|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:46:23 05-09-11 Temat postu: |
|
|
Maya w ciąży, co znaczy, że może to małżeństwo się utrzyma, a pan Lanter dostanie figę, zamiast kolejnej rozwiązanej sprawy, jeeee...
Colin i Jordan, po obojgu można było is spodziewać, że szatańskie plany będą układać w łóżku (na blacie w kuchni, pod prysznicem itd.). A nawiasem, to z Chrisa rzeczywiście frajer nieziemski, prosić faceta, który sypiał z jego narzeczoną o bycie drużbą, nawet jeśli to jego brat, to żenada.
Czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:39:07 06-09-11 Temat postu: |
|
|
Aniu - Maya jest w ciąży, to pewne Pytanie co dalej i jak zareaguje Sean.
Martynko - tak gwoli ścisłości, nie sypiał, a raz się przespał i w dodatku dość drogo zapłacił za tę "usługę"
Dzięki za komentarze :*
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 16:39:41 06-09-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:01:42 06-09-11 Temat postu: |
|
|
Jestem !
Szczerze to sama już nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć ;P
Jedna rzecz mnie cieszy i to niezmiernie, ale pewnie się domyślasz jaka. Maya w ciąży gdyby faktycznie Sean chciał zdobyć swoją żonę, to nie powinien źle zareagować na wiadomość, że zostanie tatusiem. Ale jak powszechnie wiadomo, z facetami z tym opowiadaniu nigdy nic nie wiadomo. Chociażby Chris, który prosi brata ( który notabene sypiał z jego narzeczoną) o to by został jego drużbą, a Colin znowu kombinuje tym razem z Jordan. Wiedziałam, że ta dziewucha jeszcze ostro namiesza. Coś mi się wydaje, że ten ślub wcale nie dojdzie do skutku, albo sie wydarzy na niej jakaś tragedia .... Sama nie wiem co myśleć, szczerze mówiąc.
Swoją drogą zastanawia mnie jeszcze ten list Colina do Marie... co takiego w nim było???
Tak się zaczęłam zastanawiać nad tym całym trójkątem i myślę, że Marie jednak powinna w ostateczności związać się z Colinem. Między tą dwójką jest coś czego nawet nie umiem nazwać. Chris to dobry chłopak i może lepiej mu będzie z kimś innym (nawet z Jordan) natomiast Marie pasuje mi do Colina.
Nie wiem co tam wymyśliłaś, ale cokolwiek to będzie na pewno będę czytać |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:06:03 06-09-11 Temat postu: |
|
|
No cóż... przynajmniej w przypadku jednej pary to musi skończyć się dobrze
Co do Chrisa... może i faktycznie mógłby być z Jordan tyle, że uśmierciłam go już w prologu, więc jakby to powiedzieć... nie ma dla niego już ratunku:P
A list chyba pozostanie owiany tajemnicą i pozostawię tę kwestię Waszym domysłom |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:04:02 06-09-11 Temat postu: |
|
|
Moja droga nie ma rzeczy niemożliwych to, że w prologu uśmierciłaś Chrisa, wcale nie oznacza, że naprawdę musi umrzeć,, zawsze jest jakaś alternatywa :> ja mam kilka scenariuszy no ale to już moja wyobraźnia
Jak mówiłam bez względu na to co wymyślisz i tak będę czytać
A co do May i Seana to byłabym happie gdyby u nich się ułożyło. Bardzo ich lubię |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:12:54 06-09-11 Temat postu: |
|
|
Wiem, wiem i przyznam bez bicia, że przez chwilę bardzo poważnie zastanawiałam się nad wskrzeszeniem Chrisa, ale koniec końców uznałam, że to byłoby już chyba zbyt naciągane i zostałam przy swojej pierwszej myśli;) |
|
Powrót do góry |
|
|
BlueSky Wstawiony
Dołączył: 06 Lut 2011 Posty: 4940 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:39:23 06-09-11 Temat postu: |
|
|
A może jednak dowiemy się, co było w tym liście? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:04:55 06-09-11 Temat postu: |
|
|
Cały czas intensywnie nad tym myślę, ale (prawie) za każdym razem dochodzę do wniosku, że lepiej to zostawić tak, choć przyznam, że ostatnio zaświtała mi w głowie pewna szalona myśl, ale niczego nie będę obiecywać
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 20:05:46 06-09-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlueSky Wstawiony
Dołączył: 06 Lut 2011 Posty: 4940 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:11:16 06-09-11 Temat postu: |
|
|
Ja nadal mam ( cichą ) nadzieję, iż Marie będzie z Colinem - między nimi jest dużo magii i erotyzmu. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:19:16 06-09-11 Temat postu: |
|
|
Nie wiem, nie wiem... co chwila zmieniam zdanie, więc wszystko się tu może jeszcze zdarzyć |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:27:07 13-09-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 22.
