|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:57:43 25-02-09 Temat postu: |
|
|
Gbur jest przekonany, że wszystkie kobiety są łatwe do zdobycia. Dżentelmen tak nie myśli, ale ma nadzieję.
Sarah Bernhardt
Odcinek 4
Może jest mężatką? Prawdopodobnie żoną atletycznego obrońcy z drużyny Pittsburgh Steelers. Właśnie. Ma cholernie zazdrosnego męża, który…
Nie, chyba nie jest mężatką. Wpadła w popłoch, ale przestraszyła się jego, Taylora, a nie zazdrosnego męża. Była taka spłoszona. To zakłopotanie, bez względu na powód, tylko dodało jej uroku.
Popijając schłodzoną wodę Perrier, Taylor patrzył przez okno na dach sąsiedniego bungalowu. Zachichotał cicho, gdy przypomniał sobie zaskoczenie tej dziewczyny. Poderwała się i popatrzyła na niego szeroko otwartymi piwnymi oczami. Ich spojrzenie miało miękkość aksamitu. Włosy były związane w koński ogon i rozpuszczone prawdopodobnie sięgały do ramion.
Należało zachować się jak dżentelmen i od razu podać ręcznik, aby oszczędzić jej zawstydzenia. Ale z tymi rumieńcami wyglądała tak słodko. Kiedy ostatni raz widział rumieniącą się kobietę? Czy w ogóle taką widział?
Każda znana mu kobieta przeciągnęłaby się rozkosznie, eksponując piersi i uśmiechając się prowokująco, aby go podniecić.
Teraz i bez tego był podniecony. Dziewczyna miała smukłe, lecz kobiece, odpowiednio zaokrąglone ciało. A jej skrępowanie niewątpliwie go zaintrygowało. Chciał znów ją zobaczyć. Musiał się przekonać, czy przebywa tu z mężem lub kochankiem.
Taylor Allen w życiu nie odrzucił żadnego wyzwania, zwłaszcza gdy chodziło o kobietę. Zdjął szorty i pomaszerował pod prysznic.
Wykąpała się i w lustrze obejrzała swoje ciało. Pokrywała je świeża opalenizna, całkiem wystarczająca jak na pierwszy dzień. Aby zapobiec łuszczeniu się skóry, Candy wmasowała w siebie balsam o kwiatowym zapachu. Zdjęła z głowy ręcznik, potrząsnęła nią i przeczesała włosy palcami. Właśnie sięgała po szczotkę, gdy ktoś zapukał.
Pośpiesznie wciągnęła frotowy opalacz bez ramion, na palcach podeszła do okna i przez szparę w zasłonach zerknęła na patio.
- No nie - szepnęła na widok mężczyzny poznanego na plaży. Czyżby zamierzał się naprzykrzać? Może go nie wpuścić? Trochę postoi i da jej święty spokój. Ale czy naprawdę o to jej chodzi? Przecież przyjechała tutaj, żeby nauczyć się radzić sobie z mężczyznami. Jeśli miała z kimś flirtować, to powinna też wiedzieć, jak spławić kogoś niepożądanego. Przywołała na pomoc całą swoją odwagę i z wyniosłą miną, która mówiła: - Nie ze mną takie numery - otworzyła drzwi.
-Cześć.
Powitanie na plaży było oficjalne. Natomiast to zabrzmiało niemal intymnie, poparte uwodzicielskim spojrzeniem. Candy prawie poczuła na skórze dotyk tych złocistozielonych oczu. Popatrzyły na nią z aprobatą i sprawiły, że ciało Candy zareagowało w zawstydzający sposób.
Zacisnęła uda i oparła jedną bosą stopę na drugiej. Nerwowo skrzyżowała ramiona i uświadomiła sobie, że ma spocone dłonie. Uśmiechał się leniwie i trochę arogancko.
-Mogę coś dla pana zrobić, panie Allen?- Świetna kwestia, Candy, pogratulowała sobie w duchu. Jak z byle jakiego filmu. Co ten osobnik sobie pomyśli? Ze ona go celowo prowokuje? Uchowaj Boże. Ten mężczyzna nie potrzebował zachęty.
-Możesz, Candy.- Ścisnęło ją w dołku, gdy wymówił jej imię. -Pożyczysz mi kubek cukru?
-S… słucham?- Niby czego się spodziewała? Zaproszenia do łóżka? Chyba tak. Dlatego zaskoczyła ją niewinność tej prośby.
-Potrzebuję cukru.- Wszedł za nią. -Nie ma sensu wypuszczać na zewnątrz tego chłodnego powietrza.- Zamknął za sobą drzwi. -Podoba ci się twój bungalow? Mój jest dosyć wygodny.-
Natychmiast pomyślała o tysiącu okropnych zagrożeń. Ten mężczyzna był intruzem doskonałym. Po mistrzowsku wdzierał się w cudzą prywatność. Prawdopodobnie miał w tej dziedzinie doświadczenie, czego Candy nie mogła powiedzieć o sobie.
-Panie Allen…
-Mów do mnie Taylor. Jako życzliwi i uczynni sąsiedzi chyba powinniśmy zwracać się do siebie po imieniu.
Zirytował ją ten beztroski ton. Bezwiednie wysunęła podbródek. -Zamierzałeś piec ciasto?- spytała cierpko.
-Piec ciasto?
-Nie? Wobec tego po co ci cukier?
-Och, cukier. Zastanówmy się.- Wcale nie krył tego, że będzie kłamać. -Właśnie chciałem sobie przygotować dzbanek mrożonej herbaty.- Skrzywił się żałośnie. -Nie znoszę gorzkiej.-
Słysząc bezwstydne kłamstwo, Candy wbrew swojej woli parsknęła śmiechem. -Przykro mi, ale nie mam cukru. Używam słodzika, panie… Taylor.
-A masz colę?
Candy westchnęła ostentacyjnie. -Wybacz, ale nie planowałam przyjmowania gości. Nie wysuszyłam włosów, nie zrobiłam makijażu i nie ubrałam się odpowiednio.- Wzięła głęboki oddech. -I cię nie zaprosiłam.
-Dlaczego nie wróciłaś na plażę? Długo czekałem.
-Opalałam się na tarasie, żeby nikt mi nie przeszkadzał.
-Byłaś w stroju topless?
-Nie.
-Dlaczego? Obawiałaś się podglądaczy?
-Raczej wścibskich sąsiadów.
Jego głośny, dźwięczny śmiech sprawił, że szeroka klatka piersiowa zafalowała. Candy natychmiast przypomniała sobie jej wygląd. Lśnienie ciemnej skóry. Ozłocone słońcem włosy, lekko skręcone i wilgotne od potu. Boże, o czym ja myślę, skarciła siew duchu. Oderwała wzrok od imponującego torsu, w tej chwili ukrytego pod luźnym, bawełnianym swetrem.
-Jesteś sama?
-Eee,… w pewnym sensie…
-Jak możesz być sama -w pewnym sensie-? Masz męża?
-Nie, ale…
-Kochanka?
-Nie!- Zauważyła, że uniósł brwi, więc dodała z udawaną pewnością siebie: -Nie tutaj.
-Wspaniale! Ja też jestem sam, więc możemy robić różne rzeczy razem. Tak będzie weselej.-
Rozjątrzona jego tupetem, skrzyżowała ramiona i zaczęła nerwowo przytupywać nogą. -Cóż takiego moglibyśmy robić we dwoje?- Usłyszała swoje słowa i zbladła. Świetnie, Candy, ależ z ciebie kretynka.
-Natychmiast przyszło mi coś do głowy.- Zrobił dwa kroki i zatrzymał się tuż obok niej.
Miał na sobie szorty, toteż poczuła na udach delikatne muśnięcie włosków porastających jego nogi.
-Co?- spytała, a jej głos zabrzmiał dziwnie chropawo.
-Coś, do czego potrzeba dwojga.
-To znaczy?
-Grać w tenisa.
Gwałtownie poderwała głowę i napotkała jego rozbawione spojrzenie.
-Grać w tenisa?- powtórzyła.
-Właśnie - potwierdził z szerokim uśmiechem. -Myślałaś o czymś innym?
-Nie. Oczywiście, że nie- skłamała, czerwona jak burak.
-Grasz, prawda?
-W tenisa?
-Przecież o tym mówimy.- Niewątpliwie przejrzał ją na wylot.
-Jasne, że gram. Jesteś dobry?
-Bardzo.
-Ja wręcz przeciwnie, więc nie miałbyś ze mnie pożytku.
-Mylisz się. Gdybyś mnie pobiła, ucierpiałoby moje męskie ego.
Bardzo w to wątpiła. Mężczyzna, który tak bezczelnie błądzi wzrokiem po ciele niedawno poznanej kobiety, nie musi martwić się o swoje ego.
-Może wolałabyś ponurkować?
-Boję się rekinów.- Spojrzała na niego wymownie, a on znów parsknął śmiechem.
-Czy to aluzja do mnie?
-Skoro się domyśliłeś…- raptownie urwała, ponieważ nagle wsunął palce w jej włosy.
-Twoje włosy mają piękny kolor- oświadczył szczerze, patrząc na ześlizgujące się po jego dłoniach faliste kosmyki.
-Dziękuję.
-Gdy były związane, sądziłem, że sięgają dotąd.- Jego ręce na moment spoczęły na jej barkach. -Ale są dłuższe. Kończą się dopiero tutaj…- Leciutko przesunął palce po jej dekolcie i pieszczotliwie musnął obie wypukłości.
Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Prawie nie oddychali, świadomi własnych emocji. Taylor pragnął jej dotykać, posmakować słodyczy jej ust, zatracić się w zapachu tej dziewczyny. Ale jej szeroko otwarte oczy i lekkie drżenie ciała mówiły, że nie jest gotowa. On zaś nie chciał znów jej spłoszyć. Odsunął się, a ona otrząsnęła się z transu, w który wprawił ją cichy, sugestywny głos.
-Masz jakieś plany dotyczące dzisiejszej kolacji?- spytał.
-Jeszcze nie.
-Kiedy się zdecydujesz?
Usiłowała unikać jego spojrzenia. Te tygrysie oczy miały jakąś magiczną moc. Ilekroć w nie patrzyła, przejmowały nad nią kontrolę. -Naprawdę nie chcę nic planować,- odparła wymijająco. -Ten tydzień wakacji ma być czystym relaksem, bez konieczności zerkania na zegarek.
-Rozumiem.
Idąc tutaj, Taylor nie wiedział, czego się spodziewać. Po pięciu minutach mógł wylądować z nią w łóżku lub zostać wyrzucony za drzwi przez atletycznego obrońcę. Aktualną pozycję uznał za coś pośredniego między jedną a drugą ewentualnością.
Ta dziewczyna niewątpliwie nie była amatorką łóżkowych przygód. Ale nie była też z drewna. Jej zachowanie świadczyło o zainteresowaniu i ostrożności. Na plaży uznał, że wkrótce prześpi się z tym płochliwym stworzeniem. Chyba trochę przecenił swoje możliwości. Należało się wycofać i przegrupować siły.
Przywołał na twarz najbardziej czarujący uśmiech.
-Jesteś pewna, że nie masz cukru?
Spontaniczny wybuch śmiechu nastrajał optymistycznie. Gdy przestanie tak bardzo nad sobą panować, będzie cudowna.
-No to cześć. Zobaczymy się później- oświadczył.
-Do widzenia.
Zamknęła za nim drzwi i klnąc pod nosem, parę razy lekko zdzieliła je pięściami. Dlaczego to takie trudne? Czyżby Wade totalnie unicestwił jej pewność siebie? Dlaczego pomyślała, że będzie w stanie flirtować jak współczesne samotne kobiety? Ona, która nie potrafiła utrzymać przy sobie męża, chciała się równać z mistrzyniami w świecie wolnego seksu? Cóż za naiwność.
Owszem, brała pod uwagę wakacyjny romans. Coś przelotnego i całkiem niezobowiązującego. Miłą przygodę, którą po powrocie do domu wspomni z taką samą przyjemnością, z jaką ogląda się zdjęcia z urlopu.
Fakt, że miała ochotę poznać jakiegoś mężczyznę. Równie samotnego i zagubionego jak ona. Z pewnością jednak nie takiego jak ten. Taylor Allen był zbyt doskonały. Zbyt przystojny i zbyt żywotny. Za bardzo pewny swego uroku. Uwodził bez najmniejszego trudu, gładko czynił śmiałe uwagi, choć nie przekraczał granicy dobrego smaku. Stosował chłodną taktykę i rozgrzewał gorącym spojrzeniem. Nie nadawał się dla kogoś takiego jak nieśmiała i zakompleksiona Candy Angel.
Należało trzymać się od niego z daleka. |
|
Powrót do góry |
|
|
Bebe Prokonsul
Dołączył: 27 Lip 2008 Posty: 3926 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:33:20 25-02-09 Temat postu: |
|
|
Widać, że Candy zaintrygowała Taylora. Spodobała mu się. Jest zupełnie inna niż wszystkie kobiety z którymi bywa. Wydaje się być niedostępna, przynajmniej ja mam takie wrażenie. Nie rozumiem skąd wywnioskował, że Cadny może być mężatką? Zdecydowanie uciekła, bo przestraszyła sie go. No i była zawstydzona nic dziwnego. Ja też bym dostała wypieków na twarzy gdyby facet zobaczył mnie bez górnej części kostiumu. Ale pomysł ze sprawdzeniem czy ma męża czy też nie i dlaczego tak zareagowała był dobry. Zbada sobie teren i potem będzie działał.
