Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

The American Agents - odc. 10
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:19:21 03-05-11    Temat postu:

Na pewno będzie więcej takich scenek, ale nie wiem czy akurat w najbliższym czasie
Ja tam sie do Pitta nie przekonam już nigdy, a fakt, że jest z Angelina tylko potęguje moją niechęć do niego, bo jej również nie lubię Jakoś tak już mam...
No popatrz, a ja myślałam, że faceci nie przywiązują do tego wagi...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:04:49 03-05-11    Temat postu:

Ja go trochę znielubiłam jak zostawił Jennifer Aniston dla Angeliny, ale co tam - takie życie;)

Co do Twojego opowiadania to nie mogę się doczekać kiedy pojawi się Chelsea
A przy okazji - będzie odcinek w tym tygodniu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:10:07 03-05-11    Temat postu:



Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 18:40:39 05-05-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:37:34 05-05-11    Temat postu:

Hej, podwójnie wkleiłaś odcinek, jeden w swoim temacie, a jeden w moim Byłabym wdzięczna, gdybyś usunęła tego posta z tego tematu. Z góry dzięki!
PS. Teraz nie mam czasu, ale postaram się przeczytać później, a AA postaram się dodać jak najszybciej


Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 17:38:49 05-05-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:27:44 05-05-11    Temat postu:

o mamo... pojęcia nie mam jak to się stało, że się tak porobiło - przepraszam ^^'
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:27:29 05-05-11    Temat postu:

Spoko Czasem się zdarza Zresztą, to forum coś muli (nie wiem, może tylko mnie ).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:00:16 05-05-11    Temat postu:

Oj tak, muli i to bardzo Czasem się zastanawiam czy się stąd na dobre nie wynieść, bo w sumie i tak się tu jakoś pusto zrobiło, większość wyniosła się na inne fora, zostały tylko takie niedobitki jak my
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:24:21 06-05-11    Temat postu:

Nie możesz odejsć! Musisz zostać Ja o innych forach nie słyszałam, ale nie dziwię się tym forumowiczom, którzy odeszli, bo z tego forum zrobił się niezły bałagan Dobrze, ze zrobiłaś z tym porządek
PS. Wyjeżdżam na weekend, więc odcinek pojawi się dopiero po niedzieli. "The Fallen" i "Huntera" nadrobię jak przyjadę. Już się nie mogę doczekać
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:00:46 06-05-11    Temat postu:

No i chyba tylko to, że mam tu wiernych czytelników jeszcze mnie tu trzyma... ale zawsze możesz odejść ze mną
W takim razie miłego i słonecznego weekendu! Buziaki:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:17:52 08-05-11    Temat postu:

Nigdzie mi się stąd nie ruszać, bo ja nie przeżyję bez tych opowiadań! Muszę wiedzieć, jak się skończą ;]

Cytat:
"- Ej, nie powinni robić takich zbliżeń na Pattinsona, bo przecież ludzie w kinie mogą się porzygać!".

Wybaczcie, że przeczytałam waszą rozmowę, nudziło mi się po prostu xD Rozbawiła mnie ta kwestia, choć ja Roberta polubiłam ostatnio. Nie jest moim ideałem jeśli chodzi o urode, ale bardzo sympatyczny gość. Nie to co Lautner. O matko, ten to jest jakiś kozak, playboya zgrywa, a ma pewnie z metr sześćdziesiąt wzrostu. Niedobrze się robi
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:44:00 08-05-11    Temat postu:

Oh tam, Mary - najwyżej przeczytasz gdzie indziej;)
I jeśli o mnie chodzi, to czytaj do woli nasze rozmowy - nie mam nic do ukrycia
A co do Pattisona i Lautnera - obu nie znoszę tak samo, żaden z nich mi się nie podoba jaki facet, ani nie zachwycił mnie swoim talentem aktorskim:P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:36:19 12-05-11    Temat postu:

ODCINEK 13: "GALLOWS HUMOR" - "WISIELCZY HUMOR"

Liam nie mógł zmrużyć oka. Od zakończenia akcji z Dmitrijem minęły jakieś dwa tygodnie, a on nadal miał w pamięci wskazówki swojego alter ego, a przed oczami co jakiś czas pojawiały się obrazy, o których wolałby zapomnieć.
Zmusił się do tego, aby nie myśleć o akcji Silver i o zmarłym przyjacielu i postanowił skupić się na rozwikłaniu tej zagadki.
Od dawna myślał o tym, aby odwiedzić żonę Dylana. Chodziło mu to po głowie od jakiegoś czasu, ale powstrzymywał go strach. On, Liam Walsh, bał się, że zostanie posądzony o śmierć przyjaciela. Nie byłby to w końcu pierwszy raz, kiedy ktoś mu to wyrzuca. Anna, córka Dylana, dała mu jasno do zrozumienia na ceremonii pożegnalnej, iż uważa go za winnego śmierci jej ojca. Trudno było tego nie usłyszeć, zważywszy na to, że wykrzyczała pod jego adresem wyzwiska, miotając się jak oszalała w gmachu CIA. Im częściej jednak o tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że właśnie to należy zrobić.
Wstał z łóżka i doprowadził się do porządku. Chciał wymknąć się z mieszkania jak najciszej, żeby Dean się nie obudził i nie zasypał go niewygodnymi pytaniami. Niestety jego niesforny współlokator już siedział na kanapie i oglądał telewizję.
- O! Cześć, Liam! - przywitał się ze swoim przełożonym. - Wybierasz się gdzieś?
Liam zaklął cicho tak, aby Dean nie zdołał tego usłyszeć.
- Tak – odpowiedział. - Wrócę późno, nie czekaj na mnie. Mam coś do załatwienia.
Już chciał wychodzić, kiedy Dean, cały podekscytowany, nagle zagrodził mu drogę.
- Jadę z tobą! - oświadczył.
- Nie, nie jedziesz... - Liam starał się mówić spokojnie, aby nie stracić nad sobą panowania, ale czuł, że zaraz może wybuchnąć.
- Och, daj spokój! Tu jest strasznie nudno! Od czasu akcji nie mamy nic ciekawego do roboty, a już minęły dwa tygodnie...!
- To znajdź sobie jakąś rozrywkę! Ja muszę iść! - zakomunikował Walsh i spróbował wyminąć Deana, ale ten mu nie pozwolił. - Zejdź mi z drogi, Sullivan! - syknął przez zęby, ale to nie poskutkowało.
- Alan kazał ci mnie pilnować, pamiętasz? A mnie nie wolno samemu wychodzić z naszego mieszkania, więc... - zaczął Dean, ale Liam mu przerwał.
- To nie jest żadne „nasze mieszkanie”, tylko „mój apartament”, rozumiesz? MÓJ! - krzyknął już nieźle poirytowany Walsh.
- No nie za bardzo jest twój, skoro należy do CIA – zauważył Dean, a w Liamie aż zawrzało z wściekłości.
Oczywiście miał rację. Mieszkanie, w którym mieszkali było własnością CIA. Ale to nie zmieniało faktu, że od kilku lat było domem Liama i nikt nie zapytał go o zdanie, kiedy pozwolili temu żółtodziobowi się do niego wprowadzić. Co prawda, apartament był ogromny, ale Walsh wolał mieszkać sam. Taką już miał naturę.
Wzmianka o Alanie również nie uszła uwadze sprytnego agenta. Kiedy ich przełożony zjawił się w apartamentowcu w Virginia Beach, aby pogratulować im udanej akcji, dał im również kilka wskazówek. Jedną z nich był nakaz opiekowania się Deanem i zadbania o to, aby niczego mu nie brakowało. Strasznie to wkurzyło Liama, bo nie miał zamiaru niańczyć jakiegoś młokosa z Californii. Musiał jednak się zgodzić, co bardzo uwłaczało jego godności.
Teraz również zacisnął zęby, żeby nie rzucić jakiegoś jadowitego komentarza, westchnął i powiedział:
- No dobra!
- Słodko! - ucieszył się Dean, ale Liam szybko ostudził jego entuzjazm.
- Ale musisz przestrzegać kilku zasad!
- Okey... - Sullivan zmrużył oczy, czekając na to, co powie jego współlokator.
- Zasada numer jeden: będziesz robić to, co ci każę i przestaniesz zadawać głupie pytania...
- Nie zadaję głupich pytań! - obruszył się Dean, ale Liam ostentacyjnie nie zwrócił na niego uwagi.
- Zasada numer dwa: w ogóle nie będziesz się do mnie odzywał w czasie podróży...
- Nie wiem, czy to wykonywalne, partnerze... - zaśmiał się chłopak i żartobliwie trącił Liama w ramię.
- Zasada numer trzy: nigdy więcej tego nie rób! - Liam odrzucił rękę Deana. - I przestań nazywać mnie partnerem!
- Przecież nimi jesteśmy! - zaperzył się żółtodziób, a Walsh wywrócił teatralnie oczami.
- Nie, nie jesteśmy. Ja nadal jestem nad tobą wyższy rangą.
- No okey, okey... - zgodził się dla świętego spokoju Dean. - A zasada numer cztery?
Liam przez chwilę się zastanawiał, a w końcu powiedział:
- Nie ma zasady numer cztery.
- Słodko!
- Zmieniłem zdanie! - zakomunikował nagle agent. - Zasada numer cztery brzmi: przestań wciąż mówić „słodko”!
Jechali właśnie windą, kiedy Dean rzucił:
- Po co jedziemy na parking? Przecież ty nie masz auta...
- Cholera! Zapomniałem o pieprzonym samochodzie! - wrzasnął Liam, opierając się o ścianę windy.
Zupełnie zapomniał o tym, że rozbił swój kabriolet, wjeżdżając w drzewo, kiedy po odwiezieniu Leili i jej córki wracał do domu. To właśnie wtedy po raz pierwszy ukazało mu się jego alter ego. Stracił panowanie nad wozem i zderzył się z solidnym dębem.
Nie mógł uwierzyć, że CIA odmówiło mu naprawy samochodu. Mieli mu przysłać nowe auto, ale najwyraźniej o tym zapomnieli.
Zły na cały świat, Liam wcisnął „parter” na palecie wyboru pięter. Próbował wymyślić, jak dostać się do celu bez samochodu. Kiedy znaleźli się przed budynkiem, w końcu odezwał się Dean:
- A można wiedzieć, gdzie się wybieramy?
Starał się mówić grzecznie, żeby nie rozjuszyć swojego współlokatora, który w końcu zabronił mu zadawania pytań.
- Richmond – odpowiedział lakonicznie Walsh, a Dean zmarszczył brwi.
- Richmond w Virginii? - zdziwił się.
- A znasz jakieś inne Richmond?
Dean pozostawił tę uwagę bez komentarza i zaproponował:
- Możemy pojechać metrem...
- Metrem? - zdumiał się Liam, a chłopak uśmiechnął się na widok jego zdziwienia.
- No wiesz, to taka kolej podziemna...
- Wiem, co to jest metro! - oburzył się Liam. - Wiesz, gdzie tutaj jest stacja?
- Mieszkasz w Virginia Beach od dobrych kilku lat i nie wiesz nawet , gdzie znajduje się stacja metra? - Dean nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Nie przeginaj! - ostrzegł podopiecznego Liam.
Jakiś cudem udało im się dojść do celu.
- Boże, błogosław GPS! - krzyknął Sullivan i ucałował swój telefon, który pomógł im w dotarciu do upragnionego miejsca.
Kupili bilety i już po chwili siedzieli wygodnie w metrze.
- Czemu Richmond? - zapytał Dean, zajadając batonika, którego zdążył kupić przed odjazdem.
- Mam tam coś do załatwienia – wyjaśnił oględnie Liam.
Chłopak miał chyba ochotę drążyć ten temat, ale uniemożliwiło mu to pojawienie się koło nich kobiety, która na chwilę odwróciła jego uwagę od celu podróży.
- Proszę, niech pani usiądzie. - Liam zwolnił kobiecie w żółtym płaszczu miejsce, widząc, że jest ona w zaawansowanej ciąży.
- Dziękuję, postoję – odmówiła grzecznie kobieta.
- Nalegam. - Liam nie ustępował. - Jest pani w ciąży, nie powinna pani stać...
Kobieta uniosła wysoko brwi, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo uprzedził ją Dean:
- Daj spokój, Liam! Skąd pomysł, że ta pani jest w ciąży? Może jest po prostu okropnie gruba! Trochę więcej wyczucia!
Ludzie gapili się na tę scenę z szeroko otwartymi ustami, a kobieta wyglądała na naprawdę oburzoną. Oliwy do ognia dolał ostatni komentarz młodego agenta:
- Bardzo panią przepraszam za kolegę. Ten brak taktu...
Kobieta w żółtym płaszczu doszła chyba do wniosku, że brakiem taktu była uwaga Deana, bo oberwał on torebką po głowie, a sama zainteresowana wysiadła na najbliższym przystanku.
- Och, zamknij się! - warknął Sullivan, widząc, że jego towarzysz podróży zaśmiewa się do rozpuku. - Teraz widzę, że kobiety nie lubią szczerości...
- Nie lubią? - Liam zaśmiał się po raz kolejny. - One jej nienawidzą! Nienawidzą, kiedy kłamiesz i kiedy mówisz prawdę.
- Więc co mam robić? - zdziwił się Dean, dowiedziawszy się, że obojętnie, co zrobi, będzie to dla niego zgubne.
- Po prostu nie mów im wszystkiego – poradził Liam, a Dean przetarł na głowie miejsce, w którym babka walnęła go torebką.
- Czy to nie to samo co kłamstwo? - zapytał, a Walsh uśmiechnął się.
- Zatajanie prawdy nie jest kłamstwem. Jest tylko... małym wykroczeniem w związku.
- Wow, Liam! Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem podobnej bzdury!
Walsh obruszył się na te słowa i przestał się uśmiechać. Według niego, ta teoria była całkiem sensowna.
- Poważnie, Liam! Chyba długo już nie byłeś w związku, co? - Dean spojrzał na towarzysza z troską, a ten machnął ręką.
Prawda była taka, że nigdy nie był w poważnym związku. Wolał jednak nie zwierzać się ze swojego życia miłosnego temu żółtodziobowi, który, w jego mniemaniu, nie wiedział, jak postępować z kobietami. Przez resztę podróży nie odezwał się więc do niego ani słowem.
- Co jest w Richmond? – zapytał znienacka Dean, kiedy szli wzdłuż ulicy.
- Zasada numer jeden! – przypomniał mu Liam, a jego towarzysz wywrócił teatralnie oczami i więcej się nie odzywał.
Nie odezwał się również wtedy, kiedy stanęli na ganku małego, schludnie wyglądającego domku. Starał się tego nie okazywać, ale ciekawość aż w nim wrzała.
Liam zapewne zauważyłby coś dziwnego w zachowaniu swojego podopiecznego, ale był zbyt zdenerwowany.
Stał właśnie na progu domu swojego zmarłego przyjaciela i nie był nawet pewny czy chce go przekroczyć. Czekał na ten moment od dawna, liczył na to, że wizyta u Melissy da mu odpowiedzi na dręczące go pytania albo przynajmniej jakieś wskazówki. Teraz stał jednak jak zamurowany, nie będąc w stanie zapukać do drzwi.
- Wracajmy – zarządził i zawrócił zanim Dean zdołał nadążyć za jego słowami.
- Co? Czemu? Przecież nie po to tłukliśmy się metrem tyle kilometrów…! – Dean był wyraźnie zawiedziony zachowaniem Liama.
- Nie marudź, tylko chodź zanim…
Miał zamiar powiedzieć: „zanim ktoś nas zobaczy”, ale niestety było już za późno.
- Liam?
W progu stanęła zdziwiona kobieta. Przyglądała się agentom badawczo i rzucała wylęknione spojrzenia na ulicę
- Co ty tu robisz? – zapytała po dłuższej chwili, widząc, że goście nadal stoją przed domem.
- Cześć, Mel… - wyjąkał Liam, nie wiedząc, co może jeszcze powiedzieć. – Byliśmy tu przejazdem i…
Dean chrząknął, co zwróciło na niego uwagę kobiety.
- Pani wybaczy… - W porę zrozumiał swój brak manier. – Dean Sullivan. Partner Liama.
Kobieta wytrzeszczyła szeroko oczy, a Liam złapał się za głowę.
- Nie w takim sensie! – oburzył się chłopak, a ona po raz pierwszy się uśmiechnęła.
- Wchodźcie, właśnie robię kawę… - zaproponowała, a oni podążyli za nią do wnętrza domu.
Był bardzo przytulny. Liam nie pamiętał, kiedy tu ostatnio był. W końcu od rozwodu Dylana minęło już sporo czasu. Kiedyś bywał tu o wiele częściej.
- Prawda jest taka, Mel, że nie byłem tu przejazdem… - wyjaśnił Walsh, jakby chciał się usprawiedliwić.
- To zdążyłam już sama zauważyć – zaśmiała się kobieta, a on nieśmiało odwzajemnił uśmiech.
Dean przyglądał się właśnie z uwagą zdjęciom stojącym na kominku, kiedy Liam zajmował miejsce przy kuchennym stole.
- Masz nowego partnera… - zauważyła Melissa, a Walsh uznał, że należy się wytłumaczyć.
- To nie jest mój partner… Raczej podopieczny. Zwykły żółtodziób. To długa historia…
Zrozumiała, że nie przyjechał, aby o tym rozmawiać. Domyśliła się również, że nie chce, żeby pomyślała, iż ktokolwiek jest w stanie zająć miejsce Dylana w jego życiu. Dlatego zostawiła w spokoju ten temat i podała gościom kawę.
- Długo cię nie widziałam, Liam… - stwierdziła Melissa, a on pokiwał głową twierdząco. – Co u ciebie słychać?
- No wiesz… Wszystko w porządku. Chyba… - dodał po chwili, a ona się uśmiechnęła.
- To dobrze, że ułożyłeś sobie życie. Wiesz, ON by tego chciał.
Celowo zaakcentowała słowo „ON” i nie uszło to uwadze Liama. Miał dziwne przeczucie, że ona nie chce użyć przy nim imienia Dylana.
- A jak ty sobie radzisz, Mel? – zapytał, żeby zboczyć z tego toru.
- Jestem trochę zajęta. Otworzyłam własną kancelarię.
- Serio? To świetnie! – ucieszył się z sukcesu przyjaciółki, ale kiedy zobaczył jej minę, jego entuzjazm opadł.
- Taaak… - zgodziła się, ale nie było widać radości w jej oczach. – Myślę o tym, żeby sprzedać dom.
Ta uwaga niezmiernie go poruszyła. Sprzedać dom, który zbudował Dylan ze swoim ojcem? To byłaby wręcz zbrodnia!
- Nie możesz tego zrobić! – wybuchnął nagle, zrywając się z miejsca.
Nie dała po sobie poznać, że przestraszyło ją zachowanie przyjaciela jej byłego męża.
- Nie rozumiesz, Liam… Potrzebuję pieniędzy na rozkręcenie interesu, a jeden facet oferuje naprawdę niezłą kasę za ten dom…
- Ale… To rodzinny dom Stevensów! Dylan budował go własnymi rękami, to jego własność!
- Chyba nie będzie miał nic przeciwko, skoro nie żyje, nie sądzisz? – Melissa straciła nad sobą panowanie.
Liam patrzył na nią z niedowierzaniem przez dłuższą chwilę, a potem podszedł do okna, które wychodziło na podwórko za domem.
- Dylan sam zasadził tamto drzewo – oznajmił, wskazując na jedno z drzew rosnących w ogrodzie. – To on zbudował tę fortecę na tamtym dębie, to on zrobił wszystko, co w jego mocy, by zapewnić tobie i Annie dostatnie życie… A ty tak po prostu od niego odeszłaś.
- To nie tak… - zaczęła Melissa, ale Liam nie chciał jej słuchać.
- A jak? Nie mogłaś znieść, że jest agentem! To wszystko cię przerastało… A on wszystko, co robił, robił dla was: dla ciebie i waszej córki. Nie rozumiesz tego? Choć tyle mu się należy po śmierci! Błagam cię, nie sprzedawaj domu…!
- Przykro mi, Liam… Kupca przyjedzie w przyszłym tygodniu i myślę, że zgodzę się na jego propozycję… - zakomunikowała kobieta. – Przykro mi… - powtórzyła.
Liam odwrócił się od okna i spojrzał na nią. Widział, że była w dołku. Wcale nie trzymała się tak dobrze, jakby mogło się wydawać.
- Po co naprawdę przyjechałeś, Liam? – zapytała kobieta, widząc, że mężczyzna nie może tego z siebie wydusić.
- Ja… Liczyłem na to, że dostanę kilka odpowiedzi…

***

Dean postanowił zwiedzić dom, który, jak zdążył wywnioskować po zdjęciach nad kominkiem, należał do Dylana Stevensa. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z Liamem o jego zmarłym przyjacielu, ani nawet nie widział jego fotografii, dlatego czuł, że musi się o nim dowiedzieć czegoś więcej.
Wiedział, że nie powinien chodzić sobie po cudzym domu, kiedy jego właścicielka wraz z Liamem prowadziła zażartą dyskusję w kuchni, ale nie mógł się oprzeć. Kiedy wchodził schodami na piętro, usłyszał muzykę dochodzącą z sypialni po prawej stronie. Właśnie miał zapukać do drzwi, kiedy gwałtownie się otworzyły i stanęła w nich nastolatka z rozwianymi włosami. Głośna muzyka dochodziła z włączonego odtwarzacza. Dean szybko omiótł wzrokiem pokój. Najwyraźniej nikt w nim od dawna nie sprzątał.
- Coś za jeden? – burknęła nastolatka, a Dean rozpoznał w niej córkę Dylana.
Jej fotografia również widniała na kominku.
- Dean, a bo co? – zapytał, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Co robisz w moim pokoju? – zdziwiła się dziewczyna, patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Nie jestem w twoim pokoju – oznajmił chłopak. – Stoję na korytarzu…
Dziewczyna wywróciła teatralnie oczami.
- Więc co robisz na mojej hajzie?
- Na twoim czym? – Dean nadal nie rozumiał, o czym ta dziewczyna mówi.
- W moim domu. Co robisz w moim domu?!
- Yyyy… Stoję? – zapytał sam siebie, jakby nie był pewny, co tu właściwie robi.
Nastolatka wyglądała już na nieźle wkurzoną.
- Jestem tu z Liamem Walshem… - wyjaśnił i z ulgą stwierdził, że ten argument przemówił do dziewczyny, bo przestała go traktować jak włamywacza.
- Ach, z nim… - W jej głosie dało się usłyszeć pogardę. – Ten morderca ma czelność tutaj przychodzić?
- Czemu tak mówisz? – zdziwił się Dean, a ona zaśmiała się.
Nie było to jednak rozbawienie. Raczej śmiech złego złoczyńcy z bajek, który zawsze tak go przerażał.
- Bo nim jest! Liam Walsh zabił mojego ojca.
- To nieprawda – stwierdził stanowczo Dean.
- Czemu go bronisz? To twój kumpel? Też jesteś z CIA?
- Bronię go, bo uważam, że to niesłuszne oskarżenie. Kumpel? Pracujemy nad tym… I tak, jestem w CIA – wyjaśnił to szybko, nie chcąc wdawać się w zbędne szczegóły.
- Nie wyglądasz… - zakomunikowała po dłuższych oględzinach.
- Na co nie wyglądam? – zdziwił się chłopak.
- Na agenta. Jesteś nowy?
- A ty co, z kontrwywiadu? – oburzył się chłopak, a ona zarumieniła się po tym, jak zwrócił się do niej takim tonem.
- Anna – przedstawiła się w końcu, podając mu rękę.
- Dean – powtórzył. – Mam sobie iść?
- Liam pewnie gada z mamuśką, więc nie musisz się spieszyć. Nie prędko skończą… - oznajmiła dziewczyna i rzuciła się na łóżko w głębi pokoju.
Dean nieśmiało ruszył za nią, nie wiedząc, czy może sobie na to pozwolić.
- To twoje? – zapytał, wskazując na niedokończony obraz podparty na sztaludze.
Kiwnęła głową, a on przyjrzał się bliżej malowidłu.
- Całkiem dobry…
- Dzięki. Miałam iść na NYU i studiować grafikę, ale nie stać mnie, więc chyba utknę w Virginii – zwierzyła mu się dziewczyna, co nieco go zdziwiło.
Przecież w ogóle się nie znali.
- Nie jesteś za młoda, żeby myśleć o studiach?
- Jestem w ostatniej klasie liceum. Chyba najwyższy czas, co nie?
Dean wzruszył ramionami. Sam nie poszedł na studia. Został zwerbowany jeszcze w liceum i po prostu nie było okazji. Jego rówieśnicy wybierali uczelnie, a on przechodził tajne kursy i szkolenia. Wszyscy spodziewali się, że Dean Sullivan po otrzymaniu stypendium sportowego za wybitne wyniki w grze w koszykówkę, uda się na uniwersytet w Austin w Texasie, który uchodził za najlepszy uniwersytet sportowy w USA. Nie była to co prawda uczelnia prywatna, a mimo to cieszyła się wielkim prestiżem. Wszyscy byli więc zdziwieni, kiedy ich idol i lider, Dean Sullivan, zrezygnował ze stypendium. Ukończył liceum i słuch po nim zaginął. No cóż… Taki już los agentów.
Chłopak rozejrzał się uważnie po pokoju nastolatki, zatrzymując wzrok dłużej na jej biurku, na którym leżała sterta śmieci.
- Chyba muszę już iść – oznajmił nagle. – Miło było cię poznać, Anna.
Nie czekając na odpowiedź, czym prędzej oddalił się od pokoju nastolatki. Liam czekał już na niego przed domem.
Nie rozmawiali ze sobą przez całą drogę powrotną. Dopiero, kiedy dotarli do apartamentu, który razem dzielili, Liam się odezwał:
- Viper chyba się stęsknił… Wsunął nam pod drzwi liścik: „Gdzie jesteście? Pilna sprawa, skontaktujcie się ze mną, jak wrócicie!”.
Walsh starał się tego nie okazywać, ale wzburzyła go liczba mnoga użyta w notatce od przyjaciela.
- Liam… - zaczął nieśmiało Dean, nie zwracając uwagi liścik od O’Connora. – Po co pojechałeś do Richmond?
Przez chwilę milczał, ale w końcu uznał, że Dean nie sprawiał większych kłopotów podczas podróży i należą mu się jakieś wyjaśnienia.
- Chciałem się dowiedzieć czegoś o śmierci Dylana…
- Tak myślałem – stwierdził chłopak, a Liam uniósł brwi ze zdumienia.
- A to niby dlaczego?
- Martin opowiedział mi o waszej rozmowie z Dmitrijem i…
- A od kiedy to ty i ten debil z kretyńską bródką jesteście takimi dobrymi kumplami, że mówicie sobie o wszystkim, co? Łącznie z rozmawianiem o MNIE! – Liam był najwyraźniej oburzony.
- Przestań, Liam, to nie jest śmieszne! – obruszył się Dean.
Chyba po raz pierwszy, odkąd Walsh go poznał, Sullivan wydawał się być śmiertelnie poważny.
- Myślisz, że Dylan naprawdę nie zginął?
- Wiesz… Nie chcę mi się o tym gadać. A tym bardziej z tobą! – oznajmił Liam i już chciał odejść, kiedy Dean zatrzymał go słowami:
- Myślę, że masz rację.
- Słucham? – zdziwił się Walsh.
- Myślę, że Dylan żyje – powtórzył Dean. – Ale nie wierzę w to, że pracuje dla kontrwywiadu.
- Serio? – Liam zaśmiał się, nie wiedząc, co odpowiedzieć na te słowa.
Podszedł do barku i nalał sobie szklankę whisky.
- Pojechałeś do Melissy poszukać jakichś śladów, mam rację?
Liam spojrzał na Deana, jakby nie dowierzał własnym uszom. Ten młodziak zdawał się naprawdę przejmować tą całą sytuacją.
- To nie ma znaczenia – powiedział po chwili. – Melissa nic nie wie i znów jestem w ślepym zaułku.
- Więc może potrzebujesz psa przewodnika? – zapytał Dean i pokazał mu jakiś przedmiot.
- Czy to GPS? – zapytał Liam i podszedł bliżej, aby obejrzeć urządzenie z bliska.
- Nie żaden zwykły GPS! – oburzył się Dean. – No tak… To urządzenie nowej generacji. Kiedy ty zaczynałeś karierę, takich jeszcze nie było na rynku…
Liam zacisnął zęby ze złości. Po raz kolejny dawano mu do zrozumienia, że jest stary i miał już tego dość.
- Więc co to jest? – zapytał, starając się, aby jego głos zabrzmiał spokojnie.
Wszystko w nim aż wrzało z ciekawości i podniecenia. Już dawno nie zaznał tego uczucia, a czuł, że akurat w tym momencie, dzieje się coś ważnego.
- To supernowoczesny nawigator, który wykrywa wszystkie wrogie urządzenia w promieniu dziesięciu kilometrów! – Dean również był podniecony ze swojego odkrycia.
- To znaczy, że co? Że może wykryć obecność kontrwywiadu? – zapytał Liam, patrząc z czułością na to urządzenie.
Co prawda, miał już do czynienia z podobnego typu urządzeniami, ale żaden nie zdawał się być tak perfekcyjny, jak akurat ten.
- Tak! – Dean był bardzo podekscytowany. – Normalne nawigatory wykryją obecność innych urządzeń, ale nie rozpoznają, które z nich są dla ciebie niebezpieczne. Ten – odczytuje zakodowane numery rejestracyjne… Coś jak kod kreskowy, żeby zidentyfikować niebezpieczeństwo…!
- Dean! To jest genialne! – zawołał Liam, który już dawno zapomniał o swojej szklance whisky. – Gdzie to znalazłeś?
- W domu Dylana.
- Co?!
- Nie wrzeszcz tak! – uspokoił współlokatora Sullivan i ciągnął dalej.
- Ale przecież nic w tym dziwnego… Dylan mógł mieć w domu takie urządzenie i zostawić je tam przez przypadek, kiedy się wyprowadzał… - zauważył Liam, a jego entuzjazm opadł.
- To prawda, ale zapomniałem wspomnieć o jednej rzeczy… - Deanowi zaświeciły się oczy. – Niby o jakiej?
- To urządzenie należące do kontrwywiadu!
- Co? Skąd wiesz? – Liam chwycił przedmiot w ręce, starając się zauważyć najmniejszy szczegół, świadczący o tym, że tak jest w istocie.
- Po pierwsze: numer seryjny. Uczyli nas, jak go rozpoznać na szkoleniu. To szybki, ale trochę skomplikowany proces, więc nie będę ci go teraz tłumaczył. Zresztą, nie wiem czy byś zrozumiał…
- Dobra, do rzeczy! – ponaglił podopiecznego Liam, nie zwracając nawet uwagi na kolejną wzmiankę o jego wieku i wolniejszym jarzeniu.
- Te z CIA mają inny numer seryjny od tych z kontrwywiadu – wyjaśnił Dean. – A co za tym idzie, działają odwrotnie.
Sullivan był podekscytowany tym, do czego samodzielnie doszedł.
- Nadal nie rozumiem jednego: co robiło urządzenie kontrwywiadu w domu Dylana? – Liamowi nadal brakowało ostatniego elementu układanki.
- Może powinieneś zapytać o to Annę Stevens? – rzucił Dean, a Liam spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Córkę Dylana? A co ona ma z tym wspólnego? – Liam nie wiedział, co o tym sądzić.
- Nie mam pojęcia, ale urządzenie znalazłem w jej pokoju…
Walsh wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Nie zdążył nic na to odpowiedzieć, bo nagle wpadł do mieszkania zadyszany Viper.
- Liam, Dean… Czemu nie odbieracie telefonów? – wysapał O’Connor, podpierając się o przyjaciela.
Najwyraźniej biegł, chcąc jak najszybciej dotrzeć do przyjaciela.
- Spokojnie, V! Mów, co się stało! – Liam poklepał przyjaciela z troską po ramieniu i chciał pomóc mu usiąść, ale Viper pokręcił głową i powiedział:
- Dmitrij… Dmitrij Walkovic…
- Co z nim? – zdziwił się Dean, a Viper zaśmiał się histerycznie.
- Sukinsyn nie żyje! – krzyknął V, a Liam wymienił zdumione spojrzenia ze swoim podopiecznym.
- Jak to nie żyje? Viper, co ty mówisz?!
- Normalnie zdechł! Podobno powiesił się skurczybyk we własnej celi! Cholera, Liam! Albo to jest prawda albo ja jestem Barack Obama!


Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 13:54:44 16-08-14, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:38:17 14-05-11    Temat postu:

Mówiłam Ci już, że jesteś genialna a to opowiadanie jest mistrzowskie? To mówię i będę powtarzać pewnie jeszcze wiele razy
Uwielbiam scenki między Liamem i Deanem, a wyobrażanie sobie wszystkich min Liama... eh - sama przyjemność No i okazuje się, że Dean jednak nie jest takim "niedorajdą". Jest spostrzegawczy i okazuje się, że ma także sporą wiedzę. Znalazł u Anny jakiś GPS, w dodatku należący do kontrwywiadu i myślę, że nieco zaimponował tym swojemu starszemu koledze, nawet jeśli ten nigdy nie przyzna tego na głos;) W każdym razie dalej uważam, że Dylan musiał być /a może nawet nadal jest/ podwójnym agentem. Teraz tylko pytanie czy Anna też maczała w tym palce? No i ta końcówka - rzekome samobójstwo Walkovica - coś mi tu śmierdzi i już nie mogę się doczekać co dalej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
namida1991
King kong
King kong


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2837
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Gdańska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:15:15 14-05-11    Temat postu:

Maggie napisał:

Wstał z łóżka i doprowadził się do porządku. Chciał wymknąć się z mieszkania jak najciszej, żeby Dean się nie obudził i nie zasypał go niewygodnymi pytaniami. Niestety jego niesforny współlokator już siedział na kanapie i oglądał telewizję.
- O! Cześć, Liam! - przywitał się ze swoim przełożonym. - Wybierasz się gdzieś?
Liam zaklął cicho tak, aby Dean nie zdołał tego usłyszeć.
- Tak – odpowiedział. - Wrócę późno, nie czekaj na mnie. Mam coś do załatwienia.
Już chciał wychodzić, kiedy Dean, cały podekscytowany, nagle zagrodził mu drogę.
- Jadę z tobą! - oświadczył.
- Nie, nie jedziesz... - Liam starał się mówić spokojnie, aby nie stracić nad sobą panowania, ale czuł, że zaraz może wybuchnąć.
- Och, daj spokój! Tu jest strasznie nudno! Od czasu akcji nie mamy nic ciekawego do roboty, a już minęły dwa tygodnie...!
- To znajdź sobie jakąś rozrywkę! Ja muszę iść! - zakomunikował Walsh i spróbował wyminąć Deana, ale ten mu nie pozwolił. - Zejdź mi z drogi, Sullivan! - syknął przez zęby, ale to nie poskutkowało.
- Alan kazał ci mnie pilnować, pamiętasz? A mnie nie wolno samemu wychodzić z naszego mieszkania, więc... - zaczął Dean, ale Liam mu przerwał.
- To nie jest żadne „nasze mieszkanie”, tylko „mój apartament”, rozumiesz? MÓJ! - krzyknął już nieźle poirytowany Walsh.
- No nie za bardzo jest twój, skoro należy do CIA – zauważył Dean, a w Liamie aż zawrzało z wściekłości.


Ta scena jest świetna...

Cytat:
Dean pozostawił tę uwagę bez komentarza i zaproponował:
- Możemy pojechać metrem...
- Metrem? - zdumiał się Liam, a chłopak uśmiechnął się na widok jego zdziwienia.
- No wiesz, to taka kolej podziemna...
- Wiem, co to jest metro! - oburzył się Liam. - Wiesz, gdzie tutaj jest stacja?
- Mieszkasz w Virginia Beach od dobrych kilku lat i nie wiesz nawet , gdzie znajduje się stacja metra? - Dean nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Nie przeginaj! - ostrzegł podopiecznego Liam.


Kocham te ich wymiany zdań... Jak to czytałam, to myślałam, że spadnę z krzesła...

Cytat:
Jakiś cudem udało im się dojść do celu.
- Boże, błogosław GPS! - krzyknął Sullivan i ucałował swój telefon, który pomógł im w dotarciu do upragnionego miejsca.


Dean ma świetne teksty...

Cytat:
- Proszę, niech pani usiądzie. - Liam zwolnił kobiecie w żółtym płaszczu miejsce, widząc, że jest ona w zaawansowanej ciąży.
- Dziękuję, postoję – odmówiła grzecznie kobieta.
- Nalegam. - Liam nie ustępował. - Jest pani w ciąży, nie powinna pani stać...
Kobieta uniosła wysoko brwi, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo uprzedził ją Dean:
- Daj spokój, Liam! Skąd pomysł, że ta pani jest w ciąży? Może jest po prostu okropnie gruba! Trochę więcej wyczucia!
Ludzie gapili się na tę scenę z szeroko otwartymi ustami, a kobieta wyglądała na naprawdę oburzoną. Oliwy do ognia dolał ostatni komentarz młodego agenta:
- Bardzo panią przepraszam za kolegę. Ten brak taktu...
Kobieta w żółtym płaszczu doszła chyba do wniosku, że brakiem taktu była uwaga Deana, bo oberwał on torebką po głowie, a sama zainteresowana wysiadła na najbliższym przystanku.


Ta scena była najlepsza

Cytat:
- Pani wybaczy… - W porę zrozumiał swój brak manier. – Dean Sullivan. Partner Liama.
Kobieta wytrzeszczyła szeroko oczy, a Liam złapał się za głowę.
- Nie w takim sensie! – oburzył się chłopak, a ona po raz pierwszy się uśmiechnęła.


Hahaha.... To też dobre...


Ta scena z Deanem i córką Dylana była świetna...

Czekam niecierpliwie na kolejny odcinek...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3493
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:42:24 15-05-11    Temat postu:

Wreszcie się doczekałam nowego odcinka i warto było czekać. zeczywiście popieram przedmówczynie żółtodziób ma najlepsze teksty i on coś wspominał o braku taktu :d ale ja tam go lubię i sama nie wiem co mam myśleć córka agenta szpiegiem? zaskoczyłaś mnie tym pomysłem. Czekam na odcinek ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 10 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin