|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:15:38 03-05-18 Temat postu: "Tales from Moorland" - CHAPTER III |
|
|
Czy kiedykolwiek chciałeś przenieść się do czasów, gdy ziemią władali królowie, a zamki górowały nad okolicą, strasząc lub wspierając swoją potęgą?
Czy kiedykolwiek marzyło Ci się usłyszeć piękną, ale jakże dramatyczną historię o miłości, przyjaźni, samotności i oddaniu?
A może kiedyś zapragnąłeś zapłakać nad losem tych, którzy nie otrzymali szansy na życie takie, jakie prowadzić pragnęli, a miast tego musieli kryć się jak szczury ze swoimi marzeniami i potrzebami?
Jeżeli tak, to przewróć stronę i poznaj naszych bohaterów...
====
Crow’s Nest Castle [Zamek Crow’s Nest]:
&
Peatlands [wioska]:
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 12:04:27 23-09-18, w całości zmieniany 4 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:18:39 03-05-18 Temat postu: |
|
|
A cóż to takiego? Tutaj się znalazło? |
|
Powrót do góry |
|
|
kaka21 Debiutant
Dołączył: 04 Kwi 2017 Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:38:07 03-05-18 Temat postu: |
|
|
Zapowiada się ciekawie ..to coś innego i przez to może być ciekawie:) |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:02:09 03-05-18 Temat postu: |
|
|
Wstawiłaś! Fajny opis, zobaczymy co będzie dalej |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:01:57 07-05-18 Temat postu: |
|
|
„The tales from Moorland”
CHAPTER I
„The Crow’s Nest”
~ I ~
Powiadają, że nie ma nocy mroczniejszej od złej sławy, jaka otaczała Crow’s Nest i jego mieszkańców. Zamek ten przycupnął na niedostępnym wzgórzu jak demon bacznie obserwujący okolicę i na ich podobieństwo wypatrujący następnej ofiary. Strzeliste wieżyczki celowały w niebo, jakby rzucając wyzwanie samemu Bogu. Jedynie kruki chętnie odwiedzały starą budowlę, siadając na dachach, gzymsach, czy też nawet i na samej drodze prowadzącej do bramy.
O ile mieszkańcy pobliskiej wsi, Peatlands, starali się izolować od włodarzy wzgórza, to ci ostatni wcale nie stronili od wizyt w dolinie. Wręcz przeciwnie, lubili wypuszczać się na swoje włości i karać wszystkich tych, którzy sprzeciwili im się w jakikolwiek sposób.
Przewinieniem mogło być wszystko. Sądny dzień dla chłopów mógł nadejść na przykład dlatego, że staremu Ulricowi Dorne nie spodobała się ilość kur dostarczona do zamku. Ale równie dobrze mógłby to być zbyt niski ukłon, czy też zbyt duża ilość pięter w chałupie. W krainie Moorland dozwolone było bowiem budowanie jedynie parterowych domów, aby przypomnieć członkom najniższego stanu, jak niewiele znaczą w hierarchii społeczeństwa ówczesnej Anglii.
W wyprawach tych lubował się szczególnie najmłodszy syn Ulrica, William. Zdarzało się nawet, że ten mężczyzna o pociągłej twarzy, spojrzeniu tak samo ciemnym, jak jego włosy i kapce szaleństwa w oczach kilkakrotnie wręcz błagał ojca o pozwolenie na udanie się do Peatlands. Stary dziedzic przypominać mu musiał, iż o ile mordowanie chłopów jest czystą przyjemnością, to jednak należy pozostawić kilku z nich przy życiu, by miał kto uprawiać rolę i pracować dla zamczyska. Pozostawało tajemnicą, dlaczego akurat to tamta nieszczęsna wioska tam bardzo wpadła w oko Williamowi, skoro Dornowie posiadali ich całe mnóstwo.
Tym razem jednak Ulric postanowił zakpić sobie nieco z potomka, od samego rana nudził się niesamowicie, ani wyrywanie paznokci więźniom, ani wydanie rozkazu powieszenia jednego z nich na szubienicy za kradzież chleba nie poprawiło mu humoru. Zdecydował się więc wpuścić nieco niezgody pomiędzy rodzeństwo i kończąc pożerać pieczonego kurczaka wrzasnął:
- Stuart! Do mnie!
Oblizał potłuszczone palce, popił mięso winem i czekał, aż drugi z jego synów przekroczy próg komnaty. Zdążył rzucić jedynie trzy smakowite kąski wiernemu psu siedzącemu u jego stóp, nim niebieskooki brunet stał się przed ojcem.
- Pojedziesz do Peatlands - powiedział Ulric, zupełnie nie czekając, aż Stuart wypowie chociaż jedno słowo.
- William? - spytał starszy z braci krótko, wiedząc, że patriarcha rodu nie cierpi rozmawiać w trakcie posiłków. Chyba, że chodziło o nowy rodzaj tortur.
- Nie tym razem - odparł starzec i ruchem dłoni dał znać Stuartowi, że audiencja właśnie się zakończyła.
Młody Dorne doskonale wiedział, co oznacza decyzja ojca. Nic innego, jak kolejną kłótnię pomiędzy jego synami. Nie dalej, jak wczoraj William błagał Ulrica, aby ten pozwolił mu “wyplenić chwasty z ogródka”, a ten odmówił. Dziś zlecenie, na którym tak bardzo zależało młodszemu, otrzymał starszy z braci. To po prostu nie mogło skończyć się dobrze.
~ II ~
Gęsi “pana Petera’, jak wszyscy zwali chyba najbiedniejszego i najszczuplejszego, a zarazem najstarszego człowieka w wiosce, musiały wyczuć jakąś zmianę w powietrzu, gdyż były tego dnia wyjątkowo nieposłuszne. Rozbiegały się na wszystkie strony, gęgając, wpadając pod nogi kobietom spieszącym z praniem, dzieciom bawiącym się na podwórkach domów, a nawet próbując uciec z Peatlands, zdążając w stronę drogi prowadzącej w przeciwnym kierunku, niż położony był zamek Crow’s Nest. Możliwe, że po prostu starały się oddalić od nadchodzącego niebezpieczeństwa, ostrzec swojego pana przed tym, co miało nastąpić. Nikt chyba jednak nie był przygotowany na wydarzenia tamtego popołudnia.
Zawsze wpadali w dziesięciu. Nikt nie wiedział, dlaczego, ale i nikt nie miał odwagi zapytać. William był tym jedenastym, jadącym najbardziej z przodu, na samym czele, na najbardziej narowistym koniu, którego jedynie on umiał okiełznać. Thunder i tak szalał pod nim ostro, jakby bratając się ze swoim właścicielem w pędzie do niszczenia.
Tak było i tym razem - niespełna tuzin jeźdźców pojawił się na ścieżce wijącej się w kształt węża tuż przed zabudowaniami wioski, a od zwyczajnego najazdu różnił ich jedynie drobny szczegół - otóż miast młodszego z Dornów ludzie rozpierzchali się przed Stuartem i jego oddziałem. Chłopom było i tak wszystko jedno - w ich oczach obaj potomkowie Ulrica byli równymi w okrucieństwie mordercami i gwałcicielami.
Wierzchowiec starszego z rodzeństwa, ciemny jak włosy Stuarta koń o imieniu Vampire wyhamował tuż przed jedną z zagubionych i kompletnie przerażonych gęsi, mało nie tratując próbującego ją pochwycić Petera.
- Uważaj, łazęgo! - ryknął jeden z przybyszów, błyskawicznie sięgając po krótką broń palną i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wypalając do Bogu ducha winnego zwierzęcia. Głowa martwego drobiu zwisnęła niemrawo w ramionach staruszka, który na ten widok nie mógł powstrzymać szlochu.
- To była moja najbardziej dorodna gęś, panie! Miałem ją sprzedać i z zarobionych pieniędzy załatać dziurę w dachu! - Peter upadł na kolana, prosto w błoto, nadal trzymając w rękach zabite stworzenie. - Teraz na nic mi się już nie przyda.
- Kogo w Peatlands stać na kupno gęsi? - zdumiał się Stuart z wysokości swojego konia.
- Ciekawe pytanie, panie - odpowiedział mu jeden z wojaków. - Być może ci chłopi są bogatsi, niż się do tego przyznają. Albo odwiedza ich potajemnie jakiś kupiec, rozdający monety na prawo i lewo, zamiast zanieść je prosto do naszego skarbca...to znaczy do skarbca sir Ulrica, rzecz jasna - poprawił się szybko, widząc, że Dorne marszczy brwi.
- Będziemy musieli to sprawdzić. Ty, ty i ty! Pędem mi do chałupy tego dziadka, przywleczcie mi tutaj cały jego dobytek, chcę wiedzieć, co posiadał!
- Posiadał, panie? - nie zrozumiał inny z dziesiątki. - Przecież on jeszcze dycha.
- Być może. Lecz, jak mówi prawo, jakikolwiek handel bez powiadomienia mojego ojca jest nielegalny, a co za tym idzie ten tutaj - Stuart wskazał z pogardą na skulonego na podłożu człowieka - popełnił przestępstwo. Dlatego, w imieniu Ulrica Dorne, konfiskuję wszystko, co kryje się pod jego dachem.
- Błagam cię, nie rób tego, panie! - krzyknął rozpaczliwie Peter, próbując pochwycić nogę jeźdźca i w ten sposób podkreślić swoją prośbę. Stuart cofnął konia z odrazą na twarzy. - Te gęsi to mój jedyny majątek, poza tym mam jedynie stary dom z zapadniętym dachem i drewniane łóżko, przyprawiające mnie o reumatyzm.
- Więc masz nie tylko dom i łóżko - zadrwił brunet. - Masz jeszcze reumatyzm. To również mogę ci zabrać. - Z tymi słowami Dorne uśmiechnął się nieprzyjemnie kącikiem ust i wymierzył w starca ze swojej własnej broni.
- Dosyć tego! - Męski, władczy głos wdarł się w ciszę, jaka nagle zapadła nad całym Peatlands. Tylko jeden, jedyny człowiek nie przestraszył się gróźb syna Ulrica i kroczył teraz śmiało prosto przed jego oblicze. Jego kruczoczarne, długie do ramion włosy zafalowały na wietrze, a piwne oczy miotały skry. - Jakim prawem przyjeżdżasz tutaj i - niczym Bóg - decydujesz o prawie do życia i śmierci? Czyż nie boisz się niebiańskiej kary?
- Nie boję się niczego. - Stuart zniżył się do odpowiedzi chłopu, bardziej zaciekawiony, któż to ośmielił się do niego odezwać w ten sposób, niż wystraszony, czy rozgniewany. - Poza tym na tych ziemiach to ja jestem bogiem!
- Czyżby? - A czy jako bóg...- mówca przerwał na moment, zasłonił własnym ciałem Petera i pomógł mu wstać -...jesteś w stanie przywrócić życie żonie tego biedaka? Albo jego synom, którzy polegli w jednej z bitew, jakie sam wywołałeś, bo twój ojciec zamarzył sobie grabież ziem sąsiada? Czy też jedynie potrafisz czynić zło i siać spustoszenie?
- Nie tobie mnie oceniać! - rozeźlił się Dorne. - Twoim zadaniem jest jedynie pracować na moją chwałę i oddawać cześć mnie i mojemu ojcu. Jesteś robakiem i umrzesz robakiem!
- Może i jestem robakiem - stwierdził spokojnie tamten. - Przynajmniej umrę godnie i zostanę pochowany z szacunkiem. Twoje zaś ciało, panie, rozwleką psy. A jeśli uda ci się umknąć karze za twoje występki tutaj, na ziemi, twą duszę rozerwą ogary piekielne.
- Paul, nie, proszę...nie jestem tego wart - poprosił cicho Peter, widząc, jak twarz Stuarta krzywi się w gniewie. Staruszek wciąż wisiał oparty na ramieniu młodzieńca, porzuciwszy gęś gdzieś w błocie. Później się nią zajmie...o ile nadal będzie jeszcze żył.
- Każde życie jest warte chronienia, panie Beard - odszepnął Rice. - Chyba, że mówimy o takim chłystku, jak ten tutaj przed nami, na koniu. Chętnie zrzuciłbym go z konia i utopił w rzece, ale jest tak wielkim tchórzem, że otoczył się dziesiątką doborowych wojaków, zamiast stanąć przede mną jak mężczyzna i walczyć na pięści.
Ostatnie zdanie wypowiedział już głośniej, doskonale wiedząc, że prowokuje w ten sposób Dorne’a.
Sekundę później podzielił los gęsi, również lądując w błocie, tyle, że żywy. Peter upadł gdzieś obok, ale Paul nie miał czasu i możliwości się nim zająć, bo ledwo wstał, to kolejny, nagły i niespodziewany cios spadł prosto na jego szczękę. Rice zatoczył się ponownie, ale bez problemu ustał na nogach i zamachnął się pięścią w stronę twarzy Dorne’a - to on bowiem go zaatakował, tym razem już na piechotę.
- Więc jednak się zdecydowałeś? - zdziwił się zadowolony Paul i z radością spostrzegł, że na palcach ma krew z rozbitej wargi Stuarta. - Czyżbyś nareszcie pozwolił nam obić sobie tą szczurzą mordę?
- Zamilcz, albo wepchnę ci twoje słowa z powrotem do gardła i każę przełknąć! - wrzasnął potomek Ulrica, otarł rękawem ranne usta i skoczył w stronę długowłosego bruneta, by spróbować ponownie go przewrócić.
Rice był jednak na to przygotowany i to on popchnął przeciwnika tak, że wylądował prosto na nim.
- I co, teraz już nie jesteś taki odważny? - zadrwił, z lubością obijając raz po raz oblicze Stuarta. Chwilę potem nie tylko wargi, ale i nos zrosiła ciemna strużka krwi.
- Złaź...ze mnie! - wystękał syn Ulrica, splunął w oczy Paulowi, oślepiając go na chwilę - chociaż przy tym opryskując samego siebie własną śliną - i mocnym ciosem w żołądek wroga odzyskał kontrolę nad sytuacją.
Uderzenie było tak silne, że obrońca Petera stracił na moment oddech i osłabł na chwilę, co Dorne wykorzystał skrupulatnie, zrzucając go na ziemię i rozdając kilka kopniaków prosto w obolałego i skulonego z bólu Rice’a.
- Nigdy nie nie doceniaj Stuarta Dorne’a! - przykazał mu dziedzic z Crow’s Nest i pochylił się nad pokonanym, przy okazji zauważając, że jego wojsko skrupulatnie wykonało polecenie i podczas gdy on pokazywał temu chłopu, gdzie jego miejsce, żołnierze znieśli już majątek pana Bearda na miejsce.
- Udzielę ci teraz małej lekcji. - Stuart przyłożył nóż do gardła Paula i pociągnął delikatnie po skórze, ale tak, by jedynie lekko zranić, a nie zabić. - Wiesz, dlaczego my mieszkamy na górze, a wy w dolinie? Bo to dokładnie odzwierciedla porządek rzeczy. My rodzimy się by rządzić, wy rodzicie się po to, żeby nam służyć. Jeżeli kiedykolwiek komukolwiek z was wpadnie coś głupiego do głowy, tak, jak dzisiaj wpadło tobie, zaprosimy go do zamku na rozmowę. Spędzimy miłe chwile na pogawędce o tym, czy woli zostać spalony żywcem, czy raczej powieszony na jednej z gałęzi - szubienic nam szkoda dla takich jak wy. Słyszałem, że...- zrobił drugie, równie niewielkie nacięcie, tym razem na ramieniu Rice’a i kontynuował - nasze kruki są ostatnio bardzo głodne. Chyba czas je czymś nakarmić...
- Dziś daruję ci życie. - Dorne wstał i na zakończenie kopnął Paula w genitalia, kątem oka dostrzegając nadbiegającą w ich stronę młodą kobietą z wyraźnie zmartwionym wyrazem twarzy. - Jutro...zobaczymy.
Zakręcił nożem i schował go do kieszeni, zmrużonymi oczami przypatrując się dziewczynie, która przypadła do poranionego Rice’a i troskliwie położyła jego głowę na swoich kolanach.
- Uważaj na niego, dziewko - rzucił w stronę ciemnowłosej. - Twój brat, chłopak, czy kim on u licha jest, postawił się dzisiaj samemu Dornowi. Nie wiem, czy mam go podziwiać za odwagę, czy raczej dziwić jego szaleństwu.
Nie odpowiedziała, popatrzyła jedynie na niego z takim ogniem w oczach i z taką nienawiścią, że Stuart aż zrobił krok w tył, będąc po wrażeniem siły jej uczuć. I w tym momencie zorientował się, dlaczego William tak bardzo lubi odwiedzać Peatlands. Wcale nie chodziło o dręczenie chłopów! Bratu chodziło o nią, o tą kobietę! Jeden Bóg wie, co ich łączyło, ale sądząc po tym, na co właśnie patrzył, nic dobrego. Młodszy z rodu zapewne narzucał się jej, albo miał taki zamiar, a ona odpychała jego zaloty. Tak, to musiało być to! Troska, z jaką zajmowała się Paulem, wrogość do niego, do Dorne’a, niewspółmierna do faktu, że przecież tak naprawdę wymierzył jej chłopakowi - czy też przyjacielowi - jedynie kilka męskich ciosów - to wszystko wskazywało na to, że chętnie wbiłaby im wszystkim, mieszkańcom zamku Crow’s Nest, noże w gardła i przekręciła z satysfakcją.
Dlaczego jednak nie zabrał jej po prostu ze sobą, jak to często czynił z tymi, które wpadły mu w oko? Co takiego było w tej kobiecie, że pozwolił mieszkać jej we wsi, zamiast porwać i zabawić się po swojemu, w łóżku? Czy na swój chory sposób lubił to, że mu odmawiała? A może kryło się za tym coś więcej?
Zdecydowanie musiał porozmawiać z Williamem. Zupełnie zapominając o dobytku nieszczęsnego Petera, porzuconym gdzieś na środku drogi, z wciąż krwawiącymi wargami i nosem, Stuart Dorne wskoczył na Vampire i popędził z powrotem w stronę Crow’s Nest, machając na swoją małą armię, by udała się za nim.
Nim zniknął w pyle drogi, obrócił się jeszcze raz w kierunku dziewczyny, by znów ujrzeć jej twarz i szepnąć do siebie:
- Bądź pewna, że cię zapamiętam, nieznajoma. Bądź tego pewna... |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:04:13 10-05-18 Temat postu: |
|
|
Aga wiesz jakie moje było pierwsze skojarzenie "Wichrowe wzgórza" Zamek na wzgórzu, mrok, podły zarządca. Wszystko sie zgadza (co prawda Wichrowe.., czytałam już dawno temu) jak na razie to żadnej postaci nie polubiłam bo wszyscy wredni się być wydają no może poza tym staruszkiem którego pociął Stuart. Czekam na więcej
Acha i może Wiliam wydaje się być tym lepszym.
Ostatnio zmieniony przez Sobrev dnia 13:05:49 10-05-18, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:16:32 14-05-18 Temat postu: |
|
|
Wow, toś mnie teraz porównała do wspaniałej powieści, dziękuję! Co prawda nie czytałam jej jeszcze, ale słyszałam same dobre rzeczy, a po opisie, jaki przedstawiłaś, tym bardziej mam ochotę ją przeczytać .
Staruszka nikt nie pociął . Stuart walczył z Paulem, bo młodzieniec stanął w obronie Petera właśnie. A fakt, że wolisz Williama, hm...ciekawe, dlaczego .
====
„The tales from Moorland”
CHAPTER II
“Stuart”
~ I ~
Stuart wpadł do komnaty brata jak rozeźlona burza. Jego czarne włosy zwichrzyły się od pędu i od wiatru i sterczały teraz w kilka stron.
- William! Czyś ty całkiem oszalał?! - podskoczył do siedzącego na krześle i niczego nie spodziewającego się drugiego z synów Ulrica, chwycił go jedną ręką i przycisnął do ściany. - Nachodzisz chłopkę w jej własnym domu?!
- O co ci chodzi? - wystękał drwiąco tamten, nawet nie próbując się uwolnić. Wiedział, że wystarczy jeden ruch i położyłby Stuarta na podłodze. - Przecież zawsze sprowadzałem sobie młódki do zamku.
Oblizał się sprośnie, patrząc podejrzliwie na starszego z braci. W jego oczach było coś więcej, było wyzwanie i...pogarda.
- Sprowadzałeś! - syknął przybysz. - Właśnie. A nie biegałeś do wsi i z powrotem jak kot z chorym pęcherzem! Wiesz, co się stanie, kiedy ojciec dowie się, iż jeden z jego synów poniża się do tego stopnia, że jeździ do Peatlands co kilka dni, zamiast załatwić sprawę po męsku? Stracimy wszelki szacunek u ludzi!
- Jakbyśmy jakiś mieli - odrzekł spokojnie William i odepchnął brata. - Słuchaj, nie będę tego tolerował. Zadaję się z Elorą, bo mam na to ochotę i tyle.
- Elora...- Brunet powtórzył imię kobiety. Smakowało jak truskawka. Przywołało wspomnienia jej włosów i nienawiści w spojrzeniu. - Zadawaj się, z kim chcesz! - rzucił Stuart w kierunku brata. - Ale pamiętaj, że to ty będziesz odpowiadał za ewentualny bunt i problemy, jakie spowodujesz!
- Posłuchaj, kmiotku...- William zrobił krok w stronę starszego z rodzeństwa. Oczy mu płonęły. - Coś mi się wydaje, że córka starej Lise przypadła ci do gustu. Zapamiętaj sobie jedno - ona jest moja. I tylko moja. Nie przywiodłem jej siłą do Crow’s Nest, bo mam zamiar pojąć ją za żonę. I bawią mnie jej uniki. Obaj doskonale wiemy, że niedługo wpadnie w moje sidła. Żadna nie oprze się lordowi Williamowi Dorne!
- Nie byłbym taki pewien - mruknął do siebie Stuart i zaczekał, aż brat opuści pokój, po czym sam udał się do komnaty matki.
~ II ~
Długie minuty klęczał przy jej łóżku, ze zwieszoną głową i spojrzeniem wbitym w podłogę, nim wreszcie położyła dłoń na jego włosach.
- Synu - szepnęła cicho, ciszej nawet, niż zwykle.
- Mamo - odparł równie bezgłośnie, ale ona go usłyszała.
- Gdzie Ulric? Nie widziałam go od tygodnia.
- Zapewne leży pijany w jednej z komnat, albo....albo...- Głos mu się załamał.
- W ramionach którejś ze swoich niezliczonych kochanek, czy to chciałeś powiedzieć?
Wciąż mówiła z trudem, tak wielkim, że ledwo ją rozumiał. W tle trzaskał ogień, głośniejszy od dźwięków wydawanych przez ich obojga.
- Mamo, proszę...
- Stuart, ja wiem. Zawsze wiedziałam. Nigdy tak naprawdę nie byłam jego żoną, nawet w dniu ślubu wodził oczami za innymi, a noc poślubną spędził w ramionach służki. To nie ja się liczyłam, tylko moje pieniądze, mój rodowy majątek. Sądziłam, że go zmienię, że go w sobie rozkocham, ale...
Nagły atak kaszlu przerwał jej na dobre kilka chwil, aż zaczął się obawiać, że jego matka się udusi. Uspokoiła go jednak ruchem ręki i dokończyła:
- A mój drugi syn? On wciąż jeździ do Peatlands?
- Tak. - Zdawał sobie sprawę, że przed matką nie powinien niczego ukrywać. - Ciągnie go tam z powodu pewnej wieśniaczki. Udaje przed ojcem, że jeździ na rabunek, ale przy okazji załatwia i...inne sprawy.
- Ona go odrzuca - bardziej stwierdziła, niż zapytała. - To oczywiste, któż pokochałby Dorne’a? Dlaczego nie postąpił...jak zawsze?
- Planuje ją poślubić. Chociaż osobiście nie sądzę, by Elora...
- Elora? - Matka podniosła się z posłania na tyle, że zaskoczony Stuart spojrzał na nią, nie wiedząc, czy ma się cieszyć, iż znalazła w sobie na to siły, czy raczej wręcz przeciwnie. - Mój Boże...
- Znasz ją?
- Owszem. Córka Lise i...nie pamiętam imienia jej ojca. To dobrzy ludzie. Wiesz, znam wszystkich w wiosce. - Małżonka Ulrica uśmiechnęła się lekko i twarz jej pojaśniała. - Kiedy byłam zdrowa, uwielbiałam jeździć do Peatlands, rozmawiać z mieszkańcami...to było takie odświeżające. Tylko, że....- musiała znowu się położyć, co wyraźnie zasmuciło jej syna. Przez moment, ulotny jak motyl na wietrze, miał jakąś dziką, niemożliwą do spełnienia nadzieję, że niedługo wszystko będzie jak dawniej. ...- tylko, że skoro to właśnie ją wybrał William...ona nigdy nie będzie jego. Jest zbyt dumna, zbyt prawa i...zbyt dobra. A poza tym zawsze miała słabość do tego młodzieńca, Paula. Poznałeś go prawda?
Nagle wszystkie fragmenty układanki wskoczyły na miejsce. Paul! Ten młody mężczyzna, którego szyję Stuart ozdobił swoim nożem!
- Tak, poznałem...- przyznał się brunet i opowiedział jej całą historię.
- Ostrze? Ślina? - skarciła go matka, patrząc na syna ze smutkiem w oczach. - Stuart...
- Nie miałem wyjścia. Ten idiota, Marcus, pojechał ze mną i cały czas kontrolował moje ruchy. Nie mogłem pozostawić go w zamku, gdyż ojciec nabrałby podejrzeń. Albo, co gorsza, sam William.
- Wiem, wiem...- Znów delikatnie dotknęła jego włosów. Widziała, że był zdenerwowany i przejęty, a jej pieszczota zawsze go uspokajała, odkąd był dzieckiem. - Ile gęsi mamy na zamku?
- Ani jednej, wiesz przecież. Odkąd tamta zaatakowała ojca ubzdurał sobie, że wszystkie gęsi dybią na jego życie i pozbył się ich z Crow’s Nest.
- Świetnie. Przekaż mu więc, że stara Martha ma ochotę na pasztet z gęsi. On zrobi wszystko, żebym tylko dała mu spokój.
- Tym razem wyśle tam Williama, a wtedy...- Stuart urwał, widząc, że matka kręci głową z delikatnym uśmiechem na wargach.
- Nie wyśle - szepnęła, starając się nie pokazać synowi, jak bardzo jest już zmęczona. Tak kochała jego wizyty...i tak bardzo chciała mu pomóc! - Sama tam pojadę, razem z tobą. Powiem ojcu, że muszę odwiedzić starą zielarkę. Potrzebne mi są nowe zioła, nowe lekarstwa...
- Przecież ty...nie dasz rady utrzymać się na koniu! - zaprotestował gwałtownie, podnosząc głowę do góry. - Taka podróż by cię zabiła!
- Jestem silniejsza, niż ci się wydaje, Stuarcie Dorne. - Żartobliwie pogroziła mu palcem. - Poza tym to prawda, Gija na mnie czeka.
~ III ~
Utrzymywanie sie w pozycji pionowej było bardzo trudnym zadaniem, a patrzenie prosto w oczy Ulricowi jeszcze trudniejszym, najgorzej jednak było nie zmienić wyrazu twarzy po tym, jak własny mąż ją spoliczkował.
- Zamierzasz pojechać do Peatlands? Sama? To znaczy z tym chłystkiem, twoim synem, ale na własną rękę?
Po tych słowach ponownie zbliżył się do niej na odległość wyciągniętej dłoni, ale zrezygnował z uderzenia widząc, że kropelki jego śliny nie błądzą tym razem po podłodze - jak robiły to uprzednio - a trafiają prosto na policzki żony.
- Przypominam ci, że Stuart jest także twoim potomkiem - odparła twardo, chociaż miała ochotę złapać się stołu. - Jeżeli mi odmówisz i tak tam pojadę. Gija oczekuje, że...
- Odmówić tobie? Ha, kobieto! - zaśmiał się drwiąco starszy mężczyzna. - To nie jest możliwe. Od razu byś dostała któregoś z tych twoich udawanych ataków choroby i zadręczała nim cały zamek. Jedź śmiało, a jak umrzesz po podróży, tym lepiej dla mnie.
- Nie zamierzam umierać. Nie dopóki żyje Stuart - odpowiedziała, wciąż wytrzymując jego spojrzenie. - A moja choroba nie jest udawana. Gdybyś częściej odwiedzał moją komnatę, przekonałbyś się, że...
- Częściej odwiedzał? - prychnął Ulric. - A po co? Czy dajesz mi może uciechy seksualne? Albo zaspokajasz mnie w jakiś inny sposób? Nie, nic, tylko źle się czujesz i źle się czujesz, a medyk, którego sobie zażyczyłaś, stwierdził jedynie, że masz wypoczywać, zażywać jakieś arcykosztowne medykamenty i leżeć w łóżku, co skwapliwie wykorzystujesz! Na co mi taka żona, co ani kobiecych radości mi nie daje, ani z nią porozmawiać o chłopach w Peatlands nie sposób?
- Och, można, Ulricu - zaprotestowała, czując na ramieniu pocieszającą dłoń starszego syna, który przez cały czas rozmowy stał tuż obok niej, po lewej stronie. - Tyle, że ty jedynie rozprawiasz o tym, kogo pozbawiłeś życia, a ja lubię dyskutować o tym, komu trzeba pomóc i w jaki sposób...
- Mam im jeszcze pomagać? - wyraźnie zeźlił się małżonek. - Nie dosyć, że żerują na mojej ziemi i jedzą za mój majątek?! Słyszałaś zapewne o tym, czego dopuścił się niejaki Peter od gęsi?
- William już ci doniósł? Nie jestem zaskoczona. Zapewne przekręcił opowieść Stuarta i...
Kolejny siarczysty policzek wylądował na jej obliczu.
- Mój syn niczego nigdy nie przekręca! To twój...
- Przestań nazywać Stuarta “moim synem”! Nie dopuściłam się cudzołóstwa! Za to ty...
- Za to ja staram się przedłużyć ród i zapewnić sobie potomków! Poza tym gdzie mam się udać, skoro własna żona mnie odrzuca, za słaba na seks, a wystarczająco silna dla chłopów? Jedź, jedź, przynajmniej będę miał od ciebie trochę spokoju, ale zapytaj wiedźmy Giji, czy nie ma czasem czegoś na zwiększenie ci popędu seksualnego - rzucił Ulric i najzwyczajniej w świecie wyszedł z sali.
Brunet bez słowa zacisnął pięści na przypasanym pistolecie i już, już miał wybiec za ojcem, kiedy to tym razem matka dotknęła jego ręki.
- Nie rób tego, Stuart. Nie warto. Poza tym co ci da, że go zabijesz? Żaden z tych obślizgłych wojaków nie pójdzie za tobą. Wtrącą cię do lochu, a ja zostanę sama w tym piekle. Tylko i jedynie ty jesteś tutaj moim pocieszycielem. Tak odmienny od ojca...
- To niesprawiedliwe, że to bydlę tak cię traktuje - mruknął Stuart.
- Może - odrzekła spokojnie Martha. - Ale jego czas kiedyś się skończy. Nadejdzie moment, kiedy chłopi będą mieli dosyć rządów Dorne’ów i zniszczą nie tylko sam ród, ale i cały zamek. Nie pozostanie tu kamień na kamieniu. Mam jedynie nadzieję, że ciebie wtedy tu nie będzie. Może powinieneś wyjechać? - ożywiła się nagle i jakby na moment zapomniała o tym, że zdradziecki kaszel coraz bardziej podchodzi do jej gardła. - Udać się na dwór królewski, albo poszukać czegoś, gdzie mógłbyś odmienić swoje życie, jakiegoś miejsca, które...- przerwała, spostrzegając, że syn kręci głową z delikatnym uśmiechem.
- Martha Dorne...najbardziej troskliwa matka na świecie. Naprawdę myślisz, że mógłbym cię tutaj zostawić, samą, z nimi wszystkimi? A poza tym i mnie brakowałoby kogoś, z kim mógłbym dzielić moją tajemnicę.
- Wtedy nie musiałbyś mieć tajemnic, synu. - Salę opuścili razem, ona wsparta a ramieniu Stuarta, on starając się podeprzeć ją najbardziej, jak się da. - Wtedy mógłbyś być naprawdę sobą. Tym dobrym, kochanym człowiekiem, jakim jesteś. Nie musiałbyś udawać potwora przed całym Crow’s Nest, przed całym Peatlands i innymi okolicznymi wioskami jedynie po to, żeby chronić starą i umierającą matkę.
- Może naprawdę jestem potworem...- zadumał się Stuart, pomagając Marthcie położyć się na jej posłaniu, kiedy już dotarli do komnaty. - Gdybym nim nie był, zbuntowałbym się przeciwko Ulricowi i bronił wieśniaków, zamiast kryć się jak szczur w bezpiecznych murach zamczyska.
- I co by ci to dało? - opadła z ciężkim westchnieniem na poduszki. - Zabiłby nas oboje, a potem nadal siał krew i zniszczenie pośród biednych ludzi. Kiedyś doprowadzi do tego, czego najbardziej się boi - wymorduje ich wszystkich i nie będzie miał kto pracować na roli. A co gorsza, jestem pewna, że nie oszczędziłby nikogo, nawet stareńkiego Petera, czy też samej Elory Warren...
- Mamo...co zrobi William, kiedy zorientuje się, że ona naprawdę nie ma zamiaru za niego wychodzić? Że nie będzie w stanie jej zmusić? Ty znasz tą rodzinę najlepiej, czy sądzisz, że...
- Nie znasz swojego brata? - zamknęła oczy, próbując oddychać powoli. Próbując w ogóle oddychać...- Jeżeli nie uda mu się przekonać Elory w ciągu jakiegoś miesiąca, zobaczymy jej ciało dyndające na szubienicy tuż obok trupów najpośledniejszych złodziejaszków. Tyle, że zgwałcone i skatowane przed i po śmierci...
Była dla niego całkowicie obcą osobą i to jeszcze na tyle, że pałała do niego czystą nienawiścią. Ale kiedy wyobraził sobie jej zbrukane zwłoki, wiszące tuż przy murach Crow’s Nest i powoli wyjadane przez kruki, coś ścisnęło go w piersi.
- Przyjmij ją na służbę do zamku! - poprosił nagle, sam nie wiedząc, dlaczego to mówi. - Będziesz mogła jej pilnować, stanie się twoją osobistą służącą, a wtedy...
-...William będzie miał do niej jeszcze łatwiejszy dostęp - zastopowała go w pół słowa. - On nie uszanuje niczego...i nikogo. Nie, synu. Los tej biednej kobiety jest już przypieczętowany. Albo wyjdzie za twojego brata, albo umrze w męczarniach i w pogardzie.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 1:18:18 14-05-18, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:00:07 20-05-18 Temat postu: |
|
|
Wreszcie znalazłam czas aby przeczytać odcinek. Napisz mi proszę w którym wieku/ roku dzieje się akcja bo niby się domyślam ale wolałbym mieć pewność i szczerze powiem że jakoś niespecjalnie pałam sympatią do któregoś z bohaterów. Tej dziewczynie z wioski zwyczajnie w świecie współczuje chociaż znajdę jedno małe "ale" jeśli ten cały Wiliam jest panem ziemskim to ślub z chłopką jest mezaliansem za co go bardziej czeka ostracyzm społeczny niż pochwały. Takie jedno małe "ale" mogę się jeszcze przyczepić do tego że mąż i żona tak otwarcie mówią o seksie. Jak już mówiłam nie pamiętam który to wiek jednak słowa "seks" nie używano w tamtych czasach. To nie krytyka tylko drobne uwagi.
Co do samej fabuły to trudno mi cokolwiek powiedzieć poza tym że Wiliam jest raczej tym złym a Stuart tym dobrym. Tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:19:47 21-06-18 Temat postu: |
|
|
Oglądalibyście? .
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:29:24 21-06-18 Temat postu: |
|
|
Bardzo fajna czołówka A czy bym oglądała? No cóż zależy od fabuły |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:21:43 21-06-18 Temat postu: |
|
|
Dzięki, a fabułę przecież już znasz . |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:59:02 22-06-18 Temat postu: |
|
|
Fabułę znam więc zależy od wykonania. Czasami w przypadku seriali nawet obsada nie uratuje najlepszego pomysłu jeśli scenariusz tego nie uratuje. Tutaj się na to nie zanosi. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:10:18 22-06-18 Temat postu: |
|
|
Na co się nie zanosi? Na uratowanie scenariusza, jest aż tak źle? . |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:58:36 23-06-18 Temat postu: |
|
|
Na zepsucia scenariusza. Tobie to nie grozi |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:12:15 23-09-18 Temat postu: |
|
|
Mały komunikat - historia nie została opuszczona. Właśnie skończyłam pisać Chapter III. Nie publikuję go jednak tutaj ze względu na....hm, dosyć niskie zainteresowanie Czytelników . Historia będzie kontynuowana gdzie indziej...chyba, że czytacie, a nie chcecie się przyznać? . |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|