|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:01:37 14-02-12 Temat postu: |
|
|
Jej, mam taki talent do opuszczania odcinków, grr...
Wszystko układa się dobrze i nagle trach! Nie wiem jak ty to robisz.
Lucia nigdy nie przestała kochać męża i wszyscy to widzą, choć bardzo starała się tego nie pokazać. Cieszę się, że Pablo zdecydował się na twarde postawienie sprawy i nie dał Lucii żadnego wyboru, by mogła mu odmówić. Nie było idealnie, ale udowadniał jej że mu zależy i że może na niego liczyć.
Pocałunek w ostatnim odcinku, tyle namiętności i pasji! I trach Lucy słyszy parę słów za dużo i całe zaufanie pryska jak bańka mydlana.
Nadal mam nadzieję, że uda im się odbudować to, co między nimi było.
Aaa, w scence Fer i Sergia, wow, ogień nie kobieta
Czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:01:42 14-02-12 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam Twoje opowiadania i Twój styl pisania.
Czytam od dawna, ale dopiero teraz zdobyłam się na komentarz.
Naprawdę szkoda mi Luci. mogło być już tak pięknie , a tu bum. No cóż mam nadzieję, że jeszcze zdoła wybaczyć Pablowi, le to twoje opowiadanie.
Czekam na następny odcinek. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:52:42 20-02-12 Temat postu: |
|
|
Dziękuję wszystkim za komentarze zwłaszcza tym, którzy czytają i nie komentują na bieżąco, cieszę się, że jednak znalazłyście czas by wpaść i wrzucić koma
W sumie to nie wiem jeszcze jak to będzie z Lucią i Pablo. Czy dziewczyna tak łatwo mu wybaczy, bo muszę się przyznać bez bicia, że wszystko piszę na bieżąco. Mam zarys końca opowiadania, no ale do tego jeszcze trzeba jakoś doprowadzić
Zobaczymy jak to będzie, a nowy odcinek nie wiem kiedy wstawię i nie będę nic obiecywać, bo jak to u mnie ostatnio bywa, z czasem krucho |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:35:00 20-02-12 Temat postu: |
|
|
Jestem, czytam i przepraszam za brak komentarzy, ale jakoś tak... oh, absolutnie nic mnie nie usprawiedliwia, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz
Już myślałam, że między Lu i jej mężem wszystko w końcu zacznie się układać, a tu nagle trach... Prawdziwa karuzela Ale to dobrze, bo lubię jak się dużo dzieje, a u Ciebie nigdy nie mogę narzekać na nudę ^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:32:30 21-02-12 Temat postu: |
|
|
Oczywiście, że wybaczę. Ja ostatnio wcale nie jestem lepsza
Ale cieszę się, że nie nudzisz się (przynajmniej jak na razie ) czytając moją "twórczość" Mam nadzieję, że sie nie zawiedziesz przy kolejnych odcinkach nie wiem jeszcze kiedy wstawię kolejny, bo na razie mam wenę na co innego |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:47:16 12-03-12 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 16
- Obiecała Pani stosować się do moich zaleceń – upomniał siwowłosy mężczyzna patrząc na Lucię spod gęstych siwych rzęs. Lucia odetchnęła głęboko i przymknęła oczy.
- Wiem, panie doktorze – przyznała skruszona i położyła dłoń na zaokrąglonym brzuchu – czy wszystko w porządku? – zapytała patrząc na niego uważnie. Mężczyzna przyglądał jej się przez chwilę po czym położył silną dłoń na jej ręce.
- Musi pani na siebie uważać – powiedział i uśmiechnął się łagodnie. Uniósł wzrok kiedy w salonie pojawił się Pablo – nie może się pani denerwować pani Lucio, powinna pani dalej zażywać witaminy, które pani przepisałem, a poza tym zapraszam na badanie kontrolne – powiedział i spojrzał znacząco na Pabla. Stał przy kanapie i milczał. Lekarz zauważył jedynie, że mocno zacisnął szczęki, bo mięsień zaczął mu drgać – na dzisiaj to tyle – powiedział i pochował sprzęt do badań do swojej torby, po czym wstał z kanapy.
- Odprowadzę pana doktorze – zaproponował Pablo i pochylił się nad uchem Lucii – a my musimy porozmawiać – wyszeptał i ruszył do drzwi.
- Do widzenia pani Lucio – pożegnał się. Dziewczyna skinęła mu lekko głową z uśmiechem.
- Panie doktorze proszę mi powiedzieć co tak naprawdę się dzieje – poprosił Pablo kiedy znalazł się z mężczyzną za zamkniętymi drzwiami. Lekarz spojrzał na niego uważnie przyglądając mu się przez chwilę.
- Pańska żona musi bardzo na siebie uważać. Niedobory żelaza i to w takiej ilości w jej stanie mogą być niebezpieczne. Nie chciałem jej tego mówić, bo nie należy jej niepotrzebnie martwić. Poza tym przepisałem pani Lucii żelazo do zażywania. Powinno wystarczyć, ale muszę zrobić badania by być w stu procentach pewnym – powiedział i zamyślił się na moment. Pablo zmarszczył brwi.
- Mimo to nie jest pan do końca spokojny – zauważył. Mężczyzna skinął powoli głową i spojrzał mu w oczy.
- Martwi mi to jak pańska żona znosi ciążę. Spotkałem się z wieloma przypadkami, ale Pani Lucia jest strasznie słaba. Zauważył pan coś niepokojącego w ostatnim czasie? – zapytał. Pablo przeczesał włosy palcami.
- To samo co pan doktorze już powiedział. Jest bardzo słaba. Mdleje, ma zawroty głowy. Poza tym nigdy nie widziałem by była tak blada. Czasem….. – zaczął, ale nie zagryzł zęby, bo nie był w stanie powiedzieć tego na głos. Nie chciał dopuścić do siebie takie możliwości. Przymknął powieki i pokręcił głową delikatnie.
- Panie Fonseca proszę się nie martwić na zapas – powiedział lekarz kładąc Pablo dłoń na ramieniu – proszę się zająć żoną. Dbać o to by odpoczywała, dobrze się odżywiała i nie stresowała. Ten okres ciąży jest najważniejszy – uśmiechnął się – muszę zobaczyć wyniki badań a dopiero później będziemy myśleć co dalej – dodał. Pablo skinął jedynie głową – gdyby coś się działało proszę dzwonić. Do widzenia – pożegnał się i wyszedł. Pablo odetchnął głęboko i ruszył do salonu. Kiedy tam wszedł Lucia siedziała na kanapie z przymkniętymi oczami i gładziła swój zaokrąglony brzuch. Uśmiechnął się na ten widok, ale tak samo jak radość zagościła w jego sercu, poczuł ból. Odkąd Lucia była w ciąży, nie czuł nawet jednego ruchu swojego dziecka. Pragnął tego od bardzo dawna. Chciał położyć dłoń na jej brzuchu i doświadczać tego samego co ona. Nie chciał wiele, ale wiedział, że teraz kiedy między nimi nie działo się dobrze nie miał nawet prawa by o to prosić. Zaklął pod nosem i zacisnął pięść. Byli tak blisko by znaleźć porozumienie, a Lucia dowiedziała się jak zgodził się pomóc jej rodzinie. Powinien był jej powiedzieć. Powinien był zrobić to od razu. Ale nie, musiał unieść się dumą. Przecież stwierdził, że to niczego nie zmieni. Być może wtedy nie, ale teraz? Kiedy mieli szanse na to by zacząć wszystko od nowa, to co ukrył przed żoną miało ogromne znaczenie.
- Chce wrócić do domu – usłyszał cichy głos Lucii. Patrzyła na niego tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczami.
- Lucy…
- Chce wrócić do domu – powtórzyła z naciskiem – to wszystko nie ma sensu, ja już dłużej tak nie mogę – powiedziała łamiącym się głosem.
- Nie możesz teraz być sama. Jesteś słaba potrzebujesz ciągłej opieki…..
- Nie możesz mnie pilnować przez całą dobę. Masz na głowie firmę, ja poradzę sobie sama – powiedziała i spojrzała na niego z determinacją. Wiedział, że nie wygra tego starcia. Lucia podjęła decyzję i nic nie odwiedzie jej od tego by od niego uciec. Przegrał. Po raz kolejny.
- To nie jest rozsądne – zaczął, ale zgromiła go wzrokiem.
- Nie będę z tobą dłużej mieszkać, zrozum. Nie chce, nie mogę….. – powiedziała i zakryła dłonią usta – Pablo przestańmy się dręczyć. Nie mogę ci już zaufać. Próbowałam. Starałam się. Miałam nawet nadzieję, że zaczniemy wszystko do nowa, ale ty znów mnie okłamałeś. Zawiodłeś moje zaufanie i teraz ja już nie potrafię….. – powiedziała ale głos jej się załamał.
- Dlaczego nie chcesz zrozumieć dlaczego to zrobiłem? Miałem odmówić twojemu ojcu? Powiedzieć ci kiedy spotkaliśmy się po roku, że pomagam ci bo chce Cie odzyskać? Na litość boską Lucy, ja sam tego wtedy nie wiedziałem – powiedział szczerze – zgodziłem się pomóc tobie, bo zawsze byłaś dla mnie najważniejsza. Nawet kiedy nie byliśmy razem nie mogłem przestać o tobie myśleć. Nie potrafiłem wyrzucić cie z życia, z myśli z serca. Zrobiłem to, bo chciałem znów znaleźć się blisko ciebie a kiedy mi się to udało uświadomiłem sobie, że nie chce żadnego rozwodu, że przez ten rok nigdy o tobie nie zapomniałem – Lucia spojrzała mu w oczy ale milczała – przez wszystkie lata kiedy byliśmy razem robiłem wszystko byś była szczęśliwa. Pragnąłem spełniać twoje marzenia i życzenia. To było jedno z nich. Mylę się? – zapytał cicho. Lucia pokręciła głową i wstała.
- Nie mylisz się. Zrobiłam bym wszystko, żeby uratować firmę, dom i winnicę. Ale my cały czas popełniamy błędy. Widocznie nie jest nam pisane bycie razem. Może….. sama już nie wiem – powiedziała.
- Powiedz, że mnie nie kochasz a nigdy więcej nie będę ci się naprzykrzać. Zaopiekuję się Tobą i dzieckiem, tego możesz być pewna ale nie będę starał się już cie odzyskać. Zostawię cie w spokoju tak jak tego pragniesz – powiedział patrząc na nią uważnie i z bólem z głosie – tylko powiedz, że już mnie nie kochasz – Lucia uniosła zaszklony wzrok a samotna łza spłynęła jej po policzku.
- Pablo to niczego nie zmienia – wyszeptała – nie widzisz, że ranimy siebie nawzajem? – zapytała. Pablo milcząc podszedł do niej i odgarnął jej włosy za ucho patrząc w oczy – Pablo…… - wyszeptała kiedy poczuła na swoich ustach jego gorący oddech. Nie miała siły by się odsunąć. Nie potrafiła tego zrobić. Zbyt mocno tęskniła mimo, że bardzo ją zranił. Po raz kolejny. Poczuła na swoich ustach jego miękkie i chłodne wargi. Musnął jej usta swoimi, ale odsunęła się w ostatniej chwili. Wiedziała, że jeśli pozwoli na cokolwiek więcej nie będzie w stanie mu się oprzeć – nie chce cie znienawidzić – powiedziała i spojrzała mu w oczy – może nadal cie kocham, może nadal jesteś dla mnie ważny, ale jeżeli dłużej będziemy się ranić znienawidzimy się równie mocno. Nie chce tego – dodała szczerze – mamy mieć dziecko i to ono będzie cierpiało silniej od nas.
- Nie musi tak być.. Lucy, przecież …. – Lucia nie dała mu skończyć. Pokręciła głową i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość.
- Nie wrócę z tobą do domu – powiedziała stanowczo. Pablo spojrzał na nią i milczał przez chwilę.
- W takim razie zostań tu – powiedział – zamieszkaj z moimi rodzicami – poprosił – oni i tak cie uwielbiają a będziesz miała opiekę i pomoc kiedy będziesz tego potrzebować. Postaram się też nie zakłócać zbytnio twojego spokoju – powiedział i spojrzał udręczonym wzrokiem w okno.
- W porządku – odpowiedziała bezradnie – jeżeli twoi rodzice się zgodzą.
- O to nie musisz się martwić – powiedział i spojrzał jej w oczy – wieczorem przywiozę twoje rzeczy – zakomunikował.
- Dziękuję – powiedziała tylko, ale Pablo już nic nie odpowiedział. Patrzył na nią przez chwilę z tak wielkim bólem w oczach, że miała ochotę zapomnieć o wszystkim, podejść do niego i mocno przytulić. Nie zrobiła tego jednak. Wiedziała, że musi przemyśleć sobie wiele spraw, zastanowić się nad tym co dalej.
- Dajmy sobie czas Pablo – poprosiła cichutko – przemyślmy wszystko, a kiedy urodzi się nasze dziecko zdecydujemy co dalej – dodała.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, zadzwoń proszę – odparł tylko i patrząc na nią ostatni raz ruszył do wyjścia. Lucia opadła na kanapę i zaczęła płakać. Pablo zanim wyszedł usłyszał jej cichy szloch. Szloch, który rozdzierał mu serce. Szloch który wbijał się niczym ostrze w jego ciało. Podszedł do drzwi i położył dłoń na klamce. Łzy ugrzęzły mu w gardle. Mimo iż musiał, nie miał siły wyjść stąd. Chciał zostać tu z Lucią, ale to co zaproponował było najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Oparł czoło o drzwi a samotna łza spłynęła mu po policzku. Nie sądził, że tak mocno ją kochał. Nie przypuszczał, że tak mocno będzie za nią tęsknił, ale Lucia miała rację. Jeżeli będą się dłużej dręczyć to w końcu się znienawidzą a tego nie chciał za nic w świecie.
- Pablo? – usłyszał za sobą delikatny głos siostry. Spojrzał na nią.
- Zajmij się Lucią. Zostanie u was – rzucił tylko i wyszedł trzaskając drzwiami. Elena wpatrywała się dłuższy czas z drzwi za którymi zniknął jej brat. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie musiała pomóc Pablo. Wiedziała, że teraz bardziej niż czegokolwiek potrzebował jej wsparcia, nawet jeśli się do tego nie przyznał. Nie miała więc wyjścia jak zrobić wszystko by pomóc bratu odzyskać żonę. Nie mogła postąpić inaczej.
***
- Cześć – Elena weszła do gabinetu, w którym siedział Santiago i ruszyła w stronę biurka.
- Cześć – uśmiechnął się i oparł się wygodnie w fotelu patrząc na nią błyszczącymi oczami – a co cie do mnie sprowadza o tak wczesnej porze – zapytał ze śmiechem. Elena przewróciła teatralnie oczami i podała mu teczkę – co to? – zapytał patrząc na nią. Uśmiechnęła się ukazując dwa urocze dołeczki w policzkach.
- Sam zobacz – poleciła. Santiago otworzył teczkę o obejrzał zawarte w niej materiały. Po chwili spojrzał na Elenę z niedowierzaniem i uznaniem w oczach.
- Chyba żartujesz – uśmiechnął się – przygotowałaś całą kampanię reklamową firmy Lucii?
- Mówiłeś, że to pilne, więc zrobiłam co się dało – powiedziała i skinęła głową na teczkę – nadaje się?
- Nie żartuj błagam – zaśmiał się serdecznie – to jest świetne – odparł – fakt, że mówiłem, że to pilne, ale nie sądziłem, że tak szybko się z tym uporasz – przyznał – Lucia to widziała? – zapytał przeglądając foldery.
- Nie – odparła Elena i posmutniała. Santiago uniósł wzrok znad teczki i przyjrzał się dziewczynie. Odwróciła wzrok i zapatrzyła się w okno.
- Co się stało? – zapytał Santiago i wstał podchodząc do niej. Westchnęła.
- Chodzi o Pabla i Lucię – przyznała. Santiago oparł się o biurko i skrzyżował ręce na piersi po czym skinął głową dając jej znak, że słucha – nadal bardzo mocno się kochają a ja mam wrażenie, że nie umieją o siebie zawalczyć. Kiedy patrzę na Lucię i swojego brata to serce mi kraje. Przecież oni oboje cierpią. Ranią się nawzajem kiedy tylko się rozstają a teraz znów się rozeszli.
- Wiem, Lucia do mnie dzwoniła – przyznał – nie powiem, że Pablo postąpił mądrze ukrywając przed nią kilka istotnych faktów, ale Lucia też działa zbyt pochopnie. Myślę jednak, że ona już nie potrafi inaczej. Boi się tego, że kiedy znów się otworzy to Pablo ją zrani i woli go od siebie odsunąć.
- Nie wiem które z nich popełnia większe błędy – powiedziała i pokręciła głową – nie mogę patrzeć na ich ból. To co ich łączyło było zbyt piękne by teraz miało się rozpaść tak po prostu – powiedziała samotna łza spłynęła jej po policzku. Santiago przyciągnął ją łagodnie do siebie i przytulił – widziałam jak się w sobie zakochiwali. Wśród znajomych uważani byli za parę idealną. Wierzyłam, że tak będzie już zawsze. Zazdrościłam im takiej miłości. Rzadko coś takiego się trafia – przyznała i spojrzała na Santiago.
- Nie wiem czy my możemy coś zrobić – zauważył – Pablo i Lucia są dorośli i ono muszą za sobą zatęsknić, zrozumieć, że nadal się kochają i nie mogą bez siebie żyć. Nie zrobimy nic na siłę – powiedział i odgarnął jej włosy za ucho – wiem, że chciałabyś żeby się zeszli. Pragniesz ich szczęścia tak samo jak ja. Lucia jest dla mnie jak siostra i kocham ją całym sercem, ale nie mogę nic zrobić jeśli ona sama nie będzie tego chciała. Teraz możemy tylko przy nich być i czekać. To oni muszą podjąć decyzję Elena.
- Wiem, doskonale zdaje sobie z tego sprawę – powiedziała i otarła policzki mokre od łez – wracam do pracy – uśmiechnęła się blado – obejrzyj te materiały i jak będziesz miał jakieś wskazówki to jestem u siebie – rzuciła i ruszyła do drzwi.
- Elena… - zawołał Santiago. Dziewczyna zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła w jego stronę.
- Tak? – chłopak odepchnął się od biurka i ruszył w jej stronę.
- Chciałbym czegoś spróbować – powiedział. Wyciągnął dłoń i delikatnie chwytając Elenę za kark przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach delikatny, ale namiętny pocałunek. Muskał jej usta w czułej pieszczocie, badając, poznając, smakując. Po chwili oderwał się od niej i spojrzał jej w oczy z delikatnym uśmiechem.
- Teraz możesz już iść – powiedział. Elena uśmiechnęła się promiennie i bez słowa wyswobodziła się z jego objęć po czym wyszła uśmiechając się do siebie. |
|
Powrót do góry |
|
|
natalka0125 Mocno wstawiony
Dołączył: 25 Sie 2011 Posty: 6301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:38:58 17-03-12 Temat postu: |
|
|
kolejny odcinek świetny czekam na next |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:48:46 25-03-12 Temat postu: |
|
|
Myślałam, że będę tu miała większe zaległości, ale okazuje się, że tylko jeden odcinek mi umknął Pablo i Lucia nadal nie mogą dojść do porozumienia, dobrze przynajmniej, że zgodziła się zostać u jego rodziców, bo to chyba jedyne rozsądne wyjście z tej sytuacji. Mam nadzieję, że w końcu uda im się odbudować to, co zniszczyli, a kiedy maluch przyjdzie na świat, stworzą naprawdę szczęśliwą i kochającą się rodzinę.
Nurtuje mnie teraz tylko jedno pytanie, ale może odpowiedź już była, a ja to przegapiłam - otóż, dlaczego Lucia wtedy wyjechała zostawiając Pabla... Chyba muszę wrócić do poprzednich odcinków i odświeżyć sobie wszystko ^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:27:33 26-03-12 Temat postu: |
|
|
Faktycznie dużych zaległości możesz nie mieć, bo jakoś ostatnio nie miałam weny, ale kolejny odcinek już kończę, więc możliwe, że jeszcze dzisiaj go wrzucę, ale niczego wolę na razie nie obiecywać, bo różnie to ze mną bywa
Co do tego szczęście to bym polemizowała, ale nic nie powiem
A jeśli chodzi o to co Cię nurtuje, to spokojnie nie padła jeszcze odpowiedź dlaczego Lucia opuściła Pabla i wyjechała, ale pracuję nad tym może to będzie trochę bardziej skomplikowane niż się wydaje a może wcale nie??? |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:08:16 28-03-12 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 17
Lucia wyszła z centrum handlowego, do którego postanowiła pojechać dzisiaj rano. Teresa nie chciała się zgodzić, by po wczorajszym omdleniu gdziekolwiek się wybierała, ale Lucia obiecała, że będzie się meldować co pół godziny i gdyby coś się działo natychmiast zadzwoni. Teresa nie miała zbytniego wyboru. Wiedziała, że gdyby jej syn się o tym dowiedział udusił by ją własnymi rękami, ale kiedy widziała błagalne spojrzenie synowej i radość w jej oczach, że mogła gdzieś wyjść, zamiast siedzieć w czterech ścianach i się zamartwiać, nie miała sumienia by jej odmówić.
Lucia wsiadła do swojego samochodu i otworzyła papierową torbę, w którą ekspedientka w sklepie zapakowała towar. Przechadzając się po centrum całkiem nieświadomie natknęła się na sklep z dziecięcymi akcesoriami i ubranka. Spacerowała pomiędzy wieszakami i pułkami i kiedy dostrzegła te piękne śpioszki nie mogła ich nie kupić. Rozłożyła je na kierownicy i delikatnie przesunęła opuszkami palców po tkaninie. Coś zakuło ją w sercu na myśl, że nie będzie mogła podzielić się z mężem gorączką zakupów. Zawsze marzyła o tym, że razem wybiorą wszystkie mebelki do pokoju dziecięcego, że razem z mężem będzie mogła zastanawiać się nad kolorem ścian, akcesoriami i ubrankami dla ich małej pociechy. Ale jak widać jej i Pablo wcale nie było pisane by razem zaznać tego szczęścia. Kiedy przez chwilę miała nadzieję, że coś się miedzy nimi zmieni, że uda im się naprawić własne błędy i uratować małżeństwo, działo się coś co powodowało, że wszystko szlag trafiał. Nie miała już siły na to by walczyć o to małżeństwo. Co mogła jeszcze zrobić. Może poddała się już dawno i powinna sobie to uświadomić? Obawiała się tylko, że już nigdy nie będzie mogła zaufać w pełni swojemu mężowi a bez zaufania ich małżeństwo nie miała sensu. Oparła łokieć o kierownicę i zasłoniła dłonią oczy. Samotne łzy popłynęły jej po policzkach. Po chwili jednak zagryzała mocno zęby i otarła mokre policzki. Nie mogła dłużej użalać się nad sobą. Czekały ją narodziny dziecka i dla niego powinna być teraz silna. Nie miała prawa się poddać. Odetchnęła głęboko i złożyła ubranko po czym schowała je do torebki. Przekręciła kluczki w stacyjce, ale samochód zarzęził po czym zgasł. Spróbowała jeszcze raz i nadal to samo. Odczekała chwilę i znów spróbowała, ale nic to nie dało. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła telefon. Nie miała wyjścia jak zadzwonić do kogoś kto będzie mógł po nią przyjechać. Przygryzła dolną wargę zastanawiając się do kogo mogła by się zwrócić. W tej samej chwili ktoś zapukał w szybę. Podskoczyła zaskoczona i powoli odsunęła ją.
- Może pani pomóc…. – odezwał się męski głos i mężczyzna zajrzał przez okno do środka po czym zamilkł – Lucia?! – zaśmiał się. Dziewczyna otworzyła drzwi i powoli wyszła z samochodu.
- Boże….Martin? – wykrzyczała i przywitała się z nim mocno go ściskając.
- Wow . …. – uśmiechnął się zerkając na jej brzuch – widzę, że u Ciebie wszystko w jak najlepszym porządku – zauważył przyglądając się jej z zaciekawieniem.
- Można tak powiedzieć - odpowiedziała kładąc dłoń na zaokrąglonym brzuchu – a co cie sprowadza do Meksyku? – zapytała.
- Interesy – przyznał ze śmiechem – mam załatwić parę spraw związanych z firmą, w której pracuję. A Ty czym się zajmujesz. Jakiś czas temu słyszałem, że wyszłaś za mąż i wyjechałaś na rok do Californii – przyznał. Lucia spuściła wzrok.
- To prawda – odparła.
- Przepraszam, nie chciałem cię zasmucić. Wszystko w porządku? – zapytał zatroskany. Lucia zmusiła się do uśmiechu i skinęła głową.
- Tak – zerknęła na samochód – mam tylko mały problem, żeby go odpalić – przyznała chcąc jednocześnie szybko zmienić temat.
- Mogę? – zapytał.
- Jeśli masz czas – odparła. Martin tylko się uśmiechnął i wsiadł do auta. Przekręcił kluczyk kilka razy nasłuchując jednocześnie odgłosy silnika. Po chwili wyszedł i westchnął.
- Chyba nic z tego nie będzie w tej chwili – przyznał. Lucia wypuściła powietrze z płuc i przeczesała włosy palcami.
- Świetnie – pokręciła głową.
- Wiesz co? Mam znajomego, który może znać dobry warsztat samochodowy. Zadzwonię i zapytam. Jeśli się uda zabiorą auta dzisiaj, a ja najwyżej odwiozę cię do domu – powiedział i wyciągnął komórkę.
- Nie chce robić Ci problemu – zaoponowała Lucia, ale Martin spojrzał na nią upominająco i przystawił telefon do ucha. Odszedł kilka kroków rozmawiając i tłumacząc w czym problem. Po chwili pożegnał się i zadzwonił po raz drugi. Spojrzał na Lucię i uśmiechnął się do niej uspokajająco. Lucia oparła się o samochód i pogładziła dłonią swój brzuch.
- Wszystko załatwione – powiedział zadowolony Martin i stanął przed nią z szerokim uśmiechem – możesz zostawić mi kluczyki, zawiozę je do warsztatu a natychmiast ktoś się tu zjawi i zabierze twój samochód. Jutro ci go oddadzą, chyba, że to coś poważniejszego.
- Dziękuję – powiedziała uśmiechając się promiennie – nie wiem jak ci się odwdzięczę – przyznała i sięgnęła do samochodu po swoją torebkę i zapakowane śpioszki, które dziś kupiła.
- Wystarczy, że dasz się zaprosić na kawę – zaproponował. Lucia uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Bardzo chętnie, ale nie dzisiaj. Daj mi swój numer zadzwonię do Ciebie – odparła. Martin sięgnął więc do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął mały biały kartonik po czym wręczył go dziewczynie.
- Proszę, a teraz zapraszam do mojego samochodu – powiedział i wskazał na stojącego kawałek dalej czarnego mercedesa. Lucia ruszyła przed siebie w milczeniu. Martin również się nie odezwał, przez chwilę przyglądał jej się tylko. Otworzył jej drzwi, a kiedy wsiadła zamknął je i obchodząc samochód zajął miejsce kierowcy.
- Dokąd? – zapytał odpalając silnik. Zapiął pasy i spojrzał jej w oczy.
- Wiesz gdzie jest dom Pabla? – zapytała niepewnie patrząc mu w oczy. Skinął jedynie głową i odwrócił wzrok. Lucia zdążyła tylko zauważyć jak mięsień na policzku zaczął mu drgać. Przez chwilę jechali w milczeniu, aż Martin postanowił przerwać niezręczną ciszę.
- Więc to prawda, że wyszłaś za Fonsecę – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak – odpowiedziała cicho, ale nawet na niego nie spojrzała.
- Jesteś z nim szczęśliwa? – zapytał. Lucia przymknęła powieki i powstrzymała cisnące się do oczu łzy. Odetchnęła głęboko.
- Przecież noszę jego dziecko – powiedziała cicho.
- Pytam czy jesteś z nim szczęśliwa Lucia – poprawił i zerknął na nią kiedy zatrzymali się na światłach. Nie odezwała się jednak żałując, że zgodziła się na to by Martin ją podwiózł – jeśli cie skrzywdził to przysięgam, że pożałuje – powiedział wściekły. Lucia po raz pierwszy odkąd wsiadła do samochodu spojrzała na Martina.
- Martin to co było między nami skończyło się wiele lat temu, a teraz wybacz, ale moje małżeństwo z Pablo to moja sprawa – powiedziała ostro.
- Przepraszam – szybko się zreflektował – masz rację. Nie powinienem się wtrącać – stwierdził. Lucia jednak milczała – zmieniłaś się odkąd ostatni raz cie widziałem – przyznał chcąc zmienić temat.
- Wiele się zmieniło od tamtej pory – odpowiedziała i położyła dłoń na swoim brzuchu.
- Tego akurat nie da się ukryć – zauważył i uśmiechnął się chcąc rozładować atmosferę.
- To prawda – Lucia również się uśmiechnęła i Martin odetchnął z ulgą – mój tata zmarł pół roku temu – powiedziała.
- Przykro mi – powiedział Martin i skręcił w prawo – wiem jak bliski był ci ojciec – przyznał i zerknął na nią przez ułamek sekundy. Doskonale zdawał sobie sprawę jakie to dla niej musiało być bolesne. Pamiętał jak Roberto Sandoval uwielbiał córkę. Był dla niej przyjacielem i prawdziwym ojcem. Opiekunem z którym świetnie się dogadywała. Podziwiał go za to, że mimo tego, iż miał na głowie firmę i winnicę zawsze znajdował czas dla swojej córki i dla żony. Martin miał cichą nadzieję, że on kiedyś posiądzie taką umiejętność. Wszystko straciło sens kiedy rozstał się z Lucią. Od tamtej pory nie związał się z nikim na poważnie. Odetchnął głęboko odsuwając od siebie te myśli.
- Dziękuję – odparła Lucia – teraz z pomocą przyjaciół i Pabla staram się postawić firmę ojca na nogi. Kiedy chorował nie miał już tyle siły by zająć się wszystkimi sprawami i firma popadła w kłopoty – wyjaśniła – a ja nie mogłam mu pomóc, bo wtedy wyjechałam z Meksyku – dodała z goryczą. Martin postanowił jednak, że nie będzie o nic pytał.
- Gdybyś potrzebowała pomocy zawsze możesz do mnie zadzwonić – powiedział i wjechał na posesję należącą do rodziny Pabla. Zaparkował samochód przed wejściem i wyłączył silnik.
- Dziękuję za podwiezienie – odezwała się Lucia i uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie ma sprawy. Zadzwoń jutro, a ja dowiem się co i jak – Lucia tylko skinęła głową w odpowiedzi.
- Dobrze. Zadzwonię przecież obiecałam ci kawę – zaśmiała się. Martin również się uśmiechnął.
- No tak – spojrzał jej w oczy. Wpatrywali się tak w siebie przez chwilę, jednak świadoma tego co się dzieje Lucia otworzyła drzwi samochodu i wysiadła.
- Jeszcze raz dziękuję. Jedź ostrożnie – poprosiła. Martin zasalutował z uśmiechem i odpalił silnik po czym odjechał. Lucia weszła powoli do domu i zamknęła za sobą drzwi.
- Gdzie byłaś? – usłyszała wściekły głos Pabla. Uniosła wzrok i zauważyła, że stoi oparty o framugę z dłońmi schowanymi w kieszenie. Przez chwilę dostrzegła ból w jego oczach, ale kiedy zacisnął zęby i odezwał się znów, wszystkie ciepłe uczucia jakie ją teraz ogarnęły, uleciały – pytam gdzie byłaś? – ponowił pytanie z naciskiem.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć – odparła i ruszyła do salonu wymijając go. Pablo jednak chwycił ją za ramię w żelaznym uścisku.
- Nadal jesteś moją żoną i pytam po raz ostatni gdzie byłaś? – warknął patrząc jej w oczy z furią.
- Szkoda, że przypominasz sobie o tym, że jestem Twoją żoną kiedy czegoś ode mnie chcesz albo żądasz, a gdzie ja w tym wszystkim? – zapytała patrząc mu w oczy ze łzami.
- Lucy dobrze wiesz, że zależy mi na tobie i na twoim szczęściu…. – zaczął rozluźniając uścisk i delikatnie chwytając ją za dłoń. W odpowiedzi pokręciła głową.
- Gdyby tak było nie okłamywałbyś mnie na każdym kroku – powiedziała z bólem w głosie.
- Lucy wszystko widzisz białe albo czarne? Dlaczego nie możesz zaakceptować, że życie nie tak działa. Są też odcienie szarości i są rzeczy, które nie są wcale takie proste – spojrzał jej w oczy szukając cienia uczuć jakie do niego żywiła. Cienia zrozumienia. Jednak spuściła wzrok i spojrzała na ich dłonie.
- Dla mnie akurat niektóre sprawy są banalnie proste. Albo mówisz prawdę, albo kłamiesz – spojrzała mu w oczy a samotna łza spłynęła jej po policzku – albo kogoś kochasz, albo go zdradzasz – dodała. Oczy Pabla w jednej chwili pociemniały. Zacisnął zęby.
- Nigdy mi tego nie wybaczysz prawda? – bardziej stwierdził niż zapytał – będziesz mnie karać do końca życia za jeden błąd jaki popełniłem? I dlatego dzisiaj przyjechałaś do domu z jakimś facetem? – zapytał wściekły. Lucia pokręciła głową i wyrwała dłoń z jego uścisku.
- Nie będę cie za nic karać. Mam dość całej tej pokręconej sytuacji – powiedziała i spojrzała na niego – nie rozumiesz, że ja się tu męczę. Nie możemy się dogadać. Cały czas się kłócimy, a jak wszystko jest choć raz w porządku to się sypie, bo okazuje się, że ukryłeś przede mną coś co ma istotną rolę w naszym życiu.
- Wyjaśniłem ci przecież…. – zaczął ale mu przerwała.
- I uważasz, że to wszystko załatwi? Ja nie wiem czy potrafię jeszcze ci zaufać – przyznała z bólem – nie wiem czy potrafię jeszcze stworzyć z tobą szczęśliwą rodzinę, a nie chce by nasze dziecko było świadkiem takich scen jak ta.
- Nie musi być. Dobrze o tym wiesz – powiedział spokojnie i oparł się o framugę. Przeczesał włosy palcami i spojrzał na nią – nie chcę się z tobą kłócić. To ostatni rzecz jakiej w tej chwili pragnę i potrzebuje. Ale potrzebuję ciebie. To z tobą chce być i stworzyć dom dla dziecka, które nosisz pod sercem. Nie mogę tego zrobić bo ty mi na to nie pozwalasz.
- Pablo ty nic nie rozumiesz – pokręciła głową bezradnie.
- Jasne.. – warknął – ja nic nie rozumiem. Ja jestem bezdusznym kłamcą. Tylko że ja skończyłem swój związek z Ruth dla ciebie – powiedział patrząc jej w oczy z furią – nie zrobiłem tego po to, żeby teraz oglądać jak jakiś pieprzony Romeo przywozi cie do domu – wysyczał. Podszedł do niej i ujął jej podbródek zmuszając by na niego spojrzała – rozumiesz?
- To nie twoja sprawa…
- Mylisz się – zaśmiał się nerwowo – to jest jak najbardziej moja sprawa. Jesteś moją żoną. Nosisz moje dziecko i nie będziesz się spotykała z innymi. Nie pozwolę ci na to – warknął przez zaciśnięte zęby. Lucia odepchnęła jego rękę i spojrzała mu odważnie w oczy.
- Martin tylko podwiózł mnie do domu, bo zepsuł mi się samochód – odparła – a ty nie będziesz się tak rządził. Nie jestem twoją własnością – wyrzuciła mu w twarz.
- Martin? – zapytał marszcząc brwi – Martin Pasaneda? – spojrzał jej w oczy.
- Tak, ten sam. Przyjechał w interesach i spotkaliśmy się kiedy nie mogłam odpalić samochodu.
- Ty sobie ze mnie żartujesz? – warknął i uderzył dłonią w ścianę – mam uwierzyć, że spotkanie z twoim byłym było tylko niewinnym zbiegiem okoliczności i nic nie znaczy? Nic nie znaczy dla ciebie?
- Jesteś idiotą Pablo – prychnęła i ruszyła w stronę schodów. Złapał ją jednak za dłoń i zatrzymał.
- Nie spotkasz się z nim więcej – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Chyba sobie kpisz? Uważasz, że możesz mi cokolwiek zabronić, bo mieszkam w twoim domu? Otóż nie Pablo. Niczego nie możesz mi kazać ani zabronić. To moje życie i sama będę decydowała z kim i ile razy się spotkam. Nic ci do tego – warknęła i chciała wyrwać dłoń z jego uścisku ale nie pozwolił jej na to.
- Myślisz, że on chce być twoim przyjacielem? To facet Lucy. Facet, który był w tobie szaleńczo zakochany. Face z którym zerwałaś, a kiedy robił wszystko byś do niego wróciła wybrałaś mnie. Wiem ile dla niego znaczyłaś. Wiem jak na ciebie patrzył. Cholera. Znam to spojrzenie Lucy. On nadal cie kocha. Dlatego więcej się z nim nie spotkasz.
- Bo co? Boisz się, że ci zabierze coś, co w twoim mniemaniu należy do ciebie ?– zapytała z cynicznym uśmiechem.
- Bo należysz do mnie – powiedział zbliżając się do niej i kładąc jej dłoń na karku – należy do mnie Lucy od dnia kiedy powiedziałaś w kościele sakramentalne „tak” – powiedział cicho i pochylił się by pocałować ją namiętnie. Początkowo chciała go odepchnąć, ale okazał się od niej silniejszy. A za każdym razem kiedy próbowała go odepchnąć napierał na nią mocniej. Oparł ją o ścianę i kiedy przestała się bronić pocałował ją delikatniej. Czule smakował jej ust. Badał ich wnętrze gorącym językiem, wkładając w ten pocałunek całą swoją pasję i miłość jaką czuł do Lucii. Chciał by wiedziała i uwierzyła skoro nie dawała wiary jego słowom. Mógł jej to po prostu pokazać – przysięgam, że przywalę m u w gębę jeśli jeszcze raz się do ciebie zbliży – powiedział jeszcze patrząc jej w oczy po czym odsunął się i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Lucia usiadła na schodach i ukryła twarz w dłoniach. Jak miała go zostawić. Jak miała się z nim rozwieść skoro zwykły pocałunek sprawiał, że uginały się pod nią kolana i pragnęła więcej. Pragnęła żeby nigdy nie przestawała jej całować. Żeby kochał ją tak jak kiedyś. Żeby wszystko co złe zniknęło a oni mogli w końcu zacząć od nowa. Bała się jednak, że jeśli spróbują znów coś ich rozdzieli, a nie potrafiłaby znów poradzić sobie z takim bólem. To by ją zabiło. Zabiło by Pabla. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:12:36 28-03-12 Temat postu: |
|
|
DUBEL
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 21:18:44 28-03-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:57:54 28-03-12 Temat postu: |
|
|
Jestem
Kurcze no, Lucy to ma pecha. Na jej miejscu chyba nie tkwiłabym pod jednym dachem z Pablo - raczej wyjechałabym na jakieś zadupie i zaszyła się w czterech ścianach z dala od wszystkich i wszystkiego i spokojnie czekałabym na dzidziusia ^^ No, ale na szczęście nie jestem Lucy, choć mogę za nią powtórzyć z całą stanowczością: "Jesteś idiotą Pablo " Nie podobało mi się jego zachowanie w tym "odcinku" - typowy samiec z wybujałym ego, w dodatku zachowuje się jak pies ogrodnika O Martinie nie mam jeszcze zdania, ale póki co nie wygląda na czarny charakter. Poczekam jednak spokojnie na dalszy rozwój wydarzeń, bo wiem, że to się może w każdej chwili zmienić |
|
Powrót do góry |
|
|
natalka0125 Mocno wstawiony
Dołączył: 25 Sie 2011 Posty: 6301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:14:31 29-03-12 Temat postu: |
|
|
No nie no kolejny odcinek super . jeśli chodzi o Lucy to ona pecha powinna dac szanse Pablowi i powinny spróbowac byc razem przecież to na kilometr widac że oni sie kochaja dalej . czekam na next |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:03:51 29-03-12 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarze dziewczyny
Aguś no cóż mogę powiedzieć..... Pablo podobnie jak Lucia mocno się pogubił w tej całej sytuacji. Nie jest to proste tym bardziej, że Lucia trzyma go na dystans jak tylko może, więc zachowuje się jak idiota, bo jak to się mówi " tonący brzytwy się chwyta" próbuje wszystkiego co może dać jakiś skutek, na nieszczęście całkiem odwrotny od zamierzonego. Z tym zaszyciem się, to może byłby dobry pomysł, gdyby nie fakt, że mam trochę inny zamysł na tę historię ale o tym w swoim czasie
Czy będzie happy end? hm..... odpowiedzi na to pytanie sama chyba nie znam, ale z drugiej strony nie każda historia powinna się kończyć szczęśliwie, prawda? dobra poczekamy, zobaczymy
Co do Martina to chyba nic nie powinnam mówić. W każdym razie intuicja Cię nie zawodzi Aguś. Martin nie będzie raczej czarnym charakterem, ale...... różnie bywa, więc nic nie będę mówić na 100% |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:10:30 07-04-12 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 18
Fernanda wracając ze spotkania jakie miała na mieście, stanęła przed kontuarem sekretarki i uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Nareszcie – westchnęła – myślałam, że to spotkanie nigdy się nie skończy.
- Taka praca – odparła dziewczyna mrugając do niej. Fernanda uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi.
- Jest coś dla mnie? – zapytała i zerknęła na kalendarz leżący na biurku sekretarki. Dziewczyna przekartkowała kilka stron przesuwając wzrokiem po zapiskach, po czym pokręciła głową.
- Nie ma, chociaż zaczekaj – podniosła rękę do góry i przejechała na fotelu na kółkach do szafki gdzie znajdowała się korespondencja. Przejrzała koperty i podała jej jedną – proszę – podała Fernandzie kopertę. Dziewczyna zerknęła na nadawcę i przewróciła oczami.
- Dlaczego mnie to nie dziwi. Ta firma chyba nigdy nie odpuszcza – odparła i uśmiechnęła się – dobra uciekam do siebie. Gdyby ktoś mnie szukał… - zaczęła, ale przerwała kiedy podszedł do nich starszy mężczyzna z siwą brodą, którego Fernanda znała doskonale. Nie sądziła jednak, że kiedykolwiek jeszcze go spotka.
- Przyszedłem do Sergia Uribe – zakomunikował surowym tonem i wbił spojrzenie w sekretarkę.
- Był pan umówiony ? – zapytała dziewczyna. Mężczyzna uśmiechnął się cynicznie.
- Złotko, ja nie muszę się umawiać – odparł z kpiną – nazywam się Antonio Uribe. Jestem ojcem tego młodzieńca, więc bądź tak miałam zrób co do Ciebie należy i nie marnuj mojego czasu. Zadzwoń po mojego syna – dodał na koniec nieuprzejmym tonem. Dziewczyna podniosła słuchawkę i wykręciła numer wewnętrzny do gabinetu Sergio.
- Przykro mi, ale Sergio nie odbiera – powiedziała bezradnie dziewczyna i przełknęła głośno ślinę.
- To rusz się moja droga i go znajdź, nie chce tu zapuścić korzeni – warknął i oparł się kontuar. Sekretarka spojrzała na Fernandę.
- Idź ja tu poczekam – powiedziała Fer spokojnie. Dziewczyna niepewnie wstała.
- Złotko doczekam się syna jeszcze w tym stuleciu do cholery? – warknął mierząc ją wzrokiem. Dziewczyna wystraszona wstała i pobiegła korytarzem. Fernanda spojrzała na mężczyznę. Antonia Uribe widziała tylko raz w życiu, ale za nic nie chciałaby powtórzyć tego spotkania. Senior rodu był człowiekiem, który oprócz respektu budził w ludziach strach. Rok temu Fernanda się go bała, ale teraz nie była już tą samą spłoszoną dziewczyną. Wiele się nauczyła przez ostatni czas i nie zamierzała puścić bez komentarza zachowanie Antonia Uribe.
- Nie wydaje mi się, żeby Monica źle wykonywała swoje obowiązki panie Uribe – powiedziała Fernanda patrząc na niego ze złością w oczach. Antonio uniósł wzrok i przyjrzał jej się z zaciekawieniem.
- Gdyby pracowała dla mnie już dawno szukała by nowego stanowiska – prychnął.
- Na szczęście nie pracuje, więc proszę by się pan do niej odnosił odpowiednio. A takie zachowanie nie jest godne kogoś z takim nazwiskiem jak pańskie – powiedziała unosząc hardo podbródek.
- A kim ty jesteś żeby mnie pouczać? – zapytał z wściekłością w oczach.
- Fernanda Rivera – przedstawiła się. Przez chwilę zauważyła w oczach Antonia błysk. Znak, że doskonale zdawała sobie sprawę z kim ma do czynienia. Obrzucił ją krytycznym spojrzeniem.
- No tak….sądziłem, że mój syn dawno się z ciebie wyleczył, a tu proszę – skrzyżował ręce na piersi – chociaż, wcale mu się nie dziwię. Szkoda tylko, że zamiast zwyczajnie cie przelecieć – zaczął patrząc jej w oczy z wyższością – zrobił ci dziecko. Myślałem, że lepiej go wychowałem – powiedział uśmiechając się cynicznie. W Fernandzie wszystko się zagotowało. W oczach przez krótki moment pojawiły się łzy. Zamrugała jednak szybko żeby je powstrzymać.
- Posuwa się pan za daleko – ostrzegła.
- Czyżby? – zapytał i zaśmiał się - nie rozśmieszaj mnie słonko. Kim ty jesteś? Co możesz dać mężczyźnie prócz dobrego seksu i rozrywki? – zapytał.
- Nie ma pan prawa traktować ludzi w ten sposób. Uważa pan, że pozycja i pieniądze czynią z pana kogoś wyjątkowego? – zapytała Fernanda patrząc na niego z obrzydzeniem – jest pan zwykłym draniem. Człowiekiem, który nie liczy się z nikim, a już zwłaszcza z własnym synem.
- Sergio to mięczak. Prawdziwy facet powinien kierować się zimną kalkulacją. Powinien zapewnić rodzinie byt. Zarabiać pieniądze. Zdobywać pozycję. A mój syn? Jest prawnikiem swojego bogatego przyjaciela. Pomaga w firmie przyjaciół i bzyka prostaczkę, a mógł zajść o wiele wyżej – dodał. Fernanda chciała coś powiedzieć, ale wtedy usłyszała grzmiący głos Sergio.
- Licz się ze słowami! – warknął i nie spuszczając z ojca wściekłego spojrzenia podszedł do Fernandy – nie przypominam sobie żebym cie tu zapraszał, ani żebym prosił cie o zdanie na temat mojego życia – powiedział. Antonia zaśmiał się z sarkazmem.
- Mówię tylko to co widzę.
- A ktoś prosił cie o zdanie? – zapytał Sergio a jego oczy ciskały piorunami – nie masz prawa przychodzić tu i panoszyć się jak na swoim terenie. Nie życzę sobie takich komentarzy ani wobec mnie, a tym bardziej wobec Fernandy, zrozumiano? – zapytał. Antonio poważniał i mierzył się z nim na spojrzenia.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak słaby synu.
- Jeżeli dla ciebie siła oznacza poniżanie ludzi, to wybacz, ale wole być słaby. Po co tu przyszedłeś? – warknął, a kiedy poczuł, że Fernanda porusza się i chce odejść chwycił ją za dłoń i zatrzymał. Ten gest nie uszedł uwagi Antonia. Wyjął z kieszeni marynarki kopertę i podał ją Sergio. Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na ojca.
- Co to jest? – zapytał. Antonio jednak milczał. Sergio chwycił kopertę i wyjął z niej złożoną kartkę.
- Twoja matka umiera – powiedział Antonio – to są wyniki jej ostatnich badań. Tak byłeś zajęty własnym życiem i tą….. – zaczął, ale kiedy Sergio uniósł wzrok i wbił go w oczy ojca, zmiął w ustach przekleństwo – nawet nie wiesz co się dzieje z twoją matką. Rebeca ma białaczkę, a ja nie mogę być dawcą szpiku dla niej – powiedział ze smutkiem w oczach – nie chciała żebym do ciebie przychodził, ale jesteś dla niej jedynym ratunkiem – powiedział patrząc na syna twardo – masz wyniki. Sam zdecyduj co zrobić – dodał jeszcze i wyszedł bez słowa.
- Sergio? – chłopak poczuł na swoim ramieniu ciepłą dłoń Fernandy. Stał jak sparaliżowany i wpatrywał się w wyniki badań własnej matki. W wyniki o których nie miał pojęcia. Samotna łza spłynęła mu po policzku.
- Nie miałem pojęcia – powiedział ledwie słyszalnie.
- Sergio? – ujęła jego twarz w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy – musisz się zbadać – powiedziała. Chłopak przez chwilę wpatrywał się w nią po czym delikatnie odsunął jej dłonie od swojej twarzy. Pocałował jej palce i z bólem w oczach powiedział.
- Przepraszam Fer, ale muszę zostać sam – spuścił wzrok i odszedł nawet nie patrząc za siebie. Fernanda odprowadziła go wzrokiem, a kiedy zamknął za sobą drzwi czekała, aż wybuchnie. Po chwili z jego gabinetu słychać było potworny hałas tłuczonego szkła i rozrzucanych przedmiotów. A później nastała cisza. Fernanda zacisnęła powieki powstrzymując cisnące się do oczu łzy. W tym samym momencie pojawiła się Monica. Fernanda spojrzała na nią i spokojnym tonem powiedziała.
- Odwołaj wszystkie jego spotkania i niech nikt do niego nie wchodzi – dziewczyna posłusznie kiwnęła głową – Sergia dzisiaj dla nikogo nie ma. Gdyby były jakieś problemy dzwoń do mnie – dodała jeszcze i odeszła mijając gabinet Sergia z bólem w sercu. Chciała do niego wejść, ale nie mogła. Musiał się sam z tym uporać, a ona mogła tylko czekać.
***
- Nie sądziłem, że zadzwonisz – powiedział Martin i oparł się wygodnie w fotelu. Lucia uśmiechnęła się do niego i położyła swoje dłonie na zaokrąglonym brzuchu.
- Przecież obiecałam ci kawę – powiedziała ze słabym uśmiechem. Martin przez chwilę przyglądał jej się badawczo. Lucia zawstydzona spuściła głowę i zerknęła na ulicę miasta obserwując toczące się tu życie.
- Owszem, ale nie sądziłem, że Pablo pozwoli swojej żonie na spotkanie z byłym narzeczonym – powiedziała z sarkazmem. Lucia przeniosła na niego swój wzrok patrząc na niego upominająco.
- Uważasz, że małżeństwo to życie w niewoli? – zapytała śmiejąc się, by w ten sposób powstrzymać niewygodne pytania. Za dobrze jednak znała Martina. Wiedziała, że on nie odpuści. Był z nią przez kilka lat i wiedział kiedy coś ją trapi. A niestety miała to wypisane na twarzy i nawet jeśli by próbowała nie umiała dobrze kłamać.
- Oczywiście, że nie – odparł i upił łyk swojej kawy przez cały czas jej się przyglądając – co się dzieje? – zapytał po chwili. Lucia pokręciła głową i wbiła wzrok w filiżankę.
- Nic naprawdę – odpowiedziała. Martin pochylił się nad stołem i ujął jej podbródek zmuszając by na niego spojrzała.
- Nie znamy się od wczoraj. Widzę, że coś cie martwi. Nie jesteś szczęśliwa – powiedział ciepłym i zatroskanym głosem. Lucia zamknęła oczy i odsunęła się od niego.
- Nie zaprosiłam cie tu żeby analizować moje życie i małżeństwo z Pablo – powiedziała nerwowo. Martin ujął jej dłoń i pocałował.
- Wiem Lucia, ale widzę, że coś cie martwi i chce ci pomóc. Jestem twoim przyjacielem – powiedział i łagodnie pogładził ją po policzku.
- Nie chce o tym mówić Martin, zrozum to proszę cie. Poza tym kiedyś byliśmy razem. Chyba nie sądzisz, że po tym co nas łączyło zacznę ci teraz opowiadać o moich problemach małżeńskich – odparła i wyswobodziła dłoń z jego uścisku – przecież zostawiłam cie dla niego – dodała bardziej do siebie niż do niego.
- No tak…. – westchnął. Lucia odetchnęła głęboko.
- Opowiedz lepiej o sobie. Jak cie się układa w Acapulco – zapytała i uśmiechnęła się łagodnie. Martin spojrzał jej w oczy i po chwili rozpogodził się odrobinę.
- Jeśli pytasz, czy się ożeniłem i czy mam dzieci, to nie – zaśmiał się a Lucia razem z nim – pracuje w jednej z firm wuja w dziale finansowym. Firma zajmuje się budowaniem jachtów za dziada, pradziada, więc jak byś potrzebowała domu na wodzie, to daj znać – powiedział uśmiechając się – poza tym nic ciekawego się u mnie nie dzieje. Cały mój czas wypełnia praca – dodał ze smutkiem.
- Może powinieneś się rozejrzeć za jakąś żoną? – zażartowała Lucia. Martin spojrzał jej w oczy z nieskrywaną tęsknotą.
- Jedna mi już uciekła – powiedział i uśmiechnął się.
- Martin….. – westchnęła i pokręciła głową. Myślała, że ich spotkanie będzie mogło wyglądać inaczej, że po tym wszystkim będą mogli razem usiąść i porozmawiać jak przyjaciele, ale się myliła. To nie było łatwe dla żadnego z nich.
- Lucia…wiem, że….. – zaczął, ale mu przerwała.
- Martin odwieź mnie do domu, proszę – powiedziała i spojrzała na niego ze smutkiem w oczach. Zrozumiał. Skinął głową i z rezygnacją rzucił na stół kilka banknotów płacąc za ich kawę. Ruszył za Lucią do samochodu i pomógł jej wsiąść po czym zamknął za nią drzwi. Przez całą drogę do domu, żadne z nich się nie odezwało. Lucia wyglądała przez okno udając, że podziwia widok, który na dobrą sprawę znała na pamięć. A Martin? Prowadził samochód i nie mógł myśleć o Lucii. Mocno żałował, że ich spotkanie po latach nie wygląda tak jakby tego oczekiwała. Żałował, że on sam nie mógł się powstrzymać. W ten sposób przynajmniej oszczędził by sobie bólu i sterów Lucii. Chciała spędzić spokojnie czas z przyjacielem. Potrzebowała oderwać się od rzeczywistości jaka ją otaczała, a on przysparzał jej tylko kolejnych trosk.
wjechał na posesję rodziny Pabla i zaparkował samochód dalej niż poprzednim razem. Wysiadł bez słowa i obszedł samochód po czym otworzył jej drzwi. Lucia wysiadła i spojrzała mu w oczy. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć Martin ujął jej dłoń.
Lucia wiem, że nie powinienem tego mówić – zaczął, a kiedy Lucia chciała mu przerwać powstrzymał ją – proszę nie. Widzę, że nie jesteś szczęśliwa jak kiedyś. Kiedy stąd wyjeżdżałem miałem złamane serce, ale byłem spokojny, bo widziałem jak iskrzy w ciebie radość, teraz tego już nie ma. Jesteś przygaszona. Inna.
- Wiele się wydarzyło – odparła uciekając wzrokiem.
- Być może. Chce tylko powiedzieć……Boże Lucia – przeczesał włosy palcami i spojrzał na nią – gdybyś mnie potrzebowała zadzwoń a przyjadę….ja – ujął jej twarz w dłonie i oparł czoło o jej czoło – Lucia ja nigdy nie przestałem cie kochać – powiedział cicho tuż przy jej ustach. Zawsze byłaś tylko ty, próbowałem się z tego wyleczyć i wydawało mi się, że to jest takie proste, ale kiedy znów cie zobaczyłem……Lucia – wyszeptał i pochylił się, by ją pocałować....
MARTIN QUESADA - CARLOS FERRO
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 22:04:36 12-04-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|