|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Airam. Idol
Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 1497 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Piekła xd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:55:45 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Bosko, fajniutki rozdział
znikam choć chętnie bym jeszcze poczytała, szkoda, ze nie mam czasu
besos, i mam nadzieje, że jutro też bedą jakies odcinki |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 21:57:24 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 45
Mary nie zaznała spokoju przez całą noc. Najlżejszy szelest, szum wiatru za oknem czy pohukiwanie sowy przelatującej przez tarczę księżyca sprawiał, że biegła do okna, wyglądała i czekała na Travisa.
O śnie nie było mowy. Za każdym razem, gdy starała się zapomnieć o swych troskach, widziała oczami duszy męża i jego przyjaciół pędzących konno przez pola. Wyobraźnia podsuwała jej niezliczone grożące im niebezpieczeństwa. Niepokoiła się na myśl o karach, które władze federalne i stanowe nakładały na każdego, kto z premedytacją zabił zwierzę będące pod ochroną. W stanie Montana pozostało niespełna 1700 wilków, a Urząd Ochrony Zwierząt brał sobie do serca dobro podopiecznych. Travis doskonale o tym wiedział, inni ranczerzy też, a mimo to postanowili zlekceważyć zakazy i wziąć sprawę w swoje ręce.
Mary siedziała po ciemku w kuchni, dręczona obawami, kiedy wszedł Jim. Na jej widok zatrzymał się.
- Jeszcze nie wrócił?
Mary potrząsnęła głową.
- Boję się o niego, Jim. Wszystko może się zdarzyć.
- Nic mu nie będzie.
Mary dławił lęk. W takich chwilach była pewna, że zupełnie się nie nadaje na żonę ranczera. Inne kobiety nie wpadały w panikę, gdy mężów nie było w domu; wierzyły, że ich mężczyźni zdołają pokonać każdą przeszkodę. Mary nie wątpiła w zaradność Travisa. Trwożył ją wilk. Ta podstępna bestia przechytrzyła władze federalne i stanowe, i wodziła za nos najlepszego naganiacza z trzech stanów, a także wszystkich ranczerów w promieniu stu mil. Mary nie wiedziała, czego zamierzają dokonać Travis i jego przyjaciele, ale tak czy owak perspektywy nie przedstawiały się zbyt obiecująco.
- Obudź lepiej Scotty’ego, żeby się nie spóźnił do szkoły - zwróciła się Mary do Jima, wstając z krzesła. Podeszła do stołu pod ścianą, nie wiedząc, po co to robi.
Chłopiec zawahał się.
- Dasz sobie radę sama?
Łzy napłynęły Mary do oczu. Przyciągnęła do siebie Jima i mocno przytuliła. Chłopak był w tym wieku, gdy jako zbyt „dorosły” protestował przeciwko wszelkim objawom czułości ze strony rodziny, ale Mary nie zważała w tej chwili na to. Pragnęła okazać mu swą wdzięczność, a ponieważ dusił ją płacz, nie mogła mówić.
- Chcesz, żebym kogoś sprowadził? - spytał Jim łagodnie, poklepując Mary po plecach. - Pani Morgan chętnie przyjdzie tu i posiedzi z tobą. Była dla nas naprawdę dobra, a ciebie polubiła.
- Nie... dam sobie świetnie radę. - Mary wypuściła go z objęć. Jim wyglądał na zadowolonego, że się wyswobodził. - Musiałam się do ciebie przytulić - szepnęła.
- Nie ma sprawy. Kobieta potrzebuje od czasu do czasu męskiej opieki. - Powiedział to tak dorośle i taki był przy tym podobny do Travisa, że Mary musiała się hamować z całej siły, by znów go nie objąć.
Po kilku minutach do kuchni wpadł Scotty we flanelowej piżamce. Położył się widocznie z mokrą głową, bo włosy dziwacznie mu sterczały, zwłaszcza z boku.
- Gdzie wujek?
- Nie wrócił jeszcze do domu, ale nie ma powodu do obaw.
Scotty milczał przez dłuższą chwilę.
- Tak właśnie było z mamusią i tatusiem - szepnął łamiącym się głosem. - Nie wracali i nie wracali. Dziewczyna, która nas pilnowała, zaczęła się denerwować i zadzwoniła do swojej mamy, a potem... potem przyszedł szeryf...
- Wujek Travis na pewno wróci, kochanie. Nie bój się.
- Ale nie było go w domu... - Głosik Scotty’ego wyraźnie drżał - ...przez calutką noc.
Z pokoju Beth Ann dobiegło pojękiwanie.
- Zrobiła siusiu do łóżka - szepnął Scotty. - Zawsze tak jojczy, kiedy jej się to przydarzy.
Scotty miał rację. Mary zdumiewała się, jak błyskawicznie udziela się dzieciom napięcie dorosłych. Przez cały wieczór starała się ukryć swój niepokój, ale bez powodzenia. Miała nadzieję, że Travis wróci na kolację; gdy się nie zjawił, próbowała zbagatelizować sprawę. Widocznie straciła swe zdolności aktorskie.
Nieobecność Travisa trwała już ponad dobę. Choć Mary nie przyglądała się przygotowaniom męża do drogi, wiedziała, że w jukach niewiele się zmieści. Travis był teraz pewnie wygłodniały, zziębnięty, zdesperowany.
Mary stała przy kuchni, apatycznie mieszając owsiankę, gdy odezwał się telefon. Dzieci spojrzały na nią oczami pełnymi lęku. Mary sięgnęła po słuchawkę i modliła się w duchu ze wszystkich sił, żeby to była jakaś dobra wiadomość o mężu.
- Mary, to ja, Travis.
- To ty! - zawołała i wszyscy czworo odetchnęli z ulgą. - Gdzie jesteś?
- W więzieniu. Słuchaj...
- W więzieniu?! - zawołała Mary. - Na miłość boską, co tam robisz?
- Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Mam prawo tylko do jednej rozmowy telefonicznej, a szeryf Tucker stoi mi nad karkiem jak kat. Słuchaj, musisz zapłacić za mnie kaucję.
- Kaucję?
- Nie przejmuj się tak, złotko. Siedziałem już nieraz w wiezieniu.
- Nic mi o tym nie wspomniałeś przed ślubem.
- Bo nie pytałaś. - Travis był wyraźnie ubawiony jej niepokojem.
- Nic ci się nie stało? - Mary miała kolana jak z waty, tak raptownie ogarnęło ją uczucie ulgi.
- Poza tym, że umieram z głodu, przemarzłem do szpiku kości i miałem cholernego pecha, wszystko w porządku.
- Naprawdę?
Travis zniżył głos.
- Naprawdę doskonale się czuję, tylko...
- Tylko co? - Mary słyszała niepokój we własnym głosie.
- Stęskniłem się za tobą, jak cholera.
- I... ja za tobą.
- Tak trzymać! - Travis wyraźnie poweselał. - Możesz być pewna, że ci to wynagrodzę. A teraz pospiesz się, zanim Tucker walnie mnie w łeb tym tomiskiem!
Travis czuł się wspaniale. Wprost cudownie, cholera! Wilk nie stanowił już problemu dzięki tropicielskim talentom Larry’ego i dzięki szczęściu, które im dopisało.
Szkoda, że potem karta się odwróciła, ale ogólnie rzecz biorąc, raczej się nie skarżył. Dopadli wilka, sami się z nim załatwili i z całym ceremoniałem zataszczyli bestię do siedziby Urzędu Ochrony Zwierząt. Jego szef wcale nie był uradowany ani nie podziwiał ich zręczności. Prawdę mówiąc, był wściekły. Pięć minut po ich przybyciu zadzwonił do szeryfa i kazał aresztować wszystkich trzech. Travis, podobnie jak Larry i Rob, wiedział, na co się naraża: mogli im wlepić potężną grzywnę. Liczył jednak na to, że obiektywny sędzia spojrzy na sprawę także z ich punktu widzenia. To była teraz ich jedyna nadzieja. Wszyscy trzej od początku wiedzieli, na co się narażają.
- Biedaczysko! - powitał wracającego od telefonu Travisa Larry, który leżał na dolnej pryczy. Położył się na wznak z rękami pod głową. - Miał tylko jedną rozmowę i założę się, że zadzwonił do swojej kobitki. Trzeba się opowiadać w domu, jak człowiek się ożenił, nie?
Travis coś burknął, ale nie dał się sprowokować.
- Ja tam - mówił Larry tonem wyższości - nie będę tracił czasu na to, żeby się tłumaczyć przed żoną. O nie! Ja dzwonię do adwokata! On mnie stąd wyciągnie raz dwa. A Travis będzie tu kiblował, wiercąc młynka palcami, zanim Mary zdecyduje się mu wybaczyć.
Szeryf Tucker wywołał następnie Roba. Ten poszedł do telefonu i wrócił z kwaśną miną.
- Coś nie tak? - dopytywał się Larry.
Rob potrząsnął głową.
- Mój adwokat jest dziś rano w sądzie. Jego sekretarka powiedziała, że go zawiadomi, jak tylko wróci do swojej kancelarii, ale pewnie się tam zjawi dopiero późnym popołudniem.
- Mamy tu tkwić aż ten twój najmimorda się zjawi?! - wrzasnął Larry, zrywając się na równe nogi. Widocznie zapomniał o górnej pryczy i uderzył głową w sprężyny. Potok przekleństw skaził powietrze.
- Masz jakieś problemy, Larry? - huknął szeryf, zbliżając się do ich celi.
Wetknął kciuki za pas i zakołysał się na piętach. Travis miał wrażenie, że przedstawiciel prawa doskonale się bawi.
- A jakże. Zmieniłem zdanie. Też skorzystam z telefonu.
- Twoje prawo. - Szeryf otworzył drzwi i poprowadził Larry’ego do przedniej części budynku, skąd mógł zatelefonować.
Nie minęły dwie minuty, a Larry był już z powrotem.
- Do kogo dzwoniłeś? - chciał się koniecznie dowiedzieć Rob.
- Do Logana Andersena. Może to nowy gość w Grandview, ale jest przynajmniej pod ręką..
- Dobry jest?
- Skąd mam wiedzieć?! Chcę tylko, żeby mnie stąd wyciągnął. Nie wiem jak z wami, ale mnie by się przydało coś gorącego na ząb, i kąpiel.
- I Andersen zaraz tu będzie? - dopytywał się Rob.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?
- Rozmawiałem z sekretarką - przyznał się Larry. - Facet jeszcze się nie zjawił w swoim biurze.
- Dziesiąta rano, a on się jeszcze nie pofatygował?! O rany, ależ ci miastowi cwaniacy dbając siebie! Pewnie nadal wyleguje się w łóżku.
- Chętnie bym się z nim zamienił - mruknął Larry, opadając na dolną pryczę. - Zwłaszcza jeśli Tilly Lawrence tak by się mną zajęła jak nim.
- A co ci powiedziała sekretarka Andersena?
- Że go skieruje do więzienia, jak się tylko zjawi.
Rob wyciągnął swoje długie nogi i skrzyżował je w kostkach.
- Wygląda na to, że utknęliśmy tu do popołudnia. Bóg raczy wiedzieć, kiedy Mary wyciągnie stąd Travisa.
- Pewnie ci będzie suszyć głowę przez całą drogę do domu.
Travis wzruszył obojętnie ramionami.
- I przez trzy dni nie wpuści go do łóżka - dorzucił Larry.
Obaj z Robem roześmiali się głośno; najwidoczniej uważali, że Travis na to zasłużył.
- Biedaczysko! - gruchał Rob.
- Biedaczysko! - wtórował mu Larry.
- Travis Thompson! - Drzwi się otworzyły i szeryf wkroczył do aresztu. - Przyjechała twoja żona. Złożyła za ciebie kaucję.
Rob i Larry przestali się śmiać. Zaskoczeni, w grobowym milczeniu przyglądali się, nie wierząc własnym oczom, jak szeryf wyciąga klucz i otwiera ich celę. Gdy tylko Travis zbliżył się do drzwi, wbiegła Mary i rzuciła mu się w objęcia.
Oplótłszy ramionami szyję męża obsypała jego twarz pocałunkami. Travis czuł słony smak jej łez i zrozumiał, że żona szalała z niepokoju. Żałował, że ją na to naraził, ale nie mógł w żaden sposób skontaktować się z nią. Objąwszy ramieniem smukłą talię Mary, uniósł ją w górę. Czule odgarnęła mu włosy z czoła i spojrzała w oczy nie kryjąc uczuć.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Teraz już tak - odparła i pocałowała go jeszcze raz. Uniosła głowę i nagle uświadomiła sobie, że nie są sami. - Twoi przyjaciele! - szepnęła i pozdrowiła skinieniem głowy Larry’ego i Roba.
Travis odwrócił się i zobaczył swoich wspólników po drugiej stronie kraty. Obejmowali dłońmi pręty; na ich twarzach widniała zazdrość, gdy spoglądali na towarzysza, który wydostał się już na wolność.
- Powinnam była i za nich zapłacić kaucję? - spytała szeptem Mary.
- Nie - odparł Travis, uśmiechając się szeroko do przyjaciół. - Oni już się porozumieli ze swoimi adwokatami. Prawda, chłopaki? - wypuścił Mary z objęć, ale nadal chciał ją czuć tuż przy sobie, więc otoczył ją ramieniem i przytulił do swego boku. Już mieli opuścić więzienie, gdy Travis nagle zawrócił, jakby sobie o czymś przypomniał. Uśmiechnął się do kolegów.
- Do zobaczenia, chłopaki!
- Do zobaczenia - burknął Larry.
Travis omal mu się w nos nie roześmiał. Chyba dużo wody upłynie, zanim któryś z kumpli zacznie się znów litować nad jego smutnym losem! |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:17:36 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Dziewczyno jesteś genialna Przeczytałam, ale potem jakoś dogłębniej skomentuje Bo na mnie dziwnie informatyk patrzy, że zamiast uwarznie słuchać co on do mnie mówi to ja na forum siedze i coś czytam !!
Chyba uznał mnie za niepoważną |
|
Powrót do góry |
|
|
bronislawa Debiutant
Dołączył: 25 Kwi 2007 Posty: 89 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:18:44 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Ajjj jak fajnie .....Travis w koncu utarl nosa kolezkom
Coraz bardziej podoba mi sie postawa Jima . Jak niema travisa staje sie panem i wspiera Mary .Napewno jak kocha tylko nie ukazuje jej zapewne boi sie .
Dziekuje za odcinek ::* |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:27:26 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 46
Travis nie pamiętał, kiedy równie go ucieszył powrót do „Trzech T”. Gdy weszli do domu, chwycił Mary w pół i przygarnął do siebie. Żeby nie wiem jak często tulił ją i całował, nigdy nie miał tego dosyć.
- Wygląda na to, że mam do odrobienia całe dwie noce kochania!
- Travis!
- No co? Strasznie cię pragnę, dziewczyno! Nie zaczniesz się chyba ze mną sprzeczać?
- W biały dzień?! - protestowała Mary, ale Travis zauważył, że robi to bez przekonania i podsuwa mu usta do pocałunku.
Słodki Boże, ależ on kochał jej usta! Nigdy przedtem nie całował kobiety tak ciepłej i pełnej miłości jak Mary. I z pewnością żadna tak na niego nie działała! Kochał jej bezbronność. Jej miękkie, wilgotne pocałunki doprowadzały go do szaleństwa.
Nie przerywając pocałunku, Travis zdjął z żony płaszcz. Jego ręce powędrowały do jej piersi i aż jęknął, czując jak wyprężyły się brodawki.
- Nie jesteś głodny? - spytała Mary bez tchu.
Travis skinął głową.
- Nasycisz mnie, prawda?
- Przemarzłeś!
Znowu przytaknął.
- Ogrzejesz mnie, prawda?
- Travis!
- Tak, to właśnie ja.
- Wykąp się, a ja zrobię ci śniadanie. Jak zjesz, pogadamy o nadrabianiu zaległości.
Travis jęknął, ale czuł, że żona ma rację.
- Stawiasz twarde warunki, moja pani.
Nie musieli biec pędem do łóżka: mieli prawie cały dzień dla siebie. A poza tym pewnie cuchnął jak owcze łajno.
- Wezmę prysznic - oświadczył, wypuszczając Mary niechętnie z objęć. - Ale zaraz wracam!
Skinęła głową. Rozstawali się, jakby rozdzieliła ich wojenna zawierucha.
- Zrobię ci śniadanie.
- Umieram z głodu, więc przyszykuj sporo.
- Ma się rozumieć - zapewniła.
Nie było powodu, by spieszyć się z prysznicem, ale Travisowi szkoda było każdej minuty, którą mógł spędzić w towarzystwie żony. Przyłapał się na tym, że wyśpiewuje głupiutką kowbojską piosenkę, której nauczył się w młodości. Humor jeszcze mu się poprawił, gdy wyszedłszy spod gorącego prysznica poczuł smakowite zapachy dolatujące z kuchni. Kiełbasa, jajka i naleśniki. Był taki głodny, że zjadłby konia z kopytami.
Gdy tylko się pożywi, zaraz zabierze Mary do łóżka! Przyrzekł to sobie święcie. Wobec tego nie warto się ubierać. Owinął dla przyzwoitości biodra ręcznikiem i ustroił się w buty i w kapelusz.
Miał nadzieję, że to przebranie rozweseli Mary.
- Ach, żoneczko! - zawołał uwodzicielsko śpiewnym głosem, zmierzając do kuchni.
- Travis...
- Już idę, cukiereczku! - Z rękami na biodrach wkroczył do kuchni uśmiechając się od ucha do ucha.
I wrósł w ziemię.
- Dzień dobry, Travis! - powitała go serdecznie Klara Morgan. Koci uśmieszek czaił się w kącikach jej ust. - Pomyślałam, że wpadnę upewnić się, że nic ci się nie stało. I widzę, że jesteś doprawdy w świetnej formie.
Travis poczuł w żyłach zamiast gorącej krwi stęchłą wodę. Zerknął na Mary w nadziei, że wybawi go z kłopotliwej sytuacji. Oczywiście, musiał zrobić z siebie durnia akurat w obecności dawnej nauczycielki! Jutro rano wieść o tym, że paraduje po domu w przepasce na biodrach, w kapeluszu i w butach obiegnie całe miasto. Panie z Koła Misyjnego gotowe jeszcze modlić się w jego intencji na swym następnym spotkaniu!
- Jak to miło, że nas pani odwiedziła - odezwała się Mary, próbując bezskutecznie zamaskować śmiech kaszlem.
- Travis, wygląda na to, że wyszedłeś cało z tej przygody.
Skinął głową. Tak zacisnął szczęki, że aż zęby go rozbolały. Schwycił mocno za ręcznik z tyłu, żeby zapobiec dalszej kompromitacji.
- To ja już sobie pójdę - oznajmiła pani Morgan pogodnie. - Spotkamy się w niedzielę w kościele, prawda, Travis?
Travis zmarszczył brwi. To był najbezczelniejszy szantaż, o jakim kiedykolwiek słyszał! Nie pozwoli w tak rażący sposób ograniczać swojej wolności! Towarzyszył Mary do kościoła w pierwszą niedzielę po ślubie, ale nie miał zamiaru przesadzać z pobożnością!
- Więc zobaczymy się, czy nie? - nie ustępowała Klara Morgan.
Ten babsztyl nic się nie zmienił od szkolnych czasów! - pomyślał ponuro Travis. Wtedy tak samo ich tyranizowała.
- Przyjdę - mruknął pod nosem.
- Byłam tego pewna. A teraz uciekam. Nie chcę przeszkadzać w waszym... powitaniu.
- Bardzo jestem wdzięczna, że zastąpiła mnie pani dziś rano przy dzieciach - mówiła Mary, odprowadzając gościa do drzwi.
- Chętnie cię wyręczę, Mary, kiedy tylko zechcesz.
Była to kolejna zatruta strzała wymierzona w Travisa: babsko mściło się za to, że nie chciał przyjąć od niej pomocy zaraz po przybyciu dzieci na ranczo. Travis zauważył, że pani Morgan świetnie się bawi - i to jego kosztem! Pomachała im ręką i wyszła, coś sobie wesolutko podśpiewując.
- Mogłaś mnie uprzedzić! - burknął Travis, gdy tylko za starszą panią drzwi się zamknęły.
- Nie było jak... skąd zresztą mogłam wiedzieć, że zjawisz się... w takim stroju?
- Śmiej się, śmiej!
- Och, kochany, jak ty uroczo wyglądasz!
Travis warknął:
- Zapłacisz mi za to, słodka żoneczko, i to drogo!
Z premedytacją zgubił ręcznik i rzucił się w pogoń za Mary.
Pisnęła z uciechy i wzięła nogi za pas. Travis nie wiedział, czy przypadkiem, czy naumyślnie trafili do sypialni. Zorientował się jednak, że był to pokój najodpowiedniejszy do tego, co zamierzał uczynić.
Mary nuciła coś cichutko, zdzierając stare tapety ze ścian pokoiku Beth Ann. Pogoda była okropna i Travis od lunchu tkwił w domu. Najpierw wymienił olej w swoim wozie, ale po kawie w ogóle nie wychodził na dwór.
Zanim się Mary spostrzegła, już pracował razem z nią. Była rada z jego towarzystwa; rzadko im się zdarzało takie sam na sam. W dodatku mąż był od niej o wiele silniejszy i lepiej umiał się obchodzić z narzędziami, toteż zrywał tapety dwa razy szybciej niż ona.
Najwyraźniej jednak praca ta sprawiała Travisowi - mimo jego siły - tyle samo trudności co Mary. Raz po raz przeklinał mocnym słowem oporną tapetę.
Beth Ann była zachwycona perspektywą „nowej” sypialni. Chłopcy udawali lekceważenie, ale zgodzili się chętnie, gdy Mary zaproponowała, że odnowi także ich pokój. Zwłaszcza Scotty zapalił się do tapety w samolociki.
- Mary!
Travis zaklął. Tym razem żona wyczuła w jego głosie złość. Upuścił trzymane w ręku narzędzie i raptownie się odwrócił.
- Co się stało?
Travis trzymał się za kciuk omotany białą chustką. Krew zdążyła się już przez nią przesączyć.
- Skaleczyłeś się! - Mary natychmiast się zatroskała. - Jak to się mogło stać?
- Nic mi nie jest - odparł ze spojrzeniem wyraźnie mówiącym, że cierpi straszliwie. - Może dasz mi buziaka, żeby nie bolało?...
Mary zignorowała przekomarzanki i pociągnęła męża za łokieć do łazienki. Travis miał wyraźnie ochotę, by go opatrzyła w sypialni, ale popchnęła go energicznie we właściwym kierunku. Oparłszy dłonie na ramionach męża, zmusiła go, by siadł na brzegu wanny, i ostrożnie odwijała prowizoryczny bandaż.
Travis stracił do niej cierpliwość: schwycił żonę wpół i posadził na kolanach.
- Już ci mówiłem, że to nic wielkiego.
- Sama sprawdzę - odparła cierpko.
Nie pozwoli mu na udawanie bohatera! Stracił dość dużo krwi, z pewnością przyda mu się pomoc medyczna.
- Jak będziesz mnie całować do utraty zmysłów, to zapomnę o bólu. - Travis wetknął zdrową rękę pod bluzkę żony i objął jej pierś.
- Travis, przestań w tej chwili!
- Co mam przestać?
- Dobrze wiesz!
- O tym mówisz? - Powiódł kciukiem po sutku, a zdradzieckie ciało Mary natychmiast zareagowało na pieszczotę.
- Słuchaj, Travis! - burknęła z udaną irytacją, oglądając poszkodowany kciuk. - Tego skaleczenia w ogóle nie widać!
- Mówiłem ci, że nie ma się czym przejmować. - Chwycił ją zębami za ucho i zaczął je obgryzać.
- A krew?
- To po dawniejszym skaleczeniu. Naprawiałem pikapa. Wiesz, o czym teraz myślę?
Nie mogła mieć co do tego żadnej wątpliwości.
- Travis, co w ciebie wstąpiło?!
Ten facet był nienasycony! Mary bardzo się cieszyła z kochającego męża, ale istniały jednak pewne granice... - Dzieci!
- Kiedy wracają ze szkoły?
- Za godzinę.
- Ach! - szepnął uradowany. - To mamy sporo czasu.
- Ale...
- Następnym razem, jak pojedziesz do miasta - powiedział, przyciągając bliżej głowę żony i sięgając zgłodniałymi ustami do jej ust - masz sobie kupić staniki odpinane z przodu. Zrozumiano?
- Ale... - Kciuk Travisa muskał pierś, a ta napięła się jeszcze bardziej. - Dobrze - zgodziła się Mary, wiedząc, że mąż szybko by się rozprawił z wszelkimi jej obiekcjami.
W oddali zadźwięczał telefon. Zbyt daleko, by się nim przejmować.
- Powinnam chyba odebrać... - zauważyła Mary.
- Niech sobie dzwoni.
- Słuchaj, Travis... może to coś ważnego?...
- A ja nie jestem ważny?
- Tak, ale możesz poczekać chwilę, prawda?
Wypuścił ją z objęć, bardzo niezadowolony. Mary z uśmiechem sięgnęła po słuchawkę. Sama się dziwiła, że jest w stanie mówić całkiem wyraźnie.
- Pani Thompson, tu Moon, dyrektor szkoły.
Serce Mary zaczęło bić szybko.
- Beth Ann?...
- Żadne z dzieci nie miało wypadku. Bardzo przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć.
Dyrektor usprawiedliwiał się, ale jakoś niezbyt gorliwie.
- Czy są jakieś problemy z naszymi dziećmi?
- Obawiam się, że tak - odparł dyrektor. - Musicie przyjechać do szkoły, pani albo mąż. Jim został przyłapany na kradzieży.
- Jim nigdy by czegoś podobnego nie zrobił! - oburzyła się Mary.
- Nauczycielka schwytała go na przeszukiwaniu jej torebki. Jim nie zaprzeczył.
Mary zasłoniła oczy ręką. Chciała zatrzeć wspomnienie z dzisiejszego ranka: Jim był naburmuszony i zły. Odwalił swe obowiązki byle jak, ale Mary ukryła to przed Travisem. Postąpiła źle; wiedziała, że nie powinna kryć przewinień chłopca, ale chciała utrzymać spokój w domu za wszelką cenę.
- Co się stało? - spytał Travis, gdy żona powoli odłożyła słuchawkę na widełki. Mary nie odwróciła się do niego; usiłowała zebrać myśli. - Telefonowali ze szkoły.
- Coś z Jimem?
Skinęła głową.
- Jest karnie zawieszony.
- Za co?
Mary nie podnosiła oczu i potrząsała głową.
- Gadaj! - ryknął Travis.
Przed chwilą szeptał jej pieszczotliwe słówka... a teraz wrzeszczał na nią.
- Przyłapano go na kradzieży pieniędzy z torby nauczycielki.
Mary zaskoczył spokój, z jakim Travis przyjął tę wiadomość.
- Czy dyrektor wezwał policję?
- Nic mi o tym nie wspominał... Chyba nie.
- Szkoda. Sąd dla nieletnich mógłby być dla Jima zbawienną nauczką.
Napięcie pomiędzy Travisem a najstarszym bratankiem ani trochę nie malało; po tym incydencie z pewnością jeszcze wzrośnie.
- Mówisz o dwunastoletnim chłopcu, to jeszcze dziecko! - przypomniała mężowi Mary.
- Mówię o złodzieju! - warknął Travis.
Ruszył ku drzwiom. Chwycił kurtkę i kapelusz.
- Jadę z tobą! - Mary sięgnęła po palto i torebkę rada, że Travis nie protestuje. |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:27:29 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Powinnam wspomnieć jeszcze iż liczę, że jeszcze dziś pojawi się jakiś odcinek
Pozdrawiam kochana :*:*:* |
|
Powrót do góry |
|
|
Sylwia1425 Wstawiony
Dołączył: 31 Gru 2008 Posty: 4845 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:29:49 02-03-09 Temat postu: |
|
|
chciałam Cie przeprosić ,że mało komentuje ,ale nie nadażam ....
przyszłam wieczorem i zaczelam czytać patrze o jeszcze został mi 1 zdażyłam przeczytać a pojawia sie kolejny i tak cały czas
ale to bardzo dobrze
ciesze sie ,że Mary dała mu ultimatum co do granicy.... wkońcu zrozumiała ze jest wykozystana..... jak faceci sa od nas zależni powiedziła tylko łóżko a on odrazu zmienił zdanie
cieszyłam sie ,ze mu nie uległa ale jeszcze fajniejsze było ,ze sie pogodzili.... kolegom w wiezieniu pewnie minka zrzedła patrząć na zakochane małżeństo |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:38:28 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Zostało mi jeszcze tylko 6 odcinków |
|
Powrót do góry |
|
|
Sylwia1425 Wstawiony
Dołączył: 31 Gru 2008 Posty: 4845 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:45:17 02-03-09 Temat postu: |
|
|
jak to to ty masz ustalona ilosć? i dajesz tak szybko odcinki ,żeby szybciej skończyć? |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:45:58 02-03-09 Temat postu: |
|
|
To może dopiszesz jeszcze parę odcinków |
|
Powrót do góry |
|
|
bronislawa Debiutant
Dołączył: 25 Kwi 2007 Posty: 89 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:46:11 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Co wstapilo w Travisa ....caly czas mysli tylko o jednym... Dobrze ze Mary sie nie wystraszyla ...
Zastanawia mnie dlaczego Jim wszystko robi na zlosc
czekam na kolejny wiem ze zapewne masz juz mnie dosc ale naprawde podoba mi sie twoj styl pisania |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:47:37 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Sylwia1425 napisał: | jak to to ty masz ustalona ilosć? i dajesz tak szybko odcinki ,żeby szybciej skończyć? |
Nie tyle ustaloną ilość, co po prostu już ją zakończyłam, a to jak szybko daje odcinki mnie nie robi żadnej różnicy:) |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:50:22 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Szybkość dodawania odcinków jest cudowna !!
Ja bym mogła godzinami czytać twoje telki, zwłaszcza tą |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:51:41 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 47
Logan zajął miejsce przy stoliku „U Marty” i czekał. Tilly obserwowała go kątem oka. Czekał cierpliwie, aż przyniesie mu menu i szklankę wody z takim jak zawsze ciepłym, radosnym uśmiechem.
Teraz już tak nie będzie.
Decyzja zerwania z Loganem była jedną z najboleśniejszych w jej życiu. Nie zmieni swego postanowienia! Takie odgrzewanki były zawsze cholernie ryzykowne.
Trudno przypuszczać, że Logan łatwo się pogodzi z jej decyzją. Przysięgał, że nie był sprawcą wypadku, w którym zginęli Thompsonowie.
Ponieważ Tilly rozpaczliwie pragnęła mu wierzyć, ogarnęły ją wątpliwości. To był jej błąd, ale nie popełni następnych! Logan telefonował do niej dwukrotnie, ale Tilly tak nastawiła automatyczna sekretarkę, że „odsiała” wiadomości od niego. Chyba się zorientował, bo przestał dzwonić. Tilly powinna się jednak domyślić, że nie będzie ułatwiał jej rozstania.
Wetknęła menu pod pachę i zaniosła szklankę wody do jego stolika. Wyciągnęła mały zielony bloczek z kieszeni fartucha.
- Co podać?
- Witaj, Tilly.
- Mam wymienić, co zakład dziś specjalnie poleca?
- Możemy porozmawiać? - spytał Logan.
- Chyba widać, że jestem zajęta.
- Nie teraz. Później, gdy będziesz wolna.
- Dziękuję, nie skorzystam.
- Nie wierzysz mi, prawda? - spytał Logan pełnym napięcia głosem, po raz pierwszy okazując zniecierpliwienie. - Widać to, że cię kocham od wielu miesięcy, nic dla ciebie nie znaczy.
- W tym miesiącu polecamy specjalnie zapiekankę z dyni. Mamy także lody dyniowe. Podać na spróbowanie?
- Z przyjemnością bym cię udusił! Nikt jeszcze nie doprowadził mnie do takiego stanu!
Tilly poczuła, że cała krew odpływa jej z twarzy.
- Nie bierz tego dosłownie! Do jasnej cholery, Tilly, jestem przez ciebie skołowany, nie wiem, co robić!
Twarz Logana była ściągnięta bólem. Ten widok sprawiał ból również Tilly. Oczy Logana żebrały u niej litości, mówiły, jak bardzo jest nieszczęśliwy. Ona też cierpiała. Nękała ją także obawa, że dobrowolnie wyrzekła się największego skarbu, jaki wpadł jej w ręce.
- Nie wiem, co powiedzieć, jak cię przekonać, że mówię prawdę. - Męka w głosie Logana omal nie zachwiała postanowieniem Tilly.
Nie chciała dłużej go słuchać, bojąc się, że zmieni swą decyzję. Odwróciła się, by odejść, ale Logan schwycił ją za ramię i przytrzymał.
- Wysłuchaj mnie! Ten jeden, ostatni raz. Nie proszę o nic więcej. Zrobisz to dla mnie?
Nie mogąc wymówić słowa, skinęła głową.
- Nie mam do ciebie żalu, że uważasz mnie za winnego. Sam pewnie wyciągnąłbym identyczne wnioski. Powtórzę to jeszcze raz: nie miałem nic wspólnego z wypadkiem, w którym zginęli Thompsonowie. Wybaczam ci twój brak zaufania do mnie. Chyba wszystko potrafiłbym ci wybaczyć.
To było trudniejsze do zniesienia, niż Tilly się spodziewała.
- Kocham cię, Tilly. Pokochałem cię od pierwszej chwili. Jakżebym pragnął, by sprawy potoczyły się inaczej! Z początku nawet nie chciałaś się ze mną umawiać, pamiętasz? Potem doszłaś do wniosku, że zależy mi tylko na jednym. Dobry Boże, kiedy sobie przypomnę... - Logan urwał i przetarł rękami oczy; potem potrząsnął głową, jakby odpędzał natrętne wspomnienie. - Gdy przybyłem do Grandview, byłem całkiem załamany. Wiesz, rozwód i tak dalej... Wszystko było we mnie obolałe jak wzbierający wrzód. A potem spotkałem ciebie. Byłaś taka przyjacielska i bezinteresowna.
Nigdy mnie o nic nie prosiłaś. Nie mogłem tego pojąć. Nigdy przedtem nie spotkałem kobiety, która by czegoś ode mnie nie żądała. Byłaś jak ożywczy powiew. Wydawało mi się to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
Z Tilly sprawy przedstawiały się podobnie. Gdy ujrzała Logana po raz pierwszy, była przerażona i wyczerpana. Potrzebowali siebie nawzajem - i to właśnie zbliżyło ich do siebie.
- A seks?... Dobry Boże, nawet nie przypuszczałem, że może być tak cudowny! Zanim rozstaliśmy się ostatecznie, Kathe odarła mnie z dumy, z godności osobistej, z wiary we własną męskość. Zanim cię spotkałem, pogodziłem się z myślą, że już nigdy nie zdołam... wiesz... zadowolić żadnej kobiety w łóżku.
Tilly spojrzała na niego kompletnie zaskoczona.
- Ależ...
- Wiem - odparł z niepewnym uśmiechem. - Z tobą było inaczej. Zawsze było wspaniale, bo sprawiałaś, że tak właśnie czułem się przy tobie. Ale wydawało się, że jedynie to będzie nas zawsze łączyło. Nigdy nie zamierzałem uciąć sobie z tobą romansu na boku. Chciałem spotykać się z tobą jak z każdą kobietą, która by mi się spodobała. Chciałem chodzić z tobą do restauracji i do kina albo oglądać wspólnie nocne atrakcje Miles City. Jestem z ciebie dumny, Tilly, i zawsze byłem. Nigdy nie chciałem kryć się z naszą miłością po kątach.
Ostatnio uświadomiłem sobie, co zaważyło na naszych stosunkach. Mężczyźni nie mieli ci dotąd nic do zaoferowania oprócz seksu. Żaden nawet się nie domyślił, jaką jesteś kobietą: dobrą i wspaniałą. Popełniłaś błąd, sądząc, że jestem taki jak inni. Dałbym nie wiem co, żeby zrozumieć to wcześniej. Teraz już za późno. - Sięgnął do kieszeni marynarki i na pokrytym spłowiałym plastikiem blacie stołu położył aksamitne pudełeczko od jubilera.
Tilly przez dłuższą chwilę nie była w stanie oddychać.
- Zrób z tym pierścionkiem, co chcesz, Tilly. Należy do ciebie bez względu na to, jaką podejmiesz decyzję. Jeśli go sprzedasz, zrozumiem to. Jeśli wetkniesz go do jakiejś szuflady, niech i tak będzie. Ale jeśli zobaczę go na twoim palcu, będę wiedział.
Tilly wpatrywała się w aksamitne pudełeczko jak urzeczona. Nigdy nie posiadała prawdziwej biżuterii i widywała ją najwyżej w lombardzie.
- O czym będziesz wiedział?
- Że zgodziłaś się zostać moją żoną.
- Twoją żoną?! - Ze wszystkich mężczyzn, którzy z nią spali, ze wszystkich, których kochała, żaden nie zaproponował jej małżeństwa - chyba po pijanemu.
- Nie przyszedłem tu, by coś zjeść - powiedział Logan, oddając jej menu. Wzięła je w zdrętwiałe palce. - Przyszedłem, bo cię kocham. Chcę razem z tobą iść przez życie. Marzę o tym, że będziemy mieli kiedyś dzieci. Jeśli ty również tego pragniesz, daj mi znać.
Tilly nadal wpatrywała się w pudełko z pierścionkiem.
- Nie musisz kupować mego milczenia. Już ci mówiłam, że nikomu nic nie powiem, i dotrzymam słowa.
Nagły ból, który dostrzegła w jego oczach, był tak wielki i przejmujący, że Tilly odczuła go we własnym sercu. Pragnęła cofnąć wypowiedziane słowa, ale nie mogła tego zrobić. Spostrzegła, że w Leganie kipi straszliwy, choć powstrzymywany gniew. Ciało mu zesztywniało, oczy sypały iskry.
- Nie mogę cię zmusić, byś mi uwierzyła, ale - na Boga! - nie obrażaj mnie! Jeśli chcesz odrzucić z pogardą moje oświadczyny, proszę bardzo, ale nie nurzaj w błocie moich uczuć do ciebie.
- Cóż innego mogłam pomyśleć? - spytała gniewnie.
- Nie wiem, Tilly. Przysięgam na Boga, że nie wiem. Może to, że raz w życiu spotkałaś mężczyznę, który szczerze cię kocha? Czy naprawdę nie wierzysz, że znalazłaś człowieka pragnącego czegoś więcej niż niezobowiązujących igraszek za zamkniętymi drzwiami? A, rozumiem - powiedział z gryzącą ironią. - Jeśli to coś poważniejszego niż tani romansik, to wolisz się nie angażować? Pomyśl, czego naprawdę chcesz, Tilly! Dobrze to sobie przemyśl, bo drugi raz już cię nie poproszę.
Logan podniósł się tak raptownie, jakby nie mógł doczekać się chwili rozstania, i wielkimi krokami przeszedł przez salę do wyjścia. Ani razu się nie obejrzał.
Tilly nie wiedziała, co robić. Wzięła do ręki pudełeczko i powoli, prawie ze strachem je otworzyła. Na grubej wyściółce z czarnego aksamitu leżał piękny pierścionek z brylantem. Kamień był lśniący, przejrzysty, bez skazy. Iskrzył się i połyskiwał.
Serce Tilly zaczęło walić na alarm, ale czuła ogromną wewnętrzną pustkę. Pokusa, by wsunąć klejnot na palec, była tak silna, że nagłym ruchem zamknęła pudełko. Wetknęła je do kieszeni i przeleżało tam przez resztę dnia, jakby to był hojny napiwek. W pewnym sensie rzeczywiście tak było.
Logan kupił sobie jej milczenie. |
|
Powrót do góry |
|
|
WhiteAngel Idol
Dołączył: 01 Mar 2008 Posty: 1397 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:52:11 02-03-09 Temat postu: |
|
|
Powinnam coś napisać. Eeeee tylko co? Scena w celi mnie rozbawiła. Dobrze im tak. Niech sobie tam siedzą skoro się z niego śmiali. Mają za swoje. Travis ajć uwielbiam go. Numer z chusteczką bardzo fajny. Tylko szkoda, że telefon im przerwał. Jim. Czyżby specjalnie aby zwrócić na niego uwagę? Czeka ich poważna rozmowa.
Jeszcze 6 odcinków? Mało. Ale opowieść jest rewelacyjna
Pozdrawiam i oczywiście czekam |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|