|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Najgorszy czarny charakter? |
Jose Manuel |
|
40% |
[ 10 ] |
Jaguar |
|
12% |
[ 3 ] |
Fernando |
|
4% |
[ 1 ] |
Alvaro |
|
8% |
[ 2 ] |
Monika |
|
8% |
[ 2 ] |
Armando |
|
0% |
[ 0 ] |
Enrique |
|
4% |
[ 1 ] |
Vanessa |
|
16% |
[ 4 ] |
Wszyscy są tak samo źli |
|
8% |
[ 2 ] |
|
Wszystkich Głosów : 25 |
|
Autor |
Wiadomość |
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:38:24 07-06-08 Temat postu: |
|
|
Super odcinki
odc. 169
Luisa postanowiła porozmawiać z ojcem o nieślubnym synu, a jak ten przyznał ze go ma powiedziała ze go nienawidzi.
Lusia nie przyznała się Gustawowi o tym że Jaguar stoi za tym całym programem. Powiedziała że chce sobie podwyższyć oglądalność programu.
Monica jest zazdrosna o tą Sandrę i miała do niego pretensję że wziął tej fładry stronę a nie jej, swojej żony.
Linda i Juan byli za cmentarzu i tam ich znależli zbiry Jaguara i grożąc pistoletem porwali ich.
JM ma jakieś problemy ze zdrowiem, głowa go boli. Ciekawe co mu jest
Fajna scenka z Jagusiem i Lucią. Uśmiałam się jak Jaguś był zszokowany, że kobieta się przed nim sama rozbiera
Odc 170
Juan i Linda zostali wywiezieni do chaty niedaleko w lesie. I tam Jaguś przyszedł i podpalił ją aby oni zginęli. Dobrze że nie zostali związani. Może uda im się uciec. Oby nic im się nie stało i wyszli z tego bez szwanku.
Lucia igra z ogniem udaje że się zakochała w Jagusiu. A on powiedział żeby lepiej nic nie kombinowała. Mam nadzieję że się nie dowie prawdy, ze ona tak tylko sobie tak pogrywa aby wyplątać się z tej nieprzyjemnej sytuacji.
Alfrredo i Claudia odwiedzili Miguela i Lindę, ale zastali tam tylko Miguela i Cris. Mam nadzieję że coś będzie się kroić między nimi. Cristina zasługuje na szczęście i na dobrego i czułego mężczyznę a Alfredo taki jest.
Martin chce zgwałcić Lorenę i Veronicę a potem je zabić. Oby mu się nie udało. Mam nadzieję że policja w końcu się weźmie do roboty i złapie tego starego gwałciciela i wsadzi go do więzienia, bo tam jest jego miejsce.
Monica nie odezwała się do męża ani słowem wychodząc. Oby się w końcu pogodzili.
Vicky i Carlo. Podobała mi się ta scenka. Mam nadzieję że w końcu Vicky go pokocha bo to dobry i wartościowy czlowiek.
Pozdrawiam i czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
VANESSA* Idol
Dołączył: 26 Kwi 2007 Posty: 1013 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:15:41 07-06-08 Temat postu: |
|
|
super odcinek mam nadzieje że Juanowi i Lindzie się uda wydostać z tej chatki czekam na newik z niecierpliwością |
|
Powrót do góry |
|
|
Natka*** Mocno wstawiony
Dołączył: 15 Mar 2007 Posty: 6770 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:40:03 08-06-08 Temat postu: |
|
|
Zajęło mi to sporo czasu, ale nareszcie nadrobiłam wszystkie zaległości. W związku z tym, że odcinków miałam do przeczytania 13, nie będę ich analizowała, ale mogę zapewnić, że wszystkie są wprost GENIALNE!
Greg ja nie wiem jak Ty to robisz, że piszesz bardzo wciągająco i interesująco. Obiecuję nie robić sobie już większych przerw w czytaniu i czekam na kolejne rewelacyjne odcinki MCN Pozdrowienia |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 20:18:47 09-06-08 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie komentarze
Pozdrowienia dla takich osób jak: a_moniak, basia 871, Natka*** oraz VANESSA*
INTRO nr 1 [link widoczny dla zalogowanych]
INTRO nr 2 [link widoczny dla zalogowanych]
171 ODCINEK
Niedaleko opuszczonej chaty.
Jaguar wraz ze swoimi kompanami odczekał na początek pożaru i widząc, że jego misja dobiegła końca uznał, że należy wracać.
- Widzicie chłopcy jak kończą moi wrogowie? Spaliliśmy Juana i Lindę tak samo jak ich rodziców w 1987. Szkoda na to patrzeć. Nic z nich nie zostanie. To tylko takie wprowadzenie do ich prawdziwego smażenia się w piekle. Wracamy! – powiedział Jaguar.
- Może lepiej zaczekać dla pewności? – zapytał Castanez.
- Na co? Ci kretyni nigdy się stąd nie wydostaną. Jeszcze pięć minut i będzie po wszystkim. Odciąłem im wszystkie drogi ewentualnej ucieczki. Zresztą oni są tak spanikowani że nie będą myśleć rozsądnie. Mogą się tylko pomodlić o szybką śmierć...
- Ma pan rację szefie. Jedziemy?
- Tak. Komu w drogę temu czas...
Tymczasem...
- Uspokój się! Znajdziemy jakieś wyjście! – krzyczał Juan.
- Wątpię! Ta chata zaraz spłonie! – odparła przestraszona Linda.
- To okno nie jest jeszcze zajęte przez ogień. To nasza ostatnia szansa. Trzymaj się!
- Co się stało?
- Chyba nie dam rady stąd uciec...
Mieszkanie Lindy i Miguela.
- Mama ucina sobie dłuższą pogawędkę z twoim ojcem. To miłe, ale mnie naprawdę zaczyna niepokoić brak Lindy – powiedział Miguel.
- Ile razy mam ci mówić, że spędza dobrze czas w towarzystwie brata. Niech siedzą tam nawet cały dzień jak chcą – odparła Claudia.
- Ona nie zostawiłaby dziecka na tak długo. Coś musiało się stać. Te jej złe przeczucia udzieliły się i mnie. Nie podoba mi się to...
- Teraz to i ja się denerwuję. Oby wszystko było w porządku...
Tymczasem...
Deborah, Rafael i Rosa wybrali się na małą przejażdżkę po lesie. Po tylu stresach należało im się trochę odpoczynku. Szczególnie małej Rosie, więc Rafael mając pełną akceptację Deborah i Gustavo zaproponował im tę wyprawę.
- Piękne są te tereny... Czasami warto wyjechać z tego piekła w takie zacisze jak tu – powiedziała Deborah.
- Poczekaj podjedziemy bliżej lasu. Zrobimy sobie mały piknik na łące – odparł Rafael.
- Super. Już się nie mogę doczekać – cieszyła się Rosa.
- Doczekasz się. Już niedługo...
- Co to takiego? Spójrz tam. Wydobywa się stamtąd jakiś ogień! Coś się pali?! Zatrzymaj się!
- Rzeczywiście. Zostańcie w samochodzie! Sprawdzę co tam się dzieje.
- Uważaj na siebie!
- Spokojnie. Muszę zobaczyć co jest grane. Chyba pali się jakaś chata! To nie są żarty! Ten pożar może się pogłębić!
- Może trzeba o tym zawiadomić straż pożarną? Rafael... Gdzie ty idziesz? Co on do diabła wyprawia? – przeraziła się Deborah...
Rafael nie przeraził się widokiem płonącej chaty jednak coś nie dawało mu spokoju. Chciał odejść gdy nagle usłyszał donośne głosy rozpaczy i wołania o pomoc.
- Ktoś tam jest w środku! Muszę im pomóc! Nie mam przy sobie niezbędnych rzeczy, ale w młodości służyłem trochę jako strażak. Teraz to ostatnia szansa aby tych ludzi stąd wyciągnąć – pomyślał...
Po chwili wyważył drzwi i wdarł się do środka...
Centrum mody.
- Monika... O czym ty myślisz? Jesteś dziś do niczego – zauważył Marco.
- Wiem... Przepraszam... Nie mogę się skoncentrować – odparła Monika.
- Z taką miną nie zdobędziesz ludzi na wybiegu. Co z tobą?
- Nie wiem. Nie mam dziś najlepszego dnia. Może to przemęczenie...
- Chyba tylko twój mąż może poprawić ci humor. Jeżeli ci go nie zepsuł. O wilku mowa...
Nagle pojawił się Raul z ogromnym bukietem kwiatów. Były to róże, które Monika lubiła najbardziej.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale musiałem przyjść. Oto prezent dla ciebie kochanie. Możemy chwilę porozmawiać? – zapytał Raul.
- Nie wygłupiaj się Raul. Dobrze wiesz, że...
- Przyjmij to. Spokojnie porozmawiamy. Masz przecież przerwę, prawda Marco?
- W zasadzie mamy kwadrans przerwy, ale ani minutę dłużej – odparł Marco śmiejąc się. Zostawiam was samych gołąbeczki...
- Kochanie nie daj się prosić. Wiem, że to moja wina. Ale zrozum... mnie naprawdę nic nie łączy z Sandrą. Nic poza wspólną pracą. Byłem dla ciebie okrutny. Wiem, że czujesz zagrożenie z jej strony, ale obiecuję ci, że nie dam jej się dotknąć – żartował Raul.
- Ty i te twoje żarty...
- Więc jak będzie?
- Kwiaty przyjmę, ale to jeszcze niczego nie oznacza.
- Oznacza i to wiele... Jak wrócisz do domu wieczorem to zobaczysz na co jeszcze mnie stać – powiedział Raul całując żonę w policzek.
- Wariat – westchnęła zadowolona i nieco udobruchana Monika...
Gdzieś na mieście.
- Czemu chciałaś się spotkać? – zapytał Jose Manuel jednocześnie spoglądając czy nikt go nie śledzi.
- Aby z panem pogadać na temat zlikwidowania Lindy i jej brata – odparła Vanessa. Czekam na polecenia.
- Wszystko w swoim czasie. Dam ci znać jak podejmę jakieś kroki w tej sprawie...
- To mi się nie podoba. Jest tak jak sądziłam. Wydostał mnie tylko po to aby się mnie pozbyć. Inaczej nie zwlekałby tak z wyeliminowaniem tych idiotów – pomyślała Vanessa. Rozumiem. Jestem do dyspozycji – dodała już głośno.
- Cieszę się. Mimo wszystko jesteśmy wspólnikami i cieszę się, że utrzymujesz ze mną kontakt. Ze swoją nową twarzą mogłabyś być przydatna, ale za dużo osób już cię widziało. Niemniej jednak pamiętam o tobie.
- Proszę być spokojnym. Bez pana rozkazu niczego nie zrobię.
- To dobrze. Zadzwonię do ciebie już niedługo. Możesz być tego pewna – powiedział uśmiechając się drwiąco Jose Manuel.
- W życiu nie będę czekać na polecenia od tego kretyna. On mnie oszukuje. Widać to gołym okiem. Skoro jestem już jednak na wolności to skończę z Lindą i Miguelem – pomyślała Vanessa...
Tymczasem...
Mieszkanie Lucii.
- Wróciłem kochanie. Mam nadzieję, że na mnie czekałaś – powiedział Jaguar.
- Jasne, że tak – odparła udając zadowolenie Lucia.
- Zaraz wrócimy do naszych przyjemności, ale pozwól, że wykonam jeden służbowy telefon...
Po chwili...
- Witaj Valdez...
- To znowu ty draniu! Czego chcesz? – wściekał się Gustavo.
- Mam dla ciebie jedną informację. Udaj się jak najszybciej w głąb tego lasu na obrzeżach miasta...
- Po co mam tam jechać? Co to za gierki z twojej strony?
- Żadne gierki. Możesz tam nie jechać. Ale tak czy siak i tak się o tym dowiesz...
- O czym?
- W tym wskazanym przeze mnie miejscu doszło właśnie do pożaru. Spłonęła chata w której uwięziłem dwie osoby. Zgadnij kogo?
- Jeżeli zrobiłeś coś Deborah i jej córce to...
- Spokojnie... Bez nerwów Valdez... Zostawiłem je sobie na później. Na razie spaliłem twojego najlepszego kumpla Juana Cordillo i jego ukochaną siostrę, z którą też łączyły cię kiedyś zażyłe stosunki.
- Kłamiesz!
- Ja nigdy tego nie robię. Lepiej sprawdź czy coś zostało z tych trupów w co wątpię. Adios przyjacielu – powiedział Jaguar.
- Co się stało? – zapytał nagle Carlo zdenerwowanego komendanta.
- Jedziemy! Szybko! Opowiem ci w drodze o co chodzi – powiedział Gustavo...
Opuszczona chata w lesie.
- To koniec Juan... To już kwestia sekund a nie minut. Nie mogę oddychać... – powiedziała Linda. On znów wygrał...
- Robiłem co mogłem... To przeze mnie to wszystko – odparł zrozpaczony Juan próbując jakoś pocieszyć siostrę.
Nagle zauważyli oni że pewien człowiek wyważył drzwi i przemknął przez fale ognia jakie wydobywały się wokół nich.
- Szybko! Za minutę dach się zawali i będzie po wszystkim! Tędy! – zaapelował Rafael.
- Kim jesteś? – zapytała Linda.
- Waszym ratunkiem. To będzie ryzykowne, ale tylko tak możemy stąd wyjść! Szybko!
Cała trójka musiała przeskoczyć przez małą, wolna dziurę która oddzielała ich od przejścia na zewnątrz. Jednak z każdą sekunda ogień rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Linda wyszła pierwsza kierowana przez Rafaela. Za nią poszedł Marques.
- Teraz twoja kolej! Musisz przeskoczyć przez ogień! Nie masz czasu do namysłu! Szybko! – krzyczał Rafael. Inaczej zginiesz!
Juan przeskoczył w ostatniej chwili. Nie uniknął jednak zetknięcia z ogniem i poparzenia. Wybiegł w kierunku wyjścia. Jego palące się ubranie szybko zostało zgaszone szmatami i wodą jaką miała przy sobie Deborah, która nie wytrzymała i podeszła pod miejsce pożaru.
- Muszę wracać do Rosy – powiedziała Deborah nie rozpoznając z początku Lindy i Juana.
- Uratowaliście nam życie – stwierdził ranny Juan.
- Mieliście szczęście. Nic pani nie jest? – zapytał Rafael.
- Mnie nic. Gorzej z moim bratem – odparła Linda.
- Wcale nie. Mnie już nic nie pokona. Bóg nam nami czuwa zsyłając nam tego człowieka.
- Nie przesadzajcie. Zrobiłem to co do mnie należy. Kto chciał was zabić w tak okrutny sposób?
- To długa historia – westchnął Juan.
Chwilę później rodzeństwo podeszło do samochodu. Wtedy dopiero Linda i Juan poznali Deborah.
- O mój Boże... To wy – zauważyła Deborah.
- Niespotykane... Kim jest ten człowiek który nas uratował. Znasz go? – spytała Linda.
- To ojciec Rosy. Mnie też uratował życie. Co za tragedia... Niewiele brakowało a byłoby po wszystkim...
- Jesteśmy panu dozgonnie wdzięczni – powiedziała Linda.
- To prawda – dodał Juan.
- Pani siostra wyszła pierwsza i jej obrażenia są drobne. Natomiast pan musi jechać do szpitala. Jest pan nieźle poparzony...
- Dam sobie radę. Jesteśmy pana dłużnikami.
- Proszę już tak nie mówić... Okazuje się, że uratowałem kogoś znajomego i to tym bardziej mnie cieszy...
- Jaguarowi znowu nie udało się nas zabić...
- To jego sprawka? – zapytała Deborah.
- Owszem. Jego i jego ludzi – westchnęła Linda.
Chwilę później na miejcu zjawili się Gustavo i Carlo. Byli nieźle zaskoczeni widząc całą piątką rozmawiającą przy samochodzie. Jakieś 200 metrów dalej zawalił się dach, a z chatki został tylko popiół...
- Co tu się stało? Nic wam nie jest? Co ty tu robisz? – przeraził się Gustavo.
- Spokojnie kochanie. My trafiliśmy tu przypadkiem. Zaatakowano Juana i Lindę. Jaguar i jego ludzie próbowali ich spalić...
- Wiem. Ten drań dzwonił do mnie z przechwałkami...
- Czyli myśli, że zginęliśmy. Dzięki temu człowiekowi wciąż jednak żyjemy i mamy po co żyć. Nie spocznę póki nie odpłacę mu pięknym za nadobne. Nadszedł właściwy moment aby wyrównać rachunki z mordercą naszych rodziców – powiedział Juan.
- Owszem. To cudowne ocalenie to punkt zwrotny. Teraz my zadziałamy przez zaskoczenie. On i jego ludzie zapłacą za wszystko i to prędzej niż Leoncio Pena się tego spodziewa – oznajmił Valdez...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 20:19:31 09-06-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:11:28 09-06-08 Temat postu: |
|
|
Superowy odcinek
Dobrze że Lindzie i Juanowi nic się nie stało i że Debi i Rafael byli w okolicy. A biedny Jaguś ma pecha. Myśli że oni już nie żyją a tu taka niespodzianka. Będzie w szoku a JM to chyba dostanie zawału jak się o tym dowie. Ciekawe co wymyśli Gustawo i Juan. Może się skryją i będą udawali że nie żyją Już mnie ciekawość zżera.
Podobała mi się scenka z Moniką i Raulem. Raul jest dobry ma takie poczucie humoru.
Jaguś nie mógł się powstrzymać, żeby zadzwonić do Gustawa i pochwalić się swoim czynem. Mina pewnie mu niedługo zrzędnie jak wyjdzie, że znowu zawalił. Biedaczek, może popaść w doła, że jest do niczego.
Pozdrawiam i czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 19:38:43 10-06-08 Temat postu: |
|
|
INTRO nr 1 [link widoczny dla zalogowanych]
INTRO nr 2 [link widoczny dla zalogowanych]
172 ODCINEK
Jakiś czas później.
Firma Vellasquezów.
- Dopiero teraz do mnie dzwonisz? – zdziwił się Jose Manuel, który właśnie wychodził z firmy.
- Lepiej późno niż wcale. Niech się pan nie denerwuje, bo mam znakomite wieści – odparł Jaguar.
- Niby jakie?
- Moi ludzie nie zawalili roboty. Bardzo szybko odnaleźli Juana i Lindę samych i uprowadzili ich do pewnej chaty w pobliskim lesie.
- Znakomicie! Co z nimi?
- Niech się pan tak nie wyrywa i da mi skończyć. Moi ludzie natychmiast zawiadomili mnie o wydarzeniach i ja jako specjalny gość urządziłem im przyjęcie pożegnalne.
- Mów jaśniej!
- Nie obyło się bez fajerwerków. Mogłem skończyć z nimi zwyczajnie, ale to nie byłoby oryginalne wpakować im tak bez serca kulkę w łeb...
- Właśnie byłoby... Czy ty zawsze musisz utrudniać sobie życie?
- Niech pan poczeka... Chyba chciał pan od lat wysłuchać jak wyglądał koniec rodzeństwa Cordillo?
- Dobrze... Mów... byle szybko...
- Skończyli tak samo jak ich rodzice. Zostali spaleni żywcem w tej chatce... Zginęli w męczarniach. I co pan na to?
- Są trupy?
- Kpi pan? Nic z nich nie zostało. Odjechałem jeszcze przed końcem pożaru, bo żal było na to patrzeć. Krzyczeli jak zarzynane kury. To był koniec rodzeństwa Cordillo. Ta wiadomość to lek na pana serce oraz na te bóle głowy, prawda?
- Owszem. Ciekawe kiedy rodzina to odkryje. Pewnie już panikują i umierają z rozpaczy. Właśnie wracam do rezydencji. Znów będę musiał udawać poruszonego ich zaginięciem. Oby tylko Cristina nie chciała mnie znowu szantażować...
- Wyeliminujemy ją na dobre jak tylko będzie się stawiać...
- Doskonale. Spisałeś się i twoi ludzie również...
- Tak działa stara gwardia jeszcze z lat 80-tych. Naszymi cechami są perfekcja i profesjonalizm – powiedział Jaguar.
- Powiedzmy, że wierzę – odparł Jose Manuel.
- Adios. Do zobaczenia jutro...
Rezydencja Vellasquezów.
Kilka godzin po tym koszmarze Linda i Miguel przyjechali do rezydencji aby podzielić się z resztą domowników tym co się im przytrafiło. Odwiedzili najpierw szpital, ale przebadani szybko go opuścili. Większe poparzenia miał Juan, ale jego stan również był zadowalający. Otrzymał kilka szwów w okolicach rąk. Mógł wrócić do domu. Usłyszawszy nowiny wszyscy zebrani, czyli Miguel, Luisa, Cristina, Raul i Monika byli w szoku. Obecni byli także Gustavo i Carlo.
- Niesłychane. To cud, że przeżyliście. Dziękujmy Bogu, że nic się nie stało – powiedział roztrzęsiony Miguel.
- Uspokój się kochanie. Opatrzność czuwa nad Cordillami – odparła Linda.
- Właśnie. Ogień nas nie powstrzyma. Powinniśmy dziękować Rafaelowi Marquesowi – dodał Juan.
- Kto to? – zdziwiła się Luisa.
- To właśnie ten człowiek który nas uratował. To ojciec dziecka Deborah Santacruz. To co zrobił było heroiczne. Uratował nas nie wiedząc przecież kto jest w środku. Narażał własne życie i tego nigdy mu nie zapomnę...
- To wielki wyczyn z jego strony.
- Owszem. Znam tego człowieka i jest naprawdę w porządku – dodał Gustavo.
- Kto chciał was zabić? Skoro przeżyliście to na pewno wiecie. Czy to Jose Manuel? – zapytała bez ogródek Cristina.
- Co ty mówisz mamo? – oburzył się Raul.
- Nie oszukujmy się. To całkiem możliwe – wtrąciła Monika.
- Nie wiemy. Napadło nas czterech bandytów, a dowodził nimi jak się później okazało Jaguar, czyli morderca naszych rodziców. Tyle wiemy – powiedział Juan nie chcąc denerwować Cristiny.
- Stanęliśmy oko w oku z mordercami naszych bliskich. Cała piątka dwadzieścia dwa lata temu brała udział w tej całej potwornej rzezi – stwierdziła Linda.
- Wiem jak was to boli, ale obiecuję, że przyłączę się do poszukiwań tych łotrów. Pomogę wam w zemście na każdym z tych drani – powiedział Miguel.
- Złapiemy ich. Proszę być tego pewnym – oznajmił Carlo.
- Wiem, że podchodzicie do tego emocjonalnie. Rozumiem was. Nie powinienem tego robić, ale możecie pomagać w śledztwie. Nawet musicie. Złapiemy każdego z tych zabójców i samego Jaguara również – powiedział Gustavo.
Po chwili gdy wszyscy oszołomieni wydarzeniami rozeszli się Gustavo podszedł do Cristiny.
- I dalej sądzi pan, że nie powinienem otwierać koperty? O mały włos oni nie zginęli! Na niecałe 2 tygodnie przed swoimi ślubami? Czy to nie dziwne? Jaguar mógł znów działać na polecenie pani męża. Oni nie chcą panią denerwować, ale to na pewno Jose Manuel Vellasquez nasłał tych zbirów...
- Proszę tego nie robić. Ten moment jeszcze nadejdzie – odparła chłodno Cristina.
- Źle pani robi...
- Może i źle, ale teraz nie mam na to głowy. Niech pan znajdzie Jaguara i dowody. Wtedy porozmawiamy. Proszę uszanować moją decyzję...
- Jak sobie pani życzy. Byleby nie stała się wcześniej jakaś tragedia...
- Jose Manuel mógł za tym stać... Złamał umowę, ale rozwiążę to inaczej – pomyślała Cristina...
Mieszkanie Deborah.
- Już trzy ludzkie życia ocaliłeś. Jesteś prawdziwym bohaterem. Dla mnie i dla twojej córki – powiedziała Deborah.
- Ale i tak wolisz ode mnie Gustavo – śmiał się Rafael. Żartowałem...
- Ja myślę, że żartowałeś. Ty również jesteś dla mnie ważny...
- Nie rób ze mnie bohatera. Każdy postąpiłby tak samo będąc na moim miejscu. Mieli szczęście, że byliśmy w pobliżu. Zrobiłem kolejny dobry uczynek i dzięki temu mogę częściowo zrehabilitować się za moje zachowanie sprzed lat gdy was opuściłem.
- Nie wracajmy już do tego. Było i minęło... Mnie również uratowałeś nie tak dawno życie ryzykując swoim... Tym gestem pokazałaś jak bardzo zależy ci na mnie i na córce... Prawda?
- Tak. Udowodniłeś to dobitnie – wtrąciła uśmiechnięta Rosa...
- Martwi mnie jednak, że za tym wszystkim stoi Jaguar. To nasz wspólny wróg. On nigdy nie przestanie mącić w naszym i naszych znajomych życiu...
- Gustavo go złapie. W końcu z nim wygra. Gwarantuję ci to.
- Obyś miał rację. Jedno jest pewne. Następną wycieczkę proponuję spędzić z dala od pożaru – śmiała się Deborah.
- Dlaczego? Może znowu uratuję komuś życie – w podobnym tonie wyraził się Rafael...
Mieszkanie Ricardo.
- Jest pan dla Ricarda jak ojciec. To cudowne że może on liczyć na kogoś takiego jak pan – powiedziała Veronika.
- Bez przesady. Staram się jak mogę, ale nigdy nie zastąpiłbym mu
ojca – odparł Linares.
- Jak zwykle skromny. Oj wujku... z tobą czasami nie można się
dogadać – żartował Ricardo.
- Zapomniałam zapytać się Loreny o to nasze wspólne spotkanie...
- Nic nie szkodzi. Lepiej zrobić jej niespodziankę. Na pewno się ucieszy...
- Skoro pan tak mówi...
- Jak już mówiłam dobrze się znamy. Ja z Ricardem pracujemy w biurze Lindy Cordillo, a Lorena w kancelarii jej brata...
- Cordillo?
- Tak. Ich również znasz wuju?
- Coś słyszałem o tej rodzinie, ale mniejsza o to. Podtrzymuję spotkanie z tak pięknymi paniami jak ty i Lorena. Ty również możesz dołączyć siostrzeńcu – powiedział Martin.
- Samej Veroniki nie puszczę nigdzie – żartował Ricardo.
- Masz rację szczęściarzu. Taką kobietę trzeba pilnować jak skarb. Nigdy nic nie wiadomo co się może przytrafić. Na świecie dzieje się tyle niesprawiedliwości – powiedział Linares...
- Otóż to. Możemy się spotkać nawet w piątkę. O ile się nie mylę to Lorena ma chłopaka – tego modela Marco, prawda kochanie?
- Tak, Marco Coracci to jej chłopak.
- Będą tylko trzy osoby. Wszyscy niezaproszeni źle skończą. Już ja się
o to postaram – pomyślał Martin...
Mieszkanie Manola.
- To jest niesamowite braciszku. W jeden dzień dokonałem tego o czym od dawna marzyłem – powiedział Jaguar.
- Czego dokładnie? – dopytywał się Manolo.
- Po pierwsze wreszcie prawdziwa kobiety zauważyła mnie, czyli prawdziwego mężczyznę i no wiesz...
- Dała ci d**y – skomentował Manolo.
- Te twoje docinki czasami przewyższają moje. Brawo! Masz rację – innymi słowy to właśnie zrobiła. Ile można żyć jak mnich, prawda?
- A druga rzecz?
- Dzisiaj zginęli Linda i Juan Cordillo – najwięksi wrogowie moi oraz naszego ojca chrzestnego. Dokończyliśmy robotę sprzed 22 lat. Zemsta się dopełniła.
- To wspaniale, ale to nie byli jedynie twoi wrogowie.
- Owszem, ale reszta to nie będzie dla mnie żaden problem. Wykończę ich bez trudu i wtedy pójdę na emeryturę i zacznę życie u boku Lucii Guerrero.
- Siostry Gracieli?
- Tak. Coś w tym złego?
- Nic... Ale ty masz gust...
- Co to za przytyki Manolo? O gustach się ponoć nie dyskutuje. A poza tym ja mam dobry gust. Lucia również jest piękna. Wpadła w moje szpony i już nie dam jej odejść – powiedział Jaguar.
- Skoro tak mówisz, to już mi jej żal braciszku – odparł Manolo...
Dom Juana.
- Dzwoniła Linda. Nie uwierzysz. O mały włos nie spłonęłaby razem z bratem dzisiaj w pożarze! – powiedziała Eva.
- Co takiego? – zdziwił się Antonio.
- Niemożliwe – dodała Patricia, która również była obecna.
- Możliwe. Zostali porwani i podpaleni w jakiejś chatce. Na szczęście ktoś ich uratował zanim było za późno. Juan niedługo tu będzie i wszystko nam opowie. Coś niesamowitego...
- Kto mógł zrobić im coś takiego?
- Ci sami ludzie którzy zabili ich rodziców. Jaguar i jego kompani – wyznała Eva.
- Na szczęście im się nie udało. Zaczynam obawiać się o ich nadchodzące śluby – powiedział Antonio.
- Ależ oni mają pecha. Kiedy ten zły los się od nich odwróci? – zastanawiała się Patricia.
- Oby po ślubach. Znając życie ich prześladowcy tak szybko jednak nie ustąpią. Nie wiadomo kto jeszcze jest w tym spisku. Za Jaguarem i na pewno Jose Manuelem Vellasquezem stoi wiele osób. Kto jeszcze jest przeciwko tym dwojgu? – zastanawiała się Eva...
Rezydencja Vellasquezów.
- Co za tragedia. Widzisz jakie jest życie? Dlatego uważam, że trzeba zawsze żyć w zgodzie, bo nie wiadomo kiedy możemy stracić tak bliskie nam osoby – powiedział Raul.
- Wyjątkowo się z tobą zgodzę mężu – odparła bez entuzjazmu Monika.
- Właśnie... Ja w tej sprawie. Jest już dość późno... Może porozmawiamy na górze o tej bliskości... ale nieco innej bliskości... takiej no wiesz... małżeńskiej...
- Nie sądzę aby był to dobry pomysł.
- Dlaczego? Linda i Miguel wyjeżdżają już z Diegiem, a Luisa i Juan też wracają do swoich domów. Za dużo wrażeń na dziś. Trzeba się zrelaksować, nie sądzisz? – kontynuował wątek Raul.
- Rozluźnisz się, ale na kanapie. Będziesz miał miejsce tylko dla siebie.
- O czym ty mówisz? Ale przecież...
- Ja idę na górę, a ty zostajesz na dole. Rozluźnimy się, ale każde z osobna – ucięła temat Monika powodując niesmak na twarzy załamanego Raula...
Tymczasem Jose Manuel w znakomitym nastroju wszedł właśnie do rezydencji. Jakież było jego zdziwienie gdy zauważył szykujących się do wyjścia Lindę i Juana Cordillo.
- Dobry wieczór teściu – powiedział sarkastycznie Juan. Co za pech, że akurat się rozminęliśmy. Mielibyśmy na pewno o czym pogadać. Chodź kochanie... – zwrócił się w kierunku Luisy. Wyjdziemy troszkę na słońce. Dzisiaj jest taki upał, że myślałem, że się spalę, ale mam jednak mocną skórę... Nic nie sparzy rodziny Cordillo...
- My również musimy już iść. Trzeba odpocząć – dodała Linda wychodząc wraz z Miguelem i Diegiem.
Po chwili...
- Co to za dziwne aluzje? – zapytał wciąż zaskoczony tym co zobaczył Jose Manuel.
- Tylko nie dostań zawału. Twoi ludzie znów zawalili robotę. Ostrzegałam cię, ale ty dalej swoje. Nigdy nie zrobisz im krzywdy. Po pierwsze Bóg nad nimi czuwa i ma ich w swojej opiece, a po drugie Jaguar czy ktokolwiek kto za tym stoi znów zawiódł – śmiała się Cristina.
- Co ty gadasz? Ja nie mam z tym nic wspólnego! Nawet nie wiem o czym do mnie mówisz? Oni mieli jakiś wypadek?
- Powinnam cię zdemaskować draniu, ale jest mi cię nawet żal. Nie musisz przede mną udawać. Jak swoje wiem. Nigdy nie uda ci się ich pokonać. Oni zwyciężą zło które w tobie tkwi. Dojdzie do tych ślubów, a Lindzie i Juanowi Cordillo nie spadnie już więcej ani włos z głowy – stwierdziła Cristina...
Jose Manuel był w szoku. Zamiast płaczu, lamentowania z powodu śmierci rodzeństwa zobaczył ich żywych i w doskonałej formie...
- Dostanę zawału, ale najpierw pogadam sobie z największym amantem w Kolumbii! Kolejny raz zrobił z siebie i ze mnie pośmiewisko. Nigdy więcej! – wściekał się Jose Manuel który wyszedł do swojego gabinetu trzaskając przy okazji drzwiami...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 19:42:21 10-06-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:01:53 10-06-08 Temat postu: |
|
|
Fajny odcinek
Jaguś zadzwonił do JM pochwalić się że zabił Juana i Lindę. A tu taka niespodzianka. JM był w szoku jak zobaczył ich w rezydencji. Omal zawału nie dostał.
Martin nadal chce zrobić krzywdę Veronice i Lorenie. Mam nadzieje że mu się to nie uda.
Jaguś cieszy się że będzie żył u boku Lucy Dobry jest.
Monica i Raul. Jednak nie pozwolila mu spać razem. Będzie spał na kanapie. Biedaczek Będą go kości rano bolały a Sandra na pewno by się nim zajęła. Zrobi mu masaż, czy coś. Ale to tylko taka moja wyobraźnia i niekoniecznie musi tak być
Pozdrawiam i czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
a_moniak Mistrz
Dołączył: 21 Lut 2007 Posty: 12531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:18:15 10-06-08 Temat postu: |
|
|
ale rewelacyjny odcinek D
mina Jose manuela musoała być bezcenna, skoro był pewny ze Jaguar spalił Lindę y Juana, a tu poszę niespodzinaka, widzi ich we włąsnym domu całych i zdrowych, i jeszzce ten tekst juana, ze nic nie spali rodziny Cordillów hehe zeby JM nie dotał zawału...ciekawe co za to zrobi Jagiemu...
Linares znowu knuje, Lorena y Weronica muszą być na baczności..
fajna scenka z Raulem y Moniką, szkoda że ze wspólnej nocy nici
i super scenka z Jagim y Manolem
szkoda ze Kris jeszzce nie pozwoliła Valdezowi otworzyć koperty, coś czuję ze będzie to na ślubach
czekam na kolejny odcinek, pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Natka*** Mocno wstawiony
Dołączył: 15 Mar 2007 Posty: 6770 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:24:12 10-06-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 171
Jaguar był pewny, że dokończy to co zaczął w 1987 roku. Nawet nie miał zamiaru czekać dla pewności bo myślał, że wszystko pójdzie tak jak sobie zaplanował. Myślał, że odciął wszystkie drogi ucieczki, ale chyba się pomylił skoro Juan zobaczył jakieś okno, które w dodatku nie zajął jeszcze ogień. Czy ten Jaguar naprawdę nigdy nie może zrobić wszystkiego tak jak powinien?
Miguel zaczął się niepokoić tym, że jego ukochana tak długo nie wraca. Biedak nawet nie domyśla się w jakim koszmarze znajduje się Linda…
A to ci szczęście! W tej teli chyba wszystko musi kończyć się szczęśliwie O dziwo przypadkiem w lesie znaleźli się Deby, z Rafciem i Rosą. Swoją drogą fajnie, że Rafael tak chce zadbać o odpoczynek dla córki a przy okazji i jej mamy. Wyszło na jaw, że Rafael w młodości służył jako strażak
Raul na przeprosiny kupił żonie bukiet róż – jak romantycznie. Skutecznie udobruchał tym Monikę. Ciekawe co powiedziałaby Sandra gdyby dowiedziała się o pojednaniu małżonków
No i mamy spotkanie don Jose Manuela z Vanessą. Kobieta zaskakująco szybko odczytała zamiary starego Vellasqueza. Ciekawe co z tego wyniknie… Póki co Vanessa myśli tylko o zemście na Lindzie i Miguelu.
Jaki ten Jagi dobry! Sam zadzwonił do Valdeza by zawiadomić go o pożarze w lesie. Serce Jagusia na starość chyba zmiękło, a to szczerze mówiąc nie wróży nic dobrego.
Nie no jestem pod wrażeniem Rafaela! Zachowuje się jak człowiek z jakąś nieznaną mocą! Najpierw uratował Deborah przed Grazzy, teraz Juana i Lindę… Rodzeństwo bohatersko wyszło z płonącej chaty. Juanito niestety nieco się poparzył…
No i ten bezmyślny Jagi, który zamiast wykonać robotę do końca - pobiegł do Lucii, stał się „obiektem” na którym Juan i Valdez chcą się jak najszybciej zemścić. Po prostu Szkoda słów
Odcinek 172.
Oj ten Jaguar. Super, że go tak dużo w odcinkach, ale ta jego głupota to coś strasznego… Zadzwonił do Jose Manuela i pochwalił się zabiciem Lindy i Juana. Biedny Jose Manuel ostatnio wystawiony jest na same stresy. Najpierw z nikąd pojawia się Cristina, teraz pewnie podobnie będzie z Lindą i Juanem… Biedak wykorkuje na serce!
Cechami „Starej Gwardii” działającej już w latach 80 są perfekcja i profesjonalizm – przecież to śmiechu warte Oj ten Jagi
Na całe szczęście dla Juana i Lindy z pułapki Leoncia wyszli praktycznie bez szwanku. Mogli wrócić do martwiącej się o nich rodzinki.
Mimo nalegań Gustavo Cristina jeszcze nie zdecydowała się na otworzenie koperty jaką mu powierzyła. Sądzi, że to jeszcze nie ten czas. Cristina podejrzewa, że za tym całym pożarem stoi Jose Manuel. Skoro nie chce przeciwko niemu użyć kasety z dowodem to co zamierza zrobić? Ta kobieta robi się coraz groźniejsza…
Nasz kochany detektyw gra przed Veroniką i Ricardem wspaniałego a zarazem skromnego człowieka. Pod maską jednak planuje spotkanie na którym nie znajdą się ci niezaproszeni… To straszne. Czy ten facet zdolny jest zrobić jakąś krzywdę członkowi swojej rodziny
Jaguar musiał podzielić się z braciszkiem nowinami dotyczącymi jego podbojów. Jaguś chyba nosi na nosie różowe okulary bo sądzi, że jego przeszłość będzie istnie sielankowa. Obawiam się, że nieźle się chłopak zdziwi…
Jak mi szkoda Jose Manuela Jagi wprawił go w znakomity humor, a tu dostał wiadro zimnej wody bo jak się domyślałam spotkał się z żywym Juanem.
Wyobrażam sobie minę Jose Manuela gdy mówi „Co to za dziwne aluzje?” Zamiast lamentującej rodziny zastał wszystkich w świetnych humorach.
Największy amant w Kolumbii powinien zacząć się bać. Oj, dostanie mu się za to, że znowu nawalił
Greg – genialne odcinki! Czekam niecierpliwie na kolejne i przesyłam pozdrowienia |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 13:42:31 11-06-08 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie komentarze
Pozdrowienia dla takich osób jak: a_moniak, basia 871 oraz Natka***
INTRO nr 1 [link widoczny dla zalogowanych]
INTRO nr 2 [link widoczny dla zalogowanych]
173 ODCINEK
Na drugi dzień.
Mieszkanie Manola.
- Gdzie jest twój brat? – zapytał Manola złowrogim głosem Jose Manuel.
- Tam siedzi i ogląda telewizor. Przyszedł pan złożyć mu osobiście gratulacje? – spytał Manolo.
- Raczej złożyć tobie kondolencje z powodu straty brata.
- Nie rozumiem...
- Zaraz zrozumiesz... Odbędziemy poważną rozmową, bo mam dość kolejnego upokorzenia.
Po chwili...
- Kogo ja widzę. Nadszedł wspaniały dzień naszego zwycięstwa, prawda? – zapytał zadowolony Jaguar.
- Nie sądzę aby ten dzień był dla kogoś z nas wspaniały – odparł Jose Manuel którego mina mówiła wszystko.
- Czemu pan stoi jak skamieniały. Manolo rusz się... podaj do stołu szampana i kieliszki. Jest co opijać... Ale chwileczkę... Po co pan zabrał ze sobą pistolet? Przecież ja jestem pana ochroną przed zmartwieniami i problemami. W tym domu nikt panu nie zagrozi...
- Ten pistolet to właśnie moja ochrona przed pewnymi nieudacznikami...
- Rozumiem. Skoro tak, to już nie moja sprawa. Gdzie te kieliszki Manolo? Najlepiej znajdź jakieś czerwone wino.
- Nie będą potrzebne. Zamiast wina poleje się czerwona krew i to
twoja! – Jose Manuel wyciągnął pistolet i wycelował w kierunku swojego rozmówcy.
- Co pan robi? Na żarty pana wzięło? Proszę to odłożyć...
- Zanim cię zabiję może wyjaśnię ci dlaczego to robię. W dalszym ciągu uważasz, że Juan i Linda Cordillo spalili się w twojej chatce?
- Jak najbardziej...
- To ciekawe, bo wyobraź sobie, że gdy wczoraj wróciłem do rezydencji zastałem ich w znakomitych humorach i tylko delikatnie poparzonych. Najwyraźniej twój ogień nie zrobił im krzywdy.
- Co takiego? Sugeruje pan, że oni przeżyli? To niemożliwe...
- Możliwe kretynie! Przeżyli twoją pułapkę. Dali radę tobie, twojemu pożarowi i twoim ludziom. Okazali się lepsi od... jak to
mówiłeś – profesjonalizmu i perfekcji Leoncia Peny! Wczoraj rozmawiałem z nimi i kpili sobie ze mnie! Wiedzieli, że to ja za tym stoję, a Juan tylko sobie drwił! Co za upokorzenie! Kolejna klęska! I znowu przez ciebie! Gdzie twoja forma? Zachciało ci się romansów i teraz są tego konsekwencje. Jesteś beznadziejny! Znów mnie zawiodłeś! Wiesz co najchętniej chciałbym teraz zrobić? Strzelić ci w głowę i wydać Valdezowi tych czterech idiotów którzy dla ciebie pracują!
- To da się na pewno jakoś wyjaśnić... Też jestem w szoku, ale takie cuda się zdarzają... Opatrzność czuwa widocznie nad tymi ludźmi. To przedziwne, ale prawdziwe...
- Teraz nie udawaj gorliwego katolika! Zabiję cię i to właśnie teraz!!!
- Proszę się uspokoić. Czy wie pan jakim cudem uratowali się z tego pożaru?
- Owszem, wiem... Luisa powiedziała mi, że cudownymi wybawicielami byli... nie zgadniesz kto.
- Kto? Proszę mówić...
- Rafael Marques i Deborah Santacruz!
- To jakiś niesmaczny żart...
- To prawda. Marques wraz z Deborah i jej córka wybrali się na przejażdżkę po lesie, a Marques jako dawny strażak bez problemów wyciągnął ich z płonącej chatki. Jedyne co osiągnąłeś to kilka blizn na rękach Juana Cordillo. Ale z tego się nie umiera! I co teraz kretynie? Cristina ma mnie w ręku, Valdez i Cordillowie śmieją się mi w twarz. Jednym słowem kolejna kompromitacja! I ja mam cię zachować przy życiu?
- Niech pan go nie zabija. Każdemu zdarzają się błędy – powiedział Manolo.
- Każdemu, ale Jaguarowi zdarzają się bez przerwy! Po raz trzeci Juan Cordillo uniknął śmierci z twoich rąk.
- W zasadzie to czwarty – westchnął Jaguar.
- Jeszcze lepiej!
- Proszę się uspokoić. Zaradzimy sytuacji... Zajmę się Rafaelem i Deborah i potem Cordillami. Nie dopuszczę do ich ślubów! Niech pan da mi tylko czas, a ja się zrehabilituję.
- Mam cię w nosie! Ciesz się, że cię nie zabiłem choć powinienem. Nie chcę cię widzieć nieudaczniku! To koniec naszej współpracy! Wściekły Jose Manuel trzasnął drzwiami i wyszedł z mieszkania.
- To się porobiło – powiedział zaskoczony Manolo.
- Oni znowu przeżyli... Jaka siła w nich tkwi, że wciąż sobie ze mnie kpią?! Nie spocznę póki ich nie zabiję. Zgubiłem formę, ale ją odnajdę. Jose Manuel jest zdenerwowany, ale i tak mu pomogę. Póki żyję nie zaprzestanę zabiegów które doprowadzą do śmierci tej parszywej dwójki – powiedział zdeprymowany Jaguar...
Rezydencja Vellasquezów.
- Co ty robisz na kanapie? – zdziwiła się Cristina.
- Spałem tu wczorajszej nocy – odparł Raul.
- Jak to?
- Tak to... Moja żona nie chce dzielić ze mną łoża...
- Pokłóciliście się...
- Mieliśmy drobną sprzeczkę, ale przeprosiłem ją i wydawało mi się, że doszliśmy do porozumienia. Niestety ona dalej jest zazdrosna.
- O kogo? Co złego znowu zrobiłeś?
- Jest zazdrosna o Sandrę... Tą sekretarkę z naszej firmy... Ona się do mnie zaleca, ale ja nic do niej nie czuję. Tymczasem Monika ubzdurała sobie nie wiem co...
- Na pewno miała powody...
- Jeszcze jej bronisz...
- Owszem. Znam cię synku. Jesteś niemożliwym kobieciarzem. Lepiej ją udobruchaj, bo inaczej dalej będziesz spał na kanapie, a to nie przypomina małżeństwa.
- Dzisiejszej nocy zrozumiałem, że nie przypomina. Niewygodnie i samemu to spanie nie dla mnie. Za co mnie to spotyka? – westchnął załamany Raul.
Mieszkanie Lindy i Miguela.
- Miguel miał złe przeczucia i rzeczywiście... co za tragedia was spotkała – powiedziała Claudia.
- Na szczęście uszliśmy z życiem. Teraz wiem o jakim niebezpieczeństwie mówiła mi w śnie mama. Tym starym wrogiem okazał się morderca naszych rodziców – odparła Linda.
- To okropne, że on wciąż jest nie do zatrzymania przez policję.
- Oby to niedługo się zmieniło. Juan i Miguel właśnie pojechali do Gustavo na komisariat aby pomóc w zatrzymaniu tych bandytów którzy nas uprowadzili...
- Najważniejsze, że żyjecie i wyszliście z tego praktycznie bez szwanku. To naprawdę cud!
- Masz rację. Ktoś nad nami czuwa. Powinniśmy zginąć w męczarniach, a tymczasem nic nam nie jest. A to wszystko dzięki temu człowiekowi, Rafaelowi Marquesowi. Dzięki niemu znów mogę żyć i widzieć mojego synka. A tak niewiele brakło aby moje szczęścia momentalnie dobiegło końca.
- Będziesz szczęśliwa jeszcze przez wiele lat. Już niecałe dwa tygodnie do waszych ślubów. Chyba będziecie musieli poprosić Valdeza o ochronę podczas ceremonii...
- Chyba nie mamy wyjścia. Zło wciąż jest blisko nas – powiedziała Linda...
Komisariat policji.
- Juan już widział zdjęcia i nie tylko zdjęcia tych parszywców. Tu również możesz ich zobaczyć jeśli chcesz. To kopia ich zdjęć – powiedział Gustavo.
- Oczywiście, że chcę. Rozprawię się z każdym który chciał zabić moją ukochaną – stwierdził Miguel.
- Bez obaw. Dorwiemy ich. Nasza czwórka wygra, bo my wierzymy bardziej w nasze zwycięstwo – dodał Carlo.
- Nie ustąpię dopóki każdy z tych łotrów nie zginie albo trafi do więzienia. Z tego co mówiłeś trzech innych morderców moich rodziców już siedzi w więzieniu. Teraz pora na kolejnych – oznajmił Juan.
- Masz rację. A tutaj różne portery Jaguara. Ten człowiek idealnie się maskuje. Zmienia bez przerwy uczesanie, kolor włosów, okulary itd. Nie mam pojęcia jak teraz wygląda. Bawi się w dzwonienie do mnie, ale nie widziałem go ostatnio...
- A ja widziałem. Obecnie znów jest brunetem. Kiedy przyjechał nas zabić był bez okularów. Tej mordy nigdy się nie zapomina.
- Pogadam z moim informatorem. Za pieniądze zrobi wszystko i myślę, że będzie wiedział co planuje ta czwórka bandytów – powiedział Carlo.
- Rób to co uważasz na stosowne. Nie mamy już czasu do stracenia. Kto wie co znów planuje Jaguar – odparł Gustavo.
- Pomogę wam we wszystkim. Każdy kto podniósł rękę na moją przyszłą żonę będzie miał ze mną do czynienia – stwierdził Miguel.
- Czas wyrównać rachunki. Z pomocą policji skończymy ten koszmar który trwa już stanowczo za długo – powiedział Juan patrząc na zdjęcia piątki ludzi którzy o mały włos nie pozbawili go wczoraj życia...
Mieszkanie Sandry.
- Co planujesz w sprawie Lindy i Miguela? Nie jestem głupi i wiem, że masz inne plany niż mój ojciec. A więc? – zapytał Armando.
- Nie wiem o czym ty mówisz. Ja czekam na rozkazy Jose Manuela – odparła Vanessa.
- Nie udawaj. Dobrze wiemy, że ty od nikogo nie przyjmujesz
rozkazów – wtrąciła Sandra.
- Dobrze... Na razie sama nie wiem jak to rozegrać. Chyba poczekam na moment ślubu Lindy i Miguela. Skończę z Lindą, a Miguela oszczędzę, bo chcę żeby patrzył jak jego ukochana umiera i cierpiał z tym przeświadczeniem. Straci też małego Diega i to będzie moja zemsta. Jedyne co trzyma mnie przy życiu... Jestem oszpecona i brzydka, ale mogę to jeszcze wygrać i tak się właśnie stanie – powiedziała Vanessa.
- Wierzę, że ci się uda. Ja liczę, że Raul w końcu przejrzy na oczy i rzuci dla mnie tę kretynkę Monikę.
- Ale wy macie fioła na punkcie moich braciszków. Szkodzi, że oni nie mają pojęcia o moim istnieniu. Ja również nie będę próżnował. Śledziłem ostatnio Vicky. Cały czas jest przy niej ten idiota Carlo Coracci! Policjant i przyjaciel Gustavo Valdeza. Pewnie chce sobie ułożyć z tym dupkiem życie!
- A co ty taki zazdrosny? Przecież nie kochałeś tej dziewczyny?
- To nie zazdrość, lecz wściekłość. Nie kochałem, ale nikt nie będzie sobie ze mnie kpił. Mam swoje plany co do niej. Pomogę wam i ojcu w zniszczeniu Cordillów. Muszę go odwiedzić, bo ostatnio niezbyt dobrze się czuł – powiedział Armando.
- Dla mnie ten stary kretyn może wykorkować. Jednego problemu
mniej – pomyślała Vanessa.
Kilka godzin później.
Szpital.
- Minęło już te kilka godzin od moich badań. Masz ten wyniki Ramiro? – zapytał Jose Manuel.
- Mam te wyniki. Dla ciebie wszystko w ekspresowym tempie...
- To mów mi jest... Śpieszę się i nie mam dla ciebie zbyt wiele czasu. Te bóle głosy to na pewno stres i nerwy, prawda? Jakieś środki temu zaradzą?
- Poczekaj... Nie mam dla ciebie dobrych wieści. Wyniki delikatnie mówiąc nie wypadły najlepiej.
- Jak to? O czym ty mówisz? Co mi jest? Coś z sercem?
- Twoje serce jest w porządku. Niestety nie podobają mi się inne wyniki. Teraz mam pewność, bo konsultowałem się z innymi lekarzami i specjalistami. Nie jest dobrze Jose Manuelu. Wiem skąd te bóle głowy...
- Nic nie rozumiem. Powiedz wreszcie co mi dolega? – Jose Manuel był już wyraźnie przestraszony...
- Jesteśmy przyjaciółmi i nie będę cię oszukiwał. Wyznam ci prawdę chociaż będzie ona dla ciebie dość okrutna. Jesteś ciężko chory...
- Co mi jest? Powiedz do cholery!
- Wykryto u ciebie raka mózgu.
- To niemożliwe... Raka u mnie?
- Niestety to prawda... Rokowania nie są najlepsze...
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem nieuleczalnie chory? To nie może być prawda! Jesteś jednym z najlepszych lekarzy w stolicy! Wylecz mnie! Mam pieniądze. Zgodzę się na każdą operację i każde leczenie. Przecież można pokonać tę chorobę!
- Ale nie w tym stadium. Będę szczery – raczej z tego nie wyjdziesz.
- Nie wierzę... nie wierzę – Jose Manuel był jak otępiały. Tylko te słowa był w stanie wypowiedzieć. Szok był niespotykany.
- Zostało ci góra pół roku życia – powiedział lekarz... |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:19:18 11-06-08 Temat postu: |
|
|
Fajny odcinek
JM przyszedł do Jagusia i powiedzial mu że Linda i Juan żyją. Ale Jaguś się zdzwił. Będzie próbowal ich zgladzić aż osiągnie swój cel. Ale na pewno tak nie będzie szczęście go opuściło.
Gustawo i Carlo zbieraja się żeby złapać cała szajkę Jagusia, ci którzy wymordowali rodzinę Juana i Lindy. Ciekawe jak dlugo będą ich ścigać, oby nie za dlugo, bo Jaguś będzie próbowal zamordować Juana i Lindę i nie spocznie dopóki ich nie wykonczy.
Mam nadzieje że w końcu Raul i Monika się pogodzą bo inaczej Sandra wejdzie do gry i zechce omotać Raula. Oby jej się nie udalo.
Sandra i Armando podejrzewają, że Vanessa coś kombinuje i nie mylili się. Oby jej sie nie udalo.
JM jest chory. Ma raka. Podejrzewałam coś, ciekawe czy powie rodzince
Pozdrawiam i czekam na newik |
|
Powrót do góry |
|
|
a_moniak Mistrz
Dołączył: 21 Lut 2007 Posty: 12531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 18:45:49 11-06-08 Temat postu: |
|
|
rewelacyjny odcinek
najlepsza scena z Jagim y Jose Manuelem, który chciał go zabić, Jaguar był pewny ze zabił Lindę y Juana, już chciał świętować czerwonym winem itd, a tu wpada z pistoletem JM
szkoda ze nie mogłam zobaczyć miny Jaguara
Raul ma problemy małżeńskie, żonka nie chce z nim spać mam nadzieję ze to się zmieni, zanim Sandra będzie chciałą omotać Raula...
Gustavo y Carlo są już blisko do złapania tej całej szajki jaguara, żeby im się to szybko udało...
no proszę jak się dobrali i Sandra, i Vanne i Armando mają swój cel, pierwsza uwiedzenie Raula, a dwie pozostałę zemsta....ech..
i ta ostatnia scena, Jose Manuel ma raka, i zostało mu zaledwie pół roku życia, ciekawe co w takim razie pocznie...moze sie zmieni
czekam na kolejny odcinek ) |
|
Powrót do góry |
|
|
Natka*** Mocno wstawiony
Dołączył: 15 Mar 2007 Posty: 6770 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:14:14 11-06-08 Temat postu: |
|
|
Jose Manuel pofatygował się osobiście do mieszkania Monola. Biedaczek myślał, że Ojciec Chrzestny zamierza złożyć jego bratu gratulacje.
Niezłe teksty posypały się z ust Jose Manuela i Jagiego
„ - Co takiego? Sugeruje pan, że oni przeżyli? To niemożliwe...
- Możliwe kretynie! Przeżyli twoją pułapkę. Dali radę tobie, twojemu pożarowi i twoim ludziom. Okazali się lepsi od... jak to mówiłeś – profesjonalizmu i perfekcji Leoncia Peny!”
Trzeba przyznać, że Jose Manuel nieźle się wkurzył. No, ale powiedział Jagiemu kilka słów prawdy – należało mu się.
Czyżby Jose Manuel naprawdę chciał zakończyć wieloletnią współpracę ze swoją prawą ręką? To wydaje się nieprawdopodobne, a jednak! Mam nadzieję, że Jaguar znajdzie formę, którą gdzieś zgubił i pokaże Jose Manuelowi, że jeszcze pozostało coś z tej „Bestii” która kiedyś budziła postrach…
Cristina zdziwiła się gdy zastała Raula na kanapie w salonie. Biedaczek powinien udobruchać żonę bo w przeciwnym razie będzie musiał nadal sypiać na tej niewygodnej kanapie…
Tak niewiele brakowało, a szczęście Lindy dobiegłoby końca… Na szczęście cała ta sprawa z pożarem skończyła się dla niej dobrze Linda chyba pójdzie za radą Claudii i załatwi ochronę na czas ceremonii zaślubin.
Wielka czwórka czyli: Miguel, Gustavo, Carlo i Juan planują schwytanie Jaguara i jego kompanów.
„ A tutaj różne portery Jaguara. Ten człowiek idealnie się maskuje. Zmienia bez przerwy uczesanie, kolor włosów, okulary itd. Nie mam pojęcia jak teraz wygląda.” Gustavo nieźle podsumował Jaguara. Chociaż maskowanie sie idealnie mu wychodzi Mam nadzieję, że Jagi teraz zmieni image. W końcu Juan go widział i mogą z tego wyniknąć kłopoty…
Nawet don Armandito i Sandra doszli do tego, że Vanessa nie ma zamiaru przyjąć rozkazów Jose Manuela. Tak na marginesie stwierdzę, że stary Vellasquez przez to wyciągnięcie jej z więzienia narobi sobie samych problemów…
Co scena utwierdzam się w przekonaniu, że Vanessa to istna psychopatka Zamierza skończyć z Lindą i sprawić by Miguel obserwował jak jego ukochana umiera… No i ta flądra planuje jeszcze odebranie Diegita…
Sandra nadal ma chrapkę na Raula, Armandito śledzi Vicky - ci ludzie to same półgłówki… Nie wiem jak oni mogą należeć do Obozu Milusińskich…
Ten Jose Manuel to ma wpływy. Nawet wyniki badań dostał w ekspresowym tempie
Biedaczek myślał, że te bóle spowodowane są przez stres i nerwy, ale jak widzę prawda jest sto razy bardziej okrutna Mój kochany Jose Manuel ma raka mózgu I co gorsza rokowania nie są najlepsze
Nie mogę uwierzyć!!! Greg dlaczego mi to robisz?! To nie fair… Jose Manuelowi zostało pół roku życia… Wszystko wali się jak domek z kart…
Podsumowując: odcinek mimo tych przykrych wieści związanych z Jose Manuelem jest jak zawsze rewelacyjny! Czekam na newik i pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 20:10:56 11-06-08 Temat postu: |
|
|
Bonusowy odcinek
Dziękuję za wszystkie komentarze
Pozdrowienia dla takich osób jak: a_moniak, basia 871 oraz Natka***
INTRO nr 1 [link widoczny dla zalogowanych]
INTRO nr 2 [link widoczny dla zalogowanych]
174 ODCINEK
Dwa dni później.
Firma Vellasquezów.
Jose Manuel zupełnie zamknął się w sobie po usłyszeniu tej jakże tragicznej dla niego wiadomości. On – wydawałoby się nieśmiertelny pan i władca zachorował i to śmiertelnie. Kolejne wyniki potwierdziły słuszną diagnozę jego lekarza. Był chory na raka którego wyleczenie w jego przypadku wynosiło 5-10%. Namawiano go do nie poddawania się, ale wiadomość zupełnie go przybiła. Zostało mu jakieś pół roku. Zażyczył sobie tylko mocnych środków które mogłyby złagodzić bóle głowy. Jose Manuel zrozumiał, że ta kara od Boga za wszystkie jego zbrodnie. Nie kontaktował się z Jaguarem ani nie rozmawiał z rodziną. Wydawałoby się, że nawet perspektywa ślubów jego dzieci z Cordillami stała się dla niego obojętna. Oczywiście nikomu nie powiedział o chorobie. Przeżywał to sam i na zewnątrz. Nie wiedział co go teraz czeka. I nie chciał wiedzieć choć jego czas definitywnie skróciła choroba...
- Co ja teraz zrobię? Nie ma dla mnie ratunku. Za sześć miesięcy umrę jak ostatni śmieć. Do kogo mam się zwrócić? Tylko cud może mnie uratować. Niestety nie mogę liczyć na pomoc Boga, bo nigdy w niego nie wierzyłem. A poza tym płacę teraz za wszystkie swoje zbrodnie. Skoro i tak umrę to muszę się postarać żeby moi wrogowie umarli przede mną. A może mam pozwolić im na te śluby? Sam już nie wiem co robić. Jestem rozbity fizycznie jak i psychicznie. Czekają mnie trudne chwile – pomyślał Jose Manuel...
Rezydencja Vellasquezów.
- Wczoraj przymierzałyśmy z Luisą nasze suknie ślubne. Trafiłyśmy na idealne – powiedziała Linda.
- Masz rację szwagierko. Nasi przyszli mężowie padną z zachwytu na nasz widok w kościele – odparła Luisa.
- Nie wątpię w to. Ty też będziesz zadowolony z mamusi, prawda? – zapytała Cristina bawiąc się z małym Diegiem.
- Mam nadzieję, że będzie...
- A gdzie wasi chłopcy?
- Ostatnia bardzo się kolegują. W końcu będą szwagrami. Nie zdziwiłabym się gdyby pili teraz w jakimś barze – powiedziała Linda.
- Masz rację. Czasami ich zachowanie jest nie do zniesienia – kiwała głową Luisa.
- Tacy są mężczyźni. Lepiej uważajcie na nich po ślubie – skomentowała Cristina...
Komisariat policji.
- Jakieś nowości w sprawie tych bandytów? – zapytał Juan.
- Czekamy na każdą informację – dodał Miguel.
- Niestety nic nowego. To wszystko zaczyna mnie już denerwować – powiedział Gustavo.
- Panie komendancie! Mam nowiny! – krzyknął nagle zdyszany Carlo, który wparował do biura.
- Jakie nowiny?
- Mój informator zadzwonił do mnie minutę temu. Powiedział, że wszyscy czterej bandyci, czyli Castanez, Roldan, Morales i Pedrano siedzą teraz w jednej z pobliskich knajp. To zaledwie kwadrans drogi samochodem od komisariatu!
- Jedziemy tam! – krzyknął Gustavo.
- A my z wami – dodał Juan.
- Nie radzę. To może być niebezpieczna akcja... Chcesz ryzykować życiem?
- Owszem. To po części moja sprawa...
- Ja również jadę – stwierdził Miguel.
- Niech wam będzie. Pojedziemy z Carlem. Nie ma czasu na zwoływanie większej liczby ludzi. Nie chcemy ich spłoszyć i musimy szybko tam dojechać – zaapelował Gustavo...
Firma Vellasquezów.
- To wszystko moja wina, wiem... Przez to kłócicie się z Moniką – powiedziała Sandra.
- To nie jest twoja wina, ale masz rację, że poniekąd z twojego powodu nie możemy się dogadać – odparł Raul.
- Przepraszam, że ci to mówię. Wiem, że nie powinnam. Pomyślisz, że przez to chcę się do ciebie zbliżyć, a to nie tak. Sądzę, że twoja żona jest jednak przewrażliwiona i przesadza. Dziwne, że nie chce się udobruchać.
- Dla mnie to również jest dziwne, ale co mam zrobić? Mam ją na kolanach błagać o wybaczenie? Przecież nic takiego jeszcze nie zrobiłem...
- Żal mi cię. Ta kobieta ma na ciebie taki wpływ. Nie możesz tańczyć tak jak ona ci zagra. Postaw się jej. Może wtedy ona zrozumie, że jej strategia nic nie da – powiedziała Sandra.
- Sam nie wiem. Muszę się jednak jakoś z nią pogodzić, bo zwariuję – westchnął Raul.
Bar „Cardera”.
- Jeszcze jednego drinka proszę – powiedział do barmana Linares. Dobrze, że założyłeś te okulary, bo jeszcze ktoś mógłby cię poznać.
- Ostatnio mam same problemy przyjacielu. Nic mi nie wychodzi. Za to właśnie wypijmy. Za brak sukcesów – odparł Jaguar.
- Co ty wygadujesz?
- Nie udało mi się zabić tych kretynów Juana i Lindy Cordillo. Gdy Jose Manuel się o tym dowiedział przyleciał z pistoletem i chciał mnie zlikwidować jak innych swoich wspólników w przeszłości. Trochę mu odbiło chociaż z drugiej strony miał rację. Wszystko czego się tknę ostatnio to zawalam...
- Nie wierzę w to co słyszę. I tak mówi najgroźniejszy przestępca w stolicy? Tak mówi nieśmiertelny Jaguar? Co z tobą?
- Nie wiem... Jose Manuel też się nie odzywa do mnie. Może olał sprawę albo sam chce pozbyć się tych dwojga. A może zostanie świadkiem Juana Cordillo? Ja już sam nie wiem co myśleć. Ci dwoje są nie do ruszenia. Nie potrafimy ich zabić...
- Dasz radę. Najpierw jednak musisz zabić kogoś innego aby upewnić się, że twoja forma wróciła i poczuć się lepiej.
- Kogo mam zabić?
- Jakiegoś innego wspólnego wroga. Chyba macie takich bez liku razem z Jose Manuelem.
- Mamy... Zabiję tą osobę – Jaguar pokazał Linaresowi zdjęcia Rafaela Marquesa. On uratował Cordillów z pożaru, więc podpisał tym samym na siebie wyrok śmierci...
Tymczasem...
Gustavo, Carlo, Juan i Miguel szybko zjawili się w wyznaczonej knajpie. Bez trudu rozpoznali czterech mężczyzn siedzących przy barze.
- Witamy panów Castaneza, Roldana, Moralesa i Pedrano. Policja! Jesteście zatrzymani! – krzyknął Gustavo.
Oczywiście to nie pomogło w ich natychmiastowym schwytaniu. Bandyci zorientowawszy się co jest grane schowali się za stolikami i zaczęli strzelać. Wypłoszyli tym samym pozostałych klientów knajpy. Kilkuminutowa strzelanina nie przyniosła jednak efektów. Carlo został lekko ranny w rękę. To samo spotkało Castaneza który uciekł tylnym wyjściem. Po chwili panowie ruszyli do walki wręcz.
- Przyszło mi zabić samego pana komendanta! – cieszył się Roldan.
- Twoje niedoczekanie draniu! – odparł Gustavo który po chwili kilkoma ciosami powalił przeciwnika na ziemię. Komendant odszedł parę kroków myśląc, że stracił on przytomność. Jednak cwany Roldan wstał i próbował dźgnąć nożem Valdeza w plecy. Wtedy padł strzał który powalił go na ziemię. Po chwili Roldan nie żył. Wybawcą Gustavo okazał się Carlo.
Miguel dopadł Pedrano. Zastąpił mu drogę i nie zamierzał go przepuścić.
- Szukasz zguby? – zapytał bandyta Miguela.
- Nie zguby, ale zemsty. Chciałem zabić moją dziewczynę i za to zginiesz!
Pedrano miał z początku przewagę, ale później walka się wyrównała. Miguel próbował poddusić przeciwnika, ale ten uwolnił się z jego uścisku. Znalazł na ziemi pistolet.
- Zostaw go i rzuć broń. Nie będę powtarzał! – krzyknął Gustavo celując w rozmówcę.
- Już rzucam – powiedział Pedrano. Po chwili jednak zmienił zdanie i chciał strzelać w kierunku komendanta. Gustavo był jednak szybszy. Jego dwa wystrzały trafiły prosto w serce drugiego z łotrów.
- Zostało jeszcze tylko dwóch – pomyślał Gustavo.
Na piętrze knajpy Juan spotkał się z Moralesem.
- Ty żyjesz? – zdziwił się napastnik.
- Owszem draniu. Zabiłeś moich rodziców, ale mnie nie udała ci się ta sztuka. Czas wyrównać rachunki! – grzmiał Juan.
- Nie skończyłem z tobą kiedyś to skończę dzisiaj.
- Jeszcze się przekonamy!
Juan od początku nie zamierzał się poddać. Złość i nienawiść pchała go do przodu. Powalił przeciwnika na ziemię i zaczął dusić. Jednak chwila zawahania kosztowała go wiele. Morales uderzył go rozbitą butelką w głowę. Chciał dobić Juana, ale zauważył że policjanci wchodzą już na piętro. Zaczął uciekać. Juan dostrzegł bliski siebie pistolet.
- Nie ruszaj się, bo cię zabiję!
- Ty mnie zabijesz? Nie zapominaj, że ja również mam broń. Nie możesz strzelić do człowieka... Jesteś na to za szlachetny... Ale ja mogę cię zabić!
- To zrób to! – Juan dobrze wiedział, że nie może wystrzelić pierwszy. Musiał więc sprowokować przeciwnika.
- Sam tego chciałeś!
Morales wystrzelił, ale Juan zdołał się usunąć i kula go ominęła. Sam odpowiedział ogniem i wystrzelił celnie raniąc Moralesa.
- Gdzie jest Jaguar? Mów draniu! – pochylił się nad rannym Juan.
- Jednak potrafisz strzelać. Nie doceniłem cię. Nigdy ci nie powiem gdzie on jest! Sam spróbuj go znaleźć...
- Gdzie on jest!
Morales zmarł kilka sekund później. Na miejsce przybyli Gustavo, Miguel i Carlo.
- Musiałem to zrobić. On pierwszy strzelił. Broniłem się...
- Wiem. To już trzeci który nie żyje. Niestety ten czwarty jest ranny, ale wymknął się nam. To Castanez – powiedział Gustavo.
- Przyjdzie i na niego czas. Dzisiaj odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Trzech morderców moich rodziców jest już w piekle! Niestety nie powiedzieli mi gdzie jest Jaguar – stwierdził Juan.
- Wszystko w swoim czasie. Co z tobą Carlo?
- To tylko draśnięcie. Nic mi nie jest – odparł Carlo.
- Byłeś świetny Juanie – zauważył Miguel.
- Ty również Miguel. Oddałaś mi dzisiaj wielką przysługę. Nie zapomnę ci tego. Wygraliśmy. Mogę odetchnąć z ulgą – powiedział Juan...
Tymczasem ranny Castanez uciekał samochodem.
- Muszę się gdzieś ukryć. Nie mogą mnie złapać ani zabić! Jaguar jak się dowie będzie mnie chciał zlikwidować. Nawaliliśmy po raz kolejny. Na szczęście nikt mnie nie ściga. Ale jak ja się z tego wyplączę? – zastanawiał się Castanez...
Dom Juana.
- Ciekawe kto to? Pewnie Juan albo Antonio zapomnieli kluczy – powiedziała Eva. Gdy otworzyła drzwi zdumiała ja osoba którą zobaczyła. Co ty tu robisz?
- Musimy porozmawiać – powiedział... Jose Manuel.
- Nie mamy o czym draniu!
- Owszem mamy. O przeszłości i o naszym synu. Porozmawiamy teraz, bo może nie być innej sposobności do rozmowy.
- O co ci chodzi?
- Chcę ci tylko powiedzieć, że masz jeszcze szansę zapobiec nieszczęściu.
- Co ty wygadujesz? Znów mi grozisz?
- Musisz uratować Armanda. Nie pozwól mu aby stał się takim człowiekiem jak jego własny ojciec – powiedział Jose Manuel wywołując nie lada szok na twarzy Evy... |
|
Powrót do góry |
|
|
a_moniak Mistrz
Dołączył: 21 Lut 2007 Posty: 12531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 20:24:22 11-06-08 Temat postu: |
|
|
wow ale odcinek pełen emocji
ile akcji i ile trupów, całą tą scenę z bandytami miałam przed oczami, coś swietnego
3 już nie zyje, ale jeden uciekł..
Valdez, Carlo, Miguel y Juan dali radę..hehe
przygotowania do ślubów idą pełną parą, już mają sukienki
Jaguar y Linares piją za brak sukcesów..hehe
Sandra, nie cierpię tej baby, niech Raul szybko pogodzi się z Monią...
Jose Manuel nikomu nie powiedział o swojej chorobie, szanse że wyzdrowieje są minimalne...ciekawe czy zmieni swoje postępowanie, szokująca końcówka, przyszedł do Evy, aby powiedzieć jej żeby uratowała Armanda...no nie ) może ten człowiek przejdzie na dobrą stronę
odcinek bombowy
pozdrwiam, i czekam na kolejny |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|