Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wybór - Capitulo 21 - 01.01.2018 r.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
CamilaDarien
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 15 Lut 2011
Posty: 4094
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:15:55 23-06-17    Temat postu:

Gabrysiu, myślałam nad tą entradą, ale kurczę ciężko mi znaleźć pasujące scenki.

Odcinek przeczytam troszkę później.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:35:27 24-06-17    Temat postu:

To ja coś tam pogrzebię i może uda mi się znaleźć co nieco to wtedy mogłoby tak być i bym Ci podesłała?
Ostatecznie najwyżej zostanie moja opisowa
Miłego czytania mam nadzieję, że takie będzie

Serdecznie zapraszam na drugi odcinek


CAPITULO 2.


Rio de Janeiro, Brazylia.
Złość jest złym doradcą. Przekonała się o tym Raquel. Zrobiła awanturę pracownikom sklepu, jakby ich winą były zablokowane karty kredytowe. Ochrona jednak szybko sobie z nią poradziła. Została wyrzucona z centrum na oczach wszystkich ludzi. Niektórzy specjalnie przystawali, by zobaczyć co się dzieje. Piorunowała ich wzrokiem, słysząc niepochlebne podszepty.
Szybko znalazła się w hotelu. Starała się skontaktować z mężem, co tylko bardziej potęgowało jej wściekłość. Nie odbierał, aż dopiero za którymś kolejnym razem.
— W końcu! Wyjaśnij mi do cholery, dlaczego mam zablokowane karty?
— Uspokój się i przestań krzyczeć, inaczej się rozłączę.
— Lepiej coś z tym zrób. Natychmiast! — Złapała kilka głębszych oddechów i kontynuowała spokojniej — dlaczego nie mogę korzystać z kart?
Po drugiej stronie na kilka minut zaległa cisza, jakby Palbo starał się znaleźć dobrą wymówkę, bądź wytłumaczenie. W końcu odezwał się głosem nieznoszącym sprzeciwu:
— masz natychmiast wracać. Wyjaśnię ci w domu, bo to poważna sprawa.
— Ale, ale… jak to?
— Powiedziałem już. Poproś Veronicę o pożyczkę i wracaj.
Rozłączyła się zła i rzuciła telefonem o łóżko. Dlaczego to ją spotyka? Zabrała się za spakowanie rzeczy i udał się na do pokoju przyjaciółki. Wiedziała, że czeka ją ciężka rozmowa. Czuła się upokorzona, że musi prosić o pieniądze.


San Andres, Meksyk.
Tomas Arana był prostym człowiekiem. Ciężko pracował w pobliskiej stolarni. Dorabiał także prywatnymi zamówieniami. Przez ostatnie kilka lat udało mu się postawić swój własny warsztat. Starał się tylko dla ukochanej córki. Nie chciał, by jej czegokolwiek brakowało. Już i tak nie miała matki. Nie podobało mu się, że zaczęła pracować w hotelu. Teraz jednak, kiedy tak dobrze sobie radziła, był z niej bardzo dumny. Uśmiechnął się mimowolnie do siebie i wrócił do przerwanej lektury.
— Wróciłam!
Victoria wpadła do domu jak burza. Został na miejscu, gdyż dobrze wiedział, że zaraz do niego przyjdzie. Jakby na zawołanie weszła do pokoju.
— Cześć. Jak się dziś czujesz? — Przytuliła mocno ojca i popatrzyła na niego uważnie.
— W porządku. Nic mi nie dolega. Jak w pracy?
— Dobrze. Ricardo dziś zaczął. Muszę wyciągnąć go na zabawę. Już nie będzie miał żadnych wymówek, że nikogo nie zna. Tam pozna wszystkich dokładnie. Mogę iść, prawda?
— Tak, ale bądź ostrożna. Uważaj na to co pijesz i trzymaj się znajomych. Najlepiej Ricardo.
— Wiem tatku — roześmiała się — nie pierwszy raz tam idę. Na razie.
— Moja dziewczynka... — westchnął cicho.
Dom bez niej był taki cichy. Nie zniósłby samotnego życia. Cieszył się, że ma Victorię. Bez niej, by sobie nie poradził. Westchnął po raz drugi. Zabrał się dalej za czytanie ulubionej książki. Nie doszedł jednak daleko – przysnął w fotelu.


— Dziękuję za pomoc. Sam pewnie nie skończyłbym tego do jutra.
— Nie ma sprawy. Znam się na tym, więc gdybyś znów potrzebował pomocy, tylko powiedz.
— Pracuj dla mnie — zaproponował w przypływie emocji.
Pablo spojrzał na niego zaskoczony. To było dobre. Miałby wymówkę, dlaczego muszą się przenieść do hotelu. Naprawdę się na tym znał. Warto byłoby spróbować. Uśmiechnął się zadowolony do przyjaciela.
— Chętnie. Muszę sobie tylko odświeżyć niektóre rzeczy.
— W porządku. Zacząłeś już dziś. Napijmy się za to.
— A co u Enrique?
Mężczyzna spojrzał jedynie na niego. Wstał i zabrał się za przygotowywanie drinków. Potrzebował chwili, by jeszcze raz dobrze zastanowić się nad swoim pomysłem. Postawił szklaneczki na biurku i usiadł w fotelu.
— Wraca niedługo — odparł po namyśle. — Nie powiedział dokładnie kiedy, bo chce nam zrobić niespodziankę. Tak to ujął.
— Rozumiem. Nie obraź się, ale to trochę dziecinne. Jest już chyba za duży na takie zachowanie.
— Tak. Mówiłem mu, ale się uparł i nic nie powiedział. — Upił łyk tequili. — Chcę porozmawiać o nim i o Anie.
Pablo uniósł brwi, dając do zrozumienia, że nie bardzo rozumie, o co mu chodzi. W miarę jak Bruno opowiadał o swoim pomyśle, jego uśmiech poszerzał się jeszcze bardziej. To mogło być doskonale i być może jedyne wyjście ze wszystkich problemów.


Miłość do pieniędzy potrafi zaślepić człowieka. Jest w stanie zrobić wszystko, by gromadzić swój majątek. W przyszłości jest rozrzutny i nawet przez myśl mu nie przechodzi, by pomóc ubogim czy chorym. Jak wielu osobom można by uratować życie, gdyby te kilka osób zdecydowały się oddać część swoich pieniędzy? Z pewnością nie odczuliby straty w swych wielkich majątkach.
Andrea nigdy nie znała swojego ojca. Kiedy dowiedziała się o spadku, potraktowała go jako rehabilitację wszystkich poprzednich lat. Wcześniej nie mogła pozwalać sobie na luksusy. Od zawsze jednak wiedziała, że coś jej się należy od życia. Była kobietą, która w swoim mniemaniu uważała się za wyjątkową.
Rodzina Martinez na pozór uchodziła za szczęśliwą. Za zamkniętymi drzwiami jednak, małżonkowie dość często się kłócili. Po przeprowadzce do San Andres, Leonardo nie mógł znaleźć dobrej pracy. Nie musiał tego robić, jednak nie chciał bezczynnie siedzieć w domu. Ciężko znosił fakt, że musi żyć na garnuszku żony.
— Znów tylko siedzisz i grzebiesz w tych gazetach — bardziej stwierdziła niż zapytała.
Andrea była piękną kobietą. Od czasu odebrania pieniędzy zaczęła się lepiej ubierać. Potrafiła dobrze wykorzystać swój wygląd. Jej osoba przyciągała męskie spojrzenia. Wiedziała o tym doskonale i śmiała się w duchu. Żaden nie mógł jej mieć. Szanowała się, pomimo czasem wyzywających strojów. Była kobietą jednego mężczyzny, ale niekoniecznie własnego męża.
— Chcę znaleźć pracę — odezwał się po chwili.
— I tak nie znajdziesz. Nie masz po co nawet. Jest ci źle? Wychodzę.
— Znów? Może chociaż powiesz dokąd?
— Nie twój interes. Potrzebuję wyjść w przeciwieństwie do ciebie. Nie dam się zamknąć w domu. Czasy, gdy wciąż w nim przebywałam się skończyły.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła szybko do wyjścia i trzasnęła drzwiami. Słyszał jej kroki na podjeździe i jak wsiadała do samochodu. Po chwili odjechała.


Dla młodych ludzi, którzy niedawno weszli w dorosłe życie, najważniejsza jest zabawa. Chcą spróbować wszystkiego. Muszą pamiętać jednak, że nie są niezniszczalni. Będą się uczyć na własnych popełnionych błędach i głupstwach. Z wiekiem wyrosną ze swojej bezmyślności, która czasem się objawia. Teraz jednak liczy się tylko dobra zabawa.
Mała grupka najmłodszych pracowników hotelu wybierała się tego dnia do dyskoteki. Chcieli odreagować cały tydzień pracy. Victorii udało się przekonać Ricardo, że musi iść. Obowiązkowo. Zapowiedziała mu, że będzie to wieczór zapoznawczy. W pobliżu spotkali się z Marco, Fabianem i Luizą. Razem weszli na zabawę. Dziewczyny od razu wyciągnęły młodego Blanco na parkiet. Nic dziwnego. Dobrze sobie radził w tańcu. Ricardo wraz z Marco przecisnęli się przez tłum do wolnego stolika i zamówili drinki dla reszty i jedną wodę.
— Ty i Victoria jesteście parą? — odezwał się nagle Rodriguez i popatrzył na kolegę uważnie.
— Nie! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
— Zawsze dużo o tobie mówi. Razem do nas dołączyliście dziś. Sam rozumiesz.
— Cóż… Moja babcia z pewnością, by tego chciała. Vicky jest jednak tylko moją przyjaciółką. Zapewniam cię.
— Na pewno? Nie masz zamiaru jej poderwać?
— Jest bardzo ładna, ale wiem, że bym nie mógł. To dziwne, ale tak jest. — Wychylił się trochę do przodu i szepnął — idź z nią zatańczyć. Śmiało.
Poruszył się niespokojnie. Dopiero kiedy Ric wypchnął go na parkiet, podszedł do Victorii. Młody Rey obserwował dwie pary podczas tańca do wolnej melodii. On sam nie mógł się zdobyć, by iść zatańczyć. Dlaczego żadna dziewczyna mu się nie podobała? Doceniał ich piękno, jednak nie pociągały go. Co z nim było nie tak? Często się nad tym zastanawiał. Jedynym logicznym wnioskiem, w który chciał wierzyć było to, że dotychczas po prostu nie spotkał jeszcze wybranki swego serca.


Pablo wrócił do domu po dziesiątej. Był trochę zdziwiony, że o tej porze córka nie spała. Od zawsze lubiła się wcześniej położyć. Rozejrzał się po salonie. Ciężko będzie zostawić to miejsce. Przez tyle lat zdążył przywyknąć do wszystkiego. Jednak najtrudniejsze dopiero przed nim. Musi powiedzieć rodzinie o całej sprawie. Wszedł na górę i zapukał do pokoju córki. Po chwili ciszy usłyszał pozwolenie.
— Wszystko w porządku? Dlaczego nie śpisz?
— Po porostu się zaczytałam — powiedziała pokazując mu książkę.
— Muszę ci coś powiedzieć. — Przysiadł na brzegu jej łóżka. — Będziesz spokojniejsza, kiedy będę tłumaczył wszystko matce.
— Co się stało?
— Wyprowadzamy się. Zamieszkamy w hotelu Islas.
— Co? Dlaczego? — Wyskoczyła z łóżka i zaczęła krążyć po pokoju. — To niemożliwe.
— Możliwe. Będę pracował dla Bruno i muszę być na miejscu. Chcę żebyście były tam ze mną. — Wstał i ruszył do drzwi. — Przemyśl to i oswój się z tą wiadomością. Możesz się zacząć powoli pakować.
Opuścił pokój i udał się do sypialni. Ana w złości zaczęła zrzucać wszystkie książki z półek na podłogę. Kiedy w końcu się uspokoiła, nie mogła zasnąć. Rozmyślała o tym, że musi opuścić ten wspaniały dom, dla jakiegoś tam hotelu.


Capitulo 3: 01.07.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:19:26 01-07-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na trzeci odcinek


CAPITULO 3.


Poranki w San Andres są piękne. Słońce wschodzi nad koronami drzew i zalewa okiennice domów. Wdziera się przez zasłony do pokoi i oświetla twarze zaspanych ludzi. Ptaki ćwierkają radośnie, budząc się do życia. Wszystko pięknie i wspaniale. Nie dla tych, którzy muszą zbyt wcześnie wstawać. W dodatku z bólem głowy. Ricardo chętnie, by się jeszcze po wylegiwał, ale obowiązki wzywały. Krzywiąc się zszedł do kuchni. Zastał tam babcię, krzątającą się i też w nie najlepszym nastroju.
— Późno wróciłeś. Nie wyglądasz zbyt dobrze — zauważyła stawiając przed nim śniadanie na stole. — Dużo wypiłeś?
— Nie, nic. Babciu nie rób mi wymówek. Boli mnie tylko głowa. Pewnie od tej głośnej muzyki.
— Nie robię. Jedz, może ci przejdzie. Smacznego.
Mruknął jedynie w odpowiedzi. Nie miał nastroju na sprzeczki. Wiedział, że pewnie babcia ma rację. Zawsze ją miała. Uśmiechnął się lekko pod nosem i szybko zjadł kanapki.
— Dzięki. Wrócę wieczorem. Uważaj na siebie.
— Ty też. Do zobaczenia.
Pocałował ją w głowę i wyszedł z domu. Pomyśleć, że był to dopiero początek dnia. Co los przyniesie?


Raquel wróciła do domu późno w nocy. Teraz razem z córką siedziała w salonie i czekała na męża. Po minie Any wywnioskowała, że nie będą to miłe wiadomości. Dziewczyna siedziała sztywno i z raczej obojętnym wyrazem twarzy. Po dziesięciu minutach przyszedł Pablo.
— W końcu się pojawiłeś. Co się dzieje?
— Nie unoś się. Nic złego się nie wydarzyło. Bruno zaproponował mi, bym z nim pracował. Zgodziłem się.
— I co z tego? Kiedy odblokujesz mi karty?
— Przenosimy się do hotelu. Chcę żebyście były przy mnie. Nie przyjmuję żadnych tłumaczeń, że się nie zgadzacie. To jest już postanowione.
— Nie! Sam się tam przeprowadź. My zostajemy tutaj.
W złości uderzył dłonią w stolik. Wstał i zaczął krążyć po salonie. Ana jedynie wpatrywała się w ojca spokojnie. Raquel natomiast, zmrużyła oczy, ledwie powstrzymując się przed krzykiem.
— Sprzedałem dom. Za trzy dni ma nas już tutaj nie być. — Popatrzył na żonę spokojnie. — A co do kart… Odblokuję je, gdy będziemy już w hotelu.
— Ty…! Jak możesz nam to robić?!
— Przestań! — odezwała się nagle Ana Cristina. — I tak nigdy cię nie ma. Traktujesz ten dom jak hotel, więc z pewnością nie poczujesz żadnej różnicy.
— Jesteś po jego stronie? Umówiliście się już wcześniej! — krzyknęła z wyrzutem.
— Nie. Po prostu nie mogę już słuchać twojego ciągłego narzekania. Idę pakować rzeczy.
Nie zaszczycając ich spojrzeniem, poszła do siebie. Jeszcze długo słyszała kłótnię dobiegającą z salonu. Chcąc ich zagłuszyć włączyła głośną muzykę. Wystarczająco była zła, choć ta przeprowadzka była jej w pewnym sensie zdecydowanie na rękę.


— Fabian przyjdź do mnie jak skończysz. Poproś także Luisa.
— Oczywiście panie Rodriguez.
Chłopak popatrzył zaskoczony. Od dawna nie był wzywany do gabinetu szefa. Tym bardziej w towarzystwie Luisa. Musiało wydarzyć się coś bardzo ważnego. Kiedy tylko dopilnował wszystkiego, poszedł po młodego Montesa i razem weszli do gabinetu. Bruno przez chwilę podpisywał jakieś dokumenty, po czym spojrzał na nich uważnie.
— Mój przyjaciel z rodziną zamieszka w hotelu. Luis odpowiadasz za ich pokoje. Wszystko ma być gotowe do wieczora.
— Dopilnuję, by niczego nie zabrakło.
— Świetnie. Fabian porozmawiaj z tym nowym kucharzem, Ricardo. Chcę mieć dokładne menu z dwudniowym wyprzedzeniem. Niech przygotuje wszystko.
— Przekażę mu. Posiłki mamy dostarczać im do pokoi?
— Raczej tak, ale dokładnie się jeszcze tego dowiem. Victoria uwielbia przesiadywać w kuchni, więc może tam pomagać w wolnej chwili.
— Dobrze. Powiadomię ją o tym — zapewnił gorliwie chłopak.
— Dziękuję. To na razie wszystko. Możecie wracać spokojnie do pracy. Miłego dnia.
Szybko opuścili gabinet i od razu udali się do pracy i powierzonych im nowych obowiązków.


Stan naszego ducha i zdrowia wpływa na wydajność naszej pracy. Kiedy jesteśmy szczęśliwi i nic nam nie dolega, wszystko się układa i miło wypełnia się obowiązki, które nam zostały wyznaczone. Ricardo nie miał szczęścia. Bolała go głowa i nic nie chciało mu dobrze wyjść. W złości nakrzyczał na przyjaciółkę, że wciąż gada i mu przeszkadza w skupieniu się. Wyszła obrażona i od razu poczuł, że przesadził. Po kilkunastu minutach do kuchni wpadł Marco, który minął się z nachmurzoną dziewczyną na korytarzu.
— Co zrobiłeś Victorii?
— Nic. Zdenerwowałem się. Nie chciałem na nią nakrzyczeć i urazić. Poniosło mnie po prostu.
— Była smutna, kiedy ją spotkałem. Lepiej ją znajdź i przeproś.
— Nigdzie nie pójdzie — odezwał się nagle Fabian, który w tym momencie wszedł do kuchni. — Masz zrobić menu z wyprzedzeniem. A teraz — wręczył mu kartkę i klucz — pójdziesz odebrać zamówienie. Potem zaniesiesz skrzynki do piwnicy.
— Dlaczego sam tego nie zrobisz?
— Muszę pilnować restauracji. Tylko my dwaj możemy to zrobić, więc lepiej się pospiesz.
Ricardo nie miał ochoty na kłótnie. Głowa rozbolała go bardziej. Zostawił ich i wyszedł. Może na świeżym powietrzu poczuje się choć odrobinę lepiej?


Podróże to bardzo przyjemna sprawa. Można zwiedzić wiele ciekawych miejsc i zabytków. Poznajemy w ten sposób tradycję, kulturę i obyczaje innych krajów. Jednak podróże mają też swoje minusy. Nie chodzi tylko o to, że są drogie. W tym czasie tęsknimy za naszymi bliskimi, doceniamy to jak ważni są dla nas.
Samolot z Madrytu wylądował w Mexico City ponad dwie godziny temu. Na jego pokładzie był młody człowiek, który właśnie wracał do domu. Po bardzo długiej przerwie. Z zaciekawieniem przyglądał się mijanym krajobrazom. Wszystko było tak piękne, jak zapamiętał. Dowiedział się, że wkrótce dojadą do Veracruz, a stamtąd już tak niedaleko do ukochanego, rodzinnego San Andres.
Był bardzo ciekawy jakie zmiany zaszły w hotelu. Czy okolica wciąż jest tak wspaniała? Od kilku lat nie był w domu. Studia zaprzątały ciągle jego głowę, ale nie żałował. Dało to swoje owoce. Był najlepszym studentem na swoim roku. Dostał także dyplom z wyróżnieniem. Żałował, że rodzice i brat nie mogli być z nim w tamtej chwili. Czuł lekki żal do nich, że nie przybyli. Teraz było już po wszystkim. Pozostawało mu im wybaczyć. Już niedługo tam będzie, bo hotel to jego dom.


Zdarza się, że rodzice często kupują dzieciom drogie prezenty i zgadzają się na wszystko, by wynagrodzić im brak czasu i uwagi. Ich wyrzuty sumienia do niczego nie prowadzą. Dzieci szybko się uczą, jak dobrze to wykorzystywać. Pewne jest to, że z wiekiem zaczną powtarzać błędy dorosłych.
Diego był przyzwyczajony do tego, że zawsze dostawał to czego chciał. W ciągu kilku lat, Andrea zdążyła go rozpuścić do granic możliwości. Wcześniej też nie było lepiej. Pomimo sprzeciwów ojca, chłopak miał wszystko, co najlepsze. Teraz nadeszła pora na kolejną zachciankę.
Rodzina Martinez w ciszy jadła obiad. Było to dość niezwykłe, gdyż często się kłócili. Gdy posiłek powoli dobiegał ku końcowi, odezwał się Diego.
— Mamo chciałbym wynająć sobie pokój w hotelu.
— Oczywiście. Potrzebujesz na to więcej pieniędzy?
— Trochę, bo to drogi hotel. Najlepszy w naszej okolicy.
— Po co ci ten pokój? — odezwał się Leonardo, uprzedzając odpowiedź żony. — Masz dom, więc po co ci pokój w hotelu? Może sam powinieneś na niego zarobić?
— Przestań się wtrącać. Diego potrzebuje się czasem od nas wyrwać. Nie będzie też pracował.
— Nie ma sensu tak wyrzucać pieniędzy… — zaczął mężczyzna, ale mu przerwała.
— To moje pieniądze. — Wstała od stołu. — Dostanie ten pokój, czy ci się to podoba, czy nie.
Wyszła z jadalni trzasnąwszy drzwiami. Diego uśmiechnął się zadowolony do ojca. Zawsze dostawał to czego chciał. Tym razem nie mogło być inaczej. Leonardo patrzył na niego smutno przez chwilę, po czym wstał i także opuścił pomieszczenie.


