|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 23:45:46 10-05-20 Temat postu: Zapach Kwitnącej Czereśni (Rozdział 3: 17.05.2020) |
|
|
Tytuł polski: Zapach Kwitnącej Czereśni
Kategoria: Dramat
Premiera: Maj 2020
Liczba przewidywanych odcinków: - - -
Częstotliwość odcinków: W zależności od wolnego czasu.
Czołówka:
Arilena Ara - Fall From The Sky https://www.youtube.com/watch?v=p-E-kIFPrsY
Obsada:
~ Artur Crowe - Jay Ryan
~ Diana Cohen - Ebru Şahin
~ Aleksander Cohen - Jamie Dornan
~ Damian Shaw - Josh Duhamel
~ Eleonora Crowe - BRAK (Ciężko znaleźć aktualnie aktorkę,
która mogłaby odegrać tę rolę- za mało filmów oglądam )
~ Matylda Griffith - Susan Sarandon
~ Gabriela Crowe - Diane Keaton
~ Alicja Shaw - Anne Hathaway
~ Jan Melour - Jean Reno
Fabuła
Artur Crowe, znany i ceniony chirurg, kochający mąż oraz mężczyzna
oczekujący na narodziny swego pierwszego dziecka zostaje potrącony
przez samochód. Gdy lekarze walczą o jego życie, w drugiej sali jego
żona, Diana, rodzi zdrową i piękną córeczkę. Niestety nie będzie jej dane
ujrzeć ojca w pierwszym dniu swoim narodzin. Artur umiera, a jako duch,
będzie musiał zmierzyć się z przeciwnościami swojego umysłu i podążać tak jak dusza zapragnie...
Mijają 4 lata od chwili śmierci Artura. W ciągu minionych lat, Diana wychodzi za mąż za Aleksandra,
także znakomitego chirurga, który daje schronienie ukochanej
oraz staje się ojczymem dla Eleonory.
Nie mogący się pogodzić ze swoim losem, pewnego dnia staje się
ponownie człowiekiem. Zgodnie z Kodeksem Duchów,
ma 49 dni na zajęcie swojego miejsca. Czas ucieka, a Artur musi
zdecydować, czego tak naprawdę pragnie od życia.
Prolog
[1.1] [1.2] [2] [3.1]
Ostatnio zmieniony przez Matthias_96 dnia 20:58:20 17-05-20, w całości zmieniany 10 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:31:20 11-05-20 Temat postu: |
|
|
Hej
Na pewno duży plus za tytuł Podoba mi się i kojarzy mi się z Japonią chociaż nie wiem czemu tam inne krzewy/drzewa wiodą prym.
Na pewno obsada. Znam tych trzech panów, a tego pierwszego bardzo lubię jako aktora
Po przeczytaniu krótkiego zarysu fabuły czuje się zaintrygowana.
Pierwsza myśl, która mi się nasuwa to czy umarł z przyczyn naturalnych? Przypomina mi się bowiem Zaklinaczka duchów (taki serial) i tam były duchy, zaklinaczka i te duchy miał niedokończone sprawy na ziemi więc jestem zaintrygowana przyczynami śmierci Artura
I rozumiem, że Artur przez cztery lata był duchem? Jeśli tak to współczuje facetowi. Patrzył jak jego córka dorasta, żona wychodzi ponownie za mąż. No przecież to tortura! Był, ale go nie było. Okropieństwo.
Pozostaje tylko czekać na prolog/ pierwszy odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 21:08:32 11-05-20 Temat postu: |
|
|
Witam w moich jakże skromnych progach .
Obsada po prostu wymarzona- na pewno jeszcze niejedna
osoba się przewinie przez tę historię, ale w miarę czasu będą
wplatani do fabuły . Ale też co za dużo, to niezdrowo, ale najważniejsze:
Postawić na sprawdzoną Ekipę
Tytuł na początku miał się wiązać z Japonią, jednak pewien
szczegół na dworze sprawił, dlaczego Japonia? Może być też i u nas akcja.
Kto wie? Może Wiśnia będzie drugą częścią, tomem, sagą? .
Furtka wciąż jest otwarta . A skąd czereśnia? To się prawdopodobnie
wyda w trakcie pisania fabuły .
Uwielbiałem Zaklinaczkę Duchów- tematyka duchów jest dla mnie dosyć
interesującą tematyką, i gdzie tylko pojawią się duchy- tam jestem i ja.
A kto powiedział, że moja fantazja, nie może zawrzeć tego wątku? .
To mogę zdradzić, że tak- Artur przez 4 lata tułał się po ziemi jako duch.
A co robił i gdzie przebywał- liczę, że uda mi się to przedstawić w tej powieści . Okropieństwo- z jednej strony tak, ale z drugiej- szansa?
Prolog jeśli nic się nie zmieni, powinien pojawić się dzisiaj wieczorem, lub jakoś po północy . |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 22:28:44 11-05-20 Temat postu: |
|
|
P r o l o g
Śmierć... Czym jest śmierć? Chwilą rozkoszy, czy momentem cierpienia?
Czym jest śmierć? Niezwykłym osiągnięciem, czy podłym przedsięwzięciem?
Tak naprawdę, nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Nikt, prócz tego, kto miał styczność z objęciami śmierci...
... pewien kwietniowy wieczór ...
Szum wiatru... Odgłos kropel deszczu odbijających się o metalowe barierki tarasu wprowadziły Dianę w pewien rodzaj transu.
Siedząc na beżowej kanapie z kubkiem gorącej czekolady, opatulona w ciemnoszary odcień pledu, zapatrzona była przed siebie.
Gdzieś w oddali, tam gdzie nie sięga ludzki wzrok. Obserwowała jak kolejne krople mkną do innych na oknie, tworząc większe skupiska i opadały na dno.
Samotność. Pusty dźwięk samotności...
Chociaż Aleksander był jej mężem, nie czuła do niego jakiejś specjalnej więzi. Dlaczego wyszła za mąż? Sama nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Kubek od kilkunastu minut nie był podnoszony do jej warg, spragnionych tylko jednej osoby. Osoby, której nie ma już wśród nich.
Tuż przed nią na futrzastym dywanie, bawiła się 4-letnia Eleonora. Mimo ogromu zabawek, które dostawała od rodziców, tylko jedną upatrzyła sobie najbardziej. Zestaw kuchenny dla małych dzieci. Każdego wieczoru udawała kucharkę, a potem przy małym niebieskawym stoliczku zasiadała wraz ze swoimi wymyślonymi przyjaciółmi, chwilami do stołu zapraszała pluszaki, które zasiadały tam, gdzie Nora sobie tego zażyczyła. W końcu nadeszła pora na poczęstunek. Kiedy gotowała, bacznie obserwowała z ukrycia mamę. Każdy wieczór wyglądał dokładnie tak samo. Brała wymyśloną czekoladę, rozdrabniała ją w dłoniach i wsypywała do przykrywanego wieczkiem pojemniczka. Kiedy uznawała, że wszystko jest już gotowe, chwytała za jedno plastikowe naczynie i podawała je matce. Dziś jednak nie chwyciła za jedno, leczz za dwa plastikowe kubeczki, pełniące w tym przypadku rolę- szklanek, i zalała w wyobraźni wodą. Wsadzając do każdej z nich po jednej łyżeczce, wstała z klęczek i podreptała w kierunku mamy. Stawiając krok po kroku, kąciki warg coraz śmielej unosiły się do góry. Kiedy znalazła się tuż przy ukochanej mamie, ta jakby nareszcie uwolniła się z transu. Trzymając w jednej dłoni swój kubek, nachyliła się do córki i chwyciła przeznaczony dla niej kubeczek z gorącą czekoladą. Jednak coś ją zaniepokoiło. Mała wcale się nie cofała, tylko stała, skierowana z uśmieszkiem na twarzy gdzieś obok Diany.
- Kochanie, dziękuję Ci bardzo za przepyszną czekoladę, ale... czy coś się stało? - zapytała Diana, a zmrużawszy delikatnie czoło, pozwoliła na zagoszczenie tam dwóm zmarszczkom.
Dziewczynka nic nie odpowiedziała. Nora była mało rozmownym dzieckiem, rzadko się uśmiechała, a gdy ten zagościł na jej twarzy, było to znakiem, że wydarzyło się coś niezwykłego. Kiedy Diana miała zadać kolejne pytanie Norze, dziewczynka wzięła i drugi kubeczek wyciągnęła w kierunku przed siebie, pół metra od matki. Diana widząc zachowanie córki, uśmiechnęła się pod nosem.
- Skarbie, ale tu nikogo nie ma. Możesz dać swojemu misiowi czekoladę. Na pewno będzie... - jednak Diana nie dokończyła swojej wypowiedzi. Nora położyła kubeczek z podstawką prawie przy drugim krańcu kanapy, i schowała rączki za siebie tak, jak zazwyczaj robią to małe dzieci.
Diana obróciła głowę w kierunku plastikowych rzeczy. Nie zobaczyła nic, co mogłoby ją przerazić. "Do kogo zatem uśmiecha się jej kruszynka?"- ta myśl zaprzątała jej głowę.
- Nora, podejdź tutaj do mnie. - oznajmiła Diana, a córeczka natychmiast uczyniła to, co chciała matka. Gdy ta znalazła się tuż przed nią, skierowała palcem na plastikowy kubeczek, który spoczywał na kanapie niedaleko niej. - Powiedz mi, kogo obdarowałaś tą przepyszną czekoladą? Hm? - zapytała Diana, a żeby przekonać swoją córkę, postarała się o uśmiech na twarzy.
Nora na początku nie wiedziała co zrobić. Spoglądając głęboko w oczy matki, ponownie skierowała wzrok na drugi koniec kanapy, i znowu się uśmiechnęła. Gdy spojrzała na mamę, uniosła swą prawą dłoń i dotknęła jej policzka. Nic nie powiedziała, chociaż Diana czekała na jakąkolwiek odpowiedź. W pewnym momencie Nora zaczęła się cofać i z każdym krokiem oddalać od matki. Nie skierowała się jednak do swojego kącika kuchennego, lecz do komody, na której stał telewizor.
- Nora, za późno na... - chciała powiedzieć "na telewizję", lecz Nora nie wzięła pilotów do ręki, tylko odsunęła szufladę pod telewizorem. Klękając tuż przed wysuniętą szufladą, zaczęła dotykać to, co się znajdowało w środku. Kiedy Diana wstała, Nora chwytawszy wielki album ze zdjęciami, powstała i podreptała w kierunku matki. Gdy znalazły się na środku pokoju, Nora kolejny raz uklękła na dywanie, i otwierając album zaczęła dokładnie analizować zdjęcia. Diana poczuła jak jej serce zaczyna osiągać niebezpieczną granicę prędkości. Po urodzeniu córki, miała niekontrolowane napady ataku serca, ale teraz czuła zupełnie coś innego... Tak, jakby serce miało zamiar wyskoczyć z jej piersi. Gdy Nora wertowała kolejne strony ze zdjęciami, ten wymuszony uśmiech, znikał z jej twarzy podobnie jak czekolada, która znajdowała się w jednym z plastikowych kubeczków. Diana modliła się w myślach, aby to nie było to zdjęcie, o którym myśli. Jedno jedyne jakie znajdowało się w tym albumie. Nora kartkując kolejne strony, zatrzymała się w pewnej chwili i bacznie przyglądała się zdjęciu, które znajdowało się po lewej stronie u góry. Po niespełna minucie, podniosła się z klęczek, chwyciła wertowany przez nią album i trzymając go mocno przed sobą, obróciła go w kierunku mamy. Wskazując swoim malutkim paluszkiem postać ze zdjęcia, Diana poczuła się tak, jakby nogi miała z galarety. Jakby straciła czucie w dolnej partii ciała. Nora się uśmiechnęła po raz kolejny, i trzymając mocno album i paluszek na zdjęciu, spojrzała matce głęboko w oczy.
- Tę czekoladę dałam temu miłemu Panu. - oznajmiła Nora. - On zawsze się uśmiecha. I bawi się ze mną. Nawet teraz się uśmiecha.
Nora spojrzała za matkę, w kierunku kanapy. Po chwili spojrzała znów na matkę i postanowiła zadać pytanie, którego Diana nie spodziewała się nigdy.
- Mamo, kim jest ten miły Pan?
Szklany kubek z napisem Diana, zawierający gorącą czekoladę, upadł na podłogę rozpryskując się w odłamków stos.
Zdjęcie przedstawiało mężczyznę, który swymi potężnymi ramionami obejmował kobietę na zdjęciu- Dianę. Nikt inny nie mógł być tym mężczyzną. Nikt, za wyjątkiem samego Artura. |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:33:55 12-05-20 Temat postu: |
|
|
Mam dokładnie tak samo. Wolę wybrać sprawdzoną obsadę chociaż czasem mam wrażenie, że ciągle ci sami ludzie, te same twarze tylko imiona inne. Aktorki nie znam, ale to pewnie kwestia tego, że pochodzi z Turcji a to nie do końca serialowo/filmowo moje klimaty. Strzelam w Turcję bo imię takie nie europejskie
Domyślam się, że czereśnia pojawia się nie przypadkowo
Zaklinaczkę duchów znam. Co prawda nie oglądałam każdego odcinka, ale kilka odcinków się widziało
A co do odcinka to Eleonora widzi ojca! W sensie dziecko widzi duchy. Podoba mi się ten zabieg chociaż jestem tym zaniepokojona jak Diana. Z jednej strony to ciekawa umiejętność ( nie wiem czy to dobre słowo) z drugiej nieco przerażająca. Scenka z dziewczynką bawiącą się na dywanie w kucharkę. jest urocza z uroczej przechodzi w lekko przerażającą. Jeśli doda się do tego deszcz za oknem to wszystko robi klimat.
Plus za plastyczny styl. Świetnie działa na wyobraźnię.
Diana nie czuje więzi z mężem? Mogę stwierdzić, że go nie kocha czy to zbyt mocne sformułowanie? Czyżby wyszła za niego za mąż bo chciała aby córka miała ojca? Jeśli tak to wydaje mi się, że nie tędy droga |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 14:09:47 12-05-20 Temat postu: |
|
|
Ze względu na to, że przeważnie siedzę w tureckim dziale, to postanowiłem
wprowadzić i uwzględnić w mojej powieści właśnie kogoś z tamtym rejonów.
I bardzo dobrze trafiłaś - pani pochodzi z Turcji
Czereśnia - istotny element, który jeśli dobrze pójdzie,
postaram się przedstawić i "wylać" w tym temacie .
Jak dla mnie, mógłbym widzieć duchy, jednak jest duże ALE...
Ale co by było, gdyby te duchy były przy mnie w każdym momencie,
w każdej chwili. Przepraszam, ale nie chciałbym zobaczyć ducha
np. w toalecie albo gdzieś, gdzie wolałbym zachować prywatność.
Z jednej strony niesamowite przeżycie, z drugiej- straszne . |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 22:46:17 12-05-20 Temat postu: |
|
|
Ze względu na długość rozdziału, dzisiaj pojawi się jedna jego część,
a jutro druga, bo piszę na bieżąco . Mam nadzieję, że się spodoba czytającym.
Do obsady dołącza w tej części:
~ Matylda Griffith - Susan Sarandon
~ Gabriela Crowe - Diane Keaton
|
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 23:07:00 12-05-20 Temat postu: |
|
|
Rozdział 1: Niesprawiedliwość rzeczy martwych.
Po ciężkim kilkugodzinnym dniu pracy na chirurgii, Artur przekracza wieczorem próg domu. Miejsca, którego tak pragnął od samego rana. Zawsze kiedy wracał do niego, czuł się w nim najlepiej. Mieszkanie było jego schronieniem przed całym światem. A w tym świecie znajdował się ktoś, kogo kochał ponad całe swoje życie.
- Kochanie, wróciłem. – powiedział Artur.
Pozostawiając torbę w przedpokoju, powiesił swój czarny zamszowy płaszcz na jednym z wieszaków, następnie zmienił obuwie na domowe kapcie- nie lubił, gdy ktoś nie zmieniał butów. Nieposzanowanie pracy, polegającej na sprzątaniu mieszkania, wzburzało go do tego stopnia, że pewnego razu zbeształ sąsiadkę, która przyszła pożyczyć kilogram cukru do sporządzenia dżemów, a powodem było wkroczenie do salonu w butach, w których powinno się wychodzić tylko na zewnątrz. Kiedy obrobił się w przedpokoju, a Diana nie odpowiedziała na jego apel, ruszył w głąb domu, aby znaleźć swoją ukochaną żonę. Długo jej nie szukał. Siedziała zwinięta w kłębek na beżowej kanapie, którą wspólnie kupili na wystawce. Diana jej nie chciała, ale Artur tak nalegał, obiecał o nią dbać, że w końcu kobieta się przełamała i pozwoliła mu ją zabrać do mieszkania. Gdy Artur podbiegł do żony, od razu rzucił się przed kanapę na klęczki, i chwycił dłonie żony, które chowała w rękawach rozwleczonego nieco
zielonkawego swetra.
- Diana, co się stało? Coś z rodzicami? Coś z Alicją? – zadawał pytania Artur jak z karabinu. Diana przygryzła dolną wargę, po czym podniosła się do góry i zasiadła po turecku. Artur wciąż trzymał jej dłonie, nie pozwalając jej ich wycofać. – Skarbie… - pocałował każdą z nich. – No powiedz, co się stało?
- Artur… - wydusiła z siebie Diana. – Ja… Ja… - wargi kobiety zaczęły się trząść jak gruszki na wierzbie, kiedy silny wiatr zawieje. – Artur, ja jestem w ciąży. – powiedziała i poczuła się tak, jakby zrzuciła z siebie cały ciężar, jaki spoczywał na jej barkach.
Artur początkowo zmarszczył brwi, skierował wzrok na brzuch żony, przełknął ślinę, po czym uniósł brwi do góry. Wargi mężczyzny nieco się rozchyliły, a serce zaczęło szybciej bić. Dopiero od pół roku byli małżeństwem i umówili się, że najpierw nacieszą się sobą, a dopiero potem postarają się o powiększenie rodziny. Jednak życie postanowiło się nieco zabawić, podobnie jak z samym Arturem…
… majowy sobotni wieczór …
Otwierając wielkie wrota kościoła, Matylda przemierzyła główny hol, mijając kolejne rzędy ławek. Codziennie przychodzi oddać cześć Bogu. Czasami też odchodzi na bok, do prawej bocznej nawy, w której krewni zmarłych zawieszają na tablicy prośby, życzenia dotyczących członka rodziny, którego już nie ma, oraz mają możliwość zapalenia jednej ze świec stojących przed wspomnianą tablicą. Ściana z życzeniami jest jak jeden wielki mur, na którym kartka o prostokątnym kształcie, przylega jedna do drugiej. Zawiera imię osoby składającej prośby, życzenie bądź prośbę, oraz na znak szacunku do Boga, w lewym górnym narożniku, przyczepione jest nasiono. Księgi religijne oraz przepowiednie mówią, że kwiat, który rozkwitnie z tego nasiona, da szczęście rodzinie oraz sprowadzi zbłąkaną duszę na właściwą drogę. Matylda zmierzając do ołtarza, dostrzega kobiecą postać, która klęczy przed pomnikiem Chrystusa w bocznej nawie i z rozłożonymi rękoma modli się. Doskonale zna tę postać. Zanim jednak Matylda chce zapalić na ołtarzyku jedną ze świec, klęka przed głównym ołtarzem podziwiając obraz Najświętszej Maryi Panny, i dopiero po chwili skręca w boczną alejkę, prowadzącą do nawy. Nic nie mówi. Staje półtora metra obok kobiety, którą widzi tutaj nie pierwszy raz. Rozpalając zapałkę, zbliża tę do jednego z niezapalonych knotów, a gdy świeca wybucha jasnym blaskiem, zapałkę natychmiast gasi w powietrzu. Kłaniając się głową przed pomnikiem Chrystusa, postanawia wrócić z powrotem na plebanię. Przed odejściem, kolejny raz kątem oka ilustruję kobietę, która modli się rzewnie do Boga. Nie jeden raz chciała porozmawiać z tą kobietą, wysłuchać jej żalu i próśb, ale wie, że to jest niegrzeczne. Dlatego Matylda wycofuje się z nawy i zmierzając ku wyjściu, dostrzega w ostatniej ławce męską postać. Obracając się za siebie, sprawdziła czy kobieta nie idzie. Gdy zobaczyła, że nieznajoma znajduje się tam, gdzie była, Matylda opiera się lewą dłonią o wcześniejszą ławkę, i wzrok jej spoczywa na mężczyźnie.
- Skąd wiedziałam, że i dzisiaj Ciebie tutaj spotkam. – powiedziała Matylda, po czym wzdychając cicho pod nosem, zajęła miejsce obok Artura.
- Najwidoczniej jestem zbyt przewidywalny. – odpowiedział Artur, po czym przeniósł swój wzrok z powrotem na kobietę. Kobietę, która była jego matką. Matką Gabrielą.
Przez moment zapanowała niezręczna cisza. Tylko odgłos oddychania było słychać w murach kościoła. „Oaza Nadziei i Spokoju”- tak większość mieszkańców niewielkiego miasteczka określa to miejsce. Kiedy potrzebujesz się wyciszyć, porozmawiać z kimś, kto Cię wysłucha, albo pragniesz opowiedzieć zmarłemu o czymś, przychodzisz tutaj.
- Twoja matka przychodzi tutaj codziennie… - szepnęła Matylda te słowa Arturowi, po czym szybko dodała: - Codziennie od 4 lat. 4 lat… - ostatnie dwa słowa powtórzyła, a w jej głosie można było usłyszeć głos nie tyle podkreślający okres czasu, lecz bezsilność wobec życiowego prawa.
- 4 lata… Zdecydowanie o 4 za dużo. – odpowiedział Artur biorąc w tym samym momencie Matyldę pod ramię. – Wiem, co Ci chodzi po głowie. Chciałabyś mnie odesłać, żebym rozpoczął nową drogę. Bym mógł wieść kolorowe, nowe wspaniałe życie. Ale nie potrafię powiedzieć słowa: Żegnaj… - mówił Artur, a Matylda obserwując matkę Artura, mocniej przycisnęła jego ramię do siebie. – Obiecałem Bogu, że odejdę, gdy ujrzę pierwszy wypadający ząbek córki, pierwsze wypowiedziane przez nią słowo… Potem pierwszy postawiony przez nią kroczek… Czas nieubłaganie ucieka, a ja wciąż jestem i tkwię tutaj jako duch. Jeśli chcesz, to… - Artur nie dokończył swojego monologu, bo w tym samym momencie, Matylda weszła mu w słowo.
- Nie. – stanowczo powiedziała Matylda. – Nie odejdziesz teraz. Widzę, że nie jesteś jeszcze na to gotowy. Odejdziesz, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora. – drugą dłonią poklepała Artura po ramieniu. – Wiesz, w sumie Cię lubię. Różnisz się od tych innych duchów. Czasami mam ochotę sama ukręcić głowę Julii albo Kaśce jak się zachowują… - spróbowała rozładować napięcie powstałe podczas rozmowy i zachichotała cicho pod nosem. – Ty jesteś inny. Na początku Cię nie lubiłam, wiesz o tym dobrze, ale teraz dostrzegam w Tobie ideał człowieka. Niestety… Bóg zabiera czasami niewłaściwe osoby. – na ostatnie słowa, oczy Matyldy się zaszkliły, klepnęła ostatni raz Artura w lewe ramię, dała kuksańca w bok, i powstała. – Będę się zbierała. Jeszcze muszę posprzątać, bo mnie Jan zamorduje.
Jan był księdzem tej parafii. Kiedy przyszedł tutaj na służbę, poszukiwał kogoś do pomocy. Nikt z miasteczka nie był chętny ku temu, aby służyć na plebanii. Z biegiem czasu ludzie zaczęli się dowiadywać, że Matylda, jedna z parafianek, widzi duchy. Na początku śmiali się z tego, ale gdy zaczęła wyjawiać różne tajemnice związane ze zmarłą osobą bądź powiązaną z nią rodziną, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Chwytając w dłonie wszystko, co mogło nadawać się do walki, ruszyli do domu Matyldy, krzycząc „Czarownica”. Gdy dziewczyna zobaczyła uzbrojonych ludzi, zmierzających po nią, jedynym schronieniem jaki uważała za bezpieczne, był kościół. Brnąc przez mokrą ziemię i ulicę, biegła niecałe dwieście metrów przed tłumem, który bez przerwy skandował. Grupa kilkudziesięciu osób, głównie mężczyzn. Kiedy wbiegła do kościoła, Jan stał przed ołtarzem. Obróciwszy się, spostrzegł umorusaną Matyldę- przeczuwał o co chodzi, gdyż pogłoski o widzeniu duchów, dotarły i do jego uszy. W pewnej chwili kilkoro mężczyzn i kobiet wdarło się do miejsca Boga z widłami czy kosami. Dziewczyna czołgając się po kafelkowej posadzce doczołgała się do Jana, i chwytając go za nogi, błagała o pomoc. Jan niewiele myśląc, ruszył do przodu, wyciągnął z kieszeni różaniec i skierował go na ludzi, którzy wtargnęli do kościoła.
- Jak śmiecie atakować miejsce święte! W ten sposób wypowiedzieliście wojnę samemu Bogu! – krzyczał Jan, trzymając w wyciągniętej dłoni do mieszczan różaniec. Krzyż różańca zwisał, a postać Chrystusa, była skierowana wprost na ludzi. – Jak śmiecie!
- Chcemy tylko pozbyć się czarownicy! – krzyczał jeden z mężczyzn.
- Czarownicy? A skrzywdziła Was? Zraniła? Zamordowała? Rzuciła klątwę? – pytania sypały się z ust księdza jak gromy. Ludzie spojrzeli po sobie, i gdy część przyznała po cichu rację proboszczowi, kilku ludzi wciąż mocno stało w holu kościoła. – Zaatakujesz samego Boga?
- Chcemy tylko sprawiedliwości… - szepnął kolejny mężczyzna.
- Sprawiedliwości? A czy sprawiedliwe jest upokarzanie kobiety? Może opowiesz Bogu o podniesionej nie jeden raz przez Ciebie ręki na swoją żonę? – powiedział Jan, i zobaczył zmieszanie na jego twarzy. – Bóg widzi wszystko. A sprawiedliwość zawsze znajdzie swoją cenę prędzej czy później! – wykrzyczał Jan ostatnie słowa, i prowadził dłuższą wymianę zdań z mieszkańcami, pragnącymi skrzywdzić niewinną dziewczynę.
Po niespełna dziesięciu minutach, ludzie poddali się i rozeszli. Matyldzie odpuścili. Dziewczyna na początku bała się wrócić do domu, więc kilka tygodni przebywała u księdza na plebanii. I w ten sposób zyskali nową kościelną, którą potem przepraszali. Bo okazała się nie czarownicą, lecz drogą pomiędzy niebem a ziemią. Byli i tacy, którzy nazywali ją „Chodzącym Złotem”.
Gdy Matylda wysuwała się z pomiędzy ławek, na chwilkę jeszcze przystanęła i cofnęła się do Artura. Nachylając się, pocałowała go w policzek, po czym tuląc go, szepnęła mu do ucha kilka słów.
- Wszystkiego dobrego z okazji urodzin, Artur. – i po tych słowach, Matylda wyszła z kościoła, nie oglądając się znów za sobą. Jednak odchodząc usłyszała cichy dźwięk szlochu mężczyzny.
-------------------------------------- * ------------------------------------------
Przekroczył próg domu. Domu, który kiedyś do niego należał. Wkraczając do mieszkania, od razu zauważył na jednym z paneli w przedpokoju ślady butów. Ten, kto go zrobił, najwidoczniej nie miał zamiaru posprzątać po sobie. Zrobił kolejne kroki. Kilka kurtek wisiało w przedpokoju, na dole poustawiane były buty. Niektóre z nich, charakteryzowały się mniejszym rozmiarem. Przyklękając na jedno z kolan, Artur chwycił buta i podniósł go. Przynajmniej chciał. Pozwolił, aby łza spłynęła mu po policzku. Nie hamował się. Nie próbował powstrzymywać tego, co dusiło go od środka. Wstając z powrotem, przemierzał kolejne sektory mieszkania. W salonie na kanapie leżał Aleksander, okryty od pasa w dół jasnym odcieniem czerwieni kocem. Jedna z rąk znajdowała się nad nim. Spoglądał w jakiś punkt na suficie. Rozmyślał. Artur nie zastanawiał się, nad czym mógł zastanawiać się człowiek, który zajął jego miejsce. Miejsce, które należało tylko i wyłącznie do niego. Na dywanie zauważył porozrzucane zabawki. Nora zapewne była tak już śpiąca, że nie miała czasu przed snem posprzątać. Ani nikt inny z domowników. Gdyby był, sam by doprowadził to mieszkanie do porządku. Przemierzając dalej, zajrzał do jednego z sypialń. Znajdowała się w niej Eleonora. Wchodząc przez uchylone drzwi, zmniejszał dystans dzielący go z córką. Przysiadając na brzegu łóżka, zobaczył jak kręcąca się karuzela z konikami przy łóżku, z zapaloną w środku żarówką, rzuca cienie koni na ściany, łóżko i sufit. Eleonora uwielbiała konie. Obserwując ją przez te cztery lata, widział w jej oczach iskierki radości na sam widok rumaka. Dziewczynka smacznie spała. Ubrana oczywiście w piżamkę w koniki, miała pod policzkiem jedną ze swoich dłoni. Artur zbliżył twarz do dziewczyny i złożył na jej policzku całusa.
- Mój szkrabie kochany… - szepnął po cichu, aby jej nie obudzić.
Dziewczynka jakby go usłyszała, bo na dźwięk jego słów, uśmiechnęła się pogrążona we śnie. Artur jednak wiedział, że coś przyjemnego się śniło jego kruszynce. Pozostawiając małą samą w pokoju, wyślizgnął się z sypialni tak samo jak wszedł, i przeszedł do kolejnej. Gdy postępował krok za krokiem, a ta odległość pomiędzy pomieszczeniami nie była zbyt duża, kolejny raz tego dnia, serce zaczęło bić jak oszalałe. W końcu przeszedł przez drzwi. Przeszedł, bo nie mógł ich ot tak otworzyć. W środku sypialni panowała ciemność. Jednak dźwięk płaczu, który usłyszał, wzburzył go. Miał ochotę rzucić się na to łóżko i przytulić Dianę. Taka możliwość nie istniała. Obchodząc łóżko z drugiej strony, położył się na miejscu, które należało kiedyś do niego. Podpierając głowę, skupił swój wzrok na kobiecie, która była jego całym życiem. Diana płakała. Łza goniła łzę na jej policzkach, skapując na granatową pościel. Kilka pomiętych i zamoczonych chusteczek, leżała tuż przed nią. Wyciągając dłoń, pogładził nią policzek Diany. Nie wiedział, co ma powiedzieć, bo cokolwiek rzeknie, to i tak była żona go nie usłyszy. Mógłby tak leżeć całą noc i obserwować ją, lecz dwa zdania wyrwały go z transu.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Artur. – powiedziała przez łzy, po czym dodała: Chciałabym, żebyś to usłyszał…
Artur zrozumiał, że dłużej tego nie zniesie. Wstając z łóżka, chciał wziąć szklankę z toaletki i rzucić nią o podłogę, jednak próba zakończyła się fiaskiem. Wybiegł z sypialni, a potem z mieszkania, nie oglądając się za siebie. Ruszył przed siebie i wybiegł na zewnątrz, gdzie nie będzie czuł ciężaru żalu.
-------------------------------------- * ------------------------------------------ |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 23:07:23 12-05-20 Temat postu: |
|
|
Do obsady dołączają:
~ Alicja Shaw (Anne Hathaway)
~ Jan Melour (Jean Reno)
Ostatnio zmieniony przez Matthias_96 dnia 0:05:15 14-05-20, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 0:22:09 14-05-20 Temat postu: |
|
|
Kontynuacja rodziału 1...
Alicja po codziennym spacerze, zawitała koło godziny dwudziestej trzeciej do domu. Dzisiaj był wyjątkowy dzień, i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jak jej mąż, Damian, spędza go „uroczyście”. Nie musiała zaglądać do szafki, by zdać sobie sprawę, że jedna z butelek piwa, która została zakupiona przez nią w promocji, spoczywa w dłoni męża, siedzącego na rozkładanym krześle na tarasie. Nie rozbierając się, podreptała w kierunku Damiana. Przekroczywszy próg, oparła się o futrynę balkonu drzwi balkonowych, i bacznie obserwowała męża, koczującego o tak późnej porze na świeżym powietrzu. Dzisiaj były urodziny Artura, które zawsze wspólnie wszyscy świętowali. Ona, Damian, Artur oraz Diana. Co roku, Artur zapraszał wszystkich do kina, na jakąś francuską komedię, a potem wracając do domu, impreza trwała praktycznie do rana. Celebrowali jak mogli. Nie spodziewali się, że pewnego dnia zabraknie organizatora imprezy. Od momentu śmierci Artura, rzadko widywali się z Dianą. Być może było to spowodowane brakiem czasu? Chociaż Alicja miała go pod dostatkiem, bo podobnie jak Diana, urodziła w tym samym roku zdrowego chłopca, Michała. Ale jednak śmierć przyjaciela spowodowała nieodwracalny uraz w ich relacji. Damian trzymając w dłoni butelkę piwa, co pewien czas bez słowa unosił ją do góry i pochłaniał kolejne mililitry ożywczego dla niego płynu. Ten radosny co roku dzień, teraz stał się najgorszym z możliwych. Alicja podeszła do męża i stanęła tuż za nim. Przez chwilę nie zrobiła nic, ale po niespełna minucie, nachyliła się i objęła Damiana od tyłu. Oparła swą głowę na jego prawym ramieniu, i nic nie mówiąc, pozwoliła poddać się jego biciu sercu, które mimo grubej warstwy odzieży, było jakoś wyczuwalne. Jednak nie mogła znieść tej ciszy dłużej.
- Damian, może położymy się do łóżka, co? Późno już… - próbowała nawiązać jakąś „więź” rozmowy z Damianem, i przekonać go do podjęcia jakieś decyzji.
Na początku Damian nie był zainteresowany rozmową z żoną. Wzdrygnął się, uniósł do góry ramię, chcąc przegonić żonę. Kiedy Alicja zrozumiała intencję męża, wyprostowała się i poczęła zmierzać w kierunku salonu. Jednak w pewnej chwili, Damian chwycił ją za dłoń i przyciągnął do siebie. Alicja tracąc w tej samej chwili równowagę, usiadła na jego nogach.
- Mimo, że przyjaciel mój odszedł 4-lata temu, wciąż czuję jakby był koło mnie… - powiedział Damian. – Jakby jego cząstka wciąż tkwiła gdzieś we mnie, tu. – uderzył się dwa razy w pierś, w miejscu, gdzie znajduje się serce. – Chciałbym pójść z nim na miasto, obejrzeć wspólnie jakiś film, pogadać o pierdołach, przeprowadzić znowu jakąś operację z nim, a potem dyskutować o tym kolejny tydzień. Jednak to wszystko minęło. Jego nie ma. – oznajmił Damian, upijając dwa kolejne łyki piwa.
Damian się mylił. Artur stał dokładnie naprzeciw niego, kilka metrów dalej pod jabłonią, która znajdowała się w sadzie przyjaciela. Słyszał każde słowo, a kolejne łapały i ściskały go za serce. Z nieba nagle zaczął padać rzęsisty deszcz, a z każdą minutą przybierał na sile. Artur wsadził dłonie do zamszowego płaszcza, nabrał powietrza, i odwracając się, poszedł do centrum miasteczka.
------------------------------------- * ---------------------------------------------------
„Mam już tego dosyć. Dlaczego ja?” – zadawał sobie owe pytania w myślach, kopiąc z drogi kamienie. Mijał gromady ludzi, którzy co wieczór i noc wybierali się na miasto. Albo do pubu, albo do kawiarni, które pracowały do późnych godzin. Ludzie śmiali się i radowali. Opowiadali sobie, co wydarzyło się w pracy, dzieci co się działo w szkole, i nikt nie wyglądał na smutnego, czy załamanego.
- Jak Ci dzisiaj poszło? – zapytała kobieta kilkuletniego syna.
- Chyba dobrze. Mamo, a tata dzisiaj wróci z pracy? – zapytał młodzieniec.
Nawet zwierzęta szczekały. Na niego. Artur szedł tak przed siebie, sam nie wiedząc dokąd zmierza. Nigdzie nie czuł się teraz dobrze. Odwiedził tego dnia wszystkie miejsca, które co roku w ten dzień miały przyjemność jego nawiedzin. Gdy mijał kolejne grupki młodzieży, nagle ujrzał małą dziewczynkę, która chwytając swoich rodziców za dłonie, z radością i wielkim uśmiechem na twarzy, podskakiwała nad kałużami.
- Tatusiu, wyżej! Wyżej! – krzyczała drobna istotka, śmiejąc się i piszcząc.
- Wyżej? Proszę bardzo! – i uniósł córkę jeszcze wyżej niż poprzednio.
Artur spojrzał w górę. W niebo. Hen, gdzieś wysoko. Ujrzał tylko krople, spadające z nieba. Gdy uniósł jedną z dłoni do góry, krople przenikały przez nią, nie pozostawiając na skórze żadnego śladu. Nic nie poczuł. Nic. Kropla za kroplą, jak wężykiem spadały u jego stóp, tworząc niewielką kałużę. Łzy zebrały się w oczach. Kolejnymi przechodniami była inna rodzina, w której mama niosła syna na rękach i śmiali się do rozpuku, bo prawdopodobnie ojciec, próbował głupimi minami i łaskotkami, zmusić syna do śmiechu. W pewnym momencie Artur upadł na kolana, i spoglądał na powiększającą się przed nim kałużę. Widział w niej swoje odbicie. Od 4 lat się nie zmienił. Żaden włos nie wypadł, nie pojawiła się żadna zmarszczka. Żaden, nawet najdrobniejszy szczegół się na jego twarzy nie zmienił. Zwijając dłonie w pięść, uderzył mocno w wybrukowaną drogę, i zaczął krzyczeć. Zwracał się nie do siebie. Lecz do Boga.
- Dlaczego? Dlaczego ja tak nie mogę?! – zaczął przez łzy zwracać się do niewidzialnej istoty. – Dlaczego?! Dlaczego nie wolno mi tego robić?! Co ja Ci takiego zrobiłem? – kolejne pytania Artur wyrzucał z siebie, nie zważając na ton swojej wypowiedzi. – Dlaczego w ten sposób mnie krzywdzisz? Dlaczego nie zabrałeś mnie od razu, tylko każesz mi to wszystko obserwować? Pytam się, dlaczego?!
Ludzie przechodzili przez Artura, a niewielka poświata wokół niego jak pył rozpryskiwała się, i powracała by stworzyć całość.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi przeżyć tego samego, co oni? Dlaczego? Kto Ci dał takie prawo, żeby odbierać i zabierać to, co nie powinno mieć miejsca?! Za kogo się uważasz?! – Artur nie panował już nad swoimi emocjami. – No powiedz? Kto Ci dał takie prawo? No kto?! Kto!
Co pewien czas, łza opuszczała kanalik swój i przemieszczając się po lekko zaróżowionym policzku, opadała na dół, mieszając się w kałuży z wodą. Każda kolejna kropla tworzyła na chwilę białą powłokę na powierzchni wody, i zanikała. Lecz im więcej łez spadało, tym powłoka trwała dłużej. Jednak nie tylko to było zastanawiające. Spokojny, miarodajny deszcz, uspokoił się, a niebo w pewnej chwili przedzieliła błyskawica, uderzając gdzieś za miastem. Jednak za chwilę pojawiła się kolejna, i kolejna… Jedna z nich uderzyła nieopodal centrum miasteczka, w najwyżej wysunięty punkt, którym stanowiła wieża kościoła. Wokół Artura dało się słyszeć głosy ludzi, którzy byli zaskoczeni tak nagłą zmianą pogody.
- Tatusiu, zrobiło się jakoś zimniej… - powiedział jakiś chłopczyk, zwracając się do ojca.
Temperatura w ciągu zaledwie dwóch minut z trzynastu stopni zmalała do 1, a nawet powoli zmierzała niżej. Drobinki kropelek, zaczęły przyjmować kształt sześcioramiennych śnieżynek i opadać na ziemię. Śnieg w maju nie był dla nikogo zaskoczeniem, jednak tak nagła zmiana pogody była. Choć śnieg był sensacją, to minutę później, ten sam śnieg, począł zamieniać się w drobinki gradu, przyjmującego coraz większe rozmiary. Po niespełna pięciu minutach, z nieba spadał grad wielkości monety pięciozłotowej. Białe grudy lodu przeraziły ludzi, którzy zerwali się do ucieczki we wszystkich mozliwych kierunkach. Grad zbierał się w narastającą kupkę na ławkach, w koszach na śmieci, na trawie. Był dosłownie wszędzie, tworząc coraz większą warstwę. Krzyk przerażonych ludzi, wcale nie przeraził Artura, klęczącego wciąż na wybrukowanej drodze, i przez łzy oskarżającego Boga. Gromy z jasnego nieba dzieliły co kilka sekund niebo, grzmiąc i rozsyłając dźwięk wiele kilometrów dalej.
------------------------------------- * ---------------------------------------------------
W tej samej chwili, w kościele na ołtarzu poświęconym zmarłym, gdzie są zapalone świece, jedna z nich poczęła mocniej świecić, a gdy wysokość słupa ognia, osiągnęła niecałe 4 centymetry, zgasła. Kartki z prośbami oraz życzeniami poczęły unosić się do góry, a gdyby nie były przypięte, z pewnością zaczęłyby fruwać po całym ołtarzu. Błyskawice za oknami oświetlały środek budynku tak intensywnie, że można byłoby bez problemu czytać na jednej z ławek książkę.
------------------------------------- * ---------------------------------------------------
Na plebanii, gdzie przy stole siedziała Matylda i Jan, modląc się z różańcami w dłoniach, modlitwy ich zostały przerwane przez odgłos huku. Drzwi balkonowe z impetem otworzyły się na oścież, pozwalając by drobiny gradu z impetem wpadały do pomieszczenia. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli. Zaskoczona Matylda, otwierając usta na to co się działo, wstała i zaczęła zbliżać się z Janem do wyjścia na balkon. Im bliżej się znajdowali, tym coraz bardziej byli nie tyle co przestraszeni, co zafascynowani spektaklem rozgrywającym się na zewnątrz. Jan jednak wiedział, że coś jest nie tak.
- Bóg się zdenerwował. – powiedział Jan. – Bóg przemówił… Gniew jego jest przeogromny.
Matylda nic nie powiedziała, tylko dalej obserwowała, jak kryształy lodowe w coraz większej ilości wpadają do plebanii i spadają na posesję wokół niej. Trzymając w dłoniach różańce, mimo braku wiatru, paciorki rozsypały się w obydwu różańcach. Matylda z Janem szybko spojrzeli na to, co przed chwilą zaszło i teraz nie było fascynacji w ich oczach. Spoglądając sobie chwilę potem w oczy, każde z nich ujrzało w przyjacielu jedynie przerażenie.
------------------------------------- * ---------------------------------------------------
Damian na początku nie zobaczył gwałtownej zmiany pogody. Dopiero z zamyślenia wyrwała go Alicja, która przybiegła na balkon i potrząsnęła nim dość mocno. Grad spadając z nieba, obijał się o wszystko, a drzewa znajdujące się na ich posesji, były ścinane ostrymi kantami drobin lodowych.
- Damian, ocknij się! Do środka! – krzyczała Alicja, i wraz z Damianem zabrali wszystko z balkonu i przeszli do salonu.
Gdy znaleźli się w środku, bacznie obserwowali niebo, które bez przerwy od pewnego czasu, było przedzierane błyskawicami, przyjmującymi chwilami kształt drzewa. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli.
------------------------------------- * ---------------------------------------------------
Odsuwając zasłony, Gabriela Crowe wyjrzała za okno zaniepokojona dźwiękami, jakie dochodziły stamtąd do niej. Odziana w koszulę nocną stała i była zaskoczona pogodą, jaka zapanowała dzisiejszej nocy. W głębi serca czuła, że coś się dzieje. Nie jest to przypadek. Jednak zaskoczenie i niewielki strach, królowały bardziej. Spoglądała jak błyskawica za błyskawicą, atakują centrum miasteczka, modląc się w duchu, aby nikomu nie przydarzyła się krzywda.
------------------------------------- * ---------------------------------------------------
- Tak kochałem życie! – krzyczał wciąż Artur, nie zważając na to, co się wokół niego dzieje. – Widziałeś to, i jednak postanowiłeś mnie zabrać! Odebrałeś mi je! Dlaczego?! No pytam się, dlaczego?! Dlaczego ja?! Co ja Ci takiego zrobiłem?! – ostatnie słowa zabolałyby każdego. – Jak możesz nazywać siebie Bogiem?!
Piorun uderzył gdzieś nieopodal Artura. Tak przynajmniej mu się wydawało, bo dźwięk swojego szlochu był na tyle głośny, że zakłócał wszystko inne. I płakałby dalej, obwiniając i oskarżając Boga o wszystko, lecz burza, która się rozszalała, w jednej chwili zamarła, a Artur poczuł na swojej twarzy delikatny powiew zimnego, lodowatego powietrza.
Ostatnio zmieniony przez Matthias_96 dnia 0:24:39 14-05-20, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:08:17 14-05-20 Temat postu: |
|
|
Hej
A więc Eleonora nie była dzieckiem planowanym, ale sądząc po późniejszym zachowaniu Artura była dzieckiem chcianym i kochanym. Takim brzdącem niespodzianką.
Matylda jest medium cóż nie łatwa to praca jeśli tak mogę stwierdzić. Widzi duchy to trochę przerażające a nawet bardzo przerażające bo duchy to przecież kiedyś byli ludzie i powiedzmy sobie szczerze nie każdy chciał umrzeć.
Żal mi matki Artura żaden rodzic niezależnie od wieku nie powinien chować własnego dziecka. To niesprawiedliwie
Też nie lubię jak ludzie chodzą mi w butach, w których byli na dworze po domu. Pół biedy jak jest ładna pogoda, ale jak mi ktoś włazi w buciorach po deszczu włączają się we mnie mordercze instynkty więc nie dziwię się Arturowi, że chciał ściągnąć facetowi buty.
Po przeczytaniu drugiej części pierwszego odcinka tak sobie myślę czy obecność Artura nie wpływa na to że jego przyjaciel nie może ruszyć do przodu? Żyć dalej. Rozumiem, że strata boli nie jednej doświadczyłam i z pewnymi rzeczami trudno jest się pogodzić i iść dalej. Ale to takie moje luźne spostrzeżenie że duch Artura który się zatrzymał ma wpływ na tych których obserwuje. Mam nadzieję, że brzmię logicznie
Artur wrócił do świata żywych albo przynajmniej ja to tak rozumiem. Jedyne co mnie ciekawi to jeśli stanie oko w oko z rodziną przyjaciółmi i dalej będzie miał swoją twarz to jak wytłumaczy swój cudowny powrót :d |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 14:17:45 14-05-20 Temat postu: |
|
|
Brzdąc niespodzianka- bardzo trafne określenie . W końcu to istota,
która ma nasze cechy i czasami jest naszą kopią .
Być takim medium, to i w TV kasa by leciała .
Miliony ludzi by dzwoniło .
Strata kogoś bliskiego, z kim wiązała się dość mocna nić przyjaźni,
bądź uczuciowa, może sprawić, że dużo czasu zajmie powrót do normalności.
W przypadku Artura, każda osoba, wokół której przebywa,
jeszcze nie pogodziła się ze stratą. Choć powinna, bo już najwyższa pora.
Nad tym muszę się zastanowić. W końcu, zobaczyć zmarłego,
to wielki szok jest :p. Nie mam napisane nic do przodu, więc muszę
polegać na sobie i wymyślać na bieżąco. Postaram się, żeby te spotkania
były dosyć interesujące i emocjonujące. Ale niczego nie jestem w stanie
obiecać- dawno nic nie pisałem . Może dzisiaj pojawi się początek drugiego rozdziału. |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:31:45 14-05-20 Temat postu: |
|
|
Dokładnie. Czasem myślę, że takie dzieci- niespodzianki dla rodziców są największym darem. Co do podobieństwa to czasem takie maluchy są dosłowną kopią swoich mam czy ojców. Znam takiego jednego brzdąca więc wiem o czym mówię
Też tak uważam, tylko gdybam czy jego obecność ma jakiś na to wpływ czy raczej to moje odosobnione uczucia.
Zawsze może udawać brata bliźniaka tylko jak przekonać kobietę która go urodziła że dzieci było dwoje |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 17:25:52 14-05-20 Temat postu: |
|
|
Sąsiadka mówi, że jej dzieci, a ma trójkę, to klony ojca.
Żadne nie przypomina z wyglądu matki .
Jakby miała zaćmienie, to by się do nich nie przyznała .
No cóż. Może nie powiedzieli jej tego przy porodzie i USG .
Nagle widzi, że brat bliźniak się gdzieś pałęta |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:05:53 14-05-20 Temat postu: |
|
|
Mój siostrzeniec to kopia swojego taty nawet mimikę po nim odziedziczył. Gdyby twierdził, że nie jego żaden sąd by testów nie zlecał bo podobieństwo uderzające
Co do bliźniąt. To dałby się to zrobić na upartego oczywiście. USG w latach 85/90 nie robiono tak często, sprzęt był gorszej jakości i w tej sytuacji polecam cesarkę bo żadna kobieta nie zapomina dnia porodu a na pewno nie da się zapomnieć, że urodziło się dwoje a nie jedno dziecko |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|