Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Stars Way - odc. 20
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30 ... 51, 52, 53  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jaka jest Twoja ulubiona postać w "Stars Way"?
Eric
0%
 0%  [ 0 ]
Gabriel
66%
 66%  [ 2 ]
Maggie
33%
 33%  [ 1 ]
Tyler
0%
 0%  [ 0 ]
Logan
0%
 0%  [ 0 ]
Jimmy
0%
 0%  [ 0 ]
wszystkie są tak samo nudne :)
0%
 0%  [ 0 ]
nie umiem wybrać - lubię wszystkie
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 3

Autor Wiadomość
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5857
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:09:59 07-01-11    Temat postu:

na razie nadrobiłam "Huntera" i już skomentowałam. Żadnym zaskoczeniem nie będzie, jeśli powiem, że jestem zachwycona!
na razie możesz mi przesłać kontynuację "Zbuntowanego...", bo jakoś nie miałam czasu jeszcze zacząć czytać, a już się nie mogę doczekać mój mail to [link widoczny dla zalogowanych]
Z góry dzięki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5857
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:42:49 10-01-11    Temat postu:

Zapraszam na kolejny odcinek SW. Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż jest trochę długi... Miłego czytania!

ODCINEK 19 (44): „POJEDNANIE”

Maggie już od dłuższego czasu chciała rozpocząć śledztwo w sprawie zaginięcia jej rodziców. Wiedziała, że jej wuj coś na ten temat wie. Świadczyło o tym oskarżenie Damiana Blake’a, ale nie chciała z nim o tym rozmawiać. Musiałaby się przed nim przyznać, że podsłuchała jego rozmowę z szeryfem, a tego nie chciała. Była jednak zła na Antony’ego. Obiecał, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby znaleźć winnego, a tym czasem nie robił nic. Dalej prowadził farmę i funkcjonował całkiem normalnie. To ją wkurzało najbardziej. Były takie momenty, w których nachodziły ją dziwne myśli. Miała wrażenie, że Antony nawet nie próbuje niczego w tej sprawie zrobić. Dlatego uznała, że najlepiej byłoby zająć się tym na własną rękę.
Przede wszystkim, postanowiła poszukać jakichś śladów w pokoju wuja i ciotki. Nie było ich w domu, bo wuj pojechał do jakiegoś handlarza, który miał mu sprzedać jakieś rzadkie nasiona do zasiania na farmie, a Kendra pomagała Lisie w urządzeniu mieszkania. Pani Allenmeyer nie zdążyła się jeszcze urządzić, chociaż minęło już sporo czasu. Zresztą, nie miała do tego głowy, więc Kendra zaoferowała swoją pomoc. Najwidoczniej trochę się u niej zasiedziała, bo zegar wybił już północ, a jej jeszcze nie było. Max spał, więc Maggie postanowiła to wykorzystać.
Niczego tam nie znalazła, ale była na to przygotowana. Udała się więc do gabinetu Antony’ego. To tam trzymał wszystkie dokumenty związane z farmą i nie tylko. Szybko się przekonała, że znajdowanie poszlak nie przychodzi tak łatwo jak w filmach, w których bohaterowie prawie zawsze znajdują to, czego szukają. Żadnej teczki, leżącej na biurku, opatrzonej nazwą: „Przekręty Damiana Blake’a”, albo „Dowody na to, że Damian Blake rzeczywiście jest odpowiedzialny za zaginięcie Monici i Stevena”.
Rozczarowała się, ale nie zamierzała zrezygnować. Jeśli to prawda i jeśli Damian naprawdę przyczynił się do śmierci lub zaginięcia jej rodziców, to musiała poznać prawdę. W końcu nie byłby to pierwszy raz, kiedy podejrzenie pada właśnie na niego. Przypomniała sobie wypadek Erica i Gabriela w noc balu bożonarodzeniowego. W ten sam wieczór, Eric odzyskał swój samochód, a wykupił go nie kto inny jak Damian. Maggie nie miała wątpliwości, że przewody hamulcowe zostały uszkodzone specjalnie i to właśnie przez niego. Nie widziała innego wyjaśnienia. Tylko, że Blake nie przewidział tego, iż Eric nie będzie jechał sam. Gabriel nie powinien być w tym samochodzie, a jednak tak się stało. Odrzuciła od siebie te myśli i postanowiła skupić się na szukaniu dowodów, obciążających ojca przyjaciela.
Włączyła komputer i zaczęła przeszukiwać dokumenty i foldery. Nic nie znalazła. To tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że Antony nawet nie próbuje niczego znaleźć.
- Co ty robisz?
Usłyszała głos i szybko podniosła głowę.
To był Max. W ręce trzymał szklankę mleka i przecierał zaspane oczy. Miał twardy sen, więc zdziwiła się, że to właśnie jego obudziła. Uznała to jednak za okoliczność sprzyjającą. Jego było łatwiej okłamać.
- No wiesz… musiałam lunatykować… - wyjaśniła dziewczyna, a Max, tak jak się spodziewała, łyknął to kłamstwo bardzo łatwo. – Idź spać, Max…
- Och… Okay… - powiedział, opróżniając szklankę jednym haustem i wracając do swojego pokoju.
Maggie jednak nie zamierzała iść spać. Nie miała pomysłu, gdzie mogłaby znaleźć jakieś dowody, ale wiedziała, że i tak nie zaśnie. Już od bardzo dawna nie udało jej się przespać całej nocy. Zasypiała bardzo długo, wciąż wszystko ją rozpraszało, a kiedy już jej się to udało, miewała koszmary. Czasami, kiedy była bardzo zmęczona, śniło jej się, że budzi się i widzi rodziców, którzy żyją, są cali i zdrowi, którzy wracają do domu. Dlatego bała się zasnąć. Bała się, bo dzięki temu odczuwała chwilową ulgę, a kiedy się budziła, wiedziała, że to tylko sen i znów narastał w niej niepokój.
Wyłączyła komputer i zatarła wszelkie ślady, które mogłyby świadczyć o jej obecności w gabinecie wuja. Nie chciała wracać do swojego pokoju. W ogóle nie miała ochoty przebywać w tym domu, z którego pochodzą jej wspomnienia z dzieciństwa. Jej, ale jakby wydarte z czyjegoś obcego życia. Przechodząc na palcach obok sypialni kuzyna, usłyszała jego głośne chrapanie. Zeszła po schodach na dół, a kiedy otworzyła drzwi wejściowe, ogarnęło ją chłodne powietrze. Zima w Georgii była łagodna, więc nawet nie pomyślała o zabraniu kurtki. Szła po prostu przez podwórko, chcąc dojść do jedynego miejsca w Stars Way, w którym czuła się bezpiecznie. Przeszła dróżką, między plantacją kukurydzy i skierowała się w kierunku małego światełka na szczycie najwyższego drzewa w okolicy.
To tam, kiedy była mniejsza, razem z Tylerem, Zack’iem i Alex, zbudowali twierdzę. Kiedyś uwielbiali się tam bawić. Nie był to jednak zwyczajny domek na drzewie. Jej ojciec, architekt, zaprojektował go zanim zaginął. Antony postanowił go tu wybudować, aby Maggie i Max mieli miejsce do zabawy. Max jednak nie bywał tutaj często. Miał lęk wysokości, więc trudno go było wciągnąć na sam szczyt. Dzięki temu, twierdza stała się swojego rodzaju miejscówką Maggie i jej przyjaciół. Przychodzili tu często, żeby obgadać jakiś problem, albo żeby po prostu posiedzieć razem i pograć w karty.
Maggie naprawdę go uwielbiała. Nie były to byle jak połączone deski z krzywą drabinką. W jej oczach to było misterne dzieło, do którego wykonania przyczyniła się ona sama, a także trójka jej przyjaciół. Nie mogła uwierzyć, że tak dawno tu nie była. Ostatnio tyle się działo, że po prostu zapomniała o swojej małej samotni. Wieczna lampka – tak Antony nazywał światełko, przymocowane do drewna, z którego był wykonany domek. Teraz wiedziała, że jest ona na baterie, ale kiedyś wierzyła, że to najprawdziwsze świetliki rozświetlają drogę do tego miejsca.
Powoli zaczęła wchodzić po sznurkowej drabince. Dawno tego nie robiła i przyszło jej to z lekkim trudem. Już prawie zapomniała jak w środku było dużo miejsca. Spokojnie mieściło się tutaj czworo dzieci i była pewna, że teraz również zmieściłaby się tu nie tylko ona, ale również jej przyjaciele. Zastanawiała się właśnie, kiedy ostatnio ktoś wymieniał baterie w wiecznej lampce, kiedy zauważyła, że ktoś już siedział w domku. Na maleńkim balkoniku odchodzącym od właściwego pomieszczenia, siedział Zack z podkurczonymi pod brodę kolanami. Światło Księżyca padało na jego twarz i tylko dzięki temu go rozpoznała. Usłyszał trzask i spojrzał w jej kierunku. Chyba trochę się speszył. Pewnie nie sądził, że w po tylu tygodniach unikania jej w końcu będzie zmuszony przebywać z nią sam na sam i to w domku na drzewie w środku nocy.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał, nie wiedząc, co innego może powiedzieć.
- Mogłabym cię zapytać o to samo – zauważyła dziewczyna siadając obok przyjaciela i opierając się plecami o drewno.
- Tak tylko… Rozmyślam… - westchnął Zack i również oparł się o ścianę domku.
- Ja tak samo…
- Dawno tu nie byliśmy, co? – zachichotał chłopak, a Maggie przytaknęła.
- Ile to już czasu? Rok?
- Chyba więcej… Czas leci szybciej, kiedy nie jesteś już dzieckiem.
- Ja nadal nim jestem. Albo przynajmniej tak się czuję… - Maggie uśmiechnęła się blado, co nie uszło uwadze Zacka.
- Coś się stało? – zapytał, a Maggie spojrzała na niego, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Wiele rzeczy się stało. Damian Blake może być odpowiedzialny za zaginięcie jej rodziców i zamach na życie Erica, sama zaczynała już się gubić w kłamstwach, a do tego najlepsi przyjaciele się do niej nie odzywali, a w każdym razie – Tyler. Zack jej unikał i w sumie nie miała do niego o to pretensji, ale było jej z tego powodu przykro.
- Czemu już nie jest tak jak kiedyś? – zapytała w odpowiedzi na jego pytanie. – Kiedyś wszystko było prostsze. Tylko ty, Alex, Tyler i ja. Nikogo więcej. Teraz wszystko się pochrzaniło.
- No wiesz… Ludzie dorośleją. Tyler zmienia tryb życia, bo czuje się odrzucony przez rodziców i chce w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, Alex nauka już nie wystarcza, chce wyjść wreszcie z cienia i zaistnieć, a Ty… No cóż… U ciebie ujawniła się chyba od dawna skrywana miłość do Blake’a.
- Wcale nie kocham Blake’a! – zaperzyła się Maggie, a Zack uśmiechnął się krzywo. – Naprawdę! Ja go nawet nie lubię! Przecież to kretyn!
- A myślałem, że ze sobą chodzicie… - Zack zachichotał.
- Ja… No… Prawdę mówiąc, Zack, to ja wcale nie…
- Wiem – przerwał jej chłopak, a ona zdziwiła się, słysząc te słowa.
- Wiesz? – zapytała zdezorientowana.
- Alex się wygadała… - zaśmiał się - Nie umie dotrzymywać tajemnic.
- Zabiję ją… - powiedziała całkiem poważnie Maggie, ale zaraz potem się zaśmiała – Cieszę się, że wiesz. To kłamstwo zaczynało doprowadzać mnie do szału.
- Mogłaś mi po prostu powiedzieć, że nie chcesz ze mną iść na tę potańcówkę. Zrozumiałbym. Nie trzeba było od razu kłamać.
- Tak, wiem… Ale… Nie chciałam cię zranić i potem jeszcze Collins…
- Czekaj… A co z tym ma wspólnego Logan? – Zack był trochę zagubiony.
- Doprowadzał mnie do szału, bo cały czas sugerował, że Blake mi się podoba, więc powiedziałam mu, że z nim chodzę, żeby dał mi spokój. – Maggie prychnęła ze złością na wspomnienie o dwóch znienawidzonych chłopakach.
- Pogubiłem się – stwierdził Zack. – To w końcu lubisz Gabe’a czy Logana?
Za te słowa zarobił cios w ramię.
- Żadnego! I przestań się śmiać! – zwróciła się do kolegi, który wciąż trząsł się ze śmiechu. – Ale zaraz… Jeśli Alex się wygadała, że kłamałam, co do chodzenia z Blake’iem, to dlaczego wciąż mnie unikałeś?
- Nie unikałem, wydawało ci się – powiedział to, ale Maggie i tak poznała, że kłamie. To zadziwiające. Kogoś łatwo było rozszyfrować, ale sama kłamać nigdy nie potrafiła.
Postanowiła tego nie roztrząsać, bo wiedziała, że Zack i tak się nie przyzna, a skoro teraz, oficjalnie się pogodzili, nie chciała go do tego zmuszać.
- Chyba muszę wracać – powiedziała w końcu. – Zostawiłam Maxa samego.
- Serio?! A jak dopadnie go jakiś wilkołak?! – Zack udał, że niepokoi się o kuzyna przyjaciółki.
- Spokojnie, nie ma jeszcze pełni – zaśmiała się dziewczyna, wskazując na księżyc, który nie osiągnął jeszcze idealnie okrągłego kształtu.
- Rzeczywiście… - szepnął Zack, a po chwili również się uśmiechnął.
- Dobranoc, Zack – powiedziała dziewczyna, podchodząc do drabinki.
- Dobranoc, Megs.

***

- Dlaczego nie śpisz? – zapytał Felix, wchodząc do kuchni i zastając T.J.’a, siedzącego przy stole.
- Nie mogę zasnąć – odpowiedział oschle chłopak, spoglądając pustym wzrokiem na Felixa.
- Może byśmy wreszcie porozmawiali, co? – zaproponował Zebari, a Tyler spojrzał na niego jak na dziwaka.
- Porozmawiali? – powtórzył zdziwiony. Chyba nigdy nie przyszło mu do głowy takie rozwiązanie.
- Tak. Od kiedy tu jestem, czuję się jak piąte koło u wozu. Traktujesz mnie jak intruza i, bądźmy szczerzy, przecież ja właśnie nim jestem. Masz rację i doskonale cię rozumiem. Bywałem już w wielu rodzinach zastępczych. Często dzieci mnie nie lubiły, bo poświęcano im mniej uwagi. Jeśli chcesz, z samego rana porozmawiam z twoimi rodzicami i poproszę o anulowanie adopcji. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, przed walentynkami się mnie pozbędziesz, a to już niedługo.
Tyler spojrzał zdziwiony na Felixa. Nie spodziewał, że jest on do tego zdolny, ale przecież wcale nie chciał, żeby ta sierota wróciła do jakiejś rodziny zastępczej, w której nie wiadomo jak będzie traktowany. Dopiero w tej chwili, po wyznaniu Felixa, zrozumiał swoje zachowanie. Przez ostatnie tygodnie był okropnym dupkiem nie tylko dla niego, ale również dla swoich rodziców, a także dla przyjaciół. Przypomniał sobie słowa Maggie i po raz pierwszy stwierdził, że miała rację. Jak mógł jej wtedy nie słuchać? Zachował się jak kretyn. A najgorsze było to, że stracił zaufanie rodziców. Przysporzył im tylu kłopotów. Jak mógł kierować się rasistowskimi pobudkami i używać koloru skóry chłopaka jako jedynego argumentu? Przecież tak naprawdę nigdy nie próbował go poznać. Nigdy nie próbował poznać swojego brata.
- Dlaczego znów jesteś takim dupkiem?! – krzyknął, waląc pięścią w stół.
- Ja proponuję ci ugodę, a ty mnie jeszcze nazywasz dupkiem?! – Felix był zbulwersowany.
- Nie, nie! To nie do ciebie! To o mnie! Ostatnio byłem strasznym dupkiem…
- To fakt… Talerze Johnson… Bardzo dziwny z ciebie chłopak… - Felix Zebari uśmiechnął się lekko, widząc minę T.J.’a. Najwidoczniej zrozumiał swoje błędy.
- Nie masz pojęcia jak bardzo… - westchnął Tyler, po czym wstał. Felix odsunął się kilka kroków w obawie, że ten zaraz się na niego rzuci. – Daj spokój! Nie zamierzam cię bić! Właściwie to… Chciałem cię przeprosić. Za wszystko. Wiem, że byłem strasznym kretynem. Szkoda, że uświadomiłem sobie to tak późno. Ja po prostu… Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Po prostu… Wiedz, że jest mi przykro.
Felix uśmiechnął się, a widząc to, Tyler odwzajemnił uśmiech.
- A więc zgoda? – zapytał Zebari, wyciągając rękę do brata.
- Tylko jeśli wybaczysz mi moje zachowanie…
- Niech będzie… - Fel uśmiechnął się, kiedy Tyler uścisnął mu dłoń i dodał: - Będziesz moim dłużnikiem…
- Nie przeginaj! – młody Johnson również się uśmiechnął, a zaraz potem ruszył do drzwi wyjściowych.
- A ty dokąd? – zdziwił się chłopak, na co Tyler uśmiechnął się tajemniczo.
- Przeprosić przyjaciółkę – wyjaśnił. – Nie tylko wobec ciebie byłem palantem…
- Ale… w środku nocy? W piżamie?!
- Uwierz mi. To nie może czekać. Jak ją znam, to i tak nie śpi. A piżama jest bardzo wygodna! – dodał na odchodnym.
- Czekaj! Pójdziesz na pieszo?!
- Pewnie, że nie! Pojadę!
- Ale… Czym? – Felix zaczął się rozglądać w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby go naprowadzić.
- Jak to: czym? Na deskorolce!

***

Jenny wróciła późno do domu. Cały wieczór spędziła u Gabe’a, oglądając horrory. Należało to do ich tradycji, ale zdążyła zauważyć, że jej kuzyn jest jakiś nieswój. Nie pytała go o to, bo wiedziała, że i tak zaprzeczy.
Razem z matką zatrzymała się w „Pałacu Damiana”, jak zwykła nazywać rezydencję Blake’ów. Stephenie Evans miała załatwić jakieś ważne sprawy w Stars Way, ale minęło już sporo czasu, a one nadal nie wyjeżdżały. Potraktowała to jako okoliczność sprzyjającą, ponieważ miała więcej czasu, by pobyć z kuzynem. Jednak jej matka, od kiedy przyjechały do miasteczka zachowywała się co najmniej dziwnie.
Teraz czekała na nią, choć wiedziała, że jeśli jej córka jest z Gabe’em to nic jej nie grozi.
- Dobrze się bawiłaś? – zapytała córkę, która weszła do kuchni i nalała sobie szklankę soku pomarańczowego.
- Yhmmm… - Przytaknęła dziewczyna, wypijając łyk napoju i siadając na lśniącym blacie kuchennym. – Gdzie są wszyscy?
- Damian pracuje, a Dianę dopadła migrena, więc poszła się położyć – wyjaśniła Stephenie, nakazując córce gestem, aby zeszła z blatu. Nigdy nie lubiła, kiedy Jenny to robiła.
Dziewczyna wywróciła teatralnie oczami i posłusznie usiadła na krześle.
- Ta… Migrena… Chyba kac! – prychnęła pod nosem, co nie uszło uwadze jej matki.
- Jenny! – skarciła córkę, ale ta nie bardzo się tym przejęła.
- No co? Przecież sama widziałaś! Żłopie whisky litrami w biały dzień! Nic dziwnego, że wciąż miewa te ‘migreny’. – Jenny zakreśliła w powietrzu cudzysłowy, a potem opróżniła szklankę jednym haustem.
- Przestań. Ona ma bardzo stresujące życie… - próbowała tłumaczyć siostrę Stephenie.
- Stresujące? Mamo! Na jakim ty świecie żyjesz?! – Jenny zaśmiała się drwiąco. – Ona ma tutaj jak w niebie. Wszystko robi za nią służba, męża prawie nie widuje, więc nie ma nikogo, kto mógłby ją denerwować, a jej syn się wyprowadził i nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych! Do tego znajduje sobie kochanków w wieku Gabe’a!
- Jenny, przestań!
- Ale taka jest prawda, mamo! Ona cię okłamuje! Zresztą, jak wszystkich! Ten stary babsztyl niedługo wpędzi do grobu Damiana, a jeśli będzie tyle pić to i siebie samą! Jak dobrze, że Gabe się stąd wyrwał! To przecież prawdziwy dom wariatów! I nie tylko ja mam takie zdanie! Wczoraj widziałam jak służąca napluła Dianie do herbaty! W sumie… To wcale nie głupi pomysł… - Jenny zastanowiła się przez chwilę, a matka wyciągnęła ją z rozmyślań.
- Jaka by Diana nie była, to moja siostra, a twoja ciotka. Musisz się do niej odnosić z szacunkiem! – Stephenie ponownie skarciła córkę, a Jenny prychnęła.
- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć.
Stephenie załamała ręce. Nie miała więcej argumentów, więc Jenny postanowiła to wykorzystać.
- Jimmy Smith! – krzyknęła tak nagle, że jej matka omal nie strąciła wazonu z kwiatami, który stał na stole. – Ten to dopiero ma stresujące życie… Ale Diana… O! Prawie bym zapomniała. On mówił, że cię zna!
- Kto? – zdziwiła się Stephenie.
- No James Smith. Ten facet, który mieszka z Gabe’em. Spoko gość, ale skłamałabym mówiąc, że jest całkiem normalny.
- Smith? Nie przypominam sobie… - wykrztusiła matka dziewczyna i zabrała się za rozwiązywanie krzyżówki.
- Ale on mówił, że chodziliście razem do szkoły… - przypomniała sobie Jenny, ale jej matka jej przerwała.
- Musiałaś źle usłyszeć. Nigdy nie znałam żadnego Jamesa Smitha. Idę spać – powiedziała stanowczo, odkładając krzyżówkę na stół i ruszając w kierunku schodów na piętro.
- Dobranoc! – zawołała za nią Jenny, a po chwili dodała sama do siebie. – Co ty ukrywasz, mamusiu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:40:15 11-01-11    Temat postu:

Nareszcie odcinek, już myślałam, że się nie doczekam! Bałam się nawet, że zapomnę, co było. Musiałam przedostatni jeszcze raz przeczytać.

No właśnie, co ona ukrywa? Jakie ma powiązania z naszym Edwinem? Jenny już zdążyłam polubić, mam nadzieję, że będzie o niej więcej, bo naprawde się do dziewczyny przekonałam. Ma taki cięty język!

Cytat:
Dziewczyna wywróciła teatralnie oczami i posłusznie usiadła na krześle.
- Ta… Migrena… Chyba kac! – prychnęła pod nosem, co nie uszło uwadze jej matki.
- Jenny! – skarciła córkę, ale ta nie bardzo się tym przejęła.
- No co? Przecież sama widziałaś! Żłopie whisky litrami w biały dzień! Nic dziwnego, że wciąż miewa te ‘migreny’. – Jenny zakreśliła w powietrzu cudzysłowy, a potem opróżniła szklankę jednym haustem.


Przynajmniej poznała się na tym babsztylu... Diana Blake to nic dobrego, mam nadzieję, że w końcu ktoś utrze jej nosa.

Odcinek uroczy i pełen pojednań. Scenka Maggie i Zacha urocza. Zawsze chciałam mieć domek na drzewie, no ale kto by nie chciał? Nie spodziewałam się, że TJ tak łatwo przekona się do swojego przyszywanego brata. Ale Felix to dobry chłopak, cieszę się, że jest między nimi dobrze.

No i Maggie na tropie! Wreszcie! Ta zagadka nie daje mi spokoju.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:01:34 12-01-11    Temat postu:

Jestem i ja Tak jak Mary musiałam sobie odświeżyć poprzedni odcinek, ale co tam;)
Bardzo się cieszę, że Maggie i Zach wyjaśnili sobie wszystko ^^ ale czy ona naprawdę nie lubi Gabe'a i Logana, to ja nie jestem do końca przekonana;D W końcu kto się czubi.... ;P
Felix po raz kolejny okazał się naprawdę w porządku, a T.J. w końcu poszedł po rozum do głowy ale z tą wyprawą w piżamie i na deskorolce to chyba troszkę przesadził - jak sobie to wyobrażam, to chce mi się śmiać
No i Jenny - uwielbiam tą dziewczynę! I również mam nadzieję, że będzie się często pojawiać Ciekawa jestem co ukrywa jej matka - podejrzewam, że Jimmy mógłby być ojcem Jen, ale czy to nie byłoby zbyt oczywiste? A co do tajemniczego zaginięcia rodziców Maggie - tu nie mam żadnych podejrzeń i bardzo mnie ten wątek intryguje Mam nadzieję, że wkrótce dziewczyna wpadnie na jakiś ślad i tajemnica powoli zacznie się wyjaśniać
Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5857
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:53:15 04-02-11    Temat postu:

Wybaczcie, że tak późno daję odcinek, ale teraz mam ich zapas, więc postaram się dodawać regularnie. Zbliżamy się do końca sezonu Wyszły mi trochę długie, więc zastanawiam się czy by nie wstawiać na raty... Milego czytania!

ODCINEK 20 (45): „WSTYD”

Logan niewątpliwie nie miał powodów do szczęścia. Przez tę głupią bójkę z Gabrielem w noc balu bożonarodzeniowego został okrutnie ukarany. Zsyłka do Stars Way była w jego mniemaniu najgorszą z możliwych tortur. Jego wuj, Arthur, zawsze wybierał niekonwencjonalne środki, ale tym razem naprawdę przegiął.
Jedynym plusem tej całej sytuacji było to, że wuj wynajął mu małe mieszkanie w miasteczku. Mieszkał teraz sam i mógł robić, co mu się żywnie podobało. Bogaty dzieciak, wbrew pozorom, nigdy nie był rozpieszczany tak jak Gabriel Blake. Wuj zadbał o to, aby dobrze przestrzegał dyscypliny. Gdyby tylko mógł, Logan z pewnością urządziłby huczną imprezę lub zorganizowałby inną formę zabawy, korzystając z tego, że mieszka sam w całkiem niezłej kawalerce. Problem w tym, że nie bardzo miał kogo na taką potańcówkę zaprosić, gdyż dzieciaki ze Stars Way High raczej nie odnosiły się do niego przychylnie po tym jak „ukradł” pozycję ich ulubieńca w drużynie. Poza tym, wątpił czy gdyby nawet nie został kapitanem „Tygrysów”, ktokolwiek zechciałby tutaj z nim rozmawiać. Był w Stars Way wrogiem publicznym numer 1. Jako były kapitan konkurencyjnej drużyny „Jastrzębi” nie był w miasteczku mile widziany i nic w tym dziwnego. Koszykówka to jedyna rzecz, z której mieszkańcy byli naprawdę dumni, a to właśnie Logan Parker-Collins przyczynił się do porażki ich ukochanej drużyny na początku sezonu. Co prawda i tak nie miało to większego znaczenia, bo „Tygrysy” i tak miały zapewnione miejsce w finale, który zbliżał się wielkimi krokami…
W piątek dwunastego lutego, całe miasteczko obiegła wiadomość o tym, kto będzie tegorocznym przeciwnikiem „Tygrysów” w finale międzymiastowych rozgrywek szkół średnich. Nikogo oczywiście niespecjalnie zdziwił fakt, że po raz kolejny mistrzowie zmierzą się ze swoimi odwiecznymi rywalami z Comer.
Finał odbywać się miał w Stars Way, ponieważ w zeszłym sezonie to właśnie „Tygrysy” zwyciężyły całe rozgrywki.
Niektórzy mieszkańcy miasteczka nie mieli oporów przed głośnym wyrażaniem swoich wątpliwości na temat tego czy rzeczywiście rozsądnie było mianować kapitanem Logana Parkera-Collinsa. W końcu jeszcze niedawno należał on do drużyny przeciwników. Mógłby naumyślnie spowodować przegraną „Tygrysów”.
Inni natomiast zdawali się w ogóle nie przejmować Collinsem. Według nich, Stars Way i tak nie miało najmniejszych szans na wygraną bez Gabriela Blake’a w stałym składzie. Tych, którzy tak uważali było znacznie więcej i w końcu dało się wyczuć ponurą atmosferę w całym mieście.
- No i to właśnie powoduje niezdrowa rywalizacja – zauważyła Maggie tonem, który świadczył, że koszykówka wywołała tyle szkód, ile od początku można było się spodziewać.
- Nazywasz niezdrową rywalizacją najpiękniejszy sport świata?! – Tyler był wyraźnie oburzony.
Od kiedy się pogodzili, starał się nie zaczynać nowych kłótni, ale tym razem nie wytrzymał.
- Najpiękniejszy sport świata? Serio? – Maggie zmierzyła przyjaciela spojrzeniem, niemal wybuchając śmiechem na widok jego oburzonej miny. – A kto jeszcze niedawno twierdził, że to tennis zasługuje na to miano?
Tyler spojrzał w bok, udając, że nie wie, o kogo chodzi jego koleżance, po czym mruknął pod nosem tak cicho, że tylko Zack mógł go usłyszeć:
- Spocone kobiety w spódniczkach…
Zack parsknął śmiechem, za co zarobił cios w potylicę od Maggie, która sądziła, że kolega naśmiewa się właśnie z niej.
- Co tak długo?! – wrzasnęła w końcu, nie mogąc dłużej znieść tego czekania.
Eric się spóźniał i to nie pierwszy raz.
- Odkąd przebywa z tą Biancą, nie ma dla nas w ogóle czasu! – zauważyła dziewczyna, nerwowo przeszukując tłum na boisku szkolnym.
- A ty co? Zazdrosna? – zakpił Tyler i zakrył głowę rękoma, spodziewając się jakiegoś ataku ze strony przyjaciółki jednak nic takiego nie nastąpiło.
- A żebyś wiedział, że jestem!
Zack wytrzeszczył oczy ze zdumienia, a TJ połknął gumę do żucia, którą, z braku lepszego zajęcia, żuł w miarowych odstępach.
- Nie w taki sposób, kretynie! – Maggie popukała się palcem w czoło, dając przyjaciołom do zrozumienia, że nie myślą racjonalnie.
Tyler chciał właśnie zabłysnąć w oczach przyjaciół jakąś sensowną ripostą, kiedy do towarzystwa dołączył tak długo wyczekiwany Eric Allenmyer.
- Gdzie ty się włóczysz?! – naskoczyła na niego Maggie, a on cofnął się o kilka kroków widząc jaka jest wściekła. – To już nawet do szkoły się spóźniasz? Gdzie jest Bianca? Znowu przed nami uciekła?
- Ciebie również miło widzieć. Tak przy okazji, wszystko u mnie w porządku. – Eric udał, że nie dosłyszał wyrzutów przyjaciółki.
- Czy to nie dziwne? – zapytała Alex, a wszyscy spojrzeli na nią wyczekująco. – Chodzisz z tą Biancą już od jakiegoś czasu, a ona nadal unika spotkania z nami. Czy ona się nas boi?
- Wcale jej się nie dziwię – stwierdził TJ, zerkając z ukosa na Maggie, która jeszcze niedawno kipiała ze złości. – Dajcie spokój! Na pewno nie robi tego naumyślnie… W końcu zapraszaliśmy ją tylko z tysiąc razy na pizzę. Pewnie ma lepsze rzeczy do roboty niż spotykanie się z kumplami swojego chłopaka. Prawda? – spytał Erica, chcąc się upewnić czy aby na pewno ma rację.
- Jest nieśmiała. To wszystko – oznajmił chłopak, ale wiedział, że ta odpowiedź nie satysfakcjonuje jego przyjaciół.
- To jakim cudem ona w ogóle z tobą gada? – zastanawiał się na głos Zack, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi, bo Maggie znów wybuchła.
- Alex też jest nieśmiała i nie wiem czy zauważyłeś, ale funkcjonuje normalnie i nie ma problemów z kontaktami z rówieśnikami. Po prostu ta Bianca jest jakaś dziwna, musisz to przyznać. Gdyby nie była to na pewno przyszłaby chociaż na jedno spotkanie, na które wysyłaliśmy jej zaproszenie poprzez ciebie, no chyba że… - Dziewczyna urwała w pół zdania, usilnie się nad czymś zastanawiając.
- Co? – dopytywała się Alex. – Co się stało, Megs?!
- O mój Boże! Ty wcale jej nie przekazałeś wiadomości, prawda? W ogóle nie zamierzałeś tego zrobić! – Maggie była wstrząśnięta swoim odkryciem i nie zważając na Erica, który próbował się tłumaczyć, ciągnęła dalej: - Ty się nas po prostu wstydzisz! Nie mogę w to uwierzyć!
Eric diametralnie skurczył się w sobie, ale nie dlatego, że został przyłapany na kłamstwie ani dlatego, że znajdował się pod ostrzałem spojrzeń swoich przyjaciół. Maggie jeszcze nigdy tak na niego nie patrzała. W jej wzroku nie było już ani krzty złości czy oburzenia. W jej oczach odbijało się rozczarowanie. Jako przykładny nastolatek, nigdy nie sprawiający kłopotów wychowawczych nigdy nie doświadczył czegoś podobnego, a już na pewno nie spodziewał się rozczarować któregoś ze swoich przyjaciół.
- Słuchajcie, ja… - chciał się tłumaczyć, ale nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć.
Przecież Maggie miała rację. Wstydził się ich. Dlatego ani razu nie przekazał Biance wiadomości o spotkaniu. Nie miał pojęcia jak ma to wyjaśnić.
- Daruj sobie, Eric – rzuciła Alex i odeszła, a za nią Zack i TJ z ponurymi minami.
- Jeszcze nigdy się tak na tobie nie zawiodłam – stwierdziła Maggie, po czym minęła przyjaciela i ruszyła do szkoły.

***

Gabriel stał oparty o ścianę szkolnego korytarza. Obserwował uczniów, mijających go i spieszących na lekcje. Wyglądali tak komicznie! Tak się zapatrzył, że nie zauważył, iż już od jakiegoś czasu ktoś koło niego stoi.
- Gabriel. Gabe. Halo! Gabriel! – Felix próbował zwrócić na siebie jego uwagę, ale bezskutecznie.
Dopiero po chwili Gabe odwrócił wzrok od uczniów i spojrzał na chłopaka nieco nieprzytomnie.
- Widziałeś może Mię? – zapytał Felix, a w jego głosie można było wyczuć lekką panikę.
- Tutaj jej nie było – odpowiedział młody Blake, wskazując na korytarz, na którym się znajdowali. – Potrzebujesz czegoś?
- Nie mogę jej znaleźć. Nie odzywa się do mnie już od jakiegoś czasu i nie mam pojęcia dlaczego. Próbuję to wyjaśnić.
- Nigdy się nie poddajesz, co? – Na twarzy Gabe’a pojawił się szelmowski uśmieszek. – Mia to nie jest typ dziewczyny dla ciebie.
- A to niby dlaczego? – zdziwił się Felix. Był już nieco poirytowany tą całą sytuacją, a już na pewno wkurzyła go ta cwaniacka mina na twarzy byłej gwiazdy koszykówki.
- Takie jak one nie umawiają się z takimi… jak ty – dokończył, nie mogąc znaleźć lepszych słów.
- Z takimi jak ja? A co to niby miało znaczyć?!
Felix zaczynał twierdzić, że mylił się co do tego chłopaka. Z początku twierdził, że jak na szkolną gwiazdę jest on całkiem w porządku, ale jego dzisiejsze komentarze przechodziły wszelkie granice.
- To, że prędzej czy później cię rzuci. Takie są fakty. Dziewczynom takim jak ona zależy tylko na jednym i jeśli nie będziesz umiał jej tego dać, skończy z tobą. – Gabriel wciąż miał na twarzy szelmowski uśmiech, co tylko pogarszało sprawę.
- Masz na myśli: tak jak TY nie potrafiłeś jej tego dać? – odciął się chłopak, co tylko sprowadziło Gabe’a brutalnie na nogi.
- Mówię tylko, żebyś uważał. Mia jest ładna, ale nie daj się zwieść tym świecącym oczkom. Wnętrze ma równie puste jak lodówka Jimmy’ego Smitha. – Gabriel nie wydawał się być zbyt zainteresowany tą rozmową, bo najwidoczniej do Felixa nie docierały fakty.
- W ogóle jej nie znasz – stwierdził Zebari po chwili ciszy. – To najsłodsza, najbardziej delikatna i wrażliwa istota, jaka kiedykolwiek stąpała po tym świecie, a ty byłeś głupi, bo wypuściłeś ją z rąk i nie potrafiłeś docenić.
- Zaraz, zaraz… - Uśmiech zszedł z ust młodego Blake’a po słowach jego rozmówcy. – Czy my na pewno mówimy o tej samej Mii?
- Byłeś głupi, że ją zostawiłeś – skwitował wszystko Felix i już chciał odejść, kiedy sobie coś przypomniał. – Nigdy jej nie znałeś, bo tak naprawdę nie chciałeś jej poznać. Dla takich jak ty liczy się tylko to, żeby zaliczyć. Ale jak można od ciebie wymagać, żebyś kogoś docenił, jeśli ty sam nie akceptujesz siebie samego?
Te słowa przypomniały o czymś Gabrielowi. Jak przez mgłę widział pędzącą autostradą ciężarówkę, usłyszał krzyk Erica, a potem nastała ciemność. Głęboka ciemność, która po chwili zamieniła się w jaskrawe światło, a on ujrzał przed sobą samego siebie w śnieżnobiałym garniturze. Jego podświadomość zauważyła wówczas to samo co Felix. Czy to możliwe, że naprawdę siebie nie znał? Może po prostu nie próbował się zmienić?
Kiedy otrząsnął się z tych myśli zauważył, że chłopak odchodzi.
- Hej, Felix! – zawołał za nim, a ten niechętnie się obejrzał. - Ty naprawdę ją lubisz, co?
Chłopak kiwnął głową, a Gabriel uśmiechnął się, ale tym razem był to szczery uśmiech, zupełnie nie przypominający szelmowskiego grymasu.
- Mogę dać ci jej adres, jeśli chcesz…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:34:52 05-02-11    Temat postu:

W końcu odcinek Moim zdaniem wcale nie jest za długi - choćby był trzy razy taki, to i tak mnie byłoby mało
Koniec sezonu? Ale będzie kolejny, prawda? Moim zdaniem nie ma innej opcji!
Co do odcinka:
Nie zazdroszczę Loganowi sytuacji w jakiej się znalazł - nie dość, że został "zesłany do Stars Way", to jeszcze teraz będzie musiał grać przeciwko swojej niedawnej drużynie, a na dodatek przez miejscowych traktowany jest po macoszemu. Coś mi się zdaje, że mecz Tygrysów z Jastrzębiami sprawi, że ludzie zaczną na niego inaczej patrzeć, nie wiem tylko czy zaczną go w końcu lubić i traktować jak swojego, czy raczej znienawidzą go jeszcze bardziej, ale raczej skłaniam się ku pierwszej opcji;)
Nie rozumiem dlaczego Eric wstydzi się swoich przyjaciół. Nie dziwię się, że się wściekli, chłopak będzie się musiał teraz nieźle napracować, żeby odzyskać ich zaufanie.
No i na koniec Gabe rozmyślający nad samym sobą i dający rady Felixowi. Może wreszcie coś zrozumiał? Przecież chyba nieprzypadkowo przypomniał sobie o swojej rozmowie ze swoją podświadomością. Coś mi się zdaje, że Felix tą rozmową wylał mu na głowę kubeł zimnej wody na otrzeźwienie;)

Czekam niecierpliwie na kolejne odcinki:D
Pozdrawiam:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5857
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:13:33 05-02-11    Temat postu:

Mam jeszcze w zapasie kilka długich odcinków Od początku planowałam przynajmniej trzy sezony, a co będzie dalej to się zobaczy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:26:43 13-02-11    Temat postu:

Gabe po raz kolejny pokazuje ludzką twarz! Ładnie się zachował, podając Felixowi adres Mii, ciekawe, jak dziewczyna mu się wytłumaczy. Powinni sobie szczerze porozmawiać. Widać, że chłopakowi bardzo na niej zależy.

Za to Eric zaminusował. Dlaczego się wstydzi przyjaciół? Są ciut dziwni, ok. Ale chyba nie aż tak, że Bianca nie może wejść do ich paczki. To conajmniej dziwne...

Logan jest dla mnie jedną z bardziej interesujących postaci i widzę już teraz, że rozbudowujesz jego wątek. Taka trochę postać tragiczna i ciężko go rozgryźć.

No nie mogę doczekać się nowych odcinków i więcej niż 3 sezonów, mam nadzieję.

Pozdrawiam!

PS. Nie wiem, jak to będzie z komentowaniem. Taki mały prostest za brak regularności we wstawianiu odcinków (mimo zapasów). Jestem złośliwa, wiem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izzy
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 04 Wrz 2010
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:46:46 15-02-11    Temat postu:

Podoba mi się ta telenowela .Gratuluję!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
delicja123
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 17 Wrz 2010
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:08:49 15-02-11    Temat postu:

To jest świetne !
Mam nadzieje, że zdecydujesz się na kolejne sezon
Bo z chęcią będę czytać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
delicja123
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 17 Wrz 2010
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:10:38 15-02-11    Temat postu:

To jest świetne !
Mam nadzieje, że zdecydujesz się na kolejne sezon
Bo z chęcią będę czytać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
conan235
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 07 Sty 2011
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:36:02 25-02-11    Temat postu:

Fajna ta telenowela
Pozdrowienia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5857
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:56:40 10-03-11    Temat postu:

Bardzo przepraszam za długą nieobecność, ale niestety brak czasu znów dał o sobie znać. Do tego zachorowałam i minęło trochę czasu zanim wróciłam do siebie. Teraz jestem i mogę dać kolejny odcinek, więc... Zapraszam do czytania!

ODCINEK 21 (46): „LISTY”

Felix postanowił pójść za radą Gabriela i odwiedzić Mię w jej domu. Kto by pomyślał, że mieszkała tak blisko Johnsonów? Rezydencja Morettich mieściła się niedaleko domu jego przybranych rodziców, ale niby skąd miał o tym wiedzieć? W duchu dziękował za to, że Gabe podał mu adres. Tak było znacznie łatwiej.
Przez chwilę stał przed ogromnymi drzwiami i zastanawiał się czy dobrze robi. W końcu Mia nie chciała z nim rozmawiać i dała mu to jasno do zrozumienia. Nie powiedziała tylko dlaczego nie chce mieć z nim nic do czynienia, a to było dla niego bardzo istotne. Wydawało mu się, że dobrze się razem dogadywali, ale najwidoczniej zrobił coś nie tak.
Zapukać czy nie? Jeśli to zrobi, Mia może po prostu zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale jeśli tego nie zrobi, będzie żałował do końca życia, że miał szansę, ale jej nie wykorzystał.
Ostrożnie zapukał kołatką w kształcie orła, która zaczynała go nieco przerażać jak i cała posesja rodziny Morettich. Nie miał pojęcia, ile oni mają pieniędzy. Nikt nie otworzył, więc zapukał jeszcze raz, tym razem głośniej i bardziej stanowczo. Znowu nic. Może dom był tak wielki, że dźwięk rozchodził się w nim strasznie wolno? Może nikt nie usłyszał, że jakiś chłopak dobija się do ich domu. Jeszcze kilka razy zastukał kołatką, ale wciąż nie było odpowiedzi.
- Gdzie jest cholerny dzwonek?! – krzyknął z bezsilnej złości, próbując znaleźć takowe urządzenie, ale nigdzie go nie było widać.
Ze złości złapał za klamkę i pchnął drzwi, które, o dziwo, się otworzyły.
- Trzeba było tak od razu… - mruknął pod nosem i niepewnie wszedł do środka. – Halo! Jest tu kto?
Wciąż zero reakcji. Jak właściciel mógł zostawić cały swój dobytek, nie zabezpieczając go przed złodziejami? Było to dla Felixa niezrozumiałe. Nie chciał wchodzić w głąb domu, bojąc się posądzenia o włamanie lub coś w tym rodzaju, więc czekał cierpliwie przy drzwiach, nawołując, ale nikt do niego nie wyszedł. Wydawało się dziwne, żeby w tak wielkim domu nie było służby. Miał już zamiar wyjść, kiedy usłyszał podniesione głosy dochodzące z góry.
A jednak się mylił. Głos rozchodził się tutaj bardzo dobrze, ale może dlatego, że były one nadzwyczajnie głośne.
- Mam cię już dość, słyszysz?! Dlaczego nie możesz się wynieść z mojego życia raz na zawsze?!
Zaintrygowany zaczął powoli się kierować w stronę głosów. Wiedział, że nie powinien. Chociażby dlatego, że to nie był jego dom i nikt nie wiedział o jego obecności, ale ciekawość zwyciężyła. Podszedł na palcach pod drzwi do pokoju, z którego dochodziły krzyki. Teraz już zrozumiał, dlaczego dźwięk tak dobrze się rozchodził: drzwi były otwarte.
Przywarł do ściany, nie chcąc zostać zauważonym. Czuł, że to niestosowne, ale jednak nie mógł się oprzeć. Co się z nim działo?
Krzyki były tak piskliwe, że trudno je było zrozumieć. Felix czuł, że jego uszy nie odbierają dźwięków o takiej częstotliwości. W końcu zrobiło się cicho, co trochę go zaniepokoiło. Wychylił lekko głowę za framugę drzwi, żeby zobaczyć co się dzieje.
Mia siedziała na łóżku, z twarzą ukrytą w dłoniach. Dygotała lekko, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że płacze. Poczuł natychmiastową ochotę, aby do niej podejść, nie zważając, że nie powinno go tu być i wziąć ją w ramiona, żeby nie była już taka samotna i bezbronna. Już miał zamiar to zrobić, kiedy odezwała się druga postać, stojąca w głębi pokoju, a której wcześniej nie zauważył.
- Przestań się mazać! – nakazała kobieta władczym tonem, chociaż głos jej nieco drżał. – Ciotka nie wyrzuci cię z domu, jeśli dowie się, że jesteś w ciąży. Jesteś bezpieczna.
Felix zaniemówił. Osunął się po cichu po ścianie i przysiadł na podłodze. Mia w ciąży? To niemożliwe… Dziewczyna nadal płakała i nie odezwała się ani słowem.
- Wychodzę – zakomunikowała kobieta, która wydawała się już trochę spokojniejsza.
Chłopak wrócił na ziemię. Szybko podniósł się do pionu. Ona nie może go zobaczyć. W przeciwnym razie dowie się, że usłyszał całą rozmowę.
- Dokąd? – Mia spojrzała na siostrę oczami mokrymi od łez.
- Mam coś do załatwienia – rzuciła lakonicznie Sasie i podeszła do drzwi.
- Świetnie. Dla mnie możesz już nigdy nie wracać.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz, siostrzyczko. Będziesz mnie musiała znosić przynajmniej przez jakieś dziewięć miesięcy. W końcu jestem zobowiązana dobrze się tobą zająć. – Sasie uśmiechnęła się szyderczo, co tylko spotęgowało u Mii falę obrzydzenia na jej widok.
Felix uciekł nim ktokolwiek zdążył go zauważyć. Dopiero, kiedy zatrzasnął za sobą drzwi domu Johnsonów był w stanie odetchnąć. Właśnie okazało się, że dziewczyna, którą uważał za ideał piękna i czystości wcale nie jest taka w rzeczywistości.

***

W domu Carmichelów trwały gruntowne porządki. Antony miewał ostatnio kłopoty z farmą. Plony z zeszłego roku okazały się być o wiele mniejsze niż w poprzednich latach. Zmniejszyła się również liczba kupców. Według niego nie było powodów do obaw. Bywało już gorzej, ale zawsze wychodził z dołka. Jego farma uchodziła za największą i najlepiej prosperującą w całym hrabstwie. Mimo wszystko musiał uporządkować kilka spraw zanim uda się do Atlanty. Miał tam dobić targu z jakimś przedsiębiorcą, który chciał zainwestować pieniądze w jego plantację.
Cała rodzina pomagała mu jak mogła. Wszędzie walały się różne papiery i dokumenty. Max wykręcał się z pracy jak mógł, ale w końcu Kendra przywołała go do porządku. Maggie musiała uprzątnąć cały gabinet wuja. Nie narzekała, bo była to okazja do poszperania w jego rzeczach, gdzie miała nadzieję znaleźć jakieś informacje o rodzicach. Nie wierzyła jednak, że uda jej się znaleźć coś wartościowego, bo już wcześniej przeszukała gabinet i na nic takiego nie natrafiła.
Znalazła jednak coś, co pozwoliło jej choć na chwilę zapomnieć o zaginionych rodzicach…
Antony został brutalnie wyrwany ze studiowania dokumentów w salonie, kiedy Maggie rzuciła na stolik do kawy ciężkie pudło.
- Co to jest?! – wrzasnęła, a Antony odłożył dokumenty.
- O co ci chodzi, Maggie? Co ty wyprawiasz?! – Mężczyzna nie mógł zrozumieć zachowania bratanicy.
- Co JA wyprawiam? – W oczach dziewczyny można było dostrzec prawdziwą furię, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Tony’ego.
Maggie nie mogła uwierzyć, że jej wuj ma jeszcze czelność o to pytać. Nie namyślając się długo, chwyciła plik listów, leżących na dnie pudła, po czym rozplątała krępujące je więzy i zaczęła czytać, po kolei rzucając listy na stolik do kawy tak, żeby Antony mógł je zobaczyć.
- Paryż – wydyszała, rzucając pierwszą kopertę na stół. – Florencja, Londyn, Budapeszt, Berlin, Madryt, Praga! – Po każdym słowie jedna z kopert lądowała na stole. – Wszystkie zaadresowane do mnie!
- Co masz na myśli? – Antony mówił spokojnie, ale widać było strach w jego oczach.
- Dlaczego żaden z tych listów nigdy do mnie nie dotarł?!
- Maggie… - Kendra, którą zaniepokoiło zachowanie bratanicy męża, próbowała się tłumaczyć za niego, ale dziewczyna przerwała jej gestem ręki.
- Dlaczego nigdy nawet nie wspomniałeś, że Henry Carmichel chciał utrzymywać ze mną kontakt?! – te słowa były skierowane tylko do Antony’ego i Kendra zrozumiała, że powinna się wycofać i dać im trochę prywatności.
- Bo nie chciałem, żebyś miała z nim do czynienia! – Mężczyzna nie wytrzymał i wstał.
Gdyby Maggie go nie znała, pomyślałaby, że wuj chce ją uderzyć, ale wiedziała, że nie był do tego zdolny. W jego oczach malowała się złość a zarazem żal. Jakby wiedział, że dobrze postąpił, ale jednocześnie tego żałował.
- Nie znasz mojego ojca… - wykrztusił w końcu nieco łagodniej.
- Masz rację! – zgodziła się Maggie, uśmiechając się sztucznie przez łzy, cisnące się jej do oczu. – I dzięki tobie już nie poznam! Ile miałam lat, kiedy ostatnio go widziałam? Rok? Dwa lata?
- Kiedy wyjechał do Europy Maxa nie było jeszcze na świecie… - Antony czuł, że musi jej to wszystko wytłumaczyć, ale w niej aż wszystko gotowało się ze złości.
- Dlaczego? – zapytała w końcu, rzucając resztę listów na stół.
- Nie chciałem, żebyś cierpiała – oznajmił spokojnie Antony, ale ta odpowiedź nie satysfakcjonowała dziewczyny.
- I dlatego pozbawiłeś mnie możliwości kontaktu z własnym dziadkiem?! Niby co on mógłby mi zrobić, co?
- Henry zawsze był człowiekiem rządnym władzy. Kochał władzę i pieniądze bardziej niż własną rodzinę. Zresztą, Steven był taki sam… Chyba miał to we krwi. – Anthony odwrócił się twarzą do kominka, na którym płonął ogień.
- Przestań… - westchnęła Maggie.
- Co mam przestać? – zdziwił się mężczyzna.
- Mówić o nim tak, jakby już nie żył! – krzyknęła dziewczyna i wtedy Anthony zdał sobie sprawę, że ona nadal rozpacza po rodzicach i to właśnie ta uwaga zabolała ją najbardziej.
- Ja nigdy nie… - próbował się tłumaczyć.
- A właśnie, że tak! Nigdy nie zadałeś sobie najmniejszego trudu, żeby go odnaleźć! Żeby ich odnaleźć… - dodała po chwili, a na jej policzkach pojawiły się świeże łzy.
- Jak możesz tak mówić? – Antony poczuł się dotknięty. – Kochałem mojego brata. Nadal go kocham…
- Jakoś tego nie widzę – stwierdziła Maggie i już chciała odejść, kiedy sobie coś przypomniała. – Jakoś nie kwapiłeś się, żeby mi powiedzieć o swoich podejrzeniach odnośnie Damiana Blake’a.
- Co masz na myśli? – zdziwił się Antony.
- Nie udawaj głupiego! Słyszałam twoją rozmowę z szeryfem Millsem.
Mężczyzna na chwilę zaniemówił. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Sam czuł się bezsilny prawie cały czas. Gdyby mógł w ogóle nie wstawałby rano z łóżka, ale wiedział, że nie może okazać słabości. Musi być silny, bo choć coraz częściej zaczynał wierzyć w śmierć brata i jego żony, to zdawał sobie sprawę, że ci, którzy nadal żyją potrzebują go. To dla nich znajdował w sobie siłę.
- I wiesz co myślę? – Maggie kontynuowała swoją przemowę. – Myślę, że chciałbyś być taki jak on. Jak tata. Nie próbujesz go odnaleźć, bo boisz się, że kiedy wróci znów będziesz ‘tym drugim’. Znów będziesz gorszy. W głębi duszy doskonale wiesz, że on był lepszym człowiekiem od ciebie.
Nie namyślając się długo, chwyciła listy, leżące na stole i wyszła z domu, zostawiając osłupiałego Antony’ego pośrodku salonu i trzaskając drzwiami. Chciała być teraz sama. Tylko jak tutaj pozbyć się wyrzutów sumienia?

***

- Wyglądasz okropnie – stwierdził Tyler, dokonując szczegółowych oględzin swojej przyjaciółki.
- Dzięki. Ostatnio często to słyszę. – Maggie spróbowała się uśmiechnąć, ale jej nie wyszło.
Tyler wiedział, że lepiej nie naciskać, więc postanowił zostawić ten temat i rozpocząć nowy. Usiadł na obrotowym krześle w pokoju dziewczyny, przyglądając się jak ścieli łóżko.
- Dzisiaj impreza walentynkowa! – krzyknął entuzjastycznie, co tylko spotęgowało ból głowy Maggie.
- I co z tego? – zdziwiła się dziewczyna, niechętnie podejmując ten temat.
Przyjęcia z okazji walentynek, które były organizowane co roku w Stars Way jakoś nie bardzo ją obchodziły. Konfetti w kształcie serduszek, przesłodzone upominki i inne pierdoły były w jej mniemaniu po prostu śmieszne. W tym roku walentynki przypadały w niedzielę, dzięki czemu każdy mieszkaniec miasteczka mógł uczestniczyć w ich obrządku. Zabawa na wolnym powietrzu była przednia, nie tylko dla zakochanych.
- Ty i Zack pewnie znów wybieracie się na polowanie? – zapytała, a na twarzy Tylera pojawił się nikły uśmiech.
Co roku, on i Zack, przychodzili na imprezę w poszukiwaniu samotnych dziewczyn. Roiło się tam od singli.
- Taak… - westchnął chłopak, wpatrując się rozmarzonym wzrokiem w sufit. – Walentynki… Z pewnością jest to moje ulubione święto. To jak wyprzedaż używanym samochodów!
- Tylko lepiej nie używaj tego określenia na imprezie. Wątpię, czy którakolwiek dziewczyna byłaby zadowolona słysząc, że porównujesz ją do auta i to w dodatku używanego.
- A ty idziesz? – spytał TJ, powracając do rzeczywistości i spoglądając na przyjaciółkę normalnym, choć wciąż zamglonym wzrokiem.
- Na tę bezsensowną, pełną irytujących ludzi popijawę? Dzięki, ale chyba spasuję… - Po raz pierwszy od dwóch dni pojawił się na jej twarzy uśmiech.
Tylko Tyler umiał sprawić, że zapominała o swoich problemach chociaż na chwilę.
- Jak to? Blake cię nie zaprosił?
Słowa kumpla spowodowały, że Maggie wypluła wodę, którą wzięła do ust i obryzgała nią swojego towarzysza.
- To chyba miało znaczyć, że nie… - Tyler spojrzał na mokrą plamę na swoich spodniach i stwierdził: - Wygląda jakbym się zmoczył!
- Przepraszam, tak jakoś wyszło – usprawiedliwiła się Maggie, uśmiechając się niewinnie.
- To co? Gabriel cię nie zaprosił czy jak?
A już myślała, że zapomniał! Spośród jej przyjaciół tylko Tyler nie wiedział jeszcze o jej udawanym związku z Blake’iem.
- Ja z nim nie chodzę – wypaliła, zanim zdążyła się zastanowić.
Nie chciała, żeby TJ się dowiedział, bo miał za długi język. W końcu ten cały ‘związek’ powstał tylko po to, żeby wkurzyć Logana…
- Wiedziałem – oznajmił chłopak jak gdyby nigdy nic, a Maggie spojrzała na niego zdumiona.
- Naprawdę? – zdziwiła się, a on kiwnął głową twierdząco i zabrał się do pałaszowania jej śniadania, które Kendra pozostawiła jej pod drzwiami.
Odkąd wróciła z nocnej eskapady po kłótni z Antonym nie wychodziła ze swojego pokoju, a jej ciotka nie widziała powodu, dla którego miałaby ją stamtąd wyciągać siłą. Wuj wyjechał do Atlanty, więc na razie dziewczyna nie była zmuszona z nim rozmawiać, ale już obawiała się chwili, w której wróci. W końcu powiedziała mu wtedy bardzo nieprzyjemne rzeczy.
- Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Niby dlaczego taki chłopak jak on miałby się umawiać z tobą? – Tyler zaśmiał się z pełnymi ustami, nie zastanawiając się nad tym, co mówi. – Poza tym, ty go nienawidzisz. I on też nie pała do ciebie sympatią po tej całej aferze z filmem video. Nie wspominając już o kilku innych występkach, które miały miejsce dawno temu. Na przykład, w pierwszej klasie, dosypałaś mu do napoju energetycznego środków na przeczyszczenie. Cały trening koszykówki przesiedział w kiblu! A tydzień później podłożyłaś mu do szafki gumowego węża! Ale się przestraszył! Wszyscy mieli niezły ubaw. A innym razem…
- Dobra, starczy tych przykładów! – Maggie przerwała koledze wyliczanie jej przestępstw.
Niewątpliwie miała tego na swoim koncie sporo. To prawda, nienawidziła Blake’a. Kiedy byli mali, przyjaźnili się ze sobą, ale ona nawet tego nie pamiętała. Tylko dlatego, że ich ojcowie byli dobrymi znajomymi i spotykali się ze sobą, ich dzieci były również narażone na swoje towarzystwo. Jednak, kiedy byli już starsi, nigdy nie mogła patrzeć jak Gabriel traktuje swoich rówieśników. Zawsze nimi pomiatał i okazywał nad nimi wyższość. Nie cierpiała tego. To właśnie dlatego wycinała mu różne numery – żeby dać mu nauczkę. A od kiedy dowiedziała się, że jego ojciec jest zamieszany w zaginięcie jej rodziców – znienawidziła go jeszcze bardziej.
- Wiesz co? – Rozmyślania przerwał jej Tyler, który zdążył już zjeść całe jej śniadanie. – Myślę, że ta impreza dobrze ci zrobi. Pobędziesz trochę z przyjaciółmi. Chyba właśnie tego ci potrzeba.
Miał rację. Nie pamiętała, kiedy ostatnio bawili się wszyscy razem.
- Masz rację. Pójdę – zakomunikowała Maggie. – I nikt nie przeszkodzi mi w dobrej zabawie. Ani ten zdrajca Eric, ani ten kretyn Gabriel Blake.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:55:19 10-03-11    Temat postu:

Całe szczęście, że Twoje odcinki są takie długie:D To nam w pewien sposób wynagradza czas oczekiwania - co nie znaczy, że nie chciałabym, aby odcinki pojawiały się częściej;) Bardzo fajne jest też to, że z odcinka na odcinek przybywa zagadek - tu mamy co najmniej dwie kolejne: 1) kto jest ojcem i 2) dlaczego Antony ukrywał listy? No i może 3) jaki szatański plan zrodził w głowie Maggie odnośnie balu walentynkowego?
Swoją drogą, ciąża Mii to naprawdę zaskoczenie - taki rozwój wypadków totalnie mnie zaskoczył. Teraz zastanawiam się kto jest ojcem - czyżby Gabriel? To by chyba było zbyt proste, choć w tym momencie wszystko na to wskazuje. No chyba, że Felix... już sama nie wiem;)
No i Maggie - nie dość, że usłyszała rozmowę Antony'ego z szeryfem, to jeszcze teraz odkryła listy od dziadka, które przed nią ukrywano. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy przechwytują czyjąś korespondencję i składują ją gdzieś na strychu, licząc, że nigdy nikt jej tam nie znajdzie, zamiast od razu puścić ją z dymem. Zastanawiające, dlaczego Antony tak postąpił ...
Nic sensownego nie przychodzi mi na razie do głowy odnośnie nowych zagadek, które pojawiły się w tym odcinku, ale mam nadzieję, że na kolejny nie każesz nam tak długo czekać, bo chyba umrę z ciekawości.
Pozdrawiam:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5857
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:28:02 10-03-11    Temat postu:

Mam zapas odcinków, więc dlatego takie długie... Trochę się rozpisałam i połączyłam kilka odcinków w jeden, żeby się wyrobić w sezonie No od teraz postaram się dodawać odcinki regularnie
Mam nadzieję, że kolejne odcinki przyniosą odpowiedzi na zadane przez Ciebie pytania, bo sama spoilerować nie chcę. A czasami nawet sama jeszcze nie wiem, jak dalej potoczą się losy bohaterów. Idę po prostu na tak zwany żywioł i nie wiem, co mi tam jeszcze przyjdzie do głowy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30 ... 51, 52, 53  Następny
Strona 29 z 53

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin