|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:02:38 13-01-15 Temat postu: |
|
|
Rozdział 37
Od rana nie czuła się zbyt dobrze i dlatego wzięła dzień wolny w pracy, sądząc, że odpoczynek wystarczy, by złe samopoczucie przeszło. Niestety z godziny na godzinę było gorzej, aż w końcu zaniepokojona Savanna zawiozła ją do szpitala. Tam po wielu badaniach okazało się, że ciąża jest zagrożona i do rozwiązania Paula będzie musiała zostać w szpitalu, gdyż ma nadciśnienie tętnicze, co bez nadzoru jest wielkim zagrożeniem dla płodu, jak i samej matki. Po owej diagnozie Paula zamiast się uspokoić dla dobra swojego, jak i dziecka, całkowicie się załamała. Leżała na łóżku i bez ustanku płakała, bojąc się o utratę swojego maleństwa. To był jedyny owoc miłości, jaki pozostał jej po Martinie i jedyna osoba, która by ją kochała bezgranicznie, bez względu na to ile błędów popełni w swoim życiu. Niestety w tej chwili jej nadzieje na to, że jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa, zaczęły gasnąć. Nie mogła zrozumieć, czemu przez całe życie Bóg poddaje ją takim ciężkim próbom... Najpierw śmierć rodziców, po której długo nie mogła dojść do siebie, potem śmierć babci, a w rezultacie opieka nad Itanem, który z wdzięczności zniszczył jej szczęśliwe małżeństwo. Faktem było, że ona sama także się do tego przyczyniła tym, iż zwątpiła w człowieka, który nigdy w życiu jej nie zawiódł, ale gdyby nie intrygi brata teraz wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Owszem, miała wsparcie w niedawno odnalezionej siostrze, lecz to opieki i miłości Martina brakowało jej najbardziej. Niestety na to nie mogła liczyć już nigdy. I na samą myśl po raz kolejny zapłakała głośno w poduszkę. Savanna, która do tej pory stała nad jej łóżkiem i próbowała ze wszystkich sił pocieszyć i uspokoić, nagle wyszła z sali jak burza. Ten gest wywołał w blondynce jeszcze większy płacz, gdyż uznała, że nawet siostra ma już dość niańczenia jej.
*****************
Wreszcie Lorena została aresztowana, a dzięki jego i Victorii zeznaniom, groziło jej dwadzieścia pięć lat więzienia. Teraz oboje mogli spokojnie odetchnąć, wiedząc , że tę podłą kobietę mają z głowy. Nareszcie Vici mogła skupić się na córce i ukochanym, który w tej chwili najbardziej jej potrzebował, by jak najszybciej mógł wrócić do zdrowia. Martin zaś zamierzał sprowadzić matkę oraz siostrę blondyna, by wsparły jego siostrę, a sam pragnął jak najszybciej polecieć do Francji po Paulę. Ledwo jednak weszli do domu, jak Maria i Sandra zasypały ich gradem pytań.
- Dlaczego do cholery, ani Ty, ani Daniel nie odbieracie telefonu? - Zapytała Maria, piorunując wzrokiem Vici.
- Martin, a co Ty tu robisz? Nie powinieneś być czasem we Francji? - Zapytała Sandra, spoglądając w jego stronę.
- Gdzie w ogóle jest Daniel? Dzwoniłam do firmy, tam go nie ma, w domu też, więc gdzie jest? - Padło kolejne pytanie z ust matki blondyna.
- Czemu macie miny, jakby ktoś umarł i czemu milczycie, zamiast odpowiedzieć na nasze pytania? - Zapytała czerwono włosa.
I pewnie żadna z nich nigdy by nie zamilkła, gdyby Sofia swoim wyznaniem nie zamknęła im ust.
- Zostałam porwana, a tatuś jest w szpitalu.
I tak właśnie zaległa cisza, dzięki czemu Victoria miała wreszcie okazję się odezwać i wszystko wyjaśnić.
- Mario, Sandro… może pójdziemy do salonu, usiądziemy i wtedy wam wszystko opowiem. A Ty Martinie, jeśli możesz, zabierz małą do kuchni i nakarm.
Zszokowane kobiety natychmiast posłuchały prośby brunetki i udały się w stronę salonu. Brunet zaś ucałował ją w czoło na znak, że gdyby go potrzebowała, ma wołać. Po czym razem z Sofii udali się na posiłek. Victoria wzięła kilka głębokich oddechów, po czym weszła do pokoju i usiadła na przeciw obu kobiet.
- Ja wiedziałam... Ja to czułam... Czułam, że mojemu synowi coś grozi... Że coś mu się stało. - Cały czas bełkotała Maria, mocno ściskając rękę córki.
- Mario... - Zaczęła Vici, ale kobieta ciągle mówiła i mówiła.
- Czułam to... Tu, w sercu czułam, że coś złego go spotkało.
- Mamo, błagam przestań i daj dojść do słowa Victorii, jeśli chcesz dowiedzieć się co z Danym. - Wtrąciła się wreszcie Sandra.
Pomogło, bo matka po chwili umilkła i ze skupieniem spojrzała na synową z nadzieją, że jednak Danielowi nie przytrafiło się nic poważnego i niedługo wyjdzie do domu. Niestety już pierwsze słowa Victorii zabiły tej nadzieję.
- Daniel jest w śpiączce, bo został poważnie potrącony samochodem.
- O Boże! - Krzyknęła Maria.
- Że co?! - Krzyknęła Sandra z niedowierzaniem.
- Nie powiedziałam wam, bo nie chciałam...
- Bo nie chciałaś nas martwić, rozumiem. Ale uważam, że ukrywanie tego też nie było dobrym posunięciem. - Odezwała się nagle Sandra.
- Ja... Ja chcę go zobaczyć, natychmiast! - Krzyknęła nagle Maria, podrywając się do góry.
- W tej chwili to nie jest dobry pomysł. - Rzekła Vici.
- Dlaczego?
- Usiądź i posłuchaj... Daniel jest na intensywnej terapii, jeśli chcecie jutro was zawiozę do niego, ale nie dziś, bo dopiero co wróciłam z komisariatu.
Po tej kolejnej szokującej informacji Victoria musiała wyjaśnić matce blondyna, jak i siostrze co takiego się wydarzyło, iż była na policji. W tym czasie Martin zrobił obiad i razem z Sofią nakryli do stołu, po czym dziewczynka pobiegła zawołać wszystkie trzy kobiety na posiłek. I chociaż żadna z nich w tej chwili nie miała ochoty jeść, to ze względu na dziecko posłusznie zasiadły do stołu. Dzięki entuzjazmowi małej z każdym kolejnym kęsem humor wszystkich zaczął się poprawiać.
- Martin, a czy Ty nie miałeś być czasem we Francji? - Zapytała nagle czerwono włosa.
- Skąd wiesz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Od Itana. - Odparła.
- Tak miałem, ale... - Zaczął tłumaczyć i nim skończył komórka w jego kieszeni zaczęła głośno dzwonić.
Wyjął więc telefon i natychmiast odebrał.
- Halo.
******************
Siedziała w celi z dwiema prostytutkami i czekała na przybycie adwokata, zastanawiając się jak wybrnąć z kłopotów, w które wpadła. Postawiono jej zarzut porwania i próbę zabójstwa jak tylko policja zawiadomiona przez Martina, zjawiła się na miejscu. Jednak dwie godziny później po zeznaniach bruneta jak i Vici, tych zarzutów zrobiło się więcej. Posądzono ją o zlecenie zabójstwa rodziców Victorii, a także o próbę zabicia Daniela. Lorena nie miała bladego pojęcia, skąd rywalka wzięła dowody na jej winę w sprawie śmierci państwa Azuberi, a tym bardziej skąd wiedziała, że to ona potrąciła blondyna. Jedno wiedziała na pewno, że musi wymyślić dobry plan ucieczki, by móc uniknąć kary. I jak tylko zjawił się jej obrońca, zaczęła go błagać, by zrobił wszystko i wyciągnął ją za wszelką cenę z więzienia. On jednak pozbawił ją złudzeń w jednej chwili, mówiąc, że sprawa jest z góry przegrana, gdyż są nie tylko dowody, ale i świadkowie, którzy potwierdzili, iż kobieta dopuściła się owych zbrodni.
***************
Wiedziała, że powiadomienie Martina o tym, co spotkało Paulę było najlepszym posunięciem. Szczególnie kiedy usłyszała, że mężczyzna przyleci do Francji pierwszym lepszym samolotem, jaki uda mu się złapać. W jego głosie słyszała szczerą troskę i to wystarczyło, by nabrać pewności, że jak tylko brunet się tu zjawi, siostra natychmiast odzyska męża i chęć do życia oraz walki o własne szczęście. Nie zamierzała jednak o niczym informować Pauli, gdyż chciała, by była to niespodzianka. Dopóki jednak Martian się nie zjawi, to Savanna sama będzie podtrzymywać siostrę na duchu i dbać o to, by walczyła o swoje dziecko.
************
Sprawa odbyła się dwa dni wcześniej, ponieważ sędzia tak zarządził. Itanowi było przykro, że poza adwokatem nikogo więcej nie było na sali rozpraw. Nie liczył, że zjawi się Paula czy też Sandra, bo obie zbyt mocno skrzywdził, by oczekiwać teraz ich obecności, ale był wręcz pewny, iż Savanna się zjawi, choćby po to, by usłyszeć wyrok i nabrać pewności, iż spotkała go zasłużona kara. Jednak dla Itana sześć lat więzienia było niczym w porównaniu z tym, że stracił ukochaną i rodzinę. Wolność kiedyś i tak odzyska, ale Sandra i Paula już nigdy mu nie wybaczą i to była dla Ita najgorsza kara. Po usłyszeniu wyroku wrócił do celi, położył się na wyrze i zaczął się zastanawiać, co może zmienić w swoim życiu, będąc w pudle i co jednocześnie zaowocuje, gdy wyjdzie już na wolność. Myślał, myślał, aż wreszcie wymyślił... Na początek zamierzał podjąć naukę i pracę w zakładzie karnym, do którego trafił. Czy to wystarczy, by stać się innym, lepszym człowiekiem? Pewnie nie, ale na początek dobre i to – pomyślał, po czym udał się do naczelnika, by porozmawiać z nim na temat jego edukacji i możliwości podjęcia jakiejś pracy.
*************
Jak tylko Martin skończył rozmawiać, Victoria od razu zabrała go do gabinetu, by dowiedzieć się co takiego strasznego się stało, iż jej brat zbladł. Zamknęła drzwi i od razu przystąpiła do ataku.
- Co się stało, kto to dzwonił? – Zapytała, stając oko w oko z brunetem.
- Savanna.
- Siostra Pauli, tak?
- Tak.
- I czego chciała? – Brunetka założyła ręce na piersi, czekając na odpowiedź.
- Poinformować, że Paula mnie potrzebuje, gdyż może stracić dziecko. - Powiedział z ledwością, wciąż nie mogąc uwierzyć, iż takie coś przytrafiło się jego żonie.
- O Boże! I co teraz? – Zapytała, biorąc brata za rękę na znak, że może liczyć na jej wsparcie.
- Muszę lecieć do Francji i to natychmiast.
- No więc leć.
- No, ale Ty i Sofia też mnie...
- W tej chwili Paula potrzebuje cię dużo bardziej. – Powiedziała, wiedząc do czego brunet zmierza. - Poza tym nie zostaniemy same, jest Maria i Sandra, które na pewno się stąd nie ruszą.
- No fakt.
- No więc nie trać czasu na gadanie, tylko leć się pakuj, a ja zadzwonię na lotnisko i zarezerwuję ci najbliższy lot do Francji.
Po tych słowach brunet ucałował Vici w czoło i pobiegł na górę, ona zaś sięgnęła po słuchawkę, by zadzwonić na lotnisko. I kwadrans później siedziała już w aucie razem z bratem, którego wiozła na samolot.
*****************
Następnego dnia.
Otworzyła oczy i pierwsze co ujrzała, to śpiącego Martina wtulonego w jej dłoń. Nie miała pojęcia jak i kiedy tu wszedł, ale ucieszyła się na jego widok. Mimo wszystko była trochę zła na siostrę za to, iż ta ściągnęła tu bruneta, bo czego jak czego, ale litości z jego strony nie chciała. Wysunęła rękę najdelikatniej jak się dało, by nie obudzić ukochanego, ale on był bardziej czujny, niż myślała i jak tylko poczuł, że traci jej dłoń, otworzył oczy.
- Cześć. – Powiedział, posyłając blondynce jeden z tych swoich słodkich uśmiechów.
- Hej. - Odpowiedziała lekko zmieszana.
- Jak się czujesz? - Zapytał z czułością w głosie.
- Bywało lepiej. – Odpowiedziała, starając się nie rozpłakać.
- Będzie lepiej. - Rzekł i pocałował ją w dłoń.
- Jestem ci bardzo wdzięczna, iż przyleciałeś do Francji z tak daleka, ale Savanna niepotrzebnie cię fatygowała.
- Jak mam to rozumieć? – Zapytał, nie bardzo rozumiejąc, do czego blondynka zmierza.
- Sav zapewne przestraszyła się z powodu tego, iż wylądowałam w szpitalu, dlatego też ściągnęła cię z nadzieją, że twoja opieka i troska mi pomoże, ale uwierz mi Martin, że obecność mojej siostry mi wystarczy, by dojść do siebie i utrzymać ciążę...
- Ale... - Próbował się wtrącić, ale nie pozwoliła mu.
- Nie potrzebuję twojej litości, Martin.
- Uważasz , że jestem tu z litości? - Zapytał zaskoczony, słysząc jej ostatnią wypowiedź.
- A nie?
- Nie.
- Posłuchaj, zawiodłam cię przez co nasze małżeństwo szlag trafił, tak samo jak twoje zaufanie do mnie. Nienawidzisz mnie, ale z powodu tego, że spodziewam się twojego dziecka, starasz się to ukryć... – Mówiła, nie wierząc, że nie kieruje się litością.
- Paula...
- Litujesz się nade mną, chociaż zrobiłam ci tyle złego...
- Paula...
- Wolałabym jednak byś...
- Paula jestem tu, bo cię kocham!
- Co?
- Kocham cię. – Powiedział, całując ją w usta.
- Ale... – Zaczęła, jak tylko jego wargi oderwały się od jej ust.
- Ciii... - Uciszył ją, przykładając palce do jej jeszcze wilgotnych od pocałunku warg. - Kocham cię i chcę, byśmy zapomnieli o przeszłości i zaczęli od nowam, zostawiając tamto za sobą.
- Czy to znaczy, że mi wybaczyłeś? – Zapytała, wciąż nie wierząc w to, co słyszy.
- Już dawno. Niestety problemy Victorii mnie zatrzymały, bo gdyby nie to, byłbym u Ciebie, kochanie, już wcześniej.
- Jakie problemy?
- Później ci opowiem, a teraz chcę wiedzieć czy dasz nam szansę?
- Pytasz mnie czy JA dam nam szansę?
- Tak.
- To chyba ja powinnam o to zapytać, bo przecież to ja nabroiłam. No, ale skoro już zapytałeś to moja odpowiedź brzmi... TAK!!!
To wystarczyło, by znowu przylgnął do jej ust, tylko tym razem jego pocałunek trwał o wiele, wiele dłużej.
******************
Trzy miesiące później.
Zacierała dłonie ze zdenerwowania, czekając, aż lekarz skończy przeglądać wyniki badań Daniela. Oczekiwanie na odpowiedź dłużyło się niemiłosiernie, a gdy tylko podniósł głowę znad papierów, zaatakowała, zadając kolejne pytanie.
- I co?
- No cóż... Stan pani męża jest stabilny, obrażenia z wypadku się zagoiły, ale nie wiem czy zabranie go do domu jest dobrym posunięciem. – Powiedział, spoglądając na nią z powagą.
- Dlaczego?
- Osoba będąca w śpiączce, jak pani wie, wymaga opieki, a także nadzoru lekarskiego.
- Wiem. I proszę mi wierzyć, jestem w stanie to wszystko mu zapewnić. Wynajmę lekarza, który będzie przychodził i sprawdzał jego stan, a także pielęgniarkę, która będzie wykonywała czynności, do których ja nie mam kwalifikacji. Sama zaś zajmę się opieką nad nim.
- By nie miał odleżyn, potrzebne jest układanie go na różne boki, a to wymaga sporego wysiłku. Dodatkowo potrzebne mu masaże i ćwiczenia, by nie doprowadzić do zwiotczenia i zastania mięśni, a na to potrzebny jest czas...
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumie Pani. Chce wziąć Pani ukochanego do domu w nadziei, że tam szybciej wyzdrowieje. Rozumiem to i naprawdę nie chcę odzierać Pani ze złudzeń, ale opieka nad taką osobą jest naprawdę ciężka. Potrzeba czasu i cierpliwości, a i tak nikt Pani nie zagwarantuje, że Daniel się kiedykolwiek obudzi.
- Do czego Pan zmierza, doktorze?
- Załóżmy, że wyrażę zgodę i wypiszę Daniela do domu. Ale czy jest Pani w stu procentach pewna, iż da radę codziennie z nim ćwiczyć, robić mu masaże, myć go, pilnować, by lekarz do niego zaglądał oraz pielęgniarka? Będzie Pani miała czas na to wszystko, a także czas na pracę i opiekę nad córką? Poświęci Pani resztę swojego życia dla niego, mimo iż nie ma pewności, że kiedyś się obudzi?
Zapytał, po czym zamilkł i czekał na jej odpowiedź. Był wręcz pewny, że odpowiedź zabrzmi nie lub będzie długo się zastawiać, nim wreszcie podejmie decyzję. Tymczasem Victoria go zaskoczyła, mówiąc:
- Obudzi się czy nie, ja jestem gotowa poświęcić się dla niego. Jestem gotowa walczyć za nas dwoje, bo kocham tego człowieka, Panie doktorze. Kocham go z całego serca. Będę trwała u jego boku do końca życia, chociaż już nigdy mnie nie przytuli, nie powie mi jak mnie kocha, nie uśmiechnie się do mnie tym swoim słodkim, a zarazem seksownym uśmiechem. Będę z nim mimo, że już nigdy nie popatrzę w jego olśniewające oczy , które pokochałam, jak tylko w nie spojrzałam. Będę się nim opiekować, będę z nim ćwiczyć, będę pilnowała, by miał nadzór lekarski i pielęgniarski. Będę go całować, przytulać się do niego, opowiadać mu wszystko, co danego dnia się wydarzyło. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wyzdrowiał, a jeśli mi się nie uda to i tak z nim zostanę, bo go kocham. Rozumie Pan? - Zapytała na koniec, ocierając łzy, które nie wiadomo kiedy zaczęły spływać po jej policzkach.
Po chwili milczenia lekarz uśmiechnął się do niej i rzekł:
- Ten facet ma cholerne szczęście, bo spotkać kobietę, która tak kocha, teraz naprawdę jest trudno.
- Nie to chciałam usłyszeć. – Powiedziała, spoglądając na niego wciąż wzburzona. - Ale dziękuję, a teraz proszę...
- Tak, wyrażam zgodę, by zabrała Pani Daniela do domu. – Usłyszała, nie dokańczając swojego pytania.
Z tej radości od razu zerwała się na równe nogi i podbiegła do lekarza, po czym zaczęła go całować raz w jeden policzek, raz w drugi po stokroć dziękując. A kiedy euforia lekko opadła, oderwała się od niego, chcąc wrócić na swoje miejsce i wysłuchać jego dokładnych zaleceń. Nie przeszła jednak trzech kroków, jak świat nagle jej zawirował, a przed oczami zrobiło się ciemno i zemdlała. Kilka minut później była już po badaniach, które zlecił jej lekarz, chcąc dowiedzieć się, jaka była przyczyna omdlenia, która ponoć w ostatnim tygodniu wystąpiła kilkakrotnie. Victoria nie przejmowała się tym, gdyż sądziła, że to jest kwestia tego, iż mało spała i jadła, a także ciągle była w biegu między szpitalem a domem oraz firmą Daniela. Zwykłe przemęczenie – myślała. Jednak dwie godziny później lekarz po obejrzeniu wyników badań i wywiadzie jaki z nią przeprowadził, oznajmił:
- Gratuluję, jest Pani w szesnastym tygodniu ciąży. |
|
Powrót do góry |
|
|
Czajkosia Debiutant
Dołączył: 01 Mar 2014 Posty: 14 Przeczytał: 10 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:32:49 14-01-15 Temat postu: |
|
|
Doczekałam się
Ciesze się, że w końcu wstawiłaś kolejny rozdział. Super
Lorena teraz kombinuje jak z więzienia uciec, oby jej się nie udało.
Martin i Paula się pogodzili, a Viki spodziewa się dziecka .
Tylko żeby Daniel wyzdrowiał i dowiedział się, że znowu będzie ojcem. Szkoda tylko, że Matka i Sandra dowiedziały się tak późno o tym co spotkało Daniela.
Nie pozostaje mi tylko jak czekać na kolejny rozdział. (błagam nie tak długo ).
Pozdrawiam :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Czajkosia Debiutant
Dołączył: 01 Mar 2014 Posty: 14 Przeczytał: 10 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:33:01 14-01-15 Temat postu: |
|
|
Doczekałam się
Ciesze się, że w końcu wstawiłaś kolejny rozdział. Super
Lorena teraz kombinuje jak z więzienia uciec, oby jej się nie udało.
Martin i Paula się pogodzili, a Viki spodziewa się dziecka .
Tylko żeby Daniel wyzdrowiał i dowiedział się, że znowu będzie ojcem. Szkoda tylko, że Matka i Sandra dowiedziały się tak późno o tym co spotkało Daniela.
Nie pozostaje mi tylko jak czekać na kolejny rozdział. (błagam nie tak długo ).
Pozdrawiam :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:51:23 16-01-15 Temat postu: |
|
|
Nareszcie się doczekałam się !!!!
Super ze w końcu wstawiłaś rozdział jest cudowny <3
Lorena w końcu dostała za swoje dzięki zeznaniom Viktory i Martina pójdzie siedzieć na 25 lat więżenia
Martin i Paula się pogodzili a Itan postanowił dokończyć naukę i zacząć prace aby zmienić swoje życie jak wyjdzie z więzienia chcę być innym człowiekiem.
mam nadzieje ze Sandra i Paula mu wybaczą ??
Viki spodziewa się dziecka , oby tylko Daniel wyzdrowiał i dowiedział się, że znowu będzie ojcem .
Jeszcze raz rozdział cudowny i czekam na kolejny tylko proszę nie tak długo.
Ostatnio zmieniony przez Kasia 505 dnia 21:55:42 16-01-15, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:51:42 25-01-15 Temat postu: |
|
|
Rozdział 38
Dziesięciu adwokatów próbowało udowodnić jej niewinność, mimo iż z góry wiedzieli, że sprawa jest przegrana. Dowody przeciwko niej były zbyt mocne, by jakikolwiek adwokat mógł ją wyciągnąć z pudła. Po trzech miesiącach siedzenia w areszcie Lorena kombinowała, jak się wydostać z tej pułapki. Żaden jednak pomysł nie był wystarczająco dobry. Dziś odbyła się ostateczna rozprawa, w której uznano ją za winną i skazano na dwadzieścia pięć lat więzienia o zaostrzonym rygorze. Wrzała ze wściekłości i właśnie wtedy wpadł jej do głowy pomysł ucieczki. Skoro sędzia zmienił jej więzienie to w trakcie przewózki do innego pudła, ona wykorzysta okazję na ucieczkę. Szansę na powodzenie akcji były spore, gdyż nie ona jedna, ale aż trzy inne więźniarki planowały ucieczkę. Wystarczyło się z nimi dogadać i wprowadzić plan w życie. A kiedy będzie wolna... Zabije Victorię i całą jej rodzinę.
********************
Itan właśnie leżał na pryczy, pisząc kolejny list do Sandry, którego i tak nigdy nie wyśle, gdy klawisz poinformował go, że ma gościa. Sądził, że to jego adwokat, z którym o dziwo się zaprzyjaźnił, ale gościem okazała się być Savanna. Jakież było jego zdziwienie, widząc przyrodnią siostrę po tak długim czasie. Ukrył jednak radość i od razu przeszedł o konkretów.
- Przyjechałaś, żeby sprawdzić czy już zdechłem? - Zapytał, siadając po drugiej stronie stołu w sali widzeń.
- Nie. - Odpowiedziała, posyłając mu uprzejmy uśmiech mimo chłodu, jaki usłyszała z jego ust.
- Więc po co?
- Chociaż jesteś szują, to mimo wszystko jesteś też moim bratem. - Powiedziała z powagą w głosie, patrząc mu prosto i głęboko w oczy.
- Serio? - Zapytał z kpiną.
- Tak i skończ ten cyrk, okej?
- Jaki cyrk?
- Ten z udawaniem, że wciąż jesteś taką szują jak poprzednio, bo dobrze wiem, że tak nie jest.
- Nie, a więc jak jest, skoro przed kilkoma sekundami nazwałaś mnie szują.
- Owszem, ale mówiąc to, miałam na myśli poprzedniego Itana, a nie tego którego widzę teraz.
- A co niby się zmieniło twoim zdaniem?
- Wszystko. Podły intrygant zadufany w sobie o wysokim ego znikł, a na jego miejsce pojawił się facet z sercem, który pragnie przebaczenia i miłości. - Powiedziała, kładąc swoją dłoń na jego rękę, która spoczywała na stoliku.
- Za dużo czytasz romansideł, Sav. - Rzekł, wyrywając dłoń z uścisku i wstając od stołu w pośpiechu, jakby ktoś go oparzył.
- W ogóle ich nie czytam. - Powiedziała do jego pleców, gdyż stanął przy oknie tyłem do niej. - I wiem, co mówię It.
- Posłuchaj, jeśli przyleciałaś do Meksyku, tylko po to by pieprzyć mi te wszystkie farmazony to wybacz, ale tracisz czas i mój, i swój. - Powiedział, wpatrując się w widok za oknem.
- Dlaczego udajesz takiego?
- Jakiego?
- Zimnego i podłego, skoro...
- Nie udaję, ja taki jestem.
- Nieprawda.
- Jasna cholera, Sav, czego Ty chcesz ode mnie?! - Zapytał, odwracając się w jej stronę i piorunując wzrokiem.
- Prawdy.
- Prawdy? No więc dobrze, powiem ci jaka jest prawda... Prawda jest taka, że jestem wściekły, iż przez tyle miesięcy miałaś mnie gdzieś, a teraz nagle się zjawiasz i udajesz kochaną i zatroskaną siostrę. Prawda jest taka, że życie tu to jedna wielka udręka i tęsknota za wolnością i bliskimi! Prawda jest taka, że cholernie pragnę, by Paula jak i Martin oraz Sandra mi wybaczyli, ale zdaję sobie sprawę, że to nigdy nie nastąpi. I masz rację, pragnę miłości, akceptacji, pragnę mieć znowu dla kogo żyć. Pragnę mieć rodzinę, przyjaciół, dobrą pracę i być innym człowiekiem. Człowiekiem, którego się podziwia, a nie takim którym się gardzi. By stać się kimś takim zacząłem się tu uczyć i pracować, robię to też, by nie zwariować, ale każdego dnia zadaję sobie pytanie czy jest sens, skoro i tak nikt tego nie zauważy i nie doceni. Czy jest sens, skoro przez resztę tego swojego nędznego życia będę już sam. Bo chociaż staram się zmienić to i tak dla wszystkich wciąż będę egoistycznym śmieciem, któremu nie warto zaufać i dać ostatniej szansy. - Powiedział, siadając przy stole i chowając głowę w dłoniach, by ukryć łzy.
- Masz rację, Itan, na przebaczenie Pauli i Martina czy też Sandry będziesz musiał się sporo napracować, ale znam Paulę i wiem, że prędzej czy później ci wybaczy. Gorzej może być z Martinem, ale nasza siostra ma na niego dobry wpływ i jestem pewna, że pod jej wpływem on też z czasem zmięknie. Co do Sandry... No cóż, jeśli ta laska naprawdę cię kocha, to także ci wybaczy. Ja nie muszę ci niczego wybaczać i mylisz się, myśląc, że nie zauważyłam, jak bardzo się zmieniłeś. Mylisz się, myśląc, że tego nie doceniam. Doceniam, powiem więcej, jestem dumna, że stałeś się takim facetem i to w tak krótkim czasie. I nawet jeśli inni ci nie wybaczą i będą Tobą gardzić... Ja zawsze będę przy Tobie. - Powiedziała, przytulając się do niego.
Ten gest sprawił, że Itan rozsypał się całkowicie, dając ujście swoim łzom wtulając się w nią jak małe bezbronne dziecko.
****************
Kilka dni później.
Tydzień zajęło Victorii przystosowanie jednego z pokoi do potrzeb Daniela. W pierwszej kolejności kupiła i sprowadziła łóżko szpitalne oraz aparaturę do monitorowania stanu zdrowia jej ukochanego. Następnie zatrudniła lekarza i pielęgniarkę oraz rehabilitanta i masażystę. Na koniec zrobiła grafik opieki nad Danielem, rozdzielając po równi zadania między sobą, Sandrą a Marią. A gdy wszystko było już gotowe i zaakceptowane przez lekarza prowadzącego, karetka przywiozła Daniela do domu. Dopiero wtedy zajęła się załatwianiem szkoły dla Sofii i kontrolowaniem firmy pod nieobecność blondyna. Na sprawę Loreny nie poszła, ale jej prawnik zaraz po ogłoszeniu wyroku zadzwonił do niej i poinformował, że sprawczyni została skazana na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze.Ten werdykt bardzo ucieszył brunetkę i od razu podzieliła się ową nowiną z teściową i Sandrą. One także nie posiadały się z radości. Bo jak tu się nie cieszyć, skoro wszystko zaczęło się wreszcie układać. Daniel, chociaż w śpiączce, nareszcie był w domu, Lorena skazana, Victoria spodziewała się dziecka człowieka, którego kochała od chwili gdy go poznała. Sofia przestała mieć problemy ze zdrowiem, jej brat pogodził się z Paulą, dzięki czemu znów był szczęśliwy. Sandra nie tylko znalazła pracę w Los Angeles, ale też nowego adoratora, który traktował ją dużo lepiej niż Itan. A i Maria będąc blisko syna i wnuczki oraz ukochanej synowej, stała się spokojniejsza i szczęśliwsza. Co prawda do pełni szczęścia każdego z nich brakowało tego, by Daniel się wybudził, ale i tak wszyscy się cieszyli, że w ogóle żyje. I chociaż życie Victorii od dnia zabrania blondyna ze szpitala zaczęło wyglądać jak na wariackich papierach, to nie żałowała swej decyzji. Każdy jej dzień zaczynał się o 5.00 rano. Wstawała i mając kwadrans, brała prysznic, ubierała się, malowała i biegła robić śniadanie. O 6.00 zasiadała do stołu razem z Marią i Sandrą. Jedząc śniadanie przypominały sobie, zaglądając w grafik, kto jakie zadania ma dziś do wykonania. Następnie o 6.30 Sandra biegła do pracy, a Victoria budziła córkę do szkoły. Tymczasem Maria szła do syna, by sprawdzić jak minęła mu noc. Dzięki nauce lekarza wszystkie trzy wiedziały, jak sprawdzić po aparaturze i monitorach czy w nocy nie było żadnego kryzysu u pacjenta. W czasie gdy teściowa badała syna, Victoria czekała aż Sofia zje śniadanie, a gdy skończyła, zawiozła ją do szkoły. Po powrocie szła do pokoju Daniela i razem z rehabilitantem, który punktualnie o 7.30 zjawiał się w ich domu, oddawała się ćwiczeniom, które miały zapobiec zastaniu się mięśni i ich zwiotczeniu u chorego. Innego dnia zajmowała się tym Maria, ona zaś wykonywała czynności, które dzień wcześniej robiła teściowa, czyli na przykład sprzątała dom. O 8.30 rehabilitacja kończyła się, a po niej przychodził czas na mycie, golenie i zmianę ubrania oraz pościeli u Daniela. Te czynności zawsze wykonywały dwie osoby, Victoria i Maria lub Vici i pielęgniarka. Toaleta zajmowała im godzinę, łącznie z resztą czynności. Tak więc około 9.30 brunetka zostawiając ukochanego pod opieką pielęgniarki i teściowej, jechała do firmy sprawdzić czy wszystko tam gra i wydać polecenia na następny dzień. Spędzała tam najdłużej trzy godziny, no chyba że było zebranie to pięć. W tym czasie Maria robiła obiad i sprawdzała czy pielęgniarka prawidłowo i sumiennie wykonuje swoje obowiązki. A kiedy synowa wracała z pracy matka Daniela szła do ogrodu na chwilę relaksu, nim podejmie się kolejnych zadań, tymczasem ona sama udawała się do pokoju męża i opowiadając mu o tym, co wydarzyło się w domu i w firmie od rana spędzała z nim czas. O 13.00 Sandra kończyła pracę i odbierała Sofię ze szkoły, po czym obie wracały do domu na obiad. Oczywiście odbieranie małej także było zadaniem podzielonym po między trzy kobiety. Jednak zawsze, ale to zawsze po obiedzie Vici udawała się do pokoju córki, by pomóc jej w odrobieniu lekcji, a później obie szły do pokoju blondyna. Tam czytały mu książkę, śpiewały, bawiły się i opowiadały przeróżne historyjki. W tym czasie Sandra i Maria miały czas dla siebie, który głównie poświęcały także Danielowi, dołączając do Vici i Sofii. O 17.00 przychodziła pora na masaż i wizytę lekarza. Potem była kolacja i wieczorna toaleta, wszystko to trwało do 20.00. Tak więc kiedy Sofia przychodziła do taty, by dać mu buzi na dobranoc i wysłuchać bajki przed snem czytanej przez mamę, zawsze usypiała wtulona w ojca na jego łóżku. Takie dni pełne zajęć wykańczały brunetkę ,ale nigdy nie narzekała, wręcz przeciwnie, dziękowała Bogu za to, co ma, doceniając każdą chwilę z Danielem, córką i rodziną.
************************
FRANCJA
Cztery miesiące później.
Dwanaście godzin. Tyle trwał jej poród i chociaż była wykończona, to za żadne skarby nie myślała o tym, by się przespać. Siłę dawała jej radość, która ogarnęła jej zmęczone ciało, jak tylko lekarz położył na jej brzuchu syna. Pełni szczęścia zaznała jednak, widząc Martina kołyszącego w swoich ramionach ich dziecko. Uśmiechnięty od ucha do ucha wpatrywał się w małego jak zaczarowany. Radość, która go przepełniała, była tak silna, że nawet Paula ją czuła. I choćby dawano jej teraz milion dolców za to, by odpoczęła, odmówiłaby, nie chcąc przegapić tej cudownej chwili. Chwili, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się nie do zrealizowania. Bo gdyby Martin jej nie wybaczył i nie otoczył opieką, być może to dziecko nawet, nie przyszłoby na świat. Na szczęście brunet dał jej drugą szansę, co więcej, przez cztery miesiące dzień w dzień, a czasem i w nocy siedział przy jej łóżku i dbał o nią jak o księżniczkę. Każdym czynem, gestem, pocałunkiem udowadniał Pauli, że jego miłość do niej wciąż jest silna i ta podła intryga Itana nie zmieniła jego uczuć względem niej. Miłość i opieka jaką jej podarował, sprawiła, że stała się spokojniejsza, szczęśliwa dzięki czemu jej ciąża rozwijała się prawidłowo i bez żadnych złych niespodzianek, jednak dla bezpieczeństwa jej i dziecka zostawiono blondynkę do końca ciąży w szpitalu. Aż w końcu nadszedł ten dzień i ich syn pojawił się na świecie.
- Jak go nazwiecie? - Zapytała Savanna, chcąc sprawdzić czy którekolwiek z nich na świadomość, że ona także jest w tej sali i pragnie powitać swojego siostrzeńca.
- Olivier. - Powiedział brunet, nie spuszczając wzroku z synka.
- Dominic. - Rzekła Paula w tym samym czasie, co mąż spoglądając na siostrę, po czym przeniosła wzrok na Martina, słysząc, że podali różne imiona.
- To w końcu jak, Olivier czy Dominic? - Zapytała Sav, spoglądając to raz na jedno to raz na drugie.
Wtedy Martin oderwał wzrok od dziecka i spojrzał na ukochaną. Po kilku sekundach wpatrywania się w siebie, oboje zgodnie odpowiedzieli.
- Olivier Dominic Herrera.
- Świetnie, a teraz daj mi małego, by mógł poznać swoją ciocię. - Powiedziała, biorąc z ramion bruneta maluszka. - A tak swoją drogą, to z deka mnie przerażacie tym swoim telepatycznym porozumiewaniem się. - Dodała, mając na myśli zajście z przed kilku sekund. Oczywiście nie po raz pierwszy była świadkiem czegoś takiego, jednak wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że Paula i Martin potrafią porozumiewać się bez słów. Ona i jej maż także darzyli się wielką miłością, ale u nich coś takiego nie miało nigdy miejsca. Owszem, zgadzali się w większości kwestiach czy też życiowych decyzjach, ale bez omówienia tego wcześniej nie było mowy samym spojrzeniem dojść do takich samych wniosków.
- To się nazywa siła miłości, siostra.- Powiedziała blondynka, wtulając się w ramiona męża.
- Jasne. - Prychnęła nieprzekonana. - Mało ważne jakie licho jest między wami, że tak doskonale się rozumiecie i tak mocno kochacie... Ważne jest, że dzięki temu uczuciu powołaliście na świat cud. Bo ten maluch to najsłodsze i najcudowniejsze dziecko jakie widziałam. - Powiedziała, wpatrując się zauroczona w Oliviera.
- Święta racja. - Usłyszała po chwili głos obojga równocześnie.
Z przerażeniem w oczach spojrzała na nich, po czym cała trójka wybuchnęła śmiechem.
************************
Informacja od Martina o narodzinach jego syna, bardzo ucieszyła Victorię, dlatego jak tylko zakończyła rozmowę telefoniczną z bratem, poszła do pokoju blondyna, by podzielić się z nim tą wspaniałą nowiną.
- Kochanie, mam cudowną nowinę. - Powiedziała, wkraczając do pokoju. - Nasz Martin właśnie został ojcem silnego i zdrowego Oliviera. - Oznajmiła z radością w głosie, siadając na łóżku obok ukochanego. - Mają wysłać mi zdjęcia na telefon, byśmy mogli go zobaczyć. - Mówiła, głaszcząc dłoń blondyna. - Martin obiecał mi też, że jak tylko mały podrośnie na tyle, by móc latać samolotem, to nas odwiedzą. Być może do tego czasu na świecie pojawi się nasz syn. - Dodała, odruchowo kładąc dłoń męża na swój wydatny już brzuch.
Jego ręka spoczywała na jej brzuszku, ale tylko dlatego, że ją przytrzymywała, bo gdyby tylko puściła dłoń Daniela, ona opadłaby, gdyż blondyn wciąż był w letargu. Na samą myśl, że ukochany raczej nie będzie świadkiem narodzin swojego dziecka, natychmiast zrobiło się jej smutno. Chciała jednak wierzyć, że tym razem los okaże się łaskawszy i ukochany na czas wybudzi się ze śpiączki, by móc przywitać na świecie swojego syna, skoro nie mógł być przy narodzinach córki.
- Obudzisz się, prawda? - Zapytała, spoglądając na twarz śpiącego blondyna.
Niestety, odpowiedziała jej głucha cisza. Nie poddawała się jednak i dalej mówiła, mając nadzieję, że któregoś dnia mąż w jakikolwiek sposób zareaguje na jej słowa.
- Obudzisz, bo wiesz, jak bardzo cię potrzebujemy. Tęsknię za twoimi namiętnymi pocałunkami, Danielu. Tęsknię za naszymi rozmowami, pragnę, byś znowu brał mnie w swoje silne ramiona, zanosił do sypialni i kochał się ze mną do utraty tchu. Pragnę zaraz po przebudzeniu widzieć twój uśmiech... Ten słodki, a zarazem seksowny uśmiech. Chcę znów spoglądać w twoje oczy, które tak pokochałam. Chcę móc się z tobą kłócić i wariować, dzielić się z tobą smutkiem i radością. Chcę razem z Tobą patrzeć jak nasze dzieci rosną, idą do szkoły, zakochują się, odnoszą sukcesy. Chcę razem z Tobą ocierać im łzy, pocieszać i chronić, gdy spotka ich coś złego. - Mówiła, a po jej policzkach mimowolnie płynęły łzy.
