Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przedpremiery - oceń pomysł na telenowelę
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 203, 204, 205 ... 216, 217, 218  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:06:32 16-07-15    Temat postu:

Jak widzisz nie tylko ja mam na to chrapkę, więc brakiem zainteresowania się nie wymigasz, także działaj
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:11:56 16-07-15    Temat postu:

Haha.... tutaj jest tego tyle, że za chwilę pozapominają, że taki pomysł kiedykolwiek się pojawił Ale dobra, niech będzie - będę działać, z jakim rezultatem to się okaże
Zmykam :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:46:41 22-07-15    Temat postu:

Drodzy moi, chciałybyśmy z Madzią podzielić się z Wami pomysłem, który zrodził się w naszych łepetynach już jakiś czas temu, a który jest już na takim etapie, że może wreszcie ujrzeć światło dzienne Mam nadzieję, że będziecie miały przynajmniej tyle frajdy z czytania, ile my z tworzenia tego "tworka"






      "Czasem świat musi wywrócić się do góry nogami, abyśmy zrozumieli, że zmiana w naszym życiu to najlepsze, co mogło nas spotkać."


      Dziewczyna z planem na przyszłość, który nagle rozpada się w pył, zmuszając ją do porzucenia marzeń i znalezienia innego celu w życiu i chłopak z bogatą przeszłością, który z całego serca pragnie zacząć od nowa, zostawiając za sobą błędy młodości.
      Dzieli ich niemal wszystko, a połączy… jedna ulotna chwila, przypadkowe sytuacje, dzięki którym popatrzą na swoje życie z zupełnie innej perspektywy i podejmą decyzje, które zmienią ich na zawsze.



    P R O L O G

    "Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń.
    Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli." [P. Coehlo]


    Toluca zdecydowanie nie była miejscem, w którym chciał się zatrzymać na dłużej, dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja, nie zastanawiał się ani chwili i ruszył w podróż do stolicy, która miała dać mu zdecydowanie więcej możliwości i pozwolić w końcu zacząć wszystko od nowa, zostawiając za sobą błędy przeszłości. Zresztą już kilka miesięcy wcześniej, gdy opuszczał rodzinne miasteczko wiedział, że miejscem docelowym jego wędrówki będzie właśnie Ciudad de Mexico. Od tamtej pory tułał się po Meksyku, a między poszczególnymi przystankami na drodze do stolicy i nowego życia do tej pory przemieszczał się głównie stopem, ale tym razem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej żałował, że kiedy jeszcze miał okazję nie kupił jakiegoś grata na czterech kółkach.
    Deszcz lał niemiłosiernie, nocne niebo, które spowiły ciężkie, granatowe chmury, co i raz przecinały jaskrawe pioruny, a drzewa wzdłuż drogi szumiały złowieszczo, jakby nie chciały poddać się podmuchom przenikliwego wiatru. Postawił kołnierz skórzanej kurtki i poprawił przewieszoną przez ramię torbę, w której mieścił się cały dobytek jego życia, choć dobytek w jego przypadku to było zbyt wiele powiedziane. Opuszczając rodzinne strony nie tracił nic, bo tak naprawdę nie miał niczego, co mógłby stracić i nikogo, komu by na nim choć trochę zależało, oprócz matki, z którą i tak łączyły go relacje dalekie od idealnych. Nie potrafił ich naprawić, choć była to chyba w tej chwili jedyna rzecz na jakiej mu zależało. Oboje jednak byli uparci, zawzięci i najwyraźniej ciągle chowali do siebie zbyt wiele urazy, która przez ostatnie pięć lat zdawała się narastać z dnia na dzień, więc uznał, że najlepiej będzie, jeśli na jakiś czas znikną sobie z oczu. A kiedy w końcu uda mu się stanąć na nogi i ułożyć sobie życie, wtedy wróci do matki, choćby tylko po to by usłyszeć, że jest z niego dumna.
    Przyspieszył kroku. Nie miał już na sobie ani jednej suchej nitki, ale nie uśmiechało mu się spędzić całej nocy pod gołym niebem. Gdy usłyszał za sobą silnik nadjeżdżającego samochodu, odwrócił się i wystawił kciuk, licząc, że może kierowca okaże się na tyle uprzejmy, że podrzuci go przynajmniej na obrzeża miasta. Ten jednak nie tylko nie zatrzymał się, ale jeszcze przyspieszył, ochlapując go przy tym błotem z kałuży.
    Zaklął szpetnie pod nosem i odprowadził mrożącym krew w żyłach wzrokiem pojazd, który na pełnej prędkości wszedł w zakręt. Kilka sekund później jego uszu dobiegł pisk opon, a potem głuchy huk miażdżonej blachy i brzęk tłuczonych szyb.
    – Cholerny pirat drogowy – mruknął pod nosem, biegnąc przed siebie, by jak najszybciej dotrzeć do miejsca wypadku i udzielić pomocy, jeśli będzie jeszcze kogo ratować. Huk był głośny, a seria odgłosów jaka nastąpiła po nim wskazywała na to, że auto dachowało. I faktycznie tak było. Auto, które go mijało, niemal doszczętnie zmiażdżone, leżało kołami do góry. Podszedł szybko do niego, rzucił swoją torbę na mokry asfalt, przykucnął i przez stłuczoną szybę wsunę rękę do wnętrza, by sprawdzić puls na szyi nieprzytomnego kierowcy. Westchnął ciężko i przesunął dłonią po twarzy, gdy zamiast tętna wyczuł jedynie odór alkoholu. Zacisnął nerwowo szczęki i podniósł leżący nieopodal telefon, należący zapewne do ów nieszczęśnika. Szybkim krokiem ruszył w kierunku drugiego auta, które w wyniku zderzenia wylądowało w rowie po drugiej stronie ulicy, by zorientować się w sytuacji, nim wybierze numer alarmowy. – Chryste panie – jęknął, gdy dostrzegł za kierownicą filigranową postać. Włożył telefon do kieszeni kurtki i szarpnął za drzwi. Raz, drugi, trzeci… Kiedy w końcu ustąpiły, wcisnął się do środka. Wsunął palce pod długie, ciemne włosy dziewczyny i odetchnął z ulgą, gdy wyczuł puls. Ostrożnie chwycił ją za ramiona i oparł jej wątłe ciało o oparcie, a potem odpiął pas bezpieczeństwa. – Hej… – zwrócił się do niej, zgarniając z zakrwawionej twarzy, kosmyki włosów. – Boli cię coś? – spytał.
    – Nie wiem… – wymamrotała na wpół przytomnie, przykładając drżącą dłoń do mostka. Oddychała płytko i nierówno. Uniósł jej powieki i zajrzał w źrenice, świecąc w nie telefonem. Wyglądało na to, że reagują prawidłowo. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej był wdzięczny losowi za to, że jego matka była pielęgniarką i od małego wpajała mu zasady udzielania pierwszej pomocy.
    – Spróbuję cię wyciągnąć – zakomunikował, przekładając sobie jej ramię przez szyję. – Wiesz jaki dzisiaj dzień? – spytał.
    – Środa – mruknęła. – Niedobrze mi…
    – Wiem – odparł cicho, ostrożnie wyciągając ją z auta. Ułożył ją w pozycji bocznej ustalonej i poszedł do bagażnika po apteczkę, z której od razu wyjął koc termiczny. Przyklęknął przy dziewczynie i omiótł wzrokiem całą jej sylwetkę. Prawa noga, spuchła i wyglądała na paskudnie złamaną. Zaklął pod nosem i ostrożnie przesunął dłońmi po jej żebrach, by sprawdzić czy są całe, a wtedy jego wzrok spoczął na wisiorku jaki miała na szyi. Był to mosiężny [link widoczny dla zalogowanych], a jemu wydawało się, że już kiedyś widział taką zawieszkę. Nie potrafił jednak w tym momencie stwierdzić kiedy i gdzie, zresztą nie to było teraz najważniejsze. Okrył ją kocem termicznym, a potem usiadł za nią tak, że jej drobne ciało znalazło się w pozycji półleżącej między jego udami, oparte plecami o jego tors. Spojrzał na ranę na jej czole, która zdawała się dość głęboka. Wyciągnął z apteczki jałowy opatrunek i przyłożył go do rany, starając się jej nie uciskać, a drugą dłonią sięgnął do kieszeni kurtki po telefon.
    – Pogotowie?... Był wypadek. Zderzyły się dwa samochody, kierowca jednego z nich, mężczyzna, chyba nie żyje, drugi, kobieta około 25 lat, przytomna, odczuwa nudności, ma głęboką ranę na czole i prawdopodobnie złamaną nogę…

    * * *

    – Przykro mi, Max – powiedziała do telefonu łamiącym się głosem i przymknęła powieki, starając się za wszelką cenę zdusić w sobie szloch.
    – Przykro ci? To nie jest rozlane mleko, Corrine! Chryste! – jęknął wściekle i zrobił głęboki wdech. – Po cholerę wsiadałaś do samochodu w taką pogodę i to jeszcze o tej godzinie, przecież z samego rana mieliśmy lecieć do Paryża – dodał, ale choć zapewne starał się panować nad buzującą w nim wściekłością, to i tak w jego głosie dało się słyszeć oskarżycielskie nuty, które wcale nie pomagały jej poczuć się lepiej. – Dlaczego milczysz? – zapytał w końcu nieco już poirytowany.
    – Bo ty mówisz za nas dwoje – odparła tak cicho, że sama ledwie siebie słyszała, a potem odwróciła głowę do okna i spojrzała na szybę, o którą raz po raz bębnił deszcz, uparcie nie chcąc przestać padać.
    – Naprawdę myślałem, że jesteś rozsądniejsza – odezwał się po chwili pełnym nagany głosem. – Pomyślałaś, choć przez chwilę o mnie, kiedy postanowiłaś zgrywać mistrza kierownicy? – wypluł z siebie jadowitym tonem, a Corrie miała ochotę się roześmiać na dźwięk tych słów i nie wiedziała właściwie czy to efekt środków przeciwbólowych, szoku, czy jeszcze czegoś innego.
    – Pomyślałam o tobie w tej chwili, dlatego dzwonię i cię uprzedzam, że nie polecę z tobą. Powodzenia w Paryżu, Max – rzuciła do aparatu zmęczonym głosem i nie chcąc słuchać dalszego wywodu na temat tego, jaka jest głupia i nieodpowiedzialna, rozłączyła się, odkładając telefon na pościel. Przymknęła powieki i przełknęła ogromną gulę, która stanęła jej w gardle utrudniając oddychanie. Środki przeciwbólowe, które podała jej pielęgniarka dawno przestały działać, bo znów bolało ją całe ciało. Straciła już nawet rachubę, które miejsce boli bardziej, stłuczona klatka piersiowa, głowa, którą uderzyła o kierownicę, czy usztywniona noga, na którą nie chciała nawet patrzeć. Czuła się okropnie, ale jeszcze bardziej bała się tego, co może usłyszeć od lekarzy, a co może przesądzić o całym jej dotychczasowym życiu, niwecząc jej plany i zaprzepaszczając wszystkie dotychczasowe wysiłki czy lata ciężkiej pracy.
    Zrobiła głęboki wdech i palcem wskazującym wytarła samotną łzę, która spłynęła jej po skroni, a kiedy do jej uszu dobiegło ciche pukanie do drzwi, wysiliła się na blady uśmiech i odwróciła się w stronę wejścia, spoglądając wprost w ciemne tęczówki, opartego o framugę kuzyna.
    – Mogę? – zapytał, a gdy skinęła mu głową na zgodę, powoli ruszył w jej kierunku. – Rozmawiałaś z Max’em? – zapytał, stając przy łóżku i czułym gestem odgarniając jej za ucho kosmyk ciemnych włosów. Corrie skinęła głową bez słowa i cicho siorpnęła nosem, przesuwając palcem po leżącym na pościeli telefonie. – Zapytał przynajmniej jak się czujesz i czy nic ci nie jest? – dopytał, a kiedy kuzynka nadal uparcie milczała, zerkając na niego tylko niepewnie, prychnął pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
    – Nie winię go. Ten wyjazd to jego szansa na spełnienie marzeń. Każdy na jego miejscu by się wściekł – powiedziała cicho i zwilżyła spierzchnięte wargi językiem.
    – Nie każdy Corrie. Ty na jego miejscu już dawno byś tu była i przynajmniej zapytała, czy może chodzić – stwierdził z gniewem w głębokim głosie. – Poświęciłaś lata by z nim tańczyć, a co on zrobił po tym wszystkim dla ciebie? Wylał do telefonu swoje żale i nawrzeszczał? – zapytał, choć właściwie nie musiała nic mówić. Znał odpowiedź i bez tego, bo czytał w niej jak w otwartej księdze, wystarczyło, że spojrzał jej w oczy.
    – Gdzie reszta? – zapytała w końcu, kiwając w stronę korytarza i zgrabnie zmieniając temat rozmowy.
    – Lily poszła do barku po jakąś kawę, bo automat na piętrze jest popsuty. A rodzice próbują przez telefon uspokoić twoją mamę, która z ojcem jedzie właśnie do szpitala … – powiedział, ale zanim zdążył dokończyć zdanie, do sali wszedł przystojny lekarz w niebieskim uniformie, ze stetoskopem przewieszonym przez szyję i spojrzeniem utkwionym w trzymanej w dłoniach karcie. Przekartkował strony, a po chwili uniósł wzrok znad dokumentów i uśmiechnął się lekko, podchodząc do łóżka swojej pacjentki.
    – To mój kuzyn, Raul Rivera – odezwała się Corrine, dostrzegając pytające spojrzenie swojego lekarza.
    – Doktor Luis Galvan, ortopeda Corrine – przedstawił się i uśmiechnął przyjaźnie, a potem przeniósł wzrok na brunetkę, która na tle białej szpitalnej pościeli wyglądała na jeszcze bardziej kruchą niż zapewne była w rzeczywistości. – Jak się czujesz? – zapytał, sięgając po zawieszoną w nogach łóżka kartę i szybkim wzrokiem omiótł zapisane na niej informacje.
    – Jakby przejechał po mnie walec – odparła i zaśmiała się cicho, kiedy lekarz spojrzał na nią rozbawiony spod uniesionej brwi. Szybko jednak jej uśmiech zamienił się w grymas, gdy ciało przeszyła fala bólu promieniującego z obitych żeber. – Albo dwa …
    – Ma pan już wyniki rezonansu? – zapytał Raul, wpatrując się wyczekująco w medyka. Mężczyzna zerknął w kartę, a później przeniósł przyjazne spojrzenie na Corrie i unosząc jedną brew, zrobił głęboki wdech jakby przygotowywał się do przekazania najgorszej wiadomości z możliwych.
    – Nie będę was oszukiwał, nie jest dobrze. Nie chcę tutaj rzucać medycznymi terminami, ani obrazowo opisywać co się właściwie stało z twoją nogą, bo nie jest to nic przyjemnego. Najprościej rzecz ujmując doszło do złamania nasady kości piszczelowej, która podczas wypadku niefortunnie uderzyła o kość udową, powodując dość paskudne uszkodzenie stawu kolanowego. Stąd opuchlizna i ból przy najmniejszym nawet ruchu – wytłumaczył, patrząc wprost na Corrine.
    – Co mnie czeka, doktorze? – zapytała drżącym z emocji głosem i przełknęła z trudem wielką gulę, ściskającą jej gardło. Kiedy poczuła jak Raul splata palce z jej palcami, uniosła wzrok i spojrzała prosto w jego ciemne tęczówki kuzyna. Uśmiechnął się do niej jednym kącikiem ust, jakby chciał jej powiedzieć, że cokolwiek ją czeka nie jest z tym sama, a ona odetchnęła z ulgą i wyczekująco spojrzała ponownie na ortopedę.
    – Konieczny będzie zabieg przywracający prawidłowy stan anatomiczny stawu, w przeciwnym razie źle się to skończy. To jedyna szansa na normalne poruszanie się, więc potrzebna będzie twoja zgoda na operację – powiedział poważnie, spokojnym, wyważonym tonem, nie odrywając ciepłego spojrzenia od jej napiętej twarzy.
    – Czy …. – urwała nagle, czując, że w płucach brakuje jej tlenu i przymknęła na moment powieki, usiłując uspokoić szalejące w piersi serce. Kiedy Raul kciukiem pogładził wierzch jej dłoni, zrobiła głęboki wdech i powstrzymując cisnące się do oczu łzy, zwilżyła spierzchnięte wargi językiem i znów spojrzała na lekarza. – Czy będę mogła tańczyć?
    – Nie będę cię oszukiwał Corrine. Do czasu zrostu kostnego, nie będziesz mogła obciążać nogi przez sześć tygodni. Dopiero po trzech miesiącach, przy dobrych wynikach, będzie możliwe pełne obciążanie kolana, ale i tak czeka cię rehabilitacja – powiedział, uważnie wpatrując się w jej przepełnione bólem i nadzieją ciemne tęczówki. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś mogła normalnie funkcjonować, ale zawodowy taniec niestety musisz wykluczyć, dla swojego dobra – powiedział surowym tonem, jasno sugerującym, że nie zastosowanie się do jego zaleceń, skończy się dla niej tragicznie.
    – Gdzie ma pan tą zgodę, doktorze? – zapytała zdławionym głosem, powoli poprawiając się na poduszkach, a kiedy podał jej dokumenty i długopis, szybkim ruchem podpisała w wyznaczonym do tego miejscu i oddała mu papiery.
    – Dziękuję, zlecę przygotowanie sali do zabiegu – poinformował, zerkając przelotnie na Raula, po czym pospiesznie wyszedł z pomieszczenia.
    – Chcę zostać sama – odezwała się Corrie tonem wyprutym z jakichkolwiek emocji i spojrzała błagalnie na kuzyna, który bez słowa skinął głową ze zrozumieniem, a potem pochylił się i pocałował ją w czoło.
    – Będzie dobrze, mała – szepnął, a Corrie nie zaszczycając go już ani jednym spojrzeniem, odwróciła głowę i przymknęła powieki. Dopiero, kiedy została sama, poczuła jak w jednym momencie opuszczają ją siły i wewnętrzne opanowanie, którego mimo wszystko w sobie nie miała. Zasłoniła oczy dłonią i mocniej wtuliła się poduszkę, rozklejając się jak małe dziecko i modląc z całego serca, by ten dzień, w którym w ciągu kilku sekund pijany człowiek zniszczył wszystkie jej marzenia, okazał się jedynie potwornie koszmarnym snem. Snem, z którego szybko się obudzi…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:40:46 23-07-15    Temat postu:

Aguś nie wiem czy to był ten pomysł o którym wspominałaś, ale i tak nie rozumiem czemu wylądował w Przedpremierach, a nie od razu jako temat
Chyba specjalnie dużo się nie rozpiszę, bo przedstawiony nam został na razie zarys samej historii, dość mocno owiany wieloma tajemnicami więc pozostaję mi czekać aż wstawisz
Za to plakat genialny!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:51:12 23-07-15    Temat postu:

Natus, bo taka kolej rzeczy zawsze lepiej najpierw przekonac się czy będzie zainteresowanie tematem. Ale spokojnie, zaplanowałysmy z Madzią, że premiera będzie wraz z początkiem miesiąca I cieszę się że plakat się spodobał
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:36:11 23-07-15    Temat postu:

Ehhh - w takim razie pozostaję mi jedynie jakoś przeżyć do tego czasu - chyba będę maltretować Twoje starsze produkcje
Czekam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:12:16 24-07-15    Temat postu:

Zleci szybciutko Nie wiem czy powinnam się chwalić żeby nie zapeszyc ale wczoraj cos drgnęło w moim możdżku więc byc może cos się wkrótce pojawi w starszych produkcjach i z gory przepraszam za byki ale z telefonu skrobię :p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:43:07 25-07-15    Temat postu:

Wywołało to u mnie jeszcze większe zadowolenie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:41:26 27-07-15    Temat postu:

To znów ja Zaczęłam szukać zdjęć, żeby podzielić się z Wami czymś co od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie, no ale jak zaczęłam grzebać i rozpływać się nad zdjęciami Alexa, to w końcu wyszło co wyszło, czyli całkiem coś innego niż miało. Ale musiałam to wyrzucić z głowy, bo nie dałoby mi spokoju i teraz mogę się w końcu wziąć za właściwą robotę





      On – policjant na przymusowym urlopie do odwołania, który po stracie ukochanej żony i córeczki usiłuje zbudować swój świat od nowa.
      Ona – dziewczyna z dobrego domu, po której ślad zaginął osiem lat temu, a którą rodzina właśnie postanowiła uznać za zmarłą.
      Każde z nich ma przeszłość, o której wolałoby zapomnieć, a przed sobą przyszłość, o którą boi się zawalczyć. Czy będą w stanie jeszcze raz uwierzyć w drugiego człowieka, zaufać mu, pozwolić sobie pomóc i otworzyć serce na nowe uczucie?


    PROLOG

    Wychylił zawartość swojej szklanki, nawet się przy tym nie krzywiąc i z trzaskiem odstawił puste szkło na ladę. Wierzchem dłoni wytarł usta, sugestywnie spoglądając na łysego, napakowanego kolesia za barem, a potem na swoją szklankę.
    – Odpuść, Donovan – westchnął [link widoczny dla zalogowanych], przyglądając się brunetowi z troską. – Zachlejesz się na śmierć, a ja nie chcę cię mieć na sumieniu.
    – Nie przynudzaj, G. I tak nikt już po mnie nie zapłacze, więc co za różnica czy strzelę sobie w łeb, czy pozwolę by alkohol zżarł mnie od środka? Lej – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    Mężczyzna za barem pokręcił głową z rezygnacją i napełnił szklankę do połowy bursztynowym alkoholem.
    – Spotkała cię niewyobrażalna tragedia – powiedział, starając się wyłowić jego spojrzenie, gdy brunet chwycił szkło ze swoim trunkiem. – Ale to, k***a, nie jest powód, by siedzieć tu i czekać na śmierć! Sam nie jestem święty, ale ty przeginasz pałę. Ogarnij się wreszcie i zrób coś z sobą. Myślisz, że Norrie i Mia chciałby cię widzieć w takim stanie?
    Donovan warknął na te słowa jak rozszalałe zwierzę i gwałtownie podniósł się z wysokiego stołka, morderczym wzrokiem wpatrując się w barmana, ale ten odważnie wytrzymał jego spojrzenie i to brunet w końcu odpuścił. Klapnął z powrotem na krzesło i ukrył twarz w dłoniach zaciskając mocno powieki, gdy przed oczami zobaczył swoją żonę z pięcioletnią córeczką w ramionach, machające do niego z rozbawieniem, gdy tamtego ranka, jak każdego dnia, żegnał się z nimi, wychodząc do pracy.
    – Zrobię ci mocnej kawy – zaproponował łagodnym tonem G. a Donovan skinął mu na zgodę uśmiechając się przepraszająco. Nie wiedział ile tak siedział, walcząc z falą wspomnień, która zalała go niczym tsunami. Dopiero gdy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, wrócił do rzeczywistości.
    – G. do mnie zadzwonił – oznajmił blondyn, zajmując miejsce obok i wpatrując się w kumpla. Donovan pokręcił głową z niedowierzaniem i uśmiechnął się lekko na widok byłego partnera. Był pewien, że nawet gdyby ziemia się nagle rozstąpiła i wiadomym było, że i tak nikt nie przeżyje, [link widoczny dla zalogowanych] i tak miałby na sobie jeden ze swoich markowych garniturów. Do dziś nie rozumiał dlaczego facet, mający kasy jak lodu, zrezygnował z bycia prawnikiem i został gliną, ale lepszego partnera nie mógł sobie wymarzyć.
    Objął dłońmi stojący przed nim na ladzie kubek z kawą i upił łyk zimnego już napoju.
    – Cackacie się ze mną jak z dzieckiem – stwierdził, wpatrując się w resztki ciemnego płynu w kubku.
    – Bo nam na tobie zależy – odparł Warren, opierając się przedramionami o blat lady i pochwytując udręczone spojrzenie kumpla w lustrze nad barem. – Wiem, że nie jest ci łatwo, ale weź się w garść, Sean i pozwól sobie pomóc. Sutton, zresztą jak my wszyscy, nie może się doczekać gdy wrócisz do służby.
    Brunet spojrzał na kumpla przez ramię i uśmiechnął się pod nosem.
    – Wydaje mi się czy nie możesz się dogadać z nowym partnerem?
    – Nie mam nowego partnera – odparł Warren, przewracając oczami.
    – Bo nikt nie może z tobą wytrzymać – zaśmiał się Sean, trącając Warrena łokciem pod żebra.
    – Bo nie chcę mieć innego – odparł poważnie Mitchell, spoglądając prosto w błyszczące tęczówki kumpla. Sean westchnął ciężko i dopił swoją kawę do końca. Odkąd poznał Warrena też nie wyobrażał sobie by mógł pracować z kimś innym. I może on i G. mieli rację? Może czas już przestać użalać się nad sobą? Na ten moment nic nie było w stanie ukoić jego bólu, ale życie przecież toczyło się dalej, a on… Musiał znaleźć tego, kto zabrał mu to co miał najcenniejszego i sprawić, by ten ktoś cierpiał tak jak on, jeśli nie bardziej, a do tego musiał mieć czysty i trzeźwy umysł.

    * * *

    W rezydencji Sinclairów wreszcie zapanowała cisza. Wszyscy zaproszeni na skromną uroczystość poświęconą pamięci Chloe Sinclair rozeszli się stosunkowo szybko, jakby byli tu jedynie z grzeczności, a śmierć dziedziczki rodu już dawno przyjęli za pewnik.
    Helen spojrzała na męża udręczonym wzrokiem, gdy ten w czułym geście położył jej dłoń na ramieniu i uśmiechnął się pokrzepiająco.
    – Czekaliśmy już wystarczająco długo – powiedział łagodnie. – Czas zamknąć w życiu ten rozdział, pozwolić jej odejść i w końcu ruszyć naprzód.
    – A jeśli kiedyś się odnajdzie? Co jej wtedy powiemy?
    – Helen, na litość boską! – warknął Gary. – Nie znalazła się przez osiem lat, to dlaczego teraz nagle miałaby się znaleźć? Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy – dodał już łagodniej, kucając przed swoją żoną, która chusteczką wycierała właśnie słone krople, spływające jej po policzkach. – Stawałem na głowie, sprawdzałem każdą możliwość i chwytałem się naprawdę każdej możliwości, żeby tylko znaleźć naszą córkę. Boli mnie to tak samo jak ciebie, ale to już nie ma sensu…
    – Przeszkadzam? – spytał młody mężczyzna, który właśnie zjawił się w salonie.
    Helen pokręciła przecząco głową i rozpostarła szeroko ramiona. Kochała go jak syna i zawsze wierzyła, że to właśnie [link widoczny dla zalogowanych] uszczęśliwi jej córkę jako mąż.
    – Zostałeś mi tylko ty – powiedziała drżącym głosem, gdy podszedł do niej i ukucnął przed nią, zaglądając w jej przepełnione bólem oczy. Helen ujęła twarz młodego mężczyzny w swoje dłonie i wysiliła się na blady uśmiech. – Mam nadzieję, że nadal będziesz nas odwiedzał.
    – Oczywiście – zapewnił, chwytając ją za nadgarstki i całując oba czule. – Ale dziś już na mnie pora – dodał, podnosząc się do pozycji stojącej i zerkając na Gary’ego. – Państwu też przyda się odpoczynek – powiedział, wyciągając w stronę gospodarza dłoń na pożegnanie. – Zadzwonię – zakończył i skierował się w stronę drzwi nie oglądając się za siebie. Tak naprawdę cieszył się, że sprawa panny Chloe Sinclair i jego małżeństwa z nią została raz na zawsze zamknięta. Nie rozumiał czemu jego ojciec tak bardzo uparł się by poślubił akurat tę dziewczynę, ale teraz, gdy oficjalnie została uznana za zmarłą nie miało to już żadnego znaczenia.
    Otworzył swój samochód i wsiadł za kierownicę, ale nim zdążył uruchomić silnik, telefon w wewnętrznej kieszeni jego marynarki zawibrował. Wyciągnął go i zerknął na wyświetlacz jednocześnie wolną dłonią wsuwając kluczyk do stacyjki.
    – Co jest? – mruknął do słuchawki, czując, że to usłyszy wcale mu się nie spodoba, bo nim przystawił aparat do ucha, zdążył zauważyć, że ma kilkadziesiąt nieodebranych połączeń. – Jak to uciekła?! Szlag by to…! – warknął, z całej siły uderzając otwartą dłonią w kierownicę. – Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale choćbyś miał osobiście przetrząsnąć podziemie, masz ją znaleźć!...

    * * *

    Po tym jak obiecał Warrenowi, że nie wypije już ani kropli alkoholu, rozstali się przed barem i ruszył do domu, wybierając drogę plażą. Szum oceanu zawsze go uspokajał, a wieczorna bryza otrzeźwiała. Miał sporo rzeczy do przemyślenia a poza tym nigdzie mu się nie spieszyło. W domu przecież nikt już na niego czekał, a praca… wcale nie był pewien czy chce do niej wrócić. I gdyby nie fakt, że otwierała mu całkiem sporo możliwości do tego, by znaleźć człowieka odpowiedzialnego za śmierć żony i córeczki, pewnie rzuciłby ją w diabły.
    Gdy jego uszu dobiegły jakieś niepokojące odgłosy, odruchowo sięgnął za pasek z tyłu spodni, zupełnie zapominając, że od jakiegoś czasu nie ma tam już broni. Zaklął pod nosem i ruszył w stronę głazów, skąd dochodziło ciche pojękiwanie.
    – Chryste… – westchnął, gdy jego oczom ukazała się kobieca sylwetka, w potarganym kawałku jakiejś jasnej szmaty, który zapewne jeszcze dzisiejszego ranka był zwiewną sukienką. Mokry materiał przylepił się do jej poranionego ciała, tak samo jak długie jasne włosy. – Hej… – zwrócił się do dziewczyny, przyklękając przy niej. – Boli cię coś? – spytał, a gdy pokręciła przecząco głową, wyciągnął dłoń, by pomóc jej usiąść. Skuliła się wtedy jednak w sobie i mocniej wcisnęła w wąską przestrzeń między głazami, a w jej oczach nie widział nic oprócz przerażenia. – Nie bój się, pomogę ci, jeśli tylko mi pozwolisz – powiedział łagodnie, wyciągając do niej dłoń. – Jestem Sean Donovan.
    Dziewczyna spojrzała mu w oczy, a potem wlepiła wzrok w jego dłoń. Taką samą jak milion innych dłoni, które sprawiały jej tylko ból. Podciągnęła kolana pod brodę i jeszcze raz nieufnie spojrzała na jego twarz. Kiedy w jego oczach zobaczyła błysk czegoś, co sama widziała w swoich oczach za każdym razem gdy patrzyła w lustro, siorpnęła cicho i wierzchem dłoni wytarła mokre policzki.
    – Nie zostawię cię – powiedział, ściągając z siebie kurtkę, a ona zesztywniała na całym ciele i poczuła, że serce zamiera jej w piersi. – Jeśli chcesz, zostaniemy tutaj, ale przynajmniej załóż to na siebie – dodał, podając jej kurtkę i wpatrując się jej w oczy, jakby samym spojrzeniem chciał wymusić na niej właściwą decyzję.
    Przygryzła policzek od wewnątrz, a w końcu niepewnie wyciągnęła dłoń i chwyciła materiał. Dopiero teraz zaczynało do niej docierać jak jej zimno i jak bardzo chciałaby się ogrzać. Rozpostarła kurtkę przed sobą i ostrożnie wsunęła jedną dłoń w rękaw. Była jednak zbyt słaba by poradzić sobie z ciężkim, skórzanym materiałem i ubrać się jak należy. Jęknęła zrezygnowana, a wtedy Sean zbliżył się do niej.
    – Mogę? – spytał, wzrokiem wskazując na kurtkę, a gdy niepewnie skinęła głową, chwycił za kołnierz, zarzucił kurtkę na jej plecy i pomógł jej wsunąć drugą dłoń w rękaw, a potem zasunął suwak. Uśmiechnął się lekko i wstał, wyciągając dłonie w jej stronę. – Chodź, ogrzejesz się i wysuszysz.
    Po chwili wahania podała mu drążące dłonie, a gdy pomógł jej wstać, wpadła wprost w jego silne ramiona. Nie miała siły ustać na własnych nogach, całe ciało drżało z zimna i wysiłku, płuca bolały ją przy każdym oddechu, a gardło podrażnione morską wodą bolało tak, jakby ktoś pociął je milionem żyletek. Nie była w stanie bronić się ani nawet protestować, gdy jednym zwinnym ruchem wziął ją na ręce i nie pytając o nic ruszył przed siebie…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:36:07 27-07-15    Temat postu:

Agula, Ty chyba chcesz, żebym umarła na miejscu Po pierwsze przez Ciebie zacznę lubić Alexa, który do tej pory był mi w zasadzie obojętny A po drugie czytam prolog, a tu ni z gruszki ni z pietruszki PACH - Vin Diesel i jestem w raju Uraczyłaś mnie na starcie, moja droga i pewnie nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy
Poza tym Aguś uroczyście Ci w trym momencie obiecuję, że choćbym miała stanąć na rzęsach to nie podaruję Ci tej historii i ona musi trafić na forum, a co więcej nie widzę zupełnie innej możliwości jak to byś ją poprowadziła od A do Z, bo to jest fantastyczne! Po samym prologu mam niedosyt i miliony pytań kłębiących się po głowie, a to dobrze zwiastuje, więc bardzo Cię proszę nie chowaj tego do szuflady i działaj, bo ja się normalnie zapłaczę


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 19:36:57 27-07-15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:49:55 27-07-15    Temat postu:

Madziula nigdy w życiu! Zresztą sama dobrze wiesz, że jesteś mi niezbędna A skoro zaraziłam się Jay'em to czemu nie mam Cię zarazić Alexem? A tak poważnie to lepiej nie kuś, bo naprawdę mnie kusi, żeby to wstawić Ale wtedy cały mój kram znów pójdzie w odstawkę... zresztą - najpierw zapas, choćby minimalny, a potem się zobaczy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:06:47 27-07-15    Temat postu:

Haha.... palpitacji serca dostałam, więc niewiele brakowało, żebym zeszła na zawał, Aguś A tak już całkiem poważnie, obawiam się, że Jay'a to Alex nie przebije, co nie zmienia faktu, że zacznę faceta lubić
Kwestię zapasu popieram jak najbardziej, bo sama chcę zrobić to samo, więc zaczekam ile będzie trzeba, byleby ta historia ujrzała światło dzienne Ale pamiętaj, że nie odpuszczę tak łatwo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:14:29 27-07-15    Temat postu:

A mnie całkowicie kupiłaś Alex'em a do tego ta historia - i znowu pozostaję mi jednie czekać, aż wstawisz to cudo na forum.
A ten plakat
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:18:51 27-07-15    Temat postu:

Madziu nie chciałam - następnym razem Cię uprzedzę, albo bez obsady wstawię, to może będzie mniejsza siła rażenia Alex, wiadomo, że to nie to samo co Jay, ale to nie zmienia faktu, że ma coś w sobie

Natuś właśnie z obsadzeniem Alexa w głównej roli nosiłam się od dłuższego czasu, miałam plan na coś innego, ale wyszło takie właśnie coś, co pierwotny pomysł z Alexem zupełnie zbiło z pantałyku Więc jeśli wstawię cokolwiek nowego, to chyba właśnie to
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:27:05 27-07-15    Temat postu:

Aguś, przecież żartuję, mną się nie przejmuj - złego diabli nie biorą Siła rażenia przy Twoich dziełach zawsze będzie, bez względu na to, czy wstawisz z obsadą czy bez, a Jay w tej chwili bije wszelką konkurencję na głowę

Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 20:27:58 27-07-15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 203, 204, 205 ... 216, 217, 218  Następny
Strona 204 z 218

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin