|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:58:36 18-06-11 Temat postu: |
|
|
Czekając na to co postanowiła Marie wtedy z Colinem, nie brałam nawet pod uwagę tego, że się nie zgodzi. Zwłaszcza po tym, jak wyglądają ich kontakty obecnie. Było do przewidzenia, że coś się wtedy wydarzył i to bez wątpienia.
Z jednej strony... może i to lepiej, że jest już jaśniej i każdy wie co i jak, i na czym stoją. Teraz tylko pytanie, co dalej? Co zrobi Chris? Kocha Marie, mimo to nie potrafi przyjąć co się wydarzyło między nią, a jego bratem i to jest zrozumiałe. A Marie? Nie potrafię stwierdzić sama kogo kocha, zresztą ona chyba sama tego nie wiem i się kobieta pogubiła.
Sean i Ruda?! Mam nadzieję, że to już skończone, a mężczyzna zrozumie, że nie powinien tego robic dalej i zając się swoją żoną.
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:26:47 23-06-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 15.
Chris spędził u nich cały dzień. Był w naprawdę kiepskiej formie i Sean bardzo niechętnie go wypuścił, mając ogromną nadzieję, że jego przyjaciel nie zrobi nic głupiego.
Jego wizyta i to wszystko, czego dowiedział się o nim i o jego dziewczynie, wprawiły go w dziwny nastrój. Był zły na siebie, że sam pchnął Chrisa w ramiona Marie. Nigdy jednak nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót. Takie rzeczy zdarzały się przecież tylko w jakichś tanich, łzawych melodramatach. Jednak dzięki tej historii zupełnie inaczej spojrzał na swój związek z Mayą, uświadamiając sobie kilka istotnych szczegółów, które do tej pory gdzieś mu umykały. Maya zaufała mu i zaufała mu jej rodzina, a on traktował ją nie jak żonę, bo przecież nawet nie znał jej dobrze, gdy się pobrali, ale nie była dla niego nawet człowiekiem. Traktował ją trochę jak niechciany antyczny mebel, którego nie można wyrzucić, bo jest zbyt cenny, by wylądował na śmietniku.
Chwycił szklaneczkę, stojącą przed nim na stoliku i dopił resztę whisky, po czym wygodnie odchylił się na oparcie kanapy i przymknąwszy zmęczone powieki, zaczął zastanawiać się nad swoim życiem i nad tym, co on zrobiłby, będąc na miejscu Chrisa. Nie chciał mu wmawiać, że wszystko się ułoży, choć miał naprawdę szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie. Nawet jeśli nie był zachwycony jego związkiem z Marie, to musiał przyznać, że jego przyjaciel naprawdę kochał tę kobietę i tylko dlatego życzył dobrze im obojgu. Bo szczęście Chrisa było równoznaczne ze szczęściem Marie. Jedno nie istniało bez drugiego.
- Myślisz, że zdołają to wszystko naprawić? – z hallu dobiegł go głos Mai. Poruszył się niepewnie i opierając łokcie o kolana, zajrzał do pustej szklanki, którą wciąż ściskał w dłoniach, jakby liczył, że znajdzie tam odpowiedź, albo chociaż wskazówkę, jak pomóc przyjacielowi. I jak naprawić to, co sam zepsuł w swoim życiu i życiu swojej żony.
- Nie wiem… – powiedział cicho, zaciskając palce coraz mocniej na szkle. Miał ochotę cisnąć szklanką w przeciwległą ścianę, ale przecież to niczego by nie zmieniło. Tylko rozwścieczyłby tym Mayę, a tego nie chciał. – Nie wiem też co będzie z nami – dodał, zupełnie zaskakując tym wyznaniem swoją żonę. – I to martwi mnie chyba jeszcze bardziej… – urwał, spoglądając w jej stronę. Stała, opierając się biodrem o komodę tuż przy drzwiach i bez słowa patrzyła na niego swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Powoli podniósł się z kanapy i ruszył w jej stronę. – Naprawdę chcesz wyjechać? – spytał, stając na wprost niej.
- A ty tego nie chcesz? – odpowiedziała pytaniem, spoglądając mu prosto w oczy. – Pozbędziesz się w końcu kłopotu.
- Nie jesteś kłopotem – szepnął, zmniejszając jeszcze bardziej odległość między nimi.
- A czym jestem? – udała, że się zastanawia. – Czekaj, wiem! – mówiła tonem, jakby właśnie odkryła jakiś sekret, wbijając szczupły palec w jego tors. – Jestem twoim zyskiem. Czystym zyskiem. Niewyobrażalną kupą forsy, którą możesz mieć w zasadzie za nic.
- May…. – jęknął rozżalony i postawiwszy pustą szklankę na komodzie, wsparł na niej dłonie po obu stronach jej bioder, odcinając jej tym samym drogę ucieczki. – Nie mów tak – poprosił cicho. Jej słowa sprawiały mu ból, ale zdawał sobie sprawę, że w pełni na to zasłużył i będzie musiał się naprawdę bardzo postarać, żeby to wszystko naprawić, żeby przestała o nim myśleć w ten sposób.
- Trochę cię już znam. Nie musisz się wysi… – nim zdążyła dokończyć, zamknął jej usta pocałunkiem. Do tej pory pocałował ją tylko raz. Tuż po ślubie, gdy urzędnik wypowiedział magiczną formułkę „może pan pocałować pannę młodą”. Choć musnął wtedy tylko delikatnie jej pełne, czerwone wargi, wyraźnie zdążył poczuć ich ciepło i dziewiczą wręcz słodycz. Uśmiechnął się wtedy zawadiacko, spoglądając jej w oczy, a ona natychmiast spuściła wzrok speszona. Po jej reakcji nie trudno było się domyśleć, że nigdy wcześniej nie całował jej żaden mężczyzna. Tamta krótka chwila powiedziała mu o niej więcej, niż ona sama chciałaby mu o sobie powiedzieć.
Tak samo było teraz. Ich wargi złączyły się wprawdzie na zdecydowanie dłuższą chwilę, ale Maya wciąż smakowała tak samo słodko i niewinnie, jak tamtego dnia w urzędzie. Sean szybko uświadomił sobie, że chce czegoś więcej, ale dopiero kiedy upewnił się, że nie zarobi za chwilę w twarz, pogłębił pocałunek, ostrożnie wsuwając język w jej usta. Nie dotykał jej i ona nie dotykała jego, a mimo to wyraźnie poczuł, jak zadrżała, gdy ich języki zetknęły się ze sobą. Pragnął jej. Całej. Z każdą sekundą coraz bardziej. Gdyby to była jakakolwiek inna kobieta, nie wahałby się ani przez chwilę, tylko szedł za ciosem. Ale dziś uświadomił sobie, że to nie była „jakaś” kobieta. To była Maya. Jego żona. I za żadne skarby świata nie chciał jej skrzywdzić. Wystarczająco dużo łez spłynęło już po jej cudownych policzkach z jego powodu. Nie chciał, by to się jeszcze kiedykolwiek powtórzyło.
Ostrożnie oderwał się od jej ust i oparłszy czoło o jej czoło, chwycił jej podbródek, zmuszając, by spojrzała na niego.
- Nigdy więcej cię nie okłamię – szepnął tuż przy jej ustach. – Nigdy więcej nie pozwolę, żebyś przeze mnie płakała i nie zrobię nic wbrew tobie.
Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. W jej czekoladowych oczach tańczyły psotne chochliki, a na policzkach pojawiły się rumieńce. Niczego w tej chwili nie chciał tak bardzo, jak tego, by mu uwierzyła i szczerze zapewniła go, tak jak Chrisa, że będzie dobrze. Nie mógł pozwolić jej wyjechać. Nie teraz, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak ważną częścią jego życia się stała. Uświadomił to sobie tamtego dnia, gdy odwiedził ich inspektor Latner, który zdawał się pożerać Mayę wzrokiem. Wtedy jednak Sean nie bardzo chciał dopuścić do siebie myśl, że czuje coś do swojej własnej żony.
Patrzył na nią roziskrzonym, pełnym nadziei wzrokiem, a ona tkwiła obok niego w zupełnym bezruchu. I tylko rumieńce na jej policzkach i nieco przyspieszony oddech, zdradzały targające nią emocje. W jakimś tanim romansie, główny bohater wyznałby w tym momencie miłość swojej kobiecie, a ona rzuciłaby mu się na szyję i chwilę potem wylądowaliby w łóżku. Sean jednak znał już Mayę na tyle dobrze, by wiedzieć, że wyznawanie jej miłości w tym momencie, to najgorsze, co mógłby teraz zrobić. Musiał powoli, a nawet bardzo powoli, przekonać ją do siebie i do szczerości jego uczuć i zamiarów. Delikatnie odgarnął jej pasmo długich, lśniących włosów za ucho, muskając przy tym kciukiem jej różowy policzek.
- May… – powiedział półgłosem – Nie kłamię. Naprawdę nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała.
- Świetnie – powiedziała w końcu, odzyskując równowagę i pewność siebie. W jednej chwili jej oddech uspokoił się, a z policzków zniknęły słodkie rumieńce. – Niezły bajer, ale mnie na to nie nabierzesz – mruknęła, strącając z komody jego dłoń i torując sobie drogę.
Sean uśmiechnął się lekko, gdy Maya wyminęła go. Mogła wmawiać sobie, że ten pocałunek zupełnie nic nie znaczył, ale on i tak wiedział swoje. Należała do niego i nic już nie mogło tego zmienić. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:58:42 24-06-11 Temat postu: |
|
|
Jestem !!!
Aż dwa odcinki mam do nadrobienia, ale wciągnęły mnie jak nie wiem i przeczytałam je jednym tchem
Marie w końcu wyznała Chrisowi wsystko. Myślę, że zrobiła dobrze. Duszenie tego w sobie dłużej w niczym by nie pomogło. Oboje niewątpliwie bardzo to przeżyli. Szkoda tylko, że Chris zginie. W sumie niezły bałagan się narobił.
Oczywiście odcinek z Mayą i Seanem podobał mi się bardziej To zdecydowanie moja ulubiona para w tym opowiadaniu. Nie żebym nie lubila tego trójkąta w jaki wplątałą sie Marie, jednak Maya i Sean mają coś w sobie takiego, że uwielbiam o nich czytać. Może dlatego, że oni i ich historia jest tak różna od pozostałych. Bardzo ich lubię i jednak mam nadzieję, że przynajmniej między nimi wszystko sie ułoży i nie skończy się źle
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:40:14 25-06-11 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że się podoba i nie nudzi
Miałam bardzo poważny zamiar skończyć to w 20-25 odcinkach, ale teraz sama już nie wiem... Mogłabym to pociągnąć do 30, ale z drugiej strony nie chciałabym tego przeciągać w nieskończoność.
Co do Chrisa - wymyśliłam plan awaryjny jak go ożywić, ale uznałam, że to byłoby już zbyt naciągane, więc na 99% go nie wskrzeszę |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:47:30 25-06-11 Temat postu: |
|
|
Plan awaryjny? Brzmi ciekawie już mi się nasuwają jakieś dziwne pomysły, ale STOP ....
Mnie się nigdy ne znudzi Twoje opowiadanie, także nie będę miała nic przeciwko jeśli je przedłużysz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:43:54 25-06-11 Temat postu: |
|
|
Plan awaryjny, bo w pewnym momencie jakoś tak zrobiło mi się go żal... ale pracuję nad tym, żebym mi go nie było aż tak bardzo żal:P |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:34:19 28-06-11 Temat postu: |
|
|
Tak jak myślałam, opuściłam dwa rozdziały - cóż za wstyd i hańba!!
Marie wreszcie wyznała prawdę Chrisowi - no i nie ukrywając cieszę się, bo wcale nie chciałam by ta dwójka była razem. Z prologu już dawno wywnioskowałam, że ktoś tu umiera....a Marie jest za młoda na wdowę nie no bez żartów. Reakcja Chrisa była oczywista - nieczęsto ludzie dowiadują się o takich rzeczach, ale sam jest sobie winien! Nie interesowała go jej przeszłość - a powinna! Z drugiej strony niech się cieszy, że Marie nie okazała się seryjnym mordercą, który uciekł z więzienia i jest poszukiwany listem gończym.
Seth natomiast zrozumiał jak ważna jest dla niego, jego własna żona. Co za gamoń! Już dawno powinien się do tego przyznać ;P
Agaaaa! Liczę na kolejne rozdziały - w szybkim tempie - i obyś nie kończyła za wcześnie!
Twoja psycho-fanka!
MAdzia;* |
|
Powrót do góry |
|
|
Tajemnicza Debiutant
Dołączył: 01 Kwi 2011 Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:57:23 03-07-11 Temat postu: |
|
|
dubel:P
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 20:08:57 03-07-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:07:15 03-07-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 16.
- Jeszcze raz to samo – zwrócił się Chris barmana, przesuwając po śliskim blacie kieliszek. Topienie smutków w alkoholu nie było w jego stylu, ale tym razem nie widział innego wyjścia. Musiał się jakoś znieczulić i choć na chwilę przestać myśleć o tym wszystkim. Jednak z każdym wypitym kieliszkiem, zamiast lepiej, było jeszcze gorzej.
- Chris? – dobiegł go znajomy, dźwięczny głos. Odwrócił się w lewą stronę i spojrzał na kobietę, zajmującą miejsce tuż obok niego na barowym krześle. Nic się nie zmieniła odkąd widział ją ostatnim razem.
- Jordan – wycedził, wychylając do dna zawartość kieliszka, który właśnie został napełniony przez barmana. – Co tu robisz? – spytał i wytarłszy wierzchem dłoni usta, utkwił wzrok w pustym kieliszku. Szczerze mówiąc, nie bardzo interesowało go to, co porabia teraz jego była dziewczyna. Miał nadzieję, że szybko się ulotni, choć znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie da się łatwo zwieść, jeśli tylko coś zwęszy. Dziennikarski upór i wścibstwo wyssała chyba z mlekiem matki.
- To samo pytanie mogę zadać tobie – odparła, przyglądając mu się uważnie. – Coś nie w porządku?
- Pytasz z troski po starej znajomości, czy z zawodowej, niezdrowej ciekawości? – spytał, mierząc się z nią na spojrzenia. Długie, gęste włosy, w kolorze kawowego brązu, swobodnie opadały jej na ramiona, nadając jej dziewczęcego uroku, mocne pociągnięcia czarną kredką wokół oczu i ciemny cień na powiekach, podkreślały głębię jej dużych, piwnych oczu, a pełne usta, pokryte tylko jasnym błyszczykiem, kusiły, jak zwykle. Była zupełnym przeciwieństwem Marie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Miałam nadzieję, że możemy normalnie pogadać – powiedziała, zwracając się w stronę barmana. – Podwójną Margaritę.
- O czym? – prychnął Chris. – Mamy teraz udawać przyjaciół?
- Tak łatwo odrzucasz to, co nas kiedyś łączyło?
- Sama to odrzuciłaś, wchodząc do łóżka mojemu bratu – odparł z wyrzutem. Nadal go to bolało. A tego wieczora zdecydowanie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bo historia znów się powtórzyła. – Jeszcze jeden – zwrócił się do barmana, przesuwając pusty kieliszek w jego stronę.
- Panie Dawson – szepnął konspiracyjnie chłopak za barem. – Nie powinien pan…
- O nic się nie martw, Rick – powiedział Chris, uśmiechając się kwaśno. – Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Lej.
- Co doprowadziło cię do takiego stanu? – spytała Jordan, upijając łyk swojego drinka.
- A dlaczego ciebie to tak bardzo interesuje? – odpowiedział pytaniem Chris, odwracając się przodem do niej. Nie był pewien, czy powinien jej o czymkolwiek mówić. Przecież teraz nie byli nawet przyjaciółmi. A to, co wydarzyło się między nim, jego bratem i Marie powinno zostać między nimi…
Od Seana pojechał prosto do domu, ale szybko doszedł do wniosku, że nie był to dobry pomysł. Czuł, że zaraz wybuchnie, a widok Colina w hallu, jeszcze bardziej spotęgował to uczucie.
- Cześć braciszku – niczego nieświadomy Colin, po bratersku poklepał go po ramieniu. – Jak się udała kolacja? – spytał. Nim się spostrzegł, pięść Chrisa wylądowała na jego twarzy. – Za co? – spytał z miną niewiniątka, podnosząc się z ziemi. Wierzchem dłoni wytarł krew, kapiącą z nosa i z rozciętej wargi i spojrzał na Chrisa. Kiedy w jego oczach zobaczył niepohamowaną furię, wszystko stało się jasne. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie dolał oliwy do ognia. – Czekaj! – wykrzyknął uradowany, jakby właśnie odkrył jakiś skarb. – Nie chciała cię? – spytał z kpiną. Chris znów się zamachnął, ale tym razem Colin zdążył się uchylić, a jego pięść wbiła się w brzuch brata. Chris przyklęknął i trzymając się za żołądek, łapczywie łapał hausty powietrza. – Ona cię kocha, baranie! – warknął Colin, przeczesując włosy w nerwowym geście. – Wiesz ile razy próbowałem ją uwieść i odwieźć od związku z tobą? – Chris spojrzał na niego z wyrzutem. Miał ochotę rozwalić go gołymi rękami. Za Jordan. Za Marie. Za to, że był takim skurwielem, któremu zawsze wszystko uchodziło na sucho. – Za każdym razem posyłała mnie do diabłów, więc jeśli teraz odejdzie od ciebie, to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina! – zakończył Colin i ostatni raz zerknąwszy na brata z pogardą wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Nie, to nie był dobry pomysł, żeby jej o tym opowiadać. Wyszedłby przed nią na jakąś cholerną ofiarę losu, a tego nie chciał. Wolał pić. Do nieprzytomności. Zapomnieć o opowieści Marie i o ostatnich słowach Colina, które wciąż dźwięczały mu w uszach.
- Nie powinieneś już pić – dobiegł go jej głos. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i uśmiechnął się blado.
- Wielu rzeczy nie powinienem robić.
- Chodź. – Wstała i wyciągnęła rękę w jego stronę. – Zawiozę cię do domu.
Zmierzył ją wzrokiem, rozważając propozycję. Może miała rację? Nie chwycił jej jednak za rękę, tylko powoli podniósł się z barowego krzesła i bez słowa skierował w stronę tylnego wyjścia. Spojrzała na barmana, rzuciła na ladę jakieś banknoty i poszła za nim. Gdy wyszła, siedział pod ścianą, z twarzą ukrytą między dłońmi.
- Chris? – Kucnęła przed nim i chwyciła go za nadgarstki. – Co się dzieje?
- Moje życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść – warknął, wyrywając się jej i podnosząc tak gwałtownie, że o mało jej nie przewrócił. – To jedno wielkie, śmierdzące gów*o! – wykrzyczał nawet na nią nie patrząc. Wiedziała, że jednym z powodów, dla których tak uważał, była ona sama, ale była pewna, że jest coś jeszcze.
- Chris… – chwyciła go za ramię, zmuszając, by odwrócił się w jej stronę. Kiedy spojrzał na nią, dostrzegła jedną samotną łzę, spływającą po jego policzku, którą zresztą bardzo szybko wytarł wierzchem dłoni. – Jestem kretynem – szepnął.
- Nie mów tak – powiedziała cicho, delikatnie dotykając jego policzka. – Jesteś wspaniałym facetem, żałuję, że zrozumiałam to tak późno – dodała, opuszczając wzrok. – Dziewczyna, która zostanie twoją żoną… – urwała, widząc jak nerwowo zaciska szczęki. Poczuła, jak zesztywniał na te słowa i w mig pojęła, jak wielki błąd popełniła. – Przepraszam – szepnęła, przytulając go mocno do siebie. – Przepraszam – powtórzyła, muskając wargami jego policzek. Przez chwilę stał zupełnie bez ruchu, ale w końcu objął ją i mocniej przycisnął do siebie. Cudownie było mieć znów w ramionach jej sprężyste, aksamitne ciało. Ukrył twarz w jej włosach, by nie widziała łez, które cisnęły mu się do oczu. Kiedy w jego nozdrza wdarł się zapach jej cytrynowego szamponu, poczuł zalewającą go falę błogiego spokoju. Sam nie wiedział kiedy, jego usta musnęły jej szyję, a potem policzek.
- Chris… – szepnęła zdezorientowana, ujmując jego twarz w swoje dłonie. – Zawiozę cię do domu – powiedziała stanowczo. Potrząsnął przecząco głową. Z jednej strony ulżyło jej. Nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie, choćby przypadkowe, z Colinem ani z panią Dawson. Spojrzała na niego pytająco, czekając aż coś zaproponuje.
- Jedźmy do ciebie – powiedział półgłosem. Przez chwilę patrzył na nią jak w amoku, by w końcu zrobić to, na co miał ochotę przez cały wieczór. Poczuć znów malinowy smak jej uwodzicielskich ust.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:51:33 04-07-11 Temat postu: |
|
|
Uuuuu Chris się upił i w dodatku musiał spotkać swoją byłą dziewczynę. Ten to ma pecha, ale jakoś to mnie nie zdołowało. Jest fajnym facetem, ale brakuje mu wielu cech, które posiada jego brat. Nie umie walczyć o swoje;P Ciekawe czy jednak pojadą do mieszkania Jordan ;D
Wybacz, uwielbiam to opowiadanie, ale jakoś nie stać mnie na sensowny komentarz ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:42:42 04-07-11 Temat postu: |
|
|
O kurka!
Można się było spodziewać, że Chris jak każdy facet po porażce pójdzie i się upije. Nie spodziewałam się tylko, że spotka jeszcze swoją byłą dziewczynę. Domyślam się, że nie bez powodu pojawiła się w jego życiu ponownie ciekawi mnie tylko co takiego wymyśliłaś. Cóż nie podejmuję się oczywiście zgadywania, bo nawet jeśli jest to oczywiste to będę się doszukiwać nie wiadomo czego
Colin w sumie też zachował się inaczej niż sądziłam. Myślałam, że dopiecze bratu, a on mu wykrzyczał prawdę jak to kilkakrotnie starał się uwieść Marie ale ona go nie chciała. Nie wiem co teraz wymyślisz ale czekam na kolejny odcinek. Poza tym czekam również na jakiś odcinek z Seanem i Mayą, bo robi się coraz ciekawiej. Zarówno u jednych jak i u drugich
pozdrawiam :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:15:05 05-07-11 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jest fajnym facetem, ale brakuje mu wielu cech, które posiada jego brat. |
Bo równowaga w przyrodzie musi być Jak to było? "Jeden ma za dużo, drugi ma za mało, nie wszystkim od natury to samo się dostało" Odpowiadając na Twoje pytanie... Nie, nie odpowiem:P
Cytat: | Domyślam się, że nie bez powodu pojawiła się w jego życiu ponownie |
No tak... z wprowadzeniem Jordan nosiłam się już od dłuższego czasu, ale czy zagości na dłużej, czy to raczej jednorazowy jej występ tego jeszcze nie wiem. Na dziś powiem, że jej wątek raczej nie zostanie rozbudowany
Sean i Maya? Na pewno nie w następnym odcinku, ale w 18 kto wie
A co do Colina, to gorzej już chyba bratu nie mógł dopiec, niż przyznając się otwarcie, że miał zamiar odbić mu dziewczynę;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:47:57 05-07-11 Temat postu: |
|
|
Nie chciałam nawet byś udzielała odpowiedzi na moje pytanie. Zadałam je czysto retorycznie;D Wolę przeczytać to w rozdziale;P |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:37:06 06-07-11 Temat postu: |
|
|
Korzystając z chwilowego przestoju w remoncie, postaram się napisać go jak najszybciej |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|