|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:17:38 28-01-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki kochana :*
Z odcinkami będzie tak, że rzeczywiście będą zmierzały powoli do momentu opisanego w prologu - i to będzie jakby teraźniejszy czas akcji, ale pojawią się między nimi również retrospekcje, z których dowiecie się co nieco o przeszłości dziewczyny... kurde, mam nadzieję, że zbytnio nie zamotałam ^^' w każdym razie kolejny odcinek - na który już dziś zapraszam - będzie taką właśnie retrospekcją |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:20:32 28-01-11 Temat postu: |
|
|
Nie namotałaś? hm......szczerze? ...... Namotałaś i to jak
Ale czytam na 100% |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:34:19 28-01-11 Temat postu: |
|
|
No tak, w motaniu to ja jestem "miszczem" ^^' To teraz, tak na zachętę, kolejny odcinek - następne postaram się, żeby pojawiały się regularnie, co tydzień. Miłej lektury
Odcinek 2.
Kilka miesięcy wcześniej… (wcześniej, czyli przed wydarzeniami z pierwszego odcinka;))
Tańczyła w klubie już od kilku miesięcy, ale wciąż nie potrafiła radzić sobie z dzikimi spojrzeniami, śliniących się na widok jej nagiego ciała, obleśnych facetów. Kiedy tylko mogła zamykała oczy, by nie widzieć ich wygłodniałych oczu i nie czuć na sobie brudnych myśli, które kłębiły się im po głowach, gdy na nią patrzyli. Czasem skupiała całą uwagę na jakimś przystojniaku, który – jak to sobie tłumaczyła – znalazł się w klubie zupełnie przypadkowo. Tym razem jej uwagę przyciągnął młody mężczyzna, siedzący przy barze – jego błękitne, przenikliwe spojrzenie, ciemne włosy i jasna, gładka twarz. Wokół niego roztaczała się jakaś tajemnicza aura, która tylko dodawała mu uroku.
„Taki właśnie powinien być mój książę” – pomyślała. – „Książę, który zabierze mnie z tej nory, do swojego królestwa…”
Miała już zerwać z siebie skąpy, zdobiony cekinami biustonosz, ale właśnie wtedy spojrzał na nią, a kąciki jego ust uniosły się w szelmowskim uśmiechu. Uniósł w jej stronę szklankę z drinkiem, jakby wznosił za nią toast i upił łyk. Poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Nie wiedziała czemu, ale nie potrafiła pozbyć się tego jednego, cholernego skrawka materiału. Jego spojrzenie sparaliżowało ją. Wpatrzona w jego błękitne oczy, głucha na protesty tłumu wygłodniałych samców i to, co działo się wokół niej, zupełnie nawet nie zauważyła, że muzyka się skończyła i na scenę wkroczyła już jej koleżanka.
- Znikaj stąd – syknęła jej do ucha, nie kryjąc złości – Xavier jest wściekły…
Bez słowa skierowała się w stronę garderoby. Ledwo zeszła ze sceny, gdy ktoś szarpnął ją za ramię. Kiedy się opamiętała, zobaczyła przed sobą rozwścieczoną twarz szefa klubu, Xaviera.
- Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz? – wykrzyczał jej w twarz – Zachowujesz się, jakbyś pracowała tu od wczoraj!… To nie może tak dalej wyglądać – dodał już spokojnie przeczesując ręką włosy i mierząc ją uważnie wzrokiem – dlatego albo weźmiesz się w garść, albo więcej tu nie wracaj – powiedział cicho, odwrócił się na pięcie i odszedł jak gdyby nigdy nic, zostawiając ją samą z jej myślami.
Weszła do garderoby i usiadła przy stoliku, na którym leżały porozrzucane przybory do makijażu i tysiące jakichś tandetnych błyskotek. Spojrzała w wielkie lustro, wiszące nad stolikiem. Zobaczyła w nim zmęczoną twarz zagubionej młodej dziewczyny. Jej własną twarz, która nagle wydała się jej zupełnie obca. Czy naprawdę miała spędzić resztę życia w tej cuchnącej norze, wśród bandy niewyżytych samców, śliniących się na jej widok? Nie. Musi przecież istnieć jakieś lepsze jutro. Nie może pracować tu przez całe życie.
