Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

'BESTIA Z NIKĄD' epilog
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:06:36 05-10-09    Temat postu:

Tak sobie na to zerkam, co prawda tylko na kilka odcinkow zwrocilam uwagę na razie, zeby sobie ocenic styl pisania, ale bardzo mi się podoba I żałuję, że nie mam czasu na czytanie wielu tel - ale kiedys się za to zabiore ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:57:39 05-10-09    Temat postu:

Dziękuję, choć mi mój wlasny styl (sprzed lat) raczej nie odpowiada. Nie mogę polecić, bo dla mnie dzisiaj "Bestia z nikąd" to od taka sobie historyjka ;P, ale to już zdanie czytelników.

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:16:29 08-10-09    Temat postu:

"Bestia z nikąd" to nie taka sobie historyjka. Piękna opowieść o miłości, która musi przejść wiele przeszkód, w tym zarazę. A i tak nie powiedziane, że dobrze się skończy.

Z tego, co wiem, zbliżamy się do końca, a o zarazie było mało. Jeszcze może zebrać swoje żniwo w mieście, tego się obawiam.

Cytat:
Edward, będę twoją żoną w każdym możliwym calu. A żeby było o wiele ciekawiej, postanowiłam wstrzymać nasze popędy.

Marty jest niesamowita, ciekawe, co ona tam wymyśliła, żeby mu dopiec
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 16:17:41 09-10-09    Temat postu:

Następny odcinek jutro w godzinach wieczornych, bo prawie przez cały dzień nie będzie mnie w domu.

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:11:45 12-10-09    Temat postu:

Ach, ta moja opieszałość .

