|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:53:23 30-01-16 Temat postu: |
|
|
To fakt
I wtranżalać się między dwie wariatki trajkoczące o bzdurach? Ja nie wiem czy są tu tacy odważni, ale jakby co to zapraszam W końcu zawsze raźniej trajkotać w większej grupie, nie? |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:14:12 31-01-16 Temat postu: |
|
|
Cwaniaki
Na pewno ktoś by się znalazł, a my znów nie jesteśmy, aż tak okropne I pewnie, że w większej grupie raźniej |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:28:55 04-02-16 Temat postu: |
|
|
Nie wiem, jak można mieć tyle pomysłów w głowie i realizować je na takim poziomie!
Super się zapowiada!
Nie byłabym sobą, gdybym i tutaj nie zajrzała
Czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Laluna95 Motywator
Dołączył: 18 Paź 2015 Posty: 201 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zamość Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:21:09 04-02-16 Temat postu: |
|
|
Kolejne świetnie zapowiadające się opowiadanie. Będę czytała obowiązkowo. Strasznie mnie zaciekawiłaś opowiadaniem a szczególnie życiem Mika i tym co stało się miedzy nim a jego żoną, że chcą się rozwieść. Mam nadzieje że szybko się to wyjaśni. No i w obsadzie 3 największych przystojniaków. Lepiej być nie mogło |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:33:23 04-02-16 Temat postu: |
|
|
Madziu, ślicznie dziękuję Ci za tak miłe słowa i cieszę się ogromnie, że znalazłaś chwilę, by do mnie zajrzeć Mam nadzieję, że z biegiem czasu się nie zawiedziesz i nadal będziesz czytać mojego "tworka" z przyjemnością
Laluna95, witam Cię w moich skromnych progach Na razie to sam początek tej historii i mogę tylko obiecać, że zrobię co w mojej mocy, by nie przestało być ciekawie do samego końca
________________________________________________
______ Zasłonił oczy przedramieniem, kiedy uporczywe promienie porannego słońca zaczęły złośliwe świecić mu prosto w twarz, choć i tak wiedział, że nie zmruży już oka. Westchnął ciężko i usiadł na kanapie, upuszczając stopy na drewnianą podłogę. Przesunął dłońmi po twarzy i wspierając łokcie o zgięte kolana, roztarł kark, który bolał niemiłosiernie po nocy, jaką przyszło mu spędzić na niewygodnej i zdecydowanie za krótkiej jak na jego wzrost, kanapie. Skrzywił się i przechylił głowę na boki, by rozruszać mięśnie, a potem wsparł dłonie o kolana i podniósł się ze skórzanego mebla. Przeszedł cicho przez salon i stanął w progu sypialni, w której na dwuosobowym szerokim łóżku, prawie w poprzek spała Nicole, cały czas w tych samych ubraniach, w których była wczoraj w barze. Pokręcił głową z dezaprobatą, a potem okrył ją kocem, który jakimś cudem znalazł się na podłodze i wyszedł z sypialni, przymykając za sobą drzwi. Naprawdę nie miał pojęcia, co ma z nią zrobić, tym bardziej teraz, kiedy odnosił wrażenie, że z dnia na dzień jej kondycja fizyczna i psychiczna była w coraz gorszym stanie. Ostatni rok dla obojga był trudnym okresem i choć przez długi czas wychodził ze skóry, żeby pomóc jej się podnieść, uparcie mu na to nie pozwalała, a on miał wrażenie, że ciągnie go przy okazji za sobą. Nie miał serca zostawić jej z tym samej, nawet wtedy, kiedy oficjalnie się już rozstali i być może to właśnie był jego największy błąd. Oparł się biodrami o kuchenne szafki i zaplatając dłonie na karku, wbił błękitne spojrzenie w okno, za którym kolejny dzień budził się do życia. Gdy ciszę w pomieszczeniu przerwało uporczywe wibrowanie jego telefonu, który zostawił wieczorem na blacie, sięgnął po niego i zerkając na wyświetlacz, odebrał któreś z kolei połączenie od Rayan’a.
______ - A ty zaginąłeś w akcji, Dylan? – zapytał poważnie Ray bez zbędnych wstępów, na co McCaine jedynie uśmiechnął się gorzko pod nosem.
______ - Można tak powiedzieć – mruknął, ściskając nasadę nosa palcami. – Odtransportowałem Nikki do domu, ale sam wiesz, jaka ona jest. Nie obyło się oczywiście bez awantury z całą litanią wybitnych epitetów pod moim adresem i rękoczynów w jej wykonaniu – przyznał otwarcie, słysząc po drugiej stronie przeciągłe westchnienie przyjaciela.
______ - Nikki zawsze była stuknięta, ale ostatnio zaczyna ostro przeginać. To już się zaczyna robić spory problem, Dylan, i nie mówię tu tylko o tym, że nadużywa alkoholu – powiedział szczerze Ray, siląc się na opanowany i dyplomatyczny ton, choć z pewnością przychodziło mu to z trudem.
______ - Przecież nie mogę jej zostawić, bo całkiem się stoczy – stwierdził Dylan, wbijając spojrzenie w jakiś mało istotny punkt za oknem.
______ - Może to, co powiem, będzie okrutne, ale niektórzy niestety muszą się stoczyć na dno. I albo się od niego odbiją, albo nie.
______ - Nie potrafię jej tak po prostu zostawić z tym samej, Ray – jęknął bezradnie brunet, przełykając gulę, która w jednej chwili stanęła mu w gardle utrudniając normalne oddychanie. – Spędziliśmy ze sobą kilka ładnych lat i może nie zawsze było kolorowo, ale na swój popieprzony sposób się kochaliśmy. k***a, chciałem z nią spędzić resztę życia, miałem plany na przyszłość …
______ - Wiem – odparł cicho Ray, a w jego łamiącym się głosie dało się słyszeć szczerość i prawdziwą empatię. Tylko ktoś, kto przeszedł przez podobny koszmar mógł naprawdę zrozumieć, z czym boryka się Dylan, a Rayan Palmer, był niewątpliwie jedną z takich osób. – Tyle, że to już za długo trwa, a ona ciągnie cię za sobą na dno – dodał po chwili, pewniejszym tonem. – Jeśli sądzisz, że z Michaelem na to pozwolimy, to jesteś w grubym błędzie.
______ - Nie wiem już, co mam robić – przyznał w końcu Dylan całkowicie bezradnie i przesunął dłonią po ciemnych, ułożonych w artystycznym nieładzie włosach, czując wyraźnie jak coś mocno ściska go za serce. – Naprawdę, Ray. Pierwszy raz w życiu czuję się kompletnie bezsilny. Skończyły mi się pomysły.
______ - Dylan, Nikki jest dorosła, a ty nie możesz jej cały czas niańczyć, bo w końcu przegapisz swoje życie. Cackasz się z nią jakby była ze szkła, a jej starzy bawią się w najlepsze na Hawajach, albo innych dziewiczych wyspach, łażą z tandetnymi wieńcami na szyi i popijają pieprzone drinki z parasolką, a ty się z nią użerasz. Nikt nawet nie zapytał, czy potrzebujesz pomocy, tylko szybko umyli ręce i zostawili cię z tym bajzlem i jej problemem samego – powiedział cedząc słowa przez zęby, wyraźnie już rozjuszony. – Nie mam willi z basenem, studiów prawniczych, wypasionego ferrari i wypchanego po brzegi portfela, ale jestem zwykłym chłopakiem z Chicago, który jeszcze logicznie myśli i jak na moje skromne oko, to jest k****a nie fair, więc może czas, żeby starzy zainteresowali się swoją jedynaczką?
______ - Dobrze wiesz, że gów*o ich obchodzi co się z nią dzieje, dopóki jej życiorys nie jest tematem plotek w ich burżuazyjnym towarzystwie – odparł z niesmakiem, uśmiechając się przy tym gorzko, a Rayan prychnął gniewnie po drugiej stronie linii.
______ - W takim razie może zadzwoń do ojca?
______ - Nie ma nawet takiej możliwości – zaoponował gorliwie Dylan i pokręcił głową, choć przecież Ray nie mógł go zobaczyć. – Dam sobie radę, nie potrzebuję jego łaski – warknął wściekle, zaciskając zęby tak mocno, aż zazgrzytały złowieszczo, a na policzku pojawił mu się pulsujący dołeczek.
______ - Tylko, że ty już nie dajesz sobie rady i zdajesz sobie sprawę, tak samo jak ja, że potrzebujesz pomocy specjalisty, a twój ojciec jest psychiatrą.
______ - Ray, nie rozmawiałem z nim od siedmiu pieprzonych lat!
______ - Bo skłóciłeś się z nim dla Nikki, więc może tym razem dla niej przynajmniej z nim pogadaj – poprosił Rayan spokojnym, ale stanowczym tonem. Dylan pokręcił głową z rezygnacją, wbijając spojrzenie w podłoże pod stopami, jakby prowadził jakąś zaciętą walkę z samym sobą. Jeśli jednak miał być szczery sam ze sobą, to musiał przyznać, że Rayan miał rację i bez względu na to jak bardzo Dylan się przed tym bronił, telefon do ojca, w zaistniałej sytuacji był tylko kwestią czasu.
______________________________________________________________ ***
______ Rozłączył się i kręcąc głową z rezygnacją, rzucił telefon na łóżko. Nie miał pojęcia, jakim cudem Dylan i Nikki przez tyle lat jeszcze się nie pozabijali. Byli do siebie podobni, a jednak tak bardzo różni, że od dawna każde z nich powinno pójść swoją drogą i zacząć życie z dala od siebie. Wiele przeszli to fakt, ale uparte trzymanie się siebie nawzajem tylko ich niepotrzebnie raniło.
______ Westchnął ciężko i wyciągnął z komody czarny t-shirt, przelotnie zerkając na tarczę zegarka z grubą srebrną bransoletą, zdobiącego jego lewy nadgarstek. Wyszedł z sypialni, po drodze sprawnie zakładając przez głowę bawełniany podkoszulek i zatrzymał się w progu drugiego pokoju, urządzonego w pastelowych odcieniach fioletu i różu, których idealnym dopełnieniem były proste białe meble i cała masa bibelotów, zabawek i książek. Jego wzrok momentalnie padł na stojące pod oknem łóżko z grubym materacem, na którym jak zwykle znajdowała się cała masa pluszowych miśków, a gdzieś w całym tym rozgardiaszu mała główka z burzą długich i poplątanych włosów w kolorze ciemnego blond, identycznym jak kolor włosów jej matki. Oparł się ramieniem o framugę i przymknął na moment powieki, a kiedy ogromna gula stanęła mu w gardle, przełknął z trudem i zrobił głęboki wdech, starając się za wszelką cenę zatrzymać przemykające mu przed oczami wspomnienia, które migały niczym film na przyspieszeniu. Zmarszczył czoło i powoli uniósł powieki, przez chwilę przyglądając się swojemu małemu Skarbowi, za którego dziękował niebiosom każdego dnia, bo tylko dzięki niej i dla niej zdołał się pozbierać i żyć dalej. Kochał ją nad życie, była całym jego światem; słoneczkiem, które rozświetlało ponure dni, dając mu jednocześnie nadzieję i siłę, których tak bardzo potrzebował, by co rano podnieść się z łóżka i budować od nowa ich mały świat. Wystarczyło jedno spojrzenie jej ślicznych, błyszczących oczu, a ból, który bezlitośnie zabijał go od środka stawał się lżejszy, mniej okrutny i do przezwyciężenia; wystarczył jeden prawdziwie radosny uśmiech, by przyćmić cały smutek i tragedię, jaka ich spotkała ponad cztery lata temu. Zoe miała wtedy zaledwie pół roku, a on od tamtej pory każdego dnia wychodził z siebie byle tylko jego córeczce niczego w życiu już nie zabrakło; by była szczęśliwym i beztroskim dzieckiem, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie będzie w stanie zastąpić jej matki, bez względu na to jak mocno będzie się starał. Była bystrą i naprawdę mądrą czteroletnią dziewczynką, która rozumiała niekiedy więcej niż mu się wydawało, czym nie raz mocno go zaskakiwała. Tęskniła za obecnością matki w swoim życiu jak każde dziecko, choć czasem Rayan zastanawiał się czy Zoe nie znosi tej straty lepiej od niego właśnie dlatego, że zwyczajnie nie pamięta Lisy i po prostu nauczyła się bez niej żyć.
______ Zacisnął zęby i przetarł piekące oczy palcami, a potem odepchnął się od framugi i wszedł do pokoju. Uśmiechnął się do siebie na widok córeczki zakopanej pod stertą misiów, króliczków i kotków, zapadniętą w mięciutką poduszkę i zawiniętą kołdrą jak naleśnikiem. Pochylił się i wspierając dłonie na materacu, pocałował ją w czoło.
______ - Zoe … Wstawaj, śpiochu – odezwał się cicho głębokim, schrypniętym głosem, a dziewczynka poruszyła się sennie, przeciągnęła i uchyliła leniwie powieki, spoglądając na niego półprzytomnym, ciemnoniebieskim wzrokiem. - Cześć – uśmiechnął się, w czułym geście odgarniając jej niesforne pasma włosów z policzka i wsuwając je za ucho. – Szkoda dnia na spanie, leniuchu.
______ - Ale ja lubię swoje łóżeczko – powiedziała cicho i mocniej wtulając się w poduszkę, przygarnęła do siebie ulubionego misia, jakby bała się, że za chwilę ktoś jej go zabierze. ______ Rayan zaśmiał się pod nosem i przesunął rozbawionym spojrzeniem po obładowanym po brzegi materacu.
______ - Ja też bym lubił swoje, gdybym miał w nim taką bandę strażników i łapaczy złych snów.
______ - Mogę ci kilku pożyczyć – zaproponowała bez zastanowienia i uśmiechnęła się do niego lekko, zaglądając mu głęboko w oczy, w taki sposób, w jaki zawsze robiła to Lisa. – A jak już znajdziesz sobie jakiegoś dużego, ładnego pluszowego kotka, to mi oddasz – dodała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, aż w jej prawym policzku pojawiło się to samo urocze wgłębienie, które on otrzymał w genach, a za którym ku jego zmartwieniu z całą pewnością będą szaleli chłopcy.
______ - A skąd pomysł, że szukam dużego, ładnego i do tego jeszcze pluszowego kotka? – zagadnął, wpatrując się w nią uważnie z rozbawieniem wyraźnie malującym się w ciemnych oczach.
______ - Od cioci Charlie – przyznała. Rayan uniósł ciemną brew, a potem parsknął śmiechem i pokręcił głową z dezaprobatą.
______ - Ciocia Charlie to zdecydowanie za dużo gada i nie słuchaj wszystkiego, co ona mówi – powiedział, siląc się na ojcowski, zdecydowany ton, a potem pocałował ją w nos i wyprostował się. – Szoruj do łazienki, a potem zapraszam na śniadanie – rzucił, przechodząc przez pokój i po drodze zgarniając z podłogi rzucone tam niedbale jakieś bluzki i spódniczkę. – A na to chyba jest inne miejsce, moja panno – dodał ganiącym tonem, zerkając na nią przez ramię.
______ - Wiem. W koszu, w łazience, ale to nie ja – powiedziała, siadając na materacu i w uroczo niezdarny sposób zgarniając z twarzy włosy, które zasłoniły jej oczy. – To ciocia Charlie – powiedziała i wzruszając swobodnie szczupłymi ramionami, wyszczerzyła się od ucha do ucha. Rayan pokręcił tylko głową z rozbawieniem, a potem nawet nie wchodząc do łazienki, wsparł się jedną dłonią o framugę i wrzucił ubrania do kosza na pranie, stojącego pod ścianą.
______ - Masz dziesięć minut – powiedział do Zoe, która właśnie go mijała. Skinęła bez słowa głową i wbiegła do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
______ Niecałe dziesięć minut później nadal w spodniach do spania w różowo - fioletową kratę i fioletowej koszulce z krótkim rękawem z jakimś słodkim misiem na przedzie, weszła do kuchni, trzymając za ucho swojego ukochanego pluszaka. Rayan uśmiechnął się szeroko na ten widok i upiwszy łyk aromatycznej kawy, chwycił córkę w pasie, jakby kompletnie nic nie ważyła i ostrożnie posadził na kuchennej wyspie.
______ - Życzy sobie panienka płatki, naleśniki czy tosty? – zapytał ze śmiechem, odgarniając jej za ucho niesforne pasemko blond włosów.
______ - Tosty. Z masłem kakaowym, poproszę – odparła z entuzjazmem, jakby kwestię dzisiejszego śniadania starannie obmyśliła jeszcze, kiedy była w łazience.
______ - Ale wypijesz do śniadania szklankę mleka – powiedział stanowczo, choć jego oczy całe się śmiały, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że za moment Zoe zacznie się z nim targować.
______ - Pół.
______ - Trzy czwarte – uciął, uśmiechając się szeroko. Zoe westchnęła ciężko i przewróciła oczami, ale potulnie skinęła głową na zgodę, tym bardziej, że nie miała zbytnio szans na negocjacje, a droczyła się już z czystej przekory.
______ - Tatusiu, o której dzisiaj przyjedzie ciocia Charlie? – zapytała po chwili, wspierając drobne dłonie na blacie po obu stronach swoich bioder i machając nogami, przyglądała się jak Rayan smaruje kakaowym kremem tosty, które zdążył przygotować, gdy jeszcze była w łazience.
______ - Popołudniu – odparł, nie odrywając spojrzenia od rozłożonych przed nim na drewnianej desce, zarumienionych kromek chleba.
______ - To znaczy, że znów wrócisz jak będę już spała … – bardziej stwierdziła niż zapytała i w jednej chwili pochmurniejąc, zwiesiła smutno głowę, wlepiając spojrzenie w swoje bose stopy. Rayan zamarł w bezruchu i uniósł na nią zbolały wzrok, czując jak coś bezlitośnie chwyta go za serce i zaciska na nim pięść, pozbawiając tchu. Nie lubił spędzać wieczorów poza domem, odbierając córce te chwile tuż przed zaśnięciem, kiedy mógł jej zwyczajnie poczytać bajkę, utulić do snu i powiedzieć „dobranoc”, a które dla niej samej były bardzo ważne. Miała na świecie tylko jego i potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, a on choć robił wszystko by tak się czuła, to był również samotnym ojcem, który musiał pracować i zarabiać na ich utrzymanie. Taka była niestety szara rzeczywistość samotnego rodzica, któremu nikt nigdy nie zwróci tych lat, ani chwil, jakie przegapi w życiu swojego dziecka.
______ Zrobił głęboki wdech, po czym podszedł do niej i wsuwając palec wskazujący pod jej brodę zmusił, by spojrzała mu w oczy.
______ - Dzisiaj poczyta ci Charlie, a ja obiecuję, że zadzwonię wieczorem, żeby powiedzieć ci „dobranoc”, hm? – powiedział spokojnym, wyważonym tonem i uśmiechnął się do córki zachęcająco, a gdy skinęła głową na zgodę, pogłaskał ją po włosach. – I nie smuć się, skarbie. Jeszcze tylko jutrzejszy wieczór spędzę w pracy, a potem mamy przed sobą cały weekend.
______ - I pójdziemy do parku na lody? – zapytała rozpromieniona, wpatrując się w niego uparcie, błyszczącymi ciemnoniebieskimi tęczówkami. Rayan skinął na zgodę i uśmiechnął się do niej szeroko.
______ - Będziemy robić, co tylko będziesz chciała, masz moje słowo. A w niedzielę pojedziemy do babci Nellie na obiad, może być? – zapytał, przekrzywiając lekko głowę na bok.
______ - Ale jutro też pojedziemy tak jak mówiłeś? – zapytała z nadzieją w głosie i przygryzła policzek od wewnątrz.
______ - Tak, bo obiecałem wujkowi Michaelowi, że mu pomogę.
______ - Fajnie – ucieszyła się i uśmiechnęła szeroko wyraźnie zadowolona z takiego obrotu spraw. Rayan pocałował ją czule w czoło i trącił jej nos palcem wskazującym.
______ - A teraz zabieraj się za śniadanie, Zoe, bo jeszcze chwila i zastanie cię obiad – zażartował, mrugając do niej ciepło, po czym ułożył tosty na talerzyku i podał córce.
______________________________________________________________ ***
______ Siedział na najwyższym schodku na werandzie rodzinnego domu i opierając się plecami o drewniany słupek od balustrady, ułożył przedramię na kolanie zgiętej nogi. Upił łyk gorącej kawy ze swojego kubka i tępo wpatrywał się w puste jeszcze ulice dzielnicy, w której mieszkał od urodzenia.
______ Kiedy usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi wejściowych, odwrócił głowę i uśmiechnął się lekko do matki, która owinęła się ciaśniej wełnianym długim swetrem i powolnym krokiem do niego podeszła. Opuścił nogę na niższy schodek, chcąc wstać i jej pomóc, ale powstrzymała go kręcąc niewyraźnie głową. Bez słowa wsparła tylko drobną dłoń o jego umięśnione ramię i ostrożnie usiadła na schodach obok, a on z ciężkim sercem patrzył jak matka porusza się z dnia na dzień z coraz większym trudem. Zapatrzył się na profil jej twarzy, gdy odetchnęła głęboko rześkim porannym powietrzem i uśmiechnęła się, niemal całą sobą chłonąc rozciągający się przed nią widok, jakby była tu pierwszy raz w życiu, choć mieszkała w tym domu od dziecka. Przełknął ślinę i zacisnął zęby dostrzegając powiększające się zmarszczki wokół jej oczu, coraz bardziej zapadające się policzki, wystające kości, cienie pod oczami i przerzedzające się włosy, choć za wszelką cenę starała się to ukryć. Nikła w oczach, a on dobitnie uświadamiał sobie, że Nellie Dawson powoli żegna się z tym światem. Bo choć nie mógł się z tym pogodzić i nie dopuszczał do siebie tej myśli przez bardzo długi czas, tak właśnie było i nie mógł już nic zrobić.
______ Bez słowa odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała mu prosto w oczy, identycznymi jak jego własne zielonymi tęczówkami, w tej chwili tylko mniej błyszczącymi niż kiedyś, ale nadal pełnymi ciepła i miłości dla otaczających ją ludzi i świata.
______ - Znalazłam to wczoraj – odezwała się po chwili delikatnie schrypniętym głosem i sięgnęła do kieszeni swetra, wyciągając z niej złożone kartki papieru. – Musiały ci wypaść, kiedy wróciłeś w nocy – powiedziała, wyciągając w jego stronę drżącą dłoń. Mike chwycił papiery między palce i zacisnął mocniej zęby z wściekłości, bo ostatnią rzeczą, jakiej pragnął w tej chwili było obarczanie matki swoimi problemami. – Zamierzałeś mi powiedzieć? – zapytała łagodnym głosem, uporczywie się w niego wpatrując, choć za wszelką cenę unikał patrzenia jej w oczy.
______ - Po co? – zapytał beznamiętnie i upił łyk kawy ze swojego kubka.
______ - Bo jesteś moim dzieckiem i chciałabym wiedzieć o rewolucjach jakie dzieją się w życiu moich dzieci. To, że jestem chora, nie oznacza, że przestałam być matką, która się martwi, Mike – powiedziała cicho i zakasłała paskudnie, w taki sposób jakby za chwilę miała wypluć płuca. Michael wykrzywił usta w grymasie bólu i spojrzał na matkę z niepokojem. – A rozwód to jest zdecydowanie rewolucja, synu – dodała cicho, kiedy w końcu udało jej się uspokoić napad kaszlu i przynajmniej zacząć normalnie oddychać.
______ - I co mam ci powiedzieć, mamo? – zapytał rozżalony, wpatrując się w nią błyszczącymi zielonymi tęczówkami. – Nie mam żony od dwóch lat. Po prostu się spakowała i wyjechała, nie oglądając się na nic, a już zwłaszcza na to, że ma męża i jej miejsce jest przy mnie.
______ - A ty za nią nie pojechałeś – przypomniała, ale bez cienia pretensji w głosie. Michael zaśmiał się gorzko pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
______ - Prosiłem ją by nie wyjeżdżała, miałem ją błagać na kolanach?
______ - Może trzeba było, synu – odparła, pochwytując niemal natychmiast jego wściekłe spojrzenie, kiedy jednak otworzył usta by coś powiedzieć, Nellie znów się odezwała. – Jesteś dumny i uparty dokładnie tak samo jak Phil – przyznała, śmiejąc się cicho, ale w tej samej chwili coś zarzęziło jej w płucach i znów mocno zakasłała. Skrzywiła się z bólu i odruchowo przystawiła płasko dłoń do mostka, drugą osłaniając usta.
______ - Wracaj do domu, mamo. Powinnaś odpoczywać – powiedział, szybko zmieniając temat. Nellie jednak pokręciła głową i nakryła jego silną dłoń własną, zaglądając mu głęboko w oczy.
______ - Masz tak samo trudny charakter jak twój ojciec, Mike.
______ - Mimo wszystko nigdy go nie zostawiałaś. Kochałaś go i nigdy nie odeszłaś – odparł ledwie słyszalnie, marszcząc brwi i umykając przed jej bacznym spojrzeniem. Odejście żony bolało go bardziej niż chciał się do tego sam przed sobą przyznać, ale matka znała go jak własną kieszeń i nie musiał jej nic mówić, a i tak wiedziała o wszystkim.
______ - Kiedyś chciałam odejść – przyznała szczerze, ściągając na siebie zaskoczone spojrzenie Michaela. Uśmiechnęła się lekko i odruchowo sięgnęła do włosów, jakby chciała je poprawić. – Ale twój ojciec mi na to nie pozwolił. Walczył do upadłego, tocząc niekiedy walkę z samym sobą. Stawał na rzęsach i każdego dnia udowadniał mi jak mocno mnie kocha, jak bardzo mnie szanuje i że nie wyobraża sobie życia beze mnie, aż doprowadził do tego, że zakochałam się w nim po raz drugi, potem trzeci, czwarty i kolejny. Zakochiwałam się w nim każdego dnia i tak dopóki jego choroba nie wyrwała mi go z rąk – dodała szeptem, mrugając energicznie by odgonić napływające do oczu łzy. Spojrzała na Michaela i bez zastanowienia wyciągnęła drobną dłoń, ujmując w nią jego pokryty zarostem policzek. - Wiem, że czujesz się zraniony, ale oboje jesteście winni tego, że wasze małżeństwo się rozpadło – powiedziała szczerze, a gdy Mike spojrzał na nią zbolałym wzrokiem, uśmiechnęła się łagodnie i pogładziła kciukiem jego kość policzkową. – Kochasz Tess i bardzo za nią tęsknisz, więc przestań unosić się dumą, synku i walcz o nią póki jeszcze masz taką szansę. Nie będzie łatwo, ale spraw by znów się w tobie zakochała…
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 18:16:56 05-04-16, w całości zmieniany 5 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:04:25 05-02-16 Temat postu: |
|
|
Madziula powiem Ci tylko tyle - bo mojej zdanie dobrze znasz i dobrze wiesz, że ja tych Twoich trzech muszkieterów pokochałam od pierwszego wejrzenia i kocham ich miłością bezwarunkową i aż po grób - czytam to już po raz... w sumie nie wiem, który, ale efekt WOW wcale nie mija Ciągle mam ten sam niedosyt co za pierwszym razem i cholernie żałuję, że nie mam tego przed nosem w postaci książki, bo wchłonęłabym całą na jednym oddechu, nawet gdyby miała z tysiąc stron
ps. Po cichu liczę na jakieś słodkie małe co nieco na maila |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:16:58 05-02-16 Temat postu: |
|
|
Aguś :* :* :* :* Dziękuję z całego serducha za wszystkie ciepłe słowa i za to, że mimo iż znasz już początek tej historii, wciąż jesteś tutaj i zaznaczasz swoją obecność wspaniałym komentarzem :* Tylko ja nie wiem, czy takie słodzenie to jest zdrowe, bo co będzie jak mi się niechcący poprzewraca w głowie, czy coś, hm?
ps. A myślałam, że w tych okolicznościach to nie będziesz chciała Jak się napisze, to się wyśle |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:23:05 05-02-16 Temat postu: |
|
|
Madziula :* Mówiłam Ci już, nie wiem ile razy, że dla mnie to naprawdę sama przyjemność obcować z takim cudeńkiem, a sama wiem jakiego kopa do dalszej pracy potrafią dać komentarze. Zresztą ja tu samą prawdę piszę, nic na wyrost, ani tylko po to, żeby pisać Uwierz w końcu, że to jest naprawdę fantastyczna historia i powinnaś wziąć przykład z Madzi i naprawdę pomyśleć o tym, by to w książkę przeobrazić
I spokojna głowa, jak zajdzie taka potrzeba - w co wątpię - to zamiast słodzenia, będzie kubeł zimnej wody na opamiętanie
ps. W jakich okolicznościach? Ja nie wiem o czym Ty w ogóle do mnie mówisz, kobieto Tym gagatkom to ja nigdy nie odmówię i nie ma opcji żebym nie chciała kolejnej dawki słodkości
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 0:24:34 05-02-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:32:08 05-02-16 Temat postu: |
|
|
To prawda mówiłaś, Aguś, a i tak dziękuję, że tu jesteś :* Ten typ tak ma - i to już o mnie wiesz Chyba dopóki tego nie skończę i nie postawię ostatniej kropki w tej historii, nadal będę nie dowierzać i może to i lepiej, bo dzięki temu nie spocznę na laurach i nie zboczę z wyznaczonej sobie drogi, a co z tym będzie dalej? Sama tego jeszcze nie wiem, ale nie będę niczego wykluczać, bo kto wie
Wiem
ps. Haha....dobra nie było tematu Masz jak w banku |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:36:51 05-02-16 Temat postu: |
|
|
Nie ma opcji, żeby mnie tu nie było :* Wiem, a Ty wiedz, że będę Cię bardzo mocno dopingować byś tę ostatnią kropkę postawiła i pilnować, żebyś gdzieś po drodze nie zboczyła, chociaż akurat o to jestem spokojna, a potem będę Cię męczyć i dręczyć, aż w końcu zdecydujesz się zrobić z tym coś więcej niż tylko publikacja na forum, bo to grzech śmiertelny chować taką historię przed światem
ps. Cieszę się bardzo i już zacieram łapki |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:45:50 05-02-16 Temat postu: |
|
|
:* Jestem tego w pełni świadoma i bardzo mnie to cieszy, bo dzięki Tobie ta historia nie zniknie, by za chwilę wisieć w odmętach twardego dysku Zobaczymy, czas pokaże
ps. Nie wątpię |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:27:44 05-02-16 Temat postu: |
|
|
Powoli zamieniam się w jakąś sentymentalną papkę. Tak to czuję.
Kurcze - dałaś takich przystojniaków w pierwszym poście, że od samego patrzenia na ich zdjęcia, robi się kobiecie przyjemniej. Potem czyta się ten prolog i człowiekowi mięknie serce, bo kto by nie chciał mieć takich fantastycznych relacji z przyjaciółmi? W kupie są naprawdę boscy, ale...
Czuję się na maxa rozwalona tym pierwszym rozdziałem. Wyobraziłam sobie, po prologu, że pewnie namieszasz w ich życiu (bo taka rola autora), ale swoją przebojowością, siłą charakteru, wspaniałą więzią sprawią, że każdy problem zblednie... A tu proszę.
Naprawdę się wczułam w każde Twoje słowo. Może teraz nie jestem przygnębiona, czy smutna, ale na pewno mocno poruszona.
To wspaniali ludzie. Ci wszyscy faceci o pięknym wnętrzu, mała, słodka dziewczynka... ale ta starsza kobieta na końcu... ta chora matka... Ona mnie tak bardzo rozczuliła, że myślałam, że zabraknie mi słów na komentarz. Długo zresztą zbierałam się z jego napisaniem...
Może nie znam dalszego ciągu, może niewiele wiem, ale z przyjemnością się dowiem. A jeśli chciałabyś postarać się o papierowe wydanie, to jeden egzemplarz już teraz zaklepałabym w ciemno.
Jestem pod wrażeniem :*
Nie mogę się doczekać dalszego ciągu!
Ostatnio zmieniony przez Aberracja dnia 1:29:54 05-02-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:32:51 05-02-16 Temat postu: |
|
|
Madziu, jeju ..... Rozwaliłaś to Ty mnie totalnie tym komentarzem i nie wiem zupełnie co mam napisać .... Dziękuję :* Nie spodziewałam się, że ten pierwszy rozdział może wywołać takie....hm... emocje, a jednak z drugiej strony cieszę się, że udało mi się w jakimś stopniu zaskoczyć i nie stworzyć czegoś przewidywalnego i szablonowego Ze swojej strony mogę tylko po raz kolejny obiecać, że postaram się utrzymać poziom i zrobić wszystko co w mojej skromnej mocy, by wywołać najróżniejsze emocje, a takie komentarze, jak Twój są dla mnie najpiękniejszym podziękowaniem i podobnie jak słowa wsparcia od mojej najlepszej pod słońcem Motywatorki, utwierdzają mnie w przekonaniu, że to co robię, robię na tyle dobrze, by robić to dalej
Dziękuję raz jeszcze za wszystkie ciepłe słowa i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 21:38:16 05-02-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:37:48 05-02-16 Temat postu: |
|
|
A czy Twoja najlepsza pod słońcem motywatorka może teraz powiedzieć "a nie mówiłam"? No, to a nie mówiłam? Gdyby forum jak dawniej tętniło życiem, to takich komentarzy jak ten Madzi byłoby tu zdecydowanie więcej i może w końcu uwierzyłabyś, że to naprawdę świetna oryginalna i nieszablonowa historia |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:51:53 05-02-16 Temat postu: |
|
|
Agula, sama wiesz najlepiej jak to jest :* Ale tak, przyznaję, mówiłaś
I co ja teraz mogę napisać, jak nie mam ani argumentów, ani pomysłu na dobrą ripostę? Po prostu, dziękuję, dziewczyny :* |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|