|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:12:30 30-07-11 Temat postu: |
|
|
To co chciałam to powiedziałam już na GG |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:15:53 30-07-11 Temat postu: |
|
|
Ale może wpadniesz na coś jeszcze |
|
Powrót do góry |
|
|
BlueSky Wstawiony
Dołączył: 06 Lut 2011 Posty: 4940 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:36:08 15-08-11 Temat postu: |
|
|
A kiedy tu pojawi się jakiś odcinek? Oczywiście nie chcę na Ciebie naciskać. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:40:51 15-08-11 Temat postu: |
|
|
Proszę Zmobilizowałam się i napisałam ^^ czasem trzeba dać mi kopa na popęd
Miłego czytania
Odcinek 19.
Kiedy obudził się sam, w obcym sobie miejscu, a do jego świadomości powili zaczynały docierać wydarzenia z minionego wieczora, przeklął w duchu siarczyście i podziękował Jordan, że okazała się mądrzejsza od niego i jakimś cudem wymknęła się z jego ramion. Nie miał jednak ochoty niczego jej tłumaczyć, ani za nic jej przepraszać, więc korzystając z tego, że jej nie było, ubrał się i szybko opuścił jej mieszkanie. Idąc ulicą, poczuł wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon i zerknął na wyświetlacz. Colin. Czyżby jego uroczy braciszek miał zamiar go dobić? Niechętnie wcisnął zielony przycisk i otworzył wiadomość.
“Nie wiem, gdzie się podziewasz, ale mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic głupiego, bo to moja działka. Marie cię potrzebuje, więc gdziekolwiek jesteś, zabieraj dupę w troki i biegnij do niej...”
Dalej był tylko adres, pod którym miał zastać Marie. Niewiele zrozumiał z tej krótkiej wiadomości, więc wybrał numer brata i wcisnął “połącz”. Telefon nie odpowiadał, więc jeszcze raz zerknął na wiadomość tekstową. Wybrał numer Marie, ale ona też nie odbierała.
- Cholera! – zaklął pod nosem i ja wariat pognał do domu, mając nadzieję, że nie stało się nic złego. Był wściekły, gdy jego narzeczona wyznała mu prawdę o swojej przeszłości, ale w tej chwili uświadomił sobie, że za bardzo jej kocha, żeby pozwolić jej odejść. Często powtarzał jej, że cokolwiek zdarzyło się w jej życiu, nie ma to najmniejszego wpływu na jego uczucia do niej, a kiedy w końcu powiedziała mu o wszystkim, okazał się cholernym egoistą. Jego własny ból i rozgoryczenie, wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i uczuciem, jakim darzył tą kobietę. Dureń.
Jak wariat pognał do domu po pierścionek, który wcisnęła mu w dłoń tamtego dnia, wziął szybki prysznic, ubrał najlepszą koszulę i pojechał pod wskazany przez Colina adres, kupując w przydrożnej kwiaciarni ogromny bukiet czerwonych róż.
A teraz stał i patrzył na jej zmęczoną twarz i spuchnięte oczy. I serce mu się krajało na myśl o tym, że to przez niego i jego głupotę jest w takim stanie.
- Przepraszam – zaczął cicho, ale ona ani drgnęła. Wpatrywała się w niego bez słowa. Przez chwilę miał nawet wrażenie, że spodziewała się kogoś innego, a jego obecność wyraźnie ją rozczarowała. Może czekała na Colina? Szybko jednak odrzucił tę myśl. – Zachowałem się jak niedojrzały podlotek – podjął po chwili.
- Każdy z nas jest czasem egoistą – powiedziała w końcu głosem zupełnie wyzutym z emocji, otwierając drzwi szerzej, by wpuścić go do środka. Nie wyciągnęła jednak rąk po kwiaty, ani tym bardziej po pierścionek tylko skrzyżowała je na piersiach, opierając się biodrem o stojącą pod ścianą komodę. Przez chwile mierzyli się na spojrzenia. W końcu podszedł do niej bez słowa. Położył bukiet na komodzie i wsparł dłonie na blacie po obu stronach jej wąskiej talii, odgradzając jej tym samym drogę ucieczki.
- Kocham cię, Marie – wyszeptał, opierając czoło o jej czoło. – Jeśli zwątpiłaś w to...
Pokręciła przecząco głową. Nigdy nie wątpiła w jego uczucie, ale teraz zwątpiła w swoje własne. Nie zamierzała jednak mówić mu o tym. Opuściła głowę i tępym wzrokiem zaczęła wpatrywać się w podłogę pod swoim stopami. Chwycił ją wtedy pod brodę i zmusił, by spojrzała na niego. Zatonął w jej błękitnych oczach, jak już nieraz tonął, ale tym razem miał wrażenie, że oboje zaczynają wpadać w wielką, czarną otchłań bez dna. Ujął delikatnie jej twarz w swoje dłonie i musnął lekko jej drżące wargi. Kiedy po chwili pogłębił pocałunek, poczuł pod palcami wilgoć a na ustach smak słonych kropel. Płakała, ale czy na pewno przez niego?
- Dajmy sobie trochę czasu, Chris – wyszeptała drżącym głosem. – Pośpiech i emocje to źli doradcy.
Odetchnął głęboko i przeczesał włosy palcami.
- Dobrze – powiedział półgłosem, odsuwając się od niej. Jeśli ktokolwiek zniszczył ich związek, to zrobił to on sam, własnym egoizmem. – Wiesz, gdzie mnie znaleźć – dodał, po czym delikatnie pocałował ją w czubek głowy i skierował się do drzwi.
- Chris... – dobiegł go jej głos, gdy już nacisnął klamkę. Odwrócił się powoli w jej stronę. Wyglądała, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Wysilił się więc tylko na lekki uśmiech i zamknął za sobą drzwi.
*
Maya szła przez zatłoczone centrum. Uznała, że małe zakupy choć na chwilę pozwolą jej zapomnieć nie tylko o Seanie, ale też o Chrisie i Marie, których kłopotami bardzo się przejęła. Nie miała wprawdzie jeszcze okazji poznać dziewczyny Chrisa, ale po tym, jak on sam o niej mówił, wiedziała, że musiała być niezwykłą dziewczyną. I z całą pewnością była miłością życia Christophera Dawsona. Nie rozumiała tylko niechęci Seana do tej dziewczyny, ale nie zamierzała zgłębiać i analizować jej przyczyn. Od kilku dni imię jej męża nie kojarzyło jej się z niczym innym, jak z tamtym wieczorem, gdy ją pocałował. Za każdym razem, gdy o tym myślała, robiło jej się gorąco, a kiedy przymykała oczy niemal fizycznie czuła jego język, badający z wyczuciem wnętrze jej ust...
- Przepraszam – wymamrotała, uświadomiwszy sobie, że właśnie na kogoś wpadła.
- Nic nie szkodzi – jej uszu dobiegł aksamitny głos, który już znała. Podniosła wzrok i zobaczyła przed sobą uśmiechniętą twarz inspektora.
- Pan Latner – wysiliła się na uśmiech, zbierając zakupy, które rozsypały się po chodniku.
- Po prostu Lucas – powiedział mężczyzna, niby przypadkiem wyciągając rękę po to samo jabłko, na którym była już jej dłoń. Ledwo dotknął jej gładkiej skóry, a ona już zabrała dłoń, jakby jego dotyk palił ją jak ogień. – Pan Neville nie towarzyszy pani? – spytał, zabierając jej jedną z toreb.
- Jest zajęty – odparła wymijająco, podnosząc się do pozycji stojącej. Lucas omiótł wzrokiem całą jej zgrabną i kuszącą sylwetkę i uśmiechnął się lekko. Doskonale przecież wiedział, że Neville pracuje w firmie Dawsonów. Wiedział też, że prowadził jakieś ciemne interesy z Simonem Gallangherem i że nie raz już zdradził swoją śliczną żonę z jakimiś przypadkowymi kobietami, które najczęściej bajerował w klubie Xaviera Petersena.
Przed złożeniem końcowego raportu musiał więc już tylko zbadać szczerość uczuć do męża słodkiej Mayi. Istniało nikłe prawdopodobieństwo, że nic nie wie o skokach w bok Seana i naprawdę jest w nim zakochana, ale nie sądził by była tak głupia i naiwna. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent był pewien, że to małżeństwo nie zostało zawarte z miłości.
Gdy przyszedł do kawiarni od razu dostrzegł znajomą, kobiecą sylwetkę przy dwuosobowym stoliczku w samym rogu lokalu.
- Dlaczego chciałaś się ze mną widzieć? – spytał bez ogródek, siadając na wprost niej. Niewiele zmieniła się odkąd widzieli się ostatnim razem. – Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że urodziłaś to dziecko i chcesz alimentów? – uśmiechnął się kpiąco. Od dawna wiedział, że tak naprawdę nigdy nie była w ciąży.
- Miło znów cię widzieć, Colin – odparła, uśmiechając się cynicznie.
- Do rzeczy, Jordan – ponaglił ją. – Za niecałe dwie godziny mam samolot.
- Myślę, że powinieneś odwołać lot, albo przebukować bilet.
- Bo?
- Bo chyba możemy sobie pomóc – odparła krótko, uśmiechając się cwano.
- Brakło ci już jeleni, którzy daliby się zaciągnąć do łóżka? – spytał z kpiną, choć doskonale wiedział, że nie to miała na myśli.
- Nie bądź niemiły.
- Zawsze taki byłem – tym razem to on uśmiechnął się cwano – i nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej ci to przeszkadzało. – Opuściła na chwilę głowę, zgrywając niewiniątko, po czym spojrzała na niego z diabelskim błyskiem w oczach. – Więc co masz mi do zaproponowania? – spytał, choć wcale nie był do końca przekonany, czy chce tego słuchać.
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 15:05:45 15-08-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:14:08 15-08-11 Temat postu: |
|
|
Co ta Jordan wymyśliła znowu? I po co w ogóle on z nią rozmawia?
Marie chyba naprawdę spodziewała się Colina. Jeszcze wczoraj chciała się zabijać przez Chrisa, a teraz zachowuję się prawie jakby był jej obcy. Pewnie sama nie rozumie swoich uczuć. A przy okazji, Colin z tym SMS-em był uroczy, po raz drugi w całej historii zachował się nie jak kompletny egoista.
Uczucia Mayi są zdecydowanie przeciwko niej, nie chce myśleć o mężu, ale nie potrafi zapomnieć o jego pocałunku
Pan Lanter i jego śledztwo mnie intryguje, nie za dużo wie jak na zwykłego urzędnika? A może ma w tym jakiś własny interes?
Czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Aneta:) King kong
Dołączył: 02 Cze 2006 Posty: 2457 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 10:54:03 16-08-11 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, że w tym temacie ale jestem wielką fanką VD i nie mogłam się powstrzymać
Agam z którego odcinka są animki w twoim podpisie?
Ostatnio zmieniony przez Aneta:) dnia 10:55:14 16-08-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:59:56 16-08-11 Temat postu: |
|
|
Nic nie szkodzi, zwłaszcza, że nie ma na tym forum pw
A animki są z pierwszego odcinka trzeciego sezonu |
|
Powrót do góry |
|
|
Aneta:) King kong
Dołączył: 02 Cze 2006 Posty: 2457 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 11:12:01 16-08-11 Temat postu: |
|
|
Tak właśnie myślałam. Dzięki |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:14:57 26-08-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 20.
Marie leżała na łóżku, wpatrując się w kartkę ze swoim imieniem, która wciąż leżała na nocnej szafce tak, jak ją zostawiła, gdy pobiegła otworzyć drzwi Chrisowi. Kusiło ją, by wziąć tę kartkę i przeczytać, co takiego Colin miał jej do przekazania, czego nie był w stanie powiedzieć jej osobiście. Sięgnęła po nią i przycisnęła do piersi, a potem do ust. Jego zapach już prawie całkowicie z niej zniknął.
Westchnęła ciężko i razem z listem ruszyła do kuchni. Położyła go na stole i zerknęła na niedbały charakter pisma. Cały Colin – pomyślała, uśmiechając się lekko. W tej samej chwili uświadomiła sobie, że Colin należał już do przeszłości. Do przeszłości, o której powinna raz na zawsze zapomnieć, bo niezależnie od tego, co napisał w tym liście, jej przyszłością był Chris. Z Colinem, poza tamtą jedną nocą, tak naprawdę zupełnie nic jej nie łączyło. Nic, prócz namiętności i ognia, który spalał ją od środka. Wiedziała jednak, że to, co gwałtownie się pali, pali się krótko. Zbyt krótko, by ryzykować dla tej ulotnej chwili całe życie.
Chwyciła kartkę i zapalniczkę, leżącą na stole obok popielniczki.
- Żegnaj, Colin – szepnęła, podpalając krawędź papieru, po czym jak zahipnotyzowana wpatrywała się w trawiący kartkę coraz większy płomień.
- Jeszcze tu jesteś? – dobiegł ją głos Carli, która właśnie wróciła do domu, wyraźnie rozpromieniona. Marie chyba nigdy wcześniej nie widziała jej w tak doskonałym humorze. Nie miała jednak ochoty, by dociekać teraz przyczyn dobrego samopoczucia Rudej.
- A gdzie miałabym być? – bąknęła Marie.
- Myślałam, że Dawson cię porwał i zabawiacie się teraz w jego wielkim, luksusowym łóżku – powiedziała rozbawiona. – Dałam mu adres.
- Był tutaj – odparła blondynka zupełnie bez emocji, nawet nie patrząc przy tym na koleżankę.
- Colin?
- Chris.
- Obaj?!
- Najpierw Colin, potem Chris.
- I? – Carla, wyczekująco spojrzała na Marie, ale ta tylko westchnęła ciężko, grzebiąc palcem w ciepłym jeszcze popiele, po spalonej przed chwilą kartce. – Na twoim miejscu nie zastanawiałabym się nawet przez sekundę – powiedziała w końcu Carla, siadając na wprost młodszej koleżanki. – W ogóle nie rozumiem twoich wątpliwości.
- Bo zawsze miałaś w życiu inne priorytety.
- Ja? – prychnęła Carla. – Wcale nie różnimy się od siebie tak bardzo, jak ci się wydaje, słonko. – Marie podniosła wzrok i spojrzała na Rudą. – Odrzuciłam człowieka, który chciał ze mnie zrobić swoją księżniczkę i utknęłam w klubie Xaviera. – Uśmiechnęła się kwaśno. – Dlatego kiedy patrzę na ciebie i Dawsona, szlag mnie trafia, że oboje jesteście tacy niezdecydowani... Nie popełniaj tych samych błędów, które ja popełniłam – dodała po chwili. – I uwierz wreszcie, że są bajki, które kończą się dobrze i twoja właśnie taką może być...
Kurczak w sosie curry i potrawka z soczewicy prezentowały się znakomicie. Sean był z siebie dumny i miał nadzieję, że Maya będzie tym nie mniej zachwycona niż on sam. Musiał zrobić wszystko by odzyskać jej zaufanie, a z czasem może nawet zdobyć jej serce. A że najkrótsza droga do serca podobno wiedzie przez żołądek... Uśmiechnął się do siebie, poprawił zielone listki bazylii na kurczaku i popędził na górę, przebrać się w coś bardziej odpowiedniego niż bawełniany podkoszulek i wytarte jeansy.
W tym samym momencie, w którym otworzył drzwi sypialni, do domu weszła Maya. Już od progu uderzył ją apetyczny zapach, a kiedy zobaczyła w salonie pięknie nakryty dla dwóch osób stół, serce zatrzepotało jej w piersi.
- Gdzie to postawić? – spytał nieco zbity z tropu tym widokiem Lucas, który zaraz za Mayą wszedł do mieszkania, obładowany jej zakupami. Nie mogli przecież tego między sobą uzgodnić, bo pani Neville spędziła z nim całe popołudnie i ani razu w tym czasie nie sięgnęła po telefon.
- W kuchni... gdziekolwiek... – wyszeptała, nie odrywając wzroku od świec i kwiatów, którymi przystrojony był stolik. Nabrała powietrza w płuca i odwróciła się, by dołączyć do swojego gościa w kuchni. I wtedy zobaczyła swojego męża. Stał przed nią w swojej najlepszej koszuli i wyjściowych spodniach, a jego oczy błyszczały niebezpiecznie. Patrzyła na niego totalnie osłupiła, gdy chwytał jej dłoń i składał na niej delikatny pocałunek.
- Zechcesz zjeść ze mną kolację? – spytał, patrząc wprost w jej duże ciemne oczy. Zrobił krok w przód i odgarnął jej pasmo długich włosów na ramię. Był blisko. Zdecydowanie ZA blisko. Tak blisko, że zaczynało jej brakować tchu. I jego usta. Uśmiechały się do niej tak szczerze i kusząco. Chciała w tej chwili zrobić tylko jedno, ale powstrzymała się ostatkiem siły woli. – Więc? – ciszę w pokoju znów wypełnił jego dźwięczny głos. Bała się, by nie usłyszał jak jej serce wali. Jeśli jego zamiarem było udobruchanie jej i odwiedzenie od wyjazdu do Indii to... prawie mu się udało.
- Mam nadzieję, że przygotowałeś trochę więcej tych pyszności – powiedziała w końcu, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Gdyby nie wiedziała jaki jest naprawdę, pomyślałaby, że stoi przed nią anioł a nie człowiek.
- Jesteś aż tak bardzo głodna? – spytał, uśmiechając się od ucha do ucha. Pokręciła przecząco głową i wzrokiem wskazała w stronę kuchni. Sean powoli odwrócił głowę, a kiedy zobaczył Latnera, uśmiech od razu znikł z jego twarzy. – Co on tu robi? – wysyczał, starając się ukryć, wzbierający w nim gniew.
- Był tak miły, że pomógł mi z zakupami – powiedziała Maya, trzepocząc przy tym niewinnie rzęsami. – Może powinniśmy zaprosić go na kolację? – zaproponowała niepewnie. Sean westchnął ciężko i przymknął na chwilę oczy. Takiego scenariusza nie przewidział.
A może Latner-Sratner powinien się walnąć w ten lalusiowaty łeb i wyjść? – przebiegło mu przez głowę. – Nie widzi, że chcę spędzić wieczór z żoną? Kretyn...
Miał się już odwrócić, by przywitać gościa, zrobić dobrą minę do złej gry i tak, jak chciała Maya, zaprosić go do stołu, gdy dobiegł go jego głos.
- Widzę, że to chyba kolacja dla dwojga – powiedział, posyłając Seanowi kpiące spojrzenie – więc chyba już was... państwa – poprawił się szybko – opuszczę.
Sean odetchnął z ulgą. Nie zamierzał zatrzymywać go siłą.
- Może jednak zjesz z nami? – spytała Maya, a jej mąż niemal zazgrzytał zębami ze złości. Lucas uśmiechnął się lekko. Perspektywa popsucia planów Nevillowi była bardzo kusząca, mimo to pokręcił przecząco głową.
- Może innym razem – powiedział. – Poza tym zrobiło się już późno. Nie kłopocz się, sam trafię do wyjścia. Do zobaczenia – zakończył, zwracając się bardziej do May niż do nich obojga.
- Jesteś z nim po imieniu? – spytał Sean, gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi.
- Nie mam tu żadnych znajomych – odparła Maya zgodnie z prawdą.
- Ale to urzędas z biura imigracyjnego.
- Człowiek, jak każdy inny.
- Dobrze. – Sean nabrał powietrza w płuca. Przez tego gogusia cały nastrój prawie prysł. – Usiądź, proszę – powiedział tym swoim miękkim, uwodzicielskim półgłosem, odsuwając jej krzesełko.
- Ale zakupy – jęknęła, z nadzieją spoglądając w stronę kuchni. Sean uśmiechnął się lekko. Jej twarz była jak otwarta księga. Mógł z niej wyczytać wszystko. Także to, że w tej chwili bardzo pragnie wykręcić się od tej kolacji, bo zrobiła na niej zbyt duże wrażenie. Na tyle duże, że nie miała pewności, czy zdoła mu się oprzeć tej nocy.
- Zakupy nigdzie nie uciekną – odparł spokojnie, napełniając jej kieliszek białym winem. – A my powinniśmy się cieszyć każdą chwilą, jaką dostaliśmy od losu... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:44:30 26-08-11 Temat postu: |
|
|
Zupełnie nie mam pojęcia jak to się stało, że nie ma tu jeszcze mojego komentarza? ;/ Ha! Już wiem, ale zerwało mi połączenie z internetem i w końcu go nie wrzuciłam. No ale jestem, bo przecież nie może być inaczej
Nie podoba mi się to co się zaczyna tu dziać a w szczególności Jordan. Mam złe przeczucia, że ta dziewczyna coś kombinuje. No bo chyba nie ma zamiaru zaproponować Colinowi, żeby pomogli sobie nawzajem i spróbowali razem. A może właśnie o to jej chodzi. Nie ukrywam jednak, że nachodzą mnie czarne myśli. Coś się tu wydarzy i to coś w konsekwencji doprowadzi do katastrofy...... Nie wiem co mam myśleć. Wydawać by się mogło, że Colin całkiem dał za wygraną i chce wyjechać, ale jeśli Jordan przekona go do swojego planu i razem będą chcieli rozdzielić Marie i Chrisa?
A z tą dwójką też nic już nie wiadomo. Marie zaczyna się zastanawiać nad tym, który z braci jest dla niej ważniejszy. A jak kobieta zaczyna sie zastanawiać to przestaje kochać, jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział.
W każdym razie nie mam pomysłu co do tego trójkąta, ale na pewno coś ciekawego wymyśliłaś.
No i oczywiście moja ulubiona para: Sean i Maya. Aż strach pomyśleć co sie między nimi wydarzy w najbliższym odcinku :> Mam nadzieję, ze jednak uratują swoje małżeństwo. Nie wiem dlaczego ale ta dwójka strasznie do siebie pasuje
To by było na tyle. Czekam na kolejny odcinek i tym razem postaram się nie przeoczyć żadnego komentarza |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:09:58 26-08-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki Kochana :*
Twoje pytania i przypuszczenia jak zwykle pozostawię bez odpowiedzi zwłaszcza, że do końca już chyba jednak bliżej niż dalej |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:31:06 27-08-11 Temat postu: |
|
|
podoba mi się podejście Seana, mam nadzieję, że męzczyzna w końcu coś zrozumiał i będzie starał sie zatrzymać przy boku żonę, która jednak chyba mimo tego wszystkiego żywi jakieś uczucia do niego.
Marie.. denerwuje mnie ta kobieta. Nie rozumiem jej podejścia, kiedy przyszedł Chris. Co prawda "stoi" pomiędzy Colinem a Chrisem, jednakże po tej całej sytuacji, myslałam, że chce być z Chrisem. Ale najwidoczniej sie myliłam. Ona nadal nie wie czego chce od zycia.
I Jordan. No coż, chyba mi się podoba już ta bohaterka. Z jednej strony naprawdę zaplusowała sobie, tym że grzecznie odwiozła Chrisa, i mimo ze mogła dojść co czegoś, powiedziała sobie nie. Z drugiej strony.. co ona kombinuje? Po co jest jej potrzebny Colin?
Pozdrawiam i czekam na new! |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:25:23 27-08-11 Temat postu: |
|
|
Już mówiłam co myślę o tym odcinku, ale żeby nie było to się powtórzę
Nie wiem co Marie myśli, ale wiem co czuje. Jest rozdarta pomiędzy dwóch facetów, przy czym, z jednym chciałaby być, bo nakazuje jej tak serce i rozum, z drugim łączy ją serce i seks. Ja wybrałabym to drugie, ale nie jestem Marie. Uważam, że pożądanie może się wypalić, ale nie w tym przypadku. Jeśli nawet podczas związku z Chrisem czuła, bo nie chciała, że nie może się oprzeć temu uczuciu jakie wyzwala w niej Colin, to boję się, że byłoby tak nadal, nawet gdyby poślubiła w końcu Chrisa.
Maya i ten nieszczęsny urzędnik. Denerwuje mnie ten koleś, niby chce udowodnić, że małżeństwo Mayi i Seana jest niczym innym jak biznesem, ale z drugiej strony uważam, że nie miałby nic przeciwko zatrzymaniu dziewczyny przy sobie. Fałszywy lis.
Sean nareszcie zrozumiał, że coś czuje do żony, ale ona ciągle ucieka. Ciekawe jak to się dalej potoczy.
Czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:35:49 04-09-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 21.
Przymierzyła chyba już siódmą sukienkę, ale w żadnej z nich nie czuła się tak, jak powinna. W tej również nie. Uważała, że wygląda [link widoczny dla zalogowanych], jak wielka beza. Zupełnie nie o taki efekt jej chodziło. Gdy wyszła z przymierzalni, miny May i Rudej, które zgodziły się pomóc jej w wybieraniu sukni, tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że jak najszybciej powinna zdjąć ją z siebie i poszukać czegoś innego.
- Przepraszam – mruknęła do konsultantki, która właśnie pomagała jej rozpiąć suknię. – Ja chyba sama nie wiem czego chcę – dodała cichutko i nie miała na myśli wyłącznie tego, jaką suknię powinna wybrać.
- Nic nie szkodzi – odparła niska kobieta w średnim wieku, patrząc na Marie ze zrozumieniem w oczach. – Nie pani pierwsza i nie ostatnia. – Uśmiechnęła się lekko, starając się dodać dziewczynie otuchy. – Jestem tu, żeby pani pomóc i zapewniam, że zaraz znajdziemy coś, co zadowoli i panią i pani przyjaciółki. Może przyniosę coś prostego, bez żadnych falban i drapowań? – spytała, a Marie skinęła tylko lekko głową, uśmiechając się kwaśno. Nigdy w życiu nie sądziła, że wybieranie sukni ślubnej może zająć aż tyle czasu. Okazało się, że to, co wcześniej podobało jej się na manekinach i w katalogach, niekoniecznie podobało jej się, kiedy miała to już na sobie, a do ślubu zostały już tylko nieco ponad dwa tygodnie, musiała więc w końcu na coś się zdecydować. – Przyniosłam kilka prostych sukien – zakomunikowała konsultantka. – Może [link widoczny dla zalogowanych]? – Marie przyjrzała się jej uważnie i pokręciła przecząco głową. Sukienka była prześliczna, ale przyszła pani Dawson uznała, że jest zbyt świecąca i nawet nie chciała jej przymierzyć. – To może [link widoczny dla zalogowanych]?
Marie uśmiechnęła się, a jej oczy błysnęły zachwytem. Sukienka była prosta, elegancka i co najważniejsze, nie była przesadnie zdobiona. Z pomocą konsultantki założyła ją na siebie i wyszła pokazać się koleżankom.
- I jak? – spytała, patrząc uważnie na ich miny.
- Śliczna! – zawołała zachwycona Maya, klaszcząc w dłonie. – Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka!
