|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:18:18 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Nadrobiłam !!
Conrad jest wyjątkowy, arogancki czasem nawet bezczelny. To przyciaga kobiety.
Oj coś będzie większego z tego układu Gaby i Conrada
Czekam na następne
A długości sa powalajace |
|
Powrót do góry |
|
|
Princessa Dyskutant
Dołączył: 18 Lis 2008 Posty: 136 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:58:03 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Wspaniała 2 odcinki
Odc.4 Ajj... Conrada w końcu znalazł idealną kobietę.., na bal oczywiście (ale pewnie tylko na razie )
Już prawie by ją pocałował
On teraz bez niej jak bez ręki.., w wszystkim mu pomaga
Odc.5 Wiedziałam ze Gaby sie zgodzi
Teraz juz sie nie umie doczekać balu
Conrad jes cudowny Taki dobry i miły był dla tego chłopaka
Teraz czekam na new;****
Ostatnio zmieniony przez Princessa dnia 9:58:38 28-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 11:42:54 28-02-09 Temat postu: |
|
|
6/10
– Wiedziałam, że to zrobisz – powiedziała Rose. Siedziały we dwie na podłodze w mieszkaniu Gaby na Brooklynie i zajadały domowe ciasteczka serowe z przygotowanym przez Rose dipem z karczochów, popijając białe wino.
– Skąd niby mogłaś wiedzieć? Nawet ja nie wiedziałam, dopóki nie zobaczyłam tego chłopca.
– Wiedziałaś, wiedziałaś. – Rose nabrała krakersem sosu. – On ci się podoba.
– Rose!
Rose roześmiała się i zanuciła piosenkę z „Kopciuszka”.
– Zamknij się! – zdenerwowała się Gaby.
– Daj spokój, Lil. Wszystkie dziewczyny lubią bajki. A tę chyba najbardziej.
– Robię to wyłącznie po to, żeby mu pomóc – upierała się Gaby. – Nie ma w tym nic osobistego, naprawdę. Zajrzyj do gazet. Już teraz widać, że robią mu złą reklamę, pisząc o jego rzekomych podbojach miłosnych. Brittany Oliver dała do zrozumienia, że gdzieś istnieje kompromitujący go film. Nie zdziwiłabym się, gdyby spreparowała którąś z własnych taśm.
– Kręcąc głową, zamoczyła krakersa w sosie. – To naprawdę żałosne. Teraz dopiero widzę, że znacznie lepiej będzie, kiedy u jego boku pojawi się ktoś zupełnie bez znaczenia, taki jak ja.
Rose wyciągnęła rękę i zmierzwiła siostrze włosy.
– No, no, Lil, nie jesteś osobą bez znaczenia, – Przecież wiesz, o czym mówię. Rose spoważniała.
– Oczywiście. I doskonale widzę zalety tego planu. Cieszę się, że postanowiłaś pomóc księciu, jednak nadal uważam, że jesteś tym osobiście zainteresowana..
Gaby podniosła wzrok na siostrę.
– Proszę cię, zmieńmy już temat.
– Dobra. Prawdę mówiąc, chcę z tobą porozmawiać o pewnej bardzo ważnej sprawie. – Sięgnęła po torbę. – George Smith, prywatny detektyw Warrena, dogrzebał się do informacji na temat naszej siostry.
Serce Gaby zabiło mocniej.
– Odnalazł ją?
– Niezupełnie. – Rose wyjęła z torby jakieś papiery. – Ale odszukał pewne informacje. – Przyjrzała się kartce, którą trzymała w ręku. – O, tu jest wszystko. Pod koniec czerwca w zeszłym roku pracowała we wschodniej Europie w ramach działań międzynarodowej fundacji dobroczynnej. – Podała kartkę Gaby.
– Coś w stylu Korpusu Pokoju?
– Właśnie.
Gaby ze zmarszczonym czołem przeczytała tekst na kartce.
– Laurel Standish... – Podniosła na siostrę pełne łez oczy. – Najpierw nazwisko... teraz praca. Życie. Wreszcie zaczyna wyglądać na rzeczywistą osobę.
Rose również miała szklisty wzrok.
– Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Kiedy Warren po raz pierwszy o niej wspomniał, pomysł wydał mi się fantastyczny, ale chyba aż do tej pory nie bardzo wierzyłam w powodzenie.
Gaby ponownie przeniosła spojrzenie na kartkę.
– Najwyraźniej nasza siostra jest bardzo dobrym człowiekiem. Widzisz, ilu zadań się podejmowała? Jest pielęgniarką. – Zaśmiała się cicho. – W kwestii troszczenia się o ludzi na pewno nas zakasowała.
– Przynajmniej wiemy, że to u nas rodzinne.
– Wychowała się na północy stanu Nowy Jork. Jej przybrana matka zmarła w zeszłym roku. To przykre. Ale ojciec wciąż tam mieszka. – Gaby ogarnęło podniecenie. – Myślisz, że powinnyśmy z nim porozmawiać?
– Oczywiście! Może przynajmniej zobaczymy jej zdjęcia, jeśli nadal jest w Europie.
– I dostaniemy jej adres! Rose pokiwała głową.
– Po raz pierwszy mam uczucie, że w końcu znajdziemy jakieś odpowiedzi. Możliwe, że ona nic nie wie o rodzicach, ale przynajmniej sama stanowi element naszej układanki.
– Już nie mogę się doczekać! – zawołała podekscytowana Gaby. – Kiedy tam pojedziemy?
– Po balu dobroczynnym, księżniczko. Nie zapominaj o swoim zadaniu. Kiedy zaczynacie?
– Zdaje się, że jutro. – Gaby poczuła w piersi niepokojący ucisk. – Jesteś pewna, że to nie jest szalony pomysł?
– Oczywiście, że nie! Przecież chodzi tylko o kilka spotkań w publicznych miejscach. – Uśmiech Rose dodał Gaby otuchy.
– W czym problem?
Problem pojawił się już następnego ranka w postaci białej limuzyny. Kierowca zapukał do drzwi, kiedy Gaby wciąż siedziała w szlafroku, z włosami owiniętymi ręcznikiem, i pijąc kawę, przeglądała poranną gazetę.
– Panienka nazywa się Tilden? – spytał. Ubrany był w stosowną liberię, ale silny akcent z New Jersey zdradzał jego pochodzenie.
– Tak. Pan w jakiej sprawie?
– Książę Conrad przysłał mnie po panią. Gaby zmarszczyła brwi.
– Ma pan jakiś dokument tożsamości?
– Jasna sprawa. – Wyciągnął z kieszeni prawo jazdy. – Mam też wiadomość dla pani. – Z drugiej kieszeni wyjął kopertę. – Poczekam na dole.
– Dziękuję. – Gaby zamknęła drzwi i wróciła do kuchni. Wypiła resztkę stygnącej kawy i przeczytała krótki liścik.
Droga Gaby!
Nie znam Cię zbyt długo, ale chyba wystarczająco dobrze, by domyślić się, że w pierwszym odruchu zechcesz odesłać samochód, który po Ciebie przysłałem. Proszę, żebyś tego nie robiła. Wyświadczasz mi ogromną grzeczność, a ja zdaję sobie sprawę, że pomagasz mi kosztem swojej pracy zawodowej. Pozwól mi więc na ten drobny gest, który choć trochę ułatwi Ci życie.
Szofer będzie czekał na dole, dopóki do niego nie zejdziesz lub do chwili, gdy dam mu znać, że ma wracać bez Ciebie. Mam nadzieję, że wybierzesz to pierwsze rozwiązanie.
Z poważaniem
Conrad
Przeczytała ten list kilka razy. Wszystko się zgadza, pomyślała z uśmiechem. Faktycznie, w pierwszym odruchu zamierzała odesłać kierowcę i wybrać się do pracy tak jak zwykle. Lecz Conrad rzeczywiście ułatwił jej trochę życie. Teraz przynajmniej nie musiała się tak spieszyć.
Nie sposób było nie docenić tego, że potrafił wszystkiego się domyślić. Jak na mężczyznę, który miał wyłącznie udawać jej chłopaka, wydawał się całkiem dobrym partnerem.
Ubrała się szybko i zeszła na dół. Dzieci z sąsiedztwa obstąpiły samochód jak mrówki, a kierowca jeszcze bardziej rozbudzał ich ciekawość, opowiadając o tym, jak szybko można jeździć limuzyną i jak świetnie się ją prowadzi.
Kiedy zobaczył Gaby, wyprostował się i chrząknął zmieszany.
– Bardzo przepraszam, psze pani.
– Och, niech pan da spokój! – Roześmiała się. – Na tej ulicy nieczęsto trafia się takie widowisko.
Kierowca dokończył więc swoją opowieść, choć najwyraźniej przerzucił się na wersję uproszczoną, i poprosił dzieci, żeby się odsunęły. Posłusznie rozstąpiły się na boki, wciąż jednak nie spuszczając wzroku z dziwacznego zjawiska, jakim był ponad siedmiometrowy samochód, który cicho ruszył od krawężnika i odjechał ulicą.
W przeszłości, kiedy Gaby od czasu do czasu pozwalała sobie na taką ekstrawagancję, jaką było wezwanie taksówki, na kiepskiej nawierzchni czuło się każdą dziurę, natomiast limuzyna sunęła po jezdni tak gładko jak gondola po weneckich kanałach.
Zanim Gaby się zorientowała, zatrzymali się przed hotelem „Montclair”. Kiedy sięgnęła do klamki, ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła, że na ulicy stoi książę Conrad.
– Sam się tym zajmę – powiedział, odprawiając szofera. Wyciągnął rękę i pomógł Gaby wysiąść.
Zaskoczyły ją błyski fleszy i trzask wyzwalanych migawek. Wpatrzona w Conrada nie zauważyła tłoczących się wokół reporterów. Dopiero teraz przypomniała sobie o swojej roli.
Kiedy książę pochylił się, posłusznie podsunęła policzek, starając się dostosować do swojej roli i nie myśleć o strzelających aparatach i nawoływaniach paparazzich.
– Jak się pani nazywa?
– Czy to pana nowa dziewczyna?
– Kim ona jest?
Conrad zaborczym gestem otoczył Gaby ramieniem.
– To jest Gaby Tilden. W sobotę wieczorem będzie mi towarzyszyć na balu charytatywnym ku czci księcia Fredericka, który odbędzie się w Sali Gwiaździstej.
– Czy to poważny związek?
Ręka Conrada zacisnęła się mocniej w jej pasie.
– Jesteśmy po prostu przyjaciółmi – odparł.
Gaby wiele razy słyszała w telewizji, jak w ten właśnie sposób odpowiadały gwiazdy filmu. Jak większość ludzi, ona również nie wierzyła w takie deklaracje.
– A co pani powie, panno Tilden? Czy to w tym hotelu pracowała pani, nim poznała pani Jego Wysokość?
– Właśnie tu się poznaliśmy – odpowiedziała gładko. Sama była zaskoczona, że poszło jej tak łatwo.
– Nie zapomnijcie odesłać czytelników do strony internetowej: princefrederickfoundation.com – dodał Conrad, kierując się w stronę wejścia.
– Ta idea naprawdę zasługuje na uwagę – dorzuciła Gaby. Książę uśmiechnął się z wdzięcznością. Szli do hotelu, nie oglądając się za siebie, chociaż Gaby nie mogła pozbyć się wrażenia, że na plecach czuje wycelowane w siebie obiektywy.
Odprężyła się dopiero wtedy, gdy weszli do apartamentu.
– Boże, to zaledwie ułamek tego, przez co musisz bez przerwy przechodzić – jęknęła, opadając na kanapę. – Jak ty to wytrzymujesz?
– Miałem trochę lat, żeby nauczyć się to ignorować – odparł.
– Faktycznie, twój spokój działał na mnie kojąco – przyznała Gaby. – Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie mogła oprzeć się o ciebie.
– Na szczęście nigdy nie będziesz musiała się tego dowiedzieć – uśmiechnął się.
– Uff! – Odchyliła się na oparcie. – Chyba musiałabym być naprawdę mocno zakochana, żeby znosić coś takiego. – Ledwie skończyła mówić, uświadomiła sobie, że zabrzmiało to dość niegrzecznie. – Chociaż z pewnością dziewczyny chętnie się na to zgadzają, byle tylko przebywać w twoim towarzystwie.
Conrad roześmiał się.
– Jedynie szalona kobieta mogłaby się na to zgodzić. I to bez względu na powody.
– Myślę, że jest wiele takich, które uznałyby, że warto. Zresztą nie było aż tak źle. – Wzruszyła ramionami. – Tylko jak w tej sytuacji znajdziesz przyszłą żonę?
Książę wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.
– Nie wiem. Jak widzisz, na razie nie jestem żonaty.
– Czy to znaczy, że w ogóle nie chcesz się ożenić? – naciskała Gaby. Sama nie potrafiła zrozumieć, czemu zadaje takie zuchwałe pytania, jednak ciekawość była silniejsza.
– Ożenię się – odpowiedział szybko i zaraz się poprawił: – To znaczy, mam taką nadzieję. Muszę tylko znaleźć odpowiednią kobietę.
– A jaka powinna być idealna kandydatka? Przyjrzał się jej podejrzliwie.
– Nagle zrobiłaś się strasznie ciekawa. Uśmiechnęła się.
– Skoro już po kilku minutach w świetle fleszy dzieje się ze mną coś takiego, możesz sobie wyobrazić, co będzie w sobotę, kiedy spędzę z tobą cały wieczór.
Obrzucił ją poważnym spojrzeniem, a po chwili na jego policzku pojawił się charakterystyczny dołek.
– Chcesz mnie podpuścić, tak? – spytał.
– Może troszkę – zgodziła się niechętnie.
– Czasami jest pani bardzo wymagająca, panno Tilden.
– Już mi to mówiono.
– Dla mnie to coś nowego – powiedział po chwili. – W moim kraju wszystkie kobiety wiedzą, kim jestem, i zdają sobie sprawę z tego, co to znaczy zostać księżną Genui. Rzadko spotykam pannę, która nie byłaby zainteresowana objęciem tej roli.
Gaby poczuła, że twarz zaczyna ją palić.
– Więc spotkałeś, bo mnie z pewnością to nie interesuje. Możesz mi wierzyć.
– Wierzę. Dlatego właśnie w twoim towarzystwie tak dobrze się czuję.
Roześmiała się głośno.
– A to zabawne. Właśnie powiedziałeś, że lubisz moje towarzystwo, bo nie jestem kobietą, która marzy o tym, żeby spędzać z tobą czas.
Dołeczek w jego policzku pogłębił się jeszcze bardziej.
– Rzeczywiście – przyznał ze śmiechem. Usiadł obok niej na kanapie. – No, ale przynajmniej wiem, że się z tym zgadzasz.
– Oczywiście.
– Świetnie. To gdzie dziś pójdziemy na kolację?
Gaby wstrzymała oddech. Zgodziła się wprawdzie przez kilka dni udawać przyjaciółkę Conrada, lecz wciąż czuła się w tej roli trochę dziwnie.
– Nie rozmyśliłaś się, prawda? – zapytał, jakby czytał w jej myślach.
– Nie – odparła szybko, choć właśnie to chodziło jej po głowie. Denerwowała się perspektywą bywania w mieście z tym znanym, potężnym mężczyzną. No i zdecydowanie nie miała ochoty być fotografowana przez paparazzich. Jednak... naprawdę polubiła Conrada. I chociaż bała się pokazać z nim publicznie, to prywatnie czuła się w jego towarzystwie wręcz znakomicie.
Strasznie to zagmatwane, uznała.
– Nie, nie zmieniłam zdania. Nie była w stanie wyrazić swoich skomplikowanych uczuć. – Właściwie... wydaje mi się to całkiem interesujące.
– Naprawdę? – Książę spojrzał na nią zdziwiony.
– Naprawdę. – Kiwnęła głową. – Chyba nigdy więcej nie zdarzy mi się coś podobnego.
– Zabawne, że to mówisz – powiedział, zaglądając jej w oczy. – Właśnie przez tych kilka ostatnich dni myślałem sobie, że może nigdy nie będę miał takiego szczęścia, żeby ktoś znów traktował mnie normalnie. Tak jak ty.
– Czyli dawał ci się we znaki? Czy to miałeś na myśli? – zakpiła.
Twarz Conrada pozostała poważna.
– W pewnym sensie tak. Tam, skąd pochodzę, ludzie boją się mi dokuczyć. Głównie mi potakują, zgadzają się z moim zdaniem... Często zastanawiam się, co mówią, kiedy odchodzę. – Uśmiechnął się. – Ale tego nigdy się nie dowiem.
Gaby poczuła, że serce jej mięknie.
– Nigdy nie przyszło mi do głowy, jakie to może być trudne, gdy ludzie traktują cię z taką czcią.
Conrad skrzywił się zabawnie.
– Nie zamierzam się żalić. Z pewnością jest też wiele dobrych stron. Mam bardzo wygodne życie. Prawdę mówiąc, dopóki tu nie przyjechałem, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że czegoś mi brakuje.
Gaby wpatrywała się w swoje dłonie, próbując znaleźć jakąś sensowną odpowiedź. Niestety, nic jej nie przychodziło do głowy.
– Przykro mi to słyszeć – powiedziała w końcu. Conrad pochylił się w jej stronę. Bijące od niego ciepło poczuła wcześniej niż dotknięcie ręki na policzku. Odwróciła głowę.
– Jesteś taka piękna. – Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią przenikliwie, zupełnie jakby chciał się nauczyć jej na pamięć. – Żałuję, że nie mogę zostać dłużej w Nowym Jorku i poznać cię lepiej.
– Nie ma znowu co poznawać – powiedziała bez tchu.
Pokręcił głową.
– Nieprawda. Pochylił się do jej ust.
W chwili, kiedy ich wargi się zetknęły, serce Gaby podskoczyło do gardła jak wówczas, gdy w dzieciństwie jeździła kolejką górską na Coney Island. I tak jak w kolejce ogarnął ją strach zmieszany z wielką radością. Oba te uczucia tak bardzo przenikały się nawzajem, że nie była w stanie się nad tym zastanawiać. Mogła tylko poddać się zmysłom.
I tak też zrobiła. Upajała się smakiem jego warg, wdychała jego męski zapach, a gdy otoczył ją ramionami i przyciągnął do siebie, całkiem się poddała.
Nagle nie było księcia i Kopciuszka, lecz kobieta i mężczyzna... charyzmatyczny, zniewalająco przystojny, niesamowicie męski.
– Nie powinniśmy tego robić – próbowała zaprotestować pomiędzy pocałunkami. – To miał być tylko biznes.
Conrad odsunął się na chwilę.
– Chyba nie wzięłaś tego za część naszej umowy?
Gaby odetchnęła głęboko. Niestety nie była w stanie zapanować nad rumieńcami, które pokryły jej policzki.
– Nie... Nie to miałam na myśli...
– To dobrze. – Książę pocałował ją jeszcze żarliwiej niż poprzednio.
Wtuliła się w niego, uznając, że pozwoli sobie na jeszcze kilka chwil tej cudownej przyjemności, zanim zacznie nalegać, by wrócili do rzeczywistości.
Tyle że to wcale nie było takie proste. Pocałunki Conrada były cudowne. Nigdy jeszcze nie doświadczyła czegoś podobnego. Była kobietą, która przez całe życie czuła się jak odmieniec, która nie wiedziała, skąd pochodzi ani gdzie właściwie jest jej miejsce, ale w Conradzie było coś, co ją szczególnie pociągało.
To przecież szaleństwo, pomyślała. Na Boga, przecież on jest księciem! Jego rodzina od siedmiu czy ośmiu wieków rządziła europejskim królestwem. Jak jego przodkowie, tworzył historię. Ona to zaledwie maleńki znak zapytania na mapie świata, podczas gdy on był wielkim wykrzyknikiem. Pozwalając sobie na uczucie do niego, z miejsca ustawiała się na przegranej pozycji. Nie było mowy, żeby kiedykolwiek potraktował ją poważnie. Nie było dla nich żadnej przyszłości. Teraźniejszości zresztą też nie. Mogła liczyć najwyżej na kilka wspólnych dni, które spędzą razem dla dobra Fundacji. I to wszystko.
Tym razem odsunęła się bardziej zdecydowanie.
– Nie możemy – powiedziała, choć zdawała sobie sprawę, że zarówno jej oczy, jak i usta mówią coś całkiem przeciwnego.
Na szczęście Conrad był dżentelmenem.
– Czy coś się stało?
Pokręciła głową, czując, że znów się czerwieni. To już drugi raz w ciągu zaledwie dziesięciu minut!
– Nie należę do tych kobiet, które mogą... robić to... – bezradnie machnęła ręką – dla zabawy. Nie szukam łatwej przygody.
– Gaby. – Conrad ujął jej dłonie i zmusił, żeby na niego spojrzała. – Nigdy bym cię w ten sposób nie wykorzystał.
– Nie sugerowałam, że chcesz mnie wykorzystać. – Miała wrażenie, że wszystko, co mówi, brzmi niewłaściwie. – Ale ty za kilka dni wyjeżdżasz, a nawet gdybyś został... – Wzruszyła ramionami. – I tak odejdziesz. A ja nie chcę... smucić się z tego powodu.
Jego usta drgnęły w uśmiechu.
– Twoje słowa przynoszą mi zaszczyt.
– A ja mam wrażenie, że to wszystko brzmi głupio – westchnęła.
Conrad wyciągnął rękę i delikatnie przesunął kciukiem po jej policzku.
– Wcale nie. Uszanuję twoją prośbę. Rozumiem cię. Oczywiście masz rację. Za kilka dni będę musiał wracać do domu, wiele tysięcy kilometrów stąd. Nie ma sensu zaczynać czegoś, czego nie moglibyśmy kontynuować.
Tak jakby w ogóle mógł kontynuować związek z Amerykanką, która nie ma odpowiedniego pochodzenia.
– Jednym słowem, zgadzamy się.
Nie odsunął się od niej i prawdę mówiąc, wcale tego nie chciała.
– Zgadzamy się.
Przełknęła nerwowo ślinę, próbując zebrać siły, żeby się podnieść, odsunąć lub chociażby spaść z kanapy... Do diabła, musiała zrobić cokolwiek, żeby powiększyć dystans między nimi, zanim rzuci się ponownie w jego ramiona!
– No więc... – Z trudem wyrównała oddech. – Wracając do naszej rozmowy, gdzie pójdziemy na kolację? To chyba powinien być jakiś kameralny lokal, a jednocześnie na tyle znany, żeby nas zauważono.
Conrad patrzył na nią z podziwem.
– Świetnie to ujęłaś. Znajdziesz coś takiego?
To akurat mogłaby zrobić nawet z zamkniętymi oczami.
– Może „Hitchcock”? – zaproponowała. – W Alei Amsterdamskiej. Sympatyczny mały lokal, wystarczająco elegancki, żeby gościć kogoś takiego jak ty... – Uśmiechnęła się, gdy z piersi Conrada wyrwało się westchnienie. – A przy tym bez pretensjonalnego zadęcia. Myślę, że się nadaje. Conrad skinął głową.
– O ósmej?
– Dobrze. Pójdę teraz do biura i wszystko załatwię.
– Profesjonalna jak zwykle.
Gaby wzruszyła ramionami, podniosła się z kanapy i odruchowo poprawiła ubranie.
– Taka jest moja praca.
– Mam jeszcze jedną prośbę.
– O co chodzi?
– Chciałbym, żeby z domu towarowego „Melbourn” przyszedł ktoś, z kim ustaliłabyś, co włożysz na bal.
– To nie będzie konieczne – sprzeciwiła się.
Czy aby na pewno? – zreflektowała się natychmiast. Nie miała niczego, co nadawałoby się na tego typu imprezę. Nawet Rose nie bywała na tak wytwornych przyjęciach.
Ostatecznie chodziło przecież o dobre imię Conrada. Powinna wyglądać odpowiednio do swojej roli. Należało uszanować jego zdanie i podporządkować się jego życzeniu.
– Ale oczywiście nie mam nic przeciwko, jeśli dzięki temu będziesz się czuł spokojniejszy – poprawiła się szybko.
– Będę spokojniejszy, jeśli trochę ci to ułatwię. Nie chcę sprawiać ci więcej kłopotu, niż to konieczne. Zrobimy to dziś po południu. Ty się odprężysz, a pracownik sklepu pozna twój gust i pokaże ci kilka kreacji do wyboru. – Uśmiechnął się. – Czy to ci odpowiada?
– Oczywiście. – Ruszyła do wyjścia. – O której będzie ci najwygodniej? Mogę umówić pracownika sklepu na drugą, jeśli ci to pasuje.
– Robisz już wystarczająco dużo – powstrzymał ją. – Pozwól, że sam się tym zajmę. W takim razie o drugiej.
Gaby nie przywykła, żeby wykonywano za nią jej pracę, szczególnie gdy chodziło o sprawy, które zwykle załatwiała dla gości hotelu. Jednak Rose wciąż jej powtarzała, że od czasu do czasu powinna sobie trochę odpuścić, więc może teraz właśnie nadeszła taka chwila?
– No to do zobaczenia – powiedziała z uśmiechem i ruszyła w głąb korytarza.
Aż do chwili, gdy wsiadła do windy, czuła na sobie spojrzenie Conrada. |
|
Powrót do góry |
|
|
Hope King kong
Dołączył: 21 Lut 2009 Posty: 2373 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:43:55 28-02-09 Temat postu: |
|
|
nareszcie beso taka słodka ta scenka była Conrad na prawdę jest dżentelmenem, nawet limuzyne po nią przysłał
szkoda mi Gaby, bo jak książę wyjedzie to ona na pewno będzie cierpiała a może nie? może ich losy potoczą się inaczej ?
mam na dzieję czekam na new :] |
|
Powrót do góry |
|
|
bronislawa Debiutant
Dołączył: 25 Kwi 2007 Posty: 89 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:06:18 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Ta telenowela jest rowniez spaniala jak inne twoje:) Jeju jak ty swietnie piszesz........Uwielbiam czytac twoje produkcje |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:14:43 28-02-09 Temat postu: |
|
|
7/10
– A więc to ma być kolacja dla trzech osób w „Hitchcocku” o ósmej wieczorem? – mówiła Karen do słuchawki, kiedy Gaby weszła do biura. – Księżna Drucilla, lady Ann i lady Penelope... Tak, zapisałam. Oczywiście, Wasza Wysokość. – Odłożyła słuchawkę i właśnie miała ją znowu podnieść, kiedy Gaby ją powstrzymała.
– Żartujesz sobie, prawda? – spytała ją ze zdumieniem. Karen spojrzała na nią zaskoczona.
– O czym mówisz?
– O rezerwacji dla księżnej Drucilli i spółki. Recepcjonistka zmarszczyła brwi.
– O co ci chodzi, Gaby? Gaby pokręciła głową.
– Przepraszam. To po prostu niezwykły zbieg okoliczności. Dopiero przed chwilą namawiałam księcia Conrada na kolację o ósmej w „Hitchcocku”, a kiedy tu weszłam, ty właśnie rozmawiałaś o rezerwacji. Dla nich. – To wydawało się wprost nieprawdopodobne. Przecież księżna Drucilla nie miała możliwości, by podrzucić drugą pluskwę do pokoju Conrada! Od chwili, kiedy zorientował się, że raz to zrobiła, nie pozwalał, by zbliżała się do jego apartamentu.
Niemniej jednak działo się coś dziwnego.
– Chyba będę musiała zaproponować Conradowi jakieś inne miejsce – powiedziała na głos.
– O, to on już jest dla ciebie Conradem? – zachichotała Karen. – Zaczynacie się do siebie zbliżać, co?
– Tak właśnie mają wszyscy myśleć – odparła Gaby i pokrótce wyjaśniła koleżance całą sytuację.
– Mam pomysł – powiedziała Karen, kiedy Gaby skończyła. – Pamiętasz Antonia, tego kucharza od Maggie?
Gaby kiwnęła głową.
– Właśnie otworzył fantastyczną knajpkę w centrum. Nazywa się „Bell’arrivo”. Jedzenie jest wyśmienite, atmosfera cudowna, a ponadto to w całkiem przeciwnym kierunku od restauracji, do której wybiera się księżna.
Gaby pstryknęła palcami.
– Jesteś genialna. Już tam dzwonię.
– Nie – powstrzymała ją Karen, chwytając ją za rękę. – Pozwól, że ja załatwię rezerwację. W tym tygodniu powinnaś być traktowana jak księżniczka.
Gaby uśmiechnęła się. Za chwilę uwierzę, że święta zaczęły się miesiąc wcześniej, pomyślała.
– Dzięki, Karen. Jesteś wspaniała. – Wróciła do swojego pokoju i wybrała numer Conrada. – Przed chwilą rozmawiałam z Karen, która zasugerowała inną restaurację. Czy nie masz nic przeciwko temu, że zmienię to, co ustaliliśmy?
– Ależ skąd. Zgadzam się na wszystko, na co tylko masz ochotę.
Taka deklaracja brzmiała dość niebezpiecznie.
– Dobrze. Zapewniam cię, że nie będziesz żałował tego, co powiedziałeś.
– Ja też jestem tego pewien. A właśnie... Zadzwoniłem do „Melbourn” i obiecali, że o drugiej przyślą kogoś o imieniu Maureen. Muszę za chwilę wyjść, więc weź swój klucz.
– Nie ma potrzeby – zaprotestowała. – Mogę skorzystać z innego pokoju.
– Nalegam – rzucił krótko Conrad. – Baw się dobrze. Do zobaczenia. – Rozłączył się, nim zdołała odpowiedzieć, i była niemal pewna, że zrobił to celowo.
Z westchnieniem usiadła w skórzanym fotelu, na kupno którego namówiła Gerarda kilka miesięcy temu. Żartował wtedy, że w takim wygodnym fotelu łatwo zapaść w drzemkę, i faktycznie po chwili jej głowa zaczęła się kiwać. Zdawało się jej, że wcale nie śpi, gdy nagle zerwała się na równe nogi. Zegar, który stał na biurku, wskazywał kwadrans po drugiej.
Pobiegła do windy i niecierpliwie wcisnęła guzik. Wysiadła na piętrze Conrada w momencie, kiedy zniewieściały mężczyzna drobnej budowy właśnie zamierzał wsiąść do kabiny. Mijała go już, ale instynkt kazał jej zawrócić.
– Przepraszam. Czy przypadkiem nie przyszedł pan z „Melbourn”?
Młody człowiek cofnął się na korytarz.
– Pani chyba nie jest Gaby? Kiwnęła głową.
– Owszem, to ja.
Mężczyzna westchnął dramatycznie.
– Widzę, że będę miał pełne ręce roboty! Wystarczy spojrzeć na włosy!
Gaby zerknęła do lustra. Niestety, nieznajomy miał rację. Wyglądała fatalnie. Od spania w fotelu włosy były potargane i przyklapnięte.
– Pójdę po szczotkę – zaczęła, ale mężczyzna nie pozwolił jej na to.
– Moja droga, tobie nie jest potrzebna szczotka, tylko całkowita zmiana wizerunku.
– Słucham? Myślałam, że jest pan sprzedawcą...
– Jestem stylistą, kochana, i wygląda na to, że pojawiłem się w samą porę. – Ujął Gaby pod ramię i ruszył w stronę apartamentu Conrada.
– Jedną chwileczkę – zaprotestowała. – Wydawało mi się, że mieli tu przysłać Maureen.
Mężczyzna zatrzymał się i oparł dłonie na biodrach.
– Mam na imię Maurice – powiedział, siląc się na cierpliwość.
– Ach! – No tak. Teraz wszystko było jasne. Conrad po prostu źle zrozumiał. – No dobrze, ale... żadnych zasadniczych zmian.
Maurice spojrzał na nią przez ramię, potem prychnął pogardliwie.
Godzinę później Gaby znalazła się w centrum miasta w niezwykle modnym salonie „U Daniela”. Na głowę założono jej folię, a włosy pokryto rozjaśniającym kremem. Siedząca obok manikiurzystka zajmowała się jej paznokciami, a ekscentryczny młody człowiek o imieniu Freddy kończył nakładanie pasemek.
– Nie mogę uwierzyć, że nigdy pani tego nie robiła – mówił. – Wiem, wiem... Pewnie myślała pani, że włosy są za jasne, ale widzi pani, co zrobiłem? Kilka platynowych pasemek na szczycie głowy i wokół twarzy, a na bokach i z tyłu nałożyłem kolor karmelowy. Będzie pani wyglądać cudownie!
– A przyda się to pani bardzo – wtrącił Maurice, który siedział kilka metrów dalej i przyglądał się wszystkiemu. – „Strona siódma” twierdziła dziś rano, że w waszym hotelu mieszka jakaś nadęta lady, która próbuje zdobyć pani chłopaka. „Strona siódma”. To kolumna Caroline Horton.
– Chodzi o lady Penelope?
– Na pewno! – Maurice pstryknął palcami. – Zdjęcie było trochę nieostre, ale dla mnie ta dama wyglądała dość krowiasto.
Z pewnością specjalnie dano niezbyt ostre zdjęcie, pomyślała Gaby, lecz zamiast ciągnąć temat lady Penelope, sprostowała:
– On nie jest moim chłopakiem. Chodzi tylko o jeden wieczór.
– Jeden czarowny wieczór. – Maurice był rozradowany jak dziecko. – Od tego się zwykle zaczyna. I dlatego musimy zrobić wszystko, żeby wyglądała pani jak najwspanialej.
Gaby rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.
– Nie jestem pewna, czy książę Conrad właśnie to miał na myśli, gdy dzwonił po pana.
– Kochaniutka, jaśnie książę nie wiedział, czego będziesz sobie życzyć, więc powiedział, że masz carte blanche. Mówił, że jeśli będziesz chciała całkiem zmienić garderobę, mamy ci ją dostarczyć.
Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie był wobec niej taki hojny i prawdę mówiąc, czuła się trochę niezręcznie, choć z drugiej strony nie posiadała się z zachwytu.
Wiele razy organizowała podobne dni dla hotelowych gości, lecz sama nawet nie marzyła, że coś takiego jej się przydarzy. Walczyła z tym przez pół popołudnia, ale teraz wreszcie dała za wygraną.
O piątej po południu była zupełnie inną kobietą. Jej długie i proste włosy ożywiono złotymi pasemkami i przycięto, by układały się miękko wokół twarzy.
Maurice wymógł też na niej bolesny zabieg woskowania i depilowania brwi. Ich nowy kształt podkreślał niebieskie oczy Gaby, a także nadawał twarzy elegancki i wyrafinowany wygląd.
Te wszystkie zmiany, choć bardzo subtelne, były naprawdę zachwycające.
Po skończonych zabiegach Maurice uznał, że ma już wystarczające pojęcie o jej osobowości i odesłał ją do hotelu, a sam pojechał do „Melbourn” wybrać suknie najlepszych projektantów.
Gaby wracała do „Montclair” świadoma wrażenia, jakie zrobi swoim nowym wizerunkiem.
Reakcja kolegów jeszcze pogłębiła uczucie zażenowania.
– O kurde! – krzyknął Andy, patrząc na nią z wyraźnym uznaniem. – Zawsze uważałem, że jesteś ładna, ale teraz wyglądasz jak gwiazda filmowa.
Gaby zaczerwieniła się.
– Andy, przestań.
– Mówię serio. – Odwrócił się w stronę biura i krzyknął: – Gerard, chodź zobaczyć naszą dziewczynę.
– Ciekawe, czemu czuję się jak na wybiegu w zoo? – parsknęła Gaby.
Andy uciszył ją syknięciem, a w tym momencie przyszedł Gerard i aż jęknął z zachwytu.
– Mój Boże, naprawdę wyglądasz zjawiskowo.
– Dziękuję, Gerardzie. – To zaczynało być męczące.
W końcu udało się jej wyrwać z holu i przerwać te oględziny. W apartamencie opadła na kanapę. Czuła, że powinna doładować baterie.
Setki razy zdarzało się, że musiała wchodzić do pokoju gościa pod jego nieobecność, ale tym razem było jakoś inaczej. Zupełnie jakby to nie był już jeden z apartamentów hotelu, lecz jakaś część Conrada. Nawet sprawiało jej to przyjemność i właśnie rozkoszowała się tym dziwnym uczuciem, gdy wrócił Maurice. Tym razem towarzyszyła mu młoda asystentka o imieniu Cho.
Przymierzanie sukien i dodatków trwało całą godzinę. Gaby patrzyła w lustro na niemal obcą kobietę i czuła się jak w kinie. Wreszcie podjęła decyzję i wybrała na bal suknię z kobaltowego jedwabiu. Suknia różniła się trochę od tradycyjnych balowych kreacji i z początku Gaby oglądała ją raczej sceptycznie.
– Po prostu ją przymierz – poradził Maurice. – Nie oceniaj, póki nie włożysz jej na siebie.
Rzeczywiście miał rację. Suknia była jak marzenie. Leżała znakomicie, a intensywny kolor podkreślał błękit oczu Gaby i świetnie pasował do jej karnacji. Może była trochę za długa, ale Maurice zapewnił, że z tym poradzą sobie bez trudu.
– To jest to, prawda? – wykrzyknął z zachwytem. – Oryginalny Toresti, pokazana zaledwie raz na sesji w Mediolanie. Słowo daję, powalisz ich na kolana, Gaby!
– Tak, jest wyjątkowo piękna – powiedziała, oglądając z podziwem kreację. – W niej nikt nie wyglądałby źle.
Maurice parsknął pogardliwie, słysząc tę uwagę.
– A tu mam znakomity strój na dzisiejszą kolację. Coś retro, w stylu kreacji Mary Tyler Moore z przedstawienia...
– Jedną chwileczkę – przerwała mu Gaby. – Nie mogę wydać więcej pieniędzy. Potrzebowałam jedynie sukni na sobotni bal. Wybraliśmy ją i na tym poprzestańmy.
Maurice wyraźnie stracił cierpliwość.
– Dostałem polecenie, żeby zaopatrzyć cię we wszystko, co tylko okaże się konieczne – powiedział, biorąc się pod boki.
– A moim zdaniem, kochane dziecko, ten strój jest ci naprawdę niezbędny. Na tobie będzie wyglądał zabójczo. – Najwidoczniej dostrzegł, że zamierzała zaprotestować, bo uniósł dłoń, żeby pozwoliła mu dokończyć. – W porządku. Tylko go przymierz. Skoro go tu przyniosłem, pozwól, że zobaczę, jak na tobie leży. Niech i ja mam jakąś przyjemność. Gaby westchnęła i po chwili wahania kiwnęła głową.
– Zgoda, przymierzę. Ale potem zabierzesz go do sklepu i pozwolisz mi wrócić do pracy. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw przed wieczornym wyjściem.
– Niech ci będzie. – Maurice kiwnął ręką i Cho natychmiast wyciągnęła ze stosu ubrań czarny komplet. Były to wąskie jedwabne spodnie i cieniutki, obcisły, kaszmirowy golfik. Z pozoru kreacja wydawała się bardzo prosta, zważywszy na to, że nosiła znak firmowy Lyle’a Ridgeville’a, a cena na metce prawdopodobnie opiewała na kilka tysięcy dolarów. – Idź się przebrać – ponaglił ją Maurice. – No już, migiem!
Gaby uśmiechnęła się i przeszła do łazienki. Kiedy ubrała się i spojrzała w lustro, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Spodnie i sweterek leżały jak ulał, podkreślając zalety jej figury. Musiała przyznać, że czuła się prawie tak ponętna i piękna jak Marilyn Monroe lub Lana Turner.
– Miałeś rację – powiedziała do Maurice’a, wychodząc z łazienki. – To rzeczywiście całkiem...
– Proszę państwa! – przerwał jej podekscytowany Maurice.
– Oto Gaby Tilden, następczyni Grace Kelly.
– Na Boga, Maurice, daj już spokój! – roześmiała się Gaby.
– Nie przesadzaj.
– Ja przesadzam? – Maurice spojrzał na Cho, która z aprobatą kiwała głową.
Pełne zachwytu okrzyki przerwał dźwięk elektronicznego klucza przy drzwiach. Wszyscy odwrócili głowy.
– Coś się stało? – spytał Conrad, wchodząc do pokoju i omiatając wszystkich wzrokiem.
– Nic takiego – pisnął Maurice z miną malca, który coś zmalował.
– Rozmawialiśmy właśnie, czy naprawdę powinnam kupić ten strój – wyjaśniła Gaby. – To jasne, że wcale go nie potrzebuję.
Poczuła podniecający dreszcz, kiedy Conrad zmierzył ją wzrokiem.
– Czemu nie?
– Bo... – Jak miała wyjaśnić coś, co było oczywiste? – Rozumiem, że potrzebuję sukni na bal, ale to...
– Świetnie nadaje się na dzisiejszy wieczór – wpadł jej w słowo Maurice.
Conrad rzucił na niego okiem.
– To prawda. A właściwie kim pan jest?
– Maurice Gibbons. Wezwał mnie pan z „Melbourn”. Conrad zrobił zdziwioną minę.
– O... Myślałem, że to będzie... No tak, oczywiście. Maurice najwyraźniej odzyskał pewność siebie.
– A więc jak pan myśli? Czyż nie powinna włożyć tej kreacji na dzisiejszą kolację?
– Jeśli tego sobie życzy – odparł trochę zdezorientowany książę.
– Z całą pewnością powinna sobie tego życzyć – mruknął Maurice.
Gaby z trudem ukryła uśmiech. Maurice bez wątpienia miał rację: ten strój rzeczywiście był niezwykle twarzowy. Rozumiała też zmieszanie Conrada. Nie znał się na damskiej garderobie i gotów był zgodzić się na wszystko, żeby tylko mieć spokój.
– Nie potrzebuję tego ubrania – powtórzyła zdecydowanie i ruszyła w stronę łazienki.
– Zaczekaj, Gaby. – Władczy głos Conrada zatrzymał ją w miejscu.
– Słucham? – Spojrzała mu w oczy.
– Podoba ci się ten komplet? Zawahała się.
– Maurice ma doskonały gust.
– Ale czy tobie się podoba? Chcesz go mieć?
– Podoba mi się, ale nie jest mi potrzebny. Conrad zwrócił się do Maurice’a.
– Proszę dopisać to do rachunku.
– Załatwione – powiedział szybko stylista. Gaby poczuła budzący się w niej sprzeciw.
– Moment, nie możesz...
– Czy rachunek mam przysłać tutaj? – spytał Maurice, nie zwracając na nią uwagi.
– Naprawdę nie...
Jej protesty zdecydowanie przerwał Conrad:
– Tak, proszę go przysłać tutaj – powiedział, po czym zwrócił się do Gaby: – Chciałbym, żebyś to dziś włożyła. Potem, jeśli zechcesz, możesz oddać ubranie na cele charytatywne, ale pozwól mi to zrobić dla ciebie.
Gaby nie była pewna, co chciał przez to powiedzieć. Czy chodziło mu o to, że woli zapłacić, żeby tylko była odpowiednio ubrana, czy po prostu starał się załagodzić niezręczną dla niej sytuację?
Trudno zgadnąć. Wiedziała jedno – dzięki niemu poczuła się jak prawdziwa księżniczka. Ba, jak królowa. A to więcej warte niż wszystko, czego doświadczyła w życiu.
Jeśli więc Conrad życzył sobie, żeby miała dzisiaj na sobie tę niesamowicie twarzową kreację, włoży ją.
I zrobi to z największą przyjemnością.
Wieczorem jechali do restauracji luksusową czarną limuzyną, pijąc schłodzonego szampana i słuchając Franka Sinatry, którego cichy głos sączył się z głośników.
Gaby oparła się wygodnie i chłonęła zapach skórzanej tapicerki i wody toaletowej Conrada.
– Kiedy byłam małą dziewczynką, często widywałam takie wielkie, eleganckie auta przejeżdżające przez miasto – odezwała się. – Jednak nigdy nie podejrzewałam, że znajdę się z drugiej strony przyciemnianych szyb. Pewno cieszysz się, że możesz tak luksusowo podróżować.
Książę uśmiechnął się ze smutkiem.
– Prawdę mówiąc, wolałbym sam prowadzić albo chodzić pieszo tam, gdzie mam ochotę. Czasami jednak sytuacja wymaga jakiegoś środka transportu, a limuzynę łatwiej jest zabezpieczyć niż zwykły samochód.
– Zabezpieczyć?
Conrad kiwnął głową i napełnił kieliszek szampanem.
– Kuloodporne szyby, czasem nawet ukryci ochroniarze... Gaby popatrzyła na niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
– Taka ochrona jest naprawdę konieczna?
– W moim kraju prawie nigdy, ale tutaj lepiej zachować ostrożność. – Książę podał jej kieliszek. – Szczególnie w ostatnich latach.
Ze smutkiem pokiwała głową.
– Opowiedz mi, jaka jest Genua
– Piękna. Faliste wzgórza, na których rozsiane są gospodarstwa rolne i miasteczka z mnóstwem sklepików i warsztatów rzemieślniczych, i zawsze z wieżą zegarową na rynku. – Conrad wyjrzał przez okno. – To miasto jest fascynujące, ale brak mi w nim spokojnego piękna Genui.
– Mogę to sobie wyobrazić. – Upiła łyk szampana i odstawiła kieliszek. – Kiedy byłam młodsza, lubiłam czytać o takich miejscach. Marzyłam, by usiąść na zielonym wzgórzu pośród polnych kwiatów, a nad głową mieć niebieskie niebo i białe obłoki.
– W takim razie powinnaś przyjechać do Belorii wiosną – uśmiechnął się Conrad. – Wtedy spełnię twoje marzenie.
Obiecuję.
Samochód zwolnił i wkrótce zatrzymał się przed „Bell’arrivo”. Na chodniku tłoczyła się grupa fotoreporterów.
– Są tu ze względu na ciebie? – spytała Gaby.
– Niestety tak – potwierdził Conrad. – Twoja koleżanka Karen wykonała kilka telefonów do redakcji. Nie martw się, zaraz będzie po wszystkim.
Rzuciła okiem przez okno i zadrżała. W teorii wydawało się to całkiem łatwe, ale zaraz ci ludzie sfotografują ją, kiedy będzie wysiadać z samochodu. Z przerażeniem pomyślała o niekorzystnych ujęciach, jakie mogą pojawić się w prasie, i jej byłych chłopakach, którzy będą je oglądać z zadowolonymi minami.
– Nic ci nie jest? – spytał Conrad cicho.
– Nie, wszystko w porządku. – Uśmiechnęła się, zdumiona własną próżnością. Przecież tu wcale nie chodzi o mnie, zganiła się w myślach, tylko o Fundację Księcia Fredericka. Jej zadaniem było zwrócenie uwagi na Conrada.
Szofer otworzył drzwi i książę wysiadł pierwszy, żeby pomóc jej przejść przez tłum paparazzich.
– Wasza Wysokość!
Błysk fleszy oślepił Gaby na dobrych kilka chwil.
– Czy to nowa kobieta w pańskim życiu?
– To coś poważnego?
– Co się stało z Brittany Oliver?
– Czy to znaczy, że pogłoski o panu i lady Penelope nie są prawdziwe?
Conrad poradził sobie wprost po mistrzowsku. Odpowiadał kolejno na pytania, a kończąc, wspomniał o Fundacji i o zbliżającym się balu dobroczynnym. Mówił bardzo ciekawie, więc jego wystąpienie nie sprawiało wrażenia propagandy. Nawet Gaby słuchała z zainteresowaniem.
Kiedy padły już wszystkie pytania i flesze przestały błyskać, Conrad podziękował reporterom i poprowadził Gaby do drzwi restauracji.
– Wiesz chyba, że oni stąd nie odejdą – szepnęła, kiedy wchodzili do środka. – Przycisną aparaty do szyby w nadziei, że uda im się zdobyć dobre zdjęcie.
– Mhm... – mruknął cicho Conrad. – A ja, za twoim pozwoleniem, z przyjemnością im to umożliwię.
Na chwilę odebrało jej głos.
– Będziemy musieli to przenegocjować – odparła w końcu.
– Nie zamierzasz ułatwić mi zadania, co?
– Wręcz przeciwnie. Przecież to moja praca.
Roześmiał się.
Wskazano im stolik we wnęce z tyłu sali. Z okna widać było ich doskonale, ale przynajmniej w pobliżu nie było innych stolików.
– Dziękuję ci jeszcze raz, że się zgodziłaś – powiedział Conrad, kiedy kelnerka odeszła. – Wiem, jak bardzo nie chciałaś tego zrobić.
– W gruncie rzeczy nie jest wcale tak źle.
– Nie? – zdziwił się.
– Muszę przyznać, że nawet mi się to podoba.
– Cieszę się, chociaż, prawdę mówiąc, zaskoczyłaś mnie. Sądziłem, że wyda ci się to denerwujące. Nie byłaś zachwycona, kiedy powiedziałem ci o wizycie stylisty.
– Cóż, to prawda. – Gaby roześmiała się. – Wolałabym uniknąć tej części, ale za to świetnie się czułam, stojąc obok ciebie przed restauracją ze świadomością, że robimy coś naprawdę dobrego. A spotkanie z Jeffem... – Westchnęła. – To, co zrobiłeś, miało dla niego i jego matki ogromne znaczenie. Cieszyłam się, że choć w niewielkim stopniu uczestniczyłam w tym wszystkim.
– A ja byłem szczęśliwy, że jesteś ze mną – wyznał Conrad. – Z dzieckiem poszło mi nieźle, ale obawiam się, że z jego mamą nie potrafiłbym rozmawiać. Nie jestem najlepszy w takich pogawędkach.
– Nieprawda. Świetnie sobie radziłeś.
Rozmowa potoczyła się gładko. Zdążyli zjeść trzydaniową kolację i deser, nim Gaby rzuciła okiem na zegarek.
– Boże, już po północy! – krzyknęła zdumiona.
– Czy to znaczy, że powinnaś wyjść wcześniej?
– Nie, tylko... Nie miałam pojęcia, że upłynęło tyle czasu.
– Spojrzała w stronę okna, za którym wciąż warowali reporterzy. – Ci biedacy pewno zamarzli.
Conrad podążył za jej spojrzeniem, po czym skinął na kelnera.
– Na ulicy jest kilku fotoreporterów...
– Zaraz się ich pozbędę, Wasza Wysokość.
– Nie, chciałem, żeby zaproponował im pan cappuccino. Oczywiście na mój rachunek.
Kelner wydawał się zaskoczony.
– Przepraszam... Czy dobrze zrozumiałem? Chce pan, żebym podał im kawę? Na pana koszt?
– Właśnie.
Gaby z rozbawieniem odprowadziła wzrokiem kelnera, który z ogłupiałą miną wyszedł przed lokal, by zebrać zamówienia.
– Jest zupełnie zdezorientowany. Nie spodziewał się, że możesz być taki uprzejmy – powiedziała ze śmiechem. – W hotelu zatrzymywali się czasami członkowie rodzin królewskich i różni dygnitarze i uwierz mi, że zazwyczaj byli... bardzo skupieni na sobie.
– Jak żona mojego ojca.
Wzruszyła ramionami. Zgadzała się z nim oczywiście, lecz nie mogła mówić źle o żadnym kliencie.
Conrad gestem poprosił kelnera o rachunek, potem spojrzał na Gaby.
– Musiałaś być nieszczęśliwa, kiedy usłyszałaś o moim przyjeździe.
– Skądże znowu! – Uśmiechnęła się. – Wszyscy wiedzieliśmy, że to będzie interesująca wizyta. Chociaż nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo interesująca.
– Gdyby praca w hotelu przestała cię pociągać, mogłabyś znaleźć zajęcie w teatrze – uznał Conrad. – Wspaniale odegrałaś swoją rolę.
– Obawiam się, że na Oscara nie mogę liczyć. Tymczasem kelner przyniósł rachunek. Conrad włożył pieniądze do okładki i odsunął ją na brzeg stolika.
– Jesteś gotowa?
– Oczywiście. – Kiedy się podniosła, uświadomiła sobie, że powinna poczekać, aż pomoże jej odsunąć krzesło. A więc miała rację: jej aktorskie umiejętności pozostawiały jeszcze trochę do życzenia.
Kiedy przeszli do szatni, zauważyła, że rozgrzani kawą paparazzi znów szykują aparaty. Conrad najwidoczniej również to zobaczył, bo gdy już podał jej płaszcz, otoczył ją ramieniem i powiedział cicho:
– Wydaje mi się, że to znakomita chwila na pocałunek.
– Z pewnością zwrócimy ich uwagę.
– Nie masz nic przeciwko?
Nie... tym razem nie miała. Przecież to tylko gra. Nie ma w tym nic prawdziwego.
Powtarzała to sobie, gdy przyciągnął ją do siebie i pocałował. I nagle, zupełnie niespodziewanie, wszystko wokół przestało istnieć. Szum w restauracji, brzęk talerzy i kieliszków, przytłumione rozmowy – wszystko zniknęło.
Nie czuła nic poza ciepłymi ramionami Conrada i oszałamiającym dotykiem jego ust. Z chęcią zostałaby w jego objęciach całą noc, choć gdzieś w tyle głowy wciąż słyszała cichy głosik, który przypominał jej, że to nie dzieje się naprawdę.
Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że wokół wybuchają fajerwerki. Dopiero kiedy Conrad odsunął się i wyszeptał ciche „dziękuję”, dotarło do niej, że to po prostu flesze aparatów.
– Nie ma sprawy – odparła niepewnie. Poprowadził ją do wyjścia i pomógł wsiąść do limuzyny.
– W jutrzejszych gazetach na pewno ukażą się różne bajkowe rozwiązania tej zagadki – powiedział, kiedy samochód ruszył. – Jeśli dopisze nam szczęście, sobotni bal znajdzie się w centrum zainteresowania.
– Jednak powinien być jakiś prostszy sposób – mruknęła Gaby, wciąż oszołomiona pocałunkiem.
Conrad roześmiał się.
– A co może być prostszego niż to? Puścić w świat trochę plotek, pozwolić na kilka zdjęć w brukowych gazetach... – pstryknął palcami – ...i zrobione.
Tak, to wszystko prawda, uświadomiła sobie Gaby. Chociaż z pozoru ten plan mógł się wydawać niezbyt mądry, był to najprostszy i najbardziej skuteczny sposób, żeby zainteresować media. Conrad znał ich metody działania z doświadczenia, a jej było ciężko przede wszystkim dlatego, że nie umiała grać. Nie potrafiłaby udawać, że czuje coś do kogoś, kto byłby jej zupełnie obojętny.
Co więcej, nie potrafiłaby udawać, że nic nie czuje do osoby, którą zaczęła darzyć uczuciem.
– Cieszę się, że się udało – powiedziała. Conrad zmarszczył brwi.
– W takim razie co się stało?
– Dlaczego uważasz, że coś musiało się stać?
– Przecież to widać. Jesteś... taka przygaszona. Dlaczego pierwszy facet, który dostrzegał jej uczucia, musiał być księciem? Był dla niej nieosiągalny. Na domiar złego za kilka dni miał odjechać tysiące kilometrów stąd.
– Po prostu jestem zmęczona – odparła, starając się przywołać na usta przekonujący uśmiech. – Zwykle nie wracam do domu tak późno.
– Aha. – Conrad kiwnął głową, ale po jego spojrzeniu widać było, że nie jest do końca przekonany.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Jest taki przystojny, myślała Gaby, obserwując profil księcia. Aż trudno uwierzyć, że istnieje naprawdę. Poznała już jego dotyk, kiedy trzymał ją w ramionach, a teraz ogarnęło ją szalone pragnienie, które nigdy nie mogło zostać spełnione.
Chyba oszalałam, pomyślała przerażona, czując, że zaczyna tracić głowę. Przecież to arystokrata. Mężczyzna, który dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie szuka żadnego romantycznego związku. W gruncie rzeczy poprosił ją o pomoc, bo wiedział, że rozumie jego stanowisko w tej kwestii.
Żeby ten tydzień skończył się jak najszybciej, myślała zdruzgotana. Tak bardzo pragnęła wrócić do normalnego życia. |
|
Powrót do góry |
|
|
Hope King kong
Dołączył: 21 Lut 2009 Posty: 2373 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:09:05 28-02-09 Temat postu: |
|
|
jeśli ta księżna jakaś tam, myśli, że przechytrzy Gaby to się grubo myli
zmiana wizerunku Gaby zrobiła na wszystkich piorunujące wrażenie
kolacja jak najbardziej się udała reporterzy będą mieli o czym pisać
nie ma co, Gaby zakochała się w księciu, jednak już teraz cierpi, bo wie, że to miłość nie możliwa oby to się zmieniło
wspaniały odcinek szkoda, że jeszcze tylko 3
czekam na new :] |
|
Powrót do góry |
|
|
Princessa Dyskutant
Dołączył: 18 Lis 2008 Posty: 136 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:20:50 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Świetne odcinki
I pocałunki były.., co prawda ten 2 "fikcyjny" ale był Za to pierwszy był świetny... Ajj Conrada jest wspaniały
Zmiana Gaby świetna.., wszyscy byli oszołomieni
Kolacja jak najbardziej sie udała.., tyle przegadali, widać ze są dla siebie stworzeni
Biedna Gaby.., zakochała sie w księciu .., a mimo iż jeszcze nie wyjechał już cierpi, bo wie ze ta miłość jes nie możliwa Ale ksiąze tez chyba zaczyna coś do niej czuć
Teraz już sie nie umie doczekać nowego odcinka...
Pozdrawiam i czeka na new;****** |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 15:27:23 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Mrs. Baptista oprócz 3 - no teraz już dwóch odcinków będzie jeszcze mały epilog
8/10
Kiedy w końcu nadeszła sobota, współpracownicy nie pozwolili Gaby zająć się jakąkolwiek pracą.
– To twój wielki dzień – powiedziała Karen, wyrażając opinię kolegów. – Kopciuszek powinien porządnie wypocząć przed balem. Tylko pamiętaj, chcemy potem usłyszeć całą bajkę.
Gaby uśmiechnęła się do koleżanki. Koledzy czekali na bajkę o Kopciuszku i nie zgadzali się, by traktowała ten dzień jak każdy inny, gdy tymczasem ona najbardziej marzyła o tym, żeby czymś się zająć.
Gazety w samych superlatywach rozpisywały się o Conradzie, który odebrał oenzetowską nagrodę przyznaną jego ojcu. Nie sposób było nie zauważyć, że zdjęcia są znakomite. Conrad wyglądał przystojnie i wytwornie, tak właśnie, jak powinien wyglądać królewicz z bajki. „Times” pisał, że jest elokwentny, „Post” użył określenia „przystojniak”, a Caroline Horton nazwała go „przyszłym mężem lady Penelope”.
Gaby uśmiechnęła się, czytając ten tekst. Conradowi to raczej się nie spodoba. W ostatnich dniach Caroline Horton z coraz większym naciskiem przypominała o lady Penelope. Natomiast „Post” poświęcał tyle samo miejsca spekulacjom na temat związku Conrada z Brittany Oliver („Czy to już koniec?”), co z Gaby („Kim jest tajemnicza kobieta, która zawładnęła sercem księcia playboya?”). Kilka gazet, w tym „People Weekly”, umieściło zdjęcia Gaby w ramionach Conrada, które paparazzi zrobili w „Bell’arrivo”. Parę minut zatrzymała się na tych stronach, aż w końcu zmusiła się, żeby odłożyć gazety. Nie będę zajmować się tym, co wypisuje prasa, uznała zdecydowanie.
Za kilka godzin powinni przysłać suknię, a na czwartą po południu Conrad zamówił wizytę Maurice’a i Freddy’ego, którzy mieli pomóc Gaby w przygotowaniach. O szóstej wyjdą na bal i wkrótce potem jej zadanie zostanie wykonane.
Wreszcie będzie po wszystkim, pomyślała.
Jednak zamiast ulgi poczuła dziwną pustkę.
Goniec z „Melbourn” miał spore opóźnienie. Pomylił drogę, jadąc do „Montclair” i zamiast na zachód, ruszył na wschód. W końcu przerażony dotarł do hotelu.
Poczuł ogromną ulgę, kiedy w holu zatrzymała go potężna starsza dama z diademem we włosach.
– Czy to przesyłka z „Melbourn” dla księcia Conrada? – spytała.
– Tak jest, psze pani.
– Odbiorę ją – powiedziała.
Chłopak zawahał się. Suknię miał dostarczyć do księcia Conrada, nie dostał jednak polecenia, żeby odbiór pokwitowano. Zresztą komu miał wierzyć, jeśli nie wytwornej damie w diademie?
– Proszę bardzo. – Wręczył jej pokrowiec.
– Dziękuję uprzejmie – odparła i pstryknęła palcami. Na ten znak, szurając nogami, podeszła do nich młodsza wersja starej damy. – To suknia dla partnerki Conrada. Zanieś to do jego apartamentu, na trzecie piętro – poleciła, patrząc znacząco na zdumioną córkę, która kiwnęła posłusznie głową.
Goniec czekał jeszcze chwilę, ale w końcu stało się jasne, że nie może liczyć na napiwek, bo starsza pani powiedziała:
– No idźże już, chłopcze. Z pewnością masz lepsze zajęcia niż stanie tu i gapienie się na członków rodziny królewskiej.
– Sukni jeszcze nie ma? – spytał Maurice, wchodząc do pokoju.
– Nie – odparła Gaby, patrząc na zegarek. – Powinni już ją przynieść.
– Zaraz dowiem się, co się dzieje – fuknął Maurice, wyjmując komórkę. Warknął ze złością do telefonu i czekał chwilę, aż osoba, z którą się połączył, sprawdzi, co się stało z przesyłką. – Dostarczona?! – krzyknął parę sekund później. Zatrzasnął aparat i zwrócił się do Gaby: – Suknię przysłano dwie i pół godziny temu.
– Niemożliwe! – Podniosła się i podeszła do telefonu. – Wszyscy w hotelu niecierpliwią się, żeby ją zobaczyć. Ktoś by mnie zawiadomił, że już jest. – Wybrała numer wewnętrzny Karen. Recepcjonistka nic nie słyszała o przesyłce, ale obiecała sprawdzić. Chwilę później zadzwoniła, że jeden z boyów widział jakiegoś chłopca, który wręczał księżnej Drucilli torbę do przewożenia ubrań.
– Chcesz, żebym ją spytała, czy nie wzięła twojej sukni przez pomyłkę? – zaproponowała Karen.
– Nie, dzięki – odparła Gaby, którą ogarnęło złe przeczucie. – Sama się tym zajmę.
Trochę trudu kosztowało ją zmuszenie Maurice’a i Freddy’ego, żeby zostali w pokoju i pozwolili jej samej pójść do apartamentu księżnej. W końcu ustąpili i Gaby z pewną obawą udała się na trzecie piętro.
Kiedy księżna Drucilla otworzyła drzwi, Gaby od razu wiedziała, co się dzieje.
– Zdaje się, że przez pomyłkę dostarczono do pani suknię z „Melbourn” – powiedziała, siląc się na obojętny ton.
– Do mnie? – Księżna położyła dłoń na obfitej piersi. – Nie wiem, o czym pani mówi. A nawet gdybym coś wiedziała, nie mogłabym pani pomóc. Być może mój pasierb nie grzeszy zdrowym rozsądkiem, jeśli chodzi o kobiety, ale ze mną jest inaczej. Na dzisiejszy bal książę pójdzie z lady Penelope.
– Myli się pani – odparła Gaby chłodno. – Z pewnością nie chce pani, żebym go poprosiła, by porozmawiał z panią na temat sukni.
Spojrzenie księżnej stało się lodowate.
– A ja jestem pewna, że pani nie chce, bym porozmawiała z prasą na temat szczegółów pani umowy z moim pasierbem.
– Skończyłam z suknią, mamo – rozległ się głos lady Ann, która pojawiła się po chwili w pokoju. W ręku trzymała nożyczki i niebieskie skrawki materiału. Gaby bez trudu rozpoznała w nich szczątki wspomnianej kreacji.
Zamarła.
Nic z jej rzeczy nie nadawało się na taką okazję, a w ciągu godziny nie miała szansy, żeby cokolwiek znaleźć.
Bez słowa wyszła z pokoju. Musiała teraz przekazać tę wiadomość Maurice’owi i Freddy’emu. Spotkała ich w korytarzu, bo obaj wyruszyli, żeby ją odnaleźć.
– Nie chcieliśmy pozwolić, żebyś załatwiała to sama – tłumaczył Freddy. – Co się stało?
– Księżna ma suknię – zaczęła Gaby.
– I gdzie ona jest? – dopytywał Maurice.
– W jej apartamencie, pocięta na małe kawałeczki. – Gaby wzdrygnęła się na wspomnienie tego, co zobaczyła.
– A więc... nie da się jej naprawić? – gorączkowo upewniał się Maurice.
– Nie. W tym stanie nie dałoby się nią okryć nawet lalki Barbie.
Jak na ironię to Maurice wybuchnął płaczem.
– Cała nasza praca! To miał być najszczęśliwszy wieczór twojego życia... a ta, ta...
– Nie martw się. – Gaby otoczyła go ramieniem. – Nie ma potrzeby tak się denerwować. – Ku swojemu zdumieniu, kiedy go pocieszała, sama również poczuła się spokojniejsza. – Musimy znaleźć jakieś wyjście.
– Jasne... Tyle że będziesz wyglądała, jakbyś wyszła z przymierzalni – parsknął Maurice z dezaprobatą.
– To prawda – przytaknął Freddy. – Jeśli teraz coś kupisz, będzie widać, że to taki pospieszny zakup.
Gaby wzruszyła ramionami. Po co lamentować, skoro innego rozwiązania nie było.
– To chyba lepsze niż iść nago lub w ogóle nie pójść. Naraz drzwi w końcu korytarza otworzyły się i Bernice Dorbrook wysunęła głowę z pokoju.
– Co tu się dzieje?
– Och, Bernice! Proszę się nie gniewać, że zakłóciliśmy pani spokój...
Gaby nie dokończyła, bo Maurice natychmiast wystartował z opowieścią o tym, co się wydarzyło i jaka okrutna jest księżna Drucilla.
Bernice przytaknęła mu gorliwie.
– Mówiłam Gaby, że znałam ją jeszcze jako Drucillę Germorenko. Już wtedy była złą dziewczyną.
Zjednoczeni wspólnym wrogiem, zaczęli z ożywieniem rozmawiać o tym, jaka złośliwa jest księżna, jaką brzydką ma córkę, z jaką desperacją walczą o to, by związać lady Penelope z księciem Conradem.
– Przepraszam! – Gaby uniosła rękę. – Zgadzam się prawie ze wszystkim, co mówicie, ale w ten sposób nie znajdziemy wyjścia z sytuacji. Za mniej więcej – rzuciła okiem na zegarek – czterdzieści pięć minut powinnam wychodzić na bal, a nie mam w co się ubrać.
– Och, tym się nie martw – odezwała się Bernice. – Chodźcie, mam coś odpowiedniego. Byłam w tej sukni na rozdaniu Oscarów w 1958 roku. Mój mąż miał dostać nagrodę dla producenta. No, ale jej nie zdobył – dodała z westchnieniem.
– Niemniej suknia jest wprost boska. To Valentino.
Maurice i Freddy wymienili podekscytowane spojrzenia i wszyscy weszli do salonu Bernice. Pełno tu było zdjęć byłych mężów starszej pani, a także fotografii, na których utrwalono ważne wydarzenia w jej życiu: połów ryb z Ernestem Hemingwayem, pogawędka z Grace Kelly, Bernice na tle burzonego właśnie muru berlińskiego.
Starsza pani wyszła wreszcie z sypialni.
– Włóż ją – powiedziała, podając Gaby piękną, czarną suknię. – Możesz się przebrać w sypialni, my tu poczekamy.
– Już idę. – Gaby przeszła do pokoju obok, modląc się w duchu, żeby suknia na nią pasowała.
Leżała znakomicie, zupełnie jakby była szyta na miarę. Sięgała do ziemi, miała przezroczystą narzutkę i cienkie satynowe ramiączka. Materiał układał się miękko, podkreślając zgrabną, kobiecą sylwetkę Gaby.
Kiedy stanęła w drzwiach salonu, trzy pary rąk przysłoniły troje otwartych ust.
– Wyglądasz... fantastycznie – wykrztusił w końcu Maurice.
– Czarująco – przytaknął Freddy.
– Kochanie, gdybym ja tak wyglądała w tej sukni, tamtej nocy wyszłabym z uroczystości w towarzystwie Cary’ego Granta – dodała Bernice ze łzami w oczach.
– Dziękuję – powiedziała Gaby, której również udzieliło się wzruszenie. – Wam wszystkim. Bernice, nie wiem, co bym zrobiła, gdyby pani nie otworzyła drzwi. – Pociągnęła nosem, ale zaraz się opanowała. – Jednak teraz nie mam już czasu. Za pół godziny przychodzi po mnie Conrad. Freddy, musisz dokonać cudu i zrobić coś z moimi włosami.
– Już się robi!
Wrócili do pokoju i dwadzieścia minut później Gaby była gotowa. Nigdy wcześniej nie czuła się taka piękna.
Kiedy książę zapukał do drzwi, była gotowa na każde wyzwanie.
Na jej widok oczy Conrada zabłysły.
– Wyglądasz rewelacyjnie – powiedział, a Freddy, Maurice i Bernice natychmiast entuzjastycznie mu przytaknęli. – Nigdy w życiu nie widziałem piękniejszej kobiety.
Gaby poczuła, że pieką ją policzki.
– To nieprawda, ale dziękuję. Jesteś gotowy?
– Wolałbym zostać tutaj i patrzeć na ciebie przez całą noc – rzekł z uśmiechem.
Z piersi Freddy’ego i Maurice’a wyrwały się głośne westchnienia.
– Lepiej chodźmy, zanim zamienię się w dynię. – Ruszyła do niego, lecz nagle stanęła jak wryta.
– Och nie!
– Co się stało? – spytał Conrad. Uniosła suknię, odsłaniając bose stopy.
– Pantofle, które miałam włożyć do tamtej sukni, wyglądałyby teraz dziwacznie.
– Jaki rozmiar pani nosi? – Maurice zwrócił się do Bernice.
– Szóstkę. – Starsza pani z nadzieją spojrzała na Gaby. Ta jednak pokręciła głową.
– A ja ósemkę. Ale nie ma sprawy. Po prostu musimy zatrzymać się po drodze przy centrum obuwniczym „Lo-Cost”.
– „Lo-Cost”! – wykrzyknął przerażony Maurice. Gaby zgromiła go wzrokiem.
– Potrzebuję ich zaledwie na jeden wieczór, a nie mam czasu na bieganie po domu towarowym na bosaka. Wszystko będzie dobrze. – Już kolejny raz musiała pocieszać Maurice’a.
– Mam wrażenie, że przejmujesz się tym bardziej niż ja!
Kiedy wreszcie zeszli na dół, Conrad pomógł Gaby wsiąść do limuzyny.
– Co powiesz na to, żebyśmy zamiast na bal pojechali na lotnisko i ruszyli na Maui? – spytał, patrząc na jej bose nogi.
– Wasza Wysokość, proszę nie wspominać o Maui przy dziewczynie z Brooklynu, chyba że mówi pan poważnie – roześmiała się. – Jest dopiero listopad, a ja już tęsknię za cieplejszym klimatem. Albo zimniejszym, oby tylko było to coś innego niż ten okropny wilgotny chłód, który panuje tu o tej porze roku.
– Chętnie zabrałbym cię daleko od tego wszystkiego – zapewnił Conrad. – Gdziekolwiek.
Gaby poczuła, że się czerwieni. Nie wiedziała, czy mówił poważnie, jednak nie chciała popsuć pytaniami tej wyjątkowej chwili. Ta noc miała być jak z bajki, która teraz właśnie się zaczynała. |
|
Powrót do góry |
|
|
Hope King kong
Dołączył: 21 Lut 2009 Posty: 2373 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:59:31 28-02-09 Temat postu: |
|
|
rrrrrr... strasznie mnie wkurzyła ta księżna Drucilla razem ze swoją córunią zniszczyły suknię Gaby według niej po co suknia pannie Tilden, skoro jej pasierb pójdzie na przyjęcie z lady Penelope rrr....
ale Gaby się nie da dobrze, że ma taką przyjaciółkę jak Bernice, pewnie jeszcze piękniej wygląda w jej sukni
nie ma, dziewczyna utrze nosa tej starej ropusze księżnej jakiejś tam
nie mogę się doczekać odcinka z balem czekam :*:]
PS. fajnie, że będzie jeszcze epilog |
|
Powrót do góry |
|
|
Princessa Dyskutant
Dołączył: 18 Lis 2008 Posty: 136 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:48:14 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Wrrrr... ta królowa jest okropna, wredna małpa jak mogła zniszczyć suknię Gaby
Bernice spadła jak z nieba..., miała sukienkę i jeszcze Gaby cudnie w niej wyglądała Conrad oczarowany jej widokiem..., no no
Wciągneła mnie ta telka
Czekam na new;**** |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 18:09:47 28-02-09 Temat postu: |
|
|
9/10
Gaby wyjrzała przez okno. Podjeżdżali właśnie przed sklep z butami.
– To już tutaj – powiedziała do kierowcy, który zatrzymał limuzynę przed samym wejściem. – Zaraz wracam.
Conrad sięgnął po portfel.
– Pozwól przynajmniej, że pokryję...
– Nie ma mowy! – Roześmiała się. – Zresztą nie masz takich małych nominałów. – Wbiegła do środka i już po kilku minutach wróciła z czarnymi sandałkami. Były dość tandetne, ale przynajmniej pasowały do sukni. Zresztą i tak nikt ich nawet nie zauważy.
Chwilę później ruszyli na bal. Był koniec listopada i gdy jechali przez zatłoczone miasto, Gaby po raz pierwszy od bardzo dawna z przyjemnością patrzyła na oświetlone ulice i świąteczną atmosferę Nowego Jorku.
– Napijesz się ze mną szampana? – zapytał książę.
Kiedy indziej pewnie by odmówiła, uważając, że powinna zachować przytomność umysłu, jednak dzisiaj czuła się tak świątecznie.
– Bardzo chętnie – zgodziła się.
– Za wspaniałą noc. – Conrad wzniósł kieliszek.
Gaby upiła łyk szampana, rozkoszując się orzeźwiającym smakiem. Czuła się cudownie. Przecież nie muszę wciąż być taka poważna, myślała. Czasami mogę odpuścić i pozwolić sobie na trochę zabawy.
To zresztą nie było wcale trudne, kiedy miało się takiego mężczyznę u boku. Mężczyznę, który wyznaczył sobie ceł i uparcie do niego dążył. Dziś mieli wspólne zadanie: sprawić, żeby ten wieczór zakończył się sukcesem. Tak samo funkcjonuje dobre małżeństwo, pomyślała.
Upiła kolejny łyk i spojrzała na Conrada.
Właśnie taki powinien być dobry mąż, pomyślała. Powinien być obok, pomagać, ale nie dominować; wspierać, ale nie tłamsić. A przede wszystkim powinien zawsze doceniać swoją partnerkę.
Przez kilka ostatnich dni usłyszała od Conrada tyle słów uznania. Wiedziała, że po jego wyjeździe będzie jej tego bardzo brakowało.
A wyjeżdżał już jutro.
Kiedy minął ten czas? Miała wrażenie, że zna księcia od zawsze. Teraz, kiedy już zgodziła się wziąć udział w jego planie, gotowa była ciągnąć tę zabawę bez końca. Niestety, to musiało się skończyć. Został już tylko jeden bajkowy wieczór.
Kiedy samochód zatrzymał się przed wejściem do sali, Gaby zaskoczył tłum reporterów stojących wzdłuż czerwonego dywanu.
Tym razem Conrad poczekał, aż szofer otworzy drzwiczki.
– Tego się od nas oczekuje – wyjaśnił z zażenowaniem.
Gaby roześmiała się i bez słowa wysiadła z limuzyny. Błysk fleszów był oślepiający. Na szczęście Conrad ani na chwilę nie puścił jej ręki.
– Można się do tego przyzwyczaić – szepnął, prowadząc ją do wejścia. – Szczęśliwie takich imprez nie ma zbyt wiele.
Zatrzymali się w progu, gdzie Conrad odpowiedział na kilka pytań reporterów. Gaby grała swoją rolę w milczeniu. Stała u jego boku, uśmiechała się i słuchała, jak umiejętnie wplata w swoje odpowiedzi informację o przyczynie zorganizowania balu.
– Czy to jest przyszła księżna Genui? – spytał jeden z reporterów.
– Byłaby z niej prześliczna księżna, prawda? – odparł Conrad, patrząc jej prosto w oczy.
Gaby poczuła, jak jej ciało tężeje. To tylko zabawa, udawanie, uporczywie powtarzała sobie w myślach. Wszystko dzieje się na niby!
Kiedy znaleźli się w środku, w blasku świateł, w zapachu kwiatów i w tłumie znakomitych gości, czas zaczął płynąć szybko. Conrad opiekuńczo otoczył plecy Gaby ramieniem. Podchodzili do różnych osób, by porozmawiać o wspólnej sprawie, o darowiznach i o sukcesie, jaki odnosiła Fundacja.
– Czemu jesteś taka cicha? – spytał w pewnej chwili szeptem Conrad.
– Bo słucham ciebie z podziwem – odparła szczerze. – Jesteś naprawdę niesamowity.
– Nie mam takiej pewności. W każdym razie możesz śmiało zabierać głos. – Spojrzał na nią z czułym uśmiechem.
– Albo nie. Rób wszystko, na co tylko masz ochotę. I tak jestem dumny, że mam cię przy sobie.
Dochodziła dziesiąta, kiedy orkiestra zaczęła grać.
– To sygnał dla nas – powiedział Conrad. O tym Gaby nie pomyślała.
– Sygnał? – powtórzyła przerażona.
– Do tańca.
– Obawiałam się, że właśnie to powiesz. – Przełknęła nerwowo ślinę. – Nie umiem tańczyć.
Conrad przyglądał się jej przez chwilę, po czym roześmiał się cicho.
– Wydajesz się skamieniała ze strachu.
– Bo mówię całkiem poważnie. Uwierz, naprawdę nie umiem tańczyć.
Delikatnie dotknął jej policzka i zajrzał jej w oczy.
– Nic się nie martw. Chodź ze mną. – Wziął ją za rękę i poprowadził na taras, skąd rozciągał się widok na miasto.
– Nie jest ci zimno? – spytał, biorąc ją w ramiona.
– Ani trochę. – I rzeczywiście w jego objęciach było jej ciepło, jakby właśnie zaczęło się lato.
Drzwi były uchylone na tyle, że na taras dobiegały dźwięki muzyki. Conrad delikatnie ujął dłoń Gaby i położył na swoim ramieniu.
– To całkiem proste – tłumaczył. – Popatrz. Do przodu... – Zrobił krok do przodu, a Gaby powtórzyła ten ruch. – Do tyłu... – Zrobił krok do tyłu, a ona za nim. – W bok... a teraz dostawić. – Uśmiechnął się. – Znakomicie. Spróbujmy. Do przodu, do tyłu, w bok, dostawić.
Tańczyli na tarasie w chłodnym listopadowym powietrzu, a w oddali i tuż obok płonęły światła Nowego Jorku.
To był najbardziej romantyczny wieczór w życiu Gaby.
Tyle że nie był prawdziwy.
Kiedy piosenka się skończyła, Conrad wypuścił ją z objęć i cicho zaklaskał.
– Szybko się uczysz – pochwalił. – Gotowa?
Prawdę mówiąc, wolałaby zostać na tarasie, niż tańczyć przy tych wszystkich ludziach.
– Oczywiście.
Wziął ją za rękę i wprowadził na salę balową. Goście powitali ich entuzjastycznymi oklaskami.
Książę skinął głową w stronę dyrygenta, a kiedy znów rozbrzmiała muzyka, poprowadził Gaby na parkiet. Tańczyli ze sobą, dopóki nie rozdzielił ich jakiś obcy mężczyzna. Od tej pory przez całą godzinę wciąż próbowali się odszukać, lecz zgodnie z obowiązującą etykietą każdy mógł przerwać im taniec i odebrać partnera.
Wkrótce Gaby przestało to przeszkadzać, a nawet zaczęło ją bawić, gdy nagle wśród tłumu gości dostrzegła jednego z pracowników hotelu, który dawał jej znaki.
Zaniepokojona ruszyła w jego stronę. Musiało wydarzyć się coś niecierpiącego zwłoki, bo inaczej nikt z „Montclair” nie pojawiłby się na balu.
– Musisz natychmiast wyjść – szepnął Sean. – Chodzi o Gerarda. Nagły wypadek.
Gaby rzuciła okiem w stronę parkietu. Conrad tańczył w tej chwili z jakąś starszą panią. Zdążę wrócić, zanim ktoś zauważy moją nieobecność, pomyślała.
– O co chodzi? – spytała. – Co się stało?
– Chodź ze mną – powiedział Sean, prowadząc ją w dół po szerokich schodach. – To nie potrwa długo.
– Powiedz, co się stało? – powtórzyła ogarnięta złym przeczuciem Gaby. – Czy coś wydarzyło się w hotelu?
Sean rozejrzał się na boki, po czym otworzył jakieś drzwi.
– To tutaj – powiedział.
– Co tutaj? – spytała, wchodząc do środka, ale w tym momencie drzwi zatrzasnęły się.
– Przepraszam – usłyszała zza nich głos Seana. – Jeśli gość o coś poprosi, my powinniśmy spełnić każde jego życzenie, zgadza się?
– Sean! – Poruszyła klamką, lecz drzwi były zamknięte na klucz. – Jaki gość? Otwórz!
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Ponieważ księżna Drucilla wydała mi takie polecenie. Zaproponowała mi bardzo dużą sumę, a ja mam rodzinę. Troje dzieci, o które muszę zadbać.
– Sean, wypuść mnie stąd natychmiast, bo inaczej w ogóle nie będziesz mógł zarobić.
– Postaraj się mnie zrozumieć, Gaby. To nic osobistego. Obmacała ściany w poszukiwaniu włącznika światła, ale nic nie znalazła. Mogła tylko się domyślać, że znalazła się w jakimś małym schowku.
– Sean! – krzyknęła. – Jeszcze nie jest za późno, żeby wszystko naprawić.
– W końcu to zrozumiesz – usłyszała, ale tym razem głos Seana dobiegał już z większej odległości. – Przepraszam – powtórzył.
Nie miała wątpliwości, że odszedł.
Z westchnieniem oparła się o drzwi. Ostatecznie to nie był loch, a w każdym razie nie takie miało być przeznaczenie tego pomieszczenia, więc z pewnością nie był jakoś przemyślnie zabezpieczony. Podniosła głowę, a kiedy już wzrok przywykł do ciemności, wysoko nad drzwiami dostrzegła świetlik.
Gdyby udało się znaleźć coś, na czym zdołałaby stanąć, mogłaby wspiąć się tam i wydostać na zewnątrz. Po omacku przeszukała pomieszczenie i trafiła na dość twarde kartonowe pudło. Wytrzymało jej ciężar, lecz niestety było za niskie. Kontynuowała poszukiwania, pełna obaw, czy nie trafi na jakieś śpiące zwierzę albo, co gorsza, na śpiącego człowieka. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło, za to w końcu znalazła dużą plastikową skrzynię. Wyrzuciła zawartość na podłogę, zaniosła skrzynkę pod drzwi i ustawiła na kartonie. Nie było łatwo wgramolić się na tę konstrukcję, ale Gaby miała pewne doświadczenie w takich wspinaczkach. Jeszcze w czasach pobytu w sierocińcu Barrie, gdy jakieś dziecko utknęło na szczycie drabinek, zawsze ona wdrapywała się na pomoc.
Teraz też sobie poradziła. Podkasała suknię i podciągnęła się do świetlika. Bardziej martwiła się o to, by nie zniszczyć kreacji Bernice niż o wydostanie się z zamknięcia.
Kiedy okazało się, że obu rzeczy nie da się zrobić jednocześnie, zeskoczyła na dół, zdjęła suknię i trzymając ją w ręku, ponownie wspięła się na piramidę.
Już prawie do połowy wysunęła się przez świetlik, kiedy dobiegł ją wzmocniony mikrofonem głos.
– A teraz, panie i panowie, Jego Wysokość Conrad, książę Genui!
Rozległy się gromkie brawa.
Gaby zatrzymała się. Zdawała sobie sprawę, że ze względu na jego dobro powinna uważać. Nie mogła narobić mu kłopotów, pojawiając się na sali w samej bieliźnie i pantoflach.
Ostrożnie przeciskała się przez otwór, nasłuchując, czy ktoś nie nadchodzi. W końcu była wolna. Zdążyła włożyć suknię, gdy nie wiadomo skąd pojawiła się księżna Drucilla.
– No proszę, prawdziwa sportsmenka.
– Książę Conrad nie będzie zachwycony tym, co pani zrobiła.
Księżna nie sprawiała wrażenia przejętej.
– Panią potraktuje jeszcze mniej uprzejmie, jeśli opowie mu pani o wszystkim i zmusi mnie, żebym ujawniła to. – Sięgnęła do torebki i wyciągnęła magnetofon. Z zadowoloną miną wcisnęła guzik i po chwili głosy Conrada i Gaby zagłuszyły dźwięki dochodzące z góry.
– Właściwie mam pewną propozycję.
– Propozycję... A konkretnie?
– Proszę... Niech pani usiądzie na chwilę. Zanim mi pani odpowie, proszę dobrze rozważyć to, co powiem.
– Zaczynam się denerwować, Wasza Wysokość.
– Właśnie widzę. A już myślałem, że pani nigdy się nie denerwuje.
– Bo rzadko mi się to zdarza. Najlepiej będzie, jeśli mi pan po prostu powie, o co chodzi.
– Potrzebuję kobiety, która przez tydzień udawałaby moją partnerkę. Kogoś, kogo prasa mogłaby uznać za... jak by to ująć?... za obiekt moich uczuć.
– Czy to znaczy, że chce pan, abym poszukała... osoby towarzyszącej do wynajęcia?
Księżna zatrzymała taśmę.
– Chyba nie musi pani słuchać dalej?
– Nie – odparła ponuro Gaby.
– To nagranie z pewnością postawiłoby Conrada w niezbyt korzystnym świetle – mówiła księżna, chowając magnetofon do torebki.
Co do tego Gaby nie miała żadnych wątpliwości.
– Jak się pani udało dwukrotnie umieścić pluskwę w jego apartamencie?
– Pani kolega Sean okazał się bardzo przydatny – odparła księżna z wyższością.
– I naprawdę gotowa byłaby pani postawić swojego pasierba w tak kłopotliwej sytuacji? – zdumiała się Gaby. – Te wyjęte z kontekstu słowa brzmią przerażająco.
– Bez względu na kontekst są fatalne. Jednak jeśli pani wyjdzie stąd natychmiast, być może uda mi się o wszystkim zapomnieć.
– A jeżeli nie wyjdę?
– Na dole czeka spragniona sensacji dziennikarka, panna Caroline Horton. Będzie szczęśliwa, mogąc wysłuchać nagrania. – Drucilla uniosła brwi. – Wybór należy do pani.
Conrad podszedł do mikrofonu i wygłosił krótką mowę na cześć swojego ojca. Był doskonale przygotowany, więc nie sprawiło mu to żadnych trudności, chociaż przez cały czas myślał o tym, gdzie podziała się Gaby. Nie widział jej nigdzie w tłumie gości i w miarę upływu czasu jego niepokój narastał.
Zgodnie z planem mówił o zasługach swojego ojca, myśląc jednocześnie, że opuściła go jedyna kobieta, na której mu zależało.
Daj sobie spokój, powiedział sobie w końcu. To po prostu kolejny dowód, że w twoim życiu nie ma miejsca dla żadnej kobiety. Nie potrzebował niczego, co mogłoby mu przeszkodzić w znacznie ważniejszych sprawach, do jakich należała Fundacja.
Jego przemówienie nagrodzono gromkimi oklaskami. Schodził właśnie z podium, gdy pojawiła się Drucilla w towarzystwie lady Penelope i jakiejś obcej kobiety, którą przedstawiła jako Caroline Horton, dziennikarkę. Przez kilka chwil rozmawiał z nimi uprzejmie, a gdy panna Horton spytała, gdzie podziała się jego partnerka, odparł spokojnie, że wyszła przypudrować nos.
– Wyszła? – zdumiała się Caroline.
– Nie widziałam jej już od dłuższego czasu – wtrąciła Drucilla, a jej wąskie brwi nad małymi czarnymi oczkami uniosły się znacząco.
Conrad pominął milczeniem tę uwagę. Nawet przez chwilę nie podejrzewał, co naprawdę mogło oznaczać zniknięcie Gaby.
Kiedy w końcu pojawiła się na schodach z potarganymi włosami i suknią w nieładzie, nie spojrzał na nią łaskawym okiem.
Chwycił ją za ramię i pospiesznie poprowadził na bok.
– Gdzieś ty była?
– Muszę iść – powiedziała. – To nie ma sensu.
– Ależ Gaby... O czym ty mówisz?
– To nie był dobry pomysł – mówiła, z trudem powstrzymując łzy. – Wracaj do swoich gości. Bal jest najważniejszy.
– Wcale nie jestem pewien.
– Zaufaj mi. – Ufam ci, ale...
Gorączkowo pokręciła głową.
– Muszę iść, ale szczerze ci życzę, żeby ten wieczór okazał się wielkim sukcesem. – Uniosła brzeg sukni i ruszyła w stronę schodów.
– Poczekaj. – Kiedy go mijała, chwycił ją za ramię. – Jesteś mi potrzebna.
– Nie... – Pokręciła głową, wyrywając rękę z jego uścisku – Wcale nie.
Mógłby przysiąc, że nim się odwróciła, dostrzegł w jej oczach łzy.
– Gaby, poczekaj! – Pobiegł za nią, jednak krótka chwila wahania sprawiła, że stracił ją z oczu.
Kiedy zbiegała ze schodów przed budynkiem, potknęła się i złamała obcas. Zatrzymała się i zrzuciła ze stopy pantofel. Chwilę później wskoczyła do przejeżdżającej taksówki. – Gaby!
Conrad biegł za samochodem, wołając ją i krzycząc do kierowcy, ale żadne z nich nie zareagowało.
W końcu został na ulicy sam ze zniszczonym butem i złamanym sercem.
Gaby kazała zawieźć się prosto do swojego mieszkania na Brooklynie. Dzisiaj nie było ważne, ile zapłaci za kurs. Nawet gdyby to było sto dolarów, musiała znaleźć się w domu i poczuć, że znów jest sobą. Za długo grała kogoś zupełnie innego.
Wiedziała, że postąpiła właściwie, wychodząc z balu. Gdyby tam została, księżna mogłaby podejść do mikrofonu i cała sala usłyszałaby nagranie.
A to upokorzyłoby Conrada. Okryłoby go hańbą.
Conrad wahał się przez chwilę, zastanawiając się, czy wracać na bal, gdzie był gospodarzem, czy jechać za kobietą, której powinien towarzyszyć. W końcu podjął decyzję. Nie miał wątpliwości, co jest dla niego najważniejsze.
Zatrzymał taksówkę i kazał się zawieźć do „Montclair”. Polecił kierowcy zaczekać przed wejściem.
Nie musiał długo przekonywać Andy’ego, żeby podał mu domowy adres Gaby.
– Jestem wielbicielem romansów – oznajmił Andy. Conrad wrócił do taksówki i kazał jechać do Brooklynu.
W dłoni wciąż ściskał pantofel Gaby. Droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Nie wiedział, czy to z powodu odległości, czy może z powodu czasu, który minął od chwili, gdy zrozumiał, że nie może dłużej udawać. Tak, Gaby nie była mu obojętna.
Bez względu na to, co się później wydarzy, musiał jej powiedzieć, że mu na niej zależy. I to bardzo.
W końcu taksówka zatrzymała się przed niewielkim budynkiem. Dom miał zaledwie dwa piętra, a na zewnętrznej ścianie widać było krzyżujące się linie schodów pożarowych.
Conrad odszukał mieszkanie Gaby i zapukał.
– Wiem, że tam jesteś, Gaby Tilden – zawołał. – Otwórz drzwi.
Po chwili rozległ się szczęk łańcucha i drzwi się otworzyły.
– Czego chcesz? – spytała Gaby.
– Zgubiłaś pantofelek – powiedział, podając jej zniszczony sandałek. Nie zauważył nawet, jak paradoksalna jest ta sytuacja.
Gaby rzuciła okiem na pantofel i kręcąc głową, spojrzała księciu w oczy.
– To nie jest bajka.
– Nie żartuj. – Uśmiechnął się, marząc, żeby odpowiedziała uśmiechem. – Nie pamiętam opowieści, w której książę musi pokonać czterdzieści kilometrów dziurawej i zatłoczonej drogi, żeby odnaleźć księżniczkę.
Wzdrygnęła się, słysząc to określenie.
– Nie jestem księżniczką.
– Możliwe – odparł, zaglądając jej głęboko w oczy. – Ale mogłabyś nią zostać.
Na moment zacisnęła powieki.
– Jestem zmęczona, Conradzie. To był bardzo wyczerpujący wieczór. Naprawdę muszę się już położyć.
– Co się stało? – spytał. – Nic nie rozumiem. Nagle wszystko jest inaczej. Skąd ta zmiana?
Znów tylko potrząsnęła głową.
– Nic się nie zmieniło – powiedziała w końcu. – Chyba po prostu czuję się wyczerpana po tym, co się działo w ciągu całego tygodnia.
Jego serce pękało. Nie wiedział, że to może aż tak boleć. W tym momencie zrozumiał, że ją kocha. Skinął głową.
– W takim razie pójdę już. Ale wiesz, gdzie mnie znaleźć. Będę tam jeszcze przez dwadzieścia cztery godziny.
– A potem odjedziesz do swojego kraju. Pożegnajmy się już teraz. Było bardzo miło. Dziękuję za... – Wzruszyła ramionami. – Za wszystko.
Conrad przyglądał się jej w milczeniu, a po chwili schylił się i położył but na podłodze.
– Nie, Gaby. To ja ci dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – powiedział, odchodząc.
– Conradzie... – zaczęła. Odwrócił się.
Zawahała się i po chwili, która zdawała się trwać bez końca, znów pokręciła głową.
– Gdybym miała cię już nie zobaczyć, chcę ci naprawdę gorąco podziękować. To był cudowny tydzień.
Nie wiedział, co powiedzieć. „Nie ma za co” zabrzmiałoby protekcjonalnie, a ponowne „nie, to ja tobie dziękuję” mogło wydawać się ironiczne.
Pozostało więc skinąć głową i odejść.
I tak właśnie zrobił. |
|
Powrót do góry |
|
|
Princessa Dyskutant
Dołączył: 18 Lis 2008 Posty: 136 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:56:10 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Maite jesteś cudowna nie dość ze odcinki są tekie długie i wspaniałe to jeszcze 4 jednego dnia
Księżna Drucilla jest okropna.., było tak pięknie Gaby i Conrada na balu:).., a ta głupia małpa wszystko popsuła
Conrad sie o nią bał i cały czas o niej myślał..., zakochał sie
A potem znalazł i zawiózł jej pantofelek.., szkoda tylko ze tak to sie skończyło
Czekam na new;******** |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:06:23 28-02-09 Temat postu: |
|
|
10/10
– Więc tak po prostu pozwoliłaś mu odejść? – spytała Rose, patrząc na Gaby, która siedziała na miejscu pasażera. Jechały do północnej części stanu, gdzie miały spotkać zaginioną siostrę. – No to pa, dziękuję, że wpadłeś.
– To wcale nie było takie łatwe – zaprotestowała Gaby. – A co innego miałam zrobić, skoro jego wstrętna macocha stała obok z tym swoim magnetofonem?
– Chyba zdajesz sobie sprawę, że zajęłoby wam najwyżej kilka minut, by spreparować odpowiedź na to nagranie. Jaki jest prawdziwy powód, że nie chciałaś z nim porozmawiać?
Gaby pociągnęła nosem.
– Pochodzimy z zupełnie różnych światów. Nie byłoby dla nas wspólnej przyszłości.
– Niby dlaczego? – obruszyła się Rose. – Skoro udało się mnie i Warrenowi, wam też mogło się udać.
– Warren w gruncie rzeczy jest jednym z nas. To prawda, że zbudował wielkie imperium, ale zrobił to własnymi siłami. Nie stały za nim stulecia podbojów i panowania.
– Przecież tego nie robił Conrad, tylko jego rodzina. To jego dziedzictwo i korzenie. Czyli to, co właśnie próbujemy znaleźć dla siebie. Dlaczego więc on ma być za to potępiony?
Gaby zakryła oczy dłonią i odwróciła się do okna. Przez ostatnie dni nie mogła powstrzymać łez. Gaby Tilden, o której mówiono, że jest nieustraszona, stała się emocjonalnym wrakiem.
– Nie potępiam go – powiedziała. – Mówię tylko, że nie mogę z nim być.
– Ale dlaczego?
– Po pierwsze dlatego, że on mnie nie chce. Możemy już zostawić ten temat, Rose? Zdaje się, że to będzie nasz zjazd.
– Rzuciła okiem na mapę, którą trzymała na kolanach. – Tak, sto siedemdziesiąty trzeci. To tutaj.
Rose zjechała z autostrady. Pilotowana przez Gaby ruszyła w kierunku domu Laurel Standish, ich siostry, którą dawno temu straciły z oczu. Obie z Gaby z niepokojem czekały na to spotkanie.
Po ciągnącej się w nieskończoność jeździe Rose zatrzymała auto na podjeździe prowadzącym do niewielkiego brązowego domku, który wyglądał jak leśna chata.
– Gotowa? – spytała, wyjmując kluczyk ze stacyjki.
– Chyba bardziej niż kiedykolwiek – odparła Gaby z westchnieniem.
Wysiadły z samochodu i trzymając się za ręce, ruszyły w stronę domku. Pukały prawie dziesięć minut, nim drzwi otworzył stary człowiek.
– Słucham?
– Dzień dobry – przywitała się Gaby. – Szukamy Laurel Standish. Podano nam ten adres.
– Przyjechałyście za późno – powiedział staruszek, mrugając gwałtownie. Najwyraźniej uznał rozmowę za skończoną i zaczął zamykać drzwi.
– Proszę poczekać – powstrzymała go Rose. – Co to znaczy, że przyjechałyśmy za późno? Czy Laurel tu mieszka?
– Mieszkała – odparł mężczyzna, kręcąc głową. – Ale niedawno odeszła. Dwa tygodnie temu zginęła w katastrofie lotniczej.
Gaby poczuła się tak, jakby wymierzył jej cios w żołądek. Umarła? Umarła?! Jechały tu tylko po to, żeby dowiedzieć się, że ich siostra od dwóch tygodni nie żyje?
To niesprawiedliwe, pomyślała, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.
Rose opanowała się pierwsza.
– Tak... tak bardzo mi przykro. – Głos jej się załamał, ale mimo to mówiła dalej: – Dopiero niedawno dowiedziałyśmy się, że Laurel być może jest naszą siostrą.
Twarz starego człowieka złagodniała.
– Czy panie są Gaby i Rose?
Siostry spojrzały na siebie zdumione.
– Tak – odparła Gaby. – Skąd pan wie?
– Jestem Bart Standish, ojciec Laurel. – Przerwał i dopiero po długiej chwili milczenia podjął: – Wiedzieliśmy o paniach... To znaczy moja żona i ja. Widzieliśmy was w sierocińcu, gdy zabieraliśmy Laurel. Tylko... nie było nas stać, żeby zabrać was wszystkie.
Rose zagryzła drżące wargi.
– Doskonale to rozumiemy – uspokoiła go Gaby. – Czy... Laurel wiedziała o nas?
Starzec pokręcił głową.
– Moja żona nie chciała, żeby się czegoś dowiedziała. Nawet tego, że została adoptowana. Przez wszystkie te lata ukrywaliśmy to przed nią. A potem moja żona zmarła i...
– Cofnął się i szerzej otworzył drzwi. – Może powinny panie wejść.
Wprowadził siostry do skromnego salonu, a gdy usiadły na wytartej kanapie, zostawił je same. Po chwili wrócił do pokoju, trzymając w rękach niewielki album fotograficzny i jakiś zeszyt.
– Myślę, że to należy do pań – powiedział, podając im obie rzeczy.
– Co to jest? – spytała Rose.
Na pytanie odpowiedziała Gaby, która nie czekając na wyjaśnienia, otworzyła album.
– To nasi rodzice – powiedziała cicho. – Spójrz.
Rzeczywiście. Dwoje ludzi na zdjęciach miało te same rysy co Rose i Gaby. Ojciec miał szerokie czoło Rose, a usta matki były wykrojone identycznie jak usta Gaby. Poczuły się tak, jakby oglądały własny kod genetyczny.
– Zostawiono to w sierocińcu razem z wami – odpowiedział na nieme pytanie sióstr Bart Standish – Laurel odzyskała to dopiero kilka lat temu. Zabrała ze sobą za granicę, ale po tej katastrofie wszystko mi odesłali.
Rose otworzyła zeszyt. Niemal wszystkie strony były puste, ale na pierwszej znajdował się list do „Rose, Gaby i Laurel”. Gaby z trudem opanowała uczucie gniewu. Czemu przez te wszystkie lata nie miały szansy zobaczyć tych wskazówek, które przecież zostawiono właśnie dla nich?
– Na pewno zechcecie zabrać to ze sobą – rzekł Standish.
– To list waszej matki, w którym pisze, że wasz ojciec zginął w wypadku. Nie mogła zaopiekować się wami, więc zostawiła was w kościele świętego Jakuba i czekała, aż siostra Gladys was znajdzie i zabierze do sierocińca.
Gaby ogarnęło głębokie wzruszenie.
– Dlaczego nikt nam o tym nie powiedział? Czemu nikt nie wspomniał nawet o naszym pochodzeniu? – Przenosiła wzrok z siostry na starca.
Rose nie znalazła na to odpowiedzi.
– Czy mógłby pan powiedzieć nam coś jeszcze o Laurel? – Gaby zwróciła się do Barta Standisha.
– Właściwie nic nie wiem. Lubiła sport. Zawsze opiekowała się dzieciakami z sąsiedztwa i zwierzętami. To wszystko, co mogę powiedzieć. Naprawdę bardzo mi przykro. Zabierzcie te rzeczy. Mnie one nie są potrzebne. – Podszedł do drzwi i otworzył je. – Jestem zmęczony. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
Gaby podniosła się pierwsza.
– Dziękujemy, że poświęcił nam pan czas. I za te pamiątki. Dla nas znaczą bardzo wiele.
– Życzę wam szczęścia – powiedział Bart Standish, gdy wyszły na zewnątrz. – Mam nadzieję, że będzie wam się wiodło w życiu.
Schodząc po schodkach, usłyszały, jak zamyka drzwi. – I co o tym myślisz? – spytała Rose, kładąc ręce na kierownicy.
– Myślę, że nasza siostra dała nam swoje błogosławieństwo – odparła Gaby. – Teraz przynajmniej wiemy coś o swoim pochodzeniu. Wiemy też, że byłyśmy kochane. Posłuchaj... – Otworzyła pamiętnik i przeczytała:
Moje słodkie maleństwa! Gdybym miała jakieś inne wyjście, na pewno bym z niego skorzystała. Jednak kocham was za mocno, żeby skazywać was na życie w ubóstwie i cierpieniu.
Tak byłoby, gdybym wychowywała was sama. Dlatego właśnie muszę was oddać. Przebaczcie mi, proszę.
Zamknęła zeszyt i podniosła na Rose oczy pełne łez.
– Zawsze się bałam, że zostałyśmy porzucone, bo nikt nas nie chciał. Teraz wiem, że to nieprawda.
Rose pokiwała głową, włączyła silnik i wolno wycofała samochód.
Nagle zahamowała gwałtownie, bo zobaczyła, że Bart Standish wyszedł z domku i macha do nich ręką.
– To również powinnyście wziąć ze sobą. – Kiedy Gaby opuściła szybę, podał jej dużą szarą kopertę. – To są listy Laurel, które przysyłała z zagranicy. Może pomogą wam lepiej poznać siostrę.
Nie czekając na odpowiedź, obrócił się na pięcie i wrócił do domu. Typowy oschły stary mieszkaniec Nowej Anglii.
– No, czytaj – ponagliła Rose siostrę.
Gaby otworzyła kopertę i wyciągnęła list, który leżał na wierzchu. Stempel na kopercie wskazywał, że nadano go zaledwie dwa tygodnie temu.
– Tato – zaczęła czytać – tu ciągłe się coś zmienia. Jednak chciałam cię zawiadomić, że wciąż będę przesyłać pieniądze, by pomóc ci w utrzymaniu domu. Gdyby coś się wydarzyło, moja przyjaciółka, Glenna Cunliffe, obiecała dopilnować, żebyś dostał moją pensję i wszystkie moje rzeczy. W przypadku jakiegoś nieszczęścia Glenna skontaktuje się z tobą...
– Gaby podniosła wzrok na siostrę.
Rose z pobladłą twarzą zaciskała dłonie na kierownicy.
– Bardzo prorocze, nie uważasz?
– Niesamowicie. – Gaby spojrzała na list. – Pod tym jest już tylko jej podpis. Tu jest zaledwie kilka listów i pocztówek. Wygląda na to, że Laurel nie była zbyt mocno związana ze swoimi rodzicami. A przynajmniej z ojcem.
– Jakie to smutne.
Gaby pokiwała smętnie głową i włożyła wszystko do szarej koperty.
– Powinnyśmy odszukać tę Glennę Cunliffe. Może ona powie nam coś więcej.
– Poproszę George’a Smitha, żeby dowiedział się czegoś i dał nam znać, gdy Glenna wróci do Stanów.
Gaby z westchnieniem odchyliła się na oparcie.
– To niesamowite. Laurel odeszła, ale zostawiła nam wielki dar. – Wskazała album i zeszyt. – W końcu mamy jakieś wyobrażenie, kim naprawdę jesteśmy.
– Czuję się tak, jakbym znalazła rozwiązanie zagadki, którą od wielu lat próbowałam rozwikłać.
– Albo jakby wreszcie pojawiła się odpowiedź na pytania: Czy jestem coś warta? Czy ktoś mnie kochał? – Pogładziła okładkę pamiętnika. – Uzyskanie tych odpowiedzi czy też ich brak to jednak zasadnicza różnica.
– Coś w tym jest. Cóż, właściwie wcale nie powinnyśmy odczuwać wielkiej różnicy. Przecież od dawna wiemy, że jesteśmy warte miłości, chociaż znalazłyśmy się w sierocińcu.
Gaby wyciągnęła rękę i poklepała siostrę po ramieniu.
– Ale zawsze się nad tym zastanawiałaś? Bo ja tak. Rose spojrzała na nią z ukosa.
– Owszem. Gdybym nie spotkała Warrena i gdyby on nie był taki wytrwały, nie wiem, czy uwierzyłabym, że jestem warta prawdziwego związku. – Otarła łzę, która potoczyła się po jej policzku. – Ale o tobie mogłabym to powiedzieć bez żadnych wątpliwości. Zresztą chyba ci to mówiłam.
– Wiele razy. – Gaby patrzyła na przesuwające się za oknem widoki. Nagle wszystko wydało się jej całkiem inne. Zupełnie jakby ta krótka informacja o jej rodzinie pomogła jej zrozumieć cały świat. – Wiesz co? Niby to tylko słowa, gdy mówimy, że Laurel jest tym brakującym ogniwem, które nie pozwala nam cofnąć się w przeszłość, ale mam wrażenie, że ona jednak wypełniła to puste miejsce.
– A w dodatku przypomniała nam, że rodzina to nie tylko więzy krwi. Rodzinę trzeba stworzyć samemu. – Rose rzuciła okiem na Gaby. – Tak naprawdę nie ma znaczenia, skąd pochodzisz. Liczy się to, gdzie kończysz.
Gaby spojrzała na siostrę przez zmrużone powieki. Domyśliła się, że jej uwaga ma związek z księciem Conradem.
– Nie zdołasz mnie namówić, żebym do niego poszła. Zresztą on dzisiaj wyjeżdża.
Rose wzruszyła ramionami.
– Jesteś jeszcze bardziej uparta niż ja.
– Może po prostu jestem większą realistką. Rose prychnęła w odpowiedzi.
Półtorej godziny później, gdy mostem Jerzego Waszyngtona wjeżdżały do miasta, rozległ się dzwonek komórki Gaby. Dzwoniła Karen.
– Oglądasz kanał ósmy? – spytała.
– Nie, jestem w samochodzie. Dlaczego pytasz?
– Przyjeżdżaj natychmiast do hotelu. Książę Conrad zwołał konferencję prasową. Reporterzy wciąż pytają o ciebie.
Gaby zmarszczyła brwi. Wyłączyła telefon i powtórzyła siostrze rozmowę z Karen.
– Od hotelu dzieli nas pięć minut drogi – powiedziała Rose. – Podjadę pod wejście, a gdy wysiądziesz, znajdę jakieś miejsce do zaparkowania i zaraz do ciebie przyjdę.
– Jestem trochę zestresowana – wyznała Gaby.
– Od kiedy to zaczęłaś się denerwować? – zakpiła Rose.
– Od kiedy zakochałam się w księciu.
– No, wreszcie się przyznałaś! Jesteś w nim zakochana!
– Jestem. Więc?
Rose uśmiechnęła się i dodała gazu.
– Więc musisz do niego dotrzeć, zanim wyjedzie. – Ale...
– Przestań. Nie dopuszczę, żebyś straciła coś najlepszego, co spotkało cię w życiu.
Zanim Gaby dotarła do sali konferencyjnej, Conrad skończył już swoje wystąpienie i odpowiadał na ostatnie pytania.
Wśród dziennikarzy nowojorskich popołudniówek była również Caroline Horton. Z samego przodu siedziała księżna Drucilla, a po obu jej stronach tkwiły lady Ann i lady Penelope.
Conrad kiwnął głową w stronę reportera, który uniósł rękę.
– A ta Amerykanka, która towarzyszyła panu wczoraj wieczorem na balu? – padło pytanie. – Kim ona jest?
– Nazywa się Gaby Tilden – powiedział książę wolno, po czym wskazał następnego dziennikarza.
– Czy to przyszła księżna Genui?
– To moje najgorętsze pragnienie – odparł Conrad. – Ale... – urwał, bo w tym samym momencie jego spojrzenie padło na Gaby.
– Ale co, Wasza Wysokość?
– Ale nie wiem, czy ona nadal będzie mnie chciała – dokończył spokojnie. – Powinniście państwo wiedzieć, że panna Tilden musiała wiele przejść z mojego powodu. Żona mojego ojca próbowała szantażem zmusić ją, żeby się do mnie nie zbliżała. – Uśmiechnął się smutno.
– A czym ją chciała szantażować? – spytał ktoś z sali.
– Nagraniem mojej rozmowy z panną Tilden, podczas której prosiłem ją, żeby towarzyszyła mi wczorajszego wieczoru. Ona całkiem rozsądnie wahała się, czy powinna się na to zgodzić. Mimo to próbowałem ją przekonać. – Odszukał spojrzenie Gaby. – I mam nadzieję, że mi się udało.
Gaby skinęła głową.
– Jeśli tak rzeczywiście jest i gdyby zgodziła się zostać moją żoną, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Mnóstwo rąk podniosło się do góry, lecz Conrad widział tylko Gaby.
– Czy to znaczy, że się pobierzecie? – spytał ktoś.
– Nie wiem. – Conrad znacząco uniósł brwi. – Czy tak? Gaby nie mogła wydobyć głosu, a wtedy Conrad wyciągnął rękę.
Nagle wszyscy odwrócili się w jej stronę.
– To ona!
– Panno Tilden, czy wyjdzie pani za księcia Conrada?
Gaby, próbując powstrzymać łzy, zacisnęła usta i nie zważając na pytania i strzelające wokół flesze, ostrożnie ruszyła w stronę Conrada. Jej spojrzenie i myśli skoncentrowane były wyłącznie na nim.
On również widział tylko ją. Gdy się zbliżyła, podał jej rękę i pomógł wejść na podium.
– I co ty na to, Gaby Tilden? – spytał cicho, klękając na jedno kolano. – Czy wyjdziesz za mnie?
Po raz pierwszy w życiu nie miała wątpliwości, gdzie jest jej miejsce. Nigdy jeszcze nie doznała takiego poczucia własnej wartości.
Ogarnęło ją niezachwiane przekonanie, że właśnie tego pragnie. Niczego dotąd nie była taka pewna.
Gardło miała tak ściśnięte, że zdołała tylko kiwnąć głową.
– To znaczy tak! – krzyknął któryś z dziennikarzy. Można było odnieść wrażenie, że to słowo odbija się echem w wielkiej sali.
Conrad podniósł się i otoczył Gaby ramionami.
– Jesteś pewna? – szepnął jej do ucha. – Nie chcę, żebyś zrobiła to pod presją tłumu.
– Tłumu? – powtórzyła. – Jakiego tłumu?
Książę pocałował ją, po czym odwrócił się do dziennikarzy.
– Nie planowałem tego, ale wygląda na to, że dostaliście bajkę, której tak bardzo domagaliście się przez cały tydzień. Genua ma nową księżnę, której na imię Gaby. – Uśmiechnął się do narzeczonej. – I która sprawiła, że jestem najszczęśliwszym z ludzi. |
|
Powrót do góry |
|
|
Princessa Dyskutant
Dołączył: 18 Lis 2008 Posty: 136 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:30:14 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Maite jesteś niesamowita!!!!
Wspaniały odcinek i świetne zakończenie Szkoda, ze siostra Rose i Gaby zginęła..., ale przynajmniej zrozumiały co jest ważne i odkryły swoją przeszłość....
Conrad odkrył podstępek wrednej macochy
Conrad poprosił Gaby o ręki i to przed reporterami... wspaniale.., a ona sie zgodziła... Bedzie wspaniałą księżniczką...
Wspaniała telka, pełna magi i cudnej miłości.., świetnie napisana
Szkoda, ze to już koniec
Teraz pozostaje mi czekać na epilog...
Ostatnio zmieniony przez Princessa dnia 21:31:14 28-02-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|