Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zapach Kwitnącej Czereśni (Rozdział 3: 17.05.2020)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Matthias_96
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5708
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kutno
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 0:25:44 15-05-20    Temat postu:

Sobrev napisał:
Mój siostrzeniec to kopia swojego taty nawet mimikę po nim odziedziczył. Gdyby twierdził, że nie jego żaden sąd by testów nie zlecał bo podobieństwo uderzające

Co do bliźniąt. To dałby się to zrobić na upartego oczywiście. USG w latach 85/90 nie robiono tak często, sprzęt był gorszej jakości i w tej sytuacji polecam cesarkę bo żadna kobieta nie zapomina dnia porodu a na pewno nie da się zapomnieć, że urodziło się dwoje a nie jedno dziecko


Natura potrafi się zabawić z człowiekiem .

Może zemdlała podczas porodu? A tu hop- mamy dwójkę .

Rozdział pojawi się jednak prawdopodobnie dopiero jutro,
bo coś dużo mi wyszło tego, a nie chciałbym tego dzielić.
Chyba, że istnieją tutaj jakieś ograniczenia w ilości znaków,
o których ja nie wiem .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Matthias_96
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5708
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kutno
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:17:14 15-05-20    Temat postu:

Rozdział 2: Niespodziewane ze spodziewanych.

- Mamo, przyjdziemy troszkę później niż się umawialiśmy. - powiedział Artur, idąc chodnikiem wzdłuż drogi. - Dzwonił do mnie Damian w sprawie wczorajszej operacji, i zapomniałem uzupełnić kart pacjenta do końca.
- Synku... - odpowiedziała Gabriela Crowe, która z torbami zawierającymi warzywa na obiad, weszła do kuchni. Stawiając je na kamiennym blacie, westchnęła głośno. - Wiesz, że ani ja, ani Twój ojciec, nie lubimy spóźnień. Przyjdziecie później, to krócej się będziemy widzieć!
- Mamo, zajmie mi to pięć, góra 10 minut. I za pół godziny, będziemy z Dianą u Was, dobrze? - próbował przekonać jakoś mamę, ale wiedział, że nie matka nie ma nic do gadania. - Poza tym, Diana musi się oszczędzać. Termin lada chwila. A mnie się nic nie stanie. Przejdę tylko przez przejście dla pieszych i jestem w pracy.
- W porządku. Za pół godziny Was widzę. - stanowcze słowa matki, parsknięcie śmiechem do słuchawki, i rozłączenie się. Rozmowa dobiegła końca.
Za pół godziny zjedzą wspólnie obiad. Jak jedna wielka rodzina. Kiedy Gabriela wyjęła z torebki warzywa i podeszła do zlewu, z łazienki wyszedł Dariusz Crowe z mokrymi włosami na głowie.
- I co? Zaraz będą? - zapytał mężczyzna wycierając włosy lazurowym ręcznikiem.
- Za pół godziny będą, bo Arturowi coś wypadło. Zadzwoń do Sylwii, i powiedz jej, żeby się nie spieszyła z zakupami. - oznajmiła Gabriela, dokładnie zmywając ziemię z warzyw.
W międzyczasie chwytała za różne rzeczy i myła je, bo nikt z domowników nie kwapił się, żeby zadbać o czystość. Gdy jej dłoń przenosiła dzbanek, poczuła nagłe ukłucie w sercu. Wypuszczając z dłoni przedmiot, pozwoliła by szklany dzbanek na kompot upadł na blat i rozprysł się w drobny mak.
- Mamuś, co się stało? - zapytał Dariusz, siedząc na boku kanapy. Gdy usłyszał huk, od razu powstał i zaczął zmierzać w kierunku żony.
- Nic takiego... Poczułam takie dziwne uczucie w sercu... Jakby ktoś wbił mi kolec w serce. - powiedziała nieco zdziwiona zaistniałą sytuacją kobieta. - Ale spokojnie, już jest dobrze. Zaraz posprzątam, tylko obrobię się z warzywami.
Kiedy odkręcała silniejszy strumień, a Dariusz zmierzał z powrotem do łazienki, zadzwonił telefon. Gabriela oglądając się za siebie, spojrzała na wyświetlaczu, że dzwoni Artur.
- Weź odbierz, bo ja mam mokre ręce. - poprosiła Gabriela męża. - Może jednak już się zbierają.
Chwytając telefon żony, Dariusz przesunął okrągłe kółeczko na wyświetlaczu w prawo, kierunku zielonej słuchawki. Przystawiając telefon do ucha, wycierał dalej swoje lekko siwawe już włosy.
- Co tam, synu? Zbieracie... - radosnym głosem rozpoczął rozmowę, jednak nie dane mu było dokończyć drugiego zdania.
Rozmówca po drugiej stronie powiedział coś, co sprawiło, że Dariusz w kilka sekund pobladł na twarzy. Gabriela ponownie oglądając się za siebie,
zilustrowała męża i po omacku szukała dłonią pokrętła, by zakręcić lejącą się wodę z kranu. Telefon wypadł mężczyźnie z dłoni, a on sam próbując się złapać blatu, upadł na podłogę, podpierając się lewą dłonią w ostatniej chwili. Gabriela chwyciła ścierkę i podbiegła do męża, wycierają w nią dłonie.
- Co się stało? Dariusz, co się dzieje? - zapytała nieco spanikowanym głosem Gabriela.
- Ar... Artur... - jąkał się, Dariusz próbował wyrzucić z siebie kolejne słowa, lecz wewnętrzna siła uniemożliwiała mu to. - Artur... Artur miał wypadek... - powiedział, a po ostatnim słowie, Gabriela poczuła jak oczy napełniają się łzami.


Jakikolwiek opad przestał padać. Temperatura znów szybowała w górę powodując, że cały opad gradu, jaki zastał miasteczko, zaczął dość szybko zamieniać się w wodę. Artur klęcząc na brukowanej drodze, po raz pierwszy od czterech lat poczuł, jak zimne powietrze dotknęło jego twarz. Poczuł uderzenie chłodu, które pojawiało się zimą. Podnosząc swoje dłonie, obejrzał je dokładnie i nachylając się do przodu, wyciągnął wskazujący palec przed siebie. Wahał się, ale po chwili dotknął nim kałuży, która pod wpływem impulsu, utworzyła kilka kręgów na swojej powierzchni. A on sam poczuł, że coś wilgotnego, miało styczność z jego skórą. Uniósł do góry, i obracając w kierunku twarzy, ujrzał dwie małe kropelki na opuszku palca. Krople, które jeszcze pół godziny temu, przenikały przez niego, nie zatrzymując się. Artur powstał i rozejrzał się wokół. Z jednej galerii poczęli wychodzić ludzie, którzy schronili się w budynku przed gwałtowną aurą, która wszystkich zaskoczyła. Spoglądając w górę, ujrzał na niebie księżyc w kształcie sierpa. Bezchmurna noc. Po burzy i chmurach, nie pozostał żaden ślad. Topniejąca szybko gradzina spowodowała, że z trawników zaczęła spływać szybko przez chodnik woda, wprost na ulicę, gdzie stworzyła rwący potok. Woda, przepływająca przez jezdnię nie przenikała przez wojskowe buty Artura, lecz obijała się o nie. „Czy to prawda?” – zadał sobie pytanie Artur w myślach, wciąż obserwując sytuację wokół.
- Czy to w ogóle możliwe? – zapytał sam siebie.
Kiedy powstał, poczuł znajome ukłucie w kolanie. Kiedy miał dwadzieścia lat, spadł z roweru, uderzając się prosto w kolano. Od tamtej pory, wstając z klęczek, odczuwał ten nieprzyjemny ból, który przez ostatnie cztery lata, ani razu się nie pojawił. Społeczeństwo znów zaczęło cieszyć się z życia, rozmawiać o tym, co się przed chwilą wydarzyło i dzwonić do znajomych, rodziców, relacjonując im to niezwykłe zjawisko. Kiedy Artura mijała młoda para, trzymająca się za dłonie, postanowił do nich zagadać.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Ale mam takie dziwne pytanie… - powiedział szybko Artur, z euforycznym tonem głosu. – Widzą mnie Państwo?
- Yhm… - młody mężczyzna spojrzała najpierw na Artura, potem prawdopodobnie na swoją dziewczynę, a potem z powrotem na Artura. – Tak, a co się tak gapisz? Życie Ci niemiłe?!
Artur nie wiedział czy płakać, czy się śmiać. To jednak nie sen. Ludzie go widzą. Nie media, nie czarownice, wróżki i inne tego typu osoby. Widzą go normalni ludzie.
- Dziwny facet. – powiedziała dziewczyna wymijając Artura i chwytając mocniej chłopaka za dłoń.
- Może któraś gradzina uderzyła go w głowę. – odpowiedział chłopak.
Artur jednak nie zważał na słowa ludzi, których przed chwilą zaczepił. Podchodził do kolejnych i pytał, czy go widzą. Jedni reagowali śmiechem, inni starali się zachować powagę, część odpowiadała bez problemu, a jeszcze inni próbowali przegonić Artura, którego uznali za nachalnego gościa. Kiedy potem szedł przed siebie, żeby usiąść na ławeczce w parku, z wielkimi oczami przyciągnął dłoń do swojej klatki piersiowej.
- Oni mnie widzą… - powiedział pod nosem i sunął w kierunku miejskiego parku. – Oni mnie naprawdę widzą. Gdy znalazł się tuż przed ławką, zatrzymał się jak sparaliżowany. – To znaczy, że Ja znów jestem żywy! – podniosłym tonem rzekł Artur. Zasiadając, rozstawił nogi i próbował schować głowę między nogami.
Przypomniał sobie w tej chwili, jak od jednej pani pożyczył chusteczkę, a gdy nieznajoma podała mu ją, Artur chwycił ją mocno w dłonie. Oczy zaszkliły się, i krzyczał całemu światu, że może ją trzymać. Może znowu chwytać przedmioty, czuć wszystko. No właśnie. Zimne powietrze powoli dawało mu się we znaki, bo na początku z powodu euforii nie odczuł żadnego ziąbu. Teraz, gdy usiadł, poczuł jak chłód wlewa mu się pod płaszcz, obejmuje twarz. Unosząc głowę, rozejrzał się.
- ZimnoDosyć zimno jak na majowy wieczór… - powiedział Artur i przez chwilę szczękał zębami. – Gdzie ja teraz pójdę?
Kładąc łokcie na kolanach, podparł swą głowę na dłoniach i zaczął zastanawiać się nad dalszym swoim losem. Dokąd pójść? Gdzie przenocować? Skąd wziąć pieniądze? Będąc duchem nie martwił się o te kwestie, jednak teraz odgrywały one ważną rolę w nowym życiu. Chcąc wstać, czyjaś dłoń spoczęła na lewym ramieniu Artura. Unosząc wzrok do góry spostrzegł, że należała ona do Matyldy.
- Czułam, że to Twoja sprawka… - każdy, kto spojrzałby na minę Matyldy, mógłby się zastanowić, czy za chwilę nie udusi mężczyzny w parku. – Chodź ze mną, bo się przeziębisz. A poza tym, musimy poważnie porozmawiać.
- Skąd wiedziałaś, że… - zapytał Artur, lecz od razu wtargnęła Matylda.
- Tylko jedna osoba dzisiejszego dnia, mogła spowodować to, co miało miejsce wieczorem. – powiedziała kobieta. A gdy oddaliła się na dwa kroki od Artura, odwróciła się i spojrzała mu głęboko w oczy. – A park, to w końcu Twoje ulubione miejsce, nieprawdaż?
Artur szybko wstał z ławki, i gdy podbiegł do Matyldy, objął ją w pasie.

------------------------------------- * -------------------------------------

Gdy zegar stojący w przedpokoju wybił północ, Aleksander wciąż nie spał. Przewracając się z boku na bok w salonie, nie mógł za nic w świecie pogrążyć się we śnie. A to zagrzebywał się po sam czubek nosa pod kocem, a to koc lądował gdzieś daleko za nogami i leżał odkryty. W końcu orientując się, która jest godzina, ściągnął nogi na podłogę i szukał po ciemku domowych łapci. Następnie wstał, złożył koc, pod którym przeleżał wieczór i wczesne godziny nocne i kładąc go na jednej z poduszek, zaczął zmierzać w kierunku sypialni, gdzie spała Diana. Uchylając jednak wcześniejsze drzwi, zajrzał na moment do Nory, która wtulona w pluszowego konika, spała w najlepsze. „Chociaż ty się wyśpisz, młoda damo.” – powiedział sobie w myślach i chwilę potem, przymknął z powrotem drzwi. Robiąc kilka kroków znalazł się tuż przy drzwiach sypialni i uchylając je, wszedł do środka. Diana spała odwrócona do niego plecami. Podchodząc bliżej, położył się najpierw na brzegu łóżka, a potem przesuwał się coraz bliżej i bliżej. Kiedy objął Dianę, kobieta wzdrygnęła się.
- To Ty… - powiedziała. – Miałam zły sen.
- Już dobrze, jestem przy Tobie. – odpowiedział Aleksander obejmując mocniej żonę. – Przy mnie nic złego Ci się nie stanie. A co Ci się śniło? – zapytał, zamykając już powieki.
- W sumie toNieważne. – rzekła Diana.
W myślach jednak pozostał ten sen. Obawiała się, że przez kolejne noce, nie będzie mogła w żaden sposób usunąć tego obrazu ze swojego umysłu. Śniło jej się, że Artur powrócił. Wcale nie umarł. Pojawił się tuż nagle przed nią. Tak, jakby wyrósł z ziemi. Na początku się bardzo tego przestraszyła, jednak teraz mając przy sobie Aleksandra, nie odczuwała już strachu. Gdy obróciła się w kierunku Aleksandra i pogładziła go po kilkudniowym zaroście na twarzy, jej uszy zaabsorbowały dźwięk czyjegoś płaczu. Na początku myślała, że się przesłyszała, jednak z każdą kolejną chwilą, przekonywała się o nim coraz bardziej. To Nora. Zapewne też jej się przyśnił koszmar.
- Pójdę do niej. – oznajmił Aleksander z przymkniętymi oczami.
- Nie. Leż. Jutro wstajesz do pracy. – sprzeciwiła się Diana. – Dzisiaj moja kolej. – powiedziała kobieta, i uwalniając się z uścisku mężczyzny, przeskoczyła nad nim i szybkim krokiem skierowała się w kierunku pokoju córki.
Gdy otworzyła drzwi, Nora nie spała. Pluszowy konik spoczywał na podłodze, a Nora ze zwichrzonymi i spoconymi włosami nie leżała, lecz siedziała po środku łóżka. Przecierała oczy, które były nieco zaczerwienione. Diana siadając obok niej, podniosła zabawkę z podłogi i ułożyła koło córki.
- Jestem już przy Tobie. – powiedziała Diana i pocałowała córkę w czoło. – Złe rzeczy Ci się śniły, tak?
Mała pokiwała głową i przytuliła się do mamy. Jednak chwilę potem oderwała się i położyła z powrotem głowę na poduszce, mocno przytulając konika. Kiedy Diana okryła kołdrą Eleonorę i zaczęła zmierzać w kierunku drzwi, zatrzymał ja głos Nory.
- MamoOpowiesz mi bajkę? – zapytała mała dziewczynka, robiąc większe oczy. Zawsze tak robiła, gdy coś chciała wymusić od rodziców.
- Umówiliśmy się, że będę czytać Ci w weekendy. – odpowiedziała Diana, wyciągając dłoń w kierunku klamki.
- Ale ten miły Pan nie opowiedział mi dzisiaj bajki… - westchnęła Nora i znów łzy napłynęły jej do oczu.
Diana obróciła się z powrotem w kierunku córki. Miły Pan… Kolejny raz już to słyszała w przeciągu ostatnich 4 lat. Podchodząc do łóżka, z szybszym biciem serca, zajęła z powrotem miejsce, na którym przed momentem siedziała.
- Miły Pan? Bajki Ci opowiada? – zapytała Diana, powoli wymawiając każde kolejne słowa.
- Tak, codziennie. Prócz weekendów, bo wtedy Ty mi czytasz, a on je wysłuchuje. – odpowiedziała szybko Nora, przytulając mocniej konika. – Dzisiaj też miał mi opowiedzieć bajkę, ale nie zrobił tego, bo spałam.
Diana przez chwilę wahała się, czy zadać małej pytanie, ale gdy przełknęła ślinę i rozejrzała się po pokoju, przełamała się.
- Powiedz mi, skarbie. A czy jest tutaj w pokoju? – zapytała Diana, bojąc się o odpowiedź, którą może uzyskać.
- Nie. – odpowiedziała Nora, jednak szybko dodała: Ale wiem, że był tutaj dzisiaj i mnie pocałował w czółko. Myślał, że śpię, ale nie spałam. Udawałam. – powiedziała, uśmiechając się do mamy.
Diana myślała, że w tej jednej chwili grunt rozstąpił się pod jej nogami.

------------------------------------- * -------------------------------------

Gorący strumień herbaty wylewał się z szyjki porcelanowego imbryka, na którym była namalowana czerwona róża. Matylda przyprowadzając przemarzniętego Artura, przygotowała pierwsze co gorący napój, który rozgrzeje człowieka, który otrzymał nowe życie. Od momentu przybycia, nie odezwali się do siebie słowem. Jan położył się spać, więc nie był świadomy gościa w swoim domu. Ale nic i tak nie miałby przeciwko temu, gdyż jego mottem było: „Gość w dom, Bóg w dom”. Artur obracając kubek w swoich dłoniach, przypatrywał się zafalowaniom powstałym na powierzchni herbaty. Kiedy Matylda zasiadła, upiła dwa łyki nie spuszczając przy tym mężczyzny z oczu. Cisza trwała i trzeba było ją przerwać.
- Jesteś bezczelny, wiesz? – przerywając ciszę, Matylda wysnuła swoją opinię.
- Ja, bezczelny? – Artur przeniósł wzrok z herbaty na Matyldę, dodatkowo robiąc wytrzeszcz zaskoczenia. – Dlaczego tak uważasz?
- Dlaczego? Myślisz, że wszystkie duchy otrzymują szansę od tego z góry, żeby znowu powrócić do świata żywych? – Matylda rzuciła łyżeczkę na stolik, ale podnośny dźwięk huku obijającej się o szklany talerzyk sprawił, że szybko chwyciła ją z powrotem, mając nadzieję, że nie obudzi Jana. – Nieźle musiałeś Go zdenerwować.
- Zdenerwować? Niby czym? – zapytał Artur będąc pewnym siebie tego co mówi, jednak gdy Matylda wpatrywała się w Niego, mężczyzna przypomniał sobie słowa i zdania, które kierował w kierunku Boga. „Kto Ci dał takie prawo, żeby odbierać i zabierać to, co nie powinno mieć miejsca?! Za kogo się uważasz?!Kto Ci dał takie prawo? Jak możesz nazywać się Bogiem?!”. Przypominając sobie wypowiedziane pewien czas temu słowa, szybko chwycił kubek i przytknął do ust, udając, że nic sobie nie przypomina.
Matylda odstawiając filiżankę nachyliła się do Artura, przyjmując pozycję bojową i agresywną minę.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że tam na górze, sąd w Twojej kwestii podjął taką kwestię.
- Sąd?! W niebie?! – zdziwiony Artur posłał pytanie w kierunku kobiety. – Dlaczego mieliby mnie sądzić?
- Nie wiesz? Obraziłeś samego Boga. Prawdopodobnie dlatego znowu jesteś człowiekiem. – mówiła Matylda. – I nawet mi nie przerywaj! – szybko dodała, gdy zobaczyła, że Artur chce coś powiedzieć. – Nie myśl tylko mój drogi, że na zawsze zostałeś człowiekiem. Czytałam wiele rzeczy na temat duchów, i wielu ciekawych informacji się dowiedziałam. Jesteś człowiekiem, owszem. Ale tylko na 49 dni. Tylko i aż 49 dni. – powiedziała Matylda, wracając z powrotem na swoje siedzenie.
- 49 dni? Skąd wiesz?! – zapytał zaciekawiony Artur.
- Po prostu wiem. Mimo, że jesteś chrześcijaninem, to będąc duchem obowiązują Cię dokładnie te same prawa co muzułmanów, prawosławnych i buddystów. Tybetańczycy wierzą, że reinkarnacja ponowna trwa 49 dni. Nie dłużej, i nie krócej. Równe 49 dni. Dusza zmarłego, która została reinkarnowana, osiągnie albo oświecenie zajmując swoje miejsce, albo będzie musiała znaleźć sobie nowe ciało i dać początek nowemu materialnemu życiu. – monolog Matylda prowadziła opierając się o oparcie krzesła, na którym siedziała i przerywając co pewien czas swoje przemówienie popiciem herbaty. – Dlatego musisz podjąć decyzję. Albo wracasz na swoje miejsce… - nachyliła się Matylda ponownie. – Albo odchodzisz i rodzisz się na nowo.
- Zająć swoje miejsce? – zapytał zaskoczony Artur. – Ale, co to w ogóle znaczy?!
- Zajmiesz swoje miejsce. To oznacza, że zajmiesz miejsce to, które zajmowałem przed śmiercią. Rozumiesz? Zajmiesz miejsce ojca, które było przewidziane dla Ciebie, wobec Twojej córki Nory. Zajmiesz miejsce syna, odnosząc się do swoich rodziców. Miejsce przyjaciela. Oraz co najważniejsze, miejsce męża. Musisz znów zostać mężem Diany. – odpowiedziała pewna siebie Matylda. – Albo lecisz gdzie indziej.
- Przecież… To jest… - zaskoczony słowami przyjaciółki Artur opadł na oparcie i przechylając głowę w lewą stronę, przygryzł dolną wargę. Po chwili nachylił się z powrotem. – Nie mogę tego zrobić. Nora traktuje Aleksandra jak własnego ojca. Nie mogę odebrać dziecku ojca.
Matylda przez chwilę siedziała wyprostowana i bacznie obserwowała Artura. Unosząc do góry kąciki warg, pokiwała głową i powiedziała tylko jedno zdanie.
- Decyzja należy wyłącznie do Ciebie. – powiedziała kobieta, po czym wstając, zabrała ze stołu puste kubki i imbryk, który jeszcze niewiele herbaty zawierał na swoim dnie, pozostawiając w ten sposób Artura samego ze swoimi myślami.

------------------------------------- * -------------------------------------

Burza choć była zaskoczeniem dla samej Gabrieli sprawiła, że nie była w stanie ponownie zasnąć. Wydostając się z pod flanelowej kołdry, pozostawiła męża samego i zakładając na nogi bambosze, podreptała najpierw do kuchni po szklankę wody, a potem do pokoju syna. Syna Artura. Otwierając stale zamknięte drzwi, przymknęła je za sobą i zasiadła na brzegu łóżka. Dotknęła prawą dłonią miejsca, a potem poduszki, na której spoczywała jeszcze kilka lat temu głowa syna. Serce ścisnęło ją mocniej, a łzy same znalazły swoje ujście. Gdy usiadła wyprostowana, spojrzała na jedną z szuflad komody po oknem. Zaciskając mocniej usta, powstała i chwilę później znalazła się tuż przy niej. Wysuwając powoli pierwszą szufladę od góry, chwyciła małą parę bucików. Bucików, które nosił Artur, kiedy był jeszcze małym dzieckiem. Tak mu się podobały te buciki, że za nic w świecie nie chciał ich wyrzucić. Trzymając je w dłoniach, Gabriela przycisnęła je mocniej do swych piersi i osuwając się wzdłuż komody na podłogę, pozwoliła by łzy, które wcześniej spływały wolno, teraz leciały cienkim strumieniem po jej bladych policzkach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Matthias_96
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5708
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kutno
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 20:34:50 17-05-20    Temat postu:

Rozdział 3: Kwiaty darem życia.

Gabriela stojąc w przedpokoju, zarzucała właśnie na siebie czarne palto, kiedy ze swojego pokoju wyszła Sylwia. Widząc ubierającą się mamę, zmrużyła oczy i podeszła bliżej.
- Mamo, wychodzisz gdzieś? – zapytała dziewczyna, opierając się o panelową ścianę w przedpokoju.
Gabriela na początku nie zareagowała na słowa córki. Dopiero gdy zasiadła na kwadratowym taborecie i wsuwała swoje stopy do szarawych kozaków, głośno westchnęła i nie patrząc na córkę, postanowiła zbyć ją.
- Tak, wychodzę. – odpowiedziała. Po chwili dodała: - Mam dosyć tych murów. Kiedy nie ma w nich Artura, czuję w nim pustkę.
Sylwia natychmiast podbiegła do mamy i upadła do jej stóp. Chwytając matkę za dłonie, zaczęła je całować.
- Mamo, masz przecież mnie i tatę… Nie jesteś w tym wszystkim sama. – mówiła dziewczyna, nie wypuszczając dłoni matki ze swoich.
- To nie to samo, córeczko. – powiedziała Gabriela, nie utrzymując kontaktu wzrokowego z córką. – Matka po stracie syna, odczuwa pustkę. Głęboką pustkę, jakby tutaj… - wyciągając jedną dłoń od córki, położyła na swej lewej piersi. – Była studnia. Studnia bez dna. A wszystko co do niej wpada, nie opada nigdy. To jest jak niekończąca się historia. Zaczyna się i nie ma swojego końca. I tak właśnie się teraz czuję po stracie Artura. Jest początek jego historii, ale z końcem… - głos kobiety zadrżał, i żeby nie pokazywać córce swoich zaszklonych łez, obróciła głowę w kierunku drzwi. – Nie pogodziłam się.
- Mamo, jeśli chcesz to pójdę z Tobą i… - rzekła Sylwia, lecz nie dane było jej dokończyć wypowiedzi.
- Nie! – stanowcze jedno słowo matki, sprawiło, że córka wzdrygnęła. – Nie… Chcę się przejść. Do sadu. W miejsce, gdzie znajduję choć chwilę odetchnienia i ukojenia dla mojego bólu.
Kilka minut później Gabriela kroczyła po ścieżce w przydomowym sadzie o wielkości kilkunastu arów, oddalając się od budynku, którego już nie nazywała swoim domem. Nie miała już domu. Rozglądając się na boki, dostrzegała jak co roku wszystkie drzewa owocowe pięknie zakwitały. Brzęczenie pszczół i trzmieli wprawiało przyrodę w niezwykłe drgania. Kiedy dotarła do końca ścieżki, zatrzymała się. Koniec ścieżki był w postaci koła. Wokół koła były różnego rodzaju grusze, jabłonie oraz brzoskwinie. A w środku tego koła, znajdowała się jedyna i ogromna w sadzie czereśnia. Czereśnia, którą Artur bardzo uwielbiał. Czereśnia, która w dniu śmierci Artura, zgubiła wszystkie swoje liście oraz owoce. Czereśnia, która przez kolejne 4 lata, ani razu nie zakwitła i nie wypuściła żadnego zielonego listka. Nawet najmniejszego. Dariusz rok temu planował ją wyciąć, lecz sprzeciw Gabrieli spowodował, że się powstrzymał. „Wycinając to drzewo, wytniesz także 30-letni okres mojego życia.” - powiedziała wtedy Gabriela, mając na myśli swojego syna, Artura.


Podchodząc do drzwi budynku, chwycił za klamkę i nacisnął w dół. Zamknięte. Rozglądając się wokół, Artur strzelił dłonią w kolano, a potem skrzyżował dłonie na wysokości piersi. Przecież mógł się tego spodziewać, że kawiarenka Alicji będzie zamknięta na noc. Złodziej w każdej chwili mógłby wyjść i obrabować sklep. Kiedy odchodził, spojrzał na doniczki, które znajdowały się wzdłuż chodnika. Zatrzymał się, bo właśnie sobie coś przypomniał. „Kiedy będziesz potrzebował się schronić, pamiętaj, że klucz jest w trzeciej doniczce, po lewej stronie od drzwi.”- powiedziała mu kiedyś Alicja, czyszcząc filiżanki. Artur obracając się na pięcie, rozchylił nieco wargi i przejeżdżając końcówką języka po ustach zaczął po cichu liczyć doniczki. Jedna… Druga… Trzecia. Podchodząc do niej, uklęknął na prawe kolano i wsuwając palce w ziemię zaczął grzebać. Ziemia była mokra, więc wszystko bez problemu przyklejało się do jego dłoni. Wygrzebując ziemię na chodnik, próbował przesiewać ziemię w dłoniach w poszukiwaniu skarbu, którego tak teraz pragnął. Wątpiąc już w swój sukces, chwycił ostatnią garść ziemi na wysokości połowy doniczki i wtem wyczuł coś w mokrej grudzie ziemi. Podniecony znaleziskiem, dokładnie oczyścił owy przedmiot z drobinek ziemi i po niespełna minucie miał mały złoty kluczyk, który wkładając potem do drzwi, idealnie pasował do zamka. Wchodząc do środka, nie zapalał światła, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
- Wybacz Alicjo, kiedyś Ci wszystko oddam. – powiedział Artur sam do siebie i począł zmierzać za ladę.
Dziesiątki pojemników z herbatami były ustawione w nieładzie. Na wieczku każdego pojemnika znajdowała się nazwa zawartości. Oczywiście, nieład panował i w tym. Artur lubił porządkować, więc zanim zabrał się za cel swojej podróży do kawiarenki, postanowił nieco tutaj posprzątać. Chwytając pojemnik za pojemnikiem, przestawiał je tak, by uporządkować je w kolejności alfabetycznej. Po kilku minutach, wszystko było gotowe. Potem zabrał się za przyprawy, tuż obok kasy fiskalnej, i w podobny sposób, uporządkował je. Po skończonym pobocznym zadaniu, jakie mu wypadło, zabrał się za kasę. Nie studiował obsługi tego urządzenia, więc musiał dobrze przyjrzeć się oznaczeniom na niej. „Tu są cyferki, tutaj Rachunek…”- mówił sobie w myślach i dopiero w prawym dolnym rogu znalazł przycisk: Reszta. Naciskając na niego, pojemnik z dolnej części urządzenia wysunął się, a jego oczom ukazał się widok zarówno monet, jak i banknotów. Dotykając stosy pieniędzy, odliczył sobie w sumie 500 złotych, i z powrotem zaciskając zatrzaski, wsunął szufladę do środka. 500 złotych powinno mu starczyć na najpotrzebniejsze rzeczy. Wróci na plebanię, zdrzemnie się, a jutro rano zacznie myśleć co zrobić dalej. Zmierzając w kierunku drzwi, zwrócił uwagę jeszcze na wielką tablicę, która znajdowała się przy drzwiach. Nieporządek, jaki panował na niej, sprawił, że Artur podjął decyzję o uporządkowaniu kartek z informacją, co mogą takiego goście tutaj spożyć i zjeść. Gdy wszystko było idealnie wyrównane, mężczyzna wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Klucz schował z powrotem do doniczki i zasypał wygrzebaną wcześniej ziemią, dokładnie ubijając powierzchnię. Resztki drobinek ziemi z chodnika ściągnął na bok ręką, aby nie było widać, że ktoś grzebał Alicji w kwiatach. Wychodząc z terenu kawiarenki, skręcił w prawo i począł zmierzać w kierunku plebanii.

------------------------------------- * -------------------------------------

… majowy poranek – dzień 1 …

- Nora, jesteś gotowa? – zapytała Diana, pakując do malutkiego plecaka córki kanapkę z dżemem i małą wodę do picia. – Spóźnimy się do przedszkola.
Po ostatnim słowie, z pokoju córki wyszła elegancka mała dziewczynka, w czerwonej zamszowej sukieneczce, a pod nią miała białą koszulkę z koniem. Niezbyt zadowolona Nora podreptała w kierunku mamy, i stając przed nią, obróciła się.
- Jesteś piękną księżniczką. – powiedziała Diana i ściągając z blatu plecak, podała go córce. – Chodź. Ubierzemy się i idziemy. Mamy jeszcze niecałe 15 minut… - oznajmiła kobieta spoglądać na zegarek.
Zakładając buty dziewczynce, mała ani słowem się nie odezwała. Od wczorajszej wieczornej rozmowy w jej sypialni, próbując wytłumaczyć dziewczynce, że nikt jej nie nachodził, nie opowiadał bajek, i nie całował w czółko. Po prostu sobie to wyobraziła. Diana sznurując małej buciki, zastanawiała się, czy nie porozmawiać z Aleksandrem odnośnie wizyty u psychologa dla małej. Im starsza się robiła, tym coraz bardziej ją ta mała istotka zaskakiwała. Kiedy obie były już gotowe, Diana chwyciła za swoją torebkę i wyszły na korytarz. Zamykając drzwi na klucz, jakiś cień przemknął przez salon.

------------------------------------- * -------------------------------------

Alicja otworzyła rano kawiarenkę tak jak zawsze o tej porze. Wchodząc do środka, nie zauważyła nic, co mogłoby ją zastanawiać. Dopiero rozbierając się i podchodząc do kasy, zauważyła jak większość rzeczy znajdująca się w pomieszczeniu, została uporządkowana według jakichś schematów. Alicja poczuła jak żyłka na jej bladej skórze szyi zaczyna pulsować coraz szybciej i szybciej. Rzucając rękawiczki obok kasy, wysunęła szufladkę i przyjrzała się dokładnie jej zawartości. Zrobiła większe oczy, kiedy zobaczyła, że banknoty 100 złotowe są odwrócone do góry nogami. Miała ona pewien schemat, żeby kłaść nominałem do dołu. A teraz 100 były odwrócone. „Ktoś tu był… Złodziej…” – powiedziała i szybko wyciągając pliki banknotów, poczęła liczyć jeden stos za drugim. Po 10 minutach, wsadziła banknoty z powrotem do szufladki, wsunęła ją i oparła się o blat.
- Brakuje 500 złotych… Nie wiem, jak mi to wytłumaczysz Damian. – powiedziała Alicja do siebie, i chwytając za telefon, wybrała numer do męża.
Po 3 sygnałach odebrał Damian.
- Co tam kochanie się stało? Zapomniałaś czegoś? – zapytał żony, idąc korytarzem szpitala. Jedna z pielęgniarek podbiegła właśnie do niego z dokumentami do przejrzenia i podpisu. – Mam urwanie głowy i nie mogę teraz rozmawiać.
- Nie możesz rozmawiać? To powiem krótko. – z triumfalnym uśmiechem Alicja wyprostowała się i mocniej przytrzymała telefon przy uchu. – Oddawaj moje 500 złotych, które zabrałeś z kasetki w kawiarni.
- Że co?! – krzyknął do telefonu mężczyzna, zatrzymując się. Pacjenci oraz niektórzy pracownicy spojrzeli na niego, odrywając się do pracy. Rozglądając się, machnął ręką, żeby nie zwracali na niego uwagi.
- To, żebyś mi oddał 500 złotych, które zwinąłeś z kasy. – powtórzyła Alicja.
- Niczego Ci nie zabrałem z kasy. Chyba powariowałaś. – odpowiedział lekko poddenerwowany mężczyzna. – Po co miałbym zabierać kasę z Twojej kawiarenki, skoro sam mam swoje oszczędności.
- No to jak mi wytłumaczysz, że nie ma 500 złotych?! Nie ma żadnych śladów włamania, wszystkie przyprawy, herbaty, kawy są uporządkowane alfabetycznie albo kolorystycznie. – wymieniając rzeczy, które zmieniły przez noc swoje miejsce, wskazywała palcem i informowała męża. – No jak?! Duchy czy krasnoludki?!
Damian nie wiedział już co powiedzieć, aby jego odpowiedź mogła usatysfakcjonować żonę. Rozejrzał się jeszcze raz wokół siebie, po czym zaciskając zęby na dolnej wardze zastanawiał się. Nagle przyszedł do jego głowy pewne rozwiązanie.
- Słuchaj… - zaczął. – Jak wrócę, to pierwsze co zrobię, to pójdę do twojej kawiarenki i zobaczę, co nagrała ukryta kamera, którą przed dwoma laty zainstalowaliśmy. – zaproponował Damian, wchodząc do swojego gabinetu. – Co ty na to? Wtedy zobaczysz, że to nie ja podwędziłem Ci kasę.
Chwila ciszy w słuchawce oznaczała, że Alicja się zastanawia.
- W porządku. – odpowiedziała Alicja. – Ale jeśli tego nie zrobisz, to śpisz dzisiaj w salonie. Nie ma mowy, żebyś spał przy mnie. – powiedziała i rozłączyła się.
Damian zasiadając w swoim czarnym obrotowym fotelu, wyprostował się, następnie położył się na oparciu i kręcąc się powtarzał do siebie jak mantrę jedno słowo.
- Kobiety… Kobiety… Kobiety…

------------------------------------- * -------------------------------------

Kobieta sprzedająca słodkie przysmaki przy jezdni, obserwowała bacznie Artura, który zamówił 6 gofrów z bitą śmietaną, trzy lody po 4 gałki w jednym rożku oraz trzy tosty. Kiedy podawała mężczyźnie zamówienie, ten podał jej jeden z banknotów stuzłotowych, poczekał na resztę i usiadł przy jednym ze stolików znajdujących się nieopodal kramu. Kiedy dokańczał ostatniego gofra, usłyszał głos, który sprawił, że na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Głos, który aż za dobrze znał. Głos, którego mógłby słuchać codziennie. Skierowując twarz w kierunku, z którego dobiegała ta tajemnicza nuta, zrobił wytrzeszcz oczu i rozszerzył wargi. Przy tym samym stoisku ze słodkościami stała Diana. Uśmiechając się do sprzedawczyni, odebrała od niej torebkę z przysmakami.
- Powiem Pani, że dzisiaj gofry mają wzięcie. – zaczęła sprzedawczyni, wycierając dłonie w kawałek ręcznika papierowego. – Pewien mężczyzna dzisiaj zamówił aż 6 gofrów. 6! Nie zdziwiłabym się, gdyby zamówił na wynos, ale on wziął i jadł tutaj…
- Najwidoczniej był głodny. Ale 6 gofrów z pewnością bym nie zjadła. Co najwyżej 2… Góra 3. – odpowiedziała Diana, chowając zakupione jedzenie do swojej skórzanej torebki na ramieniu.
- Skądś pamiętam tę twarz. – mówiła zamyślając się. – Gdy Panią zobaczyłam, to nie wiem dlaczego, połączyłam tego pana z panią… Proszę wybaczyć za moją sugestię.
- Nic się nie stało. – Diana machając dłonią, dalej uśmiechała się do sprzedawczyni. Choć w ten sposób się rozerwie. Odkąd Artur odszedł nie miała do kogo otworzyć ust, prócz Damiana i Alicji, którzy pogrążeni w swoich problemach, w pewnym momencie i oni się oddalili od niej. Spoglądając to na lewo, to na prawo, zmarszczyła Diana czoło i przybliżając się do sprzedawczyni, postanowiła ją zagadać. – A gdzie siedzi ten tajemniczy mężczyzna?
- Ostatnim razem, widziałam go… - obróciła się za siebie i wskazała palcem jeden z kilkunastu drewnianych stolików, które się za nią znajdowały. Jednak ten wskazany przez nią był pusty. – Tam… - dokończyła. – Dziwne… Jeszcze przed momentem tam siedział. – nieco zdziwiona kobieta, dokładnie przeleciała wzrokiem po wszystkich stolikach, ale nigdzie nie ujrzała twarzy Artura. – Rozpłynął się jak duch.
- No cóż. Odniosłam wrażenie, że duchy to moja ostatnio przypadłość. – zażartowała Diana. – Moja córka uważa, że widzi jakiegoś ducha, który czyta jej bajki, i w ogóle.
Sprzedawczyni trzymając metalową łyżkę do rozmazywania masy gofrowej, wypuściła z dłoni. Przełknęła ślinę, i przez moment przypatrywała się rozmówczyni. Diana na początku uniosła brwi do góry, zaskoczona jej reakcją, a potem rozejrzała się, czy nikt za nią nie stoi. Kobieta jednak podnosząc łyżkę, nachyliła się do Diany.
- Jeśli dziecko widzi duchy… - powiedziała sprzedawczyni. – To lepiej niech pani zrobi, żeby ich nie widziało. – rzekła i przepraszając Dianę, przeszła do obsługi klientów, którzy w tej chwili podeszli do jej stoiska.

------------------------------------- * -------------------------------------

Artur dostrzegając Dianę, zjadł na szybko ostatniego gofra, i wstając pognał za jedno z drzew, jakie znajdowały się na placu. Kobiety rozglądając się, nie były w stanie na szybko znaleźć go. Czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Diana… Choć minęły 4 lata i dla niej serce jego przestało bić, to on jednak był świadom tego, że serce biło teraz z mocniejszym rytmem. Diana… Jak jej powiedzieć, że jednak żyje…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3497
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:29:20 17-05-20    Temat postu:

Wcale nie jestem zaskoczona że Artur pytał przechodniów że go widzą też bym tak zareagowała. Byłem martwy teraz jestem żywy to szok. Zastanawia mnie jedno: Bóg który sprawił że wrócił bo go wkurzył wyznaczył zasady ma zająć miejsce które miał wcześniej jako on z własnym ciałem z krwi i kości czyli co Cześć rodzinko wróciłem z zaświatów? Na tym to polega?

Alexander nie budzi mojego zaufania. Nie wiem czy to kwestia aktora Jamie grał kiedyś psychopatę i okazało się że umie grać czy po prostu nic o nim nie wiem to mu nie ufam, Trudno określić.

Dobrze, że Artur ma Matyldę która może mu wyjaśnić zasady.

Dla Gabrieli życie się skończyło po śmierci syna. Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej strony ma też inne dziecko które jej potrzebuje pogrążając się w rozpaczy zapomina o tym.

No właśnie Arturze jak wyjaśnisz, że żyjesz? Jestem niezmiernie ciekawa ich pierwszego spotkania po czterech latach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Matthias_96
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5708
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kutno
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:19:09 17-05-20    Temat postu:

W sumie, to chyba każdy by tak zareagował- w końcu po takim okresie czasu,
zawitać z powrotem- to jest osiągnięcie. Można w CV sobie wpisać
Artur musi zająć z powrotem "swoje miejsce" to, które miał przed śmiercią.
Dosłownie- rozwalić obecne małżeństwo Diany, zostać znów jej mężem,
stać się ojcem Eleonory itp. Nie stać z boku i się przypatrywać
No, czy powiedzenie "Cześć rodzinko, wróciłem z zaświatów." będzie wystarczające,
dla bliskich mu osób, którzy przez 4 lata musieli pogodzić się z jego śmiercią?


Aleksander Czy namiesza Jaką rolę tu odgrywa Mam nadzieję,
że uda mi się to wszystko przedstawić .

Matyldę wykreowałem na taki łącznik świata zmarłych i żywych.
Takie medium to by kroiło kasę za spotkanie ze zmarłymi .

Pierwsze spotkanie- ze wszystkimi. Z każdym z osobna.
Czas zabawy się rozpoczął.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin