|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Czy mam to dalej pisać? |
Tak |
|
0% |
[ 0 ] |
Nie |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 0 |
|
Autor |
Wiadomość |
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:29:40 13-11-10 Temat postu: |
|
|
Vern... Hmmm,,, Z pewnością się jeszcze pojawi...
A tymczasem zapraszam na kolejny odcinek....
Odcinek 20
Dnia 31 czerwca, około godziny 14, Jean i Katherine byli już w Cardiff. Z lotniska pojechali taksówką do centrum, gdzie zatrzymali się w hotelu. Kath musiała najpierw upewnić się co do adresu Cristiny Casandry Scabbio. Znalezienie namiarów na nią zajęło jej trochę czasu. W końcu, na jednej ze stron internetowych poświęconych medycynie, znalazła numer telefonu do jej kliniki. Szybko go zanotowała. Powiadomiła Jeana o wszystkim, po czym wykręciła numer.
- Dzień dobry, klinika dr Cristiny Scabbio, w czym mogę pomóc?- usłyszała głos jakiejś kobiety, zapewne recepcjonistki.
- Witam panią. Chcę się umówić na wizytę, możliwie jak najszybciej.- odrzekła Kath.
- Najbliższy termin jest za tydzień o godzinie 16.- powiadomiła ją kobieta.
- Ach tak...- westchnęła, słysząc to.- Niech mi pani na razie poda dokładny adres.- poprosiła więc, przygotowując kartkę i długopis. Kiedy kobieta podyktowała jej adres, Kath zanotowała go szybko, po czym podziękowała i odłożyła słuchawkę.
- I jak?- spytał Jean.
- Najbliższy wolny termin jest dopiero za tydzień.- odrzekła Katherine.- Ale pojedziemy do niej dziś. Mam adres.- pokazała mu kartkę.- Jestem pewna, że kiedy Cristina dowie się o moim przybyciu, przyjmie mnie od razu.- dodała.
Jean nic nie powiedział. Potem oboje pojechali wynajętym samochodem pod wskazany adres.
Około godziny 18 Jean i Katherine zaparkowali przy klinice. Był to spory, biały budynek, podparty na solidnych kolumnach. Wyglądem przypominał rzymską świątynię. Na jednej ze ścian wisiała tablica z napisem:
"Prywatna klinika dr Cristiny Casandry Scabbio, chirurga, ginekolog i pediatry."
Katherine weszła do środka nie ukrywając swego poddenerwowania. Już sam fakt, iż miała zobaczyć swą dawną nauczycielkę i przyjaciółkę, sprawiało, że czuła się zestresowana. Jean szedł za nią jak cień, nie odzywając się w ogóle.
-"Czyli nadal myśli, że go oszukałam..."- pomyślała, wzdychając lekko. Miała nadzieję, że Cristina pomoże im rozwiązać tę zagadkę. Nie chciała, by Jean tak ją traktował. Chociaż z drugiej strony był to znak, iż naprawdę zależało mu na niej. Czuł się zraniony, zdradzony. Kath była pewna, że osiągnęła swój cel.
Recepcjonistka zatrzymała ich w holu.
- Pani doktor nie ma dziś czasu.- powiedziała, wskazując na osoby siedzące w poczekalni.
- Wiem.- odrzekła spokojnie Kath.- Niech pani ją jednak zawiadomi, że przyszła Katherine Monroe.- dodała.
Recepcjonistka zgodziła się i zadzwoniła do Cristiny.
- No i jak?- spytała Kath, kiedy kobieta odłożyła słuchawkę.
- Pani doktor powiedziała, że mam panią natychmiast wpuścić.- odrzekła recepcjonistka, prowadząc Kath i Jeana do drzwi gabinetu. Przeprosiła czekających pacjentów, mówiąc że pani doktor przyjmie teraz tę panią.
Katherine spojrzała pytająco na Jeana.
- Ja tu zostanę.- odezwał się, siadając na wolnym krześle w poczekalni.
Ta wizyta miała prawdopodobnie zaważyć na ich związku. Westchnęła tylko, po czym weszła do gabinetu. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:22:11 13-11-10 Temat postu: |
|
|
Dalej nie rozumiem o co chodzi z tą ciążą, ale jasne jak słońce jest, że i Kath zależy na Jeanie, i Jeanowi na Kath - on czuje się oszukany i zdradzony, a ona jest zła, że on jej nie wierzy.
Niepokoi mnie tylko odrobinę przedostatnie zdanie, ale poczekam cierpliwie na new |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:22:38 16-11-10 Temat postu: |
|
|
I oto wszystko się wyjaśnia... No może nie wszystko, ale sprawa z ciążą...
Odcinek 21
Cristina stała już, posyłając Katherine serdeczny uśmiech.
- Witaj.- powiedziała, kiedy padły sobie w objęcia.
- Nie widziałam Cię tyle lat... Widzę, że Twoja klinika dobrze prosperuje.- odrzekła Kath, siadając na wskazanym przez Cristinę krzesło.- A jak tam szkoła?- spytała po chwili.
- Cóż, wyśmienicie.- zaśmiała się ona, po czym spojrzała na Kath z uwagą.- Ale nie przyszłaś tu by mnie odwiedzić, prawda?- stwierdziła, patrząc jej w oczy i zajmując miejsce za biurkiem.
No tak, przed Cristiną trudno było coś ukryć- wystarczyło jedno spojrzenie w oczy i wiedziała, że coś kogoś trapi.
- W istocie, mam do Ciebie sprawę.- potwierdziła Katherine, oddychając miarowo.- Nie wiem jak mam o tym powiedzieć słowami...- urwała, wlepiając wzrok w blat biurka.
- Skoro tak, to pokaż mi, co to za sprawa.- odrzekła Cristina, wyciągając do niej rękę. Kath zbliżyła się, a ona dotknęła opuszkiem palców jej skroni.
Uczucie było jak zawsze to samo- jakby ktoś wprowadził ją w trans. Katherine nie odbierała z zewnątrz żadnych bodźców, dopóki Cristina nie skończyła wertować jej wspomnień. Było to nawet przyjemne do pewnego stopnia, ale nie mogło trwać za długo, by nie spowodować szkód w jej umyśle.
- Wszystko już wiem.- Kath usłyszała głos Cristiny, wybudzając się powoli z tego transu.- A więc to Jean zabił Twoich rodziców...- zaczęła, ale Katherine nakazała jej gestem milczenie i wskazała na drzwi. Cristina zrozumiała w mig. Nie mogły zapominać, że Jean jest za drzwiami. Nawet jeżeli nie podsłuchiwał, należało uważać na każde słowo.
- To prawda, ale go kocham. Wybaczyłam mu wszystko.- powiedziała Kath dla ewentualnego zmylenia siedzącego w poczekalni Jeana.
- Cieszę się.- odrzekła Cristina.- A więc chcesz wiedzieć jak to możliwe, że jesteś w trzecim miesiącu ciąży, skoro znasz Jeana jedynie dwa, a był on pierwszym mężczyzną, z którym się kochałaś, tak?- spytała, by zyskać pewność, iż wszystko dobrze zrozumiała.
- Właśnie tak. Chcę wiedzieć. To jest coś dziwnego... Po prostu niemożliwego...- odrzekła Katherine.
Cristina zaprowadziła ją do gabinetu USG. Badanie zajęło piętnaście minut, po czym wróciły z powrotem.
- No i już wiem, o co chodzi.- powiadomiła ją Cristina siadając naprzeciwko niej przy swoim biurku, a na jej twarzy widniał uśmiech.
- Naprawdę?- w sercu Kath pojawiła się iskierka nadziei.
- Tak, i powiem więcej, to wspaniała wiadomość.- zaczęła Cristina, po czym zrobiła krótką pauzę.- Jean jest ojcem, ponieważ, Katherine, nie jesteś w trzecim miesiącu ciąży, lecz w trzecim tygodniu.- powiedziała w końcu.
- Jak to?- oczy Kath zrobiły się ogromne jak spodki.- Przecież tamten lekarz powiedział...- urwała, totalnie zszokowana.
- Po pierwsze, ten lekarz był człowiekiem i nie zna się na ciążach u wampirzyc.- odezwała się Cristina.- Po drugie, ja jestem wampirem i mówię Ci, jesteś w ciąży od trzech tygodni, bo Twój płód rozwija się znacznie szybciej, przez tydzień tak samo jak płód ludzki przez miesiąc.- dodała.
- Czyli Jean jest ojcem?- Katherine odetchnęła z ulgą.
- Tak.- potwierdziła Cristina z uśmiechem.- Ale to nie koniec niespodzianek.- dodała po chwili.
Kath spojrzała na nią lekko przestraszona.
- Nie martw się, to nic strasznego.- ciągnęła dalej Cristina, uspokajając ją.- Po prostu urodzisz bliźnięta.- powiedziała, oczekując na jej reakcję.
Katherine nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Do gabinetu wpadł nagle Jean.
- To naprawdę bliźnięta?- spytał.- To moje dzieci?-
- Tak.- potwierdziła Cristina, wstając zza biurka. Utwierdziwszy go we wszystkim, co podsłuchał, przedstawiła mu się, gratulując.
- Czy wiadomo jaka to płeć?- spytała Kath, spoglądając raz po raz na Jeana.
- Jeszcze nie, ale pewnie niedługo będzie to widoczne.- odrzekła Cristina.- Oczywiście chciałabym, abyś przychodziła do mnie na kontrole.- dodała, zwracając się do niej.
Katherine spojrzała pytająco na Jeana. Znała jego plany. W końcu chciał jak najszybciej wrócić do Francji.
- Ależ oczywiście, pani doktor.- odezwał się on.- Myślę, że możemy tu zostać nawet do samego porodu.- dodał, posyłając Kath swój czarujący uśmiech.
Ustalili więc termin kolejnej wizyty. Cristina pożegnała ich, jednocześnie przepraszając pacjentów czekających w poczekalni, obiecując iż przyjmie dziś wszystkich, nawet gdyby miała zostać po godzinach.
Katherine i Jean udali się do hotelu, ale wiedzieli że nie zostaną w nim przez całe sześć tygodni ciąży. Postanowili następnego dnia wybrać się do domu państwa Monroe. Kath była pewna, że Charles i Elisabeth będą wniebowzięci, tym bardziej kiedy się dowiedzą, iż będą mieli wnuki.
Wkrótce po przybyciu do hotelu oboje położyli się spać. Jean cały czas głaskał dłonią brzuch Katherine. Był naprawdę szczęśliwy, bo oto miało się spełnić jego największe marzenie- posiadanie potomka. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:50:55 16-11-10 Temat postu: |
|
|
No... w sumie przemknęło mi przez myśl, że to może być kwestia szybszego rozwoju wampirów, ale jakoś tak nie byłam do tego przekonana, a tu proszę - okazuje się, że jednak miałam rację
Cały czas się zastanawiam czy oni naprawdę się kochają czy ciągle przed sobą udają. Wydaje mi się, że muszą coś do siebie czuć, ale... lepiej poczekam na dalszy rozwój wypadków |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:01:43 18-11-10 Temat postu: |
|
|
Otóż i kolejny odcinek
Odcinek 22
Czas do następnej wizyty zleciał Kath niezwykle szybko. Na czas ciąży zamieszkała wraz z Jeanem u Charlesa i Elisabeth. Tak jak myślała, ucieszyli się, że zostaną dziadkami. Johnathan również był wniebowzięty. Rola wujka bardzo go ucieszyła. Katherine zauważyła również, że jej brat spotyka się z Sereną. Któregoś dnia zagadnęła ją o to.
- Czy mi się wydaje, czy chodzisz z moim bratem?- spytała, kiedy siedziały same w jej pokoju.
- Wydaje Ci się...- odrzekła Serena, lekko speszona tym pytaniem.- Owszem, byliśmy parę razy w kinie, na kawie, w wesołym miasteczku, ale on się jeszcze nie zdeklarował.- dodała po chwili.
- No to chyba będę musiała z nim pogadać...- odrzekła Katherine żartobliwie.
- Nie!- wyrwało się Serenie.- To znaczy, nie rób tego. Johnathan sam zdecyduje, czy chce zaproponować mi chodzenie.- poprawiła się natychmiast.
- Żartowałam, nie panikuj.- Kath poklepała przyjaciółkę po ramieniu,
po czym obie roześmiały się głośno.
Dnia 20 lipca Katherine wraz z Jeanem udała się na umówioną wizytę do Cristiny Scabbio.
Jean był naprawdę szczęśliwy. Kiedy dowiedział się o ciąży, myślał, iż Katherine go zdradziła. Tak jednak nie było, więc poczuł niewysłownioną ulgę. Nie wiedział czemu mu tak na tym zależało i szczerze mówiąc nie zastanawiał się nad tym. Najważniejsze było to, że wreszice miał mieć potomka, a nawet dwójkę.
Najpierw Kath poszła wraz z nią na badanie USG, a potem wróciły do gabinetu, gdzie czekał na nie Jean.
- No i jak?- spytał, obejmując ramieniem siadającą obok niego Kath.
- Cóż, wiem już jaka to płeć.- odrzekła Cristina.- Będziecie mieć dwie córki.- ogłosiła po chwili.
Jean uśmiechnął się szeroko słysząc tę wiadomość.
- To cudownie.- powiedziała Katherine. Czuła się naprawdę szczęśliwa. Po porzuceniu Jeana zostaną jej chociaż dzieci. Pragnęła ich, potrzebowała mieć kogoś kogo mogłaby prawdziwie kochać. To, że były to dzieci Jeana, nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się jedynie to, że miały się narodzić, dając jej niewysłowioną radość.
Nim wyszła z gabinetu wraz z Jeanem, Cristina wsunęła jej w wyniki badań karteczkę. Kath wyczytała z jej wzroku, iż musi ją przeczytać, kiedy będzie sama. Jean na szczęście nic nie zauważył.
Pożegnali się oboje z Cristiną i wrócili do domu.
Kiedy Katherine została sama w swoim pokoju, ponieważ Jean udał się na polowanie, wyjęła karteczkę i przeczytała:
"Katherine, musimy się koniecznie spotkać. To sprawa niecierpiąca zwłoki. Przyjdź jutro po południu do kawiarni Italia naprzeciwko mojej kliniki. Dopilnuj, abyś była sama. Jean nie może o tym w żadnym wypadku wiedzieć.
Cristina."
Słowa jej przyjaciółki wpędziły ją w pewną obawę. O czym chciała jej powiedzieć Cristina? Dlaczego Jean nie mógł wiedzieć o ich spotkaniu? Co się stało? Czy to ma związek z jej nienarodzonymi dziećmi?
Spaliła karteczkę w kominku, tak by Jean przypadkiem jej nie znalazł. Stała jakiś czas wpatrzona w płomienie. Potem, kiedy Jean wrócił i położyli się spać, leżała nie mogąc zasnąć. Chciała jakoś przyśpieszyć spotkanie z Cristiną. Nie wiedziała jak wytrzyma do jutrzejszego popołudnia. Niestety musiała.
W końcu, około godziny 3 w nocy zapadła w sen, nadal pełna obaw. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:02:22 19-11-10 Temat postu: |
|
|
Hmmm... Johnathan i Serena
A więc Kath nadal planuje porzucić Jeana, a ja myślałam że już wszystko między nimi ok, no ale to byłoby zbyt proste
Ciekawi mnie teraz co takiego ma jej do powiedzenia Cristina, że Jean nie może o tym wiedzieć. Nawet nie będę próbować zgadywać, poczekam lepiej na new:) |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:26:42 26-11-10 Temat postu: |
|
|
Odcinek 23
Następny dzień Kath spędziła w oczekiwaniu na popołudniowe spotkanie z Cristiną. Na szczęście Jean udał się w swoją kolejną delegację do Hiszpanii, więc spokojnie mogła pójść na spotkanie. Wczoraj głowiła się co zrobić, by na chwilę pozbyć się Jeana, co okazało się zbędne. Opatrzność nad nią czuwała, skoro akurat teraz musiał wyjechać.
-"Dobrze, że chociaż z nim mam spokój."- myślała, przygotowując się do spotkania z Cristiną.
Jean nie był już w stanie wytrzymać na diecie wegetariańskiej, dlatego postanowił "wyjechać w delegację" do Hiszpanii. Tak naprawdę wyjeżdżał, aby pożywić się tam ludzką krwią. Katherine nie mogła nic o tym wiedzieć. Jeśliby dowiedziała się, że Jean nie zmienił diety i ją oszukiwał, mogłaby uznać, iż ta jego wielka miłość do niej to jedna wielka bujda.
Na szczęście Kath niczego nie podejrzewała. Tak więc Jean spokojnie udał się do Hiszpanii.
Po południu Katherine siedziała już w kawiarni, w której miało odbyć się spotkanie. Wkrótce pojawiła się również Cristina.
- Witaj Kath. Wybacz, iż się spóźniłam, ale przeciągnęła mi się ostatnia wizyta.- powiedziała na dzień dobry.
- Nic nie szkodzi.- odrzekła wyrozumiale Katherine.- Lepiej powiedz czemu chciałaś się ze mną tak pilnie widzieć i czemu w tajemnicy przed Jeanem?- spytała po chwili.
- Zaraz Ci wszystko wyjaśnię... Właśnie, mam nadzieję, że Jean nic nie wie o tym spotkaniu i nie śledzi nas?- chciała się upewnić Cristina.
- Oczywiście, że nie wie. Szczęśliwym trafem akurat dziś wyjechał w delegację do Hiszpanii. Wróci zapewne jutro lub pojutrze.- poinformowała ją Kath.
- To świetnie.- w głosie Cristiny dało się słyszeć ulgę.- W takim razie spokojnie mogę Ci wyjaśnić powód naszego spotkania.- powiedziała, wstając.- Ale musimy usiąść tam.- wskazała stolik w samym rogu sali, ledwie widoczny. W jego pobliżu nikt nie siedział. Był to idealny stolik na tajemnicze rozmowy. Katherine wstała i ruszyła wraz z nią do wskazanego stolika. Jej przerażenie gwałtownie wzrosło. Po drodze Cristina poprosiła jednego z kelnerów, by trzymał się z dala od ich stolika. Kath zauważyła, jak wcisnęła mu parę zmiętych banknotów.
Kiedy obie wreszcie usiadły przy stoliku, Katherine zaczęła ze zdenerwowania skubać serwetkę.
- A więc...- zaczęła Cristina drżącym głosem, co wzmogło strach Kath.- Miałam wizję... Zanim do mnie przyszłaś na kolejną wizytę.- ciągnęła już nieco pewniej.- Widziałam jak Jean wpadł w szał, a potem zabił Ciebie i dzieci.- wykrztusiła w końcu.
- Co? Jak to?- Katherine nachyliła się w jej stronę, niedowierzając.
- Jeśli chcesz, mogę Ci to pokazać...- zaczęła Cristina. Widać było, że nie żartowała. Z resztą ona rzadko żartowała, a już na pewno nie w takich sprawach.
- Nie, nie trzeba... Wierzę Ci...- przerwała jej Kath. Na chwilę zapadła cisza. Musiała zebrać myśli, a Cristina spokojnie czekała na jej dalsze słowa.
W końcu Katherine uświadomiła sobie, że to bardzo ułatwia jej zadanie. Mogła zerwać z Jeanem bez konieczności odkrywania przed nim swojego podstępnego planu zemsty.
- To się nawet dobrze składa...- odezwała się w końcu.- Mam dobrą wymówkę, aby zerwać z Jeanem. Mogę doprowadzić mój plan zemsty do końca, bez potrzeby ujawniania wszystkich kłamstw.- powiedziała, uśmiechając się lekko.
- Czy Ty się dobrze nad tym zastanowiłaś? Jean nie pozwoli, abyś zabrała mu dzieci... Dotknąwszy wczoraj jego ręki, widziałam przeszłość Jeana. On jest opętany wręcz pragnieniem posiadania potomka.- mówiła Cristina ostrzegawczym tonem.- Jean jest zdolny do wszystkiego, i na dodatek nie można go zabić. Zastanów się dobrze, bo potem możesz żałować swojej decyzji.- dodała.
Katherine była jednak uparta.
- Już zdecydowałam.- ucięła dalszą dyskusję, wstała i wyszła z baru.
Wróciwszy do domu, Katherine spakowała swoje rzeczy. Chciała wyprowadzić się od rodziców, by w razie czego Jean nie poszedł do nich jej szukać. Charles był zaniepokojony tą nagłą decyzją, ale nie mógł wyczytać z myśli córki nic niepokojącego.
Katherine zostawiła swoje rzeczy w hotelu, po czym udała się do Sereny, by z nią porozmawiać, i być może pożegnać, nie wiedziała bowiem co się stanie, kiedy ogłosi Jeanowi swoją decyzję. Opowiedziała Serenie o tym, co zamierzała. Jej reakcja była podobna jak u Cristiny, ale bardziej gwałtowna.
- Zwariowałaś? Tak Ci się z nim układa, a Ty chcesz to zniszczyć?- napadła na Kath.- Sama mi mówiłaś jaki on jest... Myślisz, że pozwoli Ci tak po prostu odejść, i to ze swoimi dziećmi?- spytała po chwili, już nieco spokojniej.
- Sereno, wiem co mówiłam, ale po tej wizji Cristiny...- urwała.- Nie mam wyboru.- dokończyła po chwili.
- Kath, obiecałam że nie będę się wtrącać w Twój plan zemsty, ale... Boję się o Ciebie.- powiedziała Serena, obejmując ją ramieniem.
- Wiem, ale mam wszystko dokładnie przemyślane. Kiedy powiem wszystko Jeanowi, udam się do Cristiny. Ona mi pomoże.- odrzekła Katherine i obie mocno się do siebie przytuliły. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:43:55 26-11-10 Temat postu: |
|
|
no to się porobiło Cristina miała jakieś wizje, Kath postanowiła odejść - jak nic będą z tego kłopoty... a może wcale nie?
czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:17:40 06-12-10 Temat postu: |
|
|
Odcinek 24
Katherine zadzwoniła do Jeana i poprosiła, by tuż po powrocie spotkał się z nią w hotelu.
- Czy coś się stało, kochanie? Czemu akurat w hotelu?- spytał zdziwiony, ale jednocześnie uradowany tym, że zadzwoniła.
- Muszę z Tobą spokojnie porozmawiać.- odrzekła ona.- Do zobaczenia skarbie.- dodała, po czym odłożyła słuchawkę.
Jean był bardzo ciekawy, o czym Kath chciała z nim porozmawiać, i to z dala od innych, w hotelu. Może chodziło jej o to, iż nadal żyli bez ślubu? Pewnie tak. Katherine jak każda kobieta chciałaby z pewnością stanąć na ślubnym kobiercu...
Nim się spakował, udał się do najlepszego hiszpańskiego jubilera. Kupił tam śliczy srebrny pierścionek z czerwonym oczkiem szlifowanym w kształt serca. Uznał, że jeżeli Kath chodzi o ślub, to oświadczy jej się nim cokolwiek powie. Był gotowy na ten krok, mimo iż nie było mu śpieszno do ślubu. Po prostu nie chciał stracić Katherine, bo wtedy straciłby dzieci, a do tego nie mógł dopuścić.
Następnego dnia, koło południa Jean zadzwonił do Kath, powiadamiając ją o swoim przybyciu do Walii. Zatrzymał się w niewielkim hoteliku, usytuowanym w 4- piętrowej rezydencji. Tam czekał na jej przybycie.
Katherine pojawiła się w hotelu jakieś pół godziny po tym, jak zatrzymał się w nim Jean. Była zdenerwowana. Wiedziała, że to, co chce zrobić jest niezwykle ryzykowne, ale musiała tak zrobić. W końcu chodziło tu o bezpieczeństwo dzieci... i oczywiście o zemstę. Nie miała więc innego wyboru jak porzucić go.
-"Nic mi nie zrobi przy ludziach."- pomyślała, wchodząc do zatłoczonego hotelu.
Coś jej jednak mówiło, iż ilość ludzi nie miała znaczenia. W chwili furii Jean mógłby ją zabić nawet na holu, na ich oczach, i nawet by tego nie zauważył.
Katherine odrzuciła te czarne myśli, bo bała się wycofania. A na to było już za późno.
Serena była poddenerwowana. Mimo zapewnień Kath uważała jej plan za zbyt ryzykowny. A jeżeli nie zdąży uciec do Cristiny? Jeśli Jean zdąży ją zabić? Serena potrząsnęła mocno głową, jakby próbując odgonić złe myśli.
- Czy coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną...- usłyszała nagle głos Johnathana. Stał w drzwiach jej pokoju i patrzył na nią zaniepokojony.
- Nie, skąd. Wydaje Ci się.- odrzekła szybko, starając się ukryć zdenerwowanie pod uśmiechem.
- Wybacz, że tak po prostu wszedłem, ale kiedy pukałem, nie otwierałaś... Miałem jakieś złe przeczucie. Musiałem wejść.- powiedział Johnathan, nadal bacznie ją obserwując. Mimo, iż Serena blokowała jego dar, jego intuicja nie myliła się, i to było najgorsze.
- Naprawdę nic mi nie jest.- podeszła do niego, uśmiechając się lekko. Wiedziała, że musi jakoś odwrócić jego uwagę, by nie zaczął jej wypytywać. W końcu wpadła na pewien szalony pomysł.
- Nie kłam, przecież widzę, że coś jest nie tak.- powiedział Johnathan, spoglądając jej w oczy tak, jakby starał się coś z nich wyczytać.
- Masz rację, jest coś.- odezwała się Serena.- Od dawna chciałam to zrobić, ale nie wiem, czy Ty tego chcesz...- urwała.
- Co takiego?- spytał Johnathan, patrząc na nią lekko zaniepokojony.
Ich twarze były teraz blisko siebie, bliżej niż kiedykolwiek. Jakiś czas trwała kompletna cisza.
- Sereno?- spytał ponownie, coraz bardziej przestraszony.
Ona w odpowiedzi przyciągnęła go do siebie i ich usta wreszcie się ze sobą zetknęły. Johnatnan najpierw był zdumiony, ale po chwili objął ją ramieniem, tuląc do siebie. Wtedy Serena oderwała się nagle od niego.
- Wybacz, nie powinnam...- zaczęła, oddalając się od niego.
- Cii...- Johnathan zatrzymał ją i przyłożył jej swój palec do ust.- Jeśli to dlatego byłaś taka zdenerwowana, to ja powinienem Cię przeprosić, że nie zrobiłem tego wcześniej.- przerwał jej.- Sereno, jeśli nie byłaś pewna mych uczuć do Ciebie, wiedz że...- urwał na chwilę, by odetchnąć.- Chcę tego. Chcę być z Tobą. Kocham Cię.- wyznał, ponownie przyciąjając ją do siebie.
- Johnathan...- tyle zdołała z siebie wykrztusić, po czym wtuliła twarz w jego tors. On zaczął ją głaskać po włosach.
- Kocham Cię.- wyszeptała po chwili milczenia. Idealnie udało jej się odwrócić uwagę Johnathana na inne tory i przy okazji usłyszała to, czego pragnęła od dawna. Jej serce biło z radości jak szalone, kiedy była w jego ramionach. Kochał ją... I tylko to się teraz dla niej liczyło.
Katherine stanęła przed drzwiami pokoju. Wiedziała, że za drzwiami jest Jean. Jakiś czas stała tak, wahając się czy wejść, czy uciec. W końcu jednak wzięła głęboki oddech i drżącą dłonią nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się powoli, a ona weszła do pokoju zalanego mrokiem. Zasłony były zaciągnięte, nie paliło się żadne światło.
Zamknęła drzwi, a kiedy odwróciła się w stronę okien, przy jednym z nich dojrzała męską sylwetkę. To był on. Ruszył powoli w jej stronę. Naszły ją wspomnienia tego okropnego dnia, kiedy zginęli jej rodzice. Teraz widząc sylwetkę Jeana spowitą w mroku była pewna, iż to on ich zabił. Pamiętała tę sylwetkę, ten chód... Poczuła tak silną nienawiść, że aż się w niej zagotowało.
- Kathy, skarbie...- objął ją ramieniem i pocałował najpierw w policzek, a potem wędrował ustami do jej ust. Ona jednak odsunęła się od niego.
- Jean, mieliśmy porozmawiać...- przypomniała mu.
- Wiem... Ale stęskniłem się za Tobą.- odrzekł, posyłając jej swój czarujący uśmiech.
- Dobrze... Miejmy to już za sobą... A więc...- zaczęła Katherine drżącym głosem.
- Poczekaj.- przerwał jej Jean.- Wiem, o co Ci chodzi... Jesteśmy ze sobą już jakiś czas, na dodatek jesteś w ciąży...- mówił, kładąc swą dłoń na jej brzuchu.- Rozumiem, że nie chcesz tak dalej żyć.- dodał, po czym wyjął z kieszeni marynarki małe, czarne pudełeczko. Ukląkł, otworzył owo pudełko, a oczom Kath ukazał się śliczny pierścionek.
- Jean...- szepnęła zaskoczona. Nie miała pojęcia, że on tak zrozumie powód ich rozmowy.
- Katherine, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- spytał, patrząc na nią wyczekująco.
Kath zamarła. Nie wiedziała co ma zrobić. Cały jej gniew nagle gdzieś uleciał.
-"Jeżeli teraz zrealizuję mój plan, zranię go bardziej, niż tego chciałam... Może nawet go zabiję..."- pomyślała.-" Ale muszę uratować swoje dzieci... Jeśli z nim zostanę, im będzie grozić niebezpieczeństwo, a ja nie mogę na to pozwolić."- zdecydowała w końcu, głaskając dłonią swój brzuch.
- Katherine?- z zamyślenia wyrwał ją głos Jeana.
- Nie mogę, wybacz.- odezwała się w końcu, oddalając od niego.
- Dlaczego? Kath, nie igraj ze mną...- spojrzał na nią błagalnie, nie podnosząc się z klęczek.
- Jean, nie mogę wyjść za Ciebie... Nie możemy być razem...- odrzekła.- Cristina miała wizję. Widziała jak w chwili furii zabijasz mnie i dzieci...- wykrztusiła.- Nie mogę na to pozwolić.- dodała, zbliżając się do drzwi.
Jean zerwał się na równe nogi.
- Mamy się rozstać przez jakąś głupią wizję?- krzyknął, bliski furii.- Kath, chyba w to nie wierzysz!- spojrzał na nią błagalnie.
- Wizje Cristiny zawsze się sprawdzają. Nie dam skrzywdzić moich dzieci. Lepiej pozwól mi odejść.- odrzekła drżącym głosem.
- Nie! Nigdy!- Jean z całej siły walnął pięścią w ścianę tak, że posypały się z niej gruzy.- Przypominam Ci, że to również moje dzieci! Nie pozwolę sobie ich odebrać!- huknął tak, że Kath zadrżała.
- I jak mam nie wierzyć w wizje, Jean? Już teraz byłbyś w stanie mnie zabić. Jesteś bliski furii. Skąd mam mieć pewność, że to się nie powtórzy?- spytała, patrząc mu w oczy.- Co będzie, jeśli wpadniesz w taką samą furię i zabijesz nasze dzieci? Chyba rozumiesz, iż nie mam wyboru...- dodała. Na chwilę zapadła grobowa cisza. Katherine chciała już otworzyć drzwi, kiedy nagle stanął jej na drodze Jean.
- Nie pozwolę Ci odejść...- wysyczał.
Kath cofnęła się, cała drżąc.
- Muszę, dla dobra naszych dzieci...- szepnęła.
Jean natychmiast znalazł się przy niej, zaciskając jej swą dłoń na szyi.
- Nie...- powiedział, patrząc na nią pełnymi gniewu oczami. Jego pięść zaciskała się coraz mocniej. Kath nie mogła użyć swoich darów. Ciąża osłabiła ich działanie. Czuła coraz większy brak powietrza, a jej oczy począł spowijać mrok.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 15:10:32 10-12-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:29:32 27-12-10 Temat postu: |
|
|
Mówiłam, że będą z tego kłopoty? Mówiłam... Jean może i kocha Kath, ale nie potrafi nad sobą panować, a ona swoim postępowaniem sama ściąga na siebie kłopoty...
Ciągle jednak mam nadzieję na happy end;) |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:50:31 27-12-10 Temat postu: |
|
|
Cóż, kłopoty były jak najbardziej zamierzone... Jean nie da sobie w kaszę dmuchać, że tak powiem
UWAGA! SPOILER!!- Już niedługo ponownie pojawią się dwie wcześniej występujące postacie... Powiem tyle, że jedną z nich będzie Vern...
Odcinek 25
Nagle Katherine poczuła ogromną moc, wypływającą z wnętrza. Ręka Jeana oderwała się od jej szyi, a on sam wylądował na drugim końcu pokoju z tak ogromną siłą, że zatrząsł się cały budynek.
- Przecież to nie ja...- powiedziała sama do siebie, z osłupieniem przyglądając się temu wszystkiemu. Nagle jej wzrok zatrzymał się na brzuchu. Jakiś wewnętrzny głos mówił jej, że to on jest źródłem owej mocy.
-"Moje dzieci... One mnie ochroniły..."- pomyślała. Potem bez zastanowienia rzuciła się ku drzwiom, wybiegając na korytarz. Biegła nie oglądając się za siebie. Chciała jak najszybciej stamtąd uciec, nim Jean się ocknie. Kiedy znalazła się w taksówce natychmiast kazała zawieźć się do Cristiny.
Jean ocknął się jakieś pięć minut po tym, jak Kath odjechała taksówką. Zdąrzył jedynie zobaczyć odjeżdżający samochód.
- Co to było?- pytał sam siebie.- Przecież wampirzyca w ciąży nie może używać swojej mocy... Jak to możliwe?- dodał, po czym walnął pięścią w i tak już zniszczoną ścianę.- Nieważne... Katherine, popełniłaś właśnie największy błąd w swoim życiu. Nie odbierzesz mi moich dzieci. Będę Cię ścigał, aż w końcu dopadnę...- dyszał z wściekłości.- I tę Cristinę też. To wszystko przez jej wizję...- dodał, zakładając płaszcz. Potem wyskoczył przez okno, zostawiając na stole pieniądze na naprawę szkód i za nocleg.
Kiedy Katherine znalazła się u Cristiny, od razu padła jej w objęcia. Zrelacjonowała potem dokładnie przebieg całego spotkania.
- Mówiłam, że to nie jest dobry pomysł. Przecież on będzie Cię ścigał.- powiedziała Cristina.- Widziałam jego wspomnienia. On jest opętany pragnieniem posiadania potomka. Te dzieci stały się dla niego obsesją. Zabił Ci rodziców, bo Twój ojciec przyczynił się do śmierci jego nienarodzonego dziecka. W ogóle nie zależało mu na tej wampirzycy, tylko na jego dziecku, które w sobie nosiła.- wyjaśniła, spoglądając na przyjaciółkę z troską.
- Wiem, że za to, co zrobiłam będę przez niego ścigana. Właśnie dlatego przyszłam do Ciebie. Mówiłaś mi kiedyś, że masz w Palermo zamek, dawną siedzibę Twojej rodziny. Myślę, że tam byłabym bezpieczna.- odrzekła Katherine.
- Ależ pomogę Ci, nie martw się o to. To prawda, mam tam zamek i zaraz Cię do niego zabiorę.- zapewniła ją Cristina.- Ale powiedz mi, czy było warto?- spytała po chwili.
- Osiągnęłam swój cel, dokonałam zemsty. Widziałam w jego oczach ból, i czułam satysfakcję. Oczywiście, że było warto.- odpowiedziała Katherine, uśmiechając się lekko. Tak, czuła się świetnie. Dopiero teraz, kiedy minął strach, poczuła słodki smak zemsty. Nie żałowała niczego.
Serena wracała właśnie do domu po randce z Johnathanem, kiedy zadzwonił jej telefon. To była Katherine.
- Żyjesz?- spytała od razu, zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa, że znowu słyszy jej głos.
- Oczywiście.- zaśmiała się Kath.- Słuchaj, Cristina zabiera mnie do swojego zamku w Palermo, a właściwie to przeteleportuje nas jej narzeczony, Samael. Jest demonem. Jeśli będziesz chciała mnie odwiedzić, to zgłaszaj się do kliniki Cristiny.- wyjaśniła dokładnie powód swego telefonu.
- Jak to? Przecież ona chyba teleportuje się razem z Tobą.- zdziwiła się Serena.
- Tak, ale potem wraca z powrotem. Ma klinikę i szkołę, nie może ze mną zostać.- odrzekła Kath.- Ze mną zostanie Abshynthe, córka Cristiny i paru jej przyjaciół.- dodała.
- No dobra, ale mówiłaś, że Abshynthe też uczy w tej szkole, bodajże historii.- powiedziała Serena.
- Kiedyś uczyła, teraz prowadzi hotel, zajmując połowę zamku. Nie martw się, będę w dobrych rękach. Zarówno Cristina, jak i Samael będą wpadać do mnie co jakiś czas.- uspokajała ją Katherine.
- Ten demon?- westchnęła.- Nie mam zaufania do tych stworzeń... Jak mam się więc nie martwić?- odrzekła Serena, nadal targana wątpliwościami.
- Daj spokój. Samael jest dobry. Z resztą jak go poznasz też dojdziesz do takiego wniosku.- powiedziała Kath uspakajającym tonem.- A teraz wybacz, muszę już kończyć. Niedługo będziemy się teleportować. Do zobaczenia.- pożegnała się, odkładając słuchawkę.
- Tak, świetnie. Mam się zaprzyjaźnić z demonem.- prychnęła, chowając telefon do kieszeni spodni.- Ale dobrze, że jest bezpieczna.- odetchnęła, odczuwając znaczną ulgę.
Kiedy Katherine była już w zamku z Cristiną i jej ukochanym, Samaelem, od razu się położyła. Ostatnie wydarzenia wyczerpały ją nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Bała się również, czy to wszystko nie wpłynie negatywnie na dzieci, które w sobie nosiła. Teraz to był jej największy skarb.
Cristina zbadała ją i stwierdziła, że dzieciom nic nie jest.
- Nie masz się czym martwić, Kath. Dzieci tryskają energią.- mówiła.- I miałaś rację, to one Cię wtedy obroniły. Dotykając brzucha zobaczyłam ich wspomnienia. Czuły Twój strach, więc użyły swoich darów, odziedziczonych po Tobie. Zapamiętały dokładnie każde słowo wypowiedziane przez Jeana, jego głos, chód...- wyjaśniała Cristina.- Myślę, że będą to pamiętać również po przyjściu na świat, dlatego raczej nie będą ufne wobec niego, jeśli kiedyś go spotkają... Mogą go nawet nienawidzić...- dodała, po czym teleportowała się wraz z Samaelem do swojej kliniki.
Katherine rozmyślała nad ostatnimi wydarzeniami. Słowa Cristiny były nawet pocieszające. Jej dzieci prawdopodobnie będą wrogo nastawione do własnego ojca, i to on jest temu winien. Sam sobie zadał kolejny cios, bo nawet gdy zabije ją, to dzieci zapewne odtrącą go i znienawidzą.
- Mam nadzieję, że tak będzie...- powiedziała sama do siebie. Zza ściany dobiegała muzyka klasyczna, chyba Mozart. Kath podniosła się na łóżku i spojrzała przez okno. Wtem zadzwonił jej telefon.
- Słucham? Kto mówi?- odebrała szybko, widząc nieznany sobie numer.
- Słuchaj, Kathy. Jadę właśnie do tej suki, Cristiny...- odezwał się znajomy jej głos Jeana.- To wszystko przez nią i jej wizje. Zabiję ją, słyszysz?- wrzasnął do słuchawki.
Na te słowa Katherine wpadła w panikę. Gdyby Cristina została w zamku jeszcze trochę... Ale była teraz w niebezpieczeństwie.
- Jean, słuchaj... Nie rób tego...- próbowała go jakoś powstrzymać.
- Nie próbuj mnie od tego odwieść... To wszystko jej wina.- warknął.- Poza tym jestem już przed kliniką.- dodał.
- Jean, to nie jest wina Cristiny... Ona nie ma z tym nic wspólnego!- palnęła spanikowana.- Skłamałam. Tak naprawdę chodzi o zemstę...- dodała po chwili. Nie miała wyboru, musiała ochronić Cristinę za wszelką cenę.
- Co? Jak to?- spytał Jean, kompletnie zszokowany.
- Tak, wszystko co do tej pory robiłam, cały ten związek, były częścią mojego planu.- odrzekła z pasją.- Byłam świadoma, że nie mam szans Cię zabić, więc postanowiłam zemścić się podstępnie, odbierając Ci to, co kochasz. I okazało się, że los mi sprzyja, bo nawet zaszłam z Tobą w ciążę. Wiedziałam, że odebranie Ci dzieci będzie idealną zemstą, i nie myliłam się...- dodała, z satysfakcją sącząc jad w serce swej ofiary.
- Myślałem, że zrezygnowałaś z zemsty... Że naprawdę mnie kochasz...- wyjąkał Jean.
- Myślałeś, że udało Ci się mnie ogłupić na tyle, bym zrezygnowała z pragnienia, które pielęgnowałam przez ponad 50 lat mojego życia?- spytała Kath rozgoryczona.- Ta zemsta była jedynym sensem mojego życia. Gdyby nie ona, dawno dołączyłabym do moich rodziców...- mówiła, a w jej oczach pojawiły się łzy.- Zniszczyłeś mi życie! I wiedz, że dzieci czują to co ja, słyszały to co mówiłeś! Mam nadzieję, że nigdy o tym nie zapomną i będą Cię tak samo nienawidzić jak ja Ciebie nienawidziłam...- dodała i rozłączyła się, po czym rzuciła telefon na podłogę. Upadła na poduszkę zanosząc się szlochem. Teraz na siebie ściągnęła cały jego gniew, ale nie bała się, bo Cristina była bezpieczna. Nie wiedzieć czemu Katherine miała przeczucie, iż Jean jej nie skrzywdzi. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:48:59 03-01-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 26
Jean nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Każdy gest, uśmiech, pocałunek Katherine był jednym wielkim kłamstwem. Robiła to wszystko tylko po to, by jej zaufał, a potem wbiła sztylet w jego serce. Sprawiła, by uwierzył w to, iż zaniechała zemsty, a on głupi dał się nabrać. W sumie zgubiła go pycha. Myślał, że jego urokowi nie oprze się żadna kobieta. Oszukała go. Co prawda on również ją okłamywał, ale to było co innego. On miał do tego prawo. Ona nie.
Pod wieczór Abshynthe zajrzała do pokoju Katherine.
- Jeszcze nie śpisz?- spytała, widząc ją siedzącą na łóżku, wpatrzoną w okno.
- Nie mogę zasnąć.- odrzekła Kath.- Po południu dzwonił do mnie Jean.- dodała, kierując swój wzrok na telefon leżący na podłodze.
- Nie martw się jego gadaniem. Dopóki żyję ja, moja matka, Samael i nasi przyjaciele włos Ci z głowy nie spadnie.- zapewniła ją Abshynthe, podnosząc telefon i kładąc go na stoliczku nocnym.
- Nie martwię się o to.- odrzekła, opadając na poduszkę.- Jean chciał dziś zabić Cristinę za to, że przez jej wizję od niego odeszłam.- na te słowa Abshynthe osunęła się na krzesło.- Ale nie martw się.- uspokoiła ją zaraz Katherine.- By go powstrzymać, powiedziałam, że ona nie ma z tym nic wspólnego, a ja go okłamałam, by nie odkryć swego prawdziwego celu, czyli zemsty na nim za to, że zabił mi rodziców...- dodała, wyjaśniając jej wszystko.
- Ale Kath, przecież on teraz skupi swój cały gniew na Tobie...- zmartwiła się Abshynthe i spojrzała na nią ze smutkiem.
- Dopóki noszę w sobie jego dzieci nic mi nie grozi... A potem niech się dzieje, co chce.- odrzekła Katherine, wpatrując się w tarczę księżyca widoczną za oknem.
Serena chciała koniecznie odwiedzić Katherine. Udała się więc do Cristiny, i gdy otrzymała od niej dokładny adres, od razu ruszyła ku drzwiom.
- Poczekaj.- zatrzymała ją Cristina.- Jeśli chcesz, to mój narzeczony, Samael może Cię teleportować. Tak byłoby szybciej.- zaproponowała.
- Wiem, Kath mi o nim mówiła, kiedy dzwoniła. Wolę polecieć samolotem... Od dziecka wpajano mi niechęć do demonów, więc raczej czułabym się niekomfortowo.- odrzekła Serena.- Jeszcze raz dziękuję za adres i do zobaczenia.- posłała jej serdeczny uśmiech, po czym wyszła.
Jean wyleciał pierwszym samolotem do Hiszpanii. Przed rozpoczęciem poszukiwań Katherine postanowił odwiedzić byłą kochankę, starożytną wampirzycę, Eirene, dzięki której był niepokonany. Jej krew dawała mu tę moc, iż nikt nie mógł go zabić. Udał się do niej, by nieco wzmocnić ten otrzymany dar w razie gdyby ktoś potężny chronił Kath. Był pewien, że osiągnie swój cel. Postanowił ją zabić, kiedy tylko urodzi.
Serena zamówiła przez telefon najbliższy lot do Rzymu, skąd miała pociągiem dotrzeć do Palermo. Pakowała się właśnie, kiedy ktoś zapukał do drzwi jej pokoju.
- Kto tam?- spytała, chowając pod łóżko na wpół spakowaną walizkę.
- To ja.- odezwał się głos jej matki.- Przyszedł Johnathan...- wymówiła jego imię z lekką niechęcią. Nie lubiła wampirów, nawet "wegetarian". Na dodatek jedna z jej córek, a sióstr Sereny, Lilian, uciekła z wampirem, ponieważ matka nie zgodziła się na ich związek. Tym razem jednak musiała zaakceptować związek Sereny i Johnathana, nie chciała bowiem stracić kolejnej córki. Jej męża, ojca Sereny zabiły demony, trzej synowie rozeszli się po świecie. Nie chciała zwyczajnie zostać całkiem sama.
- Już otwieram...- odrzekła Serena, zamykając szafę.
Kiedy otworzyła drzwi i ujrzała Johnathana, od razu rzuciła mu się na szyję.
- Co się dzieje?- spytał Johnathan, spoglądając na nią podejrzliwie.
- Nic. Czemu pytasz?- odrzekła Serena starając się zachować nerwy na wodzy.
- Skoro tak, to po co się pakujesz?- Johnathan podszedł do jej łóżka, spod którego wystawała walizka.
Serena przeklęła w duchu. Zamyśliła się chwilę, nie wiedząc co ma począć. W końcu uznała, że może powiedzieć mu prawdę- przecież Katherine była jego siostrą i chyba by jej nie zdradził przed ojcem.
- Chciałam jechać do Kath... Ona zerwała z Jeanem i uciekła do Palermo. Tam Cristina Scabbio ukryła ją w swoim zamku. Od niej mam adres.- wyznała mu wszystko.
- A jednak doprowadziła swój plan do końca...- westchnął.
- Wiedziałeś, co ona chce zrobić?- zdziwiła się Serena.
- Tak, naturalnie. W końcu czytam w myślach. Ale wydawało mi się, że Kath zaniecha zemsty. Wydawała się być naprawdę szczęśliwa z Jeanem.- odrzekł zawiedziony Johnathan.
- Chciałbyś pojechać ze mną?- spytała Serena spoglądając na niego z nadzieją.
- Naturalnie. Ale co powiemy Charlesowi i Elisabeth? Nie mogą się dowiedzieć o tym, co zrobiła Katherine.- powiedział on.
- Powiemy im, że Kath wraz z Jeanem wrócili do Francji. To chyba jedyny sposób.- zaproponowała Serena.
- Tak, z pewnością.- odrzekł z uśmiechem.- A nasz wyjazd do Palermo wyjaśnimy następująco.- dodał, obejmując ją w pasie.- Ponieważ są wakacje, zabieram moją dziewczynę na wycieczkę.- mówił, po czym pocałował ją. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:07:17 03-01-11 Temat postu: |
|
|
Czyżbyśmy się zbliżali do końca?
Jean nie spodziewał się, że Kath nadal pragnie zemsty. Szczerze mówiąc ja sama nie wiem już co o niej myśleć - z jednej strony wyglądało, że naprawdę jest z nim szczęśliwa i zerwała z nim tylko przez wizje Cristiny, by chronić dzieci, a z drugiej strony teraz wmawia mu, że to wszystko robiła z zemsty... Mnie się wydaje, że ona jednak go kocha;)
Ciekawa jestem jak to wszystko się skończy.
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:18:27 03-01-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję Ci za komentarz... Zawsze mogę na Ciebie liczyć
Cóż, niestety powoli zbliżamy się do końca... Przecież kiedyś musi to nastąpić, bo jeśli chcę ruszyć z innymi pomysłami, najpierw muszę skończyć z jednym... Ale nie martw się, będzie jeszcze chyba z 10 odcinków.... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:26:12 05-01-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Megan Fox jako Eirene- starożytna wampirzyca, ma jakieś 3000 lat. Bardzo potężna, prawdopodobnie najsilniejszy wampir na ziemi, praktycznie niezniszczalna. Jean jest jej ulubieńcem, więc chętnie dzieli się z nim swoją krwią.
Odcinek 27
Kiedy Serena się spakowała i pożegnała z matką, zapewniając, iż wyjeżdża tylko na wakacje, a nie na zawsze, Johnathan zabrał ją do swojego domu po rzeczy. Najpierw jednak opowiedzieli im o wyjeździe Kath i Jeana, no i o swojej wycieczce. Charles nie wyczytał nic podejrzanego w myślach syna, a Serena stale miała założoną blokadę. Nie wiedział jednak, że Johnathan odziedziczył po nim nie tylko dar czytania w myślach, ale również tarczę mentalną, i na dodatek rozwinął ją tak, iż mógł zakrywać nią te myśli, których nie chciał ujawniać. Dzięki temu Charles nic nie podejrzewał.
Elisabeth popłakała się, życząc obojgu dobrej podróży. Potem Serena i Johnathan wsiedli w taksówkę i pojechali na lotnisko.
Katherine przez cały ranek szyła ubranka. Wiedziała, że jej dzieci będą się rozwijać szybko, więc robiła po jednym komplecie na każdy okres ich wzrostu. Cristina mówiła, że przy swoim tempie bliźniaczki, które Kath nosiła pod sercem, po urodzeniu w ciągu jednego dnia będą się starzeć o rok, a więc po 1 tygodniu będą miały 7 lat, a po drugim już 14.
- Będą miały krótkie dzieciństwo...- westchnęła, gładząc swój brzuch, który rósł z każdym dniem. Mijał właśnie szósty tydzień ciąży. Do porodu zostało jakieś trzy tygodnie, tylko trzy.
- Mam nadzieję, że ojciec Was nie znajdzie... On jest straszny... Zdolny do wszystkiego...- mówiła, spoglądając w okno i masując brzuch.- Jest zły. Nie zasługuje na Was, nie zasługiwał na mnie ani na moją matkę... I na to dziecko, które nosiła w sobie tamta wampirzyca zabita przez mojego ojca.- dodała, zaciskając pięść. Skoro istniało prawdopodobieństwo, że jej dzieci ją rozumieją, postanowiła pielęgnować w nich nienawiść do ojca.
Serena siedziała w poczekalni na lotnisku sama, bo Johnathan poszedł kupić bilety. Przyglądała się przesuwającemu się tłumowi ludzi. Nagle wyczuła w pobliżu wampira. Rozejrzała się dookoła i jej wzrok zatrzymał się na mężczyźnie kręcącym się po hali. Kiedy na niego spojrzała, on również zrobił to samo. Zmarszczył brwi, wpatrując się w nią tak, jakby starał sobie przypomnieć skąd ją zna. Spuściła wzrok speszona. Nim podniosła go ponownie, ów nieznajomy siedział obok niej. Drgnęła, odsuwając się lekko.
- Przestraszył mnie pan.- powiedziała, spoglądając na niego. Był wysoki, chudy, miał półdługie, brązowe włosy i brązowe oczy.
- Wybacz...- odrzekł, po czym zamyślił się na chwilę.- Już wiem, skąd Cię kojarzę.- odezwał się ponownie.- Jesteś znajomą Katherine Monroe.- uśmiechnął się tryumfalnie.
- Tak, skąd wiesz?- spytała zdziwiona Serena.
- Cóż, znałem Katherine. Widziałem Cię kiedyś z nią, byłyście w kawiarni i rozmawiałyście...- odrzekł.
- Jak się nazywasz?- spytała ponownie.
- Vern...- powiedział po chwili.- Vern Darthmoury.- powtórzył, spoglądając na nią.
Serena aż otworzyła usta ze zdziwienia. Kath opowiadała jej o Vernie, ale nigdy nie przypuszczała, że kiedyś go spotka.
Jean przybył do Eirene jeszcze tego samego dnia wieczorem. Spędzona z nią noc miała mu zapewnić siłę do zabicia każdego, kto stanąłby mu na drodze do celu, czyli odnalezienia i zniszczenia Katherine.
- Jean, cóż za miła niespodzianka...- Eirene przywitała go namiętnym pocałunkiem.- Dawno Cię nie widziałam... Tęskniłam...- dodała, spoglądając na niego znacząco.
- Ja też...- uśmiechnął się lekko.- Ale właściwie odwiedziłem Cię, bo potrzebuję Twojej pomocy. Muszę zabić pewną dziwkę, która myślała, że może sobie ze mną pogrywać.- wyznał, robiąc skruszoną minę.
- Ech, przychodzisz tylko wtedy, kiedy chcesz potrzebujesz mojej krwi.- zrobiła nadąsaną minę.- Ale skoro jakaś suka chciała zranić mojego wspaniałego Casanovę, to z przyjemnością Ci pomogę.- dodała, uśmiechając się do niego słodko, po czym zaczęła rozpinać mu spodnie, pieszcząc jego męskość.
Jean rzucił ją na łóżko, zdzierając z niej ciuchy.
- Ty niegrzeczna... Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Eirene.- szepnął jej na ucho.
- Wiem...- odrzekła, wbijając paznokcie w jego plecy, po czym zlizała z nich jego krew.- Chcesz mojej krwi, mojej mocy, mojej niezniszczalności?- spytała, siedząc na nim. Kiedy kiwnął głową na tak, rozcięła paznokciem skórę między swoimi piersiami.- Więc pij... Nie zmarnuj ani kropli...- powiedziała, przyciągając jego głowę do rany.- A kiedy już ją zabijesz, przynieś mi jej serce...- dodała. Uśmiechnęła się czując jego kły w swoim ciele.
Serena przyglądała się Vernowi z ciekawością.
- Co tu robisz?- spytała.
- Cóż, ostatnio cały czas myślałem o Katherine. Mówiła, że mieszka w Walii, więc przyleciałem do stolicy. Chciałem jej szukać.- odrzekł.
- Vern, Kath wyjechała do Palermo. Ukrywa się, bo ściga ją Jean, wampir który zabił jej rodziców.- wyjaśniła mu Serena.
- Zabił? Mówiła, że jej rodzice mieszkają w Walii wraz z jej bratem i nazywają się Charles i Elisabeth.- odrzekł Vern zaskoczony tym, co powiedziała.
- Państwo Monroe to przyszywani rodzice. Prawdziwi mieli na imię Joseph i Anabelle. Jean ich zabił, Katherine go odnalazła, wdała z nim w związek, zaszła w ciążę, a teraz go rzuciła. Zrobiła to, by się na nim zemścić, a on ściga ją za to.- opowiedziała mu dokładnie wszystko.
- Chciała się zemścić?- powiedział, przypominając sobie noc, kiedy śledził Katherine, zapukał do drzwi, i otworzył mu jakiś facet w negliżu. To z pewnością był ów Jean, wszak słyszał, jak go tak nazwała, pytając kto przyszedł.
- Skoro szukasz Kath, to może wybierzesz się ze mną i Johnathanem? On właśnie kupuje bilety do Palermo.- wyrwał go z zamyślenia głos Sereny.
- Pewnie.- odrzekł z uśmiechem.
Wkrótce Vern poznał się z Johnathanem i, około południa, już w trójkę wsiedli do samolotu lecącego do Palermo.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 16:31:44 05-01-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|