Marie przygryzła policzek od środka, przygładzając delikatnie materiał sukni na biodrach. Maya była bardzo sympatyczną osóbką i odkąd się poznały, spędzały ze sobą całkiem sporo czasu, ale w żadnym razie nie była obiektywna, zachwycała się każdą sukienką, na którą Marie choćby spojrzała. Może to dlatego, że sama nie miała ślubu z prawdziwego zdarzenia z całą tą piękną, ale często niewiarygodnie tandetną otoczką. Marie nabrała powietrza w płuca, zerkając wymownie na Carlę, która zawsze była szczera do bólu.
- Wiesz, że ja wybrałabym coś bardziej ekstrawaganckiego, ale ze wszystkich tych kiecek, w jakie wcisnęłaś dziś swój zgrabny tyłek, w tej rzeczywiście wyglądasz najlepiej.
- Nie wiem... – szepnęła Marie, oglądając się w wielkim lustrze. – To chyba jeszcze ciągle nie jest to, o co mi chodzi – dodała, spoglądając przepraszająco na konsultantkę.
- Przepraszam – wtrąciła May, podnosząc się z wielkiej kremowej kanapy. – Gdzie tu jest toaleta? – zwróciła się do konsultantki.
- Tam, w tamtym korytarzu – odparła kobieta. Maya zasłoniła ręką usta i czym prędzej pobiegła w stronę, którą wskazała jej konsultantka. Ruda i Marie z niepokojem odprowadziły ją wzrokiem. Gdy wróciła, wyglądała, jakby przed chwilą zeszła z diabelskiego młyna.
- Wszystko w porządku? – spytała Marie. Maya skinęła głową, uśmiechając się lekko.
- Od kilku dni czuję się nienajlepiej – odparła. – Ale to pewnie tylko jakiś wirus...
- A mnie to wygląda na ciążę – zawyrokowała Carla. Maya zamrugała szybko powiekami i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust, a na policzkach wykwitły płomienne rumieńce. Owszem, tamtego wieczora, kiedy Sean przygotował dla niej kolację, nie miała w sobie dość siły, by mu odmówić. Nigdy nie przypuszczała, że jej mąż może być taki delikatny, czuły i romantyczny. Nie chciała już przed nim uciekać, uległa mu i była pewna, że niezależnie od tego, jak dalej potoczą się ich losy, długo nie zapomni tamtej nocy i będzie to jedno z jej najpiękniejszych i najcenniejszych wspomnień. Jednak do tej pory nawet nie brała pod uwagę, że być może tamtej nocy, dali początek nowemu życiu.
- To niemożliwe – wybełkotała, potrząsając przecząco głową.
- Jak Marie w końcu wybierze jakąś kieckę – zaczęła Ruda, spoglądając wymownie na blondynkę – to pójdziemy do apteki, kupimy ci test ciążowy i zobaczymy, która z nas ma rację...
- Więc chodźmy tam od razu – podchwyciła temat Marie, która miała już dość przymierzania kolejnych sukien. – Dziś i tak niczego nie wybiorę, mam za duży mętlik w głowie – dodała, przepraszająco spoglądając na konsultantkę, po czym pewnym krokiem pomaszerowała w stronę przymierzalni.
Colin obudził się pierwszy. Wziął szybki prysznic, a potem wrócił do pokoju, owinięty jedynie ręcznikiem wokół bioder. Tak jak przypuszczał, wyjazd dobrze mu zrobił i pozwolił nabrać dystansu. Początkowo miał wprawdzie ochotę na samotną podróż, ale kiedy poprosiła go o spotkanie, a potem obwieściła mu swój arcygenialny plan, postanowił nie spuszczać jej z oka. Nie mógł sobie odmówić tej przyjemności. Bo przebywanie z Jordan, poza tym jednym małym szczegółem w postaci szatańskiego wręcz planu rozdzielenia Chrisa i Marie, miało praktycznie same zalety. Nie było wprawdzie między nimi tej chemii, jaką czuł, przebywając w towarzystwie swojej przyszłej bratowej, ale jego niedoszła bratowa była równie ponętna, a uprawianie z nią seksu o każdej porze dnia i nocy, wszędzie gdzie tylko się dało, skutecznie rozpraszało jego myśli nieustannie krążące wokół Marie.
I w ten właśnie sposób znalazł się między przysłowiowym młotem, a kowadłem. Z jednej strony nie chciał dopuścić, by ten szalony plan się powiódł, a z drugiej nadal pragnął mieć Marie tylko dla siebie. Jeśli jednak przeczytała list, który jej zostawił i do tej pory się do niego nie odezwała, to wszystko było już stracone, a on nie miał innego wyjścia, jak raz na zawsze usunąć się z ich życia i pozwolić im cieszyć się wspólnym szczęściem.
Sięgnął po papierosy i odpaliwszy jednego, stanął przy wielkim tarasowym oknie, zastanawiając czy Marie w ogóle przeczytała jego list. Nie wiedział, czy dobrze zrobił, że go w ogóle napisał, czy nie lepiej było zostać i powiedzieć jej to wszystko prosto w oczy, ale teraz nie miało to już większego znaczenia. Marie musiała pozostać jednocześnie jego najpiękniejszym wspomnieniem i marzeniem, które nigdy się nie spełni.
Zaciągnął się papierosem i wypuścił z ust smużkę dymu, przyglądając się, jak rozpływa się w powietrzu, kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk swojego telefonu. Nie miał ochoty teraz z nikim rozmawiać, ale wciąż tlący się jeszcze gdzieś na dnie jego serca, wątły płomyczek nadziei, że być może to Marie, nie pozwolił mu zupełnie zignorować irytującego dźwięku jego komórki. Zaciągnął się jeszcze raz, a potem niespiesznym krokiem wrócił do salonu i sięgnął po telefon leżący na komodzie. Zerknął na wyświetlacz i uśmiechnął się lekko, gasząc papierosa, w stojącej obok popielniczce.
- Witaj braciszku – rzucił ironicznie do słuchawki, starając sie ukryć rozczarowanie. – Stęskniłeś się?... Gdzie jestem? Dlaczego cię to interesuje?... Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to na drugim końcu świata w towarzystwie nieziemsko pięknych i ciągle nienasyconych kobiet. Możesz spać spokojnie, nie będę więcej wchodził ci w drogę... – mruknął, przewracając teatralnie oczami. – Co ty gadasz?!... Nabijasz się ze mnie, prawda?... To nie jest dobry pomysł... Tak, wiem, że matka... Dobra, zastanowię się i oddzwonię – rozłączył się i rzucił telefonem w przeciwległą ścianę. – Cholera! – warknął, wspierając dłonie na blacie stołu.
- Któż to cię tak zdenerwował? – usłyszał za sobą dźwięczny, kobiecy głos, a chwilę potem poczuł dotyk jej gorącej skóry na swoich nagich plecach i zwinne dłonie, przesuwające się zachłannie po jego torsie. Odwrócił się przodem do niej i spojrzał w jej oczy, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie, w czymś co zapewne miało być ironicznym uśmiechem, a z czego wyszedł tylko niewyraźny grymas.
- Chris właśnie zadzwonił i poprosił, żebym został jego drużbą – prychnął kpiąco, wymijając swoją towarzyszkę.
- To znaczy, że jedziemy na wesele – zachichotała Jordan, odrzucając burzę loków na plecy. – Nie myśl o tym... – poprosiła cicho, stając tuż za nim i przytulając się do jego nagich pleców.
- Co za głupek – mruknął Colin, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że po tym wszystkim jego brat prosił go o coś takiego. – Powiedział, że robi to ze względu na matkę – prychnął, zupełnie nie zwracając uwagi na gorące usta Jordan, przesuwające się po jego ramieniu. Dopiero kiedy stanęła przed nim, a ręcznik którym owinięte miał biodra, opadł na podłogę u jego stóp, otrząsnął się.
- Poradzimy sobie... – zapewniła z szatańskim błyskiem w oku, delikatnie przygryzając przy tym jego dolną wargę. Spojrzał jej w oczy, a potem uniósł jej ciało tak, by mogła opleść go w pasie udami i zaniósł do sypialni. Nie miał teraz siły myśleć o ślubie swojego brata z kobietą, której on sam pragnął tak bardzo, że zaczynało to być dla niego jak najwymyślniejsza tortura. Nie wiedział, jak Marie przedstawiła jego bratu ich znajomość, ale było pewne, że biedny Chris nie zdawał sobie zupełnie sprawy z tego, że ogień, który kiedyś ich połączył, jeszcze się nie wypalił.
Teraz jednak liczyło się tylko to, by po raz kolejny zatonąć między sprężystymi udami Jordan.
I po raz kolejny spróbować zapomnieć o Marie. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:02:32 05-09-11 Temat postu: |
|
|
O kurczę. ;D Ja wiedziałam, że cokolwiek Jordan i Colin będa kombinować to będzie ciekawie między nimi. I się nie rozczarowałam, chociaż nie sądziłam, że aż tak się "dogadają". I naprawdę ciekawi mnie co tam dalej z tym sie potoczy. ;D
Co do pierwszej części. Równie dobrze było czytać jej końcówkę, kiedy wyszło, że Maya może być w ciąży. Mam nadzieję, że tak jest... i może to dziecko przybliży Seana i May. Czekam na new! |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|