|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
WhiteAngel Idol
Dołączył: 01 Mar 2008 Posty: 1397 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:38:51 27-02-09 Temat postu: |
|
|
O jejku. Jedyne co mogę powiedzieć to: Zakochałam się w tej historii. Szczerze gratuluje pomysłu i wykonania. Po prostu świetnie, fenomenalnie, idealne, genialne, cudowne i aż słów mi brakuje. Czekam na kolejne odcinki. Tak pisać umiesz tylko i wyłącznie Ty.
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:42:40 27-02-09 Temat postu: |
|
|
Ach super odcinki
Troche sa rozczarowania ale cóz Będzie dobrze Dzieci ja polubiły |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:56:08 27-02-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 10
- Widziałam niedawno w mieście Travisa Thompsona - oznajmiła Hester Johnson tak donośnie, że wszyscy mogli ją usłyszeć. Panie spotkały się w klubie, by jak co tydzień zagrać w bezika.
- Całkiem dobrze radzi sobie z dziećmi - powiedziała Klara Morgan, kładąc karty na stole i sięgając po okulary. Ostatnimi czasy dużo myślała o Travisie. Dzięki swym cotygodniowym wizytom w „Trzech T” była w posiadaniu sensacyjnej informacji, którą nie podzieliła się jeszcze z nikim od rana.
- Gotowam uwierzyć, że robi, co może, ale to o wiele za mało, w porównaniu z tym, co należałoby tym dzieciom zapewnić - odparła z przekąsem Hester. Potasowała karty i podniosła wzrok. - Nie obejdzie się bez czyjejś pomocy, a jest zbyt hardy, by to przyznać.
- Masz mu za złe, że nie chciał przyjąć twoich konfitur z gruszek.
Pewnego pięknego dnia Klara Morgan zamierzała uciąć sobie dłuższą pogawędkę z Travisem Thompsonem. Wykpił dobre intencje Hester Johnson i to się teraz na nim mściło. Święta prawda, że „piekło nie zna straszliwszej furii niż kobieta, której okazano wzgardę!”
Hester mruknęła coś, czego Klara nie dosłyszała, ale wiedziała, że Travis jest cierniem w boku prezeski ich kółka. Hester okazała dobrą wolę i wkrótce po pogrzebie odwiedziła dzieci i Travisa, a ten dosłownie ją wygonił z ranczo. Próbował pozbyć się także i Klary, ale mu się nie powiodło. Uczyła go angielskiego w młodszych klasach szkoły średniej i prędzej by się wyrzekła swej emerytury, niż pozwoliła, żeby jakiś smarkacz jej rozkazywał!
Przez głowę Klary przebiegła myśl: czy też Travis pamięta, że był kiedyś jej wychowankiem? Pierwsze lata szkoły średniej nie przypadały na najłatwiejszy okres jego życia. Teraz też nie było mu łatwo.
Travis jako nastolatek sprawiał duże kłopoty; Klara dobrze to pamiętała. Miał opinię mąciwody i zabijaki, która wlokła się za nim z podstawówki do szkoły średniej. Nauczycielka nie wiedziała dokładnie, co stało się z matką chłopca: czy porzuciła rodzinę, czy też umarła. Tak czy owak ojciec Travisa topił swój smutek w alkoholu. Pani Morgan podziwiała Travisa za to, że opiekował się swoim młodszym bratem, Lee. Szkoda tylko, że nie dbał równie dobrze o siebie samego. Ależ ten chłopak umiał się bić! Nie poddawał się nawet wtedy, gdy dobrze wiedział, że czeka go lanie, i to straszliwe. Klara nie potrafiła zliczyć, ile razy karano go za bójki. Pod koniec szkoły średniej Travis stawał nieraz przed sądem z powodu różnych drobnych wykroczeń. Buszowanie po prywatnym terenie, mazanie sprayem budynku biblioteki czy innego czcigodnego gmachu, ustawiczne dziurawienie opon w wozie szeryfa. Nikt nie miał dla tego chłopaka dobrego słowa, choć jego wybryki trudno byłoby uznać za niewybaczalne grzechy. Ludzi denerwowała przede wszystkim postawa Travisa: zadziorność, wrogość, brak szacunku.
Mogłaby tu coś pomóc odpowiednia dziewczyna, ale Travis nigdy specjalnie się za nimi nie uganiał. Wiele dziewcząt chętnie by przyjęło jego zaloty, bez względu na to, co powiedzieliby rodzice, ale Travis nigdy nie okazywał dziewczynom większego zainteresowania.
Podobnie jak większość mieszkańców Grandview, Klara Morgan odetchnęła z ulgą, gdy Travis zaciągnął się do piechoty morskiej. Służba wojskowa mogła wyjść mu na dobre, zrobić z niego mężczyznę. Z perspektywy lat okazało się, że pobyt w wojsku nie zmienił go aż tak bardzo. Ostatnio
Travis trzymał się na uboczu, a spośród czcigodnych obywateli Grandview niewielu zapomniało mu dawne grzeszki.
Klara nigdy otwarcie nie broniła Travisa. Jakżeby mogła? Sama wielokrotnie traciła przez niego cierpliwość. Zawsze jednak miała dla niego jakieś cieplejsze uczucie z racji jego miłości do młodszego brata i opieki, jaką go otaczał. Gdy pani Morgan dowiedziała się o śmierci Lee, przede wszystkim bolała nad losem Travisa.
- Cóż tak nagle zamilkłaś, Klaro? - odezwała się Hester, wyrywając ją z zamyślenia.
Klara zawahała się; nie wiedziała, czy powinna podzielić się ze swymi przyjaciółkami nowiną, o której powiedziały jej dzieci. Wielka szkoda, że dużo pań z ich koła nie wybaczyło Travisowi brutalności, z jaką odrzucił ich wspaniałomyślną pomoc. Panna Morgan wiedziała, że wszystkie były bardzo poczciwe, ale oburzyła je niewdzięczność Travisa.
Klara miała nad innymi paniami tę przewagę, że nieco lepiej od nich znała Travisa. Zachowywał się jak ranny niedźwiedź, prawda. Ale to ból po śmierci brata sprawiał, że gotów był kąsać każdego, kto się do niego zbliżył. Najwyraźniej uważał, że musi stać na straży reszty swojej rodziny i nie życzył sobie, by ktoś się do nich wtrącał!
- Zdaje się, że Travis się żeni - oznajmiła Klara Morgan i odczekała, aż wieść ta dotrze do wszystkich zebranych. Nie trwało to długo.
- Coś ty powiedziała, Klaro? - huknęła Hester.
- Że Travis Thompson się żeni.
- Travis... żeni się? - powtórzyła Marta Johnson. - Z kim?!
- Z pewnością żadna ze znanych mi kobiet w całym powiecie nie zgodziłaby się wyjść za kogoś takiego! - burknęła Hester. Kiedy po tej złośliwej uwadze zapadła ogólna cisza, Hester dodała, broniąc swego stanowiska: - Oświadczył, że mogę sobie wetknąć gruszkowe konfitury tam, gdzie słońce nie dochodzi!
- Ciiicho, daj mówić Klarze!
Teraz, gdy pani Morgan wzbudziła już ciekawość wszystkich, pożałowała, że w ogóle wspomniała o całej sprawie. Jej towarzyszki i tak niebawem same dowiedziałyby się o wszystkim.
- Podobno jego przyszła żona pochodzi z Luizjany. Travis pojechał do Miles City, by ją powitać na lotnisku.
- Z Luizjany? - wycedziła Hester takim tonem, jakby Klara oznajmiła, iż żona Travisa przybywa z końca świata.
- Zostawiłam im liścik z propozycją, że nasze koło pań zorganizuje dla nich małe przyjęcie po ceremonii ślubnej.
Te słowa tak wszystkich zaskoczyły, że zapadło milczenie. Wreszcie któraś się odezwała:
- Co takiego?!
- Klaro, jak mogłaś? Po tym, jak nas potraktował?!
- Ja w każdym razie nie chcę słyszeć o żadnym przyjęciu - oświadczyła Hester tonem obrażonej niewinności i zacisnęła wargi.
Zjadliwość w jej głosie podziałała na Klarę jak dźgnięcie ostrogi. Zerwała się z krzesła i wyprostowała dumnie. W jej oczach błysnęły wojownicze ogniki. Z trudem panowała nad swoim głosem.
- Ten człowiek zamierza ze względu na dzieci uporządkować swoje życie. Wydaje mi się, że jako jego sąsiadki i chrześcijanki powinnyśmy okazać swą dobrą wolę i pomóc mu w miarę naszych możliwości.
Niektóre panie ruszyło sumienie.
- Klara ma słuszność.
- Być może zgodziła się niechętnie Hester Johnson. - Ten człowiek z pewnością sam nie da sobie rady. Słyszałam niejedno o tym, jak ciężki jest los tych biednych maleństw.
- Dają sobie całkiem nieźle radę, zważywszy na to, co przeszli - odparowała Klara.
Hester nie wyglądała na przekonaną, ale wyraźnie nie chciała się dalej sprzeczać.
- Jak on spotkał tę... kobietę z Luizjany?
- Nie mam pojęcia.
- Musiał przecież coś o niej mówić?
Wszystkie czekały z zapartym tchem na słowa Klary.
- Nie przypominam sobie.
To Scotty oznajmił pani Morgan, że wujek pojechał na lotnisko w Miles City po swą przyszłą żonę. Wiadomość ta była dla Klary takim samym szokiem, jak dla pozostałych członkiń koła.
- Przyjęcie po ceremonii ślubnej będzie najlepszą okazją, by poznać żonę Travisa - uprzytomniła im Klara.
Panie wymieniły znaczące spojrzenia; potem wszystkie kolejno skinęły głowami: decyzja zapadła. Z wyjątkiem Hester Johnson, która najwyraźniej nie zmieniła zdania. Pokręciła przecząco głową, oznajmiając bez słów, że nie chce mieć nic wspólnego z tym projektem. Klara uśmiechnęła się w duchu; szczerze wątpiła, czy Travis zdoła kiedykolwiek przekonać Jej przyjaciółkę, że nie jest grzesznikiem i zakałą społeczeństwa. Fatalnie się złożyło, że wzgardził jej konfiturami! |
|
Powrót do góry |
|
|
Milka24 Idol
Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 1984 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z kontowni xD Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:56:33 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Hmmm...na początku wypadało by się przywitać a więc cześć wszystkim xD
Jestem wierną fanką Twojej twórczości...Czytam Twoje opka od dawna ale dopiero co się zalogowałam xD Od teraz będę na bierząco komentować
To opowiadanie jest genialne!!!!! Sposób w jaki piszesz sprawia, że nie mogę oderwać się od ekranu...To opowiadanie jest cudowne...Travis wymiata...Mary tak samo...I choć są to tylko wymyślone postacie to je pokochałam...ta mała tak strasznie przypomina mi moją siostrę...tak samo się wścieka jak ktoś powie coś brzydkiego...nie wiem czy to ważne ale do mojego słownika wyrazów uzywanych codziennie dołączył jogurt xD to mnie powaliło...skąd ty czerpiesz tyle pomysłów? moje opowiadania przy twoich to jest dziecinne gryzmolenie xD Jestem pod wielkim wrażeniem....i żeby pięknie zakończyć moją wypowiedź zapytam grzecznie Kiedy next???? xD |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 11:52:22 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 11
Travis nie mógł zasnąć. Ciemność otaczała go zewsząd, gdy tak leżał pośrodku podwójnego łoża z rękami pod głową i gapił się w sufit. Nie wiedział, co począć. Mary okazała się zupełnie inna niż jego oczekiwania i nadzieje.
Po pierwsze, była taka drobniutka, takie chucherko. Po drugie, zupełnie nie mógł sobie wyobrazić, że kiedykolwiek ją pokocha. W taki sposób, jak mężczyzna powinien kochać własną żonę. Nigdy nie popuszczał zanadto cugli fantazji, ale za żadne skarby nie potrafił sobie wyobrazić filigranowego ciałka Mary, całkiem bez niczego, leżącej przy nim w łóżku. Gdyby jej tylko dotknął, z pewnością uciekłaby przed nim przerażona.
Boże święty, nie dziwił się jej wcale! Byli od siebie tak różni jak ogień i woda. Już sam jego wzrost musiał ją trwożyć.
Stosunki seksualne to tylko część małżeństwa, myślał Travis, ale, do diabła, zbyt ważna część, żeby można ją było pominąć! Nie darowałby sobie tego nigdy, gdyby wyrządził Mary krzywdę. Chciał w odpowiedniej chwili nauczyć ją, jak ich ciała mogą sobie nawzajem dawać rozkosz - ale należało uczynić to tak, by nie wzbudzić w niej paniki.
Gdyby tylko nie była taka filigranowa! Przyglądał jej się bacznie, gdy wróciła do kuchni po obejrzeniu całego domu wraz z dziećmi. Nie spuszczał z niej oka, prawie pewny, że zacznie skarżyć się na bałagan. Ale nie zaczęła. Zamiast tego zdjęła płaszcz i uparła się, że pomoże mu przygotować kolację. Travis zmarszczył brwi, widząc, jaka jest niewiarygodnie malutka bez tego płaszcza!
Dla dobra ich obojga powinien powiedzieć jej otwarcie, że jego zdaniem z ich małżeństwa nie wyjdzie nic dobrego. Zdrowy rozsądek podpowiadał, żeby pakowała manatki. Mogła odlecieć pierwszym samolotem...
Zanim decyzja odesłania Mary całkiem się skrystalizowała, przyszło mu do głowy coś całkiem innego. Przypomniał sobie jak po kolacji Beth Ann wdrapała się Mary na kolana, trzymając w rączce książkę z bajkami. Mary z pewnością była bardzo zmęczona. Nie tylko lot trwał wiele godzin, ale zaraz potem trzęsła się jeszcze przez dwie w jego pikapie. Kiedy się zjawili na ranczu, pomogła mu przygotować kolację, a wreszcie musiała czytać Beth Ann przed snem bajki! Uwadze Travisa nie uszedł także fakt, że jego bratanica po raz pierwszy od wielu miesięcy nie płakała przed zaśnięciem.
Ta nieatrakcyjna bibliotekarka cudownie umiała obchodzić się z dziećmi! Kiedy wspomniał o tym, zaczerwieniła się i przyznała, że do najmilszych jej obowiązków w bibliotece w Petite należały organizowane tam imprezy dla najmłodszych czytelników.
Travis musiał przyznać, że Mary czytała bajki jak nikt! Beth Ann była absolutnie oczarowana historią Śpiącej Królewny. Wkrótce także Jim i Scotty przyczołgali się do kanapy i zajęli miejsce obok siostrzyczki. Przyciągnięcie uwagi całej trójki było wyczynem nie lada - ale Mary poradziła sobie z tym jakby nigdy nic.
Po raz pierwszy od chwili, gdy dzieci Lee zawitały do jego domu, bez protestów udało się położyć je do łóżka.
Travis przekręcił się na bok, łóżko skrzypnęło. Westchnął głęboko i zmiął puchową poduszkę.
Cholera, nie miał pojęcia, co robić! Jeśli się ożeni z Mary, z całą pewnością długo potrwa, zanim nawiążą jakikolwiek kontakt fizyczny. Jeśli w ogóle do tego dojdzie. Taka sytuacja wcale mu nie odpowiadała!
Mógł oczywiście postępować tak jak dotąd i podczas swoich podróży ulżyć sobie z Carlą. Ale na samą myśl o tym czuł niesmak. Co gorsza, przyrzekł już Mary, że będzie uczciwym mężem, a to oznaczało również wierność. Sam nie wiedział, skąd mu przyszło do głowy, że przysięga małżeńska jest taka bardzo ważna. Z pewnością nie nauczył się tego od własnej matki ani od ojca. Czuł jednak, że małżeństwo należy traktować poważnie.
Travis przewracał się z boku na bok i rzucał po łóżku jeszcze z godzinę, zanim usłyszał jakieś odgłosy z kuchni. Leżał teraz cicho i nadsłuchiwał. Odgłosy były tak ciche, że musiał dobrze nadstawiać ucha.
Zrzucił przykrycie, wyskoczył z łóżka i sięgnął po dżinsy. Tak jak podejrzewał: Mary siedziała przy stole, widoczna w blasku księżyca, i wpatrywała się w mrok.
- Mary?
Odwróciła się i spojrzała na niego.
- Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić.
- Nie spałem.
Zapadła miękka, ale jakby naładowana elektrycznością cisza. Potem Mary powiedziała:
- Wiem. Słyszałam, jak się wiercisz.
- Obudziłem cię?
- Nie. Sama nie mogłam zasnąć.
Travis przysunął sobie krzesło i siadł naprzeciw niej. - O czym myślisz?
Mary zwlekała z odpowiedzią tak długo, że Travis pomyślał, że nie dosłyszała pytania.
- Myślę, że pewnie zastanawiasz się, jak najgrzeczniej odprawić mnie z powrotem do Petite. - Mówiła chłodno i spokojnie, ale Travis mógłby przysiąc, że drogo ją to kosztuje.
Wydała mu się taka bezbronna, gdy siedziała sztywno wyprostowana w blasku księżyca. Patrzenie na to sprawiało mu dziwny ból. Rzeczywiście o tym myślał, ale z całkiem innych powodów, niż Mary sądziła.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego wybrałeś właśnie mnie. Nie mamy ze sobą nic wspólnego poza tym, że lubimy podobne książki i...
- Ty także straciłaś brata. - Travis dopiero w tym momencie uprzytomnił sobie, że to był prawdziwy powód. Tak, Mary pisała o tym, że zna się na kuchni, ale dopiero to, co powiedziała mu o Clintonie, trafiło mu do serca. Mary pojmowała ból, który go dręczył.
- Tak. Jej oczy wydawały się w mroku zadziwiająco duże. Szeroko rozwarte i szczere.
- Rozumiesz, co to znaczy stracić ukochaną osobę.
Skinęła głową.
- Spodobała mi się też twoja fotografia - wyznał szczere.
- Nie jestem ładna... Napisałam na odwrocie, że wyszłam na zdjęciu lepiej, niż naprawdę wyglądam... Nie chciałam cię oszukać. Prawdę mówiąc...
- Mary! - przerwał jej Travis. Nie mógł znieść, że oskarżała siebie, gdy problem leżał w jego naturze. Była kulturalną, miłą osóbką i zasługiwała na coś więcej niż na życie, jakie on mógł jej zapewnić.
- Co? - spytała cicho.
- Czy mimo wszystko byłabyś gotowa wyjść za mnie?
Mary zawahała się. Travis myślał (a przynajmniej miał nadzieję), że odpowie mu „tak” bez dłuższego zastanowienia.
- Zanim mi odpowiesz, muszę ci coś wyznać - powiedział.
- Tak?
Była mu bardzo potrzebna; bał się, że jeśli Mary odmówi, to odbiorą mu dzieci, ale musiał postawić sprawę uczciwie.
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało brutalnie, ale powinnaś z góry wiedzieć, że może nigdy cię nie pokocham.
- Ja... wcale na to nie liczyłam.
Powiedziała to bardzo rzeczowo, obojętnie, jakby zupełnie nie dręczyły ją obawy, które jego tak nękały przez całą noc. Wszystkie wróciły teraz ze zdwojoną siłą. Mary Warner była subtelną, delikatną damą, a on twardzielem, prostackim ranczerem. Jakim cudem mogłaby kiedykolwiek znaleźć szczęście z kimś takim jak on? Doszedł do wniosku, że nie ma na to żadnych szans. Tak, myślał o tym, żeby ją odesłać, ale bynajmniej nie dlatego, że nie chciał się z nią ożenić!
Podniósł się z krzesła, zakładając, że jej milczenie stanowi już odpowiedź, na jakiej mu zależało.
- Jeśli mamy się pobrać, powinnaś wiedzieć jeszcze o jednym. O rozwodzie nie ma mowy. Nie zgodzę się na to, żeby dzieciaki przeżyły coś takiego, więc jeśli się obawiasz, że kiedyś możesz pożałować...
- Nigdy bym nie opuściła dzieci - przerwała mu zdławionym szeptem. - Tak, zgadzam się na ślub. Od początku byłam na to gotowa, inaczej nigdy bym nie przyjeżdżała. Ale... czy ty jesteś pewny, całkiem pewny, że chcesz się ze mną ożenić?
Travis poczuł taką ulgę, że opadł na krzesło, nie zastanawiając się w ogóle nad jej pytaniem.
- Jasne! Jestem pewien. Jak cholera! |
|
Powrót do góry |
|
|
Milka24 Idol
Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 1984 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z kontowni xD Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:09:21 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Cudowny...Travis jest przerażająco szczery...Mary to rzeczywiście taka kruszynka, ale jaka słodka...świetnie, że dzieci ją polubiły...czekam z utęsknieniem na nowy;) i na pierwsze symptomy zazyłosci między travisem a Mary... |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:42:47 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Travis boi się, ze mógłby jej krzywdę zrobić. Ona jest taka krucha mała, ona taki duży silny... A mi się wydaje, że to mogłbo być ciekawe połączenie. Kobieta powinna czuś przy takim mężczyźnie bezpieczna, za to On miałby kogo chronić. Ta jej kruchosć jest wręcz urocza, może Travis tego nie dostrzega..., mam nadzieje, że w koncu to zobaczy.
Te jego myśli o stosunkach, nie chce jej zdradzać, ale nie wyobraża sobie ich współrzycia małżeńskiego, oj nie będzie chyba tak źle !! Travis chyba troszke przesadza, chyba krzywdy jej w łóżku nie zrobi...
Moim zdanien szybciej niż myślą zrodzi się pomiędzy nimi uczucie, a także namiętność !! :]
Dzieci są przy niej spokojnie, wręcz można powiedzieć szczęsliwe, to chyba najważniejsze.
Ta gruboskórność i szczerosć Travisa jest powalająca, ale przynajmniej postawił sparwo jasno. Powiedział mary o swoich przeczuciach. Może to nie były zbyt miłe słowa, ale przynajmniej powiedział prawdę. Bez sensu byłby jej okłamywanie...
Przynajmniej nadal chcą tego slubu, pomimo watpliwość
Mam pytanie, pojawi się jeszcze dziś jakiś nowy odcinek ?? |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:44:47 28-02-09 Temat postu: |
|
|
MaDżenka Cullen* napisał: | Mam pytanie, pojawi się jeszcze dziś jakiś nowy odcinek ?? |
Oczywiście |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:45:46 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Bardzo się ciesze
W taki razie czekam !! |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:48:58 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 12 Z dedykacją dla Madżenki
Travis krążył niespokojnie po salonie, spoglądając co chwila na zegarek. Dlaczego to tak długo trwa, do stu tysięcy diabłów?! Cały ten kram ze ślubem działał mu na nerwy, ale uważał to za zło konieczne. Gdyby to zależało od niego, odwiedziliby po cichu sędziego pokoju i byłoby po wszystkim. Powinien się domyślić, co z tego wyniknie, kiedy dał Mary wolną rękę! Zanim się zorientował, co się święci, już się dogadała z pastorem Kennedym z kościoła Metodystów, kupiła dzieciakom nowe ubranka, zamówiła kwiaty i przewróciła wszystko do góry nogami: a miał nadzieję, że to będzie całkiem normalny dzień!
Sam fakt, że musiał się wbić w garnitur, był wystarczającą udręką. Krawat dusił go jak stryczek; musiał go rozluźnić, bo nie mógł nawet przełknąć śliny. Ostatni raz włożył na siebie to coś na pogrzeb Lee i Janice; zbudziły się wspomnienia, a z nimi gniew i rozpacz, które dręczyły go po tragicznym wypadku.
- Mary! - zawołał niecierpliwie, chodząc wielkimi krokami po salonie. Pokój był teraz czysty. Mary wywarła niezwłocznie wpływ na jego dom i całe jego życie. W ciągu kilku dni zapanował tu ład, jakiego nie pamiętał. - Spóźnimy się!
- Jeszcze tylko minutkę! - W jej przeciągającym miękko sylaby głosie nie było ani śladu pośpiechu.
Jim i Scotty przyłączyli się do Travisa i opadli na poduszki kanapy. Widać było, że noszą odświętne ubrania z takim samym brakiem entuzjazmu jak on. Chyba jednak lepiej, by jak najwcześniej uświadomili sobie, że mężczyźni muszą czasem pocierpieć dla udobruchania kobiet. Na przykład wbić się w „niedzielne ubranie”.
- Jak długo potrwa ten cały ślub? - chciał się koniecznie dowiedzieć Jim.
- Na pewno zbyt długo - mruknął Travis pod nosem. Gdy tylko ceremonia się skończy, zamierzał poważnie rozmówić się z Mary. Wyraźnie nie miała pojęcia, jak wygląda życie na ranczu. Gotów był ustąpić jej w sprawie ślubu, bo chciał, żeby ich małżeństwo miało przysłowiowy „dobry start”, ale niech nie liczy na to, że niedługo znów zgodzi się stracić pół dnia na jakieś faramuszki.
Wiedział, że kobiety przywiązują dużą wagę do ślubów, i chciał, by Mary dostała to, czego pragnie, ale i jego cierpliwość miała swoje granice!
Travis chodził coraz większymi krokami. Nagle przystanął, znów spojrzał na zegarek i wymownie westchnął.
Ceremonia ślubna była zwykłą formalnością i tyle. A dla niego samego - obowiązkiem, którego chętnie by uniknął, tyle że nie mógł.
- Czy kobiety zawsze tak długo się stroją? - spytał Scotty, szarpiąc krawat, by rozluźnić niewygodny węzeł.
Travis wzruszył ramionami. Skąd miał wiedzieć, do cholery?! Nigdy dotąd nie wiązał się na dobre z żadną babą. Jeśli dzień dzisiejszy miał być jakimś miernikiem, wyglądało na to, że resztę życia spędzi w ciągłym niepokoju.
- Może dlatego, że Mary dużo brakuje do ładności - zauważył Jim przemądrzałym tonem.
Travis odwrócił się i zmierzył go wściekłym spojrzeniem, starając się pohamować gniew. Napięcie między nim a starszym bratankiem rosło z każdym dniem. Travis nie miał pojęcia, co z tym fantem zrobić i czy ślub z Mary coś pomoże. Dzieciak cierpiał po stracie rodziców, podobnie jak wszyscy, i jego ból wyrażał się, diabli wiedzą czemu, wrogością wobec Travisa. Mimo wszystko nie można jednak pozwolić, by chłopak wyrażał się pogardliwie o Mary!
- Nie wolno mówić w ten sposób o Mary. Zrozumiano?
- Piękna to ona nie jest, może nie?
Travis czuł, że napinają się w nim wszystkie nerwy. Zawsze tak było, zanim wdał się w bijatykę. Do licha, nie pozwoli się przecież sprowokować dwunastoletniemu smarkaczowi!
- Mary wkrótce zostanie moją żoną i masz jej okazywać szacunek - powiedział spokojnie. - Doszło do ciebie?
W oczach chłopca błysnęła uraza.
- Powinniśmy być jej wdzięczni, że zgodziła się za mnie wyjść - dodał sztywno Travis, starając się za wszelką cenę uniknąć konfrontacji.
- Jasne - odparł Jim tym samym tonem co poprzednio. - Nie było innej rady, nie?
- Słuchaj, przemądrzały gówniarzu! - wybuchnął Travis i chwytając dwunastolatka za ramię, ściągnął go z kanapy.
- Travis! - łagodny głos Mary przebił się przez chmurę gniewu; uświadomił sobie, że właśnie dał się smarkaczowi sprowokować. - Możemy już iść.
Jim z oburzeniem wyrwał ramię z uścisku Travisa. Wygładził rękawy marynarki z uśmieszkiem wyższości.
Travis gwałtownie sapnął i opanował się, zanim jeszcze spojrzał na swą oblubienicę. Nie oczekiwał cudów. Mary była słodka i łagodna jak owieczka, ale żadna elegancka sukienka i wymyślna fryzura nie mogły uczynić ją pięknością!
- Mary! - Scotty odezwał się pierwszy z chłopięcym zapałem. - Ślicznie wyglądasz!
- Prawdziwa piękność! - dorzucił Travis, starając się mówić z przekonaniem.
Mary uroczo się zarumieniła i spuściła długie rzęsy. Określenie „piękność” było jawną przesadą, ale Travis był rad, że zrobił jej przyjemność. Miała sukienkę w delikatnym odcieniu różu, ozdobioną koronką i rozmaitymi babskimi faramuszkami. Trzymała w ręku bukiecik kwiatów, podobnie jak Beth Ann, która stała z przesadnie skromną minką u jej boku.
Mary rzeczywiście wyglądała ładnie i widać było, że zadała sobie wiele trudu, by osiągnąć pożądany efekt. Travis był zdania, że każdej kobiecie należy powiedzieć w dniu jej ślubu, że jest piękna, choćby to była gruba przesada. Od samego początku dał Mary do zrozumienia, że nie ma co liczyć na romantyczne gesty z jego strony, ale robił, co mógł, ze względu na nią.
Był ogromnie wdzięczny Mary, że zdecydowała się wyjść za niego i pomóc mu w wychowywaniu dzieci Lee. W tej chwili jednak nie radował go specjalnie fakt, że bierze sobie na kark żonę i troje dzieci. Taki jednak był jego los. Postanowił, że zrobi dla swoich bliskich, co tylko będzie mógł.
- Możemy już iść? - odezwał się Jim cierpkim tonem.
- Ależ oczywiście - odparła Mary, szukając spojrzeniem oczu Travisa. Uśmiechnęła się nieśmiało i wyszła z domu z dwojgiem młodszych dzieci.
Mary nie mogła zebrać myśli podczas dwudziestominutowej jazdy do miasta. Beth Ann siedziała w szoferce wciśnięta między nią i Travisa, a chłopcy jechali z tyłu. Nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach Travis nie był rozmowny; rzuciwszy mu jedno spojrzenie, Mary doszła do wniosku, że i ona nie ma bardzo o czym mówić.
Od chwili, gdy zjawiła się w Montanie, wzbierały w niej wątpliwości, ale komplement Travisa nieco ją uspokoił. Widać było, że bardzo się stara, by ten dzień był dla niej jak najprzyjemniejszy. Jego troskliwość wzruszyła ją bardziej niż jakiekolwiek zapewnienia o miłości.
Za godzinę zwiąże się na resztę życia z człowiekiem, którego właściwie nie znała, i z dziećmi, które tak bardzo potrzebowały jej miłości. Miała nadzieję...
Nadzieję?
Trudno to nazwać solidną podstawą do budowania przyszłości. Nadzieja bywa taka krucha i zawodna! Nieraz Mary uświadamiała sobie, że usiłuje dokonać rzeczy niemożliwej. Travis oświadczył jej bez ogródek, że prawdopodobnie nigdy jej nie pokocha. Choć jego słowa zraniły jej dumę, zdawała sobie sprawę, że i jego niemało kosztowały. Był uczciwy, pracowity, raz szorstki, raz znów łagodny. Biorąc wszystko pod uwagę, mogła trafić o wiele gorzej.
Travis wjechał na asfaltowy parking przy kościele i zgasił silnik. Przez chwilę żadne z nich nie poruszyło się ani nie odezwało. Mary patrzyła z milczącą aprobatą na niewielki biały kościół ze smukłą wieżą. W takim właśnie malowniczym kościółku chciała wziąć ślub! Nie było wprawdzie muzyki organów, kwiatów pomarańczy oraz gromady przyjaciół obrzucających ją ryżem, ale prawdę mówiąc, Mary w ogóle nie miała nadziei, że wyjdzie kiedyś za mąż.
Travis zwrócił się do niej.
- Jesteś pewna, że nie byłoby lepiej załatwić to u sędziego pokoju?
Mary uśmiechnęła się na tę szytą grubymi nićmi ostatnią próbę uniknięcia kościelnej ceremonii.
- Jestem zupełnie pewna.
Mrucząc coś pod nosem, Travis otworzył drzwiczki i wysiadł z pikapa.
- Nie zawracam sobie głowy religią - oznajmił zgoła bez potrzeby, po czym podszedł do drugich drzwi i pomógł wysiąść Mary. - Nigdy mnie to nie interesowało i nie będzie.
- Ale nas ciągle posyła do szkółki niedzielnej - pożalił się Scotty, wyskakując z pikapa. Opadł zręcznie na obie nogi. Jim skoczył zaraz za nim.
- Wasza matka na pewno życzyłaby sobie, żebyście chodzili do kościoła - burknął Travis. - Kobiety takie już są - dodał, jakby to była czysto kobieca słabostka.
Stanął w rozkroku, wziąwszy się pod boki, i gapił na kościół Metodystów. Wyglądało to tak, jakby obserwował uliczną strzelaninę albo coś innego, co budziło w nim lęk.
Mary zbyt była rozsądna, by snuć jakieś romantyczne rojenia. Travis zresztą też. Ten ślub był ważnym aktem umożliwiającym im dalsze wspólne życie i Mary nie chciała się wyrzec tej ceremonii. Tym bardziej, że los ograbił ją już z tylu innych marzeń. Ślub kościelny był jedynym warunkiem, jaki Mary postawiła, a Travis wyraził na to zgodę. Bez entuzjazmu, ale się zgodził.
- Chodź - odezwał się teraz, prostując plecy. - Lepiej mieć to już z głowy. - Uśmiechnął się przepraszająco i wziął Mary za rękę, splatając jej palce ze swoimi. Nie licząc pomocy przy wsiadaniu i wysiadaniu z samochodu dotknął ją po raz pierwszy.
Pastor Brian Kennedy spojrzał na nich zza biurka, gdy zjawili się w kancelarii parafialnej. Wstał z fotela, prostując swą tyczkowatą postać i skinieniem głowy powitał Travisa i chłopców.
- A to zapewne Mary - powiedział, wychodząc zza zagraconego biurka.
- Tak, to ja - odparła, wyciągając rękę, którą pastor ujął i uprzejmie uścisnął. - Bardzo mi miło poznać pana pastora.
- Mnie również. Witaj, Travis. Cieszę się, że znowu cię widzę - powiedział duchowny.
- Podobno pastor wczoraj rozmawiał z Mary o naszym ślubie.
- Istotnie. - Pastor mówił powoli, pocierając dłoń o dłoń. - Zazwyczaj nie udzielam ślubów bez uprzednich kilku spotkań i pouczeń wstępnych. Takie nagłe małżeństwo jest czymś zupełnie niezwykłym.
- Nie mamy czasu na żadne spotkania.
- Nasza sytuacja jest zupełnie wyjątkowa - zapewniła pastora Mary z ciepłym, budzącym zaufanie uśmiechem. - Jesteśmy absolutnie pewni słuszności swojej decyzji.
- Da nam pastor ślub czy nie? - spytał niecierpliwie Travis. - Jak nie, to sędzia Green chętnie wyręczy pastora, więc radzę się namyślić, i to bardzo szybko.
Wielebny Kennedy poczuł się nieswojo.
- Może gdybym mógł pomówić z każdym z was na osobności...
- W jakim celu? - spytała cicho Mary.
- Chce cię ostrzec, żebyś za mnie nie wychodziła! - wybuchnął Travis.
Pastor otarł czoło i przestąpił z nogi na nogę.
- Zapewniam, że wcale nie o to chodzi. Po prostu sytuacja jest całkiem nietypowa i...
- Udzieli nam pastor ślubu czy nie? - spytał Travis niecierpliwie.
- Ależ oczywiście. Nie miałem zamiaru... Uważam, że to wspaniałe, iż...
Nie dokończył zdania i skwapliwie skinął głową z miną skazańca, którego w ostatniej chwili ułaskawiono. |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:54:27 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Tak szybko to ja się nie spodziewałam
Dziękuje za dedyakcję :*:*
Zabieram sie do czytania !! |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:56:37 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Telenowele już na komputerze kończę i teraz tylko wklejam odcinki |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:33:52 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Powiedział, że ładnie wygląda.
Chociaż na tyle było go stać. W sumei to nawet się nie spodziewałam, że powie jej coś takeigo czy stanie w jej obronie.
Jim jest trudnym dzieckiem, przeżywa utratę rodziców... Travis musi panowac nad swoimi nerwami, nie może pozwalać sobie na takie zachowanie, zwłaszcza względem dzieci. Musi nad sobą panować !!
Beth Ann tak jak myślałam jest zachwycona Mary
Ślub starała się ładnie wygladac, przynajmniej jako tako zostało to docenione. Pastor jest najlepszy. Woli się upewnić, czy Mary chce z własnej nie przymuszonej woli wyjść za Travisa !! Jednka ślub sie odbędzie...
Ciekawi mnie czy odbędzie się także noc poślubna, która teoretycznie powinna być w następnym odcinku
Sokoro masz już parwie całą napisaną, to może i uraczysz nas jeszcze jednym wspaniałym odcinkiem dzisiaj
Pozdrawiam :*:* |
|
Powrót do góry |
|
|
roszpunka92 Prokonsul
Dołączył: 24 Kwi 2008 Posty: 3724 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Szczecin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:40:17 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam wszystkie odcinki za jednym zamachem ;]]
Pomysł jak zwykle genialny.Ciekawi mnie jak się wszystko ułoży
między Mary a Travisem po ślubie.Tak więc czekam
na kolejny cudowny odcinek.Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
WhiteAngel Idol
Dołączył: 01 Mar 2008 Posty: 1397 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:40:44 28-02-09 Temat postu: |
|
|
Wypadałaby coś sensownego napisać tylko co? To, że mi się podoba już wiesz. Mam nadzieje, że Travis[bardzo go polubiłam] poradzi siebie jakoś z swoim bratankiem. Mary jest z pewnością niezwykłą osobą. Mam również nadzieje, że narodzi się między nimi uczucie. No ale tego dowiem się już z odcinków.
Pozdrawiam Cię gorąco I oczywiście czekam na odcinki |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|