|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:57:20 05-02-13 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam, przeczytałam, przeczytałam
Nie wiem, czy mam szczęście. Mogłabym przeczytać więcej, bo akurat mam chwilę :d
Biedny ten nasz Curt Aż się rozczuliłam nad nim dziś troszkę
Mam nadzieję, że poradzi sobie ze wszystkim - no i z tą mściwą rozwódką też
haha
Hmm... Matty jest coraz bardziej intrygujący. Zastanawiam się co dokładnie chodzi mu tam po główce.
No i niech Ci nasi chłopcy żyją z sobą w zgodzie. Amen.
Wybaczcie, ale nie stać mnie na komentarz.
Pozdrawiam serdecznie:) |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:28:06 05-02-13 Temat postu: |
|
|
Martuś, serio? To się cieszę, bo trochę nerwów mnie kosztowało klecenie tego w nototycznie zacinającym się movie makerze ;D No ale w końcu się zmobilizowałam, skończyłam i jest. Muszę jeszcze filmik o Curtisie dokończyć - przy dobrym wietrze powinnam zdążyć zanim skończymy publikować ;P
Madziu, fajnie, że jesteś Curt jest twardy, zupełnie niepotrzebnie się nad nim rozczulasz ;D A co do zgody między nim i Mattym... cóż - okaże się w praniu. Dla dobra tej historii niczego nie będę zdradzać |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:03:19 05-02-13 Temat postu: |
|
|
No ja się tak ładnie teraz uśmiecham , że mogłabyś mi coś zdradzić :d
Ostatnio zmieniony przez Aberracja dnia 21:04:57 05-02-13, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:18:40 05-02-13 Temat postu: |
|
|
No nie wiem... tak długo Cię nie było, chłopcy tęsknili i są zawiedzieni że musieli tyle na Ciebie czekać |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:21:28 05-02-13 Temat postu: |
|
|
ALE NA MNIE WARTO CZEKAĆ i ja im już to wynagrodzę indywidualnie :d
Poważnie to wymiotuję właśnie szkołą, więc musicie mi wybaczyć i czasem mnie rozpieszczać :d |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:29:29 05-02-13 Temat postu: |
|
|
ZABRANIAM CI wynagradzać im cokolwiek INDYWIDUALNIE !
A co do rozpieszczania - bonus był w postaci filmiku, na odcinek trzeba poczekać ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3498 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:29:00 17-02-13 Temat postu: |
|
|
sama nie mogę się spbie nadziwić że jestem na bieżąco. Po prostu szok. Obu ich opadły wspomienia. Boże dlaczego Matta i bardziej szkoda niż Curta? to chyba proste on jeszcze do końca nie stracił Sary żyje bo jest potrzebna Aleksjemu a ukochana Matta z którą chciał sie ożenić mieć dzieci i domek z ogródkiem może nawet psa nie żyje i nie wróci. Nic dziwnego że serce kraje mi się jak jego dopada przeszłość |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:39:00 17-02-13 Temat postu: |
|
|
Haha... wiesz, że to mi nawet do Matta pasuje? Ten domek z ogródkiem i nawet pies ^^ Może jeszcze nie wszystko stracone - taki facet długo nie będzie sam ;D
Jakiś mam dzień dobroci dzisiaj, więc mogę zaraz wstawić kolejny epizodzik |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3498 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:40:58 17-02-13 Temat postu: |
|
|
Lubię takie dni dobroci więc wrzucaj |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:03:30 17-02-13 Temat postu: |
|
|
EPISODE # 34
From pillar to post
_________Matt poczuł jak wszystkie jego mięśnie napinają się. Spodziewał się, że kiedyś dojdzie do konfrontacji z Bradem, ale nie sądził, że nastąpi to tak szybko. Odchrząknął lekko i wlepił spojrzenie w zaskoczoną twarz Coopera, czekając na jego reakcję. W końcu jednak otrząsnął się i przeniósł wzrok na Mikhaylova.
_________– Gdzie się, do cholery, podziewałeś? – spytał szorstko Rosjanin.
_________– Zapytaj swojego nowego przydupasa – bąknął Brad, uśmiechając się cwano, a Matt poczuł na sobie mrożący krew w żyłach wzrok Alexeya. Kiedy spojrzał na niego nie wyglądał już tak sympatycznie, jak jeszcze kilkanaście sekund temu.
_________– Powinieneś mi podziękować – mruknął poważnie, starając się nie wyglądać na spiętego. Siłował się z Bradem na spojrzenia i nie zamierzał odpuszczać. – Gdyby nie ja, wciąż tkwiłbyś w tym pieprzonym magazynie, po tym jak beznadziejnie dałeś się schwytać.
_________– Schwytać? – zainteresował się Alexey i spojrzał na Brada, wyczekując wyjaśnień.
_________– Evans mnie podszedł – przyznał w końcu niechętnie Cooper. – Chciał się dowiedzieć, gdzie trzymasz dziewczynę.
_________Alexey uśmiechnął się półgębkiem i klepnął Matta w ramię.
_________– Jesteś gorszy od mnie – powiedział. – Bratasz się z wrogiem, by zdobyć interesujące cię informacje, a potem bez mrugnięcia okiem strzelasz mu w plecy.
_________– Wiesz, co mówią – zaczął Matt, nie spuszczając wzroku z Brada. – ¬ Cel uświęca środki.
_________Cooper rozchylił usta i otworzył szerzej oczy. Wyglądał na nieco skołowanego sytuacją, dzięki czemu Graves trochę się rozluźnił, czując, że zaczyna panować nad sytuacją, choć nie była specjalnie komfortowa.
_________– Evans tylko przeszkadza – wspomniał. Popatrzył na Alexeya, który oparł brodę na rękach i gorączkowo nad czymś myślał. – Ale to nie mój problem. Przecież na mnie nic nie ma. – Wzruszył ramionami i zadarł głowę do góry.
_________– Przeszkadza tobie – powiedział Alexey, spoglądając na Matta podejrzliwie. – Rozumiem, że przyznawanie się do współpracy z agentem może być plamą na twoim honorze, ale pamiętaj, że pracował u Stevensa i może mieć informacje, na których nam zależy.
_________– Informacje, które lada moment trafią na biurko federalnych w postaci zeznań świadka koronnego. W takiej sytuacji, cokolwiek nie popełnił może zostać uniewinniony, w przeciwieństwie do Slicka i wszystkich, którzy piją z nim popołudniową herbatkę. Wiesz jak to się nazywa, prawda? – spytał, uśmiechając się sympatycznie, jakby jego niechęć do Evansa była w ogóle nieistotna. – Kula śniegowa. Pociągnie za sobą wszystkich. Tymczasem ty nic nie robisz, by temu zapobiec.
_________Splótł dłonie i oparł się wygodnie, przypominając zmęczonego reklamami telewidza.
_________– Boisz się, że i ciebie dosięgnie jedna z macek wymiaru sprawiedliwości? – zagadnął Alexey, uśmiechając się lekko. – Przed chwilą sam stwierdziłeś, że na ciebie nic nie ma, więc dlaczego tak bardzo chcesz się go pozbyć? Jedynymi osobami, jakie mógłby sypnąć są ludzie Stevensa i jego współpracownicy, a ja do nich nie należę.
_________– Nie boję się o siebie, ale żal byłoby mi tego, co może przepaść po Stevensie. Evans nie ma tego, czego szukasz – powiedział poważnie, patrząc na niego spod byka. – Wszyscy dajecie się rżnąć w dupę, utrzymując na twarzy nieskazitelny uśmiech. To aż tak przyjemne uczucie dać się dymać od tyłu, hm? I wiesz co Alex? – zagaił, wstając. Jego pełne usta wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu, a oczy błysnęły tajemniczo. – Myślę, że ty wcale nie masz Sary. А co gorsza nie masz najmniejszego pomysłu jak ją zdobyć, bo przepadła jak kamień w wodę. Chyba czas już zakończyć zabawę w wywiad. To już nie te lata. А to chyba należy do mnie. – Złapał za leżący na biurku pistolet z charakterystyczną rysą na lufie i schował go za pasek. Minął Brada leniwym krokiem i rzucił przez ramię: – Chyba nic tu po mnie. I możesz mnie zastrzelić, ale rozważyłbym to ponownie. Kto wie, jak to się potoczy… tato.
_________Zanim jeszcze opuścił gabinet, uśmiechnął się do Coopera, który wybałuszył na niego oczy. Klepnął go w plecy i ruszył do wyjścia, podświadomie czekając aż usłyszy surowy głos Rosjanina, nakazujący mu zatrzymać się lub nawołujący goryli do pomocy, albo co gorsza szczęk odbezpieczanego magazynku. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Z kieszeni swojej skórzanej kurtki wyciągnął telefon z jednorazową kartą SIM. Nie przeszukiwali go w ciężarówce, ani później, а nawet jeśli by to zrobili niczego by nie osiągnęli, ponieważ aparat był całkowicie pusty. Wystukał z pamięci numer i wcisnął słuchawkę.
_________– Alex nie ma dziewczyny. Myśli, że cały czas jest z Evansem – mruknął zdegustowany do słuchawki i otworzył ciężkie drzwi, а ze stalowego nieba od razu spadły na niego pierwsze krople deszczu. – Za to Cooper się pojawił.
_________Wyszedł za bramę i ani razu nie odwrócił się za siebie, by sprawdzić, czy ludzie Alexeya nie idą za nim. Nie przypuszczał, żeby chcieli go odstrzelić. Mikhaylov, z pewnością zaskoczony obrotem spraw, nie będzie działał pochopnie bez wcześniejszego obmyślenia jakiegoś planu. Poza tym nie wierzył, że tak łatwo byłoby mu poświęcić życie syna, którego wywiózł do Stanów Zjednoczonych w celu zapewnienia mu ochrony. Dobrowolnie poddał się karze w zamian za nową tożsamość i rodzinę dla niego, więc zanim pociągnie za spust, by odebrać mu życie – ponieważ taki scenariusz nie jest niemożliwy – zrobi wszystko, by tego uniknąć.
_________Słuchał instrukcji swojego rozmówcy, co chwilę pomrukując przytakująco. W pewnym momencie odstawił słuchawkę od ucha i zatrzymał się, czując, że coś nie gra. Nie był pewien co, ale miał doskonałą intuicję i nie podobało mu się to dziwne przeczucie, które go nawiedziło. Gdyby nie stracił świadomości, po tym jak coś uderzyło go w plecy, z pewnością pożałowałby, że prócz intuicji nie ma daru przewidywania zdarzeń.
_______________________________________________* * *
_________Curt nie miał ochoty siedzieć w domu z założonymi rękami i czekać aż sprawa rozwiąże się sama tym bardziej, że Liam wrócił do siebie, zostawiając mu na głowie „wścibskiego szczeniaka”, któremu przecież nie ufali na tyle, by tak po prostu go wypuścić.
_________– Dokąd jedziemy? – spytała, wyrywając go z rozmyślań, gdy wyjechał na główną drogę.
_________– Miałaś nie zadawać więcej pytań – warknął nawet na nią nie patrząc. Lexy westchnęła i poruszyła się niepewnie na siedzeniu. Nie ufała mu. Jego oczy były zimne i zupełnie pozbawione wyrazu, a na twarzy nie malowały się żadne emocje. Zupełnie jakby nie czuł, nie myślał, tylko mechanicznie wykonywał postawione przed nim cele.
_________– Robię ci grzeczność, użyczając samochód, więc chyba coś mi się należy w zamian?
_________Curtis spojrzał na nią wymownie, unosząc brwi pod samą linię włosów i roześmiał się, po czym bez słowa wrócił do obserwowania drogi. Zabieranie jej do Depot może nie było zbyt rozsądne z jego strony, ale nie miał innego wyjścia. Była na tyle szalona i nieobliczalna, że gdyby zostawił ją w mieszkaniu Gravesa, mogła – choćby po rynnie – spróbować się z niego wydostać.
_________– Więc? – ponagliła, ale on udał, że nie słyszy i załączył radio.
_________– …już za kilka dni rusza proces jednego z największych handlarzy narkotyków jakich ostatnio udało się ująć agentom DEA. Lista zarzutów wobec Antonio Domingueza jest długa. Oskarża się go m.in. o handel bronią, sutenerstwo, wymuszenia i rozboje. Elizabeth Mayson Quinn, sędzia stanowa, przed której obliczem stanie wkrótce El Nino, odmówiła jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie…
_________Curt prychnął zirytowany, zmieniając stację.
_________– Czy to ma jakiś związek z tobą? – spytała Lexy, przypatrując się jego twarzy, która stała się bardziej napięta. – Chcę pomóc – dodała, ale kiedy spojrzał na nią, uświadomiła sobie, że nie była zbyt przekonywująca.
_________– Chcesz robić materiał życia i dostać się do jakiejś ogólnokrajowej telewizji, najlepiej do CNN. Mylę się?
_________Lexy odwróciła głowę, wpatrując się w zmieniające się za boczną szybą widoki.
_________– Co w tym złego, że chcę zrobić karierę?
_________– Nic, dopóki nie narażasz siebie i innych. W pogoni za sensacją jesteś gotowa zrobić wszystko, masz klapki na oczach i nie dociera do ciebie, że to nie jest niewinna zabawa dzieci w policjantów i złodziei tylko prawdziwe życie, w którym ktoś może wpakować ci kulę między oczy, jeśli tylko uzna, że mu zagrażasz, albo w jakiś sposób przeszkadzasz. A czasem nawet bez powodu – dodał i odruchowo chwycił się za ramię, w które postrzelił go Matt, jakby sama myśl o tym powodowała, że ból narastał.
_________– Ja… – zaczęła Lexy, ale przerwał jej w pół zdania.
_________– Co? Nadal nie rozumiesz, że to nie film? Że tu naprawdę giną ludzie a twoje wścibstwo i ciekawość w niczym nikomu nie pomagają, a społeczeństwo wcale nie jest spragnione kolejnych doniesień o trupie w rzece, czy strzelaninie, w której zginął przywódca największego kartelu narkotykowego na świecie? Żaden zasrany reportaż, za który zgarniesz Pulitzera albo nie, nie jest wart tego, by ryzykować dla niego życie, więc nie próbuj ode mnie niczego wyciągać, bo nic ci nie powiem.
_________Lexy zamrugała szybko powiekami. Brutalna szczerość tego człowieka była dla niej jak kubeł zimnej wody na otrzeźwienie.
_________– Zostań tu – dodał, zatrzymując samochód na parkingu nieopodal Union Pacific i nim się spostrzegła przykuł jej lewą dłoń do kierownicy. – Nie ufam ci – dodał, widząc jej zdumioną minę.
_________– To jakiś żart?
_________Curt wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.
_________– Wolisz wersję: robię to dla twojego dobra? – zagadnął, zatrzaskując za sobą drzwi i nie czekając na odpowiedź, szybkim krokiem ruszył w stronę Depot. Miał nadzieję, że znów uda mu się tam spotkać Alexeya i porozmawiać z nim. Przecież jeszcze nie tak dawno temu chciał z nim współpracować. Curtis liczył więc po cichu, że nie zdążył jeszcze zmienić zdania.
_________Nim wszedł do środka, poprawił pistolet wsunięty za pasek z tyłu spodni, a potem od razu skierował się w stronę głównej sali. Na chwilę zatrzymał się przy barze, gdzie zamówił szkocką, którą wypił jednym duszkiem. Uważnie rozejrzał się wokoło, ale nie wypatrzywszy w tłumie tego, kogo szukał, ruszył w stronę Blue Goose. Zajął miejsce przy małym stoliku w rogu, skąd miał widok na całą salę i wyciągnąwszy z kieszeni papierosy, odpalił jednego.
_________– Znów się spotykamy. – Z lewej strony dobiegł go jakiś słodki głosik. Leniwie odwrócił głowę w bok i westchnął ciężko widząc obok siebie dokładnie tę samą dziewczynę, która poprzednim razem tak bardzo chciała go poderwać. – Mogę? – spytała i nie czekając na odpowiedź, odsunęła krzesło i zajęła miejsce na wprost niego.
_________– Słuchaj… – urwał, usiłując sobie przypomnieć, czy zdradziła mu swoje imię. W końcu jednak bąknął od niechcenia, wpatrując się w jej ciemne oczy: – Ja naprawdę nie jestem zainteresowany. Poza tym mam tu coś do załatwienia.
_________– Ja też – przyznała, uśmiechając się tajemniczo. – Ale musisz iść ze mną.
_________– Nigdzie z tobą nie pójdę – powiedział stanowczo, zbyt gwałtownie podnosząc się od stolika.
_________– Nie rób scen, Curt – warknęła, chwytając go za rękę. – Siadaj. Nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi – dodała.
_________Curtis spojrzał na nią zaintrygowany i usiadł powoli, uważnie lustrując przy tym jej twarz. Znała jego imię, choć dałby sobie głowę uciąć, że jej go nie zdradził, gdy widzieli się poprzednim razem. Był ciekaw co jeszcze wiedziała i kto ją przysłał, ale nic nie powiedział tylko przekrzywił lekko głowę i uniósł wysoko brwi, wyczekując jakichś wyjaśnień.
_________– Mam dla ciebie wiadomość – szepnęła, pochylając się nieznacznie nad stolikiem w jego stronę. – Miałam ją już ostatnio, ale zniknąłeś mi gdzieś…
_________– Wiadomość? Od kogo?
_________– Chodź ze mną, a sam się przekonasz – poprosiła, uśmiechając się sympatycznie. Curtis analizował w myślach na szybko różne scenariusze, ale żaden mu nie pasował. Nie wiedział, czy powinien ufać tej dziewczynie, ale lubił ryzyko i nie bał się go. Poza tym nie miał już nic do stracenia.
_________Wstał od stołu i wyciągnął dłoń w jej stronę.
_________– Prowadź, pani – szepnął jej wprost do ucha, gdy podała mu rękę, a potem pozwolił się jej prowadzić, mając nadzieję, że nie jest to jego droga do wieczności. |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:22:02 10-03-13 Temat postu: |
|
|
Cześć, Pyszczki moje zacne:D
Właśnie mogę śmiało przyznać, że przeczytaaałam:D
Jestem ciekawa co dalej. Mam nadzieję, że chłopcy w końcu zaczną współpracować, bo teraz każdy działa na własną rękę i czasem nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:48:50 11-03-13 Temat postu: |
|
|
Czy Ty się przypadkiem domagasz nowego odcinka, czy tylko mi się tak wydaje?
A co do współpracy, to jakby to powiedzieć? Może lepiej nic nie będę mówić |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:52:59 12-03-13 Temat postu: |
|
|
No nieco się domagam |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:34:36 19-03-13 Temat postu: |
|
|
No, to masz Muszę dbać o ostatniego Czytelnika jaki nam pozostał
EPISODE # 35
Action plan
_________Ocknął się dopiero w ciemnym pomieszczeniu, czując jak potworny ból rozrywa mu kręgi. Zacisnął zęby i jęknął cicho, próbując usadowić się tak, by zmniejszyć swoją mękę. Włosy opadały mu niesfornie na czoło, а kropelki potu spływały po skroniach. Było duszno i nieprzyjemnie. Kręciło mu się w głowie.
_________Otworzył oczy, próbując dojść do siebie. Wokół niego nie było praktycznie nic. Otaczały go cztery gołe ściany. Na wprost niego były aluminiowe drzwi. Z pewnością zamknięte. Gdy z trudem obejrzał się za siebie dostrzegł również małe wąskie okno tuż pod sufitem, zasłonięte żelaznymi kratami. Musiał znajdować się w jakiejś piwniczce, а przynajmniej poniżej poziomu gruntu. Nie mógł wstać, ponieważ dłonie i stopy skrępowane miał plastikowymi żyłkami, które boleśnie wpijały mu się w skórę. Momentalnie zatęsknił za traktowaniem przez ludzi Alexeya. Siedział bezczynnie jakieś czterdzieści minut, ale zupełnie nie zdawał sobie sprawy ile czasu minęło, odkąd wróciła mu świadomość. W końcu stalowe zasuwy drzwi drgnęły i w środku pojawił się dobrze mu już znany mężczyzna. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale tym razem zamiast markowej marynarki i eleganckich spodni, miał na sobie bojówki i jakąś polową koszulę w kolorze zgnitej zieleni naciągniętą na czarny, bawełniany podkoszulek. Wyglądał jakby wybierał się na polowanie albo spacer po górskich szlakach. W niczym nie przypominał faceta, który zaprosił go do pokera, ani tego, który chciał się układać z Alexeyem. Nie mówił nic tylko patrzył na niego z pogardą, ale i satysfakcją, a kiedy podszedł do niego bliżej, splunął mu prosto pod nogi. Matt uniósł wysoko brwi i przyglądał się jego zadowolonej twarzy.
_________– Tylko na tyle cię stać? – zagadnął, uśmiechając się kpiąco, ale zaraz tego pożałował. Mężczyzna jednym szarpnięciem poderwał go z podłogi i przycisnął do zimnej ściany, napierając przedramieniem na jego tchawicę.
_________– Myślisz, że jesteś taki dobry? – zakpił i przycisnął go mocniej. – Ze mną się nie pogrywa w ten sposób.
Matt zakrztusił się, czując, że zaczyna brakować mu powietrza. Zacisnął powieki i zmarszczył brwi, próbując resztkami sił drgnąć i odblokować sobie dostęp powietrza, ale Iguana był silny i twardo trzymał go przy ścianie. Dopiero, gdy poczuł, że słabnie puścił go i pozwolił mu zsunąć się po murze na ziemię.
_________Graves gwałtownie zaciągnął się powietrzem, а łzy samoistnie napłynęły mu do oczu.
_________– Nie interesują mnie układy z tobą, choćbyś srał banknotami – warknął, opierając głowę o zimną ścianę.
_________– Powiedziałem ci już, qui non est mecum, contra me est.
_________Matt zaśmiał się w głos i spojrzał na niego z politowaniem
_________– Zmień płytę, bo stajesz się nudny. Znajomość jednej, w dodatku tak pospolitej, łacińskiej sentencji nie czyni cię lepszym od innych, wiesz? I nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Podobnie jak ty i twoje zagrywki.
_________Lopez spojrzał na niego i zacisnął szczękę, а ze złości na czole wyskoczyła mu błękitna żyła. Zza paska wyciągnął pistolet i przystawił rywalowi lufę do skroni.
_________– No proszę! – zamruczał z udawaną aprobatą. Bez wahania przekręcił twarz w jego stronę i uniósł brwi litościwie. – Mam dość celowania we mnie. Tym też nic nie wskórasz.
_________– Donovan, radzę ci nie wyprowadzać mnie z równowagi. Zamkniesz się wreszcie i wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia, а jeśli nie, to nie będę się z tobą użerał i najnormalniej zastrzelę cię jak psa!
_________– Primo, nie strasz mnie. Może twój wygląd przeraża dzieci w parku, ale jestem już dużym chłopcem. – Spojrzał na niego wymownie i wziął głęboki wdech. Zupełnie nie miał cierpliwości w tym momencie i nawet jeśli Lopez nie żartował, Matt się tym nie przejął. Zachowywał się nierozważnie jak nigdy. – Secundo, zgrywasz wielkiego mafiosa, a nawet nie wiesz, kogo jesteś gotów zabić. Nie jestem Donovanem. Już wtedy na bankiecie pomyliłeś mnie z nim, bóg wie czemu, więc albo masz nierzetelnych informatorów, albo sam jesteś tak samo gów*o wart jak oni.
_________Iguana zdziwił się szczerze i przejechał lufą po twarzy Gravesa, zmuszając go by to wyjaśnił, ale ten nie miał zamiaru się rozwodzić nad cudzymi pomyłkami.
_________– Żałuję, że nie mogę ci pomóc, ale masz nie tego faceta.
_________– To jakieś twoje głupie sztuczki – warknął, nie uwierzywszy w ani jedno jego słowo.
_________– Zapytaj Alexa. Chociaż nie – zawahał się i zamyślił. – Raczej zrobi wszystko by cię spławić, tak jak w Depot. I tertio, nie zabijesz mnie, bo tylko ja mogę ci pomóc dogadać się z Ruskim.
_________Lopez zmarszczył brwi i spojrzał wprost w oczy Matta, a wyraz jego twarzy na krótką chwilę jakby złagodniał. W jego oczach jednak wciąż widział powątpiewanie mieszające się z rosnącym zainteresowaniem.
_________– Kim jesteś, żeby próbować ze mną negocjować? Jakimś tanim sługusem Mikhaylova, który zrobi teraz wszystko, żeby ocalić swój tyłek?
_________– Raczej twój – prychnął Matt. – Jeśli mnie zabijesz, Mikhaylov znajdzie cię choćby na końcu świata i będziesz zdychał w prawdziwych męczarniach. Zastanów się czy warto.
_________– Nie strasz mnie. Nie nabiorę się na te tanie sztuczki – warknął Lopez, po czym wyprostował się i spojrzał na Matta z góry, jak na jakiegoś nędznego robaka, którego miał zamiar za chwilę rozdeptać.
_________– Prędzej zesrasz się w gacie niż zaryzykujesz narażanie się na zemstę Alexeya – odparł hardo Graves. Nie miał już siły ani ochoty na te przepychanki słowne. Nie miał też ochoty wracać do domu, gdzie czekał na niego wściekły Curt i gdzie z pewnością znów dopadłyby go przykre wspomnienia. – Obaj doskonale o tym wiemy, ale jeśli całe życie chcesz przed nim uciekać, to proszę. – Iguana potarł brodę w zadumie, po czym wymierzył w niego broń. – Twój wybór, twoje życie – dodał Matt, siłując się z nim na spojrzenia. – Ale pamiętaj, że dzięki mnie możesz raz na zawsze pozbyć się El Nino, a tym samym zyskać szacunek Mikhaylova a może nawet coś więcej. Na chwilę obecną nie masz chyba zbyt wielu sprzymierzeńców, więc nie powinieneś wybrzydzać, kiedy ktoś wyciąga do ciebie pomocną dłoń.
_________– Pozbyć El Nino?
_________– А nigdy tego nie rozważałeś? Przejąć wszystkich jego ludzi, zająć należyte ci miejsce, opanować jego interesy? Och, no tak, wszystko to masz. Trochę – dodał szybko z wymuszonym uśmiechem. – Jak Dominguez wyjdzie z mamry to odbierze co jego. I wtedy będzie już za późno na wybieranie groszku z obiadu.
_________– Jak… – zaczął Lopez, ale nie zdążył o nic zapytać, bo Matt od razu wszedł mu w słowo:
_________– Wiesz, ten plastik wżyna mi się w skórę. Nie potrafię myśleć w takich warunkach.
_________Latynos westchnął ciężko i wyciągnął z kieszeni mały przedmiot. Rozciągnął scyzoryk, który błysnął w ciemnościach i przystawił go Mattowi do gardła, uśmiechając się sadystycznie. Miał wzrok psychopaty, który nie zawahałby się poderżnąć gardła. Zaniechał tego jednak i rozciął krępujący plastik, umyślnie raniąc przy tym Gravesa.
_________– To nie było konieczne – mruknął Matt, z niesmakiem patrząc na rozcięty nadgarstek.
_________– Ostrze mi się ześlizgnęło – odparł ironicznie Iguana, wycierając scyzoryk o koszulkę Gravesa na wysokości klatki piersiowej. Zupełnie jakby chciał dać mu do zrozumienia, że równie dobrze mógłby wpakować mu jego ostrze prosto w serce. Matt chwycił jego dłoń i zamknął w żelaznym uścisku, zaciskając palce tak, że Lopez w końcu wypuścił scyzoryk.
_________– Zapominasz, bracie, że nie masz do czynienia z jakimś nowicjuszem – syknął, wpatrując w jego oczy. – Igrasz z ogniem – ostrzegł. Iguana zaśmiał się nerwowo i odwrócił wzrok. – Prawda jest taka, że jesteś nic nie wartym ścierwem i nikt się z tobą nie liczy – dodał i sięgnąwszy po scyzoryk oddał go właścicielowi. – Pozbycie się El Nino mogłoby dać ci nowe możliwości.
_________– A co ty z tego będziesz miał?
_________– Twoją dozgonną wdzięczność? – odpowiedział pytaniem Matt, zwalniając w końcu uścisk na jego nadgarstku.
_________– Więc jaki masz plan?
_________– Zabójczy. – Uśmiechnął się tajemniczo, masując rozcięty nadgarstek.
_______________________________________________* * *
_________Szedł za nią nie mając pojęcia dokąd idzie i po co. Ona milczała jak zaklęta, a on o nic nie pytał, zdając sobie sprawę, że i tak nie uzyska odpowiedzi, aż w końcu znaleźli się na poddaszu budynku Union Pacific. Po drodze nie zarejestrował obecności żadnych podejrzanych typków, ani goryli z bronią, a mimo to czuł się niepewnie. Idąc za dziewczyną liczył niewiadomo na co, a być może był to tylko jakiś jej fortel, by zwabić go w ustronne miejsce i wykorzystać. Nie zdziwiłby się wcale i chyba nawet by się specjalnie nie opierał. Było mu już wszystko jedno.
_________Zwolnił nieco kroku i po raz kolejny zmierzył wzrokiem jej sylwetkę, zatrzymując dłużej wzrok na jej kształtnych biodrach ukrytych pod kusą, obcisłą spódniczką.
_________– Przestań wreszcie gapić się na mój tyłek – mruknęła, obciągając materiał spódniczki. Kiedy spojrzała na niego, uśmiechnął się cwano, ale po jego minie widziała, że jest zmęczony. Nie wyglądało to jednak zmęczenie fizyczne, a raczej jakiś dołek psychiczny. – To tutaj – powiedziała, otwierając wielkie, drewniane drzwi.
_________Wszedł za szatynką do pomieszczenia znajdującego się za drzwiami, a oświetlonego jedynie słabym światłem migoczących w kącie kilku świec, ustawionych na jakimś starym kwietniku. Przy małym, okrągłym oknie dostrzegł drobną, kobiecą sylwetkę. Serce podeszło mu do gardła, a ciałem wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze. Sam nie wiedział czemu pomyślał o Hailey. Jego zmęczony umysł najwyraźniej zaczynał płatać mu figle. Potrząsnął głową, jakby chciał obudzić się ze snu i zmrużył oczy, jakby to miało mu pomóc rozpoznać tajemniczą postać.
_________– Witaj Curt – powiedziała, odwracając się w jego stronę, a on wstrzymał oddech nie dowierzając samemu sobie.
_________– Sara? – Zrobił kilka kroków w jej stronę, a kiedy wyszła z cienia, ukazując mu się w całej krasie, natychmiast dopadł do niej i zamknąwszy w swoich ramionach, zachłannie wpił się w jej usta. – Oszaleję przez ciebie, kobieto – wyszeptał tuż przy jej ustach, ujmując jej twarz w swoje dłonie. – Jesteś cała? Nic ci nie zrobili? – spytał, odsuwając się od niej o krok i uważnie mierząc wzrokiem, a kiedy pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się niewyraźnie, ponownie przygarnął ją do siebie. Gładził czule jej włosy, plecy i kołysał delikatnie. Nie chciał wypuszczać jej z ramion, jakby przeczuwając, że znów może ją stracić. Był jednak zbyt pochłonięty tym, że ją odzyskał, by dostrzec cały absurd tej sytuacji i zacząć myśleć tak, jak powinien myśleć agent. Przez te parę chwil nie chciał nim być. Chciał się po prostu cieszyć tym, że w końcu jest z ukochaną kobietą, ale coś nie dawało mu spokoju. Pocałował ją w czubek głowy i chwycił za rękę. – Spadajmy stąd – powiedział, ruszając w stronę drzwi, ale Sara nawet nie drgnęła. Spojrzał na nią, niczego nie rozumiejąc, a jego oczy stały się ogromne jak księżyc w pełni.
_________– Zostaw nas – zwróciła się do szatynki, która wciąż stała w progu. Dziewczyna skinęła głową ze zrozumieniem i zniknęła za drzwiami, zamykając je za sobą. – Chciałam tylko, żebyś wiedział, że nic mi nie jest. Nie zniosłabym, gdyby przeze mnie coś ci się stało.
_________– O czym ty mówisz? – spytał, podchodząc do niej i ująwszy jej podbródek zmusił, by na niego spojrzała.
_________– Nie wyjdę stąd z tobą. Nie mogę… – Curt zamarł w bezruchu i patrzył na nią osłupiały, starając się znaleźć jakikolwiek wytłumaczenie jej zachowania, choćby najmniej logiczne. – Nie pytaj o nic – poprosiła łamiącym głosem. – I nie szukaj mnie.
_________Evans ściągnął brwi i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle, gdy przez jego głowę przebiegła myśl, że być może dziewczyna cały czas go oszukiwała. Że to właśnie ona jest w tej talii Damą, której do tej pory nie potrafili namierzyć.
_________– To wszystko co masz mi do powiedzenia? – wykrztusił w końcu, przeszywając ją na wskroś tym swoim zimnym, pozbawionym jakichkolwiek emocji spojrzeniem.
_________– Curt… – jęknęła, wyciągając dłoń, by dotknąć jego policzka, ale cofnął się o krok uniemożliwiając jej to.
_________– Z kim weszłaś w układ? Ze Slickiem? Mikhaylovem? A może po prostu postanowiłaś przejąć schedę po tatusiu i zasiąść na jego tronie? – wyrzucał z siebie Curt, nie kryjąc żalu. – To nie jest zabawa dla małych, rozkapryszonych dziewczynek – zakończył, sięgając za pasek po broń. – Zaraz sama się o tym przekonasz.
_________Sara patrzyła na niego zdumiona, a łzy płynęły jej po policzkach jak grochy. Ogień, który widziała w jego oczach zawsze, gdy byli razem, zgasł. Teraz był w nich tylko lód. Kiedy odbezpieczył magazynek nabrała powietrza w płuca i przymknęła oczy.
_________– Raz… dwa… trzy… |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3498 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:57:26 19-03-13 Temat postu: |
|
|
Sara jest Damą czyli moja teoria z przejęciem przez nią biznesu ojca nie jest do końca taka głupia ale kurde wolałabym jakoś nie mieć w tej kwestii racji i mam nadzieję że coś pomyliłam zbytnio przyznając rację Curtowi bo przecież wtedy wszystko okazałaby się jednym wielkim kłamstwem! a Sara od początku wiedziała kim jest jej ojciec. Znając jednak was to ta historia ma jeszcze przynajmniej ze trzy dna
Curt to musiało go zaboleć a ja chętnie go pocieszę. No i co knuje Matt. Cokolwiek to jest jest zabójcze
I przepraszam że dopiero teraz ale jakoś tak wyszło. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|