|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dudziak Mistrz
Dołączył: 31 Lip 2011 Posty: 18247 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:07:01 27-07-13 Temat postu: |
|
|
To bardzo długo mogli się nacieszyć sobą Ale wierzę, że przetrwają nawet najtrudniejsze chwile |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:46:53 27-07-13 Temat postu: |
|
|
Od samego początku byłam zaintrygowana wątkiem Davida i Maddie, a po tym odcinku mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że ich uwielbiam! Tym bardziej, że choć oboje, niezwykle skrzętnie, skrywają swoje uczucia, to na pierwszy rzut oka widać, że papierowe małżeństwo przeistoczyło się w prawdziwie szczere uczucie. Zastanawia mnie tylko kwestia listu, otrzymanego przez Maddie. Czy rzeczywiście dojdzie do starcia z jej rodziną? Czy istnieje ryzyko polania się krwi? Swoją drogą, w obsadzie dostrzegłam niejakiego Ash-a - czyżby to właśnie on miał odegrać znaczącą rolę w historii tej dwójki?
Jeśli zaś chodzi o Tony'ego, to kurczę tak strasznie żal mi faceta. Retrospekcja z udziałem jego i Harper, upewniła mnie bowiem w przekonaniu, że łącząca ich więź była czymś wyjątkowym. Czymś, o czym nie zapomina się z dnia na dzień...co trwa nawet wtedy, gdy drugiej osoby nie ma już obok. Tak w ogóle, to powinnam złożyć na Ciebie skargę! A wiesz dlaczego? Bo już dawno nie czytałam tak wzruszającej sceny, jak ta ze snu Tony'ego. Sceny, która w moim odczuciu była swoistym pożegnaniem się ich dwójki. Pięknym, acz wyciskającym łzy, rozstaniem, po którym każde z nich udało się do swoich światów. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:51:48 28-07-13 Temat postu: |
|
|
Moniś, dziękuję Ci kochana - nie masz pojecia ile znaczy dla mnie Twój komentarz :* To rzeczywiście miało być takie symboliczne pożegnanie Tony'ego i Harper, ale nie sądziłam, że uda mi się tym kogolwiek wzruszyć.
A skoro mam już napisany kolejny epizod, to wstawiam - tym bardziej, że właśnie w tym rozdziale debiutuje wspomniany Ash
C H A P T E R 8.
Vance przygładził koszulę, przeczesał dłonią włosy i delikatnie zapukał w masywne, mahoniowe drzwi, by po kilku sekundach nacisnąć klamkę i wejść do spowitego w półmroku gabinetu.
_____– Chciałeś mnie widzieć – powiedział, zamykając za sobą drzwi. Mężczyzna, siedzący w wielkim skórzanym fotelu przy biurku, usytuowanym na wprost wejścia, leniwie podniósł wzrok znad papierów.
_____– Co z Ivy? – spytał, odchylając się wygodnie na oparcie swojego fotela i wskazując Vance’owi miejsce naprzeciwko siebie. Chłopak stłumił westchnienie, co jego rozmówca najwyraźniej odebrał za jęk rozpaczy, bo spojrzał na niego pełnym współczucia wzrokiem. – Wiem, że ci ciężko, ale…
_____– Bez zmian – wszedł mu w słowo, patrząc nad jego ramieniem w jakiś punkt za oknem, które miał za plecami. – Lekarz mówi, że może obudzić się w każdej chwili, ale równie dobrze może obudzić się za rok, albo wcale. – To ja powinienem wtedy prowadzić to auto – dodał może aż nazbyt dramatycznie, ale przecież był dobrym aktorem i musiał ciągnąć to przedstawienie jak najdłużej.
_____– Vance, ustaliśmy już, że nie było cię w tym samochodzie.
_____– Wiem – przytaknął, opuszczając głowę, by uniknąć przenikliwego spojrzenia mężczyzny.
_____– Sądzisz, że Faith sprawdzi się w roli Śpiącej Królewny? – zmienił temat.
Vance podniósł wzrok na mężczyznę za biurkiem i uśmiechnął się krzywo, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że nie jest zachwycony tym pomysłem.
_____– Jest ładna – mruknął bez większego entuzjazmu. – Ale brak jej tej delikatności, którą ma Ivy. Właściwie, dlaczego ją wybrałeś? – spytał. – Do tej pory nie mieszałeś się w wybieranie obsady.
_____– Coś insynuujesz? – odpowiedział mężczyzna pytaniem, marszcząc gniewnie czoło, a w jego oczach błysnęła jakaś tajemnicza iskra.
Vance obojętnie wzruszył ramionami. Edward Steen miał sporo na sumieniu, a to czy do listy swoich grzeszków dopisał romans Faith, tak naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Oboje byli siebie warci i wcale nie zdziwiłoby go, gdyby okazało się, że jego rodzony ojciec po raz kolejny szukał zapomnienia w ramionach sporo od siebie młodszej kobiety.
_____– Vance – ponaglił mężczyzna.
_____– Słyszałem rozmowę dwóch dziewczyn. Mówiły, że Faith dostała tę rolę, bo się z tobą przespała.
Edward uśmiechnął się tajemniczo i wrócił do przeglądania swoich papierów.
_____– Jeśli nawet, to nikogo nie powinno to interesować – odparł. – A już najmniej ciebie.
_____– Czyżby? A co z matką? Jej też nie powinno to interesować?
_____– Chyba nie zamierzasz prawić mi teraz kazań? Jesteś dobrym aktorem, ale mnie nie oszukasz. Twoja dziewczyna leży w szpitalu, a ty obściskujesz się z inną. – Vance otworzył usta, by zaprotestować, ale ojciec go uprzedził: – Nie zaprzeczaj. Widziałem was po próbie w garderobie. Powinieneś być ostrożniejszy.
_____– To nie tak jak myślisz.
_____– Jasne. Po prostu ćwiczyliście role – odparł rozbawiony Edward. – Nie oszukuj się, synu, jesteśmy tacy sami.
Vance uśmiechnął się arogancko i pokręcił głową z niedowierzaniem.
_____– To spałeś z nią czy nie? – spytał. – Bo nie wiem czy chcę dzielić się dziewczyną z własnym ojcem.
Edward wygiął usta w cynicznym uśmieszku, jednak nie dane mu było odpowiedzieć, bo do gabinetu bez pukania wkroczyła drobna szatynka, a zaraz za nią sekretarka, rozpaczliwie próbująca ją powstrzymać.
_____– Przepraszam, panie dyrektorze, mówiłam, że ma pan spotkanie, ale ta pani…
Szatynka przewróciła oczami zniecierpliwiona i sięgnęła do tylnej kieszeni swoich szerokich spodni.
_____– Pan Edward Steen? – spytała, pokazując mężczyźnie swoją legitymację służbową. – Kayleen Geller, policja kryminalna.
Edward odchrząknął, gestem ręki odprawiając zmieszaną sekretarkę, po czym przelotnie zerknął na Vance’a.
_____– W czym mogę pomóc? – zwrócił się do Kayleen.
_____– Jest pan właścicielem [link widoczny dla zalogowanych]? – spytała, a gdy Edward skinął głową twierdząco, dodała: – W takim razie musimy porozmawiać…
__________________________________________________* * *
Uwielbiał Nowy Jork. Zakochał się w tym mieście już w czasie studiów i pragnął zostać w nim na stałe. Czuł się tu jak ryba w wodzie, ale jego ojciec miał względem niego zupełnie inne plany, a tam, skąd pochodził, wola ojca była świętością, z którą nie należało dyskutować. Jednak, po ostatnich wydarzeniach, miał doskonały pretekst by opuścić rodzinny Marrakesz i postanowił go wykorzystać. Wolał się nie pokazywać w ojczystych stronach. I w tej jednej kwestii zgadzał się z ojcem. Afera, której mimowolnie stał się uczestnikiem, musiała przycichnąć nim tam wróci. Jeśli w ogóle kiedykolwiek zdecyduje się tam wrócić. Został wystawiony na pośmiewisko przez kobietę i nie zamierzał do końca życia być powodem drwin innych mężczyzn i plotek miejscowych kobiet. Tu, w Nowym Jorku, był zupełnie anonimowym człowiekiem. Nikt nie wiedział kim był i jaką miał za sobą przeszłość. Mógł zacząć wszystko od nowa z zupełnie czystą kartą.
_____Uśmiechnął do siebie, wsuwając na nos ciemne okulary i ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Wreszcie mógł decydować sam o sobie. Nie zmieniało to jednak faktu, że dla spokoju własnego sumienia musiał jak najszybciej zmazać ze swojego honoru tę upokarzającą plamę.
_____– Szlag! – warknął, gdy poczuł, że coś w niego uderzyło.
_____– Najmocniej przepraszam – wyszeptała drobna szatynka, zbierając z ziemi zawartość torebki, która upadła na chodnik w wyniku zderzenia. – Bardzo się spieszę… – paplała jak nakręcona, ale on nie słuchał. Wpatrywał się w nią jak w obrazek, niezdolny, by wykonać jakikolwiek ruch czy wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Była śliczna. Miała na sobie zwiewną, letnią sukienkę na cienkich ramiączkach. Zbyt krótką i ze zbyt dużym dekoltem.
_____„Powiedz wierzącym kobietom, żeby spuszczały skromnie swoje spojrzenia i strzegły swojej czystości; i żeby pokazywały jedynie te ozdoby, które są widoczne na zewnątrz; i żeby narzucały zasłony na piersi, i pokazywały swoje ozdoby jedynie swoim mężom…” – zaczął w myślach recytować wersety Koranu, ale przestał, gdy podniosła się i spojrzała mu prosto w twarz, uśmiechając się uroczo. Jej oczy. Duże, elfie, niebieskie jak niebo nad Marrakeszem. Widział je już. Dawno temu, w ogrodzie przyjaciół swojego ojca. Beztrosko biegała wówczas na bosaka wśród kwiatów, dopóki nie spostrzegła, że się jej przyglądał. Zamarła wtedy na chwilę, a on jak zaczarowany patrzył w te urzekające, błękitne jak tafla oceanu, oczy spoglądające na niego nieśmiało znad kwefu*. Pomyślał wtedy, że nic tak nie dodaje kobiecie aury tajemniczości i nie działa na wyobraźnię mężczyzny, jak piękne oczy, spoglądające zalotnie znad delikatnego, jedwabnego materiału zasłaniającego twarz. Potem widział jeszcze wiele kobiet i wiele oczu, ale żadne nie mogły się równać z tamtymi. A teraz znów miał jej przed sobą i był absolutnie pewien, że to te same oczy, które wtedy całkowicie zawładnęły jego sercem i umysłem.
_____– Dobrze się pan czuje? – spytała, wpatrując się w niego z troską. Skinął niepewnie głową i wysilił się na uśmiech.
_____– Przepraszam, za moje zachowanie, ale właśnie przyleciałem i padam z nóg. Ash – przedstawił się, wyciągając dłoń w jej stronę.
_____– Maddie – odparła, chwytając przelotnie jego dłoń. – Wybacz, ale śpieszę się bardzo, mam ważne spotkanie.
_____– W takim razie powodzenia.
_____Maddie podziękowała uśmiechem i pognała prosto przed siebie, a on patrzył na nią, dopóki jej sylwetka całkowicie nie zniknęła mu z oczu. Czuł, że ta kobieta to jego przeznaczenie. To nie mógł być przypadek, że spotkał ją tu, po tylu latach, na drugim końcu świata. Ale może właśnie tak musiało być, może musiał zostać upokorzonym w rodzinnym mieście, by móc znaleźć się tu i zobaczyć je znów?
__________________________________________________* * *
Kiedy poczuła suchość w ustach, oblizała niepewnie wargi i spróbowała otworzyć oczy. Powieki ciążyły jej jednak jak kamienie, ale do jej uszu dobiegały jakieś stłumione odgłosy rozmowy a w nozdrza wdzierał się okropny zapach. Zapach szpitala, który skutecznie powstrzymywał ją o otwarcia oczu. Spróbowała mocniej zacisnąć powieki, by ponownie znaleźć się w tym magicznym miejscu, na zielonej łące, przy strumieniu, gdzie zawsze czekał na nią nieznajomy bez twarzy. W uszach wciąż dźwięczało jej jego krótkie „żegnaj”. Za wszelką cenę chciała go zatrzymać przy sobie, a żeby to zrobić, musiała otworzyć oczy. Tak podpowiadała jej intuicja.
_____Jeszcze raz zebrała się w sobie i zacisnęła place na szpitalnej pościeli. Kiedy w końcu udało jej się podnieść powieki, jak przez mgłę dostrzegła dobrze zbudowanego mężczyznę w lekarskim, grantowym kitlu, rozmawiającego nieopodal jej łóżka z pielęgniarką. Był wysoki, dobrze zbudowany i miał przyjemny, kojący głos.
_____Odchrząknęła lekko i spróbowała się poruszyć. Mężczyzna natychmiast znalazł się przy niej.
_____– Hej, nie zamykaj oczu – polecił, dotykając jej policzka. – Słyszysz?
Skinęła niepewnie głową i spojrzała na niego. Pierwsze co zobaczyła, gdy wróciła jej ostrość widzenia to jego szaroniebieskie tęczówki, przyglądające się jej badawczo. Zaraz potem zaświecił jej małą latarką w oczy.
_____– Patrz na mój palec – powiedział, chowając latarkę do kieszeni na piersi, po czym przesunął dłonią z wyciągniętym palcem wskazującym w prawo, potem w lewo, w górę i w dół, uważnie obserwując, czy jej wzrok podąża za nim. – Pamiętasz jak się nazywasz?
_____– Ivy – powiedziała cicho, z trudem rozpoznając swój własny głos. – Ivonne Shirley.
_____– Wiesz, który mamy rok?
_____– 2013 – odparła bez namysłu, choć przecież nie miała pojęcia, jak długo było nieprzytomna.
_____– Pamiętasz co się stało? – spytał, notując coś w jej karcie.
Zmrużyła oczy, powoli podnosząc dłoń i opuszkami palców dotknęła swojego czoła, gdzie miała przyklejony szeroki plaster.
_____– Jechałam samochodem – powiedziała po chwili, po czym spojrzała na lekarza przerażona. – Vance... – wyszeptała. – Co z nim?
Mężczyzna zmarszczył czoło.
_____– Ktoś z tobą wtedy jechał? – spytał, podając pielęgniarce kartę ze zleconymi badaniami.
_____– Mój chłopak, Vance Steen. Gdzie on jest? – spytała zaniepokojona.
_____– Jeśli mówisz o chuderlawym brunecie, to wszystko z nim w porządku – odparł. – Ale dziś jeszcze go tu nie widziałem – dodał, nie mając zamiaru mówić jej, że nie było go w szpitalu od kilku dni.
Ivy uśmiechnęła się lekko i zerknęła na plakietkę, przypiętą do przedniej kieszeni kitla. Mężczyzna zauważył jej skupiony wzrok.
_____– Potrafisz to przeczytać? – spytał.
_____– NYU Langone Medical Center, David Caramona, lekarz… Co mi jest? – spytała, przenosząc wzrok na jego twarz.
_____– Właściwie to teraz chyba już nic. Jesteś tu, bo bardzo nie chciałaś się obudzić. W czasie wypadku mocno uderzyłaś się w głowę. Zaczynaliśmy się już bać, że nie zechcesz do nas wrócić – wyjaśnił, uśmiechając się przyjaźnie. – Wygląda jednak na to, że teraz wszystko wraca do normy. Obudziłaś się, reagujesz prawidłowo na bodźce, nie straciłaś pamięci. Właściwie mogłabyś pójść do domu, ale dla pewności zrobimy jeszcze kilka badań. Zajrzę do ciebie później – zakończył, kierując się do wyjścia.
_____– Był pan tu ze mną cały czas? – spytała, kiedy był już w drzwiach.
David odwrócił się w jej stronę i pokręcił przecząco głową. Wyglądało na to, że dziewczyna, będąc nieprzytomną, wyraźnie czuła obecność Tony’ego, a teraz po przebudzeniu pamiętała, że ktoś czuwał przy jej łóżku, choć nie była w stanie stwierdzić kto to był.
_____– Może pan zadzwonić do mojego chłopaka? – spytała, a kiedy skinął twierdząco głową, podała mu numer i uśmiechnęła się z wdzięcznością. Widział w jej spojrzeniu rozczarowanie, kiedy zaprzeczył, że to on siedział przy niej, jednak nie zamierzał wspominać jej o swoim przyjacielu. Tym bardziej, że i tak przecież nie było go teraz w mieście. Zresztą, Tony najpierw musiał uporać się sam ze sobą, a będąc przy Ivy, znów zepchnąłby swoje sprawy na dalszy plan i zaczął odwlekać w czasie to, co było nieuniknione – zamknięcie w swoim życiu rozdziału pt. Harper.
________________
* zasłona na twarz noszona przez muzułmanki |
|
Powrót do góry |
|
|
Dudziak Mistrz
Dołączył: 31 Lip 2011 Posty: 18247 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:48:46 28-07-13 Temat postu: |
|
|
Czyżby Vance miał coś wspólnego ze śmiercią Harper? Podejrzewam, że Kay zjawiła się u Edwarda, bo na samochodzie Harper został lakier z jego samochodu. A dodatkowo wiadomo, że Vance jechał wtedy z Ivy (swoją drogą, wspaniale, że się już obudziła ). Troszkę dziwne, że Vance'owi nic się nie stało, a ona zapadła w śpiączkę...
Widać, że syn poszedł w ślady ojca. Staruszek bierze się za młode, pragnące sławy aktorki, które najprawdopodobniej nie mają do zaoferowania nic poza urodą I mają podobny gust, skoro obaj spali z Faith. Najgorsze w tym wszystkim jest, że żaden z nich nie ma wyrzutów sumienia. Vance powinien stanąć w obronie honoru matki, a tymczasem skwitował uśmiechem wszystko, co zasłyszał od ojca. Współczuję tej kobiecie, bo nie dość, że mąż ją zdradza to jeszcze syn go popiera...
Pierwszą osobą, którą Ash zobaczył była Maddie. Trochę mnie dziwi, ze go nie rozpoznała. Przecież to kobiety noszą zasłony na twarzy, a nie mężczyźni... Za to on ją rozpoznał od razu, w pamięci zachował jej spojrzenie Jednak przeczuwam, że jego obecność w NJ sprawi, że życie Maddie i Davida będzie piekłem...
Już się nie mogę doczekać aż Tony dowie się o przebudzeniu Ivy |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:07:53 28-07-13 Temat postu: |
|
|
No Vance po kimś musiał odziedziczyć podły charakter A co do wypadku - może on miał zapięte pasy, a ona nie, albo jemu otworzyła się poduszka, a jej nie... Wszystko z czasem się wyjaśni ^^
A co do Maddie - była dziewczynką kiedy pierwszy raz widziała Asha i nie sądzę, by przywiązywała do tamtego spotkania dużą wagę
Dzięki za odwiedziny :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Dudziak Mistrz
Dołączył: 31 Lip 2011 Posty: 18247 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:12:28 28-07-13 Temat postu: |
|
|
To teraz już rozumiem dlaczego nie rozpoznała Ash'a, zapomniałam, że według ich religii małe dzieci mają już przeznaczonych mężów |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:40:13 28-07-13 Temat postu: |
|
|
Łohoho, sprawa wypadku Ivy ciekawi mnie coraz bardziej - bo każdy odcinek zamiast zbliżać nas do poznania prawdy, jedynie ujawnia przed nami kolejne, intrygujące szczegóły, które w całości nadal tworzą jedną wielką zagadkę. Ok, pewniakiem już jest, że Vance towarzyszył swojej dziewczynie ów feralnego dnia - ale jaki był sens tuszowania jego udziału w tym wypadku? Jaką rolę odegrał w nim sam Vance, a jaką jego ojciec? Mam nadzieję, że Kay uda dotrzeć się do prawdziwej wersji wydarzeń. Wersji, która pozwoli zrozumieć motywy i postępowanie poszczególnych osób.
Ponadto jestem zaintrygowana wątkiem Ash'a - który, jak można mniemać, jest tym porzuconym przez Maddie facetem, z plamą na honorze. I choć za cholerę nie wiem, w którą stronę pokierujesz losy ich bohaterów, to wiedz, że z zapartym tchem będę je śledzić.
P.S. A cudowny Tony dokąd nam uciekł? Mam nadzieję, że dosłownie migusiem wróci do pracy w szpitalu - pogodzony w jakiś sposób z bolesnymi wspomnieniami |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:16:35 28-07-13 Temat postu: |
|
|
Dzięki Moniś :*
O Tony'ego nie musisz się martwić - wróci, jak tylko definitywnie pogrzebie przeszłość, czyli już niebawem |
|
Powrót do góry |
|
|
Anna. Mistrz
Dołączył: 10 Lis 2010 Posty: 19387 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Podkarpacie ;*** Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:06:40 29-07-13 Temat postu: |
|
|
Coś mi mówi, że moje podejrzenia co do Vance'a wkrótce się okażą prawdą. On na pewno maczał palce w wypadku Ivy i zapewne także on przyczynił się do śmierci Harper.
Ash przyleciał do Nowego Jorku aby odnaleźć Maddie. Nie rozpoznał jej w kobiecie, która przez przypadek na niego wpadła a ona nie rozpoznała jego. Może być ciekawie jeśli w końcu ją odnajdzie i dojdzie do wniosku, że to właśnie ona wpadła na niego.
No i w końcu Ivy się obudziła. Tak długo czekałam na ten moment. Jestem szczęśliwa. Tony także będzie szczęśliwy kiedy się o tym dowie. Vance raczej nie będzie zadowolony tak samo apewne jak jego ojciec i Faith. Ona to się pewnie wścieknie. |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:44:13 29-07-13 Temat postu: |
|
|
Nadrobiłam Wiem, że kiepski ze mnie komentator ostatnimi czasy, ale mam niestety bardzo pracowite wakacje.
Związek taki jak Tony'ego i Harper zdarza się chyba raz na milion, przyznaje i medal za "osławioną chemię", jak to zwykłaś nazywać. Z każdego zdania jego wspomnień bije takie ciepło, że aż serce boli, że już nigdy nie będzie ze swoją Harper.
Druga moja ulubiona para to zdecydowanie Maddie i David. Już wiemy o co chodziło z ich małżeństwem, ale obawiam się, że Ash bardzo szybko zakłóci ich na nowo odnalezioną sielankę. Mam nadzieję, że David dotrzyma swojej obietnicy i nie pozwoli jej skrzywdzić.
Ivy ma przechlapane, jeśli Vance dowie się, że się obudziła i co najgorsze, że nieświadomie go wydała. Jednak to uczucia Tonyego ulegną dewastacji, gdy Vance zacznie zapewniać wszystkich, że to Ivy prowadziła wtedy samochód.
Nie mogę się doczekać spotkania Ivy z Tonym. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:30:22 29-07-13 Temat postu: |
|
|
Słońce! Jak dobrze Cię widzieć - już zaczynałam się martwić
Ha, cieszę się, jeśli faktycznie czuć między Tonym i Harper chemię, a z drugiej strony martwię się czy jego relacja z Ivy będzie równie "chemiczna"... zobaczymy - w każdym razie na pewno będzie burzliwie
Dzięki, że wpadlaś :*
A tak w ogóle to domagam się Connora i Molly - śnią mi się po nocach a tu nic Nawet Cass i Drake nie są tak upierdliwi i mnie nie męczą ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:34:57 29-07-13 Temat postu: |
|
|
Hahahaha, nie zaginęłam, ale jestem zarobiona, że moja obecna strefa czytelnicza to przepisy obiadowe, ew. komentarze do nowej telki Angie.
Connor i Molly milczą, za to nowego opowiadania mam już 10 odcinków, wiec się wyrównuje
Postaram się już nie robić sobie zaległości w komentarzach |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:46:01 29-07-13 Temat postu: |
|
|
No to tam jeszcze nie dotarałam - mam lenia jeśli chodzi o nadrabianie, ale od dziś mam urlop, więc pewnie w końcu nadgonię, w przerwach między pisaniem SB, bo to jedyne opko, do którego ciągle mam wenę |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:47:48 29-07-13 Temat postu: |
|
|
Więc nie jestem jedyna z weną na jedno opowiadanie |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:58:21 29-07-13 Temat postu: |
|
|
Tak sobie myślę, że co Wam będę żałować - mam, to wstawiam, korzystajcie póki można
C H A P T E R 9.
Staten Island, dzielnica Nowego Jorku o najbardziej podmiejskim charakterze. To tu wychowała się Harper i pragnęła, by właśnie tu wychowywały się jej dzieci. Tony myślał raczej o jakimś apartamencie, najlepiej na Manhattanie, ale z czasem pokochał Staten Island nie mniej niż kochał Harper. Pamiętał jak spacerowali razem po szlakach turystycznych Greenbelt, jednego z ostatnich nienaruszonych przez człowieka lasów w Nowym Jorku, składającego się w sumie z siedmiu parków miejskich. Najbardziej lubili okolice [link widoczny dla zalogowanych]. Ilekroć tu przychodzili, Tony nie mógł wyjść z podziwu, że takie miejsca wciąż jeszcze istnieją.
_____– Wiesz… – zaczęła któregoś dnia, kiedy dotarli do swojego ulubionego miejsca nad malutkim[link widoczny dla zalogowanych]. – Mogłabym tu zamieszkać – dokończyła, odwracając się przodem do niego i opierając szczupłe dłonie na jego twardym torsie.
_____– Tu? – spytał, a kąciki jego ust uniosły się w szelmowskim uśmieszku. Harper skinęła twierdząco głową i wspięła się na palce, by skubnąć jego usta.
_____– Najlepiej w szałasie – powiedziała rozbawiona, patrząc w jego krystalicznie błękitne tęczówki.
_____– Bez telefonu, laptopa, Internetu, markowych ciuchów i drogich francuskich perfum? – spytał, kładąc dłonie na jej biodrach i przyciągając ją do siebie.
_____– Kochałbyś mnie mniej bez tego wszystkiego? – spytała zaczepnie. – Mogę żyć bez tego wszystkiego, jeśli ty będziesz przy mnie – dodała, po czym przygryzając policzek od środka, przesunęła dłońmi wzdłuż jego boków, zaplatając je za jego plecami.
_____– Najlepiej w stroju Adama – powiedział cicho, przenosząc wzrok na jej usta.
_____– Albo Tarzana – odparła, wpatrując się w jego twarz z uwielbieniem.
_____– Tarzan i Jane XXI wieku?
Harper wzruszyła ramionami i wtuliła się w niego ufnie, jak małe dziecko, szukające schronienia w objęciach matki..
_____– Obiecaj mi, że jeśli coś mi się stanie… – urwała i zadarła głowę do góry, by spojrzeć mu prosto w oczy. – Rozsypiesz tu moje prochy…
_____– Zwariowałaś? Co to za pomysł? – spytał, ujmując jej twarz w swoje dłonie i wpatrując się w nią z niepokojem.
_____– Obiecaj.
Pokręcił głową, niedowierzając, że nachodzą ją takie myśli i przygarnął do siebie, gładząc czule jej plecy i kołysząc delikatnie w swoich ramionach.
_____– Obiecuję… – wyszeptał, całując ją w czubek głowy i wtulając twarz w burzę jej ciemnych loków…
_____Teraz stał na podjeździe przed [link widoczny dla zalogowanych] i zastanawiał się po co właściwie tu przyjechał. Odchylił głowę na zagłówek, przymknął powieki i zrobił kilka głębokich wdechów. Wiedział, że jeśli nie zrobi tego teraz, drugi raz nie zdobędzie się na to, by tu przyjechać. Wysiadł z samochodu i tępym wzrokiem wpatrywał się w majestatyczny budynek. Przez chwilę miał ochotę wsiąść z powrotem i odjechać nim ktoś go zauważy i zapewne zrobiłby to, gdyby na tarasie nie pojawiła się matka Harper. Była do niej tak cholernie podobna, że miał wrażenie, że za jakieś dwadzieścia lat, jego narzeczona wyglądałaby dokładnie tak, jak wyglądała teraz jej matka, [link widoczny dla zalogowanych].
_____– Tony! – ucieszyła się i pewnym krokiem ruszyła w jego stronę. – Jak dobrze cię widzieć – powiedziała, obejmując go serdecznie. Głos jej drżał, a w oczach, które były identyczne jak oczy Harper, zbierały się łzy, którym za wszelką cenę nie chciała pozwolić spłynąć po policzkach. Tony wysilił się na uśmiech, kiedy odsunęła się od niego na odległość ramion i przyjrzała mu się badawczym wzrokiem. Przez kilka wlokących się w nieskończoność sekund, nie był w stanie przełknąć guli, która ściskała mu gardło. Emanowało od niej ciepło, troska i chęć pomocy innym większa niż własny ból.
_____– Nie przeszkadzam? – spytał tylko po to, by jakoś zagaić rozmowę. – Nie dzwoniłem, bo nie byłem pewien czy…
_____– Daj spokój – przerwała mu Julia. – Jesteś dla nas jak syn i drzwi tego domu zawsze są dla ciebie otwarte.
Tony uśmiechnął się blado i odetchnął z ulgą. Z rodziną Harper ostatni raz widział się na uroczystościach pogrzebowych. Nie sądził, że kolejne spotkanie będzie tak trudne.
_____– Zostaniesz na obiedzie? – spytała kobieta, wpatrując się niego z nadzieją.
_____– Nie chcę przeszkadzać. Właściwie to… – urwał, zastanawiając się czy powinien tak prosto z mostu mówić po co przyjechał. Nie chciał sprawiać nikomu bólu, a miał wrażenie, że tak właśnie się stanie. – Przywiozłem rzeczy Harper – wykrztusił w końcu. Widział, jak przez twarz kobiety przebiegł grymas rozczarowania, ale skoro już zaczął, musiał skończyć. – Zdjęcia, świadectwa szkolne, pamiątki… pomyślałem, że chcielibyście to mieć.
_____Julia wysiliła się na uśmiech i chwyciwszy go pod rękę, poprowadziła w stronę domu.
_____– Nie musisz się tłumaczyć, Tony – zaczęła. – Rozumiem, że nie możesz żyć wspomnieniami o mojej córce i chcesz rozpocząć wszystko od nowa. Jesteś młody, masz ma prawo ułożyć sobie życie i być szczęśliwym. Harper na pewno by tego chciała, a ja nie zamierzam robić ci z tego powodu wyrzutów – zakończyła i przystanąwszy, spojrzała mu prosto w oczy, a on poczuł się jak wtedy, gdy po powrocie ze szpitala, tamtego wieczora, kiedy pożegnał się z Ivy i podjął decyzję o definitywnym zamknięciu w swoim życiu rozdziału pt. Harper, zaczął pakować jej rzeczy i w jednym z jej albumów ze zdjęciami znalazł bladoróżową kopertę, a w niej ozdobną papeterię, pokrytą starannym pismem swojej dziewczyny.
_____Tu powinien być jakiś epitet, ale tyle ich do Ciebie pasuje, że nie wiem, który wybrać, a nie będę wypisywać wszystkich... Może więc po prostu: Tony? Tak właśnie.
_____Tony,
_____Jeśli znalazłeś ten list, to znaczy, że nie ma mnie już z Wami, a Ty dojrzałeś w końcu do tego, by przestać żyć wspomnieniami i zacząć wszystko od nowa. Z kimś innym… Wiem, jak okrutnie to brzmi, ale wiem też, że nie będziesz po mnie rozpaczał do końca życia. Nie mam ci tego za złe. Chcę żebyś był szczęśliwy, a nie będziesz, oglądając się ciągle za siebie i zastanawiając jak pięknie mogłoby być, gdybym wciąż była z Tobą. Życie toczy się dalej, Tony, pamiętaj o tym i nie wahaj się. Sprzedaj nasze mieszkanie, moje rzeczy oddaj potrzebującym, a osobiste pamiątki… zostaw sobie albo zawieź moim rodzicom... Zresztą, zrób jak uważasz. Znasz mnie przecież lepiej niż ktokolwiek inny i najlepiej wiesz, co będzie dla mnie najlepsze.
_____Dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu i uczyniłeś mnie najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
_____Przepraszam, że nie dałam Ci dziecka. Ciągle odkładaliśmy to na później, ale później nie nadeszło...
_____Nie jestem w stanie napisać już niczego więcej, choć zdaję sobie sprawę, że pewnie masz w głowie milion pytań, na które nigdy nie dostaniesz odpowiedzi. Wybacz.
_____Wybacz też, jeśli cokolwiek, kiedykolwiek było między nami nie tak.
_____Kocham Cię.
_____Twoja na zawsze,
_____H.
_____Każde słowo tego listu znał już na pamięć, a jednak za każdym razem gdy go czytał, miał wrażenie, jakby przemawiała do niego zza grobu. Zastanawiał się czy przeczuwała, że śmierć zbliża się wielkimi krokami, czy może raczej o czymś mu nie mówiła. Intuicja zwykle jej nie zawodziła i wolał myśleć, że to właśnie przeczucie kazało jej napisać ten list niż, że napisała go z pełną świadomością, ukrywając przed nim jakąś śmiertelną chorobę. Choć teraz, po słowach Julii, miał nieodparte wrażenie, że obie wiedziały o czymś, o czym on nie miał pojęcia. Na pogrzebie nie był w stanie skupić się na niczym innym, jak na własnej rozpaczy, ale teraz dotarło do niego, że matka Harper, zbyt łatwo pogodziła się ze stratą ukochanej córki. Była zrozpaczona, gdy dowiedziała się o wypadku, ale spokój, który od niej emanował w następnych dniach po tragedii i fakt, że na uroczystościach pogrzebowych nie uroniła nawet jednej łzy, mogły świadczyć o tym, że już od jakiegoś czasu spodziewała się, że straci córkę… Albo, że była wyjątkowo silną kobietą. Tony zmarszczył czoło i przyjrzał się jej uważnie, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie miało to już żadnego znaczenia. Harper umarła, a on musiał żyć dalej.
_____– Chcę też sprzedać nasze wspólne mieszkanie – powiedział. Nie zamierzał niczego ukrywać przed kobietą, która zawsze była dla niego jak matka, nawet jeśli ona miała przed nim jakieś tajemnice. – Chyba, że któryś z chłopaków chciałby się tam wprowadzić – dodał, przypominając sobie o braciach Harper, którzy wciąż mieszkali w rodzinnej posiadłości mimo, że byli starsi od swojej siostry.
_____– Widzę, że mamy o czym rozmawiać – odparła Julia, uśmiechając się serdecznie. – Może w takim razie zostaniesz kilka dni?
_____– Jeśli to nie kłopot… – odparł, dochodząc do wniosku, że o ewentualnym rozsypaniu prochów Harper w ich ulubionym miejscu w Barton Creek, lepiej porozmawiać w spokoju, w zaciszu domowym, niż na szybko na podjeździe.
_____– Najmniejszy. Zresztą, chyba wszystkim nam się to przyda…
__________________________________________________* * *
Właściwie sam nie wiedział po co przyszedł do szpitala. Być może dlatego, że wizyta ciekawskiej policjantki u jego ojca, nieco wytrąciła go z równowagi i chciał uspokoić własne sumienie i skołatane nerwy, upewniając się, że Ivy ciągle jest nieprzytomna. Kiedy jednak wszedł do jej pokoju, a ona przywitała go słabym uśmiechem, serce o mało nie stanęło mu w piersi.
_____– Vance – powiedziała cicho i wyciągnęła do niego dłoń, a on stał w drzwiach jak sparaliżowany. – Nie cieszysz się? – spytała, widząc zaskoczenie malujące się na jego, z każdą sekundą coraz bledszej, twarzy.
_____– Cieszę – wyszeptał, niepewnie robiąc kilka kroków w jej stronę i modląc się, by to okazało się jakąś pieprzoną fatamorganą albo snem, z którego zaraz się obudzi. – Po prostu… nie spodziewałem się, że… – wydukał, uświadamiając sobie, że to jednak parszywa rzeczywistość, przewrotny los, który zakpił z niego w okrutny sposób.
_____– Wszystko jest w porządku – mówiła rozpromieniona. – Jak dobrze pójdzie, to może nawet jutro dostanę wypis.
_____– Tak szybko? – spytał zaniepokojny, siadając na brzegu łóżka. Ivy uniosła wysoko brwi, przypatrując mu się uważnie, czuła, że coś jest nie tak. Zachowanie Vance’a wydało jej się co najmniej dziwne. Nie wiedziała jednak czy miało to związek z jej stanem, czy raczej bezpośrednio z wypadkiem.
_____– Nie ma sensu się spieszyć, powinni cię dokładnie przebadać – wyjaśnił pospiesznie, wpatrując się w nią z troską. – Długo byłaś nieprzytomna…
_____– Ale już nie jestem, Vance – przerwała mu. – Żyję i mam się całkiem nieźle, a poza tym gdzie szybciej dojdę do siebie jak nie w domu, przy tobie?
Brunet uśmiechnął się niewyraźnie i chwyciwszy jej dłoń, którą dotknęła jego policzka, wtulił w nią twarz, a potem delikatnie musnął jej wewnętrzną stronę ustami. Wszystko było zupełnie nie tak, jak sobie to zaplanował, ale łudził się jeszcze, że jakoś z tego wybrnie. Musiał tylko wziąć się w garść. W końcu to on w dalszym ciągu rozkładał karty w tej grze.
_____– Pamiętasz coś? – spytał, spoglądając jej w oczy.
_____– Wracaliśmy z uroczystej kolacji od twoich rodziców. Jechaliśmy samochodem, a potem… – urwała, widząc jego niewyraźną minę. – Dlaczego tak patrzysz?
_____– Bo nie jechałem z tobą, Ivy… Pokłóciliśmy się o twój angaż na Brodway’u i wsiadłaś w samochód mojego ojca, nie pamiętasz?
Ivy zmarszczyła czoło i pokręciła głową, niedowierzając. Pamiętała przecież dokładnie… a może tylko jej się wydawało, że pamiętała? Próbowała za wszelką cenę przypomnieć sobie moment kłótni, ale szybko okazało się, że nie była w stanie wygrzebać w zakamarkach pamięci tej sytuacji. Dotknęła dłonią swojego czoła, jakby to miało pomóc jej ułożyć wszystkie obrazy w głowie w jedną całość i skrzywiła się lekko, czując narastający, pulsujący ból w skroniach.
_____– Nie myśl teraz o tym – powiedział, chwytając ją za rękę i składając na niej delikatny pocałunek. – Najważniejsze, że się w końcu obudziłaś – dodał, uśmiechając się szeroko. Gdy ktoś zastukał delikatnie w futrynę, uprzedzając o swojej obecności, nerwowo obejrzał się przez ramię. Spodziewał się lekarza albo pielęgniarki, tymczasem w drzwiach stał dobrze zbudowany mężczyzna, w ciemnym t–shircie, brązowej, skórzanej kurtce i jasnych jeansach, do których na wysokości paska przypiętą miał odznakę z napisem NYPD.
_____– Panna Shirley? – spytał, spoglądając na Ivy, a kiedy ta skinęła twierdząco głową, wszedł do środka. – Komisarz Jack West. Dostaliśmy powiadomienie ze szpitala, że odzyskała pani przytomność i można panią przesłuchać.
_____– Przesłuchać?
_____– W sprawie wypadku – wyjaśnił krótko.
_____– Zrobiłam komuś krzywdę? – spytała przestraszona, przenosząc spanikowany wzrok na Vance’a, który w odpowiedzi tylko mocniej ścisnął jej drobną dłoń w swojej.
Jack pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się lekko.
_____– Potrzebuję pani zeznań, by móc formalnie zamknąć sprawę – powiedział, sięgając do tylnej kieszeni spodni po mały notatnik.
_____– Ale ja niewiele pamiętam. Właściwie tylko tyle, że jechałam samochodem, w dodatku nie swoim – mówiła, stopniowo ściszając głos, jakby to miało pomóc jej przypomnieć sobie wszystko. – Było ciemno, padało… – urwała, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w jakiś punkt za szpitalnym oknem. – Nie pamiętam samego momentu wypadku – powiedziała po chwili, przenosząc wzrok na Jacka.
_____– W porządku – powiedział, zamykając notes, w którym jeszcze przed chwilą coś notował. – Kiedy będzie pani w lepszej formie, proszę się do mnie zgłosić – dodał, podając jej swoją wizytówkę. – Spiszemy pani zeznania i zapomnimy o sprawie – zakończył, po czym skinął uprzejmie głową na pożegnanie i wyszedł.
_____Vance odetchnął z ulgą, ale jego stan był bliski zawału. Kiedy spojrzał na skupioną twarz swojej dziewczyny, wiedział, że to jeszcze nie koniec, że za wszelką cenę będzie starała się sobie wszystko przypomnieć. Musiał więc wznieść się na wyżyny swojego intelektu i zrobić co tylko w jego mocy, by odciągnąć jej myśli od tamtego wieczoru i zająć ją czymś innym. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|