Chris, rozpromieniony siedział w swojej restauracji i czekał na Seana. Często spotykali się właśnie tu i roztrząsali swoje problemy, usiłując znaleźć najlepsze wyjście z możliwych. I to właśnie tu, w “La Rosa”, podczas jednego z takich spotkań, po raz pierwszy zobaczył swojego anioła o oczach jak lazur nieba. Od pierwszej chwili, w której na nią spojrzał wiedział, że będzie panią jego serca i jego całym światem, choć po rozstaniu z Jordan, nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek w życiu pozwoli, by jakkolwiek kobieta zawładnęła jego sercem. A jednak Marie tego dokonała.
Uśmiechnął się do swoich wspomnień, upijając łyk kawy. Nie chciał nawet myśleć o tym, że o mały włos jej nie stracił. Gdy poszedł ją przeprosić, z pierścionkiem i kwiatami, a ona zamiast rzucić mu się na szyję, poprosiła o czas, był święcie przekonany, że to już koniec, że przegrał wszystko. Dopiero wówczas tak naprawdę dotarło do niego, że nie potrafiłby bez niej żyć. Cierpliwie więc, a być może też nieco naiwnie, czekał na jakiś sygnał z jej strony. Wiedział, że musi dać jej i sobie trochę czasu na uspokojenie emocji i podświadomie czuł, że jeszcze może być jak dawniej. Ona jednak uparcie milczała, a on z każdym dniem tracił wiarę. W końcu jednak postanowił postawić wszystko na jedną kartę i sam zadzwonił do niej. Zgodziła się wtedy na spotkanie i zaczęli wszystko od początku. Dosłownie. Znów odprowadzał ją do jej małego mieszkanka, czasami kradł niewinnego całusa, ale zawsze żegnał się z nią grzecznie przed drzwiami, nie wpraszał się do środka i odmawiała, kiedy ona go zapraszała. Czuł się jak nastolatek, zabiegający o względy najpiękniejszej dziewczyny w szkole, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Dzięki temu odrobinę też zrozumiał Colina i jego upodobanie do zdobywania niedostępnych kobiet. Nie zamierzał go rozgrzeszać ani wybaczać mu, ale musiał przyznać, że taka gra między dwojgiem ludzi, którzy doskonale wiedząc, czego chcą od tego drugiego, nie mają zamiaru się do tego przyznawać, choć zupełnie nie w jego stylu, to jednak była na swój sposób podniecająca. Jeszcze bardziej podniecająca była atmosfera wyczekiwania i chwile, gdy hormony buzowały, a żadne z nich nie chciało pęknąć, a tym samym przyznać się do przegranej w tej przewrotnej grze.
- Zaczniesz w końcu zachowywać się jak mężczyzna? – spytała Marie któregoś dnia, gdy jak zwykle odprowadził ją do jej mieszkania i chwyciwszy go za koszulę, wciągnęła za sobą do środka. – Dość już tej szopki, Chris – szepnęła, przylgnąwszy do niego całym ciałem. – Tęsknię za tobą… – Uśmiechnął się wtedy lekko, przyciskając mocniej jej biodra do swoich. Tak długo czekał na tę chwilę, że teraz, gdy wreszcie nadeszła, był jak sparaliżowany. – Kocham cię –dodała po chwili, zarzucając mu ręce na szyję. – I jeśli to nadal aktualne… – spojrzała mu w oczy filuternie, uroczo trzepocząc przy tym długimi, gęstymi rzęsami – to bardzo chciałabym zostać twoją żoną – powiedziała cicho, wspinając się na palce, by dosięgnąć jego ust…
Kamień spadł mu wtedy z serca i poczuł się jak nowonarodzony, a tamtej nocy chyba po raz pierwszy byli ze sobą tak naprawdę razem w każdym tego słowa znaczeniu: ciałem, sercem i duszą. Byli jednością.
- …Co jest? – dobiegł go głos przyjaciela, który właśnie zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu. – Jak przygotowania do ślubu?
- Idą pełną parą – odparł z uśmiechem. – Chciałbym, żebyś został moim drużbą – powiedział po chwili. – Colin nie był zachwycony, gdy mu to zaproponowałem…
- Oszalałeś?! – wszedł mu w zdanie Sean. – Po co go tu ściągasz? Mało masz przez niego kłopotów?
- To mój brat – odparł Chris, wlepiając wzrok w pustą filiżankę, którą obracał w dłoniach. – Matka o niczym nie wie i lepiej żeby się nie dowiedziała – dodał po chwili. – Jej lekarz mówi, że powinna się oszczędzać i unikać stresów.
- Colin już nieraz olewał rodzinne spędy, więc nikt chyba specjalnie nie zdziwiłby się, gdyby nie zjawił się również na twoim ślubie. Po jaką cholerę kusić tak los?
- Marie zapewniła mnie, że nic ich nie łączy, a ja jej ufam.
Sean westchnął ciężko i teatralnie przewrócił oczami.
- Z całym szacunkiem, Chris, ale naprawdę jesteś głupkiem. Colin to niezłe ziółko i ma w sobie coś, co sprawia, że kobiety lgną do niego, jak pszczoły do miodu i twoje zaufanie do Marie tego nie zmieni. Pomyśl sam, najpierw uwiódł Jordan, potem… – Urwał, czując na sobie mordercze spojrzenie przyjaciela. – Dobra, nic już nie mówię – dodał, unosząc dłonie w geście poddania. – Ale wiesz co powinieneś zrobić? – Chris spojrzał na niego, unosząc brwi niemal pod samą linię włosów. – Powinieneś zabrać Marie w jakiś romantyczny zakątek i wziąć z nią cichy ślub, z dala od tego wszystkiego. Po co ci cała ta pompa i wielkie wesele? – Dawson wzruszył ramionami.
- Nie będę się ukrywał – mruknął bez przekonania.
- Tu nie chodzi o to, żebyś się ukrywał tylko o to, żeby nikt nie zakłócił wam tej uroczystości. Nie jesteś księciem Willem a Marie to nie Katie-Waty, żadne z was nie ma parcia na szkło więc cały świat nie musi oglądać transmisji z waszego ślubu. – Sean nabrał powietrza w płuca, zastanawiając się czy powinien wytoczyć najcięższe działa. – Zróbcie to po cichu, z dala od tego wszystkiego – podjął temat po chwili uważnie obserwując twarz przyjaciela. – Naprawdę wierzysz, że Colin tak po prostu przejdzie nad tym do porządku dziennego? Gdyby tak było nie wyjechałby z dnia na dzień niewiadomo dokąd. Nie wiem, czy to tylko zwykły pociąg fizyczny, czy może coś więcej, ale jestem pewny, że on nadal coś do niej czuje. Zastanów się nad tym spokojnie, a potem… – urwał uważnie przyglądając się skupionej twarzy przyjaciela. – Potem zabierz Marie gdzieś na weekend i zrób jej niespodziankę – dodał konspiracyjnym tonem, uśmiechając się szeroko. – Ślub na karaibskiej plaży... albo lepiej jedźcie na Seszele i spędźcie kilka dni w kurorcie Coco de Mer na Praslin, wybierzcie się na wycieczkę katamaranem, no chyba, że wolisz ślub w jakimś wiedeńskim pałacu, albo w Toskanii… – Sean zawiesił głos, zobaczywszy w myślach siebie i Mayę, w ślubnych strojach na jakiejś dziewiczej plaży z rafami koralowymi i przejrzystymi lagunami, spowitymi romantyczną bryzą. Sam nie wiedział czemu, ale nagle zapragnął sprawić, by jego żona poczuła się jak prawdziwa księżniczka. – Kobiety lubią takie romantyczne ekscesy – zakończył w końcu, uśmiechając się do siebie. – Poza tym wtedy, nawet jeśli na tym, nazwijmy go oficjalnym, ślubie znajdzie się ktoś, kto “zna powody, dla których tych dwoje…”, to i tak nic nie wskóra, bo tak naprawdę przecież będzie już po wszystkim.
Chris roześmiał się w głos, kręcąc z głową z niedowierzaniem. Nigdy nie posądziłby przyjaciela o taką pomysłowość i takie pokłady romantyzmu, jednak coś w głębi serca podpowiadało mu, że pomysł Seana być może wcale nie jest taki niedorzeczny, jakim mógł się wydawać na pierwszy rzut oka.
- A co u ciebie i May? – spytał, by zmienić temat. Sean poruszył brwiami, uśmiechając się cwano. – Aż tak dobrze?
- Rewelacyjnie. Odkąd spędziliśmy razem noc, jest po prostu fantastycznie.
- Czyli seks rano, wieczorem, w południe i jeszcze z pięć razy w międzyczasie?
- No coś ty! – zaprotestował Sean. – Seks to nie wszystko – dodał z obrażoną miną, starając się po raz kolejny przekonać do tego samego siebie. Nie było mu łatwo wyzbyć się starych nawyków, ale uświadomił sobie, że dla swojej żony gotów był na o wiele większe poświęcenie.
- I kto to mówi? – Chris patrzył rozbawiony na przyjaciela. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mu, że Sean tak się zmieni, nie uwierzyłby mu za żadne skarby świata.
- Zrobiliśmy to wtedy pierwszy raz… i jak na razie ostatni. – Chris spojrzał na niego zdumiony. – Wiesz, to był jej pierwszy raz w ogóle. Nie chciałem tego spieprzyć, starałem się nie spieszyć, być delikatnym i chyba nawet jej się podobało, ale nie chcę, żeby myślała, że chodzi mi tylko o jedno, a ona raczej nie wychodzi z inicjatywą – zakończył z niewyraźną miną.
- A powiedziałeś jej, że ją kochasz? – Sean pokręcił przecząco głową. – Głupek – prychnął Chris, uśmiechając się lekko.
- Odezwał się mądry – odparował Neville ze zdegustowaną miną.
- Nie skrzywdź jej – powiedział po chwili Chris zupełnie poważnie. – To naprawdę fantastyczna kobieta…
- Wiem – przytaknął, kątem oka zerkając przez wielką szybę, co dzieje się na ulicy. – Cholera! – warknął, wściekle.
- Co jest?
- Mówiłem ci już, że nienawidzę tego lalusiowatego palanta z urzędu imigracyjnego?
- Coś wspominałeś.
- Spójrz tam – wskazał wzrokiem miejsce po drugiej stronie ulicy. – Rozumiesz teraz dlaczego?
Chris przyjrzał się uważnie stojącej we wskazanym miejscu parze. Znienawidzony przez Seana urzędnik najwyraźniej doskonale dogadywał się z jego żoną. Wyglądali co najmniej jak para najlepszych przyjaciół.
- Rozmawiają tylko… – mruknął, starając się zbagatelizować pełen pożądania wzrok inspektora.
- Rozmawiają?! Dobre sobie… Zobacz jak on się na nią gapi!... Co cię tak bawi? – spytał Sean, zerkając na przyjaciela spode łba, gdy ten zaczął śmiać się prawie w głos.
- Jesteś zazdrosny.
- A ty byś nie był? |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:45:25 13-09-11 Temat postu: |
|
|
Romantyczne pomysły Seana to strzał w dziesiątkę. Chris powinien tak zrobić i dać sobie spokój z tym całym ślubnym majdanem i przyjazdem brata...
Sean ma rację magnetyzm Colina może nie wyjść facetowi na dobre, nie wiadomo zresztą co Colin z Jordan wykombinowali.
Zazdrosny głupek. Przecież Maya jest tak w nim zakochana, że nawet gdyby podrywał ją milion Lanterów to i tak by tego nie zauważyła.
Czekam na te ostatki, które tam jeszcze masz w zanadrzu, Sin |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:36:58 14-09-11 Temat postu: |
|
|
Nie zdziwiłabym się, gdyby Sean sam by wykorzystał swój pomysł, który ukazał Chris'owi doradzając mu w sprawie ślubu. Dobrze, że między nimi jest już lepiej. I jak sądzę, nie potrzebnie czuje się zazdrosny o Lucas'a.
Czekam na new! |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:50:12 15-09-11 Temat postu: |
|
|
Jestem!
Nie wiem jak Ty to robisz, ale Sean i Maya to para, którą wręcz ubóstwiam Mają w sobie coś takiego, że chce się o nich czytać i czytać ja w każdym razie mogłabym cały czas Sean faktycznie jest zazdrosny o żonę i jak widać bardzo mu na niej zależy. Za to Maya jest bardzo powściągliwa w okazywaniu mu uczuć, czy czułości. Może gdyby się otworzyła przed nim wszystko by się w końcu ułożyło. Tym bardziej, że zdaje się, jest w ciąży Mam nadzieję, że przynajmniej u nich wszystko się ułoży tak jak być powinno
Swoją drogę Sean to bardzo mądry człowiek Ma rację namawiając Chrisa na to by zabrał Marie w jakieś odległe miejsce i tam ją poślubił. Po co mają oboje kusić los, a może bardziej kusić Colina do tego, by zniszczył im tę piękną dla nich chwilę, a jestem pewna, że to zrobi, bo ewidentnie coś kombinuje razem z Jordan i wcale mi się to nie podoba. Przeczuwam jednak, że Chris nie posłucha przyjaciela i dojdzie do katastrofy.
To by było na tyle
Czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:33:26 18-09-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny odcinek
Odcinek 23.
Lucas nie był w najlepszym humorze. Był wściekły na Jordan, która po raz kolejny zniknęła bez słowa. Ich związek wprawdzie należał do kategorii tzw. związków otwartych, ale z dnia na dzień coraz bardziej wkurzało go, że Jordan zupełnie się z nim nie liczyła i traktowała go wyłącznie jak przedmiot do zaspokajania swoich potrzeb, nie tylko seksualnych.
Kiedy spotkał uroczą panią Neville, od razu poczuł się lepiej. Maya była jak promyczek słońca w pochmurny dzień. Zarażała optymizmem, ale miała też całą masę innych zalet. Nie jeden mężczyzna oddałby fortunę za to, by mieć przy swoim boku taką kobietę.
- Myślisz, że dobrze bym w niej wyglądała? – zagadnęła Maya, przystając przy witrynie i przyglądając się krótkiej, błękitnej [link widoczny dla zalogowanych], wiszącej na manekinie.
- Zawsze i we wszystkim ślicznie wyglądasz – powiedział, uśmiechając się promiennie. I nie było w tym z jego strony ani krzty kokieterii.
- Dziękuję – odparła Maya, opuszczając głowę. Sean na każdym kroku obsypywał ją podobnymi komplementami, jednak słuchanie ich bardzo często wprawiało ją to w zakłopotanie, a już zwłaszcza, gdy autorem komplementów był mężczyzna inny niż jej mąż.
- Hej – szepnął, chwytając ją pod brodę i zmuszając, by spojrzała na niego. – Twój mąż nigdy ci tego nie mówi? – spytał, patrząc prosto w jej czekoladowe oczy, w których nie pierwszy już raz widział psotne chochliki. – Powinien mówić ci to nieustannie, bez przerwy nosić cię na rękach i spełniać każdą twoją zachciankę. – Maya spojrzała na niego spod wachlarza ciemnych rzęs, ale nic nie odpowiedziała. Matka zawsze powtarzała jej, że o sprawach małżeńskich nie powinno się rozmawiać z nikim, a już zwłaszcza z obcymi. I mimo, że nieco “nasiąkła” już Zachodem, to nie potrafiła całkowicie odrzucić wartości i nauk wyniesionych z rodzinnego domu. Nie uważała też by Lucas, mimo całej sympatii jaką go darzyła, był odpowiednim kandydatem do roli jej powiernika i wcale nie dlatego, że był urzędnikiem, czyhającym na jakieś potknięcie, które pozwoliłoby mu obwieścić całemu światu, że małżeństwo jej i Seana istnieje tylko na papierze. – Nic nie powiesz? – spytał, a ona tylko wzruszyła ramionami. Czy naprawdę liczył, że przyzna mu się, że nie wyszła za mąż z miłości? Nawet jeśli tak faktycznie było, to teraz wszystko zmieniło się o 180 stopni. Była w ciąży. A przynajmniej taki wynik pokazał test ciążowy, który kupiła Carla, gdy wyszły z salonu sukien ślubnych. – May – zaczął po chwili, stając na wprost niej i chwytając ją za ramiona. – Zapytam wprost. Kochasz go?
- Nie powinieneś pytać o takie rzeczy – odparła hardo.
- Jestem twoim przyjacielem i martwię sie o ciebie.
- Przyjaźnisz się ze mną czy tylko udajesz przyjaźń, żeby zdobyć dowody na to, że nasze małżeństwo jest papierowe? – zapytała wprost, sama nie do końca wiedząc dlaczego.
- Przyjaźnię się z tobą, bo… – urwał, wpatrując się w jej duże oczy. W końcu pochylił się i nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, zamknął ją w swoich ramionach i pocałował. Starała się go odepchnąć, ale trzymał ją zbyt mocno. W ogóle nie podobał się jej ten nachalny pocałunek i była szczęśliwa, gdy w pewnym momencie jakaś siła oderwała go od niej. Kiedy otworzyła oczy, leżał na chodniku, wycierając krew z rozciętej wargi, a nad nim stał rozwścieczony Sean gotów w każdej chwili przyłożyć mu jeszcze raz.
- Nic ci nie zrobił? – spytał z troską gładząc jej rozpalony policzek. Pokręciła przecząco głową, kurczowo łapiąc się jego silnego ramienia.
- Napiszę raport! – warknął wściekły Lucas, podnosząc się z ziemi.
- Świetnie! – odparował Sean. – A ja napiszę skargę na szanownego pana inspektora, że przystawiał się do mojej żony!
- Sean, daj spokój – poprosiła Maya. – Chodźmy stąd… – dodała z żalem, spoglądając na Lucasa. Była zła na siebie, że tak się pomyliła co do jego osoby.
- Maya ma rację – wtrącił Chris, który czuwał tuż obok, by w razie czego powstrzymać przyjaciela, przed jakimś niekontrolowanym atakiem na inspektora. – Lepiej niech pan już idzie – zwrócił się do Lucasa. Ten mruknął tylko coś pod nosem i ruszył w swoją stronę. – Poradzicie sobie? – zwrócił się do przyjaciół, zerkając na wyświetlacz swojego telefonu. – Marie właśnie…
- Idź – przerwał mu Sean, uśmiechając się blado. – Wszystko w porządku? – zwrócił się do żony, gdy zostali sami. Skinęła lekko głową.
- Muszę ci coś powiedzieć – powiedziała cicho, unikając jego wzroku.
- Poczekaj, najpierw ja. Ożeniłem się z tobą dla pieniędzy, to prawda i nic już tego nie zmieni, ale chcę żebyś wiedziała, że… Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. May, ja… kocham cię – wyszeptał, ująwszy jej twarz w swoje dłonie, opierając czoło o jej czoło. – Kocham jak wariat – powtórzył pewniej. Pokręciła przecząco głową, odsuwając się od niego o krok. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Miała mętlik w głowie. Najpierw Lucas, a teraz jeszcze Sean, jakby się zmówili. Nie wiedziała, czy mówi prawdę, czy robi to tylko po to, by nie stracić pieniędzy.
- W co ty grasz, Sean? – spytała, spoglądając mu w oczy z trudem powstrzymując napływające do nich łzy.
- Nie gram, May – odparł spokojnie. – Po raz pierwszy w życiu nie gram i niczego nie udaję. Jesteś dla mnie najważniejsza, ale jeśli naprawdę mnie nie kochasz i chcesz wyjechać do Indii powiedz mi to teraz, a nie będę cię zatrzymywał... – kontynuował, nie spuszczając z niej wzroku. Odwróciła się bokiem do niego, przeczesując palcami pasma swoich gęstych włosów. – May… – stanął tuż za nią i delikatnie chwycił ją za ramiona. – Powiedz…
- Jestem w ciąży – wyszeptała.
- Co?!
- Będziesz ojcem – powtórzyła, patrząc mu prosto w oczy.
- Ja?! Ojcem?! – uśmiechnął się blado, kręcąc głową z niedowierzaniem. – To niemożliwe…
- Zrobiłam test ciążowy…
- Będę ojcem?
- Jeśli nie chcesz tego dziecka…
- … ja? Ojcem?…
- …wrócę do Indii…
- …będziemy mieli dziecko…
- …jakoś dam sobie radę sama…
- May! – krzyknął, jakby nagle obudził się ze snu, chwytając ją za ramiona. – To jest najwspanialsza wiadomość tego dnia! – Znów ujął jej twarz w swoje dłonie i wycisnął na jej wargach gorący pocałunek. – Kocham cię, May – wyszeptał tuż przy jej ustach. – Będę ojcem!! Słyszycie? Będziemy mieli dziecko!! – wrzasnął na całe gardło, porywając ją w ramiona i zupełnie nie zważając przy tym na mijających ich ludzi, uśmiechających się do siebie na ten widok.
*
Stała przed wielkim lustrem, przy toaletce, na której leżały porozrzucane przybory do makijażu i tysiące jakichś tandetnych błyskotek. Uważnie przyjrzała się swojemu odbiciu. Wydawało jej się, że nie patrzy na siebie, tylko na jakąś zupełnie obcą sobie dziewczynę. Zmęczoną i zagubioną. To było dokładnie to samo uczucie, które towarzyszyło jej, gdy pracowała jeszcze w klubie Xaviera.
Chwyciła szczotkę, by rozczesać splątane pasma swoich gęstych jasnych włosów. Zamarła gdy w lustrze zobaczyła jego odbicie.
- Co ty tu robisz? – spytała, odwracając się w jego stronę. Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko kpiąco i nadal stał bez ruchu nonszalancko opierając się o drzwi i pożerając ją wzrokiem. – Nie powinieneś był tu wchodzić… – dodała, ściszając głos. Po jego minie widziała jednak, że nie ma najmniejszego zamiaru wyjść dopóki nie dostanie tego, po co przyszedł. A przyszedł po nią. Kiedy przekręcił kluczyk w zamku, serce podeszło jej do gardła.
- Ucieknij ze mną – mówił cicho, podchodząc do niej. – Wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja… – szepnął wprost do jej ucha, odgarniając przy tym jakiś zabłąkany kosmyk z jej twarzy. Widział, jak jej piersi, ukryte pod cienkim, koronkowym, białym biustonoszem, coraz szybciej falują w rytm jej oddechu, a usta rozchylają się lekko, wabiąc go do siebie. Miał ochotę rzucić się na nią, ale to ona musiała przyjść do niego. Ona musiała podjąć decyzję. Odsunął się od niej o krok i uśmiechnął cwano, widząc na jej twarzy strach zmieszany ze zdumieniem i rozczarowaniem. – Zastanów się, czy nie chcesz zmienić swojego życia – rzucił chłodno, kierując się w stronę drzwi, a ona nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. – Jutro przyjdę tu znowu, a potem znowu i znowu, aż do skutku. Aż któregoś dnia powiesz, że uciekniesz ze mną… – mrugnął do niej porozumiewawczo i otworzył drzwi…
Obudziła się zlana zimnym potem. Od kilku nocy dręczył ją ten sam sen. Ona i Colin. Prawie dokładnie tak samo, jak podczas ich pierwszego spotkania w garderobie w klubie Xaviera. Nie potrafiła wyrzucić z głowy tych obrazów, a przecież szczęście miała na wyciągnięcie ręki.
Odwróciła głowę i zerknęła na śpiącego obok Chrisa. Uśmiechnęła się lekko, delikatnie gładząc jego policzek.
- Dlaczego nie śpisz? – mruknął zaspanym głosem. Wzruszyła ramionami. – Męczą cię koszmary?
- To chyba stres przed ślubem – odparła, siląc się na beztroski ton. – Wyjedźmy stąd – szepnęła po chwili, opadając na miękką poduszkę tak, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Dokąd? – spytał, wspierając się na łokciu.
- Gdzieś daleko, gdzie będziemy naprawdę sami… Z czego się śmiejesz? – spytała, uważnie mu się przyglądając. Wiedziała, że za tym tajemniczym uśmiechem coś się kryje. – No mów! – trącnęła go lekko w tors. – Chris!... Nie drażnij się ze mną… – Zmieniła ton na bardziej przymilny i przysunęła się bliżej, oplatając jego biodro swoim smukłym udem.
- Nic nie powiem – powiedział stanowczo, odgarniając jej pasmo włosów za uszy. – Po prostu rano spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i bądź gotowa na wszystko. Załatwię najpilniejsze sprawy w firmie, przyjadę po ciebie i pojedziemy prosto na lotnisko.
- Dokąd lecimy?
- Zobaczysz… – odparł krótko, cmokając ją w policzek bardzo blisko ust. – Powiedzmy, że zabieram cię w podróż przedślubną
- I naprawdę nic więcej mi teraz nie powiesz? – Pokręcił przecząco głową. – I nie zdołam cię niczym przekupić? – Znów pokręcił głową przecząco, a ona przygryzła policzek od środka i przyjmując minę niewiniątka, powoli przesunęła dłonią po jego torsie i zatrzymała ją tuż przy jego bokserkach. – A jak bardzo się postaram? – spytała, spoglądając mu w oczy, po czym wsunęła dłoń pod cienki, bawełniany materiał jego bielizny.
- Marie… – mruknął z zadowoleniem, gdy jej dłoń powoli zaczęła się poruszać. – Byłbym największym głupkiem na świecie, gdybym pozwolił ci odejść… |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|