|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Jaka jest Twoja ulubiona postać w "Stars Way"? |
Eric |
|
0% |
[ 0 ] |
Gabriel |
|
66% |
[ 2 ] |
Maggie |
|
33% |
[ 1 ] |
Tyler |
|
0% |
[ 0 ] |
Logan |
|
0% |
[ 0 ] |
Jimmy |
|
0% |
[ 0 ] |
wszystkie są tak samo nudne :) |
|
0% |
[ 0 ] |
nie umiem wybrać - lubię wszystkie |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 3 |
|
Autor |
Wiadomość |
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:17:47 19-04-11 Temat postu: |
|
|
Maggie, może być 99
A co do odcinka, zacznę od końca. Gabriel i to jego "na wszelki wypadek" - takie urocze. Chłopaczyna jest naprawdę zazdrosny o Maggie, czyli, tak jak się spodziewałam, coś jest na rzeczy. Nie dziwi mnie, że on się przyznaje przed samym sobą. Dziewczyna czuje to samo, ale broni sie przed tym uczuciem, kurczowo trzymając się postawy "twardej laski". A może szykujesz nam niespodziankę i jakiś romansik z Collinsem, którego rola wzrasta? No bo skoro Mia jest w ciąży z Gabem (w co nadal nie wierzę), to...? No właśnie, co? Tyle pytań.
Eric z bratem znowu mają na pieńku, ech, chciałabym poczytać jakąś scenkę z nimi, na przykład pojednanie. W końcu łączy ich wspólny ojciec no i niechęć do niego. Acha, i dawno nie było Lisy i Jimmiego, który zapomniał o randce
Agam może mieć rację, że Antony wie. Albo po prostu wychodzi z założenia, że każdemu należy się szansa, ale przyjdzie co do czego i się z tego wycofa, bo wszystko ma swoje granice. Kendra przesadziła. Swoją drogą, nie spodziewałam się tego po niej. Jej postać nie była rozwinięta, ale utożsamiałam ją sobie w głowie z wzorową panią domu. A tu, proszę! Pozory mylą. Dlatego ta ciąża Mii nie daje mi spokoju. I co jej siostra ("ona") ma z tym wspólnego??? Dlaczego się miesza???
Ciekawe, co wyniknie teraz między Loganem i Maggie... Nie mogę się doczekać finału. No i mam nadzieję, że na kolejny sezon nie przyjdzie nam czekać przez całe wakacje! |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5857 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:21:50 19-04-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję Wam wszystkim za komentarze! :*
Jestem w trakcie tworzenia finałowego odcinka, który jak na razie ma 10 stron, a jeszcze nie było punktu kulminacyjnego! Nie wiem czy komuś będzie się to chciało czytać, więc pewnie umieszczę na raty.
Sprawa Mii i Gabe'a wyjaśni się już w kolejnym odcinku. Nie jestem za bardzo zadowolona z wykonania, bo miałam to obmyślone nieco inaczej, ale wyszło jak wyszło i nie będę tego zmieniać.
Lisa i Jimmy oraz Eric i Bianca również będą mieli swoje pięć minut w kolejnym odcinku, a być może nawet więcej
Dodatkowo mogę zaspoilerować, że pojawią się dwie postacie, które troszeczkę namieszają
Na pewno nie każę Wam czekać całe wakacje na kolejny sezon, bo sama jestem ciekawa czy jestem w stanie jeszcze coś nowego wymyślić
Jeszcze raz dziękuję za komentarze!
Finałowy odcinek postaram się umieścić w czwartek. Jakby nie było - Wielki Czwartek, no bo w końcu to finał sezonu
Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 15:25:45 19-04-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:26:11 21-04-11 Temat postu: |
|
|
Maggie, możesz podać godzinę i wtedy umieścic część odcinka, potem krótka przerwa na nasze komentarze i "siku" i znowu część odcinka. Będzie jak w prawdziwym serialu
W ogóle nie mogę się doczekać. Jakie dwie nowe postacie? Hmmm... Nie mów, że rodzice Maggie się odnajdą Chociaż to by miało sens - w końcu to jeden z ważniejszych wątków w serialu, o którym było mało. A może kolejna kobieta z nieślubnym dzieckiem Damiana? Ostatnią moją propozycją jest ojciec dziecka Mii bo nie wierzę, że to Gabe, chociaż z drugiej strony nie twierdzę, że dziewczyna jest "łatwa"). Sama nie wiem, Maggie, nie każ dłużej czekać |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5857 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:33:25 21-04-11 Temat postu: |
|
|
Podzieliłam odcinek na części, bo jest naprawdę długi. Jutro wstawię drugą, jeśli zdążycie przeczytać do tego czasu
Zapraszam na finał sezonu!
W roli trenera Bradleya Altmana na stałe zagości Josh Lucas:
A oto postacie, które występują gościnnie w tym odcinku (w kolejności pojawiania się):
[link widoczny dla zalogowanych]
ODCINEK 25 (50): „FINAŁ cz. I”
Logan odwiózł ją pod sam dom, ale niewiele rozmawiali. Wysiadła jak najprędzej i już chciał wejść do środka, kiedy nagle uprzytomniła sobie, że tak nie wypada.
- Dzięki… Za podwiezienie – wyjąkała.
Kiwnął głową na znak, że słyszał, nie próbując wdawać się w zbędne dyskusje. Już chciał odjechać, kiedy go zatrzymała mówiąc:
- I… Chyba powinnam cię przeprosić…
Ta uwaga nieco go zbiła z tropu.
- Za to, co powiedziałam na imprezie walentynkowej – wyjaśniła. – Alex powiedziała mi jak to naprawdę było i głupio mi, że na ciebie bezpodstawnie naskoczyłam.
- W porządku – stwierdził po dłuższej chwili. – Powinienem już chyba wracać do szkoły. Widzimy się jutro.
- Jasne…
Odjechał z piskiem opon, a ona ruszyła powoli w stronę domu. Ktoś siedział na werandzie, ale nie wyglądał znajomo. Był to jakiś facet w podeszłym wieku z włosami oprószonymi siwizną. Nie był to chyba byle kto, sądząc po fakcie, że był ubrany w garnitur. Z jego surowej postaci biła jakaś aura, która sprawiała wrażenie, że jest to człowiek, obok którego nie można przejść obojętnie. Niewątpliwie budził respekt.
Gdy zobaczył, że ktoś nadchodzi, wstał i poprawił nerwowo krawat. Maggie, zaintrygowana, zaczęła wchodzić powoli po schodach. Była pewna, że to jakiś bogaty inwestor przyjechał do Antony’ego z Atlanty.
- Wuja jeszcze nie ma. Będzie pan musiał poczekać… - poinformowała gościa, wyciągają z torby klucze od domu.
- Nie przyjechałem do Antony’ego – wyjaśnił przybysz.
Miał niski uspokajający głos.
- Cioci też nie ma – sprostowała dziewczyna.
- Jej również nie szukam.
- W takim razie chyba pan pomylił farmy, bo tu nikt inny nie mieszka – oznajmiła Maggie, czekając aż gość sobie pójdzie.
- Szukam Megan Carmichael. Jeśli się nie mylę to właśnie ty. - Mężczyzna wydawał się nie być zrażony zachowaniem nastolatki.
- To ja, ale nie rozmawiam z nieznajomymi – wyjaśniła, otworzyła drzwi i już miała wejść do środka, kiedy ją zatrzymał słowami:
- Nie jestem nieznajomym. Nazywam się Henry Carmichael. Jestem twoim dziadkiem.
***
Tymczasem Gabriel postanowił się dowiedzieć, dlaczego wszyscy trąbią, że jest ojcem nienarodzonego dziecka Mii. Wszyscy opowiadali jakieś głupoty. Ostatni raz ze sobą spali jeszcze przed wypadkiem, a to było ponad dwa miesiące temu. Chyba by coś już zauważył! A poza tym, zawsze się zabezpieczał. Musiał to jednak sprawdzić. Znalazł ją w jednej z opuszczonych klas, w której już od dawna nie odbywały się żadne zajęcia. Zamknęła się tu z Felixem i nieźle musiał się natrudzić, żeby w końcu zechciała z nim pogadać.
Nie był dla niej zbyt miły. Właściwie to zachował się jak palant. Biedna, łudziła się, że z ich związku może wyjść coś więcej, a on okrutnie ją potraktował. Przynajmniej teraz mógł to naprawić po raz pierwszy zachowując się odpowiedzialnie.
- Nie musisz się niczym przejmować… - wyjaśniła Mia, ale nie zabrzmiała przekonująco. – To nie jest twoje dziecko.
- Więc czyje? – zapytał Gabe odruchowo, zbyt późno zauważając brak taktu.
- Stary, chyba trochę przeginasz… - zwrócił mu uwagę Felix, a Mia spuściła głowę.
- Daj spokój, Mia. Chyba mi nie powiesz, że nie wiesz, kto to? – zaśmiał się Blake, ale zaraz potem spoważniał widząc karcące spojrzenie Felixa.
- Możemy o tym nie rozmawiać, proszę? – Mia najwyraźniej była zawstydzona całą tą pogawędką.
- Ale przecież… - Gabe chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Felix uciął dalszą dyskusję:
- Daj już spokój, Gabe! Nie widzisz, że ona się wstydzi o tym rozmawiać?!
Ale dalszych słów chłopaka Blake już nie słyszał. Obserwował z uwagą Mię, na której twarzy można było teraz wyczytać wiele emocji. To dziwne… Malował się na niej strach, wręcz przerażenie, prawdziwy lęk, ale ani śladu nie było na niej wstydu.
- Chyba że… - zaczął Gabriel, ale zaraz zdał sobie sprawę, że to przecież bez sensu. – Chyba że ty w ogóle nie jesteś w ciąży…
- Co ty bredzisz, Blake?! Przecież powiedziała, że jest, nie? – Felix był najwyraźniej oburzony zachowaniem Gabriela.
- Nie, nie powiedziała. Z tego, co mi powiedzieliście wynika, że ktoś puścił parę z ust i cała szkoła teraz o tym trąbi, ale nie usłyszałem, żeby wyszło to z ust Mii. Poza tym, Mia, przecież nie znamy się od wczoraj. Coś jest nie tak. Musisz nam powiedzieć, co jest grane. To ważne… Możemy ci pomóc.
- Mówisz, jakbyś naprawdę tego chciał… - zauważyła zdziwiona dziewczyna.
- Bo chcę! Jesteś moją przyjaciółką! Możesz mi powiedzieć, co cię trapi – zapewnił ją chłopak.
Spojrzenie Felixa wędrowało od jednego do drugiego towarzysza. Chyba nie nadążał za tą całą sytuacją.
- To Sasie… - wyjąkała. – Ona wróciła do miasta.
- Twoja siostra jest w mieście?! – Gabriel wyglądał jakby zobaczył ducha. – Nic dziwnego, że coś jest nie tak, skoro ona macza w tym palce. Ta kobieta jest chora! To zło wcielone! Dlaczego dotąd jej nie widziałem?
- Raczej nie wychodzi z domu… - wyjaśniła Mia i zaraz potem spojrzała Gabe’owi prosto w oczy, wiedząc, że on na pewno ją zrozumie. Sam też należał do grona ofiar jej siostry.
- Wszystkie elementy układanki zaczynają się układać w całość… - westchnął Blake, wstał z krzesła i zaczął krążyć po pomieszczeniu. - To ona jest w ciąży, prawda? Zmusiła cię, żebyś wzięła to na siebie, bo boi się konsekwencji. Clarice by ją wydziedziczyła, a na to nie może sobie pozwolić… Ciąża pozamałżeńska nie jest dobrze widziana w waszej rodzinie. Wy, Włosi, w ogóle jesteście dziwni pod tym względem… - stwierdził Gabe, a Felix nadal nie wiedząc, o co chodzi, nie wytrzymał:
- Czy ktoś mi wreszcie powie, co tutaj jest grane?!
