odcinek "Housa" był temu poświęcony.
Ostatnio zmieniony przez BlueSky dnia 17:58:52 17-01-15, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:38:53 17-01-15 Temat postu: |
|
|
Ta choroba to agorafobia (strach przed otwartą przestrzenią i poruszaniem po nieznanych miejscach), ale myślę, że to nie o to chodzi, bardziej, że to antropofobia - strach przed ludźmi. |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:05:22 17-01-15 Temat postu: |
|
|
No to widzę, że podaliście mi wszystko co potrzeba choć nie ukrywam, że chyba jednak nie zrobię z tego typowej choroby - nie jestem zbytnio w temacie, a nikogo nie chciałabym oszukiwać |
|
Powrót do góry |
|
|
Heavenly Obserwator
Dołączył: 17 Sty 2015 Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:35:44 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Como dia y noche
Niska brunetka tuliła do piersi dziewczynkę pogrążoną we śnie. Miała ona jasne włosy po matce i piękną bladą karnacje. Jej różowa sukienka wyglądała jak szata księżniczki. Mariluz często odnosiła wrażenie, że pracuje w zamku. Ściany rezydencji oblane czerwienią i długie dywany nadawały miejscu romantycznego i tajemniczego klimatu. Jednak jedyną miłością, która żyła pod tym dachem było uczucie ojca do córki. Malutka była powodem, dla którego Santiago się uśmiechał. Gdyby wiedział, co zamierzała zrobić jego zaufana pracownica z pewnością zabiłby ją. Nikt nie miał prawa odebrać mu ostatniej nadziei. Najważniejszej pamiątki po zaginionej żonie, zapamiętanej jako anioł o wielkich oczach.
- Jeszcze się zobaczymy, obiecuję - szepnęła zlękniona dziewczyna.
Adela spała spokojnie. Służba przebywała poza domem. Szef pracował. Wszystko układało się idealnie. Poprawiła czarny mundurek i zacisnęła powieki, bo nie chciała uwolnić gorzkich łez.
Do rezydencji wszedł wysoki brunet. Był pewny siebie i uśmiechnięty. Zachowywał się jakby przyszedł kupić pieska dla ukochanej. Wniósł do pomieszczenia aurę ekscytacji, ale także niepokoju.
- Okropny dzieciak - mruknął Xavier i zaszczycił Luz spojrzeniem.
Dotknął jej czarnych kosmyków, co spowodowało niespokojny ruch dziewczyny. Pamiętała jak zawładnął jej uczuciami. Obdarował pocałunkami i komplementami, a następnie zniknął wraz z Leticią. Był złodziejem, ukradł jej serce, jedyną przyjaciółkę i ukochaną podopieczną.
Mężczyzna poruszył brwiami i zabrał Mariluz dziewczynkę. Trzymał ją jak lalkę. Nie słuchał, gdy czarnowłosa opowiadała, co najbardziej lubi Adelita. Nawet na nią nie patrzył, gdy łzy ciekły z jej oczu, a ona błagała o przesyłanie zdjęć małej księżniczki. Odjechał. Porwał ją. Po raz kolejny zabrał wielki kawałek serca dziewczyny ze sobą i zmusił ją do poczucia winy.
Znowu pociągnął Santiaga na dno, a tym razem nie będzie dla niego ratunku. Utracona nadzieja, rodzina i wiara w siebie nie pozwolą mężczyźnie ruszyć na przód. Prawdziwe cierpienie dopiero spotka młodego terapeutę. W jego życiu nie istnieje zdanie gorzej być nie może, bo może być gorzej i zapewne tak będzie.
Ostatnio zmieniony przez Heavenly dnia 21:38:11 18-01-15, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:04:55 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Teraz coś ode mnie - musiałam się tego pozbyć z głowy, bo by mi chyba nie dało spokoju ;P
Shaelyn Cooper (Minka Kelly) przez blisko dwadzieścia lat żyła spokojnie na obrzeżach wielkiej aglomeracji i krok po kroku dążyła do spełniania swoich marzeń – głównie tych małych, bo na te większe zwyczajnie nie było ją stać. Sytuacja zmienia się, gdy po śmierci matki, w jej życiu nagle zjawia się niejaki Quentin Hantington ze swoim pokaźnym majątkiem.
Darren Thorton (Adam Levine) od zawsze sam sobie był sterem i okrętem i zwykle, prędzej czy później dostawał to, czego chciał – a chciał niewiele, bo przede wszystkim dobrej zabawy i pięknych kobiet wokół siebie. Żył z dnia na dzień, nie uwzględniając w swoich planach nikogo ani niczego, do momentu, kiedy na jego drodze stanęła Shaelyn Cooper…
P R O L O G
Siedziała w samolocie, nerwowo wbijając paznokcie w oparcie fotela i przeklinając w duchu swoją głupotę. Wolała skupić się na tym, niż na panicznym strachu przed lataniem. Naprawdę starała się myśleć pozytywnie, ale podświadomie czuła, że już niebawem pożałuje podjętej decyzji. I bynajmniej nie chodziło wcale o to, że samolot wpadnie w turbulencje albo rozbije się przy lądowaniu. Nie miła nic ani nikogo, kto uroniłby choć jedną łzę nad jej grobem, więc było jej wszystko jedno czy dotrze do Wielkiego Jabłka w jednym kawałku czy w kilku. Skoro jednak już wydała ostatnie pieniądze na bilet i wsiadła w ten cholerny samolot, to nawet jeśli, nie uda się jej odnaleźć nadawcy tajemniczego listu, a pewnie się nie uda, to miała nadzieję, że przynajmniej zwiedzi Nowy Jork, o którym zawsze z wielką pasją opowiadała jej matka.
Gdy poczuła, że ktoś się jej przygląda, odgarnęła pasmo długich włosów, za ucho i spojrzała w bok. Szybko zlokalizowała osobnika, który tak nachalnie się w nią wgapiał. Siedział w środkowym rzędzie, twarz miał pokrytą kilkudniowym zarostem, a jego ciemne jak węgielki oczy, błyszczały niebezpiecznie. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, przesunął palcem wskazującym po dolnej wardze i uśmiechnął się arogancko, omiatając ją gorącym spojrzeniem w taki sposób, że poczuła się naga.
Przełknęła głośno ślinę, gdy podniósł się ze swojego miejsca. Z trudem zmusiła się, by oderwać wzrok od jego wąskich bioder, które w opiętych przetartych jeansach prezentowały się zdecydowanie zbyt seksowanie i szerokich ramion ukrytych pod białą koszulką i czarną, skórzaną kurtką.
– Głupia gęś – warknęła pod nosem, wlepiając wzrok w małe okienko. Nie przywykła przecież do obcowania z takimi mężczyznami. Z mężczyznami w ogóle. Jedynym osobnikiem płci przeciwnej, któremu pozwoliła się do siebie zbliżyć był Mason, którego znała od piaskownicy. Nigdy jednak nawet nie pomyślała o tym, by popatrzeć na niego jak na mężczyznę, bo on od zawsze był dla niej jak starszy brat. A ten tutaj…
– Cześć – powiedział zmysłowym półgłosem, zajmując wolne miejsce obok niej. – Mam wrażenie, że gdzieś już cię widziałem.
Zaplotła dłonie na piersiach, zerkając na niego przelotnie, po czym znów utkwiła wzrok w niezwykle pasjonujących widokach za małym oknem.
Kretyn.
– Nie mówisz po angielsku? – nie dawał za wygraną. – Sprichst du Deutsch?... Parlez–vous français?... Hablas español?... Czy ty w ogóle mówisz? – mruknął zirytowany.
– A ty znasz te wszystkie języki biegle czy nauczyłeś się tylko po jednym zdaniu? – odfuknęła, odważnie spoglądając mu w oczy.
– Czyli jednak mówisz – odparł, a jego usta momentalnie rozciągnęły się w uśmiechu, którym zapewne pozbawiał tchu większość kobiet, które spotkał na swej drodze.
Pewny siebie, arogancki dupek. Cholernie seksowny dupek
– Nie rozmawiam z obcymi – mruknęła, odwracając wzrok.
– Bo?
– Po prostu – skwitowała, starając się brzmieć obojętnie. Nie chciała z nim rozmawiać, bo był obcy, a leciała na drugi koniec Stanów, by szukać mężczyzny, o którym zupełnie nic nie wiedziała.
– Przestań zgrywać taką nieśmiałą, niedostępną, zahukaną gęś z jakiegoś zadupia. Przecież nie zgwałcę cię w samolocie pełnym ludzi, a od samej rozmowy w ciążę się nie zachodzi.
