|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Czy mam to dalej pisać? |
Tak |
|
0% |
[ 0 ] |
Nie |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 0 |
|
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:35:15 20-02-11 Temat postu: |
|
|
Atak? No nie.. mam nadzieję, że nikomu poza Jeanem nic złego się nie stanie.. Nie wiem czemu, ale coś mi się zdaje, że to bliźniaczki odegrają tu kluczową rolę... ale lepiej cierpliwie poczekam na new, zamiast zgadywać |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:43:08 23-02-11 Temat postu: |
|
|
Przede wszystkim przepraszam, że tak krótko... Niestety te ostatnie odcinki też będą podobnej długości...
Odcinek 35
Minął kolejny, piąty tydzień, nim Jean zdecydował, by udać się do Palermo, do zamku Cristiny. Zmienił jednak swe plany. Postanowił porwać swoje dzieci. Miały już pewnie z pięć lat, biorąc pod uwagę szybkość, z jaką się rozwijały, będąc jeszcze w łonie matki. Koniecznie pragnął je zobaczyć. Wreszcie, po tylu latach nieudanych prób, udało mu się- miał potomków. Spełniło się jego największe marzenie, ale Katherine mu je odebrała. On nie zamierzał jednak stracić tego, czego od dawna tak usilnie pragnął- swoich dzieci.
Katherine stała w oknie domu, obserwując jak jej córeczki bawiły się z Abshynthe w ogrodzie za domem. Były takie wesołe i beztroskie, chociaż czasem wydawało się, że rozumieją to, co dzieje się wokół nich. Kiedy wczoraj siedziała smutna w salonie, Selene usiadła obok niej i mocno ją przytuliła, szepcząc:
- Wszystko będzie dobrze, mamo...-
Katherine myślała o tym długo. Chciała, by jej malutkie córeczki żyły tak, jakby nic się nie działo, ale chyba nie udało jej się na tyle ich oszukać, by nie czuły, że coś jest nie tak. Smutek dawało się odczuć w każdym, kto przebywał w domu.
Kolejna sprawa, która ją nurtowała, to ciągła nieobecność Luciusa. Obiecał jej przecież, że Selene i Irina go poznają. Na razie Kath opowiadała córkom o pradziadku, ale nie mogła wyjaśnić, dlaczego go tutaj nie ma.
No i kolejna sprawa- Elisabeth i Charles. Z pewnością mają jej za złe, że nie odwiedziła ich z dziećmi. Pewnie chcieliby już zobaczyć wnuczki, Johnathan i Serena pewnie z resztą też.
- Kiedy to wszystko się skończy, od razu ich odwiedzę...- postanowiła, siadając na kanapie w salonie.
Abshynthe bawiła się z dziewczynkami w chowanego. Kiedy skończyła liczyć i oznajmiła, że szuka, Jean zakradł się pod mury ogrodu. Za jednym z drzew w pobliskim lesie ujrzał dwie dziewczynki, identycznie ubrane i uczesane. Śmiały się, zapewne zadowolone ze swej kryjówki. To były one, jego córki, poczuł to od razu. Były tak podobne do Katherine... Szybko otrząsnął się ze wspomnień, obserwując dzieci. Moment był idealny. Abshynthe szukała ich w ogrodzie, nie mając pojęcia, że schowały się do lasu. Musiał skorzystać z okazji. Ruszył więc szybko w ich kierunku.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 21:48:20 23-02-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:58:31 26-02-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 36
Nagle Katherine coś tknęło. Podniosła się z kanapy i powoli ruszyła ku wyjściu. Nie chciała niepokoić pozostałych, którzy wraz z Cristiną zwiedzali zamek. Wyszła tylnymi drzwiami do ogrodu, szukając Abshynthe i swoich córek.
Selene i Irina syknęły jednocześnie, widząc ojca. Mimo, że go nigdy nie widziały, poznały od razu.
- Nie bójcie się, to ja, Wasz ojciec.- powiedział Jean.- Mama chciała mi Was zabrać, ale ja wróciłem... Chodźcie ze mną.- poprosił.
- Nigdy...- warknęła Irina, odrzucając go przy pomocy telekinezy na pobliskie drzewo.
- Ojcze, chciałeś skrzywdzić naszą matkę jeszcze zanim się urodziłyśmy.- odezwała się Selene.- I chcesz to nadal zrobić. Myślisz, że pójdziemy z Tobą? Z kimś, kto chce nas pozbawić matki? Kto zabił naszych biologicznych dziadków, Josepha i Anabelle?- pytała, mierząc go wzrokiem.
- Ależ dzieci, jestem Waszym ojcem!- odrzekł Jean, podnosząc się na równe nogi.
- Po pierwsze, dla Ciebie nie jesteśmy dzieci, ale panienki Selene i Irina Monroe.- przerwała mu Irina podniesionym głosem.- Po drugie, naszym ojcem jest Vern Darthmoury. A po trzecie, nienawidzimy Cię, morderco!- krzyknęła.
Takie słowa, wypowiedziane przez pięciolatkę zdziwiłyby niejednego człowieka, jednak wśród wampirów nie było to zaskoczeniem.
Jean nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Naprawdę go to zabolało. Jego własne córki go nienawidziły.
- A teraz odejdziesz i zostawisz nas w spokoju.- powiedziała Selene, patrząc mu w oczy.
Zapewne była to zasługa daru manipulacji wolą, jaki Selene odziedziczyła po Katherine, bo Jean jak zahipnotyzowany oddalił się natychmiast, znikając w lesie.
Od strony ogrodu przybiegła Katherine wraz z Abshynthe.
- Nic Wam nie jest?- kucnęła przy córkach Kath, oglądając każdą z nich ze wszystkich stron.
- Nie martw się, mamo. On nas nawet nie tknął.- uspokoiła ją Selene.
- To był Jean, prawda?- spytała Abshynthe.
- Tak, od razu go wyczułam.- odrzekła Katherine.
- Tak, to był on.- potwierdziła Irina.
- Dziewczynki, już nigdy nie oddalajcie się od domu. Umierałam ze strachu.- przytuliła je matka.
- Dobrze, mamo.- powiedziały nieomal jednocześnie.
Jean oszołomiony błąkał się po lesie. Czuł tak niewyobrażalny ból, że z całej siły zaczął walić głową w drzewo, byleby choć trochę go uśmierzyć. Niestety to nic nie dało. Jedynie drzewo zachwiało się od uderzeń i z hukiem upadło na ziemię.
- Cholera!- przeklął.- Niech Cię szlak, Katherine! To Ty wpoiłaś im nienawiść do mnie!- zaczął kopać drzewo, jakby to była właśnie Kath.- Ty mściwa suko! Osiągnęłaś swój cel, ale teraz ja się zemszczę na Tobie... Nie będę miał żadnej litości... Ani grama...- wysyczał pełnym nienawiści głosem.
Cristina, James, Vern i Samael rzucili się ku Katherine, kiedy tylko weszła do salonu wraz z Abshynthe i córkami.
- Gdzie były?- spytała Cristina, spoglądając na Selene i Irinę, które właśnie tulił Vern, z wyraźną ulgą widoczną na twarzy.
- Schowały się w lesie.- odrzekła Katherine.- Jean tam był, chciał je zabrać, ale poradziły sobie z nim.- dodała z uśmiechem spoglądając na córki.
- Mówiłyśmy, że jesteśmy mądre i umiemy sobie poradzić.- odezwała się Irina.
Wszyscy się roześmiali, tuląc do siebie dziewczynki. Teraz najważniejsze było ich bezpieczeństwo. Każdy je kochał i był gotów dla nich zginąć. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:59:11 27-02-11 Temat postu: |
|
|
No i proszę - dziewczynki pogoniły tatusia tyle, że tatuś chyba tak łatwo nie odpuści:/ Rozwścieczyły go i to nie na żarty. Jean jest tak wściekły, że aż strach myśleć, co wymyśli następnym razem. Szkoda, że nie ma szans, żeby nawrócić go na właściwą drogę.
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 22:59:39 27-02-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:32:13 28-02-11 Temat postu: |
|
|
Niestety, będzie musiał dostać karę... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:34:08 28-02-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
William Petersen jako Rasmus- król wampirów, najstarszy z nich, jeden z zapomnianych przez Boga synów biblijnej pary- Adama i Ewy. Złączył swe geny z genami smoka, stając się pierwszą hybrydą wśród wampirów. Jest przywódcą Klanu królewskiego, to on przemienił Luciusa.
Odcinek 37
Lucius przybył do Rzymu, i od razu udał się do zamku, w którym mieściła się siedziba Klanu królewskiego. Było to centrum świata dla każdego wampira. W jednej ze specjalnie chronionych komnat znajdowały się zwoje ze spisanym, jeszcze w starożytności, Kodeksem. Utworzył go Rasmus, król wampirów. Był to jeden z synów biblijnego Adama i Ewy, który odwrócił się od Boga, przez co wymazano go z Ksiąg. Za karę stał się bestią potrzebującą do przeżycia ludzkiej krwi, nazwaną potem nosferatu, czyli wampir. Przez lata tworzył podobnych sobie, budując złożone społeczeństwo. Lucius był jednym z tych, których przemienił właśnie Rasmus. Po nim odziedziczył on smocze geny, stając się hybrydą.
Zwoje z Kodeksem były dla wampirów świętością. Zapisane w nim prawo, dostosowywane co jakiś czas do zmieniającego się świata, było nie do ominięcia i dotyczyło każdego, nawet członków Klanu królewskiego i samego króla Rasmusa. Każdy, kto je łamał, otrzymywał karę- śmierć.
Kiedy Lucius znalazł się w zamku, od razu poprosił o audiencję u króla. Przyjęto go od razu. Rasmus ucieszył się, widząc go w drzwiach swej sali tronowej.
- Jak miło Cię widzieć.- przywitał go, wstając z tronu i podchodząc bliżej, po czym uścisnął serdecznie.
- Przybyłem, by oznajmić, że dopadłem Eirene.- odrzekł Lucius, podając mu woreczek, w którym znajdowało się serce.- Mam również jej prochy. Mogą się przydać do leczenia śmiertelnych ran u wampirów.- dodał.
- Ach, to świetnie.- powiedział Rasmus, wyjmując serce i kładąc na swojej dłoni.- Teraz wystarczy je spalić.- dodał, spoglądając na nie.
- Prosiłbym, abyś się z tym wstrzymał.- powiedział Lucius.- Remus nie może się dowiedzieć o śmierci Eirene, inaczej ostrzeże pewnego wampira, który żywił się jej krwią. Wtedy ten wampir odnajdzie innego starożytnego i korzystając z uzyskanej mocy będzie chciał zabić moją podopieczną.- wyjaśnił.- Kiedy ten wampir zginie, sam osobiście spalę te serce.- dodał.
- Dobrze, poczekam z tym.- zgodził się Rasmus.- Tylko streszczaj się... Wiesz, że to niebezpieczne... Przy pomocy jej prochów i serca ktoś może ją ożywić.- ostrzegł go.
- Wiem...- odrzekł Lucius, kierując się do wyjścia.
Jean szukał Eirene w całej Hiszpanii. Chciał uzyskać jeszcze trochę jej krwi, by upewnić się, że nie zabraknie mu siły i będzie w pełni chroniony. Niestety, nie kontaktowała się z żadnym ze swoich znajomych, nie powiadamiała, gdzie się ukrywa. W sumie było to zrozumiałe, w końcu ścigał ją Klan królewski, więc nie mogła nikomu ufać. Klan miał swoich szpiegów wszędzie.
Nie znalazłwszy Eirene w żadnym z europejskich państw, zrezygnowany zaprzestał poszukiwań, po czym udał się do Palermo, by dokończyć swą misję. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:07:12 04-03-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 38
Lucius po wizycie w Rzymie ruszył w ślad za Remusem. Miał zamiar go znaleźć i ukarać, bo też wielokrotnie łamał obowiązujące go prawo. Wiedział, że Katherine, Vern, Cristina, Samael, Abshynthe i James poradzą sobie z Jeanem sami. On miał inną misję, o wiele bardziej niebezpieczną. Czekała go walka z Remusem, wampirem starszym od niego o jakieś pięćset lat, na dodatek starym znajomym.
- Wymierzę mu karę i wrócę do Ciebie, Kath... Zaopiekuję się Selene i Iriną.- mówił do siebie.- W końcu obiecałem, a ja zawsze dotrzymuję obietnic.- dodał, wsiadając na pokład samolotu do Norwegii, tam bowiem, według jego informatorów, miał się ukryć Remus.
Biegła przez las, nie mogąc znaleźć drogi do zamku Cristiny. Co chwilę się potykała o wystające konary. Coś ją goniło, jakieś ogromne, wściekłe zwierzę. Panicznie się bała, więc biegła co sił, wzywając pomocy. Las spowijał mrok, a drzewa zdawały się ją otaczać, zagradzając dalszą drogę. Stała na polanie, rozglądając się za ścigającym ją potworem. Wtem wyłonił się on zza drzew. Przypominał przerośniętego wilka skrzyżowanego z tygrysem szablozębnym. Cofnęła się przerażona, a zwierzę powoli ruszyło ku niej. Kiedy dotarła do drzewa i przylgnęła do niego całym ciałem, ono rzuciło się na nią. Wtedy spojrzała mu w oczy. W jednej chwili zwierzę zamieniło się w Jeana, który rozerwał jej szyję swoimi kłami. Krew trysnęła, a ona poczuła okropny ból w szyi.
Katherine zbudziła się z krzykiem, cała mokra od potu. Złapała się kurczowo za szyję, szukając śladów ugryzienia. Zerwała się z łóżka, podbiegając do toaletki, po czym przejrzała się w lustrze. Odetchnęła z ulgą, kiedy nie zobaczyła na szyi nawet śladu zadrapania.
Do pokoju wpadł przerażony Vern i przyklęknął przy niej.
- Nic Ci nie jest? Słyszałem krzyk...- powiedział, przyglądając się jej uważnie.
- Wszystko w porządku. Miałam zły sen, to wszystko.- odrzekła, uśmiechając się lekko.
Vern wrócił więc do swego pokoju, cały czas spał jednak czujnie.
Katherine położyła się do łóżka, cały czas drżąc ze strachu. Wiedziała, że to nie był zwykły sen, lecz wiadomość od Jeana. Musiał znajdować się gdzieś w pobliżu i wkradać się do jej snów, czyniąc w nich zamęt.
- Zmieniłeś taktykę, tak?- mówiła do siebie.- Najpierw mnie nastraszysz, a potem zaatakujesz? Dobrze, udało Ci się... Boję się, ale czekam na Ciebie...- dodała, wpatrując się w okno tak, jakby rozmawiała ze swym prześladowcą. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:42:52 04-03-11 Temat postu: |
|
|
Widzę, że wielkimi krokami zmierzamy do finału. Jeśli dobrze widzę, to zostały już tylko dwa odcinki... Mam nadzieję, że wszyscy wyjdą cało z potyczki z Jeanem i że Luciusowi również się powiedzie |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:46:49 04-03-11 Temat postu: |
|
|
Cóż, masz rację, zbliża się koniec... |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:16:17 05-03-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 39
Lucius odnalazł miasto i domek, w którym ukrywał się Remus szybciej, niż myślał. Kiedy wszedł do środka, on już na niego czekał.
- A więc przyszedłeś...- uśmiechnął się Remus.
- Tak, jestem.- odrzekł Lucius.- W imieniu Klanu królewskiego i króla wampirów, Rasmusa, przybyłem wymierzyć Ci karę, na jaką zostałeś skazany, karę śmierci.- wyrecytował niedbale wielokrotnie powtarzaną przez siebie formułkę.
- No to spróbuj mnie zabić...- zaśmiał się Remus, przygotowując do ataku.
Lucius zrobił to samo. Po chwili rzucili się ku sobie i zaczęli zaciętą walkę.
Szesnaście tygodni po narodzinach Selene i Iriny Jean zakończył prześladowanie Katherine w snach. Postanowił wreszcie zaatakować. Świadomość, że jest niepokonany dawała mu ogromną satysfakcję. Wreszcie na zawsze miał się pozbyć Kath. Na myśl o tym uśmiechnął się sam do siebie.
Pod zamkiem był już po południu. Wyczuwał napięcie bijące od wszystkich obecnych w domu. Zapewne wiedzieli już, że on jest w pobliżu. Wkrótce drzwi się otworzyły. Na zewnątrz wyszedł oczywiście Vern,Samael, Cristina i Katherine.
- Widzę, że Twoja córeczka i jej chłopak, którego ostatnio nieźle poturbowałem, pilnują moich dzieci...- powiedział do Cristiny.- Nie wydaje Ci się, że są za duże na niańki? Mają już szesnaście lat.- zwrócił się do Kath, uśmiechając szatańsko.
- To już nie są Twoje dzieci, Jean.- odezwała się Katherine, patrząc na niego z pogardą.
- Z resztą Ty już to chyba wiesz... W końcu same Ci to powiedziały jakieś dwa tygodnie temu, prawda?- wtrąciła się w ich rozmowę Cristina, uśmiechając tajemniczo.
- Tylko nie to...- cofnął się Jean, ale przed jego oczami stanęły te bolesne wspomnienia sprzed paru dni. Zaczął krzyczeć. Chciał zerwać połączenie z Cristiną, ale nie był w stanie tego zrobić. W tym czasie Katherine rzuciła nim telekinetycznie, łamiąc pobliskie drzewa.
I w tym momencie w Jeanie zbudziła się bestia. Zablokował swoje uczucia, pozostawiając jedynie instynkt łowcy. Połączenie z Cristiną natychmiast się zerwało.
- On zablokował swoją ludzką część... Mój dar już na niego nie działa.- powiedziała zmartwiona. Samael kazał jej więc wrócić do zamku.
Vern chciał złapać Jeana, ale ten odepchnął go tak mocno, że wylądował na murach zamku, tracąc przytomność. Samael rzucał kulami ognia, za każdym razem chybiąc.
- Porusza się za szybko.- powiedział, odsuwając Katherine i siebie. Ona jednak wyrwała mu się, wychodząc na przeciw Jeana.
- Jest na to sposób.- uśmiechnęła się, przymykając oczy i kucając. Po chwili jej ciało zaczęło się przekształcać, na plecach wyrosły dwa ogromne smocze skrzydła.
- Hybryda...- wyszeptała Cristina, spoglądając na to z okna salonu. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:57:50 08-03-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 40 OSTATNI
Katherine rzuciła się na Jeana z dzikim krzykiem. Także i ona kierowała się teraz instynktem. Była hybrydą.
Oboje zaczęli się szarpać. Vern przebudził się i z przerażeniem przyglądał tej potyczce, szczególnie zaś Kath, ponieważ nigdy nie widział jeszcze hybrydy.
Niestety, Jean poważnie ranił Katherine, rzucając ją o ziemię. Vern wraz z Samaelem odciągnęli ją na bok. Powoli wracała do swojej ludzkiej postaci.
- Zabierz ją do środka.- poprosił Vern Samaela. Ten wiedząc, co on chce zrobić, wziął Katherine na ręce i wszedł do zamku.
Vern ruszył w kierunku Jeana, cały czerwony ze złości. Wygenerował najmocniejsze pole, na jakie było go stać i rzucił w stronę Jeana.
Samael położył Katherine na kanapie. Cristina wraz z Abshynthe opatrzyły jej rany, a Selene i Irina od razu ją otoczyły.
- Mamo, jak się czujesz?- spytała Selene.
- Kiedy byłam hybrydą, czułam obecność Luciusa... Widziałam jak z kimś walczył... Też się przemienił...- odrzekła z uśmiechem.
- Nic dziwnego, każdą hybrydę łączą więzi z inną... Tym bardziej, że odziedziczyłaś smocze geny po matce, która przejęła je od Luciusa.- powiedziała Cristina.
- Łączność genetyczna.- dodała Abshynthe.- Przynajmniej wiesz, że on żyje.-
- Właśnie, że nie. Nim wróciłam do ludzkiej formy, widziałam jak jego przeciwnik go rani... Boję się...- zaprzeczyła Kath.
Cristina przytuliła ją do siebie. W tym samym czasie rozległ się huk. Mury zamku zatrzęsły się, a szyby roztrzaskały się na drobne kawałki. Wszyscy oddalili się od nich, by uniknąć odłamków. Osłabiona jeszcze Katherine zdołała telekinetycznie powstrzymać większość z nich.
- Co to było?- spytała Cristina.
- Vern.- odrzekł Samael.- A konkretnie jego pole morfogenetyczne.- uściślił.- Mury zamku są na nie odporne, co nie znaczy jednak, że nie odczuwają jego działania.- wyjaśnił.
- Ale to był strasznie silny atak jak na 500-letniego wampira.- wtrącił James.
- Cóż, najwidoczniej silne emocje wzmacniają atak.- odrzekł Samael.
Kiedy do salonu wszedł Vern, wszyscy spojrzeli najpierw na niego, a potem przez okno na podwórze. Po Jeanie nie pozostał nawet ślad.
- Katherine, to już koniec.- oznajmił Vern, siadając obok niej oraz Selene i Iriny na kanapie.
- Wspaniale...- ożywiła się Irina.- Wreszcie odwiedzimy babcię, dziadka, wujka Johnathana i ciocię Serenę.- dodała z uśmiechem.
Katherine uśmiechnęła się na myśl o powrocie do Walii, ale bała się o to, czy Lucius wróci. Scena, jaką ujrzała w swoim umyśle, przerażała ją.
Charles, Elisabeth, Johnathan i Serena ucieszyli się na widok Kath, Verna, Selene i Iriny. Samael i Cristina wrócili do siebie, a Abshynthe wraz z Jamesem zostali w Palermo.
Selene i Irina ubóstwiały swoją przyszywaną babcię, dziadka trochę mniej, bo często je pouczał i czegoś tam zakazywał. Johnathan i Serena szybko się zaprzyjaźnili z obiema dziewczynami, pewnie dlatego, że byli młodzi i mieli podobny światopogląd.
Katherine była szczęśliwa, móc prowadzić normalne życie, chociaż koszmary czasem powracały. Teraz jednak był z nią Vern.
Charles był trochę zły za to, że nie powiedziała mu całej prawdy. Elisabeth wiedziała, że Kath chciała ich uchronić, więc nie gniewała się, przynajmniej nie okazywała tego.
- Katherine... Nie żałujesz czasem tego, co zrobiłaś?- spytał ją pewnej nocy Charles, kiedy siedzieli oboje na ganku.
- Pewnie, że czasem mi się to zdarza.- odrzekła, wpatrzona w gwiazdy.- Ale mimo to czuję się szczęśliwa... Pomściłam rodziców... Poza tym gdyby nie to, pewnie nie poznałabym Verna ani Sereny, no i nie urodziłabym Selene i Iriny...- dodała.
- W sumie...- urwał Charles, zamyślając się.
Katherine uśmiechnęła się lekko, słysząc jego wahanie. Czuła, że wreszcie zgodził się z nią w kwestii zemsty.
W dzień 19 urodzin Selene i Iriny w domu Monroe'ów odbyła się impreza w gronie najbliższych. Było też parę koleżanek i kolegów z VES. Bliźniaczki poszły do tej szkoły, korzystając z przyśpieszonego kursu.
Kiedy zabawa trwała w najlepsze, ktoś zadzwonił do drzwi. Katherine otworzyła, po czym rzuciła się na szyję przybyszowi.
- Lucius... Ty żyjesz...- powiedziała, oglądając go z każdej strony.
- Widziałaś jak walczę, tak?- uśmiechnął się.- Ja też Cię widziałem... Kiedy Jean zadał Ci tę ranę, to się przeraziłem, dlatego Remus mnie zranił.- dodał.
- Remus?- spytała Kath, nic nie rozumiejąc.
- Wampir, który przemienił Eirene. Pomagał jej i Jeanowi się ukryć. Też miał wyrok śmierci od Klanu królewskiego.- wyjaśnił.
- Czemu tak długo Cię nie było?- spytała Katherine.
- Cóż, musiałem zabrać do Rzymu serce Remusa jako dowód wykonania zadania, dopilnować jego spalenia, wyleczyć tę ranę... Do tego doszło jeszcze parę innych misji...- odrzekł Lucius.
- Ech, najważniejsze, że jesteś. Selene i Irina się za Tobą stęskniły. Wchodź.- zaprosiła go Kath.
Lucius z uśmiechem wszedł do środka. Wrócił. Dotrzymał obietnicy.
KONIEC |
|
Powrót do góry |
|
|
Charrito Aktywista
Dołączył: 09 Kwi 2011 Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:01:12 26-04-11 Temat postu: |
|
|
Wampiry <33. To lubię ; D. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|