|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Meg Mocno wstawiony
Dołączył: 19 Kwi 2008 Posty: 5914 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3 Skąd: Zielona Góra Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:07:59 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Wspaniały odcinek.
Kelnerka i szofer, najlepsi doradcy sercowi.
Na jaki pomysł wpadła Sam? Ciekawe. |
|
Powrót do góry |
|
|
KaSsia23 Mocno wstawiony
Dołączył: 28 Gru 2007 Posty: 6245 Przeczytał: 3 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:41:58 07-09-08 Temat postu: |
|
|
hmm ciekawa jestem co wymyśliła Sam |
|
Powrót do góry |
|
|
Monita Mistrz
Dołączył: 20 Sie 2008 Posty: 15254 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:15:13 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Trochę smutaśno
Mam nadzieję że Sam odnajdzie Nicka
Widać że obojgu na sobie zależy :*
Czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:18:30 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Obcy człowiem a potrafi słuchać i doradzić- mam nadzieję ze plan Sam się powiedzie a urocza pani kelnerka dostanie szybko zaproszenie na ślub, bo chyba lubi takie uroczystości. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:13:05 07-09-08 Temat postu: |
|
|
część 3
Salę balową hotelu „Ambasador” rozjaśniały dziesiątki świec. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum, błyszczały stroje o wymyślnych krojach, fruwały czerwone baloniki-serduszka. Na scenie grał niewielki zespół muzyczny, a zgrabna piosenkarka w szkarłatnej sukni szczelnie opinającej jej ciało czule szeptała w mikrofon słowa romantycznej ballady. Parkiet po brzegi wypełniony był parami, nie tyle tańczącymi, ile obejmującymi się i kołyszącymi w rytm muzyki.
Panował tak romantyczny nastrój, że Nicka aż zakuło w sercu. Boże, gdyby ona była teraz u jego boku! Samotność wśród czule ściskających się par odczuwał wyjątkowo dotkliwie. Właściwie od razu powinien odwrócić się na pięcie i wyjść.
Oczywiście, gdyby wyszedł, nikt zapewne nie zwróciłby na to uwagi. Nikt poza Edgarem-Donem, który czekał w samochodzie przed wejściem do hotelu. To właśnie on po nieudanych próbach odnalezienia Samanthy na ulicach miasta i dodzwonienia się do jej mieszkania, podrzucił pomysł, by Nick pojawił się na balu i sprawdził, czy przypadkiem nie dotarł tam i jego Kopciuszek.
Jeszcze raz obrzucił wzrokiem zatłoczoną salę. Samantha mogła być wszędzie tylko nie tu. Może w jakimś barze, u siostry, u znajomych... Gdyby rozumował trzeźwo, powinien był dojść do wniosku, że sala balowa to prawdopodobnie ostatnie miejsce, które zechce odwiedzić.
Miłosna piosenka dobiegła końca i piosenkarka oznajmiła, że nastąpi teraz piętnastominutowa przerwa.
Z parkietu dobiegły pomruki niezadowolenia. Pary z ociąganiem rozchodziły się do stolików.
W chwili gdy parkiet opustoszał, Nick dojrzał na środku młodą kobietę o bujnych, włosach, ubraną w seledynową suknię z tafty. Kręciła się nieco bezradnie i podobnie jak on przemierzała wzrokiem morze twarzy w poszukiwaniu tej jednej, jedynej.
Dostrzegła go w chwilę później, niż on ją. Przez dłuższą chwilę stali w bezruchu, niezdolni do niczego prócz wpatrywania się w siebie. Sala była tak skąpo oświetlona, że nie mogli nawet widzieć wyrazu swych twarzy, ale czy miało to teraz jakieś znaczenie? Najważniejsze było to, że znaleźli się tu oboje, niezależnie od siebie. I że istniał tylko jeden powód, dla którego mogli przyjść w to miejsce.
Kto zrobił pierwszy ruch - nie wiadomo. Dość że zaczęli najpierw wolno iść naprzeciw sobie, potem przyspieszyli, a w końcu nieomal biegli do siebie. Padli sobie wreszcie w ramiona i na samym środku pustej sali zatopili się w namiętnym, upojnym pocałunku.
Jednocześnie oderwali się od siebie i odezwali niemal jednym głosem:
- Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Nick odchrząknął i zaczął pierwszy. Powiedział jej o wszystkim o planie zamieszczenia ogłoszeń matrymonialnych, który on i jego kumple powzięli w sylwestra; o Annie, która znalazła wyrzucony przez niego anons, napisała go na nowo, wysłała i potem sama wybrała mu „doskonałą parę”. Powiedział jej wreszcie o Sandrze i Samantha roześmiała się w głos, gdy wyjawił, że w odpowiedzi Sandry wszystko było zmyślone, a jedynym jej motywem było wzbudzenie zazdrości w sercu narzeczonego.
- To wszystko było pomyłką, Sam, zbiegiem okoliczności. Nie wiem, komu za nią dziękować: Annie, losowi, mojej szczęśliwej gwieździe? Nade wszystko chyba jednak tobie za tę najcudowniejszą pomyłkę, jaka mogła mi się w życiu przytrafić!
- Ocli, Nick - wyszeptała i pocałowała go lekko.
- A więc nie jesteś na mnie zła? - spytał z niedowierzaniem.
- Kocham cię, Nick - odparła i jej twarz rozpromieniła się w radosnym uśmiechu. Chwilę później ów uśmiech niepokojąco zbladł. - Teraz moja kolej - powiedziała trwożliwie.
Nick skinął głową. Jaką to tajemnicę chce mu wyjawić Samantha, skoro tak bardzo się tego obawia?
- Wiedziałam, że to nie ty jesteś moją parą - wyrzuciła z siebie jednym tchem, a Nick znów spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Ten pierwszy telefon, pamiętasz? To był Don. Odwołał randkę.
Powiedziała mu całą resztę - jak wystraszyła się, że Nick jest niebezpiecznym szaleńcem, jak podsłuchała jego rozmowę z córką, podejrzewając, że dzwoni do jednego ze swoich kumpu-gangsterów.
Ku jej zdziwieniu, Nick zaczął się śmiać.
- Postradałeś zmysły, czy co? Okłamywałam cię, Nick, a ty się śmiejesz! Cały czas o wszystkim wiedziałam, a wystarczyło powiedzieć ci prawdę. Wtedy ty też musiałbyś się przyznać i nie zadręczalibyśmy się nawzajem przez cały dzień...
Nick przyciągnął Samanthę do siebie, nie dbając o to, że stoją sami na środku parkietu i że wpatrują się w nich dziesiątki par oczu.
- To wcale nie była udręka - szepnął. -. To był najwspanialszy dzień w moim życiu. Kocham cię, Sam. Chcę, byśmy odtąd wszystkie dni spędzali razem...
- Och, Nick, pragnę tego samego! - zawołała radośnie i wysunęła usta, by go pocałować.
- Zaczekaj - powiedział.
Uśmiechnęła się, dopiero teraz uświadamiając sobie, że są na oczach wszystkich.
- Masz rację. Potrzebujemy więcej intymności. Czy sądzisz, że w tym hotelu są jeszcze jakieś wolne pokoje?
- Nie...
- Myślisz, że nie ma miejsc?
- Nie... Nie o to mi chodzi.
Samantha spojrzała na niego z ukosa.
- Nie chcesz zostać ze mną sam na sam w pokoju hotelowym?
- Sam, na miły Bóg. Niczego bardziej nie pragnę...
- Zawahał się.
- Ale? - Uniosła brew.
- Ale... nie powiedziałem ci wszystkiego.
- Nie powiedziałeś? - Samantha poczuła, jak cierpnie jej skóra. Czego za chwilę się dowie?
- Nie - odparł poważnie. - Jest coś jeszcze. Zebrała w sobie wszystkie siły. Inna kobieta? Nieuleczalna choroba? Jakaś okropna zbrodnia? Więzienie, wyrok?
- Nie jestem fotografem - powiedział Nick. znaczy, robię zdjęcia, ale... to jedynie hobby.
- Z czego więc się utrzymujesz?
Nick przełknął ślinę przez zaschnięte gardło.
- Jestem adwokatem, Sam. Wybitnym specjalistą. Od rozwodów. - Samantha otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, ale nie odezwała się ani słowem. - Chyba lepiej wyrzucę już z siebie to wszystko. Pracuję u Browna, Nicholsa i Carsona. W tej samej firmie co... co Jackson Vale. Wierz mi, Sam, nie mam o nim lepszego zdania niż ty, no ale jesteśmy kolegami, wykonujemy tę samą pracę...
Gdy mówił te słowa, cały czas wpatrywał się w twarz Samanthy, chcąc odgadnąć jej reakcję. Gdy wreszcie zobaczył, że się uśmiecha, nie wierzył własnym oczom. W chwilę potem, ku jego radości, zarzuciła mu ręce na
szyję.
- Cóż, panie mecenasie - szepnęła, przyciskając policzek do jego twarzy - obiecuję, że już nigdy więcej nie skorzystam z waszych usług. Wychodzę za mąż po raz ostatni!
Usta Nicka odnalazły jej usta. Uwolnieni od poczucia winy, pocałowali się szczerze, serdecznie.
- Po raz ostatni! - zawtórował, przyciskając ją do siebie. Podniosła głowę i ich spojrzenia spotkały się. - A co do tego pokoju hotelowego..
Ze śmiechem zeszli z parkietu i zaczęli przeciskać się
między gośćmi do wyjścia. Ku ich zdumieniu, ludzie zaczęli bić brawo.
JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
Annie i Ethan xantiago
mają przyjemność zawiadomić, że ich Tata, Nicholas xantiago, bierze ślub
z Samanthą Loyejoy, mamą Bridget Loyejoy, w Dniu Matki.
Fanny Hobbs, kelnerka z „Delinont Coffee Shop”, uśmiechnęła się do siebie i włożyła złocone zaproszenie do kieszeni fartucha. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:14:05 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Dubel
Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 14:36:41 07-09-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:15:05 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Dubel
Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 14:36:00 07-09-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:27:47 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Co tu duzo komentować- to bylo poprostu słodkie. Odcinek pełen prawdy i szczęścia. |
|
Powrót do góry |
|
|
Monita Mistrz
Dołączył: 20 Sie 2008 Posty: 15254 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:32:33 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Ten odcinek był przecudowny
Taki słodki i romantyczny :*
W końcu sobie wszystko wyjaśnili i są szczęśliwi
Czekam na new :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Meg Mocno wstawiony
Dołączył: 19 Kwi 2008 Posty: 5914 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3 Skąd: Zielona Góra Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:44:31 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Rozpływam się ................................... |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 19:23:04 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 58
część 1
Kiedy Ailison przekroczyła próg domu Tristana, ciepło i serdecznie powitała ją Arizona, skacząc z radości i liżąc jej nogi i dłonie.
- Cieszę się, że widzę ją wciąż przy życiu - powiedziała A]lison, prostując się i spoglądając na Tristana z ironicznym uśmieszkiem.
- Na razie oboje jakoś się trzymamy. - Odebrał od niej płaszcz i powiesił go w szafie. - Cieszę się, że przyszłaś.
- Ja też.
- Chciałbym porozmawiać z tobą o tylu rzeczach, ale może najpierw coś zjemy.
- Naprawdę jesteś głodny?
- Yhm - zamruczał i pociągnął ją za sobą do sypialni.
Kiedy skończyli i leżąc bez ruchu uspokoili trochę swoje serca, Tristan westchnął:
- Przeleżałbym tu z tobą całą zimę, aż do wiosny.
- Ja też. - Jej głos przypominał mruczenie kotki.
- Niestety, Arizona najwyraźniej żali się na coś, zapewne na samotność. Słyszysz?
Tristan zrobił minę skazańca prowadzonego na szafot.
- Poczekajmy chwilę, może przestanie. Skomlenie jednak nie ustawało i trzeba było jakoś temu zaradzić.
- Nie mogę pozwoli4 żeby w moim domu ktoś cierpiał
- przemówił Tristan głosem pełnym teatralnego patosu.
- Ja zostaję, więc wrócisz do ciepłego łóżka - powiedziała, ocierając się o niego bezwstydnie.
Mimo tej pokusy wstał i włożył spodnie.
- Może jednak powinnaś się ubrać. Chciałem cię zabrać na kolację.
- Raczej pozwól mi przyrządzić coś w twojej kuchni.
- Obawiam się, że mam pustą lodówkę.
- Zobaczę. Jeśli uznam, że istotnie nic się nie da zrobić, wtedy wyjdziemy.
Pochylił się i pocałował ją.
- Szlafrok znajdziesz w szafie. Zaraz wracam.
Gdy zamknął za sobą drzwi, Allison wstała z łóżka i otworzyła szafę. W jej wnętrzu pachniało lawendą, pizmem i miętą. Tak samo pachniał jedwabny bordowy szla-
frok, którym się okryła.
Zadzwonił telefon. Przez chwilę wahała się, czy go odebrać. I jak wówczas Tristana, tak i ją teraz wybawiła z kłopotu podjęcia decyzji automatyczna sekretarka.
- Cześć, Tris, tu Alec - usłyszała z głośnika telefonu.
- Dzwonię, żeby się dowiedzieć, czy dopisało ci szczęście z Walentynką. Daj znać, czy masz prawo do noszenia swojego przezwiska.
Allison poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.
Boże, więc to wszystko było udawaniem i grą! To dlatego, Tristan nie wykazywał większego zainteresowania wyborem kandydatki. W tym zakładzie nie liczyła się osoba
lecz efekt. A kiedy Sharinon w ostatniej chwili wycofała się, trzeba było jak najszybciej znaleźć dublerkę. I wybór padł na nią!
Rozczarowanie, ból i upokorzenie zalały AHison gwałtowną falą. Miała ochotę rzucić się na łóżko i wybuchnąć płaczem. Nagle jednak ogarnęła ją złość. Zrzuciła szlafrok i ubrała się w rekordowym tempie, mało zważając, czy wszystkie guziki trafiły do odpowiednich dziurek lub czy wszystkie części garderoby włożone zostały na prawą stronę. Przede wszystkim chciała jak najszybciej stąd uciec.
Wybiegła z sypialni, jakby wybuchł w niej pożar, i po chwili była już na dworze. Dopiero teraz Tristan ją zauważył. Stał przy garażu i czekał na Arizonę.
- Allison! Co ty wyprawiasz? Co się stało?
- Jadę do domu, a ty możesz pochwalić się przed kumplami swoim wyczynem. Jeśli masz drański charakter, to może nawet wymienisz moje nazwisko. - Miała trudności z trafieniem kluczykiem do stacyjki.
- Zaczekaj. O czym ty w ógóle mówisz?
- Dobrze wiesz, o czym mówię, a dla pewności przesłuchaj automatyczną sekretarkę.
Zamknęła mu drzwi przed nosem i nie zważając na jego dalsze gesty i słowa, ruszyła z piskiem opon. |
|
Powrót do góry |
|
|
Monita Mistrz
Dołączył: 20 Sie 2008 Posty: 15254 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:53:00 07-09-08 Temat postu: |
|
|
taki słodki początek a taka dramatyczna końcówka
z tymi facetami zawsze jest coś nie tak |
|
Powrót do góry |
|
|
Meg Mocno wstawiony
Dołączył: 19 Kwi 2008 Posty: 5914 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/3 Skąd: Zielona Góra Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:56:48 07-09-08 Temat postu: |
|
|
Nie no tak nie miałao być |
|
Powrót do góry |
|
|
tinkerbell Prokonsul
Dołączył: 13 Mar 2008 Posty: 3933 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:26:41 08-09-08 Temat postu: |
|
|
Sam i Nick słodko...
a z facetami tak to jest...zawsze coś muszą popsuć w sumie kobiety też ale faceci bardziej.. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 18:44:38 08-09-08 Temat postu: |
|
|
część 2
Tristan dzwonił do agencji kilkanaście razy i Jazz niezmiennie informowała go, że Allison jest chwilowo nieosiągalna, lecz że na pewno zadzwoni.
Nie doczekał się jednak telefonu. Wiedział zresztą,że naiwnością byłoby liczyć na to. Uczynił więc jedyną możliwą rzecz w tej sytuacji: pojechał do jej biura.
Na szczęście zastał ją. Siedziała za biurkiem i wyglądała równie pięknie, jak podczas jego pierwszej wizyty.I podobnie jak wówczas, gdy po raz pierwszy
spotkali po osiemnastu latach, spoglądała na niego jak obcego człowieka.
- Chciałbym z tobą porozmawiać - rzekł, zerkając na Jazz, która zajęta była pisaniem.
- Za chwilę mam klienta - odparła głosem zimnym jak głaz.
- Więc wpisz mnie na listę wizyt.
- Nie mam już wolnych miejsc.
- To może pójdziesz ze mną na lunch?
- Nie.
Na kolację?
- Nie.
Westchnął.
- Daj spokój, Allison. To nie jest szkoła. Nie będziesz chowała się przede mną w damskiej toalecie.
- Alli, ja na chwilę wychodzę a wy powspominajcie sobie dawne czasy - powiedziała Jazz i taktownie Zostawiła ich samych.
- Lepiej już sobie idź - powiedziała Allison.
- Muszę ci wyjaśnić, o co chodziło.
- A co tu wyjaśniać? Że dwóch czy pięciu dorosłych facetów umawia się, że ten, któremu uda się spędzić Walentyuki w łóżku z nowo poznaną kobietą, wygrywa ileś tam dolców?
- To nie było tak.
- Nie? To co, nie dałeś ogłoszenia w związku z tym
zakładem?
- Tak, ale...
- I nie wcinąłeś mnie do całej tej gry, żebym ułatwiła ci zwycięstwo?
- Tak, ale...
Drzwi otworzyły się i wszedł starszy, elegancko ubrany mężczyzna z laską.
- Niestety, muszę cię pożegnać. Mam klienta.
- Nie wyjdę stąd, dopóki wszystkiego ci nie wyjaśnię
- powiedział Tristan z miną upartego chłopca.
- Czy ten młody człowiek naprzykrza się pani? - zapytał nowo przybyły jegomość, najwidoczniej czując się w obowiązku stanięcia w jej obronie.
- Ależ skąd, panie Watkins. Ten pan już wychodzi. Tristan nie miał zamiaru ryzykować, że starszy pan zacznie okładać go laską.
Zanim jednak opuścił biuro, powiedział dobitnie:
- Jeszcze się zobaczymy, Allison.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - Jazz wskazała ruchem głowy na walizkę stojącą przy biurku Allison.
- Do Heidi.
- A czy czasami za tą twoją nagłą tęskuotą za siostrą nie kryje się chęć ucieczki przed Tristanem Talbotem?
- Tristan nie ma tu nic do rzeczy - skłamała Allison.
- Więc co mam mu powiedzieć, kiedy zadzwoni?
- To samo, co innym. Że chwilowo nie ma mnie w mieście.
- Lecz przecież wrócisz. I wtedy on zapuka do tych drzwi.
- Być może.
- Żadne „być może”. Pamiętam, jak ostatnio patrzył na ciebie. Łatwo się go nie pozbędziesz.
- Jeszcze zobaczymy.
- Na miłość boską! Co ten biedaczysko ci zrobił? Raz na dźwięk jego imienia wydajesz się wniebowzięta, a już po godzinie pałasz żądzą wykrajania mu serca i rzucenia go psom na pożarcie.
- Ten biedaczysko, jak ty go nazywasz, posłużył się mną w celu wygrania zakładu. Nie jest lepszy od innych zimnych drani, z którymi zły los zetknął mnie w ostatnich latach. - Allison była bliska łez.
- O czym ty w ogóle mówisz?
Allison pokrótce opowiedziała przyjaciółce całą historię.
- Do ostatniej chwili niczego nie podejrzewałam. A przecież powinnam była usłyszeć jakiś dzwonek alarmowy. Był taki bez skazy, zbyt idealny, jak na faceta z krwi i kości. W takich wypadkach zawsze należy sprawdzić, czy czasami nie mamy do czynienia z aktorem.
- Nie wpadaj tylko w manię prześladowczą. Bo czy wszystkiego możesz być pewna? A jeśli wyrobiłaś sobie błędne pojęcie o tym zakładzie? Pozwól mu, niech ci wszystko wyjaśni.
- To zbędne. Powiedział mi przecież, po co korzystał z moich usług. A kiedy randka z Shannon nie wypaliła, pomyślał o kimś w rodzaju dublerki i wtedy przyszedł do ninie. Przecież chciał wygrać zakład.
Kiedy zaś Jazz nadal nie wydawała się do końca przekonana, Allison wybuchnęła:
- I w ogóle dlaczego próbujesz go bronić? Nie dalej” jak wczoraj, w związku z Tobym i jego sportowymi wyczynami, przeklinałaś wszystkich mężczyzn.
- Tak, tylko że wczoraj Toby w jakimś sensie zrehabilitował się, grzebiąc przez dwie godziny na mrozie przy hamulcach w moim samochodzie. Co wcale nie znaczy, że przestałam być na niego wściekła.
- Ale w końcu przestaniesz być wściekła i znów wrócicie do swoich słodkich gruchań, a ja Tristanowi nigdy nie wybaczę - powiedziała Allison z zapiekłą determinacją w głosie. - Dlatego jeśli chcesz założyć razem z nim towarzystwo wzajemnej adoracji, wolna droga.
Kiedy Allison wsiadła do samochodu i odjechała, Jazz natychmiast wykręciła numer telefonu Tristana Talbota.
- Cześć. Tu Jasmine Connors, wiesz, przyjaciółka Allison. Czy nie zjadłbyś dziś ze mną lunchu?
To było straszne. Tristan musiał przyznać w duchu, że wpadł w nielichą kabałę. Stracił kobietę w sposób najgłupszy z możliwych. I nie jakąś tam kobietę, tylko kobietę swych marzeń.
W chwili gdy ją spotkał; powinien był natychmiast zadzwonić do kolegów i wycofać się z zakładu. Powinien był skupić się wyłącznie na niej. A gdy nadeszły Walentynki, powinien był obsypać ją słodyczami i kwiatami. Słowem, powinien był potraktować ją jako dar losu i wybrankę serca, nie zaś wciąż widzieć w niej dziewczynę, która nim kiedyś wzgardziła.
Lecz on bał się powtórzenia sytuacji sprzed osiemnastu laty, a strach nie jest dobrym doradcą. Jasne, że drugą I
przegraną przyjąłby jako dotkliwy cios, szansa jednak kryła się w podjęciu ryzyka. Zamiast więc bawić się w podchody i chłodną dyplomację, powinien był rzucić się w ten romans, jak to mówią, głową w dół, nogami do góry.
Zrobił coś wręcz przeciwnego. Do końca roztaczał przed Allison fikcję randki z Shannon, tą puszystą tancerk mimo że nawet nie skontaktował się z nią i pieniądze wyrzucił w błoto. Nic więc dziwnego, że Aflison wbiła sobie do głowy, iż użyta została w roli dub
lerki.
- Wyglądasz coś nietęgo, panie numerze czternasty - oświadczyła Jazz, siadając po drugiej stronie stolika w narożnym barze.
- Bo zgrałem się do nitki.
- Być może szczęście jeszcze się do ciebie uśmiechnie. Tymczasem wiedz, że Alli już od kilku godzin nie ma w mieście.
- Wyjechała?
Jazz kiwnęła głową.
- Nigdy jej jeszcze nie widziałam w takim stanie. Chyba się zakochała.
Twarz Tristana rozpogodziła się, lecz zaraz znów zachmurzyła.
- Tyle że nigdy mi tego nie powie.
- Jeżeli będziesz tu tak dumał i nie kiwniesz palcem, to rzeczywiście nigdy.
- Więc co mam zrobić?
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego, kim ona jest dla ciebie. Dawną szkolną ko1eżank konsultantką od spraw sercowych czy może..
- Kocham ją, Jazz. I to prawdopodobnie od momentu, gdy po raz pierwszy ją zobaczyłem. A więc całe osiemnaście lat temu.
- Czy powiedziałeś jej to?
- Nie miałem kiedy. Sama widziałaś, jak nmie potraktowała. A teraz wyjechała,
Jazz kiwała ze zrozumieniem głową. Przez chwilę badawczo przypatrywała się Tristanowi, po czym wyjęła kartę wizytową i coś na niej szybko skreśliła.
- Tu masz adres.
- Jest w lowa?
- Tak, u swojej siostry Heidi. Zawsze do niej ucieka po różnych niepowodzeniach z mężczyznami. Uważa Heidi za jedyną istotę na świecie, która ją rozumie.
- Wracaj do domu.
Allison nie wierzyła własnym uszom. Patrzyła na swoją drobną, jasnowłosą siostrę i niczego nie pojmowała. Jak Heidi może wystąpić z taką radą po tym wszystkim, co od niej usłyszała? Do tej pory zawsze znakomicie jej doradzała, co więc się stało, że tym razem zawiodła ją siostrzana intuicja?
- Chyba mnie nie słuchałaś. Czy mam powtarzać wszystko od początku? - zapytała z rozpaczą w głosie.
- To zbędne. Słuchałam cię bardzo uważnie i dlatego mówię: wracaj do domu.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo on tam jest. Chodzi za mną krok w krok. Wydzwania kilkadziesiąt razy na dzień. Wręcz prześladuje mnie. I tak jakoś... patrzy.
- Zakochani mężczyźni tak się czasami zachowują. I niektóre kobiety to lubią - powiedziała Heidi sucho.
- Ale nie takie kobiety jak ty czy ja. My jesteśmy niezależne.
- Takie kobiety, jak widać, ukrywają się w domach swoich sióstr - odparła Heidi z ironią.
- Nigdzie się nie ukryłam. Przyjechałam do ciebie poradę.
- I otrzymałaś ją. Wracaj do domu. Architekci sporo zarabiaj ale ten Talbot straci cały majątek, jeżeli będzie wydzwaniał tu co godzinę, żeby w zamian usłyszeć, że,
niestety, nie możesz podejść do telefonu.
Allison nerwowo bawiła się zegarkiem.
- Daj mi jeszcze trochę czasu do namysłu. Minęły dopiero dwa dni, odkąd tu jestem. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|