Spojrzała na niego zaciskając nerwowo szczęki. Nigdy w życiu nie miała takiej ochoty, jak teraz, by komukolwiek przywalić, ale ostatecznie tylko objęła się ciaśniej ramionami i odwróciła bokiem do niego, mając głęboką nadzieję, że w końcu odpuści i wróci na swoje miejsce.
– Jak chcesz – mruknął wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Była pewna, że przewraca właśnie oczami z irytacją, a w jego policzkach pojawiają się pulsujące z wściekłości dołeczki. – Chciałem jedynie umilić ci podróż – jęknął, a gdy nie zareagowała, w końcu wstał i wrócił na swoje miejsce.
Zachichotała pod nosem i palcem wskazującym, ukradkiem wytarła samotną łzę, która spłynęła po jej policzku.
Tak trzymaj Shaelyn Cooper, bo skończysz jak twoja matka. Zapomnisz się na chwilę, pozwolisz mu się do siebie zbliżyć, a on złamie ci serce i zostaniesz sama. Z brzuchem. Bez żadnych perspektyw na przyszłość.
* * *
Była w Nowym Jorku zaledwie od kilku godzin, ale miała już serdecznie. To jednak nie była jej bajka, nie pasowała do wielkiego świata, w którym się znalazła. Postanowiła jednak dać Wielkiemu Jabłku szansę, ale im dłużej tu była, tym mniej się jej podobało i w ogóle nie rozumiała zachwytów matki. Czuła się przytłoczona – i wielkim światem i całą tą sytuacją, w jakiej znalazła się w sumie na swoje własne życzenie.
Zmęczona podróżą, przycupnęła na jednej z ławek w Central Parku. Z tylnej kieszeni swoich przetartych jeansów wyciągnęła pomiętą już ozdobną papeterię i jeszcze raz przyjrzała się starannemu charakterowi pisma.
– „Nie mogłem pomóc twojej matce, ale mogę pomóc tobie i odmienić twoje życie. Jeśli nie boisz się zaryzykować, Nowy Jork czeka. Z poważaniem, Quentin Hantington” – odczytała, po czym zmięła kartkę zirytowana i pokręciła głową z rezygnacją, chowając ją między ramionami. Nie miała pojęcia kim był Quentin Hantington, a szukanie go w tak wielkiej metropolii było jak szukanie igły w stogu siana.
Zaczynała coraz bardziej żałować, że po otrzymaniu tego krótkiego enigmatycznego liściku, nie wyrzuciła go od razu do śmieci, ale pokazała go panu Felixowi i swojemu jedynemu przyjacielowi, Masonowi. Mężczyźni zamiast wyperswadować jej z głowy pomysł udania się na tę szaloną eskapadę, gdy tylko jego zalążek pojawił się w jej umyśle, zachęcali ją jeszcze do tego. No i w końcu uległa. Spakowała się, zabrała całe swoje oszczędności i wsiadła w samolot. A teraz tkwiła sama jak palec w centrum wielkiej metropolii nie mając pojęcia co zrobić i gdzie szukać pana Hantingtona. Na kopercie, w której przyszedł liścik, nie było adresu zwrotnego, w książce telefonicznej, którą zdążyła przejrzeć na lotnisku, było co najmniej kilkanaście osób o takich danych, a ona nie miała zamiaru dzwonić do wszystkich i robić z siebie idiotki.
– Czego się spodziewałaś, głupia? – prychnęła do siebie pod nosem, odchylając się na oparcie ławki. – Że będzie czekał na ciebie na lotnisku i zabierze cię do pałacu? – pokręciła głową, przymknęła powieki i zrobiła głęboki wdech, wystawiając twarz w stronę słońca. Siedziała tak w zupełnym bezruchu, dopóki wielka kropla deszczu nie rozbiła się o jej czoło. – Szlag by to… – jęknęła i chwyciwszy swoją torbę podróżną, pobiegła w stronę wielkiego, rozłożystego drzewa, by uchronić się przed deszczem. – Świetnie, panno Cooper. Jesteś w centrum wielkiego miasta bez dachu nad głową i bez grosza przy duszy, tylko pozazdrościć…
– Hej – usłyszała obok siebie. Wysoki blondyn w dresie, z artystycznym nieładem na głowie, stał pochylony, jedną ręką opierają się o drzewo, a drugą o własne kolano.
Co jest, kurde, ze mną nie tak? Nie ma innych kobiet w Nowym Jorku czy ulubionym zajęciem panów z wielkiego miasta jest pastwić się nad… zahukanymi gęsiami z zadupia?
– Nie żebym podsłuchiwał, ale… – zaczął, unosząc wzrok na jej zdumioną twarz i starając się wyrównać oddech po biegu. – Przypadkiem poszukuję współlokatora.
– Współlokatora? – powtórzyła zdumiona, przypatrując mu się uważnie. Blondyn skinął głową i uśmiechnął się przyjaźnie, przedramieniem wycierając pot z czoła. – Nie mam pieniędzy.
– Spokojnie, uregulujesz wszystko, jak już się tu jakoś zalogujesz.
– Zaloguję?
– No… zadomowisz – poprawił się, pocierając kark i szczerząc się od ucha do ucha. Było w nim coś, co wbrew wszystkim zasadom, których trzymała się do tej pory, kazało jej mu zaufać. Jakoś tak dobrze patrzyło mu z oczu, a poza tym w pewnym sensie przypominał Masona. – Tak w ogóle, to jestem [link widoczny dla zalogowanych] – dodał, wyciągając dłoń w jej stronę.
– Shaelyn Cooper – odparła, chwytając jego dłoń.
– Shaelyn. Ładnie. Wiesz co oznacza twoje imię?
– To, że moja matka nie była chyba w pełni świadoma tego, co się wokół niej dzieje, gdy mi je nadawała.
Marty uśmiechnął się i oparł plecami o drzewo.
– To chyba irlandzkie, ale nie mam pewności – zaczął, spoglądają w niebo zasnute chmurami, jakby chciał coś wyczytać. – Oznacza kogoś, kto jest szlachetny. Osoby o tym imieniu mają niezwykły charakter, są wrażliwe i bardzo emocjonalne, a jednocześnie odważne, stanowcze i lubią wyzwania… – urwał i spojrzał na nią. – Przestało padać. To jak? Idziesz ze mną? – spytał, wyciągając dłoń po jej torbę, jakby w ogóle nie brał pod uwagę, że może mu odmówić.
Skoro lubię wyzwania…
* * *
– Wybacz, ale nie byłem przygotowany na to, że podczas joggingu, spotkam swoją nową współlokatorkę i w lodówce mam tylko światło – trajkotał Marty, któremu buzia nie zamykała się przez całą drogę z Central Parku do jego, a teraz już ich wspólnego mieszkania. Przy okazji dowiedziała się o sobie samej wielu nowych rzeczy. I wszystko to wyłącznie na podstawie jej imienia. – Skoczę szybko do sklepu, a ty się rozgość.
– Nie rób sobie kłopotu.
– Jaki kłopot? – mrugnął do niej z rozbawieniem i już go nie było.
Shaelyn opadła na kanapę, zrobiła głęboki wdech i pogrążyła się we własnych myślach, które nieustannie krążyły wokół tajemniczego Quentina Hantingtona. Gdy usłyszała szczęk otwieranych drzwi, nawet się nie poruszyła, święcie przekonana, że to Marty o czymś zapomniał. Dopiero gdy jej uszu dobiegł jakiś niezidentyfikowany rumor, wróciła do rzeczywistości.
– Zabiję cię kiedyś – męski, zirytowany głos, który zdecydowanie nie należał do jej współlokatora i trzaśnięcie drzwi, postawiły ją w stan pełnej gotowości. – Cholernie miło z twojej strony, że przyjechałeś na lotnisko…
Wychyliła się zza oparcia kanapy, a gdy jej wzrok spoczął na złorzeczącym nad swoim bagażem brunecie w przetartych jeansach i skórzanej kurtce, zsunęła się niżej, by jej nie zauważył, w pośpiechu starając się coś wymyślić.
Bierz byka za rogi, Shaelyn. Przecież lubisz wyzwania.
Wstała i odchrząknęła lekko, spoglądając w stronę mężczyzny.
– Ty? – spytał, marszcząc czoło. – Można wiedzieć co tu robisz?
– Mieszkam.
– Ach tak – zaśmiał się. – W takim razie chyba będę musiał porozmawiać z moim współlokatorem. Nie było mnie zaledwie tydzień, a on już zdążył sobie sprowadzić jakąś panienkę.
– Nie jestem jakaś panienką! – zaprotestowała, krzyżując dłonie na piersiach.
– Ooo… poznaliście się już? – spytał Marty, który właśnie wszedł do mieszkania z papierową torbą, wypełnioną artykułami spożywczymi. Shaelyn odetchnęła z ulgą.
– Poznaliśmy, to zdecydowanie zbyt wiele powiedziane – zauważył brunet, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku.
– Właśnie – zgodziła się.
– Mój przyjaciel i współlokator Darren Thorton. Nasza nowa współlokatorka Shaelyn Cooper – przedstawił ich sobie Marty.
Coraz lepiej, panno Cooper. Nie chciałaś z nim rozmawiać, a teraz ędziesz mieszkać z tym kretynem pod jednym dachem.
– Zahukana gęś z zadupia – mruknął pod nosem brunet, uśmiechając się kwaśno.
– Arogancki dupek – odparła, wystawiając język w jego stronę.
Marty przez chwilę przyglądał się obojgu zdezorientowany, a w końcu odwrócił się na pięcie i uśmiechając się pod nosem zajął się przygotowaniem kolacji. |
|
Powrót do góry |
|
|
Gypsy Aktywista
Dołączył: 21 Lis 2010 Posty: 301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:17:20 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Powiem, że bardzo zaintrygowałaś mnie, już jestem zakochana w Darrenie Wybór aktorów to strzał w dziesiątke. Nie widzę powodów abyś nie wstawiała opowiadania na forum |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:23:00 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Agula kochana, czy to jest TEN pomysł, który nie opuszczał Cię od jakiegoś czasu? Bo jeśli tak ..... ekhm ..... ja wiem, że Ty masz sporo rozpoczętych historii i w pierwszej kolejności planujesz je pokończyć, no i jest jeszcze nasze wspólne forumowe "dziecko", ale to ..... nie powiem absolutnie nic odkrywczego i czegoś czego byś już nie wiedziała, ale to jest BOSKIE, GENIALNE i mogę tu wymieniać jeszcze mnóstwo innych przymiotników, które znam, ale nie starczy miejsca W każdym razie ja się zakochałam w tym opowiadaniu i będę Cię molestować byś to wstawiła Nic dodać, nic ująć .... Shaelyn i Darren - to z całą pewnością zapowiada się na niezłą mieszankę wybuchową. Ona z małego miasteczka, ale potrafiąca pokazać pazurki i On bezczelny i arogancki bad boy Masz niesamowity dar do tworzenia takich męskich postaci, że człowiek się w nich zakochuje nawet czytając jedynie kilka zdań
Ja jestem kupiona w 100% Aguś
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 23:31:50 18-01-15, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:26:32 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Nawet nie przeczytałam, już jestem na TAK |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:39:18 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Dzięki dziewczyny :*
Gypsy ja widzę co najmniej kilka powodów, by jednak tego nie wstawiać, a nazywają się: Sleeping Beauty, Rehab i Not to love you, ale zobaczymy, nie mówię "nie"
Madziu tak, to jest TEN pomysł Mówiłam Ci już, że jesteś nieobiektywna? Mówiłam I nic nie poradzę na to, że wszystkie moje męskie postaci są właśnie takie Ale widzę, że niespecjalnie Ci to przeszkadza, więc chyba nie będę tego zmieniać ani z tym walczyć ;D
Natuś tak w ciemno? |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:57:55 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Nie waż się z tym walczyć Agula! Nu nu nu
A tak poważnie, to owszem mówiłaś mi, że jestem nieobiektywna i trudno ..... Kocham Twoje opowiadania, kocham Twoich bad boy'ów i nic na to nie poradzę :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Gypsy Aktywista
Dołączył: 21 Lis 2010 Posty: 301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:58:33 18-01-15 Temat postu: |
|
|
Ojj tam zdolna jesteś dasz radę Wierzę w ciebie hahahah |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:04:33 19-01-15 Temat postu: |
|
|
Madziu bo się w sobie zamknę jak mi tak będziesz słodzić
Gypsy gdyby czas był z gumy, albo doba miała 48 godzin, to może szybciej by coś z tego wyszło ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|