- Oj, Fel… Taki niedomyślny… Widzisz, siostra Mii to urodzona tyranka i pirania. Czerpie przyjemność z krzywdzenia ludzi i doprawdy, wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że jest jakimś porąbanym wampirem, który wysysa życie z każdego, kto stanie na jego drodze. To nie Mia jest w ciąży, Fel, tylko Sasie! Rusz trochę głową! Mam rację? – zwrócił się do Mii, a ona kiwnęła głową i rozpłakała się na dobre.
Felix objął ją ramieniem. Trochę mu ulżylo, kiedy dowiedział się prawdy. Co prawda zobowiązał się pomóc, ale cieszył się, że nie będzie musiał.
- Mia, co ona na ciebie ma? Musi coś mieć, skoro cię szantażuje. Powiedz nam. My się tym zajmiemy – zaproponował Felix, a Gabriel z chęcią podchwycił ten pomysł.
- Och, to nic takiego… Po prostu…
- Nie musisz nam teraz tego mówić – oznajmił Gabe, wyczuwając, że dziewczyna woli nie mówić o tym w towarzystwie swojego chłopaka. – Pytanie brzmi: kto jest tym niewinnym, który tym razem wpadł w sidła naszej drogiej Sasie?
- Tym razem? – spytał zdziwiony Felix, a Gabriel przewrócił teatralnie oczami.
- Stare dzieje… Nie chcesz tego słuchać…
- Nikt z nas nie chce! – oburzyła się Mia, krzywiąc się z niesmakiem. – A odpowiadając na twoje pytanie: nie jestem pewna…
- To znaczy? Rozumiem, że Sasie nie zwierza się tobie ze swoich miłosnych uniesień, ale chyba musisz się czegoś domyślać…
- To było w noc imprezy u Tylera. Maggie wysłała mnie, żebym poszukała Erica i Bianci…
- Pamiętam tę noc… Ale nie przypominam sobie, żebym widział tam Sasie… - zauważył Gabe, a Mia postanowiła opowiedzieć im, jak to zapamiętała.
Wszędzie roiło się od tańczących i żygających nastolatków. Tyler zaprosił chyba całą szkołę! Szła schodami na górę, mijając jakąś obściskującą się parę i kolesia ujaranego marihuaną. Nigdzie nie było jednak śladu po Ericu, a była pewna, że tylko on jest w stanie rozgonić całe to towarzystwo. Pozostało tylko posprawdzać w pokojach na piętrze. Szczerze wątpiła, że znajdzie w którymś z nich Allenmeyera. To nie był ten typ chłopaka. Był zupełnie inny od swojego przyrodniego brata, który lubił dobrą zabawę i dziewczyny.
Mia nie wiedziała, czego może się spodziewać, ale nie namyślając się długo, chwyciła za klamkę do jednej z sypialni. Początkowo wydawało jej się, że nikogo tu nie ma, ale dopiero po chwili zobaczyła chłopaka, gorączkowo poszukującego swoich ubrań. Szum prysznica, który dało się słyszeć, mimo głośnej muzyki na dole, ucichł i z łazienki wyszła jej siostra. Mokre włosy osuszała ręcznikiem i jak gdyby nigdy nic powitała ją w progu:
- Witaj, siostrzyczko! Jak tam leci?
- Siostrzyczko? – wyjąkał chłopak, podosząc się z ziemi. W ręku trzymał odnalezioną koszulę.
Mia rozpoznała go. Miała z nim zajęcia. To jeden z tych kumpli Maggie Carmichael. Jak mu było na imię? Chyba Zack…
- Sasie? Co ty tutaj robisz? Ty… Ty nie jesteś w Europie? – wyjąkała Mia, nie wiedząc, co innego może powiedzieć.
- Przecież już nie raz przyjeżdżałam w odwiedziny. Jeszcze troche będziesz się ze mną musiała pomęczyć… - odpowiedziała Sasie z pogardliwym uśmiechem na twarzy.
Zack był zdezorientowany. Widać było, że nie bardzo wie, co się dzieje. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, że nie zwykł tyle pić.
- Mia… Nie mów o tym nikomu… - poprosił, a zaraz potem zniknął za drzwiami.
- Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła Mia, ale uśmiech nie znikał z twarzy jej siostry. – Uwodzić nieletniego?! Może w Europie wszyscy to robią, ale u nas, w Ameryce, to karalne!
- Daj spokój, jakbyś ty nigdy nie nagięła prawa! – prychnęła kobieta, rozkładając się wygodnie na łóżku.
- Jeszcze nigdy się tak za ciebie nie wstydziłam… - stwierdziła Mia z obrzydzeniem.
- Widać, za mało ze mną przebywasz, siostrzyczko. Ale to nic. Zmienimy to…
***
Lisa już od bardzo dawna nie musiała się o nic martwić. Jednak postawa Jimmy’ego w walentynkowy wieczór totalnie wyprowadziła ją z równowagi. Próbowała tego po sobie nie okazywać, ale była naprawdę wściekła. Do tego Maggie próbowała ją wyswatać z tym nauczycielem. Jimmy nie pojawił się do końca wieczoru, więc była skazana na towarzystwo Ethana Clarka.
A już myślała, że wszystko zaczyna się układać. Co prawda Jimmy zostawił jej na sekretarce ze sto wiadomości tej samej treści, a nawet wysłał kwiaty na przeprosiny, czego się po nim nie spodziewała, ale nie zmieniało to faktu, że zapomniał o umówionym spotkaniu. Nie miała pojęcia, co było tego przyczyną, ale i tak była wściekła.
Rozmyślania przerwał jej dzwonek do drzwi. Poszła, żeby otworzyć. I tak nie miała nic lepszego roboty. Dzisiaj szła później do pracy.
- Mogę w czymś pomóc? – spytała, stojącego do niej tyłem mężczyzny, pewna, że to jakiś akwizytor, którego miała nadzieję szybko zbyć.
- Mam nadzieję – odezwał się, odwracając się na pięcie i uśmiechając się do niej szeroko.
To nie był akwizytor. Widziała go tak dawno temu, że ledwo go poznała.
- Świetnie wyglądasz, El – oznajmił przybysz, nie przestając się uśmiechać, ale chyba w końcu zdał sobie sprawę, że kobieta jest zaskoczona jego widokiem na progu swojego mieszkania.
Świadczył o tym chociażby jej wyraz twarzy: usta otwarte w niemym zdumieniu i wytrzeszczone oczy. Stała tak przez dłuższą chwilę, a on nie śmiał się odezwać.
- Lisa! Dobrze, że cię zastałem! Nie odbierasz telefonów! Wysłałem ci nawet kwiaty! A ty się w ogóle nie odzywasz… - Jimmy Smith pojawił się niewiadomo skąd na korytarzu w bloku, w którym mieszkała kobieta. – Chyba wam się zepsuła winda, musiałem iść schodami… - dodał zadyszany.
Dopiero po chwili zauważył przybysza, stojącego przed mieszkaniem swojej przyjaciółki.
- A to co za pajac? – wskazał na gościa, krzywiąc się na jego widok.
- Jimmy… - Lisa odezwała się po raz pierwszy od dobrych kilku minut. – To jest David. Ojciec
mojej córki Emmy.
***
- Hej, Gabe! Możemy pogadać? – po raz pierwszy od wielu dni Eric spotkał brata samego i była to doskonała okazła do pogadania.
- Nie mam czasu – rzucił krótko Blake i ruszył w strone wyjścia ze szkoły.
- Nie możesz być wciąż obrażony! Pogadajmy przez chwilę! To nie moja wina, że trener wybrał mnie do drużyny! – próbował się tłumaczyć, ale Gabe’a nie bardzo to obchodziło.
- Tak… A ty nie mogłeś odmówić… Po prostu nie mogłeś się oprzeć pokusie!
- Jakiej pokusie, co ty bredzisz? – Eric był trochę zdezorientowany. – Poza tym, nie wiem dlaczego tak się tym przejmujesz! To przecież nic takiego! Powinieneś się cieszyć, że jestem w drużynie! Brat by tak zrobił!
- Brat? – Gabe prychnął z niedowierzaniem. – Jeszcze do niedawna nie wiedziałem nawet o twoim istnieniu, a ty mnie nazywasz bratem? Jak szukasz rodziny to idź do Damiania. Może z nim zamieszkasz? Słyszałem, że ostatnio bardzo się do siebie zbliżyliście… Podobno nawet już ci zapisał spadek!
- Złościsz się o to, że Blake mnie umieścił w testamencie? Przecież ci mówiłem, że nic od niego nie chcę!
- Mów, co chcesz. Nie mam czasu na te pierdoły – skwitował Gabe i już chciał ruszyć dalej, kiedy Eric powstrzymał go mówiąc:
- Jenny mówiła, że przechodzisz trudny okres, ale nie wyładowywuj swoich problemów na mnie!
- Jenny? – zdziwił się Gabe, a Eric w porę zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to tak, jakby obgadywał go z jego kuzynką za plecami. – A co ty do niej masz?
- Nic do niej nie mam! To koleżanka!
- I tak po prostu dyskutujesz sobie z koleżanką o mnie, tak? – Gabe był coraz bardziej zdenerwowany.
- To nie tak… Spotkaliśmy się kilka razy i…
Nagle Eric poczuł, jak Gabe przyciska go do ściany. Rozległ się ogłuszający huk, kiedy Allenmeyer uderzył plecami o szkolne szafki.
- Trzymaj się od niej z daleka, słyszysz?! – krzyknął Gabe, a Eric nie mógł uwierzyć, że jego brat tak się zachował.
Blake puścił go i pospieszył czym prędzej na szkolny parking, gdzie czekał na niego Jasper.
***
Atmosfera w kuchni Carmichaelów była tak gęsta, że możnaby ją kroić nożem. Antony siedział przy stole kuchennym, gapiąc się tępym wzrokiem w swojego ojca, którego nie widział od czternastu lat.
Henry Carmichael nie zamierzał odzywać się pierwszy. Sączył tylko kawę, podaną mu przez Kendrę, wpatrując się w okno.
Maggie zastanawiała się jak długo już to trwa. Od powrotu wuja do domu nie wymienili ze sobą ani jednego słowa. Po prostu siedzieli tak przy stole, omiatając wzrokiem pokój. Żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć. Dziewczyna nie zamierzała im tego ułatwiać. Wolała czekać na rozwój wypadków na schodach, skąd doskonale mogłaby wszystko usłyszeć.
Nie rozumiała, dlaczego Henry Carmichael tak nagle powrócił do ich życia i w dodatku twierdził, że przyjechał do niej. Nie wiedziała tego, ale bała się poznać prawdy. Bała się, że może to mieć związek z zaginięciem jej rodziców.
- Farma się rozwija… - stwierdził w końcu Henry, odrywając wzrok od okna i po raz pierwszy od bardzo dawna spoglądając na syna.
- Chyba nie przyjechałeś tu po to, żeby mi to powiedzieć – zauważył Antony, a starszy mężczyzna musiał przyznać mu rację.
- Nie. Właściwie to przyjechałem do swojej wnuczki.
- Po czternastu latach nagle zainteresowałeś się, co się z nią dzieje, tak? – Antony prychnął z niedowierzaniem.
- Wysyłałem listy, ale na żadne nie odpowiedziała. Postanowiłem wreszcie coś z tym zrobić. Nie urodziłem się wczoraj, Tony. Wiem, że nigdy tych wiadomości nie dostała. To twoja sprawka, nieprawdaż?
Maggie trafnie go oceniła. Był to mężczyzna, koło którego nie można było przejść obojętnie. Niezwykle inteligentny i bystry, ale również wyrachowany i zimny. Nie budził żadnych pozytywnych uczuć. Wręcz przeciwnie. Wszystkie jego cechy sprawiały, że dziewczyna odczuwała lęk.
Antony chciał chyba coś na to odpowiedzieć, ale Kendra go uprzedziła:
- To nie jego wina, Henry – oznajmiła. – To ja podsunęłam mu ten pomysł.
Maggie coś wywróciło się w żołądku.
- No, no, Kendro… Zawsze wiedziałem, że nie jesteś niewiniątkiem – powiedział Henry Carmichael, mierząc synową pogardliwym wzrokiem.
- Jak śmiesz się tak odzywać do mojej żony?! – Tony nie wytrzymał. – Zjawiasz się tu po tylu latach i masz czelność tak się zachowywać?!
- Nie zrobił nic złego! – Maggie nie wytrzymała i wparowała do kuchni.
Oczy wszystkich zebranych zwróciły się ku niej, kiedy wypowiedziała te słowa pełnym usprawiedliwienia dla zachowania dziadka tonem.
- Maggie, lepiej idź do swojego pokoju i daj dorosłym porozmawiać… - zaproponowała Kendra, ale to jeszcze bardziej wyprowadziło bratanicę jej męża z równowagi.
- A może tak ty dasz porozmawiać nam, co?! Nie widzisz, że to rozmowa rodzinna! Jakby nie było, ty do niej nie należysz!
- Megan! – zdenerwował się Tony, ale nie bardzo to obeszło dziewczynę.
- A co? Może nie mam racji? A ty ją jeszcze usprawiedliwiasz! – krzyczała wściekła na cały świat nastolatka. – To przez nią nigdy nie miałam szansy poznać własnego dziadka!
- Jak widać, teraz masz… - Henry Carmichael był zimny i opanowany, ale widać było, że bardzo mu zależało na utrzymywaniu kontaktów z wnuczką.
- To ciebie w ogóle nie dotyczy, Megs! Idź do swojego pokoju! – nakazał Antony, ale dziewczyna w nosie miała jego polecenia.
- Jak to mnie nie dotyczy?! – wrzasnęła. – On przyjechał do mnie! Mam prawo tu być i zadecydować czy chce z nim rozmawiać czy nie!
- Wybacz, Maggie, ale sama nie wiesz, co jest dla ciebie dobre, a co złe! – Kendra próbowała uspokoić dziewczynę, ale nic to nie dało.
- A ty niby wiesz jak należy postępować? – prychnęła dziewczyna. – Gdybyś wiedziała, nie puszczałabyś się z byle kim!
- Dzień dobry. Chyba przyszliśmy nie w porę…
To Jasper i Gabriel pojawili się w drzwiach kuchennych. Przyjechali tu z zamiarem poproszenia Maggie o pomoc w sprawie Mii, jako że była specjalistką od dywersji. Wybrali jednak zły moment i natrafili wprost na rodzinną kłótnię. Nikt nawet nie zauważył ich przybycia. Wszyscy byli przejęci oskarżeniem, jakie przed chwilą padło z ust dziewczyny.
- Dosyć! Maggie, natychmiast przestań! – Ton Antony’ego świadczył o tym, że ma już dosyć tych bredni.
- Kiedy to prawda! – krzyczała Maggie, w której oczach pojawiły się łzy. Była zła, że wuj jej nie wierzy. – Ona cię zdradza, nie widzisz tego?!
Kendra nie wiedziała, co powiedzieć, a Henry stał, gapiąc się to na nią, to na wnuczkę, to na syna.
- Przestań rzucać bezpodstawne oskarżenia! – Wuj nie miał już siły.
- Ja nie kłamię! Ona cię zdradza! Jeśli nie wierzysz, zapytaj swojego przyjaciela, Marka Donovana! Na pewno ma na ten temat sporo do powiedzenia!
Antony nadal nie mógł uwierzyć w słowa bratanicy. Spojrzał na żonę, która od zawsze była wcieleniem cnót i wszelkiego dobra. Teraz stała ze spuszczoną głową, nie wiedząc jak móc się usprawiedliwić. Problem w tym, że nie było żadnego usprawiedliwienia dla jej czynów.
- Widziałam ich razem… - wytłumaczyła Maggie. – W garażu Stevensów podczas imprezy walentynkowej. Nie było cię wtedy w mieście, więc urządzili tam sobie schadzkę. Gabe też ich widział. Może poświadczyć!
Wzrok wszystkich spoczął na Gabrielu, który oniemiały przyglądał się tej całej sytuacji. Nie wiedział, co powiedzieć i czy w ogóle ma się odzywać. Postanowił pozostawić to bez komentarza.
- To prawda? – zapytał żonę Antony.
Kendra milczała, za to po jej policzkach popłynęły łzy. Wystarczyło tylko spojrzeć jej w oczy, by wiedzieć, że tak jest w rzeczywistości.
- Boże, Kendra! Z Markiem?! – Antony złapał się za głowę.
Wyglądał jak człowiek, który w jednej chwili stracił wszystko.
- Ja już pójdę – oznajmił Henry, bardziej do Maggie niż do małżeństwa. – Zatrzymałem się w miejscowym motelu, więc będziesz wiedziała, gdzie mnie szukać.
Ruszył do wyjścia, a Maggie, rzuciwszy ostatnie spojrzenie na zdruzgotanego wuja, poszła za nim. Nie było sensu zostawać w domu. Kendra musiała wszystko Tony’emu wyjaśnić. Kiedy tak o tym pomyślała, przypomniała sobie o Maxie. On o niczym nie wiedział. Był jeszcze w szkole i chyba dobrze, że nie musiał tego słuchać.
Gabe i Jasper poczłapali za dziewczyną, trochę zdezorientowani, nie mogąc do siebie dojść po scenie, której byli przed chwilą świadkami.
- Zaczekaj! – zawołała Maggie za dziadkiem. – Po co przyjechałeś?
Henry Carmichael odwrócił się przy swoim samochodzie i rzekł:
- Porozmawiamy, kiedy dojdziesz do siebie – oznajmił. – Wiesz, gdzie mnie szukać.
Po tych słowach wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon. Maggie stała dłuższą chwilę, wpatrując się w pojazd znikający w tumanach pyłu.
- Wszystko w porządku? – zapytał Gabe, a ona dopiero wtedy przypomniała sobie o ich obecności.
- Jasne. Czemu miałoby nie być? – zdziwiła się, próbując zgrywać twardą.
- Ty płaczesz – wyjaśnił, a ona dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tak jest w istocie.
Nie pamiętała już kiedy ostatnio tak naprawdę płakała, więc musiało to być bardzo dawno temu.
- Nic mi nie jest – powtórzyła, ale nie bardzo przekonała tymi słowami Blake’a.
Gabriel patrzył, jak nastolatka próbuje ukradkiem wytrzeć spływające jej po twarzy łzy, ale zrezygnował z podjęcia próby pocieszenia jej. Wiedział, że to by jej się nie spodobało, zważywszy na fakt, że udawała, iż wcale ją ta sytuacja nie obeszła.
- Co tu robicie? – spytała w końcu, żeby przestali się tak na nią gapić.
- Przyszliśmy po pomoc – wyjaśnił Jasper, odzywając się po raz pierwszy.
- A co ja, wróżka? Nie mam czasu wam pomagać! Jakbyście nie zauważyli to mam własne problemy na głowie!
- Po prostu pomyśleliśmy… - zaczął Jasper, ale Gabe mu przerwał:
- Chodzi o Mię. Ma problem. Tylko ty nam możesz pomóc.
- No nie wiem… - Maggie najwyraźniej nie miała na to ochoty.
- Czy zmienisz zdanie, jeśli powiem, że przydadzą się przy tym twoje chore, niszczycielskie zdolności i brak zahamowań? – zapytał Gabriel z nadzieją, a Maggie uśmiechnęła się, mówiąc:
- Komplementy zawsze pomagają. Mówcie, co macie! Ale lepiej dla was, żeby to było tego warte…
***
- Ale Zack?! To do niego nie podobne! – wrzeszczała Maggie, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
Gabe i Jasper opowiedzieli jej właśnie, o co chodzi.
- Ale wszystko by się zgadzało… - stwierdziła dziewczyna. – Alex mówiła, że Zack gdzieś zniknął i nie mogła go znaleźć. Był tak pijany, że Sasie mogła go gdzieś wyhaczyć i zaprowadzić do sypialni. Tylko aż mi się nie chce wierzyć, że byłby do tego zdolny!
- Skrzywdzony facet robi różne głupstwa, a nie zapominajmy, że on najwyraźniej na ciebie leci – zauważył Gabe, a Maggie uderzyła go w potylicę. - Auuu! – wrzasnął. – Mówię jak jest! Wkurzył się jak nas zobaczył na szkolnej potańcówce i chciał utopić smutki w alkoholu, ale na jego nieszczęście trafił na tę piranię.
- Och! Nie cierpię tej Sasie! Zawsze leciała na mojego wuja. – Maggie wzdrygnęła się z obrzydzenia, na wspomnienie starszej od niej o siedem lat dziewczyny, uganiającej się za Antonym.
- Nie tylko na niego… - westchnął Gabe, a Maggie i Jasper zmierzyli go krytycznym spojrzeniem. – Och, dajcie spokój! Byłem młody i nierozważny…
- Hmm… A teraz niby jesteś stary i odpowiedzialny? – zakpił Jasper, a panna Carmichael zawtórowała mu śmiechem.
Gabe spoważniał.
- Mówię tylko, że miałem 13 lat i…
- O mój Boże! Zostałeś rozdziewiczony w wieku 13 lat przez jakąś zdegenerowaną psychopatkę, która akurat przyjechała z Europy? – Maggie skrzywiła się z niesmakiem. – Ta Sasie musi mieć naprawdę zły gust, skoro spała nawet z tobą!
- Hej! – oburzył się młody Blake. – Byłem bardzo dojrzały jak na swój wiek!
- Taak… Siedem lat różnicy znikło w zastraszająco szybkim tempie, kiedy się z nią przespałeś…
- Oboje nie jesteście święci – oznajmiła Maggie, a na jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek. Zaraz potem zwróciła się bezpośrednio do Jaspera: – Ty podobno spałeś z jego matką, a przecież Diana Blake to stare próchno!
Na twarzy Gabe’a pojawił się krzywy grymas na wspomnienie wstrząsającej sceny, mającej miejsce w dniu balu bożonarodzeniowego, kiedy to nakrył matkę z najlepszym przyjacielem. Właśnie to było bezpośrednią przyczyną wypadku, który miał miejsce krótko po tym.
Co prawda, wybaczył kumplowi, ale nie zmieniało to faktu, że nadal żywił do niego pewną urazę.
Jasper spojrzał z ukosa na Gabriela, jakby obawiał się, że słowa Maggie wyprowadzą go z równowagi, a widząc, że tylko nieznacznie się skrzywił, odgryzł się dziewczynie:
- Dziewica się odezwała…
- Dobra! Słuchajcie! Czy mi się wydaje, czy mieliśmy zaplanować, jak pomóc Mii? – Gabriel w porę zapobiegł wymianie zdań.
- Uważam, że to bardzo miłe z waszej strony, że chcecie jej pomóc, ale… - Maggie zająknęła się przez chwilę. – Ale czy ty przypadkiem nie robisz tego, żeby oczyścić własne imię? No wiesz… Wszyscy mówią, że to twój dzieciak…
Gabriel zastanowił się przez chwilę nad słowami znajomej. Jeszcze do niedawna na pewno nic by sobie z tego nie robił. Olałby to, albo nakazał Mii powiedzieć wszystkim, że to nie jego dziecko, aby oczyścić swoje imię. Ale teraz… Teraz chciał to zrobić tylko i wyłącznie po to by pomóc przyjaciółce i w jakiś sposób się zrehabilitować. No i przy okazji pogrążyć Sasie, ale to już swoją drogą.
Maggie chyba wyczytała z jego twarzy to, co myśli, bo uśmiechnęła się i powiedziała:
- Ok. Zróbmy to. Kiedy zaczniemy akcję?
- Jutro, po meczu finałowym – zakomenderował Gabriel i uśmiechnął się łobuzersko. – To będzie niezapomniany finał sezonu.
***
Eric już dawno nie miał okazji spotkać się z Biancą sam na sam. Postanowił odwiedzić ją w pracy w zakładzie fotograficznym i przy okazji zaprosić ją na kolację. Zdziwił się, bo nie była wcale zachwycona jego widokiem.
- Ach, to ty… - westchnęła, a on otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Wzruszyła ramionami i zabrała się do majsterkowania przy jednym z aparatów.
- Coś się stało? Ostatnio mnie unikasz… Czy zrobiłem coś nie tak? – zapytał, a ona odetchnęła głęboko i postanowiła nie owijać w bawełnę.
- Ostatnio dużo czasu spędzasz z Jenny Evans – zauważyła, a widząc, że nadal nie rozumie, kontynuowała: - Wszyscy plotkują, że się spotykacie i podobno pobiłeś się dziś z Gabrielem, bo zakazał ci się z nią widywać…
Eric nie mógł uwierzyć, że plotki w Stars Way tak szybko się rozchodzą. Gdyby tylko choć jedna z nich była w połowie bliska prawdy.
- Wcale się z nim nie pobiłem! – wytłumaczył się chłopak. – To on na mnie naskoczył!
- Ale poszło o Jenny, tak? – upewniła się Bianca, a Eric był zmuszony przyznać jej rację.
- Gabe ubzdurał sobie to samo, co ty. Ale to nieprawda! Jenny i ja się tylko kumplujemy! Nie ma nic złego w przyjaźni między chłopakiem a dziewczyną…
- Owszem, ma, jeśli dla niej zaniedbuje się swoją prawdziwą dziewczynę – stwierdziła Bianca.
- Może rzeczywiście ostatnio nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale to nadrobimy, zobaczysz! – obiecał, a Bianca spojrzała na niego spode łba.
- I przysięgasz, że nic a nic nie czujesz do Jenny?
- Zwariowałaś? To tylko koleżanka! – zaśmiał się Eric, a Biancę ucieszyły te słowa.
Jednak, kiedy przytulał swoją dziewczynę, nie mógł pozbyć się wrażenia, że powiedział to nie całkiem szczerze…
***
Maggie postanowiła odwiedzić Henry’ego w motelu. Było już późno, ale nie przejmowała się tym. Nie miała zamiaru wracać do domu. Nie miała do czego wracać.
Zapukała cicho do drzwi, które wskazała jej recepcjonistka, ale nie usłyszała odpowiedzi. Zapukała jeszcze raz, ale znów nikt się nie odezwał. Lekko się zdenerwowała i już miała zamiar kopnąć te cholerne drzwi, kiedy dobiegł ją ze środka głos:
- Tylko ich nie zniszcz. Jestem tutaj gościem. Nie wypada zachowywać się jak hołota.
Maggie uniosła brwi ze zdziwienia i znów usłyszała głos dziadka:
- Nie bądź taka zdziwiona! Drzwi są otwarte!
Zupełnie jakby czytał w jej myślach! Nacisnęła klamkę i już po chwili znalazła się w motelowym pokoju. Nie były to luksusy, ale dało się przeżyć.
- Cieszę się, że przyszłaś – oznajmił Henry Carmichael, wskazując jej fotel, w którym mogła usiąść.
- Dzięki, postoję – odmówiła, a on pokręcił głową z uznaniem.
- Zupełnie jak twój ojciec… Charakter z pewnością odziedziczyłaś po nim. On też jest tak arogancki i nieokrzesany.
Uderzył ją sposób, w jaki mówił o Stevenie. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że jej dziadek również nie uwierzył w śmierć swojego syna. Że, tak jak ona, pragnie odnaleźć jego i jego żonę, którzy wcale nie zginęli w katastrofie statku wycieczkowego, jak wszystkim się wydawało.
- Zapewne zastanawiasz się, dlaczego wróciłem.
- Chyba nie ja jedna. Antony’emu też jest pan winien jakieś wyjaśnienia – zauważyła, a on ostentacyjnie nie wzrócił uwagi na zwrot „pan” w jej wypowiedzi.
- Nie jestem mu nic winien. On mnie również. Pozostawmy tę kwestię w spokoju. Chcesz wiedzieć, dlaczego tu jestem?
Kiwnęła głową, a on wstał z krzesła i podszedł do okna.
- Chodzi o twoich rodziców – wyjaśnił, ale spodziewała się tego. – Nie dostałaś nigdy listów ode mnie…
- Czytałam je! – powiedziała natychmiast, co nie było sprzeczne z prawdą, bo po awanturze, jaką zrobiła Antony’emu, pozwolił jej zachować wiadomości od dziadka. – Wszystkie mówią o tym samym. Wyrażają żal z powodu zaginięcia moich rodziców i proszą o kontakt.
- To prawda… Ale już dawno niczego nowego do ciebie nie napisałem – zakomunikował. – Nie widziałem w tym sensu, skoro nie odpowiadałaś. Poza tym, byłaś taka młoda. Teraz widzę, że jesteś już dojrzała i gotowa, by stawić czoła problemom.
- Co ma pan na myśli? – Zaintrygowana przysłuchiwała się uważnie wszystkim jego słowom.
- Natrafiłem na pewne ślady, które mogą nam pomóc dowiedzieć się prawdy o moim synie i jego żonie. Co prawda, jestem przygotowany usłyszeć to, co najgorsze, ale i tak musimy to zrobić. Nie chciałem tego robić bez ciebie, bo czułem, że ty również możesz zechcieć w tym uczestniczyć. – Henry Carmichael nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo Maggie była zaskoczona jego słowami, więc kontynuował: - Czy chciałabyś wyruszyć ze mną, aby wreszcie zgłębić tę tajemnicę?
***
- Hej, kowboju! Nie szarżuj tak, bo kogoś przewrócisz!
Jenny uśmiechnęła się serdecznie na widok nowego kolegi. Eric tak spieszył się do szkoły, że nie zauważył dziewczyny, kroczącej szkolnym parkingiem i wpadł na nią.
- Jenny? Co ty tutaj robisz? – zapytał zaskoczony, rozglądając się dookoła.
- To ty nie wiesz? – zdziwiła się kuzynka Gabe’a, po czym wybuchła śmiechem. – Zanoszę podanie. Po feriach wiosennych zaczynam naukę w Stars Way High! Ale… Chyba nie bardzo cieszysz się z tego powodu, co?
Eric spojrzał na nią i dopiero po chwili dotarły do niego jej słowa.
- Co? Żartujesz? To świetnie! Nauka w domu już ci się sprzykrzyła? – zapytał, nie przestając się rozglądać.
- Lubię uczyć się sama, ale to nie to samo – wyjaśniła Jenny. – Poza tym, muszę przebywać wśród rówieśników. Gabe mówi, że zgrywam zbyt wielką outsiderkę.
- Właśnie: Gabe. Może schowamy się gdzieś, co? – zaproponował Eric, a dziewczynie nie przypadł do gustu ten pomysł.
- Nie podoba ci się to, że może nas razem zobaczyć.
To nie było pytanie tylko stwierdzenie. Eric nie mógł zaprzeczyć.
- Zrozum… Nie chcę, żeby mnie posądzał o Bóg wie co… Kazał mi się trzymać od ciebie z daleka.
- Co?! – Jenny była oburzona zachowaniem kuzyna. – A ty zamierzasz go posłuchać?!
- Słuchaj to nie tak, ale…
- Ale co? Dlatego cały czas tak się rozglądasz rozglądasz? Boisz się, że ktoś nas razem zobaczy i powie o tym Gabe’owi? Myślałam, że nie jesteś aż takim tchórzem. – Dziewczyna była zawiedziona zachowaniem kolegi.
- Nie chodzi o to, że się go boję! – zaperzył się Eric. – Po prostu nie mam ochoty na nowego problemy! Już i tak nasze stosunki są napięte od czasu, gdy dostałem się do drużyny, a dzisiaj mecz finałowy… Nie chcę go wkurzyć.
Jenny pokręciła głową z niedowierzaniem.
- A więc wiedz, że mam gdzieś zdanie mojego kuzyna. Mogę się spotykać z kim chce i kiedy chce. Nawet z jego przyrodnim bratem! – krzyknęła, powodując, że kilka osób przechodzących w pobliżu spojrzało na nią jak na wariatkę.
- Jenny… Ja też chce się z tobą spotykać, ale najlepiej zdala od Gabe’a i… szkoły – wyjaśnił chłopak.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu, bo właśnie zauważył Biancę, która usłyszała całą rozmowę i sądząc po tym, jak na niego spojrzała, mylnie ją zinterpretowała.
- Muszę lecieć! – zakomunikował Eric i ruszył biegiem za swoją dziewczyną. – Bianca! To nie tak jak myślisz!
- Pewnie, że nie! Po prostu dyskutujesz sobie na parkingu z kuzynką swojego brata… - zakpiła dziewczyna, a Eric zadyszany próbował się tłumaczyć:
- Ale tak właśnie było! Przecież ci mówiłem, że nic nie ma między mną a Jenny!
- Oszczędź sobie, Eric – poradziła Bianca, otwierając swoją szkolną szafkę i wyjmując z niej książki. – Widzę, jak na nią patrzysz. Nie jest ci obojętna.
- Jenny to tylko koleżanka! Ile razy mam ci powstarzać?!
Bianca pozostawiła tę uwagę bez komentarza i odeszła przy akompaniamencie szkolnego dzwonka.
Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 20:15:19 31-08-14, w całości zmieniany 7 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:19:48 23-04-11 Temat postu: |
|
|
Mimo że nie komentowałam już od któregoś odcinka wiedz, że czytałam na bieżąco. Az się w głowie nie mieści ile tu się dzieje. Naprawdę świetnie łączysz te wszystkie postacie ze sobą, a z tym wychodzą niesamowite scenki.
Może zacznę od tego, że nie bede inna i powiem, że również podobają mi sie zagrywki Maggie, Gabriela, Logana i Alex. Świetną nić stworzyłaś pomiędzy tymi bohaterami. Jest zabawnie, śmiesznie, ale także poważnie i zaskakująco, kiedy to Alex sama przyznała się Maggie, co do Logana, kiedy odwoził ja do domu. Zastanawia mnie jedno: czy już nie jest zauroczona Eric'iem?
Co do Gabriela, już na poczatku, kiedy tylko wzniosla się plotka, że Mia jest w ciązy wiedziałam, że to na pewno nie on jest ojcem. Nie pomyślalam jedynie, że Mia tak naprawdę też nie jest, tylko że był to pomysł jej siostry. W dodatku z Zack'iem? ;o Jestem ciekawa jak to pojdzie dalej. Co wymyślił Gabe z Felixem i Maggie. Niech dadzą popalić Sasie, jedynie tylko jest mi szkoda trochę Zack'a. Chyba, że to nie on jest ojcem, a Sasie zaszła w ciąze jescze wcześniej. Sama nie wiem.
Ciekawi mnie rownież dlaczego tak nagle pojawił sie ojciec Emmy? i Henry, dziadek Maggie. Na jakim jest tropie i czy dziewczyna uda się z nim w wyprawe. Znając Maggie, zgodzi się bez zastanowienia. Pozdrawiam. |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:41:21 23-04-11 Temat postu: |
|
|
Maggie, gdybym wiedziała, że wstawisz finał, skomentowałabym już dawno! A teraz przyjdzie nam długo czekać na drugą część, bo są święta i pewnie nie masz czasu usiąść do kompa i nas uraczyć końcówką sezonu.
Odcinek świetny, choć przyznam, żeby nie było, że ciągle cię chwalę, że trochę rozdrobniony. Widać, jakbyś na siłę chciała zmieścić wszystko w jednym sezonie, co sprawiło, że nie był aż tak pełen napięcia jak pozostałe, no ale druga połowa na pewno nam to wynagrodzi
Zack ojcem dziecka Sasie?! Szok, bo wcześniej nic o tym nie było. Co do tego, że Gabe stracił z siostrą Mii dziewictwo i to w wieku 13 lat, brak mi słów, rozwaliło mnie to Tylko dlaczego Mia tak daje się manipulować? Mam nadzieję, że z pomocą Maggie inryga wyjdzie na dobre. No i oczywiście, że okaże się, że kto inny jest ojcem dziecka, bo Zacka lubię.
Pojawienie się dziadka Megs mnie zaskoczyło. Koleś sporo namieszał w rodzinie Carmichaelów, prawda wyszła na jaw, no i wspólnie z wnuczką chce kontynuować śledztwo, którego wyniki mnie bardzo ciekawią.
Jimmy chciał wrócić do łask Lisy, a tutaj niespodzianka. Pojawia się tatusiek Emmy, w sumie nie wiadomo dlaczego, ale na pewno nam to wyjaśnisz w drugiej części finałowego odcinka sezonu. To teraz kobieta będzie uwikłana w miłosny kwadrat... Mam nadzieję, że będzie o niej więcej
Nie rozumiem, czemu Gabe tak się wścieka o przyjaźń Jenny i Erica. Za to Biancę rozumiem, tym bardziej, że nasz Eryś wodzi ją za nos. Najwidoczniej czuje coś do kuzynki brata i powinien być z dziewczynami szczery.
Czekam na drugą połowę i pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:08:35 26-04-11 Temat postu: |
|
|
No, no, no... niby finał, a tu zamiast się rozjaśniać, to przybywa nowych zagadek - ale jeśli o mnie chodzi to nie mam absolutnie nic przeciwko temu Niestety, zgadzam się z Mary Rose, że odcinek trochę rozdrobniony przez co rzeczywiście wygląda, jakbyś na siłę chciała zmieścić wszystko w jednym sezonie, ale i tak uwielbiam to opowiadanie i Twój styl pisania:D
Zastanawiam się co przygnało dziadka Hery'ego na farmę Antony'ego - bo w to, że chodzi tylko o to, że razem z wnuczką chce rozwikłać zagadkę zaginięcia jej rodziców, jakoś nie do końca wierzę.
Gabriel to jednak głupek - niby chce się zachować odpowiedzialnie, a traktuje Mię jak... no, wiadomo;P Żadna dziewczyna nie chciałaby usłyszeć z ust faceta, że "chyba nie wie czyje to dziecko"... żenujące:/ Dobrze, że Felix tam był i trochę go przyhamował, no a Gabriel dość szybko wpadł na właściwy trop. Wiedziałam, że z tą ciążą Mii to nie będzie taka prosta sprawa już kiedy zdradziłaś nam, że to nie Gabe jest ojcem, ale czegoś takiego w życiu bym nie wymyśliła! Żeby zrobić z Zacka ojca dziecka Sasie? Nie, to też nie może być takie, na jakie teraz wygląda... a może może? Nie wiem już sama 13-letni Gabe i 20-letnia Sasie - jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić;P Ciekawe co takiego wymyślił młody Blake by zemścić się na dziewczynie... No i jeszcze zastanawia mnie ta scena zazdrości o Jenny - jeszcze nie wiem co, ale z pewnością coś mi tu nie gra;)
No i Jimmy miał niespodziankę - przychodzi do Lisy, widzi tam jakiegoś "pajaca" i dowiaduje się, że ten jest ojcem jej córki. Pewnie poczuł się tak, jakby ktoś go cegłą zdzielił przez łeb... Podobnie musiał poczuć się też Tony, kiedy Meg wykrzyczała mu, że żona zdradza go z jego przyjacielem. Okazało się, że jednak nie miał pojęcia o romansach żony.. tym bardziej więc ciekawe, czy nadal będzie obstawał przy tym, że każdemu należy się druga szansa. Henry'emu (choć nie wiem co między nimi zaszło) jak widać, nie potrafi dać szansy (zresztą zdaje się, że Henry jemu też), ale może z żoną będzie inaczej;)
Czekam na kolejną cześć finału. Pozdrawiam :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5857 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:14:49 26-04-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję Wam za komentarze! ;*
A odcinek rzeczywiście jest rozdrobniony, bo koniecznie chciałam się zmieścić w 25 w sezonie. Może nie wygląda to za ciekawie, ale przynajmniej wyrobiłam się z wszystkimi wątkami
Zapraszam na drugą część finału!
ODCINEK 25 (50): "FINAŁ cz. II"
- Sprawdziłem wasze testy – zakomunikował Ethan Clark klasie, która umilkła, czekając na usłyszenie wyników niezwykle trudnego sprawdzianiu, jaki im zafundował nauczyciel na poprzedniej lekcji. – Nie jest źle – uspokoił uczniów.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale tylko na chwilę, bo zaraz potem Ethan dodał:
- Ale też nie jest dobrze, więc nie cieszcie się przedwcześnie! – zawołał i zaczął rozdawać testy.
Ta klasa miała naprawdę duże zaległości. Pani Peterson nie nauczyła ich niczego sensownego, kiedy pracowała w tej szkole. Jedyną osobą, która zdawała się mieć jakie takie pojęcie o matematyce był Logan, ale on nie był zainteresowany współpracą.
Siedział znudzony, gapiąc się w okno i rozmyślając nad dzisiejszym meczem. Będzie musiał stawić czoła swojej starem drużynie i nowej jednocześnie. „Tygrysy” nie przyzwyczaiły się do niego jako kapitana. Nie miał im tego za złe. Ostatecznie, on również nie cieszyłby się, mając wieloletniego wroga w składzie.
Z rozmyślań wyrwał go widok kartki papieru z wielkim czerwonym „F” w prawym górnym rogu. Ethan Clark zamachał mu testem przed nosem i położył na ławce.
- Zostań na chwilę po lekcjach, dobrze? – poprosił, a Logan wywrócił teatralnie oczami.
Nie miał zamiaru zostawać po lekcji tylko po to, by porozmawiać z profesorem o jego możliwościach. Jednak kiedy zadzwonił dzwonek, powlókł się w kierunku biurka nauczyciela, czekając na to, co ten miał mu do powiedzenia.
- Chciałem tylko zapytać, czy zadowala cię stopień, jaki uzyskałeś z testu? – zapytał Clark, siadając na krześle za biurkiem. – Znam twoje możliwości i jestem pewien, że stać cię na więcej.
- Nie rozumiem, o co panu chodzi – stwierdził Logan, a Ethan zmarszczył brwi.
- Twój test chyba mówi sam za siebie – wyjaśnił nauczyciel. – Oddałeś pustą kartkę.
- I co z tego? – Logan wzruszył ramionami.
- To, że widziałem, co potrafisz! Nie rozumiem, dlaczego próbujesz zgrywać głupiego, jeśli możesz być „tym mądrym”. Chcesz zawalić rok, bo akurat teraz masz taki kaprys? Wybacz, Logan, ale uważam, że źle robisz. Widziałem, jak wtedy rozwiązywałeś to równanie. Zrobiłeś to bez mrugnięcia okiem! Podejrzewam, że obliczyłbyś je nawet w pamięci! Dlaczego nie wykorzystasz swoich umiejętności? – Ethan Clark nie rozumiał postawy chłopaka.
- Pan wybaczy, ale nie mam teraz czasu na zgłębianie tajników matematyki czy jakiegokolwiek innego przedmiotu. Dzisiaj jest mecz finałowy i muszę się do niego przygotować – oznajmił chłopak. – Do widzenia!
Po czym opuścił klasę, pozostawiając osłupiałego nauczyciela samego.
***
Całe miasteczko aż huczało! Tego wieczora miał się odbyć mecz finałowy i wszyscy mieszkańcy Stars Way nie mogli się go doczekać. Tu i ówdzie można było również dostrzec przyjezdnych z Comer, którzy zamierzali dopingować swoją drużynę. Nie obeszło się bez uszczypliwości pomiędzy kibicami przeciwnych drużyn, którzy na każdym kroku próbowali udowodnić, że jedna jest lepsza od drugiej.
Logan, jak zwykle przed każdym meczem, zmierzał do miejsca, w którym mógł choć przez chwilę posiedzieć w ciszy i porozmyślać. Do kościoła. Nie był specjalnie religijny. Właściwie to nigdy nie praktykował wiary. Po prostu siedział tam i rozmyślał. To go jakimś cudem uspokajało.
Nie spodziewał się jednak spotkać kogoś znajomego w świątyni. Bardzo zdziwił go widok Maggie, siedzącej przy ołtarzu. Nie zamierzał jej przeszkadzać. Usiadł więc w jednej z kościelnych naw i postanowił poczekać aż dziewczyna sama go zauważy. Nie trwało to jednak długo.
Maggie również przeżyła niemały szok na widok znienawidzonego chłopaka w takim miejscu.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała zdziwiona, siadając obok niego w jednej z ławek.
- Mógłbym zapytać o to samo – stwierdził Logan.
- Mógłbyś, ale niestety ja byłam pierwsza – przypomniała mu dziewczyna, a on uśmiechnął się zawadiacko.
- Rozmyślam – odpowiedział. – A ty?
- Można powiedzieć, że to samo. – Maggie rozejrzała się po pustym kościele. – Nie powinieneś być na meczu?
- Mam jeszcze dużo czasu – oznajmił, patrząc na zegarek. – Mogę cię o coś zapytać?
- Chyba już to zrobiłeś… - Maggie wywróciła teatralnie oczami.
Nie miała ochoty na kolejną serię złośliwości. On nie zamierzał jednak się z niej nabijać.
- Często tu przychodzisz?
- Słucham? – Zdziwiło ją to pytanie.
- Mam na myśli… Czy często się tutaj… No wiesz… Modlisz – sprecyzował swoje pytanie Logan, a Maggie zmarszczyła brwi.
Po chwili ciszy, stwierdziła, że może się z nim podzielić tą informacją.
- Raz w tygodniu. Czasem częściej...
Przez dłuższy czas nikt z nich się nie odzywał. W końcu Maggie, sama nie wiedząc, dlaczego to robi, odezwała się:
- Cztery lata temu moi rodzice zaginęli na oceanie. Na statku, którym płynęli wybuchła bomba.
Logan był wstrząśnięty tym wyznaniem, ale pozwolił dziewczynie mówić dalej.
- Ich ciał nigdy nie odnaleziono, ale nie straciłam nadziei, że nadal żyją. Przychodzę tutaj od czterech lat i modlę się o ich szczęśliwy powrót do domu. Ale, jak widać, Bóg chyba nie bardzo się tym przejmuje.
Znów zapadła cisza. Maggie nie wiedziała, dlaczego zwierzyła się Loganowi z tego sekretu. Odczuwała jednak ogromną potrzebę powiedzenia komuś o swoich rozterkach, a dobrze wiedziała, że on nie będzie się nad nią litował. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała była litość, a gdyby powiedziała o tym swoim przyjaciołom, na pewno by jej współczuli. Logan był dla niej obcy. Mogła mu to powiedzieć. Przynajmniej tak jej się wydawało.
- Chcesz usłyszeć coś śmiesznego? – zapytał, jak gdyby nigdy nic, a ona pokiwała głową twierdząco. – Przed każdym meczem przychodzę do kościoła i modlę się o powodzenie i siłę na to, aby móc walczyć.
- To wcale nie jest śmieszne – stwierdziła, a on spojrzał na nią zdziwiony. – Muszę już lecieć. Widzimy się na meczu?
Logan kiwnął głową. Jeszcze przez chwilę patrzył, jak dziewczyna znika w kościelnej bramie.
Nie było sensu tu dłużej siedzieć. Trzeba było powoli udać się do szkoły, gdzie zapewne czekała już na niego cała drużyna z trenerem na czele. Trzeba jeszcze raz omówić taktykę.
Wyszedł z kościoła z zamiarem bezpośredniego udania się do szkoły. Jednak, kiedy zmierzał właśnie wąską uliczką, drogę zaszły mu jakieś zakapturzone postacie. Próbował je wyminąć, ale nie pozwoliły mu na to.
- No, no, Collins… - Odezwał się głos spod kaptura. – Czy ty przypadkiem nie powinieneś gdzieś już być?
Zaczynało się już ściemniać, ale mimo to Logan rozpoznał twarz mówiącego. Był to Noel Akhard – jego były kolega z drużyny „Jastrzębi”. Kiedyś się przyjaźnili, ale wszystko się zmieniło, kiedy Logan został wybrany kapitanem. Noel miał mu to za złe i ich przyjacielskie więzi się zerwały.
- Sorry, Noel, ale spieszę się. – Logan próbował wyminąć byłego kumpla i jego świtę.
- My też – oznajmił jeden z „Jastrzębi”. – Ale uznaliśmy, że starczy nam trochę czasu, żeby odbyć z tobą małą pogawędkę…
Logan dobrze wiedział, co jest na rzeczy. Wąska alejka oraz pięć zakapturzonych i wrogo nastawionych do niego postaci mówiły same za siebie.
To zabawne, pomyślał Logan, jeszcze do niedawna to on by przewodził taką grupą. Dobrze pamiętał noc, w której pojawił się w Stars Way w eskorcie swoich kumpli z drużyny, aby rozprawić się z Gabe’em na balu bożonarodzeniowym. Jak widać historia lubiła się powtarzać, tyle tylko, że teraz on sam miał być ofiarą, a nie Gabriel.
- Widzę, że zostałeś kapitanem, Noel. – Logan postanowił grać na zwłokę. – Gratuluję!
Akhard prychnął z niedowierzaniem. Dobrze wiedział, że został kapitanem tylko dlatego, że Collinsa przeniesiono do Stars Way. Inaczej nigdy nie miał na to szans.
- Nie udawaj, że cię to obchodzi… - Noel powoli zaczynał tracić nad sobą panowanie.
- A ty lepiej powiedz mi wreszcie, czego ode mnie chcesz – nakazał Collins, chcąc już jak najszybciej to zakończyć.
- My… – Noel wskazał na siebie i pozostałych członków drużyny. – …chcemy, żebyś nie wziął udziału w dzisiejszym meczu.
Chwila konsternacji trwała zaledwie ułamek minuty, bo została przerwana przez głośny śmiech Logana.
- Chyba jaja sobie ze mnie robisz!
Nie wyglądało jednak na to, że Noel żartował. Razem ze swoją świtą stał niewzruszony naprzeciw Collinsa z poważną miną.
- Mówię całkiem poważnie – poinformował byłego kolegę, który nie dowierzał własnym uszom. – Jeśli nie chcesz, żeby spotkało cię coś złego, nie możesz zagrać w meczu finałowym.
Logan spojrzał po twarzach swoich kolegów z poprzedniej drużyny. Wszyscy mieli niewzruszone miny.
- Nic z tego – oznajmił.
- Słucham? – zdziwił się Noel, a reszta jego eskorty również popatrzyła po sobie ze zdumieniem.
- Dobrze słyszałeś – powtórzył Logan. – Nie ma mowy.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz?
- Owszem. Nie zrezygnuję z meczu finałowego tylko dlatego, że ty mi każesz. – Logan nie mógł zrozumieć skąd w byłym przyjacielu tyle złości na niego. – Zagram i nie powstrzymasz mnie.
- Jesteś pewny? – zapytał Noel z groźną miną.
Jego towarzysze podeszli bliżej, uniemożliwiając Loganowi ucieczkę.
- W takim razie… - zaczął Akhard. – Będziemy musieli sobie inaczej porozmawiać.
***
- Pół godziny do meczu, a jego jeszcze nie ma! – wrzeszczal Gabe.
Wszyscy byli zdenerwowani przedłużającą się nieobecnością nowego kapitana, ale młody Blake po prostu wyszedł z siebie.
- Co on sobie w ogóle myśli? Dlaczego jeszcze nie przyszedł?!
- Spokojnie, Gabe! – uspokoił go trener Altman. – Na pewno niedługo się zjawi. Trzeba być dobrej myśli…
Gabriel prychnął. Stali właśnie na sali gimnastycznej, gdzie po mału zaczynali się już zbierać kibice. Reszta drużyny znajdowała się w szatni.
- Trenerze… - zaczął Gabe. – Może gdyby mi pan pozwolił…
- Nie, Blake! – w głosie Altmana słychać było zdecydowanie. – Już o tym rozmawialiśmy!
- Ale z moją nogą jest coraz lepiej! Nie zauważył pan, że mogę już chodzić?
- Owszem, widzę poprawę, ale nie zmienię zdania dopóki nie porozmawiam z twoim lekarzem, a on nie będzie miał żadnych przeciwwskazań.
- Dlaczego pan jest taki uparty?! – wrzasnął Gabriel, a trener podniósł brwi zgorszony jego zachowaniem.
- Bo nie chcę, żeby ci się stała krzywda! – odpowiedział stanowczo trener, a widząc, że Gabe nadal nie rozumie jego decyzji, chwycił lewą rękę swojego byłego kapitana i spróbował wygiąć ją pod kątem dziewięćdziesięciu stopni.
Blake syknął z bólu, nie spodziewając się tego. Spojrzenie trenera świadczyło o tym, że tylko utwierdził się w przekonaniu, że ma rację.
Gabe nic nie powiedział, tylko odszedł pozostawiając trenera samego. W tłumie zobaczył Mię, Felixa, Jaspera i Maggie, którzy już planowali odwet na Sasie.
- I jak? Jeszcze się nie zjawił? – zapytał Jasper kumpla, a Gabe pokręcił przecząco głową.
- Na pewno przyjdzie! – zapewniła ich Maggie. – Widziałam się z nim niedawno i mówił, że ma jeszcze czas. Nie wiem, dlaczego się spóźnia…
- Gdzie ty się z nim widziałaś? – zapytał podejrzliwie Blake. – Spotykasz się z nim?
- Zwariowałeś?! – Maggie wybuchła śmiechem.
- Dobra! Lepiej skupmy się na naszym planie! – zakomenderował Felix i wszyscy podchwycili z ulgą zmianę tematu.
Wszyscy, oprócz Gabe’a, który chyba nie do końca uwierzył dziewczynie. Skarcił się w duchu za to uczucie zazdrości i postanowił skupić się na planie.
Obok nich przechodził właśnie Zack i wszyscy na niego spojrzeli. Nie krył zdziwienia, widząc swoją przyjaciółkę w towarzystwie znienawidzonych osób i Felixa, który był jakby pośrednikiem między ich grupą a paczką popularnych dzieciaków, dzięki swojej znajomości z Mią.
Zack zmierzył ją wzrokiem. Najwyraźniej też uwierzył w plotki o jej domniemanej ciąży.
- Musimy się pospieszyć – stwierdziła nagle Mia. – On chyba jeszcze o niczym nie wie.
Rzeczywiście. Zack nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Sasie o niczym go jeszcze nie poinformowała.
- Bierzmy się do roboty! – nakazała Maggie, która chciała również pomóc przyjacielowi. Miała ogromną nadzieję, że to mu nie zaszkodzi.
- Czekajcie! – Mia chciała coś powiedzieć. – Dziękuję wam wszystkim! Za to, że mi chcecie pomóc… A szczególnie tobie, Maggie…
Wszyscy byli w szoku, a już na pewno zdziwiona okazała się być sama zainteresowana.
- Nie byłam dla ciebie zbyt miła, a teraz próbujesz mi pomóc, chociaż to również dotyczy twojego przyjaciela. Dziękuję.
Maggie kiwnęła głową, co miało znaczyć „nie ma za co”. Nie robiła tego w końcu bezinteresownie, ale nie miała zamiaru o tym wspominać.
***
- Wow… Chyba coś jest nie tak z moimi oczami, bo właśnie widziałem Maggie w towarzystwie Mii, Gabe’a, Felixa i Jaspera… - Zack podrapał się po głowie.
- No to naprawdę coś musi być nie tak… - zgodził się z kumplem Tyler, ale Alex nie zamierzała im przyznać racji.
- Co z tego? Nie może z nimi rozmawiać?
- Mogłaby, ale przecież ona ich nienawidzi, pamiętasz? – przypomniał koleżance Tyler, a ona machnęła ręką i nic nie powiedziała na te słowa, bo z szatni właśnie wyszedł Eric w stroju koszykarskim.
- I jak? – zapytał, obkręcając się wokół własnej osi. – Wyglądam jak jeden z nich?
- Jesteś jednym z nich… - odezwał się głos za ich plecami.
To Gabriel pojawił się na korytarzu przed szatnią.
- O! Już się do mnie odzywasz? – zdziwił się Eric, nie ukrywając tego, że nadal żywi lekką urazę do brata za to, jak się zachował.
- Zrozumiałem, że zachowałem się jak palant – wyjaśnił Gabe, a Eric przyznał mu rację, co wywołało na twarzy Blake’a uśmiech. – Rozejm? – zapytał.
Eric nie musiał się długo zastanawiać. Uściskał brata po przyjacielsku.
- Rozejm.
- Wybaczcie, ale pójdę się trochę przewietrzyć. Nie chcę się rozklejać przed meczem – zaśmiał się Zack i udał się przed szkołę, aby odetchnąć świeżym powietrzem.
- No proszę. A myślałam, że już cię nie znajdę.
To Sasie właśnie zmierzała wraz z tłumem mieszkańców Stars Way, aby obejrzeć mecz sezonu.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał zdziwiony chłopak, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Przyszliśmy popatrzeć na grę – odpowiedziała, a on uniósł wysoko brwi.
- Przyszliśmy? – zdziwił się.
- Tak… - Sasie w odpowiedzi pogłaskała się po brzuchu. – Nie przywitasz się z tatą? – rzuciła te słowa w przestrzeń, jakby mówiła do kogoś niewidzialnego.
- Co ty bredzisz? – Zack był coraz bardziej zdenerwowany. – Prześladujesz mnie?!
- Ja? Skąd! Przyszłam ci tylko pogratulować! – Sasie uśmiechała się, w jej mniemaniu słodko.
- Niby dlaczego? Nie mam dzisiaj urodzin…
Sasie wywróciła teatralnie oczami. Ten kretyn był taki niedomyślny. To trudno… Takiego wybrała i musiała się go trzymać.
- Pogratulować przyszłego ojcostwa – poinformowała go, a on zbladł. – Moje gratulacje, Zack! Będziemy mieli dziecko!
***
O godzinie ósmej wieczorem miał rozpocząć się mecz, a pięć minut przed jego rozpoczęciem, stało się jasne, że kapitan jednej z drużyn się nie zjawi. Wszyscy zawodnicy, zarówno z drużyny „Tygrysów”, jak i „Jastrzębi” rozgrzewali się na boisku, ale Logana wśród nich nie było.
- Trzeba go będzie po prostu zastąpić – stwierdził jeden z zawodników.
- Daj spokój, Ben! On musi przyjść! – Trener Altman wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. – Nie mogę go tak po prostu zastąpić! Musimy wygrać ten mecz.
- I chyba doskonale pan wie, co trzeba zrobić, żeby tak się stało… - oznajmił Gabe, ale trener nie zamierzał go słuchać.
- Nie wpuszczę cię na boisko, Blake! Przestań wciąż mnie o to prosić!
- Ale…
- Żadnego ale! Logan się tutaj zjawi, a jeśli nie to wejdzie za niego Jasper i koniec!
- Przykro mi trenerze, ale już nie jestem w drużynie i nie wejdę na boisko dopóki… - zaczął Jasper Fuller, ale trener mu przerwał.
- Tak, tak, wiem! Dopóki Gabe też nie będzie grał! Cholerna solidarność! Potrzebuję zawodnika!
- I nadal go pan może mieć. Wystarczy tylko, że dopuści pan Gabe’a do gry! Nawet gdyby nie miał nóg i tak byłby najlepszym zawodnikiem! – Jasper nie dawał za wygraną, nie przejmując się zgorszeniem trenera po tym niezbyt trafnym porównaniu.
- Dlaczego Noel Akhard tak głupio się cieszy? – zdziwił się Gabe, zapominając na chwilę o dyskusji z trenerem i przyglądając się uważniej minie kapitana „Jastrzębi”, który już drugi raz koło nich przebiegał. – Coś mi tutaj nie pasuje…
- Dość tego! Mam gdzieś to, dlaczego Akhard ma dobry humor! Mam gdzieś, że mój kapitan się nie zjawił! Macie tam wyjść i skopać tym cwaniakom z Comer d**y! Rozumiemy się?! – zarządził Altman, a wszyscy się z nim zgodzili. Nie mogli oddać walkowerem.
- Gotowi? – zapytał sędzia, który szykował się do uroczystego rozpoczęcia meczu.
- Jak nigdy – oznajmił trener i nakazał wszystkim wejść na boisko.
- Ma być pięciu zawodników – zauważył sędzia, omiatając grupę wzrokiem.
- Niestety mamy mały problem techniczny i…
- Musicie znaleźć zastępstwo, przykro mi… - stwierdził sędzia, a trener Altman zacisnął pięści z bezsilnej złości.
Gabe podniósł się z miejsca, gotów w każdej chwili zagrać, ale trener go minął, mówiąc:
- Milligan! Wchodzisz!
Blake z niedowierzaniem przyglądał się jak trener powołuje na miejsce Logana jednego z rezerwowych zawodników.
- Milligan to słabeusz! Niech pan chociaż weźmie Nigela! – zawołał za trenerem Gabe, ale ten już stracił nad sobą panowanie.
- Nie waż mi się mówić, co mam robić Blake! To moja drużyna i ja decyduję, kogo wystawić na boisko! Więc lepiej zabieraj stąd swoją dupę i siadaj na trybunach, bo dzisiaj jesteś tylko widzem, rozumiesz?!
Gabriel był wstrząśnięty tą sceną. Nie zamierzał się jednak kłócić z trenerem. Powlókł się na trybuny i usiadł między przyjaciółmi.
Sędzia szykował się już do rozpoczęcia meczu, kiedy trener Altman dawał swoim zawodnikom ostatnie rady:
- Pamiętaj, Milligan! Jeszcze mogę cię kimś zastąpić, jak się nie sprawdzisz! – ostrzegł chłopaka.
- Nie będzie takiej potrzeby. – Odezwał się jakiś głos za nimi.
Wszyscy obejrzeli się za siebie i zobaczyli kroczącego ku nim Logana. Wyglądał okropnie. Cały był posiniaczony, a rozcięta warga i podbite oko tylko dopełniało całości.
- Boże, Logan! Kto ci to zrobił? – krzyknął trener, ale Collins nie zamierzał odpowiadać.
Sędzia zgodził się dać czas drużynie, aby Logan doprowadził się do porządku i przygotował do meczu.
Noel Akhard wyglądał jakby go ktoś uderzył brudną szmatą po twarzy. Nie spodziewał się, że Logan pojawi się na meczu pomimo środków, jakie zastosowali.
Sam Collins nie odpowiadał na żadne pytania. Nie zamierzał się skarżyć. Mimo iż wszystko bolało go niemiłosiernie, opłukał twarz, aby pozbyć się z niej zeschniętej już krwi, a następnie przebrał się w strój do koszykówki.
- Nieźle cię urządzili – stwierdził Gabriel, stojąc w drzwiach do szatni i obserwując jak chłopak wiąże buty. – To Noel, mam rację?
- Skąd wiesz? – zdziwił się Logan, a Gabe uśmiechnął się zawadiacko.
- Daj spokój! Masz to wręcz wymalowane na twarzy! – zaśmiał się Blake.
- Nie mam czasu słuchać tych docinków. Muszę wyjść na boisko – oznajmił Collins.
- Nie możesz tak wyjść! Wyglądasz jak sto nieszczęść! – poinformował go były kapitan „Tygrysów”.
- Masz jakiś pomysł, co z „tym” zrobić? Bo ja nie…
- Owszem, mam.
Po słowach Gabe’a, w szatni pojawiła się Mia z małą kosmetyczką w dłoni.
- Mia zrobi ci makijaż. Nie bój się, postara się, żeby wyglądał męsko – zaśmiał się Gabriel i pozostawił ich w szatni.
Rzeczywiście wyglądał teraz o wiele lepiej, choć nie pozwolił Mii nałożyć mu na twarz zbyt dużej ilości pudru.
Wyszedł wraz z całą drużyną na boisko, co wszyscy kibice ze Stars Way powitali z ulgą. Już myśleli, że się nie zjawi.
Mecz rozpoczął się z piętnastominutowym opóźnieniem.
- Tylko się nie rozbecz, jak przegracie, Collins! – syknął Noel Akhard do swojego przeciwnika.
- Będę płakać, ale tylko ze szczęścia, kiedy już skopię ci dupę.
Gwizdek sędziego i piłka poszła w ruch. Akcja była tak szybka, że nie sposób było nawet zauważyć, która drużyna ma w tym momencie piłkę.
Gabe śledził grę z trybun, dopingując swoją drużynę i brata, który od niedawna do niej należał. Nie było to to samo, co bycie tam – na boisku, ale i tak było to lepsze od czegokolwiek innego na świecie.
Logan, mimo stanu, w jakim się znajdował, dawał z siebie wszystko, a Eric na pozycji rozgrywającego sprawdzał się wyjątkowo dobrze.
Po brawurowym rzucie Logana z dystansu, drużyna „Tygrysów” prowadziła już siedmioma punktami. Sytuacja jednak szybko uległa zmianie. „Jastrzębie” nie bały się faulować. Zawodnicy tej drużyny byli bardzo brutalni, a już szczególnie Noel nie miał zahamowań. Gabe nie tolerował takiego zachowania. On zawsze starał się grać fair, nawet kiedy miał do czynienia ze znienawidzoną drużyną.
Jednak Noel Akhard przegiął, kiedy uderzył Logana łokciem w nos. Wszyscy na widowni wstrzymali oddech. Nawet kibice, którzy przybyli z Comer byli wzburzeni takim zachowaniem. Logan złapał się za zakrwawiony nos. Kilku lekarzy podbiegło do niego, sądząc, że zaraz zemdleje z upływu krwi, jednak ten kazał im wracać na swoje miejsca, mówiąc:
- Nic mi nie jest!
Wytarł koszulką zakrwawioną twarz i wrócił do gry.
- Gramy dalej! Nie było faulu! – krzyknął do sędziego.
Noel zdziwił się taką postawą, ale nie ukrywał, że było mu to na rękę. Po pierwszej połowie meczu „Jastrzębie” prowadziły już dziewięcioma punktami.
- Jeszcze nie wszystko stracone! – krzyknął trener, kiedy cała jego drużyna miała przerwę. – Można to jeszcze odrobić!
- Jesteśmy beznadziejni! – krzyknął Ben, jeden z zawodników. – Oni nas zmiażdżą!
- Nie mów tak! Jesteście najlepszą drużyną, jaką kiedykolwiek miałem!
- Chciał pan powiedzieć, że byliśmy nią, kiedy mięliśmy w swoich szeregach Gabriela Blake’a…
Trener nie wiedział, co na to odpowiedzieć, ale na szczęście z tego kłopotu wybawił go sam Gabe.
- Trener ma rację. Jesteście dobrzy i nie potrzebujecie mnie, żeby zwyciężyć!
- Więc co mamy robić? – zapytał któryś z zawodników.
- Uwierzyć w siebie! – nakazał młody Blake. – I walczyć! Bo macie coś, czego „Jastrzębie” nie mają.
- Niby co? – zdziwił się inny zawodnik, a Gabe uderzył się otwartą dłonią czoło.
- Jaja! – zawołał. – Macie talent i ducha walki! Musicie je tylko dobrze wykorzystać! Te cwaniaki z Comer to słabeusze! Bez obrazy, koleś… - dodał, zwracając się do Logana.
- Nie przyjęta! – Collins uniósł ręcę do góry, aby pokazać, że nie ma nic przeciwko temu stwierdzeniu. – Gabe ma rację. Musimy w siebie uwierzyć, inaczej bez sensu w ogóle zaczynać drugą połowę. Jeśli nie będziemy wierzyć, że nam się uda, to tak jakbyśmy już oddali mecz walkowerem.
- Więc co proponujecie? – zapytał trener, który do tej pory przysłuchiwał się tej dyskusji.
- Trzeba zmienić taktykę – stwierdził Gabriel, a wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. – Oni już znają nasze najlepsze chwyty. Trzeba ich zaskoczyć czymś nowym.
- Co masz na myśli? – zapytał Logan.
- Nowy plan – odpowiedział Gabe i uśmiechnął się do własnych myśli.
Drugą połowę rozpoczęli o wiele bardziej pewnie niż pierwszą. Nowa taktyka Gabe’a okazała się być trafna i już po chwili odrobili siedem z dziewięciu straconych punktów. Jednak „Jastrzębie” miały dziwny zwyczaj faulowania, kiedy sytuacja zaczynała się robić niebezpieczna. Kilku zawodników „Tygrysów” na tym ucierpiało, ale obeszło się bez opieki medycznej. Ben Chambers nie miał jednak tyle szczęścia. Grający na pozycji środkowego zawodnik, został brutalnie sfaulowany nie przez jednego, ale przez dwóch zawodników „Jastrzębi”. Musiał zejść z boiska, aby lekarze mogli się nim zająć.
Niestety sędzia nie widział tego haniebnego faulu, ponieważ akurat w tym momencie zajmował się rozdzielaniem bijących się maskotek obu drużyn. Wielki tygrys i ogromny jastrząb naparzali się wśród grających zawodników, co było nie do przyjęcia.
Trener Altman po raz kolejny został postawiony w sytuacji zastąpienia kimś innym jednego ze swoich zawodników. Ben nie mógł ponownie wejść na boisko. Trener nie miał wyboru.
- Blake! – zawołał. – Wchodzisz!
- Poważnie?! – zdziwił się Gabe, a trener uśmiechnął się do niego, mówiąc:
- Lepiej idź się przebrać, bo zmienię zdanie!
- Panie i panowie! – rozległ się głos z megafonu. To komentator sportowy, który został zaproszony, aby zdać relacje z meczu finałowego, przemawiał do kibiców. – Wygląda na to, że środkowy „Tygrysów” Ben Chambers nie jest w stanie dalej grać. Zastąpi go nie kto inny jak Gabriel Blake – niekwestionowana legenda!
Reszta słów komentatora zginęła w okrzykach radości, wypływających z części miejscowej widowni. Widzowie z Comer nie powitali tego faktu z radością.
- No, Blake! – zawołał Logan do Gabe’a, kiedy ten, już przebrany w strój drużyny, pojawił się na boisku. – Wygląda na to, że znów ze sobą gramy.
- Tylko że teraz nie gramy przeciwko sobie… - zauważył chłopak.
Oboje podali sobie ręce i na gwizdek sędziego kontynuowali grę.
Od razu okazało się jasne, że wprowadzenie Gabe’a na boisko było trafnym posunięciem. Gabe szedł jak burza. Nareszcie znalazł się w swoim żywiole.
Jednak ilekroć nadrobili punkty, „Jastrzębie” ich faulowali i zdobywali dzięki temu kolejne. Byli mistrzami w robieniu tego tak, aby sędzia niczego nie zauważył. Jeden z zawodników „Jastrzębi” okrutnie sfaulował Gabe’a krótko przed zakończeniem meczu.
Blake zacisnął zęby z bólu, jaki sprawił mu ten faul. To, że mógł chodzić, nie znaczyło, że już wszystko z nim w porządku. Noga znów zaczęła go boleć po uderzeniu, jakie mu zafundował zawodnik z numerem 9.
Powstał jednak z podłogi, co widownia skwitowała głośnym aplauzem. Dziewczyny piszczały:
- Oby tylko nic mu się nie stało!
- Ależ on dzielny!
- Pokaż im, Gabe!
- Och, zamknijcie się wreszcie! – krzyknęła Maggie, poirytowana takim zachowaniem.
Gabriel podszedł do Logana i szepnął:
- Jesteś gotowy wypróbować coś nowego?
- Dawaj…
- Dziesięć sekund do końca meczu i piłka w rękach „Tygrysów” - relacjonował komentator.
- Oby mieli dobry plan, bo inaczej przegramy… - syknął przez zaciśnięte zęby Tyler, który z uwagą obserwował cały mecz.
- Gwizdek i znów piłka poszła w ruch! - Z głośników ponownie popłynął głos komentatora.
Gabe i Logan biegli po przeciwległych końcach boiska w kierunku kosza przeciwników. Osiem sekund. Logan podaje do Gabe’a. Z miejsca, w którym stał, Gabriel z pewnością trafiłby do kosza, ale nie był głupi i dobrze wiedział, że aby wygrać potrzebują co najmniej trzech punktów. Dlatego oddał piłkę Ericowi, w którego stronę pomknęli natychmiast przeciwnicy. Nie dał się on jednak zwieść i odrzucił piłkę w stronę innego kolegi z drużyny, który pomknął z zawrotną szybkością w stronę Gabe’a. Cztery sekundy i … niewiarygodne! Gabriel podaje do Logana, zamiast sam oddać rzut. Zdziwiony Collins łapie piłkę, stojąc dokładnie po środku boiska. Blake chyba oszalał! Tłum wstaje, żeby lepiej widzieć. Dwie sekundy. Logan się waha? To tylko złudzenie! Widać uśmiech na jego twarzy, kiedy rzuca piłkę z dystansu w stronę kosza przeciwników. Cała sala wstrzymała oddech, nie spuszczając piłki z oczu. Wydawało się, że nawet czas się zatrzymał. Chwila ciszy i… widownia eksplodowała! Czy to możliwe, żeby właśnie „Tygrysy” wygrały? Tak! Mistrzostwo należało do nich dzięki celnemu strzałowi Logana!
„Tygrysy” oszalały z radości. Głośne wiwaty na cześć Logana i Gabriela rozniosły się po całej sali.
- I co? Pewnie jesteś z siebie bardzo zadowolony, Collins? – zapytał wściekły Noel Akhard.
- A żebyś wiedział, że jestem…
- To jeszcze nie koniec, Logan…
- Serio, Noel? – zapytał Gabriel, stając obok Logana razem z Jasperem, Ericiem i resztą drużyny. – Bo ja myślę, że to się kończy tu i teraz.
- Jeszcze tego pożałujecie! – krzyknął kapitan „Jastrzębi”, a Blake uśmiechnął się łobuzersko.
- Spróbuj jeszcze raz zadrzeć z którymś z nas, to będziesz miał do czynienia z nami wszystkimi!
Noel oddalił się w towarzystwie swoich kumpli, którzy drżeli na sam widok legendy, jaką niewątpliwie był Gabriel Blake.
- Dokonałeś tego… - powiedział Gabe, klepiąc Logana po plecach.
- Nie… - chłopak pokiwał glową przecząco. – Razem tego dokonaliśmy!
- Impreza u mnie! – zawołał trener Altman, nie posiadając się z radości. – Przykro mi, że w ciebie zwątpiłem… - zwrócił się do Blake’a.
Gabe machnął ręką, mówiąc:
- Każdemu się czasami zdarza…
Oboje się roześmiali. Do drużyny, która już świętowała zwycięstwo, podeszli Tyler, Alex, Maggie, Mia, Felix i Jasper. Zack gdzieś zniknął, ale wszyscy byli tak podnieceni wygraną, że nawet tego nie zauważyli. Wydawało się, że nic nie jest w stanie zepsuć im humoru, jednak zmieniło się to po słowach Maggie.
- Wyjeżdżam – powiedziała, co spowodowało, że uśmiechy zeszły z twarzy jej przyjaciół i pozostałych towarzyszy.
- Dlaczego? – zdziwił się Eric. – Tak nagle?!
- Mam coś do załatwienia. To ma związek z pewną sprawą, z którą próbowałam się uporać już od dawna – wyjaśniła, spoglądając ukradkiem na Logana, który domyślił się, o co chodzi, przypominając sobie ich rozmowę w kościele.
- Ale to tylko tymczasowy wyjazd, tak? Na ferie wiosenne? – upewnił się Gabe.
- Naprawdę dobrze dzisiaj zagraliście! – Maggie pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi.
Uściskała przyjaciół a nawet podała rękę Loganowi, Gabe’owi i Mii.
- Plan będziecie musieli dokończyć sami – ponformowała Mię i swoich towarzyszy dywersji. Gabe chyba chciał coś powiedzieć, bo otworzył usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk.
- Ale… Kiedy wrócisz? – Alex również była w szoku.
- Jeszcze nie wiem – odpowiedziała dziewczyna. – Mam nadzieję, że jak najszybciej.
Spróbowała się uśmiechnąć i nawet wyszło jej to całkiem nieźle. Nikt chyba się nie domyślił, że nie jest do końca pewna, czy w ogóle wróci do Stars Way. Teraz miała w planach coś o wiele bardziej poważnego. Henry Carmichael miał już pewny trop i miała nadzieję, że ich wspólny wyjazd doprowadzi ich do rozwiązania tej zagdki.
- Trzymajcie się! – zawołała i odeszła.
Jeszcze długo stali osłupiali i patrzyli w miejsce, w którym przed chwilą znikła ich przyjaciółka.
- Więc… - zaczął Jasper jak gdyby nigdy nic się nie stało. – Zwyciężyliśmy, prawda?
- Tak… Świetny mecz, chłopaki! – pochwalił ich Tyler. – Więc… Gdzie go postawisz, Gabe? Musi stanąć na jakimś honorowym miejscu…
- Ten puchar nie należy do mnie – stwierdził stanowczo Blake. – Jeśli już jest ktoś, kto na niego zasłużył, to tą osobą jest Logan.
Wszyscy w skupieniu patrzyli jak Gabe wręcza Collinsowi puchar mistrzostw.
- Nie lubię cię, Collins, ale, jakby nie patrzeć, zasłużyłeś na to.
Logan uśmiechnął się, biorąc od Gabriela puchar i przyglądając się trofeum z czułością.
- Dzięki, Blake. Ja też nadal cię nie lubię, ale, jakby nie patrzeć, dobrze się z tobą współpracowało.
Podał swojemu rywalowi rękę, a ten uścisnął ją krótko.
- Czy mi się wydawało czy trener wspominał coś o imprezie? – zapytał Tyler i wszyscy wybuchli śmiechem.
Nadeszła nowa era dla mieszkańców Stars Way. Tylko czy wszyscy są gotowi na zmiany?
Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 18:53:21 26-04-11, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:22:52 26-04-11 Temat postu: |
|
|
I tym sposobem cały finał mam od razu, właściwie bez czekania Tylko teraz pytanie, kiedy pierwszy odcinek nowego sezonu?
Nie rozumiem o co chodzi Loganowi - czy naprawdę chce zgrywać głupka, czy może to wszystko przez ten mecz? Ale jego test, jakby na to nie patrzeć, to najmniejszy problem;) Logan i Maggie to zdecydowanie ciekawszy temat - czyżby jakieś ocieplenie klimatu?? Nie mam nic przeciw, będzie jeszcze ciekawiej, zwłaszcza, kiedy Gabe zrobi się jeszcze bardziej zazdrosny, początki już widać, strach myśleć co będzie dalej No i nie spodziewałam się, że byli koledzy Logana, posuną się do czegoś takiego, ale najważniejsze, że jednak zagrał i poprowadził drużynę do zwycięstwa razem ze swoim odwiecznym wrogiem;P
No i Maggie jednak postanowiła ruszyć na wyprawę z dziadkiem - nie wiem czy wyniknie z tego coś dobrego, ale już nie mogę się doczekać kolejnych odcinków
Jak wyobraziłam sobie te bijące się maskotki i sędziego między nimi, to mi się gęba sama do monitora śmiała - masz naprawdę fantastyczny styl pisania, mieszasz scenki dramatyczne i komediowymi i jak zwykle po burzy wstaje u Ciebie słońce. Mistrzostwo, po prostu |
|
Powrót do góry |
|
|
conan235 Aktywista
Dołączył: 07 Sty 2011 Posty: 302 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:58:21 27-04-11 Temat postu: |
|
|
Fajne to jest |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:58:33 27-04-11 Temat postu: |
|
|
Aż łza się w oku kręci! Kolejny sezon za nami, ciekawe, co przyniesie kolejny
Wątek Maggie i Logana nabiera tempa i muszę przyznać, że bardzo mnie ciekawi. Czy to przez sympatię do postaci dziewczyny, czy do aktora grającego Collinsa - nie wiem. W każdym razie nowy romans wisi w powietrzu, a scenka w kościele cud, miód i orzeszki. Teraz zazdrosny Gabe zda sobie sprawę, że się zakochał i będzie zabójcza akcja
Nie ukrywam, że to Logan był gwiazdą odcinka. Ciekawe, dlaczego chłopak nie ma ambicji i choć jest dobry, dostał złą ocenę. Specjalnie się nie wysila, może czuje się nieakceptowany w szkole, do której został przeniesiony? W każdym razie, może Maggie mu pomoże No i zwycięzstwo w meczu, mimo pobicia i kontuzji jest niebywałym sukcesem. Może wreszcie poczuje się częścią nowej szkoły.
Zack musiał być nieźle zszokowany, kiedy nasza nowa intrygantka Sassie wyjechała z takim wyznaniem! Mam jednak nadzieję, że chłopak nie jest ojcem dziecka, ale kto wie?
Maggie wyjeżdża i już mam wizję, że wraca opalona i z obrączką na palcu, bo wzięła ślub z poznanym w drodze przystojnym Hiszpanem. I choć rodziców nie udało się odnaleźć, to... Nie no, żartuję oczywiście
Mam nadzieję, że nie każesz czekać za długo na premierę trzeciego sezony. Jest tyle rzeczy, które mnie ciekawią. Trójkąt Logan-Maggie-Gabe, Eric i jego fascynacja kuzynką brata, zaginieni rodzice Maggie, sprawa ojcostwa dziecka Sassie, Lisa, Wycisk i ojciec Emmy... Cholera, już nawet nie pamiętam, bo dużo tego było |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:32:14 27-04-11 Temat postu: |
|
|
Ja bym się wcale nie zdziwiła, gdyby Maggie wróciła z wycieczki z jakimś nowym, przystojnym kolegą To mogło by być bardzo interesujące, a w końcu gdzie dwóch się bije (Gabe&Logan), tam trzeci korzysta, nie? |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5857 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:33:52 27-04-11 Temat postu: |
|
|
Widzę tutaj jakieś spekulacje odnośnie związku Gabe-Maggie-Logan. A kto powiedział, że dziewczyna będzie z którymkolwiek z nich? Blake to przyjaciel z dzieciństwa, którego Megs serdecznie nienawidzi, a fakt, że jego ojciec może być zamieszany w śmierć jej rodziców wcale nie poprawia sytuacji! A chwilowe 'ocieplenie stosunków' między panną Carmichael a Loganem Collinsem to po prostu grzeczność. Oboje mają dość uszczypliwości. Poza tym, nie można bluźnić w kościele Inaczej Maggie na pewno już by wyzwała Logana od najgorszych! A tymczasem Collins może okazać się niezdeklarowanym gejem, który ukrywa prawdziwą orientację pod skorupą twardego zawodnika koszykówki!
Kto wie? Któż to wie...?
Wszystko może się zdarzyć A czy ktokolwiek brał pod uwagę ewentualny związek Maggie z Ericiem? Bo jakoś chyba nie widziałam w komentarzach takiej propozycji
Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 22:36:02 27-04-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:47:40 27-04-11 Temat postu: |
|
|
Ja brałam! Dawno temu przeszło mi przez myśl, że Maggie "coś ma" do Erica, ale potem pojawiła się Bianca, a Meg zaczęła kręcić z Gabrielem, obojętnie czy na serio czy na niby, w każdym razie doszłam do wniosku, że jakoś bardziej widzę ją z nim niż z Ericiem... I kłóciłabym się co do tego, czy ona rzeczywiście aż tak bardzo nienawidzi młodego Balke'a' W końcu całowali się, a ona zdaje się nie miała nic przeciwko temu, więc o czym my tu w ogóle rozmawiamy?
Logan gejem? W sumie nawet mi to do niego pasuje
A ty, kochana, już lepiej nie mąć nam w głowach, tylko pisz szybciutko premierowy odcinek nowego sezonu i dawaj go raz dwa na forum |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:31:18 28-04-11 Temat postu: |
|
|
Logan nie może być gejem! Jak nie z Megs, to z Alex! I zgadzam się w 100 % z agam, że dziewczyna wcale nie jest aż tak niechętna w stosunku do Gabe'a. W końcu chłopak plusuje, zachował się w porządku, śpiąc na ziemi wtedy, po festynie. No i pocałunki jej się zapewne podobały. On się zmienił i ona to dostrzega. Martwił się o nią i najwidoczniej jest zazdrosny. To jest miłość, tylko zafundujesz nam to dopiero pod koniec serialu, zapewne. Eric to ciepłe kluchy, może Jenny go rozrusza, bo z Biancą to są flaki z olejem.
No i czekamy, czekamy. Tu i w "AA" chce widzieć nowy odcinek w ten weekend |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|