|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:37:55 29-08-11 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 37
- Co się dzieje? – zapytał Alex i usiadł obok Tegana na kanapie. Wampir pochylił się do przodu, splótł palce opierając łokcie o kolana. Wbił wzrok z podłogę i milczał przez chwilę.
- Sam nie wiem – powiedział śmiejąc się histerycznie – jak pomyślę, że Roxy jest na zewnątrz kiedy słońce góruje na niebie wychodzę z siebie. Nie umiem przestać o tym myśleć. Mam ochotę wyjść i jej szukać, choć to szukanie igły w stogu siana, bo nie wiem dokąd mogła pójść. Jestem całkiem bezradny – powiedział i przeczesał włosy palcami – prawie jej nie znam, a zrobiłbym wszystko by była bezpieczna. Chciałbym żeby czuła się szczęśliwa, ale wiem, że to nie będzie takie proste. Tym bardziej kiedy wiem jaką ranę w sobie nosi – pokręcił głową z bezradnością i potarł nasadę nosa.
- Jest dla Ciebie ważna tak bardzo jak dla mnie Sara – odezwał się po chwili Alex spokojnym tonem- nie ma znaczenia ile czasu ją znasz. To co czujesz jest do ciebie silniejsze i nic na to nie poradzisz – powiedział i westchnął – żałuję tylko, że przyczyniłem się do tego, że zniknęła – dodał szczerze. Tegan spojrzał na księcia. Wbił wzrok z swoje dłonie i milczał – wszystko ostatnio chrzanię. Jak tylko dogaduje się z Sarą za chwilę robię coś co niszczy cienką nić porozumienia między nami. Nawrzeszczałem na Roxy choć nie miałem powodu. Boje się jakie jeszcze błędy popełnię – dodał skruszony – nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje. Nie potrafię już myśleć tak jak kiedyś. Pragnienie chronienia Sary jest u mnie na pierwszym miejscu. Jest dla mnie wszystkim – przyznał i spojrzał smutnym wzrokiem na przyjaciela.
- Rozumiem Alex. Mimo wszystko zawsze możesz na nas liczyć. Nawet jeśli nie zgadzamy się z jakimiś Twoimi decyzjami zawsze staniemy po Twojej stronie – przyznał Tegan patrząc przyjacielowi w oczy.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że to działa w obje strony? – zapytał Alex patrząc na Tegana – zrobię dla was wszystko. Jesteście dla mnie rodziną. Jedyną jaką miałem w swoim długim życiu – Tegan wpatrywał się w księcia przez chwilę po czym spuścił wzrok i kiwnął głową.
- Wiem Alex – westchnął i potarł oczy palcami – co mam robić Alex? Po raz pierwszy w życiu nie wiem co powinienem uczynić – powiedział i uniósł udręczony wzrok. Alex uśmiechnął się smutno i poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Doskonale o tym wiem przyjacielu. Nie licz na nic innego, jeśli chodzi o kobiety każdy, nawet najbardziej opanowany wampir gubi się we własnym świecie. Taki już nasz los – przeniósł wzrok w stronę okna, które z powodu górującego słońca były szczelnie zasłonięte – Roxy wróci, a wtedy zrób wszystko co w twojej mocy, by udowodnić jej, że może ci zaufać – spojrzał Teganowi w oczy – to dla niej bardzo ważne – dodał po czym wstał i skierował się do wyjścia.
- Dzięki Alex – wyszeptał Tegan. Książę odwrócił się tylko i uśmiechnął łagodnie po czym wyszedł z salonu zostawiając Tegana samego. Wampir wstał i włożył ręce w kieszenie. Nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić. Szlag go trafiał kiedy zdał sobie sprawę, że jest uwięziony w kwaterze kiedy Roxy sama błąka się po mieście narażona na śmiertelne promienie słońca. Co miał zrobić? Jak miał wytrzymać w zamknięciu do zachodu słońca. Czuł ze zwariuje. Nie rozumiał tego, niczego tak na dobrą sprawę ostatnio nie rozumiał. W jego życiu jak i w życiu jego kompanów, wiele się ostatnio zmieniło. Szara egzystencja jaką do tej pory prowadzili zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni i nie miał pojęcia czy powinien się cieszyć, czy płakać z tego powodu. Wszystko byłoby dobrze gdyby Roxy, na pozór zwykła wampirzyca, nie skradła jego serca i nie namieszała w życiu. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek odnajdzie kobietę, która będzie dla niego tak bardzo ważna jak Sara dla Alexa. W głębi duszy zazdrościł przyjacielowi, teraz zdał sobie sprawę jak jemu brakowało takiej osoby. A w tej chwili mógł ją stracić. Mógł jej więcej nie zobaczyć i ta myśl sprawiała, że kulił sie w sobie ze strachu jak niedoświadczony chłopiec. Modlił się do Boga, żeby Roxy nic się nie stało i miał głęboką nadzieję, że tym razem Stwórca go wysłucha….
***
Roxy ukryła się czym prędzej w jednym z opuszczonych magazynów na obrzeżach miasta. Promienie słoneczne mocno dawały o sobie znać. Mimo iż Roxy jako jednak z niewielu wampirów miała skórę mniej wrażliwą na promienie słoneczne, to i tak o tej porze dnia odczuwała jego skutki. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Od razu uderzyła w nią woń wilgoci i kurzu. Przeszła ostrożnie po pomieszczeniu omijając skutecznie miejsca w których słońce przedostawało się przez okna. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek na czym mogłaby usiąść. Jej wzrok padł na pustak leżący na środku magazynu. Podeszła do niego i kopnęła z całych sił. Cegła przesunęła się po ziemi i z hukiem uderzyła o najbliższą ścianę. Dziewczyna podeszła do niej i usiadła. Przeczesała włosy palcami i odetchnęła głęboko. Czuła się fatalnie. Nie tylko dlatego, że naraziła Sarę na niebezpieczeństwo. Miała wyrzuty sumienia przez to jak potraktowała Tegana. Wiedziała, że miała jednak innego wyjścia. Nie puścił by jej gdyby nie rzuciła nim o ścianę. A musiała się stamtąd wydostać. Nie była w stanie dłużej tam przebywać. Zawiodła znowu. Po raz kolejny okazała się niedoświadczonym podlotkiem , na którego nie można liczyć i który wciąż popełnia nowe błędy, które kosztują każdego bardzo wiele. Dzisiaj Sara mogła przez nią zginąć. Chciała jej pomóc, ale powinna była najpierw się zastanowić. Przewidzieć, że może nie dać sobie sama rady jeśli pojawi się nieoczekiwanie jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Zamiast tego jednak była tak pewna siebie i zaślepiona, że naraziła kobietę księcia na niebezpieczeństwo. Tego nigdy by sobie nie wybaczyła. Należała jej się kara. Taka jak za wszystko co robiła. Nigdy niczego nie potrafiła zrobić dobrze. Zawsze wytykano jej błędy i mówiono, że jest do niczego i to była prawda. Niepotrzebnie zgłosiła się do pomocy. Przecież wiedziała, że nie pomoże a tylko może zaszkodzić. Jednak coś niewytłumaczalnego ciągnęło ją w to miejsce, do Bostonu. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał, że musi tu przyjechać. Nie rozumiała tego wtedy, teraz była świadoma, że ten głos ciągnął ją do Tegana. Najbardziej czułego, opiekuńczego i radosnego wampira jakiego w życiu spotkała. Zwalał ją z nóg tym swoim ciepłym, uwodzicielskim uśmiechem i spojrzeniem tak gorącym i intensywnym, że zapierało jej dech w piersi. Był inny od wampirów jakie do tej pory spotkała. Miał w sobie zarówno ciepło i dobroć, jak również namiętność i pasję. Widziała to kiedy szykował się do walki. Widziała błysk w jego oku kiedy mógł się na coś przydać i powstrzymać tych, którzy zagrażali księciu lub śmiertelnikom. Ten sam błysk dostrzegała kiedy na nią patrzył. Przeszywał ją na wylot tym swoim spojrzeniem i powodował, że miała nieodpartą ochotę całować go przez cały czas. Mogła się od niego wcale nie odrywać. Jednak zdawała sobie sprawę, że Tegan zasługuje na kogoś lepszego niż ona. Była nikim. Plebsem na który nawet nie warto splunąć. Czy nie to miała wbijane do głowy przez lata? Czy nie od tego uciekła? Mimo to te słowa i czyny jej „mistrza” odcisnęły nieodwracalnie piętno na jej psychice i bała się, że już nigdy nie uda jej się od tego uwolnić. Była niewystarczająco silna, by sobie z tym poradzić i walczyć. Zawsze tak było i to bardzo bolało.
Po jej policzku spłynęła samotna łza. Nigdy nie czuła się nikomu potrzebna, zawsze była samotna. A teraz kiedy ma przyjaciół i ma być dla nich oparciem, zawiodła. Otarła łzę wierzchem dłoni w wstała gwałtownie. Zaczęła chodzić niespokojnie po magazynie, aż do jej wyczulonych nozdrzy dotarł znaj mony zapach. Woń, którą z całych sił pragnęła zapomnieć. Zapach, którego szczerze nienawidziła. Odwróciła się w tamtą stronę i jej oczom ukazał się ten, który uczynił z jej życia piekło. Stanął kilka metrów przed nią i zaśmiał się szyderczo.
- Kto by pomyślał, Roxy – zadrwił i podszedł do niej bliżej oglądając ją od stóp do głowy – nie sądziłem, że okażesz się taka cwana. Uciekłaś a później wywiodłaś wszystkich w pole pozorując swoją śmierć – zaśmiał się drwiąco. Roxy uniosła wyzywająco podbródek, ale nie odezwała się słowem. Obserwowała go tylko uważnie – nie sądziłem, że tak mnie zdradzisz – cmoknął kręcąc głową – tak okazujesz swoją wdzięczność? – zapytał.
- Za co mam być wdzięczna? – prychnęła Roxy odważnie – za lata cierpienia, bólu i poniżania? Wybacz, ale jakoś nie potrafię – warknęła a jej oczy rozbłysły czerwonym ogniem.
- Stałaś się bardzo pyskata. Ciekaw jestem, który z wampirów tak na Ciebie działa? – powiedział kpiąco – Aaidan? Dante? Nie? – próbował wyprowadzić ją z równowagi – a może Tegan? – Roxy warknęła cicho zaciskając mocno zęby. Lucien uniósł brwi zaciekawiony – a jednak się nie myliłem. Zbratałaś się z wrogami i jeszcze pozwoliłaś by cię bzykał – zadrwił.
- Nic ci do tego – rzuciła wściekła.
- Nie? A mnie się wydaje, że dużo mi do tego. Alex razem z tymi swoimi wampirzymi pachołkami bardzo działają mi na nerwy. A doskonale wiesz, że nie lubię jaki mnie ktoś wkurza – powiedział a jego oczy zabłysły. Gwałtownie szarpną dłonią i Roxy z hukiem uderzyła o przeciwległą ścianę. Upadła na ziemię i z trudem uniosła się na łokciu. Lucien podszedł do niej. Chwycił ją za podbródek i uniósł jej twarz ku sobie – to może ci przypomnę kto jest twoim panem a przy okazji będziesz moją żywą wiadomością dla moich wrogów – zaśmiał się i uderzył Roxy z całej siły aż wylądowała na drugim końcu magazynu… |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:50:06 29-08-11 Temat postu: |
|
|
dubel
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 18:31:23 02-09-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:29:52 02-09-11 Temat postu: |
|
|
Tengan bardzo martwi się o Roxy... Naprawdę mu zależy... Ech, biedaczek...
Dobrze, że sobie tak szczerze pogadali...
Roxy zdecydowanie zbyt surowo siebie ocenia... W końcu każdemu zdarza się popełniać błędy...
Boże, Lucien ją znalazł... Mam nadzieję, że ktoś ją uratuje, bo będzie źle... Nie chcę, żeby Roxy coś się stało...
Czekam na dalszy ciąg... |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:03:52 04-09-11 Temat postu: |
|
|
Jestem i ja
Bardzo się ucieszyłam jak zobaczyłam tu w końcu nowy odcinek i przeczytałam go od razu, ale wiesz jak to czasem bywa z komentowaniem? Nie będę owijać w bawełnę i prosto z mostu powiem, że zwyczajnie mi się nie chciało.... przepraszam ^^
Nadal nie widzę Tegana i Roxy jako pary, w sumie sama nie wiem dlaczego, ale jakoś tak... po prostu nie i już I nadal jej nie lubię choć też nie potrafię powiedzieć dlaczego. W każdym razie, jeśli coś jej się stanie, a wszystko na to wskazuje, to boję się myśleć co pocznie biedny Tegan.... Jego uwielbiam - ale to już wiesz
Pozdrawiam :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:59:50 16-09-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za komentarze :* Nie wiem jak to się stało, że nie odpowiedziałam na nie, ale obiecuję się następnym razem zreflektować.
A teraz zapraszam na kolejny odcinek
ODCINEK 38
- Jak się trzyma Tegan? – zapytał Ian przyjaciół kiedy wyszli z kwatery po zachodzie słońca, by się pożywić i patrolować ulice. Dante westchnął i pokręcił głową.
- Bardzo mu zależy na Roxy – stwierdził i przetarł oczy dłonią – znam go od wieków, jest dla mnie jak brat. Nie możemy go stracić – powiedział i spojrzał na Vicenta zamglonymi oczami. Wampir milczał i patrzył gdzieś przed siebie – boję się pomyśleć co się stanie jeśli Tegan nie poradzi sobie z jej odejściem. A co jeśli coś jej się stało? Chryste… – przeczesał włosy palcami – on tego nie przeżyje.
- Oddałbym wszystko…. – zaczął Vin i odchrząknął - ..oddałbym wszystko żeby wiedzieć gdzie jest Roxy – dokończył i spojrzał Dantemu w oczy z bezradnością – jest częścią mojej rodziny – powiedział ze smutkiem. Przymknął oczy i odetchnął z ulgą – uratowała mi kiedyś życie….. – zawiesił głos i pognał przed siebie z wampirze szybkością. Chwilę później stał na jednym z dachów budynków mieszczących się przy rzadko uczęszczanych ulicach Bostonu. Spojrzał w górę i zapatrzył się na księżyc. Po chwili usłyszał jak Dante i Ian stają obok niego.
- Jakiś czas temu… – zaczął cichym głosem – wybraliśmy się z Rexem i Robbym na patrol naszych ulic. Jak to zwykle było napatoczyła się grupa żądnych krwi. Zaczęliśmy z nimi walczyć, ale jeden uciekł – Vincent zmrużył oczy jakby starał się przywołać obrazy z tamtej nocy – pognałem za nim i wpadłem w pułapkę – zaśmiał się, ale bez cienia wesołości – czekali na nas. Wiedzieli, że patrolujemy te ulice i myśleli, że mogą się nas pozbyć. Dałbym radę gdyby nie zatrute ostrze, które drasnęło mi skórę. Z każdą sekundą opadałem z sił, a ich zbierało się coraz więcej. Zanim Rex i Robby zdążyli rozprawić się z tamtymi, ja mogłem już nie żyć. Wtedy pojawiła się Roxy – uśmiechnął się łagodnie i spuścił głowę – nie sądziłem, że kobieta może być tak dobra w walce. Zazwyczaj wampirzyce jakie znałem wolały przesiadywać w rezydencjach, korzystać z uroków życia, bawić się na salonach. Roxy była inna – włożył dłonie w kieszenie i przez chwilę nie powiedział słowa – była w niej dzikość, agresja i strach. Miała w oczach tak ogromny strach, jakiego jeszcze nigdy nie widziałem w życiu – przyznał – nie pozwoliła się do siebie zbliżyć, była nieufna i małomówna. Nie udało mi się wtedy z nią porozmawiać. Po prostu uciekła. Kilka dni później pojawiła się pod moją kwaterą. Opowiedziała swoją historię a ja obiecałem udzielić jej schronienia i tak już zostało – powiedział i przetarł oczy dłonią – była dla nas skarbem, który chroniliśmy. Nigdy nie pozwoliliśmy by stała jej się krzywda. Czasem znikała na kilka dni, ale zawsze wracała – przyznał – Roxy bardzo się od nas różni. Była trzymana w zamknięciu, bita i zahukana. Zdarza się, że jest irytująca, ma specyficzny styl bycia. Potrafi być bezpośrednia, bezczelna i pewna siebie, ale to tylko maska, którą przybiera. W głębi duszy jest zagubiona, wystraszona i bardzo wrażliwa. Trzeba ja tylko poznać i dać jej szansę. Nikt z nas nie jest idealny – powiedział i spojrzał Dantem w oczy – nie mogę jej stracić i doskonale wiem co czuje Tegan. Może nie kocham tej dziewczyny taką miłością jak Tegan, ale jest moją małą Roxy i zabiję każdego kto zrobi jej krzywdę – warknął a jego oczy błysnęły czerwienią.
- I mam nadzieję, że wiesz, że możesz na nas liczyć. Nie zostawimy tak tego. Znajdziemy ją – powiedział Dante szczerze. Jego oczy błysnęły a twarz pozostała nieruchoma. Vincent chciał coś powiedzieć, ale do uszu całej trójki doszedł czyjś cichy krzyk. Nie zastanawiając się dłużej pognali w tamto miejsce. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować dobyli broni i rzucili się na grupę wampirów, która atakowała jedną kobietę. Była przytomna i próbowała się podnieść z ziemi. Dante sięgnął po swoją kuszę i wymierzył w wampira, który rzucił się na niego z pazurami. Vincent wyjął broń palną z kabury i strzelił do jednego z wampirów tytanowymi kulami. Wampir zacharczał po czym pozostał po nim tylko proch. Ian wbił miecz w ciało kolejnego żądnego krwi. Wampir kłapnął kłami a jego oczy zalśniły czerwienią. Ian uśmiechnął się cynicznie i wyjął miecz, a ciało wampira obróciło się w proch. Dante wycelował w kolejnego, ostatniego już wampira, który stał do niego tyłem. Już miał strzelić kiedy coś uderzając z hukiem w ziemię mocno go oślepiło. Osłonił oczy przed światłem. Wampir żądny krwi stał trafiony przez piorun. Po chwili niewidzialna siła uniosła go w górę i zakręciła nim jak szmacianą lalką. Usłyszeli tylko wściekły ryk, a po chwili jego ciało zamieniło się w proch. Światło znikło, a proch rozsypał się po całej ulicy. Dante opuścił dłoń i ujrzał tę samą kobietę, która leżała na ziemi kiedy przybyli. Stała przed nimi w rozkroku, po chwili zachwiała się i oparła o ścianę. Rude włosy zasłoniły jej twarz. Oddychała ciężko. Dante zmarszczył brwi i spojrzał na przyjaciół. Vincent wzruszył tylko ramionami i wszyscy trzej powoli zaczęli się do niej zbliżać.
- Nie radzę do mnie podchodzić – ostrzegła surowym tonem i zza rudych kosmyków Dante ujrzał szare oczy. Błysnęły światłem, ale nie przestały ich obserwować.
- Nie mamy zamiaru zrobić ci krzywdy – powiedział Dante. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego ostrożnie.
- Kim jesteś? – zapytał Vincent i złożył ręce na piersi. Dziewczyna obrzuciła ich kolejno surowym wzrokiem i prychnęła.
- Kolejne wampiry? – zapytała z ironią – ile się was namnożyło na tym cholernym świecie – syknęła przez zęby. Dante przyglądał jej się przez chwilę. Nie zastanawiając się dłużej podszedł do niej i ujął jej podbródek zmuszając delikatnie by na niego spojrzała. Była zaskoczona i tylko dlatego posłusznie uniosła wzrok i napotkała jego ciepłe niebieskie oczy. Uśmiechnął się delikatnie a pod dziewczyną ugięły się kolana. Szybko jednak się opamiętała i odepchnęła jego dłoń.
- Nie dotykaj mnie! – warknęła.
- Kim jesteś? – zapytał ponownie Dante.
- Nie twój interes – rzuciła złośliwie. Dante roześmiał się serdecznie i pokręcił głową.
- Ruda, chcemy tylko wiedzieć kim jesteś. Nie zrobimy ci krzywdy – zapewnił i spojrzał jej szczerze w oczy – powiedz jak się nazywasz – poprosił. Dziewczyna jak zahipnotyzowana patrzyła na jego twarz. Otaksowała wzrokiem jego ciało i spojrzała ponownie w oczy. Uśmiechnęła się cynicznie.
- I tak się dowiecie prawda? – przechyliła głowę, ale jej twarz przybrała nieufny, zacięty wyraz bez cienia wesołości.
- Ależ oczywiście – powiedział Ian i uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Katia Serano – powiedziała. Dante otworzył szeroko oczy i spojrzał na zdezorientowanych przyjaciół. Vincent milczał i tylko przyglądał jej się z zaciekawieniem.
- Mówisz poważnie? – zapytał Ian. Dziewczyna zerknęła na każdego z wampirów po kolei i kiwnęła głową.
- Chryste…. – wyszeptał Dante i przeczesał włosy palcami.
- Co jest? – zapytała dziewczyna i spojrzała Dantemu w oczy. Pierwszy odezwał się Vincent.
- Czy twoje ciotki to wiedźmy Serano, które zostały zamordowane prawie cztery miesiące temu we własnym domu? – zapytał bez ogródek. Mięśnie Katii napięły się jak struny. Jej oczy zalśniły łzami a na twarzy pojawił się ból i wściekłość.
- Skąd o tym wiecie? – zapytała patrząc wyczekująco na Dantego.
- Czyli jednak jesteś ich krewną – stwierdził.
- Gadajcie skąd o tym wiecie? Mieliście coś wspólnego z ich śmiercią? – zapytała a jej oczy przybrały niebezpieczny wyraz i zaczęły dziwnie błyszczeć. Dante uniósł ręce starając się ją uspokoić.
- Spokojnie – powiedział – nie mamy nic wspólnego z ich śmiercią. Powiedz mi tylko czy znałaś Lilith Grasse? Ich przyjaciółkę? – Katia spojrzała na niego nieufnie.
- Znałam – potwierdziła – ale nie rozumiem o co wam chodzi. Ostrzegam, że nie dam się zabić.
- Nikt nie ma takiego zamiaru – zapewnił ją Vincent – wnuczka Sara Grasse jest pod naszą opieką – powiedział – jej babka została zamordowana przez wampiry, które teraz na nią polują. Podejrzewamy, że śmierć twoich krewnych też ma coś wspólnego z tą sprawą. Nie wiemy tylko co – wytłumaczył. Katia patrzyła na nich z niedowierzaniem. Zmarszczyła brwi i rozluźniła się nieco.
- Sara jest u was? – zapytała z nadzieją. Kiedy Dante kiwnął głową, odetchnęła głęboko i przeczesała włosy palcami – Boże drogi…..szukałam jej odkąd dowiedziałam się, że jej babka nie żyje – przyznała i spojrzała na Dantego – wszystko z nią w porządku? – zapytała.
- Jest pod najlepszą opieką jaką mogła mieć – powiedział pewny siebie. Katia przymknęła powieki a kiedy je otworzyła jej oczy były łagodne i dopiero teraz Dante dostrzegł zmęczenie i ból.
- Jeżeli jesteś rodziną tych czarownic i znacz Sarę to grozi ci niebezpieczeństwo – powiedział rzeczowo Ian.
- I to nie takie jak w tej uliczce, tylko bardziej śmiertelne – zauważył Vincent.
- Radziłam sobie do tej pory – powiedziała i natychmiast się wyprostowała – oni zabili moją rodzinę, nie podaruję im tego – dodała z determinacją. Dante przyglądał jej się przez chwilę, uśmiechnął się.
- Czy wy czarownice wszystkie jesteście takie uparte? – zapytał po chwili obdarzając ją namiętnym spojrzeniem. Katia poczuła mrowienie w dole brzucha, a jej serce znacznie przyspieszyło rytm. Dante uniósł brew a kącik jego ust podjechał ku górze. Dziewczyna spuściła wzrok, bo poczuła, że przestaje kontrolować swoje ciało a na twarzy pojawiły jej się rumieńce.
- To akurat rodzinne – uśmiechnęła się i uniosła odważnie oczy.
- Uwierz nam, że my też zrobimy wszystko by pomścić ich śmierć – powiedział Dante a jego oczy zabarwiły się czerwienią. Wcale nie zamierzał tego ukrywać – Lilith była dla nas jak matka. A Sara jest….- zawiesił na chwilę głos i spojrzał na nią. Wiedział, że na razie nie powinien jej tego mówić - … jest naszą przyjaciółką …. i ……
- Sara jest Feniksem – stwierdziła zanim Dante zdołał dokończyć.
- Skąd o tym wiesz? – zapytał Vincent z zaciekawieniem.
- Moje ciotki wiedziały, że coś się do nich zbliża. Opowiedziały mi całą historię Sary i prosiły bym pojechała do Lilith i jej wnuczki. Miałam być tam bezpieczna. Zanim jednak udało mi się do nich dotrzeć moje ciotki już nie żyły, a później Lilith została zamordowana. Nigdy nie dowiedziałam się gdzie mam szukać Sary. Wyruszyłam więc mają w ręku jedynie magię i zaczęłam jej szukać modląc się żeby jeszcze żyła – powiedziała i oparła się plecami o ścianę – cieszę się, że w końcu mi się to udało.
- Katia zabierzemy cię do niej, damy ci ochronę, której teraz obie potrzebujecie – powiedział Dante i podszedł do niej patrząc w oczy – przysięgam, że pomścimy twoje ciotki i Lilith, a wam nic się nie stanie – Katia spojrzała mu w oczy i przez chwilę milczała. Dante myślał, że będzie musiał ją przekonywać w nieskończoność a i tak w ostateczności zabierze ją siłą do kwatery. Pamiętał jak to wyglądało w przypadku Sary. Nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Była niezależna i uparta, podobnie jak Katia. Jakież było jego zdziwienie kiedy Katia kiwnęła głową i westchnęła.
- W porządku – zgodziła się i uśmiechnęła delikatnie.
- Dobra, skoro wszystko ustalone to ja proponuję zakończyć ten wieczorek zapoznawczy, bo musimy wracać do kwatery. Alex zacznie się denerwować – zauważył słusznie Ian.
- Dobra, zabierajmy się stąd – zawtórował mu Vincent. Dante podał dłoń Katii. Dziewczyna podała mu ją i nim się zorientowała znalazła się w jego ramionach i po kilku sekundach stała przed wielką rezydencją. Rozejrzała się dookoła ostrożnie.
- Gdzie jesteśmy? – zapytała nieufnie.
- W naszej kwaterze. Tu nic ci nie grozi – powiedział i chwycił ją za dłoń prowadząc schodami do wejścia. Nim którykolwiek zdążył sięgnąć klawiatury, by wpisać kod drzwi się otworzyły i stanął w nich Alex.
- Gdzie się podziewaliście? – zapytał wchodzących do środka Iana i Vincenta.
- Mieliśmy mały problem – powiedział Vin i uśmiechnął się. Wzrok Alexa padł na Dantego i rudowłosą, młodą dziewczynę. Zmarszczył brwi, a Dante wysłał mu telepatyczną wiadomość. Po chwili książę kiwnął głową i wpuścił ich do środka. Katia rozejrzała się z zaciekawieniem po ogromnym holu. Nie wiedziała czego się spodziewała przybywając do kwatery wampirów. Sądziła że pod sufitem wiszą trumny, wszędzie jest krew, pajęczyny i świece? Zganiła się w duchu. To niedorzeczne, ale to co zobaczyła przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Było przytulnie, przestronnie i skromnie. Nie było przepychu, ani niczego co było całkiem zbędne. Zero luster, dekoracji. Na pozór zwykły dom, a jednak jego mieszkańcy wcale nie byli tacy zwykli. Jej wzrok padł po chwili na przyglądającym jej się Alexie. Mierzył ją wzrokiem i milczał. Zarumieniła się delikatnie, bo zachowała się jak idiotka. Pewnie doskonale zdawał sobie sprawę, że jest zaskoczona tym co zobaczyła.
- Przepraszam – podała mu dłoń – nazywam się Katia Serano.
- Wiem – powiedział Alex a jego oczy błysnęły płynnym złotem. Było w tym spojrzeniu ciepło, ale i siła – miło mi cię gościć. Nazywam się Alex – Katia tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi – więc jesteś rodziną czarownic Serano?
- Tak – przytaknęła – Eliza i Ramona to były moje ciotki – wyjaśniła a w jej oczach zabłysły łzy. Szybko zamrugała by je powstrzymać – znałam też Lilith i Sarę. Szukałam jej, bo ciotki mnie o to poprosiły. Zanim udało mi się wyruszyć zginęły a później Lilith. Nie wiedziałam gdzie mieszka Sara.
- Ucieszy się, że znów się spotkacie – powiedział i uśmiechnął się serdecznie.
- Wiem też kim jest Sara i jakie grozi jej niebezpieczeństwo – przyznała. Oczy Alexa błysnęły czerwienią. Gwałtownie odwrócił wzrok i przetarł oczy palcami.
- Tu obje jesteście bezpieczne. Nic wam tu nie grozi, ale musimy stawić czoła tym, którzy chcą was nam odebrać i skrzywdzić. Wampiry tworzą armię, a my musimy ich powstrzymać – powiedział szczerze.
- Możecie na mnie liczyć. Nie popuszczę im. Zabrali mi wszystkich których kochałam, podobnie jak Sarze. Zasługują na coś gorszego niż śmierć – wysyczała przez zęby. Alex kiwnął tylko głową bez słowa. W tym samym czasie po schodach zbiegła Sara. Kiedy jej wzrok padł na Katię stanęła jak wryta w połowie. Nikt się nie odezwał. Alex patrzył z czułością na kobietę, która stała kilka metrów od niego. Zamrugała kilkakrotnie nie wierząc w to co widzi.
- Katia? – zapytała szeptem a kiedy dziewczyna kiwnęła głową Sara zbiegła ze schodów i wpadła jej w objęcia. Stały tak przez chwilę ciesząc się ze spotkania – Boże…. – wyszeptała Sara i ujeła twarz Katii w dłonie – jak dobrze, że żyjesz. Co ty tu robisz? – zapytała. Katia przeczesała włosy palcami.
- Moje ciotki opowiedziały mi twoją historię i kazały cie odnaleźć. Chciały mnie ochronić bo doskonale wyczuwały, że coś im zagraża. Nie wiedziałam tego wtedy a kiedy się zorientowała było już za późno. Kiedy wyruszyłam żeby cie znaleźć dowiedziałam się że twoja babka również nie żyje.
- Zamordował je ten sam wampir – powiedziała Sara i odsunęła się o krok. Alex położył jej dłonie na ramionach starając się dodać otuchy – widziałam śmierć twoich ciotek i mojej babki we śnie – przyznała. Katia nie wyglądała na zdziwioną.
- Wiem, to część twojego daru – uśmiechnęła się – wiem, że jesteś Feniksem Saro i wiem jak ci pomóc byś opanowała swoje moce – dodała. Zanim jednak Sara zdążyła cokolwiek zrobić w kwaterze rozległ się alarm. Wszystkie wampiry w kwaterze zbiegły się w gabinecie z którego można było wejść do sekretnego pokoju z bronią i komputerami. Aaidan błyskawicznie usiadł przy biurku. Obrzucił Katię zaciekawionym spojrzeniem po czym wklepał coś na klawiaturze. Na każdym z ekranów pojawił się inny obraz, pokazujący różne części placu i rezydencji.
- Tam – powiedział Dante wskazując na jeden z monitorów pokazujący podjazd i wejście do rezydencji. Intruz szedł powoli, chwiejąc się na boki. Okryty był czarną peleryną z kapturem. Alex obserwował kolejno każdy monitor szukając jakiś sygnałów, że to pułapka. Tegan patrzył na przybysza i nagle znieruchomiał. Do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach. Spojrzał przerażony na Alexa.
- Chryste…..to Roxy – powiedział i ruszył do drzwi.
NOWA POSTAĆ:
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 23:23:02 16-09-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:04:19 18-09-11 Temat postu: |
|
|
Jak zwykle, przeczytałam już jakiś czas temu, ale jak zwykle nie mogłam się zabrać do komentarza...
Pojawiła się kolejna czarownica i albo mi się wydaje, albo Dante poczuł do niej tzw. miętę przez rumianek
I nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że powrót Roxy nie wróży nic dobrego, ale może się mylę? Chociaż byłoby całkiem interesująco, gdyby okazało się, że będzie szpiegiem Luciena...
Jak zwykle z niecierpliwością czekam na new
Buziaki;* |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:37:37 18-09-11 Temat postu: |
|
|
Dzieje się, oj dzieje... Pojawia się Katia, czarownica, dobra znajoma Sary... Dante chyba faktycznie się nią zainteresował...
No i wróciła Roxy... Bardzo mnie zastanawia, czy jest ona szpiegiem Luciena, czy może udało jej się zbiec? Chociaż w to drugie raczej wątpię...
Czekam na dalszy ciąg...
No i zapraszam do siebie... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:53:00 18-09-11 Temat postu: |
|
|
No cóż nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić na kolejny odcinek
ODCINEK 39
- Chryste…..to Roxy – powiedział i ruszył do drzwi.
- Tegan! – wrzasnął książę i pobiegł za przyjacielem. Zagrodził mu drogę gdy ten chciał wpisać kod otwierający drzwi – to może być pułapka – ostrzegł. Tegan posłał mu wściekłe spojrzenie, jednocześnie pełne bólu.
- A jakby chodziło o Sarę? Uważasz, że mnie powstrzymasz? – zapytał patrząc mu w oczy – nic ani nikt by cie nie powstrzymał. Proszę cie więc: odsuń się – dodał, przez chwilę mierzyli się na spojrzenia, po czym Alex odsunął się od drzwi. Tegan szarpnął je w momencie kiedy Roxy stała w progu. Nim zdążył coś powiedzieć wampirzyca osunęła się w jego ramionach – Roxy? – wyszeptał i ułożył ją delikatnie na podłodze. Zdjął jej kaptur i zamarł. Twarz Roxy przypominała boksera po walce. Popękana skóra, krew, siniaki, zadrapania i opuchnięcia – Chryste…. – po jego policzku popłynęła samotna łza. Spojrzał na Alexa, który ukląkł po przeciwnej stronie. W oczach wampira była furia i strach. Powoli odsunął poły płaszcza i zacisnął na nim palce kiedy oglądał jej ciało – ten suk***n skatował ją do nieprzytomności – warknął przez zęby. Nie było centymetra na jej ciele, które byłoby nie poranione. Roxy ruszyła palcem i Tegan delikatnie ujął jej dłoń. Dziewczyna bezgłośnie poruszyła wargami.
- Nic nie mów – poprosił i bardzo ostrożnie wziął ją na ręce.
- Zanieś ją do sypialni – poprosiła Sara. Tegan spojrzał na nią niepewnie – rób co mówię – dodała stanowczo. Tegan bez słowa ruszył schodami na górę. Kiedy znalazł się w sypialni ułożył Roxy na łóżku. Spojrzała na niego spod mrużonych powiek i wyszeptała:
- Lucien….. – zakaszlała i skrzywiła się z bólu. Po jej skroni spłynęła samotna krwawa łza.
- Wiem – powiedział Tegan i zacisnął palce na prześcieradle. Roxy spojrzała na Alexa – chciał…..żebym was……zdradziła…….- westchnęła i oblizała wargi - …..kiedy odmówiłam ……powiedział……że to będzie wiadomość…….dla Ciebie……. – przełknęła ślinę i zamilkła na moment. Alex uniósł wzrok i spojrzał z przerażeniem na Tegana. – Alex….. – wychrypiała – Sara…….jemu była przeznaczona……zaingerowałeś…w przeznaczenie…… - dodała – on nie…..odpuści dopóki jej ……nie dostanie…..wzywa cie……w noc pełni…..- znów zakaszlała. Sara zakryła usta a łzy popłynęły jej po policzkach.
- Odsuńcie się, proszę – powiedziała i podeszła do łóżka wampirzycy. Pochyliła się i zebrała wszystkie siły by lecznicze łzy popłynęły, ale nic się nie działo. Zakręciło jej się w głowie i musiała przytrzymać się łóżka. Alex w mgnieniu oka znalazł się przy niej.
- Cherie … - wyszeptał i odgarnął jej włosy w twarzy. Spojrzała na niego zbolałym wzrokiem.
- Nie dam rady – powiedziała i przymknęła powieki.
- Roxy ma bardzo poważne obrażenia – zauważył Vincent i stanął po drugiej stronie łóżka – pomogę – zaoferował. Alex kiwnął głową i podniósł się – ja też.
- Saro…. – do dziewczyny podeszła Katia – pomogę ci, musisz zapanować nad swoimi mocami – powiedziała.
- W porządku – kiwnęła głową.
- Dobrze – Katia stanęła przy Sarze – gotowi? – spojrzała na Alexa i Vincenta, którzy bez słowa kiwnęli głowami – zamknij oczy – poleciła Katia łagodnym głosem. Położyła jej dłoń na dłoni wampirzycy – znajdź Roxy w sobie i poczuj jej ból – Sara zmarszczyła brwi – skup się na tym – poleciła. Sara odetchnęła głęboko i odnalazła w sobie potworny ból. Czuła go całym ciałem, zupełnie tak jakby to ona była skatowana. Po chwili po policzku Sary spłynęły krystaliczne łzy. Leciały jedna za drugą i lądowały na ranach Roxy. Docierały do krwioobiegu i wspomagały regenerację. Alex i Vincent skupili się i szukali wewnętrznych obrażeń Roxy. Łączyli się w jedno i zasklepiali kolejne rany, leczyli organizm od środka, naprawiali szkody. Kiedy po godzinie było po wszystkim, cała trójka była wyczerpana. Sara opadła na łóżko bo zakręciło jej się w głowie. Katia kucnęła przed nią i ujęła jej podbródek zmuszając by na nią spojrzała - wiem, że jesteś wyczerpana, ale postaraj się wyłączyć emocje. Zamknij oczy – poprosiła Katia. Sara przez chwilę się wahała a widząc zachętę w oczach przyjaciółki, zrobiła o co prosiła – rozluźnij się, poszukaj światła, tlącej się energii – Sara odcięła się od wszystkiego i słyszała w swoich myślach tylko głos Katii. Płynęła gdzieś, ale nie wiedziała gdzie, szukała – szukaj jej. A kiedy ją znajdziesz, sięgnij po nią i pozwól by cię wypełniła – szukała więc, a kiedy zobaczyła jasne, słabe światło, tlącą się energię sięgnęła po nią i pozwoliła by ją wypełniła. Czuła ciepło i spokój. Czuła jak wracają jej siły, jak jej ciało nabiera witalności i energii. Kiedy czuła, że wystarczy powoli się wycofała i otworzyła oczy. Błyszczały pomarańczowo –żółtym światłem. Katia uśmiechnęła się do niej delikatnie. – Świeciłaś jak żarówka – zaśmiała się – jak się czujesz?
- Bardzo dobrze – uśmiechnęła się i spojrzała na Alexa. Jego oczy błyszczały czerwienią. Podobnie jak oczy Vincenta. Wiedziała, że kiedy ona szukała energii, on i Vin otrzymali krew od przyjaciół, by odzyskać siły. Powoli przeniosła wzrok na Roxy. Wyglądała już o niebo lepiej. Na jej ciele nadal były zadrapania i siniaki, ale ciało nabrało zdrowszego koloru.
- Powinna odpocząć – powiedziała Sara i wstała.
- Ktoś powinien ją nakarmić – powiedział Alex i spojrzał na Tegana.
- Ja to zrobię – powiedział stanowczo i usiadł na łóżku przy Roxy. Wszyscy posłusznie wyszli z sypialni i każde ze smutkiem skierowało się w swoją stronę.
- Mam nadzieję, że ona z tego wyjdzie – powiedziała Katia.
- Ja też mam taką nadzieję – odparła Sara. Uniosła wzrok i poszukała Alexa. Stał kilka metrów dalej i dyskutował z Dantem. Sara widziała jak jego oczy błyszczą czerwienią, jak na twarzy maluje się ból i furia. Dante starał się go uspokoić. Alex pokręcił głową i skierował się do swojej sypialni trzaskając drzwiami. Dante ze smutkiem odprowadził go wzrokiem po czym skierował się w stronę dziewczyn – co się stało? – zapytała Sara.
- Wyrzuca sobie, że to jego wina – powiedział Dante i przeczesał włosy palcami.
- Porozmawiam z nim – powiedziała Sara i zwróciła się do Katii – poradzisz sobie?
- Jasne, idź – dziewczyna uśmiechnęła się do niej. Sara kiwnęła głową i ruszyła do sypialni Alexa – czy Sarę i Alexa łączy coś więcej niż przyjaźń? – zapytała nagle Katia i spojrzała Dantemu w oczy. Wampir westchnął i opierając się o ścianę osunął się na podłogę. Katia usiadła obok niego.
- Tak. Widzisz Alex jest naszym księciem, przywódcą naszej Rasy. Jak my wszyscy walczy z tymi, których ogarnęła żądza krwi – zaczął – codziennie w nocy wychodzimy na ulice Bostonu by walczyć z naszymi braćmi, którzy nie stosują się do zasady, ze nie wolno zabijać ludzi. Mimo tego, że Alex tak wiele robi dla nas i ludzi przez wieki zarzuca sobie, że jest bestią. Krwiopijcą, który kiedyś zabijał ludzi. Nie potrafi sobie tego wybaczyć. Pierwszą osobą, która go z tego rozgrzeszyła była Lilith – powiedział i wbił wzrok w ścianę naprzeciwko – przekonała go, że jest wartościowy, dała mu przyjaźń udowadniając, że nie jest potworem. Kiedy Lilith zabrakło myśleliśmy, że Alex się nie pozbiera, ale kiedy poznał Sarę wszystko jeszcze bardziej się zmieniło. Stracił dla niej głowę. Stała się jego siłą i słabością. Często się kłócą, ale Sara nigdy nie oskarża go o to kim jest. Wścieka się o bardziej przyziemne sprawy. O to, że ją okłamał, zataił prawdę, zadecydował za nią – zaśmiał się – i tym zdobyła jego serce. Potrafi walczyć o swoje, ale nigdy go nie oceniła. To wiele dla niego znaczy. Zakochał się w niej – powiedział i spojrzał na Katię – może to niedorzeczne, ale właśnie tak jest. Świata poza nią nie widzi – otaksował Katię wzrokiem i znów spojrzał przed siebie – poza tym okazało się, że każdemu z nas przeznaczona jest jedna kobieta, która może się z nami związać i urodzić nam dzieci.
- A skąd wiecie, która to ? – zapytała Katia patrząc na niego. Dante leniwie przeniósł na nią wzrok. Przez dłuższą chwilę, która zdawała się trwać wieki wpatrywał się w jej niesamowicie szare oczy – tracimy całkiem głowę dla tej jednej kobiety, wariujemy na punkcie jej zapachu – powiedział a jego nozdrza się rozszerzyły – pragniemy ją mieć, uczynić swoją na wieki, chronić. Głupiejemy kiedy nie ma jej obok – Katia odwróciła wzrok nie mogąc znieść jego intensywnego spojrzenia.
- A co jeśli zdecyduje się odejść zanim się połączycie? – zapytała i wlepiła wzrok przed siebie.
- Znajdziemy ją wszędzie. Pójdziemy za nią nawet do piekła jeśli będzie trzeba – odparł zmysłowym tonem – ale jeśli zdecyduje się odejść i żyć bez nas, nie możemy nic na to poradzić. Nie możemy jej do niczego zmusić – dodał i spuścił głowę wzdychając ciężko.
- Zawsze możecie użyć na tych kobietach swoje wampirze sztuczki – powiedziała zaczepnie i spojrzała na niego. Dante wlepił w nią swoje niebieskie oczy i pokręcił głową. Serce Katii wykonało salto kiedy tak na nią patrzył. Tętno przyspieszyło, a w dole brzucha poczuła mrowienie.
- Mylisz się…nasze wampirze sztuczki i hipnoza nie działają na nasze prawdziwe partnerki. Jako jedyne są odporne. Możemy więc zyskać szczęście i miłość, albo wszystko stracić – powiedział z przejęciem i przymknął oczy wdychając jej słodki zapach.
- Więc wszystko co czują jest prawdziwe? – zapytała niepewnie i patrzyła na niego wyczekująco. Przełknęła głośno ślinę.
- Absolutnie – wyszeptał i zerknął na jej usta. Jego oczy błysnęły delikatnie. Katia przez dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy. Rozchyliła wargi, co sprawiło, że Dante powstrzymał jęk. Nie przestając na niego patrzeć pomniejszała dzielącą ich odległość. Dante chwycił w palce ogniste kosmyki jej włosów i uśmiechnął się uwodzicielsko patrząc jej w oczy. Bestia w nim wyrywała się do niej. Chciał jej posmakować. Pragnął jej chociaż znał ją zaledwie od dwóch godzin. Zganił się w duchu, ale nic to nie dało. Kiedy poczuł jej usta przy swoich nie potrafił się kontrolować – jesteś pewna tego co robisz? – zapytał poważnie patrząc jej wyczekująco w oczy. Katia jedynie się uśmiechnęła i wpiła się w jego usta. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Poczuła namiętność i pożądanie jakiego nie czuła nigdy w życiu. Nie liczyło się dla niej to, że zna Dantego od niespełna dwóch godzin. Czuła się tak jakby widywała go niemal codziennie. Tak jakby byli starymi znajomymi, kochankami, partnerami. Czuła jak jej serce go nawołuje, jak jej ciało błaga o jego dotyk. Nie wiedziała jak to wytłumaczyć, ale wcale nie miała zamiaru się nad tym teraz zastanawiać. Pragnęła go całą sobą. Najważniejszy był dla niej on. Wampir. Mężczyzna. Był namiętny, arogancki, beztroski. Działał na nią jak żaden. Nigdy. Gdyby jej ciotki to zobaczyły zbeształy by ją za to. Zamknęły w pokoju i odprawiały czary, by zapomniała. Ale ona wiedziała, ze nie udałoby się to za żadne skarby świata. Dante był w niej. Nie wiedziała jaki sposobem się tam znalazł, ale był. Kiedyś nie rozumiała jak babka Sary może przyjaźnić się z wampirami. Pamiętała jak jej ciotki kręciły głowami za każdym razem gdy o nich opowiadała. A teraz sama całowała się z wampirem czystej krwi i pragnęła więcej. Wplótł palce w jej włosy i pogłębił pocałunek. Językiem dotknął górnej wargi drażniąc się z nią. Chwyciła go zębami i zamruczała. Uniosła się lekko, a Dante od razu zorientował się o co jej chodzi. Chwycił ją za biodra i posadził sobie na udach. Przysunął ją do siebie sprawnym ruchem i ujął jej twarz w dłonie kciukiem obrysowując linię szczęki. Oderwała się od niego i patrząc mu w oczy oparła czoło o jego czoło. Oddychała ciężko starając się wrócić do normalnego rytmu.
- Co się ze mną dzieje? – zapytała szeptem.
- To samo co ze mną rudzielcu – powiedział aksamitnym głosem uśmiechając się do niej i taksując wygłodniałym wzrokiem jej twarz – pragnę cie jak wariat – wyszeptał – Chryste…..- jęknął kiedy poruszyła się delikatnie – zaczarowałaś mnie wiedźmo – zażartował i trącił nosem jej nos. Dziewczyna znieruchomiała i spojrzała mu niepewnie w oczy. Dante natychmiast zrozumiał – spokojnie, moje czary na ciebie nie działają – powiedział szczerze – gdyby tak było nie siedzielibyśmy tu, tylko stali pod prysznicem – uśmiechnął się i przekrzywił głowę przekornie.
- Dlaczego mam ochotę zedrzeć z ciebie całe ubranie i kochać się z tobą do upadłego? – zapytała przerażona. Spuściła głowę – Boże …..ja taka nie jestem – wyszeptała i chciała zejść z jego kolan. Przytrzymał ją jednak i ujął za podbródek zmuszając by spojrzała mu w oczy – wyluzuj…. – szepnął i pogładził ją po policzku – wiem co czujesz. Jesteś skołowana, podobnie jak ja. To wszystko stało się tak szybko – powiedział patrząc jej szczerze w oczy – ale to nie zmienia faktu, że jest uosobieniem tego czego pragnę. Kobietą, która została mi dana przez los. Nie ma nic złego w tym co czujesz – uśmiechnął się łagodnie i musnął jej usta w delikatnej pieszczocie. Odwzajemniła pocałunek i przylgnęła do niego jeszcze mocniej.
***
Tegan siedział na łóżku przy Roxy i patrzył jak śpi. Jego oczy zaszły mgłą. O mały włos jej nie stracił. Nie wiedział co by zrobił, gdyby Roxy nie wróciła. Co by się z nim stało gdyby się okazało, że zginęła. A teraz leżała na łóżku i walczyła o życie. Pokręcił głową. Czy to się kiedyś skończy? Najpierw czarownice Serano, później Lilith, Aaidan, Ian a teraz Roxy. Lucien zaczynał przeginać. Był gotów zrobić wszystko byle tylko zdobyć Sarę. Drań! Tegan zawarczał przeciągle. Pogrążony w myślach, nie zauważył nawet, że Roxy się obudziła. Patrzyła na niego spod zmrużonych powiek.
- Tegan…. – wyszeptała i zmarszczyła brwi.
- Nic nie mów – powiedział i pocałował ją w czoło.
- Zaschło mi w gardle…… - wyszeptała - …boli…. – poruszyła się niespokojnie a na jej twarzy pojawił się grymas cierpienia. Tegan przegryzł sobie nadgarstek i podstawił jej by się napiła.
- Musisz się pożywić – powiedział. Kiedy Roxy poczuła zapach jego krwi coś w niej pękło. Oczy zaświeciły czerwienią. Kły wystrzeliły z dziąseł. Zaczęła się trząść, a ból w żołądku był nie do wytrzymania. Czuła się tak jakby coś ją rozrywało od środka. Wiedziała, że coś jest z nią nie tak. Spojrzała na niego zbolałym wzrokiem i wbiła kły w jego skórę. Jęknął z bólu i zmarszczył brwi. Piła zachłannie z jego żył. Kiedy chciał dotknąć jej splątanych włosów łypnęła na niego gniewnie i warknęła głośno. Tegan zawahał się. Coś było nie w porządku.
- Roxy? – spojrzał na nią ostrożni, dopiero teraz dostrzegł jej puste spojrzenie, maskę na twarzy – boże…. – wyszeptał i chciał zabrać nadgarstek, ale Roxy chwyciła go mocniej raniąc mu skórę pazurami. Wbiła je głęboko i nie przestawała pić. Teganowi zakręciło się w głowie. Opadał z sił – Roxy na miłość boską….wystarczy – wychrypiał i przymknął powieki, nie mając siły by się jej sprzeciwić. Kiedy poczuł tępy ból warknął obnażając kły. Widząc to Roxy uniosła się i zawarczała na niego. Korzystając z okazji Tegan wyrwał dłoń i szybko tego pożałował. Roxy wściekła rzuciła nim o przeciwległą ścianę. Tegan szybko się pozbierał, zerknął na swoją ranę na nadgarstku. Cały czas sączyła się stamtąd krew. Przeniósł ostrożnie wzrok na Roxy. Zeskoczyła z łóżka i patrzyła na niego nieobecnym, martwym wzrokiem.
- Roxy … - wyszeptał i spojrzał jej w oczy z miłością i strachem. Nagle dziewczyna oprzytomniała, zamrugała kilkakrotnie i spojrzała na Tegana ze skruchą w oczach. Zakryła dłonią usta, a samotna łza popłynęła jej po policzku. Tegan powoli się podniósł i zrobił krok w jej stronę. Roxy jednak rzuciła się do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Roxy ? – zapukał i nacisnął klamkę. Odpowiedziała mu cisza. Za chwilę usłyszał dźwięk przewracanych mebli i tłuczonego szkła – na litość boską Roxy! – zaczął walić w drzwi, ale nikt mu nie odpowiedział. Starał się otworzyć drzwi siłą umysłu, ale Roxy starannie mu to uniemożliwiła – jasna cholera! Roxy!!! |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:17:53 18-09-11 Temat postu: |
|
|
Jejku, Lucien tak strasznie pobił Roxy... Dobrze, że przeżyła... I wszyscy jej pomogli wrócić do zdrowia...
A jednak.. Wiedziałam, że między Dante i Katią jest coś na rzeczy...
Ciekawe, co zrobi teraz Alex, wiedząc że Sara była przeznaczona Lucienowi? Obawiam się, że szykuje się walka...
Co się nagle stało z Roxy? Czyżby to wina Luciena? Co się z nią stało??
Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:20:09 21-09-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki Nami za komentarz
Czy Roxy powróci do zdrowia to się okaże w najbliższym czasie Jak zapewne zauważyłaś czytając odcinek coś się z nią nagle zaczęło dziać. O tym co takiego dowiesz się już w następnym odcinku
Co do walki to owszem - szykuje się - no, ale można było się tego spodziewać biorąc pod uwagę Luciena i jego zamiary
Także to by było na tyle, nie chcę spoilerować.
Pozostaje mi zaprosić na kolejny odcinek, w którym mam nadzieję pojawią się odpowiedzi na nurtujące Was pytania (przynajmniej częściowo) |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:32:18 22-09-11 Temat postu: |
|
|
Już nie mogę się doczekać Czuję, że będzie baaardzo ciekawie...
No i zapraszam do siebie.... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:45:57 26-09-11 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 40
Lucien siedział w swoim gabinecie i patrzył w zamyśleniu w okno. Roxy na pewno już dotarła do kwatery Alexa. Książę pewnie nie spodziewał się takiej wiadomości od niego. Najgorszy błąd to niedoceniać wroga. Lucien był gotów zrobi wszystko byle tylko dostać Sarę. Należała do niego a Alex się wtrącił jak we wszystko. Tym razem jednak nie odpuści. Będzie walczył z księciem jeśli będzie trzeba. Sara Grasse należała do niego. Jemu była przeznaczona i to jemu miała urodzić prawowitego dziedzica. To jemu miała dać przetrwanie. Miała dać życie prawdziwym wampirom, które z każdym dzień są skazani na śmierć ze strony tych, którzy zapomnieli o swoim prawdziwym pochodzeniu. Zrobili pośmiewisko z ich prawdziwych przodków. Przynoszą wstyd i hańbę tym, którzy dali im życie. Zfrobili wszystko by żyć jak potulne, domowe zwierzątka , które nikomu nie robią krzywdy. Oswojeni idioci.
- Panie – do gabinetu wszedł sługa. Lucien leniwie uniósł wzrok – wampirzyca dotarła do kwatery Alexa – poinformował. Lucien z zadowoleniem kiwnął głową.
- Zbieraj więc armię. Czeka nas wojna – powiedział i spojrzał na wampira – Alex na pewno odebrał moją wiadomość i znając go stawi się o czasie na walkę. Tym razem musze wygrać. Nie pozwolę księciu wziąć tego co mu się nie należy – warknął i wstał gwałtownie podchodząc do okna – Sara należy do mnie.
- A co z Roxy? – zapytał sługa. Lucien uśmiechnął się pod nosem.
- Ta nic nie warta wampirzyca jest już skończona. Jeśli nie umrze z głodu, to Alex będzie sam zmuszony ją zabić – powiedział zadowolony z siebie. Złożył ręce na piersi i spojrzał na wampira – pokaże Alexowi kto tu rządzi. Czasy jego chwały dawno się skończyły – dodał i zapatrzył się na miasto.
***
Sara nieśmiało zapukała do drzwi i mimo, że nie usłyszała zaproszenia, uchyliła je i zajrzała do środka. Alex siedział na łóżku, pochylony do przodu z łokciami opartymi o kolana i splecionymi palcami. Nawet na nią nie spojrzał. Patrzył gdzieś, w jakiś mało znaczący punkt na podłodze. Sara weszła powoli do środka i zamknęła drzwi. Alex nawet się nie poruszył. Dziewczyna przygryzła wargę i podeszła bliżej siadając obok niego na łóżku. Zerknęła na jego profil i przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu. Był wyczerpany. Kolejny mit o wampirach prysł jak bańka mydlana. Myślała, że bez względu na okoliczności wampiry mogą poszczycić się nieskazitelną urodą, twarzą na której nie widać zwykłych ludzkich emocji i zmęczenia. Myliła się i to bardzo. Alex był najlepszym tego przykładem. Tak bardzo wszystkim się przejmował. Brał na swoje barki wszystko co dotyczyło ich rasy i jego bliskich. Nigdy nie odpuszczał. Najważniejsze było dla niego zapewnienie bezpieczeństwa rodzinie. Poświęcał się dla przyjaciół. Za to Sara bardzo go podziwiała. Potrafił odłożyć na bok swoje własne sprawy i potrzeby. Nie był szczęśliwy kiedy choć jedna osoba z jego bliskich cierpiała. Był niezwykłym człowiekiem. Cudowną osobą, która ją kochała. Mężczyzną, który zrobiłby dla niej wszystko. Wiedziała to i musiała to w końcu przyznać otwarcie i świadomie. Zakochała się w nim. Nie sądziła, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale właśnie tak było. Kochała go całym sercem.
Wyciągnęła dłoń i ujęła go za brodę zmuszając by spojrzał jej w oczy. Dopiero teraz zobaczyła jak wielki czuje ból. Jego oczy były zamglone, policzki mokre i czerwone od krwawych łez. Ujęła jego policzek w dłoń i kciukiem otarła czerwoną kroplę. Spojrzała na niego z miłością i czułością. Pragnęła go mocno przytulić i pocieszyć.
- Nie wiń się, proszę – wyszeptała. Alex przymknął oczy i pokręcił głową. Wyswobodził się od jej dotyku i pochylił do przodu.
- Nie potrafię zapewnić bezpieczeństwa swoim bliskim – wyrzucił sobie – gdybym należycie sprawował władzę nad Rasą, cała ta sytuacja nie miałaby miejsca. Zaniedbałem coś, coś przeoczyłem…..jasna cholera! – potarł nasadę nosa – najpierw Lilith, później Aaidan, który ledwo przeżył wybuch, później Ian i Roxy. Jeszcze w międzyczasie zginęli twoi rodzice i ciotki Katii. Kto będzie następny? – warknął a mięsień na twarzy zaczął mu drgać – kogo tym razem skrzywdzi? Ciebie? – zapytał i ukrył twarz w dłoniach. Nie miał odwagi by spojrzeć jej w oczy – powinienem był zabić Luciena wieki temu – wysyczał przez zęby – darowałem mu życie w zamian za wygnanie z Rasy. A teraz kara za to spotyka tych, na których najbardziej mi zależy – dodał i głos mu się załamał.
- Alex to nie twoja wina, że Lucien uparł się by mnie zdobyć – powiedziała i spojrzała na swoje dłonie – pragnie czegoś czego nie może mieć i to ja mogę winić za to siebie, ale tego nie robię. Bo ja nic złego nie zrobiłam – powiedziała, a Alex wstał gwałtownie niesiony bezgraniczną furią.
- Do jasnej cholery! Nie dopilnowałem sprawy do końca. Byłem zbyt słaby by zniszczyć swojego wroga. Nie posłuchałem przyjaciół i teraz tego żałuje. To na mnie mści się teraz Lucien i to przeze mnie cierpią moi najbliżsi – powiedział i spojrzał jej w oczy – to ja, nikt inny, zaingerowałem w przeznaczenie i odebrałem Lucienowi szansę na stworzenie swojego dziedzica – wysyczał z goryczą. Sarę mocno zabolały te słowa. Zmarszczyła brwi i wstała patrząc na Alexa z niepewnością w oczy.
- Żałujesz? – zapytała cicho, ale z wyzwaniem i nie spuszczała z niego wzroku. Alex spojrzał na nią ze skruchą – odpowiedz – zażądała. Alex przymknął powieki i podszedł powoli do dziewczyny. Ujął jej twarz w dłonie i zajrzał głęboko w oczy.
- Na Boga Saro – jęknął – nie żałuję niczego co jest związane z Tobą – zapewnił – gdybym miał cofnąć czas zrobiłbym to samo. Odnalazłbym cię, siłą zabrał do kwatery, kłóciłbym się nawet z tobą jeżeli to miałoby zapewnić ci bezpieczeństwo….
- No tak, przecież obiecałeś – powiedziała z bólem i spuściła wzrok. Alex ujął jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała.
- zrobiłbym to wszystko gdyby to miało cie do mnie ponownie zbliżyć. Gdyby to miało sprawić, że się w tobie zakocham do szaleństwa. Gdybym dzięki temu mógł nazwać cię swoją – powiedział szczerze i spojrzał jej w oczy – Chryste….- zaśmiał się bezradnie i odsunął podchodząc do okna. Słońce właśnie wschodziło i Alex natychmiast poczuł jakby ktoś wbijał mu igły w oczy. Sara podeszła natychmiast i zasłoniła grube kotary, tak by światło słoneczne nie przedostało się do środka. W sypialni natychmiast zrobiło się ciemno. Alex spojrzał jej w oczy i siłą umysłu zapalił lampki stojące na nocnych stolikach przy łóżku. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Gdybyś wiedziała co do Ciebie czuję – powiedział i pogładził wierzchem dłoni jej policzek – gdybyś mogła poczuć jak mocno cię kocham. Nie potrafię już żyć bez ciebie Saro – dodał łamiącym się głosem – nie wyobrażam sobie, że miałoby cię obok mnie nie być. Kocham w tobie wszystko – przyznał i uśmiechnął się – twoje błyszczące oczy…. pełne usta…. nosek – ucałował go delikatnie – twoją szyję i tętniące w żyłach życie – musnął kciukiem wrażliwe miejsce tuż pod uchem – delikatne dłonie….zmysłowe ciało – powiedział , a Sara poczuła jak jej policzki płoną. Zawstydzona spuściła natychmiast wzrok – kocham kłótnie z tobą, ale tylko te, które później kończą się przyjemnym godzeniem – uśmiechnął się uwodzicielsko – kocham w tobie wszystko Saro. Wszystko – wyszeptał i zmniejszył dzielącą ich odległość. Spojrzał w oczy z miłością, pożądaniem, ale i smutkiem. Sara wytrzymała jego intensywny wzrok, a po chwili poczuła chłodne wargi na ustach. Ujął jej twarz w dłonie i przysunął się bliżej pogłębiając pocałunek. Poczuł jak wszystko w nim wrze. Nie sądził, że tak może mu brakować jej bliskości. Pocałunków. Bliskości jej ciała. Jej zapachu i smaku. Wiedział, że nigdy się nią nie nasyci. Sara odwzajemniła pocałunek przylegając do niego całym ciałem. Poczuła jak jego wysunięte kły drasnęły jej wargi. Jęknęła mimowolnie i Alex odsunął się od niej ze skruchą.
- Przepraszam – wyszeptał. Sara odważnie spojrzała mu w oczy i koniuszkiem języka dotknęła szkarłatne kropli. Alex jak zahipnotyzowany patrzył na to co robi Sara. Ostrożnie przeniósł wzrok na jej oczy. Przekrzywiła przekornie głowę i uśmiechnęła się zmysłowo. Alex zaśmiał się radośnie i wpił się w jej usta. Po chwili poczuł jak Sara przygryza jego wargę. Syknął cicho i z ogromną trudnością odsunął się od niej opierając czoło o jej czoło – Saro na litość boską….za chwilę umrę – wychrypiał. Spojrzał jej w oczy oddychając ciężko – pragnę cię jak wariat – dodał szczerze. Z całego serca pragnę byś należała tylko do mnie. Chce by każdy wiedział, że tylko ja mam do ciebie prawa – powiedział a w jego głosie usłyszała nutę zaborczości – chce należeć jedynie do ciebie. Na całą wieczność. Ale przede wszystkim chce byś była tego pewna. Nie będzie już odwrotu. Pamiętaj o tym – powiedział poważnie.
- Chcesz mnie przestraszyć? – zapytała patrząc na niego z niepokojem.
- Nie, chce byś była świadoma tego, że jeżeli się połączymy to będzie na zawsze. Tylko śmierć może nas rozdzielić – wyznał. Sara przymknęła oczy i odetchnęła głęboko.
- Alex… ja…. – zaczęła, ale w tym samym momencie oboje usłyszeli głośny huk. Alex natychmiast spiął się na całym ciele i ruszył do drzwi. Pognał czym prędzej do sypialni Tegana.
- Tegan? – podszedł do przyjaciela stojącego pod drzwiami do łazienki – co się dzieje? – zapytał widząc przerażenie w jego oczach.
- Nie mam pojęcia – zaczął wampir – karmiłem ją, ale nagle zaczęła się dziwnie zachowywać. Rzuciła mną o ścianę i chciała się na mnie rzucić kiedy zabrałem ramię – wyjaśnił. Alex zmarszczył brwi i spojrzał przerażony na Sarę.
- Cholera! – warknął – musimy otworzyć te drzwi – Tegan pokręcił głową.
- Próbowałem, to nie do wykonania – powiedział załamany – Roxy blokuje je z taką siłą, że sam nie daje rady – Alex kiwnął głową.
- Więc spróbujemy razem – powiedział - gotowy? – zapytał, a Tegan tylko przytaknął. Obaj skupili się mocno i starali się otworzyć drzwi siłą umysłu. Niestety drzwi nie chciały ustąpić. Kiedy mieli zrezygnować poczuli jak jakąś niewidzialna siła im pomaga. Po chwili drzwi się otworzyły a Alex zdumiony spojrzał na Sarę. Stała obok i uśmiechnęła się delikatnie. Tegan natychmiast wpadła do łazienki.
- Roxy! – wampirzyca leżała na podłodze i wiła się z bólu. Jęczała i płakała jednocześnie. Kuliła się i trzymała za brzuch. Starała się podnieść, ale nie miała dość siły. Alex znalazł się natychmiast przy niej. Przytrzymał jej głową i zajrzał w oczy. Kciukiem rozsunął powieki, ale to co zobaczył przerosło jego podejrzenia. Kiedy zobaczył źrenice Roxy zamarł.
- Co jej jest Alex? – zapytała Sara. Książę przełknął głośno ślinę i spojrzał na przyjaciela. Patrzył na niego z wyczekiwaniem. W tym samym momencie w łazience pojawił się Vincent. Patrzył na Alexa i na Roxy z przerażeniem.
- Co tu się dzieje? – zapytał.
- Roxy jest uzależniona od krwi – powiedział i zacisnął zęby z gniewu – Lucien napoił ją krwią na siłe wywołując reakcję uzależniającą – wyjaśnił….. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:19:02 26-09-11 Temat postu: |
|
|
Scenka z Sarą i Alexem jak zwykle gorąca... Szkoda, że została przerwana
Roxy uzależniona od krwi? Lucien jest prawdziwym potworem, i moim zdaniem nie zasługuje na Sarę...
Mam nadzieję, że uda się jakoś uratować Roxy. Strasznie mi jej żal, i nie chcę, by umarła... Poza tym Tengan bardzo by cierpiał...
Czekam bardzo niecierpliwie na dalszy ciąg...
Pozdrawiam i zapraszam serdecznie do siebie Tęsknię za Twoimi komentarzami |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:53:40 27-09-11 Temat postu: |
|
|
Kochana, ostatnio trochę zaniedbałam co nie co na forum i tylko dlatego nie ma jeszcze mojego komentarza u Ciebie. Ale spokojnie. Postaram się zadrobić zaległości. Pamiętaj, że fakt iż nie piszę nie oznacza wcale, że nie czytam
Co do MM to trzeba przyznać, że zbliżamy się do końca Jeszcze parę rzeczy zostało do wyjaśnienia, ale to już i tak bliżej niż dalej
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 18:55:01 27-09-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:27:12 27-09-11 Temat postu: |
|
|
Wiem, wiem
Końcówka? Ach, szkoda... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|