Nigdy nie wiemy, co nas czeka każdego kolejnego dnia. Radość, smutek, a może łzy? Spotkamy kogoś nowego na naszej drodze? Może ktoś nas opuści? Los szykuje dla nas różne niespodzianki i musimy być przygotowani na wszystko. To co nas czeka należy przyjąć z podniesioną głową.
Ricardo stał w słońcu i sprawdzał czy dostarczone wina zgadzają się z zamówieniem. Głowa bolała go coraz bardziej. Rozejrzał się za kimś do pomocy. Jak na złość nikogo nie było w pobliżu. Skrzywił się na widok jakiegoś mężczyzny w dresie. Zaczął sam znosić do piwnicy skrzynki z winem. Był już tym zmęczony i zły, a na dodatek głodny. Jeszcze tylko ta ostatnia.
Pożegnał się z dostawcą. Westchnął ciężko i ruszył do tylnego wejścia do kuchni. Szedł przed siebie nie patrząc na drogę. Potarł czoło ze zmęczenia. Marzył tylko o czymś do zjedzenia i ciepłej herbacie. Nagle poczuł mocne zderzenie z jakąś osobą. Po chwili wylądował już na ziemi. Usłyszał jak z drugiej strony ktoś głośno jęknął.
— Uważaj jak chodzisz idioto — mruknął Ricardo podnosząc się.
Zaczął się otrzepywać i uniósł głowę. Patrzył przez chwilę prosto w brązowe oczy młodego mężczyzny. W dresie. Pokręcił głową i ruszył przed siebie. Nie miał zamiaru przepraszać pierwszy. Drugi mężczyzna patrzył za nim. Uśmiechnął się tajemniczo do siebie i otrzepał ubranie. To będzie bardzo ciekawe — pomyślał sobie zadowolony, po czym ruszył do hotelu.


Capitulo 4: 08.07.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:33:27 08-07-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na czwarty odcinek


CAPITULO 4.


Co za człowiek!? Czy nikt nie nauczył go jak chodzić i nie potrącać innych? Nawet żadnego przepraszam. Zero kultury. Tylko stał, przyglądał się i miał taką głupią minę. — Myślał sobie Ricardo. — Muszę znaleźć Victorię. Okropnie ją potraktowałem.
Ruszył w stronę pokoju dla personelu, licząc, że tam będzie przyjaciółka. I była. Kiedy tylko go dostrzegła chciała opuścić pomieszczenie. Przesunął się, by zastawić sobą przejście.
— Poczekaj. Chciałem z tobą porozmawiać — powiedział, kiedy spojrzała na niego pytająco. — Proszę.
— Już dziś wystarczająco dużo mi powiedziałeś. Może jednak nie wszystko wyrzuciłeś z siebie, co? Wybacz, ale nie chcę więcej słyszeć. Przesuń się, bo muszę iść.
— Przepraszam za to co mówiłem, naprawdę. Mam dziś bardzo zły dzień. — Podszedł i usiadł przy stole. — Boli mnie głowa. Wszyscy czegoś chcą, a na dodatek ktoś mnie właśnie potrącił. I nawet nie przeprosił.
— Przykro mi. Nie daje ci to jednak prawa do wyżywania się na mnie.
— Wiem. Naprawdę przepraszam. Wybacz mi. — Westchnął ciężko i położył głowę na złożonych na stole rękach.
— W porządku. Przyjmuję przeprosiny. Muszę teraz iść. — Zmierzyła go wzrokiem i zachichotała. — Lepiej się przebierz.
Opuściła pokój. Chłopak jęknął jedynie w odpowiedzi. Tak dobrze było mu przymknąć oczy. Był taki senny i głowa jakby mniej bolała. Chyba nikt się nie obrazi jak chwilkę się zdrzemnie, prawda?


— W czym mogę pomóc?
Luis nie przepadał za pracą, ale przykładał się do niej jak należy. Najważniejsze, że były z tego dobre pieniądze. Wprowadzał właśnie nowe dane do komputera z księgi gości. Nie uniósł głowy, gdy usłyszał dzwonek. Młody mężczyzna za kontuarem przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem.
— Radzisz sobie lepiej, niż kiedy byłem tu po raz ostatni.
— Enrique! — wykrzyknął, podrywając głowę do góry.
Chłopak obszedł szybko kontuar i uścisnął przyjaciela serdecznie. Odsunął się i dobrze mu przyjrzał. Uśmiechnął się do niego szeroko. Uniósł jedną brew ku górze.
— Prawie wcale się nie zmieniłeś. Może tylko trochę podrosłeś — zauważył ze śmiechem. — Twój ojciec nic nie mówił, że wracasz.
— Nie wiedział dokładnie kiedy, pewnie dlatego. Chciałem was zaskoczyć. Miło cię znów zobaczyć — powiedział, odwzajemniając uśmiech. — Nikomu nie mów, że mnie widziałeś.
— I zaskoczyłeś. Dlaczego? Wszyscy się bardzo ucieszą z twojego powrotu. Niedawno przyjechała także twoja mama.
— Zrobię im niespodziankę. Nic nie mów i daj mi klucz do mojego starego pokoju.
— Teraz rozumiem. — Pokiwał powoli głową. — Musimy się wybrać na jakąś zabawę, jak za dawnych czasów.
Enrique roześmiał się głośno, gdy przypomniał sobie wypady do dyskoteki. Pożegnał się i zabrał klucz. Zarzucił torbę na ramię i chwycił walizkę. Poszedł do swojego starego pokoju, by reszta wspomnień także odżyła na nowo.


— Luiza! — zawołał chłopak i pomachał do niej. — Poczekaj.
Skrzywiła się nieznacznie do siebie. Odwróciła się do niego i przywołała uśmiech na twarz. Czekała, aż do niej dołączy. Chciała pobyć trochę sama. Celowo nie poszła ze wszystkimi na obiad, by uniknąć spotkania z nim. Niestety nie wyszło. Podszedł i objął ją, całując na przywitanie. Lubiła to, kiedy ją całował. Nie mogła się jednak przemóc, by odwzajemniać te pocałunki.
— Nie poszedłeś z chłopakami?
— Miałem taki zamiar, ale dostrzegłem ciebie. — Objął ją ramieniem i ruszyli dalej. — Ostatnio mieliśmy mało czasu dla siebie. Choć w pracy pobędziemy trochę razem.
— Byliśmy przecież w dyskotece.
— Wiem, ale z innymi. Chciałabym pobyć z tobą sam na sam. Może spotkamy się dziś wieczorem po pracy?
Dziewczyna wysunęła się z jego objęć i przyjrzała uważnie jego twarzy. Pokręciła powoli głową i odwróciła się do niego plecami.
— Spotkajmy się — nalegał.
— Nie mam ochoty. Tłumaczyłam ci już, że nie jestem gotowa na taki krok.
— Pamiętam. — Zbliżył się, kładąc dłonie na jej ramionach i przesuwając powoli w dół. — Nie musimy nic takiego robić. Po prostu pobędziemy trochę razem. To wszystko.
— No dobrze. Po pracy pójdziemy od razu…
— Do mnie — wtrącił Fabian szybko. — Poczekaj na mnie przed hotelem. A teraz chodźmy się przejść.
Zadowolony pociągnął ją za sobą. O Luizie nie można było tego powiedzieć. Miła nietęgą minę. Starała się uśmiechać. Przez cały czas, podczas spaceru zastanawiała się nad tym, jak wywinąć się z tego spotkania. Może od razu uciec do domu? Nie. Nie mogła mu tego zrobić. Ten jeden wieczór spędzi z nim, a potem pomyśli co będzie dalej z ich związkiem. Wiecznie nie może go oszukiwać. Nie zasługiwał na to.


Pablo przyjechał do hotelu. Wyciągnął małą walizkę z samochodu i rozejrzał się dokładniej. Nigdy wcześniej nie zwracał takiej uwagi na okolicę tego miejsca. Teraz jednak miał tu wkrótce zamieszkać. Wszedł do środka i przywitał się z Luisem.
— Bruno jest w gabinecie?
— Nie. Jest u siebie w pokoju. Zawołam kogoś żeby pana do niego zaprowadził.
— Dziękuję.
Chłopak przywołał do siebie jednego z pracowników, by wziął walizkę i zaprowadził Pablo do pokoju pana Rodrigueza. Został zostawiony sam w salonie. Po chwili z bocznych drzwi wyszedł przyjaciel. Uśmiechnął się na widok zadowolonej miny Riviery.
— Podoba ci się? — Wskazał ręką pomieszczenie.
— Oczywiście. Jest tu prawie jak w normalnym domu. Mam ze sobą już trochę rzeczy.
— Będziecie mieszkać w podobnych warunkach. Zaraz cię tam zaprowadzę.
— Myślałem, że popracujemy dziś trochę. Trzeba posprawdzać dokumenty.
— To też, ale potem. Teraz siadaj. — Nalał do szklaneczek tequili. — Przemyślałeś to co ci mówiłem ostatnio? O Anie i Enrique?
Bruno zerknął na niego uważnie przez ramię. Po minie kolegi mógł wywnioskować, że już dawno się zdecydował. W pierwszej chwili. Widział to, ale chciał się upewnić. Musiał usłyszeć jego odpowiedź. Podał mu alkohol i przysiadł na stoliku na przeciwko niego. Spojrzał mu w oczy.
— Zgadzam się. Musimy ich najpierw razem spotkać i dopiero wtedy dowiedzą się o wszystkim.
— Cieszę się. To bardzo mądra decyzja przyjacielu — uśmiechnął się szczerze. — Okazja do spotkania na pewno się nadarzy. Wypijmy za to.
Uniósł szklankę do góry, by wznieść toast. Stuknął się nią z drugim mężczyzną. Wypili równocześnie, czując rozchodzące się ciepło alkoholu. To był ten smak. Smak wygranej.


Mały domek na skraju miasteczka bardzo ciekawił wszystkich mieszkańców. Mogła go kupić tylko bogata osoba. Zwłaszcza kobiety się nim interesowały. Często o nim plotkowano. Zwłaszcza o tym, co się tam mogło dziać. Nikt nie wiedział do kogo należał.
W ciągu dnia nie widziano, by ktoś się tam pojawiał. Podczas niektórych wieczorów niektórzy mieszkańcy zaobserwowali, jak zajeżdżał tam samochód i wysiadała jakaś para. W pobliżu domku nie było zbyt wiele posesji, więc ludzie nie mogli się im dokładniej przyjrzeć. Rano nikogo już nie było. Chodziły słuchy, zwłaszcza wśród młodych ludzi, że zdarzało się tam słyszeć zduszone okrzyki kobiety, podczas nocnych spacerów. Czyżby ten ktoś bił swoją kochankę? A może kochanki?
Prawda była jednak zupełnie inna. Dom należał do Andrei Martinez. Była bardzo sprytna. Zabierała swojego kochanka z umówionego miejsca i wyjeżdżała z miasteczka. Gdy nadchodziła odpowiednia pora i się ściemniało, wracali. Widziała tych wszystkich naiwniaków, którzy chcieli się dowiedzieć kim są.
Jeśli chodziło o dziwne dźwięki, to właśnie ona. Czasami może zdarzało się jej być za głośno. Jednak przy swoim kochanku, nie potrafiła się oprzeć. Całował ją, jak jeszcze nikt inny. Jego wszędobylskie ręce szybko potrafiły pozbywać się ubrań. Chciał więcej i więcej. Odsłaniał jej ciało, a potem zachłannie pokrywał namiętnymi pocałunkami. Często zachowywał się jak opętany. Wtedy krzyczała najgłośniej. Potrafił sprawić, że czuła się prawdziwą, spełnioną kobietą.


— Gdzie jest Ricardo?
Victoria spojrzała na chłopaka zdziwiona. Wyglądał na zdenerwowanego i bardzo zmęczonego. Jakby przed chwilą przebiegł maraton.
— Nie wiem. Powinien być już w kuchni.
— Nie ma go tam. Szukam już od godziny, a jeśli Fabian coś zauważy… — Przejechał palcem po swoim gardle. — Wiesz jaki on jest. Nie lubi, gdy on pracuje, a inni się obijają.
— Miał się tylko przebrać — stwierdziła z namysłem. — Sprawdzałeś już w pokoju?
Otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Pocałował ją szybko w czoło, mówiąc Dziękuję i pobiegł. Dziewczyna stała przez chwilę trochę skołowana, po czym uśmiechnęła się do siebie zadowolona.
Marco szedł szybko do pomieszczenia dla pracowników. Wpadł do środka i odetchnął z ulgą, widząc jak Ricardo śpi oparty na stole. Jego zguba się znalazła. Podszedł i potrząsnął mocno ramieniem chłopaka. Zamruczał cicho i uniósł trochę głowę. Spojrzał na Rodrigueza nieprzytomnym wzrokiem.
— Co?
— Nie śpij. Powinieneś być w kuchni już od godziny.
Ricardo zerwał się na równe nogi i jęknął. Podparł się dłonią o blat stołu.
— Wyglądasz okropnie — stwierdził Marco.
— Dzięki, naprawdę. — Skrzywił się. — Nie mam teraz czasu na przebieranie się, muszę tam iść.
— Poczekaj. Opowiedz mi co ty robiłeś, że tak wyglądasz. Pobiłeś kogoś?
Rey pokręcił głową zrezygnowany. Na szczęście przestała go już boleć. Odrobina snu może zdziałać cuda. Jednak w tym momencie szyja zaczęła dawać o sobie znać. Jęknął głucho. Kiedy dołączył do niego Marco, opowiedział mu o małym wypadku przed hotelem.


Capitulo 5: 15.07.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:14:02 15-07-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na piąty odcinek


CAPITULO 5.


Enrique odświeżył się po podróży i przebrał. Spoglądając na siebie w lustrze, przypomniał sobie o chłopaku na którego wpadł przed hotelem. Miał pewność, że jeszcze go spotka. Musi dokładnie dowiedzieć się kim on jest. Nie spotkał jeszcze nikogo takiego, jak on. Ściągnął krawat i odrzucił go na łóżko. Wyjrzał ostrożnie na korytarz i przeszedł szybko w stronę recepcji.
— Ojciec jest w gabinecie? — zapytał Luisa.
— Nie. Przyszedł do niego znajomy i są teraz w pokoju. Pewnie niedługo przyjdą.
— Dzięki. Poczekam tam i nic nie mów.
Montes uśmiechnął się w odpowiedzi i wrócił do pracy. Enrique wszedł do gabinetu i rozejrzał się uważnie. Podszedł do biurka i wziął jedną z fotografii. Westchnął patrząc na młodszego siebie i brata, a za nimi ojciec. Obszedł mebel i usiadł w fotelu. Przyjrzał się dokładnie innym zdjęciom, jednak nie dostrzegł na żadnym matki. Cóż się dziwić. Nigdy nie miała dla nich czasu. Obrócił się plecami do drzwi i czekał, aż przyjdzie ojciec. Po półgodzinie zaczynało mu się już porządnie nudzić, kiedy w końcu usłyszał kroki i stłumione głosy za drzwiami. Odwrócił się w fotelu.
— Więc teraz trochę popracujemy — usłyszał obcego mężczyznę, gdy drzwi zostały otwarte.
— Ja mogę jedynie starać się pomagać albo... — urwał widząc, kto siedzi na jego miejscu.
Pablo patrzył zaskoczony, jak chłopak podnosi się z zadowolonym wyrazem twarzy. Bruno podszedł do syna i przycisnął go do siebie w mocnym uścisku.
— Enrique... Synku… - wyszeptał.


Ana Cristina pakowała ostatnie rzeczy do walizek i pudeł. Mogła kazać zrobić to służbie, lecz sama wolała się tym zająć. Jeszcze któraś z jej cennych rzeczy zostałaby zniszczona, albo co gorsza skradziona. Dobrze znała takich ludzi, a przynajmniej tak sądziła.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, kiedy ktoś wszedł do środka.
— Mówiłam, że nie potrzebuję żadnej pomocy — powiedziała nie podnosząc głowy.
— Nie mam zamiaru ci w niczym pomagać — odezwała się Raquel i podeszła bliżej.
— Więc po co tu przyszłaś? Nie mam czasu, ani tym bardziej chęci na rozmowy z tobą.
— Dlaczego poparłaś ojca? Na pewno nie chcesz się wyprowadzać.
Patrzyła jak córka dalej pakuje ubrania, nawet nie racząc spojrzeć.
— Pomóż mi go przekonać. Ciebie z pewnością posłucha. — Szarpnęła ją za ramię mocno. — Patrz na mnie, gdy rozmawiamy.
— My nie rozmawiamy. Ty wydajesz tylko rozkazy. — Wyrwała rękę. — Naprawdę nie wiesz? Jesteś hipokrytką i egoistką. Nie kiwnę dla ciebie nawet palcem.
Raquel zdenerwowała się po jej słowa. Zamachnęła się i wymierzyła córce mocny policzek. Blondynka spojrzała na nią trzymając się za twarz. Kobieta zamachnęła się po razu drugi, ale dziewczyna już na to nie pozwoliła. Złapała jej rękę i odepchnęła od siebie.
— Nigdy więcej! Dlatego właśnie nic nie zrobię.
— Należało ci się. Nie odzywaj się do mnie w ten sposób. Jestem twoją matką i zasługuję na szacunek.
— Zrobię co zechcę. Nigdy nie miałaś dla mnie czasu. Na wychowywanie już za późno, więc mnie nie pouczaj.
Pani Riviera patrzyła na nią przez chwilę. Opuściła jej pokój trzasnąwszy drzwiami. Ana rzuciła za nią wazonem, który roztrzaskał się na ścianie.
— Nienawidzę cię — wyszeptała.


Zachody słońca są piękne. Niebo zabarwia się na czerwono, bądź pomarańczowo. Światło chowa się za widnokręgiem i powoli zapada zmrok. Pojawiają się pierwsze gwiazdy. Nieliczni wierzą, że pierwsza zauważona spełnia nasze życzenie.
Luiza obserwowała ciemne niebo. Czekała na chłopaka, choć dawno mogłaby być już w domu. Nie chciała zranić jego uczuć, więc czekała dalej, aż przyjdzie. Zadrżała z zimna. Mimo, iż był koniec maja, wieczory i noce wciąż bywały chłodne. Wzdrygnęła się bardziej, gdy poczuła dłonie na biodrach.
— Długo czekasz? Zimno ci?
— Trochę. Nie wiedziałam, że będę tak późno wracać.
— Dam ci kurtkę. — Usłyszała szelest i założył jej na ramiona kurtkę. Przytulił do boku. — Goście strasznie dziś marudzili. Chodźmy.
Teraz przynajmniej było jej ciepło. Czuła się dziwnie idąc z nim do jego domu. Bywała już tam, ale nigdy tak późno. Fabian żył skromnie i to się jej w nim podobało. Miał mały domek niedaleko hotelu. Pokój, kuchnia i łazienka. To nie dużo, ale dla niego wystarczająco. Podczas drogi opowiadał coś o sprawach hotelu i swojej pracy. Na początku znajomości bardzo jej imponował swoją posadą w restauracji. Przełknęła głośno ślinę, gdy wprowadził ją do mieszkanka. Poczuła jak zdejmuje z niej kurtkę.
— Napijesz się czegoś?
— Nie, dziękuję. Dlaczego chciałeś przyjść do ciebie? U mnie w domu też byłoby dobrze. Mówiłam ci wcześniej, że nic z tego.
Poprowadził ją w stronę kanapy i usiadł. Pociągnął ostrożnie za rękę i spoczęła obok niego.
— Wiem. Po prostu u ciebie zawsze ktoś jest w pobliżu.
— Przeszkadza ci to?
— Nie, ale rozprasza. Chcę być tylko z tobą kochanie.
Ujął w dłonie jej twarz i pocałował. Nie była na to gotowa. Z zaskoczenia nie mogła nawet zareagować. Kiedy otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, wsunął język i pogłębił pocałunek bardziej.


Przebrał się i oparł czołem o szafkę. To był ciężki dzień. Teraz wreszcie koniec. Dobrze, że chociaż głowa przestała go boleć. Westchnął i wyszedł, wpadając na Marco.
— Do zobaczenia jutro.
— Może cię podrzucić? Jest już trochę późno.
— Nie chcę ci robić kłopotu.
— Przestań i chodź. — Pociągnął go i wyszli razem.
Ricardo uśmiechnął się do niego, kiedy stawał przy samochodzie. Nie miał wprawdzie daleko do domu, ale był zbyt zmęczony, by iść pieszo. Dobrze, że trafiła się okazja. Dzięki temu, będzie mógł się czegoś o nim dowiedzieć.
— Jesteś synem szefa — odezwał się spokojnie. — Dlaczego więc pomagasz w kuchni? Masz przecież wszystko.
— Lubię to po prostu. I gotowanie i pomaganie. Poza tym, ojciec ma już swojego następcę.
— Ma? Znalazł kogoś innego?
— Nie do końca. Enrique jest ambitny i chętnie, by mu pomagał, ale sam nie chciałby tego robić. To znaczy prowadzić hotelu.
— Enrique? Znasz go, aż tak dobrze? — dopytywał.
— Jasne. W końcu jest moim bratem — odparł ze śmiechem. — Studiuje za granicą. Niedługo jednak powinien już wrócić.
— Rozumiem. Na pewno jest tak samo fajny, jak ty. — Odpiął pasy i wysiadł. — Dzięki za podwiezienie. Dobranoc.
Marco patrzył za nim trochę zdziwiony. W drodze powrotnej myślał nad jego słowami. Mimo wszystko było mu miło, że ktoś uważa go za fajną osobę. Chciałby żeby ktoś inny także o nim tak pomyślał.


— Tato, bo mnie udusisz — wykrztusił Enrique.
Ojciec puścił go i popatrzył przepraszająco. Wyglądał dobrze. Tak dawno go nie widział. Podrósł znacznie i jakby bardziej zmężniał. Nadal jednak miał to figlarne spojrzenie i ten błysk w oku. Uśmiechał się zadowolony z siebie. Bruno oprzytomniał trochę i odwrócił się do przyjaciela.
— Wybacz mi Pablo, ale dziś chyba nici z pracy.
— Rozumiem to. Miło cię znów zobaczyć Enrique. — Kiwnął mu głową uprzejmie.
— Mi także.
— Jutro załatwimy wszystko. Nie będę wam przeszkadzał. Dobrej nocy życzę.
Obaj mężczyźni patrzyli jak opuszcza gabinet. Enrique usiadł z powrotem przy biurku i spojrzał na ojca.
— To ten sam Pablo o którym myślę? Riviera?
— Zgadza się. Pracuje dla mnie od niedawna, a właściwie to od wczoraj. Pamiętasz jego córkę Anę Cristinę?
— Jakże bym mógł zapomnieć — odpowiedział z ironią. — Nigdy nie była zadowolona, wiecznie narzekała i zawsze dokuczała Marco.
— Nie przesadzaj. Nawet jeśli tak było, to pewnie zmieniła się przez ten czas. Będą mieszkać w naszym hotelu.
— Postaram się być miły. Jeśli ona także będzie.
— Poza tym, wydamy kolację na twoją cześć i uczcimy twój powrót — oznajmił radośnie Rodriguez.
Chłopak przewrócił oczami. Przeczuwał, że tak będzie. Po części dlatego nie podał dokładnej daty swojego powrotu. Nie potrzebował żadnych komitetów powitalnych, ani kolacji. Słuchał jednak jak ojciec entuzjastycznie opowiadał o tym, kogo zaprosi i co będzie kazał przygotować.


Victoria miała właśnie kłaść się spać, kiedy dostrzegła światło w pokoju ojca. Podeszła cicho do jego drzwi i usłyszała stłumione westchnienie. Odniosła wrażenie, że chyba płakał. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej weszła bez pukania do środka.
— Wszystko w porządku tatku?
Mężczyzna w pośpiechu schował coś do szuflady. Widziała jak odwrócił się, by wytrzeć łzy. Podeszła do łóżka i przysiadła na brzegu. Położyła mu dłoń na ramieniu. Przekręcił głowę i spojrzał na nią.
— Dlaczego nie śpisz? — zapytał, chcąc jakoś zmienić temat.
— A ty? — odpowiedziała pytaniem na pytanie. — Co tam schowałeś?
— To nic takiego.
Wyciągnął starą fotografię z szuflady i podał jej. Wiedział, że nie zrezygnuje, dopóki jej nie pokaże.
— To ty, jak byłeś młodszy — stwierdziła z lekkim uśmiechem. — A ta kobieta? Nigdy nie wiedziałam jej na żadnych innych twoich zdjęciach.
— To Viviana Arana, twoja matka.
Dziewczyna uważniej wpatrywała się w młodą, uśmiechniętą kobietę. Opierała się na ramieniu mężczyzny. Victoria zacisnęła mocno zęby i pięści. Odrzuciła zdjęcie od siebie i spojrzała na ojca.
— Tęsknisz za nią? Po co o tym wspominasz?
— Bardzo tęsknię. Nigdy tak naprawdę nie przestałem jej kochać.
— Rozumiem. Przynajmniej wiem jak wyglądała. Mam nadzieję, że nie zmieniła się bardzo. Jeśli kiedyś ją spotkam, będę mogła swobodnie wykrzyczeć jej w twarz, jak bardzo jej nienawidzę.
— Jest twoją matką.
— Nie — przerwała mu stanowczo i wstała. — Przestała nią być w dniu, kiedy nas opuściła. Ja nie mam matki. Dobranoc tato.
Pocałowała go w policzek i wyszła szybko. Zamknęła się w pokoju i okryła kołdrą po samą szyję. Kiedy tylko przymknęła oczy, wyobraźnia podsuwała jej obraz matki.


Capitulo 6: 22.07.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:15:07 22-07-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na szósty odcinek


CAPITULO 6.


Całowali się przez dłuższą chwilę. Fabian napierał bardziej na dziewczynę, by się położyła. Przesunął dłonie na jej biodra, a następnie jedną wsunął pod bluzkę. To ją otrzeźwiło w jednej chwili. Otworzyła szeroko oczy i przestała odwzajemniać pocałunek. Kiedy ręce chłopaka zaczęły schodzić niżej, odepchnęła go mocno od siebie. W efekcie wylądował na podłodze. Spojrzał na nią zaskoczony i z lekkim wyrzutem w oczach.
— Wychodzę. — Podniosła się i szybko ruszyła do drzwi.
— Poczekaj. Jest już późno. — Złapał ją za rękę. — Przepraszam. To się więcej nie powtórzy, naprawdę.
— Mówiłeś, że mnie rozumiesz. Nie mogę tu dłużej zostać.
— Jesteśmy ze sobą już od dawna. Dlaczego nie chcesz ze mną być?
— Tłumaczyłam ci to tyle razy — powiedziała niecierpliwie. — Może powinniśmy od siebie trochę odpocząć? Na jakiś czas?
— Chcesz ze mną zerwać?
— Tak — odparła cicho.
Fabian spojrzał na nią zaskoczony i zraniony. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Puścił jej rękę i odsunął się o kilka kroków do tyłu. Liczył, że to może jakiś żart, ale Luiza niestety była jak najbardziej poważna.
— Skoro tego chcesz.
— Tak, chcę. Do zobaczenia.
Wypadła na zewnątrz i po chwili zniknęła w ciemności. Miał nadzieję, że nic złego się nie stanie, gdy będzie wracała do domu. Był rozczarowany jej zachowaniem, ale nie życzył jej źle. Sam opadł na kanapę i ukrył twarz w poduszkach.


W domu rodziny Riviera od rana panowało zamieszanie. Pracownicy firmy przeprowadzkowej zabierali wszystkie rzeczy, które wyznaczył im Palbo. Zabronił słuchać żony, gdyż przeczuwał, że chciałaby zabrać ze sobą o wiele za dużo. Ana stała przed wejściem i obserwowała wszystko z obojętną miną. Raquel natomiast starała się podsłuchać, co dzieje się w gabinecie męża.
Pablo spotkał się z mężczyzną, który był nowym właścicielem domu. Omawiali wszystkie szczegóły. Riviera zastanawiał się, po co mu ten dom, skoro nie zamierzał w nim i tak mieszkać. Tak przynajmniej twierdził. Podpisali resztę potrzebnych dokumentów własnościowych. Porzucił wszelkie myśli, gdy mężczyzna wręczył mu teczkę z gotówką.
— Miło jest robić z panem interesy — powiedział żegnając się. — Dom jeszcze dziś będzie pusty.
Kiedy tylko nowy właściciel wyszedł, pojawiła się Raquel. Spojrzała na uśmiechniętego męża i walizkę z pieniędzmi.
— Co z moimi kartami? Chciałabym gdzieś wyjechać.
— Zajmę się tym. — Zamknął walizkę. — O podróżach jednak na razie możesz zapomnieć. Zbyt wiele nas to kosztuje.
— Jesteśmy bogaci. Nie ma znaczenia ile razy i gdzie będę wyjeżdżać. Nie możesz mi zabronić. Lubię to i nie zrezygnuję.
— Będziesz musiała — spojrzał na nią mrużąc powieki. — Poza tym, dostaniesz limit na swojej karcie.
Zbliżył się do niej i pocałował krótko. Dawno tego nie robił. Nie miał czasu, choć częściej nie było jej w domu. Już zapomniał jak to jest. Wyszedł z gabinetu.
— Cholerny skąpiec — mruknęła do siebie.


— Marco!
Chłopak rozejrzał się, by sprawdzić, kto go woła. Zauważył, że w jego stronę zmierzała Victoria. Przywołał na twarz uśmiech i czekał. Siedział właśnie na ławce tuż przy hotelu. Podeszła do niego i opadła obok. Powachlowała sobie ręką przed twarzą i spojrzała uważnie.
— Coś ci jest?
— Nie. Skąd w ogóle taki pomysł, że mogłoby mi coś być?
— Po pierwsze: nie przywitałeś się ze mną jak należy. Po drugie: twój wymuszony, zadowolony uśmiech. Marnie ci wychodzi udawanie. Musisz poćwiczyć. A po trzecie... — zastanowiła się chwilę — powiedz, co się dzieje.
— Wczoraj wrócił mój brat.
— Tylko tyle? — zamrugała szybko zaskoczona. — Powinieneś się z tego cieszyć.
— Cieszę się. Myślałem, że będziemy się bawić, jak za starych dobrych czasów. Ojciec jednak urządza mu jakieś spotkania z kierownikami. Nie mieliśmy nawet kiedy porozmawiać.
— Przykro mi. Czyli Ricardo też tam będzie? — pokiwał głową. — Potem się gdzieś wybierzecie na pewno.
— Pewnie tak. Poza tym, dziewczyny będą teraz zwracać uwagę tylko na niego. Jest moim bratem i kocham go, ale…
— Czujesz się przy nim gorszy? — wpadła mu w słowo.
Pokiwał głową w skupieniu. Poczuł jak Victoria obejmuje go ramieniem i zbliża twarz do jego ucha. Poczuł jej ciepły oddech.
— Zapewniam cię, że nie wszystkie dziewczyny — wyszeptała.
Dała mu szybkiego całusa w policzek i klepnęła w ramię. Wstała, mrugnęła uśmiechnięta i weszła do hotelu. Marco był w lekkim szoku po jej geście. Powoli dotknął policzka i twarz rozjaśniła mu się w szczerym uśmiechu.


Enrique od rana przebywał w gabinecie ojca. Prawie nie zjadł śniadania, a już musiał zająć się pracą. Bruno co chwilę wyciągał teczki i dokładał do niemałego już stosu, leżącego na biurku. Chłopak sprawdzał rachunki i porządkował inne, stare dokumenty.
— Dlaczego nie zatrudniłeś wcześniej kogoś, kto się na tym wszystkim zna? Miałbym o wiele mniej pracy. Sprawdzałbym tylko, czy wszystko jest w porządku.
— Jakoś sobie sam radziłem do tej pory. Poza tym, Pablo mi pomagał dość często. Teraz już go zatrudniłem.
— Więc czemu to ja muszę to robić? — zapytał z wyrzutem.
— Robisz to po to, aby zapoznać się ze sprawami hotelu. Kiedy skończysz, spotkasz się z naszymi kierownikami. Mamy nowego kucharza, który też będzie.
— Nie możesz sam się tym zająć? — chłopak spojrzał błagalnie.
— Umówiłem się już na lekcję tenisa. Poznasz ich, choć Luisa i Fabiana już znasz. No, ale dowiesz się więcej o tym kucharzu. Musisz przywyknąć, że tak będzie częściej.
Enrique patrzył na niego w lekkim szoku. Dopiero co wrócił, nawet nie zdążył się rozpakować, a już tylko praca, praca i praca.
— Poproś Luisa, by dał ogłoszenie do gazety, że szukamy instruktora golfa.
— Coś jeszcze tato?
— Wybierz dzień, w którym wydamy kolację. Fabian i Ricardo zajmą się resztą. — Syn spojrzał na niego pytająco. — Nowy szef kuchni.
Bruno dorzucił mu ostatnie teczki na biurko. Poklepał syna po ramieniu i zostawił samego, by mógł popracować w skupieniu. Enrique jęknął żałośnie i zabrał się za sprawdzanie dokumentów.


Diego przyjechał właśnie do hotelu. Rozejrzał się uważnie po okolicy. Nawet przytulna, ale to nie było dla niego, aż tak ważne. Wszedł do środka i stanął przy kontuarze w recepcji. Spojrzał wyczekująco, na niewiele od siebie starszego mężczyznę.
— Chciałbym wynająć pokój. Moje nazwisko Martinez.
— Nie miał pan wcześniej rezerwacji — stwierdził Luis, patrząc w monitor komputer. — Na jak długo?
— Jeszcze nie wiem. Chcę mieć ładny widok i balkon.
Montes ostrożnie zmierzył go wzrokiem. Wpisał jego nazwisko do księgi gości i wprowadził dane do komputera. Sięgnął po klucz.
— Płaci pan kartą, czy gotówką?
Chłopak podał mu swoją kartę. Recepcjonista szybko wykonał transakcję i oddał przedmiot. Wręczył także klucz do pokoju.
— Życzę miłego pobytu. Gdyby pan czegoś potrzebował proszę dzwonić. Recepcja jest pod piątką.
— Dziękuję.
Stał jeszcze chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając. Ruszył w końcu w stronę wind i zniknął z zasięgu wzroku Luisa. Zmarszczył brwi patrząc na nazwisko gościa. Miał jakieś dziwne przeczucia, co do niego. Już sam wygląd mu się nie podobał. Paniczyk… — pomyślał sobie na koniec Montes, po czym zabrał się dalej do pracy.


Fabian nie miał dziś dobrego dnia. Zazwyczaj był surowy, ale dziś przeszedł samego siebie. Krzyczał na wszystkich, nawet bez powodu i cięgle rozkazywał. Pracownicy szeptali między sobą, co mogło doprowadzić go do takiego stanu. Wyraźnie coś w sobie dusił.
W roztargnieniu strącił butelkę wina. Nie uszło to uwadze Marco, który akurat jadł późne śniadanie. Odszedł od stolika i wszedł za barek, by mu pomóc. Zauważył w jego twarzy coś dziwnego. Jakby smutek czaił się w jego oczach. Przywołał jednego z kelnerów, by posprzątał i wyprowadził mężczyznę na zaplecze.
— Fabian, co się dzieje?
— Nic. Przepraszam za to wino. Oddam pieniądze z kolejnej wypłaty.
— Przestań. Nie bądź głupi. — Westchnął cicho. — Dobrze wiesz, ile ono kosztuje.
— Muszę jakoś naprawić szkodę. To jedyny sposób.
— Zapomnij o tym. Jesteś jakiś nieswój. Jeśli mi powiesz, to na pewno ci ulży.
Chłopak spojrzał na niego, po czym usiadł. Ukrył twarz w dłoniach i położył ją na stole. Marco podszedł do niego i poklepał po ramieniu. Nie bardzo wiedział, jak z nim rozmawiać. Na pocieszaniu też nie bardzo się znał. Po paru minutach Fabian podniósł głowę i ukradkiem otarł kilka zbłąkanych łez.
— Luiza i ja rozstaliśmy się wczoraj.
— Och. Przykro mi. Daj jej trochę czasu. Będzie dobrze. Jeszcze się zejdziecie.
— Nie sądzę — mruknął ponuro.
— Myśl pozytywnie. Nie wyżywaj się też na pracownikach. Oni nie są niczemu winni.
— Racja. To i tak mi nic nie daje.
— No właśnie. Wracaj do pracy. Dziś masz też spotkanie z szefem. — Uśmiechnął się. — Ułoży się między wami. Zobaczysz.
— Dzięki. Muszę się wziąć w garść.
Odwzajemnił uśmiech niepewnie i podniósł się. Ścisnął rękę Marco w podziękowaniu i wyszedł do restauracji. Po chwili dało się słyszeć jak strofuje kelnerów, ale w swoim starym stylu. Wiedzieli, że taki Fabian jest bardziej przewidywalny. Wszystko powoli wracało do normy.


Enrique przesiedział nad sprawdzaniem dokumentów ponad trzy godziny. Był zmęczony tym wszystkim i wzrok już mu się mącił od wszystkich cyferek. Dobrze, że chociaż dostał drugie śniadanie do gabinetu. Zostawił sobie kawę i wezwał do siebie Luisa.
Chętnie, by z nim pożartował i powspominał stare, dobre czasy, ale nie chciał zawieść ojca. Zrobi wszystko, co mu kazał. Rozmawiali wyłącznie o sprawach hotelu. Na koniec poprosił go jeszcze o umieszczenie ogłoszenia w sprawie instruktora golfa. Resztą potem zajmie się sam ojciec. Żegnając się, kazał mu wezwać Fabiana. Nie rozmawiali zbyt długo, mówił głównie młody Blanco. Słuchał uważnie, choć musiał przyznać, że było to nudne. Przestał dziwić się ojcu, że wykręcił się z tego lekcją tenisa. Po półgodzinie poprosił go, aby wezwał nowego kucharza. Miał nadzieję, że nie będzie to długo trwało. Teraz jedyne czego chciał, to się położyć.
Zdążył dopić kawę, a kucharza wciąż nie było. Zaczął się zastanawiać, czy może nie stało się coś złego. Nie miał jednak nastroju na dalsze czekanie. Podniósł słuchawkę, by zadzwonić do kuchni, kiedy ktoś wpadł do środka.
— Przepraszam za spóźnienie — zaczął się szybko tłumaczyć. — Nie mogłem zostawić... — urwał, unosząc głowę i patrząc na mężczyznę przy biurku.
Enrique rozpoznał go od razu, jak tylko znalazł się w gabinecie. Uśmiechnął się do siebie zadowolony. Los nad nim czuwa. Humor od razu mu się poprawił. Chłopak wyglądał komicznie, ale też i uroczo, kiedy był zaskoczony. Miał na policzku ślady mąki. Jednak zdziwienie już powoli mijało.
— To ty! — wykrzyknął Ricardo, odzyskując głos.


Capitulo 7: 29.07.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:58:23 29-07-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na siódmy odcinek


CAPITULO 7.


Bruno wracał właśnie z kortu tenisowego, kiedy dostrzegł, że przed hotelem coś się dzieje. Przyspieszył kroku, chcąc dowiedzieć się, o co chodzi. Zauważył, że ktoś mu pomachał i dopiero wtedy rozpoznał swojego przyjaciela. Kiedy podszedł już na tyle blisko, zobaczył także Raquel, która chyba nie miała zbyt dobrego humoru.
— Dzień dobry — przywitał się z zadowolonym uśmiechem. — Miło cię widzieć Raquel. Pięknie wyglądasz, jak zawsze.
— Dziękuję — odparła chłodno.
— Ana niedługo przyjedzie — wtrącił Pablo. — Sama chciała zająć się swoimi rzeczami.
— W porządku. Ktoś się zaraz wszystkim zajmie, a my chodźmy do waszych pokoi.
Przywołał do siebie kilku pracowników i kazał przenieść wszystkie ich walizki do hotelu. Uśmiechnął się i wszedł do środka pierwszy, nawet nie patrząc czy za nim podążą. Zabrał klucze z recepcji i ruszył dalej.
— Macie do dyspozycji własną sypialnię, łazienkę i przestronny salon. Pablo widziałeś już jak jest u nas. U was będzie podobnie.
— Tak, dziękuję. A co z pokojem dla Any Cristiny?
— Naprzeciwko waszego.
Zatrzymał się przed drzwiami i otworzył je. Uchylił trochę, przesuwając się, by mogli pierwsi wejść do środka. Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, gdy dostrzegł wyraz zdumienia na twarzy Raquel.


— To ty! — wykrzyknął Ricardo, odzyskując głos.
— Tak, to ja. Może sobie usiądziesz?
Chłopak jednak nadal stał w tym samym miejscu. Nie wiedział, co ma zrobić. Patrzył jak ten młody mężczyzna podnosi się z fotela i zbliża do niego z wyciągniętą ręką. Nagle poczuł jak ostrożnie dotyka jego policzka, a potem pociera o niego swoją dłonią. Odskoczył jak oparzony i spojrzał mu w oczy nie rozumiejąc.
— Miałeś ślad mąki. — Wyciągnął rękę przed siebie raz jeszcze. — Zapomnijmy o tym, co wydarzyło się przed hotelem.
— Dobrze proszę pana. — Ścisnął ostrożnie jego rękę i cofnął się.
— Enrique.
— Mam na imię Ricardo.
— Miałem na myśli siebie — zaśmiał się radośnie. — Nie lubię, gdy mówi się do mnie per pan. Zwłaszcza młode osoby, które mogą być mniej więcej w moim wieku.
Rodriguez patrzył jak na policzkach chłopaka pojawia się lekki rumieniec. Zapatrzył się na to przez chwilę. Jeszcze nie widział czegoś takiego, albo raczej kogoś, tak uroczego.
— Przepraszam pro... Enrique.
— W porządku. A teraz… — oderwał wzrok od jego twarzy i spojrzał na zegarek. Uśmiech wpłynął na jego twarz. — Przerwa. Porozmawiamy potem.
— Mam przyjść po przerwie?
— Nie. Nie chcę przeszkadzać ci w pracy. Wpadnij tu jak skończysz zmianę.
— Ale to będzie dopiero po dwudziestej, może nawet później.
— Żaden problem. — Uśmiechnął się tajemniczo. — Możesz już iść.
To mu się nie podobało. Nie chciał przychodzić tu tak późno. Nie powiedział jednak nic i opuścił gabinet. Czuł się dziwnie przez tego człowieka. Dotknął go. Na dodatek potem musiał się zaczerwienić. Sam siebie nienawidził, że czasem tak działali na niego ludzie. Tymczasem Enrique opadł na fotel w gabinecie.
— Ricardo — powtórzył sobie z namysłem. — To będzie bardzo ciekawe.


Kończył się maj. Pogoda dopisywała jak najbardziej. Dni bywały upalne, a noce dość chłodne. Ludzie chętnie skrywali się w cieniu drzew albo pod parasolami. W samym hotelu także było chłodno, głównie dzięki klimatyzacji. Wszyscy pracownicy chętnie zostawali na przerwach w środku.
Victoria zmierzała do pokoju. Było dopiero południe, a czuła się jakby przepracowała już cały dzień. Dostrzegła koleżankę i przyspieszyła.
— Luiza!
Dziewczyna jednak nie zatrzymała się. Ba! Nawet się nie odwróciła w jej stronę. Pobiegła przed siebie, jakby chcąc uniknąć tego spotkania. Czerwonowłosa poszła dalej i spotkała przy drzwiach Marco.
— Widziałeś Luizę? — zapytała wchodząc do środka. — Uciekła, kiedy ją zawołałam.
— Nie męcz jej teraz. Nie ma ochoty na towarzystwo i rozmowy.
— Skąd…? Ty coś wiesz. — Przybrała słodką i niewinną minę. — Powiedz, proszę.
— Tylko nikomu nic nie mów. Nie chcę żeby rozniosło się to po całym hotelu. Wczoraj ona i Fabian się rozstali.
— Co? Jak to? Kto ci o tym powiedział?
Opowiedział jej o zdarzeniu w restauracji, a potem jak rozmawiał z młodym Blanco. Victoria nie mogła w to uwierzyć. Uważała ich za dobraną parę i nie sądziła, że mogłoby do tego dojść. Kto jak kto, ale Fabian pomimo swojego dziwacznego charakteru, zasługiwał na szczęście.
— Może jeszcze się zejdą — westchnęła.
— Zobaczymy. On nie jest do tego zbytnio pozytywnie nastawiony. — Podniósł się z miejsca. — Pójdę pogadać z Enrique.
— Jest u siebie w gabinecie — odezwał się nagle Ricardo. Stał w drzwiach i patrzył na nich uważnie. — Jest trochę dziwny.
Marco roześmiał się słysząc to. Zostawił ich samych. Może teraz uda mu się porozmawiać z bratem. Rano nie miał wcale czasu. Vicky tymczasem opowiadała przyjacielowi o rozstaniu Luizy i Fabiana.


Srebrny, sportowy samochód zajechał przed hotel. Pracownicy, którzy przebywali w tym czasie na zewnątrz spojrzeli z uznaniem na auto. Wysiadła z niego młoda dziewczyna. Miała na sobie krótką, czerwoną sukienkę i szpilki w tymże samym kolorze. Wsunęła okulary we włosy i rozejrzała się uważnie. Jej twarz nic nie wyrażała. Żadnych emocji. Była idealną maską.
Zabrała torebkę i kiedy się odwróciła, stanęła twarzą w twarz z mężczyzną w czarnych okularach. Był wyższy od niej. Od razu go rozpoznała.
— Witaj moja piękna.
— Co ty tu robisz?
— Właśnie zarezerwowałem dla nas pokój. Pamiętasz? — zdjął okulary i przyjrzał się jej uważnie. — Nie chciałaś spotykać się u ciebie w domu.
— Dobrze, dobrze. Pamiętam — machnęła niecierpliwie ręką. — Dlaczego akurat w tym miejscu?
— To najlepszy hotel. Co ci jest? Powiedz mi lepiej, co ty tutaj robisz?
— Mieszkam, ale to nie czas na pogaduszki. Nie mogę cie teraz wszystkiego tłumaczyć. Zawołaj kogoś, żeby zabrał moje walizki.
Nie czekając nawet na odpowiedź, czy się zgodzi na to, założyła okulary i ruszyła do hotelu. Diego wpatrywał się w nią urzeczony. Dopiero kiedy zniknęła w środku, otrząsnął się. Wezwał kilku pracowników i powiedział do kogo należą wszystkie te rzeczy. Dokładnie wiedzieli, gdzie ma być wszystko przeniesione, gdy tylko usłyszeli nazwisko.
Chłopak był bardzo ciekawy o co chodzi. Zabrał jedną z walizek i ruszył za nimi. Kiedy był już blisko jakiegoś pokoju, usłyszał zniecierpliwiony głos Any.
— Ostrożnie! To bardzo cenne rzeczy.
Wszedł do środka i oniemiał z wrażenia.


Marco zabrał z restauracji jeden z wózków z jedzeniem. Postanowił zrobić bratu niespodziankę, a przy okazji pobędzie z nim i pogadają. Ruszył do gabinetu i o mało nie potrąciła Enrique, który zamierzał właśnie stamtąd wyjść.
— Dokąd to? Wracaj do środka, mam obiad.
— Pachnie wspaniale — wciągnął zapach i wszedł do środka z powrotem.
Młodszy Rodriguez przygotował wszystko. Rozstawili się na biurku. Po paru minutach słychać było jedynie uderzenia sztućców o siebie, bądź naczynia. Kiedy skończyli posiłek, Marco posprzątał i podał bratu kawę. Wiedział, że ten ją uwielbia.
— Dzięki bardzo. Wybacz, że dopiero teraz mam dla ciebie trochę czasu.
— W porządku. Wiem jaki jest ojciec. — Uśmiechnął się. — Jak ci idzie?
— To okropne. Nie mam pojęcia jak on to wytrzymuje. Kazał mi wszystko uporządkować, jakby nie mógł zrobić tego ktoś inny. Na dodatek porozmawiać z kierownikami, a sam poszedł sobie na lekcję tenisa. — Westchnął ciężko. — Wyobrażasz to sobie?
— Aż za dobrze — zaśmiał się chłopak, po czym szybko spoważniał. — Musisz do tego przywyknąć.
— Pewnie masz rację. — Upił duży łyk kawy. — Chce jeszcze urządzić kolację. Uczci mój powrót i przeprowadzkę rodziny Riviera.
— Masz na myśli tę rodzinę Riviera? — zapytał Marco zaskoczony.
— Tak. Pewnie pamiętasz Anę Cristinę? Jakże miłą i kochaną dziewczynkę, która bawiła się z nami bez narzekania — stwierdził z ironią, a brat roześmiał się.
— Ojciec nic mi o tym nie mówił — wzruszył ramionami. — Poznałeś już Ricardo, prawda? — zapytał zmieniając temat. — Jest świetnym kucharzem.
— Zgadza się. Będę z nim jeszcze potem rozmawiał. Sprawiał trochę dziwne wrażanie.
— Powiedział o tobie to samo, że jesteś dziwny — roześmiał się po raz kolejny Marco.
Enrique patrzył na niego zamyślony. Popijał swoją kawę i starał się słuchać opowieści brata. Myśli krążyły jednak wokół młodzieńca, którego wcześniej poznał. Musi dowiedzieć się czy ma jakieś szanse. Przez chwilę uśmiechał się do siebie, obmyślając plan.


Wszystko szło po jego myśli, jak do tej pory. Był trochę zmęczony. Po lekcji tenisa pomagał jeszcze Pablo. Cieszył się, że mógł mu wyświadczyć przysługę. Przyjaźń była najważniejsza. Starał się to wpajać swoim dzieciom i sądził, że mu się udało. Uśmiechnął się i wszedł do swoich pokoi. Od razu udał się pod prysznic.
Rozmyślał trochę. Przypomniał sobie jak poznał Pablo. Mieli wtedy po sześć lat i razem usiedli w szkolnej ławce. Dzieliło ich bardzo wiele. On zawsze miał wszystko, a rodzice Riviery nie byli zbytnio bogaci. To jednak mu nie przeszkadzało. Odnalazł w nim bratnią duszę. Potem wszystko potoczyło się samo. Polubili się, a z czasem przerodziło się to w prawdziwą przyjaźń. Nie rozstawali się, aż do czasów studiów. Ich drogi się rozeszły, jednak pozostał kontakt. Przyjaciel stanął na nogi, był zdolny i miał smykałkę do interesów. Potem Pablo poprosił go nawet, by był ojcem chrzestnym Any Cristiny. Nie mógł odmówić.
Bruno uśmiechnął się i wyszedł spod prysznica. Owinął ręcznik wokół bioder i opuścił łazienkę. Skierował się do sypialni. Wszedł do środka, zastając tam Veronicę, która pakowała ubrania.
— Wybierasz się gdzieś? — zapytał cicho.
— Bruno! Wystraszyłeś mnie. — Spojrzała na niego przelotnie i wróciła do pakowania. — Tak. Chyba polecę do Europy.
— Znów? Wróciłaś dopiero dwa dni temu.
— Co z tego? Tutaj i tak nie mam co robić. Chcę korzystać z życia.
— Znajdę ci zajęcie. — Podszedł do szafy i przebrał się. — Przywitałaś się przynajmniej z Enrique?
Kobieta uniosła głowę szybko i spojrzała na niego zaskoczona. Po chwili wróciła jednak do pakowania, jak gdyby nigdy nic.
— Nie. Już wrócił?
— Co z ciebie za matka? — Bruno spojrzał na nią kręcąc głową. — Masz słuszność wyjeżdżając. Nikim i tak się nie przejmujesz tu na miejscu.
— Po prostu byłam bardzo zajęta.
— Jak zawsze. Nigdy nie miałaś dla chłopców czasu. Wiesz co kochanie? — Podszedł i złapał jej brodę między palce. — Jedź i nie wracaj. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Enrique i Marco z pewnością nie odczują żadnej różnicy.
Spoglądał jej w oczy przez chwilę, po czym odsunął się. Nie dostrzegł w nich nic. Żadnego uczucia, które kiedyś widywał tak często. Zabolało go to. Przemierzył sypialnię i przyległy salon. Wyszedł trzasnąwszy drzwiami. Gdzie podziała się kobieta, którą kochał?


— Gotowy? Możemy już iść? — zapytała Victoria, zaglądając do szatni dla mężczyzn.
— Nie mogę z tobą iść. Ten cały Enrique powiedział, że dopiero po pracy ze mną porozmawia.
— Szkoda. W takim razie powodzenia i do jutra.
Zniknęła zanim zdążył odpowiedzieć. Opuścił pomieszczenie i udał się w stronę recepcji. W hotelu o tej porze bywało już cicho i spokojnie. Pożegnał się z Luisem, który właśnie wychodził. Stanął przed drzwiami i zapukał. Od razu usłyszał pozwolenie i wszedł do środka.
Tym razem było tu zupełnie inaczej. W gabinecie panował półmrok. Jedynym źródłem światła była lampka na biurku. Sam Enrique był jakby bardziej rozluźniony, albo może zmęczony. Młody Rey zarejestrował fakt, że pozbył się marynarki i krawata, który zwisał z krzesła. Jego koszula była trochę odpięta przy szyi i mankiety podwinięte do łokcia. Prezentował się bardzo korzystnie. O czym ty myślisz głupku?! — zganił się szybko Ricardo i wymierzył sobie mentalny policzek.
Przez to wszystko nie spostrzegł nawet, że mężczyzna podszedł do niego. Miał go na wyciągnięcie ręki. Patrzył jakoś tak dziwnie. Dostrzegł dziwny błysk w jego oczach.
— W porządku? Usiądź skoro mamy rozmawiać.
— Przepraszam. Jestem tylko trochę zmęczony. — Rey odsunął się. Minął go i usiadł przy biurku.
Enrique uśmiechnął się do siebie. Zabrał z barku butelkę wina i szkło. Odszedł mebel i usiadł naprzeciwko chłopaka. Zauważył jak marszczy czoło na widok butelki. Nalał wina do kieliszków i podsunął mu jeden z nich.
— Jesteś po pracy. Możesz już pić, a lampka dobrego wina przed snem nie zaszkodzi. — Upił łyk. — Pewnie wiesz jakie?
— Mieliśmy rozmawiać — przypomniał, ale spróbował trunku. — Widać oczywiście, że jest czerwone. Wytrawne. Myślę, że wyprodukowane we Włoszech. — Napił się jeszcze odrobinę. — Chianti Classic.
— Brawo. — Uśmiechnął się z tym swoim błyskiem w oku.
Młody Rodriguez przez chwilę pił wino w ciszy, po czym dolał sobie jeszcze. Ricardo stwierdził w duchu, że niezbyt mu się to podoba. Odstawił szklankę na blat biurka. Miał dziwne przeczucia, że ta rozmowa może go porządnie zaskoczyć.
— Powiedz mi coś o sobie — odezwał się nagle.
— Słucham? — zapytał zaskoczony Rey.


Capitulo 8: 05.08.2017 r.


Ostatnio zmieniony przez Gabrysia dnia 18:58:50 29-07-17, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:10:17 05-08-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na ósmy odcinek


CAPITULO 8.


Kolejny dzień spokojnie mijał mieszkańcom miasteczka San Andres. Niektórzy spędzili go bardzo intensywnie. Pracując, przeprowadzając się, bądź w łóżku.
Diego pomagał swojej kochance przynosząc pudła i walizki, które ze sobą przywiozła. Był pod ogromnym wrażeniem jej nowego pokoju, który dostała. Duży, przytulnie pomalowany i gustownie urządzony. Z ogromnym łóżkiem. Miała także przyległą do pokoju garderobę i łazienkę. Odniósł wrażenie, że podoba się jej tu bardziej, niż we własnym domu.
Wspólnymi siłami skończyli wszystko rozpakowywać późnym wieczorem. Dziewczyna nie chciała czekać do następnego dnia, by to zrobić. Ubrania mogłyby się pognieść. Kiedy wszystkie rzeczy był już na swoich miejscach, Ana podeszła do drzwi i przekręciła klucz.
— Co robisz?
— Mam ochotę ci podziękować za pomoc.
Wpatrywał się w nią zachwycony. Zaczęła powoli zsuwać sukienkę w dół, ukazując piersi. Diego uwielbiał, gdy nie nosiła stanika. Stanęła przed nim półnaga i zaczęła go pospiesznie rozbierać. Pochylił się do przodu i pocałował ją namiętnie. Gorliwie odwzajemniała pieszczotę. Kiedy w końcu oboje byli nadzy, upadli na łóżko. Wyrwała mu się z pocałunku i odrzuciła głowę do tyłu, wzdychając. Diego rozsunął jej nogi i powoli dotykał jej kobiecości, wsuwając palce. Ana jęczała i wiła się pod nim z przyjemności. Po kilku minutach pieszczot, poprawił się na łóżku i wszedł w nią pewnym ruchem. Zarzuciła mu ręce na szyję i objęła mocno nogami w pasie. Chłopak zaczął się poruszać, systematycznie zwiększając tempo. Jęki i westchnienia kochanki rozpalały go jeszcze bardziej. Kobieta krzyczała jego imię dochodząc i drapała mocno po plecach. Chwilę później dołączył do niej Diego.


— Słucham? — zapytał zaskoczony Rey.
— Luisa znam prawie od dziecka. Fabiana także już dość długo. Muszę wiedzieć, z kim pracuję.
Enrique patrzył na niego oczekując odpowiedzi. Im więcej się dowie tym lepiej dla jego wspaniałego planu. Musi mieć pewność, że jest jakiś cień nadziei. Nie chciał robić tego wszystkiego na próżno. O charakterze chłopaka już trochę wiedział. Miał za sobą małą próbkę jego możliwości. Podobało mu się to. Ricardo Rey był wart zachodu. Tego był pewien, pomimo wszystko. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że chłopak coś do niego mówił.
— Możesz powtórzyć? — poprosił.
— Powiedziałem żeby pan sobie poczytał mój życiorys, jeśli chce coś o mnie wiedzieć. Tam jest wszystko, co może pana interesować.
— Mówiłem, że nie lubię… — zaczął.
— Wiem. Babcia nauczyła mnie jednak szacunku dla pracodawcy — wpadł mu w słowo. — Coś jeszcze?
— Nie denerwuj się.
— Czy coś jeszcze ma mi pan do powiedzenia? Śpieszę się do domu.
— Spokojnie. Mogę cię potem podwieźć. — Wychylił się do przodu i oparł łokcie o blat biurka. — Jesteś z kimś związany?
— Nie twój interes! — krzyknął chłopak i poderwał się z miejsca. — Nie pozwolę się obrażać i żebyś sobie ze mnie kpił.
Ricardo złapał za kieliszek z winem i wylał jego zawartość prosto w twarz mężczyzny. Później pewnie będzie żałował, ale pozwolił emocjom wziąć górę. Odstawił szkło i wyszedł trzasnąwszy drzwiami najmocniej jak potrafił. Enrique był w szoku. Wiedział, że łatwo nie będzie, ale żeby, aż tak? Podziałało to na niego jeszcze bardziej. Teraz na pewno nie odpuści. Tylko trzeba będzie zmienić taktykę. Wytarł twarz i uśmiechnął się mimowolnie. Co za temperament! — pomyślał.


Bruno nie mógł zasnąć tej nocy. Poczuł wyrzuty sumienia, po tym co powiedział żonie. W głębi duszy nie chciał żeby wyjeżdżała tak często. Nie potrafił jej jednak dobrze tego powiedzieć. Ani zatrzymać. Kochał ją, tak sądził. Zdarzało się im kłócić, ale to normalne. Tak mu się przynajmniej wydawało. Spała teraz spokojnie przy jego boku. Takie noce w ciągu kilku ostatnich lat nie zdarzały się zbyt często.
Ułożył się bliżej żony i odgarnął jej delikatnie włosy z czoła. Była wspaniałą kobietą. Mruknęła coś niezrozumiałego przez sen i nieświadomie wsunęła w jego ramiona. Mężczyzna uśmiechnął się i pocałował ją w głowę.
— Bruno — szepnęła sennie — nie możesz spać?
— Nie, ale ty śpij.
— Dlaczego?
— Myślę o nas. Nie chcę żebyś wyjeżdżała — odparł cicho. — Zostań tu z nami. Chociaż przez jakiś czas.
— Dobrze. Zaśnij teraz już.
Mężczyzna leżał i wpatrywał się w jej twarz. Słuchał jej spokojnego i równomiernego oddechu. Zastanawiał się czy w ogóle zdawała sobie sprawę z tego co mówiła. Poczuł przypływ nadziei, że może jednak zostanie. Wtedy z czasem znów mogłoby by być tak, jak dawniej. Przytulił policzek do jej głowy. Sen w końcu nadszedł.


Po słonecznych i upalnych dniach, zawsze przychodzi załamanie pogody. Zaczynał się czerwiec, więc mieszkańcy San Andres powinni być przygotowani na zmienność natury. O tej porze często było gorąco, a potem nagle zimno. Tego dnia poranek był wyjątkowo ponury. Ciężkie i ciemne chmury wisiały na niebie. Zapowiedź deszczowego i być może burzowego dnia.
Ana Cristina stała przy oknie, krzywiąc się, że pogoda dziś nie dopisywała. Obudziła się sama w łóżku, co też nie poprawiło jej humoru. Przebrała się i zajęła miejsce przy niewielkim stoliku, by zjeść śniadanie. Nie zdążyła zrobić nawet kęsa, kiedy ktoś wparował do środka bez pukania.
— Czy nikt cię nie nauczył, że należy pukać przed wejściem? — odezwała się chłodno Ana.
— Przepraszam. Sądziłam, że panienka już wyszła. To się więcej nie powtórzy.
— Mam nadzieję. Zabieraj się lepiej do sprzątania.
Dziewczyna ukradkiem zacisnęła pięści. Zamknęła za sobą drzwi i zaczęła sprzątać pokój. Wiedziała, że jest obserwowana. Czuła na sobie palący wzrok kobiety. Ana spokojnie zjadła śniadanie, pilnując pokojówki. Już ona dobrze znała takie, jak ta. Chwila nieuwagi i już coś zmalują. Czerwonowłosa starała się nie zaprzątać sobie głowy tą pannicą, która widziała jedynie czubek własnego nosa. W zamyśleniu strąciła łokciem małego aniołka z szafki.
— Głupia dziewucho! — wykrzyknęła Ana, widząc kawałki porcelany na podłodze. — Nie nadajesz się do niczego!
— To było niechcący — tłumaczyła. — Proszę tak do mnie nie mówić.
— Zamknij się. Wynoś się stąd! — Podeszła i szarpnęła Victorię za ramię. — Jeszcze dziś wylecisz z pracy. Już ja tego dopilnuję.
Wypchnęła zdezorientowaną dziewczynę za drzwi tak, że aż wylądowała na podłodze. Zatrzasnęła drzwi z impetem. Podeszła do kawałków aniołka i zebrała je. Już ona pokaże tej małej. Najpierw bezczelne wtargnięcie, a teraz to. Jej ukochana figurka. Schowała wszystko do szkatułki i wyszła. Musi powiedzieć o tym ojcu. Trzeba zająć się tą małą niezdarą.


Fabian szedł właśnie do pracy. Miał jeszcze trochę czasu, więc przechadzał się po łące tuż za hotelem. Liczył, że ojciec Luizy nie zdoła go dostrzec. Nie chciał się tłumaczyć z tego co się stało. Jego była dziewczyna z pewnością opowiedziała wszystko rodzicom. Bardzo lubił państwa Montes. Traktowali go już jak członka rodziny, której sam nigdy nie miał.
Dotarł do stajni i chciał przejść jak najszybciej tylko potrafił. Nie uszedł jednak daleko, gdy usłyszał swoje imię. Zatrzymał się i odwrócił. Przywołał na twarz uprzejmy uśmiech. Pan Montes zmierzał w jego kierunku. Uścisnął mu serdecznie rękę, co bardzo zaskoczyło chłopaka.
— Gdzie się tak śpieszysz chłopcze?
— Chciałem być wcześniej w pracy. Co u państwa? — zapytał uprzejmie.
— W porządku. Kiedy do nas wpadniesz? Od dawna cię nie było. Może jakaś kolacja?
— Przepraszam. — Odwrócił wzrok na budynek hotelu. — Lepiej nie. Teraz, w takiej sytuacji, nie będę już mógł przychodzić w odwiedziny.
— Dlaczego? Jakiej znów sytuacji?
Przeniósł wzrok na Martina. Wyglądał na autentycznie zdziwionego. Czyżby Luiza nic nie powiedziała? Jeśli nie, to dlaczego? O co tu właściwie chodziło? Może żałowała i chciała do niego wrócić? Ta myśl zaczęła napawać do nadzieją. Mimo wszystko postanowił powiedzieć prawdę.
— Pana córka ze mną zerwała. Nie wiedział pan o niczym?
— Jak to zerwała? Co znów jej do głowy strzeliło? — Złapał się za głowę. — Nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia z Natalią.
— Mówiła, że musimy od siebie odpocząć. Muszę już iść.
— Tak, rozumiem. Porozmawiam z nią o tym. Byliście taką piękną parą.
Chłopak uśmiechnął się ostrożnie. Pożegnał się i oddalił w stronę hotelu. Może coś się zmieni, jeśli ojciec z nią porozmawia. Z początku niechętny, teraz cieszył się z tego spotkania.


— To już koniec — powiedziała Victoria.
Ricardo i Marco odwrócili się w jej stronę, jak na komendę. Westchnęła cicho i weszła do kuchni. Zajęła miejsce przy małym stoliku i zobaczyła, że patrzą na nią nic nie rozumiejąc. Westchnęła głęboko po raz kolejny. Młody Rodriguez podszedł i usiadł przy niej.
— Co się stało? Koniec z czym?
— Z pracą. Jeszcze dziś ją stracę — powiedziała. Patrzyła na nich smutnym wzrokiem.
— Jak to? — zawołał zaskoczony Ricardo. — To niemożliwe.
Pokiwała powoli głową i przez chwilę milczała. W końcu zaczęła opowiadać im, co wydarzyło się tego ranka. Tłumaczyła, że zbicie figurki było zupełnie przypadkowe. Zaciskała dłonie na kolanach i bawiła się rąbkiem fartuszka. Wspomniała także o groźbach panienki Riviery.
— Nie zwolnią cię, nie mogą.
— Właśnie. Porozmawiam o tym z Enrique. Na pewno coś poradzi. Zna Anę i wie jaka potrafi być okropna.
— Dziękuję. — Ścisnęła lekko jego rękę. — Jest podła i złośliwa.
— Nie martw się. Staniemy za tobą murem — zapewnił gorliwie Ricardo.
— Lepiej nie narażać się mojemu ojcu. Jeśli się rozzłości mogłoby być nieciekawie. Zostawcie to mi. Zajmę się tą sprawą.
— Ricardo nie wtrącaj się, proszę. Potrzebujesz tej pracy.
Czerwonowłosa podniosła się z miejsca. Młody Rey dostrzegł spojrzenie kolegi. Troskliwe? Uśmiechnął się pod nosem, pomimo sytuacji w jakiej się teraz znaleźli.
— Na razie wrócę do pracy. Wy też lepiej i dziękuję.
Opuściła szybko kuchnię. Marco zerwał się z miejsca. Zanim wybiegł za nią, mruknął coś, że musi porozmawiać o wszystkim z bratem. Ricardo przez chwilę myślał o nim. Szybko wyrzucił jednak jego obraz z głowy. Zrobi wszystko, żeby przyjaciółka pozostała w pracy. Nawet, jeśli będzie znów musiał stanąć przed Rodriguezem.


Capitulo 9: 12.08.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:04:27 12-08-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na dziewiąty odcinek


CAPITULO 9.


Veronica zbudziła się dość późno. Przesunęła dłonią po zimnej poduszce i pościeli po stronie męża. Uniosła się trochę i dostrzegła, że przysłał jej wózek z jedzeniem. Skrzywiła się, przypominając sobie, co powiedział poprzedniego dnia Bruno. Było jej przykro z tego powodu. Zrobi to, czego zażądał. Wstała pospiesznie i przebrała się. Nie tknęła niczego. Zabrała w szafy walizkę i zaczęła wrzucać do niej ubrania, jak popadnie.
Zajęta pakowaniem nie usłyszała, że ktoś wszedł do salonu obok. Wzięła wszystkie pieniądze ze swojej skrytki i dobrze schowała. Złapała za obie walizki i wychodząc z pokoju, natknęła się na kogoś. Spojrzała zaskoczona na swoją przyjaciółkę.
— Co ty tu robisz?
— Chciałam z tobą porozmawiać. — Rzuciła okiem na jej bagaże. — Wyjeżdżasz?
— Tak. Lecę do Europy. Nie wiem kiedy wrócę, może nigdy. Jeśli chcesz możesz polecieć ze mną. Co ty na to?
Raquel odsunęła się od niej trochę i usiadła na kanapie. Czuła, że teraz w końcu nastąpi moment, kiedy będzie musiała powiedzieć prawdę. Nie ma pieniędzy. Przez myśl przeszło jej, że nie da się tak łatwo do końca upokorzyć. Podkoloryzuje trochę wszystko i będzie dobrze. Nikt nie musi wiedzieć, że kłamie.
— Bardzo bym chciała. Pablo jednak nie chce dawać mi pieniędzy na podróże. Zablokował wszystkie moje karty — powiedziała smutnym głosem.
— Pożyczę ci. Nie chcę sama wyjeżdżać. Idź się spakować i nie martw się o pieniądze. Bruno chce się mnie pozbyć, więc nie będzie oszczędny.
— Dziękuję. Jesteś najwspanialszą i najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałam.
Kobieta podniosła się z miejsca i podeszła uścisnąć Veronicę. Uśmiechnęła się do siebie zadowolona, że nie będzie musiała tu siedzieć. Podziękowała jej jeszcze raz i szybko pobiegła do siebie, żeby się spakować.


Młody mężczyzna właśnie szykował się do wyjścia. Wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. Niechętnie włożył garnitur, a tym bardziej krawat. Jak ludzie mogą tak się ubierać? — zastanawiał się. — To cholernie niewygodne. Muszę o tym pogadać z ojcem.
Pomimo wszystko, miał nawet dobry humor. Po starciu z Ricardo poprzedniego dnia sporo myślał. Postanowił zmienić trochę taktykę. Po raz kolejny. Wychodził właśnie z pokoju, kiedy nagle Marco wepchnął go z powrotem do środka. Spojrzał na niego z wyrzutem i niezrozumieniem. Poprawił ubranie. Pozazdrościł bratu, że może na siebie zakładać co tylko zechce.
— Nieźle się wystroiłeś — zażartował Marco.
— Nie przeginaj. Chcesz czegoś ode mnie?
— Musisz wstawić się za Victorią u ojca. Ciebie na pewno posłucha.
— No dobrze, ale dlaczego? Nic z tego nie rozumiem.
— Wszystko przez Anę Cristinę. — Usiadł na łóżku i spojrzał na brata. — To trochę skomplikowane.
— Mów — rozkazał.
Przysunął sobie krzesło bliżej niego i spojrzał uważnie, czekając. Marco zaczął mu wyjaśniać wszystko to, czego dowiedział się od Victorii. Co chwilę powtarzał prośby, aby Enrique mu pomógł. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie.
— Dlaczego, aż tak ci na tym zależy? To tylko pokojówka. Jedna z wielu.
— Ja... To... — urwał.
Poderwał się zmieszany i stanął przy drzwiach.
— Pomożesz mi czy nie?
— Pogadam z ojcem. Nie możesz stracić w końcu swojej dziewczyny — zaśmiał się.
— Nie jest moją dziewczyną. Przestań się ze mnie nabijać. — Otworzył drzwi i spojrzał przez ramię. — Dzięki bracie.
Opuścił pokój pospiesznie. Enrique podniósł się z krzesła i także wyszedł. Jeśli będzie pierwszy i o wszystkim opowie ojcu, powinno pójść łatwo. Gorzej, jeżeli Ana już zdążyła się poskarżyć. Pewnie przy tym coś nawymyśla. Pokręcił głową i westchnął.


— Szybciej — rozkazała dziewczyna.
— Już, już. Dlaczego najpierw nie wytłumaczysz mi o co chodzi?
— Za chwilę — mruknęła niecierpliwie.
Pablo dał się wyciągnąć córce z pokoju. Co chwilę szarpała go za ramię, by się pospieszył. Czasem jej nie poznawał. Potrafiła być dystyngowaną kobietą. Zdarzało się jej jednak, że zachowywała się jak małe dziecko. Choćby teraz. Prosiła, nie wręcz zażądała, by zaprowadzić ją do gabinetu dyrektora. Oboje stanęli przed drzwiami. Ana nie trudziła się pukaniem. Wparowała do środka i stanęła przed biurkiem. Wsparła się dłońmi o mebel. Pablo wszedł za nią i spojrzał na przyjaciela przepraszająco. Bruno uniósł głowę i spojrzał na dziewczynę pytająco.
— Żądam wyrzucenia tej głupiej dziewuchy. Ma dwie lewe ręce. Do niczego się nie nadaje.
— Proszę, uspokój się. Nie obrażaj moich pracowników — powiedział spokojnie. — Usiądź i wyjaśnij co się stało?
— Jak to co? Ta... — ledwie powstrzymała się od kąśliwej uwagi — służąca, najpierw wpadła do mojego pokoju jak do siebie, a potem zbiła moją figurkę. To niedopuszczalne!
— Zwróci ci pieniądze i przeprosi.
— Nie. To była moja ulubiona figurka. Nie chcę jej tu więcej widzieć! — krzyknęła i tupnęła nogą ze złości.
Bruno rzucił krótkie spojrzenie przyjacielowi. Wzruszył on bezradnie ramionami. W pojedynkę starał się przekonać dziewczynę do zmiany zdania. Nie chciał zwalniać Victorii. Do tej pory dobrze się spisywała. Ana Cristina była jednak bardzo uparta. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że ze swoim charakterem nie jest podobna do żadnego z rodziców.
Rozmyślanie przerwało mu pojawienie się Enrique. Stanął w drzwiach, opierając dłoń na klamce. Patrzył na zebrane towarzystwo. Po chwili uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową.
— Czyżbym spóźnił się na przedstawienie?


Luiza postanowiła wziąć kilka dni wolnego. Odpocznie sobie i będzie mogła przemyśleć wszystko, co się do tej pory wydarzyło w jej życiu. Przy okazji nie będzie musiała widywać Fabiana. Musi zastanowić się, jak powiedzieć rodzicom o tym, że już nie są razem. Walnie im prosto z mostu, że go nigdy nie kochała? Albo coś odnośnie tego, czego od niej oczekiwał? Czego nie mogła mu dać i nie da?
Usłyszała głos matki, by zeszła do kuchni. Podniosła się niechętnie z łóżka i wyszła z pokoju. Kiedy weszła do pomieszczenia, zaskoczyło ją to, że ojciec siedzi przy stole. Nigdy nie jadał obiadów w domu. Minę też miał nietęgą.
— Siadaj — odezwał się chłodno. — Musimy porozmawiać.
— O co chodzi? — zapytała niepewnie i usiadła przy stole. — Dlaczego jesteś w domu?
— Rozmawiałem z Fabianem. Dlaczego nic nam nie powiedziałaś o tym, że już z nim nie jesteś? — zapytał puszczając jej pytanie mimo uszu.
— Ja... Chciałam poczekać na dobry moment.
— Martin, co się tak właściwie i dokładnie stało? — zapytała żona.
— Twoja głupia córka z nim zerwała — wybuchnął. — Sama pewnie nawet nie wie dlaczego. Coś ty sobie myślała?!
Dziewczyna poczuła się urażona. Zamiast jej bronić, stanął po jego stronie. Było jej przykro i do oczu napłynęły łzy. Woleli Fabiana, niż własną córkę. To było do przewidzenia. Natalia widząc pierwsze krople na policzkach, podeszła do córki i przytuliła ją. Głaskała powoli po głowie. Spojrzała z wyrzutem na męża.
— Nie mów tak do niej. Na pewno miała jakiś ważny powód.
— Akurat — prychnął. — Zrobiła to dla głupiego kaprysu!
— Nie! On chciał... — pociągnęła nosem i spojrzała wilgotnymi oczami na ojca. — Chciał mnie wykorzystać. Dlatego nic wam nie powiedziałam!
Zdawała sobie doskonale sprawę, że przegięła. Nie chciała jednak, by znów cała wina spadła na nią. Patrzyła na ojca i szok jaki odmalował się na jego twarzy. Kiedy tylko się otrząsnął, ruszył do wyjścia.
— Zabiję go! — rzucił i trzasnął drzwiami.


Przyjaźń. Któż z nas o niej nie słyszał? Jedynie nieliczni mieli sposobność zasmakować tego wspaniałego uczucia. Prawdziwy przyjaciel to największy dar i skarb od Boga. Przyjaźń rozwija się powoli i rośnie z każdym dniem. Nasza więź się umacnia i każda spędzona chwila jest dla nas bardzo ważna.
Ricardo nie mógł skupić się na gotowaniu. Nie, kiedy jego powierniczka miała kłopoty. Bardzo chciał jej jakoś pomóc. Odstawił naczynia na bok i poprosił innego kucharza, by za niego dokończył. Upewnił się, że jest czysty i wyszedł z kuchni. Szybkim krokiem zmierzał w stronę gabinetu. Przy recepcji nie było Luisa. Jedynie kilku gości kręciło się po holu. Przyłożył ucho do drzwi, by dowiedzieć się o decyzji w sprawie Victorii. Usłyszał znajomy głos za drzwiami.
— Przecież doskonale wiesz jaka ona jest. Niech sobie nie myśli, że może wszystko. Nie możesz spełniać jej każdej zachcianki, nawet jeśli jesteś jej ojcem chrzestnym.
— Licz się ze słowami! — zawołała kobieta.
— Ta dziewczyna zrobiła to niechcący. Nigdy nie było z nią problemów. Musisz wybrać. Jeśli spełnisz jej głupi kaprys, nie będę ci pomagał. Moja noga więcej nie postanie w tym gabinecie — zagroził ojcu poważnym głosem.
W pomieszczeniu nastąpiła chwila ciszy. Przyłożył ucho bardziej i czekał. Po paru minutach odezwał się Bruno.
— Victoria zostaje. Przeprosi cię i zwróci pieniądze za figurkę. Nie chcę już więcej dyskusji — dodał szybko, widząc jak Ana już otwiera usta.
Usłyszał jeszcze złośliwy komentarz dziewczyny, kiedy chwilę później otworzyła drzwi i odepchnęła go mocno, by móc przejść. Była bardzo zdenerwowana. Wylądował na podłodze i patrzył jak za nią wybiega dwóch mężczyzn. Po chwili dostrzegł nad sobą wyciągniętą dłoń. Uniósł głowę i zobaczył uśmiechniętego Enrique.
— Może pomóc?


Luis spędził popołudnie na rozmowach kwalifikacyjnych w sprawie pracy na stanowisko instruktora golfa. Siedział w pokoju przy recepcji. Rozmawiał głównie z mężczyznami, jednak ich doświadczenie mu nie odpowiadało. Zostawiali mu swoje życiorysy, by potem mógł w razie potrzeby je porównać i zadzwonić. Kiedy wychodził kolejny z nich mówił, by poprosić następną osobę.
Przeglądał podania uważnie, kiedy do środka weszła młoda kobieta. Uniósł głowę i oniemiał z wrażenia. Wysoka, szczupła i z długimi nogami kobieta stała przed nim. Miała na sobie krótką sukienkę w niebieskim kolorze, która podkreślała jej lekko kręcone, blond włosy. Usiadła naprzeciwko, zakładając nogę na nogę. Pochyliła się trochę do przodu.
— Wszystko w porządku? — zapytała uprzejmie.
— Tak, jak najbardziej. — Otrząsnął się szybko i spojrzał jej w oczy. — Z kim mam przyjemność?
— Sara Garcia. To mój życiorys — powiedziała, podając mu go.
Zaczął uważnie go studiować. Zerkał od czasu do czasu na dziewczynę. Miała bardzo dobre referencje. Była zdolna, inteligenta i do tego tak bardzo piękna. W jej przypadku uroda i inteligencja z pewnością szły w parze. Od razu mu się spodobała.
— Jest pani najlepsza ze wszystkich kandydatów. Proszę teraz tylko porozmawiać z naszym szefem. Umówię spotkanie.
— Dziękuję bardzo. Mam tylko nadzieję, że nie będzie się ślinił na mój widok tak, jak pan — rzuciła kąśliwie.
Podniosła się i spojrzała na niego z wyższością.
— Nie ślinię się! — zawołał oburzony. Zdenerwował się i również wstał. — Jutro w południe odbędzie się spotkanie.
— Dobrze. Do widzenia.
Złapała torebkę i ruszyła do drzwi. Luis patrzył na jej rozkołysane biodra. Zastanawiał się, czy nie zrobiła tego specjalnie. Nim opuściła pomieszczenie obróciła się, by spojrzeć na niego. Zaśmiała się głośno widząc jego minę i wyszła. Kiedy zniknęła rzucił papiery na stolik. Jak mogła go tak potraktować? — zastanowił się. — Jeszcze jej pokaże. Zdobędę ją szybko, a potem rzucę. Każda z nich tylko na to zasługiwała.


Capitulo 10: 19.08.2017 r.


Ostatnio zmieniony przez Gabrysia dnia 10:39:33 12-08-17, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:26:04 19-08-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na dziesiąty odcinek


CAPITULO 10.


— Może pomóc?
Ricardo sięgnął po wyciągniętą rękę i podniósł się. Stali blisko siebie, patrząc sobie w oczy. Chłopak chciał zabrać dłoń, jednak Enrique ścisnął ją mocniej. Rey dostrzegł w jego spojrzeniu coś dziwnego, jakby drapieżnego. Wyszarpnął się szybko i cofnął o krok do tyłu.
— Dziękuję za pomoc w sprawie Victorii.
— Żaden problem. Zrobiłem to na prośbę mojego brata — powiedział i uśmiechnął się. — Choć gdybyś to ty do mnie przyszedł, też bym ci nie odmówił.
— Proszę sobie ze mnie nie żartować. Nie obchodzi mnie, dlaczego pan to zrobił. Najważniejsza jest Victoria i to, że zostaje.
— Jest twoją dziewczyną? — zapytał trochę zbity z tropu.
— Nie twój interes. Podziękowałem i to powinno ci wystarczyć.
— Jednak mówisz mi na ty — zaśmiał się dźwięcznie. — Może jednak przyjdziesz do mnie jeszcze raz? Dziś wieczorem? Porozmawiamy.
Chłopak zmrużył oczy. Nie podobało mu się to, jak ten typ go traktuje. W dodatku w jego towarzystwie nie może się skupić i zapanować nad tym co mówi. Postąpił krok do przodu.
— Daj mi spokój i przestań drażnić.
Wepchnął go z całej siły do gabinetu. Patrzył zadowolony, jak ląduje na podłodze. Odwrócił się na pięcie i odszedł szybko. Enrique obserwował go, jak oddala się pośpiesznie. Nie mógł uwierzyć, że się na to zdobył. Teraz był zupełnie pewien, że ta gra jest warta jego całego zachodu.


Marco zmierzał szybko do kuchni. Przeczuwał, że tam może znaleźć Victorię. Potrącał pracowników i gości po drodze. Przywitał się pospiesznie z Fabianem i wpadł do pomieszczenia. Było tam prawie pusto. Rozejrzał się i dostrzegł przy stoliku dziewczynę. Trzymała w dłoniach chusteczkę i bawiła się nią.
— Rozmawiałem właśnie z ojcem. Zostajesz z nami.
— Naprawdę? — pisnęła i zerwała się z miejsca, by rzucić mu się na szyję.
— Tak. Musisz jednak przeprosić Anę i zwrócić jej pieniądze za tą figurkę.
— Nie mam innego wyjścia, prawda? Oddam jej ile tylko będzie chciała, ale muszę przepraszać? Nie jestem winna, a na dodatek mnie obrażała.
— Wiem o tym — odsunął się i spojrzał dziewczynie w oczy. — Zrób to. Chcę żebyś tu została.
— No dobrze. Dziękuję ci za pomoc — powiedziała, przytulając go. — Znajdę Ricardo, żeby mu o tym powiedzieć. Na pewno się ucieszy.
Wybiegła z kuchni, śmiejąc się radośnie. Popatrzył za nią uważnie. Każdego dnia podobała mu się coraz bardziej. Musi coś zrobić, żeby ją zdobyć. Postanowił sobie, że podpyta brata o te sprawy. W końcu, kto będzie wiedział lepiej, niż Enrique? Musi być najlepszy, skoro ma opinię podrywacza. Pewnie dobrze doradzi, tym bardziej własnemu bratu.


Kierowanie hotelem nie jest łatwe, proste i przyjemne, jak mogłoby się zdawać. Trzeba decydować o ważnych sprawach, finansach i w razie potrzeby rozstrzygać spory. To ostatnie nigdy nie jest takie łatwe. Każda podjęta decyzja może nie odpowiadać drugiej stronie. Co by nie zrobić, zawsze będzie źle i któraś ze stron będzie niezadowolona.
Bruno nie przepadał za takimi sytuacjami. Udał się do pokoju, by porozmawiać z żoną. Zaskoczyła go jednak cisza panująca w pomieszczeniu. Przeszedł do sypialni i nie zastał tam Veronicii. Na środku stał wózek z jedzeniem, które było nietknięte. Jego uwagę zwróciła otwarta szafa. Podszedł i zobaczył, że jest pusta. Wszystkie ubrania kobiety zniknęły. Wycofał się szybko i pobiegł do recepcji.
— Dobrze, że pana widzę. Chodzi o to… — zaczął Luis, gdy tylko go zobaczył.
— Nie teraz — uciszył go szybko. — Widziałeś moją żonę?
— Tak. Wychodziła przed chwilą z tą drugą panią, żoną pana Pabla. Obie miały ze sobą walizki, ale nie chciały, by im pomóc.
Odwrócił się i patrzył jak szef szybko zmierza do wyjścia. Dostrzegł Enrique w drzwiach gabinetu, który także od razu pospieszył za ojcem. Montes wzruszył ramionami i wrócił do pracy.
Tymczasem przed hotelem Raquel i Veronica pakowały swoje walizki do taksówki. Blondynka już miała wsiadać, kiedy ponad ramieniem przyjaciółki zobaczyła jej męża. Kilka metrów za nim, stali obaj synowie. Szturchnęła ją w ramię i sama wsiadła do auta. Czarnowłosa odwróciła się w stronę hotelu. Zobaczyła Bruno, a po obu stronach, z dłońmi na jego ramionach, synów. Czuła, że będzie za nimi bardzo tęsknić. Takie wyjście jest jednak dla wszystkich najlepsze. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Wsiadła pospiesznie do taksówki. Powiedziała dokąd jechać i taksówkarz ruszył.
Bruno patrzył na tę scenę niedowierzając. Odeszła tak bez słowa. Nie pożegnała się nawet z własnymi dziećmi. Prosił, by została, ale chyba już dawno przestał się dla niej liczyć. Wolała uciec stąd, jak tchórz. Poczuł cisnące się do oczu łzy. Deszcz zaczął padać coraz bardziej. Marco wraz z bratem poprowadził ojca w stronę hotelu.


Ana Cristina zakradła się do recepcji i ukryła za kontuarem. Wyciągnęła księgę gości i rozłożyła na kolanach. Wodziła palcem po papierze w poszukiwaniu znajomego nazwiska. Sprawdziła dokładnie, w którym pokoju mieszka i przemknęła się ukradkiem w stronę windy. Poprawiła ubranie w środku i pojechała na górę. Posyłała mężczyznom uwodzicielskie uśmiechy, jeśli któryś wsiadł do windy, bądź z niej wysiadał.
Była zdecydowana wykorzystać swoją złość w łóżku z Diego. Najpierw jednak nauczy go, że nie powinien nagle znikać z jej pokoju. Nie jest pierwszą lepszą, którą może przyjść i wziąć, a potem odejść nad ranem. Stanęła przed drzwiami pokoju i zapukała. Kiedy tylko jej otworzył, odepchnęła go mocno i weszła do środka. Wyjrzał na korytarz i zamknął drzwi na klucz. Odwrócił się do niej trochę zaskoczony.
— Co się dzieje? Coś nie tak?
— Wszystko jest nie tak. Siadaj. — Pociągnęła go za rękę i pchnęła z całej siły na fotel.
— Chcesz rozpędzać złe myśli kochanie?
— Potem. — Machnęła niecierpliwie ręką. — Upokorzyli mnie. Stanęli po stronie jakiejś beznadziejnej pokojówki.
— O czym ty mówisz?
— Przed chwilą ci powiedziałam. Czy do ciebie nic nie dociera? Rusz trochę tę swoją pustą głową — warknęła. Zaczęła chodzić w tę i z powrotem. — Zbiła moją figurkę i nie chcą jej wyrzucić.
— Daj sobie z tym spokój. Jeszcze się jej odpłacisz za to. Coś wymyślisz. — Złapał ją za rękę, kiedy przechodziła obok niego. — Zajmij się lepiej czymś bardziej pożyteczny.
— Myślisz tylko o jednym, prawda? — Zbliżyła się. — Nigdy mnie więcej nie zostawiaj samej w łóżku. Ostrzegam cię.
Roześmiał się głośno, co potwierdziło jej pierwsze słowa. Pokiwał poważnie głową rozumiejąc jej ostrzeżenie. Rozluźniła się i zbliżyła bardziej. Pochylając się nad nim, sięgnęła do spodni, rozpinając je. Diego uniósł się, patrząc jej w oczy. Zsunęła z niego zbędną część garderoby razem z bokserkami. Uśmiechnęła się uwodzicielsko. Kiedy zamierzała na nim usiąść, chłopak dostrzegł, że nie miała na sobie bielizny. Wsparła się kolanami o oparcie fotela i opuściła w dół, ocierając się o jego męskość. Diego sięgnął dłonią pod jej sukienkę i zaczął pieścić. Zamknęła oczy i zagryzła wargę. Po chwili uniosła się odrobinę, by za chwilę opuścić się powoli w dół, czując jak jego męskość powoli wnika w nią z każdym ruchem. Usłyszała, jak Diego zaczyna pojękiwać. Wypuściła głośno powietrze i pocałowała go mocno. Powierciła się chwilę, po czym zaczęła się szybko unosić i opadać. W takich chwilach zapomnienia, przestawała w ogóle myśleć o zmartwieniach.


Bracia Rodriguez odprowadzili ojca do sypialni. Nie mogli pojąć, dlaczego ich matka odeszła. Tak, po prostu. Zostawili go w towarzystwie przyjaciela, który zapewnił, że dobrze się nim zajmie. Rozstali się przy pokoju Marco. Chłopak zapewnił, że przyjdzie za chwilę, jak tylko się przebierze. Enrique przeszedł do końca korytarza i wszedł do siebie.
Było mu żal ojca. Nie sądził, że matka może postąpić w taki sposób. Nigdy jej przy nim nie było. Zawsze tylko nianie się nim opiekowały, albo tata. On zawsze był i można było na niego liczyć i polegać. We wszystkim. Często zostawiał sprawy hotelu, by móc z nimi choć trochę pobyć i pobawić się, kiedy byli jeszcze dziećmi. Zupełnie obojętny był mu wyjazd tej kobiety, która nosiła miano jego matki. Ona nie interesowała się nim, on nią. Już od dawna.
Zaczął się powoli rozbierać, myśląc nad tym wszystkim. Krążył po pokoju w samych bokserkach. Wszedł na chwilę do łazienki i kiedy ją opuścił, zobaczył Marco na swoim łóżku.
— Szybki jesteś — zauważył.
— W przeciwieństwie do ciebie – na pewno.
— Co o tym wszystkim myślisz? — zapytał poważnie Enrique.
— Myślę, że najpierw powinieneś się ubrać. Nie lubię rozmawiać, jak chodzisz przede mną prawie nagi.
Mężczyzna rzucił bratu karcące spojrzenie. Wyciągnął z szafy szlafrok i nałożył go. Usiadł w fotelu naprzeciwko łóżka i spojrzał na niego pytająco.
— Nie podoba mi się jej zachowanie. Choć czegóż, by innego można się było po niej spodziewać? Zawsze myślała tylko o sobie. Szkoda mi taty. Powinniśmy przy nim być.
— Masz rację. Zachowała się podle. A co do ojca, to Pablo jest jego najlepszym przyjacielem. Tego mu teraz potrzeba najbardziej. Poza tym jest w takiej samej sytuacji — zauważył.
— Ale my jesteśmy jego synami. Musimy go wspierać. — Marco podciągnął nogi do piersi i objął je ramionami. — Chciałeś jeszcze o czymś pogadać?
— W zasadzie tak. Muszę cię ostrzec. Ta twoja panienka ma chłopaka, więc uważaj.
— Co? Victoria? Niemożliwe. Skąd ci to przyszło do głowy? — ożywił się.
— Myślę, że jest nim ten cały Ricardo. Podsłuchiwał w jej sprawie. Musi być między nimi coś poważniejszego. Inaczej chyba, by się nie narażał.
— Są przyjaciółmi. On nic do niej nie ma — powiedział pewnie i uśmiechnął się. — Vicky mówiła mi w tajemnicy, że Ricardo nie ma nikogo. Poza tym podobno nigdy też się nie zakochał, a ją traktuje jak młodszą siostrę.
— Ach tak — odpowiedział z tajemniczym uśmiechem Enrique. — Jesteś wielki braciszku. Naprawdę.
Marco patrzył na niego zdziwiony, nie bardzo rozumiejąc jego słowa. Wzruszył ramionami i starał się zmienić temat. Enrique jednak nie bardzo dał się wciągnąć w dalszą rozmowę. Coraz bardziej upewniał się w chęci zdobycia tego, czego chce. Powinno pójść łatwiej i szybciej, niż do tej pory sądził. Przy okazji zdobył kopalnię wiedzy w postaci brata.


Capitulo 11: 26.08.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:22:08 26-08-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na jedenasty odcinek


CAPITULO 11.


Pablo widział z okna, jak jego przyjaciel był prowadzony przez synów. Poszedł za nimi, by móc mu towarzyszyć. Sam też nie czuł się zbyt dobrze. Nie przypuszczał, że Raquel może tak postąpić. Zapewnił chłopców, że zajmie się ich ojcem. Kiedy wrócił do jego sypialni, zobaczył Bruno na podłodze z butelką tequili. Zamknął drzwi i podszedł do niego, by usiąść obok. Ścisnął go za ramię.
— Jestem przy tobie. Pomogę ci, tylko już nie pij.
Spróbował wyjąć mu z dłoni prawie pustą butelkę. Po kilku mocniejszych szarpnięciach mu się udało.
— Zostaw mnie. Nic już nie da się zrobić — wypowiedział z trudem.
— Mamy podobną sytuację. Rozumiem cię. Wstańmy, położysz się i trochę prześpisz.
Mężczyzna przekręcił się trochę tak, że teraz klęczał. Spróbował go podnieść. Wyczuł, że Rodriguez ma przemoczone ubranie. Złapał go pod ramiona i uniósł do góry. Podciągnął trochę i posadził na łóżku. Przewrócił się od razu na plecy i patrzył trochę zamroczonym wzrokiem. Bruno chwycił dłoń przyjaciela i nie chciał puścić.
— Nie zostawiaj mnie. Proszę.
— Nie zrobię tego. Jesteś okropnie mokry. Muszę cię rozebrać, bo inaczej się przeziębisz.
Riviera pomógł mu się unieść i zaczął rozpinać jego koszulę niepewnie. Mężczyzna wsparł głowę o jego ramię. Czuł ciepły oddech, który owiewał mu szyję. Rozebrał go od pasa w górę. Sięgnął do paska i rozpiął go. Drżały mu ręce. Wzdrygnął się, kiedy poczuł dłoń Bruno na swojej. Uniósł głowę i spojrzał mu pytająco w oczy. Były lekko zamglone od alkoholu. On sam wciąż jednak był świadomy tego, co się dzieje.
— Pamiętasz? — zapytał cicho.
Pablo zamarł. Nie mógł odnaleźć odpowiednich słów. Wszystko pamiętał. Bardzo dokładnie i nigdy nie zapomni. Noc sprzed lat przewijała się w jego umyśle, klatka po klatce, jak w filmie. Delikatne, niepewne pocałunki. Ostrożny dotyk dłoni na skórze. Pełne pożądania spojrzenia. Wspomnienie tamtej nocy wróciło ze zdwojoną siłą.


Pogoda z godziny na godzinę coraz bardziej się pogarszała. Niebo pokryte było ciemną warstwą chmur. O szyby uderzały ciężkie krople deszczu. Ricardo skończył już pracę i czekał na przyjaciółkę. Było już dość późno, a nie chciał, by wracała sama do domu. Obserwował przestrzeń przed hotelem. Z kilku latarni paliło się blade światło i oświetlało drogę. Usłyszał za sobą kroki i odwrócił się sądząc, że to może być Victoria. Dostrzegł jednak Fabiana, który zatrzymał się tuż przed nim.
— Dobrze, że jeszcze jesteś.
— Coś się stało? — zapytał poważnie.
— Nic takiego. Jutro ma odbyć się rodzinna kolacja Rodriguezów. Dostałem właśnie potwierdzenie.
— No dobrze. Przygotuję coś dobrego, jednak na przyszłość niech wcześniej coś powiedzą, a nie na ostatnią chwilę.
— Ty tylko gotujesz, więc się lepiej postaraj, by była to porządna kolacja. Wybierz coś dobrego, a potem się ze mną skonsultuj. Na razie.
Rey patrzył za nim, kiedy chłopak wracał w stronę hotelowej restauracji. Coraz bardziej zaczynał wątpić, że może go kiedyś polubić. Wymądrzał się i we wszystko mieszał. Sam dobrze potrafi sobie poradzić. Z nikim nie będzie się konsultował, ani pytał o zdanie. Kuchnia to jego królestwo i terytorium. Nikt nie będzie mu się w niej rządził. Uderzył pięścią w otwartą dłoń.
— Co ty robisz? — odezwała się Victoria, przyglądając mu się uważniej.
— Nic, nic takiego. Chodźmy lepiej.
— Mam parasol. Bądź grzeczny to się może pod nim zmieścisz.
Pokręcił głową z uśmiechem i razem opuścili hotel. Ruszyli ostrożnie przez drogę pełną kałuż. Trzymali się blisko siebie, by parasol jak najlepiej chronił ich przed deszczem. Nie dostrzegli, że w jednym z hotelowych pokoi pali się światło. Nie wiedzieli też, że ktoś bacznie obserwował ich drogę.


Nie tylko dwójka przyjaciół kończyła pracę o tej porze. Kilkanaście minut później z hotelu wyszedł Fabian. Nakrył głowę kurtką i starał się, jak najszybciej przebyć drogę do domu. Przez szum deszczu i ciemność na dworze, nie wiedział, że ktoś za nim podąża. Minął oświetloną drogę przy hotelu. Postanowił pójść na skróty, więc przyspieszył.
Deszcz zacinał mu coraz bardziej w twarz. Zdał się na wyczucie krocząc przez ścieżkę. W pewnym momencie poczuł mocne szarpnięcie za ramię. Obrócił się i dostał pięścią prosto w nos. Przewrócił się w błoto. Nie potrafił dokładnie zobaczyć, kto go uderzył. Czuł tępy ból, który na chwilę przyćmił zdolność myślenia. Jęknął dotykając nosa. Ktoś szarpnął go za koszulę do góry i wymierzył kolejny cios w twarz, a potem dwa kopniaki w brzuch.
— To za moją córkę — wysyczał znajomy głos.
— Pan... Pan Martin? — zapytał krzywiąc się z bólu i wypluwając krew.
— Nigdy więcej się do niej nie zbliżaj. — Mężczyzna kopnął go jeszcze raz. — Inaczej następnym razem cię zabiję gnojku.
Splunął obok niego i oddalił się pospiesznie w drugą stronę. Fabian spróbował się podnieść i aż jęknął. Bolał go brzuch i żebra, ale najbardziej chyba nos. Klęknął w błocie i trzymając się pod bokiem wstał. Pojękując ruszył do domu. Zastanawiał się przez chwilę, o co mogło chodzić ojcu Luizy. Nos bolał go coraz bardziej. Prawdopodobnie był złamany. Z ogromnym trudem udało mu się w końcu dotrzeć pod drzwi własnego domku.


Młody mężczyzna stał przy oknie i obserwował okolicę hotelu. Dostrzegł dwójkę ludzi i w świetle latarni rozpoznał Ricardo i jego przyjaciółkę. Tak przynajmniej twierdził braciszek. Nagle wpadł mu do głowy pomysł. Odsunął się od okna i podszedł do szafy. Wyciągnął jeansy i czarną koszulę. Przebrał się szybko i zarzucił kurtkę na ramiona. Wybiegł z pokoju, nawet go nie zamykając.
Jedynym światłem w korytarzu były małe lampki. Przemierzył hol pospiesznie. Był trochę zaskoczony ciszą panującą wokół. Zazwyczaj o tej porze jeszcze kręcili się w pobliżu niektórzy goście. Dziś wyglądało na to, że odstraszyła ich pogoda i woleli pozostać w pokojach.
— Wychodzisz? O tej porze? — zapytał nagle Luis i podniósł się z fotela przy recepcji.
— Eee… Tak. Przejadę się trochę po okolicy. Pracujesz jeszcze o tej porze?
— Dziś nocna zmiana. Uważaj lepiej, bo pogoda jest okropna. Kiepski moment na przejażdżkę sobie wybrałeś.
— Jasne, dzięki.
Pomachał mu na pożegnanie i zniknął za drzwiami. Przebiegł pędem do swojego samochodu i wsiadł. Przeczesał wilgotne włosy dłonią. Ruszył ostrożnie drogą. Włączył długie światła, by lepiej widzieć. Deszcz mocno zacinał. Wycieraczki ledwie nadążały zbierać wodę. Miał nadzieję, że dobrze jedzie i jeszcze zdąży ich gdzieś złapać. Zaśmiał się radośnie dostrzegając dwójkę ludzi za przejechanym właśnie zakrętem. Przyspieszył trochę i celowo wjechał w dużą kałużę tak, by woda ich zachlapała. Zatrzymał się kilka metrów dalej i wysiadł, chowając się pod parasolem.
— Jesteś cholernym i irytującym draniem! — krzyknął Ricardo.
Był zły i mokry. Przyspieszył zostawiając Victorię w tyle, nie przejmując się, że deszcz moczy go jeszcze bardziej. Już on pokaże temu kierowcy! Dupek! — pomyślał ze złością. — Nauczy się uważniej jeździć. Zatrzymał się przy samochodzie i zaniemówił widząc, kto był kierowcą tego auta.


Bruno odsunął dłonie przyjaciela od własnego paska. Cały czas patrzył na jego twarz. Pomimo wypitego alkoholu, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje i co robi. Przesunął się trochę i usiadał, opierając się o ramę łóżka. Pociągnął Pablo do siebie, by zajął miejsce obok. Położył dłoń na jego i lekko ścisnął. Sam także wspominał w myślach ich jedyną wspólną noc. Jakże bardzo namiętną.
— Mieliśmy do tego nie wracać — odezwał się cicho Riviera, nie patrząc na niego. — Byliśmy pijani.
— Nie przesadzaj. Wypiliśmy tylko kilka drinków. Poza tym — urwał, czując się odrobinę niezręcznie. — To już się stało. Nie zapomnimy tego ani nie wymażemy.
— Ja na pewno nie chcę zapomnieć.
Pablo zatkał sobie usta dłonią. Spojrzał lekko przerażony na towarzysza. Wyglądał dość zabawnie ze swoją oniemiałą miną. Chciał zerwać się z łóżka i uciec, jak najdalej stąd. Silna ręka powstrzymała go przed tym. Unikał jego wzroku, póki Bruno nie chwycił mu brody w palce i nie obrócił ku sobie. Można było dostrzec w jego oczach cień zrozumienia. I czegoś jeszcze. Nie potrafił jednak dokładnie sprecyzować, co to takiego było. Czuł ciepło dłoni, która go trzymała i oddychał szybciej, niż powinien.
— Wstydzisz się tego? — Pokręcił przecząco głową. — Ja też nie. Uważam, że to było dobre. Bardzo dobre.
— C–co?
— Chciałbyś to powtórzyć, prawda?
Przesunął kciukiem po wargach. Nie zauważył w oczach Pablo sprzeciwu. Dotknął ostrożnie jego ust swoimi, w delikatnym pocałunku. Po chwili wahania pieszczota została odwzajemniona. Mężczyzna pochylił się nad nim bardziej. Całowali się coraz mocniej i żarliwiej. Rodriguez niepewnie wsunął język pomiędzy jego wargi. Zadrżał czując drugi język przesuwający się po jego własnym. Na początku ostrożnie, jakby niepewnie, a potem coraz bardziej świadomie i śmiało. Po długim i namiętnym pocałunku w końcu się od siebie oderwali. Bruno oparł czoło o jego.
— To szaleństwo. Jesteś pijany i będziesz tego potem żałował — wyszeptał z trudem Pablo.
— Nie robiłem tego wtedy, więc teraz tym bardziej nie będę.
Bruno był zdecydowany. Odczekał, aż w oczach przyjaciela dostrzegł błysk przyzwolenia. Płonęły pożądaniem i pragnieniem. Ponownie zasmakował tych ciepłych i chętnych warg.


Capitulo 12: 02.09.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:42:09 02-09-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na dwunasty odcinek


CAPITULO 12.


Mexico City, Meksyk.
Lotnisko w Meksyku przechodziło prawdziwe oblężenie. Wiele lotów zostało odwołanych z powodu silnego deszczu. We znaki dawał się już także wiatr. Pracownicy dbali najlepiej, jak mogli o pasażerów. Dostali wiadomość o możliwości wystąpienia burz w ciągu nocy. Roznosili koce i kawę.
Raquel i Veronica utknęły na lotnisku razem z innymi. Blondynka obserwowała uważnie przyjaciółkę. Odkąd wyjechały z hotelu ciągle była zamyślona i jakby przygnębiona. Wzięła dwa kubki kawy i koce, i poszła do miejsca, które zajmowały.
— Proszę. — Wyciągnęła kubek w jej stronę i rzuciła koc na kolana. — Dobrze ci zrobi.
— Dzięki. Wiesz kiedy będziemy mogli polecieć?
— Chyba dopiero rano. Prognozy nie są zbyt optymistyczne. W Paryżu także pada.
— Okropność — westchnęła i upiła łyk kawy. — Myślisz, że dobrze robimy?
Gdy zobaczyła męża tuż przed wyjazdem z hotelu i synów, poczuła wątpliwości. Nie pożegnała się z nimi. Kompletnie nic, nawet żadnej kartki z wyjaśnieniami. Odeszła, a raczej po prostu uciekła. Teraz na lotnisku już nie była tak pewna, co do swojego postępowania. Podciągnęła nogi pod siebie i zarzuciła na nie koc, szczelnie się nim otulając. Raquel patrzyła na nią przez chwilę z góry, po czym usiadła obok.
— Tak. Potrzebujemy dłuższego wyjazdu. Nasi mężowie nie mogą wymagać od nas siedzenia ciągle w jednym miejscu.
— Pewnie masz rację — przytaknęła brunetka.
— Jasne, że mam. Podroczą się na nas przez jakieś kilka dni i im przejdzie — powiedziała z uśmiechem. — Teraz mamy przed sobą czas na podróżowanie po Europie. Tylko to się liczy.
Veronica odwzajemniła jej uśmiech i pokiwała głową. Słowa przyjaciółki trochę jej pomogły i podtrzymały na duchu. Zawsze dużo wyjeżdżała, więc teraz także jest to normalne. Pewnie zdążyli się już do tego przyzwyczaić. Miała nadzieję, że pogoda szybko się poprawi, by mogły w końcu wyruszyć.


San Andres, Meksyk.
Był z siebie dumny. O tak, nawet bardzo. Zdawał sobie sprawę, że jego zachowanie było trochę chamskie, a przede wszystkim dziecinne. Powiedzenie mówi jednak, że cel uświęca środki. Nie powinien był ich chlapać, jednak zobaczyć rozzłoszczonego Ricardo, to był cudowny widok. Wszelkie wyrzuty sumienia zniknęły, gdy zobaczył twarz wściekłego Reya. To było to. Humor od razu mu się poprawił. Uśmiechnął się niewinnie, choć chciało mu się śmiać.
— Ups. Przepraszam.
— Ty dupku! Zrobiłeś to specjalnie! — krzyknął chłopak.
— Ric spokojnie — odezwała się dziewczyna, doganiając go.
Położyła mu dłoń na ramieniu, by go uspokoić. Spojrzała na kierowcę samochodu i od razu rozpoznała syna właściciela hotelu.
— Pan Rodriguez.
— Wybaczcie mi. To było naprawdę niechcący. Może was podrzucę do domu w ramach rekompensaty?
— Obejdzie się bez twojej łaski — zaczął brunet, ale czerwonowłosa mu przerwała.
— Cicho. Pieszo do jutra nie dojdziemy. Dziękujemy bardzo i chętnie skorzystamy.
— Proszę. Panienka z tyłu, a kolega obok mnie.
Otworzył jej drzwi, a kiedy wsiadła zamknął. Nie przestawał się uśmiechać. Wsiadł za kierownicę i czekał. Nie musiał zbyt długo. Nie minęło nawet pięć minut, a Rey już był w środku. Obrócił głowę do szyby i milczał. To zawsze było już coś. Ruszył i słuchał Victorii, która tłumaczyła mu jak ma jechać. Dość szybko dotarli do jej domu. Pożegnała się i pobiegła przez deszcz. Ricardo pospiesznie wyjaśnił, jak ma jechać dalej, nawet na niego nie patrząc.
Pogoda jakby się poprawiała. Padał mniejszy deszcz. Zerwał się jednak silny wiatr. Ciemne niebo rozdarła błyskawica, a potem usłyszeli mocny grzmot. Enrique przyspieszył trochę, ale błyski były coraz częstsze. W końcu się zatrzymał. Spojrzał na nieduży dom. W jednym z okien paliło się światło. Obrócił głowę i zobaczył, że chłopak mu się uważnie przygląda. Usłyszał, jak mocniej zagrzmiało. Tym razem znacznie gdzieś bliżej.
— Lepiej nie prowadzić podczas burzy — stwierdził obojętnie Rey. — Możesz przeczekać u mnie.
Wysiadł i szybko wbiegł na mały ganek. Zapaliło się światło. Enrique w skupieniu analizował jego słowa. To może być szansa. Przypomniał sobie, jak chłopak mówił o babci, ale starsza kobieta to nie problem. Zamknął samochód i pobiegł na ganek. Zatrzymał się blisko za Ricardo i w tym momencie otworzyły się drzwi. Stanęła w nich niska kobieta. Nie była, aż tak sędziwą osobą, jak sądził.
— Jesteś wreszcie! — zawołała z wyraźną ulgą. Dopiero kiedy się przesunął w bok zobaczyła drugą osobę. — A ty to kto?


Młoda dziewczyna już prawie spała. Jej głowa spoczywała na brzuchu mężczyzny. Była zmęczona wyczynami w łóżku i nie tylko. Kochali się przynajmniej trzy razy. Dzięki niemu jej złość wyparowała, choć chęć, by się odegrać nadal tkwiła w jej umyśle. Zrobi to, bez względu na wszystko. Powoli oddawała się w objęcia snu, gdy rozległ się dźwięk telefonu. Otworzyła oczy i rozpoznała własny dzwonek. Przechyliła się przez łóżka i podniosła komórkę z podłogi.
— Słucham? — zapytała trochę nieprzytomnie.
— Dlaczego twój ojciec nie odbiera?
— Ciocia Rosario? — Aż usiadła, gdy usłyszała znajomy głos w słuchawce. — Tata pewnie już o tej porze śpi.
— Znów źle obliczyłam różnicę czasu?
— Najwyraźniej tak. O co chodzi? Przekażę mu jutro rano.
— Chcę żeby moje dziewczynki u was trochę pomieszkały. Zmiana otoczenia dobrze im zrobi, zwłaszcza Silvii.
— Co?
Tego się nie spodziewała. Niby gdzie mają pozwolić im spać? Ona sama nie miała gdzie, a co dopiero one. Tu w hotelu? — rozmyślała szybko. — To będzie potworny wstyd. Na dodatek nigdy za nimi nie przepadła. No może za Silvią odrobinę. Była nawet w porządku i miewała dobre pomysły. Sonia za to była dla niej głupią i naiwną dziewczynką, która nic nie wie o życiu. Wszyscy ją uwielbiali, bo zawsze była taka grzeczna. Głos ciotki sprowadził ją na ziemię.
— Masz coś przeciwko?
— Oczywiście, że nie — zapewniła szybko. — Po prostu mnie tym zaskoczyłaś ciociu.
— To dobrze. Porozmawiaj z ojcem i niech do mnie jak najszybciej zadzwoni. Najpóźniej za tydzień chcę by wyleciały do Meksyku.
— Dobrze ciociu. Już nie mogę się doczekać — stwierdziła ironicznie.
— Do usłyszenia.
Kobieta rozłączyła się. Ana odrzuciła komórkę z powrotem, tam gdzie była. Nie przepadała za rozmowami z Rosario. Zawsze była dla niej dość oschła. Musi coś zrobić, żeby kuzynki nie przyjechały. Przytuliła się na powrót do brzucha Diego i spróbowała zasnąć. Jutro zastanowi się nad tym fantem.


Natalia krążyła po kuchni zdenerwowana. Bała się po tym, co powiedział jej mąż przed wyjściem. Nie chciała, by zrobił coś głupiego. Zawsze działał zbyt pochopnie. Luiza jakby się tym nie przejmowała. Gdy tylko wybiegł z domu, poszła do siebie i zamknęła się w pokoju. Na nic zdały się prośby, by otworzyła i pozwoliła ze sobą porozmawiać. Wolała być sama. Kobieta wystraszyła się mocnego grzmotu.
Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i pospieszyła do przedpokoju. Ujrzała przemoczonego męża. Ściągnął kurtkę i buty, na których widoczne były ślady błota.
— Martin, gdzieś ty był?
— Broniłem honoru naszej córki — powiedział spokojnie.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytała niepewnie.
— Nie dotarło? Pobiłem go, dla ostrzeżenia. Nigdy więcej się do niej nie zbliży. Dostał nauczkę.
— Ale powinieneś się dokładnie dowiedzieć, co się wydarzyło. Tak nie można.
— Nie obchodzi mnie to. — Minął żonę i ruszył do sypialni, a ona za nim. — Ma to, na co sobie zasłużył.
— Może Luiza źle zrozumiała jego intencje? Fabian nie mógłby jej tego zrobić — stwierdziła przekonana o niewinności chłopaka.
— Aż tak dobrze go znasz? Nic o nim nie wiemy, o jego rodzinie. Koniec dyskusji.
Zaczął się rozbierać, rozrzucając wokół ubrania. Położył się i już po chwili spał. Wiedziała to, gdyż zaczął głośno chrapać. Nie rozumiała jego zachowania. Zawsze stawał murem za młodym Blanco. Musi odwiedzić byłego chłopaka córki i dowiedzieć się, jak się czuje. Zapyta go, co dokładnie się wydarzyło. Położyła się do łóżka, lecz nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w okno. Niebo coraz częściej rozświetlały błyski. Burza na dworze rozpętała się na dobre.


Enrique miał okazję dobrze poznać starszą panią Rey. Nie chciałby się jej nigdy sprzeciwić. Nie słuchała wnuka, kiedy mówił, że zostanie tylko do końca burzy. Sama zdecydowała za nich obu, gdzie będą spać. Stwierdziła, że jest późno i nie puści go nigdzie. Cieszył się, że zostaje. Było mu to jak najbardziej na rękę. Mrugnął dyskretnie do chłopaka obok i uśmiechnął się. Podążył za kobietą na górę.
Wszedł do pokoju Ricardo i zamknął cicho drzwi. Zapalił lampkę przy łóżku i rozejrzał się. Nie był, aż tak duży, jak jego własny w hotelu, ale bardzo ładnie urządzony. Na komodzie stało kilka zdjęć. Podszedł, by się im dobrze przyjrzeć. Na większości był mały chłopiec z babcią. Jedno jedyne, które stało pośrodku, przedstawiało szczęśliwą rodzinę. Sięgnął po nie, by popatrzeć z bliska.
— Nie dotykaj tego! — zawołał młodzieniec stając w drzwiach.
— To twoi rodzice, jesteś podobny do ojca. Byłeś naprawdę słodkim maluchem. — Odwrócił się do niego i uśmiechnął.
— Daruj sobie.
Wszedł i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej koszulkę i spodnie. Rzucił je przez ramię mężczyźnie. Wyjął podobny zestaw i ruszył z powrotem do drzwi. Zatrzymał się z ręką na klamce i popatrzył przez ramię.
— Przebierz się. Niczego więcej nie waż się dotykać, jasne?
— Jak najbardziej. Dzięki.
— Dobranoc.
Opuścił pokój i zbiegł na dół. Rodriguez rozebrał się i przebrał. Ostrożnie położył się do jego łóżka. Zgasił światło, ale nie potrafił zasnąć. Okropna pogoda na dworze pogorszyła się. Słyszał, jak mocno padało i co chwilę grzmiało. Jednak nie dlatego nie mógł spać. Świadomość przebywania w tym pokoju, w łóżku chłopaka go nakręcała. Wtulił twarz w poduszkę i poczuł jego przyjemny, a zarazem delikatny zapach. Aż zakręciło mu się w głowie. Wyślizgnął się z pościeli. Otworzył drzwi i zszedł na dół najciszej jak potrafił.
Nie bardzo wiedział, gdzie może być salon. Błyski rozświetlające cały dom, ułatwiły mu dotarcie tam. Na palcach podszedł od kanapy i klęknął. W świetle zobaczył uśpioną twarz Reya. Oddychał spokojnie i miał lekko rozchylone usta. Enrique uśmiechnął się i pochylił nad nim. Ostrożnie dotknął jego warg swoimi w krótkim pocałunku. Były takie ciepłe. Odsunął się i przykrył go lepiej kocem. Pospiesznie uciekł na górę.
Tymczasem Ricardo wcale nie spał. Otworzył oczy i dotknął ust opuszkami palców. Zganił się za to, że nie zareagował i go nie odepchnął. Chciał zasnąć, ale w jego myślach wciąż pojawiał się on. Co ze mną jest nie tak? — pomyślał.


Capitulo 13: 09.09.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:17:43 09-09-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na trzynasty odcinek


CAPITULO 13.


Pablo przebudził się, krzywiąc lekko. Leżał twarzą zwróconą do okna, z którego biła jasność. Zamierzał się ruszyć, kiedy poczuł obejmujące go w pasie ramię. Kark owiewał mu ciepły oddech. Zamknął z powrotem oczy i rozkoszował się tą chwilą. Zapamiętać wszystko. Bliskość, ciepło, przyjemny dotyk. Przypomniał sobie wydarzenia z poprzedniej nocy.
Zasmakował ciepłych i chętnych warg. Niepewną dłonią zaczął rozpinać pasek, a potem spodnie. Bruno nie pozostawał mu dłużny. Zsunął z niego koszulę i naparł bardziej, by się położył. Zabrał się za pasek i powoli pozbył się spodni, a potem swoich własnych. Ułożył się na nim i zaczął całować szyję. Pablo odchylił głowę, by dać mu lepszy dostęp. Czuł doskonale jego podniecenie. Sam też nie był obojętny na wdzięki i działania przyjaciela. Zarzucił mu ręce na szyję i przeciągnął palcami wzdłuż kręgosłupa. Kiedy poczuł chłodne dłonie wślizgujące się za gumkę bokserek i dotykające jego erekcji, jęknął przeciągle. Szarpnął biodrami o znacznie więcej.
— Bruno — wysapał.
Zamknął oczy i oddawał się uczuciu przyjemności, jakie go ogarnęło z każdą sekundą wzrastając. Oddychał coraz szybciej. Mężczyzna położył się na jego ciele. Dopiero po chwili dotarło do niego, że nic więcej się nie dzieje. Usłyszał przy uchu ciche pochrapywanie. Wtulił nos w jego szyję i roześmiał się. Bruno tak po prostu sobie zasnął. Zsunął go z siebie i ułożył. Przykrył kołdrą i położył się blisko niego. Mimo, że do niczego nie doszło, cieszył się bardzo z tego, co się stało.

Uśmiechnął się mimowolnie na wspomnienie. Okręcił się w objęciach, by być twarzą do partnera. Dotknął opuszkami palców jego zmarszczonych brwi. Rodriguez poruszył się niespokojnie. Po chwili otworzył oczy. Odrobinę niepewnie odpowiedział na jego uśmiech. Pamiętał wszystko. No może prawie wszystko.
— Pablo — wyszeptał.


Dzięki burzliwej nocy, pogoda następnego dnia była bardziej znośna. Słońce powoli wychylało się zza chmur. Nie zapowiadało się na kolejny upalny dzień, lecz ciepły i przyjemny. Fabian chętnie by sobie po wypoczywał i skorzystałby z okazji, by pobiegać. Tymczasem ledwie mógł podnieść się z łóżka. Pojękiwał przy tym z każdym najdrobniejszym ruchem.
Poszedł do łazienki, by się sobie lepiej przyjrzeć. Spojrzał w lustro i skrzywił się. Nos miał bardzo opuchnięty. Nawet przy delikatnym dotknięciu, boleśnie dawał się we znaki. Chyba został złamany. Rozpiął koszulę od piżamy i przyjrzał się klatce piersiowej. Była posiniaczona w kilku miejscach, głównie w okolicy żeber. Bolało go to, ale nie w porównaniu z nosem. Wizyta u lekarza mogła okazać się koniecznością w tym przypadku.
Opuścił pomieszczenie i przeszedł przez pokój. Chwycił telefon i wykręcił numer do hotelu. Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się głos Luisa.
— Hotel Islas, w czym mogę pomóc?
— To ja, Fabian. Przekaż, że mnie nie będzie, proszę.
— Dobrze. Czy coś się stało? Potrzebujesz pomocy? — dopytywał.
— Nie, ale dziękuję. Wszystko jest w porządku. Dwa albo trzy dni i już jestem z powrotem w pracy.
— Przekażę. A jeśli zapytają dlaczego?
— Sprawy osobiste. Do zobaczenia.
Rozłączył się i ułożył ostrożnie na łóżku. Odczeka trochę z lekarzem. Może samo przejdzie wkrótce. Zastanawiało go wciąż, co takiego Luiza naopowiadała swojemu ojcu. Musiało być to coś naprawdę okropnego, skoro tak go potraktował poprzedniej nocy.


Leonardo cieszył się, że udało mu się znaleźć w końcu pracę. Skończył właśnie rozmawiać z kierownikiem działu kadr. Ubrał się szybko i opuścił sypialnię. Schodząc po schodach pogwizdywał radośnie. Gdy był na dole, przywitał się uprzejmie ze służbą i wszedł do jadalni. Zastał tam żonę, która właśnie kończyła posiłek i czytała poranną gazetę. Kiedy usłyszała, jak wchodzi uniosła głowę. Posłała mu zdegustowane spojrzenie na temat jego zachowanie. Pokręciła jeszcze głową i wróciła do czytania.
Usiadł przy stole. Nie zwrócił na nią jednak najmniejszej uwagi. Tego dnia nawet ona nie będzie w spanie mu popsuć. Zabrał się za jedzenie. Przez cały czas nie zaszczycając kobiety spojrzeniem. Odłożyła gazetę na bok. Andrei nie można było ignorować. Bardzo ciekawiło ją to, dlaczego tak się zachowuje. Chrząknęła znacząco, by zwrócił na nią swoją uwagę. Zadziałało dopiero za drugim razem. Spojrzał na nią z uśmiechem.
— Potrzebujesz czegoś? — zapytał uprzejmie.
— Zastanawia mnie skąd u ciebie taki dobry humor. Gdzie podziałeś swoją gazetkę? Nigdy się z nią nie rozstawałeś.
— Nie jest mi potrzebna. — Dopił kawę i chwycił bułkę w zęby.
— Gdzie twoje maniery? — zapytała zdegustowana. — Nie potrzebna?
— Właśnie tak. Już znalazłem pracę.
— Co takiego? Niby gdzie?
— W winiarni. Będę degustatorem jak na razie. Zanim zszedłem zadzwoniono do mnie. Zaczynam od jutra.
— Myślisz, że sobie poradzisz? Nie jesteś żadnym degustatorem. Nie znasz się na tym ani trochę. — Pochyliła się w jego stronę. — Lepiej od razu zrezygnuj.
Podniosła się i obeszła stół. Oparła się ręką o mebel i pochyliła do jego ucha. Zamknął oczy i zacisnął pięści na kolanach. Nie musiała się nawet starać, by jej głos brzmiał jak najbardziej złośliwie.
— Przekonają się, że jesteś beznadziejny.
Zerwał się z miejsca. Patrzył na nią wściekły. Andrea roześmiała się głośno i ruszyła do drzwi. O to jej właśnie chodziło. W uszach dźwięczały mu jej słowa i ten śmiech. Jak bardzo się mylił, że ona nie będzie w stanie zepsuć tego dnia. Zniszczyła nie tylko to. Dumę, pewność siebie i wiarę w swoje możliwości także.


Spanie na kanapie nie należało do najwygodniejszych. Przekonał się o tym Ricardo. Bolały go plecy. Fakt, że pozwolił się pocałować w nocy, też nie wypływał dobrze na jego samopoczucie. Miał nadzieję, że ten typ zniknie z jego domu, jak najprędzej. Babcia jednak, jak na złość, posadziła go obok na śniadaniu.
Jakoś zniósł jego obecność. Mało zjadł. Nie miał przez niego apetytu. Co chwilę zerkał na mężczyznę i słuchał jak gawędzi ze staruszką. W końcu wyszedł pospiesznie z domu. Enrique żegnając się szybko, wybiegł za nim. Wyprzedził go i zastawił mu drogę.
— Podwiozę cię.
— Nie chcę. Mam jeszcze trochę czasu, zdążę na pieszo.
— Chodź.
Przeczuwał, że go nie posłucha i zechce uciec. Złapał go za rękę i pociągnął do samochodu. Ten gest podziałał na niego. Rey posłusznie wsiadł. Kiedy obaj byli gotowi do jazdy, ruszył. Teraz mógł sobie bardziej poszaleć. Wcisnął gaz i przyspieszył. Młodzieniec obok wciągnął głośno powietrze. Zacisnął dłonie, aż zrobiły się prawie białe. Wyraźnie pobladł na twarzy.
— Zatrzymaj się, błagam! — krzyknął w końcu przerażony.
Enrique zerknął na niego. Dostrzegł mocno zaciśnięte szczęki. Widocznie był bardzo przestraszony. Świadczyły o tym jego oczy, w których na chwilę zabłysła panika. Zjechał na pobocze i gwałtownie zahamował. Pochylił się w jego stronę. Wyraźnie mu ulżyło. Odetchnął głęboko i przestał zaciskać pięści. Jego twarz nabrała kolorów.
— Co ci jest?
— Nic — uciął krótko.
— Przecież widzę. Możesz mi powiedzieć.
— Tak zginęli moi rodzice, jasne? — zawołał wzburzony. — Jesteś zadowolony? Jedź już, tylko wolniej. Nie chcę i nie mogę się spóźnić.
— Przykro mi. Byłeś wtedy z nimi?
— Żadnych pytań — powiedział chłodno. — Jedziesz albo wysiadam.
Obrócił głowę do szyby. Po chwili ruszyli, tym razem znacznie wolniej i spokojniej. Ricardo czuł, że może trochę za ostro go potraktował. Nie miał jednak prawa się wtrącać. Nie w jego życie. Nie w coś, co do tej pory bardzo bolało. Kiedy dotarli przed hotel, rzucił ciche podziękowanie i wysiadł. Rodriguez patrzył za nim uważnie. Oparł dłonie o kierownicę i westchnął głęboko.
— Jesteś chodzącą zagadką Ricardo — powiedział do siebie.


Chodzenie do pracy na drugą zmianę niewątpliwie miało swoje wady. Zalety także. Można było się z rozkoszą wylegiwać w łóżku przynajmniej do południa. Czerwonowłosa panienka korzystała z tego uroku. Nie miała jednak na długo tego robić i cieszyć się tym.
Ciszę panującą w domu przerwał dźwięk telefonu. Dziewczyna nakryła głowę poduszką, by się od niego odciąć. Po chwili jednak przypomniało się jej, że jest sama w domu. Podniosła się z łóżka i podążyła korytarzem do telefonu. Gdy już miała odebrać ktoś się rozłączył.
— Cholera — mruknęła sennie.
Była zaspana. Chętnie ruszyła w drogę powrotną do pokoju i do łóżka. Nim doszła do drzwi, znów rozległ się dzwonek. To ją rozbudziło na dobre. Zawróciła do aparatu i podniosła słuchawkę.
— Słucham? — ziewnęła przeciągle. — Przepraszam.
— Dzień dobry. Mogę rozmawiać z Tomasem Arana?
— Wyszedł do pracy. Kim pani jest?
— Jego starą znajomą. Kiedy będę mogła go zastać? — dopytywała.
— Dziś tata kończy pracę chyba po osiemnastej. Mam mu coś przekazać?
— Victoria? — ledwie usłyszała głos kobiety.
— Tak, to ja. Skąd pani zna moje imię?
— Twój ojciec mi o tobie opowiadał. Powiedz, że jeszcze się do niego odezwę.
— No dobrze — odparła niepewnie.
Kobieta rozłączyła się bez pożegnania. Victoria odłożyła słuchawkę na miejsce i oparła się o ścianę. Zagryzała wargę. Zastanawiała się kim mogła być ta osoba. Nie bardzo wierzyła w jej słowa, zwłaszcza, że w ogóle się nie przedstawiła. Na dodatek znała jej imię. Stara znajoma? Dziwne. Bardzo dziwne. — przemknęło jej przez głowę.


Capitulo 14: 16.09.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:37:45 16-09-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na czternasty odcinek


CAPITULO 14.


Bruno nie miał okazji, by szczerze porozmawiać z przyjacielem. Nie zdążył się nawet dobrze rozbudzić, kiedy zadzwonili z recepcji. Miał naprawdę wielką ochotę zostać, lecz w grę wchodziły sprawy hotelu. Ubierał się pospiesznie w milczeniu. Co jakiś czas zerkał w stronę łóżka, gdzie wciąż leżał Pablo. Jego naga pierś mocno go przyciągała. Czuł na sobie jego uważny wzrok. Podszedł do łóżka i pochylił się nad mężczyzną.
— Wybacz. Porozmawiamy potem, dobrze? Przyjdź do gabinetu.
— W porządku — powiedział wolno.
— Weź mocną kawę dla mnie.
Obserwował przez chwilę jego twarz. Nie wyrażała żadnych uczuć. Odsunął się i ruszył do drzwi. Zatrzymał się z ręką na klamce. Spojrzał na mężczyznę przez ramię.
— Niczego nie żałuję.
Twarz Pablo się zmieniła. Promienny uśmiech rozjaśnił jego twarz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rodriguez przez chwilę stał jak zahipnotyzowany. Nagle dostał poduszką w ramię.
— Idź, bo i tak jesteś już spóźniony.
Kiwnął głową i opuścił pomieszczenie. Przez okna sączyło się jasne światło. Głowa dała o sobie znać. Przeszedł przez korytarz i recepcjonista powiedział mu, że czeka na niego jakaś młoda kobieta. Zmarszczył brwi i wszedł szybko do gabinetu.
Stanął twarzą w twarz z młodą blondynką. Miała wyzywające spojrzenie, ale i łagodny uśmiech. Ścisnął jej wyciągniętą rękę, gdy się przedstawiała.
— W czym mogę panience pomóc?
— Ten człowiek, z którym wcześniej rozmawiałam, powiedział, że dostanę tu pracę. Muszę tylko porozmawiać z szefem.
— Luis — wymamrotał i usiadł za biurkiem. — Proszę usiąść. Omówimy warunki pani zatrudnienia.
Już on pokaże Montesowi za to, że o niczym nie został powiadomiony. Dziewczyna wydawała się być inteligenta z tego, co mówiła i jak. I ładna do tego. Zaproponował jej jak najlepsze warunki i wynagrodzenie. Bez wahania i nawet czytania podpisała umowę, którą jej podsunął.


Ricardo był rozkojarzony tym, co się stało rano. Na dodatek musiał przejąć obowiązki Fabiana. To było do niego nie podobne. Coś się musiało wydarzyć. Jeszcze ta cholerna kolacja. Nie mieli kiedy? Na szybko przygotował menu na dzisiejszy wieczór. Zlecił przygotowania większości osób w kuchni, a sam zajął się omletem z kurczaka i grecką zupą cytrynową.
W między czasie zaglądał do restauracji i nadzorował pracę kelnerów. Nie dawał rady, krążąc ciągle z jednego miejsca do drugiego. Będąc w ostateczności wezwał Marco na pomoc, który zjawił się chwilę potem.
— Co robisz w restauracji?
— Pracuję. Nie ma Fabiana. Muszę się też zająć daniami na waszą dzisiejszą kolację.
— Właśnie się o niej dowiedziałem. Mam zostać tu i pomóc? — zapytał uprzejmie.
— Po to cię właśnie wezwałem. Jeśli możesz oczywiście. Jak tylko skończę to się zajmę już wszystkim. — Ruszył do kuchni. Zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał przez ramię. — I dzięki.
Marco uśmiechnął się do niego i zajął gośćmi, którzy schodzili właśnie na obiad. Młody Rey, czym prędzej zabrał się za przygotowywanie swoich dań specjalnych na kolację. Liczył, że to, co zrobi, będzie im wszystkim odpowiadało. Zapowiadał się długi dzień.
Pracował zamyślony. Mało brakowało, a dodałby za dużo przypraw do zupy. Wciąż myślał tylko o jednej rzeczy, pocałunku. Raczej niewinnym całusie, który nie dawał mu spokoju. Dlaczego go nie powstrzymałem? — zastanawiał się. I jeszcze to ciepło na całym ciele, gdy ich wargi zetknęły się na ten krótki moment. Chłopak jęknął cicho sam do siebie.


Młoda dziewczyna o brązowych włosach wysiadła z windy pospiesznie i ruszyła do recepcji. Zażądała klucz od swojego pokoju i kiedy go dostała pospieszyła korytarzem. Poczuła nagle, jak ktoś chwycił ją za rękę i obrócił do siebie. Zmrużyła oczy patrząc na Enrique. Przeniosła wzrok na jego rękę, która teraz mocniej ściskała jej ramię.
— Puszczaj natychmiast — wysyczała zła. — To boli.
— Och. Wybacz — rzucił nieszczerze. — Musiałem cię jakoś zatrzymać. Szukałem cię w pokoju, ale chyba tam nie spałaś.
— Niby po co mnie szukasz? Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać ani się tłumaczyć. — Wyszarpnęła rękę i zrobiła krok do tyłu.
— Dziś kolacja. Moja rodzina i twoja — powiedział niechętnie.
— Cudownie. Pewnie wujaszek chce mnie w ten sposób przeprosić. To miłe z jego strony — ucieszyła się.
— Żadne przeprosić. Nie wyobrażaj sobie za wiele. To kolacja powitalna dla mnie. No i dla was zresztą też.
Przechyliła głowę i spojrzała na niego uważnie. Nie przepadała za nim od dawna, to fakt. Mimo wszystko zawsze był lepszy, niż brat. Nawet przystojny i charakter też miał całkiem niezły. No i dużo pieniędzy, a to dla niej było najważniejsze. Zwłaszcza teraz, kiedy ojciec odciął jej dostęp do gotówki. Uśmiechnęła się uwodzicielsko i zbliżyła do niego. Dotknęła palcem jego policzka i przesunęła nim w dół w stronę szyi.
— Przestań. — Odtrącił jej dłoń i uśmiechnął się wymuszenie. — Znam cię. Na mnie nie działają te twoje nędzne sztuczki i uwodzicielskie gierki.
— A co? Może grasz w przeciwnej drużynie? — roześmiała się.
Była tak pewna siebie. Nie zmienił wyrazu twarzy nawet o jotę. Nie miał zamiaru dać się jej sprowokować i powiedzieć coś, czego mógłby potem bardzo żałować. Puknął ją palcem w czoło.
— Odbiło ci już kompletnie. Kolacja jest o dwudziestej. Nie spóźnij się — powiedział jedynie i oddalił się.


Natalia postanowiła, czym prędzej odwiedzić byłego chłopaka córki. Odczekała, aż mąż i dzieci wyjdą do pracy. Przebrała się szybko i wyszła z domu. Ruszyła polną drogą na skróty. Wiedziała, że nie może się przemęczać. Z daleka zobaczyła mały domek. Ścieżka, która tam wiodła pełna była kałuż. Przebyła ją z trudem i stanęła przed drzwiami. Zapukała dwa razy i czekała.
Nie otwierał długo. Przeszło jej przez myśl, że może poszedł do pracy. To by oznaczało, że Martin nie zrobił mu jakiejś większej krzywdy. Już miała odejść, kiedy drzwi się lekko uchyliły. Spojrzała przerażona na posiniaczoną twarz chłopaka. Opierał się o ścianę i trzymał pod bokiem.
— Co pani tu robi? — przesunął się, by mogła wejść i zamknął za nią.
— Chciałeś wykorzystać moją córkę? — odpowiedziała mu pytaniem na pytanie.
— Słucham? — zapytał zszokowany. — Nigdy jej do niczego nie zmuszałem.
Kobieta patrzyła na jego zaskoczoną twarz. Chyba, aż tak nie potrafiłby udawać. Podeszła do niego i pozwoliła, by wsparł się na jej ramieniu. Poprowadziła go do saloniku i posadziła ostrożnie na kanapie. Sama usiadła obok.
— Oglądał cię lekarz? Twój nos nie wygląda zbyt dobrze.
— Wiem. Niech mi pani coś wytłumaczy. — Spojrzał na nią uważnie. — Dlaczego sądzicie, że chciałem coś zrobić Luizie?
— Tak nam powiedziała. To miał być powód waszego zerwania.
— Słucham?! Jak ona mogła?! — zawołał oburzony i skrzywił się z bólu. — Przysięgam na Boga, że jej nie tknąłem. Nigdy.
— Wierzę ci. Musisz się sam z nią rozmówić. Przykro mi z powodu tego, co zrobił ci Martin.
— Już ja sobie z nią porozmawiam, zapewniam panią. Ale nic jej nie zrobię oczywiście — dodał pospiesznie widząc jej minę.
Pokiwała powoli głową. Nie chciał się pozbyć swojej jedynej sprzymierzeńczyni. Była dla niego tak dobra, że dokładniej opatrzyła rany. Głównie nos. Dzięki jej zabiegom poczuł się odrobinę lepiej. Nawet opuchlizna jakby trochę zmalała.


Alkohol pomaga nam zapomnieć o tym, co nas dręczy. Jest to jednak jedno z gorszych wyjść. Kiedy tylko kończy się płyn w naszej butelce wszystko powraca. Nawet z podwójną siłą. Przez alkohol niszczymy sobie zdrowie. Na drugi dzień cierpimy z powodu bólu głowy lub żołądka. Nic nie jest warte takiego sposobu na życie. Choć niektórzy tego nie rozumieją i wciąż tak postępują.
Bruno poczynił postanowienie, że nigdy więcej nie tknie tequili. Zwłaszcza w takich ilościach, jak poprzedniego dnia. Głowa pulsowała mu boleśnie. Jedyną dobrą stroną tego ekscesu jest sprawa z przyjacielem. Uśmiechnął się na samo wspomnienie o nim. Chyba potrafił przywołać go myślami, bo chwilę później stanął w drzwiach. Z kubkiem kawy. Zamknął drzwi i postawił napój na biurku.
— Jak się czujesz?
Obszedł mebel i przysiadł na jego brzegu. Stopę oparł na fotelu między nogami Bruno.
— Znacznie lepiej. — Uśmiechnął się i upił łyk kawy. — Dzięki.
— Cieszę się. Nie musimy teraz od razu rozmawiać, jeśli nie masz ochoty.
— Racja. Lepiej zająć się czymś znacznie przyjemniejszym. — Uśmiechnął się wymownie.
Pablo zastanowił się dokładnie, co mogło mu chodzić po głowie. Zadrżał, gdy poczuł jego dłoń na kolanie. Spokojnie przesuwała się ku górze, zataczając kółka. Głaskał wewnętrzną stronę jego uda. Mężczyzna pokiwał głową i westchnął cicho. Spojrzał w dół w momencie, kiedy sprawne palce poradziły sobie z klamrą paska i zabrały się za guzik przy spodniach. Nie miał siły tego przerywać, choć w duchu zdawał sobie sprawę, że powinien.
— Bruno — jęknął, czując wilgotny język tuż przy linii własnych bokserek. — Potem... Och... Muszę ci coś powiedzieć.
— Co takiego? — przygryzł wargę i spojrzał do góry.
— Twój syn mówił coś o kolacji dzisiaj. O dwudziestej.
— Jak miło, że podjęli za mnie tę decyzję.
— Tak. Mamy się nie spóźnić. — Zerknął na zegarek, a potem na niego. — Zostało jeszcze trochę czasu do wieczora.
Pochylił się i pocałował go namiętnie. Wsunął język na przeciw jego. Jęknął mu w usta, czując dłoń w bokserkach. Odchylił głowę w tył, rozłączając ich wargi. Musiał mocno się starać, by nie krzyknąć głośno jego imienia. Ciepły oddech i chłodne palce w okolicach dolnych części ciała, skutecznie rozpraszały zdolność jego myślenia. Zatracił się w tym dotyku i przyjemności.


Capitulo 15: 23.09.2017 r.


Ostatnio zmieniony przez Gabrysia dnia 13:39:13 16-09-17, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:49:19 22-09-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na piętnasty odcinek


CAPITULO 15.


Marco przygotowywał się do kolacji. Nie bardzo miał ochotę na nią iść. Zgodził się tylko i wyłącznie ze względu na ojca. Godzinę temu zostawił w kuchni ze wszystkim samego Ricardo. Poczuł dziwne ukłucie poczucia winy. Stanął przed lustrem i poprawił krawat. Uśmiechnął się do siebie, kiedy wyobraził sobie, że kiedyś będzie mógł na takie rodzinne spotkanie zaprosić Victorię.
Przymknął na chwilę oczy i rozkoszował się obrazem uśmiechniętej dziewczyny. Musi podziękować bratu za pomoc. Poczuł nagle mocne klepnięcie w plecy i od razu otworzył oczy zaskoczony. W lustrze dostrzegł twarz zadowolonego Enrique.
— Gotowy? Nad czym tak rozmyślasz?
— Tak. Myślę o Victorii. Dziękuję, że jej pomogłeś. Mam u ciebie ogromny dług.
— Ty naprawdę myślisz o niej poważnie? — zapytał zaskoczony.
— A dlaczego mam tak o niej nie myśleć? Z nią przeszłość przestaje się liczyć i odchodzi w oka mgnieniu — powiedział, patrząc na niego wymownie.
— Nie mówmy lepiej o tym.
Mężczyzna zmieszał się, co było od razu widać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co miał na myśli jego brat. Wspomnienia w jednej chwili wzięły nad nim górę. Marco wychodzący z łazienki. Ogromny ból w jego oczach, kiedy ich zobaczył. Pierwsza i jedyna bójka. Szpital, wstrząs mózgu i zwichnięty bark Enrique. Potem kilka miesięcy nie odzywania się do siebie.
— Hej! — Marco pstryknął mu palcami przed nosem. — Zapomnij o tym. Było minęło. Chodźmy już na tą kolację.
Ruszył do drzwi. Zatrzymał się z dłonią na klamce i obejrzał przez ramię.
— Ana wie?
— Tak.
Przez chwilę czuł się nadal nieswojo, ale poszedł za bratem.
— Sam jej o tym powiedziałem. Uwierzysz, jeśli powiem, że nawet chciała mnie przy tym uwieść?
Chłopak roześmiał się głośno. Pokręcił głową i ruszyli do restauracji. Żartowali sobie na temat Any, póki jej nie zobaczyli. Enrique zdobył się na komplement, co do jej stroju. Mrugnął przy tym do brata porozumiewawczo i obaj z trudem powstrzymali się od śmiechu.


— Wróciłem! — zawołał Tomas.
— Jestem w kuchni — odkrzyknęła mu dziewczyna.
Mężczyzna poszedł do swojego pokoju, by zostawić rzeczy i przebrać się. Victoria w tym czasie przygotowywała kolację. Wciąż krążył jej po głowie telefon tamtej kobiety. Musi to jak najszybciej wyjaśnić ze swoim ojcem. Pan Arana wszedł do kuchni i usiadł przy stole. Podała wszystko i także usiadała.
— Jak ci minął dzień? Smacznego.
— Dzięki i wzajemnie. W porządku nawet. Odpoczywałam sobie.
Uśmiechnął się do niej ciepło i serdecznie. Zabrał się za jedzenie. Jedli w milczeniu. Dziewczyna skubała swoje kanapki. Nie uszło to jego uwadze. Skończył swoją porcję i spojrzał na nią uważnie. Sięgnął po jej dłoń i lekko ścisnął.
— Co się dzieje kochanie? — zapytał troskliwie.
— Dzwoniła dziś do nas jakaś kobieta i pytała o ciebie.
— O mnie? Nie przedstawiła się? Mówiła czego chce?
— Nie. Powiedziała mi tylko, że jest twoją starą znajomą. Jeszcze się ma odezwać — wyjaśniła i po chwili dodała — znała też moje imię.
— Nie mam zielonego pojęcia, kto to mógł być. Nikomu o tobie nie opowiadałem, bo wiem, że tego nie lubisz.
— No właśnie. Ona utrzymywała, że było inaczej.
— Może zadzwoni jeszcze i wtedy się dowiemy wszystkiego. Pójdę się położyć.
— Dobrze. Dobranoc tatku.
— Dobranoc.
Wstał i bez słowa udał się do swojej sypialni. Victoria poczuła, że coś jest nie tak. Nawet nie ucałował jej na dobranoc. Czyżby jednak domyślał się kim była ta kobieta? Dlaczego nie chce jej nic powiedzieć? — zastanawiała się. — Nigdy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic.
Bezradnie podniosła się i pozbierała naczynia. W końcu dowie się wszystkiego. Prędzej czy później.


Valencia, Hiszpania.
Głośny krzyk rozniósł się po rezydencji. Starsza kobieta szybko schodziła na dół. Zaraz za nią zbiegła młoda dziewczyna. Wykrzykiwała jakieś dziwne i niezrozumiałe rzeczy. Rosario weszła do salonu i zastała tam drugą córkę. Siedziała spokojnie na kanapie z książką w rękach. Do pomieszczenia wparowała po chwili jej bliźniaczka.
— Wybij to sobie z głowy! Nigdzie się stąd nie ruszam.
— Nie podnoś głosu i nie odzywaj się do mnie w ten sposób! — Kobieta odetchnęła głęboko. — Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Zrobisz co każę i na tym koniec.
— Możecie mi wyjaśnić o co chodzi? — zapytała nieśmiało Sonia.
— Ty i Silvia wyjeżdżacie. Nie wiem jeszcze dokładnie kiedy, bo muszę rozmówić się z moim bratem. Wtedy wszystko będzie wiadome.
— Cudownie! — zawołała z entuzjazmem. — I tylko dlatego tak krzyczałyście?
— Wiedziałam, że tak będzie — stwierdziła blondynka. — Musisz się wiecznie tak przymilać, podlizywać i udawać?
— Niczego nie udaję. Naprawdę się cieszę na ten wyjazd.
— Dość — odezwała się stanowczo Rosario, gdy Silvia otwierała już usta, by odpowiedzieć siostrze.
— Najpóźniej za tydzień lecicie do Meksyku. Nawet jeśli Pablo będzie miał jakieś obiekcje.
Opuściła szybko salon. Siostry patrzyły na siebie przez chwilę. Sonia wróciła do przerwanej lektury. Nie widziała jak bliźniaczka sztyletowała ją wzrokiem. Po kilku minutach wyszła trzaskając drzwiami.


San Andres, Meksyk.
Luis wracał do domu powolnym krokiem. Nie było dobrze. Szef na niego nakrzyczał za to, że nie powiedział mu o spotkaniu z nową instruktorką. Zbyt dużo myśli kłębiło mu się w głowie. Wszystkie dotyczące właśnie jej. Wciąż oczami wyobraźni widział rozkołysane biodra dziewczyny. Niezapomniany widok.
Przechodził właśnie koło pola golfowego i rozglądał się za nią, lecz nigdzie nie mógł jej dostrzec. Pewnie już zdążyła skończyć i udać się do domu. Ruszył dalej i nie uszedł kilkunastu metrów, kiedy się z kimś zderzył. Kątem oka dostrzegł jedynie kosmyki blond włosów.
— Idiota! — wykrzyknął kobiecy głos.
Sara podniosła się z ziemi i zmierzyła go wzrokiem. Skrzywiła się nieznacznie.
— To ty.
— Sarita — uśmiechnął się. — Właśnie o tobie myślałem.
— Więc lepiej przestań i nie mów do mnie Sarita — powiedziała, zakładając dłonie na piersi. — Najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj.
— Naprawdę jesteś taka niedostępna, czy tylko przede mną tak udajesz?
Jego uśmiech poszerzył się bardziej, kiedy ruszył w jej stronę.
— Ani kroku dalej. Nie zbliżaj się do mnie. — Zmrużyła oczy. — Nie cierpię takich typów, jak ty.
— Naprawdę? — złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Sara spojrzała mu w oczy. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł ją dreszcz. Miała nadzieję, że tego nie wyczuje. Uśmiechał się taki zadowolony i pewny siebie. Położyła mu ręce na ramionach, by go odepchnąć. Mrugnęła i wymierzyła mu mocny cios między nogi. Popchnęła go do tyłu. Po chwili zwijał się z bólu na trawie.
— Ostrzegałam — rzuciła i oddaliła się pospiesznie.


Rodziny Rodriguez i Riviera punkt dwudziesta zasiadły do stołu. Restauracja była już zamknięta dla reszty gości. Z personelu kelnerskiego prawie nikt nie został. Patrząc na resztę, Ricardo zdecydował, że sam się zajmie podawaniem i całą obsługą. Poszedł szybo się przebrać. Złapał wózek z pierwszym daniem, jakim była sałatka nicejska i wszedł na salę. Jego wzrok od razu padł na Enrique. Był bardzo ładnie ubrany, a brązowy krawat podkreślał kolor jego oczu. Zabawiał rozmową tę głupią panienkę, która chciała pozbyć się Victorii. Podjechał do ich stolika.
— Dobry wieczór. Serdecznie witam. Mam nadzieję, że dobór dań będzie państwu odpowiadał.
Postawił przed nimi talerze z sałatką i nalał białego wina do kieliszków.
— Smacznego.
Ukłonił się lekko i oddalił się z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Obserwował ich uważnie z okienka w kuchni. Dobrze się bawili. Zwłaszcza on i ta podła flądra. Kolacja przebiegała w spokoju. Podawał kolejne przygotowane dania, jak grecka zupa cytrynowa czy omlet z kurczakiem. Na koniec zaserwował im naleśniki a’la Ricardo. Przyglądając się im, sam poczuł głód. Ruszył w stronę stolika, kiedy pan Bruno go wezwał.
— Przyniesiesz nam wino? Najlepiej Chianti. Mamy coś bardzo ważnego do uczczenia.
— Tato o co chodzi? — wtrącił się od razu starszy z braci.
— Przekonacie się za chwilę. Ricardo?
— Już idę proszę pana.
Wyszedł na zaplecze po klucz i usłyszał jak ktoś wstaje od stołu. Ruszył do piwnicy i wszedł zostawiając klucz w zamku od zewnątrz. Zszedł ostrożnie na dół, strącają niechcący lampę, która narobiła sporego hałasu. Zaczął przeszukiwać pomieszczenie, aż w końcu dostrzegł wino, którego szukał. Pochylił się po nie i usłyszał trzask drzwi na górze. Poderwał się szybko spanikowany. Przeraził się bardziej, gdy chwilę później tuż obok niego pojawił się Enrique. Stanowczo za blisko.
— Cześć. — Uśmiechnął się zadowolony. — Drzwi się nam zatrzasnęły.


Capitulo 16: 30.09.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin