|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:53:52 05-03-16 Temat postu: |
|
|
DLA ZAINTERESOWANYCH - [link widoczny dla zalogowanych]
______________________________________________
______ Zaparkował swojego Dodge’a w cieniu rzucanym przez wysoki, oszklony budynek i wyłączył silnik, a potem opadł bezwładnie na oparcie fotela i zza przeciwsłonecznych okularów, które zasłaniały jego jasnoniebieskie tęczówki, przyjrzał się okazałemu drapaczowi chmur, jednemu z wielu mieszczących się w centrum Chicago. Kiedy był dzieckiem mógł gapić się na niego godzinami i tyle samo czasu spędzić podziwiając panoramę miasta rozciągającą się z okien gabinetu ojca i zdawało mu się, że ten widok nigdy mu się znudzi. Potem wracał do domu, wyciągał wszystkie klocki, jakie tylko znalazł i z uporem maniaka wszelkimi możliwymi sposobami usiłował stworzyć, coś równie okazałego, choć za każdym razem kończyło się z tym samym mizernym skutkiem.
______ Siedział po turecku na podłodze w swoim pokoju, z łokciami opartymi na kolanach i brodą wspartą na dłoniach, z rezygnacją wpatrywał się w swoje dzieło, które za nic w świecie nie chciało wyglądać tak jak sobie na początku zaplanował. Kiedy usłyszał czyjeś kroki, a po chwili w progu stanęła jego matka, spojrzał na nią przelotnie i wykrzywił usta w gorzkim grymasie.
______ - Co to za mina, skarbie? – zapytała czule i podeszła bliżej, przysiadając na skraju łóżka. Pochyliła się lekko do przodu i delikatnie przesunęła szczupłymi palcami po ciemnych włosach syna, ułożonych jak zwykle w artystycznym nieładzie.
______ - To już chyba pięćdziesiąta próba, a wciąż nie wygląda tak jak powinno. Bardziej przypomina betonowy klocek niż wieżowiec, mamo – jęknął cicho i wzruszył obojętnie ramionami, całkowicie tracąc motywację i chęci do zabawy.
______ - Hm …. Może rzeczywiście nie jest to podobizna tego budynku, w którym pracuje tata – przyznała szczerze łagodnym, melodyjnym głosem ściągając na siebie pełne zawodu spojrzenie syna. Westchnął ciężko i skulił ramiona, jakby chciał się schować w jakiejś niewidzialnej skorupie i nie wychodzić w najbliższym czasie. – Ale to nie znaczy, że jest złe. Może powinieneś pomyśleć o zbudowaniu czegoś według własnego pomysłu? – zagadnęła, a Dylan natychmiast znów na nią spojrzał z błyskiem podekscytowania w jasnych tęczówkach, w których wyraźnie można było dostrzec jak trybiki w jego głowie pracują na zwiększonych obrotach, gdy analizował z powagą jej słowa.
______ - Własnego? – powtórzył niepewnie, a kiedy matka skinęła twierdząco głową, przygryzł policzek od wewnątrz i przeniósł wzrok z powrotem na swoje dzieło. – A jeśli znów mi się nie uda? – zapytał ze smutkiem i spojrzał matce głęboko w oczy.
______ Uśmiechnęła się do niego ciepło i delikatnie trąciła czubek jego nosa palcem wskazującym.
______ - Kochanie, nigdy nie żałuj, że ci się nie udało, tylko ciesz się, że w ogóle próbowałeś – powiedziała poważnie, ujmując jego policzek w swoją drobną dłoń i kciukiem pogładziła kość policzkową. - I pamiętaj, że sukces polega na tym, by zawsze iść od porażki do porażki, bez utraty entuzjazmu – dodała uśmiechając się do niego zachęcająco, po czym pochyliła się i pocałowała go w czoło.
______ Zawsze w niego wierzyła i była przekonana, że jej jedyny syn spełni swoje marzenia i osiągnie w życiu prawdziwy sukces, bo jest ambitny, uparty i pracowity, a co najważniejsze ma w sobie potencjał do tego by tworzyć w życiu coś pięknego i wartościowego. Powtarzała to w kółko zarówno jemu jak i wszystkim dookoła całkowicie przekonana, co do prawdziwości swoich słów. I może nie został cenionym architektem czy inżynierem, jako dziecko porzucając chęć wznoszenia niezwykłych budowli na rzecz czegoś kompletnie innego, ale i tak był jej wdzięczny za to, że niezależnie od wszystkiego i niekiedy wbrew woli ojca, jako jedyna niezmordowanie podsycała w nim wiarę we własne siły i motywowała do tego by nigdy się nie poddał i dążył do realizacji własnych celów. Wiedział, że matka jest z niego dumna i żałował tylko, że ojciec nigdy nie podzielał jej zdania, ale jako nastolatek zdał sobie sprawę, że nigdy nie sprosta jego oczekiwaniom i nawet już nie próbował tego robić.
______ Zaśmiał się pod nosem na własne wspomnienia i kręcąc głową z niedowierzaniem, w końcu wysiadł z auta. Zatrzasnął drzwiczki i pospiesznym krokiem ruszył do głównego wejścia, po drodze zsuwając z nosa przeciwsłoneczne okulary. Zawiesił je na kołnierzyku białej koszulki, którą miał pod skórzaną kurtką i pchnął dłonią obrotowe drzwi, po chwili stając w wyłożonym drogimi płytkami podłogowymi holu, który wcale się nie zmienił odkąd był tu po raz ostatni. Ten sam ogromny szklany żyrandol wiszący na środku pomieszczenia, te same skórzane kanapy i te same wszechobecne złote ozdobniki identycznego odcienia jak litery na tablicy wiszącej na wprost wejścia, informującej o firmach mieszczących się na poszczególnych piętrach wieżowca.
______ Zerknął przelotnie na stojącego przy swoim stanowisku portiera zawzięcie dyskutującego o czymś z czterdziestokilkuletnią kobietą i korzystając z okazji, że pozostał przez niego niezauważony, zgrabnie prześliznął się w kierunku wind, mijając po drodze kilkoro ludzi wyłaniających się właśnie z jednej z nich. Przepuścił przodem młodą dziewczynę, która odrobinę spłoszona, niemal od razu oparła się plecami o ścianę windy i mocniej przyciskając do piersi trzymane w dłoniach teczki, dyskretnie zmierzyła go czujnym spojrzeniem. Dylan uśmiechnął się do niej lekko i wcisnął guzik z numerem piętra, na którym mieścił się gabinet ojca, a potem sam oparł się o ścianę windy po przeciwnej stronie. Wbił lodowate spojrzenie w zmieniające się powoli cyferki na wyświetlaczu tuż nad panelem z guzikami i przełknął z trudem ślinę, starając się uspokoić napięte do granic możliwości nerwy i odgonić wszystkie pojawiające się w jego głowie czarne scenariusze czekającej go rozmowy z ojcem, bo przecież ostatnia taka wymiana zdań pomiędzy nimi skończyła się ostrą kłótnią i siedmioletnim milczeniem. Pamiętał to jakby zdarzyło się wczoraj. Był jeszcze na studiach i właśnie przedstawił Nicole rodzicom, a ojciec kategorycznie kazał mu wybierać pomiędzy życiem, jakie dla niego zaplanował, a tym, o jakim marzył Dylan. Wybór był prosty, a wojna, jaka rozpętała się potem była tylko nieuniknioną konsekwencją niezdyscyplinowania młodego McCaine’a. Niczego nie żałował i wiedział, że gdyby stanął przed takim wyborem drugi raz, zrobiłby dokładnie to samo. Tamtego dnia obiecał sobie, że nigdy więcej jego noga nie postanie w tym miejscu i nigdy nie przyjdzie do Liama McCaine’a w łaski, los jednak chciał inaczej, a on stał teraz w złotej windzie, która miała dowieść go na zaminowany teren, na który wchodził dobrowolnie, z własnej nieprzymuszonej woli. Wiedział, że gdyby miał jakieś inne wyjście nie przyszedłby tu, bo wolał zaprzedać duszę diabłu niż kiedykolwiek przyznać, że potrzebuje pomocy ojca, a tak właśnie było, niezależnie od tego jak mocno i długo sam się przed tym bronił.
______Westchnął ciężko i ścisnął nasadę nosa placami, a kiedy winda zatrzymała się na właściwym piętrze, z charakterystycznym dzwonkiem rozsuwając przed nim drzwi, uśmiechnął się uprzejmie do milczącej dziewczyny, która wciąż stała wciśnięta w metalową ścianę i wyszedł prosto do wyłożonego bordową wykładziną holu. Zupełnie ignorując zaciekawione spojrzenia rzucane mu przez sekretarki pozostałych wspólników ojca, od razu skierował się do tej części, którą zajmował gabinet doktora McCaine’a wraz z niewielką, w tej chwili pustą, poczekalnią dla pacjentów i biurkiem sekretarki, a którą od reszty piętra, oddzielała szklana ścianka. Przeszedł przez próg otwartych oszklonych drzwi i niemal natychmiast napotkał na swojej drodze ciemne spojrzenie siedzącej za biurkiem brunetki, która obserwowała go uważnie zza okularów w szerokich, czarnych oprawkach.
______ - Dylan…. – westchnęła i kręcąc głową z rezygnacją, zmierzyła go błyszczącym spojrzeniem, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu, gdy leniwym krokiem przemierzył dzielący ich dystans. – Nigdy nie odpuszczasz, prawda? – zapytała, choć przecież doskonale znała odpowiedź.
______ - Spławiałaś mnie skutecznie przez ostatni tydzień, [link widoczny dla zalogowanych] – odezwał się z wyraźną urazą w głosie, po czym obszedł biurko i oparł się biodrami o blat tuż przy obrotowym fotelu, na którym siedziała dziewczyna. – Nie wyjdę stąd dopóki nie porozmawiam z ojcem – dodał spokojnym, ale stanowczym tonem, krzyżując przedramiona na piersi i wlepiając w nią nieustępliwe spojrzenie niebieskich tęczówek.
______ - Wiesz, że gdyby to ode mnie zależało, już dawno miałbyś okazję skontaktować się z ojcem – powiedziała cicho, przebiegając drobiazgowym spojrzeniem po jego napiętej twarzy.
______ Dylan bez słowa skinął głową i zaciskając mocniej zęby z wściekłości, przeniósł wzrok na panoramę miasta rozciągającą się z wysokiego okna za plecami Jasmine.
______ - Wszystko w porządku? Wyglądasz fatalnie – zauważyła.
______ - Nie jest w porządku, dlatego muszę się zobaczyć z ojcem.
______ Jasmine westchnęła ciężko i opadła bezwładnie na oparcie fotela, zsuwając z nosa okulary.
______ - Zdajesz sobie sprawę z tego, że stawiasz mnie w kiepskiej sytuacji? – zapytała, wpatrując się w niego uważnie ciemnymi tęczówkami.
______ - Poradzisz sobie z moim ojcem, a ja zaproszę cię na kawę w ramach podziękowania – mruknął, a kiedy uniosła wymownie brew, kąciki jego ust uniosły się w ledwie zauważalnym aroganckim uśmiechu. – Obiad? – zagadnął, ale Jasmine nie odpowiedziała tylko skrzyżowała przedramiona na piersiach, wciąż niestrudzenie wpatrując się w jego błyszczące łobuzersko jasne oczy. – Kolację ze śniadaniem? – dodał, celowo ściszając głos do zmysłowego szeptu i zagryzając odruchowo dolną wargę, bezwstydnie przesunął gorącym spojrzeniem po jej zgrabnych nogach znikających pod czarną ołówkową spódnicą.
______ - Na mnie nie działa twój czar, Dylan – odparła strofującym tonem, kiedy wrócił wzrokiem do jej oczu.
______ - Czyżby? – zagadnął, unosząc ciemną brew, ale Jasmine w odpowiedzi jedynie przewróciła oczami i kręcąc głową z dezaprobatą, odłożyła okulary na blat biurka. – Jass, gdyby to nie była cholernie ważna sprawa, to doskonale wiesz, że nie byłoby mnie tu – odezwał się, w jednej chwili poważniejąc i wlepił w nią pełne nadziei spojrzenie. – Proszę…. – szepnął błagalnie i wyglądał przy tym jak kilkuletnie skrzywdzone dziecko, które gotowe jest się rozpłakać i naprawdę trudno było mu w tej chwili czegokolwiek odmówić zwłaszcza, gdy świdrował ją wciąż tymi swoimi pełnymi determinacji błękitnymi tęczówkami.
______ - Jeśli twój ojciec mnie wyrzuci, to nie interesuje mnie jak to zrobisz, ale masz mi załatwić tak samo dobrze płatną pracę – powiedziała śmiertelnie poważnym tonem, wcelowując w niego palec wskazujący.
______ - Masz to jak w banku – odparł Dylan i wyszczerzył się od ucha do ucha, mrugając do niej łobuzersko. Jasmine westchnęła ciężko, po czym zebrała jakieś papiery z biurka, wstała i stanęła przed nim, zaglądając mu głęboko w oczy.
______ - Nie było mnie tu, gdy przyszedłeś, jasne?
______ - Jak słońce.
______ - Jeszcze jedno … - powiedziała i zerknęła sugestywnie na zamknięte drzwi do gabinetu Liama, zza których dobiegł ich właśnie melodyjny kobiecy śmiech.
______ - Pacjentka? – zapytał Dylan, marszcząc podejrzliwie brwi, ale Jasmine pokręciła tylko przecząco głową w odpowiedzi i ostatni raz spoglądając mu w oczy, w taki sposób jakby bez pomocy słów usiłowała zdradzić mu jakąś tajemnicę, uśmiechnęła się do niego krzywo, wyminęła go i wyszła.
______ McCaine odprowadził ją wzrokiem, a potem zerknął na zamknięte drewniane drzwi z przytwierdzoną na środku metalową tabliczką z nazwiskiem ojca i odepchnął biodra od biurka. Podszedł do nich, zapukał energicznie i nawet nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka, a jego wzrok momentalnie zatrzymał się na siedzącej na blacie mahoniowego biurka i palącej papierosa ciemnowłosej dziewczynie, która bez skrępowania opierała stopę o siedzenie fotela, pomiędzy udami swojego rozmówcy.
______ - Dylan – odezwał się chłodno [link widoczny dla zalogowanych], niespiesznie odrywając dłoń od nagiej łydki siedzącej przed nim kobiety. – Mówiłem Jasmine, żeby nikogo nie wpuszczała, bo jestem zajęty – warknął, siłując się z synem na spojrzenia.
______ - Widzę – mruknął hardo Dylan, wsuwając dłonie do kieszeni jeansów i przeniósł wzrok z surowej twarzy ojca na szatynkę, która zgasiła właśnie papierosa w popielniczce i zgrabnie zsunęła się z biurka, poprawiając spódnicę. – A Jasmine nie ma, więc niestety nie mogła mi przekazać twoich wytycznych – dodał i zacisnął mocniej zęby z wściekłości, ani na moment nie odrywając wzroku od idącej w jego kierunku dziewczyny, która jak gdyby nigdy nic obdarzyła go jednym ze swoich słodkich uśmiechów.
______ - Miło cię widzieć, Dylan – zaświergoliła i prowokująco przygryzając dolną wargę, zmierzyła go zuchwałym spojrzeniem.
______ - Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego, [link widoczny dla zalogowanych] – rzucił twardo, odważnie wytrzymując jej powłóczyste spojrzenie. – Poza tym nie zbieram ostatków, zwłaszcza tych po moim ojcu – dodał tak cicho by tylko ona mogła go usłyszeć, kiedy mijała go w progu. Z jej twarzy natychmiast zniknął uśmiech, a Dylan tylko mrugnął do niej i uśmiechnął się szeroko niewiele sobie robiąc z gniewnego spojrzenia, jakim go w tej chwili sztyletowała.
______ - Pieprz się – wycedziła przez zęby, po czym wyszła z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi zdecydowanie mocniej niż to było konieczne.
______ - Twój wspólnik wie, że pod jego nosem rżniesz mu córkę – zagadnął Dylan z drwiną w głosie, przenosząc wściekłe spojrzenie na siedzącego za biurkiem ojca.
______ - Wyrażaj się!
______ - Nazywam tylko rzeczy po imieniu – odparł, wzruszając obojętnie ramionami. – Przecież zawsze mnie tego uczyłeś t a t o … - dodał tonem wyżutym z jakichkolwiek uczuć. – Nie rozumiem tylko, dlaczego wciąż ranisz mamę?
______ - Przyszedłeś tu, by prawić mi kazania, szydzić, czy obrażać Amandę? – zapytał Liam, odchylając się na swoim fotelu i zakładając nogę na nogę, złożył dłonie na udzie, wpatrując się w syna wyczekująco.
______ Dylan pokręcił głową z niedowierzaniem i zazgrzytał nerwowo zębami, starając się zapanować nad sobą i zwalczyć w zarodku pokusę przywalenia własnemu ojcu w gębę. Z każdym dniem nienawidził go coraz bardziej i żałował tylko, że mama wciąż uparcie tkwiła w tym syfie, jakim od lat było małżeństwo z człowiekiem pokroju starego McCaine’a.
______ - Chodzi o Nikki – odezwał się w końcu i z trudem przełknął ślinę, gdy ojciec wciąż wpatrywał się w niego bez słowa spod uniesionej pytająco brwi. – Potrzebuje pomocy specjalisty.
______ - Ciekawe… Przychodzisz do mnie po siedmiu latach milczenia i prosisz o pomoc specjalisty dla swojej dziewczyny, przez którą zerwałeś kontakty z rodziną, wyprowadziłeś się z domu, skończyłeś jakiś podrzędny uniwersytet i otworzyłeś lokalną knajpkę w centrum miasta, która ginie w gąszczu pozostałych, niekiedy gustowniejszych lokali. Coś pominąłem? – zapytał Liam śmiertelnie poważnym tonem, ani na moment nie odrywając lodowatego spojrzenia z twarzy syna.
______ - Może to, że nie zerwałem kontaktów z rodziną tylko z tobą i to głównie, dlatego, że zaplanowałeś moje życie od kołyski mając głęboko gdzieś, jakie ja mam plany i marzenia – zaczął wyliczać Dylan, robiąc powolne kroki w stronę biurka. - Pominąłeś również to, że wyprowadziłem się z domu, bo byłem dorosły i nie zamierzałem do śmierci mieszkać w twojej willi i pominąłeś również to, że nie skończyłem podrzędnego uniwersytetu tylko jeden z najlepszych w kraju, a potem otworzyłem restaurację, która całkiem nieźle prosperuje, a w której nie byłeś ani razu – zakończył z wyrzutem i zaciskając ukryte w kieszeniach dłonie w pięści, przez chwilę siłował się z ojcem na spojrzenia.
______ - Do tej pory świetnie sobie radziłeś bez mojej pomocy, więc co się zmieniło? – zagadnął swobodnie Liam, skupiając całą swoją uwagę na poprawieniu mankietów białej koszuli, jaką miał pod szarą marynarką.
______ - Nic – warknął Dylan ostrzej niż zamierzał i zmrużył wściekle oczy, gdy ojciec uśmiechnął się od nosem, nadal nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. – Gdyby chodziło o mnie, w życiu moja noga by tu nie postała, ale potrzebuję dobrego psychiatry dla Nikki, bo ma pieprzony problem, którego ja nie jestem w stanie rozwiązać sam – wycedził przez zęby, w końcu pochwytując chłodne spojrzenie ojca.
______ - Przecież Nikki ma rodziców – zauważył McCaine, wspierając łokieć na podłokietniku skórzanego fotela i przesunął palcem wskazującym po idealnie ogolonej brodzie.
______ Dylan prychnął pod nosem i pokręcił głową z rezygnacją, za wszelką cenę usiłując zapanować nad kotłującymi się w nim emocjami, które w tej sytuacji i w jego położeniu mogłyby być naprawdę fatalnym doradcą. Nie dogadywał się z ojcem od wielu lat, ale w tej chwili cholernie potrzebował jego pomocy i nie chciał stracić jedynej szansy na to, by ją otrzymać.
______ - Pomożesz mi czy nie? – zapytał, nerwowo przesuwając zębami po dolnej wardze, gdy ojciec nadal milcząc, zaciekle przyglądał mu się przez dobrą chwilę, jakby zastanawiał się właśnie nad odpowiedzią.
______ - Przyprowadź ją w jakiś wolny termin, niech Jasmine sprawdzi w terminarzu – rzucił w końcu Liam obojętnym tonem, po czym wyprostował się i poprawiając poły marynarki, przesunął wzrokiem po papierach zalegających na jego biurku.
______ - Gdybym chciał czekać to poszedłbym do jakiegokolwiek psychiatry w tym cholernym mieście. Przyszedłem do ciebie, bo wiem, że jesteś najlepszy w swoim fachu, a ja chcę by ktoś potraktował Nikki poważnie i nie mogę czekać, bo zwlekałem i tak już wystarczająco długo.
______ - Mam pacjentów, Dylan. Terminarz pęka w szwach na najbliższe miesiące. Każdy musi odczekać swoje, więc dlaczego dla Nikki mam robić wyjątek?
______ - Bo prosi cię o to twój syn! – wyrzucił z siebie Dylan, tracąc resztki i tak szczątkowej cierpliwości, jaką jeszcze w sobie miał. Ugryzł się w język, by nie powiedzieć jeszcze czegoś głupiego i nie wyrzucić ojcu w prosto w twarz wszystkiego, co nagromadziło się w nim przez trzydzieści lat, zaprzepaszczając tym samym swoją jedyną szansę na pomoc dla Nicole. Milczał, więc nie mając odwagi przerwać tej przytłaczającej ciszy, jaka zapanowała w gabinecie i przeciągała się w nieskończoność, skręcając jego wnętrzności w niebezpieczny supeł, a on z każdą kolejną upływając sekundą czuł jak coraz trudniej mu się oddycha.
______ - Dobrze – westchnął w końcu Liam, a z jego lodowatych oczu na krótki moment zniknął chłód, choć trwało to tak krótko, że Dylan nawet nie był pewien, czy to nie jego wyobraźnia spłatała mu figla. – Nie będzie mnie na początku przyszłego tygodnia, bo mam sympozjum, ale przyjdź z nią w środę pod koniec pracy. Przyjmę ją po godzinach – dodał rzeczowo i wspierając łokcie na blacie biurka, przystawił splecione w koszyczek dłonie do ust, nie odrywając przy tym świdrującego spojrzenia z oczu syna.
______ Dylan wypuścił ze świstem powietrze z płuc, czując się tak jakby ktoś nagle zdjął mu z ramion ogromny balast, który swoim ciężarem zaczynał go już przygniatać do ziemi. Wiedział, że to dopiero początek i czeka go jeszcze ciężkie starcie z Nikki, a potem niełatwa terapia, ale nie zamierzał się poddać, bo przecież nigdy się nie poddawał. Spojrzał na ojca i sztywno skinął mu głową na zgodę, a potem nie siląc się na uprzejmości po prostu wyszedł z gabinetu, natychmiast ściągając na siebie niepewne spojrzenie siedzącej za biurkiem Jasmine, która właśnie rozmawiała z kimś przez telefon i zapisywała coś w notesie przed sobą. Rzucił do niej bezgłośne „dziękuję”, a gdy odpowiedziała uśmiechem i odetchnęła z wyraźną ulgą, sam również się uśmiechnął i szybkim krokiem ruszył do windy, po drodze wyciągając z kieszeni telefon i wybierając numer Rayana.
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 20:54:13 20-04-16, w całości zmieniany 4 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:29:22 05-03-16 Temat postu: |
|
|
Madziu kupiłaś mnie czołówką. Za nim zacznę czytać muszę ochłonąć za nim wezmę się za czytanie , ale muszę zapytać co to za piosenka? |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:34:24 05-03-16 Temat postu: |
|
|
Hej, Doma Wygląda na to, że video zebrało właśnie pierwszego pozytywa cieszę się bardzo A piosenka to Anthem Lights - Hide Your Love Away
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 19:34:50 05-03-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:38:01 05-03-16 Temat postu: |
|
|
Dzięki a wideo jest cudowne |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:44:31 05-03-16 Temat postu: |
|
|
Nie ma za co, to ja dziękuję :* No cóż, starałam się wybierać najlepsze ujęcia, chociaż przy takich trzech przystojniakach wcale nie jest to takie łatwe, żeby spośród tysiąca klipów ostatecznie zdecydować się TYLKO na kilka Skoro wyszło, to ... BRAWO JA |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:12:41 06-03-16 Temat postu: |
|
|
Brawo Ty nie jest łatwo stworzyć czołówkę jeśli w obsadzie są takie trzy ciacha Rozdział przeczytałam jeszcze raz aby móc sklecić coś mądrego a piosenki słucham na okrągło ale ja już tak mam kiedy jakaś mi się spodoba normalnie psychofanką się staje ale do rzeczy.
Dylan miał mamę którą chyba chciałby mieć każde dziecko. Ciepła, kochająca ale przede wszystkim wierzyła w swojego małego synka mimo jego większych i mniejszych niepowodzeń i dostajemy kontrast między relacjami z matką które wydają się być a nawet są ciepłe i z tej krótkiej sceny da się to wyczytać a między chłodem który aż bije od relacji ojciec- syn. I widać ile kosztowało go przyjściem tutaj. Ukorzyć się przed człowiekiem który ok jest jego ojcem, z którym się nie widział a nawet o ile dobrze pamiętam nie rozmawiał od tych siedmiu lat to nie jest łatwe.
Jego ojciec..
Chciałabym napisać coś dobrego o tym człowieku serio mam szczere chęci ale jakoś nie mogę. On po prostu jest palantem i to delikatne określenie jakie zaprzątają mój umysł ale zgodził się przyjąć Nikki która będzie zachwycona wizytą u psychiatry który przy okazji jest ojcem jej byłego
Czekam aż Dylan jej o tym powie |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:25:10 06-03-16 Temat postu: |
|
|
Dziękuję, Doma za wszystkie miłe słowa :*
Fakt, łatwo nie było, ale jakoś wyszło i to jest najważniejsze
Masz absolutną rację, kontrast w relacjach matka-syn, a ojciec-syn są naprawdę rażące, ale przecież nie każda rodzina musi być ze sobą żyta, nie? Samo życie Nie jest to może wymarzona sytuacja, ale Dylan to zdeterminowana bestia Zapewniam, że wkrótce Nikki o wszystkim się dowie, a Liam... no cóż... W zasadzie tylko tak mogę się odnieść do Twojego komentarza, bo jak mi się nie daj boże rozwiąże język to palnę o jedno słowo za dużo i po co mi to
Dzięki raz jeszcze, że jesteś i nadal tu zaglądasz, Dominika :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:45:48 06-03-16 Temat postu: |
|
|
Nie ma za co Madziu, grzechem byłby nie zaglądać tu i nie czytać tego cudeńka. Wiem że nie możesz zbytnio odpowiadać , ale aż razi po oczach ta wyniosłość , lodowatość więc zastanawiam się jak z takiego skurczybyka wyrósł taki fajny facet? Sądzę że to zasługa mamy i jego chłodnych kontaktów z ojcem. A rozmowy Dylana i Nikki nie mogę się doczekać pewnie jakiś talerz czy wazon straci żywotność |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:24:07 06-03-16 Temat postu: |
|
|
Jak nie ma, jak jest Haha....dobre pytanie, ale myślę, że na Dylana wpłynęły nie tylko kontakty z matką i brak takowych z ojcem, ale ważne, że jednak się uchronił przed ojcem skurczybykiem
Haha....oby nie Dylan |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:47:17 06-03-16 Temat postu: |
|
|
Sądzę że Dylan jakoś się z tego wykaraska chociaż znając temperament Nikki nigdy nic nie wiadomo |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:51:50 06-03-16 Temat postu: |
|
|
No kto jak kto, ale ja nie wątpię w swoich chłopaków, ani przez moment A co się tam wydarzy to się okaże w swoim czasie |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:44:08 06-03-16 Temat postu: |
|
|
Ja także w nich nie wątpię z każdych kłopotów się wykaraskają , ale jak ty zaczęłabyś w nich wątpić to już by było gorzej Ty wiesz co się wydarzy ja mogę jedynie czekać |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:21:38 21-03-16 Temat postu: |
|
|
______________________________________________
______Kolejny bezlitośnie wypompowujący siły i energię dzień pracy w ciągu ostatniego tygodnia, ostro dawał mu już się we znaki. Po czterech godzinach spędzonych przed stołem mikserskim, ulepszaniu wokali, mieszaniu instrumentów i pracy nad chórkiem w końcu udało mu się dopiąć pierwszych pięć piosenek do debiutanckiego albumu młodego zespołu rockowego. Czekało ich jeszcze trochę pracy i kilka następnych intensywnych godzin nagrywania, zanim całość będzie wystarczająco dobra by z czystym sumieniem Michael mógł podpisać się pod tym swoim nazwiskiem. To był niełatwy kawałek chleba, ale mimo wszystko kochał to, co robił i był z tego dumny.
______Zerknął na swój lewy nadgarstek, na którym zegarek wskazywał już dobrze po dwudziestej trzeciej, po czym wyłączył nagrywanie w kabinie i dał zespołowi znak, że na dzisiaj koniec pracy. Kiedy muzycy zaczęli zbierać instrumenty, przymknął powieki i rozmasował dłonią zdrętwiałe mięśnie karku, czując się tak jakby właśnie przejechał po nim walec albo coś innego, znacznie cięższego bez skrupułów rozgniatając go na chodniku jak nic nieznaczącego robaka. ______Odkąd sięgał pamięcią zawsze od codziennego życia uciekał właśnie w muzykę, a kiedy tylko udało mu się zrealizować marzenie o własnym studiu to tu był jego azyl, w którym zaszywał się i zapominał o otaczającym go świecie, problemach i zmartwieniach. Tym razem wcale nie było inaczej, a on przez ostatni tydzień wszelkimi możliwymi sposobami unikał przebywania w domu razem z Tess, spędzając w studiu całe dnie, gdy wychodził do pracy bladym świtem i wracał w późnych godzinach nocnych. Miał wyrzuty sumienia, że przez całą tą sytuację zaniedbuje matkę, ale naprawdę nie potrafił siedzieć pod jednym dachem ze swoją żoną, która tak nieoczekiwanie znów pojawiała się w jego życiu, wywracając cały jego, mozolnie budowany od nowa świat całkowicie do góry nogami. Choć usilnie próbował nadal nie potrafił poukładać sobie w głowie całego tego bajzlu i dojść do ładu z własnymi uczuciami. Z jednej strony pragnął Tess niemal boleśnie i nie marzył o niczym innym jak o tym, by ktoś wymazał z ich życia te przeklęte dwa lata, kiedy żyli osobno, dając im jeszcze jedną szansę i zwracając te chwile ich małżeństwa, gdy byli naprawdę szczęśliwi, planowali wspólną przyszłość i nie widzieli poza sobą świata. Z drugiej strony był potwornie wściekły; na Teresę, za to, że wyjechała; na siebie za to, że nie zrobił wystarczająco dużo by ją przy sobie zatrzymać; na cały pieprzony otaczający go świat i gówniany los, który postanowił odebrać mu matkę, a żal i gniew, jakie nagromadziły się w nim w ostatnim czasie stały się już reaktywną mieszanką, wciąż utrzymywaną pod ciśnieniem, na małym, lecz stałym ogniu, która w każdej chwili groziła wybuchem. Właśnie tego próbował uniknąć, bo wiedział, że jeśli pozwoli ukrytej w nim bestii wyjść z cienia zrobi coś, czego będzie później mocno żałował, krzywdząc przy tym jedyną kobietę, jaką kiedykolwiek kochał. Nie miał już pomysłów, co zrobić ze swoim życiem i nigdy jeszcze nie czuł się tak totalnie bezradny i bezsilny jak w tej chwili. Odnosił wrażenie, że traci kontrolę nad wszystkim, co się wokół niego dzieje, a przywykł do czegoś zupełnie odwrotnego i to wcale nie poprawiało jego fatalnego samopoczucia.
______Westchnął ciężko i przetarł piekące ze zmęczenia oczy palcami, a wyczuwając na sobie czyjś intensywny wzrok, uniósł głowę i spojrzał na stojącego w progu reżyserki Simona, osiemnastoletniego lidera zespołu, z którym właśnie pracował.
______- Dzięki za dzisiaj, stary – odezwał się, wyciągając z kierunku Michaela szczupłą dłoń, którą ten natychmiast zamknął w silnym uścisku.
______- Nie ma sprawy. Widzimy się jutro o tej samej godzinie. Tylko żadnych baletów dzisiaj, bo czeka was ostatni dzień nagraniowy, za który mi zapłaciliście. Wykorzystajcie go w pełni – powiedział tonem surowego, starszego brata, wcelowując w chłopaka palec wskazujący.
______- Się rozumie! – odparł Simon i zasalutował żartobliwie, wywołując u Michaela wesoły śmiech. – Do zobaczenia! – rzucił jeszcze, a potem zwołał resztę grupy, która machając Dawsonowi na pożegnanie, opuściła w końcu studio, pozostawiając po sobie pustkę i ciszę, która po całym dniu wypełnionym hałasem i muzyką, jak na ironię nieprzyjemnie dzwoniła Michaelowi w uszach, potęgując tylko jego ból głowy.
______Przesunął dłonią po twarzy i włosach, a po chwili zaplótł je na karku poważnie zastanawiając się nad tym co ma teraz ze sobą zrobić, bo o powrocie do domu nie chciał nawet myśleć. Odetchnął głęboko kilka razy i poruszył głową na boki, starając się rozciągnąć zastane mięśnie i jakoś zminimalizować zmęczenie, a kiedy jego wzrok padł na stojącą pod ścianą gitarę klasyczną, zmrużył oczy i przygryzł policzek od wewnątrz, jakby coś rozważał. Nie kalkulował jednak zbyt długo tylko po prostu chwycił za gryf i wszedł do kabiny nagraniowej, by po chwili usiąść wygodnie na wysokim stołku z gitarą ułożoną na kolanach. Przesunął palcami po strunach, a gdy wydały z siebie charakterystyczny dźwięk, uśmiechnął się do siebie i całkowicie zdając się na instynkt, zagrał jedyny utwór, jaki przyszedł mu do głowy, a w którego [link widoczny dla zalogowanych], bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, odnajdywał analogię do własnego życia.
______Był późny letni wieczór, a on siedział na łóżku w sypialni, oświetlonej jedynie przez przytłumione światło z nocnej lampki i trzymając gitarę na kolanach, cicho wygrywał właśnie napisaną przez siebie melodię. Kiedy po raz kolejny dobrnął do tego miejsca, w którym utknął dwa dni temu, nie mogąc znaleźć, jego zdaniem, odpowiednio brzmiącego akordu, skrzywił się lekko i pokręcił głową z rezygnacją, bo mimo usilnych starań efekt nadal go nie zadowalał. Chwycił ołówek, do tej pory trzymany między zębami i zdecydowanym ruchem wykreślił coś z leżącego obok niego notesu, a potem przymknął powieki i zaczął od nowa, uważnie wsłuchując się w płynącą spod jego palców melodię. W końcu mając nadzieję, że być może teraz znajdzie rozwiązanie, zmienił uchwyt na gryfie i przesunął opuszki palców na niższy próg, ale to wciąż nie było to, o co mu chodziło. Westchnął cicho i przekrzywił głowę na boki, by rozruszać zdrętwiałe mięśnie karku, ponownie zanotował coś w notesie i wrócił do grania. Dopiero, gdy uświadomił sobie, że od dłuższego czasu towarzyszy mu czyjeś spojrzenie, uniósł głowę i uśmiechnął się lekko do stojącej w progu Tess. Opierała się swobodnie ramieniem o futrynę i ze skrzyżowanymi na piersiach nadgarstkami, wpatrywała się w niego zamglonym wzrokiem, w którym prócz szczęścia i prawdziwej, szczerej miłości widział płonący, wciąż niezmiennym płomieniem, ogień przeznaczony od dawna wyłącznie dla niego. Uśmiechnął się do niej jeszcze szczerzej i wciąż nie przestając grać, przesunął po jej skąpo odzianym ciele łakomym spojrzeniem, koncentrując się na zgrabnych nogach, zakrytych jedynie nieprzyzwoicie krótkimi szortami do spania, płaskim brzuchu, szczupłej talii i wyraźnie rysujących się pod cienkim materiałem koszulki piersiach. Z pełną premedytacją przesunął językiem po dolnej wardze, jakby szykował się właśnie do pochłonięcia swojego ulubionego deseru, który miał w zasadzie na wyciągniecie ręki i ponownie spojrzał jej głęboko w oczy. Tess poruszyła się niespokojnie, a jej klatka piersiowa zafalowała rytmicznie, kiedy oddychała coraz ciężej, nie mogąc dłużej znieść gromadzącego się w niej napięcia, które Michael skutecznie podsycał tym jak na nią patrzył. Powoli rozplątała ramiona i ani na moment nie odrywając wzroku od jego roziskrzonych, zielonych oczu, zamknęła cicho drzwi i podeszła do łóżka. Wsparła kolano na materacu, górując nad Dawsonem przez chwilę dopóki nie odchylił się do tyłu i nie opadł plecami na poduszki, czekając cierpliwie aż to ona pierwsza do niego przyjdzie. Uśmiechnął się do niej szeroko i zlustrował jej ciało pożądliwym spojrzeniem, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak na nią działa. Ku jego satysfakcji Teresa bez słowa protestu odważnie podjęła jego grę i wspięła się na materac, by na czworakach pokonać dzielący ich dystans. Wsparła dłonie po obu stronach bioder Michaela i zawisła tuż nad jego ustami, oddychając z nim tym samym powietrzem.
______- Uwielbiam, gdy grasz, Mike … - szepnęła, łaskocząc jego rozchylone wargi ciepłym oddechem i przesunęła czule nosem po jego nosie, spoglądając mu w oczy spod wachlarza gęstych rzęs. – Ale bardzo chcę być w tej chwili na miejscu tej gitary.
______- Jak bardzo? – zapytał zmysłowym, lekko schrypniętym głosem i uśmiechając się triumfalnie, zwinnie umknął Tess przed pocałunkiem.
______- Zaraz mogę ci pokazać … - odparła i uśmiechnęła się psotnie. Chwyciła za gryf, by pozbyć się spomiędzy ich ciał niechcianego przedmiotu i nieumyślnie zahaczyła przy tym palcami o struny, które zawibrowały w bliżej nieokreślonym dźwięku.
______- Wiesz, co, kochanie? Ale to jest chyba właśnie ten akord, którego tak szukałem – zaśmiał się Michael, kiedy Tess usadowiła się wygodnie na jego udach. – Powinienem to zapisać zanim zapomnę – dodał, siląc się na poważny ton, ale wbrew własnym słowom, ułożył szerokie dłonie na jej biodrach, przyciągając bliżej do siebie jej drobne ciało.
______- Z przyjemnością przypomnę ci to później, ile razy tylko zechcesz – obiecała, przesuwając ręce z jego torsu na kark, by po chwili wpleść smukłe palce w jego włosy i przylgnąć do niego jeszcze ciaśniej.
______- Skoro tak stawiasz sprawę…. – odparł z rozbawieniem i spoglądając jej w oczy, wsunął dłonie pod koszulkę, opuszkami palców wodząc po aksamitnej skórze wzdłuż jej kręgosłupa. Jęknął cicho, gdy poruszyła się niecierpliwie na jego biodrach, ocierając się o wyraźnie zarysowane po materiałem dresowych spodni twarde wybrzuszenie i nieświadomie zagryzła dolną wargę, natychmiast skupiając w tym miejscu jego wygłodniały wzrok. Uśmiechnął się lekko i nie zamierzając dłużej przeciągać własnych tortur, bez ostrzeżenia pochłonął usta Tess w żarłocznym pocałunku, niezbyt delikatnie popychając ją na plecy tak, że w jednej chwili leżała już pod nim, wciśnięta w miękki materac.
______- Kocham cię…. – szepnął jej wprost do ucha i uśmiechnął się tuż przy jej skórze, gdy na dźwięk tych słów przylgnęła do niego jeszcze mocniej całą długością swojego ciała i oplotła go nogami w pasie, jakby niczego nie pragnęła bardziej jak tego by zostać tak już na zawsze.
______W tamtej chwili był pewien dwóch rzeczy: tego, że jego życie zawodowe zawsze będzie związane z muzyką i tego, że zestarzeje się z najcudowniejszą i jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek pokochał. Los miał jednak dla niego przykrą niespodziankę i teraz był pewien jedynie kierunku, w jakim zmierzała jego zawodowa droga, bo po szczęśliwych czasach z żoną u boku nie było już śladu.
______Zacisnął mocniej zęby z wściekłości i odpychając od siebie bolesne wspomnienia, skoncentrował całą swoją uwagę na wygrywanej melodii i brzmiących mu w głowie słowach, w których Axl Rose opłakuje ukochaną kobietę, nie mogąc pogodzić się z jej odejściem. Do tego stopnia odpłynął w muzykę i ugrzązł we własnej popieprzonej rzeczywistości, że ocknął się dopiero, kiedy po kabinie nagraniowej rozległo się czyjeś ciche gwizdnięcie. Gwałtownie uniósł głowę i powędrował spojrzeniem przed siebie, dostrzegając w progu reżyserki Dylana. Opierał się niedbale ramieniem o framugę z nogami skrzyżowanymi w kostkach, jedną dłonią wsuniętą w kieszeń ciemnych jeansów i drugą opuszczoną swobodnie wzdłuż tułowia, w której trzymał butelkę Burbona.
______- Widzę, że nie mogłem lepiej trafić – mruknął, ruchem głowy wskazując na trzymaną przez Michaela gitarę. – Nie wiem jak ty, ale ja nam ochotę konkretnie się dzisiaj narąbać – dodał, machając sobie przed nosem butelką z bursztynowym płynem. Michael zaśmiał się pod nosem bez cienia wesołości i leniwie przesunął kłykciami po strunach.
______- A Rayan? – zapytał, niespiesznie zsuwając się ze stołka i zerknął przelotnie na kumpla, odstawiając swoją gitarę bezpiecznie pod ścianę.
______- Ray wypadł dzisiaj z obiegu, bo jest w robocie – westchnął Dylan i odpychając się od framugi, o którą do tej pory się opierał, powolnym krokiem przeszedł przez pomieszczenie. – Ale powiedział, że jak skończy zmianę to przyjedzie, żeby zebrać nasze zwłoki i odstawić do domu.
______- No, dobra, to z gwinta czy przynieść plastikowe kubeczki? – zagadnął Michael i uśmiechając się cynicznie, spojrzał z rozbawieniem na przyjaciela, który przewrócił tylko oczami z irytacją.
______- Pierwszy raz ze mną chlasz, że głupio się pytasz?
______________________________________________________________ ***
______Była już prawie trzecia w nocy, kiedy Rayanowi w końcu udało się zapakować zalane w trupa tyłki kumpli do auta, choć zanim tego dokonał musiał zebrać wszystkie pokłady sił, jakie w nim jeszcze zostały po wyczerpującej wieczornej zmianie w barze. Był początek weekendu a co za tym idzie tłum w lokalu trzykrotnie przekraczał ten z tygodnia, więc był naprawdę wykończony i z trudem powstrzymywał się by jeszcze na koniec nie udusić Dylana, który w połowie drogi do domu nagle przypomniał sobie, że musi się odlać.
______- Przestań skomleć, McCaine!
______- Kiedy ja naprawdę muszę odsączyć kartofelki – jęknął rozpaczliwie, siedzący z tyłu Dylan i nerwowo podrygując przy tym nogą, zaczął rytmicznie bębnić o udo długimi palcami. - W przeciwnym razie, jak słowo daję zafajdam ci tapicerkę.
______- Tylko spróbuj, a gwarantuję, że urwę ci jaja i nie będziesz już miał, czego odsączać – warknął Rayan, starając się skupić na drodze i dowieść ich wszystkich w jednym kawałku do domu. – I nie próbuj sprawdzać, czy mówię poważnie – dodał, posyłając Dylanowi we wstecznym lusterku ostrzegawcze spojrzenie.
______- A ty czego rżysz, matole? – rzucił gniewnie Dylan zwracając się tym razem do Michaela, którego ramiona trzęsły się od tłumionego śmiechu.
______- Trzeba było lać jak miałeś kibel pod nosem, barani łbie! – wtrącił z rozbawieniem i zaczął się jeszcze głośniej śmiać, kiedy rozdrażniony McCaine uderzył pięścią w tył jego fotela.
______- To już moja czteroletnia córka wie, że swoje potrzeby fizjologiczne trzeba załatwić przed wyjściem – powiedział Rayan, kręcąc głową z rezygnacją, po czym wsparł łokieć o drzwi i rozmasował dłonią kark.
______- Ray, zatrzymaj ten pieprzony samochód! – zagrzmiał Dylan, kręcąc się coraz bardziej na siedzeniu i minę miał przy tym taką jakby za chwilę miał się rozpłakać z bólu.
______Ray przygryzł policzek od wewnątrz usiłując za wszelką cenę się nie roześmiać z całej tej mimo wszystko przekomicznej sytuacji i zjechał z drogi, zatrzymując auto przy wejściu do parku niedaleko dzielnicy, w której mieszkał Mike. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zdążył jedynie odwrócić się przez ramię, kiedy Dylan wystrzelił z samochodu jak z procy, znikając po chwili w mroku pod jakimś drzewem.
______- Za każdym razem to samo – mruknął Michael i ze wzrokiem utkwionym w przedniej szybie, pokręcił głową z dezaprobatą. Naciągnął kaptur bluzy na głowę i wciskając się w fotel, przymknął ciężkie powieki.
______- Jak boga kocham z waszymi pijackimi wersjami nie da się wytrzymać na trzeźwo – mruknął Ray, bez cienia pretensji w głosie, a kiedy zerknął na Michaela, którego usta wygięły się lekko ku górze, sam parsknął śmiechem. Westchnął cicho i odchylił głowę na zagłówek, ściskając palcami nasadę nosa.
______- Od razu lepiej – powiedział Dylan z wyraźną ulgą w głosie, po chwili ponownie wygodnie usadawiając się na tylnym siedzeniu.
______Ray zaśmiał się pod nosem, a potem bez słowa włączył silnik i wjechał na drogę prowadzącą pod dom Michaela. Żaden z nich nawet nie podjął już próby rozmowy, nie czując potrzeby zakłócenia kojącej ciszy, a Palmer korzystając z tego skupił się na prowadzeniu, usiłując jednocześnie zwalczyć swoje zmęczenie. Miał wrażenie, że ten dzień nie ma końca, a o niczym nie marzył bardziej jak o tym by wziąć szybki prysznic, walnąć się do wyra i zdrzemnąć choć chwilę zanim Zoe wstanie skoro świt i ciesząc się z czekającego ją dnia, w którym będzie miała ojca tylko dla siebie, zacznie skakać po nim jak po trampolinie pozbawiając go marzeń o leniwym poranku. Wiedział, że rano będzie wyglądał jak zombie, czując się przy tym wcale nie lepiej jak jego kumple, ale mimo wszystko sam cieszył się jak głupek na swój wolny dzień, który będzie mógł spędzić z córeczką, poświęcając jej całą swoją uwagę bez świadomości, że popołudniu znów będzie musiał zrywać się do pracy.
______Kilka minut później w końcu zaparkował swoją terenówkę przed podjazdem domu Dawsonów, zgasił silnik i klepnął półprzytomnego Michaela w ramię, żeby się ocknął, ale ten jedynie uchylił ciężkie powieki i bez słowa spojrzał na kumpla zamglonym wzrokiem.
______- Zbieraj się, Mikey – rzucił Rayan i ignorując bełkotliwą odpowiedź szatyna, z której kompletnie nic nie zrozumiał, odwrócił się przez ramię, zerkając na Dylana, który wyczuwając na sobie jego świdrujące spojrzenie, otworzył jedno oko.
______- Nie waż się ruszać z wozu – ostrzegł Palmer, wcelowując w niego palec wskazujący. Zbyt dobrze pamiętał wszystkie wybryki pijanego McCaine, a naprawdę nie chciał marnować nocy na wyciąganie go z aresztu, albo na szukaniu go po okolicy.
______- Nigdzie się nie wybieram – odparł Dylan i krzyżując ramiona na torsie, wsparł skroń o zimną szybę. - Dobrze mi tu – dodał i ziewnął dyskretnie, a Rayan nie mówiąc już nic więcej, wysiadł i obszedł maskę, czujnie przyglądając się Michaelowi usiłującemu utrzymać się na nogach, które ewidentnie odmawiały współpracy.
______Dawson zatrzasnął drzwi i oparł się o nie, z grymasem niezadowolenia przyglądając się odległości dzielącej go od drzwi.
______- Nie da się tego …. no … – odezwał się, ruchem ręki wskazując najpierw na siebie, a potem na werandę. - … obejść?
______- Raczej nie bardzo – odparł Rayan, powstrzymując się przed roześmianiem.
______- Szkoda – burknął Michael i dość niezdarnie odepchnął się od samochodu, robiąc kilka chwiejnych kroków przed siebie. – Wszystko pod kontrolą – rzucił, unosząc ręce w uspokajającym geście, ale nie był pewien, czy chce przekonać o tym Ray’a czy samego siebie. – k***a …. Czy ktoś mógłby wyłączyć tą pieprzoną karuzelę? – jęknął, przesuwając dłonią po twarzy.
______- Zaraz sama się wyłączy – zaśmiał się Palmer. – Gdzie masz klucze? – zapytał, a Dawson bez słowa sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i podał mu spory pęk przywieszony do breloczka z gitarą, który sprezentowała mu kiedyś Tess. Ostrożnie wszedł po schodach i oparł się plecami o ścianę domu tuż przy frontowych drzwiach, podczas gdy Rayan mocował się z zamkiem, starając się otworzyć go na tyle cicho by nie obudzić reszty domowników.
______- Następnym razem pijesz z nami Ray i nie obchodzi mnie żadna wymówka – mruknął, a kiedy jego głowa bezwładnie opadła do tyłu uderzając w zimny mur, skrzywił się lekko. – No chyba, że będziesz właśnie bzykał tą swoją koleżankę z baru… jak ona ma na imię? Jenna..? – zagadnął i zmrużył oczy, usiłując skupić wzrok na wiszącym przy suficie werandy nowym kinkiecie, który udało mu się wymienić na początku lata.
______- Jade… - odpowiedział Rayan i cicho otwierając drzwi, pochwycił błyszczące spojrzenie kumpla. – I już coś na ten temat powiedziałem – dodał i odłożył klucze do drewnianej tacki stojącej na niskiej szafce przy wejściu.
______- Taaa….. coś mówiłeś, ale powinieneś zmienić śpiewkę, Ray – powiedział Michael z ociąganiem odpychając plecy od ściany. – I to już dawno …
______Palmer przewrócił oczami i pokręcił głową z rezygnacją, nawet nie zamierzając tego komentować. Wszedł za przyjacielem do domu i lekko przymknął za sobą drzwi, przyglądając się z rozbawieniem jak stojący przed schodami Michael z grymasem bezradności na twarzy, uważnym spojrzeniem lustruje kolejne stopnie.
______- Przecież to jest jakiś pieprzony Mount Everest – jęknął i zerknął na Rayana, który nie mogąc się dłużej powstrzymywać, parsknął śmiechem.
______- Dasz radę, Mikey. Tylko się skup i pamiętaj, najpierw jedna noga, a potem druga – odezwał się i wyszczerzył się jak dziecko, gdy kumpel zmroził go spojrzeniem.
______- Zaraz ci wpierdolę.
______- O czym ty mówisz? Nie jesteś w stanie skoordynować ruchów na tyle by wejść po schodach i chcesz fikać? – zapytał ze śmiechem Ray i wsparł dłonie na biodrach, wpatrując się w Dawsona roześmianymi ciemnymi tęczówkami.
______- Wpierdolę ci jutro – fuknął i wystawił w jego kierunku środkowy palec, wywołując tylko kolejny napad śmiechu. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem wspierając się na ramieniu Rayana powoli pokonywał kolejne stopnie. – Więcej nie piję Burbona z Dylanem – powiedział po chwili, ściskając nasadę nosa palcami. – Ostatni raz tak się schlałem na własnym wieczorze kawalerskim, a nawet wtedy nie czułem się tak jakby moje wnętrzności postanowiły się przemeldować.
______- Powinieneś wiedzieć, że z Dylanem się nie pije, bo to zawsze kończy się zgonem.
______- A ten patałach jutro będzie jak nowonarodzony. Nienawidzę go za to – wycedził przez zęby, ale słysząc cichy chichot Rayana, sam również się uśmiechnął i wsparł plecy o ścianę, kiedy udało im się dotrzeć w końcu na piętro. Westchnął cicho i przesunął dłońmi po zmęczonej twarzy, a po chwili wyczuwając na sobie intensywne spojrzenie, z całą pewnością nienależące do stojącego przed nim Palmera, całe jego ciało mimowolnie się spięło.
______- Tess… - szepnął Rayan i wsuwając dłonie do kieszeni swoich jeansów, przelotnie zerknął na napiętą twarz Michaela, kiedy z zaciśniętymi nerwowo szczękami, uniósł wzrok i wlepił go w żonę stojącą zaledwie kilka metrów od niego.
______- Co się stało? – spytała zaspanym głosem, wodząc wzrokiem od Rayana do Michaela i nie mogąc znieść przenikliwego spojrzenia męża, odruchowo poprawiła poły swojego satynowego niebieskiego szlafroka, zaciskając mocniej zawiązany w tali pasek.
______- Nic ponad to, że postanowili z Dylanem zamarynować swoje wątroby – wyjaśnił Palmer i uśmiechnął się krzywo, wyraźnie wyczuwając rosnące między tą dwójką napięcie.
______Michael zazgrzytał nerwowo zębami i przesunął tęsknym spojrzeniem po idealnej sylwetce żony, od pomalowanych na granatowo paznokci u palców bosych stóp po czubek blondwłosej głowy, usiłując za wszelką cenę powstrzymać targające nim pierwotne odruchy, gdy mając ukochaną kobietę zaledwie na wyciągnięcie ręki, jego ciało momentalnie obudziło się do życia.
______- Szkoda, że nie znam sposobu by zamarynować sobie serce, wtedy wszystko byłoby sto razy łatwiejsze – warknął ostrzej niż zamierzał, trzeźwiejąc w oka mgnieniu. – Dzięki, Ray – rzucił do kumpla i wymijając żonę bez słowa, lekko chwiejnym krokiem wszedł do swojej sypialni, ostatkiem sił powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami.
______Tess objęła się ramionami i zakładając pasmo włosów za ucho, niepewnie zerknęła na Rayana, który właśnie przeniósł wzrok z przymkniętych drzwi na stojącą przed nim blondynkę.
______- Rano pewnie będzie czuł się gównianie, więc dobrze gdyby łyknął aspirynę – powiedział cicho, przerywając niezręczną ciszę, jaka między nimi zapadła.
______- Wiem. Nellie zrobiła dzisiaj ciasto korzenne, więc będzie miał czym podnieść glukozę. Jak zawsze… – dodała cicho i uśmiechnęła się blado, a w jej jasnych oczach Rayan wyraźnie dostrzegł błysk bólu i tęsknoty, identycznych jak te, które widział codziennie u przyjaciela. Wciąż nie rozumiał dlaczego tak wszystko się między nimi potoczyło, ale miał głęboką nadzieję, że uda im się to ułożyć i przestaną się w końcu wzajemnie ranić.
______- Tylko niech nie zje wszystkiego, bo Zoe mu nie podaruje, jeśli się z nią nie podzieli – powiedział Rayan, a gdy uśmiechnął się do niej przyjaźnie, w jej oczach natychmiast zamigotały łzy. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że Tess wciąż nie czuła się tu mile widziana i szczerze obawiała się starcia nie tylko z Michaelem, ale również z jego przyjaciółmi, którzy niegdyś byli także jej rodziną. Wypuścił ze świstem powietrze z płuc i podszedł do niej powoli. – Dobrze, że tu jesteś, Tess – mruknął i w braterskim geście wierzchem dłoni delikatnie starł ślady łez z jej policzka. – Ale jeśli nie zamierzasz tu zostać i naprawdę chcesz odejść od Michaela, nie przedłużaj tego co nieuniknione. Jemu i tak cały świat zawalił się na głowę, nie dawaj mu nadziei po to by za chwilę po raz kolejny mu ją odebrać – dodał i zerknął na uchylone drzwi do pokoju Dawsona, przez niewielką szczelinę pochwytując na krótki moment jego pełne bólu spojrzenie, gdy siedział na łóżku lekko pochylony do przodu, z łokciami wspartymi na kolanach i dłońmi splecionymi w koszyczek. – Trzymaj się, Tess – dodał jeszcze i nie czekając na jej odpowiedź, zbiegł po schodach, po chwili zamykając za sobą cicho drzwi wejściowe.
______Teresa odruchowo przygryzła dolną wargę i z wahaniem podeszła do drzwi, a kiedy lekko je uchyliła chcąc sprawdzić, czy z Michaelem wszystko w porządku, zamarła w bezruchu napotykając na swojej drodze jego pożądliwe spojrzenie, którym po raz kolejny zmierzył jej sylwetkę pozostawiając palący ślad na skórze wszędzie tam, gdzie sięgały jego oczy. Przełknęła z trudem i umknęła wzrokiem, nie mogąc znieść tego jak wciąż na nią patrzył.
______- Potrzebujesz czegoś? – zapytała, ciaśniej otulając się ramionami jakby to pomogło jej schować się przed jego płonącym spojrzeniem, ale Michael nawet nie zamierzał jej niczego ułatwiać.
______Siedział nadal bez słowa i wpatrywał się w nią, jakby samym wzrokiem usiłował naznaczyć jej ciało i pokazać całemu światu, że stojąca przed nim kobieta należy wyłącznie do niego. Nie wiedział czy to wypity alkohol, jego głupota, czy dojmując tęsknota i prawdziwe, głębokie uczucie, jakie żywił do Tess, ale w tej chwili nie marzył o niczym ponad to, by zerwać z niej wszystko, co miała na sobie, wziąć ją tu i teraz w ich dawnej sypialni i uświadomić jej, z czego dobrowolnie rezygnuje.
______- Michael? – ponagliła cicho, przerywając tę nieznośną ciszę jaką ją torturował. – Pytałam …
______- Czy czegoś nie potrzebuję. – wszedł jej w zdanie, zaglądając głęboko w piękne błękitne oczy, po czym podniósł się powoli i niespiesznie ruszył przez pokój, pomniejszając dzielący ich dystans. – Tak, potrzebuję. Ciebie – szepnął, przebiegając po jej twarzy drobiazgowym spojrzeniem i zatrzymując wzrok na jej kusząco rozchylonych wargach, przystanął przed nią tak blisko, że gdy zaczęła szybciej oddychać jej piersi ocierały się o jego twardy tors. Bez zastanowienia wsunął dłoń pod jej włosy i nim zdążyła, choć spróbować zaprotestować, pochłonął jej usta w gorączkowym, pełnym desperacji pocałunku, wyrywając jej z gardła ciche westchnienie. Naparła drobną dłonią na jego tors, chcąc go odepchnąć, ale kompletnie to zignorował i nie ustąpił nawet wtedy, gdy zacisnęła usta w niemym proteście. Przyparł ją do ściany całą długością swojego ciała i pogłaskał czule okolice jej ucha, zachęcając ją by się dla niego otworzyła, a gdy to również nie pomogło, przygryzł delikatnie jej dolną wargę i dopiero teraz, gdy bezwiednie je rozchyliła, zdołał wtargnąć do środka jej ust językiem, jeszcze bardziej przy tym osłabiając jej opór. Zupełnie jakby zdawała sobie sprawę z tego, że nie wygra tego starcia, Tess szybko skapitulowała i pozbyła się wszelkich hamulców. Zacisnęła drobne palce na jego koszulce i odpowiadając na jego muśnięcia poruszyła zuchwale językiem, jednocześnie rozpaczliwie przylegając do niego swoim ciałem, jakby w tej chwili chciała się w niego wtopić całą sobą. Michael mruknął z aprobatą i kompletnie zaślepiony pożądaniem wolną dłonią przesunął wzdłuż jej boku, a potem nie przerywając pocałunku nawet na moment, chwycił jej smukłe udo i uniósł zdecydowanie, oplatając się jej nogą w pasie.
______Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie powinno wyglądać w ten sposób i mimo zamroczonego alkoholem mózgu nadal gdzieś z tyłu głowy paliła mu się czerwona lampka, by w porę się opamiętał i natychmiast to przerwał. Być może powinien, ale kiedy zobaczył ją przed paroma minutami w stroju, który choć nie odkrywał specjalnie wiele to jednak rozpalał jego cholerną wyobraźnie na tak wielu płaszczyznach, kompletnie stracił rozum. Nie potrafił nad sobą zapanować, a tym bardziej nie potrafił wypuścić z ramion jej drżącego ciała, gdy tak ochoczo przylgnęła do niego, czekając niecierpliwie na każdy dotyk i kolejny pocałunek. Był pieprzonym draniem i był tego świadomy, podobnie jak tego, że to nie jest najrozsądniejszy sposób na to by odzyskać żonę, ale mimo wszystko nie zamierzał zmarnować tej szansy. Zamiast tego wplótł palce w jej jedwabiście miękkie włosy i pogłębiając pocałunek, w którym więcej było ukąszeń i pieczenia niż kiedykolwiek wcześniej, opuszkami palców pogłaskał aksamitną skórę na jej udzie, powoli sunąc dłonią w górę jej ciała, by po chwili zanurkować pod satynowy szlafrok, aż do krawędzi bielizny. Wtedy jednak Teresa ocknęła się na tyle, by natychmiast i stanowczo przerwać to wszystko, pozbawiając go tym samym wszystkich marzeń i fantazji jakie pojawiły się w jego zalanym łbie z nią w roli głównej.
______Oderwała się od jego ust, bez słowa odchyliła głowę i wspierając ją o ścianę za plecami, desperacko starała się dotlenić płuca, w których zabrakło już powietrza.
______- Jesteś pijany, Mike – szepnęła i nawet na niego przy tym nie patrząc, opuściła stopę z powrotem na podłogę.
______- Nie na tyle by nie wiedzieć, co robię – powiedział cicho i wsuwając palec wskazujący pod jej podbródek, zmusił ją by spojrzała mu w oczy.
______- Nie … - szepnęła, bezradnie kręcąc głową, gdy przesunął kciukiem po jej opuchniętej od pocałunku dolnej wardze. Spojrzał jej w oczy i dostrzegł wyraźnie jak wszelkimi możliwymi sposobami gorączkowo stara się znaleźć powód by się uwolnić, a to zabolało mocniej niż się spodziewał. Zacisnął zęby z wściekłości i kiedy najmniej się tego spodziewała odsunął się od niej gwałtownie, pozbawiając ją tym samym oparcia, jakim do tej pory było jego potężne ciało. Tess czując jak uginają się pod nią kolana, chwyciła się mocno krawędzi komody i załzawionym wzrokiem spojrzała na zwróconego do niej tyłem Michaela.
______- Dobranoc, Tess – warknął ostro, po czym chwyciwszy koszulkę za kołnierz na plecach, sprawnym ruchem ściągnął ją przez głowę.
______- Michael, to nie powinno wyglądać w ten sposób ….
______- Chcę zostać sam! – wycedził przez zęby, piorunując ją pełnym furii spojrzeniem, w którym miejsce ognia, jaki płonął dla niej jeszcze chwilę temu, zajął lodowaty wręcz chłód, od którego zadrżało całe jej ciało. Siąknęła cicho nosem i ostatni raz spoglądając mu w oczy, wyszła z sypialni, zamykając za sobą cicho drzwi.
______Michael zacisnął palce na trzymanej w dłoni koszulce i bez zastanowienia cisnął nią w głąb pokoju, zwalczając w sobie pokusę rozwalenia czegoś po stokroć większego i pozbycia się tego gromadzącego się w nim gniewu, który trawił go już od środka, powoli i nieubłaganie, każdego dnia zabijając w nim wszystko.
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 18:52:35 05-04-16, w całości zmieniany 5 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:30:39 03-06-16 Temat postu: |
|
|
______________________________________________
______ Zacisnął mocniej dłoń na kierownicy, kiedy po raz kolejny wybrał numer Nikki, a zamiast jej głosu po drugiej stronie linii usłyszał drażniący automat poczty głosowej, po tym jak znów celowo odrzuciła jego połączenie. Zdawał sobie sprawę z tego, że przeprawa z Nicole nie będzie należała do najłatwiejszych i nie miał bladego pojęcia jak w ogóle uda mu się ją przekonać do tego by zgodziła się pójść na terapię, ale nie miał wyjścia. Jeśli w tej chwili nie postawi na swoim, konsekwencje będą koszmarne, bo jego była dziewczyna od dawna sukcesywnie zapadała się w jakiś czarny dół, z którego lada chwila nie będzie potrafiła się wydostać, a i on za moment nie będzie umiał jej już pomóc.
______ Odchylił głowę na zagłówek i wbił jasnoniebieskie spojrzenie w samochodowy sufit, w taki sposób jakby usiłował wyczytać z niego rozwiązanie wszystkich swoich problemów, albo przynajmniej wskazówki jak powinien postępować. Odetchnął głęboko i z rezygnacją kręcąc głową, wysiadł ze swojego Dodga, jednocześnie zerkając przelotnie w stronę domu Dawsonów, w którym, sądząc po zaparkowanych przed podjazdem samochodach, zgromadzili się już wszyscy członkowie jego przybranej rodziny. Zatrzasnął drzwi i sprawdził godzinę na zdobiącym lewy nadgarstek zegarku, a gdy do jego uszu dobiegł warkot silnika, odwrócił głowę i spojrzał na parkującego za jego Chargerem, czarnego Mini Cooper’a należącego do Charlie. Przełknął z trudem ślinę i czując przemożną potrzebę zrobienia czegoś z dłońmi, wsunął je do kieszeni ciemnych jeansów i zacisnął w pięści, obserwując czujnie wysiadającą z samochodu dziewczynę. Nie mogąc się opanować przesunął gorącym spojrzeniem po jej smukłej sylwetce i długich nogach znikających pod rozkloszowaną czarną spódnicą sięgającą zaledwie do połowy ud. Zacisnął mocniej zęby tak, że w jego policzku pojawiał się pulsujący dołeczek i mrużąc powieki, wlepił błyszczące spojrzenie prosto w ciemne oczy Charlie, gdy swobodnym krokiem ruszyła w jego kierunku.
______ - Widzę, że skaczesz z radości na mój widok – powiedziała, rzucając mu urażone spojrzenie, a potem nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, wyminęła go z zamiarem wejścia do domu. Chwycił ją wtedy za nadgarstek i zerkając kontrolnie w okna, delikatnie przyciągnął do siebie.
______ - Zrobiłaś to specjalnie? – zapytał z wyrzutem, a gdy uniosła pytająco brew i poruszyła się by stanąć z nim twarzą w twarz do jego nozdrzy bezlitośnie wdarł się jej zapach, będący idealnym połączeniem cytrusowego szamponu do włosów i orzeźwiającej nuty kobiecych perfum, którego mimo usilnych prób nie potrafił wyrzucić z głowy, a który działał na niego tak jak zdecydowanie nie powinien.
______ - Sprecyzujesz zarzut, czy będziemy tu stali do jutra? – zapytała po chwili milczenia, odważnie spoglądając mu w oczy.
______ - Wiedziałaś, że tu dzisiaj będę, więc dlaczego, do cholery, mnie prowokujesz ubierając się w ten sposób? – wycedził przez zęby, wlepiając w nią błyszczące wściekle spojrzenie.
______ - Mam chodzić przy tobie w burce tylko, dlatego, że ślinisz się na widok moich nóg? – zapytała hardo i zrobiła krok do przodu, ocierając się o jego twardy tors swoimi piersiami ukrytymi pod skromną, granatową bluzeczką z krótkim rękawem i delikatnym dekoltem. – Czy dlatego, że masz ochotę na coś więcej niż tylko trochę się pogapić? – dodała, przekrzywiając lekko głowę na ramię i niestrudzenie wpatrując się w jego jasne tęczówki, jakby w tym momencie próbowała zajrzeć w głąb jego duszy, obnażyć go z pancerzy i poznać wszystkie jego głęboko skrywane tajemnice.
______ - Charlie…. – jęknął bezradnie i przymknął powieki, starając się zatrzymać myśli galopujące mu w głowie z prędkością światła zwłaszcza, że zapuszczały się w rejony, których nie powinny były zwiedzać. – To co wydarzyło się w Nowym Jorku nigdy nie powinno było się stać – wyznał, zaglądając jej głęboko w oczy.
______ - Ale się stało i nie zmienisz tego, Dylan.
______ - Wiem i żałuję, że nie mam takiej mocy. Rayan jest moim najlepszym przyjacielem i jest dla mnie jak brat. Urwie mi jaja, jeśli się dowie, że przespałem się z jego siostrą.
______ - Wydaje mi się, że oboje jesteśmy dorośli i mamy prawo decydować o swoim życiu – powiedziała Charlie, pochwytując jego rozpalone spojrzenie, w którym przemknęło tyle sprzecznych uczuć, że trudno było odróżnić, choć minimalną ich część.
______ - Nie powinienem był do tego dopuścić, rozumiesz? Pogwałciłem chyba wszystkie możliwe zasady w niepisanym męskim kodeksie honorowym, a ty mi w tej chwili niczego nie ułatwiasz – powiedział cicho, przebiegając drobiazgowym spojrzeniem po jej ślicznej twarzy, jakby chciał wyryć sobie w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół i przynajmniej w ten sposób zrekompensować sobie brak tego, co nigdy nie będzie należało do niego. - To się nie może powtórzyć, Charlie – szepnął, a jego wzrok mimowolnie uciekł w stronę jej zapraszająco rozchylonych ust, znajdujących się niebezpiecznie blisko jego własnych.
______ - Bo sam tego nie chcesz, czy dlatego, że boisz się narazić Rayanowi? – spytała, omiatając łagodnym spojrzeniem jego przystojne rysy.
______ - W tym przypadku na jedno wychodzi – powiedział cicho, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w lekkim uśmiechu, gdy zupełnie spontanicznie, wsunął dłoń pod jej włosy i kciukiem pogładził delikatne wgłębienie w policzku, które podobnie jak Ray dostała w genach, po to by płeć przeciwna traciła głowę dla tego uśmiechu. – Jestem na tyle uczciwy by przyznać, że mam popieprzoną przeszłość, której wciąż za sobą nie zamknąłem i nie wiem, kiedy w ogóle to nastąpi. Nie ma znaczenia to, czego ja pragnę, a tym bardziej nie chcę bawić się w trójkąty, Charlie, bo to żadnemu z nas nie wyjdzie na dobre. Przecież wiesz jak jest, więc nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej – poprosił cicho, na moment opierając się czołem o jej czoło i oddychając z nią tym samym powietrzem. Wiedział, że popełnił błąd i dopuścił do czegoś, co nigdy nie powinno było się wydarzyć, ale chyba pierwszy raz w życiu zgłupiał do reszty dla kobiety, którą nieoczekiwanie dla niego samego stała się siostra najlepszego kumpla. To nie miało prawa istnieć z wielu powodów i był tego świadomy, dlatego musiał to uciąć teraz, zanim oboje zabrną za daleko.
______ - W porządku – odparła i odchrząkując cicho, odsunęła się od niego niechętnie, by móc zajrzeć mu w oczy. – Mogę ci obiecać, że nie wrócę więcej do tego, co wydarzyło się w Nowym Jorku i ode mnie Ray nigdy niczego się nie dowie – zapewniła śmiertelnie poważnym tonem i ukrywając wzrok za wachlarzem gęstych rzęs, odruchowo założyła pasmo włosów za ucho. – Ale nie licz na to, że ja zapomnę, Dylan. Do niczego cię nie zmuszę i nie zamierzam stosować żadnych babskich sztuczek by cię zdobyć, ale nie łudź się, że przejdę nad wszystkim do porządku dziennego – powiedziała, znów odważnie zaglądając mu w oczy, zaszklonym spojrzeniem. - Tego nie możesz ode mnie oczekiwać – szepnęła i kręcąc bezradnie głową, odwróciła się na pięcie i pospiesznie ruszyła w stronę domu, jakby podświadomie wiedziała, że on i tak nie znajdzie odpowiednich słów by zareagować.
______ Dylan odprowadził ją spojrzeniem i dopiero, gdy zniknęła mu z oczu, wchodząc do przestronnego holu domu Dawsonów, zdołał odwrócić głowę. Zacisnął szczęki z wściekłości, aż zęby zazgrzytały złowieszczo i wspierając jedną dłoń na biodrze, palcami drugiej nerwowo potarł czoło. Odkąd sięgał pamięcią Charlie zawsze była częścią jego rodziny i przyjaciółką, na której cholernie mu zależało. Nie chciał by to się zmieniło i nie wyobrażał sobie, żeby kiedykolwiek miała zniknąć z jego życia, choć przez to, co zdarzyło się w Nowym Jorku wszystko między nimi tylko niepotrzebnie się skomplikowało. Był stuprocentowym kretynem, który zamiast użyć głowy, myślał zupełnie inną częścią ciała i dał się ponieść chwili, a teraz oszukiwał sam siebie, jeśli sądził, że będzie potrafił tak po prostu zapomnieć o tej jednej jedynej nocy, jaką spędził z Charlie. Ta dziewczyna, którą znał niemal całe życie i na której mógł polegać w każdej sytuacji nie mniej niż na najlepszych kumplach, odcisnęła na jego sercu piętno, które będzie nosił do końca życia i doskonale o tym wiedział. Nie miał tylko pomysłu co zrobić i jak to dalej rozegrać, by nikogo przy tym nie zranić.
______ Odetchnął głęboko kilka razy, starając się uspokoić skołatane nerwy, a potem przesunął dłońmi po twarzy i zwalczając w sobie pokusę zawrócenia do samochodu, pewnym krokiem ruszył do domu, modląc się w duchu by nikt niczego nie zauważył.
______________________________________________________________ ***
______ Chcąc dać swojemu skacowanemu mózgowi, choć chwilę odpocząć od gwaru, wyszedł na taras z tyłu domu i oddychając głęboko letnim popołudniowym powietrzem, omiótł wzrokiem rozciągający się przed nim ogród z równo skoszoną soczysto-zieloną trawą, z wygospodarowanym w głębi pod drewnianym płotkiem kawałkiem ziemi, na którym matka od lat hodowała swoje ukochane róże i z potężnym drzewem rosnącym po lewej stronie podwórza. Rozłożysta i gęsta korona chroniła przed słońcem zawieszoną na grubej gałęzi huśtawkę, którą z Dylanem i Rayanem skonstruowali lata temu z marynarskiego sznura i kawałka heblowanej deski, a która teraz służyła przede wszystkim małej Zoe.
______ Kiedy usłyszał za plecami głośny śmiech dobiegający zza uchylonych tarasowych drzwi, odwrócił się przez ramię i spojrzał w kierunku kuchni skąd jego matka, pomimo usilnych próśb Charlie, Rayana i Dylana, nie dała się wygonić i zamiast odpoczywać, zabrała się za przygotowywanie deseru, który wszyscy mieli zjeść na tarasie. Pogoniła ścierką Dylana, gdy usiłował wepchnąć się przed nią do lodówki i pogroziła palcem Rayanowi, który nim się spostrzegła sprawnie wysunął jej z rąk brytfannę z ciastem, podając ją po chwili Charlie.
______ Nellie wsparła zwinięte w pięści dłonie na szczupłych biodrach i pokręciła głową z dezaprobatą, choć jej zielone oczy błyszczały prawdziwym rozbawieniem. Michael parsknął cichym śmiechem na ten widok i wiedziony jakimś wewnętrznym impulsem powędrował wzrokiem do salonu. Na beżowej, miękkiej kanapie ustawionej na środku pomieszczenia siedziała jego żona i trzymając na kolanach Zoe uważnie słuchała tego, co dziewczynka jej opowiadała, a on zwyczajnie nie potrafił oderwać od nich błyszczącego spojrzenia. Gdy śliczną twarz Tess rozświetlił prawdziwie szczery uśmiech, a oczy błysnęły wesoło, zmarszczył brwi i przełknął z trudem, czując jak zupełnie nieoczekiwanie dla niego, jakaś niewidzialna siła chwyta w pięść jego serce i bezlitośnie zaciska na nim zimne palce, jakby tylko czekała na odpowiedni moment by wyrwać mu je z piersi. Zazgrzytał nerwowo zębami i przymknął powieki, sięgając do tylnej kieszeni jeansów, do której przed paroma minutami schował zapalniczkę i znalezioną na dnie szuflady paczkę papierosów, jaką zostawił sobie kiedyś tak na „wszelki wypadek”. Stanął w najbardziej oddalonym końcu tarasu, poza zasięgiem oczu matki, za której namową ponad półtora roku temu w końcu rzucił palenie, a potem wsunął jednego fajka do ust, osłonił dłonią końcówkę bibułki i odpalił, zaciągając się głęboko całym tym syfem, przez który jego matka w tej chwili żegnała się z życiem. Skrzywił się lekko, gdy płuca zapiekły go nieprzyjemnie od nikotyny i powoli wypuścił z ust smużkę dymu, wpatrując się w nią tak długo, dopóki całkiem nie rozmyła się w powietrzu, niesiona w nieznane przez letni wietrzyk. Oparł się ramieniem o słupek drewnianego płotka i ponownie zaciągając się papierosem, przymknął na moment powieki, zatrzymując dym w płucach dłużej niż to konieczne, jakby chciał się delektować jego smakiem. Po chwili jednak wyczuwając na sobie czyjś intensywny wzrok, odwrócił powoli głowę i przez chmurę dymu, którą wypuścił właśnie z ust, pochwycił błękitne spojrzenie idącej w jego kierunku Teresy.
______ - Sądziłam, że rzuciłeś – zagadnęła cicho i krzyżując szczupłe przedramiona na piersiach, oparła się biodrami o drewniany płotek tarasu.
______ - Ja też – odparł beznamiętnie Michael i mrużąc oczy, powędrował wzrokiem przed siebie w jakimś tylko sobie znanym kierunku, bez skrępowania wsuwając papierosa do ust.
______ - Tak to będzie teraz wyglądało? – zapytała cicho, próbując wyłowić jego spojrzenie, choć uparcie wciąż unikał patrzenia na nią, nie mówiąc przy tym nawet słowa. – Będziesz traktował mnie jak intruza, albo co gorsza jak powietrze, zupełnie ignorując moją obecność?
______ - Wolisz się wiecznie kłócić? – odpowiedział pytaniem, nadal nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem.
______ - Wszystko jest lepsze od twojego milczenia, Mike – odparła udręczonym głosem, od którego mimowolnie ścisnęło go serce. Zmarszczył brwi i wypuszczając z ust smużkę dymu, wlepił spojrzenie w tlącą się końcówkę bibułki trzymanego w dłoni i dopalonego do połowy papierosa. - Kiedyś potrafiliśmy ze sobą rozmawiać – dodała niemal szeptem, ale Michael zaśmiał się tylko gorzko pod nosem i wystawiając rękę za tarasową balustradę, strzepnął popiół, trącając filtr kciukiem.
______ - Owszem, kiedyś wszystko wyglądało inaczej – zgodził się i mrużąc czujnie oczy, spojrzał na żonę, która niezmordowanie wpatrywała się w niego tymi swoimi niebieskimi tęczówkami w taki sposób jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. - Czego ty właściwie chcesz, Tess? – zapytał łagodnie.
______ - A czego ty chcesz?
______ - To, czego ja chcę przestało mieć znaczenie dwa lata temu – powiedział chłodno i dopalając papierosa, ponownie wbił spojrzenie przed siebie.
______ - Naprawdę tak myślisz? – spytała, marszcząc brwi, ale Michael po raz kolejny nie zaszczycił jej odpowiedzią. Zgasił papierosa o barierkę i strzepując dłonią resztki popiołu, wrzucił peta do schowanej w tylnej kieszeni spodni paczki papierosów. Jego milczenie najwidoczniej powiedziało jej więcej niż chciała wiedzieć, bo pokręciła tylko głową z rezygnacją i nerwowo przeczesała jasne pasma włosów palcami. - I teraz będziesz spędzał całe dnie w studiu, tłumacząc się ilością pracy, której wcale nie masz, a jeśli już zastanę cię w domu, będziesz mnie unikał jak ognia, albo rzucał się na mnie po to by zaspokoić swoje potrzeby? – podjęła po chwili milczenia, ściągając na siebie jego błyszczące niebezpiecznie spojrzenie.
______ - Nie będę cię przepraszał, Tess - mruknął cicho lekko schrypniętym od emocji głosem i odepchnął się od słupka, robiąc odważny krok w jej stronę. - Ani za to, że jestem facetem, który jak każdy ma swojej potrzeby – powiedział wspierając dłoń o drewno tuż obok jej biodra i pochylając się odrobinę, zawisł nad jej zapraszająco rozchylonymi wargami, czując wyraźnie jak jej oddech przyspiesza. - Ani za to, że wciąż pragnę swojej żony, której byłem wierny jak pies nawet przez ostatnie dwa lata – dodał, przenosząc wzrok z jej ust na śliczne błękitne oczy, błyszczące w tak dobrze mu znany sposób, przeznaczony do tej pory wyłącznie dla niego, a od którego w tym momencie jego serce załomotało w piersi tak mocno, jakby chciało się wyrwać i wskoczyć wprost w jej drobne dłonie.
______ - Nigdy nie traktowałeś mnie jak rzeczy i maszynki do zaspokajania swoich seksualnych potrzeb, więc nie rób tego i teraz, Mike – poprosiła cicho, z trudem chwytając powietrze do płuc, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, opuściła wzrok i starając się dyskretnie otrzeć z policzka jedną samotną łzę, wyminęła go i ruszyła przez taras, akurat w momencie, w którym pojawiła się na nim Nellie z resztą towarzystwa.
______ - Zapraszam na deser, kochani – odezwała się radośnie i ostrożnie stawiając na stole tacę z ciasteczkami własnego wypieku, podejrzliwym wzrokiem przesunęła od synowej do Michaela, jakby chciała w ten sposób dowiedzieć się, co znów zaszło między małżonkami i do czego to wszystko ich w końcu doprowadzi. Michael odważnie wytrzymał ciepłe a jednocześnie pełne dezaprobaty spojrzenie matki, które jak zawsze mówiło mu więcej niż jakiekolwiek słowa, które mogły w tej chwili paść z jej ust. Za każdym razem bowiem, gdy patrzył w zielone, jak jego własne, tęczówki widział wyraźnie jak Nellie Dawson stara się znaleźć jakiś cudowny sposób na to, by pogodzić syna z Tess i odejść z tego świata ze spokojnym sercem, wypełnionym radością z ich wspólnego szczęścia. Naprawdę chciałby zapewnić matkę, że wszystko jakoś się ułoży, ale jak miał to zrobić, jeśli sam nie miał już takiej pewności?
______ - Wujku! Wujku! – zaświergoliła wesoło Zoe i biegnąc w jego kierunku przez taras, skutecznie zepchnęła wszystkie jego ponure myśli na dalszy plan.
______ - Słucham, księżniczko? – odezwał się i wysilił na swobodny uśmiech, zgarniając jej z czoła niesforny kosmyk włosów.
______ - Pohuśtasz mnie? Bo tata nie potrafi bujać tak jak ty – wyjaśniła, przewracając uroczo ciemnoniebieskimi oczami.
______ - Ej! Wszystko słyszę, moja panno! – zaśmiał się Rayan i pokręcił głową z rezygnacją, gdy Michael na te słowa parsknął prawdziwie wesołym śmiechem.
______ - Po prostu twój tata to potworny nudziarz – wtrącił Dylan, uchylając się przed lecącą w jego kierunku zwiniętą serwetką i mrugnął do Zoe z rozbawieniem.
______ - Czyżbyś tracił autorytet, braciszku? – zagadnęła Charlie, z trudem powstrzymując się przed roześmianiem na widok morderczego spojrzenia Ray’a.
______ - Policzymy się później – zagroził, zwracając się do Dylana i zajmując swoje miejsce przy tarasowym stole, wcelował w kumpla palec wskazujący.
______ - Nie obiecuj – odezwał się Mike. – Chodź, skarbie – powiedział do Zoe i kucnął, a kiedy sprawnie wskoczyła mu na plecy, obejmując go za szyję szczupłymi ramionami, zerknął na nią przelotnie. – Trzymasz się? – zapytał jeszcze, na co Zoe energicznie pokiwała głową i uśmiechnęła się szeroko, ukazując uroczy dołeczek w prawym policzku. Sam również się uśmiechnął, a później chwytając ją pod kolanami, ruszył przez taras, na krótki moment pochwytując po drodze błyszczące spojrzenie, siedzącej przy stole Teresy, która jednak szybko odwróciła głowę całą swoją uwagę całkowicie poświęcając rozmowie, jaką prowadziła z Charlie. Westchnął ciężko i bez słowa zszedł ze schodków, ruszając w kierunku huśtawki.
______ Wiedział doskonale, że to wszystko nie powinno wyglądać w ten sposób i teraz bardziej niż wcześniej zdawał sobie sprawę, że dla dobra ich obojga powinien podjąć jakąś decyzję i w końcu zrobić coś ze swoim życiem. Jednak im dłużej o tym myślał tym było mu trudniej, a żadne wyjście, jakie przychodziło mu na myśl nie było jego zdaniem wystarczająco dobre. Nie miał złotego środka i nie był pewien czy kiedykolwiek jeszcze uda mu się go znaleźć, ale przede wszystkim chyba musiał odpowiedzieć sobie na jedno podstawowe pytanie, czy wierzy jeszcze w swoje małżeństwo z Tess? Być może dopiero, kiedy zajrzy w głąb swego serca będzie w stanie znaleźć rozwiązanie, którego od dawna tak usilnie szuka.
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 15:53:15 16-08-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:02:57 07-06-16 Temat postu: |
|
|
Hej. Co prawda nigdy nic nie pisałam na forum, ale od bardzo dawna jestem wierną czytelniczka Twoich opowiadań to opowiadanie jest rownie cudowne jak wszystkie inne. Bardzo ciekawy styl pisania, historie bohaterów zapieraja dech w piersi i z utęsknieniem czeka się na kolejny odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|