Chwyciła szczotkę, by rozczesać splątane pasma swoich gęstych jasnych włosów. Zamarła gdy w lustrze zobaczyła jego odbicie.
- Co pan tu robi? – spytała, odwracając się w jego stronę. Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko kpiąco i nadal stał bez ruchu nonszalancko opierając się o drzwi i pożerając ją wzrokiem – Nie wolno tu wchodzić osobom postronnym – dodała, ściszając głos. Po jego minie widziała jednak, że nie ma najmniejszego zamiaru wyjść z pomieszczenia dopóki nie dostanie tego, po co przyszedł. Kiedy przekręcił kluczyk w zamku, serce podeszło jej do gardła.
- Lubisz kokietować mężczyzn – bardziej stwierdził niż spytał, wciąż świdrując ją na wylot swoimi błękitnymi oczami – Kiedy tańczyłaś, patrzyłaś na mnie, jakbyś właśnie uprawiała ze mną najbardziej wyuzdany seks w swoim życiu. Przyszedłem więc spełnić twoje fantazje…
Zerwała się z krzesła i cofnęła o kilka kroków. Był przystojny. Cholernie przystojny, pociągający i… niebezpieczny.
- Dogadałem się z twoim szefem – mówił cicho, podchodząc do niej – i wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja… – szepnął wprost do jej ucha, odgarniając przy tym jakiś zabłąkany kosmyk z jej twarzy. Widział, jak jej piersi, nadal ukryte pod tym samym skąpym, tandetnym biustonoszem, coraz szybciej falują w rytm jej oddechu, a usta rozchylają się lekko, wabiąc go do siebie. Miał ochotę rzucić się na nią, ale to ona musiała przyjść do niego. Odsunął się od niej o krok i uśmiechnął cwano, widząc na jej twarzy strach zmieszany ze zdumieniem i rozczarowaniem – Zastanów się, czy nie chcesz zmienić pracy – rzucił chłodno, kierując się w stronę drzwi, a ona nie była w stanie wydobyć z siebie słowa – Jutro przyjdę tu znowu, a potem znowu i znowu, aż do skutku – mrugnął do niej porozumiewawczo i otworzył drzwi – Przepraszam, mademoiselle… – zwrócił się do kobiety, z którą właśnie o mało się nie zderzył, z cynicznym uśmiechem zerkając raz jeszcze na swoją „ofiarę”.
- Marie? Co on tu robił? – spytała kobieta. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Sama zresztą nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć koleżance – W ogóle wiesz, kto to jest? – dobiegł ją chrapliwy głos rudej kobiety, która właśnie zajęła swoje miejsce przed lustrem by poprawić makijaż przed kolejnym występem.
- Nie mam pojęcia – powiedziała, starając się nie okazać żadnych emocji, choć spotkanie z nieznajomym naprawdę sporo ją kosztowało.
- To Colin Dawson, jeden z dziedziców wielkiej fortuny tego przedsiębiorcy Edwarda Filipa Dawsona. Chyba ma na ciebie oko – powiedziała, uśmiechając się krzywo. Marie zmroziła ją wzrokiem – Jeśli nie chcesz spędzić w tej spelunie reszty życia maleńka, to zapamiętaj raz na zawsze, że takim facetom się nie odmawia…
Tego wieczora Marie nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Ciągle dźwięczały jej w uszach słowa koleżanki i ciągle prześladowały ją jego błękitne oczy, przenikliwe spojrzenie i cwany uśmiech. Wiedziała, że to typ faceta, który nie daje łatwo za wygraną i nawet jeśli nie pojawi się w klubie następnego dnia, to pojawi się za kilka dni i upomni się o to, co jego zdaniem mu się zwyczajnie należy.
- Xavier – zaczęła, gdy po wyjściu z klubu, zobaczyła swojego szefa, który właśnie dopalał papierosa – Ile Dawson ci za mnie zapłacił? – spytała, stając na wprost niego z dłońmi skrzyżowanymi na piersiach.
- Co?! – spojrzał na nią jak na wariatkę – Chyba masz o sobie zbyt wysokie mniemanie, słonko…
- Powiedział, że się z tobą dogadał – szepnęła nieco zbita z tropu. Xavier tylko roześmiał się ironicznie na te słowa.
- Owszem – powiedział, ostatni raz zaciągnął się papierosem, rzucił go na ziemię, przydeptał i spojrzał Marie prosto w oczy – dogadaliśmy się. Powiedziałem mu, że jeśli chce, to może sobie wziąć ciebie zupełnie gratis, bo i tak marny tu z ciebie pożytek…
Marie poczuła, że palą ją policzki. Zacisnęła szczęki, odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę głównej ulicy. Czy naprawdę nie była nic warta? Nawet dla Xaviera?
- Słonko! – krzyknął za nią Xavier – Nie dąsaj się! Ja po prostu nie zamierzam być niczyim alfonsem! – ale Marie już go nie słuchała – To twoja sprawa, ile zapłaci ci za usługi Dawson!... Albo ktokolwiek inny… – powiedział już jakby sam do siebie, a kiedy wątła sylwetka Marie zniknęła mu z oczu, wszedł do klubu.
[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 18:13:34 03-04-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:27:40 28-01-11 Temat postu: |
|
|
Ojoj
ale koma dam jutro bo dzisiaj już nie mam siły |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:39:49 28-01-11 Temat postu: |
|
|
Oki, nie śpieszy się. Ja przecież też nie zawsze jestem na czas z komentarzem;) |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:40:17 31-01-11 Temat postu: |
|
|
No i jestem - spóźniona
Hm....domyślałam się, że Colin i Marie znają sie z przeszłości i wpadła mi do głowy myśl, że może wykonywała niezbyt pochlebny zawód. Jednak nie spodziewałam się, że Colinowi tak się wtedy spodobała a może bardziej jej ciało, że chciał sie z nią przespać i najwyraźniej nie zamierzał łatwo odpuścić. Zastanawia mnie jak doszło do tego że Marie pozanła Chrisa będzie ciekawie
Czekam oczywiście na kolejny odcinek :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:26:37 02-02-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki kochana za komentarz :*
Do wykonywania przez Marie tego niezbyt pochlebnego zawodu to jeszcze wrócimy - i bynajmniej nie mówię tu o jej pracy w klubie Xaviera;) a jak poznała Chrisa - o tym już za kilka odcinków^^ Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz:)
Pozdrawiam:D |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:26:59 02-02-11 Temat postu: |
|
|
Na pewno sie nie zawiodę Nie ma takiej możliwości przy Twoich opowiadaniach.
W takim razie czekam z niecierpliwością :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:21:50 03-02-11 Temat postu: |
|
|
Nie jestem pewna czy Marie sama wie kim jest. Niby zwykła striptizerka z masą niespełnionych marzeń, która zmierza w dół (Colin), ale z fabuły wiemy, że jednak wzbije się w górę. Colin jest absolutnie niepoprawny, arogancki i... sexy. Wiesz, że uwielbiam złych chłopców.
Xavier jest ciekawy, niby właściciel klubu go-go, który sam z siebie jest już nastawiony na zyski, bez względu na wszystko, ale nie zniża się do pewnego pułapu i to mu się chwali.
A ponieważ jest już dalej, czekam na jeszcze więcej. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:06:16 04-02-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki dziewczynki za to, że jesteście i że chce Wam się to czytać :*
Sin... z tym wzbijaniem się w górę i zmierzaniem w dół - nie jestem pewna, czy to do końca tak;)
Tymczasem zapraszam na kolejny odcinek
Odcinek 2.
Marie poruszyła się ostrożnie. Chris spał głęboko wykończony podróżą i tym, co wyrabiali po kolacji, kiedy już zostali sami w jego pokoju. Był czuły, delikatny a jednocześnie pełen żaru i pasji. W jego ramionach za każdym razem odnajdywała spokój i czuła się bezpieczna – jakby ogrodzona wielkim murem od całego zła świata. Wiedziała, że kochał ją całym sercem i duszą i może dlatego tak bardzo bolało ją jej własne serce? Nie potrafiła powiedzieć mu prawdy…
Spojrzała na niego i wierzchem dłoni czule pogładziła jego policzek. Mruknął coś przez sen i odwrócił twarz w jej stronę, ale nie otworzył oczu. Delikatnie musnęła jego usta swoimi wargami i powoli wyszła z łóżka. Narzuciła na siebie tylko długi jedwabny szlafrok, zeszła na dół i wyszła na taras. Noc była piękna i bardzo ciepła jak na tę porę roku, a bezchmurne niebo rozświetlał jasny sierp księżyca i miliony gwiazd.
Westchnęła ciężko, przymknęła oczy i upajała się zapachem nocy, pozwalając by jesienny wietrzyk delikatnie pieścił jej twarz, dopóki nie poczuła, jak ktoś szczelnie okrywa ją ciepłym kocem. Odruchowo zawinęła się nim ciaśniej i wtuliła się w oplatające jej wątłą sylwetkę, silne męskie ramiona.
- Przepraszam, jeśli cię obudziłam – szepnęła, opierając głowę na jego ramieniu.
- Nie spałem – rzucił chłodno, a ona odskoczyła od niego jak oparzona.
- Colin… – spojrzała na niego z wyrzutem. Mężczyzna z cynicznym uśmiechem na twarzy tylko wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodnie na jednym z wiklinowych foteli, ustawionych pod ścianą domu, po której latem wiły się soczyście zielone pędy winorośli, a z której teraz sterczały już tylko suche liście – Dlaczego to robisz? – spytała, opierając się plecami o szeroki filar tuż przy schodach, prowadzących do ogrodu.
- Naprawdę nie wiesz czy udajesz głupią? – spytał nawet na nią nie patrząc.
- Pozwól mi spokojnie ułożyć sobie życie – poprosiła łamiącym się głosem. Spojrzał na nią z miną, mówiącą, że plecie bzdury i jakby na potwierdzenie tego prychnął kpiąco na jej słowa, po czym chwycił jeden z suchych liści i skruszył go w palcach, nie spuszczając z niej wzroku. Zupełnie jak gdyby chciał jej dać do zrozumienia, że z taką samą łatwością zniszczy ją, Chrisa i wszystko co ich łączy.
- A co ze mną? – spytał, podnosząc się z fotela i zbliżając do niej – Ty ułożysz sobie życie z moim wspaniałym bratem, a ja? – mówił, podchodząc do niej, a kiedy dzieliły go od niej zaledwie centymetry, jedną dłonią wsparł się o balustradę tarasu, a drugą o filar za jej plecami, uniemożliwiając jej tym samym ucieczkę. W jej nozdrza wdarł się korzenny zapach jego perfum przyprawiony delikatną nutą cytrusową, nadającą mu lekkości i świeżości. To wystarczyło, by poczuła, że grunt zaczyna usuwać się jej spod nóg. – Mam się temu spokojnie przyglądać i udawać, że wszystko jest w porządku? – spytał, patrząc wprost w jej szmaragdowe oczy. Był tak blisko niej, że czuła ciepło bijące od jego ciała – Gdyby naprawdę ci na nim zależało – mówił, odgarniając jej włosy za uszy – powiedziałabyś mu prawdę…
- Chcesz żeby cię znienawidził?
- Prawdę o sobie. Powinien wiedzieć, w jakiej dziewczynie się tak zadurzył.
- Nie jestem już taka – prawie krzyczała szeptem, zaciskając dłonie w pięści tak, że czuła jak paznokcie wbijają się w jej naskórek.
- Ale nadal mnie pragniesz – powiedział, napierając na nią całym ciałem – Jeśli bronisz się przede mną, to tylko siłą woli – mówił, ściszając głos, a jednocześnie zbliżając twarz do jej twarzy – Nie masz wpływu na to, czego chce twoje ciało i zaraz ci to udowodnię… – wszeptał i nim zdążyła zareagować, poczuła na swoich ustach jego chłodne wargi. W pierwszej chwili stała jak posąg, z mocnym postanowieniem, by nie reagować na niego w żaden sposób, ale dotyk jego warg palił jak żywy ogień i w końcu rozchyliła lekko usta, pozwalając, by jego język wtargnął do środka i drażnił wrażliwe podniebienie. Jęknęła cicho, kiedy poczuła jego dłonie, zaciskające się na jej pośladkach, jego męskość idealnie wpasowującą się w jej kształty i rozpaczliwie domagającą się uwolnienia. Odruchowo sięgnęła do zapięcia jego spodni. Uśmiechnął się lekko i niemal w tej samej chwili oderwał się od niej. Kciukiem wytarł usta, jakby chciał zetrzeć z nich jej smak i zapach, a potem spojrzał na nią z cynicznym uśmiechem.
- Widzisz – szepnął – miałem rację. Nie zmieniłaś się – powiedział z satysfakcją – Różnica jest tylko taka, że teraz nie musiałbym już za nic płacić…
Marie zawrzała ze złości. Sama nie wiedziała kiedy, wymierzyła mu siarczysty policzek. Spojrzała na swoją dłoń, a potem na niego, usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy. Patrzył na nią zaskoczony, rozcierając piekący policzek.
- No… – mruknął z podziwem, tonem jakby właśnie dostał coś, czego pragnął od dawna – kotka wreszcie wystawiła pazurki – uśmiechnął się z kpiną, mierząc ją wzrokiem.
Bolało. Bolało gorzej, niż gdyby ją uderzył. Ale w jednym miał rację – nie mogła już dłużej udawać. Nie pasowała do tej bajki.
Odwróciła się na pięcie i z płaczem pobiegła do swojego pokoju. Wyciągnęła spod łóżka walizkę, otworzyła szafę i zaczęła chaotycznie pakować swoje rzeczy.
- Marie, szukam cię wszę… – kiedy w progu stanął Chris, rzeczy, które trzymała, wypadły jej z rąk – Co ty robisz? – spytał zupełnie zdezorientowany, gdy dotarło do niego, że jego dziewczyna przed chwilą pośpiesznie wrzucała swoje rzeczy do walizki – Marie? – szepnął, podchodząc do niej. Nie zareagowała. Uklękła na ziemi, z zamiarem podniesienia rzeczy, które upuściła, ale gdy je chwyciła, poczuła się totalnie bezradna i zagubiona. Rozpłakała się jak małe dziecko – Marie… – ukląkł przed nią, chwycił ją za ramiona i zajrzał jej w oczy – Co się stało? Kochanie? – delikatnie uniósł jej podbródek, zmuszając by spojrzała na niego – Czy to przeze mnie? Może niepotrzebnie wyskoczyłem dzisiaj z tymi dziećmi – uśmiechnął się kwaśno – Jeśli nie czujesz się jeszcze gotowa, albo po prostu nie chcesz mieć jeszcze dzieci, możemy poczekać – mówił czule, odgarniając jej włosy z twarzy – Tylko powiedz, wystarczy jedno twoje słowo…
- Powinniśmy się rozstać – wychlipała, podnosząc się z ziemi i uciekając od jego dotyku, od jego wszystkowidzących oczu. Od niego. Podeszła do okna i objęła się ramionami. Nim się obejrzała stał już za nią. Wahał się przez chwilę, czy ją objąć, w końcu jednak poczuła jego silne dłonie na swoich ramionach i ciepły oddech przy uchu – Nie zasługuję na ciebie – wyszeptała, gdy zamknął ją w swoich ramionach – Nie będziesz ze mną szczęśliwy.
- Co ty pleciesz? – spytał odwracając ją przodem do siebie – Ja jestem z tobą szczęśliwy. Mało tego, jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi… – spuściła wzrok i potrząsnęła przecząco głową. Chciała zaprotestować, ale wtedy pocałował ją. Zupełnie inaczej niż Colin. Czule i delikatnie, jakby bał się, że jakikolwiek gwałtowny ruch mógłby sprawić, że rozsypie się w proch w jego ramionach – Nie pozwolę ci odejść, rozumiesz? – spytał, ujmując jej twarz w swoje dłonie – Zbyt długo na ciebie czekałem.
- Powinieneś znaleźć sobie żonę ze swoich sfer, ja…
- Marie! Na boga… Mam gdzieś co myślą inni. Nie obchodzi mnie co napiszą o nas w gazetach. Jeśli chcesz, weźmiemy cichy ślub na jakiejś malowniczej wyspie. Tylko ty, ja i pastor… – Marie uśmiechnęła się lekko. Pragnęła tego całym sercem, ale coś mówiło jej, że nic dobrego z tego nie wyniknie, że ta bajka nie skończy się happy endem.
- Chris… – szepnęła patrząc w jego zielone jak szmaragdy oczy. Wiedziała, że go nie przekona. Zresztą jak miała to zrobić, skoro samej siebie nie potrafiła przekonać?
- Ciiii… – położył palec na jej ustach i przycisnął ją mocniej do siebie – Kocham cię… – powiedział cicho, wtulając twarz w jej miękkie, pachnące lawendą, włosy. Po chwili poczuła jego usta na swojej szyi i dłonie zsuwające się powoli na jej pośladki. Kiedy przygryzł delikatnie płatek jej ucha, jęknęła cicho i odruchowo przyciągnęła go mocniej do siebie, wbijając paznokcie w jego umięśnione plecy – Dalej chcesz mi uciec? – spytał z uśmiechem, odrywając się od niej po namiętnym pocałunku. W odpowiedzi tylko potrząsnęła przecząco głową, a wtedy on zaczął powoli zsuwać z jej ramion poły szlafroka, całując każdy centymetr, wyłaniającego się spod jedwabnego materiału, aksamitnego ciała. Marie poddała się chwili. Chciała za wszelką cenę wymazać z pamięci Colina. Jego zachłanny dotyk i nachalne pocałunki. Zapomnieć o nim i dać Chrisowi to, na co zasługiwał. Swoje serce, duszę i ciało.
Gdy szlafrok opadł na podłogę, zarzuciła Chrisowi ręce na szyję i wpiła się zachłannie w jego usta. Uznając to za zaproszenie do, jak to oboje nazywali, tańca godowego, przesunął rękę na jej udo i podniósł je do góry tak, by mogła objąć nim jego pośladki, po czym nie przerywając pocałunku, wziął ją na ręce i powoli zaczął zmierzać w stronę łóżka… |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:06:20 05-02-11 Temat postu: |
|
|
Oj.... Colin najwyraźniej nie zamierza sobie odpuścić Marie. Czyżby dlatego tak bardzo nie znosił brata? hm......Dwaj faceci - do tego bracia - i ona jedna. Niezły trójkącik
Cóż mogę powiedzieć. Marie jednak przespała się z Colinem i do tego dla pieniędzy. ups....będzie się działo.
Podejrzewam, że ta historia będzie należała do tych mało szczęśliwych. Dramat za dramatem się szykuje. płacze i cierpienia. A jeszcze prolog wskazuje na to że wcale sie to nie skończyło dobrze.
No cóż...
czekam oczywiście na kolejny odcinek :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:31:55 05-02-11 Temat postu: |
|
|
Colin jest zły do szpiku kości, a przynajmniej za takiego właśnie chce uchodzić A do tego jest uparty i zawsze dostaje to, co chce, więc siłą rzeczy nie może to prowadzić do niczego dobrego;) Marie nie jest jedynym powodem, dla którego Colin nie znosi Chrisa, a Marie... ona miała powód, żeby zrobić to dla pieniędzy, ale o tym już wkrótce^^
Pozdrawiam:* |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:12:40 05-02-11 Temat postu: |
|
|
No nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny odcinek Colin zły do szpiku kości - może być ciekawie i zastanawia mnie dlaczego Colin tak nie znosi Chrisa - nie podejmuje się zgadywania |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:16:58 05-02-11 Temat postu: |
|
|
Zgaduj ile chcesz, ja nie puszczę pary z ust
Kolejny odcinek chyba dopiero za tydzień, bo zapasie mam tylko dwa. No chyba, że jutro uda mi się coś napisać... ale na razie piszę "The Fallen" więc nie wiem;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:06:16 06-02-11 Temat postu: |
|
|
Spokojnie poczekam i tak podziwiam cię że sie zdecydowałaś pisać tyle opowiadań naraz. Ja jak skończę Bellę Mafię to pisze tylko Mroczną Magię. Nie chce na razie nic więcej bo mam z tym później problem - brakuje mi czasu |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|