Candy chyba nie polubiła Taylora. No i jeszcze te najście też nie polepszyło jego sytuacji. Ale pretekst to sobie wymyślił niezły. Cukier. No ale ona niestety nie używa cukru. Preferuje słodzik. Niby taka spokojna rozmowa, a potem ciężkie pytania i jej stan cywilny i czy ma kochanka. Oczywiście skłamała. Nie chciała sie przyznać do tego, że jest sama. Taylor mnie tymi swoimi pomysłami zaskakuje. Postanowił że mogą coś zrobić razem. Coś do czego są potrzebne dwie osoby. Oczywiście chodziło mu o tenisa, ale Candy chyba pomyślała o tym samym co ja. No ale ta myśl sama nasuwa się do głowy. Nie ma co sie dziwić. No ale odmówiła. Niby nie gra za dobrze. Ale on mógłby ja nauczyć, no ale dobra ona chyba wcale nie chce mieć z nim do czynienia. No a potem Taylor zaproponował nurkowanie. No tylko kurde ona boi się rekinów. No trudno. Ale coś mi sie wydaje, że tym rekinem jest dla niej on. No i ta długość włosów. Podszedł do niej i zaczął na niej pokazywać co myślał. Miałam nadzieję, że sie pocałują. Ale niestety jeszcze nie. Ona jest niegotowa. Pomysł z kolacją też nie wypalił. Jednak Taylor będzie miał trudniej z zaciągnięciem Candy do łóżka niż myślał. Mam nadzieję że Candy przekona się do niego.
Odcinek świetny i czekam na następny. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 23:25:31 26-02-09 Temat postu: |
|
|
Mądra kobieta ma miliony naturalnych wrogów: wszystkich głupich mężczyzn.
Marie von Ebner-Eschenbach
Odcinek 5
To chyba nie był najlepszy pomysł, ponuro skonstatowała Candy. Pawilon na otwartym powietrzu zaprojektowano z myślą o parach i grupach czteroosobowych. Siedziała więc sama przy dwuosobowym stoliku, otoczona rozbawionym tłumkiem i czuła się jak kołek w płocie.
Co gorsza, zeszłoroczna letnia sukienka bez pleców wyglądała okropnie niemodnie w porównaniu z tymi skąpymi, zwiewnymi kreacjami, noszonymi w tym sezonie. Candy postanowiła, że jutro pójdzie po zakupy i wyda resztki oszczędności na coś naprawdę szykownego. Zamierzała też chwilowo zapomnieć o rajstopach. W tropikach nikt ich nie nosił.
Na scenie osłoniętej daszkiem z palmowych liści sekstet grał miłe dla ucha melodie. Słońce zaszło zaledwie przed kilkoma minutami, malując horyzont tęczą cudownych kolorów. Na każdym stoliku stały świeże kwiaty oraz zapalone świece w wysokich szklanych kloszach. Wszystko w tym kurorcie miało tworzyć romantyczny nastrój. Pytanie: co ona tu robi?
-Długo czekasz?
Drgnęła, wyrwana z posępnych rozmyślań. Obok stał uśmiechnięty Taylor. Jak idiotka rozejrzała się wokół, aby się upewnić, że mówi do niej. Nie czekając na jej odpowiedź, usiadł naprzeciwko.
-Przepraszam za spóźnienie.
Usiłowała zrobić gniewną minę, ale w rzeczywistości była zachwycona.
-Pańska bezczelność jest godna podziwu, panie Allen.
-Podobnie jak pani wspaniałe oczy i piersi - oświadczył gładko. -Wyglądasz na zaszokowaną. Sądziłaś, że już zapomniałem?- Przesunął spojrzeniem po jej dekolcie. -Pamiętam je doskonale - dodał nieco ciszej. -Są krągłe, delikatne…-
-Zmieńmy temat.
-Oczywiście.- Ujął jej dłoń. -O czym chciałabyś porozmawiać? Może o francuskich pocałunkach? Robisz to na pierwszej randce?
Całkiem oniemiała gapiła się na niego szeroko otwartymi oczami.
-Życzą sobie państwo wino do kolacji?- Przy stoliku nagle pojawił się kelner serwujący alkohole.
-Nie, dziękuję…
-Tak, proszę.
Obie odpowiedzi padły jednocześnie, a kelner popatrzył na nich niepewnie. Taylor natychmiast przejął inicjatywę. Zamówił trunek ekskluzywnej marki, której nazwy Candy nie potrafiła nawet prawidłowo wymówić. Kelner był pod wrażeniem. Pstryknął palcami na swoich pomocników, którzy zaczęli dwoić się i troić, wykonując jego polecenia.
-Mam nadzieję, że to ci odpowiada,- powiedział Taylor.
-Oczywiście.- Ledwie zdołała rozciągnąć usta w uśmiechu. Kompletnie nie znała się na winach.
-Masz ochotę na bufet czy coś z karty?
-Te świeże owoce wyglądają bardzo apetycznie.
-A więc bufet.- Taylor wstał i uprzejmie odsunął jej krzesło. Candy zauważyła, że kobiety zerkają na nią z zazdrością, gdy oboje mijali oświetlone świecami stoliki.
Taylor był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. Reszta żeńskiej populacji chyba też okazała się nieodporna na jego urodę. Dziś wieczorem miał na sobie kremowe spodnie i kremową jedwabną koszulę oraz dwurzędową granatową marynarkę z mosiężnymi guzikami i czerwoną chusteczką w górnej kieszeni. W świetle wschodzącego księżyca lśniące, złociste pasemka we włosach Taylora wydawały się bardziej widoczne.
Oboje lubili podobne rzeczy. Wzięli sporo owoców i warzyw, chude mięso oraz odrobinę pieczywa.
-Otwórz buzię.- Odwróciła się i zobaczyła, że Taylor podaje jej piękną, dojrzałą truskawkę. Zawahała się. Czy kiedykolwiek jadła z ręki mężczyzny? Dosłownie z ręki? Nie pamiętała, aby Wade dzielił z nią tę szczególną intymność. Patrząc na przystojną twarz Taylora, z ledwością przypominała sobie rysy byłego męża.
Jej usta same się rozchyliły. Taylor wsunął w nie owoc, przytrzymując go za szypułkę, dopóki Candy powoli go nie zjadła, cały czas wpatrzona w tygrysie oczy.
-Dziękuję.
-Proszę bardzo.
Tańczące płomyki świec rzucały intrygujące cienie na ich twarze. Długo patrzyli na siebie w milczeniu, aż stojący za nimi mężczyzna chrząknął znacząco.
Wrócili do stolika, gdzie kelner cierpliwie czekał, aż Taylor spróbuje wino i wyrazi aprobatę.
-Za wspaniały tydzień dla nas obojga - wzniósł toast Taylor, gdy kelner dyskretnie się wycofał. Leciutko stuknęli się kieliszkami i wypili łyk wina. -Smakuje ci?
Candy przymknęła powieki, rozkoszując się cudownym aromatem trunku.
-Bardzo - odparła z przekonaniem.
Jedli powoli. Wyglądało na to, że Taylor zamierza spędzić z nią cały wieczór. Chyba uznał, że ona będzie z tego zadowolona, ponieważ nie ma innych planów. Prawdopodobnie powinno zirytować ją takie założenie, ale w tym klimacie złość wymagała zbyt dużego wydatku energii. Candy doszła więc do wniosku, że nie ma sensu stroić fochów. Poza tym towarzystwo Taylora było fascynujące, toteż bez protestu poddała się magii tego wieczoru.
Wino okazało się mocne. Natychmiast poszło Candy do głowy. Rozgrzało ją od środka i sprawiło, że poczuła rozkoszne znużenie. Obserwowała usta Taylora, gdy jadł, i niemal pragnęła, aby znów zaczął mówić o całowaniu. Ujrzała w kąciku ust czubek języka i pomyślała o francuskich pocałunkach.
-Byłaś zamężna?
-Tak - przyznała, obracając w palcach kieliszek. -Rozstaliśmy się rok temu.
-Rozwód?
-Tak.
-Przykry?
-Tak.- Było oczywiste, że nie chce podtrzymywać tego tematu.
-Masz rodzinę?
-Pytasz o dzieci? Niestety, nie mam dzieci. Moja rodzina to młodsza siostra, Paty. Chodzi do szkoły średniej.
Jakby zgodnie z niepisaną umową trzymali się zasady, że im mniej o sobie wiedzą, tym lepiej. Dlatego gawędzili o różnych sprawach, lecz się nie zwierzali. Candy powiedziała, że jest sekretarką. Taylor nie spytał, gdzie pracuje, ona zaś nie mówiła, co robi i gdzie mieszka.
-A ty czym się zajmujesz?
-Jestem farmerem.
Nie odrywając od niego wzroku, ostrożnie postawiła kieliszek na stole. -Farmerem?- powtórzyła z niedowierzaniem.
-To cię dziwi?
-Wręcz szokuje.
-Dlaczego?- Pochylił się w jej stronę.
-Przyznaję, że nie znam żadnych farmerów, ale ty nie pasujesz do wizerunku, jaki kreuje moja wyobraźnia.
-A na kogo, twoim zdaniem, wyglądam?
-Czy ja wiem… Na zawodowego gracza w polo. Na hazardzistę. Może kogoś z przemysłu rozrywkowego.
-Widzisz, jak można się pomylić?
-Albo na żigolaka,- dodała, a Taylor spojrzał na nią szczerze urażony. -Nie nabierasz mnie? Naprawdę jesteś farmerem?
-Tak - odparł ze śmiechem.
-Co uprawiasz?
-Zboże. Hoduję też kilka koni. Jak to na farmie.
Zrozumiała, że temat został wyczerpany. Cóż, niech i tak będzie. Nie zamierzała wypytywać o życie prywatne. Taylor jej nie indagował.
Przyglądali się sobie, dopijając resztę wina.
-Już wspomniałem o tenisie i nurkowaniu. Pójdziesz ze mną do łóżka?
-Nie!- Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać.
-Zatańczymy?
Spojrzała na pary kołyszące się pod gwiazdami przy dźwiękach słodkiej muzyki. –Tak - powiedziała z uśmiechem.
Taylor zaprowadził ją na parkiet sięgający prawie do migotliwej zatoki. Rozłożył ręce, a Candy wślizgnęła się w jego objęcia i całkiem w nich zatonęła.
Gdy ją przytulił, była niemal pewna, że dziś rano umarła. Dostała na plaży zawału, ataku serca czy czegoś innego, co szybko i bezboleśnie ją zabiło. Po prostu już nie żyła.
Ponieważ niewątpliwie trafiła do nieba. |
|
Powrót do góry |
|
|
Megan Generał
Dołączył: 22 Paź 2008 Posty: 7845 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 3:43:47 27-02-09 Temat postu: |
|
|
O matko jaki ten facet jest bezpośredni Ja na miejscu Candy, gdyby jakiś nieznajomy mówił o moich piersiach i pytał o francuskie pocałunki spłonęłabym żywcem, a później zdzieliłabym go dłonią!! Jednak mimo tej bezpośredniości mężczyzny wieczór minął w bardzo miłej atmosferze. A jego zakończenie wydało się jeszcze milsze. Kobieta zatopiła się w jego objęciach i poczuła szczęśliwa. Ciekawe jak to się skończy i do czego to doprowadzi?
Niecierpliwie czekam na kolejny odcinek ;]
Pozdrawiam ;] |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:09:27 27-02-09 Temat postu: |
|
|
Ale jeżeli Bóg chciał, abyśmy myślały macicą, to po co dał nam mózg?
Clare Boothe Luce
Odcinek 6
Było cudownie znów znaleźć się w ramionach mężczyzny. Dopiero teraz Candy stwierdziła, jak bardzo jej tego brakowało. Od rozwodu starała się nawet nie myśleć o takich rzeczach, ponieważ jeszcze bardziej cierpiałaby z powodu braku bliskości drugiego człowieka.
Potrafiła zrozumieć, dlaczego niemowlęta mogą umrzeć z powodu braku rodzicielskich pieszczot. Dotykanie i głaskanie jest czymś dla człowieka niezbędnym. Candy była tego niezmiernie spragniona.
Jak każda kobieta, potrzebowała obecności mężczyzny. Bliskość Taylora niemal boleśnie uświadomiła Candy ten fakt. Taylor był od niej znacznie wyższy, potężniej zbudowany i silniejszy. Emanował ciepłem. Z rozkoszą wtuliłaby się w niego, czerpiąc ukojenie z tego fizycznego kontaktu.
Tak bardzo różnili się od siebie. Taylor inaczej pachniał. Miał inne ciało oraz inną w dotyku odzież. Candy pragnęła jak najlepiej zapamiętać tę kwintesencję prawdziwej męskości.
-Podoba mi się twoja sukienka.- Palce Taylora przesunęły się wzdłuż kręgosłupa Candy. Oddech Taylora delikatnie owionął jej ucho. Candy była zadowolona, że ma rozpuszczone włosy. Ich muśnięcia potęgowały zmysłowe doznanie.
-Dlaczego?
-Dlaczego podoba mi się ta sukienka? Ponieważ jej fason pozwala mi dotykać twojej skóry.- Położył dłoń na jej ramieniu, po czym delikatnie pogłaskał jej szyję.
Wiedziona impulsem, Candy otoczyła dłonią kark Taylora i przesunęła między palcami kilka kosmyków jego włosów.
Pocałował ją w skroń. A raczej nie tyle pocałował, co przywarł do niej ustami. -Chciałbym się z tobą kochać, Candy.
Z wrażenia zgubiła rytm. -Naprawdę?
Jego usta powędrowały po jej policzku i dotknęły ucha. -Czy to nie jest oczywiste? Bardzo mnie pociągasz. Jesteś piękna i niesamowicie seksowna.
Czyżby płacili mu za zabawianie hotelowych gości? Mówił rzeczy, które rozpaczliwie pragnęła usłyszeć. Wsiąkały w jej zranione ego jak leczniczy balsam. Zastanawiała się, dlaczego Taylor prawi jej te cudowne komplementy. Jeśli nawet na tym polegały jego służbowe obowiązki, czuła, że zawsze będzie wdzięczna Taylorowi Allenowi za to przekonujące pocieszenie, którego tak bardzo potrzebowała.
-Ciągle to robisz, prawda?
-Co?- Uniósł jej podbródek, aby spojrzeć w jej zatroskaną twarz.
-Poznajesz kobietę, czarujesz ją, idziesz z nią do łóżka.
Przeniósł spojrzenie na zdobiący jej ucho gustowny złoty klips w kształcie kółka i przyglądał mu się w zamyśleniu. Gdy znów popatrzył na nią, w jego oczach czaił się smutek. –Tak - przyznał cicho.
Powoli skinęła głową. Domyśliła się, że tak jest. Przynajmniej zdobył się na uczciwość, aby odpowiedzieć szczerze.
Ten styl życia trochę ją przerażał. Nie nadawała się na partnerkę takiego mężczyzny.
-Ja nie. To nie w moim guście. Chyba nie potrafię kochać się z przygodnym znajomym. Nie chcę, żebyś się rozczarował i żałował straconego czasu…
-Szsz.- Lekko przycisnął jej głowę do swojego torsu. -Z przyjemnością cię obejmuję. Pasujemy do siebie i miło się z tobą tańczy.
Spędzili na parkiecie ponad pół godziny. Prawie nie rozmawiali, ale porozumiewali się w inny sposób. Candy przewidywała ruchy Taylora i pozwalała się prowadzić, dzięki czemu tańczyli tak harmonijnie, jak gdyby robili to od lat. Taylor obejmował ją delikatnie, lecz zaborczo. Było w tym tańcu dużo intymności, ponieważ ich ciała bezustannie ocierały się o siebie.
Gdy rozpoczął się program rozrywkowy, wrócili do stolika. Taylor zamówił dla Candy koktajl egzotyczny. Alkohol uderzył jej do głowy. Muzyka reggae była głośna i rytmiczna, zwielokrotniona bębnieniem perkusji, stroje tancerzy - bajecznie kolorowe, a połykacz ognia zadziwiał odwagą. Candy i Taylor dali się ponieść nastrojowi beztroskiej zabawy - głośno klaskali i śmiali się z dowcipów konferansjera.
Po występach spacerowym krokiem poszli w stronę bungalowów. Gdy zbliżali się do domku Candy, jej serce zaczęło łomotać, ogarnął ją niepokój. Czy Taylor zażąda teraz rewanżu?
-Wspaniale się bawiłam - zagaiła nerwowo. -Taniec był taki przyjemny, prawda? Od tak dawna nie tańczyłam. Dziękuję, że przysiadłeś się do mnie. Czułam się trochę niez…-
Przyłożył palce do jej ust, aby powstrzymać ten potok wymowy. Zatrzymali się przed drzwiami. Oparta o nie plecami, Candy zatonęła spojrzeniem w oczach Taylora, on zaś położył dłoń na jej policzku i wsunął palce w jej włosy.
Candy zastanawiała się, jak długo będą ją wspierać słabnące kolana. Taylor stał tak blisko, że niemal słyszała uderzenia jego serca. Jej wargi drżałyby, gdyby nie palce Taylora.
Czubkiem środkowego palca obrysował jej usta - najpierw dolną, potem górną wargę, zatrzymując się na moment w zagłębieniu pośrodku.
-Masz bardzo prowokujące usta - szepnął. -Chyba mogłyby dać mi dużo rozkoszy.-
Candy przebiegł dreszcz. -Od chwili gdy ujrzałem cię na plaży, chciałem poznać ich smak.- Objął ją i delikatnie musnął jej usta wargami. Były chłodne, miękkie i czułe. Czubek jego języka rozkosznie drażnił kącik jej ust, po czym przesunął się na owo zagłębienie nad górną wargą. Candy bezwiednie rozchyliła usta. Ze zdumieniem stwierdziła, że słyszy swój urywany oddech. Czuła ogarniające ją silne podniecenie.
Pragnęła tego mężczyzny.
A on wyczuł jej pragnienie.
Bez wahania wsunął język w jej usta i tym jednym, pewnym ruchem wziął ją w posiadanie. Tylko tak można było określić stanowczość tego pocałunku.
Pierwszy raz w życiu ktoś całował ją w taki sposób. Taylor po prostu kochał się z jej ustami. Błądził językiem po ich wnętrzu, odkrywał ich zakamarki i rozkoszował się jej smakiem.
Tylko raz na moment się wycofał, aby pozwolić jej złapać oddech. Ale nawet i wtedy okrywał jej powieki, nos i policzki drobnymi pocałunkami. Następnie znów śmiało zajął się jej ustami, jak gdyby miał do nich pełne prawo. Inne pieszczoty były równie odważne. Taylor ich nie stopniował. Poczuła, jak jej ciało oblewa fala gorąca. Taylor zamknął ją w ramionach i lekko nią kołysał. Z twarzą ukrytą w zagłębieniu jej szyi oddychał szybko i jakby z udręką. W końcu uniósł głowę.
-Jesteś taka słodka,- powiedział z bezbrzeżną czułością i delikatnie, niemal po przyjacielsku pocałował w usta. -Dobranoc.
Jego oddalającą się postać wchłonął mrok.
Candy weszła do domku i jak w transie wkroczyła do sypialni. Rozebrała się po ciemku i położyła na łóżku. Leżała całkiem nieruchomo, jak gdyby obawiała się, że zaraz obudzi się z cudownego snu. Urok tego wieczoru wciąż upajał ją jak markowe wino. Usnęła prawie natychmiast.
Telefon zadzwonił, gdy Taylor otwierał drzwi. Czyżby Candy zapraszała go do siebie? Lecz w słuchawce zabrzmiał głos adiutanta ojca. Taylor westchnął zrezygnowany i bezsilnie opadł na łóżko.
-Jak się miewasz?- spytał.
-Dziękuję, dobrze. Twój ojciec był bardzo zmęczony, dlatego nie skontaktował się z tobą osobiście.
Taylor nawet nie pytał, jak go odnaleziono. Nie robił tajemnicy ze swego wyjazdu, a ojciec dysponował siecią informatorów.
-U niego wszystko w porządku?
-Tak, ale jest rozczarowany twoją nieobecnością. Wyjechałeś akurat w dniu jego przyjazdu.-
Adiutant użył słowa „rozczarowany”, lecz Taylor nie wątpił, że to łagodny eufemizm. Ojciec niewątpliwie był wściekły. Gdy pozna przyczynę wyjazdu syna, prawdopodobnie mu wybaczy. Za pewien czas.
-Strasznie mi przykro.- Taylor równie starannie dobierał słowa. -Mój pobyt tutaj nie potrwa długo. Może po powrocie zastanę ojca w Waszyngtonie.
-Być może, ale to nic pewnego. Jako wasz przyjaciel sugerowałbym jednak, abyś spróbował się z nim zobaczyć. Chciałby omówić z tobą wiele spraw.
-Ja też chętnie się z nim zobaczę, lecz wolałem nie spotykać się z nim w Waszyngtonie. Zawsze bywa tam zajęty od rana do nocy.
-To prawda. Grafik na najbliższe dni jest bardzo napięty. Twój ojciec niezwykle poważnie traktuje obowiązki i często robi więcej, niż musi.
Taylor zrozumiał tę subtelną aluzję. Powinien wziąć przykład z ojca. Właśnie to chciał wyrazić adiutant ojca. Taylor zignorował tę sugestię.
-Powiedz ojcu, aby jak najwięcej wypoczywał. Czy moja matka mu towarzyszy?
-Tak.
Taylor uśmiechnął się. Już ona dopilnuje, aby ojciec nie zaniedbywał zdrowia.
-Przekaż im obojgu moje serdeczne pozdrowienia. I jeszcze jedno. Na razie nie ujawniajcie miejsca mojego pobytu.
-Na pewno nie możesz teraz wrócić do Waszyngtonu?
Tym razem była to nie sugestia, lecz wyrażone w zawoalowany sposób polecenie. Taylor spojrzał na rysujący się za gęstymi koronami migdałowców bungalow. Czy dla tej dziewczyny warto rozgniewać ojca? Przypomniał sobie jej zdumioną i zarazem zachwyconą minę, gdy dziś wieczorem przysiadł się do stolika. Wciąż pamiętał dźwięczny śmiech, ciało, które obejmował, i cudowny smak jej ust.
-Muszę tu zostać jeszcze przez parę dni.
-Zawiadomię o tym twego ojca. Dobranoc.
Taylor odłożył słuchawkę na widełki i utkwił wzrok w ciemności. Od niepamiętnych czasów musiał dokonywać wyborów, o jakich nawet nie śniło się innym ludziom. Przychodziło mu to z coraz większym trudem.
Rozebrał się do naga i wyszedł na taras. Przymknął powieki i przez chwilę rozkoszował się łagodnym powiewem morskiej bryzy. Chłodziła ciało, delikatnie pieszcząc tors i uda.
Otworzył oczy i z zachwytem spojrzał w gwiaździste niebo. Tutaj, w tropiku, noce były zachwycające. Gwiazdy świeciły jasno, ponieważ ich blasku nie tłumiły światła wielkiego miasta. Księżyc wyglądał jak wielki, srebrzysty lizak niemal w zasięgu ręki. Odbijał się w wodach zatoki i tworzył na niej szeroką, migotliwą smugę. Wysokie, smukłe palmy rzucały długie i cienkie jak ołówek cienie na jasny piasek plaży. Ta noc mogła sięgnąć ideału. Brakowało tylko jednego.
Kobiety.
Jej oczy były niemal tak ciemne i aksamitne jak nocne niebo, a ciało, smukłe, acz bardzo kobiece, przypominało w dotyku jedwab. Pragnął trzymać je w ramionach i całować te słodkie usta, od których z trudem się oderwał. Zrobił to, kierując się zdrowym rozsądkiem. Nie należało Candy popędzać, chociaż jej reakcje nastrajały optymistycznie.
Drgnęła, gdy dotknął jej piersi. Otarła się o niego biodrami, co prawie doprowadziło go do szaleństwa. Wtedy, podobnie jak teraz, zacisnął pięści, aby stłumić pożądanie i zapanować nad sobą. Gdyby ją wziął, pewnie by ją utracił. Wolał nie ryzykować.
Nie chciał, aby jutro żałowała, że pozwoliła do czegoś się skłonić. Winiłaby go za to, że ją perfidnie uwiódł. W każdym innym przypadku niewiele by go to obchodziło; już interesowałby się kolejną potencjalną zdobyczą.
Ta znajomość zasadniczo różniła się od dotychczasowych. Candy Angel, urocza, śliczna i nieśmiała, tak inna od jego dotychczasowych kochanek, była warta zachodu. Oczekiwanie tylko doda zwycięstwu słodyczy.
Taylor wrócił do sypialni i położył się na chłodnej pościeli. Pokój oświetlał jedynie blask księżyca. Taylor, wpatrzony w sufit, obserwował grę świateł i cieni. Wkrótce doszedł do porozumienia ze swoim ciałem, lecz zasypiając, wciąż czuł w dłoni kształt piersi Candy. |
|
Powrót do góry |
|
|
agunia69 Dyskutant
Dołączył: 20 Paź 2007 Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:06:01 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Nie no ja chce newik.
Pierwszy pocałunek.
Taylor jest strasznie szczerym człowiekiem.
Odważył się wyznać Candy, że często idzie do łóżka z nowo napotkaną kobietą.
Czekam na nowy odcinek Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:31:06 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Co stałoby się z potęgą kobiet, gdyby nie istniała męska próżność?
Marie von Ebner-Eschenbach
Odcinek 7
Światło poranka spłoszyło magię wczorajszego wieczoru. Popijając kawę, Candy z niesmakiem analizowała swoje zachowanie. Jak mogła tak stracić nad sobą kontrolę? Czyżby ten z pozoru niewinny napój, zamówiony przez Taylora, tak bardzo uderzył jej do głowy? A może blask księżyca i muzyka podziałały tak oszałamiająco?
Candy westchnęła poirytowana. Z jakiegoś nieznanego powodu pozwoliła obcemu mężczyźnie na pocałunki. I na intymne pieszczoty. To doprawdy do niej niepodobne.
Postawiła filiżankę i podciągnęła kolana pod brodę. Ty hipokrytko, pomyślała, przypominając sobie niedawną rozmowę z Paty.
-Wydawał się taki miły - chlipała siostra. -Na tej imprezie świetnie się bawiliśmy. On nie pije, nie rozrabia, nie bierze prochów. To naprawdę porządny chłopak.- Paty pociągnęła nosem. -Odwiózł mnie do internatu, zatrzymał auto i nagle zmienił się w ośmiornicę. Całowanie nawet mi się podobało. Ale potem on chciał… eee… no wiesz… Podobno próbował mi udowodnić, jak bardzo mu się podobam.
-Oni wszyscy to mówią,- ze smutnym uśmiechem zapewniła Candy.
-Poważnie?
-Od zarania dziejów.
-Spytał, czy go lubię, więc odpowiedziałam, że tak, wtedy on oświadczył, że jeśli mi na nim zależy, to pozwolę mu na wszystko.
-To też zawsze mówią.
Paty znów zalała się łzami. -Najgorsze, że on nadal mi się podoba. Jeśli znów się ze mną umówi, w co wątpię, to pewnie będzie chciał to robić, a ja jeszcze nie jestem gotowa. Niektóre dziewczyny sądzą, że jestem głupia. One biorą pigułki i sypiają z chłopakami, ale ja wolę poczekać. To powinno być czymś nadzwyczajnym.
Candy zachowała spokój, chociaż najchętniej głośno i bez ogródek wyraziłaby swoje oburzenie. Szesnastolatki biorą pigułki antykoncepcyjne! Koniec świata.
-Na razie nie musisz tym się martwić, kochanie.- Pogłaskała Paty po głowie. -Gdy nadejdzie odpowiednia pora, będziesz o tym wiedzieć.
-Skąd?
-Po prostu to poczujesz. Na pewno. To coś więcej niż zaloty na tylnym siedzeniu samochodu. Dwojgu ludziom musi na sobie zależeć. Jeśli dajesz komuś część siebie, ten człowiek powinien czuć się za ciebie odpowiedzialny i vice versa. Seks bez żadnych zobowiązań jest bez wartości, nie sądzisz?
-Tak.- Paty oparła głowę na ramieniu Candy.
-Seks powinien angażować nie tylko twoje ciało. Trzeba też słuchać serca i duszy. Nie można ufać wyłącznie zmysłom.
Candy drżącą ręką nalała sobie drugi kubek kawy. Wczoraj wieczorem nie słuchała serca i duszy. Dała się ponieść zmysłom. Gdy Taylor Allen ją pocałował, takie słowa jak odpowiedzialność i zobowiązanie uleciały z jej głowy jak spłoszone ptaki zrywające się z drzewa.
Cóż, to było wczoraj. Dzisiaj będzie inaczej. Teraz widziała wszystko we właściwym świetle. Jeśli spotka Taylora na plaży, potraktuje go uprzejmie, lecz z dystansem.
Ale na myśl o plażowaniu truchlała ze strachu. I dlatego myślała o Tayloru Allenie z niechęcią. Przez niego ukrywała się w swoim bungalowie jak ścigane zwierzę w norze.
Nie mogła dopuścić do tego, aby nawet najbardziej pociągający mężczyzna zrujnował jej krótkie wakacje. Przebrała się w kostium kąpielowy i ruszyła nad brzeg. Plaża przed jej domkiem była pusta. Candy zastanawiała się, co czuje - ulgę czy rozczarowanie. Rozłożyła na piasku ręcznik, posmarowała się balsamem i położyła.
Musiała się zdrzemnąć, ponieważ głos Taylora zabrzmiał zupełnie niespodziewanie, tuż przy jej uchu. Odwróciła głowę.
-Dzień dobry.- Taylor leżał obok i uśmiechał się szeroko i z zadowoleniem.
-Dzień dobry.
-Wcześnie wstałaś.
-Zawsze wcześnie wstaję.
-Ja też, ale wczoraj wyjątkowo długo nie mogłem usnąć.
Wiedziała, że to oświadczenie to haczyk, na który miała się złapać, pytając o powody bezsenności. W ten sposób rozpoczęłaby rozmowę na temat, którego zamierzała unikać. -Przykro mi - mruknęła niezobowiązującym tonem i zamknęła oczy.
-Chyba chcesz być sama.
Westchnęła ciężko. Mogła się spodziewać, że nie będzie łatwo się go pozbyć.
-W porządku, Candy.- Usłyszała, że on mości się na swoim ręczniku. -Załóżmy, że każde z nas jest samo. Ty tam, a ja – tutaj.
Nie zdołała się opanować i uśmiechnęła się kącikiem ust. Przez kilka minut oboje milczeli. Candy żałowała, że nie wie, czy on ją obserwuje. Wolała jednak nie sprawdzać. Co by zrobiła, gdyby na nią patrzył? A gdyby tego nie robił, zastanawiałaby się, dlaczego nie, i byłaby rozczarowana.
-Możesz zdjąć stanik, jeśli masz ochotę
-Nie mam.
-Obiecuję nie patrzeć.
-A ja obiecuję o własnych siłach polecieć do Chin.
Taylor parsknął dobrodusznym śmiechem. -Podobasz mi się, Candy. Jesteś szczera.
-A ty niemożliwy.
-Na pewno nie chcesz opalać się w stroju topless?
-Na pewno.
-Będziesz mieć jasne ślady.
-Nie miałabym, gdyby uszanowano moją prywatność.
-Punkt dla ciebie.- Poruszył się i ciekawość wzięła górę. Candy uchyliła jedno oko. Taylor leżał oparty na łokciu, zwrócony twarzą do niej. -Wiesz, co by ci się przydało? Taki kostium, przez który można się opalać.
-O czym ty mówisz?- spytała zaciekawiona, zapominając o planowanym dystansie.
-To tegoroczna nowość. Nic przez niego nie widać, lecz tkanina przepuszcza promienie słoneczne.
-Zmyślasz, prawda?
-Skądże! Czytałem o tym wynalazku w People. Nie widziałaś tego artykułu?
-Nie czytuję People
-Więc skąd wiesz, co gdzie się dzieje?
-Z Time'a.
-Nie jest taki interesujący.
-Ale dostarcza więcej informacji.
-Nie wiedziałaś o tych rewelacyjnych kostiumach.
-Punkt dla ciebie - odparła i tym razem oboje się roześmieli.
Candy nagle pomyślała, że Taylor może opacznie rozumieć jej rezerwę i traktować ją jako swoistą zachętę do flirtu. Przewróciła się więc i odwróciła głowę. Taylor leniwie przesypywał piasek przez zrobiony z dłoni lejek i przyglądał się uroczym kształtom Candy. Dobrze, że nie czytuje People. W przeciwnym razie mogłaby go rozpoznać, a na tym etapie znajomości wolał pozostać zwyczajnym Tayloriem Allenem. Candy naprawdę miała wspaniałe ciało. Przesunął wzrokiem po długich, smukłych nogach z wąskimi stopami, płaskim, teraz lekko wklęsłym brzuchu i krągłych, pełnych piersiach. Rysujący się na tle morza profil Candy wyglądał idealnie. Wiatr nieco rozwiał związane w luźny węzeł złociste włosy, których niesforne kosmyki fruwały wokół twarzy.
Taylor poczuł, że ogarnia go pożądanie.
-To bez znaczenia, czy zdejmiesz górę kostiumu - powiedział cicho. -I tak wiem, jakie są twoje piersi. Mogę tu leżeć przez cały dzień i fantazjować na ich temat.
Skoro nie zdołała go zrazić, postanowiła ignorować. Milczała.
-Nawet ich dotykałem - szepnął po kilku minutach.
Gwałtownie otworzyła oczy. Patrzył na nią. Usiadła i zaczęła grzebać w plażowej torbie, aby ukryć zakłopotanie. Wyjęła butelkę z balsamem, drżącą ręką odkręciła nakrętkę i natychmiast upuściła ją na piasek. Skarciła się w duchu za swoją nerwowość i przeklęła Taylora za to, że wprawił ją w taki stan. Ścisnęła butelkę, a na dłoń wyleciało dwa razy więcej żelu, niż potrzebowała.
-Do licha!
-Pozwól, że ci pomogę, zanim zmarnujesz całe opakowanie.
Nim zdążyła zaprotestować, ukląkł obok niej i wyjął z jej ręki plastykową butelkę. Zakręcił ją i zgarnął żel na swoją dłoń. Roztarł go starannie i patrząc Candy w oczy, zaczął smarować jej ramiona. Jego spojrzenie miało niemal hipnotyczną moc, toteż Candy nie była w stanie spuścić wzroku.
-Pamiętasz wczorajszy wieczór?
-Tak.
-Pamiętasz, że cię całowałem?
-Tak.
-I pieściłem?
Popatrzyła na opalone ręce przesuwające się po jej barkach. Na silne palce, które potrafiły tak czule głaskać. Przypomniała sobie ich dotyk na swoich piersiach. Przymknęła powieki i bezwiednie wychyliła się w jego stronę.
-Tak.
-Dlaczego więc udajesz, że to się nie zdarzyło?
-Ponieważ to nie powinno się zdarzyć - powiedziała lekko drżącym głosem.
Wmasował żel w jej brzuch i pochylił się, a ona zareagowała jak niewolnica na niemy rozkaz. Opadła na ręcznik, Taylor zaś oparł się na łokciach.
-Nie powinno?- Jego oddech owionął jej usta.
-Nie - jęknęła rozpaczliwie. Gdyby tylko dłonie Taylora nie były takie kojące, usta - takie kuszące, a spojrzenie takie hipnotyczne.
-Dlaczego?
-Dlatego, że to do mnie nie pasuje. Nie podrywam nieznajomych mężczyzn i nie rozmawiam z nimi o… o tym, o czym mówiliśmy. Czuję się, jakbym grała jakąś rolę.- Zaśmiał się cicho, skubiąc wargami jej ucho. -Nieprawda. Jesteś najbardziej szczerą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. To część twojego uroku. Nie kryjesz swoich emocji. Nie umiesz grać ani udawać.
-Wiodę nudne, zwyczajne życie. Nie mam tego, co trzeba, żeby radzić sobie z kimś takim jak ty.- Przesunął spojrzeniem znawcy po jej ciele.
-Przeciwnie, masz wszystko, co trzeba, i to wyjątkowo piękne.
-Ty nic nie rozumiesz,- zaprotestowała słabo, gdy jego usta wędrowały po jej obojczyku. -To nie jest dla mnie dobre.
-Dlaczego? Czy wczoraj poczułaś się zraniona?
-Nie, ale…
-Ja też nie. Czy to było nieprzyjemne?- Jego usta powolutku przesuwały się teraz wzdłuż brzegu stanika. Zaczepiały. Prowokowały. Budziły te części jej ciała, które od dawna trwały w uśpieniu.
-Nie - przyznała.
-Od dawna nie spędziłem takiego miłego wieczoru.- Uniósł się nieco i przygwoździł ją do piasku siłą swego spojrzenia. -Naprawdę, Candy. Uwierz mi.-Jego ciepłe wargi nagle znalazły się na jej ustach, więc wszystkie argumenty uleciały jej z głowy. Odruchowo go objęła, a całe jej ciało ożyło pod wpływem pocałunku. Wyprężyła się i zamruczała jak kociak, któremu ktoś nie szczędzi pieszczotliwego głaskania. Nie zaprotestowała, gdy Taylor rozpiął i zdjął z niej górę bikini. Objęła go mocniej, zachwycona ciepłem jego owłosionego torsu, który poczuła na nagich piersiach. Taylor westchnął z zadowolenia, lekko polizał czubek jej nosa i znów zaczął ją całować Candy pragnęła otrzymać więcej - więcej dotyku, więcej ust Taylora, więcej jego całego. Lecz on nagle się odsunął.
Spojrzała na niego spod ciężkich powiek.
-Co robisz?- spytała zdumiona.
-Zostawiam cię na pewien czas.
-Och.- Nie zdołała ukryć rozczarowania.
-Życie powinno być ciągiem przyjemnych doświadczeń - powiedział z uśmiechem. -Wczoraj pozbawiłem cię jednego.- Wskazującym palcem przesunął po jej dolnej wardze. -Rozkoszowałaś się swoją prywatnością, a ja ją zrujnowałem.- Cmoknął Candy w ramię. -Dopóki tu jestem, nie odważysz się opalać w stroju topless. Dlatego dam ci spokój, żebyś mogła to robić.- Wstał, podniósł swój ręcznik i zawiesił go sobie na szyi. -Masz czas do drugiej. Wtedy przyjdę pod twoje drzwi. Bądź gotowa.
-Na co?
-Na mnie.
Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 14:43:36 28-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
agunia69 Dyskutant
Dołączył: 20 Paź 2007 Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 0:04:20 01-03-09 Temat postu: |
|
|
No i kolejne beso... cudnie
"Życie powinno być ciągiem przyjemnych doświadczeń " - sądzę, że miał rację
I jeszcze ją rozebrał
Candy musi się na niego przygotować.
Ciekawe co też wymyślił
Czekam na kolejny odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 13:12:17 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Są ludzie, którzy nie zauważają małego szczęścia, ponieważ daremnie czekają na duże.
Pearl Buck
Odcinek 8
Niby czym ona jest - nakręcaną zabawką? Będzie tańczyć tak, jak on jej zagra? Candy z niechęcią wlepiła wzrok w swoje odbicie w lustrze. Nie powinno cię tu w ogóle być, gdy przyjdzie ten bezczelny typ, pomyślała. Wykluczone, żebyś czekała, gotowa i chętna.
Gotowa i chętna do czego?
Tego nie zdradził. Nie wiedziała nawet, jak się ubrać - elegancko czy zwyczajnie. A może on się spodziewał, że powita go odziana tylko w potulny uśmiech? Jeśli tak, to bardzo go rozczaruje.
Zamierzała dzisiaj iść po zakupy, więc włoży coś odpowiedniego na tę okazję. Wyjęła z szafy bawełniane szorty i trykotową bluzkę typu polo. Ubrała się i znów zerknęła w lustro. Wyglądała prawie jak zakonnica. Niczym nie przypominała kuszącej femme fatale, a na dłuższą metę Taylor Allen akceptował prawdopodobnie tylko kobiety luksusowe.
Usłyszała pukanie i serce podeszło jej do gardła. Aby ukryć panikę, włożyła na nos przeciwsłoneczne okulary i dopiero wtedy otworzyła drzwi.
- Cześć.- Taylor opierał się o framugę. Nie wydawał się zmartwiony tym, że Candy nie zastosowała się do jego sugestii. Sam też miał na sobie sportowy strój - szorty, koszulę z krótkim rękawem i tenisówki. A więc chyba nie planował żadnych łóżkowych ekscesów. Gdyby był o kilka lat młodszy, można by pomyśleć, że zaraz przypnie jej swoją studencką odznakę. Na myśl o tym Candy parsknęła śmiechem.
-Powiedziałem coś zabawnego?
- Nie, tylko…- Urwała na widok tego, co ponad ramieniem Taylora zobaczyła na ścieżce prowadzącej do bungalowu. -To dla nas?
-Oczywiście.- Do tej pory trzymał ręce za plecami. Teraz wyciągnął je przed siebie. -Który kolor wybierasz?-
Wlepiła zdumione spojrzenie w dwa błyszczące kaski. -Ja… nie potrafię na tym jeździć,- wyjąkała, wskazując dłonią motocykle.
-A próbowałaś?
-Nie.
-No to skąd wiesz, że nie umiesz? Wzięłaś klucz?- Tępo skinęła głową, wciąż wpatrzona w dwa pojazdy. Taylor zamknął za nią drzwi i tym samym skutecznie odciął jej odwrót. Wepchnął w jej ręce jeden z kasków i skierował naprzód. -Nie rób takiej tragicznej miny. To będzie pyszna zabawa.
-Zabiję siebie albo kogoś.
-Nie ma obawy. Na motocyklu jeździ się prawie tak samo jak na rowerze. To chyba umiesz, prawda?
Popatrzyła na niego złowrogo i włożyła kask na głowę. -Pokaż mi, co i jak.
Uśmiechnął się szeroko, starając się nie okazać satysfakcji.
-Są trzy biegi. Wrzucasz je lewą stopą. Tutaj, widzisz? Pierwszy, drugi, trzeci. Hamulce masz na kierownicy. I pamiętaj, że na Hawajach obowiązuje ruch lewostronny.
Jechali wąską, krętą szosą prowadzącą między polami trzciny cukrowej.
-Fantastycznie!- zawołała Candy, przekrzykując warczenie silników. -Uwielbiam to!
-Nie szarżuj!
-Boisz się, że cię przegonię?
-Nie zdołasz mnie pokonać!
Na moment oderwała wzrok od drogi i zerknęła na Taylora. Z jego twarzy wyczytała, że powiedział to z przekonaniem i miał na myśli nie tylko jazdę. Pojechali do centrum handlowego w okolicy Montego Bay.
-Co masz ochotę robić?- spytał Taylor, gdy zaparkowali motocykle.
-Zamierzałam coś kupić.
-Pamiątki?
-Nie, coś dla siebie.
-Ubrania?
-Tak.
Popatrzył na nią niepewnie, ale nic nie powiedział. Wkrótce znaleźli butik z odzieżą, wciśnięty między sklep meblowy i stoisko z owocami. Candy krążyła między stojakami, nieco skrępowana obecnością Taylora, ponieważ czuła na sobie jego spojrzenie. On chyba wyczuł jej zakłopotanie.
-Poczekam na zewnątrz - powiedział. -Tu jest trochę duszno.
-To nie potrwa długo - obiecała, uśmiechając się z wdzięcznością, a on pocałował ją w policzek i wyszedł.
Bladożółta sukienka z cieniutkiej, nieco, przejrzystej bawełny od razu wpadła Candy w oko. Miała luźną, zdrapowaną z przodu górę z wiązanymi na ramionach ramiączkami i sięgający do połowy łydki, kloszowy dół nierównej długości. Candy uznała, że do tego stroju będą pasować sandałki na płaskim obcasie, a także komplet kolorowych bransoletek, które tu przywiozła.
Wychodząc ze sklepu, włożyła zakup do dużej, plecionej torby. Taylor z zainteresowaniem przyglądał się tej czynności.
-To chyba jakiś drobiazg,- zauważył.
-Sukienka.
-Taka maciupeńka?- spytał z dwuznacznym uśmieszkiem. -Interesująca kreacja.
-Dała się łatwo złożyć - w przypływie pruderii odparła Candy.
Trzymając się za ręce, pomaszerowali uliczką, na której znajdowały się liczne sklepiki i kramy. Czasem zatrzymywali się, gdy coś zwróciło ich uwagę, innym razem zbywali, dość natrętnych sprzedawców.
W końcu postanowili czegoś się napić w kawiarni na wolnym powietrzu. Siedząc przy stoliku, Candy skonstatowała, że od wczoraj w ogóle nie myślała o swoim byłym mężu i rozwodzie. Zdziwiło ją to, ponieważ bardzo mocno przeżyła rozpad małżeństwa i od tego czasu stale analizowała przyczyny swego niepowodzenia. Zapomniała o tym w towarzystwie Taylora Allena.
Sprawił także, że poczuła się znów kobietą. To zadziwiające, jak garść miłych słów i trochę pieszczot może wzmocnić nadwątlone kobiece ego, dodać pewności siebie i optymizmu.
Flirtowała z Tayloriem przez całe popołudnie. Ich rozmowa obfitowała w dwuznaczniki i zawoalowane sugestie. Niezależnie od tematu właściwie bez przerwy mówili o seksie. Pojawiał siew sformułowaniach, gestach, wzroku.
Taylor wyrwał ją z zamyślenia, pstrykając jej przed nosem palcami.
-Grosik za twoje myśli, Candy.
Chwyciła jego dłoń i przytrzymała w swojej.
-Przepraszam, śniłam na jawie. Przegapiłam coś ważnego?
-Tylko parę moich gorących spojrzeń. Jakie sny na jawie miewa taka kobieta jak ty? Przeciętne? Troszkę frywolne? Bardzo erotyczne? Pojawiłem się w którymś z nich?-
Nie zamierzała opowiadać mu historii swego małżeństwa i mówić o przyczynach jego końca. Wolała nie rozpamiętywać przykrej przeszłości. Uśmiechnęła się więc uwodzicielsko i zatrzepotała rzęsami.
-Zarozumialec z ciebie.
-Widziałaś mnie w swoich snach?- Taylor nie dawał za wygraną.
-W kilku.
-W przeciętnych, frywolnych czy erotycznych?
-Nie mówiłam, że miewam te dwa ostatnie.
-Miewasz?
-A ty?
-Owszem. Na przykład teraz.- Jego oczy powiedziały jej to, czego nie wyraził słowami, i Candy poczuła, że wewnętrznie topnieje. Uratował ją kelner, który przyniósł dwa drinki.
-Och, są zbyt ładne, żeby je pić!- zawołała, rozpaczliwie usiłując rozładować narastające napięcie. Ze szklanki ozdobionej kawałkiem ananasa i plasterkami pomarańczy pociągnęła łyk orzeźwiającego napoju. Smakował równie dobrze, jak wyglądał.
-Co to jest? Pamiętaj, że muszę dojechać tym motocyklem z powrotem do… jakim cudem zdołałeś przyprowadzić oba pojazdy do mojego bungalowu?
-Dysponuję nadludzkimi mocami - oświadczył, komicznie poruszając brwiami.
Bez trudu mogła w to uwierzyć. Taylor Allen pozwolił jej zapomnieć o dotychczasowym przygnębieniu. Sprawił, że znów poczuła się kobieca i godna pożądania. Po raz pierwszy od rozwodu beztrosko się bawiła. A może pierwszy raz w życiu?
-Pij spokojnie. Poleciłem barmanowi dodać tylko odrobinę rumu.
Skończyli drinki i wolnym krokiem ruszyli w stronę parkingu. Taylor otaczał ją ramieniem, a ich biodra od czasu do czasu lekko się zderzały. Oboje czuli się przyjemnie odprężeni. Swój dobry humor Candy tylko częściowo mogła uzasadnić paroma kroplami wypitego alkoholu.
Nastrój jej towarzysza zmienił się tak zasadniczo, że w pierwszej chwili Candy nie wiedziała, co się dzieje. Wyczuła, że idący obok niej Taylor nagle zesztywniał. Ordynarnie zaklął, a potem zamruczał coś w nieznanym języku.
Jednocześnie szarpnął ją gwałtownie w przeciwną stronę. Był taki rozgniewany, że ledwie rozpoznawała jego twarz. Zerknęła przez ramię, szukając wzrokiem przyczyny tej nieoczekiwanej metamorfozy.
Ujrzała tylko tęgawego, idącego chodnikiem mężczyznę liżącego loda. Osobnik miał zawieszony na szyi aparat fotograficzny z teleobiektywem, lecz nie wyglądał jak turysta. Biała koszula, ciemne spodnie i poluzowany krawat wydawały się całkiem nie na miejscu w kurorcie, gdzie prawie wszyscy chodzili w szortach i sandałach.
Taylor ciągnął ją za rękę. Szedł tak szybko, że Candy z trudem za nim nadążała, choć prawie biegła. Okrężną drogą, krętymi i tłocznymi uliczkami przedarli się do parkingu, gdzie stały oba motocykle.
-Taylor, co…
-Szybciej, Candy. Musimy stąd zmykać.- Dosłownie wepchnął jej na głowę kask, włożył swój, wskoczył na siodełko i zapalił silnik. Przytrzymując torbę, Candy zrobiła to samo, choć nie miała pojęcia, co jest powodem tego szaleńczego pośpiechu.
Pomknęli na złamanie karku. Nawet w normalnych okolicznościach jazda tymi wąskimi zaułkami byłaby niełatwa. Natomiast szarża groziła nieobliczalnymi konsekwencjami.
Na kolejnym skrzyżowaniu Taylor zahamował tak raptownie, że spod koła jego motocykla wystrzelił w powietrze żwir.
-Tędy.- Taylor wskazał ręką kierunek, a Candy znów zauważyła zbliżającego się do nich tęgiego mężczyznę.
Bez słowa ruszyła za Taylorem, wpatrzona w tylne czerwone światło jego pojazdu. Nie śmiała nawet spojrzeć na mijane domy.
W końcu dotarli na obrzeże miasteczka, lecz Taylor nie zwolnił, choć nikt ich nie gonił. Candy trzęsła się teraz ze strachu, a gdy na drogę wyskoczył kogut i przerażony zatrzepotał skrzydłami, straciła nad motocyklem panowanie. Zawadziła kołem o krawężnik i omal nie wpadła na ścianę nieczynnej stacji benzynowej. Na szczęście w ostatniej chwili zdołała zahamować. |
|
Powrót do góry |
|
|
roszpunka92 Prokonsul
Dołączył: 24 Kwi 2008 Posty: 3724 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Szczecin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:31:07 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Właśnie przeczytałam wszystko ;]]
i jak zwykle jestem zachwycona Twoją twórczością.
Taylor i Candy są świetni.Ciekawi mnie jak
dalej potoczy się ich znajomość.
Pozdrawiam i czekam na news |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:08:53 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Ten kto zaczyna wojnę, powinien ją przegrać.
Matylda Canetti
Odcinek 9
Zgasiła silnik, zsunęła się z siodełka i na miękkich nogach dotarła do ocienionej części muru. Oparła się o niego plecami i wzięła głęboki oddech. Odwróciła się, gdy poczuła na ramionach ręce Taylora.
-Candy, nic ci nie jest?
-Chcę wiedzieć, o co tu, do diabła, chodzi, i masz mi to wyjaśnić natychmiast!- wrzasnęła rozjuszona, tupiąc nogą. Jej oczy miotały błyskawice. Zerwała z głowy kask i cisnęła go na ziemię. -Przed kim uciekaliśmy i dlaczego? Kim jest ten grubas?- Wycelowała wskazujący palec prosto w nos Taylora. -I nie mów mi, że go nie znasz, bo widziałam go dwa razy.
-Masz prawo być zła.
-Jak cholera.
-Jesteś strasznie podniecająca, gdy się złościsz.- Pogłaskał ją po zaróżowionym policzku. Gniewnie odepchnęła jego dłoń.
-Żądam wyjaśnień, dlaczego omal nas nie zabiłeś.
-Coś ci się stało?
Straciła resztkę cierpliwości. -Mów!- ryknęła. -Jesteś żonaty? Czy ten facet z aparatem to prywatny detektyw, który śledzi cię na zlecenie twojej zazdrosnej żony?
-To nie detektyw.
-Jesteś żonaty?
-Nie.
Odetchnęła z ulgą, lecz nadal była zaniepokojona gwałtowną reakcją Taylora na widok tamtego mężczyzny.
-Narkotyki?- spytała. -Uciekasz przed policją? Popełniłeś przestępstwo i poszukują cię listem gończym?
-Zapewniam cię, że powód nie jest aż taki barwny i fascynujący - odparł z uśmiechem.
-Bo jeśli jesteś jakimś bandytą… Ani myślę pakować się w coś takiego.
-A w co mogłabyś się zaangażować?- spytał nieco gardłowo i jego wargi natychmiast przywarły do jej ust. Usiłowała się wyswobodzić, zła na niego, ponieważ zignorował jej pytania, oraz zła na siebie, bo go za to nie ukarała.
Ale jego usta były zbyt uwodzicielskie. Po chwili przestała protestować. Pojękując z rozkoszy, objęła go za szyję i wyprężyła się, aby być jeszcze bliżej. On zaś trzymał ją w zaborczy i jednocześnie czuły sposób.
-Moja słodka Candy - zamruczał z ustami tuż przy jej policzku. -Pragnę cię.- Poruszył biodrami, a Candy poczuła namacalny dowód jego pożądania.
Taylor wsunął dłoń w jej włosy, a palcami drugiej ręki przesunął po piersi. Kolejny pocałunek był taki namiętny, że upojona nim Candy zapomniała o zdrowym rozsądku.
-Przyjdziesz do mnie dziś wieczorem?- spytał. -Na kolację.
Nie tylko na kolację, pomyślała. To jest również zaproszenie do łóżka. On wie, że ona dobrze go zrozumiała.
-Proszę.- Tak lekko musnął ustami jej wargi, że bardziej przypominało to ruch powietrza niż pocałunek. -Proszę.
Skinęła głową, lecz nic nie powiedziała. Przygarnął ją do siebie i długo trzymał w objęciach, aby oboje mogli się uspokoić. Gdy opadły emocje, wsiedli na motocykle i wrócili do ośrodka. Oddali pojazdy w głównym kompleksie hotelowym i poszli w kierunku domków.
Zatrzymali się przy drzwiach do bungalowu Candy. Taylor powoli przesuwał spojrzeniem po jej ciele. Miała wrażenie, że wzrokiem zdejmuje z niej ubranie.
-Czekam na ciebie o zachodzie słońca - powiedział.
-Dobrze.
Pot spływał po niej strumieniami.
Po rozstaniu z Tayloriem była zbyt spięta, aby uciąć sobie drzemkę. Bała się jednak, że do wieczora będzie kłębkiem nerwów, jeśli jakoś się nie zrelaksuje. Po namyśle uznała, że najlepszym panaceum na frustrację są ćwiczenia fizyczne.
Dlatego przebrała się w trykotowy kostium, włożyła szorty i następnie dwie godziny spędziła w dobrze wyposażonej hotelowej siłowni. Po porcji intensywnego aerobiku nabrała zdrowego dystansu do wydarzeń tego popołudnia. Teraz stała w saunie, usiłując wypocić resztki swego niepokoju, wywołanego osobą Taylora Allena.
Dlaczego obawiała się tego nadchodzącego wieczoru? Czy nie po to tutaj przyjechała? Chciała w miłym otoczeniu i męskim towarzystwie na zawsze pożegnać się z depresją i świętować fakt, że przetrwała po rozwodzie. Zamierzała znów żyć pełnią życia.
Spotkała odpowiedniego mężczyznę. Owszem, dzisiaj zachował się trochę dziwnie, ale przecież nie ma ludzi doskonałych. A Taylor jest prawie idealny. Bosko przystojny. Nieskończenie męski. I z jakiegoś zdumiewającego powodu uważa ją za atrakcyjną. Czuła jego pożądanie w pocałunku, czuła w...
Niewątpliwie jej pragnął. A ona jego.
Dlaczego więc wciąż się waha?
Ponieważ prawie nic o nim nie wie.
Ale czy to, co wie, nie wystarczy? Przecież nie chodzi o trwały związek. Nie muszą znać szczegółów ze swoich życiorysów.
Będą cieszyć się sobą, dopóki są razem, później czule się pożegnają i nigdy więcej się nie zobaczą. To wszystko.
Czyżby? Czemu miała wrażenie, że ten romans nie będzie taki prosty?
Ponieważ życie na ogół niesie ze sobą komplikacje.
-Daję słowo, że nie wiem…
-Po przyjeździe zastrzegłem, że nikomu nie wolno osobiście ani telefonicznie udzielać informacji o moim pobycie w waszym kompleksie,- wycedził Taylor, mierząc lodowatym spojrzeniem kierownika hotelu. -Tymczasem dwukrotnie zawiedliście moje zaufanie.
-Bardzo mi przykro, panie Allen, z powodu jakichkolwiek niefortunnych spotkań, które pana zirytowały, ale zapewniam, że cały nasz personel został poinformowany o pańskim życzeniu. Może ten, kto naruszył pańską prywatność, dowiedział się o miejscu pana pobytu z innego źródła.
-Być może.- Taylor wiedział, że Speck Daniels potrafi działać skutecznie. -Jeszcze raz podkreślam, że o mojej obecności nie wolno nikogo informować.
-Rozumiem. Jeśli moglibyśmy coś uczynić, aby…
-Możecie okazać mi swoją dobrą wolę, przysyłając dziś kolację do mojego bungalowu. Chcę, aby dostarczono ją przed zachodem słońca. I nie należy mi przeszkadzać aż do południa. Wtedy proszę podać późne śniadanie.
-Oczywiście, sir. Kolacja dla jednej osoby…
-Dla dwóch.
Kierownik przez chwilę milczał, po czym leciutko odchrząknął. -Naturalnie. Co do menu…-
-Już je zaplanowałem.- Taylor podał listę. -Wszystko jasne?
-Tak, sir. Coś jeszcze?
-O wiele więcej. Proszę zrobić notatki. Chciałbym, żeby ta kolacja była idealna pod każdym względem.
-Cześć.-
Do sauny weszła młoda kobieta. Candy nie była tym zachwycona. Zatopiona w myślach, nie miała ochoty na towarzystwo. Uśmiechnęła się jednak i pozdrowiła dziewczynę.
-Raaany, jak gdyby na plaży nie panował piekielny upał - jęknęła tamta, ocierając twarz ręcznikiem. -Co ja tu robię? Właściwie wiem co. Wypacam kalorie. Od przyjazdu objadam się jak prosię. To prawdziwy koszmar człowieka, który się odchudza. Lub szczyt marzeń. Nie potrafię zdecydować, która z tych możliwości.
-Nie wyglądasz na osobę, która musi się odchudzać,- stwierdziła Candy.
-Dzięki, ale słyszałaś o tej ogólnokrajowej obsesji, aby mieć szczupłą sylwetkę.- Dziewczyna westchnęła. -Szkoda, że wszystkie babsztyle nie mogą się wstrętnie roztyć. Wtedy ja też mogłabym się objadać i przybierać na wadze.- Obie parsknęły śmiechem, a nieznajoma uważniej spojrzała na Candy. -Czy to ty przyszłaś wczoraj na kolację z takim niesamowicie przystojnym facetem?
Gdyby Candy już nie była zarumieniona od żaru sauny, to zaczerwieniłaby się z radości. Zaraz uświadomiła sobie, że wkrótce chyba zostanie kochanką tego atrakcyjnego mężczyzny i zadrżała.
-Jest wspaniały, prawda?
Dziewczyna zrobiła minę pełną zachwytu.
-Fantastyczny,- przyznała. -Te jego włosy! I te oczy. Oczywiście uwielbiam mojego Sama.
-Przyjechaliście tu razem?
-Tak i świetnie się bawimy.
-Skąd jesteście?- Candy od ponad roku nie plotkowała z inną kobietą o mężczyznach. Teraz odkryła, że lubi takie babskie pogaduszki.
-Z Cincinnati. Tutaj jest cudownie, prawda? Od przyjazdu Sam bez przerwy mnie adoruje.- Dziewczyna zachichotała. -Uwielbiam to.
-Od dawna jesteście małżeństwem?- z uśmiechem spytała Candy.
-W ogóle nie jesteśmy.
-Och, przepraszam,- mruknęła Candy. -Sądziłam…
-Sam jest żonaty, ale nie ze mną. Chyba bym umarła, gdyby jego żona dowiedziała się, że byliśmy tu razem. wiedźma. Robi mu z życia piekło.
Według dziewczyny żona jej kochanka była -tą złą-, która zasługuje na potępienie. Natomiast Candy współczuła właśnie owej żonie. Przestała słuchać paplania i zastanawiała się, czy kochanka Wade'a też mówiła o niej w taki sposób. A Wade? Czy wszystkie jego służbowe podróże w rzeczywistości były eskapadami z przyjaciółką?
Candy wyszła z sauny i pośpieszyła do bungalowu. Właśnie przypomniała sobie, skąd wziął się w szufladzie jej biurka plik kolorowych folderów. Któregoś dnia znalazła je w kieszeni płaszcza męża i pomyślała, że Wadę planuje ich wspólne wakacje. Gdy żartobliwie zaczęła go wypytywać, przyznał, że chciał zrobić jej niespodziankę.
Nigdy nie pojechali na ten urlop. Zaledwie tydzień po tamtej rozmowie Wadę odszedł do innej kobiety. Candy nie pamiętała o owych broszurach aż do dnia, gdy szef postawił jej ultimatum. Lecz dopiero teraz zrozumiała, że Wadę zbierał je z myślą nie o niej, lecz o swojej kochance.
Westchnęła. Czy tak bardzo różni się od innych ludzi? Czy w dzisiejszych czasach nie ma już nic świętego? Czy małżeństwo stało się zwykłym żartem i tylko ona nie pojmuje tego dowcipu? Prawie wszyscy coś udają, grają jakieś role. Związki są nietrwałe i opierają się wyłącznie na seksie. Czy to już jest oczywiste, że do takiego kurortu jak ten przywozi się kochankę, a nie żonę?
A może przyjeżdżają tu osoby samotne, aby zapolować na…
Candy omal się nie potknęła.
Czy sama właśnie tego nie robi? Czy nie wybrała się na ten urlop, zamierzając zafundować sobie krótki, niezobowiązujący romans? Na myśl o tym poczuła niesmak. Nie nadawała się do roli beztroskiego kociaka szukającego przygód. Nie umiała prowadzić takich gierek. Jak mogła sądzić, że jest inaczej? Przez ostatnie dwa dni wmawiała sobie, że mężczyzna może uznać ją za godną pożądania. Skoro jednak nie zdołała zatrzymać przy sobie tylko średnio przystojnego, przeciętnie inteligentnego i niezbyt seksownego Wade'a, to jakim cudem potrafiłaby oszołomić kogoś tak niezwykłego jak Taylor Allen?
W saunie odniosła wrażenie, że patrzy w twarz przyjaciółce Wade'a. Aż do tej chwili wierzyła, że cierpienie ma już za sobą. Lecz teraz znów się odezwało, znów zżerało ją od środka, ścierało w pył dopiero co odbudowaną pewność siebie.
Candy zamknęła drzwi i powiesiła nową sukienkę głęboko w szafie. Postanowiła, że nie spotka się dziś z Tayloriem. Nie zrobi z siebie idiotki. Jutro spakuje manatki i wróci do Waszyngtonu, skąd w ogóle nie powinna wyjeżdżać.
Wzięła prysznic, włożyła starą sukienkę i położyła się na łóżku. Wkrótce zabrzęczał telefon. Pozwoliła mu dzwonić. Odzywał się jeszcze parę razy co pięć minut, więc go wyłączyła. Odegnała też bolesne myśli, które sprawiały jej przykrość. Leżąc na wznak, gapiła się w sufit, obojętna na wszystko.
Poruszyła się dopiero wtedy, gdy usłyszała, że ktoś powoli odsuwa szklane drzwi prowadzące na taras. Wsparta na łokciach ujrzała za przejrzystymi firankami ciemną sylwetkę.
Rozpoznała Taylora.
-Odejdź!- zawołała.
-Co się dzieje? Dlaczego leżysz tutaj w ciemności?
-Chcę być sama.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu?
-Dlaczego nie zrezygnowałeś i dzwoniłeś tyle razy?
Wszedł do pokoju najwyraźniej zirytowany. Wyobrażał sobie, że Candy jest chora lub coś jej się stało. Stwierdziwszy, że ma tylko chandrę, poczuł zarówno ulgę, jak i gniew. -Chciałem sprawdzić, co cię zatrzymuje.
-Nie pójdę do ciebie.
-Zaraz się przekonamy.- Oparł kolano na łóżku i pochylił się w jej stronę. -Przyjęłaś moje zaproszenie, więc niegrzecznie jest nie przyjść i nawet nie zadzwonić, aby wyjaśnić nieobecność.
-Przepraszam.- Odsunęła się od niego. -Rzeczywiście należało cię zawiadomić, ale nie chciałam się z tobą spierać. Sądziłam jednak, że odpowiednio zrozumiesz moje milczenie i się zniechęcisz.
Taylor zaśmiał się szorstko. -Już ci dziś powiedziałem, że nigdy nie zdołasz mnie pokonać.- Sięgnął po nią, ale wymknęła się z jego rąk.
-Zostaw mnie, Taylor. Nie chcę jeść z tobą kolacji. W ogóle nie chcę mieć z tobą do czynienia. Ani z żadnym innym mężczyzną. Wyjdź stąd albo wezwę kierownika.-
Taylor znów się zaśmiał. -Zapewniam cię, że kierownik ci nie pomoże. Tańczy tak, jak ja mu zagram.
-I tego samego spodziewałeś się po mnie?- prychnęła gniewnie.
-Walcz ze mną, jeśli chcesz, moja słodka Candy. Dzięki twemu oporowi będzie jeszcze bardziej ekscytująco.- Chwycił ją w ramiona. Cieniutkie zasłony zafalowały, gdy wyniósł ją na taras i wraz z nią zniknął w mroku nocy. |
|
Powrót do góry |
|
|
agunia69 Dyskutant
Dołączył: 20 Paź 2007 Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 20:05:24 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Taylor troszeczkę się wściekł, że Candy go wystawiła.
Chyba nie jest przyzwyczajony do takiego traktowania.
Współczuje Candy. Rozwód musiał być dla niej bolesnym przeżyciem.
Czekam na kolejny tak cudowny odcinek i pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 20:31:50 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Nic tak mężczyzn nie podnieca jak niepewność zwycięstwa.
Zofia Bystrzycka
Odcinek 10
Candy zesztywniała z oburzenia, lecz Taylor zignorował jej piorunujące spojrzenie. Prawdę mówiąc, wyglądał na zadowolonego z siebie.
Cóż, jeśli chciał, aby błagała, żeby ją puścił i dał jej spokój, to się gorzko rozczaruje. Gdy tylko znajdą się w jego bungalowie, ona chłodno oświadczy, że zamierza wyjść, i właśnie to uczyni.
A teraz nie da mu satysfakcji i nie okaże gniewu ani niepokoju. Żaden znany jej mężczyzna nie miałby aż tyle tupetu, aby samowolnie zawlec kobietę do swego legowiska. Przecież panują czasy równouprawnienia.
Lecz zachowanie Taylora Allena cechowało coś prymitywnego. Taylor nie przejmował się powszechnie obowiązującymi zasadami. Notorycznie je łamał.
-Jesteśmy na miejscu - oświadczył, wkraczając do pokoju. Niosąc ją, nawet nie dostał zadyszki.
Candy zamierzała zachować obojętność wobec zastosowanej przez niego taktyki jaskiniowca. Ale na widok tego, co ujrzała, ze zdumienia głośno wciągnęła powietrze.
Salonik bungalowu uległ transformacji. Meble przesunięto pod ściany pokoju, a na jego środku umieszczono materac z białą atłasową pościelą. W jego nogach leżała na podłodze puszysta barania skóra, również biała. Z drugiej strony piętrzył się stos poduszek różnego kształtu, koloru i rozmiaru, które niemal zapraszały do odpoczynku.
Z sufitu zwisała staroświecka moskitiera. Osłaniała materac jak przejrzysty namiot.
Pokój oświetlało mnóstwo świec, a powietrze było przesycone zapachem róż i jaśminu. Obok materaca stał wózek zastawiony srebrnymi naczyniami. Spod pokrywek unosiły się boskie aromaty. W srebrnym, pełnym lodu kubełku chłodziła się butelka białego wina. Całe wnętrze bogato ozdobiono mnóstwem kwiatów. Niektóre ułożono w wazonach, inne po prostu leżały rozrzucone w artystycznym nieładzie. Z niewidocznych głośników sączyła się łagodna muzyka.
Zaskoczona tym wszystkim Candy została bezceremonialnie rzucona na materac. Przez kilka sekund w milczeniu podziwiała zadziwiająco zmysłową atmosferę tego miejsca. Otrząsnęła się z oszołomienia, gdy spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę. Stał w rozkroku, trzymając się pod boki, i patrzył na nią jak na niewolnicę, której należy przypomnieć, kto tu jest panem. W migotliwym świetle niezliczonych świec na ścianach pełno było wysokich, niepokojących cieni Taylora. Dosłownie ją otaczał.
Jego oczy lśniły, podobnie jak złociste pasemka w gęstych, kasztanowych włosach. Ciemna skóra w mroku wydawała się jeszcze ciemniejsza. Rozpięta prawie do pasa biała koszula o sportowym kroju ukazywała szeroki, muskularny tors pokryty ozłoconymi słońcem włosami. A ciemne spodnie... Nie patrz, poleciła sobie w myśli Candy.
Ale spojrzała. Popełniła błąd. Spodnie leżały o wiele za dobrze.
Serce Candy zaczęło głośno łomotać.
-Czekam.- Taylor zacisnął usta, które utworzyły wąską linię.
Candy siedziała z podciągniętymi kolanami, wsparta na wyprostowanych rękach. Taylor stał nad nią tak blisko, że musiała unieść głowę, aby móc patrzeć mu w oczy. Odgarnęła grzywkę i napotkała jego groźne spojrzenie.
-Na co?- prychnęła. -Aż zacznę bić pokłony?
-Aż mi wyjaśnisz, dlaczego postanowiłaś nie przyjść. I dlaczego ukrywałaś się tam w ciemności.- Machnął ręką w stronę sąsiedniego bungalowu.
-Wcale się nie ukrywałam.
-Sądzę, że tak. W przeciwnym razie uprzejmie zawiadomiłabyś mnie, że nie skorzystasz z zaproszenia. O co chodzi, Candy? Skąd ta nagła zmiana?- Nerwowo oblizała usta i w duchu skarciła się za to, ponieważ Taylor uważnie ją obserwował. Na pewno zauważył, że jest spięta. Nonszalancko odrzuciła głowę do tyłu, aby sprawić wrażenie, że niczym się nie przejmuje.
-Zirytowała mnie ta motocyklowa przejażdżka na złamanie karku. Nie myślałam jasno, przyjmując twoje zaproszenie. Byłam taka zdenerwowana, że zgodziłabym się na wszystko.-
Taylor milczał przez długą chwilę, pozwalając, by Candy z niecierpliwością czekała na jego kwestię. -Nigdy więcej nie próbuj mnie oszukiwać,- powiedział w końcu. -Pytam cię jeszcze raz: dlaczego?
-Nie miałam ochoty.
Opadł przed nią na kolana i chwycił ją za ramiona, jak gdyby chciał nią potrząsnąć. -Kłamiesz. Pragnęliśmy się od początku. Nie wmawiaj mi, że się mylę. Nie uwierzę.- Przesunął dłonie na jej szyję i złagodził uścisk. -Dlaczego się wycofałaś, moja słodka?-
Candy toczyła ze sobą walkę. Przegrała ją, rozbrojona tym miłym zwrotem, czułym dotykiem palców Taylora, ciepłem jego spojrzenia. -Bałam się,- przyznała, spuszczając wzrok.
-Mnie?- spytał ze zdumieniem.
Przecząco potrząsnęła głową. -Siebie. Obawiałam się, że zrobię coś głupiego, że się skompromituję. Już ci mówiłam, nie jestem dobra w tych sprawach.
-Czy nie ja powinienem to ocenić?- spytał łagodnie, głaszcząc ją po włosach.
Candy poderwała głowę. -Nie chcę twojej litości.
Jeszcze nie skończyła mówić, gdy niemal zmiażdżył jej wargi gwałtownym, gorącym pocałunkiem, po czym równie nieoczekiwanie się odsunął.
-Uważasz, że to przejaw litości? Dlaczego tak bardzo w siebie nie wierzysz?
-Mam swoje powody. Nie nadaję się do romansowania.
-Kto ci to powiedział?
-Mój były mąż,- odparła gniewnie.
-Twój własny mąż obraził cię w ten sposób?
-Wyraził to inaczej, lecz dostatecznie jasno.
-Nic z tego nie rozumiem.
-Nie oczekuję, że to pojmiesz.
-Spróbuj mi to wyjaśnić.
-Nie.
-Dlaczego?
-To smutna, nudna historia.
-Noc jest długa.
-Nie masz nic lepszego…
-Do licha, opowiedz mi wszystko!- krzyknął, zirytowany jej uporem.
-Dobrze!- wrzasnęła, wyprowadzona z równowagi. -Opowiem, jeśli dzięki temu wreszcie uwolnię się od ciebie!
Odepchnęła go i usiadła po turecku. Zaczęła mówić, nerwowo zaciskając i rozluźniając palce.
-Byłam mężatką przez cztery lata. Sądziłam, że jesteśmy szczęśliwi. Oczywiście po pewnym czasie zniknęła początkowa magia, ale tego przecież należało się spodziewać, prawda? Wszystko nieco spowszedniało.
-Wszystko, to znaczy co? Seks?
Miała ochotę powiedzieć, że to nie jego sprawa. Zmierzyła go wrogim spojrzeniem, lecz patrzył na nią z takim przejęciem, że straciła całą swoją wojowniczość.
Może rzeczywiście powinna to z siebie wyrzucić. Od tamtego wieczoru, gdy Wadę ją zostawił, nikomu się nie zwierzała. Nie chciała obciążać Paty swoimi problemami. Poza tym Paty z racji młodego wieku i tak by ich nie zrozumiała. Większość przyjaciółek Candy także miała za sobą przykry rozwód, więc nie można było liczyć na ich współczucie. Natomiast znana Candy nieliczna garstka szczęśliwych mężatek nie potrafiła pojąć, dlaczego ona ma poczucie winy.
-Między innymi - odparła spokojnie. -Byliśmy aktywni, ale bez inwencji. Coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie. On stał się milczący i zamyślony. Ilekroć próbowałam z nim rozmawiać, zbywał mnie, mówiąc, że ma kłopoty w pracy. Nasz związek rozpadł się w klasyczny sposób. Pewnego dnia mój mąż zażądał rozwodu.
-Bez konkretnego powodu?
Candy zaśmiała się niewesoło. -Powód się znalazł. Bardzo namacalny. Mój mąż odszedł do innej kobiety. Koniec, kropka.
-I dlatego ubzdurałaś sobie, że nie jesteś atrakcyjna pod względem seksualnym?
-Na moim miejscu byś tak nie pomyślał?
-Nie.
-Cóż, dla mnie wniosek był oczywisty. I nie mówię tylko o seksie. Chodzi o wiele więcej.
-Nadal kochasz tego głupca?
-Nie.- Czyżby miała temu obcemu człowiekowi wyznać coś, czego do tej pory nie ujawniła nikomu? Sądziła, że taka szczerość nie jest możliwa, dopóki nie usłyszała własnych słów: -Sądzę, że w ogóle go nie kochałam.
-To dlaczego za niego wyszłaś?
-Marzyłam o stabilizacji, jaką daje małżeństwo. O poczuciu bezpieczeństwa. Mój ojciec zmarł, gdy Paty była niemowlęciem. Wychowała nas matka. Widziałam jej samotność, obserwowałam zmagania kobiety obarczonej dwojgiem dzieci. Chyba wyszłam za Wadę'a, ponieważ był pierwszym mężczyzną, który mi się oświadczył. Może bałam się, że nikt inny tego nie zrobi. Podobaliśmy się sobie. On miał dobrą pracę i karierę przed sobą. Zakochałam się w amerykańskim micie.
-Ale nie w tym mężczyźnie.
-Patrząc na to z perspektywy czasu, chyba nie. A przynajmniej nie tak, jak powinnam.-
To wyznanie sprawiło, że spadł jej kamień z serca. Nie tylko Wade był odpowiedzialny za rozpad ich małżeństwa. Ona także nosiła winę. Dobrze, że wreszcie głośno to przyznała. Teraz mogła zostawić ten problem za sobą. Powoli i trochę nieśmiało spojrzała na Taylora.
-Nazwałeś go głupcem. Dlaczego?
-Typowa z ciebie kobieta. Domagasz się komplementów.
-Może tak,- szepnęła, spuszczając głowę
-Nie bierz na siebie winy Wade'a.- Poważny ton głosu Taylora sprawił, że Candy podniosła wzrok. -Przecież próbowałaś uczynić z tego małżeństwa udany związek. W przeciwieństwie do swego męża, który cię zdradził i bardzo tym zranił.- Dotknął jej policzka. -Dzisiaj zabiorę całe twoje cierpienie, a jutro ten głupi mężczyzna będzie tylko przykrym wspomnieniem. Moje pieszczoty usuną jego obecność z twojego serca.- Słodko przywarł ustami do jej warg, lecz tym razem był to pocałunek przepojony czułością, bez cienia gwałtowności charakteryzującej ten poprzedni.
Gdy Taylor w końcu uwolnił jej wargi, Candy westchnęła. To dobry początek, pomyślała. Miała wrażenie, że ktoś rozpiął pętające ją kajdany.
-Kieliszek wina?- spytał Taylor.
-Poproszę.
Odsunął na bok moskitierę, aby móc sięgnąć do kubełka z lodem. Owinął butelkę białą lnianą serwetką, odkorkował i napełnił dwa pucharki złocistym trunkiem.
-Twoje usta są słodsze niż najlepsze wino,- powiedział, podając Candy kieliszek.
Nie był to typowy toast, lecz mimo to leciutko stuknęli się kieliszkami i wypili łyk. Taylor pochylił się i ją pocałował. Język i usta miał zimne od wina. Candy jeszcze nie zdążyła się nimi nasycić, gdy Taylor się odsunął. Spojrzała na niego błyszczącymi oczami.
-Podoba mi się wnętrze, które tu wykreowałeś. Masz wspaniałą wyobraźnię.
-Może powinienem zostać reżyserem filmowym,- stwierdził ze śmiechem.
-Lub aktorem.
-Do tego się nie nadaję.
-Dlaczego?- spytała, z każdym kolejnym łykiem wina coraz bardziej pewna siebie.
-Nie lubię być fotografowany,- odparł niemal ostro. Candy w milczeniu analizowała jego słowa, gdy Taylor spytał, czy jest głodna.
-Chyba tak,- powiedziała z wahaniem. -Po południu poszłam do siłowni i spaliłam sporo kalorii.
-Mam nadzieję, że będzie ci smakować ten obiad.- Taylor odwrócił się i zdjął ciężkie srebrne pokrywki ze stojących na wózku naczyń.
-Pachnie bosko,- mruknęła Candy, a Taylor nałożył jedzenie na duży talerz.
-Wyprostuj nogi,- polecił, a gdy to zrobiła, postawił talerz na jej kolanach. Sam usiadł twarzą do niej. -Mamy tutaj marynowanego kurczaka powoli pieczonego na grillu. To bardzo popularna potrawa tutaj. Podobnie jak te smażone na oleju kulki z mielonego dorsza z dodatkiem papryki i przypraw.
Na talerzu leżały też apetyczne owoce i surowe warzywa. Candy była pod wrażeniem imponującego wyboru miejscowych smakołyków i wiedzy Taylora, który gładko wymieniał kolejne nazwy. Gdy skończył, czuła, że umiera z głodu.
-Nie widzę tu żadnych sztućców,- zauważyła.
-Nie będą nam potrzebne. Zamierzam cię karmić.- Powiedział to tak uwodzicielsko, że Candy przeszedł rozkoszny dreszcz. Taylor wziął w palce kawałek kurczaka i zbliżył do jej ust. Zbyt oszołomiona, aby zrobić cokolwiek innego, otworzyła je i ugryzła kęs. Przeżuła go powoli, patrząc Taylorowi w oczy. -Dobre?
-Pyszne,- zapewniła szczerze.
-Mogę spróbować?
Tym razem ona wsunęła mu do ust plasterek kurczaka. W ten sam sposób zjedli po troszeczku wszystkiego. Jedli powoli i w milczeniu. Porozumiewali się tylko oczami. Candy wydawało się, że śni zadziwiający sen, z którego nie chciała nigdy się obudzić. Ona i Taylor - przystojny, seksowny, śmiały i czuły - byli bohaterami oszałamiającej bajki, zbyt cudownej, aby okazała się prawdziwa.
Taylor uniósł się nieco i Candy poczuła jego dłoń na szyi. Odgarnął z niej włosy i przycisnął usta do zagłębienia pod obojczykiem. Candy odchyliła głowę do tyłu. Rozkoszowała się pieszczotą ciepłego oddechu Taylora, gdy jego wargi wędrowały w górę i w dół jej szyi. Taylor mruczał coś cicho, lecz nie potrafiła zrozumieć słów. Zresztą nie miały one znaczenia. I tak wiedziała, co chce wyrazić.
Po chwili odsunęli się od siebie i wypili kilka łyków wina. Taylor powtórnie napełnił kieliszki. Potem dał jej kilka kęsów soczystego ananasa i delikatnie osuszył jej usta lnianą serwetką.
-Jesteś bardzo piękna, Candy,- powiedział, wodząc wzrokiem po jej twarzy. Rozpiął górny guzik jej sukienki. Candy żałowała, że ma teraz na sobie ten stary ciuszek. Włożyła go po kąpieli, ponieważ był luźny i wygodny.
-Zamierzałam wystroić się dzisiaj w nową sukienkę,- powiedziała przepraszającym tonem.
-Zrobisz to innym razem.
-Jesteś piękna,- powtórzył. -Bardzo mi się podobasz,- zamruczał Taylor. Uśmiechnął się.
Jeszcze przez godzinę jedli kolację. Przedzielali kolejne kęsy pocałunkami i pieszczotami, które obudziły w Candy głód zupełnie innego rodzaju.
Raz Taylor objął ją za szyję i przyciągnął do siebie, aby namiętnie pocałować. Ten pocałunek pozbawił Candy tchu i niesłychanie ją podniecił. Nieco później Taylor ujął jej dłoń i przycisnął sobie do serca.
Na deser jedli smażone banany maczane w cukrze i cynamonie. Taylor podał jej kawałek i parsknął śmiechem, gdy do jej warg przykleiło się trochę słodkiego sosu. Zebrał go czubkiem palca i zbliżył go do jej ust.
-Skończ to,- powiedział tak sugestywnym tonem, że bez wahania oblizała kroplę karmelu.
Jednym ruchem odsunął talerze. Candy oparta się plecami o stos poduszek, a Taylor opadł na nią. Przyjęła go prosto w otwarte ramiona i zaborczo objęła. Pragnęła go wchłonąć w siebie, tulić tak mocno, aby stać się częścią tego wspaniałego, opalonego, pełnego wigoru ciała. Wsunęła palce w jego włosy. Chciała dotknąć każdego kosmyka, rozwiązać zagadkę ich zadziwiającej dwubarwności.
Ale to mogło poczekać. Teraz miała ochotę rozkoszować się smakiem pocałunku, czuć każde drgnienie języka tego mężczyzny w swoich ustach. Dał jej to, czego chciała, lecz wtedy zapragnęła więcej. Bezwiednie przesunęła stopami wzdłuż jego nóg. Uniósł się nieco i spojrzał w jej zaróżowioną twarz.
-Nie śpieszmy się. Mamy przed sobą całą noc.- Zsunął się z niej, ona zaś z przerażeniem pomyślała, że musi teraz wyglądać bezwstydnie..
-Jesteś zachwycająca.- W oczach Taylora błysnęły iskierki rozbawienia. -W jednej chwili potrafisz z namiętnej kocicy zmienić się w ucieleśnienie skromności. Marzę o tym, aby poznać wszystkie strony twojej osobowości.
Wstał, starannie poprzykrywał naczynia z resztkami potraw i przesunął wózek w najdalszy kąt pokoju.
-Podoba ci się ta muzyka?- spytał.
-Tak.
-Musisz mi powiedzieć, jeśli coś nie przypadnie ci do gustu.
Wiedziała, że on ma na myśli nie tylko muzykę. Skinęła głową. Taylor podszedł do materaca, zsunął buty i wślizgnął się pod siatkę. Pocałował ją bez pośpiechu, nieubłaganie przyciągając do siebie, choć jego ręce tylko lekko spoczywały na jej ramionach. Poczuła, że jej sukienka osuwa się w dół i opada na materac. Candy została w samych skąpych figach. Powinna być zakłopotana, lecz w ogóle nie czuła wstydu. Nie pozwalało jej na to pełne uwielbienia spojrzenie Taylora.
Bezwiednie zaszlochała. Taylor natychmiast się podniósł, objął ją i wsparł jej głowę na swojej ręce. -Już dobrze, moja słodka. Czy taka intymność wydaje ci się nieprzyjemna?
-Nie,- jęknęła. -Tylko… Och, Taylor, przytul mnie!
Długo trzymał ją w ramionach, leciutko kołysząc się wraz z nią. Gdy przestała drżeć, łagodnie ją odsunął. -Chyba mam na sobie za dużo ubrania, prawda? Rozbierzesz mnie?
W jej oczach zamigotała panika, po czym spojrzenie Candy spoczęło na szerokim torsie. Tak,- odparła poważnie. -Jeśli tego chcesz.
-Chcę, żebyś ty chciała.
Z wahaniem sięgnęła do kilku guzików koszuli, które jeszcze były zapięte. Wyciągnęła dół koszuli spod paska. Położyła dłonie na ramionach Taylora, zsunęła z nich koszulę, wyjęła z rękawów jego ręce i rzuciła ją na materac.
Zamierzała rozpiąć spodnie, ale straciła odwagę. -Przepraszam,- szepnęła.
-W porządku. Ja to zrobię.
Candy tępo wpatrywała się w jego tors, gdy zdejmował spodnie. Stanowił ucieleśnienie męskiej urody. Miał proporcjonalną budowę,
a mięśnie jego torsu, pleców, ramion i nóg, choć wyraźnie zarysowane, nie były węźlaste. To smukłe ciało emanowało siłą. Skóra wszędzie była jednakowo opalona i przyprószona złotawym owłosieniem, nieco ciemniejszym i gęściejszym w dole podbrzusza.
-Jesteś piękny.
Uświadomiła sobie, że głośno wyraziła swoje myśli, gdy gwałtownie się odwrócił i zmierzył ją ognistym spojrzeniem.
Taylor wziął ze stołu mosiężną tackę, na której stało kilka szklanych flakoników ze złocistym płynem.
-Połóż się,- powiedział, podchodząc do atłasowej wyspy pośrodku pokoju. Candy opadła na poduszki. -Na brzuchu,- dodał, a ona posłusznie się obróciła. Taylor wszedł na materac, ukląkł obok niej i ostrożnie postawił tacę. -Musisz się odprężyć,- szepnął, przesuwając dłoń wzdłuż jej ciała. Dotyk ciepłego wnętrza jego ręki był cudownie kojący. Candy oparła policzek na przedramieniu i zamknęła oczy.
-Ktoś zafunduje mi masaż?- spytała, ziewając. Taylor dał jej lekkiego klapsa w pupę.
-Nie, jeśli to miałoby cię uśpić.-
Wykluczone, pomyślała zaniepokojona, gdy okrakiem przysiadł na jej udach. Opierał się na kolanach, lecz mimo to czuła twarde mięśnie jego nóg na swoich. Odgarnął jej włosy z karku, wziął jedną z buteleczek i wylał zawartość na dłoń. Candy odetchnęła egzotycznym, kwiatowym aromatem, którego nie potrafiła zdefiniować. Był silniejszy niż zapach goździków, ale delikatniejszy od zapachu gardenii.
-Mmm… to jest cudowne,- zamruczała sennie.
-Co? Olejek aromatyczny czy moje ręce?
-I jedno, i drugie.
Zaczął delikatnie ugniatać jej ramiona, uwalniając je od wszelkiego napięcia. Mięśnie Candy niemal topniały, umiejętnie masowane silnymi palcami. Taylor wyjął jej ręce spod policzka i rozłożył je szeroko. Kilkakrotnie z odpowiednią siłą ścisnął bicepsy, aż Candy pomyślała, że nie zdoła podnieść nawet piórka. Dłonie Taylora dotarły do jej palców, a później zajęły się plecami.
Każdy krąg został pomasowany kolistym ruchem kciuka. Następnie jego umięśnioną nasadę Taylor wcisnął w zagłębienie talii i zmniejszył nacisk. Powtórzył ten zabieg jeszcze parę razy.
-Jesteś taka cudowna,- szepnął. -Uwielbiam mieć cię tak blisko siebie.-
Ona także rozkoszowała się tą bliskością. Czuła na plecach jego rozgrzane ciało przyciskające ją do atłasowego posłania. Wiedziała, że on jej pragnie.
Zsunął się z niej i położył ją na wznak. Pocałował ją głęboko i namiętnie. Candy odwróciła głowę i ukryła twarz w jednej z poduszek.
-Nie, nie,- wydyszał, unosząc się nad nią. -Chcę patrzeć ci w oczy.
Dotknął jej, a Candy z jękiem opada dłonie na torsie Taylora. Zacisnęła palce na jego ciele i przygryzła dolną wargę.
-Pragnę cię, Taylor.-
-Moja słodka Candy. – I wtedy oboje oddali się rozkoszy. Candy słyszała wymawiane szeptem słowa, których nie rozumiała, a potem zasnęła w ramionach Taylora. |
|
Powrót do góry |
|
|
roszpunka92 Prokonsul
Dołączył: 24 Kwi 2008 Posty: 3724 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Szczecin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:55:09 03-03-09 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek.
Taylor postarał się z przygotowaniem tego spotkania.
Candy i Taylor jak zwykle bosko ;]]
Czekam na news |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:57:27 03-03-09 Temat postu: |
|
|
Od samego zarania życia aż do grobu biedne kobiety są w każdym państwie niewolnicami.
Sara Egerton
Odcinek 11
Powoli otworzyła oczy, ziewnęła, przeciągnęła się i rozejrzała wokół. Czy ta noc była tylko snem? Przez moskitierę przesączało się światło, lecz jego bladość sprawiała, że wszystko wydawało się trochę nierzeczywiste.
Wszędzie nadal stały świece, teraz wypalone, zmienione w stwardniałe kałuże kolorowego wosku. Kwiaty w wazonach nadal wyglądały świeżo, natomiast te rozrzucone po pokoju już wyraźnie zwiędły, lecz wciąż pachniały. Przy ścianie stał wózek ze srebrną zastawą. Lód w kubełku na wino już się stopił.
Candy leżała w atłasowej pościeli całkiem naga i rozleniwiona. Puszysty futrzak lekko łaskotał ją w palce. Była sama.
Zapach Taylora wciąż emanował z leżącej obok poduszki. Widniał też na niej odcisk głowy.
Lecz nawet i bez tych wymownych śladów obecności Taylora Candy i tak wiedziałaby, że ta noc zdarzyła się naprawdę. Dlaczego? Ponieważ ten mężczyzna na zawsze zmienił jej ciało i pozostawił trwały ślad w jej duszy. Po tej jednej nocy znała go bardziej intymnie niż człowieka, który był jej mężem przez cztery lata.
Z uśmiechem zadowolenia na ustach wysunęła się spod moskitiery i podeszła do drzwi prowadzących na taras. Natychmiast zauważyła Taylora. Miarowo wyrzucając ramiona do przodu, szybko płynął w stronę horyzontu. Po chwili zgrabnie zanurkował, a po minucie znów wypłynął na powierzchnię. Strząsnął z głowy wodę i ruszył do brzegu. Wyszedł na piasek wyprostowany i pewny siebie jak jakiś bóg morza. Z jego muskularnych ramion cienkimi strumyczkami spływała woda, podążając ścieżkami, którymi tej nocy wędrowały usta Candy. Lśniące kropelki spadały po owłosionym torsie, zbiegały się pośrodku, omijały pępek i zdążały w dół wzdłuż jedwabistej linii ciemnych włosów na brzuchu.
Taylor był nagi.
Candy roześmiała się ciepło. Nigdy nie znała nikogo - kobiety ani mężczyzny - kto nago czułby się tak swobodnie. Wadę nie był pruderyjny, lecz widywała go nagiego tylko w łóżku lub pod prysznicem. Na pewno nie chodziłby po plaży bez kąpielówek. Natomiast Taylor nie miał pod tym względem żadnych oporów. Traktował swoją nagość jako coś naturalnego.
Słońce skąpało go teraz w złocistym blasku, odbijając się od pokrywającej ciało warstewki wody. Taylor szedł z wdziękiem dzikiego zwierzęcia. Nie wykonywał zbędnych ruchów, a jego mięśnie rozciągały się i kurczyły jak bardzo elastyczna guma.
Tej nocy ten mężczyzna nauczył Candy nowego języka miłości. Dziś rano obudziła się, znając emocje, o których istnieniu aż do wczoraj nie wiedziała. Poznała je dzięki Taylorowi. Nie tylko obudził jej uśpione zmysły, lecz także pokazał im, jak mają odczuwać całą gamę doznań.
To, co mówił, było pobudzające. To, co robił, było erotyczne. To zaś, co robiła ona, Candy, przechodziło ludzkie pojęcie.
Przycisnęła dłonie do gorących policzków. Czy reagująca w taki nieskrępowany sposób kobieta to naprawdę ona? Czy rzeczywiście zachowywała się tak, jak to zapamiętała?
A jednak nie czuła nawet cienia wstydu. Chociaż oboje doprowadzili ludzką seksualność do szczytu rozkoszy, nie uczynili nic niemoralnego.
Wszystko było piękne. Słodkie. Pełne czułości i oddania.
Candy czuła się uhonorowana, a nie wykorzystana. Dowartościowana, a nie zdeprecjonowana. I na pewno nie uwiedziona.
Usłyszała dyskretne pukanie i zerknęła na plażę. Taylor właśnie wycierał plecy ręcznikiem. Candy pośpiesznie wrzuciła na siebie sukienkę i zapięła guziczki.
Tak?! - zawołała w stronę drzwi.
- Śniadanie, proszę pani.
Wpuściła do pokoju dwóch chłopców hotelowych, którzy wtoczyli drugi wózek. Grzecznie powiedzieli „dzień dobry” i zachowywali się tak dyskretnie, że Candy chętnie wręczyłaby im medal.
W milczeniu nakryli do stołu, zapalili palnik pod dzbankiem z kawą, napełnili szklanki sokiem owocowym i zabrali wózek z resztkami kolacji. Ani razu nie spojrzeli na zadziwiające posłanie na środku podłogi, choć niewątpliwie je zauważyli.
Właśnie wychodzili, gdy przez taras wrócił Taylor. Candy odetchnęła z ulgą na widok jego owiniętych ręcznikiem bioder. Taylor spojrzał na stół, skinieniem głowy wyraził aprobatę i zamknął drzwi. Gdy odwrócił się do Candy, ujrzała w jego oczach pożądanie.
-Dawno wstałaś?
-Parę minut temu.
-Przepraszam, że budziłaś się beze mnie.
-Nie szkodzi. Obserwowałam cię, gdy pływałeś, i wtedy przywieziono śniadanie. Wygląda apetycznie.
Ściągnął ręcznik i niedbale rzucił go na podłogę. -To ty wyglądasz apetycznie.- Dotarł do niej równie szybko jak jego szept, splótł palce na jej karku i przyciągnął ją do siebie, aby pierwszy raz tego ranka ją pocałować. Pocałunek był długi i oszałamiający. Sprawił, że Candy ogarnęła znajoma, cudowna słabość.
Ręce Taylora ześlizgnęły się na jej dekolt, rozpięły sukienkę i zsunęły ją w dół. -Woda dodała mi wigoru,- z psotnym uśmiechem oświadczył Taylor.
-Czuję,- szepnęła Candy, gdy przycisnął ją do siebie. Spleceni uściskiem dotarli do posłania. Candy opadła na stos poduszek, a dwa krągłe wzgórki jej piersi stały się idealnym celem dla spragnionych ust Taylora. -Co ze śniadaniem?- jęknęła, gdy językiem obwiódł różowy koniuszek.
-Później.
-A co potem?
-Znów to, co teraz.
Westchnęli zgodnie, gdy ją posiadł. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|