|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Z kim powinna być Samantha? |
Z Juanem Alberto |
|
33% |
[ 2 ] |
Z Francisco |
|
16% |
[ 1 ] |
Z Diego |
|
33% |
[ 2 ] |
Z Rosą |
|
16% |
[ 1 ] |
Z kimś innym |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 6 |
|
Autor |
Wiadomość |
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:25:04 15-03-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 34.
Samantha usiadła w salonie na wygodnej, skórzanej kanapie. Rozejrzała się dookoła, podziwiając ślicznie urządzoną willę, w której do niedawna mieszkała. Nie czuła jednak żalu. Czuła, że jeśli jej plan się powiedzie, czeka ją o wiele wspanialsze życie.
Po kilku minutach do salonu weszła zdziwiona Rosa. Nie mogła uwierzyć w to, że Samantha chciała z nią rozmawiać. Jej ciało drżało. Bardzo obawiała się tej rozmowy. Od słów Samanthy zależało to, czy przez dzisiejszy wieczór będzie skakać ze szczęścia, czy może utopi się w morzu rozpaczy…
- Czego panienka sobie życzy? – spytała Rosa oficjalnym tonem.
W odpowiedzi usłyszała śmiech Samanthy.
- Usiądź i nie mów do mnie w ten sposób – powiedziała Sam – Już nie jestem twoją panią…
Zdziwiona, a jednocześnie podniecona Rosa usiadła na kanapie obok. Natłok emocji spowodował u nieśmiałej dziewczyny wielkie zmieszanie. Rosa chciała coś powiedzieć, lec nie wiedziała, co. Na szczęście Samantha ją wyręczyła:
- Pamiętasz tę noc w pubie? Spędziłyśmy ją razem, nieprawdaż?
Rosa zarumieniła się.
- Albo te liściki miłosne? – Samantha zadała kolejne pytanie.
Rosa zaczynała się coraz bardziej denerwować. W końcu nie wytrzymała i spytała:
- Do czego panienka zmierza?
- Tylko nie panienka! – zawołała Sam – Mów mi na Ty. Jestem Samantha, a w skrócie Sam – po tych słowach wyciągnęła dłoń w stronę Rosy. Dziewczyna dotknęła jej ręki, czując, że jej ciało drży z podniecenia.
Samantha spojrzała na nią i dodała
- Chcę wiedzieć, co do mnie czujesz…
- To nieważne…- szybko rzekła zmieszana Rosa
- Mylisz się – odparła Samantha – Bardzo ważne
- Przecież pa… znaczy ty Samantho – poprawiła się Rosa – I tak kochasz Juana Alberto.
Słysząc to, Samantha wybuchła śmiechem.
- Tego podrywacza? – rzekła, marszcząc czoło – W życiu! Nigdy go nie kochałam! Wmówiłam sobie to uczucie.
Rosa była coraz bardziej zszokowana całą sytuacją. Uszczypała się, aby sprawdzić, czy to, co się dzieje, oby na pewno jest prawdą. Zabolało ją…
Poczuła, że jej serce wypełnia się radością. Nie mogła uwierzyć, że to, co się dzieje, jest prawdą.
- To niemożliwe! – zawołała – Wyglądaliście na takich zakochanych…
- Właśnie. W y g l ą d a l i ś m y – rzekła Samantha, podkreślając ostatnie słowo. Potem dodała – A między wrażeniem zewnętrznym, a prawdziwym uczuciem jest spora różnica. Byliśmy typowymi, romantycznymi kochankami, dla których ważniejszy był seks, niż prawdziwa miłość. Teraz dopiero to zrozumiałam.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała Rosa z podnieceniem i obawą w głosie.
- Nie domyślasz się? – spytała Samantha.
Rosa zamyśliła się. Pragnęła wyznać Samancie miłość, lecz brakowało jej odwagi. Z drugiej strony, to, co się wydarzyło, było zbyt piękne, aby mogło być możliwe. Rosa zastanawiała się, czy to nie jest jakiś podstęp.
- Domyślam się, ale boję się powiedzieć – rzekła – Może się mylę…
Samantha zrozumiała, że Rosa jest zbyt onieśmielona, aby zdobyć się na szczerą rozmowę. Pomyślała, że alkohol rozświetli jej umysł.
- Heh, spotkajmy się dziś w barze – zaproponowała – Wtedy szczerze porozmawiamy. Przyjdź, spodoba ci się. A teraz, do zobaczenia…
Po tych słowach Samantha opuściła posiadłość Di Mirlo.
Uradowana Rosa dygotała z podniecenia. Zastanawiała się, co Samantha chciała jej powiedzieć. Oby tylko dziś wieczorem się nie zawiodła… Za dużo cierpiała ostatnio cierpiała i pragnęła, żeby, choć na chwilę uśmiechnęło się do niej szczęście. Czyżby słońce odwiedziło ją już dziś? Czy może była to złudna i niepotrzebna nadzieja? Rosa nie chciała o tym myśleć. Pragnęła się cieszyć, gdyż wreszcie czuła, że ma do tego powód.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:31:01 15-03-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 35.
Amanda postanowiła pojechać do biura, w którym pracowała Vanessa. Był to nowoczesny wieżowiec, w środku którego znajdowało mnóstwo prostych mebli. Główną ozdobę stanowiły doniczki z paprotkami, małymi palmami i kaktusami. W ścianach umieszczono duże okna, które sprawiały, że w biurze panowała „przestrzeń”.
Amanda podeszła do stolika, przy którym siedziała młoda kobieta, zajęta wypełnianiem jakichś papierów.
- Czy mogę rozmawiać z żoną dyrektora? – spytała.
Kobieta spojrzała na nią i odrzekła chłodnym głosem:
- Pani Velmez powiedziała, żebym nikogo nie wpuszczała.
- Velmez? – Amanda wyglądała na zdziwioną. – Od kiedy Amanda nazywa się Velmez?
- Od jakiegoś miesiąca… - powiedziała sekretarka – Co panią tak dziwi?
- Ach, nic- rzekła Amanda – Proszę powiedzieć pani Velmez, że to pilna sprawa.
- Mogę spróbować, ale nie wiem, czy to poskutkuje – rzekła sekretarka i weszła do gabinetu Vanessy.
Amanda usiadła na krześle i zaczęła przeglądać gazety, leżące na stoliku obok. Lekturę jednak zakłócił jej hałas, dochodzący z gabinetu Vanessy.
- Przecież mówiłam, że nie chcę nikogo widzieć! – krzyczała pani Velmez.
Amanda zdenerwowała się. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej przyjaciółka tak się zachowuje. Czyżby bogactwo ją aż tak bardzo rozpuściło?
Niewiele myśląc, weszła do gabinetu bez zaproszenia.
- Nawet przyjaciół? – rzekła na powitanie.
Vanessa spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem.
- Amando! Jak ja cię dawno nie widziałam! Wejdź! – zawołała – Nie spodziewałam się, że to ty…
Sekretarka zmieszała się. Nie wiedziała, co ma robić. Vanessa dostrzegła to i rzekła:
- Ty możesz wyjść.
Kobieta posłuchała jej i opuściła gabinet.
Vanessa zaś podeszła do automatu z kawą i poczęstowała przyjaciółkę czarnym napojem. Potem obydwie usiadły przy biurku i zajęły się rozmową:
- Widzę, że nieźle się urządziłaś – zaczęła Amanda, popijając łyk kawy.
- Wystarczyło tylko uciec od Alberto i nareszcie stałam się sobą! – zawołała Vanessa radosnym głosem – Zawsze marzyłam o bogactwie.
- Kiedy wreszcie zrozumiesz, że pieniądze nie są najważniejsze… - westchnęła Amanda.
- Nigdy!
- Heh. Jak ja się cieszę, że tak ci się powodzi – rzekła Amanda, delikatnie się uśmiechając – A ja się tak o ciebie martwiłam…
- Wybacz- rzekła Vanessa – Ale przecież napisałam w tym liście, który zostawiłam w domu, że nie powinnaś…
- Wiem, ale strach był silniejszy – powiedziała Amanda- Mniejsza z tym. Czy możesz mi powiedzieć, w jaki sposób dorobiłaś się majątku?
Vanessa zaśmiała się i odpowiedziała:
- Klasycznie. Poślubiłam bogacza, który przepisał mi cały majątek.
Amanda wyglądała na zdziwioną.
- Jak ty to zrobiłaś?! – spytała, prawie krzycząć.
- Normalnie. Olśniłam go swoją urodą – odrzekła Vanessa. Po jej minie było widać, że świetnie się bawi.
- A co z Alberto? – Amanda zadała kolejne pytanie.
Vanessa znowu zaśmiała się.
- Mam go gdzieś – rzekła – Jeśli będzie chciał zrobić mi coś złego, to mój mąż go zabije.
Amanda posmutniała. Poczuła, że jest zazdrosna. Nie mogła znieść myśli, że jej przyjaciółka romansuje z najbogatszym mężczyzną w kraju, podczas, gdy ona jest sama. Wiedziała, że nie powinna tak myśleć. Niestety nie potrafiła inaczej…
Vanessa nie zwracała na nią uwagi. Spojrzała zahipnotyzowanym wzrokiem w okno i powiedziała:
- Bo widzisz… W moim życiu zawsze zło wygrywa, a dobro zostaje pokonane. Kiedy będę chciała, to zabiję męża i otrzymam po nim olbrzymi spadek…
I wybuchła śmiechem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:11:24 15-03-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 36.
Samantha usiadła przy jednym ze stolików w pubie. Miała na sobie skórzaną, czarną kurtkę, pasek z ćwiekami, i obdarte dżinsy. W rękach trzymała papierosa. Delektowała się zapachem tytoniu, która niosła jej sercu ukojenie. Przyglądała się roznegliżowanym ludziom, bawiącym się obok niej. Wszyscy byli opanowali przez sex i zło. Jakże ona kochała taki klimat!
Papieros był jednak zbyt słaby, aby zaspokoić jej niepokój. Dopiero, gdy Rosa przyszła, Samantha uspokoiła się. Zgasiła fajkę, gdyż nie chciała, żeby dziewczyna zobaczyła, że ona pali.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz… - rzekła na powitanie.
- No coś ty – odrzekła Rosa. Była przepełnioną obawą i nieufnością, lecz nie chciała tego po sobie pokazać.
Samantha postanowiła ją rozluźnić.
- Zamawiasz jakiegoś drinka? – zaproponowała.
Rosa zastanowiła się. Zainteresowanie Samanthy jej osobą wydawało jej się podejrzane. Z drugiej strony, być może omija ją coś pięknego? Czemu nie spróbować? Przecież kochała Sam nad życie!
Myśl ta spowodowała, że Rosa zadygotała z podniecenia. Wyciągnęła z portfela kilka dolarów i wręczyła je Samancie.
- Ależ nie trzeba! – zawołała Sam – Postawię ci wino…]
Po tych słowach Samantha wstała od stolika i podeszła do lady, aby zamówić drinka. Po chwili wróciła, niosąc w ręku dwa kieliszki, wypełnione czerwonym płynem i ozdobione plasterkiem pomarańczy.
Alkohol sprawił, że Samantha i Rosa rozluźniły się. Zaczęły rozmawiać o gustach, modzie, muzyce, polityce, czy psychologii. Okazało się, że wiele je łączy. Wspólną pasją okazało się na przykład pisanie wierszy.
Rosa była tak podniecona całą sytuacją, że zacytowała jeden ze swoich wierszy, choć to zaprzeczało jej nieśmiałej naturze.
Jestem jak kwiat niepodlany, który usycha
Zanurzając się w krzywdzących go zachwytach
Różane płatki zmieniły kolor na czarny
Moja łodyga jest żywa, a korzeń martwy
Promienie słońca ogrzewają moje liście
Lecz nić złotą ukradły mi urocze wiśnie
Woda jest dla mnie, jak zakazany zły owoc
Choć ona jedyna daje mi życia moc
Deptają po mnie żywe, roześmiane ślady
Kolor moich liści jest coraz bardziej blady
Słodkie cukierki zjadają me martwe tkanki
Przerażone powietrze widzi puste bańki
Wolałabym już zgnić, jak liść, który się poddał
I z szaleństwa buntu diabłu duszę oddał
Niż usychać i tonąć w morzu żywej krwi
I lizać ze smakiem dawno wysuszone łzy
Mimo mych starań i płaczu wiśnie wygrają
Gdyż na moje liście truciznę wylewają
A ja przykuta do ziemi martwym korzeniem
Wiem, że moje życie jest już nierealnym marzeniem
- Piękne! – tymi słowami Samantha skomentowała utwór – Też czasami piszę.
- Naprawdę? – Rosa była coraz bardziej podniecona. Nie spodziewała się, że Samantha jest, aż tak cudowna.
- Tak, ale niestety nie uczę się moich utworów na pamięć. – powiedziała Sam - Ale nie martw się. Kiedyś na pewno ci je pokażę.
Rosa poczuła, że tonie w morzu zachwytów. Ta wspaniała chwila przełamała w niej opór i sprawiła, że wreszcie odważyła się wypowiedzieć na głos, to, co czuje:
- Jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną! Taką inteligentną, piękną i sympatyczną… Masz duszę poetycką. Sprawiasz wrażenie twardej i ostrej, choć tak naprawdę jesteś romantyczka…
Słysząc to, Samantha zaśmiała się.
- No, sympatyczna niestety dla ciebie nie byłam. – rzekła – Ale teraz ci to wynagrodzę. Zacznijmy wszystko od nowa.
- Naprawdę? – Rosa była w szoku. To wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
- Jeśli tylko będziesz chciała… - rzekła Samantha
Uradowana Rosa rzuciła się w jej ramiona i oddała jej namiętny pocałunek. Potem oddaliła na chwilę swe usta i zawołała:
- Oczywiście, że chcę! Samantho, nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham!
- Ja myślę, że zbyt krótko się znamy, aby mówić o miłości – stwierdziła Samantha – Ale na pewno coś do siebie czujemy…
Po tych słowach Samantha pocałowała Rosę.
Dziewczyny oddały się błogiej rozkoszy. Nie obchodziło je to, że dla pijanych ludzi, stojących obok, ich pocałunki są śmieszne. Liczyło się tylko uczucie, które je łączyło…
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:39:34 24-03-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 37.
Scena .1.
Tej nocy Juan Alberto nie mógł zasnąć. Ilekroć zamykał oczy, widział twarz potwora. Z wielkim trudem udało mu się usnąć na kilka godzin. Niestety po paru godzinach obudził się z szybko bijącym sercem. Czuł, że jego ciało tonie w morzu potu. Dusza wypełniła się strachem.
Zegar wybił północ. Juan Alberto usiadł na łóżku i począł rozmyślać o dzisiejszym śnie. Znowu śniła mu sie Samantha. Jego oczy wypełniły się kroplami łez. Bardzo za nią tęsknił i marzył o tym, aby znów dotknąć swymi ustami jej twarzy. Oddałby wszystko, aby znów być razem z nią. Niestety czuł, że już nigdy jej nie odzyska...
Scena. 2.
Na twarzy Samanthy gościł promienny uśmiech. Spacerowała z Rosą uliczkami miasta, nie zważając na późną godzinę i martwiących się bliskich.
Wielki zegar na rynku wybił godzinę dwunastą.
Rosa dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak jest późno. Zmartwiła się. Uznała ten wieczór za najpiękniejszy w jej życiu i pragnęła, żeby nigdy nie skończył się.
- Juan Alberto na pewno zdenerwuje się, gdy dowie się, że nie wróciłam do domu - westchnęła - Pewnie mnie wyrzucie. Ale wiesz... jakoś nie przejmuje się tym. Szczęście, jakie czuję, jest dla mnie ważniejsze.
Samantha spojrzała na srebrny księżyc. Dziś była pełnia. Nagle wpadł jej do głowy pewien, szalony pomysł:
- Rosa, ucieknijmy stąd - zawołała - Znajdziesz sobie lepszą prace. Ja tez... Nie będziemy musiały oglądać twarzy Juana Alberto. - W jej ostatnich słowach słychać było obrzydzenie.
Plan Samanthy podniecił Rosę. Czuła, że roznosi ją radość.
- To świetny pomysł! - zawołała. Po chwili dodała bardziej melancholijnym tonem - Brzmi tak romantycznie...Ale gdzie zamieszkamy?
- Wynajmiemy mieszkanko - odrzekła Samantha - Kiedyś, gdy jeszcze pracowałam u Juana Alberto, zarabiałam dużo kasy. Trochę mi jej jeszcze zostało, więc na początku będziemy miały pieniądze. A potem znajdziemy pracę...
- Samantho! To genialny pomysł! - zawołała podniecona Rosa - Już nie mogę się doczekać!
W odpowiedzi Samantha przytuliła do siebie nową dziewczynę i podarowała jej namiętny pocałunek.
[link widoczny dla zalogowanych]
Scena .3.
Blask słońca obudził zaspanego Federico. Mężczyzna niechętnie wstał z łóżka i poszedł do kuchni, zrobić śniadanie. Ukroił pajdę chleba, posmarował ją serem topionym i ugryzł kawałek. Spojrzał przez okno, podziwiając piękną, słoneczną pogodę.
Zastanawiał się, czy nie zatrudnić Samanthy u siebie. Dziewczyna była bardzo odważną kobietą i na pewno nadawałaby się do roli policjantki.
Federico przypomniały się zdarzenia sprzed pół roku, kiedy Sam przebrała się w jego mundur i poszła do rezydencji Di Mirlo, aby oddać Camilli naszyjnik skradziony przez Diego. W ten sposób poznała Juana Alberto. A teraz ze sobą zerwali...
W głębi duszy Federico cieszył się z tego powodu. Od początku wiedział, że Juan Alberto nie jest wymarzonym kandydatem na męża dla jego córki.
Wszedł do pokoju Samanthy, aby powiedzieć jej, co postanowił. Ku jego zaskoczeniu zobaczył puste łóżko. Stojąca obok otwarta szafa była psuta. Federico przeraził się...
Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 15:39:58 24-03-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Marisol King kong
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 2597 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Al Andalus ;)
|
Wysłany: 19:13:57 24-03-08 Temat postu: |
|
|
Wow! Niezłe ziółko z tej Samanthy!
U mnie nowe odcinki "Zwierciadła szczęścia"-serdecznie zapraszam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:05:32 03-04-08 Temat postu: |
|
|
Podziękowania dla Marisol
Odc. 38.
Scena .1.
Samantha i Rosa tonęły w rozkoszy namiętnego pocałunku. Ich serca były gorące i pełne szczęścia.
Rosa na chwilę odchyliła swe usta, aby przybrały formę promiennego uśmiechu.
- Kochanie, nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa! – zawołała –
- Ja też… - odrzekła Samantha – To wszystko jest takie nowe i niezwykłe…
Rosa była w siódmym niebie. Jedna rzecz, jednak jej przeszkadzała. Dlaczego Samantha nie chciała wypowiedzieć tych pięknych słów „kocham cię?”. Stłumiła jednak w sobie tę myśl. Jej szczęście było zbyt wielkie, aby cokolwiek mogło je zniszczyć.
Rozejrzała się dookoła. Nowe życie wydawało jej się piękne. Uciekła z domu, gdzie była gnębiona przez niemiłego Juana Alberta. Teraz czekają ją tylko wspaniałe chwile, spędzone u boku ukochanej.
- Chodźmy kupić gazetę! – głos Samanthy obudził Rosę z zamyślenia – Musimy znaleźć jakieś ogłoszenie na temat mieszkania.
Rosa przytaknęła. Podniecone dziewczyny weszły do sklepu.
Scena .2.
Nastał wieczór. Amanda i Federico szybkim krokiem zmierzali w stronę rezydencji Di Mirlo. W ich sercach gościł smutek i niepokój.
- Niech pan się nie martwi – rzekła Amanda, choć sama była przepełniona strachem – Samantha na pewno się odnajdzie…
- Nie musisz mnie uspokajać, przecież widzę, że sama drżysz z nerwów – odparł Federico
W odpowiedzi Amanda odrzekła:
-Już zbliżamy się do rezydencji. Może Juan Alberto będzie wiedział, co się z nią stało? W końcu był jej narzeczonym…
- Urwę temu skurwy**** głowę – odparł Federico ze wściekłością w głosie. Swe pięści zacisnął ze złości. – To na pewno przez niego Samantha uciekła!
Ton jego głosu przeraził Amandę.
- Proszę tak nie mówić! – rzekła – To nie jego wina. Rozstali się, aż miesiąc temu…
Amanda i Federico byli coraz bliżej rezydencji. Gdy ujrzeli wysokie, marmurowe mury willi, weszli do środka ogrodu, poprzedzonego okazyjną, bogato zdobioną bramą. Zbliżyli się do drzwi wejściowych i nacisnęli dzwonek do drzwi. Po chwili usłyszeli uroczą melodyjką, ozdobioną ćwierkaniem ptaków.
Otworzył im Diego.
- Witam pana i ciebie Amando… - rzekł chłopak. Po zobaczeniu ich ponurych min dodał: - Coś się stało?
-Tak! Czy możemy rozmawiać z Juanem Alberto? – spytała Amanda – Chyba, że ty wiesz coś na temat zniknięcia Samanthy…
Diego był w szoku. Wytrzeszczył oczy i spytał donośnym głosem:
- Sam zniknęła?!
- Owszem! – odparł Federico zirytowanym głosem – Nie ma jej nigdzie, nie odbiera komórki…
Diego załamał się. Samantha była dziewczyną, którą bardzo cenił. Był w jego życiu nawet taki moment, że wydawało mu się, iż zakochał się w niej. Odwaga, uroda i inteligencja dziewczyny bardzo mu imponowała. Myśl, że jego przyjaciółce mogłoby stać się coś złego, przerażała go.
- To na pewno kara… - westchnął smutnym głosem i dodał – Idę zawołać Juana Alberto.
Po tych słowach odszedł. Ruszył w kierunku gabinetu szefa. Po drodze spotkał Perlę. Jednak nie mogę iść z tobą na koncert – rzekł i wszedł szybkim krokiem po schodach na górę.
Jego zachowanie wzbudziło w Perli smutek i zaniepokojenie. Było jej przykro. Przez kilka dni cały czas myślała o koncercie i nie mogła doczekać się chwili, w której na niego pójdzie. Teraz jednak wszystko przepadło. Nie winiła za to Diego. Wiedziała, że musiał mieć ku temu poważny powód. Inaczej, nie zachowywałby się w ten sposób…
|
|
Powrót do góry |
|
|
EveLynn Cool
Dołączył: 04 Mar 2007 Posty: 523 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany: 16:20:54 03-04-08 Temat postu: |
|
|
Ciekawe odcinki, podoba mi się postać Samanthy, czekam na kolejne odcinki. |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:35:22 13-04-08 Temat postu: |
|
|
Podziękowania dla Danieli
Odc. 39.
Scena .1.
Samantha i Rosa patrzyły z podziwem na swoje nowe mieszkanie. Nie było ono niczym nadzwyczajnym. Znajdowało się w jednym z najnowszych osiedli. Składało się z kuchni, łazienki i jednego pokoju. Ściany były kolorowe, meble proste w formie, aczkolwiek czyste i sprawiające przytulne wrażenie. Dziewczyny były zachwycone, gdyż spodziewały się znacznie gorszych warunków.
- Naprawdę śliczne mieszkanko! – zawołała Samantha – I nawet mebelki mamy. Ile płacimy za miesiąc? 400$?
- 450$ - rzekł nieco pulchny mężczyzna, stojący obok nich. Jego twarzy była przyozdobiona grubym wąsem – Plus podatki – dodał.
- Jak to? – Samantha sprawiała wrażenie oburzonej – Przecież mówił pan o 400$.
- Ale zmieniłem zdanie – powiedział mężczyzna chłodnym tonem.
Rosa zbliżyła się do Samanthy i szepnęła jej na ucho:
- Samanthko, nie kłóć się. Nie znajdziemy nic tańszego.
- No dobrze. Może być 450$. – rzekła Samantha, dodając po cichu „ty pier****** chu**.
- Słucham?
- Ach, nic, nic – rzekła Samantha, rozglądając się po kuchni – Zachwycałam się po cichu nad tą kuchenką. Myślę, że jest naprawdę zabytkowa – ostatnie słowa wypowiedziała ironicznym tonem.
- Owszem. Kupiłem ją w 1971 roku.- Właściciel mieszkania nie zrozumiał sarkazmu – A teraz was opuszczę i życzę miłych dni spędzonych w moim mieszkanku.
Po tych słowach wyszedł.
- Papa, grubasie – zawołała Sam, śmiejąc się – Na pewno będzie nam miło gotować obiadki na tym złomie, który uważasz za kuchenkę!
- Cicho! – skarciła ją Rosa, która trochę się przeraziła – Jeszcze usłyszy! - Ważne, że jesteśmy razem…
- Wiem, wiem… - rzekła Samantha, przytulając do siebie swoją dziewczynę – Mówię tak, bo wkurzyłam się na tego faceta. – po tych słowach pocałowała policzek Rosy, która odpowiedziała jej na to zarumienieniem i delikatnym uśmiechem.
- Musimy tylko skombinować jakiś materac, bo to nasze łóżko jest trochę byle jakie… – dodała Samantha, spoglądając na sofę, pozbawioną maty…
Scena .2.
Juan Alberto przebywał w swoim gabinecie i spoglądał zahipnotyzowanym wzrokiem na ścianę. Jego myśli przepełniała tęsknota i niepokój o ukochaną, a serce drżało. Martwił się Samanthę. Świat był bardzo niebezpieczny i dlatego był niemalże pewny, że stało jej się coś złego. Myśl ta nie dawała mu spokoju.
Jego zamyślenie przerwało kołatanie do drzwi.
- Proszę! – zawołał Juan Alberto.
Po chwili do gabinetu wszedł Diego. Na jego twarzy gościło przerażenie. Juan Alberto musiał przyznać, że widok chłopaka jeszcze bardziej pogorszył jego ponury nastrój.
- Przyszli goście do pana – rzekł Diego.
- A czemu masz taką wystraszoną minę? – spytał Juan Alberto z obawą w głosie.
- Wiem, że to przykre, ale sprawa dotyczy Samanthy… - rzekł Diego.
- Samanthy? - Juan Alberto przeraził się. Czyżby stało się to, czego najbardziej się obawiał? Nerwowo wstał z krzesła i pobiegł na dół. W salonie ujrzał starszego mężczyznę, którego już kiedyś spotkał na komisariacie i zapłacił mu za uwolnienie Samanthy. Obok niego stało młoda, piękna kobieta. Juan Alberto był olśniony jej urodą, aczkolwiek zbyt zdenerwowany i przejęty, aby o tym myśleć.
- Co się stało z Sam? – zawołał.
Smutek, malujący się na twarzach Amandy i Federico, nabrał jeszcze większego wyrazu. Juan Alberto uważnie przyjrzał się mężczyźnie. Dopiero teraz przypomniał sobie, że jest on ojcem jej ukochanej.
- Właśnie o to chodzi, że nie mamy pojęcia… - rzekła Amanda ponurym tonem – Mieliśmy nadzieję, że pan coś wie…
- Na co czekacie?! – krzyknął zdenerwowany Juan Alberto – Dzwońmy na policję – po tych słowach wziął do ręki bezprzewodową słuchawkę od telefonu.
- Ja jestem policjantem – przerwał mu Federico. ]
- No tak… - Juan Alberto posmutniał i pomyślał z tęsknotą o Samancie. Po chwili dodał: - Zostaje nam tylko napisać do programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…”.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:43:49 06-05-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 40.
Scena .1.
Samantha i Rosa leżały na materacu, który kupiły sobie za oszczędności zabrane z domu. Były w siódmym niebie. Całowały się, przytulały, kochały, tonąc w morzu rozkoszy. Za oknem było ciemno. Czarna noc była oświetlana tylko przez światło księżyca, gwiazd i latarni. Gdzieniegdzie można było usłyszeć odgłosy skacowanych bądź pijanych ludzi.
Rosa i Samantha nie były jednak ani trochę zainteresowane ich zachowaniem. Liczył się dla nich tylko ten piękny stan, które ogarniał ich serca za każdym razem, gdy miłość łączyła ich ciała.
Samantha namiętnie całowała usta Rosy. Nagle jednak przestała. Zdziwiona Rosa spojrzała na nią.
- Właśnie przypomniałam sobie, że nie poinformowałam mojej przyjaciółki o mej ucieczce – wyjaśniła. Po tych słowach podeszła do torebki i poczęła szukać telefonu. Chwilę później znalazła go. Widząc jednak, w jakim jest stanie zdenerwowała się.
- K***, rozładowała się! – krzyknęła Sam – A ja zapomniałam wziąć ładowarki.
- Ojej! I co teraz będzie? – zmartwiła się Rosa.
Ku jej zdziwieniu w odpowiedzi Samantha zaśmiała się.
- Szczerze? Nie obchodzi mnie to! W ogóle nie obchodzi mnie to, co dzieje się na świecie! Ważne, że jestem z tobą! – Po tych słowach podarowała Rosie namiętny pocałunek.
Scena .2.
Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. Amanda i Juan Alberto zgłosili zniknięcie Samanthy do programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, lecz niestety nie otrzymali żadnej informacji o tym, co się z nią dzieje. Ich serca wypełniał smutek, a po policzkach spływały krople łez. Samantha odegrała w życiu obydwojga bardzo ważną rolę.
Łączenie się w cierpieniu jest łatwiejsze niż samotna udręka. Dlatego Amanda i Juan Alberto zaczęli się ze sobą coraz częściej spotykać, co bardzo ich do siebie zbliżyło.
- Zaczynam wątpić w to, czy kiedykolwiek odnajdziemy Samanthę – rzekła Amanda ponurym głosem podczas jednego z wieczornych spacerów przy świetle księżyca.
- Nie wolno ci tak mówić – powiedział Juan Alberto – Spodobała mi się twoja wytrwałość. Nie możesz tego zmieniać.
Słysząc to, Amanda zdziwiła się.
- Słucham?
- Nie, nic. Przepraszam – rzekła szybko Juan Alberto – Sam już nie wiem, co mówię.
Amanda westchnęła i spojrzała melancholijnym wzrokiem w stronę księżyca, który dziś osiągnął swoją pełnię.
- Ściemnia się – rzekła – Muszę już wracać…
- Mogę cię odprowadzić – zaproponował Juan Alberto.
- Nie, dziękuję – odparła Amanda
- Na pewno?
- Tak, na pewno. Do zobaczenia – po tych słowach Amanda oddaliła się. Stwierdziła, że Juan Alberto jest głupim podrywaczem. Zrobiło jej się żal przyjaciółki. Samantha naprawdę bardzo go pokochała, a on teraz śmiał ją zdradzić… W jej oczach pojawiły się krople łez. „Świat jest okrutny” – rzekła w myślach „Zbyt okrutny…”
- Zaczekaj! – zawołała Juan Alberto – Nie to miałem na myśli. Jestem dżentelmenem i dlatego chciałem cię odprowadzić – bronił się.
- Raczej podrywaczem – rzekła szeptem Amanda, tak, żeby stojący obok mężczyzna tego nie usłyszał.
Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 21:44:42 06-05-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:45:14 15-05-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 41.
Scena .1.
Tymczasem Samantha i Rosa tonęły w morzu radości. Na stoliku stała butelka szampana, która wspaniale podkręcała wirujący seks. Małe, jednopokojowe mieszkanko wypełniło się rozkoszą.
Rozebrana Samantha usiadła na kanapie i włączyła stary, nieco zepsuty telewizor. Chciała poszukać jakiegoś programu, na którym leciałaby fajna muzyka.
Natrafiła się na program „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”.
- O, lubię ten program! – zawołała.
- Ja też – stwierdziła Rosa i usiadła obok niej.
Ku ich zdziwieniu na ekranie wyświetliło się zdjęcie Samanthy.
- O, patrz moje zdjęcie! – zawołała Sam.
Obydwie dziewczyny poczęły uważnie wpatrywać się w ekran.
Zginęła Samantha Triem – rzekł zimny głos dochodzący z telewizora – Była to dwudziesto-dwu letnia dziewczyna. Miała 174 cm wzrostu, ważyła 55 kg, a kolor jej oczu był czarny. Wieczorem dwudziestego października była jeszcze w domu. Rano dwudziestego pierwszego października jej ojciec zobaczył puste łóżko. Od tej pory Samantha nie pojawiła się w domu
Potem telewizja wyświetliła smutne wypowiedzi Amandy, Federico i Juana Alberto.
Gdy Samantha to zobaczyła, poczuła, że ogarniają ją wyrzuty sumienia. W jej oczach pojawiły się krople łez. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła swoich bliskich. Jakże mogła być tak bezmyślna! Przecież oni ją bardzo kochają i na pewno zamartwiali się na śmierć przez te wszystkie dni.
- Co ja zrobiłam.. – rzekła drżącym głosem.
- Nie dziwię się, że się o ciebie martwią – stwierdziła Rosa
- Zastanawia mnie, dlaczego nikt nie zgłosił twojego zniknięcia do tego programu – rzekła Samantha. Ton jej głosu był pełen pretensji do świata.
- A kto by to zauważył? – rzekła smutno Rosa – Przecież wychowywałam się w domu dziecka…
- A Perla? Przecież to twoja przyjaciółka – powiedziała Samantha
- Jak widać o mnie zapomniała – rzekła Rosa smutnym głosem.
Scena .2.
Perla jednak nie zapomniała o Rosie. Bardzo martwiła się o przyjaciółkę i denerwowało ją to, że nikt oprócz niej nie zauważył jej zniknięcia.
- Dlaczego wszyscy cały czas martwią się o Samanthę? – narzekała – Wszyscy zapomnieli o Rosie, która przecież zniknęła w tym samym czasie co Sam. Myślę, że przykład ten doskonale pokazuje, że tylko bogacze liczą się na tym świecie.
- Samantha nie była bogata, gdy nie spotykała się z Juanem Alberto – poprawił ją stojący obok Diego
- Ale potem stała się milionerką i przyznam, że zaszkodziło jej to – stwierdziła Perla - Zrobiła się bardzo zarozumiała i pewna siebie.
- Nie mów tak o niej – rzekł nieśmiałym głosem Diego.
- Dlaczego? Bo ją kochasz?
- Nie…
Perla spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. Była pewna, że Diego ją okłamuje. Cały czas pokazywał swoim zachowaniem, że jest na śmierć i życie zakochany w Samancie. Dlaczego, więc zaprzecza?
- Niedawno zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nic nie czułem do Samanthy – wyjaśnił Diego – Od dawna miłuję inną kobietę
- Kim ona jest? – spytała zaskoczona Perla. Czyżby miała jeszcze jedną konkurentkę? Z całego serca pragnęła, aby Diego myślał o niej, lecz twierdziła, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.
- To ty! – zawołał Diego ku jej radości.
- Ja też cię kocham – krzyknęła szczęśliwa Perla. Po chwili obydwoje zanurzyli się w morzu rozkoszy i szczęścia, obdarowując się milionem romantycznych pocałunków. Gdy euforia ustała, Perla spytała:
- A tak właściwie, to czy nie wydaje ci się podejrzane to, iż Rosa i Samantha zniknęły w tym samym czasie?
- Właśnie – zastanowił się Diego – Ale co to może oznaczać?
- Nie mam pojęcia – powiedziała Perla. – Przecież Samantha nienawidziła jej! Co jeśli ona chce zrobić coś złego mej przyjaciółce?
- Coś ty – rzekł Diego – Samantha nie jest aż tak zła…
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:34:38 15-05-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 42.
Scena .1.
Lisa i Fernando wybrali się na romantyczny spacer do parku. Ptaki nuciły piękną melodię, a słońce ogrzewało swymi złotymi promieniami świat. Dla Lisy byłaby to piękna chwila, gdyby nie to, że ponury nastrój nie znikał z twarzy jej chłopaka. W końcu nie powstrzymała się i powiedziała:
- Mam tego dość! Odkąd Samantha zniknęła cały czas jesteś smutny.
- A dziwisz się? – odrzekł Fernando – Byłem z nią bardzo zżyty.
- Ale to ja jestem twoją dziewczyną! – denerwowała się Lisa. Nigdy nie lubiła Samanthy i nie odczuwała żalu z powodu jej zaginięcia. – Mówiłeś, że mnie kochasz…
- Bo cię kocham – rzekł Fernando zimnym głosem. – Samanthę traktuję jak przyjaciółkę. Nie powinnaś być o nią zazdrosna.
Lisa spojrzała na niego wzrokiem pełnym smutku. Po chwili przytuliła się, marząc o ciepłym dotyku czułości. Fernando delikatnie pogłaskał dłonią jej rękę.
- Przepraszam – rzekła Lisa – Mam wrażenie, że ostatnio coś między nami się psuje.
- To ja przepraszam Liso – rzekł Fernando i na dowód swej miłości przytulił do siebie dziewczynę.
Scena .2.
Nastał wieczór. Amanda spędzała go samotnie w swoim małym mieszkanku. Jakiś rok temu opuściła rodziców i wyjechała do wielkiego miasta po to, aby znaleźć sobie pracę. Początkowo była bardzo zadowolona, gdyż dobrze jej płacono. Nie czuła się samotna, gdyż znalazła dwie wspaniałe przyjaciółki. Dziś jednak wszystko się zmieniło. Nadal pracowała w wydawnictwie, lecz była bardzo nieszcześliwa. Nie było osoby z którą mogłaby porozmawiać. Jej chłopak zerwał z nią , jedna przyjaciółka wyszła za mąż, nie mówiąc jej o tym, a trzecia zniknęła bez śladu. Bardzo się o nią martwiła. Lęk powodował, że nie była w stanie normalnie funkcjonować. Jej serce cały czas szybko biło. Amanda nie mogła skupić się na życiowych czynnościach. Jej myśli cały czas były przy zaginionej Samancie i Vanessie…
Dzięki delikatnemu światłu lampki, mogła oglądać stare zdjęcia, na których bawiła się ze swoim przyjaciółkami nad jeziorem. W jej oczach pojawiły się krople łez. Tak bardzo tęskniła za tymi czasami… Oddałaby wszystko, aby znów powróciły. Pragnęła znów ujrzeć twarze uradowanych przyjaciółek. Włączyć telewizję i napić się lampki wina, tak samo, jak tego pamiętnego dnia, kiedy dowiedziały się o skradzionym naszyjniku… Wtedy wszystko się zaczęło. Okres miłości, rozterek i kłótni, który powoli stoczył wszystkie trzy na dno…
Ale czy na pewno na dno? Vanessa znalazła sobie bogatego męża i jest teraz szczęśliwa. Ale co stało się z Samanthą? Czy również potraktowała ją w ten sam sposób?
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiła się, gdyż nie miała pojęcia, kto może nawiedzić ją o tej porze. Wstała z kanapy i podeszła do drzwi. Ku jej zdziwieniu po drugiej stronie ujrzała… Samanthę. Co dziwniejsze, obok niej stała Rosa.
Amanda była w szoku.
- Samantha?
- Tak, witam cię przyjaciółeczko – zaśpiewała Sam i przytuliła się do niej. Zdenerwowana Amanda odepchnęła ją. Od Samanthy cuchnęło alkoholem.
- Jesteś pijana! – zawołała z obrzydzeniem – Gdzie ty byłaś? Martwiłyśmy się o ciebie…
- Wiem i właśnie dlatego przyjachałam – powiedziała Samantha powolnym tonem. Następnie podeszła do zmieszanej Rosy, złapała ją za rękę. Następnie zwróciła się w stronę Amandy.
- Poznaj moją narzeczoną – rzekła i na dowód swej miłości pocałowała Rosę.
- Przestań się wygłupiać! – zdenerwowała się Amanda. - Powiedz mi łaskawie, co robiłaś przez ten czas. Czy to nie jest przypadkiem służąca Juana Alberto?
Była wściekła. Tak bardzo martwiła się o Samanthę, a ona w tym czasie imprezowała. Zawiodła się na kolejnej przyjaciółce.
- BYŁA SŁUŻĄCA – poprawiła ją Samantha donośnym tonem – Ja się nie wygłupiam, tylko mówię prawdę. Rosa, poznaj moją przyjaciółkę Amandę. Amando, poznaj moją przyjaciółkę Rosę.
Swoim gestem pokazała, że dziewczyny mają podać sobie ręcę. Posłuchały jej.
- Witam – rzekła nieśmiałym głosem Rosa. Zarumieniła się, gdy poczuła dotyk dłoni Amandy.
- Widzę, że twoja ukochana jest bardzo nieśmiała – stwierdziła Amanda.
- Owszem. Ale mi to nie przeszkadza – rzekła Samantha – Powiedz wszystkim prawdę, żeby się o mnie nie martwili. A ja wracam do domu, aby spędzić z Rosą miły wieczór.
Po tych słowach zaśmiała się i wraz z Rosą opuściła mieszkanie Amandy.
- Ja się w tym wszystkim już gubię – podsumowała dziwne zdarzenie Amanda. Nie wierzyła w to, że Samantha kocha Rosę. Przecież nic o tym wcześniej nie wspominała…
Niewiele myśląc, podeszła do telefonu i wykręciła numer Juana Alberto. Nie chciała, żeby mężczyzna dłużej martwił się o Samanthę.
- Słucham? – usłyszała męski głos.
- Cześć – przywitała się – Mam dobrą wiadomość. Samantha się znalazła.
Słysząc to, Juan Alberto doznał pozytywnego szoku. Był w siódmym niebie. Nie mógł uwierzyć w to, że to, co się stało jest prawdą. Przez ostatnie dni był zrezygnowany i nie widział sensu życia. Teraz jednak wszystko się zmieniło .Czuł, że tonie w morzu radości i, że już nigdy nie chce wyjść na plażę…
- Naprawdę? – wołał uradowanym głosem – Gdzie była?
- Eee… no wiesz… - Amanda nie wiedziała, co powiedzieć – Myślę, że powinniśmy się spotkać i poważnie porozmawiać.
- Dlaczego? – Juan Alberto przeraził się – Czyżby coś jej się stało?
- Nie, nie o to chodzi. – zaprzeczyła Amanda – Spotkajmy się jutro w kawiarni. Wtedy porozmawiamy. I powiedz o tym Fernando, Diego i Perli. Rosa również się znalazła. Niech się dłużej nie martwią.
- Ok. – rzekł Juan Alberto – Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy.
Po tych słowach pożegnał się z Amandą. Obydwoje odłożyli słuchawki.
- Gdy poznasz prawdę, posmutniejesz.. – rzekła Amanda. Zrobiło jej się żal Juana Alberto. Biedaczek, na pewno teraz myśli o ślubie z Samanthą i ich wspólnym szczęściem. Gdy dowie się, iż Samantha uważa Rosę za miłość jej życia, dozna prawdziwego szoku…
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:56:42 07-06-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 43.
Scena .1.
Samantha i Rosa wróciły autobusem do domu. Na ich twarzach gościły promienne uśmiechy. Były bardzo szczęśliwe ze swojej bliskości i z sytuacji, która przed chwilą miała miejsce.
- Widziałaś jej minę? – spytała Samantha swej towarzyszki, głośno się śmiejąc – To było niezłe!
- Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa! – zawołała Rosa spoglądając na Sam zahipnotyzowanym wzrokiem – Wątpiłam w to, że komukolwiek wyznasz, co nas łączy.
- Niby, dlaczego? – Mówiąc to, Samantha zmarszczyła czoło – Nie mam się czego wstydzić. Homoseksualizm nie jest, ani trochę gorszy od heteroseksualizmu.
Słowa Samanthy skłoniły Rosę do przemyśleń. Samantha zabrzmiała tak…jakby…
- Samantko, jakiej ty jesteś orientacji? – zapytała.
-Eee… - Sam sprawiała wrażenie zaskoczonej. – Szczerze powiedziawszy to sama nie wiem. Zanim cię poznałam, myślałam, że jestem hetero.
- Ja też zanim cię poznałam, myślałam, że jestem hetero – dodała Rosa.
Dziewczyny zaśmiały się, a potem namiętnie pocałowały, nie zwracając uwagi na twarze pasażerów autobusu, spoglądające na nie z obrzydzeniem…
Scena .2.
Kolejny dzień przyniósł światu piękną pogodę. Promienie złotego słońca sprawiały, że Juan Alberto pragnął żyć. Jego serce wypełniało się radością z powodu wczorajszego telefonu Amandy i radosnej nowiny. Czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Właśnie w tej chwili siedział przy jednym ze stolików, znajdujących się na zewnątrz kawiarni. Z niecierpliwością czekał na Amandę, pragnąć uzyskać więcej informacji na temat odnalezienia się Samanthy.
Gdy ujrzał Amandę, jego serce szybciej zabiło. Nie mógł się doczekać chwili, gdy dziewczyna zdradzi mu więcej informacji o jego ukochanej.
- Powiedz mi szybko, co się dzieje z Samanthą – rzekł na przywitanie – Tak bardzo się o nią martwiłem. Nie spałem przez całą noc…
- Uspokój się! – zawołała Amanda, siadając obok niego – To, co ci powiem będzie dla ciebie prawdziwym szokiem i nie mogę pozwolić na to, byś dostał zawału.
- Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności, lecz mów – rzekł Juan Alberto niecierpliwym tonem.
- No dobrze – powiedziała Amanda i chwilę zastanowiła się. Nie wiedziała w jaki sposób powiedzieć Juanowi Alberto prawdę.
- Eee… Samantha znalazła sobie kogoś innego – wydukała w końcu.
Na twarzy Juana Alberto pojawił się smutek.
- Życie jest takie niesprawiedliwe – westchnął. Po chwili dodał: - Kim jest wybranek jej serca?
- Właśnie to jest najdziwniejsze… - rzekła Amanda – Ja sama za bardzo tego nie rozumiem…
- Amando, błagam cię – powiedział Juan Alberto. W jego głosie było słychać zniecierpliwienie - Powiedz mi całą prawdę.
Chcąc, nie chcąc, Amanda opowiedziała mężczyźnie scenkę, która rozegrała się wczoraj wieczorem w jej domu.
- To niemożliwe! – Juan Alberto był w szoku, co nie zdziwiło Amandy – Przecież ona pomiatała Rosą!
W odpowiedzi Amanda wzruszyła bezradnie ramionami i powiedziała:
- Ona zawsze była szalona…
- Wiem – odrzekł Juan Alberto – I właśnie za to ją pokochałem. Ale romansowanie z moją służącą jest zdecydowanym przegięciem! Powiedz mi, gdzie ona mieszka. Muszę z nią porozmawiać.
- Ale ja nie mam zielonego pojęcia – powiedziała Amanda.
Juan Alberto był bardzo zdenerwowany.
- To zadzwoń do niej na komórkę – zaproponował – Teraz powinna odebrać.
- Miejmy nadzieję – rzekła Amanda. Po tych słowach wyciągnęła z torebki komórkę i wykręciła potrzebny numer. Gdy usłyszała głos przyjaciółki, powiedziała:
- Hej! Co tam u ciebie?
- Aa, wszystko dobrze – odrzekła Samantha.
- Może się spotkamy i pogadamy? – zaproponowała Amanda.
- Ok. A Kiedy? – spytała Samantha.
- Dziś o 18 w kawiarni „W cieniu czerwonych róż”– powiedziała Amanda.
- Ok. Do zobaczenia – Samantha pożegnała się i odłożyła słuchawkę.
Amanda zrobiła to samo.
- Udało się! – zawołała zwycięskim tonem
Juan Alberto również był radosny. Nie mógł się doczekać rozmowy z Samanthą. Miał nadzieję, że ukochana wyjaśni mu tę dziwną sytuację.
Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 22:58:40 07-06-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:00:53 08-06-08 Temat postu: |
|
|
Odc .44.
Scena .1.
Vanessa była w pracy. Ale chyba tylko teoretycznie. W tej chwili pochłaniało ją forum internetowe, gdzie czytała opowiadania różnych ludzi. Nie miała nic do roboty, wiec czemuż nie miałaby się zająć rozrywką?
Nagle ku jej zaskoczeniu do gabinetu wszedł niepożądany gość. Vanessa zamrugała oczami, aby upewnić się, czy oczy oby przypadkiem jej nie mylą. Jednak miały racje. Postać, która stała przed jej oczyma, to nikt inny tylko Alberto, jej były narzeczony.
- Co ty tu robisz? – spytała niemiłym tonem – Kto ciebie tu wpuścił?
- Ja nie potrzebuję pozwolenia – odrzekł Alberto. Na jego twarzy pojawił się uwodzicielski uśmiech.
Vanessa wybiegła z gabinetu, chcąc opuścić miejsce pracy i znaleźć się jak najdalej od Alberto. Ku jej przerażeniu ujrzała na korytarzu sekretarkę, której usta zawiązano chustką. Serce Vanessy zaczęło bić coraz szybciej ze strachu.
- Teraz spotka cię kara za to, co mi zrobiłaś – wysyczał Alberto, stojący za jej plecami i podszedł o niej, otaczając ją swymi ramionami.
Vanessa bezskutecznie próbowała się wyrwać z jego objęć.
Alberto począł ją całować i powoli rozbierać. Jego usta dotykały jej policzków, szyi, aż w końcu doszły do piersi… Dla Alberto było to za mało. Zaczął rozpinać guziki od jej żakietu i powoli zdejmować spódnicę.
Czuł się całkowicie bezkarny. Wydawało mu się, że może z Vanessą zrobić wszystko.
Jego plan zniszczył jednak… dźwięk alarmu.
W tym momencie do gabinetu weszli ochroniarze i pojmali Alberto. Vanessa odetchnęła z ulgą. Zaczęła zastanawiać się, kto jest tajemniczym wybawicielem. Przecież zabroniła mężowi montować w jej pokoju pracy kamery i nikt nie mógł wiedzieć o tym, co dzieje się w środku…
Scena .2.
Samantha postanowiła zabrać ze sobą Rosę i zapoznać ją lepiej z Amandą. Była pewna, że dziewczyny wkrótce się polubią i wtedy Amanda zrozumie jej wybór.
Jednak gdy dotarła do kawiarni spotkała ją niemiła niespodzianka. Poczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Amandy, lecz nigdzie jej nie widziała. Zamiast tego przy jednym ze stolikiem siedział Juan Alberto, który uśmiechał się w jej stronę. Niezadowolona podeszła do niego i spytała tonem pełnym niechęci:
- Co ty tutaj robisz?
- Chciałem z tobą porozmawiać – odpowiedział Juan Alberto.
- Czyli to był podstęp! – zawołała Samantha. Była bardzo zdenerwowana. Czuła się oszukana.
- Owszem – rzekł Juan Alberto, składając kąciki swych ust w delikatny uśmiech.
- Ech, po Amandzie bym się tego nie spodziewała – narzekała Samantha. Postanowiła jednak nie dać za wygraną. Po chwili dodała:
- Ale jak widzisz, jestem z dziewczyną – po tych słowach podarowała Rosie namiętny pocałunek.
Juan Alberto jednak nie sprawiał wrażenia załamanego.
- To bardzo dobrze – powiedział – Z tobą Roso, też chciałem porozmawiać.
Nieśmiała natura Rosy sprawiła, iż dziewczyna wpadła w zakłopotanie. Zarumieniła się i spojrzała w dół. Nawet nie zauważyła, kiedy Samantha chwyciła ją za rękę i sprawiła, że obie usiadły naprzeciwko Juana Alberto.
- Może najpierw coś zamówimy? – zaproponował mężczyzna – Ja stawiam…
- Nie musisz się chwalić swoim bogactwem – dogryzła mu Samantha – My też zarabiamy na życie.. – Następnie zwróciła się w stronę Rosy i dodała słodkim głosem:
- Co zamawiamy, kochanie?
- Hmm…A na co masz ochotę? – odrzekła Rosa równie cukierkowatym głosem.
Ich zachowanie bardzo irytowało Juana Alberto. W końcu nie wytrzymał i zawołał donośnym głosem:
- Przestańcie się wygłupiać i powiedzcie mi, o co chodzi! Przecież nie uwierzę w to, że ze sobą chodzicie!
- Ale to jest prawda – rzekła Samantha.
Juan Alberto zrozumiał, że nie dotrze do Sam. Postanowił zmienić taktykę.
- Roso, ty jesteś taką spokojną, grzeczną i uczciwą dziewczyną – tymi słowami zwrócił się do swej byłej służącej – Powiedz mi, co ta Samantha wymyśliła.
- Ależ Samantha nic nie wymyśliła – zawołała szybko Rosa – Ja naprawdę ją kocham…
W chwili, gdy wypowiedziała te słowa, poczuła bolesne ukłucie w sercu. Pomyślała o tym, że Samantha nigdy nie wyznała jej miłości. Fakt ten bardzo ją martwił.
W tej chwili podeszła do nich kelnerka i zapytała się, co ma im podać.
- Hmm… Poproszę trzy kawałki ciasta „Kremówka” i trzy kawy z mlekiem – Juan Alberto zdecydował za dziewczyny.
Kelnerka zapisała to na kartce, obiecała, że ciasto i filiżanki z kawą pojawi się za parę minut, po czym odeszła.
- Musiałem za was zamówić, bo w życiu byście się nie zdecydowały – powiedział Juan Alberto, gdy kelnerka znalazła się daleko od nich.
W odpowiedzi usłyszał milczenie.
Kawa pojawiła się po pięciu minutach.
Popijając ją małymi łyczkami, Juan Alberto próbował toczyć mowę, lecz nie mógł znaleźć tematu, który pochłonąłby wszystkich troje. Na każde jego pytanie, Samantha i Rosa odpowiadały kilkoma, nieciekawymi słowami.
Mężczyzna był coraz bardziej zirytowany, W końcu nie wytrzymał:
- Dlaczego tak mnie traktujecie? – fuknął – Co ja wam złego zrobiłem?
- Dobrze wiesz… - odrzekła Samantha.
- Ile razy mam ci powtarzać, że to Camilla mnie pocałowała? Ja do niej nic nie czuję!
- Ja też do ciebie nic nie czuję – powiedziała Samantha chłodnym, lodowatym tonem – Przykro mi.
- Jesteś okrutna – Słowa Samanthy były dla Juana Alberto prawdziwym bólem. Bez słowa wstał, zostawił pieniądze na stoliku i odszedł.
Powolnym krokiem zbliżał się w stronę domu. Jego myśli krążyły wokół osoby Sam. Wspominał chwile, które spędzili razem. Ku jego zdziwieniu nie czuł żalu, ani bólu.
Ku własnemu zdziwieniu doszedł do wniosku, że już nie kocha Samanthy. Nie wydawała mu się już ona cudem, lecz stukniętą wariatką, która z niewiadomych przyczyn zawładnęła jego sercem.
Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 0:07:09 20-06-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Bloody Wstawiony
Dołączył: 23 Lut 2007 Posty: 4501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:15:04 16-06-08 Temat postu: |
|
|
Odc. 45.
Scena .1.
Vanessa siedziała na kolanach swojego męża i przytulała się do niego. W jego objęciach czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Cieszyła się z tego, że jest z dala od Alberto i już nic jej nie grozi.
- Moja biedna kochanie – pocieszał ją zakochany Reynaldo.
- Tak bardzo się wystraszyłam – rzekła Vanessa. Jej ciało drżało.
- Ja też – powiedział Reynaldo – Byłoby strasznie, gdyby coś ci się stało…Kto cię uratował?
- Nie mam pojęcia – odrzekła Vanessa
- Hmm… ciekawe – zastanawiał się Reynaldo – W każdym bądź razie, twój wybawca zasługuje na nagrodę.
Po tych słowach podarował jej namiętny pocałunek. Obydwoje zagłębili się w namiętnym morzu rozkoszy.
Scena .2.
Serce Juana Alberto wypełniało się wściekłością. Wszedł szybkim krokiem do domu, nie witając się z resztą domowników. Skręcił w stronę swego pokoju, gdzie położył się na łóżku i począł rozmyślać o dzisiejszej rozmowie z Samanthą i Rosą.
Jego zachowanie zaniepokoiło Lisę i Fernando. Zaciekawieni, pobiegli do jego pokoju i usiedli na krzesłach, obok jego łóżka. Początkowo Juan Alberto nawet nie zwrócił na nich uwagi.
Perla również była zaintrygowana. Weszła po schodach do góry, a potem do pokoju swego pracodawcy. W rękach trzymała ścierkę, udając, że weszła, aby posprzątać pokój.
- Oczywiście wszyscy musieli tutaj wejść – marudził niezadowolony Juan Alberto.
- Coś ty taki nie w humorze, braciszku? – spytała Lisa.
- Ech, Samantha się znalazła – odburknął w odpowiedzi Juan Alberto.
- Naprawdę? – Twarz Fernando rozjaśniała z radości. Był zaskoczony niechętnym tonem przyjaciela.
- To chyba powód do radości, czyż nie? – dodał po chwili.
- Nie! – zaprzeczył Juan Alberto – Wolałbym , żeby już nigdy się nie znalazła.
- Czyżby znalazła kogoś innego? – spytała Lisa
- Owszem – potwierdził Juan Alberto – I jest to osoba, którą dobrze znacie.
- Kogo? – spytał zaciekawiony Fernando
- Rosę, naszą byłą służącą – odpowiedział Juan Alberto.
Słysząc to, Fernando i Lisa wybuchli śmiechem. Natomiast zszokowana Perla upuściła na podłogę wazę, którą w tejże chwili czyściła.
- Bardzo przepraszam, zaraz to posprzątam – rzekła zawstydzonym głosem i przykucnęła, aby pozbierać rozbite resztki niegdyś pięknego przedmiotu.
- Nic się nie stało – powiedział Juan Alberto, którego stan wazy niewiele obchodził w tej chwili.
Tymczasem Lisa i Fernando wciąż nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
- Samantha ma naprawdę poczucie humoru – zawołał Fernando.
- Ja nie widzę w tym nic śmiesznego – rzekł Juan Alberto. Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Scena .3.
Vanessa założyła swój najlepszy i najdroższy żakiet oraz zrobiła perfekcyjny makijaż. Pragnęła tego wieczoru wyglądać wyjątkowo. Nie, dlatego, że nadal czuła coś do Alberto. Raczej po to, aby wzbudzić w nim zazdrość. Chciała, żeby żałował, że potraktował tak okropnie, tak atrakcyjną dziewczynę, jak ona.
Gdy doszła do komisariatu, policjanci bez problemu wpuścili ją do celi, w której siedział jej były chłopak.
Na widok Alberto wybuchła rubasznym śmiechem. On popatrzył na nią smutnym wzrokiem. Sprawiał wrażenie osoby, dla której przebywanie w celi jest wielką nudą.
- Dobrze ci tak…- rzekła na powitanie.
- Vanesso, to nie było tak, jak myślisz – zaczął tłumaczyć się Alberto.
- Jak nie? Napadłeś mnie w pracy i spróbowałeś zgwałcić. – odrzekła Vanessa - Może zaprzeczysz?
- Ty nic nie rozumiesz… - powiedział Alberto przygnębionym głosem – Ja cię kocham…
- Gdybyś mnie kochał, nie zrobiłbyś mi tego
Po tych słowach Vanessa zdjęła marynarkę od żakietu. Została w białej bluzce na ramiączkach, dzięki której wyraźnie było widać rany na jej rękach.
- To nie moja wina – rzekł Alberto, odwracając wzrok od Vanessy.
- A czyja? – spytała Vanessa.
- Zrozum, jestem chory – powiedział Alberto.
Vanessa zaśmiała się.
- No to gratulacje – rzekła ironicznym tonem. – Powiedz to strażnikom, może wyślą cię do wariatkowa…
Nastała krótka pauza, która została przerwana przez Vanessę.
- A teraz idę - powiedziała – Brzydzę się takimi, jak ty…
Odc. 46.
Scena .1.
Ciemna noc ozdobiona była milionem srebrzystych gwiazd, zapowiadających piękną pogodę. Od dawna widok na niebo nie był tak uroczy. Czyżby przyroda przeczuwała, że ten wieczór dla dwóch osób będzie szczególną chwilą?
Rosa i Samantha, jak co wieczór, leżały nagie w łóżku i przytulały się do siebie, tonąc w morzu rozkoszy. Od czasu do czasu język jednej dotykał policzka bądź innego miejsca drugiej.
- Jestem taka szczęśliwa, gdy jesteś obok mnie.. – rzekła Rosa. Jej głos był przepełniony radością.
- Naprawdę? A ja wciąż nie mogę uwierzyć w to, że jestem w związku z kobietą – powiedziała Samantha.
- A ja wciąż nie mogę uwierzyć w to, że chcesz być razem ze mną – dodała Rosa. – Przecież dookoła chodzi tylu przystojnych chłopców.
- Uwierz mi, żaden z nich nie jest ani trochę ciebie wart – zapewniła ją Samantha.
- Jesteś taka cudowna! – zawołała podniecona Rosa. Słowa Samanthy przyniosły jej ogromną radość.
- Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że po świecie chodzi dziewczyna, która jest zarazem piękna, inteligentna, odważna, szalona, oryginalna, taka mroczna i zarazem dobra!
- Oj, raczej mroczna i zła – zaśmiała się Sam – Do ideału mi daleko.
- Dla mnie jesteś aniołem, pomimo wszelkich twych wad – zapewniła ją Rosa.
Po tych słowach podarowała Samancie namiętny pocałunek, który prędko zmienił się w gorący sex. Dziewczyny wzniosły się do samego nieba, nie zdając sobie sprawy, że chwila ta jest ostatnim pięknym przeżyciem w ich życiu…
[link widoczny dla zalogowanych]
Scena .2.
Kilkadziesiąt kilometrów dalej, na jednej z parkowych ławek, siedziała męska postać wpatrująca się uważnie w srebrny księżyc, który tej nocy osiągnął swą pełnię. Ciemność zasłaniała melancholijny wyraz jego twarzy, wskazujący na głębokie rozmyślania nad ostatnimi wydarzeniami.
Ku swojemu zaskoczeniu, choć być może było ono poprzedzone przeczuciem, ujrzał znajomą postać. Blondwłosa kobieta zbliżała się w jego stronę. Wyglądała na równie zdziwioną jego obecnością.
Na widok Amandy Juan Alberto wstał z ławki, uśmiechnął się i podszedł do kobiety.
- Czy to przypadek, że spotykamy się o tej porze?
- Nic nie jest dziełem przypadku – odrzekła Amanda – Widocznie obydwoje pomyśleliśmy o sobie w tej samej porze. Widzę, ze ty też nie mogłeś spać w nocy.
- Bo niby jak można usnąć, skoro na zewnątrz jest tak piękny księżyc? – odparł Juan Alberto
- I te gwiazdy… - dodała Amanda.
- Rozgrzewają serca zakochanych, którzy idą w stronę miłości, a ona spycha ich w dół. – rzekł, a raczej wygłosił Juan Alberto romantycznym tonem.
- Nie wiedziałam, że masz duszę romantyka – powiedziała zdziwiona Amanda.
- To moje skrywane, drugie ja – rzekł Juan Alberto. – Chociaż szczerze powiedziawszy po rozstaniu z Samanthą zrobiłem się bardziej melancholijny.
- Tak bardzo ją kochałeś? – spytała Samantha.
- Nie – zaprzeczył Juan Alberto – Kiedyś wydawało mi się, że jest ona miłością mego życia, ale ostatnio bardzo się na niej zawiodłem
- Nie dziwię się – przyznała Amanda – Bardzo źle z tobą postapiła
- Niech sobie chodzi z tą Rosą – rzekł Juan Alberto – Przyznam ,że nie będę ograniczał jej wolności. I przyznam, że… mam ją gdzieś. Może zmienimy temat?
- Nie ma sprawy – powiedziała Amanda.
Ich rozmowa na temat Samanthy zmieniła się w romantyczny spacer przy świetle księżyca. Juan Alberto poruszał inteligentne tematy, pozytywnie zaskakując Amandę, która uważała go za próżnego i lekkomyślnego.
On również był zauroczony Amandą. Tego wieczoru zrozumiał, że zaczyna coś do niej czuć. Amanda wydała mu się udoskonaleniem Samanthy. W końcu była od niej delikatniejsza, poważniejsza i wrażliwsza.
Nie panując nad własnymi emocjami podarował dziewczynie namiętny pocałunek. Amanda początkowo była zdziwiona, jednak po chwili stwierdziła, że uczucie to jest bardzo przyjemne. W sumie dlaczego nie spróbować jeszcze raz?
Również zrozumiała, że w głębi duszy kocha Juana Alberto. Oboje jednak zdawali sobie sprawę z tego, że uczucie jest samym początkiem i muszą poczekać, aż jego kwiat w pełni rozkwitnie.
Scena .3.
Ach, dlaczego ten sen musiał się kiedyś skończyć? Dlaczego już nie mógł biec z cudowną Samanthą po łące pełnej kwiatów, lecz leżeć obok rozpieszczonej i próżnej Lisy?
A było tak pięknie… Po przebudzeniu się Fernando czuł się tak, jakby przeżył jedna z najpiękniejszych chwil w jego życiu.
Leżąc na łóżku, długo rozmyślał nad snem. Wydawało mu się, że Samantha wciąż jest obok niego i przytula się w jego umięśnione ciało. Stwierdził, że marzy o tym, aby podarować jej romantyczny pocałunek. Ach, jakże za nią tęsknił!
Ale przecież miał dziewczynę… Jeszcze pół roku temu twierdził, że ją kocha. Ale czy to, co do niej czuł nie było przypadkiem zwykłym zauroczeniem? Lisa nie wydawała mu się już cudowną kobietą, tak jak dawniej. Kojarzył ją raczej z próżną „jedzą”, z którą stale musiał się kłócić.
W tejże chwili zbudziła się Lisa. Spojrzała swymi błękitnymi oczami na narzeczonego i spytała słodkim głosem:
- Co dziś robimy, kochanie?
- Nie wiem – odparł Fernando chłodnym tonem – Chyba zostaniemy w domu.
- Ale dlaczego? – Lisa wyraźnie posmutniała – Fernando, czy ty mnie nadal kochasz?
Musiała zadać to pytanie, które przez długi okres czasu przysparzało jej zmartwień. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej narzeczony już nie jest taki, jak dawniej. Kiedyś codziennie przynosił jej czerwone róże i prawił urocze komplementy. Teraz stał się chłodny, arogancki i niekiedy złośliwy.
- Oczywiście, że kocham – odpowiedział Fernando po chwili zastanowienia się. W jego głosie nie było słychać emocji.
- Jakoś w ogóle tego po tobie nie widać – skrzywiła się Lisa.
- A co mam robić? – spytał Fernando –
- Przynosić mi róże, całować mnie.. – odparła Lisa.
- Przecież kupuję kwiaty – zaprotestował Fernando
- Ostatni raz zrobiłeś to miesiąc temu – rzekła Lisa.
- Daj mi spokój – Fernando sprawiał wrażenie zmęczonego – Na pewno nie tak dawno temu…
- To ty mi daj spokój! – zdenerwowała się Lisa – Zasługuję na kogoś lepszego!
Po tych słowach wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Fernando nie miał żadnych wyrzutów sumienia.
Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 0:13:52 20-06-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:22:58 16-06-08 Temat postu: |
|
|
Piszesz naprawdę bardzo ładnie, poprawnie, bez błędów
Niestety, tylu odcinków nie nadrobię ^^ Ale styl jest cudowny |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|