Odcinek 31

- Nie! Nie i jeszcze raz nie! – krzyczała Kattlie na wieść o zamiarach Marty – ty naprawdę zwariowałaś! Jak możesz w ogóle jeszcze z nim rozmawiać, po tym co ci zrobił?!
- Nie przekonasz jej – uspokajał Hugo
- Owszem, przekonam!
- Dosyć tego! – zawołała Marty – albo przestaniecie traktować mnie jak trędowatą, albo stąd pójdę i zrobię coś głupiego!
- Już gorszego głupstwa i tak nie poczynisz! – podsumowała Kattlie – wszystko wszystkim, ale żeby jednać się z tym… tym… niby-człowiekiem?
- Nic nie rozumiesz! To moje życie i wiem jak je należy spożytkować!
- Żyjąc z tym bydlęciem?! – oponowała siostra - Marty, obudź się wreszcie! Założę się, że mama się w grobie przewraca słysząc te brednie, że już nie wspomnę o babci Magdalenie!
- Daruj sobie kazania! Dziękuję za wszystko, ale już czas, abym zaczęła myśleć zupełnie samodzielnie. Już późno – spojrzała na zegar kompletnie ignorując Kattlie – wybaczcie, ale muszę już iść.
- Iść? Dokąd? Do tego stwora?!
- Myśl sobie, co chcesz siostro, ale jeszcze mnie zrozumiesz – odpowiedziała optymistycznie, na wychodnym.
- Obawiam się że nie! Ale w porządku! Rób, jak chcesz. Tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegałam!
- Do Widzenia! – odrzekła, znikając za drzwiami.
- Na razie Marty, ty wariatko – uśmiechnął się Hugo.
- Nie mogę powiedzieć tego samego – mruknęła Kattlie i odwróciła się plecami – nawet nie pozwoliła się podwieźć! Co za głupia dziewczyna! – denerwowała się.
- Spokojnie, myślę, że jest bardziej cwana, niż nam się wszystkim wydaje – odparł spokojnie Hugo.
- Jak to? Mówiła coś głupiego? – spytała zatroskana żona.
- Powiedziała tylko, że Collins gorzko zapłacze.
- Mój Boże! – poderwała się Kattlie – ona go zabije! – po czym wybiegła, zatrzymując siostrę! – czekaj!
W porę znalazła Marty. Jeszcze nie zdążyła zniknąć z pola widzenia.
- O co znowu chodzi? Mam dość kazań!
- Nie pójdziesz do Collinsa!
- A kto mówi, że mam zamiar się do niego udać?
- Co? Nie ja już nic nie rozumiem! Wyjaśnisz mi o co chodzi, czy nie?
- W porządku! Ale nikomu o tym nie powiesz. Porozmawiamy jak tylko ulokuje się w hotelu.
- W hotelu?
- Tak! To jedynie miejsce, gdzie małżonek nie domyśli się, żeby mnie szukać – mrugnęła okiem.
Minęło kilka dni. Kattlie zdążyła już ochłonąć i Marty również. Umówiła się na wieczór z Collinsem. Mieli udać się do wytwornego miejsca. Hali w centrum, gdzie miało odbywać się przyjęcie. Jednak najpierw Marticia postanowiła odwiedzić Lucy, kupiła wytworną suknię. Gdy tylko dogadała się z Collinsem, bezczelnie wybrała drobną sumkę z konta i wydała ją na swe cele. Udała się do Lucy. Zbliżała się 18.00, przyjęcie miało być za godzinę. Nerwy miała napięte jak ze stali.
- Marty? Już jesteś? Jak tam u ciebie? Ulokowałaś się w hotelu?
- Tak, chciałam ci podziękować, jest naprawdę wytworny!
- Wiesz, nie chciałabym negować twoich poczynań, ale bądź co bądź w tej chwili wolałabyś chyba podrzeć pieniądze tego łajdaka, niż je wybierać, przecież twa godność nie uciekła? No chyba, że się mylę? – Marty uspokoiła przyjaciółkę – Nie Lucy, nie mylisz się. To prawda, chętnie bym spaliła te plugawe pieniądze, to dla nich wyszłam za tego bydlaka, ale żeby pokonać wroga trzeba się nim stać – podsumowała, po czym skierowała rozmowę na boczny tor – A co u?
- Już się szykuje! Spokojnie, nic nie wie. Nie powiedziałam mu niczym, o czym nie chciałabyś, żeby wiedział.
- To dobrze. Chcę, żeby dziś wieczór zobaczył we mnie te buńczuczną nastolatkę z Oldhawk, a nie tą fałszywą Marticię Collins, którą nigdy nie chciałam być.
- To dobrze. Cieszę się…
- Czy wszystko w porządku?
- Tak. Pewnie. Wycofałam się już dawno – machnęła obojętnie ręką Lucy – chcę, żeby przeszłość, jaka się szczęśliwie zrodziła powróciła! Żeby to ciepło z Oldhawk wróciło w nasze życie.
- Nie martw się. Może jeszcze tam wrócimy? – zapewniała Marty.
- Wątpię – nie oszukiwała się Lucy – przeraża mnie wieść, że jesteśmy zwykłymi szarymi ludźmi, a zaraza w zupełnie nowym obliczu powraca. A my nie jesteśmy w stanie się jej przeciwstawić.
- My nie – szepnęła Marty – ale Bóg tak! Trzeba się modlić! Jeszcze jest szansa, że do nas nie dotrze. To prawda, jest już niemal w całym kraju. Ale ja nie dopuszczam do siebie myśli, że Oldhawk znów stanęło w ciemnych barwach i czyha tylko, aby i zabrać – ciągnęła dalej, a jej oczy powoli napełniały się łzami – ale nie chcę o tym myśleć! Nie mogę. Te wszelkie paskudne wyobrażenia wylatują mi dzisiaj z głowy! Odrzucam je wszystkie! Niechaj będą przeklęte, jeśli są prawdziwe – zamilkła, przecierając oczy, po czym wstała – nie będę się użalać. Dosyć tego! Dzisiaj chcę zapomnieć o wszystkim. Narodzi się nowy początek. Trzymaj się Lucy, do zobaczenia o 19.00.
- Na razie Marty. Przyprowadzę George’a zgodnie z umową.
Marty udała się następnie, jak planowała do Collinsa, strojąc minki ślicznotki z południa. Próbowała przyodziać sobie maskę, którą potrafił zaakceptować jej umowny małżonek. Wydawało się, że Edward je jej z ręki, jednak i jego zaczęły krępować dziwne myśli. A co jeśli to tylko gra? Jeśli Marty chce się zabawić jego kosztem? Ale tak samo jak i ona jeszcze przedtem odrzucała wszelkie złe wspomnienia, tak samo on chciał trwać tą chwilą. Dziewczyna pozwalała, aby dotykał jej rąk, aby gładził włosy i prawił komplementy. Po jej minie nie można było odczuć odrazy, ale jej oczy jakby wiele zdradzały, jednak mąż nie zwracał dziś uwagi na tak istotny szczegół. Czyżby zapomniał, że oczy to zwierciadło duszy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:47:42 12-10-09    Temat postu:

Marty na pewno kombinuje pognębienie męża, tylko jeszcze nie wiem do końca, jak. Poza tym zamierza przeprosić George'a i z tą siłą, jaką ma teraz, wydaje się, że wszystko się uda - czemu tylko mam wrażenie, że ona osiągnie prawie (właśnie, prawie) wszystko, a na końcu umrze bez szczęścia?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 19:35:15 12-10-09    Temat postu:

Już ona coś wymyśli, a na chwilę obecną to co proponujesz?
No jeszcze sporo się wydarzy... Mimo że jesteśmy już za połową historii

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:31:40 15-10-09    Temat postu:

I to mnie właśnie martwi, zbliżamy się do końca
Marty to sprytna dziewczyna, ale jest także bardzo uczuciowa, więc sama nie wiem, czy jej plan dotyczący Collinsa się powiedzie. W każdym razie trzymam kciuki za nią i za Geogra.
A Edziu jaki niedomyślny. Przecież na pewno choć trochę widać, jak ona go nie cierpi
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 13:54:25 17-10-09    Temat postu:

Odcinek 32

Gdy zbliżała się 19.00 pośpiesznie wkroczyli do wozu małżonka. Marty usadowiła się wygodnie, położyła ręce na kolanach. Samochód ruszył Edward prowadził go nadzwyczaj powoli i z opanowaniem. Dla żony była to ciekawie odprężająca mieszanka. Miała jeszcze czas, aby przemyśleć swój plan, jaki wcześniej ułożyła. Jeszcze miała czas, aby się rozmyślić, jednak duma była silniejsza. Chciała za wszelką cenę zadać mężowi ból.
Dotarli na miejsce. Sala była ogromna. Wokół wisiały pięknie zdobione złote żyrandole i obrazy najwybitniejszych artystów. Od gości w zasadzie to już się roiło. Istotnym elementem było jedynie wtopić się w ten dystyngowany tłum. Marty robiła to, w czym w ciągu ostatnich dwóch miesięcy była najlepsza. Uśmiechała się. Zdążyła wyrobić w sobie tę cechę przyjazności na pokaz – zwykle tak się zachowywała przy zamożnych obywatelach. Collins oferował jej nie tylko klejnoty, ale i wówczas wizyty u najznamienitszych obywateli. Wtedy jej uśmiech musiał wystarczać, nie potrafiła rozmawiać z wyższymi od siebie. Była prostaczką. W ciągu paru tygodni czytając wiersze, nauczyła się wymowy bardziej wyrazistej, klarownej. Teraz mogła bez oporów wydawać się równa ludziom ze sfery Collinsa, jednak nie chciała. Już dość tej fałszywej tożsamości pod jaką żyła! Dzisiaj chciała się nieszczerze uśmiechać. Czekała tylko na George’a i Lucy, chciała za wszelką cenę, zakończyć tę historię raz na zawsze, a tym samym rozpocząć nową.
- Kogóż my tu mamy! – podniecał się Edward – Julius Hodckwell, Maximilian O’Cromwell, Judith Krosnelsky, Uma Thorbaton! – sami artyści!
- Witam panie Collins – odrzekła Uma, podając rękę, by ten jak przykładny dżentelmen ją pocałował. Uma była bardzo wytworną starszą damą. Zawsze przyodziana w swoje najdroższe klejnoty prezentowała przepych i pustotę wyższych sfer.
- A to musi być… - zwróciła swoją uwagę na Marty.
- Moja małżonka – dopomógł Edward.
- A tak! Zgadza się. Pani Marticia, miło mi poznać.
- Mnie również, jestem z Oldhawk. Nie z miasta – zaznaczyła Marty podając kobiecie rękę.
- Ach tak… Hm… Oldhawk… czyż to nie… miasto?
- Nie łaskawa pani. Miasteczko. W którym podział społeczny nie jest spotykany. Tam jest najwyżej jedna osoba, która trzyma pieczę. Wszyscy się znają i nie muszą się wpychać w rozmaite środowiska.
- Nie bardzo rozumiem – pokręciła dziwnie głową madame Thorbaton. Wychodziła na jaw jej niewiedza jak i ignorancja. Marty bawiła się wspaniale.
- I w tym sęk droga pani. Wy ludzie ze sfer nie potraficie myśleć, ale czy komuś to przeszkadza?
Madame Thorbaton wybałuszyła oczy. Jako, że należała do bogobojnych, dystyngowanych dam, w geście swojej ignorancji, przyodziała wachlarzem twarz, by ukryć gest obrazy.
- Hehe, ach ta moja małżonka. Znowu żartuje! – podsumował nieskładnie Edward. Zaczął czuć, że coś jest nie tak.
- To był żart oczywiście – odparła ironicznie Marty.
- To dobrze – spod wachlarza z pawich piór wyłoniły się rozpromienione usta madame Umy – jestem, jakby to rzec, uczulona na słowa krytyki. Przepraszam, ale muszę już iść. Miło było poznać.
- Mnie również – uśmiechnął się Collins – dlaczego jej to powiedziałaś? – dodał na stronie.
- Przecież żartowałam – zaśmiała się małżonka, trzepocząc rzęsami.
- Mam o tym inne zdanie.
- Drogi małżonku, myśl sobie co chcesz. To przyjęcie, a więc należy się bawić. Lucy i… - przerwała nagle, gdy jej oko dojrzało znane twarze.
- George – spojrzał nań Edward marszcząc brwi. Marty machnęła do nich ręką, dając tym samym znak Lucy, aby przyprowadziła George’a.
- Witam Marty. Jest i George! – mrugnęła okiem Lucy.
- A kogóż to ja widzę? – odpowiedział George – kuzynka Marticia! Wiedziałem, że nie oprzesz się chęci wkroczenia, na to przyjęcie, wszak jesteś z wyższych sfer.
- Audaces fortuna iuvat! – odrzekła pewna siebie Marty.
- Słucham? – zdziwił się George. Znał łacinę, ale w owej chwili, zaskoczyła go nowa pasja kuzynki.
- Czyli śmiałym szczęście sprzyja. Ale nie o tym chciałabym mówić.
- Widzę, że naprawdę sporo się zmieniłaś, zacna kuzynko.
- Owszem, ale tylko w sensie mojej dykcji. Poezja to coś, co potrafi ukoić człowieka. Jest lekarstwem na wszelkie możliwe cierpienie. Dogłębnie zatacza swe zębiska w naszych wyobrażeniach czyniąc świat pełnym barw, jakie chce w swych słowach objawić.
- Zadziwiasz mnie! – George był zszokowany.
- Poezja. To śmieszne! – drwił Edward, chcąc jak najszybciej przerwać pogaduszki. W porę jednak powstrzymała go Marty.
- Edward. Może mógłbyś poprosić o poncz, czy jakiś wytrawny alkohol, ja muszę zatańczyć.
- Zatańczyć? – zaniepokoił się małżonek. Wiedział, że Marty nie miała jego na myśli.
- Tak. Proszę kuzynie, czy ofiarujesz mi ten taniec? – po czym wyciągnęła ku niemu rękę. George popatrzył w twarz kuzynki. Dziewczyna nagle mrugnęła okiem. Poczuł też jakby Lucy go pchnęła do Marty. Weszli na parkiet, gdzie orkiestra grała walca wiedeńskiego. W końcu odrzekł:
- Powiedz mi, zatem o co ci chodzi? Zaręczam, że przyszłaś w pokojowych zamiarach?
- Kiedy życie zatacza krąg, wracamy tam, skąd wyszliśmy.
- Być może. Ale im dalej w las, tym więcej jest drzew!
- Światło życia na ponurych jego aspektach cieniem się kładzie.
- Sprzeciw oddalony – dowód rzeczowy spełniony.
- Wybitną inteligencję dobrze byłoby mieć, korzystać, by z niej można było, kiedy by chcieć.
- Myślenie nie grzech, każdemu przystoi. Kto z tej funkcji nie skorzysta, nikogo nie zadowoli.
Ogromnie zaczęła bawić ich ta wojna na słowa. Zresztą rozbudowane słowa.
- Nie wszystko, co istnieje musi być widoczne dla oczu – kontynuowała dalej Marty.
- Im więcej potrafisz, tym zacieklej pchaj się na afisz, czyż nie Marty? – dogryzł George.
- Oliwa zawsze sprawiedliwa!
- Imposibilium nulla obligatio.*
- Lepiej z mądrym się zgubić, niż z głupim znaleźć.
- Nadzieja jedynym, co jeszcze ludzkie, wybitnym tworem umysłu.
- Ogólnie biorąc kobiety znacznie częściej upadają przez swoje nierozważne zachowanie, niż przez rzeczywiste potknięcia.
- Ja nie upadłam. Co więcej, powstałam na nowo.
- O czym ty mówisz?
- Uczymy się na błędach, ja już się nauczyłam. Zawsze byłam winną w tym trójkącie.
- Dlaczegoż to? Czyżbyś nagle, nagle obudziło się w tobie to serce, które pragnąłem mieć od zawsze? – spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie. Ono zawsze było we mnie, tylko nie potrafiłam go wydobyć na światło dzienne.
- Nie rozumiem Marty, czyżbyś?
- Przyznaję się do błędu jaki popełniłam przez swą pychę i egoizm. Kocham cię George – wypowiedziała te słowa, a chłodne do tej pory oczy pokrzywdzonego poety zaczęły napełniać się ciepłem.
- Mówisz poważnie. Czy też chcesz skryć się za nową pozą życia?
- Nie żartuj sobie. Mam dość maski. Ukrywania się za nią. W decydującym momencie życia, dotarło do mnie to, że nadzieja nie umiera nigdy.
- Bowiem tylko ona przetrwa – dokończył.
- Lucy powiedziała mi wszystko, jak cierpiałeś i to z mojej winy.
- Nie chcę już o tym mówić. Czy naprawdę sądzisz ze jest jeszcze dla nas nadzieja?
Kiwnęła przekonująco głową.
- Twój ciężar spogląda na nas niepewnymi oczami – miał na myśli Edwarda.
- Edward to od wieków była moja pomyłka. Nigdy go nie kochałam, ani nie chciałam poślubić. Jednakże wówczas byłam jak lód, wszystko przestało mnie obchodzić. Myślałam że nadzieja umarła, ale kiedy zobaczyłam cię stojącego w drzwiach u Lucy, zrozumiałam, że to przeznaczeni. Powiedz coś, przecież nie możemy tego tak dłużej ciągnąć.
- Marty, wiesz, że cię kocham, jednak obawiam się, że jest zbyt wielki mur jaki może nas rozdzielić.
- Chodzi ci o Collinsa? On jest murem, który można łatwo zburzyć. Możemy tego dokonać wspólnie!
- Marticio Howard. Znów widzę w twych oczach chęć przywództwa, chęć walki! Jakbyś nigdy nie chciała się poddać.
- Bo to ja George! Powróciłam, tyle tylko, że jeszcze bardziej silniejsza, niż kiedyś – zapewniała coraz bardziej promieniejąc.
- Co tu się wyprawia? – wkroczył urażony Edward, mający już dość patrzenia na klejąca się dwójkę kuzynostwa.
- Edward Collins? Ten, co to zawsze chce mieć swoje pięć minut – zaczęła drwić Marty.
- Co powiedziałaś? – zdziwił się.
- Tak, tak! Edward! Jak zwykle z kieliszkiem w ręku! Tylko do tego się nadajesz.
Zaskoczony Edward poczynił łyka, aby dodać sobie odwagi. W takiej chwili, potężny Edward Collins zaczął tracić siły.
- Jesteś zwykłą pijawką, której egzystencja od dawna jest zagadką – kontynuowała dalej Marty napawając się poniżeniem publicznie męża.
- Co ci się stało? Skąd wytrzasnęłaś te oszczerstwa, droga żono?
- Żono! – prychnęła – to niby takie mocne słowo, szkoda tylko, że dla mnie niewiele znaczy w twoim towarzystwie – ciągnęła dalej z wyraźnym wstrętem – tak, tak. Wiecie ludzie kim jest ten człowiek? Zdegradowaną ludzką świnią, której zależy na… no chyba nie muszę mówić. To stary, obleśny erotoman, który żyje tylko po to, aby krzywdzić innych.
- Wypraszam sobie! Ty smarkulo!
- Nie waż się zbliżyć! – po czym wyciągnęła spod sukni nóż. Edward zadrżał. Geogre chciał zareagować, ale wiedział, że w takiej chwili waleczna Marticia Howard z Oldhawk, jaka znał, chciała poradzić sobie sama.
- Marty, uspokój się! – przekonywał Edward pocąc się ze wstydu.
- Chciałabym teraz. Oszpecić ci twarz i naśmiewać z twego nieszczęścia, ale nie jestem tobą! Nie załatwiam spraw w taki bestialski i ordynarny sposób – po czym rzuciła sztyletem – masz, zabierz to! To w twoim stylu! Nie jesteś warty byle splunięcia. Ty psie! – zawołała głośno. Rozległy się słowa oburzenia na Sali. Madame Thorbaton właśnie dostawała drgawek. Już dawno nie doznała takiego pokazu ludzkiego chamstwa. Lucy umierała po cichu ze śmiechu, patrząc na miny oburzonych matron. Bawiła się świetnie.
- Zrobiłeś ze mnie jakąś dziwkę, ladacznicę. Wiesz jak się czułam, gdy ci, którzy mnie znali od lat zobaczyli mnie w makijażu i długiej sukni? Szydzili ze mnie! A ja na siebie patrzeć nie mogłam.
- Ona kłamie!
- No już, wzbraniaj się przed szczerymi obelgami! Masz, zabierz to – wołała zrzucając z siebie kolczyki i naszyjnik, który jej podarował – zabieraj ze sobą te plugawe świecidełka, którymi usiłowałeś mnie kupić – ludzie przyglądali się sytuacji. Niedługo potem zjawili się i Kattlie z Hugiem. Edward był zszokowany. Nagle w oczach małżonki zaczęła odzywać się ta bezczelna smarkula z Oldhawk, którą się fascynował – to chyba wszystko, co mogę powiedzieć na temat, na temat tego czegoś! Wynoś się z mojego życia ty pokrako! Nie jesteś mężczyzną, a ja potrzebuję mężczyzny prawdziwego, a nie śmiecia, który żyje zarabianiem pieniędzmi i jest tak samo nic nie wart, jak te papierki! Jeszcze jedno, co do pieniędzy… proszę – po czym rzuciła w niego banknotem 50-cio dolarowym – chyba na tyle mogę wycenić nasze małżeństwo. Przykro mi, ale więcej przy sobie nie mam. Myślę, że sprawa jest już zamknięta. Żegnam ozięble panie Collins – prychnęła na zakończenie łapiąc George’a za rękę. Lucy w porę wyraźnie rozsunęła towarzystwo, by zostawili drogę do wyjścia.
Collins aż się spocił. Spoglądał na gości i na małżonkę. Z jego oczu ziała wściekłość, żeby nie powiedzieć nienawiść. Bez zastanowienia pochwycił sztylet i zawołał – Zdechniecie tu! – lecz zamiast trafić w Marty trafił na stół z ponczem. Przewrócił się i cały potłukł. Marty skierowała się wspólnie z George’em do drzwi wyjściowych. Collins leżał za stołem, cały potłuczony. Goście przyglądali się mu z obrzydzeniem. Z dystyngowanego dżentelmena w jednej chwili stał się obłąkanym lumpem. Co za wstyd!

*Nikt nie jest zobowiązany do rzeczy niemożliwych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:13:06 17-10-09    Temat postu:

Marty mówi do męża o kieliszku, a on chce dodać sobie odwagi, po czym...popija! .

Genialne to bylo, po prostu genialne, zarówno cały odcinek, jak i postępowanie Marty! Zniszczyła tego drania i to w piękny sposób, poza tym istnieje szansa na pogodzenie się z George'm! Ale mnie wprawiłeś w świetny humorek, oby tylko gdzieś zaraza nie wyszła z kąta - bo przecież kiedyś chyba w końcu musi .

Szermierka słowna równie genialna. Oj, ogniste z nich będzie małżeństwo .


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 18:13:57 17-10-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carlisle Ott
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 17 Gru 2007
Posty: 11390
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 11:29:33 18-10-09    Temat postu:

O mój Boże Wszedłem przez przypadek i zobaczyłem w obsadzie... moją ulubioną Anne Robinson... Jeśli uda mi się nadrobić Fatimsę, to na pewno zacznę czytać i Bestię!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:38:20 18-10-09    Temat postu:

A ja dopiero teraz zauważyłam, kto gra George'a ;P.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:15:17 18-10-09    Temat postu:

No oglądam tego aktora całą dobę. Gra w dość niekonwencjonalnym spektaklu - bo na scenie życia .
Carlisle, Anne Robinson gra zaledwie epizodzik, choć może cała historia jest tego warta? Nie wiem. Nie mniej zawsze zapraszam .

Pozdrawiam!

Odcinek 33

Marty i George wybiegli z budynku. Dziewczyna zaproponowała, aby udali się w kierunku, jaki określiła. Chłopak się zgodził. Kattlie i Hugo również wyszli. Lucy już czekała na zewnątrz. Niemalże wszyscy rozproszyli się, aby nie mieć do czynienia z Collinsem. Jakieś 10 minut później Edward również wyszedł z budynku. Wszedł do swojego samochodu, jednak ten nie chciał ruszyć.
- Co do diabła?! No, już ruszaj!! Ruszaj!! – wrzeszczał.
- Przepraszam bardzo, ale musi pan pójść z nami – odezwał się silny głos. Edward uniósł czoło i zobaczył dwóch policjantów.
- A wy czego ode mnie chcecie? A won stąd!
- Nic z tego. Drogi panie, zakłócił pan spokój przyjęcia! Musi pan pójść z nami, albo zapłacić karę – odpowiedział funkcjonariusz.
- Nigdzie nie pójdę, dajcie mi spokój!! – oponował Collins.
- Dosyć tego! – odpowiedział sierżant, po czym dwóch mężczyzn chwyciło Collinsa.
- Puszczajcie wy pijawki przebrzydłe, obyście pozdychali. Marticio Howard! Zapłacisz mi za to!
Tymczasem Marty i George udali się do hotelu. W środku czekała na nich Lucy.
- Już jesteście! Wszystko się udało! – zawołała szczęśliwie.
- Tak! Na szczęście! – westchnęła Marty.
- Nie rozumiem, co się udało? Wyjaśnijcie mi to Wać panny, bo się zaczynam niecierpliwić! – dziwił się George.
- To proste George! Razem doprowadziłyśmy do tego, abyś ty i Marticia mogli się spotkać i porozmawiać. Już czas zburzyć ten mur, jaki między wami powstał. Kochacie się, i tylko to się liczy. Ja już wypełniłam swoją misję. Do zobaczenia! – odrzekła Lucy i wyszła. Gdy zostali sami, mogli odbyć szczerą rozmowę.
- No dobrze. Zatem, co chcesz mi powiedzieć Marticio? – zaczął George.
- George’u McDowell, gdy zobaczyłam cię pierwszy raz, myślałam, że widzę ducha, czy też inną zjawę. Spodobałeś mi się od pierwszej chwili, ale byłam za młoda i za głupia, żeby dojrzeć to, czego nie chciałam zauważyć. Kiedy ze mną rozmawiałeś, czułam się lepiej. Jednak za każdym razem się od ciebie odpędzałam. Później, gdy zaproponowałeś mi małżeństwo, moja decyzja była szybka i impulsywna. Zgodziłam się, aby Collins odczepił się ode mnie. Nie traktowałam tego poważnie, choć w głębi duszy się cieszyłam. Kiedy odkryłeś, że to gra i ja odkryłam coś dziwnego. Poczułam, że czegoś mi brakuje. Ty dostarczałeś mi nie tylko towarzystwa, ale i ciepła miłych chwil. Kiedy wyjechałeś, w duszy mówiłam sobie, że musze coś z tym zrobić. Z czasem gospodarstwo zaczęło podupadać. Umarła mama i babcia, nie mieliśmy pieniędzy. Wyszłam za Collinsa, by wyciągnąć dom z długów. Kiedy zabrał mnie do miasta, miałam nadzieję, że cię tu zastanę. I nie pomyliłam się. Rzeczywiście tu byłeś. Próbowałam, żebyś zwrócił na mnie uwagę, ale słusznie mnie odtrąciłeś. Później postanowiłam wyjechać. Ale w końcu rozmyśliłam się. Postanowiłam walczyć o to, co utracone. Kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę z tego, że cię kocham, chciałam raz na zawsze skończyć z przeszłością i na nowo odbudować przyszłość. Teraz stoję tu przed tobą i nie wiem, co powiedzieć. Możesz negować mnie wciąż. Zasłużyłam sobie, ale nie mów mi proszę, że mi nie wybaczasz. Chcę spróbować jeszcze raz. Jeszcze nie jest za późno! – George spojrzał jej w oczy. Napełniały się one nadzieją. Dostrzegł, że ma przed sobą tą Marty, którą znał. Która nie boi się wyznać prawdy. Spojrzał nań raz jeszcze i zaczął swą przemowę:
- Marticio Howard! Cóż ja mam ci wybaczać? Myślę, że już dość, w życiu poświęciłaś, aby to, co zrobiłaś źle, zostało ci odpuszczone. Nie mam prawa negować twych metod działania, to tylko potwierdza moje przekonanie, że przyjechałaś tu i natrudziłaś się po to, aby odbudować to, co utraciliśmy. Wiedz, mi, że zgodzę się z tobą. Nadzieja nigdy nie umiera i zawsze jest w życiu naszym obecna. Będzie po wsze czasy. My już nie potrzebujemy szukać nadziei, bo już ja odnaleźliśmy. Nie zapomniałem o tobie Marticio, przez te kilka miesięcy, co więcej, pokochałem cię jeszcze bardziej. Teraz widzę, że twoje uczucia są szczere, choć już od dawien dawna dostrzegłem, że od naszego pierwszego spotkania drogi nasze zeszły się. Kiedy to pozbawiłaś mnie godności na trawie. Kiedy to me ubranie gdzieś przepadło, kiedy nasze usta się spotkały. Już wówczas zauważyłem, że wzbraniasz się przed tym uczuciem, jednak kiedy poczułem się oszukany, zacząłem mieć wątpliwości, ale teraz wszystkie gdzieś uciekły, przepadły w nicość. Spojrzenie twe, potrafi wszystko wymazać. Masz takie piękne, wyraziste oczy. Kocham cię Marty w całej twej okazałości, proszę Boga, aby ta chwila trwała wiecznie, aby to się nigdy nie skończyło.
- Nie martw się. Będziemy razem już na zawsze. Postaramy się, aby to, co piękne trwało wiecznie – po czym ich usta zlepiły się w pocałunku. Oboje pragnęli tego od dawna. Nagle Marty zaczęła zdejmować z George’a koszulę, chciała aby tej nocy był z nią. Aby ta chwila trwała wiecznie. Ten nie opierał się. Już nie miał wątpliwości, że to ta Marty, bezpośrednia smarkula, którą kochał. I on rozpinał guziki jej sukni, jego dłonie błądziły po jej skórze, jej wargi gładziły jego zarost. I tak po chwili upadli na łoże unosząc się w najromantyczniejsze chwile. O czymś, czego pragnęli od dawna. Ich ciała spotkały się. Teraz tworzyli bowiem jedność – jedno ciało, jedna dusza. Przeznaczenia oszukać nie można – powtarzali sobie oboje. Teraz nie liczyło się nic. Byli tylko oni dwoje.


Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 22:30:31 19-10-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 5:49:20 24-10-09    Temat postu:

Nadeszła pora żniw. Hiszpanka nadchodzi!

Odcinek 34

Zbliżała się 10-ta, kiedy to niewysoki młody mężczyzna w wieku ok. 20 lat, zmierzał przez ulice do centrum, by dostać się do budynku, gdzie mieściła się mała placówka należąca do Collinsa. Wszedł niczym wiatr i zaanonsowany udał się do gabinetu Edwarda. Gdy wszedł, Edward siedział na fotelu, w swym gabinecie. Wzrok skupiał się na niebie, jakby czekał na coś wielkiego, po chwili odwrócił swe skupione źrenice i odrzekł:
- Pan Michaels. No wreszcie pan jest! No i gdzie jest moja małżonka?
- To nie było takie trudne, panie Collins – odparł pan Michaels od czasu do czasu przerywając wypowiedź kaszlem – jest w hotelu na Niepodległościowej.
- W którym?
- Numer 013.
- A ten – domyślił się Edward – czy to pewne informacje?
- Jak najbardziej, proszę pana – dodał Michaels znów walcząc z kaszlem.
- A panu, co dolega? – zaniepokoił się Edward.
- Musiałem się gdzieś przeziębić. To nic poważnego – odparł wyciągając chusteczkę. Miał wyraźnie rozpalone czoło.
- Wie pan, nie chciałbym teraz chorować. Proszę. Oto zapłata, miłych zakupów – zawołał rzucając mu sakiewkę.
- Dziękuję – chłopak odpowiedział bardzo niewyraźnie. Nie miał siły, by cieszyć się z wynagrodzenia. Bolały go nawet mięśnie twarzy.
- Niech pan już idzie!
- Do widzenia – odrzekł przez kaszel i wyszedł. Po chwili zjawiła się jedna z pracownic – Laura.
- Panie Collins? – spytała delikatnie.
- Laura? O cóż się rozchodzi, czy nie widzisz, że jestem bardzo zajęty?
- Owszem, widzę, proszę pana, ale wzrosła fala zachorowań i wielu z pracowników dzisiaj nie przyjdzie.
- Co ty pleciesz? Jaka znów fala zachorowań? Chcą się wymigać… proszę ich zwolnić – odparł zdenerwowany. Nie miał czasu na przejmowanie się jakimiś tam hipochondrykami. Edward Collins miał na głowie zemstę nad żoną.
- Ale – chciała usprawiedliwiać Laura, lecz wszystko było na próżno.
- Żadne, „ale”. Niechaj żebrają na ulicy, banda żałosnych nierobów. A teraz wyjdź! – zadumał się przez chwilę i wyciągnął z biurka broń, napełniając ją nabojami. Twarz miał zimną. Od razu było widać, że w myślach ma tylko jedną osobę.
W tym samym czasie, uczynny posłaniec wychodził z budynku. Jego kaszel się pogłębiał. W końcu wyszedł na ulicę, by wstrzymać oddech, nagle podeszła do niego jakaś kobieta. Była wyraźnie od niego starsza.
- Coś panu dolega?
- Nie! Eh… Eh… to nic poważnego… zaraz… Ehu… Ehu… zaraz mi przejdzie! – niemalże krzyczał. Mówienie sprawiało mu ból. Miał ochotę na orzeźwiający łyk gorącej herbaty z cytryną i ciepłe łóżko.
- Jest pan rozpalony. Może zawołać lekarza – przestraszyła się kobieta. Ale chory bagatelizował nadopiekuńczość nowopoznanej. Miał przecież do wydania pieniądze.
- Zaraz udam się do apteki, zaraz… – odrzekł i odszedł od słupa, o którego jeszcze przed chwilą się opierał. Poczynił parę kroków. Jego kaszel się pogłębiał, widział jakby przez mgłę. Wszystko powoli robiło się zamazane, sprawiał wrażenie pijanego. W końcu złapał się za krtań próbując ratować oddech, który mu zanikał, dusił się i krztusił, nagle upadł zmożony na ulicę. Ludzie w szoku podbiegli do człowieka, wśród nich była i kobieta, z którą przed chwilą rozmawiał. Zdumieni, spoglądali i sprawdzali jego stan. Mężczyzna z wyglądu silny i rześki był martwy.
George zaś właśnie budził się po długiej i wspaniałej nocy, jaką razem z Marty spędził, patrzył na twarz ukochanej. Była taka naturalna, rześka. Bez dodatków, które nadawały jej niechcianej dorosłości. Wstał i po chwili Marty również się obudziła. Zobaczyła nad sobą białą różę i twarz George’a. Wydawał się najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. Jego uśmiech był taki szczery i spojrzenie napełniało ciepłem. Po chwili odrzekł:
- Proszę, oto biała róża. Symbol niewinności i czystości duchowej. Przypominasz mi, ma oblubienico, niewinną dziewczynę, która chce się ukryć za tym dojrzałym światem.
- Dziękuję – odrzekła uśmiechając się – ładnie pachnie, ale czy pasuje do mnie niewinność? Wszak czysta to ja nie jestem – George się tylko uśmiechnął i pogładził ją po włosach – To nieistotne, czy jesteś czysta fizycznie, czy nie. Ważne jest to, jak na to wszystko reaguje twa dusza. Czyli w odniesieniu do naszej psychiki, według mnie jesteś czystością i niewinnością samą w sobie.
- Jak uważasz. W każdym razie, myślałam całą noc o Collinsie
- Dlaczegóż to akurat o nim?
- W pewnym sensie marzę o tym, aby znowu stawić mu czoło. Tym razem czuje się silniejsza, niż kiedykolwiek.
- Marty. Jeśli mam być szczery, to nie widzę sensu, by w ogóle rozmawiać z tym człowiekiem. To dla mnie od dawna człowiek skomplikowany i pełen sprzeczności. Jest ciekawą jednostką w aspekcie psychologii, ale jako źródło konwersacji jest nikłą osobą.
- Być może, ale… – zawołała, po czym rzuciła w George’a poduszką. Chciała zmienić temat.
- Hej! A cóż to ma być sabotaż, czy co? – popatrzył George.
- Nie, wojna! Obroń się przed potęgą tej poduszki, no chyba, że chcesz się od razu poddać – śmiała się Marty, z jej oczu znowu napawał ten dziewczęcy optymizm z Oldhawk, wydawała się taka niewinna i słodka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:09:41 24-10-09    Temat postu:

Mam dziwne wrażenie, że specjalnie ukazałeś nam tą chwilę szczęścia w odcinku 33, by zaraz potem dać znać, jakie to okrucieństwa przyniesie nam choroba i szybko zgasić młode życie Marty i George'a. Mam nadzieję, że nie będziesz tak okrutny i jedyne, co zrobisz, to uśmiercisz Collinsa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
Strona 9 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin