|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Meg Mocno wstawiony
Dołączył: 19 Kwi 2008 Posty: 5914 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3 Skąd: Zielona Góra Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:42:53 09-08-08 Temat postu: |
|
|
Tristan czuł się jak ryba w wodzie, a Allison wręcz przeciwnie.
Jest coś między nimi tyle tyko, że oni jeszcze nie wiedzą co.
Naprawdę umiesz budować chęć przeczytania kolejnego odcinka, więc czekam. |
|
Powrót do góry |
|
|
dommi Debiutant
Dołączył: 24 Mar 2008 Posty: 96 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 23:47:29 09-08-08 Temat postu: |
|
|
Bardzo mi sie podoba twój pomysl i chetnie sie czyta twoje odcinki
Oczywiscie jestem najwieksza fanka "Libby" i Alana, wiec nie moge sie doczekac nastepnego odcinka jak bedzie cos o nich Bardzo fajnie rozbudowalas odcinki i cala historie, to robi ze wszystko jest bardzo orginalne
Pozdrowienia i czekam na kolejne odcinki :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Bebe Prokonsul
Dołączył: 27 Lip 2008 Posty: 3926 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:35:15 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek.
Allison czuła sie niezręcznie z powodu tej całej sytuacji,
natomiast Tristana bawiło to całe zajście.
Jestem ciekawa jak to się stanie, że on i ona będą razem. Bo tak będzie prawda?
Czekam na kolejny odcinek. |
|
Powrót do góry |
|
|
DyR*DyU Idol
Dołączył: 31 Mar 2008 Posty: 1230 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:27:28 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Ja chyba miałam 10 odcinków w plecy....
6 - Allison ma świetną przyjaciółkę, która chyba chce jej uświadomić,że boi sie nowych związków. Jazz jest świetna
7 - "Twoje oczy poznałbym wszędzie." śliczne to buło I zaskoczenie Elisabeth.
8,9 - Annie... Pomysł świetny. Tylko co na to ojciec powie? I kto jest kandydatka ze zgubionego listu??
10 - A więc Tristan i Allison znali się wcześniej Nieźle...
11 - I tym problemem jest Gio? Dlaczego ma mu przeszkadzć to, ze jego siostra i przyjaciel mają sie spotykac?? Przecież to miłośc i zafascynowanie .... prawie od pieluszek
12 - Reakcja Nicka świetna Dzieciaki postawiły go w podbramkowej sytuacji. Ale chyba nie wróci tak szybko
13 - Rozmowa bradzo mi sie podobała A Tristan chyba troszkę się zmienił od czasów liceum
14 - Przyznam, że Elisabeth nieźle sobie wszystko wymyśliła
15 - Nareszcie się spotkali
Tristan... On jest świetny! |
|
Powrót do góry |
|
|
monisia645 Detonator
Dołączył: 16 Lip 2008 Posty: 439 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: woj.dolnośląskie :):) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:42:47 10-08-08 Temat postu: |
|
|
świetne odcinki
fajnie że dodałaś ich tak dużo :wow:
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:54:29 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 17
W poniedziałek Elizabeth postanowiła trochę losowi dopomóc.
Ubrała się starannie w tradycyjny granatowy kostium, bez żadnej biżuterii, a włosy związała gładko w koczek. Zanim wyszła z domu, przez pół godziny ćwiczyła przed lustrem swoją przemowę.
Czy się uda? — myślała, wjeżdżając na parking w centrum miasta naprzeciwko siedziby „Riyer City Cali”. Ręce miała spocone, w gardle jej zaschło, ale już za chwilę miało się wszystko wyjaśnić.
Wjechała windą na górę, a recepcjonistka skierowała ją do działu ogłoszeń na końcu korytarza. Nie było tam nikogo poza starszą kobietą, piszącą coś na maszynie przy jednym ze stolików.
— Przepraszam... — zaczęła Elizabeth, a kobieta dopiero wtedy zauważyła jej obecność.
— W czym mogę pani pomóc? — zapytała, odrywając
się od maszyny.
— Jestem Pat Brackman, detektyw. — Dla potwierdzenia swych słów wyjęła wizytówkę swojego byłego chłopaka, po czym szybko schowała ją do torebki.
— Co mogę dla pani zrobić? — spytała kobieta, niewiele bardziej zainteresowana gościem niż pisaniem, które właśnie przerwała. — Wszyscy są w tej chwili na konferencji.
- To nie potrwa długo - zapewniła ją Elizabeth, mając nadzieję, że w jej głosie wyczuwa się autorytet. — Chciałam jedynie przejrzeć wszystkie odpowiedzi, które otrzymaliście państwo na tę konkretnie ofertę. — Podała kobiecie gazetę z zakreślonym na czerwono ogłoszeniem Alana.
— Jakieś problemy, pani detektyw? — Teraz już kobieta zdecydowanie bardziej zainteresowała się Elizabeth niż swoim pisaniem. — Może powinnam pójść po kogoś...
— Ależ nie, to nie będzie konieczne. Muszę jedynie przejrzeć wszystkie listy. Nie zamierzam ich ze sobą zabierać.
W takim razie... Myślę, że da się to załatwić. Proszę poczekać, zaraz ich poszukam — poprosiła, zabierając ze sobą gazetę.
Elizabeth przestępowała nerwowo z nogi na nogę. Wydawało jej się, że czeka całą wieczność. Nagle w holu za sobą usłyszała kroki i odwróciła się gwałtownie.
— Gdzie jest Tilly? — zapytał młody mężczyzna, popychając przed sobą wózek z pocztą.
— Ach, Tilly... Właśnie poszła coś sprawdzić. Ma zaraz wrócić. Jeśli pan chce, mogę to za nią odebrać.
— Dziękuję — powiedział, najwyraźniej chcąc wrócić do swojej pracy. — Mam dziś spore opóźnienie — wyjaśnił, wręczając jej całą stertę list6w związanych grubą gumką.
Elizabeth szybko przejrzała całą korespondencję. Ku jej rozpaczy, większość stanowiły odpowiedzi na ogłoszenie Alana. Sporo było kopert podobnych do tej, której sama użyła. W kilku pastelowych z pewnością mieściły się kartki z wydrukowanymi pozdrowieniami. Jedna czy dwie z nich były perfumowane. Pozostałe dwie pochodziły z bardzo eleganckiej papeterii. Wykonywano je na zamówienie, drukując od razu dane nadawcy.
— Bardzo przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu, pani detektyw. Sporo już tego przyszło — odezwała się Tilly, przechodząc między pustymi biurkami i ciągnąc za sobą po podłodze szarą torbę pełną listów.
— To wszystko odpowiedzi na to jedno ogłoszenie? — spytała Elizabeth z niedowierzaniem. — Jest pani pewna?
— Niestety, tak.
— A to właśnie przyszło — powiedziała Elizabeth, wręczając Tilly paczkę, którą trzymała w ręku, i zabierając od niej torbę, po czym obie zabrały się do przeglądania poczty.
— Znalazłam — odezwała się po chwili Elizabeth, wyciągając swoją kopertę. — Teraz proszę mnie uważnie wysłuchać. Zatrzyma pani wszystkie listy z wyjątkiem tego jednego. Kiedy ten mężczyzna zgłosi się po odpowiedzi, powie mu pani, że przyszła tylko ta jedna.
— Ale co mam zrobić z całą resztą? — zapytała Tilly, dorzucając do torby kolejne koperty.
— Przechowa je pani przez kilka dni, a potem mu je odda. Na razie musi dostać tylko ten list.
— Coś nie tak? — zaciekawiła się starsza pani, opuszczając okulary na czubek nosa.
— Śledzimy tego człowieka — wyjaśniła Elizabeth, mając nadzieję, że się nie czerwieni. — Ten list został napisany przez policjantkę. Wysłaliśmy go pocztą, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
— Śledzicie go? O mój Boże! — wykrzyknęła zdumiona Tilly. — Przypuszczam, że nie może mi pani zdradzić, dlaczego.
Elizabeth potrząsnęła przecząco głową.
— Mogę powiedzieć tylko tyle, że wykorzystywał kobiety i ja... to znaczy, policja, chce położyć temu kres.
— Rozumiem.
Elizabeth próbowała stłumić w sobie poczucie winy na myśl o ponurych wyobrażeniach, jakie jej słowa musiały rozbudzić w umyśle Tilly.
— Proszę dopilnować, żeby otrzymał tylko ten list.
— Oczywiście, pani detektyw. Osobiście tego dopilnuję.
— To dobrze. Nasz wydział potrafi docenić współpracę prasy.
Misja się powiodła. Elizabeth ruszyła w stronę wyjścia, zmuszając się do spokojnego kroku, chociaż miała ochotę uciec stąd jak najszybciej, zanim ktoś się zorientuje, że wcale nie jest oficerem policji.
Resztę popołudnia spędziła, przygotowując wycieczkę dla Toronto Blue Jays po najpiękniejszych częściach miasta. Oczywiście, pracując z drużyną baseballową, nie mogła nie myśleć o Alanie i Tilly, która już prawdopodobnie rozpuściła plotki na jego temat wśród wszystkich pracowników gazety.
Elizabeth miała dziwne uczucie, że rozpoczęła coś, czego nie da się odwrócić. Miała tylko nadzieję, że nie skończy się to dla niej źle. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:55:29 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 18
Nick czuł się idiotycznie, siedząc w białym, skórzanym fotelu w środku czarnej, wytwornej limuzyny z przyciemnianymi szybami.
— Dokąd jedziemy, panie Xantiago? — zapytał grzecznie szofer, mężczyzna w średnim wieku.
— Dobre pytanie — odparł Nick i zerknął na kopertę. Adres zwrotny był rozmazany i lekko zabrudzony. Przez chwilę przyglądał mu się uwagą, po czym zapytał: — Czy jest ulica... Milburne Place?
— Jasne, na South End — powiedział szofer. — Który numer?
Nick musiał ponownie wczytać się w podany na kopercie adres.
— Wygląda jak jedenaście.
— Wobec tego Milburne Place jedenaście. Już pana wiozę.
Rzucił kolejne spojrzenie na kopertę. Nazwisko kobiety było całkowicie zamazane, mógł więc odczytać zaledwie kilka pierwszych liter jej imienia. S-A... Potem coś jakby N lub M. Wybrał N. S-A-N... Sandra. Tak prawdopodobnie brzmiało jej imię. Oczywiście mógł to łatwo sprawdzić — wystarczyło, żeby przeczytał jej list umieszczony w kopercie, ale nie zdecydował się na to. Im mniej wiedział o tej kobiecie, tym lepiej.
Przynajmniej numer mieszkania był wyraźny i nie budził żadnych wątpliwości: jego „Walentynka” mieszkała pod numerem 4A.
Samantha Perez, zamieszkała przy Milburne Place 11, mieszkania 4A, leżała właśnie w łóżku w swoim małym dwupokojowym mieszkaniu. Było piętnaście po dziesiątej. Choć zbudziła się już dość dawno temu, wciąż nie miała ochoty wychodzić z pościeli.
— Nie o to chodzi, że mam stracha — przekonywała przez telefon swoją starszą siostrę, Jennifer. — Po prostu boli mnie głowa i czuję, że jestem przeziębiona. Może
nawet mam grypę.
— Ubrałaś się już? Co włożyłaś? — Jennifer nie wydawała się zbyt przejęta. — Na miłość boską, Sam, tylko nie wkładaj tego szarego kostiumu, który kupiłaś ze sto lat temu! Jak ktoś z tak niezwykłym wyczuciem stylu, gdy chodzi o dekorację wnętrz, w ogóle może trzymać w szafie coś tak bezkształtnego i bez wyrazu!
Samantha chrząknęła niepewnie. Kostium, który budził w Jennifer takie emocje, miała właśnie na sobie.
— Kupiłam go nie sto, ale kilka lat temu. O ile pamiętam, wtedy ci się podobał.
— Fakt, kiedyś lubiłam workowate ciuchy — przyznała Jennifer bez zająknięcia. — Poza tym Teddy właśnie cię rzucił i czułaś się wyjątkowo podle, pamiętasz? Ale ja już wtedy mówiłam i powtórzę to jeszcze raz...
— Nie musisz — przerwała Samantha: — Wiem. Był fałszywy, był oszustem i zwykłym śmieciem. I mnie, i Bridget lepiej jest bez niego. To, że Bridget kocha swego ojca, to dobrze. Jest poważnie przejęta tym, że spędzi z nim Walentynki.
— Ty też będziesz miała świetne Walentynki. Kto wie, co się z tego urodzi?
— Nic. Nigdzie nie idę. Jestem chora.
— Wcale nie jesteś chora, tylko się boisz. Myślisz, że jeśli raz wyszłaś za głupca, a prawnik, który przeprowadzał rozwód, również okazał się głupcem i zszargał ci nerwy, to każdy facet na świecie jest taki sam? Akurat ten jest inny.
— Skąd wiesz? — zaatakowała Samantha. — Co ty w ogóle możesz wiedzieć o mężczyznach?
— Swoje wiem. Że jest bogaty, ma powodzenie, jest miły, atrakcyjny...
— Boże, dlaczego dałam się w to wrobić?
— Nie wiesz? Ponieważ czujesz się beznadziejnie Samotna. Już rok, jak nie byłaś na żadnej randce.
— Dziewięć miesięcy — poprawiła Samantha. — I była to klęska.
— Nieważne. Przyznaj się, Sam. W głębi ducha pragniesz, by ktoś cię pokochał, zaopiekował się tobą...
— Daj mi spokój, Jen. To, o czym mówisz, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. A już najmniej z tą nieszczęsną randką w ciemno, w którą mnie wrobiłaś.
— Wiem! — wykrzyknęła Jen. — Włóż tę czerwoną sukienkę z dżerseju. Czerwona — w sam raz na Walentynki!. Rozpuść włosy, no i sama się rozluźnij...
Samantha odsunęła na chwilę słuchawkę od ucha i uśmiechnęła się do niej.
— Co ty tam masz? — Pokręciła z niedowierzaniem głową. — Rentgena? — Poświęciła przecież dwadzieścia minut na ułożenie włosów w gładki kok.
— Czy wiesz, jak wiele kobiet dałoby się zabić, żeby tylko mieć takie włosy jak ty, Sam? - mówiła tymczasem niczym nie zrażona Jennifer. — Te dzikie, długie włosy W dodatku zupełnie naturalne bez żadnych dopinek
— Jen, ja już nie mogę — jęknęła Samantha, zerkając na godzinę wyświetlaną na radiowym zegarze.
— No dobra. Zwiąż włosy, jeśli tak będziesz lepiej się czuła. Będzie większy efekt, kiedy pozwolisz mu wyrwać z nich spinki — zachichotała i dodała przez śmiech: — zębami.
Samantha ponownie głucho jęknęła.
— Żartuję, Sam — pocieszyła ją od razu Jennifer. — Wiesz, że jestem daleka od tego, żeby ci radzić, jak masz się zachować na pierwszej randce.
— Jen, czy ty nic nie rozumiesz? — Samantha westchnęła ciężko. — Nie mogę z nim wyjść. Jeszcze nie jestem na to przygotowana.
— To się przygotuj. W tę sukienkę wskoczysz w dwie minuty.
— Nie jestem przygotowana emocjonalnie.
— Sam, przecież to Walentynki.
— To dodatkowy powód, dla którego nie chcę iść na tę randkę. To nie byłoby w porządku, wobec niego i wobec siebie. Walentynki to zbyt... romantyczna okazja. A ja wcale nie jestem w romantycznym nastroju.
— Nawet go nie widziałaś. Skąd możesz wiedzieć...
Samantha nie słuchała już jednak swojej siostry. Zaabsorbowała ją ogromna, czarna limuzyna, która wjechała właśnie na podjazd przed jej domem, a jeszcze bardziej wysoki i niewiarygodnie przystojny mężczyzna, który z niej wysiadł. Poza atrakcyjnym wyglądem uderzyło ją jego zwykłe ubranie — wełniane spodnie, gruby golf i znoszona, skórzana kurtka lotnicza. Strój niezupełnie taki, jakiego oczekiwała po kimś, kto podróżuje limuzyną. Ta niestosowność miała nawet pewien urok i zrobiła na niej wrażenie, ale nie na tyle, by zmieniła zdanie.
Odsunęła się gwałtownie od okna, widząc, że mężczyzna spogląda na jej dom. Zapewne sprawdza, czy trafił we właściwe miejsce.
— Sam, jesteś tam? — usłyszała głos Jen, dobiegający ze słuchawki telefonu — Słyszysz, co do ciebie mówię?
— Co takiego? — wyszeptała Samantha nieprzytomnym innym głosem.
— Wiedziałam. Zawsze się wyłączasz, gdy ludzie próbują ci dać dobrą radę.
— Nie teraz, Jen — ucięła Samantha. — On... chyba przyjechał. Ten facet... Właśnie wysiadł z limuzyny.
— Z limuzyny? Świetnie. Lepiej, niż przypuszczałam. No i co? Będzie coś z tego? Jak myślisz? Samantha chwyciła się za brzuch.
— Myślę, że jest mi niedobrze.
Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 12:56:40 10-08-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Meg Mocno wstawiony
Dołączył: 19 Kwi 2008 Posty: 5914 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3 Skąd: Zielona Góra Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:10:45 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Elizabeth ma pomysły, żeby udawać panią detektyw, haha ale ją wzięło.
Jennifer ma bardzo dobre pomysły i Sam powinna jej zawsze słuchać, hehe.
Sam jest niedobrze Nick się denerwuje, para idealna! |
|
Powrót do góry |
|
|
Bebe Prokonsul
Dołączył: 27 Lip 2008 Posty: 3926 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:01:23 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Świetne odcinki jak zawsze.
Ale Elizabeth wymyśliła, Pani detektyw.
Ciekawe co wyniknie z tego jej niewinnego kłamstewka.
Pewnie jakaś wielka afera.
Samantha i Nick mają dużo wspólnego.
Zastanawiam się co wyniknie z tej znajomości. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 15:16:52 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 19
Allison Parker obiecała się odezwać, lecz Tristan wątpił w szczerość tego zapewnienia. Stąd też, kiedy nazajutrz zadzwoniła do jego biura, był mile zaskoczony.
— Podejmę się tego — oświadczyła.
— Cudowna wiadomość. Kiedy mogę podrzucić ci te listy?
— Jutro o każdej porze. Lecz korzystając z okazji, rozmawiamy, chciałabym zadać ci kilka pytań.
Choćby i tysiąc. Zamieniam się w słuch. Allison odchrząknęła.
- Wspomniałeś w ogłoszeniu o śnieżnej zaspie gdzieś w Canadzie. Czy ewentualnie mogłoby to oznaczać, że lubisz ruch na świeżym powietrzu i sporty zimowe?
Wybuchnął głośnym śmiechem.
— Nie mam nic przeciwko sportom zimowym, ale nie znoszę zimna. Wolę słuchać trzasku płonących polan na kominku, niż wycia lodowatego wichru na szczycie góry.
— Wyciągam stąd wniosek, że Dzień Zakochanych wolałbyś spędzić w jakimś przytulnym wnętrzu. A co byłbyś gotów zrobić, żeby ten dzień okazał się udany?
— Wszystko. Ale udany nie wystarczy. Ma być wypełniony po brzegi romantyzmem.
— To bardzo dobrze — powiedziała, lecz jej słowom zaprzeczał jakby naganny ton głosu.
— Kiedy mogę spodziewać się pierwszych konkretnych propozycji?
— Wszystko to wymaga starannego zaplanowania, wyobraźni i energii — odparła.
Czyli, jej zdaniem, akurat tych zalet, których mi brakuje, pomyślał Tristan, po czym rzekł:
— Dlatego właśnie zwróciłem się do ciebie.
Porozmawiali jeszcze chwilę o rzeczach nie związanych z Walentynkami i rozłączyli się.
Allison dość szybko zorientowała się, że sama nie zdoła przebrnąć przez dostarczoną jej przez Tristana korespondencję. W sobotę rano zwróciła się więc z prośbą o pomoc do Jazz i bez problemu dobiły targu. W rewanżu Allison miała pójść razem z nią na mecz baseballowy, organizowany w ramach karnawałowego festynu.
— Wiesz, to naprawdę zdumiewające, jeśli nie zabawne — zauważyła Jazz, gdy już rozsiadły się na dywanie w mieszkaniu Allison wokół całkiem pokaźnej kupki listów. — Nie miałam pojęcia, że rubryki towarzyskie posiadają taką ilość wiernych czytelniczek.
— Ja w każdym razie nie zaliczam się do nich — odparła Allison, otwierając już nie list, tylko paczuszkę, w której znalazła kilkanaście ciasteczek domowego wypieku, cokolwiek pokruszonych. — Oto przedstawicielka naszej płci, która wyznaje pogląd, że do serca mężczyzny można trafić wyłącznie przez żołądek.
— A jeśli w przypadku Talbota to prawda?
— Właściwie nie mogę tego wykluczyć.
— Powiedziałaś, że chodziłaś z tym facetem do jednej klasy...
— Tak, i dlatego teraz znajduję się w sytuacji dość kłopotliwej.
— Czy w tamtych czasach chodziłaś z nim lub coś w tym rodzaju?
— Coś w tym rodzaju.
Jazz pisnęła i chwyciła ją za ramię.
— Mów! Tylko szczerze! Co było między wami?
— Nic. Podkochiwał się we mnie.
— Jeśli mam wierzyć twojej siostrze Heidi, nie było chłopaka, któremu nie zawróciłabyś w głowie.
Allison chrząknęła.
— Heidi lubi czasami przesadzać. Kiedy mówi na przykład o dorodnych śliwkach, porównuje je do melonów.
— Więc między tobą a Tristanem było coś szczególnego. Zabij mnie, ale muszę wiedzieć, czym było to „coś”.
— Pokażę ci pewną pamiątkę. — Allison wstała z dywanu, podeszła do komody z wiśniowego drewna i wyjęła z jednej z szuflad oprawiony w półskórek szkolny pamiętnik. Wróciła na swoje miejsce. — Spójrz, oto on we własnej osobie — powiedziała, wskazując palcem na jedno z wklejonych zdjęć.
Jazz gwizdnęła przez stulone wargi.
— Nie widzę twarzy. Kudły spadają mu aż na nos.
— Zauważ, jak jest ubrany. Spodnie z zaprasowanym kantem, sztywny kołnierzyk koszuli i krawat! Nikt poza nim nie nosił krawata.
Jasne. Wszyscy nosili dzwony i różne wzorzyste koszulki. Chryste, patrz! Buty na grubej podeszwie! Ale była wtedy moda, co? Tristan w gruncie rzeczy wygląda całkiem normalnie.
— Tak, normalnie jak prezes klubu szachowego.
— Myślałam, że lubisz szachy.
— Dziś tak, ale wtedy do klubu szachowego należały tylko świry. Zdaje się, że Tristan grał w szachy, brał nawet udział w rozgrywkach międzyszkolnych, no i, pamiętam, obsługiwał projektor, kiedy jakiś nauczyciel zaserwował nam film na lekcji.
Teraz już nie ma projektorów — zauważyła Jazz z nostalgią w głosie. — Niepodzielnie króluje wideo.
- Umarł król, niech żyje król.
— Więc ten chłopak w krawacie i z włosami jak gniazdo bocianie, który grał w szachy i znał się na projektorach, uganiał się za tobą?
— Mam nadzieję, że o tym ostatnim zapomniał.
Była to jednak nadzieja zbudowana na bardzo wątłych podstawach. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki na nią patrzył podczas swojej pierwszej wizyty, Allison skłaniała się raczej ku przypuszczeniu, że pamięta wszystko w najdrobniejszych szczegółach, włącznie z pocałunkiem, który bezczelnie skradł jej pewnego dnia przy wchodzeniu do klasy. |
|
Powrót do góry |
|
|
Meg Mocno wstawiony
Dołączył: 19 Kwi 2008 Posty: 5914 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3 Skąd: Zielona Góra Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:24:36 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Myślę, że Allison mimo wszystko Tristan już za młodu się podobał, choć z opisu wynika, iż był jakby to ująć, osobliwą postacią. Niewątpliwie zmienił się i po reakcji Allison też można stwierdzić, że zmiana ta wyszła mu na dobre. |
|
Powrót do góry |
|
|
Bebe Prokonsul
Dołączył: 27 Lip 2008 Posty: 3926 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:27:07 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Alison nie przepadała w młodości za Tristanem ale może teraz się to zmieni?
Czekam na kolejny odcinek twojej świetnej telenoweli. |
|
Powrót do góry |
|
|
tinkerbell Prokonsul
Dołączył: 13 Mar 2008 Posty: 3933 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:38:41 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Pomyśl Elizabeth był świetny hahaha Fajny sposób znalazła na wykluczenie rywalek nie ma co:P można go kiedyś wypróbować w codziennym życiu hihi...Para Nick i Sam też jest urocza, zachowują się jak nastolatki:) słit...czekam z niecierpliwością na następny;) masz dziewczyno talent ) |
|
Powrót do góry |
|
|
roszpunka92 Prokonsul
Dołączył: 24 Kwi 2008 Posty: 3724 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Szczecin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:48:39 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Świetne odcinki
Elizabeth jest świetna ;] Fajny miała pomysł
aby wyeliminować pozostałe kandydatki a
zarazem swoje rywalki ;] Ciekawe co z tego
wyniknie ? ;]
Ciekawe jak potoczy się dalej znojomość
Sam i Nicka ? ;]
Pozdrawiam i czekam na new ;] |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 20:54:03 10-08-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 20
— Musisz pójść ze mną — nalegał Alan.
— Czyżbyś się rozmyślił? — zaszydził Gio, siadając obok kolegi, podczas gdy reszta zespołu pakowała instrumenty po skończonym koncercie.
— Wcale się nie rozmyśliłem. Poczęstuj się — powiedział Alan, podsuwając koledze talerz do połowy wypełniony krewetkami, po czym wezwał kelnerkę i zamówił jeszcze jedną kolejkę piwa. — Chcę tylko, żebyś mnie wspierał moralnie, kiedy pójdę jutro do „Riyer City CalI” po odpowiedzi na ogłoszenie.
Gio włożył krewetkę do ust i zaczął ją powoli przeżuwać, udając, że nie może się zdecydować.
— Jeśli z tobą pójdę, to co z tego będę miał? — zapytał po chwili.
— Jak to, co z tego będziesz miał?
Gio uśmiechnął się chytrze.
— Na przykład... czy będę mógł przejrzeć listy, które odrzucisz?
- Szukasz kogoś na randkę? A co z Miss Fitness? Myślałem, że się zakochałeś.
— Bo tak jest. Ale ona nie wierzy, że eksploduję, jeśli nie pójdzie ze mną do łóżka.
— Rozsądna kobieta.
— Przecież nie napisałeś w ogłoszeniu, że jesteś zawodowym baseballistą. Kobieta, którą sobie wybiorę, nigdy się nie dowie, że nie ja jestem jego autorem. Więc co w tym złego?
— Chyba masz rację — przyznał Alan, pocierając w zamyśleniu podbródek. — Kiedy już zdecyduję, która zostanie moją Walentynką, możesz zabrać całą torbę i też sobie wybrać. Nawet dwie, jeśli chcesz.
— Całą torbę listów? — powtórzył Gio, sięgając po następną krewetkę. — Czy my trochę nie przesadzamy?
Alan wzruszył ramionami.
— Pomogłeś mi napisać to ogłoszenie.
— Masz rację — potwierdził Gio, trącając się z kolegą kuflem piwa. — Ale i tak lepiej bym się czuł, gdyby Elizabeth nam wtedy pomogła.
— A propos, co się z nią dzieje? Już nie przychodzi was słuchać.
— Czasami tak, ale ci przecież mówiłem, że rzadko się widujemy. Oboje jesteśmy bardzo zapracowani. Ona siedzi w biurze po godzinach, a ja wieczorami gram w klubach. Wyjechała, bo wreszcie wznowili loty.
— Może przed moim wyjazdem na trening wybralibyśmy się gdzieś razem na kolację? Opowiedziałaby mi trochę o Aguaskalientes. Skoro już przeniosłem się do San Luis będę miał większą możliwość zobaczenia tego pięknego miasta
— Elizabeth będzie zachwycona.
— Powiedz szczerze, czy ty w ogóle pozwalasz siostrze chodzić na randki? Założę się, że najpierw każesz jej przedstawić sobie każdego nowego faceta — zażartował Alan.
— Niezupełnie — roześmiał się Gio. — Elizabeth sama podejmuje takie decyzje. A jednak, kiedy już ktoś zupełnie mi się nie podoba, przestaje się z nim widywać. Za to, jak już się przy czymś uprze, musi dopiąć swego.
— I o ile pamiętam, zawsze jej się to udaje.
— To fakt.
— Tylko pamiętaj, bez mądrych rad — przykazał Alan następnego dnia, kiedy obaj z Gio wchodzili do redakcji „Riyer City CalI”. — Masz mnie tylko wspierać moralnie.
— Oby nie za moralnie. Mam nadzieję, że przynajmniej część tych listów nie pochodzi od mniszek.
Recepcjonistka wskazała im drogę do działu ogłoszeń. Weszli do biura. Telefony się urywały. Pierwszą osobą, która mogła z nimi porozmawiać, była starsza kobieta w okularach. Spuściwszy je na czubek nosa, przyjrzała się im uważnie.
— Jesteśmy razem — wyjaśnił szybko Gio, wskazując na Alana.
Kobieta popatrzyła na niego wyczekująco.
Alan czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy kupował w aptece prezerwatywy — trochę „podekscytowany i bardzo zażenowany.
— Przyszedłem... odebrać moje listy — wydusił wreszcie.
Kobieta nadal przyglądała mu się tak, jakby był okazem jakiegoś nowego zwierzęcia włożonego pod mikroskop. Alan zastanawiał się, czy nie podobały jej się ogłoszenia zamieszczane w gazecie, czy to może on jej się nie podoba. Prawdopodobnie jedno i drugie.
— Listy? — powtórzyła.
— Tak. Odpowiedzi na moje ogłoszenie, które ukazało się w czwartek. Tu mam jego kopię i numer — wyjaśnił, wyjmując kartkę z portfela.
— Zazwyczaj sami wysyłamy wszystkie odpowiedzi do ogłoszeniodawcy — stwierdziła.
— Ale... przez jakiś czas nie będzie mnie w mieście — nalegał Alan — Chciałbym je mieć przed wyjazdem.
— Rozumiem. — Oczy kobiety zmieniły się w wąskie szparki. Spojrzała na ogłoszenie, następnie na numer Alana i nagle zrobiła się przystępniejsza. — Mogę panu wydać listy, jeśli ma pan jakiś dokument tożsamości.
- Dokument tożsamości! - wykrzyknął Gio. - Czy pani ogląda mecze baseballowe? Nie wie pani, kim on jest?
Alan uciszył kolegę wzrokiem.
— To mój przyjaciel, Gio Bonetti — wyjaśnił, wręczając kobiecie swoje prawo jazdy. — Poprosiłem, żeby przyszedł ze mną na wypadek, gdyby ktoś musiał poświadczyć
moją tożsamość.
— Wystarczy mi prawo jazdy — odparła, dokładnie je studiując, po czym oddała je Alanowi. — Zaraz przyniosę pańskie listy. Proszę zaczekać.
— Na pewno nie potrzebuje pani naszej pomocy? — zaofiarował się gorliwie Gio.
— Dam sobie radę.
— Tylko nie zapominaj, że ja zabieram wszystko, co odrzucisz — przypomniał Alanowi, gdy kobieta przeszła na drugą stronę biura, gdzie szepnęła coś kilku osobom tkwiącym przy telefonach. Wszyscy po kolei odwracali się, żeby spojrzeć na obu mężczyzn.
Gio i Alan popatrzyli na siebie, zaskoczeni zainteresowaniem, jakie wzbudzają.
— O co tu chodzi? — spytał szeptem Alan.
Gio wzruszył ramionami.
— Może na twoje ogłoszenie nadeszła rekordowa liczba odpowiedzi...
— Panie Lozano, oto pańska poczta.
— To wszystko? — zapytał, odbierając od kobiety jedną kopertę.
— Pani żartuje, prawda? — wtrącił Gio.
— Zapewniam pana, że to nie są żarty — odparła poważnym tonem. — Na pańskie ogłoszenie nadeszła tylko jedna odpowiedź.
— Czy to normalne? Nigdy nie dostajecie więcej listów? — nie ustępował Gio.
— Chodźmy już, Gio przerwał mu Alan.
— Musiała zajść jakaś pomyłka. Sprawdziła pani dokładnie?
— Przykro mi, jeśli pan Lozano przywykł do większej liczby odpowiedzi na swoje ogłoszenia, ale zapewniam panów, że na razie dostaliśmy tylko ten jeden list. Może kiedy pan wróci z podróży, będziemy mieli coś jeszcze?
— To było moje pierwsze tego typu ogłoszenie... — zaczął Alan — Jeszcze nigdy..
— Hm... — mruknęła kobieta, udając, że mu wierzy, ale nagana w jej oczach zdradzała, że jest wprost przeciwnie. Z jakiegoś powodu traktowała go z niechęcią, a nalegania Gio tylko pogarszały sytuację.
— No cóż, w takim razie... Chyba już pójdziemy — powiedział i niemal siłą wyciągnął przyjaciela z biura.
W windzie, którą zjeżdżali do garażu, Gio powrócił do przezwanego tematu.
— To jakaś pomyłka. Musi być więcej listów.
Alan roześmiał się tylko.
— Nie jesteś rozczarowany? — spytał zaskoczony Gio.
— To ty jesteś rozczarowany. Chciałeś zabrać całą resztę.
— Tak, ale żeby tylko jeden list!
— Może to zrządzenie losu? Może ta kobieta okaże się miłością mojego życia?
— Raczej katastrofą przed którą cię ostrzegałem — mruknął Gio. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|