|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michelle. Prokonsul
Dołączył: 17 Lis 2008 Posty: 3694 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:02:46 19-02-09 Temat postu: |
|
|
Będę czytać |
|
Powrót do góry |
|
|
Monita Mistrz
Dołączył: 20 Sie 2008 Posty: 15254 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:16:48 19-02-09 Temat postu: |
|
|
Genialny pomysł
Oczywiście czytam ;* |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 15:44:39 19-02-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 1
- Nie gospodyni panu trzeba, panie Thompson, tylko żony.
Żony. Słowo to przeszyło Travisa jak kula; zerwał się na równe nogi. Wcisnął na głowę kapelusz, który zasłonił ostro zarysowane kontury szczęki i kości policzkowych. Wyraźnie zbladł pod ciemną opalenizną.
Minęły dwa miesiące od pogrzebu brata i bratowej. Travis prawie ani razu nie wytknął nosa z domu na ranczo, odkąd został opiekunem ich trojga dzieci. Cholera, myślałby kto, że dwadzieścia sześć lat spędzonych przy pracy na gospodarstwie gdzieś się rozwiało, a on został stuprocentową mamuśką! Nic tylko gotował, prał i czytał bajki przed snem.
Najgorsze ze wszystkiego było to, że zdaniem pięcioletniej Beth Ann i obu chłopców, Jima i Scotty’ego, zupełnie sobie z tym nie radził.
- Mamusi nie podobałoby się, że ciągle mówisz „g...”. - oświadczała Beth Ann, ilekroć mu się wymknęło to poręczne słówko.
Dziewczynka przemawiała takim tonem, jakby bratowa mogła w każdej chwili wstać z grobu i zwrócić Travisowi uwagę. Cholera, pewnie by tak zrobiła, gdyby mogła.
- Mamusia mówiła zamiast tego „jogurt” - oznajmiła Beth Ann.
Miała oczy Janice. Wszystko w tej kruszynie przypominało Travisowi drobniutką bratową. Gęste blond włosy, delikatny uśmieszek, karcące spojrzenie zmrużonych oczu. To mówiło więcej niż słowa! Janice potrafiła udaremnić każdą sprzeczkę i uciszyć Travisa jak nikt. Patrzył teraz na Beth Ann i serce mu się ściskało. Boże święty, jak mu brakowało Janice! Prawie tak samo jak brata!
- Wasza mama mówiła, „jogurt”? - spytał Travis, pewny, że się przesłyszał.
Jim skinął głową.
- Mamusia wolała mówić „jogurt” niż „gów*o”.
- „Jogurt” to śliczne słowo - dodała Beth Ann.
- Jeśli któreś z nas wpakowało się w tarapaty - szybko wyjaśnił ośmioletni Scotty - mamusia mówiła: „Ugrzęzłeś po uszy w jogurcie”.
Chłopiec najwyraźniej sądził, że wszystko wytłumaczył.
Wkrótce Travis przekonał się, że problemy językowe stanowiły wierzchołek góry lodowej. Nie minął tydzień, a odkrył, że jeśli upierze razem chłopięce i dziewczęce ubrania, to z garderoby bratanicy niewiele zostanie. Cholera, nie miał o tym pojęcia! Skończyło się na tym, że Beth Ann chodziła teraz do kościoła w różowej sukience, a nie w białej. Mogło być gorzej.
Z samym kościołem też jest problem, rozważał posępnie Travis. Dotąd przeważnie zjawiał się w kościele wtedy, gdy przyszła mu na to ochota. Przyznawał bez bicia, że zdarzało się to raz do roku albo rzadziej. Teraz wyglądało na to, że powinien co tydzień odholować do szkółki niedzielnej całą trójkę. Łatwiej było pędzić sto sztuk bydła, niż utrzymać te dzieciaki w ryzach i zdążyć do kościoła na czas.
Janice z pewnością życzyłaby sobie, żeby jej dzieci były wychowywane po chrześcijańsku - oświadczyła twardo Travisowi Klara Morgan podczas pierwszej ze swych wizyt, które miały się odtąd powtarzać co tydzień.
Boże strzeż przed takimi wścibskimi, starymi babami!
Pan Bóg jednak od dawna przestał wysłuchiwać próśb Travisa. Zapewne dlatego, że tak szastał słowem „gów*o”.
Kłopoty spiętrzyły się poprzedniego dnia. Niebiosa świadkiem, że Travis robił, co mógł dla dzieci Lee i Janice. Na dobrą sprawę oddał wszystkie sprawy na ranczo w ręce parobków. Cały czas zabierały mu różne opiekunki społeczne, stare babska z miejscowego oddziału Towarzystwa Rozwoju Rolnictwa i Hodowli, mającego na celu popieranie rozwoju rolnictwa i hodowli. I oczywiście troszczenie się o troje osieroconych dzieci.
Kropla przepełniła czarę, gdy Travis zjawił się przed kilkoma dniami na ranczo z ciężarówką pełną produktów żywnościowych. Chłopcy - Jim i Scotty - pomagali mu wnosić do domu zapasy.
- Nie kupiłeś tych dietetycznych mrożonych gotowych obiadów? - dopytywał się Jim, taszcząc razem z bratem dwudziestopięciofuntowy worek mąki do kuchni.
- Nie. Mówiłem już wam, chłopcy, to była pomyłka.
- Smakowały jak...
- Jogurt - zakończył z irytacją Travis.
Scotty skinął głową, a Beth Ann spojrzała na wujka z aprobatą.
Travis zajął się zdejmowaniem desek na ogrodzenie, które zdobył w mieście, a dzieciom pozostawił przenoszenie reszty żywności. To był jego drugi błąd, po nim nastąpiły kolejne.
Gdy wszedł do domu, miał wrażenie, że znalazł się w wielkomiejskim smogu. Kuchnia, pokryta cienką warstwą mąki, wyglądała jak po burzy piaskowej. Beth Ann wydawała się jeszcze mniejsza niż zwykle; machała szaleńczo miotłą, ale sytuacja najwyraźniej ją przerastała.
- Co się tu stało, do wszystkich diabłów?! - zagrzmiał Travis.
- To wszystko wina Scotty’ego - zawołał Jim. - Puścił swój koniec worka.
- Był strasznie ciężki - tłumaczył Scotty. - I zaczepił się o gwóźdź.
Gwóźdź! Nikt nie musiał mówić Travisowi, o jaki gwóźdź chodzi. Wystawał z podłogi od dwóch lub trzech dni... Choć może raczej od tygodnia. Albo i dłużej. Travis miał szczery zamiar go przyklepać. Wbiłby go od razu, gdyby sądził, że to niebezpieczne, ale wcale tak nie uważał, więc odkładał operację z dnia na dzień.
- Chciałam zmieść mąkę - wyjaśniła Beth Ann, pokasłując.
Travis pomachał ręką przed oczyma i ujrzał, jak zawartość cennego worka z mąką osiada we wszystkich kuchennych szczelinach.
- Nie kłopocz się tym - powiedział i wyjął bratanicy z ręki miotłę. Ustawił ją pod ścianą i mierzył wzrokiem rozmiar szkód.
- Gdyby Scotty nie był takim mięczakiem, nic by się nie stało - oświadczył Jim.
- Wcale nie jestem mięczakiem! - wrzasnął Scotty i rzucił się na brata.
Zanim Travis zdążył ich powstrzymać, obaj tarzali się już po podłodze, bijąc się jak dwa niedźwiadki i wzniecając na nowo mączny kurz. Travis rozdzielił ich siłą, kazał Jimowi iść do stajni do stałych obowiązków, a sam zaczął sprzątać bałagan.
Porcelanowy zlew wypełniał stos brudnych naczyń. Talerze z wczorajszej kolacji, talerzyki i kubki z dzisiejszego śniadania. Do zmywarki, gdzie powinny się znajdować czyste naczynia, jakimś sposobem także wcisnęły się brudne. Na kuchni odmiękały w gorącej wodzie garnki z zaskorupiałymi resztkami jedzenia. Travis miał wrażenie, że wszystkie kuchenne utensylia poniewierają się na stole pod ścianą.
Do obrzydliwego widoku dołączał swąd przypalonych klusek z serem; unosił się w powietrzu jak wspomnienie czegoś, co wprawdzie dawno umarło, ale jeszcze nie zostało pogrzebane. Kluski mieli zjeść na lunch, ale Travis za mocno je podgrzał w kuchence mikrofalowej. Świństwo śmierdziało jeszcze bardziej niż ciasteczka, do których się przymierzył przed tygodniem. Na opakowaniu przeczytał, że należy je piec przez dwadzieścia minut, więc nastawił odpowiednio mikrofalówkę, zanim się połapał, gdzie popełnił błąd. Powinno się piec dwadzieścia minut w zwykłym piekarniku. Unicestwił w ten sposób nie tylko ciasteczka. Musiał wyrzucić także brytfannę.
Utrata naczynia z żaroodpornego szkła nie była jednak największym zmartwieniem Travisa.
Jim wrócił ze stajni po kilku minutach - stanowczo za wcześnie, by móc porządnie wypełnić swoje obowiązki. Kiedy Travis spytał o to chłopca, ten przybrał postawę obronną. Gorzka wrogość Jima niweczyła opanowanie Travisa. Hamował się z najwyższym trudem, by nie chwycić smarkacza za ramiona i nie potrząsnąć nim z całej siły. Miał ochotę wrzeszczeć, że i on nie cieszy się wcale z obecnego stanu rzeczy, ale że powinni razem jakoś się z tym uporać. Byli przecież rodziną.
Ale jak to wyjaśnić zrozpaczonemu dziecku, które niedawno straciło oboje rodziców? Travis nie potrafił sobie z tym poradzić, podobnie jak z wieloma innymi problemami.
Nie umiał znaleźć właściwego rozwiązania i nie wiedział, jakim cudem wychowa dzieci brata. I wtedy właśnie doszedł do wniosku, że potrzebuje kogoś do pomocy. Pojechał do Miles City, aby postarać się o gospodynię.
- Bardzo mi przykro, panie Thompson - stwierdziła matrona z agencji pośrednictwa pracy, wyrywając Travisa z zamyślenia. W jej piwnych oczach błysnęło współczucie. - Nie mamy w naszej kartotece nikogo, kto zgodziłby się zamieszkać na niewielkim ranczu na zupełnym odludziu, w dodatku za wynagrodzenie, jakie pan proponuje.
- Na więcej mnie nie stać. - Travis i tak ledwo wiązał koniec z końcem. W dodatku przybyły trzy gęby do żywienia. Będzie musiał także pomyśleć o odzieży. Po opłaceniu kosztów pogrzebu z „majątku” Lee i Janice nic nie zostało, a to, co Travis otrzymał z ubezpieczenia, nie pokryło nawet części wydatków.
Odczekał chwilę, żeby się opanować.
- Wobec tego, co mi pani radzi?
- To, co powiedziałam na samym początku. Niech pan sobie znajdzie żonę.
- Żonę - powtórzył Travis marszcząc czoło.
Ależ wdepnął w gów*o! W cholerne gów*o!
Aż się wzdrygnął: wydało mu się, że słyszy karcący głosik Beth Ann.
- Bardzo mi przykro, ale nie mogę panu w niczym pomóc - ciągnęła matrona, chowając rejestr.
Travisa ogarnęła panika; zalała go jak fale powodzi.
- W porządku - mruknął. - Zrobię to.
- Doskonale - odparła rozmówczyni z godnym skinieniem głowy. - Sądzę, że to będzie dla pana najlepsze rozwiązanie. Pewnie ma już pan konkretną osobę na myśli?
- Nie - powiedział Travis szorstko i szczerze. Może pani zna jakąś dziewczynę, która by za mnie wyszła i zajęła się tą kupą bachorów?
Kobieta, nieco zaskoczona, roześmiała się przez grzeczność.
- Ależ skądże, panie Thompson. Poszukiwanie gospodyni odpowiadającej pana wymaganiom i tak przekroczyło zakres zwykłych obowiązków naszej agencji. A już na pewno nie jesteśmy biurem matrymonialnym.
Travis podziękował i pospiesznie opuścił biuro. Zaparkował przed nim swą ciężarówkę z wgiętym błotnikiem i zardzewiałą tylną klapą. Wygląd starego, zdezelowanego samochodu doskonale odpowiadał stanowi ducha właściciela. Żona! Cholera jasna, nie znał w Grandview żadnej baby, która zgodziłaby się za niego wyjść, a gdyby nawet znał, skąd wziąć czas na konkury?!
Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 16:06:24 19-02-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 17:15:11 19-02-09 Temat postu: |
|
|
Genialne!!
Jogurt OD dzisiaj bedę tak mówiła xD
TA dziewczynak jest genialna i biedna musi chodzic w różowej sukience
No i szukanie żony xD
cvzekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
justyna14.93-93 Cool
Dołączył: 29 Gru 2008 Posty: 510 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:56:52 19-02-09 Temat postu: |
|
|
świetne!! czekam na new;) |
|
Powrót do góry |
|
|
agunia69 Dyskutant
Dołączył: 20 Paź 2007 Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 19:16:28 19-02-09 Temat postu: |
|
|
Z tym jogurtem dziewczyno to mnie powaliłaś.
Widzę tu kolejną twoją interesującą produkcję.
Czekam na new i Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 13:35:12 20-02-09 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że odcinek wam się spodobał.
Nowy odcinek postaram się wstawić jeszcze dzisiaj. |
|
Powrót do góry |
|
|
agunia69 Dyskutant
Dołączył: 20 Paź 2007 Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 18:08:05 20-02-09 Temat postu: |
|
|
No to super. Już się nie mogę doczekać Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:55:25 20-02-09 Temat postu: |
|
|
Jeszcze czekają mnie drobne poprawki i wstawię dzisiaj drugi odcinek. |
|
Powrót do góry |
|
|
Megan Generał
Dołączył: 22 Paź 2008 Posty: 7845 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 3:22:58 21-02-09 Temat postu: |
|
|
Travis ma nie lada zadanie znalezienie sobie żony i to mając trójkę dzieci to jest wręcz wyzwanie, a pociechy jak widać rozpiera energia, w sumie to dobrze, że nie są takie anemiczne, ale swojego nowego tatę przyprawią jeszcze nie raz o ból głowy. Teksty z jogurtem tak bardzo mi się spodobał, że sama zaczęłam go używać :p Ciekawi mnie w jaki sposób znajdzie On tą jedną jedyną i czy narodzi się między nimi miłość. Bo choć mężczyzna się stara jak tylko może bez kobiety się nie obejdzie
Pozdrawiam i czekam na new ;] |
|
Powrót do góry |
|
|
Andzia2 Prokonsul
Dołączył: 25 Lip 2008 Posty: 3501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Lubomierz Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:37:07 21-02-09 Temat postu: |
|
|
świetny ;D !!
biedny Travis nie może sobie poradzić z dziećmi eh
mężczyźni się do tego nie nadają
daj szybko new czekam |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:53:42 21-02-09 Temat postu: |
|
|
Czyżby to się działo w dawnych czasach?
Zdradzisz, w których;>?
Średniowiecze to na pewno nie jest, ale zastanawiam się, czy to jest połowa XX wieku, czy może początek...
Hehe, Travis musi sobie znaleźć zonę, którą pewnie będzie Mary;)
PS. na Wróbelku jest pierwszy odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 15:07:37 21-02-09 Temat postu: |
|
|
Bloody napisał: | Czyżby to się działo w dawnych czasach?
Zdradzisz, w których;>?
Średniowiecze to na pewno nie jest, ale zastanawiam się, czy to jest połowa XX wieku, czy może początek...
Hehe, Travis musi sobie znaleźć zonę, którą pewnie będzie Mary;)
PS. na Wróbelku jest pierwszy odcinek |
Może przełom lat 80 i 90 - nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym.
Należy pamiętać, że tam są inne realia.
Bardzo dużo osób poszukuję swojej drugiej połówki za pomocą gazet czy internetu. |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:56:59 21-02-09 Temat postu: |
|
|
Co jest lepsze pomoc domowa której trzeba płacić czy żona ??
W jego przypadku chyba na prawdę łatwiej bedzie żone znaleźć.
On jeden sam i 3 jakże uroczych dzieciaczków. Biedna dziewczynka Beth Ann ona to chyba ma najgorzej Różowa sukienka...
Tak ewidentnie potrzebna jest kobieta !!
A Jogurcik jest najlepszy !!
Co ten facet ma z tymi dziećmi
Fajnie, że dziś wstawisz nowy Czekam !!
P.S. Zapraszam do mnie na Granice Przyjaźni |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 17:04:27 21-02-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 2
Siedział w pikapie z ramionami skrzyżowanymi na kierownicy i starał się trzeźwo ocenić sytuację. Dobrze wiedział, co się stanie, o ile szybko nie nastąpi jakaś poprawa. Władze stanowe już oddelegowały opiekunkę społeczną do zbadania sytuacji. Shirley Miller była, a przynajmniej starała się być pomocna. Podczas ostatniej wizyty doradziła mu, by zatrudnił gospodynię. Choć Travis nie usłyszał z jej ust żadnych złowieszczych zapowiedzi, przesłanie pani Miller było najzupełniej jasne. O ile na ranczo „Trzy T” nie zostaną stworzone odpowiednie warunki dla Jima, Scotty’ego i Beth Ann, trzeba będzie umieścić dzieci w rodzinach zastępczych.
Konieczność oddania w obce ręce dzieci Lee i Janice wydała się Travisowi czymś jeszcze gorszym do zniesienia niż problem jego własnego ożenku. Dzieci były jego jedynymi krewnymi, nie mógł przecież zawieść zaufania zmarłego brata i bratowej!
Żona.
Travis zupełnie nie wyobrażał sobie siebie w roli męża. Dotąd w ogóle nie myślał o małżeństwie. Z tego, co widział, wynikało jasno, że z babami są tylko kłopoty: zawsze czegoś chcą, nigdy nie zostawią człowieka w spokoju. Wiedział z doświadczenia, że stale wścibiają swoje cholerne nosy w sprawy, które do nich nie należą.
Z drugiej strony to, że się miało kobietę pod bokiem, gwarantowało też pewne korzyści. Travis na przykład nie miałby nic przeciwko temu, żeby jego potrzeby seksualne były regularnie zaspokajane.
Gdyby szukał żony, która by mu odpowiadała w łóżku, wybrałby Carlę, ale nie szło przecież o zaspokojenie własnych zachcianek. Potrzebował porządnej kobiety, która matkowałaby dzieciom Lee i Janice.
Westchnął i przesunął dłonią po twarzy, starając się zebrać myśli. Jednego był pewien: znalezienie żony nie będzie łatwe.
Podczas długiej drogi powrotnej z Miles City do Grandview Travis zatrzymał się w lokalnym wodopoju, czyli knajpie „Pod drwalem”. Dzieci nie wrócą ze szkoły wcześniej niż za godzinę, a on musiał napić się piwa, żeby mu się rozjaśniło w głowie.
Usiadł na stołku przy barze i położył kapelusz na lśniącym mahoniowym blacie.
- Cześć, Travis - rzucił krótko Larry Martin, zajmując sąsiedni stołek. - Jakoś cię ostatnio nigdzie nie widywałem.
- Byłem zajęty. - Travis wziął zimne piwo i pociągnął trzy duże łyki. Odświeżywszy zaschnięte gardło, otarł ręką usta i spojrzał uważnie na swego sąsiada. Lubił Larry’ego, uważał go za przyjaciela, choć może raczej za dobrego kumpla. Mieli ze sobą wiele wspólnego. Obaj spędzali więcej czasu na końskim grzbiecie niż w betach. Żaden z nich się nie cackał ze sobą. I żaden nie przepuszczał okazji do bójki, zwłaszcza po paru piwach aż buchali oburzeniem z racji jakiejś zniewagi. Nieraz i oni brali się za łby.
Żaden z nich nie był gadułą.
Larry spuścił wzrok na piwo, które obracał w rękach.
- Jak leci?
Travis wzruszył ramionami.
- Może być.
- Masz podobno u siebie troje dzieci brata.
Travis odpowiedział energicznym skinieniem głowy.
- Bardzo się zmartwiłem, gdy usłyszałem o Lee i Janice.
Travis zacisnął szczęki. Nie lubił wspominać o wypadku samochodowym, w którym zginęli jego brat i bratowa; zawsze mu się wtedy przypominało, że nie znaleziono jeszcze tego, który zepchnął ich wóz z szosy. Jeśli można było w tej sytuacji dziękować za coś Bogu, to chyba tylko za to, że dzieci nie jechały wtedy razem z nimi.
Travis pociągnął łyk piwa.
- Jakieś kłopoty? - spytał Larry.
Travis skinął głową, myśląc o nie wyrażonym słowami ostrzeżeniu ze strony opiekunki społecznej.
- Chyba będę sobie musiał znaleźć żonę.
Larry odwrócił głowę ku niemu tak gwałtownie, że omal nie skręcił sobie karku.
- Żonę?!
- A co gorsza, nie mam pojęcia, skąd ją wytrzasnąć. W mieście nie ma ani jednej, co by mnie chciała.
- A Berty?
- To rozwódka i ma już jedno czy dwoje... - Miał już na głowie troje, wcale mu nie zależało na powiększeniu gromadki.
- A Tilly?
To była myśl! Tilly pracowała jako kelnerka w miejscowej kawiarni. Była ładna, miła jak kotek, miękka i czuła.
- Wpadł jej w oko syn doktora - mruknął Travis i znów pociągnął łyk piwa. - Przychodzi ci na myśl ktoś jeszcze?
Był już porządnie zaniepokojony. Jeśli sam nie wynajdzie kobiety, z którą chciałby się ożenić, i jeśli Larry nikogo nie wytrzaśnie, to co ma właściwie zrobić!
Po dłuższej chwili Larry potrząsnął głową.
- Nigdy nie myślałem, że będziesz szukał żony.
- Mnie wcale się do tego nie pali - przyznał ponuro Travis. - Cholera, nie mam pojęcia, jak to zniosę. Przyzwyczaiłem się żyć, jak mi się podoba. Żadna kobieta na to nie pozwoli.
- Masz jak w banku.
Travis dobrze wiedział. Tak samo jak Larry.
- Baby lubią gadać - mruknął Travis pogardliwie, myśląc o chwilach spędzonych z Carlą. - I w dodatku nigdy nie przyznają, że to zwykła paplanina, zauważyłeś? Na to są zbyt delikatne! O nie, nazywają to „wymianą myśli”!
- Masz rację - zawtórował mu Larry. - A jak się skończycie kochać, to na co baba ma ochotę? Pośpi taka czy poje jak normalny człowiek? A skądże, zbiera jej się wtedy na gadanie, a jak się zdarzy, że przyśniesz, kiedy ci coś szczebiocze w ucho, to zaraz się obraża.
Travis skończył piwo i odsunął pustą butelkę.
- I jeszcze jedno: wpuść babę do domu, a zaraz zacznie wszystko „poprawiać”. Niczego nie zostawi w spokoju; tu coś pomaluje, tam zawiesi firanki czy falbanki. Moim zdaniem to tylko strata czasu i forsy.
- Jeśli się ożenisz, na pewno tak się skończy - dodał Larry.
Travis spochmurniał, a zmarszczka na jego czole jeszcze się pogłębiła. Zamówił następne piwo.
Stan, łysy i opryskliwy barman, podszedł do siedzących przy barze mężczyzn.
- Jakieś kłopoty?
- Travis musi sobie znaleźć żonę.
- To co? - spytał Stan. - W czym problem? Świat jest pełen bab, które aż się rwą do jedwabnego życia!
Każda kobieta, która poślubiłaby Travisa w nadziei na jedwabne życie, szybko straciłaby złudzenia. Potrzebny był mu tylko ktoś, kto zadba o dzieci jego brata. Jeśli, chcąc zdobyć taką opiekunkę, musiał się z nią ożenić, uważał, że ma prawo żądać, aby z nim sypiała.
- A jakiej dziewczyny szukasz?
Travis nie był pewien, czy dobrze zrozumiał pytanie.
- Osobiście lubię długonogie kobitki.
Wielu facetów leciało na duży biust, ale dla Travisa rozmiar stanika niewiele znaczył. Wystarczy, że będzie miał pełne ręce i usta - reszta to czysta bzdura.
- Długie nogi - powtórzył Stan z aprobatą.
- Aż do samej szyi - ujął to wdzięcznie Travis. - Lubię też sprężysty, zwarty zadek.
- Pewnie lepiej, żeby go dla każdego nie rozwierała - wtrącił Larry ze śmiechem.
- Zależy ci na dziewicy? - spytał Stan, robiąc dziwny ruch głową, jakby chciał powstrzymać wybuch śmiechu. - Wątpię, czy w Grandview jeszcze się jakaś uchowała.
Travis sięgnął po piwo, ale idący do głowy słód nie smakował mu już tak jak poprzednia kolejka.
- Prawdę mówiąc, potrzebna mi gospodyni. Kłopot z tym, że żadnej nie mogę znaleźć, a jakbym znalazł, pewnie nie miałbym jej czym zapłacić.
- Żona też niemało kosztuje - poinformował go bezzwłocznie barman. - Dobrze to wiem: żeniłem się trzy razy, a co jedna to była droższa. Po co bym, do diabła, siedział w takiej dziurze jak Grandview, gdybym się nie chował przed tymi naciągaczkami?
- A co powiesz o tych paniach z parafii? - podsunął Larry, jakby go nagle olśniło. - Takie to w sam raz do żeniaczki!
Travis zdążył już poważnie zastanowić się nad wszystkimi kobietami należącymi do tutejszego zboru metodystów. Chociaż pewnie żadna nie chciałaby mieć z nim do czynienia. O ile pamiętał, wszystkie były zamężne prócz trzech wdów około siedemdziesiątki i dwóch czy trzech nastolatek z szynami na zębach. Gdyby się zbliżył do którejkolwiek, pewnie wylądowałby w kiciu.
- Co mi radzisz?
- Jeśli mówisz poważnie, daj ogłoszenie w prasie - zawyrokował Stan.
Travis nie miał nastroju do żartów, ale pomysł Staną wydał mu się cholernie zabawny.
- Ale zbyty!
- Żadne zbyty. Żebyś wiedział, ilu facetów to robi!
- Gdzie coś takiego zamieszczają?
Stan wynurzył się zza baru i przeszedłszy przez cały lokal zdjął z kulawego stojaka lokalną gazetę. Wrócił na swoje miejsce i położył pisemko z trzaskiem na barze.
- Jest tu z pięćdziesiąt albo i więcej ogłoszeń, wszystkie od facetów szukających żony albo podrywki. Czasem i kobiety się ogłaszają.
Travis wymienił z Larrym ubawione spojrzenie.
- Jeśli nie zależy ci na kobiecie z najbliższej okolicy, radzę zamieścić ogłoszenie w gazecie z Billings - podsunął Stan, przecierając wilgotną ścierką porysowany mahoniowy blat.
Travis rozłożył gazetkę i przerzucił ją, poszukując „Rubryki towarzyskiej”. Trwało dobrą chwilę, nim znalazł właściwą stronę. Przeczytał wszystkie ogłoszenia dwukrotnie i przekonał się, że większość z nich zamieścili mężczyźni.
Larry czytał mu przez ramię.
- Tu masz jedno babskie - wskazał mu trzy linijki u góry strony. - Ale co, do cholery, ma znaczyć ta „nieszkodliwa opryszczka”?
Travis szarpnął gazetą.
- Nie bądź idiotą!
Larry zachichotał.
- Hej, koleś, skąd wiesz, może ona ma długie nogi i sprężysty ładny zadek?
Travis rzucił garść drobnych i ruszył do swego wozu. Zamieści podobne ogłoszenie tylko wtedy, gdy znajdzie się w sytuacji przymusowej. Ciekawe, ile czasu będzie się jeszcze przed tym bronił?
Kryzys nastąpił dwa tygodnie później. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|