|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Jaka jest Twoja ulubiona postać w "Stars Way"? |
Eric |
|
0% |
[ 0 ] |
Gabriel |
|
66% |
[ 2 ] |
Maggie |
|
33% |
[ 1 ] |
Tyler |
|
0% |
[ 0 ] |
Logan |
|
0% |
[ 0 ] |
Jimmy |
|
0% |
[ 0 ] |
wszystkie są tak samo nudne :) |
|
0% |
[ 0 ] |
nie umiem wybrać - lubię wszystkie |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 3 |
|
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:06:35 03-06-12 Temat postu: |
|
|
Puk, puk... Jest tu kto?
Przez ten spoiler mnie teraz ciekawość zżera, a tu cisza jak makiem zasiał ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:09:13 20-06-12 Temat postu: |
|
|
Szkoła szkołą, ale nie składa się obietnic bez pokrycia Zaglądam tu codziennie od paru dni i nadal nic. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:37:15 20-06-12 Temat postu: |
|
|
Ekhm... szkoła to chyba się już powoli kończy, nie?
Chodź się kiedyś zbuntujemy i każemy Maggie tak długo czekać na nasze komentarze, co? |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:57:26 26-06-12 Temat postu: |
|
|
Dobra, dobra, nie świrujcie W piatek mam zakończenie i będę mogła na spokojnie popisać. Nie planuję żadnych specjalnych wakacji, więc odcinki będą się częściej pojawiać Tym razem NAPRAWDĘ obiecuję Tak, wiem! Jestem beznadziejna w obietnicach! Ale teraz już na serio! Dzięki za cierpliwość!
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:35:59 22-07-12 Temat postu: |
|
|
No i ni ma, ale jest nadzieja, bo w AA był news, to może i tutaj |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:50:23 23-07-12 Temat postu: |
|
|
Ok, no to daję
ODCINEK 5 (55): ”WYZNANIA”
Wśród obecnych na festynie zapanował gwar. Można w nim było wyczuć emocje, które mogły towarzyszyć tylko meczom koszykówki.
- Czy ty aby przypadkiem nie zapomniałeś, po co tak naprawdę zorganizowaliśmy tę imprezę? – Maggie zwróciła przyjacielowi uwagę, ale ten tylko machnął ręką na te słowa.
- Daj spokój! Widziałem tu gdzieś dyrektorkę. Zaraz po meczu, kiedy będzie w dobrym humorze po naszej wygranej, sprowadzimy temat na Smitha i cofnie jego wypowiedzenie. Zobaczysz! Przecież wiesz jak uwielbia koszykówkę… - Tyler spojrzał na koleżankę takim wzrokiem, że skłonna była uwierzyć w powodzenie tego planu.
- No, chyba tak… - odpowiedziała tylko.
- Super! – ucieszył się TJ, a zaraz potem zwrócił się do operatora kamery, który mu towarzyszył. – Szybko! To musi polecieć na żywo!
I razem pospieszyli w kierunku miejsca, gdzie odbywać się miał mecz.
***
Logan nie mógł uwierzyć, że Noel miał czelność zjawić się na farmie Carmichaelów. Po tym, co mu zrobił w dniu meczu finałowego, był pewien, że jest zdolny do wszystkiego. Nie rozumiał tylko, jaki ma w tym cel.
Chciał wygrać, jak każdy. W końcu po to grali w koszykówkę. Przeniesienie Logana z Comer do Stars Way było jego życiową okazją. Wreszcie Noel Achard został kapitanem Jastrzębi. Wreszcie został zauważony. Logan myślał, że jest on jego przyjacielem, ale najwyraźniej się pomylił. Jaki przyjaciel tak postępuje? Pobicie i groźby to jedno, ale kontynuowanie tej chorej rywalizacji było po prostu idiotyczne.
Tym razem Noelowi nie ujdzie to na sucho. Logan dobrze wiedział, że w tej sytuacji nie można odpuścić. Skoro Achard jest na tyle głupi, że pcha się w paszczę Tygrysa, to jego sprawa.
- Dobrze się czujesz? – spytał Eric, widząc jak Logan w skupieniu wiąże sznurowadła swojego sportowego obuwia.
Logan Parker-Collins nawet nie zdawał sobie sprawy, że już trzeci raz przed zawiązuje i odwiązuje jednego buta.
- Co? – odpowiedział niezbyt przytomnie, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że wykonywał tę czynność automatycznie. – Nie, chyba po prostu się zamyśliłem.
Eric pokiwał głową na znak, że rozumie, ale nie przestał przyglądać się Loganowi.
- Wiesz, jeśli nie chcesz grać, wszyscy to zrozumieją. W końcu to twoja stara drużyna i…
- …i już przeciwko nim grałem – dokończył za niego chłopak i wstał, kończąc wreszcie wiązanie butów. – I chciałbym ci przypomnieć, że wygraliśmy tamten mecz, więc po prostu się nie wtrącaj…
- Chciałem tylko pomóc – usprawiedliwił się Allenmeyer, ale Logan nie wyglądał na skorego do rozmów.
- Ale nie pomagasz, więc przestań! – warknął, a po chwili dodał już nieco łagodniej. – Po prostu… Po prostu zostaw mnie w spokoju.
- Gabe, co ty robisz?
Był to głos, którego Gabriel Blake z pewnością nie chciał usłyszeć. Nie mógł uwierzyć, że wiejska impreza mogła przyciągnąć kogoś takiego jak wielki Damian Blake.
- Co ty tu robisz? – zapytał, nie wysilając się na zbędne uprzejmości.
Nie mieszkał już z ojcem, nie był mu nic winien. Za każdym razem, gdy się spotykali, kłócili się, nie wspominając już o tym, że raz Damian nawet go uderzył i zakazał wracania do domu. Było to krótko po wypadku, kiedy to jego ojciec, rzekomo dla dobra syna, poszedł na ugodę z wujem Logana, Arthurem Parkerem, który zadecydował o przeniesieniu siostrzeńca do Stars Way, gdzie objął stanowisko kapitana drużyny Tygrysów. Wtedy to Gabriel wyprowadził się z domu i zamieszkał na jachcie, z którego wyrzucił go właśnie Damian.
Nigdy nie zapomniał o tamtej kłótni. Wciąż miał w pamięci słowa ojca, który powiedział mu, że marzenia są dla ludzi słabych. Miał zamiar za wszelką cenę udowodnić mu, że się mylił.
- Powstrzymuję cię od zrobienia czegoś głupiego – odpowiedział Damian, mierząc wzrokiem syna. – Serio, Gabe? Mecz bez nadzoru sędziego i trenerów? Tu nie ma opieki medycznej. Nie możesz tak grać. W twojej sytuacji…
Urwał, widząc minę syna. Nie widział go od dawna. Wydawało mu się, że wydoroślał od tamtego czasu. Żałował, że ich relacje nie potoczyły się inaczej po pojawieniu się w Stars Way Erica, ale nie mógł już niczego zmienić.
- Nagle zacząłeś się mną interesować? – Gabe prychnął. Jakoś nie chciało mu się w to wierzyć. – Nie masz przypadkiem czegoś lepszego do roboty, jak na przykład przepisywanie testamentu na swojego ulubionego syna? No wiesz, tego pierworodnego? Jak to się mówi? Na tego… bękarta?
- Przestań odstawiać szopkę, Gabe. To ty wyprowadziłeś się z domu! Nie mieszaj w to Erica!
- Bo mnie do tego zmusiłeś! Nie byłbyś sobą, gdybyś nie kontrolował mojego życia, prawda? I wiesz co? Żal mi ciebie, ale bardziej żal mi Erica, bo on jakimś dziwnym cudem wierzy, że nie jesteś zły do szpiku kości. Ale może to tylko litość?
- Przestań powoływać się na swojego brata…
- Masz rację, nie powinienem tego robić. Zwłaszcza, że nasze złe relacje zaczęły się na długo przed jego przyjazdem do miasta.
- Co masz na myśli? – Damian Blake wyglądał na naprawdę zainteresowanego tym, co miał mu do powiedzenia jego syn.
- Nie udawaj, że nie wiesz… - Gabriel spojrzał na ojca z pogardą. Przysiadł na chwilę na ławce w ogrodzie Carmichelów, żeby założyć sobie opaskę uciskową, którą przyniosła mu Mia. – Kiedy ostatni raz byłeś na moim meczu?
Damian zmarszczył brwi, zastanawiając się, do czego to zmierza.
- Widzisz? Nawet nie pamiętasz… Ale ja ci powiem… – Gabriel urwał, żeby zobaczyć minę ojca. – Przed świętami bożonarodzeniowymi. Mecz eliminacyjny z Jastrzębiami. I tak mieliśmy zapewnione miejsce w półfinale, nawet bez wygranej, ale dla mnie był ogromnie ważny. I wtedy się na nim zjawiłeś. Wiesz, co wtedy pomyślałem?
Damian nie miał pojęcia, co leży na sercu Gabrielowi. Teraz po raz pierwszy mu się zwierzał.
- Pomyślałem - kontynuował Gabe – że to pierwszy raz od sześciu lat, kiedy przyszedłeś obejrzeć mnie w akcji. Sześć lat, tato!
Smutek w oczach Gabe’a był nieopisany. Damian chciał coś powiedzieć, ale najwidoczniej nie mogło mu to przejść przez gardło.
- Gabe… - zaczął, ale syn mu przerwał.
- Ale to trwało tylko ułamek sekundy. Dopiero po chwili zrozumiałem, że nie przyszedłeś tam dla mnie. Wcale nie chciałeś obejrzeć, jak gram. Chciałeś tylko porozmawiać z Ericiem.
Damian przypomniał sobie ten dzień. Rzeczywiście, przyszedł wtedy na mecz, ale tylko dlatego, że chciał zamienić parę słów z synem Lisy. Nigdy nie pomyślał, że mogłoby to tak wstrząsnąć Gabe’em.
- Wyszedłeś z nim… - Gabriel mówił dalej, choć nie mógł już powstrzymać drżenia głosu. Wstał, żeby nadać sobie trochę powagi. – Nawet się nie zainteresowałeś tym, że właśnie miałem oddać rzut karny, bo przed chwilą mnie sfaulowali. Po co miałbyś się przejmować takim szczegółem? Po co miałbyś się smucić z powodu pierwszego przegranego meczu swojego syna? Po co? W końcu to tylko koszykówka, prawda?
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz? Do tego, że poświęcałem ci za mało czasu? Że kiedy w mieście pojawił się Eric to na nim skupiła się cała moja uwaga?
- Nie… To zbyt proste… - Gabriel prychnął i ruszył przed siebie do miejsca, gdzie miał się odbyć mecz, a Damian ruszył za nim, nie zwracając uwago na tłum ludzi, który mijali.
- Więc czego ode mnie chcesz? Pieniędzy? Chodzi ci o testament? Mam zapisać na ciebie dom czy dać ci akcje na giełdzie? Czego ode mnie chcesz? – Damian był zdenerwowany. Nie tego oczekiwał przed przyjściem tutaj. Miał nadzieję, że wszystko sobie jakoś wytłumaczą, ale najwyraźniej nie było to możliwe.
- Nie rozumiesz? – warknął Gabriel, zupełnie nie przejmując się tym, że wszyscy zebrani się im przysłuchują. – Nie chce twoich pieniędzy, posiadłości, akcji w firmie! Jedyne czego potrzebowałem to tego, żebyś był moim ojcem!
Tłum widzów, którzy zebrali się wokół prowizorycznego boiska na farmie Carmichelów, wstrzymał oddech. Ci, którzy siedzieli na trybunach wychylali głowy i wyciągali szyje, żeby lepiej widzieć, co się dzieje.
- Co to? Jakaś pieprzona telenowela? – warknął jakiś grubas, wcinający nachosy. – Dalej, na boisko! Chcę obejrzeć mecz!
Kilka osób zmierzyło go krytycznym spojrzeniem. Było jasne, że to kibic Jastrzębi, bo miał koszulkę z wielkim ptakiem i napisem: „Do boju, Jastrzębie”.
- Siedź cicho! – upomniał go Tyler, a zaraz potem mruknął do kamerzysty, który nieustannie mu towarzyszył. – Nagraj to! To prawdziwa sensacja! Już niedługo dostanę awans!
Damian i Gabe zdawali się nie zwracać uwagi na to całe zbiegowisko i na to, ze wszyscy się im przysłuchiwali.
- Więc jestem tu, Gabe. Potrzebujesz ojca? Jestem tu – powiedział, rozkładając szeroko ramiona, jakby chciał mu pokazać, że nigdzie się stąd nie rusza.
- Daruj sobie… - mruknął młody Blake i chciał odejść, kiedy ojciec zatrzymał go słowami.
- Widzisz? Zawsze to samo! Odwracasz się ode mnie, tak jak odwracasz się od problemów. Wróć do domu. Przedyskutujmy to wszystko na spokojnie. – Damian Blake sprawiał wrażenie jakby wreszcie ochłonął i zdał sobie sprawę, że nie należy prać rodzinnych brudów publicznie.
- Sam mnie z tego domu wyrzuciłeś, pamiętasz? – Gabriel pokręcił głową z niedowierzaniem. – Powiedziałeś, że mam się więcej tam nie pokazywać, czy nie tak?
- Powiedziałeś, że potrzebujesz ojca… - powtórzył po raz kolejny Damian Blake. – Więc pozwól mi nim być dla ciebie.
- Cały ty… - Gabriel zaśmiał się histerycznie, a Damian rozejrzał się z niepokojem. Nie chciał, żeby całe miasto mówiło o tym, jak kiepskim ojcem jest dla swoich synów. – To zabawne... Nie rozumiesz, że to nie więzy krwi czynią nas rodziną? Po co ja w ogóle cię pytam… - Gabriel uderzył się otwartą dłonią w czoło na znak, że ta odpowiedź jest oczywista. – Oczywiście, że nie wiesz. Nie masz przyjaciół. Nie wiesz, co to miłość albo przyjaźń.
Teraz zapanowała całkowita cisza na farmie Carmichelów. Kamerzysta ze Stars Way News nadawał na żywo rozmowę Blake’ów, a wszyscy przysłuchiwali się jej w takim skupieniu, że nawet Noel Achard nie mógł zmusić ich do tego, aby wreszcie rozpoczęli mecz.
Eric spoglądał to na brata, to na ojca, ciekawy jak ta rozmowa się dalej potoczy. Był pewien, że zaraz padnie jego imię i to na niego Gabe zrzuci całą winę.
- Masz rację… Potrzebuję ojca. – Gabe przyznał po chwili rację Damianowi. – Ale nie ciebie. Ty już dawno przestałeś nim być…
- Gabe, nie mówisz poważnie. Zaraz ochłoniesz i będziesz tego żałował. Chodź do domu, proszę cię. Porozmawiamy jutro, kiedy się z tym prześpisz. – Damian złapał syna za ramię, ale ten wyszarpnął je z jego uścisku.
- Nie! Nigdzie z tobą nie pójdę! – zakomunikował Gabriel i spojrzał na ojca pełnymi smutku oczami. – Pozbawiłeś mnie w życiu wszystkiego…
- Co ty mówisz? – Blake czuł, że powinni już z tym skończyć. Nie podobało mu się to, że wszyscy słyszą ich rozmowę. – Nie rozmawiajmy tutaj.
Gabriel zdawał się nie słyszeć jego słów i kontynuował:
- Zabrałeś mi koszykówkę, nie pozwoliłeś dalej grać. To przez ciebie wyrzucili mnie z drużyny…
- Już ci mówiłem, to dla twojego dobra…
- Potem… - ciągnął Gabe, nie zwracając na niego uwagi. – Odebrałeś mi wolną wolę. Nie chciałeś dać mi nawet szansy decydowania o własnym losie. Później pozbawiłeś mnie dachu nad głową. Ale to wszystko to nic w porównaniu z tym, co chcesz zrobić teraz!
- Nie wiem, o czym mówisz, Gabe. Zaczynasz bredzić.
- Czyżby? Więc chcesz mi powiedzieć, że nie masz nic wspólnego z wypowiedzeniem Jimmy’ego Smitha?
Zapanowała chwila ciszy, którą przerwał sam zainteresowany, przeciskający się przez tłum.
- Gabe, zostaw to. To nie twoja sprawa… - powiedział Jimmy, ale młody Blake go nie słuchał.
- Owszem, moja – stwierdził, rozglądając się nerwowo. Po chwili wyrwał mikrofon z ręki jakiegoś chłopaka, który miał komentować mecz z Jastrzębiami i przemówił. Trochę się zdziwił, że jego głos z głośników zabrzmiał tak mocno i czysto, bo sam czuł, że drży jak galareta. – Jimmy Smith to najlepszy nauczyciel, jakiego kiedykolwiek mieliśmy. Może nie jest zbyt wykształcony, może czasami zachowuje się jak nieokrzesany dureń, może brak mu ogłady i delikatnego podejścia do młodzieży…
- Okay, Gabe, chyba wszyscy zrozumieli… - przerwał mu Jimmy, rozglądając się nerwowo po wszystkich obecnych. Miał wrażenie, że chłopak tylko go pogrąża.
- Próbuję powiedzieć to, że Jimmy Smith uczy nas życia. Czegoś, co jest o wiele bardziej przydatne niż rozwiązywanie jakichś równań z matematyki. Bez obrazy, panie Clark – zwrócił się do nauczyciela matematyki, który stał niedaleko, kiwając głową na znak zrozumienia i uśmiechając się serdecznie, by zachęcić go, aby mówił dalej. – Jimmy Smith to nasz przyjaciel. Zawsze możemy na niego liczyć. Może początki naszej znajomości nie były zbyt kolorowe – zaśmiał się, a Smith i parę innych dzieciaków z tej samej klasy, zrobili to samo – ale potrafiliśmy to przetrwać. To wszystko… - Gabe wskazał ręką na farmę Carmichelów, począwszy od prowizorycznego boiska i trybun po scenę i przeróżne stoiska stojące nieopodal. – To wszystko zrobili uczniowie Stars Way High właśnie dla ciebie.
Jimmy wyglądał na zszokowanego po tych skierowanych do niego słowach.
- Dla mnie? Zrobiliście to dla mnie? – zapytał wzruszony.
- Mieliśmy nadzieję, że pani dyrektor rozpatrzy naszą prośbę o anulowanie pańskiego wypowiedzenia – wyjaśniła Maggie, a wszyscy pokiwali głowami na znak, że mówi prawdę.
Gdzieś w głębi tłumu Noel Achard, zniecierpliwiony czekaniem, prychnął.
- To jakaś kpina…
- Tak, myśleliśmy, że uda nam się panią przekonać – dodała nieśmiało Alex, zwracając się do samej dyrektorki, co było niebywale odważne z jej strony, zważywszy na fakt, że nie lubiła Smitha tak samo jak reszta uczniów.
- Chcemy tylko prosić – ciągnął dalej Gabriel – żeby miała to pani na uwadze. Wszyscy chcemy tego samego. Myślę, że będę wyrazicielem zdania wszystkich tu zebranych jeśli powiem, że Jimmy Smith nauczył mnie więcej niż jakikolwiek inny nauczyciel przedtem. Nie jestem raczej typem podatnym na edukacyjne triki… - Wszyscy roześmiali się szczerze. – Ale ten człowiek – wskazał na Jimmy’ego – naprawdę do mnie dodarł. Nauczył mnie, że nieważne, co mówią inni. Trzeba walczyć o swoje marzenia. Pół roku temu uległem poważnemu wypadkowi. Lekarze mówili, że nie będę mógł już grać. Pół roku! – prychnął Gabriel. – Może nie jestem w takiej samej formie, jak przed wypadkiem, ale nadal jestem świetny. – Tym razem od sam również się uśmiechnął. – Chcę powiedzieć, że przez ostatnie miesiące to Jimmy Smith był dla mnie jak ojciec. Nigdy mu tego nie zapomnę. Być może nie łączą nas więzy krwi, ale to nadal najlepszy ojciec jakiego kiedykolwiek miałem i jakiegokolwiek będę mieć.
Po tych słowach Damian Blake wyglądał na naprawdę wstrząśniętego. Jego syn naprawdę to powiedział. Bardziej zależało mu na zbzikowanym facecie nauczającym przysposobienia obronnego niż na własnym ojcu.
Jimmy Smith był tak wzruszony, że nie mógł wypowiedzieć ani słowa. Zamiast tego uścisnął Gabriela i szepnął mu do ucha tak, że tylko on mógł to usłyszeć:
- Dzięki, Gabe. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy…
- Okay, okay, może skoro już ustaliliśmy, że on jest dla ciebie jak ojciec, przejdziemy do tego cholernego meczu, co? – Noel Achard nie lubił, gdy kazano mu czekać.
- Wiesz co, Noel? Mam lepszy pomysł: albo się przymkniesz alb rozbiję Ci gębę tą pięścią. Co ty na to? – rzucił ironicznie Logan, wskazując na swoją pięść, co wszyscy skwitowali głośnym śmiechem, od którego Noel poczerwieniał na twarzy jak burak.
- Masz to? – zapytał Tyler kamerzysty, który pokazał mu uniesiony do góry kciuk. – Jestem genialny! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:51:43 25-07-12 Temat postu: |
|
|
To też przeczytałam już dawno, ale jak to ja, komentarz zostawiłam sobie na później, czyli na teraz
No to się porobiło. Gabriel wygarnął wszystko swojemu tatuśkowi i jakby było mało tego, że odbywa się to w obecności tylu postronnych ludzi, to jeszcze poszło na żywo w tv. Na miejscu starego Blake'a chyba zapadłabym się pod ziemię. Stary nie powinien się wcale dziwić, że Gabrielowi bardziej zależy na "zbzikowanym nauczycielu p.o.", bo wcale nie zachowuje się jak ojciec. To poczciwy Jimmy był cały czas przy nim a Blake? Temu to zależy chyba tylko na kasie i kryształowej opinii, na której teraz chcąc nie chcąc pojawiła się ogromna rysa, ale dobrze, niech ma. Zasłużył sobie na takie traktowanie:P I nie wiem, ale jak czytałam ten odcinek i Gabriel zaczął mówić to wszystko, to przez myśl przebiegło mi, że może Jimmy naprawdę jest jego ojcem Przeginam, prawda? Dobra, wiem, że nie odpowiesz, więc poczekam cierpliwie ^^
No a pani dyrektor chyba nie ma teraz innego wyjścia jak przywrócić Jimmy'ego do pracy. Wszystko poszło w eter, więc kobita stoi pod ścianą ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:42:39 27-07-12 Temat postu: |
|
|
Tu też będzie przeprwa. Bardzo przepraszam, postaram się coś wrzucić jak wrócę |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:19:28 31-07-12 Temat postu: |
|
|
W porządku, przeżyjemy. Ale życzę kilku dni deszczu na urlopie, żebyś coś tam wyskrobała
Wreszcie mam czas na komentarz! Tyler robi się taką dziennikarską hieną. Nie podoba mi się, że z imprezy na farmie zrobił taką sensację i transmitował na żywo rodzinną kłótnię. Damiana mam w d***e, choć widać, że chłop ma trochę skruchy, ale żal mi Gabe'a. Całe Stars Way i kto wie, czy nie Stars Creek oglądało sobie jak wygarnia ojcu to, co mu leży na sercu. Rzeczywiście Jimmy był przy nim wtedy, kiedy go potrzebował, ale wątpię, żeby Wycisk okazał się jego ojcem. To już by była za wielka telenowela.
Nie podobało mi się zachowanie Logana. Eric chciał być miły, a ten tak odrzuca od siebie ludzi. Coś pewnie za tym stoi, albo ja sobie tak to tłumaczę. Brakowało mi w tym odcinku Alex (wygłosiła tylko jeden tekst, jeśli dobrze pamiętam) no i Felixa i Mii. Wątek z Sasie też był ciekawy, mam nadzieję, że do niego wrócisz.
Pozdrawiam ;* |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:13:17 21-09-12 Temat postu: |
|
|
No... tu też by się już jakiś new przydał |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:09:02 17-01-13 Temat postu: |
|
|
Na pewno już nie pamiętacie, co było w poprzednich odcinkach. szczerze mówiąc, ja też mam problem z przypomnieniem. Mam teraz ferie i obrałam sobie za cel trochę popisać, ale czy to wyjdzie - okaże się w praniu Mam szczerą nadzieję, że tak. No chyba, że nikt już nie będzie chciał tego czytać, wtedy nie będę się produkować, chyba że dla siebie |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:15:46 18-01-13 Temat postu: |
|
|
No w końcu! Ja tu ciągle jestem i czekam, więc nie myśl sobie, że się tak łatwo wywiniesz |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:17:46 19-01-13 Temat postu: |
|
|
Haha! Fajnie, że chociaż ktoś! Przepraszam za tę długą nieobecność, ale muszę przyznać, że nie miałam po prostu weny. No i byłam trochę leniwa Ale już od jakiegoś czasu myślałam o powrocie, chociaż trochę mnie zniechęca pisanie dla 1 czy 2 osób, muszę to uczciwie przyznać. Już dawno myślałam tez nad pisaniem czegoś nowego (mam parę pomysłów, nawet zaczęłam pisać), ale ledwo mogę znaleźć czas na pisanie jednego opowiadania, a co dopiero 3. Jeszcze się nad tym zastanowię, przecież odcinki nie muszą być dodawane tak często. Tak sobie też często myślę o blogu, na którym mogłabym umieszczać odcinki, ale jaki sens zakładać jeśli nie będzie się miało czasu go prowadzić?
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:28:10 19-01-13 Temat postu: |
|
|
Wiem, że brak komentarzy może człowieka zniechęcić i w ogóle nie rozumiem, dlaczego Ciebie to dotyka, bo naprawdę uważam, że piszesz świetnie. Może to wynika trochę z tego, że forum w ogóle ostatnio jest jakieś "puste", część użytkowników zaginęła gdzieś w akcji, a nowych może zniechęca ilość odcinków, jakie musieliby nadrobić... nie wiem... A odcinki chyba lepiej jak pojawiają się w miarę regularnie, bo potem się zapomina - i o tym co się działo i o tym, że się czytało jakieś tam opowiadanie. I tak źle i tak niedobrze, a czas z gumy nie jest
Sama myślałam też o blogu. Zabrałam się nawet za zakładanie jednego z zamiarem, że zacznę tam publikować Huntera, ale jak to u mnie zwykle bywa na chęciach się skończyło. Ale gdybyś jednak zdecydowała się na prowadzenie swojego bloga, to zarzuć linkiem, będę chętnie wpadać |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:43:02 20-01-13 Temat postu: |
|
|
No właśnie to jest ten problem, że ludziom nie chce się nadrabiać i w sumie się nie dziwię. Też bym się wkurzyła, gdybym nadrobiła odcinki, a potem bym musiała czekać pół roku aż ukażą się następne. Poza tym ja też niespecjalnie czytam inne opowiadania. Wynika to albo z braku czasu, albo po prostu z tego, że nie ciekawią mnie fabuły. Twoje opowiadania czytałam, bo były świetne (oryginalne pomysły i do tego świetny styl, co super się czytało), ale inne produkcje na forum jakoś mnie za bardzo nie zainteresowały.
A z tym blogiem to jakbyś pisała Huntera to ja z wielką chęcią bym sobie go nawet odświeżyła Ja na razie się wstrzymam, ale gdybym jednak się zdecydowała, na pewno dam Ci znać |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|