Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"It's only a dream" - fanfick oparty na PB
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:38:23 09-12-07    Temat postu:

Abruzzi jest nieśmiertelny. On nigdy nie zginie [mam nadzieję] w końcu już raz się wywinął śmierci
Uwielbiam to opka, jak każde twoje, zmusza mnie do myślenia, a to bardzo dobrze No i oczywiście cieszę się, ze masz wenę, bo dzięki temu ja mam rozrywkę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:03:27 12-12-07    Temat postu:

monioula napisał:
Abruzzi jest nieśmiertelny. On nigdy nie zginie [mam nadzieję] w końcu już raz się wywinął śmierci
Uwielbiam to opka, jak każde twoje, zmusza mnie do myślenia, a to bardzo dobrze No i oczywiście cieszę się, ze masz wenę, bo dzięki temu ja mam rozrywkę


Nie jest, niestety...A ponieważ mnie znasz, to nie wiesz, czy go nie uśmiercę gdzieś w którejś z części mojej historii .

Dziękuję za kolejne pochwały, ostatnio mam 100 pomysłów na minutę, aż mi trudno pisać, bo już wiem, co będzie dalej i chcę pisać i pisać .

---------------------------------------------------------------------------------

Episode 16 - "Valverde"

Mówiła prawdę. Cały czas tylko i wyłącznie prawdę, dlaczego więc serce jej waliło, ręce się pociły, a mowa była nieskładna, zaczynała się jąkać, jakby przygniatał ją jakiś wewnętrzny ciężar? A może to oskarżycielskie spojrzenie policjanta, który właśnie wyrażał swoją niewiarę i dezaprobatę do jej historii?

- Abruzzi? - w ustach miał obrzydliwą wykałaczkę, co rusz przesuwał ją w jednego kącika ust z drugi. - Może mi pani powie, jakim cudem? Przecież całe USA wiedzą, a nawet cały świat, że skończyliśmy z tym zbrodniarzem siedem lat temu. A teraz mam pani uwierzyć, że on żyje? I przyjechała pani tutaj z trupem w samochodzie?

- Proszę pana - podczas tego przesłuchania czuła się, jakby to ona była o coś oskarżona - wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale rozpoznałam go z całkowitą pewnością, jego kolega też, ten, którego później zabił. Nie wiem, o co dokładnie chodziło, ale ja nie kłamię, proszę mi uwierzyć, gdyby nie chłopak, jaki pojawił się tam z dziewczyną, byłabym już pewnie martwa! - wszystko jednym tchem, jakby bała się, że policjant jej przerwie i wyrzuci ją z komisariatu.

- Powrót mafiosa - mściciela - zaśmiał się nieprzyjemnie funkcjonariusz, a wykałaczka podskakiwała między jego wargami. - W porządku, wyślę tam kogoś, ale zdaje sobie pani sprawę, że jeśli to wszystko kłamstwo, to pani będzie mieć nieprzyjemności...A teraz proszę nazwisko i adres...

Podała mu je. Jej nienawiść do Abruzzi'ego jeszcze się zwiększyła - nie tylko był przestępcą, ale i niszczył jej życie, wplątując ją w swoją vendettę. Bo że miał zamiar krwawo się mścić, nie miała wątpliwości. Był w końcu mordercą, gatunkiem osób, których nienawidziła od dziecka. Mordercą...nie potrafiącym nacisnąć spustu, kiedy trzeba było pozbyć się świadków...

Odgoniła tę myśl. Wykonała swój obywatelski obowiązek, zgłosiła sprawę na najbliższym posterunku policji i teraz pozostało jej czekać, aż go znajdą - albo jego ciało - i wszystko dobrze się skończy.

Valverde nie miał dzisiaj zbyt dobrego nastroju, a jeszcze trafił na kobietę mówiącą tak straszne bzdury. Dla świętego spokoju postanowił jednak zająć się tą opowiastką.

- Butler! - krzyknął w stronę właśnie przechodzącego policjanta. - Ta pani mówi, że w jej samochodzie znajduje się ciało. Możesz to sprawdzić?

- Już się robi, szefie! - odpowiedział młody człowiek w mundurze.

Udała się razem z nim do pozostawionego na policyjnym parkingu wozu. Butler zabrał ze sobą narzędzia i zaczął otwierać bagażnik.

- Coś ciężko idzie - uśmiechnął się do kobiety, starając się rozładować napięcie, jakie panowało, widział jej zdenerwowanie patrząc na dłonie - wyłamywała nerwowo co chwila palce.

W końcu pokrywa ustąpiła, a oczom Butlera ukazało się ciało Massima, z dziurami po kulach, otwartymi oczami i powoli krzepnącą krwią.

- Rany boskie - mruknął pod nosem funkcjonariusz, powstrzymując odruch wymiotny. Dopiero zaczął pracę w policji, a tu coś takiego! Zaraz zawiadomię szefa.

Wyjął telefon komórkowy i zadzwonił do Valverde.

- Niech pan lepiej tu przyjdzie. Ta pani mówiła prawdę.

Wezwany zjawił się kilka chwil później, spojrzał tylko na zwłoki i powiedział:

- W porządku. Zajmiemy się tym. Na razie proszę zdecydować, dokąd chce się pani udać i podać nam adres - w domu może być zbyt niebezpiecznie. Skoro Cavaldi wiedział, gdzie panią szukać, może wiedzieć też wiele innych osób. Proponuję jakiegoś zaufanego członka rodziny. Proszę nie opuszczać wybranego miejsca pobytu. Samochód musi u nas zostać. Ktoś na pewno się do pani zgłosi.

- Dobrze...- nie mogła patrzeć na zawartość bagażnika, w głowie jej się kręciło, zbladła tak samo, jak Butler. Pojadę do siostry, zaraz podam panu jej dane...

Po jej wyjściu Valverde zaczął ubierać płaszcz, aby razem z ekipą pojechać do opuszczonej fabryki.

- Daniel Roy, Hector Lambert - jedziecie ze mną! - wydał rozkaz i po chwili wymieniona dwójka wraz z kilkunastoma innymi policjantami siedziała już w samochodach jadąc we wskazane przez szefa miejsce. Wiedzieli, dokąd jadą, niektórzy milczeli, część komentowała ze zdziwieniem.

Równocześnie z wyprawą policji Alexander Mahone i człowiek, którego wcześniej nie znał, a którego wskazał mu T-Bag jako partnera, zbliżał się do tego samego miejsca, co Valverde. Były agent próbował nawiązać rozmowę, ale na próżno, rosły Murzyn odpowiadał pomrukami, albo całkowicie go ignorował. Mahone zastanawiał się, czego i kogo dokładnie ma chronić jego nowy znajomy - czy życia Alexa, czy może pilnować, aby ten nie zrobił czegoś, co nie spodobałoby się jego mocodawcom? Zaśmiał się w duchu - a cóż on takiego mógł zrobić w swojej sytuacji? Był od nich zależny, nie mógł i nie chciał się przeciwstawiać - tym bardziej teraz, kiedy dowiedział się, jakie jest jego następne zdanie. Gdzieś w głębi duszy czuł urażoną dumę, został tak niesamowicie nabrany, tak oszukany i to on, agent, najlepszy, jeden z najlepszych, potrafiący ścigać nawet samego Scofielda i to idąc za nim prawie krok za krokiem!

Scofield. O tak, pamiętał to dobrze. Pościg przez prawie całe Stany Zjednoczone, a potem okazało się, że to wszystko na próżno, że jego brat i tak został uniewinniony, a sam Michael w wielu oczach został bohaterem. Ciekawe, czy ten wszystkowiedzący Bagwell wie coś na temat Scofielda. Możeby go tak zapytać? Zapytać i dowiedzieć się, że Michaelowi ułożyło się lepiej, niż człowiekowi, który poświęcał wszystko, żeby go dopaść? Czemu by nie?

Rozmyślania przerwał mu Murzyn, odezwawszy się praktycznie po raz pierwszy od początku podróży.

- Cholera! - powiedział tonem wskazującym, że ledwo się powstrzymał, żeby nie zakląć jeszcze gorzej. - Policja!

Mahone spojrzał we wskazanym kierunku. Istotnie, pod fabryką aż roiło się od samochodów i krzątających się mundurowych. Coś musiało się stać i wysłannik Theodore'a wiedział, co. Zapewne Abruzzi zamordował swoją ofiarę. Nie był tylko pewien, jak bardzo zmasakrowana jest kobieta.

Wysiedli z wozu, Alex i Murzyn. Mahone był wściekły, jakimś cudem te gnojki dowiedziały się o zdarzeniu i teraz tylko utrudnią sprawę. Jakże żałował, że nie może zachować się tak, jak zrobiłby to dawniej, gdy miał jeszcze władzę!

Już z daleka dojrzał pojazd odstający swoim wyglądem od reszty. Podszedł bliżej. Zorientował się, że to najprawdopodobniej samochód służb medycznych. A więc kobieta jeszcze żyje. Będzie mógł się od niej czegoś dowiedzieć.

Nagle drogę zastąpił mu funkcjonariusz niewiele niższy od Murzyna idącego obok Alexa.

- Przepraszam, ale tutaj nie wolno podchodzić. To miejsce zbrodni.

Mahone bystrymi oczami lustrował okolicę, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów, żeby móc potem opowiedzieć wszystko T-Bagowi. Już chciał się odezwać, zażądać w jakiś sposób dojścia do miejsca, gdzie zgrupowało się najwięcej osób, ale nie musiał. Dojrzał go Valverde i od razu do niego podszedł, podając mu przy okazji rękę:

- Witaj, Alex! Dawno cię nie widziałem! Co robisz w takiej dziurze, jak okolica Goingtown?

- Podobno zdarzyło się tu coś ciekawego - kierował rozmowę na interesujący go tor, nie miał ochoty na przyjacielską pogawędkę.

- A tak, masz rację, bardzo ciekawego - tu spojrzał ciekawie na Murzyna i zmienił temat - a ten to kto?

- To...mój znajomy, możesz przy nim wszystko powiedzieć, wiesz, facet też miał staż w policji.

- Hm, skoro ty tak mówisz...Na czym to ja...aha, już wiem. Wyobraź sobie, że jakaś kobieta zgłosiła na posterunku, że porwał ją nie kto inny, a twój stary znajomy John Abruzzi i wywiózł razem z trupem swojego przyjaciela właśnie tutaj. Z początku nie chciałem jej wierzyć, ale kazałem Markowi Butlerowi sprawdzić bagażnik i wiesz, co? Ona nie kłamała! W jej samochodzie - a w zasadzie w swoim własnym, cóż za ironia losu - zaczynał już śmierdzieć niejaki Massimo Cavaldi, człowiek, który kilkanaście lat temu wywinął się od oskarżenia o morderstwo. Pojechałem z moją małą grupką we wskazane miejsce i wiesz, co znaleźliśmy? Szanowną osobistość w mafijnym światku tego kraju - witającego się już z Bogiem Abruzzi'ego! Właśnie pakujemy go do karetki, chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, po co.

Mahone zastygł. Tego się nie spodziewał.

- Chcesz powiedzieć, że...- urwał. Ten fakt wiele komplikował...ale i wiele ułatwiał.

- Tak, dokładnie. Kobiecie udało się uciec dzięki parce prawie dzieciaków, które zamierzały zrobić sobie małą randkę w okolicach opuszczonej fabryki. Cóż za pomysły mają te dzisiejsze dzieci! Chcesz znać więcej szczegółów? Oczywiście zdarzenia, nie mówię o randce...

- Jasne, jasne. Ale tajność śledztwa...- Alex próbował oponować, udając prawego obywatela, ale wiedział, że Valverde i tak mu wszystko opowie. Za dobrze się znali.

- Mam gdzieś tajność śledztwa! Jesteśmy kumplami po fachu, a ja nigdy nie wierzyłem w to wszystko, o co cię oskarżali! Zabierz się z nami - i ten twój przyjaciel - niemowa też niech pojedzie - tu spojrzał na Murzyna. Na posterunku wszystkiego się dowiesz. Pokręć się tutaj, a potem kieruj samochód za moim.

W międzyczasie karetka z wrzaskiem syreny opuściła zgromadzenie. To przypomniało Mahone'owi o czymś ważnym. O tym, że być może nie będzie potrzeby T-Bag, aby wysłać Johna na tamten świat.

- Wspominałeś, że wsadziliście Abruzzi'ego do karetki - rozumiem, że jeszcze żyje?

- Użyłeś dobrego słowa, Alex - "jeszcze". Uparli się, żeby zabrać go do szpitala, ale moim okiem, to on nie dożyje do końca tej wyprawy. A jeśli nie zdechnie po drodze, to zrobi to w szpitalu kilka chwil po przyjęciu. W ogóle nie rozumiem sensu ratowania takiego dupka, chyba, że po to, żeby wydał resztę swoich kumpli.

- A jeśli jednak przeżyje - co wtedy zrobicie?

- Jak to co? Przetransportujemy go tam, skąd nie powinien nigdy wychodzić - jeśli tylko wydobrzeje, wróci do Fox River!

The end of episode 16


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 20:02:29 12-12-07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:26:59 14-12-07    Temat postu:

Przeczytałam początek i uważam, że piszesz bardzo ciekawie. Masz bardzo fajny styl umiesz opisywać jest napięcie, akcja. Co prawda PB nie oglądałam, ale mniej więcej wiem, o co chodzi. Szkoda tylko, że dajesz długie odcinki i nie mam czasu wszystkiego nadrobić Ale postaram się w najbliższej przyszłości, bo mi się spodobało
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:16:45 14-12-07    Temat postu:

Ja też PB mnie oglądałam, ale na szczęście połapałam się w akcji;] Piszesz bardzo ładnie i ciekawie, podoba mi się to, że w twoich opowiadaniach panuje taka "tajemniczość"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:20:32 15-12-07    Temat postu:

A ja bym określiła raczej "akcja, akcja, akcja!"
Trochę mnie przestarszyłaś tym, że może uśmiercisz Abruzzi'ego, ja już dobrze wiem, jak tobie się dobrze... uśmierca. Ale póki co jeszcze żyje... uff... Taka dawka emocji na rano? Tym bardziej, że ja biorę tabletki na regulację pracy serca, już wiem, dlaczego. Super to wszystko opisałaś, a dla ostatnich słów nie mam słów ( głupio to zabrzmiało, tak nie po polskiemu ). Aż prawie z krzesła spadła, John nie może wrócić do kicia!
Ja tam jestem zadowolona z gługich odcinków
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:39:52 18-12-07    Temat postu:

Witam nowe Czytelniczki i dziekuje za niezasluzone pochwaly . Odcinki sa roznej dlugosci, jest to zalezne od tego, ile akcji bedzie w danym epizodzie, decyduje o tym podczas tworzenia...mozesz czytac po pol odcinka dziennie , a potem nadrabiac ))).

Co do tajemniczosci i akcji, to akurat staram sie, by w tym serialu bylo i jedno i drugie, swietnie mi to pasuje do "PB".

Czy usmierce Johna? Na to pytanie nie odpowiem, co prawda bylam wsciekla na tworcow serialu, ze go usmiercili, ale z drugiej strony fakt, ze w kazdej chwili moze ktos zginac, tylko dodaje atrakcyjnosci historii. Nigdy niczego nie mozna byc pewnym . A czy wroci do Fox River...przypomne Wam jego slowa: "Wole umrzec, niz tam wrocic".

Zapraszam do ponownego zapoznania sie z pierwszym postem w tym temacie, jest spora edycja i filmik promo . A na dodatek mam kolejny odcinek ponizej .

----------------------------------------------------------------------------------

Episode 17 - "Strach"

Światło. Białe, oślepiające światło, każące zmrużyć oczy, rażące z taką mocą, że mimowolnie skurczył się w sobie, że szedł lekko pochylony, jakby jakaś siła kazała mu oddawać sobie pokłon. Gdzieś na końcu tej przeraźliwej jasności kula koloru stali, również połyskliwa, ale już nie tak jak otaczający ten kształt blask. Wzywała go do siebie, prosiła, by podszedł, przyciągała wewnętrznym magnesem. I ta cisza panująca wokoło, milczenie zimne, nieprzyjazne, skupiające się w obłym przedmiocie pośrodku, w owej kuli, zmieniające się w niej w ciepło.

Kroczył powoli, momentami miał wrażenie, że coś pęta mu nogi, że zimno wydzielające się z pustki otacza mu nogi i krępuje ruchy. Brnął jak przez niewidoczny śnieg, mimowolnie uważając, by nie poślizgnąć się na wyimaginowanym lodzie.

Chciał coś zawołać, zapytać, co tu robi, czuł się tak bardzo zagubiony, tak bardzo...samotny. Chciał zapytać o coś to centrum pulsujące ciepłem, ale z każdym krokiem wydawało mu się, że oddala się od niego, miast przybliżać. Otworzył usta, ale z gardła wydobył się tylko niemy krzyk, nie było nawet pary z ust, nic.

Nie był pewien, czy to nie było złudzenie, ale zaczął go ogarniać coraz większy chłód, coraz bardziej marznął w tej...mgle? Bowiem właśnie mgła spowiła okolicę, kula zaczęła w niej znikać, aż w końcu był całkiem sam w tej bieli.

Nagle usłyszał - tak, usłyszał! Boże, jaka ulga! - jakiś głos dochodzący z daleka, zza oparów mgły; nie rozróżniał jeszcze słów, ale starał się, bardzo się starał cokolwiek zrozumieć. Zatrzymał się, obrócił i począł nasłuchiwać.

- John...John...- dotarło do niego.

Z całych sił usiłował odpowiedzieć, dać znak, gdzie się znajduje, gdzie jest, ale nie potrafił, jakby więzy, jakie krępowały mu nogi spowalniając chód, przeniosły się teraz na organ mowy. Wyciągnął rękę do tego nierozpoznanego jeszcze głosu, ale dźwięk zamilkł, znów zapadła śmiertelna cisza. Ogarnęła go taka rozpacz, że w końcu poddał się jej, że zapragnął zanurzyć się, utonąć w tej pustej bieli i umrzeć...jeśli już nie był martwy.

W tym samym czasie lekarza przeprowadzającego operację zaalarmował krzyk urządzenia monitorującego funkcje życiowe pacjenta. Na ekranie pojawiła się prosta linia, bez żadnych zakłóceń, bez wahań, bez...bicia serca Abruzzi'ego.

Alex Mahone właśnie zakończył rozmowę z Valverde i wsiadł wraz ze swoim partnerem do samochodu. Tym razem miał prowadzić Murzyn, Alex miał zbyt dużo do opowiedzenia przez telefon, aby mógł skupić się na drodze.

- Zgadza się, właśnie jest operowany i praktycznie nie ma żadnych szans na wyzdrowienie, ale lekarze się uparli, wiesz, jacy oni są - dla nich każdy człowiek zasługuje na pomoc.

- Mówisz, że umiera? - Theodore uśmiechnął się szeroko, prawdziwie szczęśliwy. Długopis, którym się bawił, obracał się powoli w jego rękach.

- Możesz i tak powiedzieć. Twoja zemsta w końcu dosięgła celu.

- Nie do końca, Alex. Chciałbym widzieć jego twarz, kiedy zrozumie, kto jest teraz w kręgu ludzi Messini'ego. Wiesz, mam pomysł. Pojedziesz do szpitala.

- Po co?

- Jak to po co? Dowiesz się dokładnie o jego stanie i mi przekażesz, a jeśli się obudzi, na pewno wiesz, co mu powiedzieć. Ale nie martw się, mam już plan zarówno na wypadek, gdyby przeżył, jak i wtedy, gdybyś trafił na jego agonię.

- Co chcesz zrobić? - dociekał Mahone.

- Dobrze, powiem ci. Jeśli wyżyje, sprawię, że wpadnie w nasze ręce, jeśli będzie umierał, ty będziesz jego aniołem śmierci, ty będziesz stał nad jego łóżkiem i uprzyjemniał mu koniec jego życia - zaśmiał się Bagwell.

- Chcą go przenieść do Fox River, jeśliby wyzdrowiał.

- Naprawdę? Fantastycznie! Wiesz, przez moment się zastanawiałem, czy to nie byłoby lepsze od tego, co ja zamierzam! Rozważę to, a ty jedź teraz do kliniki i zadzwoń od razu, jak tylko się czegoś dowiesz.

Łóżko stukało cicho kółkami po podłodze, popychane przez starszawą pielęgniarkę. Na prześcieradle leżało ciało przykryte po części kocem. Uczyli ją, żeby nigdy nie wątpić, że trzeba wierzyć, że każde życie warte jest walki i nigdy nie można nikogo spisywać na straty. Ale ona nie umiała - owszem, przetransportuje tego człowieka do sali pooperacyjnej, ustawi odpowiedni sprzęt i wykona wszystkie obowiązki, jakie wiążą się z tym pacjentem, ale przecież widziała, że pozostało mu już niewiele życia. Zresztą podczas operacji doszło do zatrzymania akcji serca, chirurg ledwo sobie z tym poradził. Mimowolnie porównała kolor prześcieradła z kolorem twarzy rannego - nie była pewna, co jest bielsze.

Tym razem to kroki słychać było w korytarzu. Mahone razem ze swoim nowym przyjacielem - który nadal nic nie mówił - podeszli do informacji.

- Dzień dobry - przywitał się z pielęgniarką wypełniającą właśnie jakieś dokumenty.

- Tak, w czym mogę pomóc? - podniosła głowę znad papierów. Była to ta sama, która przewiozła niedawno byłego więźnia Fox River do odpowiedniego pomieszczenia.

- W tym szpitalu leży mój dobry znajomy. Czy mogłaby mi pani udzielić informacji o jego stanie?

- Proszę podać nazwisko.

- Zarejestrowano go jako Herman Schmidt.

- Ten pacjent nie przyjmuje gości, nie wolno mi też udzielać żadnych informacji na jego temat. - odruchowo stała się nieprzystępna.

- Rozumiem, ale nam ich pani udzieli - uśmiechnął się przyjaźnie Alex Mahone. - Widzi pani, działamy z polecenia Simone Anderetti'ego. Pan Anderetti osobiście interesuje się tym człowiekiem.

- To o panach mówił pan Anderetti! Niedawno właśnie tutaj dzwonił - pielęgniarka od razu się rozjaśniła. - Przepraszam, ale rozumie pan, musimy zachować wszelkie środki ostrożności, policja tego wymagała. To pewnie jakiś bardzo ważny pacjent!

- O tak, bardzo ważny - Alex dalej się uśmiechał. - Słuchamy panią uważnie...

Po wysłuchaniu odpowiedzi obaj weszli do sali nr. 28. Mahone uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy podchodził do łóżka rannego.

- Niesamowite, Johnie Abruzzi - nachylił się nad nieprzytomnym - przez siedem lat sądziłem, że nie żyjesz, a ty spokojnie sprzedawałeś sobie w sklepie. A teraz czekasz na litościwe ramiona śmierci, które skończą twoje ziemskie cierpienia. Ale wiesz, ja nie pozwolę, żebyś zmarł tak prosto. Zbyt boli mnie to, jak mnie oszukałeś, jak wywinąłeś się moim kulom - i może nic o tym nie wiedziałeś, że Rodzina ma zamiar cię uratować, ale to nie zmienia faktu, że i tak cię nienawidzę. I to tak osobiście, nie jako były agent, który ścigał cię, odkąd uciekłeś z więzienia, ale jako człowiek.

Wyprostował się i z ogromną satysfakcją patrzył na chorego.

- Wiesz - zwrócił się do towarzysza - mam ochotę spowodować, że się obudzi, a potem odłączyć go od tych wszystkich przewodów i patrzeć, jak kona na moich oczach. Nie sądziłem, że potrafię tak nienawidzić - stwierdził z lekkim zdziwieniem. - Chcę zobaczyć strach w jego spojrzeniu, chcę, żeby wiedział, że mimo wszystko mi się nie wymknął, że lata później, ale i tak go dopadłem. A z drugiej strony pragnę widzieć jego twarz, kiedy dowie się, że wróci do Fox River i już nie wiem, co lepsze. Powoli staję się taki, jak T-Bag - zadumał się, ale nie była to smutna zaduma, a raczej początek fascynacji tym, w kogo może się przeistoczyć, jeśli tylko będzie chciał.

To nawet nie był szept. To był pół jęk, pół sam ruch warg.

- Sylvia...

Obaj przyszli kaci odruchowo spojrzeli na leżącego Johna. Powieki drgnęły mu lekko, uniosły się na setną część milimetra i odkryły oczy, patrzące teraz prosto na stojących obok łóżka Murzyna i Alexa. Nie byli pewni, ile słyszał z wywodu byłego agenta. Przez chwilę panowała cisza, a Mahone z radością ujrzał w tych niebieskich oczach zdziwienie...i jakby strach?

The end of episode 17
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:00:06 19-12-07    Temat postu:

Cytat:
przypomne Wam jego slowa: "Wole umrzec, niz tam wrocic".

po tym co napisałaś, czytać odcinka nie mogłam spokojnie...
No trochę mnie on również przestraszył muszę przyznać Szczególnie ostatnie zdanie. No ale cała opowieść to kryminał, więc napięcie jest wpisane w scenariusz.
Śliczny filmik, aż czuje się nastrój Bardzo dobrze ci wyszedł
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:14:41 30-12-07    Temat postu:

monioula napisał:
Cytat:
przypomne Wam jego slowa: "Wole umrzec, niz tam wrocic".

po tym co napisałaś, czytać odcinka nie mogłam spokojnie...
No trochę mnie on również przestraszył muszę przyznać Szczególnie ostatnie zdanie. No ale cała opowieść to kryminał, więc napięcie jest wpisane w scenariusz.
Śliczny filmik, aż czuje się nastrój Bardzo dobrze ci wyszedł
Pozdrawiam!


Dzieki, chociaz uwazam, ze filmik jest taki sobie, za dlugie sa te scenki z T-Bagiem. A znasz polski tekst tej piosenki? Mnie to bardzo pasuje. Co do Alexa, to on dopiero zaczyna byc grozny ). A co bedzie z Johnem? Oj, moze byc niewesolo...

--------------------------------------------------------------------------

Episode 18 - "Senator"

Samochód senatora Messini'ego zahamował właśnie przez domem, w którym ulokowano Sylvię. Siwy mężczyzna wyjął telefon komórkowy i wybrał numer Salvatore. Za chwilę uzyskał połączenie i poinformował o swoim przybyciu, oczekując na wprowadzenie go do środka przez jego człowieka.

Kilka minut później siedział już w fotelu naprzeciwko kobiety, do której przyjechał i z przyjacielskim uśmiechem wyłuszczał, z czym przybył.

- Twój syn osiągnął już wiek, w którym będzie bardzo przydatny naszej rodzinie. Ma spore zdolności po ojcu - chyba nie muszę wyliczać tych zalet? Wiesz dobrze - mówiąc to upił łyk wina, jakim został poczęstowany - jak potrzebni są nam tacy ludzie, jak John Jr. A ja - nie tylko przez pamięć jego ojca, ale i z powodu tych zdolności, o jakich wspomniałem wcześniej - bardzo chciałbym go widzieć w naszych szeregach.

Był przyzwyczajony do wdzięczności, wiedział, że oferując coś takiego powinien otrzymać tylko zgodę i podziękowanie, że zabezpiecza temu chłopakowi życie pełne bogactwa i wpływów.

- Zaręczam ci - kontynuował - że nie będziesz tego żałować, że być może kiedyś...zajmie nawet moje miejsce - kusił.

- Nie. - odrzekła spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. Salvatore, stojący za krzesłem Giacomo, drgnął. Co prawda, raz już usłyszał jej odmowę, ale sądził, że nie będzie potrafiła odrzucić propozycji senatora.

Messini nie dał po sobie poznać, jak bardzo zirytowały go jej słowa. Odparł tylko powoli:

- Sylvio, powiedz mi, czy chciałabyś nadal zachować status wdowy, chronionej przez całe zastępy członków naszej Rodziny i żyć bezpiecznie, bez martwienia się o przyszłość...zarówno finansową, jak i...o własne życie? Oraz życie twoich dzieci?

- Grozisz mi? - jej oczy zwęziły się, jak zwykle, gdy wyczuwała niebezpieczeństwo grożące jej dzieciom.

- Możliwe - senator już się nie uśmiechał. - Ujmę to tak - albo twój syn stanie u mego boku, albo zostaniesz zmuszona do odejścia...w pojedynkę. Twoją córkę adoptuje pewna rodzina z Filadelfii, syn i tak wstąpi do organizacji, a ty będziesz musiała radzić sobie sama, a ponieważ znasz sporo informacji na nasz temat, nie będziesz musiała radzić sobie zbyt długo w ogóle...Jeśli rozumiesz, co mam na myśli.

- Sądziłam, że Rodzina nie krzywdzi kobiet...i to wdów po jej członkach - nawet jej głos nie zadrżał, niczego się nie bała, gdy walczyła o dzieci.

- Ależ nikt nie zamierza cię skrzywdzić - tym razem Messini pozwolił sobie na uśmiech. - Rozumiesz jednak, że kobieta bez naszej opieki jest narażona na wiele...wypadków - przeciągnął to słowo. Poza twój syn na pewno będzie chciał dorównać swemu ojcu...a być może nawet zemścić się na jego zabójcach.

- Mówisz o zemście na agencie Mahone?

- Oczywiście. Ten człowiek zaszył się w pewnym miejscu, ale wiemy, że ostatnio wypłynął, poza tym dobrze wiesz, że nie ma nic, czego nie moglibysmy zrobić. - "Nawet ożywić trupa" - przemknęło mu przez myśl, ale głośno tego nie wypowiedział.

- Czemu sami tego nie zrobiliście do tej pory? Minęło już siedem lat.

- Sylvio, Sylvio, zadajesz tak wiele pytań. Czy nie uważasz, że zemsta należy do potomków zamordowanego? Wyobrażasz sobie minę Alexa, kiedy stanie nad nim John Jr. i wykona wyrok?

- Minę "Alexa"? Od kiedy to jesteś po imieniu z tym zabójcą?

- To człowiek, jak każdy inny, wiesz, że mam pełną władzę...po trosze i nad jego ludźmi. - odparł jej Messini.

- Masz władzę nad ludźmi FBI? - zaskoczyło ją to.

Senator zorientował się, że powiedział za dużo. Poprawił się na fotelu i odrzekł:

- Nie nad wszystkimi, są tylko pewne jednostki, które mówią mi o szczegółach...Nawet ja nie rządzę tym krajem - zaśmiał się z własnego dowcipu.

- Czy miałeś te kontakty siedem lat temu? - jej serce zaczęło być coraz szybciej. Coś tu się nie zgadzało.

- Siedem lat, siedem lat...magiczna liczba. Jeśli chodzi ci o to, czy wiedziałem o planowanej zasadzce, odpowiem - nie, nie wiedziałem. Ostrzegłbym przecież twojego męża.

Salvatore uśmiechnął się w duchu. Oczywiście, że Messini wiedział o wszystkim i nawet się na to zgodził! Kiedy dotarła do niego ta wiadomość, Giacomo powiedział: "Bardzo dobrze się składa. Abruzzi w końcu przestanie negować moje metody postępowania, będziemy go mieć w garści...szkoda tylko, że musi zostać przy życiu". A potem sprawił, by z Mahone'm pojechali właściwi ludzie. To było genialnie proste, a zarazem tak bardzo skuteczne - unieszkodliwić wroga, któremu musiało się uratować życie. Wroga - bo kogoś, kto usiłował wpływać na decyzje senatora, kto protestował przy wielu rozkazach, kto nawet ośmielił się próbować przekonać Messini'ego, by ten oszczędził życie pewnemu członkowi Rodziny podejrzanemu o defraudację. John prosił, aby senator nie uległ ponagleniom Paulo Sempede - który chciał jak najszybciej wykonać wyrok - i dokładniej zbadał dowody świadczące o winie tamtego człowieka. Messini się nie zgodził, wydał rozkaz, by Sempede udał się do domu podejrzanego i zabił go. Paulo zrobił to z ochotą i nie miał najmniejszych skrupułów mordując całą rodzinę z trójką dzieci. Nie miał też wyrzutów sumienia, gdy okazało się, że zginął ktoś niewinny. Od tamtej pory Abruzzi starał się jak mógł zaszkodzić Sempede i mieć większy wpływ na działania Messini'ego - czym uczynił z nich dwóch swoich największych wrogów. Był im potrzebny, więc czekali, aż nadarzyła się okazja wykluczenia go z gry, co im się doskonale udało.

- O ile pamiętam, nie byliście za bardzo zgodni. Wydaje mi się, że jego śmierć była ci bardzo na rękę.

- Tylko przez wzgląd na to, kim jesteś, nie uznam tego za obrazę. Brak zgody nie oznacza pragnienia czyjejś śmierci, zapamiętaj to sobie...a na drugi raz uważaj, co mówisz - Giacomo miał dosyć. - Widzę, że żal i rozpacz powodują, że rzucasz na mnie oskarżenia, a przecież tak wiele dałem całej twojej rodzinie.

- O nic cię nie oskarżam, Giacomo. Stwierdziłam tylko, że ten przypadek bardzo ci pomógł. - Sylvia była dość mądra, by zachować dla siebie to, co zaczynało się rodzić w jej głowie. Pragnęła, by ten człowiek jak najszybciej wyszedł, czuła, że nigdy nie powiedziano jej wszystkiego do końca, że stosunki jej męża z Rodziną nie były tak idealne, jak jej wszyscy mówili. Na to pytanie mógłby jej odpowiedzieć tylko Abruzzi. A to, niestety, nie było już możliwe.

- Przemyśl moją propozycję - Messini zbierał się do wyjścia. - Na mnie czas. Salvatore, zostaniesz tutaj i będziesz się opiekował nasza damą.

Senator opuścił dom bez pożegnania. Po jego wyjściu panowała chwilę cisza, dopiero Salvatore odezwał się:

- Źle zrobiłaś, odmawiając senatorowi. Wiesz, do czego jest zdolny.

- Być może dopiero dzisiaj zaczęłam go poznawać - usłyszał cichy szept.

Tym czasem w szpitalu Murzyn spojrzał na Alexa, jakby prosząc go o pozwolenie, a kiedy ten lekko kiwnął głową, czarnoskóry mężczyzna zaczął mówić cichym, spokojnym głosem:

- Witamy w świecie żywych! Co prawda nie jestem w stanie stwierdzić, jak długo pan na nim pozostanie, ale mamy do przekazania pewną wiadomość. Senator Messini jest bardzo niezadowolony z pańskiej niesybordynacji i przysyła nas, pana Mahone'go i mnie, abyśmy przekazali panu, że takie wykroczenie nie może pozostać bezkarne. Obiecał nam pan spokojne prowadzenie sklepiku i co jakiś czas podpisanie kilku dokumentów, ale zawiódł nas pan bardzo. Konsekwencje...cóż...o ile wiem, pana żona ma na imię Sylvia i przebywa teraz razem z dziećmi w towarzystwie niejakiego Salvatore. Alex? - przekazał byłemu agentowi głos.

- To wszystko prawda, John. Mamy ich wszystkich, całą twoją rodzinę. Wdzięcznych nam za wszystko, co dostali po twojej śmierci. A jeśli chcesz, by tak pozostało, by nadal błogo sobie żyli w ładnym domku, to musisz spełnić nasze warunki.

Nie bał się o siebie. Jego życie znaczyło tak niewiele. Siedem lat temu i tak już miało się zakończyć. Mogli zrobić z nim co chcieli, nawet tutaj, teraz. Niedawno umarł po raz drugi i to nie od strzału tego młodzieńca, a wtedy, gdy usłyszał, że żona zdradziła go w tym przeklętym wywiadzie. Mimo to ją kochał. Mimo to chciał, żeby żyła. A dzieci? Na ich wspomnienie poczuł skurcz w sercu. Tak niedawno widział swojego syna, na wyciągnięcie ręki. Dzieci...musi je chronić. Za wszelką cenę.

- Widzę, że pan rozumie - Murzyn znów zabrał głos, widząc pytanie w oczach rannego. - Niedługo porozmawia pan z naszym przełożonym, panem Anderetti'm. Proszę wykonywać jego polecenia, a pańskiej rodzinie nic się nie stanie. Jeśli oczywiście dożyje pan do tego momentu, bo inaczej będziemy musieli ukarać nie pana, a pańską rodzinę. Radzę więc dbać o siebie - zaśmiał się Murzyn.

Alex Mahone nie mógł przepuścić takiej okazji. Wszystko w nim się zmieniało, a on przyglądał się swojemu nowemu wnętrzu z ciekawością. Tym razem nowopowstająca osobowość nakazała mu wyjąć z kieszeni niewielki pistolet i przyłożyć jego lufę do szyi Abruzzi'ego.

- Widzisz to? - szepnął mu prosto w ucho. - Widzisz? Zrobisz cokolwiek, co nas zdenerwuje, a ten mały pistolecik wyrzeźbi w tobie dziurę i żaden lekarz cię już nie poskłada. Rozumiesz?

A potem nacisnął spust.

The end of episode 18


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 2:44:57 30-12-07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:51:56 01-01-08    Temat postu:

Na początek spełnienia marzeń w Nowym Roku! Wydania któregoś z cudownych opowiadań i weny przy powstawaniu kolejnych, którymi jeszcze bardziej mnie zachwycisz!

A teraz do odcinka: światek mafii mnie przeraża, te rozmowy Salvatore przyprawiają mnie o dreszcze, ale Mahone to już przesadza. Zabił Johna?! Na pewno nie, chociaż znająć Ciebie... proszę, tylko nie to <prosi by Abruzzi przeżył a pistolecik okazała się zapalniczką>

Cytat:
Dzieki, chociaz uwazam, ze filmik jest taki sobie, za dlugie sa te scenki z T-Bagiem. A znasz polski tekst tej piosenki?

Nie są za długie, ja go lubię, więc wiesz
A tekst polski... chodzi ci o tłumaczenie, czy może o piosenkę w polskim wykonaniu? Bo jeśli o drugie, to nie wiem

Pozdrawiam i czekam na new
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:53:40 02-01-08    Temat postu:

Umiesz zbudować emocje Podoba mi się jak piszesz. W sumie, to zaczęłam, bo monioula zachwalała
Ale podoba mi się. Szczerze wątpię, żeby Abruzzi poległ. Już kilka razy się wywinął w końcu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:13:00 03-01-08    Temat postu:

monioula napisał:
Na początek spełnienia marzeń w Nowym Roku! Wydania któregoś z cudownych opowiadań i weny przy powstawaniu kolejnych, którymi jeszcze bardziej mnie zachwycisz!


Dziękuję, nawzajem .

monioula napisał:
A teraz do odcinka: światek mafii mnie przeraża, te rozmowy Salvatore przyprawiają mnie o dreszcze, ale Mahone to już przesadza. Zabił Johna?! Na pewno nie, chociaż znająć Ciebie... proszę, tylko nie to <prosi by Abruzzi przeżył a pistolecik okazała się zapalniczką>


Salvatore to jeszcze nic przy Messini'm. Senator dopiero da się poznać i to od tej złej strony...A co do tego, czy John żyje...znasz mnie . Ze mną nigdy nic nie wiadomo .

monioula napisał:
Nie są za długie, ja go lubię, więc wiesz


Brrr...Jestem zła na T-Baga i wiesz, dlaczego . Ale cieszę się, że Ci się podoba ). Znaczy się entrada ;D.

monioula napisał:
A tekst polski... chodzi ci o tłumaczenie, czy może o piosenkę w polskim wykonaniu? Bo jeśli o drugie, to nie wiem


O tłumaczenie. Zaraz je wrzucę, gdyby ktoś nie znał (bo jak rozumiem, Ty znasz tłumaczenie .

monioula napisał:
Pozdrawiam i czekam na new


Też pozdrawiam . New niedługo będzie .

Mary Rose napisał:
Umiesz zbudować emocje Podoba mi się jak piszesz. W sumie, to zaczęłam, bo monioula zachwalała
Ale podoba mi się. Szczerze wątpię, żeby Abruzzi poległ. Już kilka razy się wywinął w końcu.


Dziękuję za pochwały . I dziękuję moniouli za reklamę :*. Mam nadzieję, że kolejne odcinki też Ci się spodobają i że zostaniesz tu na dłużej . A co do ostatniego zdania, to nic nie zdradzę...Ale monioula coś wie na temat moich dziełek . Tzn. czy u mnie łatwo przewidzieć, kto dożyje do końca ;>.

Tłumaczenie piosenki z 1 promo:

Nickelback - "Savin' me":

ratuj mnie

Więzienna brama nie otworzy się dla mnie.
pełzam na dłoniach i kolanach.
Oh, siegam po ciebię.
Cóż, jestem przerażony tymi czterema ścianami.
Te żelazne belki nie mogą trzymać mojej duszy.
Wszystko, czego potrzebuje, to ty.
Przyjdź, proszę, wzywam cie.
I krzycze po ciebie.
POśpiesz się, bo spadam

Pokaż mi jak to jest
być ostatnim, który się trzyma na nogach.
I naucz mnie odróżniać dobro od zła,
a ja pokaze ci, czym potrafie być.
Powiedz to dla mnie,
powiedz to mi,
powiedz czy warto mnie ratować

Bramy niebios nie otworzą sie dla mnie.
Spadam z połamanymi skrzydłami.
I wszystko, co widze, to ty.
Mury tego miasta nie dażą mnie miłoscią.
Jestem na krawędzi 18. piętra
I, oh, krzycze po ciebie
przyjdź, proszę, wzywam cię
I wszystko czego potrzebuje od ciebie
to to, żebyś się pośpieszyła, bo spadam.

Pokaż mi jak to jest
być ostatnim, który się trzyma na nogach.
I naucz mnie odróżniać dobro od zła,
a ja pokaze ci, czym potrafie być.
Powiedz to dla mnie,
powiedz to mi,
a ja zostawię to życie.
POwiedz, czy warto mnie ratować

Pośpiesz się, spadam.


Prawda, że pasuje? A teraz zajrzyjcie do pierwszego postu, jest tam dodane trochę tekstu wraz ze zdjęciami i ...drugie promo . Oceńcie proszę, który filmik lepszy . Tłumaczenia piosenki z 2 filmiku niestety nie mam, ale znam autora i tytuł ;D.


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 18:41:59 03-01-08, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:06:04 03-01-08    Temat postu:

Zostanę na dłużej, bo mi się spodobało
Filmiki oba ładne. Drugi ma lepsze capsy ale za to pierwszy piosenkę. Sama nie wiem... w sumie filmik się nie liczy tak bardzo jak wprawa w pisaniu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:20:20 04-01-08    Temat postu:

Mary Rose napisał:
Zostanę na dłużej, bo mi się spodobało
Filmiki oba ładne. Drugi ma lepsze capsy ale za to pierwszy piosenkę. Sama nie wiem... w sumie filmik się nie liczy tak bardzo jak wprawa w pisaniu


Ciesze sie bardzo, ze Ci sie spodobalo . Czyli wynika z tego, ze powinnam polaczyc 2 filmik z 1 piosenka? . Pytam, bo to o tyle wazne, ze filmik tez moze zachecic do czytania . A oto kolejny odcinek...

-------------------------------------------------------------------------------

Episode 19 - "Telefon"

Kobieta, która zawiadomiła policję o morderstwie Massima i sama cudem uniknęła tego samego losu, czekała właśnie na powrót siostry. Abigail wyszła do pobliskiego sklepu, zapewniając krewną, że nic się nie stanie, że tamta może spokojnie zostać w mieszkaniu, że tu jest bezpieczna. Takie słowa były niedoszłej ofierze Abruzzi'ego bardzo potrzebne - odkąd zakończyła się cała sprawa, żyła w ciągłym lęku, że to nie koniec, że coś jeszcze się wydarzy. Teraz znów wspomnienia powróciły, wciąż miała przed oczami scenę, kiedy zaczepił ich ten młody chłopak przy fabryce, kiedy sądziła, że wszyscy zginą, że zaraz ziemia spłynie krwią. Zadrżała. Cud sprawił, że mogła siedzieć w tym fotelu, że mogła powoli wracać do życia, że nie leży teraz skrwawiona na gruncie jak zbieg z Fox River, czy też w kostnicy, gdzie pewnie go zawieźli.

Krótko, jak migawka, jak szybko zmieniony slajd, jak błyskawicznie wymazany gumką obraz, pojawiło się w jej pamięci coś jeszcze. Moment, gdy młodzieniec godzi się już ze śmiercią, a John mierzy do niego...i nie strzela. I ta ręka. Trzęsąca się dłoń, zawieszenie, jakby zatrzymanie czasu, cisza i oczekiwanie...ale nie zakończone tym, czego się spodziewała. Wahanie. Wahanie się tego, który zabijał z zimną krwią. Przecież pamiętała, jak jej groził, jak wielokrotnie powtarzał, że ją zabije, jak w jego oczach...Oczach. Kolejny szczegół. Kiedy mówiła o jego żonie, wyczytała w nich gniew, wściekłość...ale nie tylko. A wcześniej, gdy w ogóle zaczęła rozmowę, gdy wspomniała o wywiadzie - jego głos. Jakby na moment poruszyła w nim...serce? Mordercy nie mają serca - przekonywała samą siebie. A już na pewno nie John Abruzzi. Widziała Sylvię wtedy, w telewizji, sądziła, że mówi prawdę, że faktycznie żałuje, że wzięła ślub z takim potworem. Że łzy były szczere. Kto mógłby pokochać przestępcę?

Wiedziała. Zdawała sobie sprawę, że albo skonał, albo przewiozą go tam, skąd uciekł - do Fox River. Wiedziała, że zrobiła dobrze. Prawdą było, że w gruncie rzeczy być może uratowała mu życie zawiadamiając policję. Powinien być jej nawet wdzięczny! A ona powinna zapomnieć i tylko przyjechać na ewentualne wezwanie Valverde, by potwierdzić własne zeznania. Dlaczego więc ciągle o tym myśli? Zrozumiałe byłoby, gdyby przeżywała porwanie pod kątem własnej sytuacji i tak było do tej pory. Czemu w takim razie nie może przestać zastanawiać się...nad porywaczem? Nad jego losem? Co ją odchodzi, co się z nim stało? Jaki fakt ją tak bardzo zaintrygował? Zwykła ciekawość? Nie, to nie to. Było coś więcej, jakieś kilka słów, jakiś ułamek wspomnień, coś, co...Nagle zrozumiała. Jedno jego zdanie, jakie wypowiedział w jej domu, kiedy jeszcze niczego nie podejrzewała. Powiedział je wtedy, kiedy zapalczywie twierdziła, że strzeliłaby do każdego przestępcy, jakiegoby napotkała. "Strzeliłaby pani...A przecież oni też mieli rodziny, które też pewnie po nich cierpią...A są niewinne.". Wtedy odparła, że to sami bandyci spowodowali cierpienia swoich rodzin. Że to przez ich postępowanie bliscy muszą płakać. Teraz, gdy zaczęła się nad tym zastanawiać, dostrzegła inny sens wypowiedzi. Sylvia Abruzzi spędziła ze swoim mężem kilka lat. Czy z miłości, czy z przymusu - tego kobieta nie wiedziała. Jakikolwiek jednak był tego powód, matka Johna Jr. i Nicole powinna się dowiedzieć, że jej mąż żyje - a przynajmniej żył jeszcze jakiś czas temu. To Sylvia powinna wybrać, co zrobić z tą informacją, zresztą skoro John wie już o wywiadzie, być może będzie próbował zemścić się na małżonce, a to kolejny powód do podzielenia się tą wiedzą!

Podniosła się i podeszła do telefonu.

- Dzień dobry, czy zastałam komisarza Valverde? Z tej strony Helen Bridges. Chciałabym...- przerwała na chwilę. Zauważyła za oknem przejeżdżający wóz policyjny. Co prawda wiedziała, że dom, w którym obecnie mieszka, będzie pilnowany przez policję, ale z jakiegoś powodu poczuła zimny dreszcz. - Chciałabym...- wróciła do rozmowy - ...dowiedzieć się czegoś o stanie człowieka, który został postrzelony pod fabryką blisko Goingtown.

- Pani Brigdes...pamiętam panią - głos komisarza dobywał się ze słuchawki. - Cóż...Te informacje są utajnione. Domyśla się pani, dlaczego. Dziwię się, że pani o to pyta, pamiętam, w jakim stanie przyjechała pani na posterunek.

- Ja...To tylko ciekawość...- skłamała. Jak miała mu wyjaśnić coś, czego sama do końca nie rozumiała - powodów swojego postępowania? - Boję się, że on wróci i mnie skrzywdzi - powiedziała to, co jej pierwsze przyszło do głowy.

- Proszę się nie obawiać, mamy pełną kontrolę nad tym, co się dzieje. Ten człowiek już pani nigdy nie zagrozi. Zresztą mogę powiedzieć jedno - jest ktoś, kto również się tą sprawą zainteresował, a on na pewno będzie wiedział, co robić - komisarz nie mógł przyznać się, że wygadał się przed Alexandrem Mahone, ale pragnął jakoś pocieszyć tą kobietę. Była taka przejęta!

- Panie komisarzu...- zebrała się na odwagę. - Jeszcze jedno. Wie pan zapewne, że on miał rodzinę...Czy oni...czy oni wiedzą...czy będą wiedzieć...

- Naprawdę, proszę się nie martwić. Wszystkim się zajęliśmy. Powiadomimy ich...jeśli uznamy to za dobre dla śledztwa.

- Śledztwa? Przecież wiadomo, kim jest i co się stało? Po co prowadzicie śledztwo?

- Droga pani. W tej sprawie jest wiele tajemnic. Musimy dowiedzieć się, jakim cudem znalazł się tam, gdzie znalazł, zamiast być tam, gdzie się spodziewaliśmy. Tyle tylko mogę pani powiedzieć, a sądzę, że pani mnie rozumie. Jeśli będę pani potrzebował, zadzwonię. - odłożył słuchawkę. Naprawdę nie mógł nic więcej zrobić. Musiał sprawdzić, jakim cudem ktoś, kto powinien już dawno nie żyć, spokojnie egzystował sobie gdzieś na obrzeżach USA. Owszem, w swoim czasie uda się do żony Abruzzi'ego, ale na razie słowem nie piśnie o ostatnich wydarzeniach. Kto wie, czy ona nie brała w tym wszystkim udziału?

Kiedy Mahone przykładał mu pistolet do ciała, John Abruzzi zamknął tylko oczy. Był gotów na śmierć, co prawda miał ochotę zdążyć jeszcze wcześniej napluć byłemu agentowi w twarz za grożenie Sylvii i dzieciom, ale cóż, skoro Bóg nie dał mu takiej szansy, to zrobi to w piekle - bo Alex zapewne też tam trafi. Siebie akurat był pewien. Nie liczył na niebo i śpiewające aniołki wokoło. Usłyszał odgłos naciskanego spustu i tylko mimowolne drgnięcie powiek zdradziło, że cokolwiek obchodzi go ta sytuacja.

- Widzisz, John? - jednak do uszu Abruzzi'ego nie dotarł odgłos palącego się piekielnego ognia, jakiego się spodziewał, a głos Mahone'go. - Jesteś na mojej łasce. To naprawdę fascynujące - mogę zrobić z tobą, cokolwiek zechce i nikt mi się nie sprzeciwi. Przed chwilą już żegnałeś się ze swoim parszywym życiem, a sprawiła to ta mała zabawka, idiotyczna podróbka, atrapa pistoletu. Zapewne trzęsłeś się ze strachu w głębi swojej brudnej duszy. Ale nie martw się...Anderetti szykuje dla ciebie coś o wiele lepszego. Musisz się z nim spotkać, po prostu musisz. Na mnie wywarł ogromne wrażenie - Alex zaśmiał się ze swojego dowcipu, pamiętajac własne zaskoczenie na widok "Simone'a". On też nie może się doczekać tego spotkania. Na pewno przywita cię z otwartymi ramionami!

- Pan Anderetti bardzo miło wspomina poprzednie spotkania i chciałby znów uścisnąć pana ciepłą dłoń - wtrącił się Murzyn z uśmieszkiem kryjącym się gdzieś na jego wargach. Zostawimy teraz pana ze swoimi myślami, ale proszę nas niedługo oczekiwać - przecież musimy dopilnować pańskiego powrotu do zdrowia, prawda? - zakpił czarnoskóry mężczyzna. Po czym obrócił się i zamierzał opuścić salę, ale zatrzymał się w pół kroku, słysząc ledwo uchwytny dźwięk dobiegający zza maski tlenowej Abruzzi'ego.

- Dzieci...Tkniecie je...a was zabiję...

Mahone znów pochylił się nad rannym i szepnął:

- To już przesada, John. Leżysz tutaj prawie umierający i jeszcze nam grozisz. Masz być grzeczny, nie zapominaj. To my mamy wszystkie karty, nie ty. Jeśli zechcemy, możemy poddać twoje dzieci najwymyślniejszym torturom, a twojej żonie patrzeć, jak umierają. Na koniec zabijemy ją samą, a później przyślemy tobie ich zdjęcia. Po wszystkim, oczywiście. Wykonuj więc wszystko, co ci kazaliśmy, bo inaczej sam się z nimi zabawię. Obiecuję.

Po tych słowach razem z Murzynem wyszedł z pokoju.

"Jeden dzień. Boże, daj mi choć jeden dzień, proszę. Wiem, że byłem złym człowiekiem...nadal jestem. Ale dałeś mi szansę. Pozwoliłeś żyć, ujrzeć znowu mojego syna. Żonę. Powiniem walczyć o nich dawno temu, nie gonić za Fibonaccim...to był mój błąd. Ukarałeś mnie za to. Dotkliwie. Zrozumiałem tą lekcję. Ale proszę...Nie, błagam, pozwól mi wstać, daj mi jeden dzień. Wykończę tych drani, pozbędę się raz na zawsze Mahone'go...Uratuję...moją rodzinę...A kiedy będą bezpieczni, możesz mnie zabrać, Panie. Dokądkolwiek zechcesz, do piekła, albo jeszcze gorzej. Jeden dzień...Obiecuję, że stawię się potem na Twoim sądzie...obiecuję. Tylko jeden dzień".

Wizyta wyczerpała go całkowicie. Usiłował chociaż ruszyć palcem, nie myślał nawet o całej ręce, to byłoby zbyt piękne, próbował za wszelką cenę, ale na próżno. Ledwo mógł podnosić powieki, a co dopiero wstać. Gdyby Bóg spełnił jego modlitwę, własnymi rękami udusiłby...Rękami. Co powiedział ten gnojek o rękach? O dłoniach i o Anderettim? Skup się, John! Zanim umrzesz, zrób coś dobrego, skup się! Co Anderetti, kimkolwiek on jest, u licha...Chwileczkę! "Znów uścisnąć pana ciepłą dłoń". Tak, na pewno tak! Ale przecież oni nigdy wcześniej się nie spotkali, pamiętał nazwiska wszystkich, z którymi pracował, a Anderetti na pewno miał coś wspólnego z mafią...Dziwne, że Mahone też tu był w tej sprawie, ale...Stój! Nie myśl teraz o tym! Co z tą dłonią? Zaraz...jaką dłonią? Dłoń...Zimne. Moje są zimne...jak lód. Lód. Mróz. Piekło? Nie, w piekle jest ciepło. Ciepło? Ogień? Kominek? Sylvia? Jej dłonie...Znowu te dłonie. Ktoś mówił o ciepłych dłoniach...Przecież pamiętał...

Mgła, jaka ogarnęła jego umysł, zdawała się nie do przebicia. Coraz mniej kojarzył fakty, urywki z ostatnich wydarzeń pojawiały się i znikały w znękanym umyśle. Ale coś nie dawało mu spokoju. Dłonie. To słowo w kółko kręciło się w jego zwojach mózgowych, starając się dotrzeć w końcu do czegoś, co połączy je z resztą świadomości. Ciepła dłoń...T-Bag! Nagle zobaczył tą scenę wyraźnie, jakby właśnie się rozgrywała. Bagwell próbował go zabić, podciął mu gardło, a on potem, po powrocie ze szpitala podszedł do niego i podał mu rękę ze słowami "Lepsza jest ciepła dłoń od zimnego ostrza". To o to chodziło Murzynowi! Ale dlaczego Anderetti...To niemożliwe...Anderetti - Bagwell? Ale jak? Ten psychopata wszedłby do Rodziny i miał układy z mafią? To oznacza, że współpracowałby z Messini'm...a może i z Sempede...

Johnowi coraz bardziej kręciło się w głowie, może nie tylko z zaskoczenia - chociaż trzeba przyznać, że w te podejrzenia bardzo trudno mu było uwierzyć - ale z osłabienia i zdenerwowania. Zdawał sobie sprawę, że jego stan jest conajmniej bardzo poważny i nie powinien w ogóle nawet przeżywać niczego zbyt dogłębnie, bo to może go po prostu zabić, ale był uparty. Wysłał całą moc, jaka w nim została, do palców lewej ręki, chcąc zmusić ją do podniesienia się i zdjęcia tej przeklętej maski tlenowej z twarzy. Jeśli Bagwell dobierze się do jego rodziny...jeśli zastosuje metody, jakimi zwykł się posługiwać...

Tyle wysiłku. Tak szybko walące tętno. Krew, która błyskawicznie krążyła mu w żyłach, grożąc wytryśnięciem na zewnątrz. Zwerbował cały swój organizm, każdą jego cząstkę, do tej walki. Na próżno. Cud się nie wydarzył, Stwórca nie dał mu dodatkowych sił, musiał się poddać, przegrać, odpuścić...Nie, za nic. On, John Abruzzi, miałby odpuścić próbę uratowania własnej rodziny? Musi być jakieś wyjście. Musi.

Jakby w odpowiedzi na nieme wołanie o pomoc, do sali wszedł lekarz. Był to niski mężczyzna o ciemnej karnacji, z gęstym, czarnym wąsem pod krótkim nosem. Średniej długości czarne włosy kręciły mu się wokół głowy.

- Dzień dobry. Zaraz poddamy pana badaniom, żeby przekonać się, jak zniósł pan operację. Szczerze powiem, że jestem pełen podziwu dla pańskiej wytrzymałości, gratuluję chęci życia, to dobrze wróży na przyszłość. Oczywiście musimy jeszcze...- przerwał. - Słucham? Czy pan coś mówił?

- Doktorze...Telefon...Zadzwonić...Podam numer...

- Proszę nic nie mówić, to pana zbyt wyczerpuje. Porozmawiamy za kilka dni, kiedy poczuje się pan lepiej.

- Teraz...Doktorze...Proszę... - urwał. To koniec. Nie miał już ani grama siły. Prośby zabrały mu całą energię z ciała. Zamknął oczy, zrezygnowany.

- Widzę, że to dla pana bardzo ważne. Cóż, dostałem polecenie, żeby pilnować pana nie tylko jako pacjenta, ale i niestety jako zbiega z Fox River, toteż nie mogę spełnić pańskiej...Zaraz, co pan robi?

Dzieci. W mózgu utkwiło mu już tylko jedno - oblicza jego dzieci. Jedyne, co widział w swojej głowie, jedyne, co pamiętał, co znał ze świata, z którego odchodził. Dzieci. To dla nich...To dla nich zebrał się jeszcze raz i zamiast przekazać siłę samemu sobie do potyczki o życie, umiejscowił ją w prawej ręce. Cztery delikatne ściśnięcia dłoni lekarza, prawie jak muśnięcia skrzydłami motyla, potem przerwa i trzy, później znów przerwa i kolejne...

- 4, 3, 2, 3, 7, 8, 9? Co to znaczy? Co pan chce...Nie rozumiem. Proszę przestać, ja...- doktor mówił, a John odpływał coraz bardziej w nieznany teren...teren, gdzie nic nie istniało...poza bielą. - Zaraz...4323789...To jakiś numer...Numer...telefonu, prawda? Tam miałem zadzwonić, tak? Ale ja nie mogę, ja...Proszę pana! Czy pan mnie słyszy?

Kilkadziesiąt minut później ten sam lekarz stał przy budce telefonicznej w zaułku niedaleko szpitala i nerwowo trzymał słuchawkę w spoconych dłoniach. Kiedy w końcu po drugiej stronie usłyszał męski, ponury głos, zaczął mówić bardzo szybko, zdając sobie sprawę z tego, co robi:

- Proszono mnie, żebym tu zadzwonił, jestem lekarzem ze szpitala Świętego Serca w Houston, mamy tu pacjenta, ciężko rannego, w każdej chwili może umrzeć i on prosił mnie o ten telefon, wiem, że źle robię, ale to chyba jego ostatnia prośba, jemu tak zależało, a ja nie umiałem...nieważne, zrobiłem, co mi kazano, muszę iść, nie wiem, czy pan coś z tego rozumie, ale spieszę się, do widzenia, do widzenia!

Odłożył słuchawkę, jakby ta go paliła. W głębi serca był na siebie wściekły, że uległ namowom tego człowieka, ale nie potrafił odmówić, widząc, że proszący praktycznie już jest po drugiej stronie. Zdawał sobie sprawę, że pomaga przestępcy, ale kiedy spojrzał mu w oczy...Teraz pragnął jak najszybciej znaleźć się znów w bezpiecznym szpitalu i zapomnieć o całej tej sprawie, oddać się tylko leczeniu chorych...i zajrzeć, co dzieje się z tym, który tak go błagał o telefon. Trzy kwadranse temu był na granicy, doktor już sądził, że będzie musiał wypisać akt zgonu, ale tamten jeszcze miał w sobie maleńki ognik życia.

Zrobił tylko dwa kroki od budki, kiedy poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej i upadł na chodnik, zalany krwią. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie przeszyło go sześć kul wystrzelonych z pistoletu ukrytego w pobliskim samochodzie. Zginął na miejscu. Wóz odjechał kilka sekund później.

Kiedy ten z przeciwległej strony telefonicznego kabla położył słuchawkę na widełki, jego twarz nie kryła niezadowolenia. Przeczesał ręką siwawe włosy i westchnął. Z ciemnego kąta pokoju dobiegł go głos innego mężczyzny:

- Kto to był?

- Jakiś lekarz ze szpitala w Houston. Pacjent prosił go o ten telefon. Ciekawe, skąd miał nasz numer?

- Wiesz, że dałem go tylko jednej osobie. Widocznie ma z nim coś wspólnego.

- Do tej pory nie rozumiem, po co to zrobiłeś.

- Obiecałem Abruzzi'emu, że kiedyś wydam mu Otto Fibbonacci'ego. Oczywiście, blefowałem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek on lub ktoś z nim związany skorzysta z tego numeru, poza tym mieliśmy być już teraz zupełnie gdzie indziej. Cała nasza trójka, ty, ja i ona - człowiek w kącie pokoju wyraźnie posmutniał.

- Nadal o niej myślisz?

- A ty zapomniałeś o Veronice?

- Nie...nigdy jej nie zapomnę.

- Tak samo, jak ja o Sarze. Ale wróćmy do tematu - co dokładnie powiedział ten doktor?

Kiedy usłyszał streszczenie rozmowy, powiedział:

- Cóż, w takim razie musimy się wziąć do roboty. Co prawda nie mam pojęcia, co może mieć wspólnego lekarz ze szpitala Świętego Serca w Houston z Johnem Abruzzi'm, ale musimy się tego dowiedzieć. Być może on sam lub jego pacjent - jeśli jeszcze żyje - będzie mógł nam to wyjaśnić.

- Znasz naszą sytuację. Na pewno chcesz się w to wtrącić, Michael?

Scofield, siedzący do tej pory w ciemnościach, podniósł się z fotela i powiedział:

- W porządku. Pora wkroczyć do akcji i poznać bliżej tą sprawę. Domyślasz się, co masz zrobić, Linc?

- Tak, bracie. Uważam, że niepotrzebnie ryzykujemy, ale skoro tego ode mnie chcesz...

- Mam swoje powody, Linc. Mam swoje powody...

The end of episode 19


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 21:22:09 04-01-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:41:30 05-01-08    Temat postu:

Brak czasu, więc krótko:
Zgadzam się z Mary Rose, muzyka z pierwszego, klipy z drugiego Będzie super promo
Odcinek: John! Wiedziałam!
Nadal im groził, mimo iż mieli go na muszcze [tak to się mówi, nie?]
I niech zostawią rodzinkę w spokoju!
Ten wątek mnie ciekawi najbardziej, ale Majkelek też może być
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:47:36 05-01-08    Temat postu:

monioula napisał:
Brak czasu, więc krótko:
Zgadzam się z Mary Rose, muzyka z pierwszego, klipy z drugiego Będzie super promo
Odcinek: John! Wiedziałam!
Nadal im groził, mimo iż mieli go na muszcze [tak to się mówi, nie?]
I niech zostawią rodzinkę w spokoju!
Ten wątek mnie ciekawi najbardziej, ale Majkelek też może być
Pozdrawiam!


Tylko, ze muzyczka z drugiego jest troche za dluga i trzebaby ja przyciac . Ale cos wymysle, moze zrobie jeszcze jeden teledysk dotyczacy mojego opka, jeszcze zobacze .

Co do Johna - jego tak latwo nie usmierca, facet jest twardy ). Co nie znaczy, ze mozesz byc pewna, ze dozyje do konca ;P . Co do tej muszki, to masz racje; swoja droga, to widze, ze sie chyba cieszysz, ze przezyl . Sadze to po tym usmiechu na koncu zdania

monioula napisał:
Odcinek: John! Wiedziałam!


.

Rodzinka...heh, moze zrobic sie naprawde nieciekawie, oni sa naprawde wkurzeni...Ale nic nie powiem . Wszystko sie wyjasni w kolejnych czesciach (akurat Michael nie jest i nigdy nie bedzie moim ulubiencem, wiec nie musisz sie martwic, ze reszte ficka spedze na zachwycaniu sie nad nim - Abruzzi gora . A poza tym - skad wiesz, co kombinuje mr. Scofield? ;D. Moze cos zlego dla Johna...moze dobrego? ;D.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 4 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin