|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:32:58 18-07-12 Temat postu: |
|
|
Pomysły to ja mam, tylko gorzej z wykonaniem
No, ale najważniejsze, że w końcu ruszyły Pamiętaj, że ja tu ciągle czekam!
"Koko koko Euro spoko" - jaka piosenka, tacy piłkarze ;P Oni to w ogóle nie wiadomo za co tą kasę dostali i jeszcze przy tym wszystkim mają się za gwiazdy większe niż są nimi w rzeczywistości, żenujące
Siatkarzom kibicuję o ładnych kilku lat... o matko! To moje trzecie igrzyska Jak ten czas leci ^^ Wracając do sedna - długo czekałam na dzień, kiedy w końcu będą zdobywać medale, no ale wygląda na to, że w końcu się doczekałam! I jeśli wziąć pod uwagę to, że w poprzednich dwóch olimpiadach złoto zgarniały ekipy, które wcześniej wygrywały Ligę Światową, to jeden krok już zrobili i teraz muszą tylko postawić kropkę nad "i" ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:08:55 18-07-12 Temat postu: |
|
|
To tak jak u mnie
Ok, postaram się niedlugo wrzucić.
Ja tak właściwie to od zeszłorocznej LŚ kibicuję gorąco, wcześniej też kibicowałam (no jak to Polakom), ale dopiero od wtedy jakoś pokochałam tą piękną dyscyplinę sportu, jaką jest siatkówka
Ja często podczas Euro podśpiewywałam sobie: "Daj się zaskoczyć jakością Biedronki", a zaraz potem dodawałam: "Jaki sponsor, taka reprezentacja" albo na odwrót Rzeczywiście, nigdy za piłką nożną nie przepadałam, a już w ogóle ten szał na piłkarzy wg mnie jest niezrozumiały. Nie mogę sobie nawet kupić Laysów i Pepsi bez twarzy Szczęsnego na opakowaniu Trochę to smieszne, ale wszędzie są piłkarze! Na plakatach przyczepionych do przystanków autobusowych, w reklamie Gilette, wszędzie!
Boże, jak ja już czekam na Londyn |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:13:13 18-07-12 Temat postu: |
|
|
Ja też się postaram spróbować coś napisać, a co wyjdzie, to się zobaczy
Co do piłkarzy to już miałam serdecznie dość tych wszytkich reklam, gdzie by człowiek się nie obejrzał tam kopacze... ale reklama Biedronki pt. "Błaszczykowski sam meczu nie wygrasz" była w pewnym sensie prorocza A Szczęsny to mi wygląda na takiego zarozumialca, wiem, że może to brzydko z mojej strony, ale się ucieszyłam, jak w pierwszym meczu wyleciał za kartkę ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:24:20 18-07-12 Temat postu: |
|
|
Ja oglądałam od dechy do dechy tylko mecz z Czechami. Z Ruskami tylko pierwszą połowę, a z Grecją tylko urywki Nie kręci mnie piłka nozna, wg mnie nic sie tam nie dzieje. Powinni zmniejszyć boisko, bo jak widzę jak te chłopaki wypluwają pluca goniąc za pilką to mi się ich trochę żal robi. Kondychy nie mają żadnej
Wkurza mnie też, że siatkarzy porownuje się stale do piłkarzy! Tak być nie powinno! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:30:36 18-07-12 Temat postu: |
|
|
Ja jakby nie miałam wyjścia, byłam w mniejszości, której nie dopuszczono do głosu
Ale to tylko nasi nie mają kondychy, wszyscy inni zapindalają po tym boisku jak mróweczki ;P A porównywanie piłkarzy z siatkarzami, to jest kurde, obrażanie tych drugich. Piłkarze im do pięt nie dorastają, a wychwala się ich pod niebiosa choć niczego nie osiągnęli ostatnio, a jak siatkarzom uda się coś wygrać, to jest o tym głośno tylko przez 2, 3 dni, a potem się zapomina
No nic, trzymajmy kciuki za Londyn! |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:50:31 19-07-12 Temat postu: |
|
|
no dokładnie!
Wiesz, ja kibicowałam piłkarzom, jak każdej drużynie narodowej, ale e ich niedociągnięcia w grze są widoczne i to bardzo, szczególnie ten brak kondycji Nie rozumiem czemu siatka nie została jeszcze ogłoszona sportem narodowym!
Tak, w Londynie pokażemy na co nas stać |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:56:05 19-07-12 Temat postu: |
|
|
No ja też trzymałam kciuki, żeby nie było, że nie i naprawdę chciałam, żeby wyszli z grupy, ale to chyba był zbytu duże wymagania Po meczu z Rosją wszędzie było wielkie WOW, a ja twierdziłam, że Czesi skopią im dupska i co? Miałam rację i z czystym sumieniem mogłam powiedzieć "a nie mówiłam"
Oooo tak! Siatkówka sportem narodowym - jestem zdecydowanie "za"! Aż chyba zaraz wyciągnę swój biało-czerwony szalik i powieszę w oknie, a co ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:36:44 20-07-12 Temat postu: |
|
|
Ok, no to daję odcinek Przepraszam za ewentualne błędy, nie miałam czasu dokładniej tego przejrzeć
ODCINEK 19: "BIRTHDAY SURPRISES" - "URODZINOWE NIESPODZIANKI"
Nie śpię. Prawdę mówiąc, ostatnio w ogóle nie zmrużyłem oka. Od akcji Silver boję się zasnąć. Nie mam ochoty na nocne koszmary, które nawiedzają człowieka w najmniej oczekiwanym momencie.
Nie mam zielonego pojęcia, co to wszystko ma znaczyć. Ta sprawa śmierdzi na kilometr i ani ja, ani Dean, ani nawet Viper, który pozjadał wszystkie rozumy, nie wiemy, o co w tym wszystkim chodzi.
Dziś kończę trzydzieści dwa lata. To chyba najbardziej ponure urodziny w moim życiu. Nigdy jakoś nie przywiązywałem wagi do upływających lat, ale prawda jest taka, że się starzeję. Dopiero Dean i jego nieustanne komentarze na temat mojego wieku mi to uświadomiły.
Miałem siedemnaście lat, kiedy zostałem zwerbowany do CIA. Cztery lata szkolenia nie poszły na marne, ale agenci uczą się przez całe życie. Jedenaście lat - dokładnie tyle czasu minęło odkąd złożyłem śluby. I do czego mnie to doprowadziło?
Kiedy rozpoczynałem swoją karierę, w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że właśnie tak skończę. Wrak. Czym jest agent jeśli nie może służyć swojej ojczyźnie? Trzy miesiące to zdecydowanie za długo. Nigdy nie byłem dość cierpliwy, ale teraz… Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego przydzielili mi psychologa. Od tak długiej przerwy rzeczywiście można oszaleć, a ja dosłownie wariuję!
Dłużej nie mogę już tego znieść. Nie mam pojęcia, jak rozwiązać zagadkę zaginięcia Dylana, bo teraz już wiem na pewno, że nie umarł. To on wysłał tego tajemniczego faceta, Johna Doe, żeby przekazał mi zakodowaną wiadomość. Tylko co ona oznacza? Te liczby nic mi nie mówią.
„92705”. Wielokrotnie próbowałem podpiąć każdą cyfrę do jakiejś znaczącej dla Dylana daty. Jego ślub z Melissą, urodziny Melissy, data złożenia przysięgi przed zarządem CIA… Żadna z nich nie pokrywała się z wiadomością. Musiałem więc w końcu przyznać przed samym sobą, że są to zwykłe, niezwiązane ze sobą liczby. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
Jedno nie ulegało jednak wątpliwości. Dylan żył i potrzebował mojej pomocy.
Próbował się ze mną skontaktować, ale nie przewidział, że ludzie, którym nie jest to na rękę mu przeszkodzą, podpalając mój rodzinny dom i wypłaszając posłańca z wiadomością.
Nie wiem, na ile z tym wszystkim jest związana Anna. Ta dziewczyna zdecydowanie coś ukrywa. Najrozsądniej byłoby najpierw porozmawiać z nią i od tego właśnie zacząć śledztwo, ale w tych okolicznościach nie będzie to raczej możliwe.
Nie mogąc mi nic udowodnić, Spellman był zmuszony mnie uwolnić. Nie obeszło się jednak bez obstawy. Mam wrażenie, że cały czas mnie pilnują. Może nie stoją pod moimi drzwiami, ale myślę, że kręcą się w okolicy i gdybym spróbował opuścić mieszkanie, od razu by mnie wyśledzili. Rozmowa z Anną musi zatem zaczekać…
Liam przerwał pisanie, słysząc hałasy dobiegające z korytarza. Zerknął na zegarek, który stał na nocnym stoliku przy łóżku. Było parę minut po siódmej, więc zdziwił się, słysząc głos Deana, który zawsze lubił dłużej pospać.
- Cicho, bo go obudzisz! – warknął Viper, stękając. Najwidoczniej coś niósł. - Ale to cholerstwo ciężkie!
- Widzisz, trzeba trzymać formę! Mówiłem ci, że jesteś już nieco… - Dean urwał, najwyraźniej szukając najlepszego przymiotnika – sflaczały!
- Och, zamknij się!
Walsh uznał, że już najwyższy czas wstać, skoro Dean i Viper właśnie próbowali zdemolować mu mieszkanie.
- Można wiedzieć, co tu się dzieje? – zapytał, patrząc jak jego współlokator i sąsiad wtaszczają do apartamentu dwie ogromne beczki piwa.
Pod ścianą stały już jakieś skrzynki, najwidoczniej już wcześniej coś przynieśli. Liam rozejrzał się, szukając innych śladów ich działalności, ale nic podejrzanego nie znalazł.
Ścianka pomiędzy kuchnią i salonem nadal ziała pustką po akwarium, które rozbił mu Xavier. „Które razem rozbiliśmy” – dodał w myślach. Kuchnia, która jeszcze parę dni temu wyglądała jak pobojowisko, teraz była względnie uprzątnięta. Liam zanotował sobie w głowie, żeby podziękować za to Leili. Nie lubił jej, ale ostatnio okazała się bardzo pomocna. Rzeczywiście, w tym mieszkaniu potrzebna była kobieca ręka.
Salon wydawał się być nieco większy ze względu na brak stolika do kawy, który został stłuczony podczas walki z Martinem. Walsh musiał przed sobą przyznać, że nie będzie specjalnie tęsknił za tym meblem. Nigdy nie przesiadywał w salonie, popijając herbatkę z Deanem lub innym gościem, więc utratę stolika uznał za całkiem naturalną.
- Po co wam to? –wskazał na beczki z piwem, widząc, że ani Viper, ani Dean nie kwapią się do odpowiedzi na pierwsze pytanie.
- Jak to co? – Dean wydawał się być prawdziwie oburzony. – Żeby uczcić święto naszego drogiego przyjaciela!
Podszedł do Liama i objął go ramieniem, uśmiechając się serdecznie, ale jego przełożony rzucił mu tak mordercze spojrzenie, że szybko zabrał rękę i zrobił skruszoną minę. Walsh natomiast zwrócił się do Vipera z pretensjami.
- Powiedziałeś mu?!
- Hej! Nie krzycz na mnie! – O’Connor próbował się usprawiedliwić. – Tak jakoś wyszło. A poza tym, skoro nie możesz stąd wyjść i tak nie masz nic lepszego do roboty, więc co ci szkodzi, żebyśmy zaprosili paru znajomych…
- Paru znajomych? – Liam wyglądał jakby ktoś kopnął go w twarz.
Kogo Viper miał na myśli? Agentów CIA, którzy byli jego jedynymi znajomymi od jedenastu lat? Może agenta Spellmana, który przyjdzie i przy okazji zakuje go w kajdanki?
- V, coś ty zrobił? – warknął Walsh przez zaciśnięte zęby, ale analityk CIA podniósł tylko ręce w geście obronnym.
- Daj spokój, Liam! – Dean machnął ręką, ucinając wszelkie dyskusje. – Trochę rozrywki dobrze ci zrobi. Musisz zapomnieć na chwilę o stresującej pracy i trochę się zrelaksować. W końcu nie co dzień kończy się czterdziestkę…
- Trzydzieści dwa! – poprawił go Liam, czując, że wszystko się w nim gotuje. - Kończę trzydzieści dwa lata!
- A ty nie wiesz, że trzydzieści dwa to nowe czterdzieści? – zwrócił się do niego Viper, co jeszcze bardziej go zirytowało. – Dean mi powiedział. Wiesz, że do wieku mężczyzny musisz zawsze dodać cztery lata? Ty, jako, że jesteś agentem i jesteś narażony na zdwojoną ilość stresu, musisz podwoić tę liczbę, co daje nam osiem lat. Wtedy odzwierciedlasz prawdziwy wiek psychiczny czy coś takiego, prawda Dean?
- Zgadza się – przytaknął Sullivan.
Normalnie rozśmieszyłoby to Liama, bo zarówno ten żółtodziób jak i jego kumpel z piętra niżej wyglądali w tej chwili przekomicznie, wygłaszając te bzdury, ale był za bardzo wkurzony z powodu ponownego ataku na jego wiek. Poza tym, od kiedy to tych dwóch się w czymś zgadzało?
- W takim razie - zaczął, chcąc im dogryźć – ty powinieneś mieć trzydzieści sześć lat, a Dean dwadzieścia cztery. Żółtodziobowi nie doliczam podwójnie, bo jest jeszcze za mało doświadczony.
- O nie, Liam, to tak nie działa – wyjaśnił Dean. – O odzwierciedlaniu wieku psychicznego mówimy dopiero po skończeniu trzydziestki. Na razie tylko ty się łapiesz.
- Skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś te bzdury?! – Walsh wyglądał jak obrażone dziecko.
- Leila mi powiedziała – odpowiedział jak gdyby nigdy nic Dean. – Wiesz, jako psycholog zna się na tych rzeczach.
- Aha… - mruknął Liam i dodał złośliwie pod nosem – W takim razie ile lat trzeba doliczyć samotnej matce wychowującej popapraną nastolatkę?
Jeśli to w ogóle możliwe, znienawidził tę kobietę jeszcze bardziej.
***
Sam nie wiedział jak Viperowi udało się zaprosić tych wszystkich ludzi na jego imprezę urodzinową. Nigdy nie odnosił wrażenia, że był lubiany w CIA. Wręcz przeciwnie, agenci zazdrościli mu sukcesów i niechętnie z nim współpracowali. Chcieli wszystko robić sami, żeby nie wyjść na półgłówków przed zarządem i żeby nie przyćmiła ich gwiazda Walsha. Sam Liam nie miał im tego za złe. Ostatecznie z Dylanem pracowało mu się najlepiej.
Miał paru dobrych kolegów w pracy, ale przeważnie byli to ludzie, którzy siedzieli za biurkiem, jak Viper. Oni nie mieli czego mu zazdrościć. Byli normalni, nie musieli nikomu udowadniać, że są najlepsi w swoim fachu. Każdy to po prostu wiedział. Rywalizacja między profesjami była im obca. Sami prowadzili swój zamknięty konkurs na „najlepszego analityka” pomiędzy sobą. Nie przepadali za agentami terenowymi, ale też nigdy nie czepiali się tych, którzy starali się z nimi żyć w zgodzie, jak Liam. Jeśli jednak jakiemuś agentowi przyszłoby do głowy wkurzyć analityka, miał przesrane. W końcu to oni byli mózgami każdej operacji i to od nich zależało powodzenie misji. Może właśnie dlatego nie lubili agentów? Może przeszkadzał im fakt, że to im przypisuje się wszystkie zasługi? Kto ich tam zrozumie… Na szczęście Liam nie musiał się o to martwić. Już dawno wypracował system, dzięki któremu żył w przyjaznych stosunkach z „wtyczkami”, jak nazywano analityków w tajnym żargonie.
Liam nigdy dogłębniej nie zastanawiał się, dlaczego Viper O’Connor porzucił profesję agenta terenowego i zdecydował się zostać analitykiem. Było to krótko po akcji w Kijowie w 2007 roku. Wtedy to Dmitrij Walkovic go postrzelił. Może uznał, że nie jest już zdolny do wykonywania zawodu? Walsh nigdy go o to nie zapytał. Nie było to na miejscu, bo akcja w Kijowie była ich pierwszym i ostatnim wspólnym przedsięwzięciem jako agentów. Liam został oddelegowany, żeby pomóc O’Connorowi, bo ten sam nie dałby sobie rady. Wtedy się poznali. Może właśnie dlatego, kiedy Viper oświadczył, że kończy z tym zawodem, nie zapytał, dlaczego to robi. Za mało się znali, żeby zadawać sobie osobiste pytania. Poza tym, sam V nigdy o tym nie wspominał.
Od tamtego czasu współpracowali ze sobą przy wielu akcjach. Viper - za biurkiem, Liam i Dylan - w terenie. Czasami Walsh nie mógł wyjść z podziwu, jak O’Connorowi udało się pozyskać zaufanie innych analityków. Byli raczej nieufni wobec do „nowych”, a już na pewno wobec tych, którzy decydowali się zmienić profesję i do nich dołączyć. Większość agentów, którzy byli już za starzy na wykonywanie zawodu, decydowała się przejść właśnie do grupy analityków, ale oczywiście nie wszyscy się do tego nadawali. Viper był idealny do tej roli, bo skończył w wyróżnieniem MIT, Instytut Technologiczny w Massachusetts. Nikt jednak nie mógł zrozumieć, dlaczego zdrowy, młody, w pełni sił mężczyzna decyduje się porzucić teren i zasiąść za biurkiem. Była to tylko i wyłącznie sprawa Vipera, a skoro udało mu się zaaklimatyzować w szeregach innych „wtyczek”, tym lepiej dla niego.
Rozmyślania przerwał mu kolega, jeden z analityków, którego wszyscy, nie wiedzieć czemu, nazywali Rocco. Dobrze wiedział, że nie tak ma na imię, ale przez tyle lat używał tej ksywki, że chyba już sam zapomniał, jak naprawdę się nazywa.
- Świetna impreza, Liam! Wszystkiego najlepszego! – zawołał wesoło i oddalił się, wnosząc uprzednio plastikowy kubek z piwem na znak, że zamierza wypić zdrowie jubilata.
Walsh kiwnął mu głową i rozejrzał się po towarzystwie. Cała ta „impreza” przypominała licealną domówkę. Sam raczej na takie nie chadzał, ale widział podobne w głupawych filmach o nastolatkach w stylu „American Pie”, przez które w większości nie mógł przebrnąć, a na które ostatnio był wręcz skazany ze względu na dziwne upodobania swojego współlokatora.
Uważał za idiotyczny pomysł, żeby urządzić taką popijawę w mieszkaniu. Nie mógł wyjść z podziwu, jakim cudem wszyscy świetnie się bawili. Dziwnie było patrzeć na agentów, normalnie dość sztywnych, teraz grających w pijackie gry. Tego się po nich nie spodziewał. Sam miał zamiar urodziny spędzić w barze na rogu. Barman Sky był jego dobrym kumplem i zawsze właśnie tam chodzili z Dylanem i Viperem 8 grudnia, żeby uczcić jego urodziny. Najwyraźniej Dean zmieniał tradycje i nie mógł mu mieć tego za złe. Były to pierwsze urodziny od dawna bez Dylana. Może Sullivan i O’Connor mieli rację i przyda mu się odrobina wytchnienia?
- Co jest? Rozchmurz się! – zawołał Dean, widząc, że jego przełożony lekko się zasępił.
Podszedł do Liama, który stał oparty o blat kuchenny, z butelką piwa w jednej ręce, obserwującego bawiące się towarzystwo.
- Nie podoba ci się impreza? – zdziwił się Sullivan i Liam mógłby przysiąc, że w jego głosie usłyszał nutkę smutku. Może ten żółtodziób naprawdę starał się mu pomóc?
- To raczej nie mój styl… - wyznał Liam, upijając łyk piwa. – Wolałbym po prostu pójść do Sky’a.
- To raczej niemożliwe, bo Sky ma dziś zamknięte – poinformował agenta Dean.
- Niemożliwe, u niego jest zawsze otwarte! – prychnął Liam, nie wierząc w te słowa. - Dla niego świat nie istnieje poza barem.
Mówił szczerą prawdę. Od kiedy sięgał pamięcią, Sky nie zrobił sobie ani jednego dnia wolnego. To pewnie dlatego, że nie ufał żadnemu ze swoich pracowników i wolał nie zostawić pod ich opieką ukochanego baru. Był tak nieufny, że sam stał też za barem, choć miał do pomocy dwóch innych ludzi. Po prostu musiał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. W pewnym sensie był taki jak Liam.
Jedną z zalet Sky’a było to, że można mu było się zwierzyć jak prawdziwemu barmanowi. Agenci często do niego przychodzili po radę. Sam również kiedyś pracował w CIA, ale problemy zdrowotne nie pozwoliły mu na kontynuowanie kariery zawodowej. Choroba serca przeszkadzała mu w pracy w terenie i w końcu się z niej wycofał. Nigdy tego nie żałował. Prowadzenie baru było chyba jego prawdziwym powołaniem.
- Mówię serio – kontynuował Dean. – Sky ma dziś zamknięte, bo ja go wynająłem na imprezę.
- Co zrobiłeś? – zdziwił się Liam.
Nie otrzymał jednak odpowiedzi, bo właśnie podszedł do nich obiekt ich rozmowy.
- Siemasz, Walsh, stary byku! – Sky uścisnął serdecznie kumpla, prawie zgniatając mu żebra. – Niezłą macie tu imprezkę, ale ktoś musiał zająć się trunkami. To piwo to lira. Skąd żeście je wytrzasnęli?
- Była promocja… - mruknął pod nosem Dean, kurcząc się w sobie.
Sky przewrócił teatralnie oczami i zwrócił się ponownie do jubilata.
- W każdym razie, wszystkim się już zająłem. Teraz tu jest moja strefa, więc spadać mi stąd, muszę stanąć za barem.
- Za barem? – zdziwił się Liam. – Tu nie ma żadnego baru…
Co prawda miał mały barek z alkoholem w salonie, ale był on dość skąpy.
- Tu jest teraz bar – poinformował go barman, wskazując na kuchnię i na ladę oddzielającą kuchnię od salonu. – Dean wszystkim się zajął. Mam tu wszystko czego mi potrzeba. – Wskazał nas skrzynki, które rano stały pod ścianą. – A tu co się stało?
Wszyscy spojrzeli w tym samym kierunku – na pustą dziurę w ściance, w której jeszcze do niedawna znajdowało się akwarium.
- Długa historia – wyjaśnił Liam, a Sky o nic więcej nie pytał, tylko wygonił ich ze swojej strefy i zajął się przygotowywaniem drinków.
- Byłbym zapomniał! – Dean uderzył się otwartą dłonią w czoło. – Kiedy byłeś w łazience wpadł na chwilę Alan. Chciał ci złożyć urodzinowe życzenia.
- To… miłe z jego strony – Walsh nie wiedział, co może więcej na ten temat powiedzieć.
- Był chyba trochę zaskoczony tą całą imprezą. W każdym razie, zostawił ci to. – Sullivan podał mu jakieś niezdarnie zapakowane pudełko.
- Prezent? – zdziwił się Liam, a Dean wzruszył tylko ramionami.
- Najwyraźniej.
- Alan nigdy nie dał mi prezentu na urodziny! Czy on oszalał?! A może to tylko ja świruję?
Wyglądało na to, że nie tylko Liam zaczynał wariować. To chyba konsekwencje pracy CIA.
- Nareszcie przyznajesz się do niepoczytalności. To dobry znak.
Choć dobrze wiedział do kogo należy ten pełen złośliwości ton głosu, musiał obejrzeć się za siebie, żeby upewnić się w przekonaniu, że to nie jest jakiś koszmar. Tak jak przypuszczał – nikt inny, jak tylko Leila Harris, nie mógł wypowiedzieć tych słów.
- Ciebie nie zapraszałem… - warknął Liam, mierząc kobietę morderczym wzrokiem.
- Dean to zrobił. Choć jeden agent ma pojęcie o dobrych manierach – wyjaśniła Leila pompatycznym tonem. Liam poczuł, ze zaraz puści pawia.
- Technicznie rzecz biorąc, on nie jest jeszcze agentem. Nie złożył przysięgi.
- Być może, ale zdecydowanie o wiele lepiej od ciebie okazuje wdzięczność.
- Hej, ludzie, ja tu wciąż jestem! – Dean przypomniał im o swojej obecności, więc przestali piorunować się wzrokiem. – O, jest i mała Chels! Jak leci?
Córka Leili spojrzała na niego tak samo morderczym spojrzeniem, jakie przed chwilą posłał pani psycholog Liam. Nie wyglądała na zadowoloną, że się tu znalazła i że on się do niej odzywa.
- Tłukłam się przez całe miasto wieczorem w środku tygodnia, choć następnego dnia muszę wstać wcześnie do szkoły, tylko po to, żeby towarzyszyć mojej matce na randce z jej zbzikowanym pacjentem. Jak myślisz, jak leci?
Dean skrzywił się i pozostawił to pytanie bez odpowiedzi. Liam miał rację. Dziewczynka była jak mała harpia.
- Tak żeby było jasne… - zwrócił się do Chelsea Walsh i wszyscy na niego spojrzeli. – Twoja matka nie jest tu ze mną na żadnej randce i nie widzę problemu, żebyście w tej chwili opuściły to mieszkanie.
Chelsea rzuciła jakąś uwagę w stylu „Bardzo chętnie” i już ruszyła do drzwi, żeby zaczekać na matkę za zewnątrz, ale Dean pobiegł za nią, żeby jej to udaremnić. Była zdolna do wszystkiego, więc wolał nie ryzykować, że znów coś odwali.
Kiedy zniknęli Leila zdecydowała się wyjawić swojemu pacjentowi prawdziwy powód jej wizyty.
- Nie przyszłam tu dla własnej przyjemności, Walsh. Proszę… - podała mu jakąś teczkę i płaski pakunek.
- Kupiłaś mi prezent?! – Liam nie mógł uwierzyć własnym oczom. Na jego twarzy odmalowało się głębokie niedowierzanie i lekka irytacja. – Co się dzisiaj z wami dzieje, ludzie?!
- W teczce są papiery, które musisz podpisać i tym samym potwierdzić, że cię leczyłam, a to, że jesteś beznadziejnym przypadkiem, odpornym na wszelkie terapie nie jest moją winą. A to – wskazała na pakunek – możesz nazwać prezentem. Głupio było przyjść z gołymi rękami.
Liam spojrzał na nią podejrzliwie, a nie stwierdziwszy żadnego zagrożenia, zdecydował się nie zaczynać kolejnej serii złośliwości.
- Po co te papiery? Teraz wysyłają mnie do wariatkowa, czy jak? – zapytał.
- To standardowa procedura. Po tym przesłuchaniu, które odbyło się w Langley, kazali mi to dostarczyć jak najszybciej. Spellman musi mieć chyba dowód, że się leczysz. To coś w rodzaju zabezpieczenia.
Walsh spojrzał na nią lekko zdezorientowany.
- Zaraz podpiszę i ci oddam – poinformował, po czym ruszył do swojej sypialni, żeby na spokojnie przejrzeć dokumenty przy biurku, z daleka od głośnej muzyki i rozmów, popijających drinki Sky’a agentów.
Leila stanęła w drzwiach, najwyraźniej nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Sesje terapeutyczne odbywały się zawsze w salonie. Nigdy nie była w pokoju Liama. Było to skromnie umeblowane pomieszczenie, które wydało jej się idealnie pasować do do jej pacjenta. Wydawał się być tak samo pusty w środku. Mieszkał tu już od dobrych paru lat, ale pokój mimo to nadal wyglądał jakby dopiero co się wprowadził.
- Możesz usiąść, to trochę potrwa – zakomunikował Liam, więc ostrożnie zajęła miejsce na brzegu łóżka.
Kiedy skończył przeglądanie i podpisywanie papierów, podał jej teczkę, nieznacznie się uśmiechając.
- Co? – warknęła na widok jego cynicznego uśmiechu.
- Naprawdę kupiłaś mi prezent? – Liam nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
Leila wyglądała na naprawdę wzburzoną.
- W przeciwieństwie do ciebie mam dobre maniery! Matka cię nie nauczyła szacunku do innych?
- Chyba nie zdążyła, bo umarła kiedy miałem dziewięć lat – odpowiedział bez zastanowienia Walsh, czym najwyraźniej zawstydził Leilę.
- Przepraszam, nie wiedziałam… - próbowała się tłumaczyć, ale po chwili, widząc jak Liam ze śmiechem obraca w rękach podarunek od niej, nie wytrzymała i wybuchła – Albo wiesz co? Wcale nie jest mi przykro! Niby skąd mogłam wiedzieć, skoro w ogóle mi się nie zwierzasz? Jestem twoim psychologiem, do cholery! To nienormalne, żeby pacjent tak zamykał się w sobie! I wiesz co jeszcze ci powiem?
- Nie wiem, ale pewnie zaraz się dowiem. – Z twarzy Liama nie schodził uśmiech, co tylko jeszcze bardziej irytowało Leilę. – No, wyduś to wreszcie z siebie. Może ci ulży.
- A żebyś wiedział! – wrzasnęła, wskazując na niego oskarżycielsko palcem. – Straciłeś partnera i zarazem przyjaciela! Odsunęli cię od wykonywania zawodu! Mieszkasz z dwudziestoletnim chłopakiem, którego nie lubisz! Zmusili cię do terapii! Nie udawaj, że to wszystko cię nie obchodzi! Wciąż tylko chcesz, żeby dać ci spokój, a tak naprawdę potrzebujesz pomocy! Musisz coś czuć! Jesteś człowiekiem, do cholery, a nie jakimś robotem!
Leila dostała zadyszki po tym wykładzie. Poprawiła włosy, które sterczały jej teraz pod dziwnymi kątami i odetchnęła głęboko, czekając na reakcję Liama, który spuścił wzrok i bez większego entuzjazmu zaczął rozpakowywać podarunek.
Pani psycholog najwyraźniej poczuła, że nic więcej nie wskóra. Podniosła teczkę z dokumentami, która wcześniej wypadła jej z rąk podczas żywiołowej gestykulacji i ruszyła do wyjścia.
Liam natomiast wgapiał się w nowiutki notes w skórzanej okładce, który podarowała mu Leila. Nawet nie wiedziała, jak bardzo się przyda. Stary pamiętnik, w którym zapisywał swoje przemyślenia od paru miesięcy powoli się kończył. Sam nie wiedział dlaczego, ale jakimś cudem wzruszył go ten gest. Tak jakby tej nienawidzącej go psycholożce naprawdę zależało na swoim pacjencie.
Co się działo z tymi ludźmi? Najpierw Dean, teraz Leila. Wszystko wskazywało na to, że im bardziej ich od siebie odtrącał, tym bardziej chcieli mu pomóc. Nie namyślając się długo, zawołał za kobietą, która właśnie miała zamiar przestąpić próg jego pokoju i jak najprędzej opuścić to mieszkanie.
- Leila!
Odwróciła się na pięcie zdziwiona tym, że użył jej imienia i to zbyt grzecznym, jak na niego, tonem. Patrzyła na niego wyczekująco, spodziewając się jakiegoś złośliwego komentarza, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszała słowo, o którego wypowiedzenie nigdy nie podejrzewałaby Liama Walsha.
- Dziękuję.
Spojrzała na niego, nie bardzo wiedząc, co to oznacza.
- To tylko notes – wyjąkała, wskazując na przedmiot w rękach jej pacjenta. – Może wreszcie się przełamiesz i chociaż napiszesz to, co czujesz.
- Nie chodzi mi tylko o prezent – sprostował Liam. – Również za pomoc w uprzątnięciu tego miejsca.
Leila zdała sobie sprawę, że mówi o zniszczeniach, które spowodował razem z Martinem.
- Jasne, nie ma sprawy – powiedziała i jeszcze za nim wyszła, dodała – Wszystkiego najlepszego, Liam.
***
To były zdecydowanie najdziwniejsze urodziny w życiu Liama. Impreza skończyła się wczesnym rankiem i wszyscy się już zmyli. Został tylko Viper, który pomagał jubilatowi i jego współlokatorowi sprzątać. Sky wyszedł parę minut wcześniej, uprzątnąwszy swój „bar”.
- I co? Chyba mi nie powiesz, że to nie była świetna impreza? – Dean był najwyraźniej uradowany.
Właśnie zapakowywał puste butelki po piwie do worka na śmieci.
- Właściwie to nie było aż tak źle – przyznał Liam. – Dzięki, chłopaki.
- Jasne, od czego ma się przyjaciół! – Dean uśmiechnął się, ale w porę zdał sobie sprawę, że Liam nie lubi, kiedy tak go nazywa.
Walsh nic jednak na to nie odpowiedział, co Sullivan uznał za dobry znak. Sprzątanie przerwał im dzwonek do drzwi.
- To pewnie Sky czegoś zapomniał – stwierdził Liam i ruszył, aby otworzyć drzwi.
- Hej! Nie myśl, że ominie cię sprzątanie! Technicznie rzecz biorąc jest już po północy, więc twoje urodziny już minęły! – rzucił Viper w stronę kumpla.
Liam odpowiedział mu na to śmiechem i zamaszystym ruchem otworzył drzwi. Na progu nie stał Sky, lecz ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewał.
- Spell… - chciał wypowiedzieć nazwisko agenta, ale ten zatkał mu usta ręką i wciągnął do mieszkania.
Dean i Viper patrzyli na tę scenę zdezorientowani i dopiero po chwili zdecydowali się ruszyć na za nimi do łazienki, gdzie przybyły poprowadził właściciela mieszkania.
Agent Spellman odkręcił wszystkie kurki i włączył muzykę z odtwarzacza Deana, który lubił słuchać ulubionych kawałków pod prysznicem.
- Spellman, co pan tutaj robi? – zapytał Dean, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. – Po co odkręcił pan wodę?
- Podsłuchy – wyjaśnił krótko Spellman, pozostawiając bez komentarza rybki, które udało się uratować z rozbitego akwarium i które nadal pływały w wannie.
- W łazience nie ma podsłuchów. Martin nam mówił… - Liam nie rozumiał, co tutaj się dzieje.
- Ostrożności nigdy za wiele. – Dyrektor Departamentu Spraw Wewnętrznych wyglądał na naprawdę przejętego. – Tutaj nie jest bezpiecznie.
- O co chodzi, dlaczego pan się tak zachowuje? – zdziwił się Walsh.
- W CIA są szpiedzy – odrzekł bez ogródek Spellman. – Już nigdzie nie jest bezpiecznie. Musisz mi powiedzieć, co wiesz na temat śmierci Dylana Stevensa. Inaczej będą kolejne ofiary, a ty jesteś pierwszy w kolejce…
Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 13:09:21 16-08-14, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 7:44:57 21-07-12 Temat postu: |
|
|
W końcu! Szkoda tylko, że nie mam czasu teraz... Przeczytam i skomentuję jak wrócę, czyli jutro wieczorem, a Ty się już bierz do pisania kolejnego
Buziaki! |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:34:29 22-07-12 Temat postu: |
|
|
Wow, nareszcie się doczekałam!
Cytat: | - Daj spokój, Liam! – Dean machnął ręką, ucinając wszelkie dyskusje. – Trochę rozrywki dobrze ci zrobi. Musisz zapomnieć na chwilę o stresującej pracy i trochę się zrelaksować. W końcu nie co dzień kończy się czterdziestkę…
- Trzydzieści dwa! – poprawił go Liam, czując, że wszystko się w nim gotuje. - Kończę trzydzieści dwa lata!
- A ty nie wiesz, że trzydzieści dwa to nowe czterdzieści? – zwrócił się do niego Viper |
Dean jest niesamowity! Dostarcza mi tyle uśmiechu na twarzy, a jego teoria o wieku facetów – bezcenna. Choć ja nadal obstaję, że oni zatrzymują się rozwojowo przy siódmym roku życia, a potem już tylko rosną
Lubię wpisy z pamiętnika Liama, bo pozwalają nam zajrzeć do jego poplątanej psychiki. Jest taki zamknięty w sobie, musi się otworzyć na Leilę, bo inaczej naprawdę ze świruje. Tymbardziej, że sytuacja z żyjącym Dylanem niewątpliwie daje mu w kość. Nie potrafi rozwiązać zagadki, nawet Viper, który jako analityk jest przecież mózgiem operacji, nie ma pojęcia, co się dzieje. I kim jest Joe Doe, który tak zaskoczył Liama na Alasce? Czyżby podał mu adres w Beverly Hills? Ana ma coś wspólnego z ojcem i tylko czekam, aż wyjaśni się, co tu jest grane.
Urodziny udane, przyjaciele urządzili Liamowi świetną imprezę. Tylu agentów CIA pod jednym dachem i gdzieś najwyraźniej zaczaił się szpieg. Dobrze, że Spellman ich ostrzegł i teraz najwyraźniej stworzą zespół. Muszę przyznać, że go polubiłam, mam nadzieję, że nie okaże się ciągać agentów w pułapkę.
Scena Liam Leila super, oby było jakieś pojednanie i Kiss w najbliższym czasie Chelsea również świetna, ale to akurat nic nowego. Ciekawe, co by zrobiła z rybkami w wannie (Panie, świeć nad duszą Arnolda). |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:43:28 25-07-12 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam, tak jak obiecałam w niedziele wieczorem, ale tak to już jest, że jak nie skomentuję od razu, to potem tak odwlekam i odwlekam... No ale jestem, więc do rzeczy
Zacznę od tego, że kocham Deana Jest taki słodki i uroczy, że nic tylko wziąć i przytulić W ogóle nie wyobrażam sobie go jako agenta, ale może dorośnie? Choć jeśli chodzi o dorastanie facetów, to całkowiecie zgadzam się w Mary Rose ;P I jeśli już jesteśmy przy Deanie, to widziałabym tu jakąś akcję z nim i Aną, a może z Chelsea? Wymyślisz coś na pewno i cokolwiek by to nie było na pewno mi się spodoba ^^
Liam... ten facet lekko w życiu nie ma, ale wydaje mi się, albo coś powoli zaczyna się w nim zmieniać. Jego wpisy do pamiętnika są bezcenne, bo pozwalają nam poznać go lepiej. Podobało mi się, jak podziękował Leili i mam wrażenie, że to było tak ogólem a nie tylko za sprzątanie ;D Sprzątanie to tylko przykrywka , a może to tylko moje pobożne życzenie? No nic, okaże się wkrótce, mam nadzieję ^^
Spellman - intrygujący typek, ale jakoś mu nie ufam. I szkoda, że na imprezie nie było Martina Mogłoby być ciekawie, a z drugiej strony... rybki w wannie byłyby zagrożone, więc może to i lepiej. Ha! A może to Martin jest szpiegiem? Ciągle tyle pytań, ciągle pojawiają się nowe, a odpowiedzi jak nie było tak nie ma... Czekam więc na new! Pozdrawiam :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:39:11 27-07-12 Temat postu: |
|
|
Muszę niestety znów zarządzić małą przerwę, bo wyjeżadżam. Mam nadzieję, że uda mi się coś napisać, ale niczego nie mogę obiecaj. To wyszło w ostatniej chwili. W każdym razie, bardzo przepraszam Znów nawaliłam Postaram się coś wrzucić jak wrócę czyli gdzieś za 2, 3 tygodnie.
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:41:59 28-07-12 Temat postu: |
|
|
Miłych wakacji!
A gdzie jedziesz, jeśli wolno spytać?
W każdym razie, czekamy. Mam jeszcze Stars Waya do nadrobienia, ale ja też wybywam, niestety nie zdążę skomentować, ale mam na to 2,3 tygodnie.
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:46:45 28-07-12 Temat postu: |
|
|
dzięki Można, do Niemiec. mam andzieję, że wena mnie nie opuści i coś tam uda mi się naskrobać
Spokojnie, masz czas Fajnie, że jeszcze w ogóle to czytasz!
Również pozdrawiam i Tobie równiez życzę udanych wakacji! |
|
Powrót do góry |
|
|
Mary Rose Idol
Dołączył: 27 Lip 2007 Posty: 1287 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:26:55 31-07-12 Temat postu: |
|
|
Ja w tym roku nie mam wakacji. Byłam już pod namiotem nad jeziorem i musi mi wystarczyć. Ale życzę odpoczynku i weny |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|