Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

IDIOTA
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Locamente
King kong
King kong


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 2009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:10:15 21-01-10    Temat postu:

Emocjonująca końcówka, czekam na więcej, jak zwykle.
Łukasz jest okrutny, jak może dręczyć Edłorda?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:56:44 26-01-10    Temat postu:

"- Czy pan… - ucichła onieśmielona – czy pan… ma na imię Edłord?
- Nie, mam na imię Zbyszek.
- Ach… och… więc przepraszam."
Boski jest ten fragment i ten o Łukaszu również przypadł mi do gustu .
Ale Łukasz nie jest już taki fajny, nie powinien dręczyć Edwarda, oj nie powinien. Chyba powoli zaczynam połapywać się w całej tej historii, która co raz bardziej zaczyna mnie fascynować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonrisa
King kong
King kong


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:01:46 01-02-10    Temat postu:

Odcinek 7.

16. października 1. roku edwardiańskiego
Obleśne. Mama zawsze mawiała, że od takich typów dzieci powinny trzymać się z daleka. Wprost nie mogłem patrzeć na to, jak ten człowiek zachowuje się wobec Wery. Te lubieżne spojrzenia… Na myśl przychodziły mi obrazki z książeczek dla dzieci, które czytała mi mama. Przypomniała mi się ilustracja: oblizujący się wilk tuż przed schwytaniem niewinnego Czerwonego Kapturka.
Rzeczony mężczyzna z przymilnym uśmieszkiem prawił dziewczynie dwuznaczne komplementy, a ona siedziała tam cała zarumieniona ze wstydu. Aż dziw, jak bardzo czułem się zobowiązany do pomocy prawie nieznanej mi dziewczynce, z którą, w gruncie rzeczy, nigdy nawet nie przeprowadziłem dłuższej konwersacji.
Ale czy byłem wystarczająco odważny? Czy byłem na tyle odważny by bez problemu odezwać się do nieznanego mi osobnika, który był przecież człowiekiem. A ludzie są przerażający. Zebrałem się w sobie i rzekłem swoim najbardziej ponurym tonem:
- Czy już wszystkie klasy miały robione zdjęcia?
- Nie – odpowiedział niemiłym tonem fotograf. – Tak właściwie, to tylko jedna klasa była, jak na razie, na zdjęciach – powiedział patrząc na mnie jak na niebywałego IDIOTĘ.
- Czy już nie czas, żeby zajął się pan kolejną klasą? – zapytałem. – Wero, może pójdziesz po następną na liście? – to był jeden z tych dziwnych momentów, które, mimo upływu czasu, wprawiają mnie w osłupienie. Momenty, kiedy to ja sam zaskakiwałem samego siebie. Zazwyczaj nie mogłem oczekiwać od siebie takiej śmiałości. Najciekawsze było to, że nigdy mi nic nie wychodziło w kryzysowych sytuacjach, ale gdy aż tak bardzo nie potrzebowałem nagłego wylewu ludzkich zachowań, naturalnie musiał się on pojawiać. Oczywiście, chciałem pomóc Werze, ale dlaczego nie potrafiłem zdobyć się na coś takiego podczas rozmowy z Konradem?
Dziewczyna spojrzała na mnie z niemym zadziwieniem. Chyba najbardziej zaszokować musiało ją jej imię wypowiedziane przeze mnie, osobę, która przecież nie powinna wiedzieć, jak ona się zwie. Zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno to było dobre posunięcie… Ale po chwili na twarzy Wery zagościł uśmiech, który, mam nadzieję, miał wyrażać wdzięczność. Odeszła nieco zbyt szybkim krokiem.
Fotograf zmierzył mnie wrogim wzrokiem. Nie przejąłem się tym. Rzadko przejmuję się tym, co ludzie o mnie myślą. Pewnie dlatego, że wszyscy myślą to samo. Wszedłem za fotografem do sali, w której miał robić dzieciom zdjęcia. Po chwili pojawił się również rozwrzeszczany tłum nieprzyjemnej młodzieży. Stałem tam tak i wpatrywałem się z przestrzeń. Najprawdopodobniej na mojej twarzy gościł uśmiech.
- A pan co tu robi? – zapytał nad wyraz nieuprzejmie pan fotograf.
Wzruszyłem ramionami i opuściłem klasę. Łaski bez. Opuszczenie klasy było dobrym posunięciem. Na zewnątrz czekało na mnie wspaniałe widowisko. Wera i dwie jej koleżanki uśmiechały się do siebie kpiąco, śledząc wzrokiem poczynania naszego szkolnego konserwatora. A było one dość interesujące i niebywale niebezpieczne. Konrad postawił na podłodze bardzo długą drabinę, opierając ją o tą śmieszną dziurę w suficie (do tej pory nie wiem, po co ona tam jest) i zaczął się wspinać. Naprawdę wysoko. Aż do tej dziury. I magia! Otworzył jakiś właz i zniknął. Byłem doprawdy oszołomiony. Ja nigdy nie odważyłbym się dokonać czegoś takiego. Nadal wlepiając oczy w pustą dziurę w suficie, poczułem na sobie czyjś wzrok. Z przejęcia zapomniałem o tych trzech młodych niewiastach. Speszyłem się. Wołałem się stamtąd oddalić, niż nadal znosić uważne spojrzenia nastolatek. Ale nie zrezygnowałem z dalszej części przedstawienia. Ukryłem się za rogiem i nasłuchiwałem. Zerknąłem. Dziewczęta podeszły do dziury i wysoko zadzierając nosy wypatrywały Konrada.
- Jaki on jest dzielny! – radośnie pisnął głosik Wery.
Poczułem coś dziwnego. To było uczucie zazdrości. Uratowałem ją przed zboczeńcem, ale laury zbierał konserwator, który potrafił wleźć na drabinę. Zazdrość to jeden z siedmiu grzechów głównych. Nie powinienem zazdrościć. Przestraszyłem się. Czyżbym podupadł moralnie? Czyżbym przestał być wzorem dobrego człowieka, za jakiego zawsze uważała mnie moja matka?
Ale tupot nóg przerwał moje rozważania. Konrad schodził z drabiny. Wziął ją na swoje ramiona i ruszył ku schodom. Już chciałem stamtąd odejść, lecz zatrzymał mnie nagły, zupełnie niespodziewany wybuch śmiechu. Nie mojego, oczywiście. Śmiechu dziewcząt. Szybko pośpieszyłem korytarzem, by ujrzeć to zabawne „coś”. Było mi szkoda Konrada. Drabina była tak długa, że zaklinował się z nią na klatce schodowej, a przy okazji udało mu się zrzucić kwiatka. Wydaje mi się, że fakt, iż te trzy młode damy się z niego śmiały, stanowczo nie pomagał mu przezwyciężyć tych trudności.

- Wspaniale, Edwardzie, wspaniale!
- Co?
- Napisałeś o swoich uczuciach! To znaczy, że najprawdopodobniej zbliżamy się do końca.
- Końca czego?
- Opowieści.
- Nie wydaje mi się.


Ostatnio zmieniony przez Sonrisa dnia 14:57:51 02-04-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonrisa
King kong
King kong


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:05:17 01-02-10    Temat postu:

Nienawidzę dubli

Ostatnio zmieniony przez Sonrisa dnia 21:06:59 01-02-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Locamente
King kong
King kong


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 2009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:17:18 01-02-10    Temat postu:

Ja też nienawidzę dubli, ale Twoją telenowelę wręcz przeciwnie - uwielbiam.
Świetny odcinek, bardzo zadziwiła mnie śmiałość Edłorda, który zdecydował się pomóc Werze. Nie spodziewałam się tego po nim.
A ona tymczasem okazała się niewdzięcznicą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:41:36 06-02-10    Temat postu:

Wciąż zastanawiam się jak mam spostrzegać Werę... Równie dobrze może ona być młodą intrygantką, a także zwykłą miłą dziewczyną... Cóż, mniejsza o to odcinek oczywiście rewelacyjny. Edward doskonale poradził sobie z Konradem i maskowaniem swojej zazdrości. Tyle, że moje `ale` wciąż tkwi w Werze, nie jestem pewna czy ją darzę sympatią...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonrisa
King kong
King kong


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:18:42 12-02-10    Temat postu:

Prawda jest taka, że ta telenowela pierwotnie miała się znaleźć w dziale horror/thriller. Umieszczenie jej w młodzieżowych było z mojej strony poważnym błędem.
I pomyliłam się w liczeniu dni co było moim kolejnym błędem. Ale wychodzę z założenia, że nikt nie będzie tego sprawdzał.

Odcinek 8.

18. października 1. roku edwardiańskiego
- Ale… - zaczęła swą wypowiedź Wera. Brutalnie jej przerwano:
- Zamknij ryj, Wera!
- Ej… - zaprotestowała, ale znów usłyszała:
- Oj, weź, zamknij już ten ryj!
- Co ja takiego zrobiłam?
- Ryj…

20. października 1. roku edwardiańskiego
Spieszyłem się. Szybko przedzierałem się przez tłum nastolatków, czterokrotnie powtarzając słowo „przepraszam”. Mimo ogólnego pośpiechu i wielu obowiązków, które czekały mnie tego dnia, byłem na tyle wyczulony na dźwięk swojego imienia, że udało mi się usłyszeć, jak Wera mówi swej koleżance, jaki to ja jestem przystojny…. Najwyraźniej kilkudniowy zarost robił swoje.

22. października 1. roku edwardiańskiego
Wera mnie śledziła. To było pewne. Nie mam na myśli tego, że za mną chodziła. Ona po prostu w dziwny sposób była wszędzie tam, gdzie byłem ja. Gdyby ktoś patrzył na to z boku, mógłby pomyśleć, że to ja ją prześladowałem. Ale gdziekolwiek bym się nie pojawił, tam ona musiała być. Spacerowałem po korytarzu – na ławce siedziała Wera zawzięcie zapisując coś w zeszycie. Wychodziłem ze szkolnej kuchni – Wera stała zaraz przy drzwiach, zapewne udając, że czeka w kolejce na obiad. Co ciekawe, wcześniej zawsze towarzyszyły jej wiecznie roześmiane koleżanki. Teraz wszędzie pojawiała się sama. Jakby jej jedynym towarzystwem był zeszyt z brokatową okładką i nieznany jej szkolny stróż. I konserwator. Bo wobec niego też nie pozostawała obojętna.

23. października 1. roku edwardiańskiego
- Cześć – powiedział naturalnym tonem Konrad, jakby miał w zwyczaju witać się ze mną codzienne.
Szok zawładnął moim ciałem. Bardzo chciałem odpowiedzieć, ale straciłem cała swoja odwagę, męstwo, a nawet zdolność wysławiania się. Z tegoż powodu udało mi się z siebie wydobyć jedynie niezrozumiały pomruk.
- Kojarzysz taką dziewczynkę z drugiej klasy – Weronikę? – zapytał, jakby wcale to nie było najbardziej niespodziewane pytanie, jakie mógł mi zadać.
- Yyy… W sumie to tak – wyjąkałem wyraźnie zestresowany.
Sam nie wiedziałem dlaczego tak było, ale pytania o tę dziewczynę wydawały mi się bardzo niewygodne. Nagle poczułem się tak, jakbym ją co najmniej zgwałcił albo chociaż urodził.
- Dziwne z niej dziecko. Mam wrażenie, że cały czas za mną łazi – rzekł i spojrzał na mnie spojrzeniem wyrażającym nadzieję, że mu to jakoś wyjaśnię. Pocieszające było jedynie to że wcale nie wydawał się być na mnie zły.
- Faktycznie… Jest dziwna… - przyznałem z namysłem. Wera była dziwna. Ale czyż i ja nie byłem dziwny? Czyż Wera nie była całkiem do mnie podobna? Pod jakimś chorym względem? Choć jej nie znałem, miałem dziwne poczucie pewnej bliskości z nią. Na tyle bliskiej bliskości, że nie czułem się dobrze, słuchając jak osoba, którą przecież tak bardzo podziwiam i uwielbiam, mówi o niej złe rzeczy.
- Ale to chyba dobre dziecko – dodałem po chwili. – Niby dlaczego miałaby chodzić za szkolnym konserwatorem?
- Może to mi się tylko wydawało. Najwyraźniej mam obsesję – zaśmiał się sam do siebie i odszedł szybkim krokiem w wyraźnie lepszym humorze. Wygląda na to, iż oczekiwał ode mnie odpowiedzi typu „nie martw się, to tylko twoje złudzenia”.

6. listopada 1. roku edwardiańskiego
- Ale o co chodzi? – pytała Wera swoją koleżankę.
Koleżanka Wery miała opuszczoną głowę. Starała się skryć w gąszczu swych włosów.
- I tak cię to nie obchodzi! – odwarknęła w odpowiedzi.
- Oj – zdenerwowała się Wera i zostawiając swą smutną przyjaciółkę, podbiegła do mnie.
- Dzień dobry – powiedziała. Zachowywała się trochę tak, jakby uważała, że jesteśmy już na stopie koleżeńskiej.
- Yhy… - odmruknąłem. Sam nie wiedziałem czy ta sytuacja mi odpowiadała.
- Lubisz pracę szkolnego stróża? – zapytała.
Na krótką chwilę zamarłem. Mama zawsze mawiała, że starszym powinno okazywać się szacunek poprzez zwracanie się do nich formą grzecznościową pan, pani, państwo. A tu, mała nieznana mi dziewczynka, odzywa się do mnie na ty, a z jej niewinnej minki wynika, iż nie widzi w tym nic dziwnego tudzież gorszącego. Z jej twarzy powoli spełzał uśmiech, gdy wpatrywała się we mnie zastygłego w wyrazie zdumienia i milczącej dezaprobaty.
- To znaczy… - poprawiała się z wyraźną drwiną w oczach- czy pan, panie Edłordzie, lubi pracę szkolnego stróża? – wykrzywiła twarz w sarkastycznym grymasie, który chyba miał być wyraźnym uśmiechem. Patrzyła na mnie wesoło, jakbyśmy jedyni znali jakąś wielką tajemnicę, której nikt inny nie poznawać nie powinien.
W tamtej chwili po raz pierwszy pomyślałem, że jest w niej coś przerażającego, coś, czego nie udawało jej się skryć pod osłoną nieśmiałego uroku cichutkiej dziewczynki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Locamente
King kong
King kong


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 2009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 2:55:25 14-02-10    Temat postu:

Pisz dalej, pisz, bo robisz mi tylko coraz większy apetyt. Trzyma w napięciu, więc mi się podoba!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:23:29 14-02-10    Temat postu:

całkiem fajne to jest ;DD
podoba mi się;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonrisa
King kong
King kong


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:30:01 03-03-10    Temat postu:

A tak właściwie, to czuję się zobowiązana do napisania ostrzeżenia. Nie wiem jakie treści są tu uznawane za niewłaściwe dla młodego odbiorcy, ale ktoś podatny na aluzje i sugestie, a przy tym niewinny jak stokrotka, mógłby poczuć się zgorszony treścią tego odcinka. I następnych. Dlatego też ostrzegam, jeśli nie ukończyliście jeszcze 387 lat, nie czytajcie mojej telenoweli! Możecie czuć się ostrzeżeni.

Odcinek 9.

19. grudnia 1. roku edwardiańskiego
- Wesołych świąt, panie Edwardzie! – krzyknęła do mnie przez pół korytarza wyraźnie uradowana Wera.
Rzadko kiedy widywałem ją tak radosną. Najwyraźniej przepadała za świętami. Posłałem jej ciepły uśmiech. Zareagowała chichotem. Odwróciła ode mnie wzrok i zaczęła opowiadać o czymś swojej koleżance, żywo przy tym gestykulując. Miałem niepokojące wrażenie, że ta opowieść, chociaż w najmniejszym stopniu, musi dotyczyć mojej osoby. Najprawdopodobniej wcale tak nie było. Zazwyczaj, gdy mówiła coś, czego nie mogłem usłyszeć, wydawało mi się, że to ma ze mną jakiś związek.

*
Łukasz dobierał się do dziewczyny. Znowu. I jak to zwykle miał w zwyczaju, była to dziewczyna, z którą nigdy wcześniej nawet nie rozmawiał. Wera przypatrywała się tej scence z uśmiechem na ustach i zgorszeniem w oczach. Najprawdopodobniej oczekiwano od niej pomocy. Wiedziałem, że ona nie pomoże, niezależnie od tego, ile będzie błagania w spojrzeniu jej „prawie molestowanej” koleżanki. Wera nie odezwałaby się do nikogo, komu nie ufała, a zwłaszcza do Łukasza, przed którym drżała ze strachu cała szkoła.
- Mój kolega mówi, że chce pozbawić cię dziewictwa – oznajmił słodko Łukasz swej ofierze.

*
Spójrz na mnie.

Mężczyzna w średnim wieku gwałtownie poderwał głowę znad swoich notatek. Edward nie zwrócił na to uwagi i spokojnym przeszywającym zimnem głosem kontynuował odczyt.

Wokół tego zdania krążyły moje myśli. Całym sobą pragnąłem, by Konrad zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Nie zauważał mnie. Nie powinienem się temu dziwić. Był zajęty. Odśnieżał piekielny daszek nad wejściem do szkoły. Najwyraźniej zależało mu na tym, by się nie załamał. Znowu. Mimo to chciałem otrzymać świąteczny podarunek. Chciałem dostać spojrzenie. Uśmiech. Dotyk. Skarciłem się w myślach. Takie pragnienia były nieprzyzwoite. Dotyk był czymś zakazanym. Mama od wczesnego dzieciństwa wpajała mi, co jest przyzwoite, a co takie nie jest. Myślenie w ten sposób o innym mężczyźnie nie jest rzeczą odpowiednią. Ale spojrzenie… W spojrzeniu nie ma nic złego. Może się w nim kryć jedynie cień spełnienia nieprzyzwoitych chuci, nawet tych, które myśli odrzucają. Ale spojrzeniem nic nie można zrobić. Nie można zadać ani bólu, ani rozkoszy. Konrad spojrzał na mnie w roztargnieniu. Myliłem się. Spojrzenie może być jak cała rozkosz tego świata.

3. luty 1. roku edwardiańskiego
- Widziałaś gdzieś Konrada? – wyszeptałem pytanie. Nie chciałem, by ktokolwiek dowiedział się o tym, że utrzymuję z nią jakiekolwiek kontakty. Nie bałem się podejrzeń o coś niegodziwego. O nie. Wtedy jeszcze takie rzeczy nie przychodziły mi na myśl. Wydawało mi się to całkowicie abstrakcyjne. Bo niby dlaczego ja i Wera mielibyśmy…? Mówiłem do niej szeptem, rozmawiałem z nią tylko, gdy nikt nie patrzył, nie spoglądałem na nią, nie uśmiechałem się na jej widok, ponieważ wiedziałem. Znałem ją. Wiedziałem, że ona tego nie chce. Nie chciała, by ktokolwiek o tym wiedział. Byliśmy do siebie tacy podobni. Nie przepadaliśmy się za towarzystwem ludzi. Byliśmy nieufni. Nie lubiliśmy być zauważani. Chcieliśmy być niewidzialni. Oboje. Ale nie łączyła nas przyjaźń. To była więź. Dziwna więź. Pozbawiona kontaktów werbalnych. Nie żywiliśmy wobec siebie żadnych uczuć, więc nie baliśmy się, że coś między nami może się zmienić. Zwracała się do mnie milcząco ze swoimi problemami i zerkała na mnie z niepokojem, gdy widziała mój, jak najbardziej zwyczajny, apatyczny wyraz twarzy. Nie łączyło nas nic, mimo że łączyło nas dokładnie wszystko.
- Boski Żigolo? – zapytała niewinnie.
- Słucham – powiedziałem, pomijając wskazaną dla tej wypowiedzi intonację pytania. Wystarczyło, że zamieniłem z Werą kilka słów, bym zrozumiał, iż niewinność, małomówność, posłuszeństwo wobec wszystkich i cicha uprzejmość są maską chroniącą ją przed światem. W rzeczywistości Wera była wyjątkowo zgryźliwym dzieckiem.
- Och, przecież wszyscy tak o nim mówią – przewróciła oczami z irytacją. – Nie, nie widziałam go. Widuję Pana Boskiego Konrada tak często, iż zacz6nam podejrzewać, że mnie unika.
- Zależy ci na nim?
Gdyby kpiące spojrzenia mogły zabijać, ja przez tamto nabawiłbym się, co najmniej, zapalenia płuc.
- Tak, prawda jest taka, że go kocham. Czy to nie niepoprawne, by zajmował się pan życiem prywatnym uczennic?
Przemilczałem to pytanie. Zawsze mówiła takim tonem, że nie można było odróżnić pytań retorycznych od tych, na które oczekiwała odpowiedzi. A ona robiła wszystko, by poznać odpowiedzi, na których jej zależało. Tak… Wprost nie wierzę w to, że zamieniłem z nią tak niewiele słów, lecz mimo to, wiedziałem o niej praktycznie wszystko.
- A wie pan co? – rozpromieniła się nagle. – Łukasz zrobił sobie pasemka!
- Jaki Łukasz? – zapytaniem głupio. Myśl, iż ona również może wiedzieć o mnie wszystko, była dla mnie całkowicie przerażająca.
- Och… Dobrze pan wie, jaki Łukasz… W każdym razie zrobił sobie pasemka! Blond pasemka! Wygląda idiotycznie! – ucieszyła się , obdarzyła mnie czarującym uśmiechem, przeciągłym spojrzeniem i swym nagłym zniknięciem. Zawsze zostawiała mnie wpół słowa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:40:56 04-03-10    Temat postu:

Chyba nareszcie zaczynam rozumieć poszczególne wątki...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonrisa
King kong
King kong


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:49:42 07-03-10    Temat postu:

Odcinek 10.

4. marca 1. roku edwardiańskiego
Niewinnie wyglądająca grupka dzieci z uśmiechami na twarzach, rozdawała wszystkim przechodzącym przez korytarz osobom, karteczki z kolorowymi napisami. Niektórzy poprzyklejali je sobie do ubrań. Była w tej grupie, ale nie brała udziału w zabawie. Stała pod ścianą, wyraźnie rozbawiona. Nagle jej oczy rozbłysły, a w jej dłoniach znalazł się plik karteczek, który podała jej jedna z dziewcząt. Wystąpiła naprzód i powiedziała coś do przechodzącego Konrada. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, a ona wcisnęła mu do ręki świstek papieru z jakimś czarnym napisem. Wyraźnie zdezorientowany ruszył w moją stronę. W moją stronę, ale nie do mnie. Obdarzył mnie jedynie sztywnym skinieniem głowy. Wera wwiercała się wzrokiem w jego plecy. Zbliżyłem się do niej zafascynowany. W jej oczach czaiła się złość. Z ponurą minął wyciągnęła do mnie bliźniaczą karteczkę do tej, jaką dostał Konrad. Widniał na niej napis „MONOPOL”. Zdziwienie musiałem mieć wypisane na twarzy, bo jej usta mimowolnie wykrzywiły się w grymasie ironicznego uśmiechu. Najwyraźniej już zdążyła mi wybaczyć, cokolwiek jej zrobiłem. Wtedy uśmiechnęła się do mnie po raz ostatni. Gdy odchodziłem, wyraźnie słyszałem za sobą śmiech.

9. marca 1. roku edwardiańskiego
To był zwyczajny dzień. Prawie zwyczajny, bo w szkole nie pojawiła się Wera. Ale nie przejmowałem się tym. Wiedziałem przecież, że kiedyś wróci. Prawie zwyczajny, bo pierwszy raz od dawien dawna nie musiałem patrzeć na nieprzyjazną twarz kierowcy autobusu. Kupiłem samochód. Od sąsiadów. Nie czułem się zbyt pewnie za kierownicą. Cały czas bałem się, że popełnię jakiś błąd. Ale udało mi się bezpiecznie dojechać do pracy, nie wzbudzając przy tym nieporządnego zainteresowania.
Tego dnia Łukasz miał kłopoty. Wiem, bo widziałem, jak z wiecznie przyklejonym do twarzy uśmieszkiem szaleńca, stoi w otoczeniu kilku nauczycieli i uczennic przed drzwiami do gabinetu szkolnego psychologa. Zastanawiałem się wtedy czy któregoś dnia ktoś wreszcie zauważy, że ignoruję moje obowiązki, a cały mój czas poświęcam na spacery po szkole i obserwowanie Konrada, Wery i Łukasza. Wera miała rację. Łukasz nie wyglądał zbyt korzystanie, mając głowę w kropki. Wiedziałam całkiem sporo o tej trójce. Wiedziałem, że Wera jest wiecznie czymś zdenerwowana. Wiedziałem, że Łukasz nie mówi, lecz krzyczy. Wiedziałem, że Konrad… Konrad. W Konradzie nie było nic ciekawego, mimo to, coś mnie do niego ciągnęło. Wydawał mi się idealny. A idealny znaczy bez wad i bez zalet.

Zrobił dłuższą pauzę. Mężczyzna w średnim wieku spojrzał na niego ze zniecierpliwieniem, którego nie powinien mu okazywać. Było to całkiem zrozumiałe, zważając na to, że Edward zdawał się wreszcie zmierzać do tego fragmentu tej opowieści, na którym najbardziej im zależało. Do jedynego fragmentu, który chcieli poznać. Na początku średnio byli zainteresowani jego nieprecyzyjnymi wspomnieniami, wydawały się one nie mieć większego znaczenia. Wydawały się, bo przecież dzięki nim odkryto pewne fakty. Szokujące fakty. Ale mężczyźnie w średnim wieku nadal najbardziej zależało na poznaniu odpowiedzi na to jedno najważniejsze pytanie: dlaczego? Wiedział, że za chwilę wszystkiego się dowie.

A moje życie skończyło się kilka godzin później. To był zwyczajny dzień i zwyczajna piwnica. Byli tam też zwyczajni ludzie, o ile ludzie mogą być zwyczajni. Zwyczajne ściany, ławki, świetlówki, drzwi… Widywałem to wszystko każdego dnia. Wtedy nic się nie zmieniło. Nie dziwiła mnie niemal zupełna cisza. O tej porze w szkole nie było już uczniów. Pozostali tylko pracownicy. Dostrzegłem plecy śpieszącej się pani woźnej. A po chwili usłyszałem wyraźnie jej głosy. Była tuż za rogiem. Kilka metrów ode mnie. Słysząc pierwsze słowa, przystanąłem.
- Panie Konradzie? Ach… Jest pan zajęty…
- Coś się stało?
- Nie. Nic poważnego, ale potrzebują pomocy, więc… Wie pan może, gdzie jest pan Edward?
- On? On nie pomoże.
- Dlaczego?
- To IDIOTA. Pewnie sobie nie poradzi. Całymi dniami tylko snuje się po szkole i nic nie robi… Zachowuje się, jakby planował jakąś misterną zbrodnię lub wypełniał przerażający plan jakiejś chorej zemsty.
Wiem, że mówił coś jeszcze, ale przestałem słuchać. Wiedziałem, co muszę zrobić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Locamente
King kong
King kong


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 2009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:30:18 07-03-10    Temat postu:

O nie! Czytając koniec poczułam się okropnie. Biedny Edłord, to musiało być dla niego okrutne. Chciałabym być na tyle poinformowana, co ten mężczyzna w średnim wieku. Podoba mi się, ale wciąż nie wiem, do czego to zmierza. Pisz dalej!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonrisa
King kong
King kong


Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 2599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:30:46 13-03-10    Temat postu:

Wyjątkowo zmęczył mnie ten odcinek. Myślałam, że nigdy go nie skończę. Nie wyszło tak, jak to sobie wymarzyłam, ale cokolwiek. Dlatego właśnie jest taki krótki.

Odcinek 11.

9. marca 1. roku edwardiańskiego
Wiedziałem , co muszę zrobić. Nie liczyło się to, co czułem. Zemsta była czymś naturalnym. Ralph zrobił mi to samo. Wiedziałem, że mogę to zrobić. Wiedziałem, że powinienem to zrobić. Bo to było oczywiste i naturalne. Czułem, jak rozpadają się moje wnętrzności. Byłem lekki, obdarty ze złudzeń. Moje życie się skończyło. Znowu. Tak więc i życie mojego oprawcy powinno się skończyć. Tak nakazuje Biblia. Moje uczucia do niego tylko pogłębiły wiarę w słuszność tego postanowienia. Opanował mnie spokój. Musiałem tylko odebrać Konradowi życie.

10. marca 1. roku edwardiańskiego
Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. W mojej głowie istniała tylko ta jedna myśl. Mój plan. Ale aby móc go wypełnić, musiałem czekać. Nie mogłem działać pochopnie. Byłem cierpliwy. Mój czas zapełniło oczekiwanie.
Nie byłem w stanie pracować. Skupiłem się na jednej myśli. Na zemście. Na Konradzie. Obserwowałem go przez cały dzień. Bo tylko to byłem w stanie robić. Czułem się, jakbym patrzył na niego po raz pierwszy. Widziałem jak uczniowie się z niego śmieją. Widziałem jak idąc, pstryka palcami. Widziałem jak naprawia kaloryfer na hali sportowej. Widziałem jak obserwują go dziewczęta. Widziałem jak klęczy, przystawiając wiertarkę do ściany. Widziałem jak jeden z wuefistów opiera ręce o ścianę i pochyla się nad klęczącym Konradem. Widziałem, że się uśmiecha. Zazdrość. Widziałem moją zazdrość. Grzech zazdrości wnikał w moje ciało i umysł. Mimo tego, co uczynił mi Konrad, nie potrafiłem zdusić w sobie…

Głos Edwarda załamał się na chwilę.

tego. Tego pociągu do niego.
Byłem niewidzialny. Istniałem, ale nikt mnie nie dostrzegał. Patrzyłem na Konrada, ale on nie patrzył na mnie. Żyłem, ale postrzegano mnie jako ducha. Już nie chciałem, żeby na mnie spojrzał.
Wtedy byłem tylko pragnieniami. Pożądaniem, zemstą, głodem, złem.
Uciekaj.

*

To było zbyt proste. Nie chciałem by takie było. Chciałem być wściekły. Ludzie często reagują wściekłością. Ja nie. Zastanawiałem się czy jestem przez to mniej ludzki. Mniej ludzki, bo nie krzyczę, nie miotam się? Bo nie pokazuję całemu światu mojego żalu i nie płaczę histerycznie? Był we mnie jedynie żal. Zawiodłem się na ważnej dla mnie osobie. Oczywiście nigdy nie spodziewałem się, że nagle obdarzy mnie wielką sympatią. Nie oczekiwałem tego od niego. Oczekiwałem jedynie szacunku. Ale to najwyraźniej było dla niego zbyt wiele.
W jednej chwili rozmawiałem z nim, w drugiej na moich dłoniach znalazła się krew, w trzeciej obejmowałem jego bezwładne ciało. Potem wystarczyło już tylko niepostrzeżenie wyjechać spod szkoły, znaleźć się w domu, w piwnicy. Wrócić. Byłem bardzo wystraszony. Gdyby ktoś dowiedział się, że opuściłem stanowisko pracy stróża i pozostawiłem szkołę bez opieki, mógłbym stracić pracę. Ale wróciłem. I nikt, prócz Łukasza, nie zauważył mojej nieobecności. Ale on tylko patrzył na mnie, choć raz bez uśmiechu. Minąłem go, raczej obojętnie, i usiadłem przy stoliku. Ale on tylko patrzył na mnie.
- Powiem.
Zaniepokoiło mnie to nieco. Nie chciałem, by powiedział.
- Nie mów.
- Zastanowię się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 24252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:39:00 14-03-10    Temat postu:

Przeczytałam cale twoje opowiadanie jednym tchem, bardzo mi się podoba, tylko czemu się znalazło w tym dziale? Bij zabij, ale totalnie mi tu nie pasuje, widziałabym je bardziej w dziale horror/thriller lub serial. Tak czy inaczej czekam na kolejny odcinek.
Pozdrawiam
Notecreo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin