|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:49:24 06-11-11 Temat postu: |
|
|
Dlaczego przerwałaś w takim momencie? Jak tak można? ;D
Ja mówiłam, że oni coś jeszcze do siebie czuję i się powtórzę, no bo.. to widać. I nie rozumiem jak Pablo mógł ją zdradzić. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej nam przybliżysz jak to dokładnie było, z tą jego zdradą.
A teraz czekam na kolejny odcinek, z myślą co zrobi Lucia. Podda sie tej namiętności czy sie opanuje i przerwie to? Czekam na new! |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:53:00 12-11-11 Temat postu: |
|
|
Dlaczego przerwałam w takim momencie? hm.....ja już wiem dlaczego poza tym to chyba moja specjalność - przerywać wtedy kiedy nie trzeba
No cóż pozostaje mi zaprosić na kolejny odcinek
ODCINEK 6
- Boże... Lucy.... – zamruczał między pocałunkami – nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem – wplótł palce w jej włosy i pogłębił pocałunek. Nagle ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka.
- Lucia kochanie…. – oboje usłyszeli głos Fernandy. Stanęła jak wryta z szeroko otwartymi oczami. Lucia odskoczyła od męża jak oparzona i zaczęła zapinać guziki koszuli.
- Witaj Fer – Pablo spojrzał na nią zmieszany i potarł w roztargnieniu kark.
- Miło cię znów widzieć Pablo – odparła i spojrzała na przyjaciółkę. Lucia milczała i posłała jej tylko błagalne spojrzenie – to ja pójdę do Santiago – rzuciła krótko i wyszła z gabinetu. Pablo przeniósł wzrok na żonę. Stała do niego tyłem i obejmowała się ramionami.
- Lucy – szepnął i ruszył w jej stronę.
- Idź już – rzuciła nawet na niego nie patrząc – to nie powinno było się zdarzyć – dodała cicho spuszczając głowę. Pablo stanął przed nią.
- Spójrz na mnie – poprosił, ale nie zareagowała – Lucy spójrz na mnie, proszę – ponaglił, ale chciała go tylko wyminąć by odsunąć się jak najdalej.
- Zostaw mnie w spokoju - złapał ją w pasie i zatrzymał. Ujął pod brodę i zajrzał w oczy.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz – powiedział – zrób to, a odejdę. Wiem, że było ci dobrze, czułem jak twoje ciało reaguje na moją bliskość. Możesz starać się mnie oszukać, ale swojego ciała nie oszukasz – dodał. Lucia wyswobodziła się z jego dotyku i rzuciła pełne żalu spojrzenie.
- Odejdź i nigdy więcej tego nie rób – warknęła – przestań mnie ranić – dodała już mniej pewna siebie. Jej oczy zaszkliły się od łez. Pablo pokręcił głową.
- Nie robię tego – Lucia zaśmiała się histerycznie i przeczesała włosy palcami.
- Czyżby? – spojrzała mu w oczy – całujesz mnie, mówisz mi jak bardzo za mną tęsknisz, a w domu czeka na ciebie ona. I co nie ranisz mnie? Odejdź i daj mi wreszcie spokój. Wróć do swojej kochanki i zapomnij, że miałeś żonę. Zapomnij o tym co się dziś zdarzyło. Ja nie chce uczestniczyć w twoim życiu, nie chce być częścią tego pieprzonego trójkąta – powiedziała a po jej policzku popłynęły łzy. Zacisnęła oczy i odwróciła się od niego. Pablo zacisnął szczęki, a miesień na policzku zaczął mu drgać. W powietrzu czuć było napięcie jakie pojawiło się między nimi i nie miało nic wspólnego z tym co kilka minut temu oboje przeżywali. Wściekły na siebie wycofał się szybko i ruszyło do drzwi.
- Zadzwoń jak zdecydujesz co z firmą – rzucił jeszcze i wyszedł trzaskając drzwiami. Dopiero teraz Lucia rozpłakała się na dobre.
***
- Niech cię szlag – zaklął Pablo trzaskając drzwiami do mieszkania. Rzucił marynarkę na oparcie kanapy i nalał sobie whisky do szklanki. Oparł się o barek i wychylił ponad połowę bursztynowego alkoholu. Jak mógł okazać się takim idiotą? Co on sobie wyobrażał, że oboje wrócą do tego co się rozpadło? Przecież już od dawna nie dawał swojemu małżeństwu żadnych szans. Lucia nie darzyła go uczuciem a i on już zapomniał o swojej żonie. Przynajmniej tak mu się właśnie wydawało. Nie sądził, że tak się mylił. Od ponad roku żył w przeświadczeniu, że to co czuł do Lucii umarło śmiercią naturalną. Nic bardziej mylnego. Może nie myślał o niej tak często jak kiedyś, może nie śniła mu się po nocach, nie patrzył już na ich wspólne zdjęcie, ale nadal tęsknił. Odpychał jedynie to uczucie i starał się wymazać wspomnienia. Do czasu aż Lucia wróciła do domu. Wszystko powróciło razem z nią i to ze zdwojoną siłą. Nie mógł zapomnieć jej oczu, zapachu, smaku jej ust kiedy skradał jej pocałunek. Kiedyś pozwalała mu się całować bez pretensji, dawała mu wszystko, całą siebie i on gotów był ofiarować jej swoje serce, ciało i dusze. Dałby jej wszystko to o czym by tylko zamarzyła. Był szczęśliwy kiedy mógł ją uszczęśliwić. Dzisiaj każda ich rozmowa kończyła się tak samo. Kłótnią, kolejną awanturą a nawet namiętnym pocałunkiem. I to wszystko po to tylko by za chwilę zobaczyć w oczach żony pogardę, ból i nienawiść. Po co mu to było. Po co dręczył siebie, mimo iż nigdy nie wrócą o tego co było. Westchnął. W tym samym momencie usłyszał szczęk otwieranego zamka i do mieszkania weszła Ruth. Uśmiechnęła się do niego i pocałowała przelotnie w usta.
- Już wróciłeś? Myślałam, że dziś będziesz później – zaświergoliła a Pablo przez cały czas ją obserwowała. Po chwili jakby wyrwany z transu odezwał się zachrypniętym głosem.
- Zmiana planów – odchrząknął. Ruth wyjęła z torby sukienkę i przyłożyła ją do swojego ciała.
- Kupiłam sukienkę na przyjęcie – powiedziała i stanęła przed lustrem. Pablo obserwował ją uważnie – i jak ci się podoba? – zapytała.
- Ładna – odparł Pablo i odwrócił wzrok. Ruth zmarszczyła brwi i rzuciła sukienkę na kanapę. Podeszła do niego i ujęła jego policzek w dłoń.
- Co się dzieje? – zapytała słodkim tonem. Pablo spojrzał jej w oczy i patrzył w milczeniu. Czego powinien więcej chcieć od życia? Miał pod nosem atrakcyjną kobietę. Nie była Lucią. Była od niej tak różna. Nie tylko fizycznie, ale i pod względem charakteru. Musi o niej zapomnieć. Ułożyć sobie życie od nowa. Z Ruth. Z kobietą, która gotowa była ofiarować mu to czego chciał bez pytań. Bez awantur. Bez spojrzeń pełnych nienawiści i bólu. Nie mogła dać mu tego co Lucia. Nigdy i żadna kobieta mu tego nie da. Mimo to dlaczego miał nie skorzystać i spróbować ją znienawidzić tak jak ona nienawidziła jego.
- Pablo? – Ruth spojrzała mu w oczy zaniepokojona. Mężczyzna wplótł palce w jej włosy i pocałował gorąco. Kiedy odpowiedziała mu pocałunkiem wziął ją na ręce i skierował się w stronę sypialni.
***
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – powiedziała Lucia wchodząc a Santiago do wielkiej Sali na której już rozpoczęło się przyjęcia Teresy i Arturo. Santiago zatrzymał się i stanął przed przyjaciółką.
- Lu to najlepsze co możesz zrobić – powiedział. Lucia spuściła głowę i przygryzła dolną wargę. Mimo iż wczoraj wieczorem on i Fer przez dwie godziny starali się przemówić jej do rozumu i odwieść od pomysłu zrezygnowania z przyjścia tu, to i tak nie była przekonana, że dobrze robi – spójrz na mnie – ujął jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała – nie możesz się chować przed Pablo do końca życia. I tak będziesz zmuszona znosić jego towarzystwo kiedy przyjmiesz jego ofertę pomocy – uśmiechnął się łagodnie – dlaczego nie stawić mu czoła już teraz?
- Nie wiem czy jestem na to gotowa. Każde nasze spotkanie kończy się tak samo – posmutniała – poza tym jest tu pełno ludzi, którzy mnie znają i wiedzą, że jestem żoną Pabla. Jak mam z nimi rozmawiać i tłumaczyć, że mój mąż pod moim nosem bawi się z kochanką? – zapytała i potarła nasadę nosa.
- Wiem Lucia, że nie jest to dla ciebie łatwe. Pamiętaj, że nie jesteś tu dzisiaj sama – powiedział gładząc jej policzek wierzchem dłoni. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością – poza tym Pablo zdaje się tym nie przejmować. Podobnie jak twoja teściowa.
- Ona nie znosi tej Ruth – powiedziała śmiejąc się na wspomnienie rozmowy z Teresą.
- No widzisz. Nie przejmuj się, masz za sobą zbyt wielu ludzi, którzy cię kochają – powiedział Santiago i pocałował ją w czoło – chodź – rzucił ze śmiechem i ujął jej dłoń prowadząc w głąb sali. Lucia napotkała zaciekawione spojrzenia zgromadzonych gości. Uśmiechnęła się ukradkowo i miała coś powiedzieć do Santiago kiedy ktoś ją zawołał.
- Nie wiem, czy ci wybaczę takie zaniedbanie – Lucia z uśmiechem odwróciła się. Dobrze znała ten głos.
- Elena…. – powiedziała cicho i obje rzuciły się sobie w ramiona.
- Jak mogłaś mi to zrobić – powiedziała dziewczyna i wytarła wierzchem dłoni mokre od łez policzki – nie odezwałaś się słowem, że wracasz. Dowiedziałam się wszystkiego od matki i Pabla – powiedziała odsuwają się od niej i patrząc ze zmarszczonymi brwiami. Widząc jednak skruszone spojrzenie szwagierki uśmiechnęła się przez łzy.
- Wybacz – odparła Lucia i otarła kciukiem łzę z jej policzka – zbyt wiele się wydarzyło od kiedy wróciłam. Sama wiesz….. – dodała ze smutkiem i odwróciła wzrok powstrzymując łzy. Santiago stanął za nią i położył jej dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Lucia uśmiechnęła się blado i spojrzała na Elenę.
- Jak się trzymasz? – zapytała szczerze zatroskana.
- Daję sobie radę - starała się przybrać obojętny ton, ale wcale jej to nie wyszło – muszę, nie mam innego wyjścia.
- Wiesz, że gdybyś czegoś potrzebowała, zawsze możesz na mnie liczyć? – zapytała przyglądając się jej uważnie – bez względu na to, że Pablo to mój brat. Idiota, ale niestety brat – uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach pokazały się urocze dołeczki.
- Jesteś kochana – przyznała Lucia i mocno ją uściskała.
- Wiem. Dlatego jeszcze się ze mną przyjaźnisz – dodała i mrugnęła do niej. Lucia zachichotała i odwróciła się do Santiago – wybacz – zreflektowała się – Elena poznaj proszę Santiago Iverte, mój przyjaciel – chłopak podał jej dłoń i uśmiechnął się ukazują białe zęby – Santi, Elena Fonseca, siostra Pabla – dodała a w jej oczach przez moment pojawił się błysk bólu.
- Miło mi cię poznać – powiedział Santiago taksując ją wzrokiem – wiele o tobie słyszałem.
- Szkoda, że ja o tobie nie – odparła i uśmiechnęła zalotnie. Santiago zaśmiał się pod nosem.
- Ja też żałuję – mrugnął do niej. W tej samej chwili zadzwoniła jego komórka – przepraszam – mruknął i wyciągnął telefon patrząc na wyświetlacz – to Fer. Pewnie już przyjechała, pójdę po nią – zakomunikował i kiedy Lucia kiwnęła głową, ruszył do wyjścia przykładając aparat do ucha.
- Skąd go znasz? – zapytała zaciekawiona Elena odprowadzając go wzrokiem. Lucia uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę przyglądając jej się.
- To długa historia – odparła wymijająco – spodobał ci się? – bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Wcale nie! – zaprzeczyła tak gwałtownie, że po chwili obje parsknęły śmiechem.
***
- Fer, poradzisz sobie? – zapytał Santiago sięgając po dzwoniący w kieszeni telefon i patrząc na nią ze skruchą. Fernanda zaśmiała się pod nosem.
- Pewnie, idź – odparła. Santiago uśmiechnął się delikatnie i skierował się do wyjścia. Dziewczyna rozejrzała się po sali w poszukiwaniu Lucii. Nigdzie jednak nie mogła jej dostrzec. Napotkała za to kilka znajomych osób. Kiwnęła im na powitanie i uśmiechnęła się przyjaźnie. W głębi duszy nie znosiła tego typu imprez. Zbyt dużo ludzi, plotek, nieprzyjemnych sytuacji. A do tego później każdy każdego obgadał. Bo ta miała taką sukienkę, a ta tę samą w której była rok temu. Co to miało za znaczenie? Fernanda nigdy tego nie rozumiała. Sukienka jak każda inna, a przyjęcia powinny być okazją do zabawy, a nie rewią mody. Niestety w kręgach w których ona się wychowała, to miało ogromne znaczenie. Westchnęła.
- Szampana? – zapytał kelner. Fernanda kiwnęła głową i sięgnęła po kieliszek. Upiła łyk i znów rozejrzała się po sali. Nagle poczuła jak ktoś gładzi jej nagie ramię. Odwróciła się wściekła i gotowa nawtykać temu, kto odważył się ją tak dotykać. Kiedy to zrobiła zamarła.
- Witaj skarbie – Sergio Uribe uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Stał oparty o ścianę i taksował ją wygłodniałym wzrokiem. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:12:57 12-11-11 Temat postu: |
|
|
No tak... nie udało się z Lucią, to trzeba było od razu pocieszyć się z Ruth... faceci
Za to Santi i Elena I do tego Pablo, święcie przekonany, że Santi, to nowy mężczyzna jego prawie-byłej-żony Jak sobie wyobrażę, że mógłby zastać Santiaga ze swoją siostrą w jakiejś niejednoznacznej sytuacji, a potem jeszcze próbować szkalować jego opinię przed Lu... haha... chyba mnie fantazja trochę poniosła |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:12:31 12-11-11 Temat postu: |
|
|
No cóż ... słusznie zauważyłaś, że faceci Jak się okaże nie pierwszy i nie ostatni raz będzie się pocieszał w jej ramionach, no ale to się okaże później ....
A co do reszty - w sensie Santiago i Eleny, no i tego pomysłu z Pablem to nic nie powiem okaże się |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:50:25 12-11-11 Temat postu: |
|
|
Faktycznie! Pablo, to facet jak każdy inny. Nie wyszło mu z Lucią [swoją drogą jestem ciekawa co by się wydarzyło, gdyby jednak Fer im nie przeszkodziła], to od razu wtopił się w swoją kochankę.
Elenie najwyraźniej spodobał się Santiago. Może i byliby dobra parą, mimo to zastanawia mnie ten mężczyzna. Czy on naprawdę nic nie czuje do Lucii? Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:42:57 12-11-11 Temat postu: |
|
|
Co by się wydarzyło? Hmm... moim zdaniem są tylko dwa wyjścia - albo by się pogodzili (co raczej nie wchodzi w grę, bo opowiadanie by się musiało skończyć), albo znienawidzili jeszcze bardziej, nie mówiąc już o jakiejś przypadkowej ciąży, która jeszcze bardziej skomplikowałaby relacje między nimi... ot, taka moja mała wizja, ale lepiej nie będę się rozpędzać |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:37:12 12-11-11 Temat postu: |
|
|
Menny - Santiago na pewno nie czuje do Lucii nic oprócz braterskiej miłości i troski. Tego akurat możesz być pewna
Aguś - kochana mogłabym wyprowadzić Cię z błędu, albo potwierdzić Twoje przypuszczenia, ale będzie ciekawiej jak wszystko przemilczę |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:43:34 12-11-11 Temat postu: |
|
|
Oj tak, zdecydowanie nie domagam się rozwiania tych moich wymysłów. Zdecydowanie lepiej, jak to wszystko wyjaśni się samo w miarę czytania |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:56:36 23-11-11 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 7 [+18]
- Witaj skarbie – Sergio Uribe uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Stał oparty o ścianę i taksował ją wygłodniałym wzrokiem.
- Za jakie grzechy musiałam cie dziś tu spotkać – warknęła patrząc mu odważnie w oczy. Uniósł rozbawiony brwi – poza tym nie przypominam sobie, żebym pozwoliła ci się dotykać – wysyczała przez zęby. Sergio uśmiechnął się i podszedł od niej powoli.
- Pozwoliłaś kochanie, dawno temu – przypomniał a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Prychnęła i chciała go wyminąć, ale sprytnie jej to uniemożliwił. Złapał ją i przyciągnął do siebie tak, że ramieniem uderzyła o jego twardą pierś.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć – powiedziała wściekła. Sergio zaśmiał się tylko i przygryzł płatek jej ucha. Oddychała coraz ciężej, a kiedy poczuła jego usta na skórze nogi się pod nią ugięły.
- Nie mam nic przeciwko temu byś krzyczała, ale może w pokoju na górze? – zaproponował. Fernandzie serce zaczęło walić jak szalone.
- Po moim trupie - Chciała się wyrwać, ale przytrzymał ją mocniej, a jego dłoń zaczęła gładzić jej plecy i kierować się niżej.
- Kiedyś niczego mi nie odmówiłaś – odparł. Fernanda nie była w stanie dłużej znieść jego dotyku i bliskości. Wyszarpnęła się z jego uścisku i posłała mu udręczone spojrzenie.
- Ale to było zanim oskarżyłeś mnie o to, że chce cie złapać na dziecko – odpysknęła. Sergio natychmiast spoważniał i mimowolnie spojrzał na jej płaski brzuch.
- Fer… - zaczął nieco ciszej, ale dziewczyna przerwała mu unosząc gwałtownie dłoń.
- Daruj sobie – powiedziała a po jej policzku popłynęła samotna łza – nie chce cie znać – dodała łamiącym się głosem.
- Wiem, że nie urodziłaś tego dziecka – powiedział cicho patrząc jej w oczy z bólem. Fernanda przeczesała włosy palcami i zacisnęła powieki powstrzymując łzy.
- Owszem, nie urodziłam. Spełniło się twoje życzenie – wyrzuciła mu w twarz i ruszyła szybko w stronę wyjścia. Sergio zatrzymał ją łapiąc za nadgarstek.
- Fer…. – wyszeptał. Wyrwała się jednak i chlusnęła mu w twarz szampanem. Odstawiła kieliszek na stojącą w holu komodę i wybiegła z budynku.
- Niech to szlag – Sergio otarł twarz dłonią i pobiegł za dziewczyną. Nim jednak zdążył ją dogonić wsiadła już do taksówki i odjechała. Patrzył tylko jak światła samochodu znikają za zakrętem. Zaklął pod nosem i potarł nasadę nosa. Popełnił w życiu wiele błędów. Zdawał sobie sprawę, że największym było to jak potraktował Fernandę. Nigdy przez ten czas kiedy się nie widzieli, nie wybaczył sobie tego. Pamiętał jak wczoraj dzień kiedy oświadczyła mu, że spodziewa się jego dziecka. Westchnął i przykucnął, bo nogi trzęsły mu się jakby były z galarety. On potraktował kobietę, która obdarzyła go zaufaniem jak oszustkę. Powiedział jej wiele okropnych rzeczy, których teraz mocno żałował. A ona wyjechała do Californii zostawiając za sobą wszystko. Zwłaszcza jego.
***
Pablo obserwował żonę odkąd przekroczyła próg sali. Wyglądała cudownie. W granatowej wieczorowej sukni, która wspaniale opinała jej zgrabne ciało. Teraz stała kilka metrów dalej, zwrócona do niego tyłem i rozmawiała w najlepsze z jego matką. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Nigdy nie rozumiał więzi jaka ich łączyła. Umiały się dogadywać jak mało kto. A już na pewno nie teściowa z synową. Cieszyło go to niezmiernie, że nigdy nie miały z tym problemu. Było to coś niesamowitego biorąc pod uwagę jaki charakter miała jego matka. Zawsze sceptycznie i z dystansem podchodziła do każdej jego dziewczyny. Lucia od razu skradła jej serce. Co więcej broniła jej jak własną córkę, nawet przed nim. Teraz kiedy związany był z Ruth odczuł jak bardzo matka potrafi być uszczypliwa. Na każdym kroku przypomniała jak bardzo jej nie znosi. Wielokrotnie wierciła mu dziurę w brzuchu o Lucię i jej całkowite przeciwieństwo Ruth. Nie potrafiła zrozumieć jak Pablo mógł zamienić tak wspaniałą żonę na kogoś pokroju Ruth. Cóż….on sam nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Westchnął i zlustrował żonę po raz setny dzisiejszego wieczoru. Była piękna. Delikatna i zmysłowa. Była świadoma swej atrakcyjności i to zawsze bardzo mu się podobało. Nie potrafił zapomnieć lat jakie spędzili razem. Tak bardzo się kochali. Gotów był dać jej wszystko czego tylko by zapragnęła. Pragnął z nią dzielić życie. Pragnął jej. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił. Upił łyk alkoholu nadal patrząc na nią uważnie. Zadrżała delikatnie i odwróciła głowę patrząc prosto na niego swoimi pięknymi niebieskimi oczami, które tak kochał. Powoli odsunął szklankę i wbił w nią przeszywające spojrzenie. Jego ciało napięło się pod wpływem jej spojrzenia. Zawsze tak na niego działała. Jak się okazało pomimo przerwy jaką mieli nadal to robiła. Odwróciła się kiedy podszedł do niej Santiago. Pochylił się tuż nad jej uchem szepcząc coś. Zmarszczyła brwi. Przeprosiła Teresę i ruszyła z mężczyzną do holu. Pablo zacisnął szczęki kiedy widział jak Santiago obejmuje ją w tali. Co prawda nigdy nie widział w jego spojrzeniu pożądania, można by sądzić, że jedynie się przyjaźnią, ale mimo wszystko szlag go trafiał na samą myśl, że w tym człowiekiem jego żona spędza większość swojego czasu. Nie ufał żadnemu mężczyźnie, który kręcił się wokół Lucii. Zaklął pod nosem i przechylił szklankę do dna. Przez cały ten czas nie spuszczał wzroku z rozmawiających o czymś Lucii i Santiago. Mężczyzna położył jej dłoń na policzku i uśmiechnął się delikatnie. Tego było za wiele. Pablo postanowił przerwać całą tę szopkę. Postawił szklankę na komodzie i ruszył w stronę holu. Nim jednak zdążył do nich podjeść Santiago pocałował Lucię w policzek i wybiegł z budynku. Lucia zdawała się nawet go nie zauważać. Była pogrążona w myślach. Cała złość z niego uleciała kiedy dostrzegł cień niepokoju w jej oczach.
- Wszystko w porządku? – zapytał podchodząc do niej. Uniosła smutne oczy, które za chwilę błysnęły gniewem.
- A co cie to obchodzi? Zajmij się lepiej swoją dziewczyną – warknęła i chciała go wyminąć. Złapał ją za łokieć i przyparł do ściany.
- Nie traktuj mnie w ten sposób – wysyczał przez zęby mierząc ją wzrokiem. Spojrzała mu odważnie w oczy i uniosła znacząco brew.
- Niby w jaki? – prychnęła – traktuję cie tak jak na to zasługujesz – warknęła i szarpnęła się chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od niego. Nie pozwolił jej na to.
- Spieszysz się to tego lalusia? – zapytał wściekły. Lucia łypnęła na niego gniewnie.
- Chyba coś ci się pomyliło – odparła wojowniczo – już dawno minęły czasy kiedy z czegokolwiek musiałam ci się tłumaczyć. Ja ciebie nie wypytuje o Ruth. Jakoś nie interesuje mnie twoje życie z nią – powiedziała i starała się go wyminąć. Oparł dłoń o ścianę uniemożliwiając jej ruch. Spojrzała mu w oczy z wyzwaniem.
- Nie byłoby jej gdybyś mnie nie zostawiła – wyrzucił jej z bólem w głosie. Jego oczy błysnęły tęsknotą i cierpieniem. Zmiękły jej kolana kiedy dostrzegła w jego oczach ten ból. Jej oczy zaszkliły się od łez. Spuściła głowę i odpowiedziała cicho.
- Nie zrzucaj całej winy na mnie – odepchnęła jego rękę i pobiegła w stronę schodów – cholera! – zaklęła i upadła kiedy obcas jej się złamał. Poczuła tępy ból w kostce – niech to szlag. Jeszcze tego mi brakowało – powiedziała i rzuciła butem o posadzkę. Pablo znalazł się natychmiast przy niej i kucnął chwytając w silne dłonie jej stopę.
- Zostaw – wysyczała. Spojrzał na nią karcąco i całą uwagę skupił na jej kostce. Zasyczała kiedy starał się nią poruszyć. Zerknął na nią.
- Skręcona – zakomunikował po czym wstał – trzeba ją usztywnić. Chodź – wyciągnął do niej dłoń. Wiedząc, że samej nie uda jej się wstać skorzystała z jego pomocy i podniosła się z posadzki.
- Nigdzie z tobą nie pójdę – powiedziała wyrywając dłoń i postawiła krok. Szybko tego pożałowała, bo omal znów nie wylądowała na posadzce. Pablo nie miał zamiaru z nią dyskutować. Wziął ją na ręce i skierował się po schodach do pokoi.
- Zawsze musisz być taka uparta? – uśmiechnął się i wszedł do jednej z sypialni. Ułożył ją na ogromnym łóżku i skierował się do łazienki. Po chwili wrócił z bandażem w dłoni.
- Nigdy ci to nie przeszkadzało – burknęła cicho. Pablo spojrzał jej szczerze w oczy i uśmiechnął się zmysłowo.
- Owszem i nadal nie przeszkadza. Kochałem cie za to – powiedział niby od niechcenia i skupił się na usztywnianiu kostki. Szybko i sprawnie zawinął jej nogę w bandaż i spojrzał w oczy – mniej boli? – zapytał z troską. Kiwnęła głową i postawiła nogi na podłodze – nie powinnaś wstawać – zakomunikował, ale zignorowała jego protest. Pokuśtykała w stronę drzwi.
- Dam sobie radę – odparła i biodrem oparła się o komodę stojącą niedaleko drzwi.
- Może chociaż cie odwiozę – zaproponował i spojrzał jej w oczy z czułością jakiej dawno nie widziała w jego oczach. Chciało jej się płakać kiedy tak na nią patrzył. Serce ściskało ją w piersi na ten widok. Przymknęła powieki i odetchnęła głęboko. Nagle poczuła jego ciało niebezpiecznie blisko siebie. Uniosła niepewnie wzrok. Napotkała parę wspaniałych brązowych oczu, które rozpalały jej ciało jednym spojrzeniem. Jej ciało zadrżało. Poczuła jak jej mięśnie napinają się do granic wytrzymałości.
- Nie patrz tak na mnie… - powiedziała cicho – nie rób tego… - poprosiła, ale w jej głosie słychać było wahanie. Pablo stanął przed nią i z czułością pogładził jej policzek wierzchem dłoni. Serce Lucii zabiło mocniej. Owionął ją jego zmysłowy i męski zapach. Założył jej włosy za ucho – Pablo….. – wyszeptała. Mężczyzna pochylił się jednak i musnął jej usta swoimi – proszę….- wyjęczała gdy jego wargi drażniły jej usta. Zanim zdążyła zaprotestować pochwycił jej usta swoimi w namiętnym pocałunku. W jednej chwili zapomniała o wszystkich postanowieniach. Wszystkie hamulce poszły w łeb kiedy poczuła znów jego ciepłe wargi na swoich. Tęskniła za nimi przez cały ten rok i tęskniła odkąd oderwali się od siebie w jej gabinecie. Myślała, że zapomniała. Myliła się i to bardzo. Prowadziła ze sobą walkę i sromotnie ją przegrywała. Nie miała siły dłużej mu się opierać. Nie potrafiła znów go od siebie odepchnąć. Będzie tego żałować, ale w tej chwili pragnęła go tak samo jak on pragnął jej. Jęknęła i oddała mu pocałunek. Początkowo nieśmiały delikatny przerodził się w zachłanny i gorący. Pablo wplótł palce w jej włosy i przygniótł ją swoim ciałem do komody. Całowali coraz bardziej niecierpliwie i coraz bardziej zaborczo. Pablo złapał w pięści jej sukienkę i podwinął ją do góry. Chwycił jej pośladki i zwinnym ruchem posadził ją na komodzie. Jej udami oplótł swoje biodra a dłońmi błądził po ciele. Lucia niecierpliwymi palcami zsunęła marynarkę z jego ramion. Po omacku odnalazła guziki jego koszuli i zaczęła je rozpinać, kiedy trwało to zbyt długo szarpnęła ją rozrywając, a guziki posypały się po podłodze. Opuszkami palców pogładziła jego umięśniony tors, płaski brzuch, aż dotarła do paska. Kiedy Pablo poczuł jej gorące dłonie robiące spustoszenie gdziekolwiek się pojawiły jęknął głośno. Odnalazł suwak jej sukienki i szybko go rozpiął. Zsunął ramiączka całując jej szyję, dekolt i odsłonięty biust. Kiedy ustami chwycił nabrzmiały sutek wygięła się w łuk i mruknęła. Pablo uniósł ją ruszył w kierunku łóżka. Ułożył ją na pościeli i pozbył się zbędnych ubrań. Pieścił jej ciało, delektując się jego smakiem i zapachem, który nawiedzał go w snach każdego dnia.
- Skarbie – wyszeptał palcami odnajdując jej najintymniejsze miejsce. Westchnęła głośno i wpiła się w jego usta. Jej ciało krzyczało. Błagało o każdą jego pieszczotę, o każdy dotyk. Sięgnęła do paska jego spodni i szybkim ruchem rozpięła go chwytając w dłoń nabrzmiały dowód jego pożądania. Zajęczał kiedy poczuł jej delikatne dłonie dotykające go w taki sposób….chryste…..gotów był spalić się tu na popiół. Coraz trudniej było mu się opanować. A ona jeszcze robiła z nim co chciała. Szybkimi ruchami pozbył się reszty ubrań, jednym ruchem zerwał z żony koronkowe majteczki i ułożył się między jej udami. Pochylił się wciąż całując każdy centymetr jej ciała. Ujął jej kark i pocałował zachłannie wypełniając ją sobą. Jęknęła przygryzając jego wargę. Wbił się w nią głęboko i zaczął się poruszać. Najpierw powoli sycąc się jej ciałem, przypominając sobie każdy najdrobniejszy szczegół. Po chwili jednak oboje byli na skraju wytrzymałości. Lucia przyciągnęła go mocniej do siebie a Pablo nie hamując się dłużej przyspieszył tempa. Wiedział, że następny dzień nie przyniesie nic dobrego. Wiedział, że będą znów drzeć ze sobą koty, ale chwile jakie spędzali ze sobą w tym pokoju dawały mu nadzieję na polepszenie stosunków między nimi. Nie pragnął więcej…. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:42:32 26-11-11 Temat postu: |
|
|
Piękny odcinek! Jak tylko zobaczyłam [+18] od razu pomyślałam o głównych bohaterach, no bo o kim innym? ;D Przecież oni się nadal, wciaż kochają. Niech sobie mówią co chcą, ale to akurat widać. Chociaż dobrze wiemy, że po tym i tak nie będzie kolorowo. Aaa.. i wprowadziłaś ciekawy wątek Sergia i Fer, hm.. zaskoczyło mnie to co się dowiedzieliśmy w tym odcinku. Chyba nie tylko Pablo i Lucia będą się na nowo zmagać ze swoimi uczuciami... Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:32:25 26-11-11 Temat postu: |
|
|
Jak zobaczyłam napis "+18" to pomyślałam o głównych bohaterach, potem pomyślałam, że to chyba niemożliwe, a potem w końcu zaczęłam czytać No i proszę - jednak Pablo i Lucia. Iskrzy między nimi tak, że cholernie żal by było, gdyby jednak nie znaleźli wspólnego języka. Wiem, że jeszcze daleka i kręta droga do tego, ale liczę na happy end Cudny odcinek :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:21:53 29-11-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za komentarze
Aguś co do tego masz całkowitą rację. Długa droga do ich ewentualnego szczęśliwego zakończenia. Wszystko zacznie się komplikować bardziej niż jest w tej chwili
Menny - kochana w stu procentach mogę się z Tobą zgodzić co do wątka Sergia i Fer. Wszystko powoli zacznę wyjaśniać, ale nie tylko główni bohaterowie będą zmagać się ze swoimi uczuciami w końcu to karuzela nie?
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:31:14 14-12-11 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 8
Lucia wsiadła do taksówki i przez całą drogę do domu patrzyła bez słowa w okno. Musiała natychmiast wydostać się z hotelu, zanim Pablo zdążył by się obudzić. Wiedziała, że miniona noc była poważnym błędem. Nie powinna była pozwolić by to co zaszło między nią a Pablem w ogóle miało miejsce. Przecież się rozwodzili. Każde z nich miało swoje życie. A na Pabla w domu czekała Ruth. Nie znała jej dobrze. Widziała ją raz czy dwa. Kilka razy zamieniła z nią parę słów na jakimś bankiecie zanim wyjechała. Pamiętała jak bardzo cierpiała kiedy dowiedziała się o zdradzie Pabla. Pamiętała co czuła i jak mocno go nienawidziła za to co jej zrobił. Nie chciała by ta kobieta, jakakolwiek jest, czuła to samo co ona. Nikt nie zasłużył na takie traktowanie. Nikt nie zasłużył na ból zdrady. A teraz przespała się z Pablem powtarzając historię. Jak mogła okazać się taka głupia. Jak mogła mu na to pozwolić. Wróciła tylko i wyłącznie dla matki i ojca. Nie miała zamiaru burzyć niczyjego życia. Nie chciała być przyczyną niczyich kłopotów. Nie chciała mieszać w życiu Pabla, który zdążył je sobie ułożyć po swojemu. Po dziś dzień bolało ją to, że ją zdradził. Do dzisiaj nie zmieniła zdania o rozwodzie. Mimo iż bardzo go kochała nie była w stanie znów mu zaufać. Nie teraz kiedy kobieta , z którą ją zdradził jest tak blisko. Nie teraz kiedy ułożył sobie życie właśnie z tą kochanką. Nie chciała i nie mogła dłużej zwlekać. Ta dzisiejsza noc niczego między nimi nie zmieni. Oboje zawiedli. To co było między nimi dawno się skończyło. Przeczesała włosy palcami a po jej policzku popłynęła samotna łza. Otarła ją szybko wierzchem dłoni. Musiała się w końcu wziąć w garść i przestać o nim myśleć. Wiedziała, że z tej nocy nie wyniknie nic dobrego. Pragnęła go – owszem. Chciała ostatni raz poczuć jego ciało i to niedorzeczne pragnienia skomplikuje jeszcze bardziej i tak trudne relacje między nimi. Mimo iż tęskniła, nie potrafiła mu wybaczyć. To wszystko zbyt mocno bolało. Zdawała sobie sprawę, że teraz mogła zrobić tylko jedną rozsądną rzecz. Wyjęła telefon z torebki i wycierając mokre od łez policzki wybrała numer.
- Mecenas Silva? – pociągnęła nosem – możemy się spotkać za godzinę w firmie? Proszę zabrać ze sobą dokumenty…..tak mecenasie……świetnie, do zobaczenia……
***
- Dziękuję mecenasie, że tak szybko pan przyjechał – uśmiechnęła się blado wychodząc z adwokatem ze swojego gabinetu.
- Żaden problem pani Lucio – spojrzał na nią z troską – jest pani pewna tego co chce pani zrobić? – zapytał przyglądając jej się uważnie- może uda się coś jeszcze naprawić – Lucia pokręciła głową i krzyżując ręce na piersi wbiła wzrok w okno.
- Tak będzie dla nas najlepiej – powiedziała cicho i spojrzała na mecenasa. W tym samym momencie zauważyła jak Pablo wysiada z windy. Ubrany był cały czas w ten sam garnitur co wieczorem. Na twarzy pojawił się delikatny zarost, ale to oczy przykuły jej uwagę. Ciskały piorunami, zacisnął szczękę i szedł zdecydowanym krokiem w jej stronę. Dziękowała Bogu za to, że ojciec zdecydował się umieścić swój gabinet na końcu długiego korytarza. Mecenas podążył za jej spojrzeniem i uniósł brew.
- To ja już pójdę – powiedział i podał Lucii dłoń.
- Jeszcze raz dziękuję – uścisnęła mu dłoń i uśmiechnęła się lekko. Kiedy mecenas Silva ruszył korytarzem Lucia weszła do gabinetu i trzasnęła za sobą drzwiami. Wiedziała, że Pablo i tak wejdzie, ale przynajmniej w taki sposób mogła się od niego na moment odciąć i dać mu tym samy do zrozumienia, że nie chce go widzieć. Podeszła do biurka i przymknęła oczy. Pablo wparował do biura i trzasnął drzwiami. Lucia aż podskoczyła, ale nie odwróciła się w jego stronę. Wbiła tylko wzrok w teczkę z papierami rozwodowymi, które przyniósł mecenas.
- Co to do cholery ma znaczyć – zapytał wściekły. Lucia odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy.
- „to” znaczy co? – zapytała krzyżując ręce na piersi. Pablo nie spuszczał z niej gniewnego wzroku.
- Uciekłaś dziś rano. Zostawiłeś mnie samego, bez słowa. uważasz, że powinienem skakać ze szczęścia? - wbił w nią pełne bólu spojrzenie. Lucia odwróciła wzrok i odetchnęła głęboko. Nie sądziła, że to spotkanie będzie dla niej takie trudne.
- To był błąd – wyszeptała. Pablo podszedł do niej i wsunął palec pod jej brodę zmuszając by na niego spojrzała – chwila mojej słabości, nic więcej – dodała cicho, a jej oczy zaszkliły się od łez.
- Nie wierzę ci – odparł kciukiem gładząc jej policzek – nie zaprzeczysz, że wciąż coś do mnie czujesz – dodał – widziałem w twoich oczach co innego. Czułem….
- Nie przeczę – odparła gwałtownie – ale to nie znaczy, że chce to czuć – powiedział i sięgnęła po teczkę podając mu ją.
- Co to jest? – zapytał uważnie jej się przyglądając. Nie odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Otworzył teczkę i zamarł. Zmarszczył brwi i spojrzał jej w oczy z furią i bólem, którego nie potrafiła znieść. Odwróciła wzrok.
- Papiery rozwodowe? – rzucił groźnie – najpierw się ze mną pieprzysz, a teraz dajesz mi to? To jakiś żart? Zemsta?
- Nie mów tak. Na nikim się nie mszczę – powiedziała zdławionym głosem.
- Czyżby? Wróciłaś tylko po to by znowu namieszać mi w życiu? – zapytał i zaśmiał się nerwowo – Chryste….każdego dnia tęskniłem za tobą. Błagałem Boga byś wróciła, a kiedy w końcu ułożyłem sobie życie ty znów wracasz i od nowa mnie niszczysz – rzucił teczkę na biurko patrząc jej w oczy – chciałbym cię znienawidzić. Pragnę tego, ale w przeciwieństwie do ciebie zbyt mocno cie kochałem – warknął, a po policzku spłynęła mu samotna łza.
- Nie masz pojęcia jak mocno cie kochałam. Nie wiesz co przeżyłam gdy dowiedziałam się, że mnie zdradzasz. Nie mów mi o miłości, bo gdybyś mnie kochał to byłbyś mi wierny.
- Jak długo będziesz to jeszcze wyciągać? – zapytał z bólem. Przeczesał włosy palcami i cofnął się o krok – w porządku….jeśli zdecydujesz się na naszą współpracę, to łączyć nas będą jedynie interesy. Nigdy więcej cie nie dotknę – wysyczał i patrząc na nią ostatni raz wyszedł trzaskając drzwiami. Lucia opadła bezwładnie na fotel i ukryła w twarz w dłoniach. Dlaczego wszystko musi się walić…
***
Fer od jakiejś godziny leżała w łóżku i gapiła się bez powodu w okno. Wokół łóżka porozrzucane były chusteczki higieniczne, kieliszek wina i zdjęcia. Teraz chociaż bardzo by chciała nie mogła wylać więcej łez. Przez całą noc niczego innego nie robiła. Nie sądziła, że spotkanie z Sergio tak wytrąci ją z równowagi. I to jego aroganckie zachowanie. Zupełnie jakby była jego własnością. Tak jakby miał do niej jakieś prawa. A nie miał. Już nie. Stracił je rok temu kiedy oskarżył ją o kłamstwo. Wtedy kiedy nie uznał dziecka jakie nosiła pod sercem. Nienawidziła go za to. Nie chciała go znać, więc wyjechała. Dopiero wtedy rozpętało się w jej życiu piekło. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie bardziej cierpieć niż tego dnia kiedy powiedziała Sergio, że jest z nim w ciąży. A jednak los miał dla niej inny plan. Plan, który na zawsze zmienił nie tylko jej życie, ale ją samą. Tamta Fernanda umarła razem z jej dzieckiem. Wiedziała, że już nigdy nie będzie taka jak kiedyś. Nigdy już nie pozwoli tak się upokorzyć. Nikomu. A tym bardziej Sergio. Zniszczył jej życie. Zniszczył jej szczęście. Nienawidziła go całym sercem. Nienawidziła go i kochała jednocześnie co doprowadzało ją do szału. Nie chciała się z nim spotkać i miała cichą nadzieję, że nie będzie go na tej imprezie. Myliła się. Myliła się jeszcze bardziej skoro uważała, że poradzi sobie z tym spotkaniem. Nie udało jej się. Wszystko co starała się zapomnieć i o czym starała się nie myśleć wróciło i to ze zdwojoną siłą.
Otarła łzę wierzchem dłoni i przymknęła oczy. Musiała odpocząć. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Westchnęła tylko, ale nie wstała. Sięgnęła po poduszkę i zakryła nią twarz by nie słyszeć kolejnego pukania i dzwonka. Kiedy wszystko w jednej chwili ucichło odrzuciła poduszkę na środek pokoju i usłyszała szczęk otwieranego zamka. Usiadła gwałtownie i zaczęła nasłuchiwać jak ktoś próbuje dostać się do mieszkania. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś do obrony, ale niczego nie dostrzegła. Ostrożnie zeszła z łóżka i ruszyła do salonu.
- Fer? – usłyszała znajomy głos, a jej serce podeszło do gardła.
- To niemożliwe – wyszeptała do siebie i powoli weszła do salonu. W pokoju stał nie kto inny jak Sergio – co ty tu robisz? – zapytała wściekła – jak tu wszedłeś? – patrzyła na niego wyczekująco.
- Przez tyle czasu nie zmieniłaś zamków – zauważył i uniósł dłoń w której trzymał jej klucze, które dała mu jeszcze kiedy się spotykali.
- Zostaw klucze i wyjdź – powiedziała ostro i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie odbierałaś telefonów, nie dałaś znaku życia od wczoraj. Martwiłem się – powiedział szczerze. Fernanda uniosła znacząco brew i prychnęła podchodząc do niego i wyrywając mu pęk kluczy.
- Żyje – warknęła – a teraz możesz już zostawić mnie samą – powiedziała i otworzyła drzwi wbijając w niego zaszklony wzrok. Sergio podszedł do niej powoli, ale zamiast opuścić mieszkanie zamknął drzwi i spojrzał jej w oczy.
- Musimy porozmawiać – powiedział. Fer prychnęła i podeszła do okna.
- Wydaje mi się, że nie mamy o czym rozmawiać – warknęła i oparła się o parapet dłońmi. Sergio stanął za nią i oparł się dłonią i ścianę tuż przy jej głowie.
- A mnie się wydaje, że jednak mamy o czym rozmawiać. Chociażby o naszym dziecku – zaczął. Fernanda jak smagnięta biczem odsunęła się od niego gwałtownie i przeszła przez pokój by znaleźć się jak najdalej od niego.
- Nie ma naszego dziecka – powiedziała najostrzej jak umiała a jej oczy zaszkliły się od łez – więc nie mamy o czym rozmawiać. Odejdź i przestań mnie dręczyć – warknęła i spojrzała mu w oczy.
- Co się właściwie stało? – zapytał cicho – usunęłaś je? – Fernanda rzuciła mu pełne bólu i pogardy spojrzenie.
- A co cie to obchodzi? – zapytała wściekła – dla ciebie chyba powinno być ważne, że go nie ma i nie musisz się niczym martwić.
- Nie bądź niesprawiedliwa…. – zaczął
- Ja jestem niesprawiedliwa? Chyba kpisz – wyrzuciła mu – dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie dosięgam ci nawet do pięt. Że ty wielki dziedzic fortuny seniora rodu nie możesz mieć dziecka z kimś takim jak ja. Z córką zwykłego lekarza – zarzuciła mu a jej oczy ciskały piorunami – spokojnie, wiem, że za wysokie progi na moje nogi. Nie ma więc dziecka i zakończmy już ten temat – odparła z bólem z głosie. Wyjęła papierosa z paczki leżącej na ławie i odpaliła go wypuszczając strużkę dymu.
- Nie mów tak Fer…. – zaoponował z goryczą w głosie i ruszył w jej stronę – byłem wtedy niedojrzałym dupkiem, dzieciakiem dla którego liczyła się zabawa i fortuna ojca, ale….
- Ale co? – spojrzała na niego wyczekująco – teraz cudownie cie olśniło? – zakpiła – przykro mi, ale za późno. Rok temu potrzebowałam mężczyzny, który podjął by odpowiedzialną decyzję. Mogłam mieć tylko do siebie pretensje, że poszłam do łóżka z gówniarzem i oczekiwałam, że zachowa się jak facet – warknęła.
- Fer dlaczego nie starasz się zrozumieć w jakim byłem położeniu? Nie znasz mojego ojca, nie wiesz co on byłby w stanie zrobić ze mną, z tobą…. Z dzieckiem – dodał w bólem.
- Więc jedynym wyjściem było zarzucenie mi, że puściłam się z pierwszym lepszym i ciebie chce złapać na dzieciaka, tak? – parsknęła śmiechem, w którym zamiast wesołości była namiastka goryczy i bólu.
- To nie tak….. – chciał wyjaśnić, ale zgromiła go wzrokiem.
- Odpuść sobie – zgasiła papierosa – teraz nic nas już nie łączy. Nie chce cie znać, rozumiesz? Nie chce cie więcej widzieć, wiec odejdź i daj mi w końcu spokój – powiedziała łamiącym się głosem. Odwróciła się by ukryć płynące po policzkach łzy. Próbowała z całych sił się trzymać, ale nie było ta wcale takie łatwe kiedy Sergio stał przed nią i przypominał jej wszystkie te chwile kiedy byli razem. Nagle poczuła jak staje za jej plecami.
- Fer… wybacz mi błagam – powiedział cicho i objął jej ramiona dłońmi. Zadrżała kiedy znów poczuła jego ciepło. Odwróciła się do niego patrząc z nienawiścią.
- Jeżeli chcesz mieć czyste sumienie, to w porządku. Odpuszczam ci twoje grzechy, a teraz odczep się ode mnie.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytał poważnie – naprawdę sądzisz, że proszę ci o wybaczenie bo nie mogę spać po nocach? Naprawdę sądzisz, że nigdy nic do ciebie nie czułem? Że byłaś kolejną zabawką w moich rękach?
- To nie jest już dla mnie ważne, odejdź – powiedziała i chciała go wyminąć, ale chwycił ją w tali.
- Nigdy nie kłamałem kiedy mówiłem co do ciebie czułem. Byłem z tobą szczęśliwy, nawet jeśli trwało to krótko. Po raz pierwszy w życiu, związać się z kimś na poważnie – dotknął jej policzka i pogładził go delikatnie. Przymknęła oczy i przełknęła kolejne łzy – nie mogłem przestać o tobie myśleć. Próbowałem się nawet z tobą skontaktować. Fer ja….. – pochylił się pomniejszając dzielącą ich odległość. Fernanda poczuła na policzku jego gorący i przyspieszony oddech. Czuła jego zapach, który zawsze przyprawiał ją o zawrót głowy. Czuła jego silne ramiona obejmujące jej wątłe ciało i zobaczyła……sceny z tamtego feralnego dnia. Wyraz jego twarzy i słowa, który cięły niczym nóż. Odsunęła się od niego i uderzyła w twarz.
- Nigdy więcej tego nie rób – warknęła – wynoś się stąd i zostaw mnie w spokoju – dodała ukrywając twarz w dłoniach. Opadła na fotel i zaczęła szlochać – błagam cię, daj mi spokój. Sergio patrzył na nią pełnymi bólu oczami. Przeczesał włosy palcami i powoli wycofał się opuszczając jej mieszkanie i zamykając za sobą drzwi. Kiedy wyszedł Fer rozkleiła się na dobre. Popełniła ogromny błąd kiedy postanowiła wrócić. Powinna była zostać w Californii.
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 23:49:14 14-12-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:56:15 17-12-11 Temat postu: |
|
|
Jestem i tutaj
Biedna Lucia. Pablo to dupek jakich mało... najpierw sam wszystko zepsuł a teraz zwala wszystko na nią. A Sergio? Wcale nie lepszy. Obaj tacy biedni i pokrzywdzeni przez los... ale jakoś nie potrafię im współczuć. Lucia i Fer powinny ich posłać gdzie pieprz rośnie. Problem w tym, że wciąż coś do nich czują i tak czy owak będą cierpieć.
No nic, czekam na kolejne porcje Twojej twórczości :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:59:35 17-12-11 Temat postu: |
|
|
Faceci są po prostu tacy sami. I chyba sami nie wiedzą czego chcą bardziej niż kobiety. A mówią, że jest inaczej. Niech raz pomyślą, jak Lucia i Fer się czuły po tych wydarzeniach. Fakt, obie zostały skrzywdzone inaczej, ale to Pablo i Sergio zawinili. Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|