Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

'BESTIA Z NIKĄD' epilog
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:49:46 09-08-09    Temat postu:

Aż się boje czytać, co będzie dalej, skoro tak szybko umierają bohaterowie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 19:39:49 09-08-09    Temat postu:

Odcinek 14

4 lipca – święto niepodległości, którego Amerykanie niemalże, co roku nie mogą ominąć bez jakichkolwiek hucznych obchodów. Tego roku jednak mieszkańcy „Starego Orła” nie byli szczęśliwi, ani też prawie w ogóle nie hulali, jak to zwykle robili. Zaraza zabrała ze sobą ponad 30 ofiar, wśród nich najznamienitszą postać miasteczka, a zarazem największą szychę biznesu – Margaret Collins! Edward zażądał, aby jakiekolwiek obchody w miasteczku odbywały się indywidualnie, tylko w gronie rodzinnym. Trudno, co prawda mówić tutaj o gronie rodzinnym, bowiem niemalże co trzecia rodzina musiała kogoś opłakiwać. A to córka piekarza, Valentina, miała tego roku zacząć studiować w stolicy, niestety nie dane jej już było zobaczyć wielkiego miasta; a to znów Stevenson – kowal, u którego można było załatwić najtrudniejsze z problemów, odszedł pozostawiając po sobie jedynie swój zakład. Fryzjer Carlos Ferguson również utracił bliską mu osobę. Jego żona Dorothy zmarła zaraz po rozprzestrzenieniu się choroby, sprzedawca Harold, również zmożony chorobą, musiał odejść. Jeszcze wiele znanych i pełnych zaufania osobistości można by wymienić, w sumie zaraza odebrała miasteczku radość, jak i chęć oczekiwania na świetlaną przyszłość. Nikt już nie wierzył w szczęście, czy jakąkolwiek nadzieję, teraz wszyscy żyli w strachu. W strachu, że ta „Bestia, która pojawiając się niewiadomo skąd” uderzy ponownie, dokańczając dzieła, jakie tutaj poczyniła. Urocze domostwo Howardów również utraciło swój urok. Wszystko powoli upadało. Farma miała spore długi, które zaciągnął Hugh w nadziei na polepszenie sytuacji. Jednak zapomniał o jednej rzeczy – nie pomyślał, że może popaść w alkoholizom – tylko wódka dla niego się liczyła - to mu pozostało po śmierci żony. Marty musiała wyciągać ojca niemal dzień w dzień z baru, w którym to wypłakiwał się „kieliszkom”. Chęć życia i z jej twarzy uciekła. Mimo, że był lipiec i pogoda była z każdym dniem jeszcze piękniejsza, nikt nie zauważał tych niepowtarzalnych uroków atmosferycznych, dla mieszkańców każdy z nadchodzących dni był szary i budził strach, że to, co miało tu miejsce powtórzy się. Tak samo Europa – jednak tutaj mieszkańcy szybciej budzili się do życia – nic dziwnego. Wszak wciąż trwała wojna. Huk pocisków i fala zmasakrowanych ciał każdego obudziłaby z tego koszmaru, jakim była „hiszpanka” – bowiem tak ochrzczono ów chorobę – i przygotować na nowe nieszczęścia. Nazwa, mimo, że wiązała się z Hiszpanią, wcale nie było żadnych poszlak, aby to stamtąd wzięła się ta plaga. Dosyć ciekawy tytuł, jaki „nadano” temu syfilisowi, przylgnął tylko dlatego, że to Hiszpania podała do wiadomości jako pierwsza wzmianki, że świat rujnuje tajemnicza choroba. Mimo, że sytuacja się ustabilizowała, każdy zakładał, że przyszłość będzie o wiele czarniejsza. Pocieszeniem jedynym, jeśli można w tym wypadku mówić o pocieszeniu, był fakt, że informacja o panującym wirusie szybko się rozeszła, dzisiaj na niektóre informacje trzeba czekać, bo to zaraz jeden z drugim zrobią sensację „że wszystko jest w porządku” i „że nie ma powodów do paniki” – tak chociażby zrobili szanowni panowie z Ukrainy, kiedy to awaria w Czarnobylu była przyczyną wytworzenia się radioaktywnej chmury, która przykryła połowę Europy w 1986 roku, niewykluczone zatem, że gdyby i dzisiaj coś podobnego miałoby miejsce, jakieś stacje wykryłyby to migiem, jednak oficjalna informacja o tym fakcie zostałaby zapewne udostępniona kilka dni później, aby tylko nie wzbudzać paniki! Dlaczego zatem wieść o hiszpance rozeszła się, jak „świeże bułeczki w piekarni”, czyli migiem? Może i ludzie byli wówczas zacofani, ale okazuje się, iż chyba o wiele bardziej rozumieli powagę zaistniałej sytuacji. Czy ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości? Nie! Wszyscy żyli w strachu i podchodzili do niego z odrobiną odwagi chociażby kierując się zasadą: „ważne, że nie tylko ja cierpię, cierpi cały świat”.


Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 19:42:06 09-08-09, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:47:06 09-08-09    Temat postu:

Intrygujący odcinek przez swoją budowę - zero dialogów, same opisy. Chciałeś nam przybliżyć sytuację i udało Ci się to, przy okazji zaznaczyłeś parę ciekawych faktów. Czekam na kolejną część!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:51:36 11-08-09    Temat postu:

Zgadzam się w zupełności. Odcinek bogaty w ciekawe informacje.
Zaraza szerzy się coraz bardziej, zabierając ze sobą kolejne ofiary. Do tego wszystkiego Marty musi zajmować się ojcem, który popadł w alkoholizm...
Rzeczywiście świętowanie 4 lipca byłoby conajmniej nie na miejscu. Czekam na dalszy ciąg i pozdrawiam ;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 14:53:15 15-08-09    Temat postu:

Dzisiaj będą 2 odcinki, w zwązku z czym w niedzielę raczej nie będzie newika

Odcinek 15

Marty już nie myślała tyle o George’u i o tym, co mu wyrządziła. Teraz skupiła się na problemach ojca, jak i domu. Jedynym wyjściem na „postawienie na nogi” gospodarstwa, był jak najszybszy zarobek. Marty nie myślała o niczym innym. Jak tutaj zdobyć te przeklęte pieniądze? Przychodziły jej na myśl rzeczy najróżniejsze, nawet te niegodne, bowiem wszyscy wiemy jaka „praca” ma największy dochód. W końcu z tego wszystkiego postanowiła porozmawiać z Collinsem.
Collins w tym samym czasie przesiadywał, jak zwykle w swoim gabinecie. Matka odeszła, teraz cały rodzinny majątek spoczywa na jego barkach. Jednak Edward bywał czasami na tyle bezsilny, że uciekał do najmniej wskazanych metod – oczywiście do alkoholu, myśląc, że ten cudowny napój wymaże wszelkie złe myśli, a zamiast nich wstawi radosną chwilę zapomnienia. Nagle jego oczom ukazała się na powrót jego bogini… nimfa ze snów – Marticia. Przez moment myślał, że to złudzenie, ale przetarłszy dwa razy oczy nic się nie zmieniło – to była Marty – stała jak słup soli, ze surową miną, spoglądając z góry na 30-latka. Ten w końcu przerwał chwilę milczenia.
- Panna Howard! A co panienkę sprowadza? – zapytał trochę niedbale, wręcz sarkastycznie, co wprowadziło ją z stan podenerwowania, nie chciała jednak tego po sobie pokazać.
- A jak pan myśli? – szepnęła, podchodząc.
Przeszył ją wzrokiem samca. Miała na sobie najdroższe i najlepsze ubranie. Częściowo w niektórych fragmentach ubiór uaktywniał jej ukrytą kobiecość.
- Chyba nie, chodzi o… - wytarł oczy zaszokowany.
- Tak! Właśnie o to mi chodzi.
- Och! Toż to… toż to… sen się ziścił! – wstał i silnym, zdecydowanym ruchem dopadł do dziewczyny, by złożyć na jej rękach pocałunek, ta jednak odepchnęła go stanowczo.
- Hejże! Hola! Nie tak szybko! – sprzeciwiła się.
- Cóż się stało? – odparł zdziwiony.
- Nie przyszłam tutaj z panem igrać, panie Howard! Nawet by mi to przez myśl nie przeszło. Więc na drugi raz proszę odrobinkę pomyśleć razy kilka… no! Co najmniej ze dwa razy.
- Nie bardzo rozumiem?
- To proste szanowny Edwardzie! Mój dom upada, ojciec popada w alkoholizm, a dla mnie życie to tylko udręka. Więc pomyślałam, że pan mógłby wspomóc nas finansowo. Jednak wiem, że cena jest bardzo wysoka. Ale, moje szczęście już się skończyło, więc nie obawiam się zaryzykować – mówiła bardzo sucho, obojętnie, dając mu do zrozumienia, że dalsze życie nic dla niej nie znaczy. Dla niej przyszłość nie istniała. Przestała już dawno istnieć.
- Chcesz powiedzieć?
- Tak! Kiedyś zaoferował mi Wać Pan małżeństwo. A teraz już mi wszystko jedno. Więc muszę się zgodzić.
- Nie! To niemożliwe – wątpił – czy to nie czasem jakaś twa sztuczka Marty?
- Mówię poważnie! Ale chciałabym jednak postawić pewne warunki, gdyż wiem, że jeśli nawet byłyby one dla pana niewiarygodnie krzywdzące i tak pan się zgodzi. Los bywa przewrotny. Jedziemy niemalże na tym samym wózku panie Collins, pan stracił najbliższych i teraz gubi się sam w sobie, tak samo ja. Więc, nie mamy oboje do stracenia chyba nic.
- Cóż… masz… masz rację! Ale! Ale… jakie to warunki, jeśli wolno mi spytać!
- Eh… - odparła po raz kolejny bardzo obojętnie, chyba już mu to przed chwilą w jakiś sposób wyjaśniała, jednak umysł Edwarda znajdował się teraz w stanie euforii, częściowo przeradzającej się w niepokój – po pierwsze: ceremonia ma być szybka i skromna. Nie chcę by ludzie wytykali mnie palcami, że wychodzę za mąż dla pieniędzy, wystarczy, że ojca mi obgadują. Po drugie: chciałabym mieć wolną rękę – rozumie pan. Chcę być małżonką przyszłości. No i po trzecie: co do prawnych zbliżeń, zgodzę się na noc poślubną. Ale nic więcej, jeśli mam być szczera, to nie wyobrażam sobie z panem małżeńskich konsumpcji. Po prostu pan mi się nie podoba, ale to najmniej istotny problem. Myślę, że postawiłam sprawę jasno – popatrzyła dumnie – no i cóż pan na to? – Collins spojrzał nań i chwilę pomilczał. Szybko jednak wrócił mu głos, jak i euforia.
- Och, najdroższa! Sprawiłaś, że w tych posmutniałych oczętach zagościły długo oczekiwane łzy radości. Oczywiście, dam ci wszystko co tylko zapragniesz. Możesz robić, co tylko zechcesz. Będziesz królową Oldhawk! – marzył – pojedziemy do stolicy, poznasz wiele sławnych osobistości. Wprowadzę cię w świat elity. Staniesz się niczym pierwsza dama. Dystyngowana i pełna klasy. Twa uroda to płatek róży – twa twarz delikatna jest. Będziemy najszczęśliwszym małżeństwem, jakie widział świat. Mimo, iż warunki wydają się trochę bolesne dla mej osoby, spotykają się one z mą szczerą aprobatą. Nie martw się ukochana ma nimfo.
- Nimfo – powtórzyła w myślach Marty, nie była rzecz jasna zadowolona, cieszyła się jedynie, że pieniądze przyszłego małżonka uratują podupadający dom Howardów. Może i zaakceptował on powyższe warunki, Marty czuła, że szybko może on je przełamać. Ale nie to ją trapiło najbardziej. Nikt już nie myślał w „Starym Orle” o przyszłości świetlanej i pełnej barw, wszyscy bowiem widzieli ją w czarnych odcieniach, więc może to był powód, dla którego Marty zdecydowała się na tak radykalny krok.

Odcinek 16

Ślub odbył się zgodnie z jej życzeniami – miał być szybki i mało wystawny. Przybyło najwyżej parę osób. Ojciec nie był zadowolony z decyzji córki, bo widać było, że nie jest ona szczęśliwa, ale pocieszał go fakt, że w gruncie rzeczy zrobiła to dla niego. Ten odważny jakże wyczyn spowodował, że przestał wreszcie się nad sobą użalać i upłakiwać przeszłość. W końcu się przemógł i zabrał za samego siebie, jak to się mawia. Wyprowadził gospodarstwo z długów i zaczął żyć normalnie. Marty zamieszkała z mężem w jego, rzecz jasna, domu, odwiedzała często ojca, jednak jej ubogie pochodzenie odbijało się w każdych jej czynach, przez co niekiedy przynosiła wstyd Edwardowi. Ten jednak potulnie przymrużał na to oko, nie zmuszał też jej do spełniania jej małżeńskich obowiązków, czekał w nadziei, że ta sama do niego przyjdzie.
Gdy zbliżał się koniec sierpnia, rozeszła się wielka plotka, że zaraza powróciła. Ponoć był to ten sam nieznany dotąd szczep, lub też zmutował się z innym syfilisem. W niemalże tym samym czasie zaraza wybuchła ponownie w Europie, Afryce i Ameryce. Jednak jej przebieg był stosunkowo bardziej zabójczy od poprzedniego. Z zeznań różnych lekarzy nowa odmiana hiszpanki była 10-krotnie bardziej zabójcza niż poprzednia.
Mieszkańcy Oldhawk na razie mogli spać spokojnie, jednak Edward bał się o żonę i zdecydował się uchronić przed chorobą w większym mieście – wybór padł na Filadelfię. I tak też się stało. Marticia Collins bez największych oporów przyjęła propozycję, nie do odrzucenia Pewnie, dlatego, że w tym mieście mieszkała przecież siostra Kattlie i szwagier Hugo, no, a tym bardziej z pewnością interesował ją fakt, że spotka tam George’a. Ale czy to możliwe, by on tam jeszcze był?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:07:00 15-08-09    Temat postu:

Interesujące - ta obleśna, nie cierpiania przeze mnie postać zwana Collinsem ma ludzkei odruchy i nawet Marty nie cierpi przy nim za bardzo. Inna sprawa, że nie jest szczęśliwa, tym bardziej, że nadal tęskni za Georgem. Jakie chłopak przeżyje rozczarowanie, gdy dowie się, co ona zrobiła...;(. Czy zrozumie jej postępek?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:26:57 17-08-09    Temat postu:

Cóż, w zaistniałej sytuacji nie dziwię się, że Marty przyjęła propozycję Collinsa. Ciekawi mnie niezmiernie, czy los zetknie ją jeszcze z Georgem, a jeśli tak - jak to spotkanie będzie przebiegać, zwazywszy, że dziewczyna ma teraz męża.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fuente
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 825
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:16:02 24-08-09    Temat postu:

Nie, nie, ja się na takie coś nie zgadzam. Marty żoną Collinsa? Oo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 6:49:02 26-08-09    Temat postu:

Przapraszam, za opóźnienia (uff... chwała Bogu, że nikt się nie skarży ), ale miałem pewne obowiązki. Zaległe odcinki "Bestii". Następne newiki pojawią się szybciej niż zwykle, bo "Bestia" cały czas w weekendy . Oho... ostatni już weekend wakacji.
Z góry przepraszam za długość Samo jakoś wyszło.

Odcinek 17

I stało się to, o czym z pewnością marzyła Marticia. Przyjechała do Filadelfii. Jak na tamte czasy miasto przypominało trochę ogrom, jednak trudno dzisiaj porównać Filadelfię, jako jedną z wielu metropolii Stanów Zjednoczonych, z tą z 1918 roku. Różnica jest kolosalna. Dzisiaj wznoszą się tam wyższe o wiele budynki, jak i przestronniejsze ulice. Wszak, niegdyś była to stolica. To właśnie tutaj 4 lipca 1776 roku podpisano wiekopomną Deklarację Niepodległości czyniąc tym samym ze zlepku kolonii jedno Państwo. Miasto, jak to miasto. Ponoć każde leżące na północy miało swój własny, zwariowany styl. Położenie pewnie też wiele wskazywało na ten syndrom, bowiem północ od lat kojarzy nam się chyba z Jankesami. A Jankesi znani byli z przemysłu i pracy własnoręcznej, jak i z upodobań trochę do szaleństw, choć w tym wypadku można by mówić raczej o handlowym szaleństwie. Ówczesne targi jankeskie wyglądały, jak zlepek kilku jarmarków – czyli głośno i trochę szalano. Z pewnością w zwyczaj handlu i przemysłu wsiąkli Nowojorczycy, dzisiaj, bowiem Nowy York, to największa metropolia na świecie, znana z wielu placówek handlowych i przemysłowych.
Marty, właśnie wsiadała do ekstrawaganckiego wozu małżonka. Edward z dnia na dzień popisywał się przed nią, coraz to droższymi włościami. Zmierzali w kierunku ulicy Jeffersona, aby tam się osiedlić. Marty była bardzo zachwycona odmiennością wiejską, a miejską. Na miejscu powitała ich pani Giovanna – ich gospodyni. Kobieta o niskim wzroście, bardzo przyjacielskim usposobieniu. Kiedy Marty zobaczyła ją po raz pierwszy przypomniała jej się babka Magdalena.
- Witam bardzo serdecznie! Państwo Collins! Jestem Giovanna, gospodyni – już na wstępie pokazała swój największy atut – tj. gościnność.
- Miło mi! – zawołała serdecznie Marty.
- A niech mnie? Jakaż pani młoda! – dodała zaskoczona gospodyni. Zwykle w tym wieku dziewczyna miała dużo młodszego narzeczonego, ewentualnie małżonka.
- W naszej rodzinie cieszymy się niesłabnącą młodością – dodała z ironią, choć marzyła by odpowiedzieć, że dzisiaj spotyka się toksyczne związki, w których model typu córka-dziadek, jest bardzo kontrowersyjny. Nie ukrywała w duszy, że Collins w jakiś sposób otaczał ją trucizną. Trucizną swojej wyniosłości.
- Zapraszam, zapraszam! – zachęcała starsza pani.
- Kochanie, czy zechciałabyś odwiedzić siostrę? – spytał uprzejmie małżonek.
- Niestety jeszcze nie wiem gdzie mieszka.
- Bez obaw! Zaraz wszystkim się zajmę – zaraz po wejściu do przestronnego domu dopadł słuchawki telefonu, a po chwili odezwał się głos telefonistki
- Dzień dobry! Czym mogę służyć? – i to było dla Marticii nowością. W Oldhawk nie było telefonów, wszystko przenoszono ustnie lub pisemnie.
- Proszę mnie połączyć, z domem państwa Gobb – powiedział Edward bardzo powoli, by wyjaśnić Marty jak ma się zachować, gdy przyjdzie jej skorzystać z telefonu.
- Rozumiem, proszę chwileczkę zaczekać – dosłyszała uprzejmy głos telefonistki. Po chwili rozległ się króciutki sygnał zwiastujący nowe połączenie. Rozpoznała znajomy głos siostry.
- Halo?
- Witam, czy mam przyjemność z panią Kattlie Gobb? – Edward zachowywał się dość komicznie. Pauzował, ciągle wyjaśniając żonie jak ma prowadzić telefoniczną konwersację. Marty wydał się żałosny, z drugiej strony zawsze uważała go za bardzo pysznego i godnego współczucia mężczyznę. Na przemian zwracała również uwagę na słowa Kattlie.
- Jestem przy aparacie.
- Z tej strony Edward Collins.
- Pan Collins? Miło mi!
- Właśnie przyjechaliśmy do miasta.
- Naprawdę? A to świetnie... świetnie!
- Marty chciała z panią porozmawiać, już ją daję – słuchawka delikatnie przeszła z jednych rąk do drugich. Marty usłyszała w końcu bezpośrednio głos kochanej Kattlie.
- Siostrzyczko?
- Marty! Kochana! Witaj! Co tam słychać? Jak tam w małżeństwie?
- Yyy… No w miarę dobrze! – Kattlie była bardzo bezpośrednia. Do tego jej poufałość przybrała wyraźniejszego kształtu. To pewnie sprawka Huga, on zawsze był stosunkowo śmiały. To czyniło go niezwykłym.
- Jakoś nie słyszę w twoim głosie entuzjazmu – kolejna bezpośredniość, troszkę ją zmieszała.
- Porozmawiamy o tym w cztery oczy, w porządku?
- Jak uważasz. Słyszałam, że ojciec się od jakiegoś czasu poprawił.
- Tak, już nie pije. Trochę ciężko mi było opuszczać dom, ale, w końcu uznałam, że musze także mieć czas na własne życie – chyba nie wierzyła w to co mówi. Ona przecież już nie miała własnego życia. Ono już dawno się zakończyło.
- Nie martw się. Przyzwyczaisz się do tego miejskiego gwaru! Mam nadzieje, że przywiozłaś rodzinne fotografie?
- Tak! Nawet te, na którym jesteśmy jeszcze małe!
- O! Naprawdę? No to nie mogę się doczekać! Słuchaj… wiesz… że widziałam na mieście Lucy?
- Lucy? A skąd… skąd ona się tu wzięła? – przez chwilę z trudem układała jakieś słowa, tak dawno nie widziała się z przyjaciółką.
- Jak to? Przecież tutaj studiuje! Nie mówiła ci?
- Owszem, ale miała studiować w stolicy – przypomniała sobie.
- Jak widać los chciał inaczej. To chyba lepiej dla ciebie, nie uważasz?
- Ile tam już jest?
- O… będzie gdzieś już z 3 tygodnie!
- O... to prawie tyle samo odkąd się pobraliśmy z Edwardem. Ale zbieg okoliczności – powoli odzyskiwała dobry humor, jak i wracała jej szczerość. Kattlie zawsze wpływała na nią tak kojąco.
- W każdym razie, bardzo jej się tutaj podoba! Mieszka ponoć w pensjonacie Franklina! Opowiadała mi o sympatycznym sąsiedzie… często ponoć się z nim oprowadza!
- Tak? Kto by pomyślał? – zachichotała, wyobrażając sobie tą niewinną Lucy w szponach miłości. Przez chwilę pomyślała, że równie dobrze mogła by być ona, gdyby los potoczył się inaczej. Ponownie pochmurniała – chyba starczy już tej rozmowy. Mam na głowie tyle spraw!
- Tak? Ja też… zapraszam was jutro do nas!
- A jak tam trafimy?
- Nie bój nic! Mieszkamy w centrum, na Niepodległości! Traficie bez problemu! Ja tam idę do sklepu odwiedzić Huga!
- A więc Hugo pracuje?
- Tak! Mamy sklep! Chyba znowu nic ci nie mówiłam! Ach!
- Nie szkodzi! No to trzymaj się Kattlie! Do zobaczenia! Całusy i dla Huga!
- No, trzymaj się zdrowo! Do jutra!
- Uff – odetchnęła z ulgą. Kattlie nie wyczuła w jej głosie pewnego rozczarowania, smutku, czy nawet zazdrości, że jej się układa, a ona jest częścią niewidzialnego związku. Przez chwilę zżerała ją zazdrość. Przez wzgląd na Edwarda, zaczęła atakować ją momentami pewna wyniosłość, przed którą uciekała. Nie chciała być nigdy żoną Edwarda, ale kiedy tylko przez moment czuła się ponownie tamtą Marty, ogarniał ją smutek, że to tylko wspomnienie, bajka która chce wdepnąć w rzeczywistość na siłę.

Odcinek 18

Następnego dnia, jak obiecali, pojawili się u Kattlie i Huga, Marty mając na sobie długą czerwoną suknię, prezentowała się wprost wspaniale. Edward ubrany, jak zwykle w swój smoking, próbował dodawać jej uroku.
- Och, jesteście! – przywitała ich gorąco Kattlie – już nie mogliśmy się was doczekać.
- Witaj siostrzyczko! – wymieniły się pocałunkami.
- Wspaniale wyglądasz!
- Ty również – słodziła Marty, tej sztuczki nauczyła się od Edwarda.
- Wchodźcie, wchodźcie! Zapraszam! – po tych słowach weszli do środka i usadowili się w salonie.
- Zaraz przyniosę ciasto, które upiekłam i herbatę. No chyba, że wolicie kawę?
- Hmm… obojętnie. Proszę wybaczyć mi śmiałość pani Gobb, ale czyż nie służba powinna to robić? – zadał pytanie w trochę ironicznym tonie Edward.
- Służba? Sam pan wie… że niektórzy traktują służbę jak śmieci. Dlatego też my radzimy sobie sami.
- Nie rozumiem. Po wyglądzie państwa domu wygląda, że stać was na to.
- Ale nie potrzebujemy dodatkowej pracy rąk. Wolę robić porządki samodzielnie, no przynajmniej się nie nudzę. Pan wybaczy, ale dla mnie dom ze służbą brzmi trochę, jak szczyt lenistwa. Ja rozumiem, że ludzie potrzebują pracy, ale usługiwanie paru gderającym leniom jest trochę, chyba nie na miejscu.
Marty z trudem tłumiła chichot. Wyobraziła sobie Edwarda, który bezradnie wyciera podłogę, nie mając o tym zielonego pojęcia. Żałosny, stary leń. Zawsze miał wszystko pod ręką. Pewnie nawet do toalety sam nie zaglądał. W końcu po co miałby się przemęczać.
- Jak pani uważa, ale służba daje gospodarzom sporo czasu na rozrywki, a taka ładna kobieta jak pani…
- Edward! – przerwała mu Marty. Znów zaczynał ten swój pseudo-flirt. Nienawidziła tego – mógłbyś nie zawstydzać mojej siostry? Jesteśmy przecież jej gośćmi!
- Przepraszam, ja tylko chciałem…
- Wiesz co, drogi małżonku? Najlepiej, to po prostu nic nie mów – przez chwilę siedzieli cicho oczekując powrotu Kattlie z kuchni. Edward wycofał się z tej słownej potyczki, chciał mieć żonę, a skoro ta jest kłótliwa, powinien to w niej stłumić. A najprostszym na to lekarstwem było milczenie.
- Już są! Proszę bardzo! Oto ciasto i herbata! – postawiła na wyścielonym piękną serwetą stoliku, ciasteczka czekoladowe. Świeża herbata kusiła swym aromatem.
- Dziękujemy! – po czym Edward pochwycił filiżankę.
- Panie Collins, czy mógłby pan potem zostawić u nas żonę? Chciałybyśmy powspominać dawne czasy i w ogóle, tyle mamy sobie do powiedzenia.
- No… dobrze! Jeśli Marticia nie ma nic przeciwko?
- W porządku! Wrócę później, najwyżej Hugo mnie odwiezie.
- Dobrze, więc – i tak przesiedział w damskim towarzystwie rozmawiając o interesach. Bo chyba tylko o tym mógł porozmawiać z Kattlie. Marty tylko siedziała wygodnie i nasłuchiwała się słowom, choć tak naprawdę to prawie nic z nich nie rozumiała. Trudno się dziwić – wszak była dziewką ze wsi, jej pochodzenie, co prawda sprytnie starał się ukrywać Collins, ale było widać niemalże na pierwszy rzut oka, że dziewczyna jest troszkę nieobyta. Gdy posilił się już dostatecznie ciastem i popił wystarczającą ilość herbaty… uznał swoją „misję” za zakończoną i udał się do centrum miasta, w celu nawiązania nowych interesów…
- Wreszcie możemy porozmawiać po ludzku – odsapnęła Marty. Nie zamierzała ukrywać przed siostrą bolesnej prawdy o ich związku.
- Wiesz, jak dla mnie to Collins, był zawsze jakiś taki zabójczo zabawny, a okazuje się, że jest po prostu zakochany w pracy i zależy mu na wykorzystywaniu taniej siły roboczej.
- Jeszcze nie znasz jego zapału do interesów. Gdyby nie znieśli niewolnictwa, kto wie, czy by teraz nie miał ze setki niewolników? Ucieka w swój własny świat, cały Boży dzień, nic tylko zarabianie i liczenie pieniędzy. Przynajmniej mnie nie dręczy, wiesz, co mam na myśli?
- Nie musiałaś wcale wychodzić za niego za mąż. Trzeba było poprosić nas o wsparcie – wypominała.
- Wybacz, ale nie lubię, być zależna od rodziny, już wolę rujnować męża, niż was – odparła trochę niezgrabnie, ale gnębienie wyniosłego Edwarda, w pewnym sensie poprawiało jej humor.
- Wygadujesz głupstwa.
- Wcale nie!
- Obie dobrze wiemy, że jesteś nieszczęśliwa! Tak samo obie dobrze wiemy, że w pewnym stopniu tęsknisz za George’em.
- Nieprawda – natychmiast podniosła głos. Wydała się tym samym, że jej zainteresowanie kuzynem tylko się powiększyło zamiast zmaleć.
- A właśnie, że tak! Nie musisz się przede mną maskować.
- No, dobrze, może trochę. Najbardziej boli mnie fakt, że nasze ostatnie spotkanie wyglądało jak…
- Mów!
- Jeszcze przed śmiercią mamy i babci jak przyjechaliście razem z Hugiem i siedzieliśmy na ganku, a wtedy przyszedł Collins i Hugo robił zdjęcia, musiałam pilnie porozmawiać z Edwardem, wtedy też zjawił się George i pocałowałam go przy Collinsie, by ten się wreszcie odczepił. Wtedy to George spostrzegł, że to wszystko była tylko gra i postanowił odejść. To moja wina.
- Nie rozumiem, naprawdę bawiłaś się uczuciami George’a?
- Tak, przyznaję się, zawiniłam i to potwornie. Najgorsze jest to, że nie pozwolił mi nawet dojść do słowa. I co on teraz sobie o mnie myśli? Już wie, jaka to ja jestem podła i bezwzględna – przez moment wyraźnie posmutniała, jej wyznanie robiło coraz bardziej emocjonalne. Kattlie natychmiast chwyciła ją za ręce.
- Marty! Nie zadręczaj się! Owszem zawiniłaś, ale nigdy przecież taka nie byłaś! Co się stało?
- Sama nie wiem, to były takie młodociane wybryki. A jak to się skończyło? Nieważne! Nie wracajmy już do tego – postanowiła po raz kolejny zbagatelizować sprawę z Goerge’em. Ostatnimi czasy robiła to bardzo często, tym bardziej, że częściej o nim myślała. Chcąc odwrócić uwagę siostry spojrzała na pudełko, które ze sobą przyniosła i wyciągnęła z niego najróżniejsze rodzinne pamiątki, głównie zdjęcia.
- O! Spójrz! – zawołała Kattlie – to, to zdjęcie kiedy oblałam Huga wodą!
- Tak! A on potem miał ci za złe, a później go suszyłaś i coś między wami zaiskrzyło.
- Hehe… O! A tutaj! Miałyśmy chyba po 5 lat!
- 7!
- Ale ty masz pamięć Marty! – winszowała jej Kattlie.
- O! A tutaj Zdjęcie z Joey’em!
- O! Tak! To był najwspanialszy brat, jakiego chciałyby mieć siostry! Mogłyśmy na nim polegać!
- To prawda! A Tutaj mama i babcia na ganku!
- Nigdy ich nie zapomnę – przypomnienie najbliższej rodziny powoli zmieniało się w poważną debatę.
- Były najlepszymi doradczyniami w sprawach sercowych! Będę mieć w pamięci słynne porady babci Magdaleny! Niechaj spoczywają w pokoju – dodała Marty.
- A to? – zawołała siostra na widok zdjęcia Marty z George’em na huśtawce!
- To… wspomnienia! – odparła przyglądając się radosnym twarzom na fotografii.
- Ty chyba coś do niego czujesz. Jednak coś czujesz.
- Nie. Odczuwam tylko ból i smutek. No i żal do samej siebie.
- Obawiasz się, że ta zaraza powróci?
- Tak i boję się, że zabierze resztę naszej rodziny. Ciebie, mnie, Huga, tatę, Edwarda, George’a.
- Nie zamartwiaj się tym. Tutaj nie dotarła. A jeśli będziemy trwać w modlitwie, to być może i nie dotrze. No już, osusz łzy i nie myśl o bolesnej przeszłości. Zastanów się nad lepszym jutrem. To nie jest Oldhawk. To miasto nadziei! – Marty w końcu się uspokoiła. Co więcej, na jej twarzy pojawiło się rozchmurzenie. Słowa siostry, tego jej było trzeba.
- Dziękuję! Kattlie! Potrafisz mnie pocieszyć!
Poczuła się ponownie jakby znowu była tą małą młodszą siostrą, której Kattlie opowiadała bajki przed zaśnięciem. Gdyby mogła cofła by się do tamtych czasów. Czasów niewinności, gdzie wszystko było kolorowe. Nikt nie musiał cierpieć. Nikt nie musiał płakać.


Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 8:40:57 28-08-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:59:59 26-08-09    Temat postu:

Nareszcie! Prawdziwa uczta nawet dla najwybredniejszego czytelnika! Witam ponownie

Cieszy mnie, że Marty po przeprowadzce może chociaż liczyć na siostrę. Widać, jak bardzo się kochają i wspierają. Ich rozmowa telefoniczna była bezbłędna, niemal same wykrzykniki

Zatrzymam się trochę przy Edwardzie Collinsie, bo to naprawdę ciekawa postać. Przemyślenia Marty na jego temat były naprawdę interesujące.
Cytat:
Edward zachowywał się dość komicznie. Pauzował, ciągle wyjaśniając żonie jak ma prowadzić telefoniczną konwersację. Marty wydał się żałosny, z drugiej strony zawsze uważała go za bardzo pysznego i godnego współczucia mężczyznę.

No i tutaj jest zawarty jego charakterek. No może dodałabym jeszcze to lenistwo i umiłowanie pieniądza. Swoją drogą, rozbawiły mnie też te zdania:
Cytat:
Wyobraziła sobie Edwarda, który bezradnie wyciera podłogę, nie mając o tym zielonego pojęcia. Żałosny, stary leń. Zawsze miał wszystko pod ręką. Pewnie nawet do toalety sam nie zaglądał. W końcu po co miałby się przemęczać.

Wyobraziłam sobie to wszystko i... Cieszę się, że mimo klimatu opowiadania nie rezygnujesz z humoru. Jest to niewątpliwy atut, przez co bardzo przyjemnie się czyta.

Kattlie to dobra kobieta, cieszę się, że chociaż ona jest szczęśliwa. Jej podejście do życia mogłoby nie jednego snoba czegoś nauczyć, ale jak widać Collins pozostaje oporny.

Oglądanie zdjęć i wspomnienia to była urocza scenka. Marty i George na huśtawce Dziewczyna ma świadomość, że zrobiła źle, ale czy będzie miała okazję naprawić swój błąd? Czy jeszcze kiedyś się spotkają?

Pewnie zapomniałam o jakiejś kwestii, ale inni mnie uzupełnią

Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:37:06 26-08-09    Temat postu:

Ogarnęła mnie jakaś nostalgia, marzenie za powrotem starych czasów, kiedy człowiek nie musiał się o nic martwić i jedynym kłopotem było to, czy zabrał drugie śniadanie do szkoły. Te czasy już minęły, teraz jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny i nawet Marty musi przyznać, że czas naprawić swoje błędy...o ile jej się uda, ale przynajmniej musi spróbować.

Przez moment miałam wrażenie, że sąsiad Lucy to George.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 23:24:42 29-08-09    Temat postu:

Wow! Co za komentarze , cieszę się że "Bestia z nikąd" to dla was coś więcej niż tylko czytadło na dobrą okazję, ale dla mnie to i tak tylko takie moje pierwsze pisarskie kroki - nieudane, po gruntownym namyśle, ale co ja tu mam do gadania .

Wracamy do stałej ramówki. Kolejne dwa odcinki. Tym razem krótsze

Odcinek 19

Jakieś 2 godziny później Marty, wedle wskazówek siostry, udała się do pensjonatu Franklina mając nadzieję na spotkanie z serdeczną przyjaciółką i nie zawiodła się. Przekierowana do pokoju 102 zapukała niepewnie, aż drzwi uchyliły się i stanęła przed nią Lucy Hugdon, szczęśliwa i rozkwitająca w miejskiej infrastrukturze.
- Och…. Marty! Mój Boże! – zawołała uszczęśliwiona. Przecież tak dawno widziały się ostatnim razem.
- Lucy! – odpowiedziała równie entuzjastycznie Marty.
- Skąd się tutaj wzięłaś?
- No cóż, ja…
- Nic nie mów! Sama zgadnę! Czyżbyś tu studiowała?
- Nie…
- A więc przenieśliście się tutaj z rodziną?
- Nie…
- No to nie wiem! Co cię tutaj sprowadza?
- Cóż… Wyszłam z mąż! – odpowiedziała po chwili milczenia. Chyba nie ma sensu jej oszukiwać.
- Za mąż? Niemożliwe, za kogo?
- Za Collinsa.
- Jak to, nie rozumiem? – odparła zdezorientowana. To było do Marty jaką znała, całkowicie niepodobne.
- Już wyjaśniam, kiedy mama i babcia umarły…
- Pamiętam… przykro mi… - przerwała, by oddać się chwilom kondolencji.
- Domostwo zaczęło chylić się ku upadkowi, brakowało pieniędzy na spłacenie długów, więc zaoferowałam Collinsowi propozycję, jeśli da mi pieniądze wyjdę za niego.
- Na miłość boską! Marty! – zawołała Lucy, tonem bliskim oskarżycielskiemu.
- Co?
- Sprzedałaś się… jak… jak…
- Ulicznica… wiem! Ale co innego miałam robić? – usiadła na kanapie, ściągając rękawiczki. Lucy dołączyła do niej – miałam patrzeć, jak nasze dziedzictwo idzie pod młotek? Myślisz, że czerpię jakąś radość życia? Owszem nie! Ale co mi innego pozostało. Może w końcu z tego wszystkiego umrę.
- Marty! Co ty opowiadasz? – Lucy gwałtownym ruchem wzięła Marty za rękę – nie wolno ci tak mówić! Rozumiesz?! Nie wolno!!
- Posłuchaj Luc – westchnęła, powstrzymując łzy – moja mama, mój brat i moja babcia odeszli! Ojciec jest nieszczęśliwy! George wyjechał przez moje krzywdy. Collins był wówczas taki sam, jak ja. Jemu też odeszła matka – tłumaczyła – zamartwialibyśmy się oboje, więc się świetnie dopasowaliśmy! Męczennik i męczennica!
- Co też ty najlepszego wygadujesz?
Przez moment milczała. Chyba nie umiała odnaleźć sensownego wytłumaczenia swojej decyzji.
- Nieważne! Nie będę cię zamęczać swoimi problemami. Lepiej powiedz, co tam u ciebie…
- Jak chcesz – milczała przez moment – studiuję poezję – oznajmiła z nutką próżności.
- Poezję?! Jak miło.
Jeszcze kilka chwil spędziły na opowiadaniu różnych plotek, aż w końcu Lucy zdecydowała się zadać Marty, to o czym chciała porozmawiać zaraz na początku jej wizyty:
- Słuchaj, co takiego zrobiłaś George’owi?
- Mówiłam już… nie wspominajmy o nim! – nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Ups… przepraszam, ale… ktoś się dobija – otworzyła drzwi. Nagle Marty usłyszała znajomy, charakterystyczny głos – Madame Lucy! Proszę, oto ciasto, w ramach rekompensaty za cudowny wieczór – Marticia nie wytrzymała, wstała z kanapy i zawołała – Lucy, czy to George?!

Odcinek 20

Nie musiała długo czekać. Przybyły sam jej odpowiedział – Czyżbym słyszał znajomy, charakterystyczny głos, co to budzi do życia ptaki? – to był on! George McDowell! Rześki, jak ostatnimi czasy, jeszcze bardziej zadowolony i rozpromieniony, niż kiedykolwiek, ubrany w swój nieodłączny strój. Stał przed Marticią uśmiechając się. Czyżby chciał zrobić dobrą minę do złej gry? To w końcu było ponoć w jego typie – ależ tak! Widzę… widzę! Kuzynka Marticia Howard! Zacna nimfa z wód brylantowych, raczyła się zjawić w panienki apartamencie.
- Cieszy, mnie to ciepłe powitanie – zaczęła Marty – bo właśnie chciałam…
- Ale zaraz! Cóż to! Jakim cudem kuzynko droga dojrzewasz w tak drogiej kreacji, czyżby los ci sprzyjał? A nie… już się domyślam! Wyszła panna… o przepraszam! Wyszła pani za Edwarda Collinsa?!
- To długa historia, właśnie chciałam…
- Proszę nic nie mówić! Sam zgadnę! Poczuła pani swą powinność, jako jednostki i sprzedała się jak towar niekochanemu mężczyźnie zyskując tym samym życie dostatniejsze i znacznie bogatsze niż te, które zostawiła w Oldhawk?
- Coś ty powiedział? Zasugerowałeś, że jestem tanią ladacznicą? – wstała i nerwowym krokiem skierowała się ku niemu.
- Prawda jest zawsze podwójna! Wychodzi na dzienne światło, by zaskoczyć! Tak i było w twym przypadku!
- Słucham?
- Przykro mi Pani Collins – zaznaczył – ale z przykrością muszę stwierdzić, iż jest pani tanią nierządnicą, która wychodząc za pana Edwarda sprzedała się tylko po to, by odnaleźć swe prawdziwe powołanie, a tym samym, by dopiec i mej osobie.
- Dosyć! – nie wytrzymała i spoliczkowała kuzyna.
Ten obojętnym wzrokiem potarł bolesne miejsce, kontynuując:
- Nie rozumiem w czym tkwi twa złość?! To raczej ja powinienem być wściekły. Wszak to ty wykorzystałaś mnie, jak stary śmieć, by mieć i swawolę z mych cierpień.
- Nie pozwalaj sobie! Myślałam, że się jakoś dogadamy.
- Za późno pani Collins! Za późno! Patrząc na panią, w tym stroju i tych drogocennych butach mogę stwierdzić bez oporu, że ten widok nie wymaga dopowiedzeń – faktycznie. Miała tego dnia na sobie naprawdę cenny ubiór.
- Przepraszam! – przerwała Lucy – wybacz Marty, ale chyba musisz już iść. Spotkamy się kiedy indziej, dobrze?
- Dobrze! Chyba rzeczywiście muszę już wyjść! A, jeszcze jedno! Posłuchaj no, kuzynie McDowell! Myśl sobie, co chcesz, ale teraz ja będę mieć i takie samo zdanie o tobie. Widać, jak potrafisz uszanować ludzi! Lucy! Mała rada dla ciebie! Nie zakochuj się w tym ignorancie, bo ten gotowy cię potem z błotem zmieszać.
- To było niegrzeczne, Marty – odrzekł w obronie George – dobrze wiesz, że to wszystko jest nieprawdą.
- Przykro mi, ale taka jest właśnie prawda, kuzynie! – obstawała przy swoim – niechaj wszelkie możliwe plagi spadną na ciebie. Niechaj będzie przeklęty dzień, kiedy cię poznałam! – po tych słowach wyszła. Kiedy zostali sami Lucy mogła zarzucić mężczyźnie, co nie spodobało jej się w jego zachowaniu.
- Jak mogłeś?
- Madame Lucy – odparł cicho, trzymając nerwowo zaciśnięte pięści, jakby chciał uderzyć w cokolwiek, by odreagować – to zbyt mała kara dla takiej kobiety, jaką jest Marticia Howard. Prawda jest taka, że ta Marty, którą znamy, odeszła, wraz ze śmiercią najbliższych – wyjaśnił smutnie. Lucy nie powiedziała już nic więcej. Szybko zmieniła temat. Nie było sensu, dłużej tego ciągnąć. Marticia Howard w oczach George’a naprawdę umarła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:52:55 31-08-09    Temat postu:

Ah, ah, ah! Jak ja mogłam! Miałam skomentować wczoraj, ale najzwyczajniej zapomniałam! Mam nadzieję, że mi wybaczysz to zaniedbanie...

Odcinki cudowne, ale jednocześnie bardzo... smutne.
Co prawda Marty spotkała swoją przyjaciółkę, porozmawiały sobie od serca, ale niespodziewane pojawienie się George'a i ich kłótnia wyraźnie potwierdziły, że kuzynek ma do niej żal. Ostatnie zdanie bardzo mnie zaniepokoiło. Czy rzeczywiście było tak źle? Marty bardzo skrzywdziła chłopaka, ale to, co on powiedział jej, także musiało nieźle zaboleć.

Co ty tam dla nich jeszcze planujesz? Czy jeszcze kiedyś ich relacje się ocieplą? Oby nie pogodzili się na łożu śmierci... Dopada mnie zły nastrój, przepraszam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:44:36 31-08-09    Temat postu:

Wiesz, zaniedbanie to raczej ja mam na tym forum... a zwłaszcza w "PiM". BlackFaclon to już pewnie ręce obgryza z niecierpliwości , niedługo się pojawię, obiecuję

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:11:36 01-09-09    Temat postu:

Taak, ktoś tu obgryzał . A co do odcinków - oj, smutne, ale ja się nie dziwie Georgowi, bo ma rację, poczuł się wykorzystany, a przecież naprawdę kochał...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 6 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin