|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:53:12 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Hahaha ta mala ma wejscie no nie ma co, wujaszek sie ucieszyl jak nigdy
Mary robi sie coraz odwazniejsza w koltaktach damsko- męskich
dziekuje za dedykacje i prosze o jeszcze |
|
Powrót do góry |
|
|
Airam. Idol
Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 1497 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Piekła xd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:58:51 01-03-09 Temat postu: |
|
|
aaa.... prez ten cudowny odcinek
zapomniałam podziękowac za dedykacje
dzieki |
|
Powrót do góry |
|
|
bronislawa Debiutant
Dołączył: 25 Kwi 2007 Posty: 89 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:02:32 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Swietnie.... Widac ze Travisowi nie spodobalo sie wejscie dziewczynki....
Dziekuje ci za taka ilosc odcinkow . Czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:03:55 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 34
Ja chcę iść na diabelski młyn! - oświadczył podniecony Scotty z tylnego siedzenia kombi, gdy jechali do Grandview na festyn dożynkowy. Dzieci nie mogły usiedzieć spokojnie; podskakiwały na tylnym siedzeniu jak ziarnka kukurydzy prażone na patelni.
Mary z uśmiechem zerknęła na Travisa.
- Zobaczymy.
- Znowu pojedzie do rygi! - mruknął Jim na tyle głośno, by zirytować młodszego brata. Mary podejrzewała, że Jim drażnił Scotty’ego od czasu do czasu po prostu dlatego, by nie wyjść z wprawy.
- Wcale nie! - wrzasnął Scotty. - Lubię ryzykowną jazdę!
- Jesteś mięczak i sam dobrze o tym wiesz.
- Dość tego! - przerwał im Travis.
- Scotty boi się diabelskiego młyna! - wyśpiewywał drwiąco Jim.
- Wcale nie!
- A co było w zeszłym roku?
- Nie rzygałem ze strachu! - oburzył się Scotty, miotając się na tylnym siedzeniu.
- Dość tego! - powtórzył Travis, tym razem groźniejszym tonem.
Mary odetchnęła z ulgą, gdy nastąpiło tymczasowe zawieszenie broni. Poluzowała pas bezpieczeństwa na piersiach i zmieniła nieco pozycję, by mieć dzieci na oku. Kupili kombi kilka dni temu i Mary nie mogła się nadziwić, jak dotąd radzili sobie bez niego?
- Ja nie chcę na żadne młyny - oświadczyła Beth Ann cienkim, smutnym głosikiem.
- Pewnie i tak by cię nie wpuścili z twoim gipsem - poinformował ją Scotty z miną znawcy w tej dziedzinie.
- Poczekamy, zobaczymy. - Mary podejrzewała, że Scotty ma słuszność. Znajdą jednak z pewnością jakąś atrakcję dla Beth Ann. Dziewczynka radziła sobie całkiem nieźle mimo gipsu unieruchamiającego jej rękę od czubków palców do łokcia. Fatalnie się złożyło, że Beth Ann złamała prawą rękę. Mimo to dziewczynka dzielnie próbowała pisać i ubierać się bez pomocy. Oczekiwanie na festyn dożynkowy bardzo poprawiło jej humor. Pomogło także i to, że wzięła udział w przyjęciu wydanym na cześć nowożeńców, a zwłaszcza Mary.
W lokalnej prasie od dwóch tygodni pełno było wzmianek na temat odbywającego się co roku festynu. Koło pań przygotowywało wypieki na „paradę ciast”.
Mary także upiekła placek i dostarczyła go przed imprezą. Zgłosiła się wówczas do nadzorowania jednej z zabaw dla dzieci młodszych, tak zwanej „Rybki”. Od siódmej do ósmej w piątkowy wieczór Mary miała przyczepiać różne upominki do końca wędki.
Przez cały dzień dzieci były podekscytowane lokalną imprezą. Paplały jak sroczki od chwili, gdy wpadły po szkole do domu. Cała trójka pospiesznie wywiązała się ze swoich obowiązków: Dzieci bały się spóźnić na festyn. Nie chciały stracić ani minuty!
- Najpierw coś zjedzmy - zaproponowała Mary, gdy Travis zaparkował kombi. Boisko futbolowe przy szkole średniej przeistoczono w ogromny parking, gdyż właśnie na niewielkim szkolnym parkingu rozłożyło się wesołe miasteczko. Światła olbrzymich reflektorów, zainstalowanych na skraju boiska, krzyżowały się na niebie. W sali gimnastycznej znalazło się miejsce na gry towarzyskie i różne inne atrakcje; między innymi urządzono tam kącik dla tych, którzy mieli ochotę coś przekąsić.
- Chce mi się jeść! - stwierdził radośnie Scotty.
- A kiedy ci się nie chce?! - spytał znacząco Jim. Beth Ann wybuchnęła śmiechem, jakby starszy brat powiedział Bóg wie jaki dowcip.
- Dość tego! - musiał interweniować (po raz chyba dziesiąty!) Travis, gdy wszyscy wygramolili się z kombi.
- Mogę dostać watę cukrową i lizaka, i prażoną kukurydzę? - spytała Beth Ann, wsuwając zdrową rączkę w dłoń Mary i ciągnąc ją niecierpliwie.
- To nie byłaby kolacja.
Beth Ann westchnęła z komicznym zawodem.
- Idźcie przodem - polecił Travis i odszedł kilka kroków w przeciwnym kierunku. - Dołączę do was za parę minut.
Zaskoczona Mary zatrzymała się. Potem skinęła głową, starając się ukryć rozczarowanie. Podobnie jak dzieci cieszyła się na to rodzinne wyjście. Miała nadzieję, że będą się bawić wszyscy razem: Travis, ona i dzieci. Niech się dobrzy ludzie z Grandview gapią na nich, ile wlezie! Może wówczas skończą się podejrzliwe spojrzenia, nietaktowne pytania i wytrzeszczanie oczu. A ich małżeństwo przestanie budzić sensację. To, że Travis teraz gdzieś się zawieruszył, zostawiając ją z dziećmi, z pewnością wywoła znów plotki.
- Dokąd wujek poszedł? - spytał Scotty, idąc tyłem, by nie stracić Travisa z oczu.
- Nie jestem pewna. - Mary obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że mąż z rękami w kieszeniach przechadza się powoli wzdłuż szeregów stojących na parkingu samochodów. Raz po raz zatrzymywał się i przyglądał któremuś dokładniej, po czym z wyraźnym zawodem ruszał dalej.
- Możemy dostać hamburgery? - spytała Beth Ann, ciągnąc Mary za rękę, by zwrócić jej uwagę. Mary obejrzała się na dzieci i przytaknęła z roztargnieniem. Jej smutne spojrzenie powróciło na chwilę do Travisa. Tak wiele sobie obiecywała po tej wyprawie!
- Mary!
- Hamburgery? Oczywiście, doskonały pomysł.
- Z mnóstwem frytek.
- Z mnóstwem frytek - przytaknęła już weselej. Bez wątpienia dzieci nabiorą ochoty na wiele innych smakołyków, gdy będą przechodziły koło różnych stoisk.
- I z lemoniadą.
- Nie ma sprawy - przytaknęła znowu.
- Chcę kolbę kukurydzy i taki duży obarzanek z solą!
- I lody.
- Później - obiecała Mary ze śmiechem. - Jeśli jeszcze znajdziecie na nie miejsce.
- Ja znajdę! - zapewnił ją Scotty, po czym strasznie się zaczerwienił, kiedy Beth Ann i Jim zrobili wielkie oczy.
Na hamburgery czekali w kolejce przez dobry kwadrans. Wydawać by się mogło, że wszystkim mieszkańcom Grandview w tej samej chwili zachciało się hamburgera! Mary domyśliła się, że przyciągnął ich wielki grill, ustawiony tuż przy wejściu do sali gimnastycznej. Zapach smażonej cebulki i wołowiny z sosem unosił się w wieczornym powietrzu.
Festyn dożynkowy przypominał Mary „Święto Krabów” w jej rodzinnym mieście. Okoliczni mieszkańcy przybywali z daleka, by znaleźć się w tym dniu na zatłoczonych ulicach Petite. To wspomnienie wywołało u Mary nieoczekiwany przypływ tęsknoty. Korespondowała regularnie z Georgeanne, ale nowe życie z Travisem i dziećmi toczyło się tak wartko, że nie miała czasu tęsknić za Luizjaną. W listach od Georgeanne roiło się od zajmujących ploteczek. Mary miała wrażenie, że przyjaciółka cierpliwie czeka na jej wyznanie, że popełniła omyłkę i że niebawem wróci do domu. Georgeanne na to właśnie liczyła.
Zdecydowanie oderwała myśli od swej najlepszej przyjaciółki. Kolejka posuwała się w stronę grilla, a Mary co chwila oglądała się przez ramię, czy nie nadchodzi Travis.
Nie przyłączył się do nich nawet wówczas, gdy znaleźli się na samym początku kolejki. Mary zamówiła jedzenie dla dzieci. Sama postanowiła zaczekać na męża.
Dzieciaki poszły za nią, niosąc grube tekturowe talerze, w stronę beżowych składanych krzeseł ustawionych wokół stolików nakrytych papierowymi obrusami. Mary pomagała Beth Ann nałożyć ketchup i musztardę, ale nie spuszczała oka z drzwi, czekając niecierpliwie na Travisa. Scotty doszedł do wniosku, że woli czekoladowe mleko od lemoniady i Mary zdobyła je dla niego.
- Gdzie jest wujek? - spytała Beth Ann, rozglądając się dokoła, gdy Mary wróciła do stolika. Dziewczynka niezgrabnie maczała lewą ręką frytki w ketchupie i niosła je do buzi. - Chcę go zapytać, co z karuzelą?
Mary też bardzo chciałaby wiedzieć, gdzie się podział jej mąż. Zupełnie się nie spodziewała, że zaraz po przybyciu na festyn Travis opuści ją i dzieci. Przypomniały jej się wydarzenia nocy poślubnej, kiedy również zniknął, zostawiając oblubienicę kipiącą z gniewu.
- Zaraz wrócę - mruknęła Mary straciwszy resztki cierpliwości, gdy po upływie dwudziestu minut Travisa nadal nie było.
- Dokąd idziesz?
- Po wujka Travisa.
- Ale wrócisz, prawda?
Mary uśmiechnęła się do Scotty’ego i Beth Ann, którzy spoglądali na nią z niepokojem. Jim był - przynajmniej z pozoru - całkowicie obojętny.
- Wrócę tak szybko, że nie zdążycie zauważyć, że mnie nie ma - zapewniła ich Mary.
Sala gimnastyczna zapełniała się coraz bardziej, rozbrzmiewały w niej donośne śmiechy i wesołe głosy. Stacja radiowa z Miles City nadawała program muzyki country na żywo; ze szkolnych głośników rozlegały się piosenki. Wszędzie dokoła panował radosny nastrój, ale Mary się on w tej chwili zupełnie nie udzielał.
Przedarcie się przez tłum wypełniający salę gimnastyczną okazało się wyczynem nie lada. Mary przystanęła i obiegła wzrokiem morze twarzy, szukając wśród nich Travisa. Może po prostu nie mogli się odnaleźć? Może szukał jej i dzieci, nie wiedząc, w którą stronę poszli?
Mimo wszelkich starań Mary nie była w stanie zdusić kiełkującej w jej sercu piekącej urazy. Poszli na festyn całą rodziną. Poprzednio (Mary była O tym przekonana) Travis chodził ze swoimi kumplami, by popić i pohulać. Jeśli sobie wyobrażał, że ona pozwoli mu nadal odgrywać rolę kawalera, grubo się mylił!
Rozejrzała się po terenie wesołego miasteczka. Błyskały kolorowe światła, rozlegały się głośne okrzyki i piski tych, którzy zdecydowali się na jakąś ryzykowną eskapadę. Mary nagabywano co chwila, by spróbowała sił w różnych grach zręcznościowych, ale nie dała się skusić. Przebijanie balonów strzałką ani celowanie groszakami do akwarium w chwili obecnej zupełnie jej nie pociągało.
Zniechęcona mijała pospiesznie karuzele i inne atrakcje, zmierzając ku granicy terenu imprezy. Przeciskała się między stojącymi w rzędzie przyczepami na sam koniec boiska do gry w piłkę nożną.
- Cześć, śliczna paniusiu! - Wysoki i chudy mężczyzna o mętnych brunatnych oczach uśmiechnął się do nadchodzącej Mary. Siedział na stopniach przyczepy i obserwował nadchodzącą.
- Cześć - odparła Mary bez entuzjazmu. Nie chciała wydać się nietowarzyska, ale miała na głowie troje dzieci, które na nią czekały, i męża, który się gdzieś zawieruszył.
- Ślicznie wyglądasz w ten uroczy wieczór.
- Dziękuję. - Mary pospieszyła na boisko coraz bardziej zapełniające się samochodami. Prawie wszystkie stanowiska były już zajęte. Tylko szczęśliwym trafem udało jej się dostrzec Travisa. Był na parkingu, przechadzał się między długimi rzędami wozów, tak samo jak w chwili, gdy go widziała po raz ostatni.
- Travis! - zawołała i wyszła zza przyczepy, podniósłszy rękę, by zwrócić uwagę męża.
Travis widać jej nie usłyszał.
Zawołała go powtórnie. Tym razem jej głos doleciał do niego z wiatrem, toteż odwrócił się raptownie. Jego twarz była wyraźnie widoczna w świetle dwóch potężnych reflektorów.
Ruszył w kierunku Mary, ona zaś podbiegła ku niemu. Spotkali się w pół drogi.
- Żebyś wiedział, że wcale mi się nie podoba takie zachowanie! - wybuchnęła.
- Jakie zachowanie?
- Zapomniałeś, że jesteś tu ze mną i z dziećmi!
Travis wzruszył ramionami.
- Wcale o was nie zapomniałem.
- Więc co tu robisz? - dopytywała się.
- Byłem zajęty - odparł wymijająco. Jego twarz jeszcze bardziej spochmurniała, jakby nie podobało mu się to wypytywanie.
A niech się złości! Mary wcale to nie obchodziło. Dzieci czekały i z pewnością już się niepokoiły. Nie było czasu na kłótnie.
- Przyglądałem się samochodom.
- Po co?
- Chciałem sprawdzić, czy któryś z nich nie miał niedawno stłuczki - wyjaśnił Travis chłodno. - Szeryf Tucker mógł zapomnieć o Lee i Janice, ale ja nie!
- Travis! - szepnęła Mary bardzo przygnębiona. - Dla twego własnego dobra zostaw tę sprawę w spokoju.
Nic nie mogło wskrzesić brata ani bratowej Travisa. Minęło wiele miesięcy i jeśli szeryf nie znalazł przez ten czas żadnych śladowy, było mało prawdopodobne, że Travis coś odkryje.
- Nie, nie zostawię tej sprawy! - odparł przez zaciśnięte zęby; chwytając żonę za ramiona, okręcił ją tak, że stanęli twarzą w twarz. - Nie spocznę, póki się nie dowiem, kto zawinił. Przyrzekłem to dzieciom i samemu sobie. Ten, kto zepchnął wóz Lee z szosy, zapłaci za to!
- Travis, proszę cię...
- O co mnie prosisz? - spytał z oczyma twardymi jak stal. - Żebym wybaczył mordercy i żył jakby nigdy nic?
- Tak - powiedziała błagalnie, wpatrzona w niego. Oczy Travisa pociemniały. Jego dzikie spojrzenie przeraziłoby Mary, gdyby go nie znała.
- Wybij to sobie z głowy, bo ja nie zrezygnuję! Ani teraz, ani za rok. Będę go szukał choćby dwadzieścia lat. Ani ty, ani nikt inny mnie nie powstrzyma! Zrozumiałaś? - Ostatnie słowa wykrzyknął. Był to okrzyk potępieńca, pełen wściekłości i rozpaczy.
Zaskoczyła ją ledwie hamowana pasja Travisa. Jego palce wpiły się w ramiona żony, choć z pewnością nie uświadamiał sobie, że sprawia jej ból.
- Muszę... Muszę wrócić do dzieci - powiedziała oszołomiona jego gwałtownością, nie wiedząc, jak zareagować.
Travis przymknął na chwilę oczy; wciągnął powietrze głęboko w płuca, a potem wolno wydychał.
- To już długo nie potrwa. - Spojrzał na żonę, starając się opanować swój ból. Jego lodowata wściekłość gdzieś znikła.
Mary popatrzyła w stronę sali gimnastycznej. Niepokoiła się, że dzieci zbyt długo pozostawały same.
- Muszę wracać. - Chciała już odejść, gdy Travis chwycił ją za rękę i przytrzymał.
Po dłuższej chwili powiedział: - Nie chciałem na ciebie wrzeszczeć.
- Wiem.
Mruknął coś pod nosem, a potem chwycił Mary w ramiona, jak gdyby raptownie zapragnął jej bliskości. Jego ręce objęły ją w pasie. Przez chwilę po prostu tulił żonę do siebie.
- Mary - szepnął gardłowym głosem i jego usta znalazły się na jej ustach. Jego język szukał jej języka. Ich ciała zwarły się tak ściśle, że piersi Mary spłaszczyły się o twardą klatkę piersiową Travisa. - Przepraszam - szepnął, całując ją leciutko w szyję. - Chciałaś się dziś wieczór dobrze bawić, prawda?
- Nic nie szkodzi. Rozumiem.
- Chodźmy! - powiedział, wsuwając rękę żony pod swoje ramię. - Wrócimy do dzieci i zabawimy się wszyscy razem! |
|
Powrót do góry |
|
|
Airam. Idol
Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 1497 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Piekła xd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:21:08 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Super!!!
Oj, Travis chyba bedzie musiał zmienić troche przyzwyczajeniaprze mary
już widać, ze nie wytrzyymałby, gdyby sie pokłocili |
|
Powrót do góry |
|
|
bara2412 Idol
Dołączył: 08 Lut 2008 Posty: 1457 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:50:57 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Przepraszam za opóźnienie. Maite ta telenowela jest cuuuudna, jestem zachwycona, nadrobiłam braki! Ale się kłócili! Travis zostawił ją w noc poślubną, to się na nim zemściła. Zmieniła układ mebli w sypialni, szczerze powiem, że zasłużył sobie na to. Każde z nich bało się tego związku i każde z nich reagowało na uwagi drugiego z oburzeniem. Jednak Travis przegiął, gdy jego przyjaciel zjawił się u nich. Mary była miła, dlatego że pojawił się jako pierwszy i ją przywitał. To sprawiło jej przyjamnośc, chciała byc miła. A nasz ranczer odebrał to inaczej. w sumie miał racje, to jego wina- nie doceniał Mary, dlatego gdy zrobił to jego przyjaciel ona to doceniała. Nie powinien był tak jej traktowac. Najważniejsze że zrozumiał swój błąd. A Mary mu wybaczyła.
Nie wiem co napisac Tyle tych odcinków tu jest
No to może doktor i Tilly, początkowo byłam zdzwiona, że się pojawili w przeplatających sie odcinkach. Później zrozumiałam. On był alkoholikiem i wtedy byc może miał tę stłuczkę z Lee i Janice. Tilly powinna coś z tym poradzic, jeżeli go podejrzewa. Bo Travis i dzieci cierpią, a morderca jest na wolności.
Co do dzieci to są one cuuudne. Jim to buntownik, najstarszy i chyba najbardziej przeżył śmierc i najtrudniej mu się z tym pogodzic bo wszystko rozumie. Co do jego bójki z tym chłopcem o rok młodszym. Myślę, że nie pobiłby się z nim gdyby chłopak czegoś nie powiedział. A Travis tak źle potraktował chłopca! nie powinien. Mary dobrze zrobiła stawiając się za nim. Szczególnie mi przypomina Travisa
Scott średni i chyba najbliższy Jimowi taki troche rozrabiaka, bijatyka, często się bije z bratem. Czasem na niego skarży, gdy nie dostanie tego czego chce. Każdy z nas jest mały Uciekinier, ale takim podstępem zbliżył do siebie Mary i Travisa.
Beth Ann- słodka, mała i kochana. Śliczna, delikatna, no i potrafi zapanowac nad bracmi. Mimo tego że jest mała to wszystko rozumie, biedna- złamała rączkę- mimo tego jest zawzięta, radzi sobie. Te dzieci są cuuuudowne
No i w końcu noc poślubna, ślicznie ją opisałaś! Jestem zachwycona. Tyle czułości. w końcu swoimi ciałami przyznali się do uczuc jakie ogarnęły ich dusze.
Co do Travisa i wypadku. Ja mam nadzieję, że znajdzie winnego. Obiecał to dzieciom i sobie. Myślę też, że kiedy juz znajdzie winnego to jego życie się ułoży jeszcze na lepsze, wtedy odzyska taki jakby spokój.
Mary, mimo, że początkowo miał to byc układ to zakochała się, tak jak jej mąż. I potrafią się już przyznac do tego uczucia Jest odważną kobietą, która dla swoich dzieci zrobi wszystko
Kłotnie między nimi są ciekawe, oni do siebie baaardzo pasują Jednak Travis czasem rani ją bardzo mocno.
I ona jemu z myśli nie schodzi
Jestem zaaachwycona kochana Odcinki są śliczne
Czekam na następny z niecierpliwością
Pzrepraszam, że komentarz bez ładu i składu. Pozdrawiam ;* |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:56:26 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Szczęśliwy obraz rodziny, powoli wszystko sie układa, ciesze sie ze Travi sjednak wybral rodzine zamiast dalej szukac winowajcy teo wieczoru |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:04:05 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 35
Tilly nigdy jeszcze nie cieszyła się tak bardzo na randkę. Logan obiecał, że przyjdzie po nią tuż przed piątą. Spędziła prawie cały dzień, szykując się na pierwsze oficjalne wyjście razem z nim.
Ponieważ ominęła ją niegdyś okazja uczestniczenia w szkolnym balu, Tilly powetowała to sobie, spędzając teraz tyle czasu na przygotowaniach do randki z Loganem, jakby znowu miała siedemnaście lat.
Przede wszystkim udała się rano do fryzjera, potem poszła na zakupy i wróciła z parą eleganckich dżinsów z białymi skórzanymi gwiazdkami na kieszeniach i skórzaną frędzlą sięgającą od bioder aż do mankietów spodni. Jaskrawoczerwona kowbojska bluzka z rękawami zawiniętymi aż za łokcie oraz apaszka idealnie pasowały do dżinsów.
Logan zjawił się punktualnie o piątej. Gdy mu otworzyła, zatrzymał. się na progu i zagapił na nią z otwartymi ustami, według najlepszych tradycji.
- Tilly! Boże święty, aleś ty piękna! Mam ochotę cię schrupać!
Tilly była przekonana, że od dawna oduczyła się rumienić, ale tym razem się zaczerwieniła. Jego miłe słowa zapadły jej głęboko w serce.
- Czy starczy mi odwagi, by pocałować taką ślicznotkę? - Wydawało się, że zobaczył ją po raz pierwszy i boi się jej dotknąć. Nie mógł sprawić Tilly większej radości!
- Całuj, ile chcesz, bylebyś mnie nie potargał.
Pocałunek był długi i rozkoszny; całkiem się w nim zapamiętali.
- Och, Tilly, jesteś taka słodka - wyszeptał Logan z żalem, odrywając usta od jej ust.
- Nie musimy nigdzie wychodzić - podsunęła, w jednej chwili przestraszona i onieśmielona.
- Wychodzimy i już! - Logan oparł dłonie na ramionach Tilly i odsunął ją na bezpieczną odległość. - Potem będzie dość czasu na miłość!
Z ciężkim sercem Tilly obejrzała się przez ramię na pokój sypialny.
- Możemy się troszkę spóźnić. Nikt nie kazał nam zjawić się punktualnie o wpół do szóstej.
Spragniony wzrok Logana poszybował w tym samym kierunku. - Nie zwiedziesz mnie tym razem na manowce! - Powziąwszy tę decyzję nieco się odprężył. - A kochać się będziemy u mnie w domu, i to przez całą noc. Calutką! Chcę, żebyś była przy mnie, Tilly, gdy obudzę się rano. Rozumiesz?
Tilly znieruchomiała. Byli kochankami od dobrych kilku miesięcy, ale jeszcze nigdy nie odwiedziła Logana w jego domu.
- Żadnych sprzeciwów, zrozumiano? Najwyższy czas, żebyś zobaczyła, jak mieszkam.
Tilly myślała, że jej serce pęknie: nie pomieści się w nim chyba tyle szczęścia!
- Tilly! - jęknął Logan. - Nie rób mi tego!
- Czego?
- Nie uśmiechaj się tak!
Tilly zamrugała oczami.
- Niby jak?
Logan pocałował ją zachłannie.
- Właśnie tak, jak przed chwilą. Takim słodkim, kobiecym uśmiechem.
Tilly była zachwycona.
- Mam słodki kobiecy uśmiech?
- Tak, kochanie. Doprowadzasz mnie nim do szaleństwa!
- Takim uśmiechem? - Zademonstrowała go i bardzo ją usatysfakcjonował cichy jęk Logana. Chwycił ją za ramię i dosłownie wyciągnął z domu.
- Czy nie powinnam zabrać ze sobą piżamy? - spytała szeptem, choć nie było w pobliżu nikogo, kto mógłby ich usłyszeć.
Logana szczerze to ubawiło.
- Niby po co? Jeśli o mnie chodzi, wolę, żebyś nie miała na sobie w ogolenie!
Tilly roześmiała się i pozwoliła, by Logan pomógł jej przy wsiadaniu do auta. Usadowiła się wygodnie na miejscu obok kierowcy i sięgnąwszy po pas bezpieczeństwa rozciągnęła go i zapięła jak trzeba. Zapach skóry przypomniał jej, że samochód jest nowy; Logan kupił go wkrótce po przyjeździe do Grandview. Tilly pamiętała, jak zaimponowała jej skórzana tapicerka. Chyba po raz pierwszy w życiu jechała wtedy nowym wozem. Pojazdy, z których dotąd korzystała, były żałosną ruiną: poniszczone i porzucone przez poprzednich właścicieli. Tilly pod wieloma względami przypominała sama taki wóz „z trzeciej ręki”. Żeby nie wiem jak się starała, nie potrafiła zrozumieć, jak Logan - tak różny od niej jak mercedes od forda! - mógł się w niej zakochać. Przynajmniej dziś nie będzie się zadręczać takimi problemami!
Na festynie było tłoczno i wesoło. Tilly nie bardzo wiedziała, czego się spodziewać. Przez pierwszą godzinę czekała z niepokojem na jakieś komentarze na temat tego, że przyszła razem z Loganem, ale żadne uwagi nie padły i Tilly niebawem się odprężyła.
Logan postanowił, że skorzystają ze wszystkich najbardziej podniecających atrakcji. Tilly bynajmniej nie podniecało to, że jakaś aparatura miota nią we wszystkie strony, ale Logan się uparł. Ponieważ zaś Tilly była tak bardzo szczęśliwa, nie mogła sprawić ukochanemu zawodu. Logan bez ustanku zapewniał ją, że będą to cudowne przeżycia.
Tilly zdecydowanie zwątpiła w to, gdy znalazła się trzydzieści stóp nad ziemią, w dodatku do góry nogami. Jej starannie ułożone włosy właziły jej teraz w oczy i w usta.
- I po co siedziałam dwie godziny u fryzjera?! - mruknęła.
Logan roześmiał się.
- Wynagrodzę ci to później! - szepnął i pocałował ją w szyję.
Tilly spojrzała na ziemię, hen daleko pod nimi; zdumiała się, jak wysoko się wznieśli. Z tej odległości nikt by ich na pewno nie rozpoznał. I to ośmieliło Tilly. Jej dłoń powolutku sunęła po wewnętrznej stronie uda Logana.
- Tilly! - szepnął Logan, przytrzymując jej zbłąkaną rękę. - Zachowuj się jak należy!
- Właśnie to robię. Ależ cudownie! - odpowiedziała mu również szeptem i uśmiechnęła się, widząc, jak mocno Logan ściska ręką poręcz.
- O Boże! Tilly, co ty wyrabiasz?!
- Chcę ci odpłacić za to, że wyciągnąłeś mnie na ten okropny diabelski młyn!
- Przestań! - zaklinał ją. - Przysięgam, jak tylko wrócimy na ziemię, zabieram cię do siebie!
- Ależ ja jestem głodna! - Zrobiła śliczną, nadąsaną minkę.
- Nakarmię cię później. Dostaniesz homara, wszystko czego zechcesz, tylko zabierz, do diabła, tę rękę, zanim zwariuję!
Tilly była zachwycona swoją władzą nad Loganem. Z innymi nigdy tak nie było. Zarówno Phil, jak i Davey trzymali ją mocno za pysk, aż straciła resztki szacunku do siebie. To, że teraz ona decyduje o biegu wydarzeń, działało na Tilly jak potężny afrodyzjak.
Gdy znaleźli się wreszcie na ziemi, Tilly, podobnie jak Logan, nie mogła się doczekać chwili, gdy opuści wesołe miasteczko. Zmieniła jednak zdanie, kiedy mijali stoisko z watą cukrową.
- Logan! - wysapała (na każdy jego krok przypadały jej dwa!). - Mam ochotę na cukrową watę!
Logan udawał zdesperowanego, ale zdradził go uśmieszek drżący w kącikach ust.
- Najpierw mnie doprowadzasz do obłędu, a potem dobijasz czymś takim! Wata cukrowa?!
Tilly przytaknęła.
Niech ci będzie. Może szarpnę się nawet na lizaki. - Wyjął portfel i położył na ladzie kilka banknotów. - Bóg mi świadkiem, że będę niebawem potrzebował dużo sił!
- Witaj, Tilly!
Przyjazne powitanie, wypowiedziane z południowym akcentem, zbiło Tilly z tropu. Odwróciła się i ujrzała Mary Thompson. Szczerze ucieszyła się na widok nowej przyjaciółki.
- Cześć, Mary!
Nie byłam pewna, czy to ty - powiedziała Mary. - Cudownie wyglądasz! Chciałabym mieć takie wspaniałe włosy.
- To nic trudnego, kotku: dwie godziny u fryzjera i butelka lakieru w sprayu czynią cuda! - Mary roześmiała się, a Logan chrząknął, czekając, by Tilly go przedstawiła.
- Mary, ten facet ubabrany cukrem na nosie to Logan Andersen - wiedziała Tilly, obejmując go w pasie i popychając do przodu. - Logan jest Mary Thompson, żona Travisa.
- Bardzo miło mi panią poznać - powiedział Logan. - Dobrze się pani bawi na festynie?
Ostatnią godzinę spędziłam ukryta w falach Szczęśliwej Rzeki - odparła Mary, trochę zmęczona. - Innymi słowy: udawałam rybkę podczas gry w „Rybkę”.
- A, to ta zabawa dla dzieci!
Mary skinęła głową.
- Travis miał się tu ze mną spotkać o ósmej, ale się spóźnia. Pewnie Beth Ann zmusiła go, żeby ją zabrał na karuzelę. Większość atrakcji jest dla biedulki niedostępna, bo ma rękę w gipsie.
- Wiem - powiedział Logan z roztargnieniem. - Tata wspomniał mi niedawno o Beth Ann. Złamała rękę na szkolnym boisku w ubiegłym tygodniu, prawda?
Mary skinęła głową.
- Przeraziliśmy się z Travisem nie na żarty! Na Beth Ann wszystko zagoi się bez śladu, ale wątpię, czy my o tym tak szybko zapomnimy.
Donośne, gniewne głosy zwróciły uwagę Mary, zwłaszcza że jeden z nich był jej dobrze znany. Tilly odwróciła się i zobaczyła Travisa kłócącego się zawzięcie z szeryfem Tuckerem.
- Co się tam dzieje? - spytała.
- Nie wiem - odparła Mary, przygryzając dolną wargę. W jej łagodnych niebieskich oczach pojawił się niepokój.
- Kocha go! - pomyślała Tilly i ucieszyło ją to.
Travis stuknął palcem w pierś szeryfa.
- Proszę mi wybaczyć, muszę już iść - powiedziała pospiesznie Mary.
- Ależ oczywiście.
- Bardzo mi było przyjemnie pana poznać. Pański ojciec cudownie się zatroszczył o Beth Ann.
- Dziękuję pani.
Jakby się zmówili, Logan i Tilly ruszyli w ślad za Travisem i Mary. Gdy zdołali przedrzeć się przez ciżbę, Tilly zorientowała się, że szeryf - podobnie jak Travis - hamuje się ostatkiem sił. Uszy miał ogniście czerwone, szczęki zaciśnięte.
- Słuchaj no, Travis! Jeszcze jedno słowo i będę musiał cię aresztować!
Tilly obserwowała Travisa. Jego lodowate spojrzenie mogłoby zmrozić słońce. Szczęki miał jak z granitu, a gdy się odezwał, wypluwał z siebie słowa jak odłamki betonu. Ręce zacisnął w pięści i z pewnością puściłby je w ruch przy najlżejszej prowokacji.
- Travis! - Mary próbowała bezskutecznie przyciągnąć uwagę męża. - to wszystko znaczy? Powiedz mi, co się stało!
- Szeryf Tucker zamknął dochodzenie w sprawie śmierci moich rodziców - oznajmił Jim. - Powiedział, że nie znalazł żadnych śladów. Uważa, że to sprawa nie do rozwiązania, więc ją wetknie na dno jakiejś szuflady.
- Nie mam wyboru - wyjaśnił szeryf. - Choćbyśmy nawet mieli fundusze na dalsze prowadzenie śledztwa, brak jakichkolwiek śladów. A gdybyśmy zaczęli szukać kogoś, kto używa opon radialnych Firestone, trzeba by było przesłuchać połowę mieszkańców naszego powiatu. Tego zrobić nie mogę!
Z pomrukiem obrzydzenia Travis opuścił ramiona, wykręcił się na pięcie i ruszył w stronę parkingu. Mary i trójka dzieci pospieszyli za nim, ledwie nadążając. Mary obejmowała opiekuńczo Beth Ann i młodszego chłopca. Starszy szedł sztywno wyprostowany. Widać było, że szarpie nim ból i gniew, tak samo jak Travisem.
Szeryf rozejrzał się dokoła i zmierzył wzrokiem tłum ciekawskich, który zgromadził się, by popatrzeć na awanturę.
- Nic więcej nie mogę zrobić - powiedział z naciskiem przedstawiciel prawa, nie zwracając się do nikogo konkretnie. Widać było, że jest zawiedziony prawie tak jak Travis. Kilka osób zaczęło coś mamrotać. Wydawało się, że większość opowiada się po stronie Travisa. - Rozejdźcie się, ludzie! - polecił szeryf, rozganiając gapiów. - Nie ma tu nic do oglądania!
Logan wrzucił nadgryziony lizak do pojemnika na śmieci.
- Wyjdźmy stąd! - powiedział do Tilly, biorąc ją za rękę.
- Nadal chcesz, żebym poszła do ciebie? - spytała szeptem Tilly.
Logan spojrzał w stronę oddalających się postaci Travisa, Mary i dzieci. Powoli potrząsnął głową.
- Nie teraz. |
|
Powrót do góry |
|
|
bronislawa Debiutant
Dołączył: 25 Kwi 2007 Posty: 89 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:22:07 01-03-09 Temat postu: |
|
|
logan jednak musi byc zamieszany w wypadek ...
Travis zapewne teraz bedzie chodzic caly w nerwach .... |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:24:48 01-03-09 Temat postu: |
|
|
teraz to juz oczywiste ze to Logan ich zabil, widac po jego zdenerwowaniu
Maite ja chce jeszcze |
|
Powrót do góry |
|
|
WhiteAngel Idol
Dołączył: 01 Mar 2008 Posty: 1397 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:32:27 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Ja również uważam, że to Logan. Niech Mary uspokoi choć trochę Travisa bo ten gotów zrobić jeszcze coś głupiego.
Pozdrawiam Oczywiście czekam na odcinek. Jednak aż głupio prosić o jeszcze jeden. Dziś już tyle ich się ukazało[były przecudne] To jest jak książka, a nie telenowela.
A właśnie chciałam zapytać ile jest jeszcze mniej więcej odcinków do końca? Mam nadzieje, że dużo |
|
Powrót do góry |
|
|
Milka24 Idol
Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 1984 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z kontowni xD Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:42:08 01-03-09 Temat postu: |
|
|
No masz ci los, to musi być Logan! Nie chce zey Travis byl znowu zły i rozżalony bo wtedy sie wyładowywuje niepotrzebnie na Mary albo dzieciach...
odcinki cudowne czekam na następne:) |
|
Powrót do góry |
|
|
Megan Generał
Dołączył: 22 Paź 2008 Posty: 7845 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:48:54 01-03-09 Temat postu: |
|
|
A mi się wydaje, że to nie Logan. Może Logan wie kto to i dlatego wtedy się upił, może to jego ojciec. |
|
Powrót do góry |
|
|
Bebe Prokonsul
Dołączył: 27 Lip 2008 Posty: 3926 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:02:02 01-03-09 Temat postu: |
|
|
Zamknęli sprawę wypadku brata Travisa i bratowej. Niby nie mieli wystarczająco dowodów, ale dla chcącego nic trudnego. Jeśli szeryf chciałaby znaleźć zabójcę to przesłuchałby nawet całe miasteczko, a nie połowę jego mieszkańców. Travis i Jimi są do siebie bardzo podobni. Obaj się bardzo zdenerwowali. Bratanek jest małą kopią Travisa. Mary musi mieć dużo cierpliwości by zapanować nad wszystkim. No i jeszcze powstrzymywać męża. Jest narwany jak mało kto.
Logan coś ukrywa. Już sama nie wiem co myśleć. Wydaje mi się, że on ma coś wspólnego z tym wypadkiem. Nie lubi tematu śmierci Thompsonów. Jak nic jest w to zamieszany. Zastanawiam się tylko jaki miał w tym udział. Chyba to on kierował samochodem, bo był wtedy pijany.
Odcinki jak zawsze świetne czekam na następne. |
|
Powrót do góry |
|
|
bara2412 Idol
Dołączył: 08 Lut 2008 Posty: 1457 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 23:11:44 01-03-09 Temat postu: |
|
|
nieźle! Travis się nieźle zdenerwował! miał rację. też bym tak postąpiła. to jego brat. a dzieciom obiecał
a dzień zapowiadał się tak miło dla naszego małżeństwa.
też myslalam, że to Logan, ale Meg może miec rację. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|