- Musisz się obudzić, kochanie... Choćby po to, by zobaczyć jak nasza córka dojrzała, odkąd zapadłeś w śpiączkę. Musisz zobaczyć jej rysunki, które powiesiła na ścianie w twoim pokoju. Musisz wyzdrowieć, by znowu czytać jej bajki, bawić się z nią... Nie tylko ona, ale nasz syn także będzie cię potrzebował. Bo kto jak nie ojciec, nauczy go jeździć samochodem, podrywać dziewczyny. Kto jak nie Ty, da mu przykład, jak być dobrym człowiekiem. Ja, nasze dzieci, twoja matka, siostra i wiele innych osób bardzo cię potrzebujemy. Więc błagam cię, ukochany, wróć do nas.
Po tych słowach wstała po chusteczkę, by otrzeć łzy, gdy nagle maluch w jej brzuchu zaczął mocno kopać. Usiadła więc z powrotem koło Daniela i ponownie przyłożyła jego dłoń do swojego brzucha.
- Widzisz Danielu, nawet nasz syn daje znać, że bardzo cię potrzebujemy. On też chce, byś do nas wrócił.
Kopniaki stawały się z chwili na chwilę coraz mocniejsze, jakby dziecko chcąc wesprzeć matkę w słowach, dawało znać, że we wszystkim co mówi ono się z nią zgadza. Kopało i kopało, a Victoria nie puszczając dłoni blondyna siedziała, chcąc, by ukochany czuł tę radość, którą ona czuła w tej chwili. I nagle ręka Daniela delikatnie zacisnęła się na jej brzuchu. Brunetka w pierwszej chwili znieruchomiała, nie mając pewności czy naprawdę to poczuła, czy tylko się jej wydawało. Kilka sekund później poczuła znów to samo i wtedy zrozumiała... Daniel nie dość, że ją słyszał, to jeszcze dał jej znak. Natychmiast oszalała z radości.
- Kochanie, Ty mnie słyszysz! - Mówiła, całując go po twarzy i śmiejąc się oraz płacząc na przemian z tej radości. - Skarbie, nawet nie wiesz, jak się cieszę. Kochany mój, teraz już wiem, że prędzej czy później znów będziesz z nami. Kocham cię... Kocham, mój najdroższy.
****************
Od wyjazdu z Meksyku minęło siedem miesięcy i chociaż wpadała tu raz w miesiącu, by opłacić rachunki, załatwić sprawy urzędowe i zobaczyć czy jej przyjaciółka dobrze opiekuje się domem, to teraz czuła się, jakby wróciła tu po raz pierwszy. Nie zmieniło się nic ani w domu, ani w mieście, jednak dla niej dom jak i sam Meksyk stał się obcy przez te miesiące nieobecności. Być może dlatego tak się czuła, bo z Sandry, która stąd wyjeżdżała, nie zostało już nic. Ta szalona, buntownicza dziewczyna zniknęła, a na jej miejsce pojawiła się pracowita, spokojna i odpowiedzialna dziewczyna. Drugim powodem mógł być fakt, że w Meksyku już nic jej nie trzymało. Pracę, szkołę, rodzinę i faceta miała teraz w Los Angeles i to tam było jej miejsce. Dlatego tak łatwo przyszło podjąć jej decyzję o przeprowadzce na stałe do L.A. I głównie dlatego przyjechała tu dziś, by zamknąć wszystkie sprawy, zabrać resztę rzeczy, jakie tu zostawiła i ten rozdział swojego życia zamknąć na zawsze, by móc zacząć nowy w Los Angeles u boku Caina, swojego przyszłego męża. Matka skorzystała z okazji, że Victoria wzięła kilka dni urlopu, a Sofia ma ferie zimowe i razem z nią przyleciała do Meksyku, by odwiedzić przyjaciółki i pochwalić się wnuczką, którą zabrała ze sobą, chcąc, by mała także mogła odwiedzić swoje stare koleżanki. Oczywiście przed wyjazdem czerwono włosa jak i Maria zadbały, by Vici miała kogoś do pomocy przy Danielu. Tymczasem one po rozpakowaniu kilku rzeczy, które ze sobą zabrały, poszły zwiedzić swoje dawno niewidziane miasto. Po trzech godzinach wędrówki Maria zabrała Sofię do Heleny, swojej najbliższej przyjaciółki, która miała wnuczkę w tym samym wieku, co córka Victorii, zaś Sandra mając dość spacerów, wróciła do domu i kiedy już miała otwierać drzwi, przed jej domem zatrzymał się samochód. Kilka sekund później wysiadł z niego wysoki, dobrze ubrany mężczyzna.
- Przepraszam Panią. - Odezwał się, idąc w jej kierunku. - Czy mam może przyjemność z panienką Sandrą?
- Tak, a o co chodzi? - Zapytała zaskoczona, że nieznajomy zna jej imię.
- Nie pamięta mnie Pani? - Zapytał, widząc jej zaskoczoną minę.
- Nie bardzo. - Odpowiedziała, uważnie mu się przyglądając.
- Nazywam się Rodrigo Hernandez i jestem adwokatem Itana Su...
- Aaa, tak już pamiętam. - Odparła szybko, słysząc nazwisko.
- Czy możemy porozmawiać?
- Nie chcę być nieuprzejma, ale jeśli chodzi o Itana, to przykro mi, ale nie mam ochoty rozmawiać o tym człowieku. - Powiedziała stanowczo.
- Rozumiem, że on bardzo Panią skrzywdził, ale proszę dać mi pięć minut.
- Proszę Pana, naprawdę dziwi mnie fakt, że adwokat zajmuje się sprawami osobistymi swoich klientów. Co więcej, wydaje mi się, że w ten sposób przekracza Pan swoje kompetencje. To tyle, co mam Panu do powiedzenia, a jeśli chodzi o Itana, to proszę mu powiedzieć, żeby więcej Pana do mnie nie wysyłał, bo...
- Itan nie wie, że tu jestem. - Wtrącił się, nim skończyła zdanie.
- To tym bardziej dziwi mnie fakt, że adwokat o tak dobrej opinii narusza etykę zawodową, wtrącając się w sprawy swoich klientów i to bez ich wiedzy.
- Nie jestem tu jako adwokat, a jako przyjaciel Itana.
- Przyjaciel?! - Zapytała zdziwiona.
- Tak, przyjaciel.
- O ile wiem, Itan nie ma przyjaciół, zaś lista jego wrogów jest tak duża jak księga bicia rekordów. I jednym z tych wrogów jestem JA. - Powiedziała, kładąc nacisk na słowo ja.
- Gdyby dała mi Pani te pięć minut, już dawno zniknąłbym Pani z oczu, zamiast prowadzić tę bezsensowną rozmowę. No więc jak?
- Ależ Pan uparty! - Burknęła oburzona, gdyż po części miał rację. - Dobrze, wysłucham Pana. - Powiedziała, po czym odwróciła się w stronę drzwi, by wreszcie je otworzyć.
On tymczasem pobiegł do auta, otworzył bagażnik i wyjął z niego granatowe pudło. Chwilę później siedział już w jej salonie.
- No więc, zamieniam się w słuch. - Powiedziała, siadając obok niego na sofie.
- Proszę. - Rzekł, wręczając jej do rąk owe pudło.
- Co to? - Zapytała zaskoczona po raz kolejny.
- Listy.
- Listy? - Zapytała, nie bardzo rozumiejąc.
- Tak, listy od Itana do Pani.
- A więc jednak Itan wysłał Pana do mnie. - Powiedziała, spoglądając na niego oskarżycielsko, że ją okłamał.
- Itan napisał te listy do Pani, ale nigdy nie zamierzał ich wysłać, co więcej jakiś tydzień temu kazał mi je spalić.
- No więc, czemu Pan tego nie zrobił?
- Bo kiedy chciałem to zrobić, przypomniałem sobie, jakim człowiekiem był It, kiedy go poznałem, a jakim jest teraz. I pomyślałem, że mimo wszystko należy mu się szansa. Dlatego zamiast je spalić, przywiozłem je Pani.
- Po co?
- Niech je Pani przeczyta... wszystkie i zastanowi się raz jeszcze, czy nie dać mu szansy.
Powiedział i nim Sandra zdążyła mu powiedzieć, że żadne listy nie przekonają jej, by znowu zaufała Itanowi, adwokat się pożegnał i ulotnił. A ona zszokowana siedziała tak dłuższą chwilę i wpatrywała się w pakunek. Aż w końcu nie wytrzymała i otworzyła wieko pudełka. To co tam zobaczyła, wprawiło ją w osłupienie. Mówiąc listy, sądziła, że Rodrigo ma na myśli pięć, góra dziesięć listów, ale na pewno nie dwieście. Tak, dwieście. Nie to, że je tak szybko policzyła, ale każdy z nich był ponumerowany, a na ostatnim pisało.
List numer 200 - Ostatni.
Już miała jeden z nich wziąć do ręki i przeczytać, tak z czystej ciekawości, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zamknęła więc pudełko, postawiła na stolik i pobiegła otworzyć.
- Cześć, kochanie.
- Cain!
- Co, zaskoczona? - Zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Tak...Tak, i to bardzo.
- Wiem, że miałem przylecieć dopiero za tydzień, ale udało się ubłagać szefa, by dał mi wolne wcześniej i oto jestem! - Powiedział, przyciągając ją do siebie. - Cieszysz się?
- Jasne. - Odpowiedziała, nim złożył pocałunek na jej ustach.
*******************
Jej radość z faktu, że Daniel poruszył dłonią, nie trwała zbyt długo. Bo jak tylko lekarz zbadał blondyna, rozwiał jej nadzieję natychmiast.
- Przykro mi, Victorio, ale musiało ci się wydawać, że on jakkolwiek zareagował.
- Nie wydawało mi się, ja naprawdę poczułam, jak on zaciska dłoń na moim brzuchu. - Mówiła, starając się przekonać doktora, że mówi prawdę.
- Zbadałem go. I jego źrenice, mózg czy jakakolwiek inna część ciała ani razu nie zareagowała.
- Ale...
- Rozumiem, że pragniesz, by Daniel się obudził i uwierz mi, ja także byłbym z tego powodu szczęśliwy, ale wielokrotne badania robione w ciągu tych miesięcy, od kiedy zapadł w śpiączkę, wyraźnie mówią, że nie ma na to szansy.
- Ale ja czułam...
- Być może sobie to wyobraziłaś lub wydawało ci się. Zrozum, jesteś w ciąży, a w tym stanie kobiety są bardziej wrażliwe.
- Chcesz powiedzieć, że ze względu na ciążę wymyśliłam sobie, że Daniel mnie słyszy, rozumie i daje mi znak, że jest z nami?
- Chcę powiedzieć, byś wreszcie pogodziła się z faktem, że on nigdy się nie obudzi. |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:52:42 25-01-15 Temat postu: |
|
|
Rozdział 39
Kilka tygodni później.
Jak tylko mały zasnął, Paula wróciła do salonu, chcąc dokończyć rozmowę z mężem. Usiadła obok, wzięła pilot z jego dłoni i wyłączyła telewizor, nie chcąc, by cokolwiek ich rozpraszało. Natychmiast zmienił pozycję, odkręcając się w jej stronę tak, by mógł widzieć jej oczy.
- No więc, o czym chciałaś porozmawiać, kochanie? - Zapytał, głaszcząc ją po głowie.
Patrzyła na niego dłuższą chwilę w milczeniu, zbierając się na odwagę, bo to co zamierzała powiedzieć, raczej nie ucieszy bruneta i być może skończy się kłótnią. Dlatego tak ciężko było jej zacząć ten temat. Po raz ostatni wzięła głęboki oddech na uspokojenie i wreszcie wykrztusiła:
- Zamierzam odwiedzić Itana.
- Rozumiem. - Powiedział bez cienia zdziwienia oraz złości.
Taka reakcja zaskoczyła Paulę, co nie uszło uwadze Martina.
- Przypuszczałaś zapewne, że się wścieknę, prawda?
- Jeśli mam być szczera, to tak.
- Kochanie... - Powiedział, przysuwając się w jej kierunku bliżej. - Przyznaję, Itan nie jest moim ulubieńcem i pewnie do końca życia mu nie zapomnę tego, co nam zrobił, ale...
- Ja też tego nie zapomnę. - Powiedziała, wchodząc mu w słowo.
- Ale wybaczyłaś mu, prawda? - Zapytał, mimo iż już od dawna znał odpowiedź.
- Tak. - Odparła skinąwszy głową.
- I dobrze, bo to twój brat.
- No, ale Ty...
- Ja też mu już wybaczyłem i chętnie go z tobą odwiedzę. Nie oczekuj jednak ode mnie, że zacznę mu nagle ufać tylko dlatego, że się zmienił, jak twierdzi Savanna.
- Sama nie wiem czy będę potrafiła mu ufać, ale chcę dać mu szansę.
- Ja też mu ją dam, ale pewnie jeszcze długo będę patrzył mu na ręce. Nie wiem, jak ułożą się moje relacje z nim, ale pamiętaj, że zawsze będę po twojej stronie.
- Jesteś kochany, wiesz?
- Wiem. - Odparł z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
- Kocham cię. - Powiedziała i za nim zdążył otworzyć usta, by odpowiedzieć jej tym samym, Paula zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się w jego wargi z taką siłą, że przewróciła go na plecy. Sama zaś upadła na niego, pogłębiając coraz bardziej pocałunek. Oboje byli spragnieni siebie, jak jeszcze nigdy, gdyż od czasu rozstania nie mieli okazji, by się kochać. Najpierw uniemożliwiało im to rozstanie, potem ciąża, a teraz dziecko, które zawsze budziło się w tak zwaną ,,nie porę", dlatego bez zastanowienia zaczęli zdzierać z siebie ubrania w nadziei na choćby szybki numerek. Paula wręcz zdarła z bruneta koszulkę, którą dwa dni temu kupił w sklepie. A i Martin nie pozostał jej dłużny, zrywając z niej sukienkę. Niestety i tym razem szczęście im nie dopisało, bo w chwili kiedy ledwo zrzucili z siebie ubrania, do ich drzwi zabrzęczał dzwonek. Nie chcąc obudzić małego, byli zmuszeni szybko się pozbierać i otworzyć nieproszonemu gościowi. Blondynka, będąc w samej bieliźnie, pędem pobiegła na górę po nową sukienkę, gdyż z tej zostały tylko strzępy, a Martin ruszył ku drzwiom, by powitać gościa. Co prawda, nie co dzień witał ich w samych dżinsach i bez koszulki, z której także nic nie zostało, ale lepiej w dżinsach z gołą klatą, niż w bieliźnie tak przezroczystej, że mogłoby to zgorszyć przybysza. Za drzwiami stała Savanna. Brunet natychmiast wpuścił ją i zaprosił do salonu, i nim dobrze się w nim rozgościła, na dole ponownie pojawiła się Paula.
- Kochanie, kto to? - Zapytała, wchodząc do pokoju, jak gdyby dopiero co wyszła z sypialni po tym, jak uśpiła dziecko.
- To ja. - Odpowiedziała Sav, uśmiechając się do niej promiennie i spoglądając kątem oka na pół nagiego Martina.
- Stało się coś, że tak nagle wpadłaś? - Zapytał brunet, który wciąż próbował ochłonąć z podniecenia, jakie zafundowała mu żona chwilę wcześniej.
Pytanie zostało zadane mało przyjaznym tonem i dlatego Savanna natychmiast spojrzała na Martina podejrzliwie.
- Przeszkadza ci, że przyszłam? - Zapytała lekko zaskoczona jego zachowaniem.
- Nie, skąd. Przecież wy Suarezowie zawsze lubicie wpadać nie w porę.
- Skarbie... - Zaczęła Paula, chcąc zrugać męża ze tę uwagę, ale nie zdążyła , bo Sav natychmiast rzuciła kolejne pytanie.
- Skoro wpadłam nie w porę, to dlaczego mnie wpuściłeś? - Zapytała już tym razem ostrzejszym tonem, gdyż się zdenerwowała.
- Bo jesteś siostrą mojej żony, poza tym to w czym przeszkodziłaś i tak już prysło. - Odpowiedział, po czym jak najszybciej udał się na górę do pokoju synka.
- Możesz mi powiedzieć, co go ugryzło? - Zapytała Sav, jak tylko brunet zniknął z jej pola widzenia.
- Brak seksu. - Odpowiedziała Paula, na co siostra zrobiła wielkie oczy.
******************************
Od czasu rozmowy z lekarzem, Victoria bardzo się zmieniła. Przygasła, a wraz z nią nadzieja, że Daniel się obudzi. Jej wiara nie umarła całkowicie, ale od czasu tej rozmowy ciągle słowa doktora szumiały jej w uszach, przez co odbierało jej to chęci do życia. Dlatego też przestała jeździć do firmy i doglądać interesu. Tę czynność powierzyła najlepszemu przyjacielowi Daniela, który razem z nim prowadził ową firmę. Sama zaś jeszcze więcej czasu poświęcała córce i ukochanemu. Bardzo często kładła się koło blondyna i wtulona w jego pierś modliła się, płakała lub błagała Boga, by zlitował się nad ich losem i pozwolił jej ukochanemu wyzdrowieć. Z obawy, że go straci starała się nie odstępować go na krok. Opuszczała jego pokój tylko wtedy, gdy było to konieczne. Gdy na przykład musiała zawieść Sofię do szkoły. Wszelkie zabawy z córką, rozmowy czy też odrabianie lekcji odbywały się także w pokoju jej ukochanego. Sandra, jak i Maria po powrocie z Meksyku natychmiast zauważyły, że z Vici dzieje się coś niepokojącego. Próbowały z nią rozmawiać i dowiedzieć się, cóż takiego się wydarzyło, że brunetka nagle się tak zmieniła. Jednak Victoria twierdziła, że to z powodu ciąży ma takie nastroje. Przez kilka dni udawało się jej oszukać teściową, jak i siostrę blondyna, ale Sandra zbyt dobrze ją znała i z czasem się zorientowała, że to nie ciąża jest powodem jej zachowania. I kiedy Victoria przy kolejnej próbie rozmowy, znowu starała się zwalić winę na ciążę, czerwono włosa wprost powiedziała, że jej nie wierzy. I wtedy brunetka pękła i opowiedziała o całej rozmowie z lekarzem Sandrze. Dziewczyna tak samo, jak Vici wcześniej oburzyła się, słysząc, co powiedział lekarz.
- Jak tylko ten palant tu przyjdzie, już ja mu wygarnę. - Powiedziała wściekła.
- To będziesz musiała z tym iść do jego gabinetu, bo go zwolniłam. - Powiedziała Vici, ocierając łzy, które jak zwykle popłynęły na wspomnienie okrutnych słów doktorka.
- Serio?!
- Tak.
- I dobrze, bo gdybyś tego nie zrobiła, ja bym się tym zajęła. A teraz posłuchaj mnie uważnie Vici, bo powiem to tylko raz. Daniel się obudzi. Może nie dziś, nie jutro, być może dopiero za rok, ale się obudzi.
- Chcę w to wierzyć, ale...
- Nie ma żadnego ale! On się obudzi, bo cię kocha, będzie walczył dla Ciebie i Sofii. Bóg wystawił was i waszą miłość na kolejną próbę, ale jestem pewna, że jeszcze ci go nie odbierze. Przecież mój brat musi poznać swojego syna, a także córkę, dla której był ojcem zbyt krótko, by teraz musiała go znowu stracić. Ty także nie zdążyłaś nacieszyć się jego miłością, dlatego wiem, że nie nadszedł jeszcze czas, by Daniel nas zostawił. Nie pozwól, by słowa jakiegoś lekarzyny zachwiały twoją wiarę i odebrały nadzieję, bo pamiętaj, że to nie w jego rękach jest życie Daniela, tylko w rękach Boga. - Powiedziała z powagą, spoglądając na swoją bratową.
- Masz rację, to Bóg decyduje o życiu, a nie jakiś lekarz. I dopóki serce Daniela bije, ja będę wierzyła, że kiedyś się obudzi. - Powiedziała i natychmiast jej oczy napełniły się blaskiem nadziei, którą prawie że straciła.
***********************
Wiedział, że zachował się nieuprzejmie wobec Savanny, ale brak seksu potrafił faceta doprowadzić do furii. Dopóki był sam, nie przeszkadzało mu to, że nie uprawiał tego ,,sportu" , ale jak nie mieć ochoty na seks, mając tak seksowną żonę, która samym pocałunkiem potrafi doprowadzić go do utraty zmysłów. Mimo wszystko to go nie tłumaczyło ani jego zachowania. Dlatego jak tylko ochłonął pod zimnym prysznicem, ubrał się i poszedł do domu Sav, by ją przeprosić. Ledwo otworzyła drzwi, jak z jego ust padło PRZEPRASZAM. Uśmiechnęła się i wpuściła go do środka.
- Tak naprawdę, to ja przepraszam. - Powiedziała, zapraszając go do kuchni, gdzie właśnie przygotowywała obiad.
- Ty, a za co? - Zapytał zdziwiony.
- No wiesz, to, że mieszkacie w moim domku, nie daje mi prawa wpadać do was kiedy mi się zachcę i to bez zapowiedzi. I przysięgam, że to się więcej nie powtórzy.
- Nie musisz przysięgać, bo my i tak niedługo wracamy do Meksyku.
- Wiem i trochę mi smutno, że będziecie tak daleko ode mnie.
- My także będziemy za Tobą tęsknili, ale musimy tam wrócić.
- Z powodu twojej siostry, tak?
- Moja siostra obecnie mieszka w Los Angeles, ale pewnie kiedyś też wróci do Meksyku. No chyba, że Daniel nigdy się nie obudzi lub obudzi, ale oboje zdecydują już na stałe pozostać tam.
- No więc, do czego chcecie wracać? Przecież tu też możecie ułożyć sobie życie.
- Wiem, ale tam mamy swój dom pełen wspaniałych wspomnień. Tam także jest grób moich rodziców, no i Itan.
- Itan siedzi.
- Ale kiedyś wyjdzie, a dopóki to się nie stanie, Paula będzie chciała go odwiedzać, a będąc na miejscu, ułatwi jej to zadanie. Poza tym ktoś będzie musiał dopilnować, by nie zszedł znowu na złą drogę, gdy już wyjdzie z tego pudła, prawda? A kto jak nie ja i Paula się do tego nadajemy?
- No wiesz... Zawsze ja mogę wziąć go w ryzy. W końcu to także mój brat.
- Wiem i prawdopodobnie poradziłabyś sobie z nim lepiej niż Paula, bo masz twardszy charakter, ale wątpię, by udało ci się go sprowadzić do Francji.
- Racja.
- No widzisz, a tak my się tym zajmiemy, a Ty będziesz miała kolejny powód, by nas częściej odwiedzać.
- Dobra, przekonałeś mnie. Chociaż wystarczyło wspomnieć o waszym synu i już mam wielki powód, by was bardzo, bardzo często odwiedzać. - Powiedziała z rozmarzoną miną na wspomnienie siostrzeńca.
- Dobra Sav, ja spadam, bo zaraz razem z Paulą idziemy na spacer dotlenić naszego syna.
- Jasne, rozumiem.
- I serio, jeszcze raz przepraszam.
- Daj spokój, nic się nie stało.
Posłał jej uśmiech wdzięczności za wyrozumiałość i wyszedł.
*****************************
Od powrotu z Meksyku minęło dwa tygodnia, a Sandra wciąż nie mogła zdobyć się na odwagę, by przeczytać listy od Itana. Gdyby wtedy Cain jej nie przeszkodził, pewnie już dawno, by to zrobiła. Niestety lub stety przeszkodził i tak oto pudło z listami stało ciągle nieruszone. Ciekawość, która wtedy wzięła górę, nagle stała się strachem. Strachem przed tym czy jej życie nie wywróci się do góry nogami po przeczytaniu tych listów. Być może nie zawierały one nic niezwykłego. Być może owe wyznania nie zrobiłyby na niej nawet wrażenia, ale gdzieś podświadomie czuła, że jednak te listy odmienią jej poukładane życie. A tego nie chciała, bo zbyt długo i ciężko pracowała na to, by pogodzić się z myślą iż Itan to nie facet, z którym spędzi resztę swojego życia. I choć nie kochała Caina, to jednak w jakiś sposób zależało jej na nim. Dbał o nią, kochał, szanował, rozumiał i głównie dlatego tak szybko przyjęła jego oświadczyny. Owszem, wciąż kochała Itana, ale nie potrafiła mu wybaczyć i to było kolejnym powodem, dla którego tak szybko rzuciła się w ramiona Caina. By całkowicie zamknąć rozdział dotyczący ją i Itana przeprowadziła się na stałe do Los Angeles mając nadzieję, że w ten sposób już nigdy It nie stanie na jej drodze, a jej miłość do niego z czasem zniknie na zawsze. Czy tak się stanie? Czas pokaże, pomyślała i schowała pudełko do najgłębszego miejsca w szafie.
**********************
Wieczorem.
Po relaksującym prysznicu zarzucił na siebie bokserki i spodnie dresowe, po czym wyszedł z łazienki. Pauli nie było w pokoju. Zeszedł więc na dół w nadziei, że znajdzie ją w kuchni. Ledwo przystąpił próg salonu, jak usłyszał jej głos.
- Szukasz mnie? - Zapytała, zapalając lampkę w salonie.
Od razu jego wzrok powędrował na kanapę. Siedziała na kanapie z nogą założoną jedna na drugą, odziana jedynie w jasnoniebieską koszulę należącą rzecz jasna do niego. Zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu, a po całym ciele przeszedł go dreszcz podniecenia.
- Owszem. - Odpowiedział, podchodząc ostrożnie do kanapy, nie spuszczając z niej ani na chwilę wzroku.
- No to mnie znalazłeś i co teraz? - Zapytała, przeciągając się jak kotka.
- Ty mi powiedz. - Rzekł, siadając na brzegu sofy.
Natychmiast przybliżyła się do bruneta i przejechała dłonią po jego torsie. Zadrżał, po czym pochylił się w jej stronę, chcąc pocałować, odsunęła się lekko i spojrzała mu z satysfakcją w oczy, w których tańczyły iskierki pożądania. Uśmiechnął się, widząc, jak próbuje się z nim droczyć. Po czym jednym szybkim i zwinnym ruchem załapał ją za kark i wpił się w jej usta z taką zachłannością, jakby potrzebował tego pocałunku do oddychania. Całował ją żarliwie i namiętnie, zatrzęsła się z podniecenia, kiedy ułożył ją wygodnie na sofie, po czym okrył swoim pół nagim ciałem. Chcąc przejąć inicjatywę na nowo, Paula zrzuciła ukochanego z siebie i jak tylko wylądował na podłodze, usiadła na niego okrakiem.
- Dziś ja tu rządzę. - Powiedziała, po czym zaczęła pieścić jego szyję językiem, liżąc ją i całując na przemian.
Pozwolił jej przejąć inicjatywę, ale nie zamierzał całkiem poddać się rządom blondynki i już po chwili jego dłonie błądziły po jej nagich udach i pośladkach. Wiedziała, że jeśli pozwoli mężowi dotykać się w jakikolwiek sposób, to za chwilę ona będzie na dole, a on na górze dlatego strząsnęła z siebie jego dłonie i skarciła go wzrokiem jak jakieś małe dziecko, które coś przed chwilą przeskrobało. W geście poddania położył ręce pod głowę. Uszczęśliwiona Paula wróciła do przerwanych pieszczot. Jej język pieścił każdy skrawek ciała bruneta, zaczynając od ucha schodziła coraz niżej i niżej, a brunet z każdym pocałunkiem oddychał coraz szybciej. Kiedy dotarła do brzucha przystanęła, zsunęła z niego spodnie i bokserki. Otworzył oczy, które pod wpływem pieszczot zamknął i spojrzał na nią pytająco. Uśmiechnęła się łobuzersko, po czym jednym zwinnym ruchem ściągnęła z siebie koszulę. I nim zdążył wydać z siebie pomruk zachwytu, wzięła do ręki jego porządnie nabrzmiałą męskość. Natychmiast wciągnął powietrze do płuc i ze świstem wypuścił, czując, jak jej dłoń zamyka się na jego członku. A kiedy zaczęła stymulować nią wolnymi, leniwymi ruchami, Martin zacisnął powieki i na nowo odpłynął. Blondynka, widząc, że ukochanemu sprawia to ogromną przyjemność, przyspieszyła ruchy dłoni, chcąc dać mu jak najwięcej tej rozkoszy i doprowadzić na szczyt. Pieszczota ta wywoływała ciche jęki mężczyzny. Jego członek pulsował pod jej dotykiem, biodra zaczęły unosić się lekko do góry, mięśnie klatki piersiowej i brzucha stały się bardziej naprężone, jęki coraz głośniejsze. Obserwując męża, Paula wiedziała, że za chwilę doprowadzi go do spełnienia. I nagle role się odwróciły, bo brunet na czas się opamiętał. Niespodziewanie złapał żonę za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Jego siła i zaskoczenie sprawiło, że blondynka w mgnieniu oka opadła na nagie i cholernie podniecone ciało męża. Martin wykorzystał moment zaskoczenia i szybko przewrócił ją na plecy, przygważdżając swoim ciałem do podłogi. Zaczął całować jej szyję, co chwila przygryzając jej skórę. Schodził ku piersiom, by móc posmakować jej stwardniałych i sterczących sutków, które tak uwielbiał ssać i przygryzać. Wiedział, że jego żona także uwielbia tę pieszczotę i że jest zdolna dostać przy tym orgazmu. Lecz jego plan był inny. Jedną pierś ugniatał ręką a drugą pieścił zębami. Jej oddech stał się jeszcze szybszy. Martin zdawał sobie sprawę, że jeszcze chwila i Paula będzie szczytować. Przerwał gwałtownie pieszczoty. Kobieta wydała z siebie jęk niezadowolenia. Kiedy poczuł, że trochę się uspokoiła, ponownie zaczął pieścić jej ciało. Gdy chciała coś powiedzieć, on skutecznie zagłuszał ją pocałunkiem. Przyciskał ją swoim ciałem do dywanu, a dłońmi pieścił jej uda i pośladki. Jego dłoń rozpoczęła wędrówkę po wewnętrznej części jej uda. Kiedy dotarł do jej pochwy, z ust blondynki wydobył się jęk podniecenia. Zaczął zataczać kółka na jej łechtaczce, by po chwili wsunąć w jej wilgotne wnętrze palce. Kobieta wysunęła ku nim biodra, co poskutkowało tym, że mąż znowu zaprzestał pieszczot.
- Skarbie... - i znowu uciszył ją pocałunkiem.
Postanowiła więc ratować się dłońmi, chwyciła jego członka, ale on wyczuwszy jej zamiary, natychmiast złapał jej obie ręce i zablokował własnymi dłońmi.
- Oj, to było niegrzeczne. - Rzekł, po czym położył jej ręce po obu stronach głowy i przytrzymał.
- Chcesz mnie wykończyć? - Zapytała, starając się na wszelkie sposoby wyswobodzić się spod ukochanego, by znowu być górą.
Nie odpowiedział, tylko zamknął jej usta pocałunkiem, a kolanem rozsunął nogi, by po chwili w nią wejść jednym zdecydowanym ruchem. Natychmiast oplotła jego biodra swoimi nogami, zaciskając je jak najmocniej, by tym razem jej nie uciekł i skończył to, co zaczął. Spojrzał na nią i powoli zaczął się poruszać w jej wnętrzu. Jej oddech zaczął się pogłębiać z każdym ruchem bruneta, ciało wiło się pod nim coraz to bardziej i bardziej. Na jej twarzy widniał wyraz błogiego stanu, piersi unosiły się w górę i opadały z każdym jego pchnięciem. Przyspieszył, nie odrywając od niej wzroku ani na chwilę. Pragnął zobaczyć, jak jego żona szczytuje. Jedno pchnięcie, drugie, trzecie i nareszcie jej ciałem wstrząsnął spazm, a z gardła wydobył się głośny jęk rozkoszy. Wiła się jak kotka, krzyczała jego imię w taki sposób, że po chwili sam zaczął wić się pod wpływem orgazmu. Tej nocy jeszcze długo cieszyli się sobą, chcąc nadrobić stracony czas.
***************************
Odkąd pojawiła się na świecie, w jej życiu brakowało ojca. Pierwsze pięć lat to mama ją wychowywała, dbając, by nie brakowało jej niczego, a szczególnie miłości. Nie mogła narzekać, bo naprawdę była szczęśliwa, mając tak wspaniałą, kochającą i oddaną matkę, jaką była Victoria. Dodatkowa miłość także spływała ze strony nieżyjących już dziadków, czyli rodziców Vici i Martina, a także od niego samego i Pauli. Wszyscy starali się zrekompensować jej brak ojca. Jednak są w życiu chwile, kiedy nawet największa miłość nie sprawi, że nie będzie się tęskniło za tym, by mieć tatę. I dopóki Sofia nie wiedziała, że go ma, radziła sobie jakoś ze świadomością, iż mężczyzna, który ją począł, nigdy jej nie wychowa. Co prawda był jej przykro, kiedy widziała inne dzieci, bawiące się ze swoimi ojcami, ale nigdy tego nie okazywała. Cieszyła się z tego, że ma chociaż kochającą matkę, która za wszelką cenę stara się jej zastąpić oboje rodziców i nawet jeśli jej to nie wychodziło, Sofia i tak ją kochała. Teraz jednak miała ojca i świadomość, że wciąż nie może się z nim pobawić, pośmiać, sprawiała jej dużo większy ból. Jej cierpienie było o wiele bardziej bolesne, wiedząc, że to właśnie z jej powodu tato, którego ledwo co poznała, leżał teraz w śpiączce, z której być może nigdy się nie obudzi. Miała ledwo pięć lat, ale rozumiała dużo więcej, niż sądzili inni. Każdego dnia starała się zachować pogodę ducha, by nie martwić mamy. Chodziła do szkoły, bawiła się, uśmiechała, nikomu nie skarżyła, ale w środku ból rozrywał jej duszę. Nie rozumiała czemu, ktoś skrzywdził jej tatusia i to teraz kiedy dopiero co go poznawała. Nie zdążyła jeszcze zrobić z nim tylu rzeczy, a już ktoś postanowił jej go odebrać. Bolało i chociaż starała się wierzyć, że blondyn w końcu się obudzi, to z każdym dniem przychodziło jej to coraz trudniej. Mimo wszystko każdego wieczoru szła do jego pokoju, brała go za rękę, klękała przy łóżku i modliła się.
- Panie Boże, nie odbieraj mi tatusia... Spraw by wyzdrowiał, bo chcę mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Chcę, żeby choć raz odprowadził mnie do szkoły i znowu się ze mną pobawił. Chcę, by zobaczył moje rysunki, które zrobiłam specjalnie dla niego. Chcę, by zabrał mnie na spacer i opowiedział bajkę. Chcę, by mnie przytulił i dał buziaka. Chcę dowiedzieć się jeszcze tylu rzeczy o nim i sama opowiedzieć mu o sobie. Chcę, żeby się obudził, bo jeszcze tyle lat przed nami. Błagam cię Boziu, niech tatuś już do nas wróci z tego długiego snu. Jeśli sprawisz, że się obudzi, obiecuję już zawsze być grzeczna. Już nigdy nie wybiegnę na ulicę, nie będę marudzić, skarżyć się. Pomogę mamie we wszystkich obowiązkach, zajmę się braciszkiem, gdy już się urodzi. Będę zawsze grzeczna czy to w domu, w szkole, czy gdziekolwiek, tylko błagam zwróć mi tatusia. Wyrzeknę się lodów, zabawek i czego tylko sobie zażyczysz, ale pozwól mojemu tatusiowi żyć. Błagam cię o to w imieniu swoim, mojej mamy, babci, cioci, wujka i mojego braciszka, który także będzie potrzebował tatusia. Bo on jest dla nas wszystkim i jeśli nam go zabierzesz, to już nigdy nie będziemy szczęśliwi. Dlatego proszę, wysłuchaj moich modlitw i spraw, by tatuś wyzdrowiał. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Po tych słowach wstała i położyła się obok ojca. Kilka minut później spała już smacznie u jego boku, a łzy, które spływały po jej policzkach w czasie modlitwy, wyschły, pozostawiając jedynie po sobie ślad smugi na jej malutkich policzkach.
*****************************
Jakiś czas później.
Właśnie skończył uczyć się do kolejnego egzaminu, kiedy to klawisz przyszedł z informacją, że ma gościa. Był pewny, że tym kimś jest jego adwokat, z którym od jakiegoś czasu się przyjaźni. Pozbierał więc książki i zaniósł do celi, po czym policjant zaprowadził go do pokoju widzeń. Kiedy wszedł i zobaczył Paulę w towarzystwie Martina i Oliviera, o mały włos nie rozpłakał się ze szczęścia. Z całych sił powstrzymał jednak łzy, które cisnęły mu się do oczu i nim usiadł po drugiej stronie stolika, rzucił krótkie "cześć". Paula i Martin zrobili to samo.
- Coś się stało Savannie? - Zapytał po chwili, sądząc, że tylko taki powód był w stanie zmusić ich do odwiedzin po tym, co im zrobił.
- U niej wszystko w porządku, a u Ciebie? - Zapytała blondynka ze szczerą troską w oczach.
- Ujdzie. - Odpowiedział, cały czas spoglądając na malca, którego w swoich ramionach trzymał brunet. - A u was? - Zapytał, przenosząc wzrok na siostrę.
- Jak widzisz, dobrze.
- To świetnie, a teraz powiedzcie prawdę, dlaczego tu przyjechaliście? - Zapytał, tym razem spoglądając na nich oboje.
- Przyjechaliśmy powiedzieć ci, że chcemy zakopać topór wojenny, jaki między nami powstał, o ile jesteś na to gotowy i także tego chcesz. - Odpowiedział Martin, nim żona zdążyła się odezwać.
Ta odpowiedź zaskoczyła go szczególnie, że padła z ust szwagra, któremu to wyrządził najwięcej krzywdy. Przez chwilę spoglądał na nich w milczeniu, nie do końca wierząc, że naprawdę to usłyszał.
- Na serio chcecie dać mi kolejną szansę? - Zapytał, ciągle nie dowierzając, chociaż ich miny wyraźnie świadczyły o tym, iż nie żartują ani go nie podpuszczają.
- Tak, Itan. - Odpowiedziała Paula.
- No chyba, że Ty tego nie chcesz. - Odezwał się brunet.
- Żartujesz? Każdej nocy modliłem się o to, byście mi wybaczyli.
- A więc zgoda? - Zapytała blondynka dla nabrania stu procentowej pewności, że brat także chce zacząć wszystko od nowa.
- Zgoda. - Odparł z szerokim uśmiechem na twarzy.
To wystarczyło, by Paula w mgnieniu oka wstała od stołu i podeszła do brata.
- Mogę cię przytulić? - Zapytała, wyciągając dłonie w jego stronę.
Nie odpowiedział, tylko od razu wstał i wtulił się w nią z całej siły, by pokazać jak bardzo mu tego brakowało. Kiedy już się wyściskali, blondynka wzięła syna od męża i przedstawiła Itanowi.
- To nasz syn, Olivier.
- Śliczny. - Odparł, wpatrując się w niego jak w cud.
- Chcesz go potrzymać?
- Chciałbym, ale chyba nie potrafię.
- Usiądź, a ja ci go położę. - Powiedziała, po czym odwróciła głowę w stronę męża i mrugnęła do niego oczkiem.
Martin wiedział, że to znak i kiedy blondynka konstruowała brata, jak ma trzymać malucha, on w tym czasie wyjął z torby pudełko z tortem. Postawił na stolik, otworzył, zapalił świeczkę i jak tylko żona odwróciła się w stronę męża, oboje zaczęli śpiewać sto lat. Zaskoczony Itan, oderwał wzrok od dziecka i dopiero wtedy dostrzegł wypiek, który przynieśli jego goście. Wciąż jednak nie rozumiał, co to wszystko miało znaczyć. Dopiero kiedy owa dwójka skończyła śpiewać i zaczęła składać mu życzenia, zrozumiał. Dziś były jego urodziny... Urodziny, o których sam zapomniał. Ale jak tu pamiętać o czymś takim, przebywając w więzieniu i mając na głowie dużo ważniejsze rzeczy.
- No nie patrz tak, tylko pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę. - Powiedziała blondynka, widząc, jak Itan się zamyślił.
Zamknął więc oczy, pomyślał życzenie i dmuchnął. Świeczka od razu zgasła, a siostra zaczęła go całować. Zaraz po niej Martin podał mu rękę i jeszcze raz złożył życzenia.
- A teraz prezenty. - Powiedziała i wyjęła z torby kolejne dwa pudełka. - To od nas, a to od Savanny. - Rzekła, kładąc je przed bratem na stoliku.
- Jakim cudem udało się wam to wnieść? - Zapytał, wiedząc, jaki rygor panuje w owym więzieniu.
- Znajomości Savanny. - Odpowiedziała blondynka.
- A także przekupstwo. - Dodał brunet.
Po czym cała trójka się roześmiała.
- A teraz czas na tort. - Powiedziała Paula, kiedy skończyli się śmiać. - Niestety noża nie pozwolono nam wnieść, więc musimy bez krojenia jeść go łyżeczkami. - Wyjaśniła, podając łyżeczkę bratu, a potem mężowi.
- Okej, ale za nim dorwiemy się do tortu, chcę wam coś powiedzieć. - Rzekł Itan, głaszcząc Oliviera po główce, który wciąż smacznie spał w ramionach wujka. - Przede wszystkim chcę was przeprosić za wszystkie krzywdy z mojej strony. Obiecuję też już nigdy nie ingerować w wasze życie. I przysięgam, że będę się starał z całych sił, by nasze relacje już zawsze wyglądały tak dobrze, jak dziś, a może nawet lepiej. No i dziękuję, że daliście mi kolejną szansę.
Po tych słowach wziął łyżeczkę i zaczął jeść, a oni razem z nim.
*****************
Pięć lat później.
Blondyn z trudem otworzył oczy, ale natychmiast po tym je zamknął. Fala światła, która w nie uderzyła, sprawiła mu ból tak silny, iż miał wrażenie, że zaraz eksploduje mu głowa. Po kilku sekundach ból ustąpił, a światło jakby przygasło. Postanowił zaryzykować i znów otworzyć oczy. Z trudem podnosił ciężkie powieki, promienie powoli docierały do jego źrenic, rażąc je, ale już nie z taką siłą. Miał wrażenie, że patrzy w tarcze zachodzącego słońca. Rozejrzał się dookoła, starając się rozeznać w położeniu. Pokój wydawał mu się znajomy, ale ta aparatura po prawej, jak i lewej stronie łóżka, jak i i samo łóżko wskazywały na to, iż znajduje się w szpitalu. Jednak widok za oknem przypominał mu krajobraz, jego własny domu. Jeśli to nie dom i nie szpital, to co? Zastanawiał się, wpatrując się ciągle na obraz za oknem. I nagle do jego uszu doszedł dźwięk.
- Tatuś...
Zaraz po tym poczuł coś na piersi. Jakby ją lekko przygniotło, ale nie przeszkadzało w oddychaniu. Po jego ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Cichy przyjemny głos rozbrzmiał w jego głowie. Głos jakby dziecka. Zaraz po tym kolejna fala ciepła rozeszła się po jego ciele. Czy to Sofia? Tak, to na pewno moja mała córeczka, Sofia. Pomyślał.
- Tatusiu... słyszysz mnie? - Znów zabrzmiał ten głos. Ale był to głos o innej barwie, nie o takiej jaką zapamiętał u swojej Sofii. Chciał poruszyć ręką i nagle zdał sobie sprawę, że jego dłoń była unieruchomiona, czymś co na niej leżało. Uniósł lekko głowę i poczuł ból w okolicach potylicy. Dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio, jednak już nie tak silny. Skrzywił się lekko i chciał wziąć głębszy oddech, gdy nagle poczuł jak coś uciska jego klatkę piersiową. Nie boleśnie, ale jakby na niej coś leżało. Spuścił wzrok i ujrzał blond czuprynę na swojej piersi. Przyjrzał się uważniej i po chwili uzmysłowił sobie, że ktoś przy nim leży. Głowa tej osoby spoczywa na jego piersi i trochę na ręce. Ból znów przeszył głowę blondyna, która opadła na poduszkę. Przymknął powieki w nadziei, że w ten sposób ból zniknie. I nie mylił się, bo już po chwili przyszła ulga. Odczekał kilka sekund i ponownie otworzył oczy. W tym czasie chłopczyk zmienił pozycję.
- Cześć.
Zadarł nieznacznie głowę i dostrzegł siedzące obok niego dziecko.
- Cześć. - Odpowiedział niepewnie, bo ciągle miał wrażenie, że śni. Starał sobie przypomnieć, gdzie jest i jak się tu znalazł, ale silny ból znowu dał o sobie znać.
- Długo spałeś. - Usłyszał z ust dziecka.
Dziecka, które jak miał wcześniej nadzieję, nie było jego córką. Co więcej to nie była nawet dziewczynka tylko chłopczyk. Daniel starał się przypomnieć, skąd go zna, ale chociaż ciągle się w niego wpatrywał, nie potrafił przypomnieć sobie kim jest ów dzieciak. I dlaczego nie ma tu Sofii, Victorii czy też kogoś kogo znał?
- Będziesz jeszcze spał? - Zapytał chłopiec, wpatrując się w Daniela bez ustanku.
- Nie, chyba nie. A jak masz na imię? - Zapytał, nie mogąc już dłużej znieść tej nieświadomości.
- Michael. - Odpowiedział chłopczyk i nim blondyn zadał mu kolejne pytanie ten złapał go ze rękę i zapytał pierwszy. - Czy teraz się pobawimy?
Owe pytanie zaskoczyło Daniela.
- Tak długo czekałem, aż się obudzisz... To jak pobawimy się?
- Tak, ale najpierw powiedz mi, gdzie jest twoja mama?
- W kuchni.
- A czy mógłbyś ją zawołać?
- Dobrze. - Odpowiedział i zeskoczył z łóżka, kierując się w stronę kuchni.
- Michael!
Zawołał Daniel, nim chłopiec doszedł do drzwi. Dziecko natychmiast się zatrzymało i wróciło na swoje miejsce.
- Już nie chcesz, żebym wołał mamę? - Zapytał, nie bardzo rozumiejąc czemu go zatrzymano.
- Chcę, ale powiedz mi coś jeszcze...
- Co takiego?
- Kim ja dla Ciebie jestem?
- Moim tatą. - Odpowiedział malec z taką lekkością, jakby to było oczywiste.
Czego jak czego, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Był tak zaskoczony, że nawet nie zwrócił uwagi, jak do pokoju weszła Victoria.
- Z kim rozmawiasz, kochanie? - Usłyszał i dopiero wtedy jego oczy spojrzały w jej stronę.
- Z tatą. - Odpowiedział chłopiec.
W tej że chwili brunetka także spojrzała na blondyna i na chwilę zamarła nie dowierzając w to, co widzi. Jej mąż, jej ukochany Daniel naprawdę miał otwarte oczy i patrzył na nią. Radość, jaka wypełniła jej ciało dosłownie w mgnieniu oka, była niedopisania. Jej oczy natychmiast napełniły się łzami i już po chwili była przy nim. Całowała go po twarzy i dotykała, powtarzając w kółko, jak bardzo się cieszy, że wreszcie się obudził. Oboje w tej chwili zapomnieli o istnieniu dziecka, które usiadło na dywanie i zaczęło bawić się samochodzikiem, czekając aż rodzice skończą się sobą cieszyć. W oczach blondyna także pojawiły się łzy radości, że wreszcie widzi kogoś znajomego. Serce napełniło się radością na widok ukochanej kobiety, ale na wiele pytań wciąż nie znał odpowiedzi i to go nurtowało. Po chwili więc zapytał.
- Co się stało? Dlaczego tu leżę i gdzie jest Sofia?
Vici natychmiast przestała całować ukochanego i z troską w oczach spojrzała na niego. Po czym wstała, powiedziała na ucho coś Michaelowi, a kiedy chłopiec opuścił pokój, znowu usiadła przy blondynie.
- Posłuchaj, ostatnie co pamiętam to pędzący samochód, który chciał rozjechać nam córkę, a potem pustka. Dlatego błagam, powiedz mi, gdzie jest Sofia, bo zaraz oszaleję. - Rzekł lekko poddenerwowany, mając dość, że ciągle nic sobie nie przypomniał i nie rozumiał, co się wokoło niego dzieje.
- Sofia jest w szkole... - Powiedziała, po czym spojrzała na zegarek. - Za jakieś piętnaście minut twoja mama przyprowadzi ją ze szkoły.
- Moja mama? To ona tu jest?
- Jest tu twoja mama i siostra.
- Ale dlaczego?
- Przyleciały, by pomóc mi w opiece nad Tobą.
- Nade mną?
- Tak, bo zapadłeś w śpiączkę po tym, jak potrącił cię samochód. Ten wypadek, który pamiętasz naprawdę miał miejsce, jednak to Ty na tym ucierpiałeś, a nie Sofia, którą odepchnąłeś w ostatniej chwili, nim to auto ją staranowało.
- Czyli ona żyje? - Zapytał, chcąc upewnić się, iż dobrze rozumie to, co mówi do niego brunetka.
- Żyje i kiedy zobaczy, że się obudziłeś, oszaleje ze szczęścia. - Odpowiedziała, głaszcząc go po twarzy.
Odetchnął z ulgą, słysząc dobrą nowinę z ust ukochanej. I nagle przypomniał sobie słowa chłopca, który kilka chwil wcześniej siedział przy nim. Dziecko twierdziło, że jest jego synem, ale jak to możliwe skoro był w śpiączce? Zastanawiał się. Jednak pustka w głowie sprawiała, że musiał zapytać Victorię.
- A Michael...
- Trzy miesiące po wypadku dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Niestety Ty już byłeś w śpiączce.
- A więc on... Michael naprawdę jest moim synem?
- Tak, Danielu... Michael jest naszym synem.
Po tych słowach po policzkach blondyna potoczyły się łzy. Łzy radości, ale i smutku. Miał jeszcze tyle pytań, jednak musiał z tym poczekać, bo nagle w drzwiach pojawił się lekarz i widząc swego pacjenta wybudzonego ze śpiączki po tylu latach, natychmiast podjął się zbadaniu go. Victoria, nie chcąc przeszkadzać, wyszła z pokoju i poszła do kuchni, w której czekał na nią Mike.
- Czy tatuś mnie kocha? - Zapytał, jak tylko zobaczył swoją rodzicielkę.
- Oczywiście skarbie, że tatuś cię kocha.
- Ale on nie wiedział kim jestem. - Rzekł z wyrzutem w głosie.
- Nie wiedział, bo kiedy się urodziłeś, tatuś był w śpiączce i dopiero teraz się z niej obudził. To, że nie wiedział kim jesteś, wcale nie znaczy, że cię nie kocha. Po prostu byłeś dla niego niespodzianką.
- Ja niespodzianką?! - Zapytał, robiąc wielkie oczy.
- Tak, skarbie. Jestem jednak pewna, że teraz kiedy już wie o Tobie, to będzie bawił się z Tobą, gdy tylko tego zapragniesz. I jeszcze nie raz udowodni, jak bardzo cię kocha.
Po tych słowach na buzi dziecka pojawił się szeroki uśmiech i już chciał zapytać, kiedy może znowu iść do taty, gdy nagle w drzwiach pojawiła się Maria i Sofia. Chłopczyk od razu zerwał się z krzesła i podbiegł do siostry, oznajmiając:
- Wiesz co? Tatuś się obudził!
Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia 17:45:20 10-02-15, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:26:41 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział
Viktora się nie podaje i z całej siły opiekuje się Danielem to się nazywa miłość
jest z nim na dobre i na złe
Paula urodziła synka i oboje z Martinem nazwali go Olivier Dominic co za zgodność
super że przynajmniej u nich się dobrze układa
Itan biedak wiem że dużo złego zrobił ale w tym rozdziale, strasznie mi się go skoda zrobił i jeszcze ta wyżyta jego siostry, widać ze więżenie na niego bardzo dobrze po działało . mam nadziej ze Sandra mu wybaczy ?
Loren ma za swoje niech gnije wiezieniu !!
Zabieram się za następny rozdział może dziś go jeszcze skomentuje. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:26:43 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział
Viktora się nie podaje i z całej siły opiekuje się Danielem to się nazywa miłość
jest z nim na dobre i na złe
Paula urodziła synka i oboje z Martinem nazwali go Olivier Dominic co za zgodność
super że przynajmniej u nich się dobrze układa
Itan biedak wiem że dużo złego zrobił ale w tym rozdziale, strasznie mi się go skoda zrobił i jeszcze ta wyżyta jego siostry, widać ze więżenie na niego bardzo dobrze po działało . mam nadziej ze Sandra mu wybaczy ?
Loren ma za swoje niech gnije wiezieniu !!
Zabieram się za następny rozdział może dziś go jeszcze skomentuje. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:28:29 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział
Viktora się nie podaje i z całej siły opiekuje się Danielem to się nazywa miłość
jest z nim na dobre i na złe
Paula urodziła synka i oboje z Martinem nazwali go Olivier Dominic co za zgodność
super że przynajmniej u nich się dobrze układa
Itan biedak wiem że dużo złego zrobił ale w tym rozdziale, strasznie mi się go skoda zrobił i jeszcze ta wyżyta jego siostry, widać ze więżenie na niego bardzo dobrze po działało . mam nadziej ze Sandra mu wybaczy ?
Lorena ma za swoje niech gnije wiezieniu !!
Zabieram się za następny rozdział może dziś go jeszcze skomentuje. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:28:32 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział
Viktora się nie podaje i z całej siły opiekuje się Danielem to się nazywa miłość
jest z nim na dobre i na złe
Paula urodziła synka i oboje z Martinem nazwali go Olivier Dominic co za zgodność
super że przynajmniej u nich się dobrze układa
Itan biedak wiem że dużo złego zrobił ale w tym rozdziale, strasznie mi się go skoda zrobił i jeszcze ta wyżyta jego siostry, widać ze więżenie na niego bardzo dobrze po działało . mam nadziej ze Sandra mu wybaczy ?
Lorena ma za swoje niech gnije wiezieniu !!
Zabieram się za następny rozdział może dziś go jeszcze skomentuje. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:28:33 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział
Viktora się nie podaje i z całej siły opiekuje się Danielem to się nazywa miłość
jest z nim na dobre i na złe
Paula urodziła synka i oboje z Martinem nazwali go Olivier Dominic co za zgodność
super że przynajmniej u nich się dobrze układa
Itan biedak wiem że dużo złego zrobił ale w tym rozdziale, strasznie mi się go skoda zrobił i jeszcze ta wyżyta jego siostry, widać ze więżenie na niego bardzo dobrze po działało . mam nadziej ze Sandra mu wybaczy ?
Lorena ma za swoje niech gnije wiezieniu !!
Zabieram się za następny rozdział może dziś go jeszcze skomentuje. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:28:33 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział
Viktora się nie podaje i z całej siły opiekuje się Danielem to się nazywa miłość
jest z nim na dobre i na złe
Paula urodziła synka i oboje z Martinem nazwali go Olivier Dominic co za zgodność
super że przynajmniej u nich się dobrze układa
Itan biedak wiem że dużo złego zrobił ale w tym rozdziale, strasznie mi się go skoda zrobił i jeszcze ta wyżyta jego siostry, widać ze więżenie na niego bardzo dobrze po działało . mam nadziej ze Sandra mu wybaczy ?
Lorena ma za swoje niech gnije wiezieniu !!
Zabieram się za następny rozdział może dziś go jeszcze skomentuje. |
|
Powrót do góry |
|
|
syla6667 Arcymistrz
Dołączył: 16 Paź 2009 Posty: 30270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:07:34 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Kasia, ale Cię zdublowało |
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia 505 Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:14:08 22-02-15 Temat postu: |
|
|
Własnie widzie chciałam usunąć ale się nie da.
Ostatnio zmieniony przez Kasia 505 dnia 17:16:24 22-02-15, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:53:36 23-02-15 Temat postu: |
|
|
Ten rozdział jest rozdziałem ostatnim. Dziękuję za wasze komentarze wspólnie spędzony czas i czas który poświęciliście, by to czytać. Informuję, że być może zacznę kolejne opowiadanie ,ale żadne nowe chociaż pomysły są lecz któreś z tych zaczętych, a nie dokończonych. Więc jeśli są chętni proszę informować. Mile widziane komentarze na zakończenie Buziaki!
Rozdział 40
Właśnie miał jechać do Pauli i Martina, kiedy w jego drzwiach pojawiła się Sandra. Kogo jak kogo, ale jej się nie spodziewał zobaczyć, sądząc, że jest w Los Angeles. W mieście, do którego przeprowadziła się pięć lat temu i to ponoć z jego powodu. Tak przynajmniej stwierdziła Paula po rozmowie z Victorią. Dlaczego więc wróciła do Meksyku? Czy to z jego powodu? Zastanawiał się, lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. Minęło pięć lat, a ona nic się nie zmieniła, wciąż była piękna jak kiedyś. Jednak w jej oczach brakowało blasku i radości. Ona sama chociaż piękna, wyglądała, jakby uszło z niej życie. Czy to ON był powodem, że w jej duszy zapanował smutek? Zadawał sobie pytanie. I nagle jej głos wyrwał go z zamyślenia.
- Wpuścisz mnie? - Zapytała z lekką nutką zdenerwowania w głosie.
- Jasne. - Odparł i gestem ręki zaprosił ją do środka. - Miałem właśnie jechać do Pauli, ale to może zaczekać. - Wyjaśnił, zamykając za nią drzwi.
- Chcę ci tylko coś powiedzieć i znikam.
- Okej, ale wejdźmy chociaż do salonu lub kuchni.
Zawahała się, ale już po chwili ruszyła w kierunku kuchni.
- Napijesz się czegoś? - Zapytał, jak tylko usiadła.
- Nie, dziękuję.
Widząc, że czerwono włosa chce mieć tę rozmowę już za sobą usiadł na przeciw niej.
- A więc, zamieniam się w słuch.
- Nie wiem czy dobrze robię przychodząc tu, ale uznałam, że ta rozmowa jest nam potrzebna, by wreszcie ten rozdział z naszego życia raz na zawsze zakończyć.
- Sandra, ja...
- Itan, błagam nie przerywaj mi i wysłuchaj do końca. - Wtrąciła się, nim zdążył skończyć zdanie.
- Okej, przepraszam.
- Kiedy cię poznałam, sądziłam, że to co jest między nami będzie jedynie zwykłą przygodą i nigdy nie przerodzi się w coś poważniejszego. Oboje byliśmy młodzi, szaleni i jedyne, co chodziło nam po głowie to zabawa. Stało się jednak inaczej... Zakochałam się w Tobie. - Powiedziała, patrząc mu w oczy, po czym opuściła głowę czując, jak w jej oczach zbierają się łzy. - Myślałam, że czujesz to samo, ale pomyliłam się. Ty nie tylko oszukiwałeś mnie w sferze uczuć, ale też wykorzystałeś. Zabolało. - Mówiła wciąż ze spuszczoną głową, starając się nie okazywać, ile to wyznanie ją kosztuje i pohamować łzy, które coraz mocniej szczypały ją w oczy. - Długo mi zebrało, by jakoś się pozbierać i nauczyć żyć ze świadomością, iż nigdy nie będziesz mój. Wyjechałam z miasta, podjęłam pracę, której oddałam całą siebie. Z czasem znów zaczęłam spotykać się z facetami, z jednym z nich nawet zamierzałam wziąć ślub, ale... Dwa dni przed ślubem zerwałam zaręczyny.
- Przykro mi. - Rzekł, starając się zachować spokój i stłumić emocje, które obecnie targały nim.
- Facet naprawdę mnie kochał, ale ja nie kochałam jego i żeby go nie skazywać na cierpienie u mego boku na całe życie, wycofałam się. Wtedy uważał, że skazuję go na cierpienie właśnie tym, że go porzucam. Dziś jest mi jednak wdzięczny, bo rok później poznał swoją prawdziwą drugą połowę i właśnie niedawno wzięli ślub.
- Świetnie, tylko co to ma wspólnego ze mną? - Zapytał, nie bardzo rozumiejąc, po co Sandra opowiada mu to wszystko.
- A to, że od kiedy mnie zostawiłeś, wiele razy próbowałam ułożyć sobie życie z kimś i zawsze kończyło się to klapą. - Rzekła oskarżycielsko, wstając od stołu i ruszając do okna, unikając jego wzroku. - A wiesz dlaczego? - Zapytała, odwracając się w jego stronę i spoglądając na niego z żalem i łzami w oczach.
- Bo przeze mnie straciłaś zaufanie do facetów. - Odpowiedział, mając stu procentową pewność, że ma rację.
- To też, ale było jeszcze coś. Co skutecznie eliminowało każdego... Coś czego chociaż próbowałam wiele razy się pozbyć, wciąż we mnie tkwiło. A tym czymś byłeś Ty! - Krzyknęła, pozwalając tym razem popłynąć łzom, których nie zdołała powstrzymać. - Tkwiłeś w mojej głowie, mojej duszy w moim sercu. Nie było dnia bym wciąż o tobie nie myślała. Nie było dnia bym nie marzyła, że jeszcze kiedyś mnie przytulisz, pocałujesz. Moja dusza umierała za każdym razem, gdy uświadamiałam sobie, że cię straciłam. Cholernie chciałam cię znienawidzić, ale moje serce zbyt mocno cię kochało, by do tego dopuścić. Wciąż jednak walczyłam o to, by nauczyć się żyć bez Ciebie.
- Powiedziała, dźgając go palcem prawej ręki w klatkę piersiową.
Do tej pory starał się wszystkie emocje trzymać na wodzy. Udawał spokojnego, obojętnego, mimo że pękało mu serce, słysząc jak bardzo ją skrzywdził. Pragnął paść na kolana i błagać o wybaczenie, pragnął wziąć ją w ramiona i scałować łzy, które spływały po jej policzkach. Gotowy był obiecać jej cały świat u jej stóp, gdyby tylko ze chciała dać mu jeszcze jedną szansę, ale im dłużej słuchał tego, jak starała się usunąć go ze swego życia zrozumiał, że na szansę dla niego jest już za późno. Zrozumiał, że stracił ją i jej miłość bezpowrotnie i to zabolało go tak cholernie, że jego ciałem zawładnęła złość. Złość na siebie, że był takim idiotą i pozwolił kobiecie swojego życia odejść. Że był kretynem, który nie docenił największego skarbu, jaki podarował mu Bóg. Paliło go w piersi i szczypało w oczach. Chciało mu się płakać i krzyczeć jednocześnie, nie chciał jednak, by to widziała, więc z całych sił zebrał się w sobie i na tyle na ile mógł, powiedział beznamiętnie:
- I wreszcie ci się udało, tak? No to gratuluję i informuję cię, że przyjąłem do wiadomości, iż wyleczyłaś się z miłości do mnie, dzięki czemu pewnie ci ulżyło. A teraz skoro zostało powiedziane już wszystko, pozwól, że pojadę do siostry, a Ty wracaj do Los Angeles cieszyć się nowym życiem, w którym nie ma miejsca dla mnie. Wstał od stołu, chcąc ruszyć ku wyjściu z kuchni, ale zagrodziła mu drogę.
- Do wczoraj też tak myślałam It, ale kiedy przeczytałam te listy...
- Jakie listy? - Zapytał lekko zdezorientowany.
- Zrozumiałam, że Ty mnie kochasz, tylko potrzebowałeś czasu, by to zrozumieć. Te listy pokazały mi, że naprawdę żałujesz swoich czynów i zrobiłbyś wszystko, by cofnąć czas i nie wyrządzić mi krzywdy. Przyszłam tu dziś, by ci powiedzieć, że mimo upływu czasu i łez które wylałam, jestem gotowa, by dać ci kolejną szansę. Widzę jednak, że zbyt długo z tym zwlekałam i teraz jest już za późno, by odzyskać Ciebie i twoją miłość. Szkoda, ale rozumiem, że nie mogłeś czekać na mnie cale życie.
Po ostatniej wypowiedzi nawet nie zaczekała na jego reakcję, tylko od razu ruszyła do wyjścia. Przez chwilę stał oniemiały, przetrawiając wszystko to, co usłyszał, a kiedy dotarło do niego, że Sandra wciąż go kocha i pragnie z nim być, pędem pobiegł za nią. I nim doszła do celu, on złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Zdążyła spojrzeć na niego zaskoczonym wzrokiem, nim zatopił swoje wargi w jej ustach. Natychmiast rozchyliła usta i pozwoliła, by jego język zawładnął wnętrzem jej warg. Całował ją z taką tęsknotą i namiętnością jakiej się nie spodziewała, sądząc, iż jego uczucia do niej wygasły. Ale z każdą sekundą uświadamiała sobie, że on wciąż ją kocha. Łzy szczęścia płynęły po jej policzkach.
**********************
Jak tylko usłyszała od braciszka, że Daniel się obudził, natychmiast chciała pobiec do niego, by się przywitać. Niestety Victoria musiała ją powstrzymać, bo w tej chwili u blondyna był lekarz, który go badał. Zniecierpliwiona chodziła od jednego kąta w kuchni do drugiego. A kiedy pojawił się tam doktor i oznajmił, że o dziwo z Danielem wszystko w porządku, co zakrawa na cud, pobiegła jak szalona do jego pokoju.
- Tatusiu! - Krzyknęła, wskakując na jego łóżko.
I nim zareagował w jakikolwiek sposób, wtuliła się w ramiona ojca najmocniej, jak potrafiła. Automatycznie objął ją i także przytulił. Jej ciało zaczęło drżeć, płakała. Łzy radości moczyły jego koszulkę, ale to było teraz mało ważne. Najważniejsze, że wreszcie tuląc się do niego, mogła poczuć, jak ją obejmuje.
- Sofia... Księżniczko moja czy Ty płaczesz? - Zapytał, głaszcząc ją po blond włosach.
To pytanie sprawiło, że wreszcie wyswobodziła się z jego objęć, uniosła głowę i spojrzała na niego.
- Płaczesz. - Stwierdził i natychmiast uniósł dłoń z zamiarem otarcia jej łez.
- Tak, bo jestem szczęśliwa, że wreszcie się obudziłeś. - Powiedziała, łapiąc jego rękę w powietrzu i całując. - Szczęśliwa, że wreszcie będę mogła cię przeprosić i prosić o wybaczenie. - Powiedziała, spuszczając wzrok ze wstydu.
- Przeprosić za co? - Zapytał, biorąc ją pod brodę i zmuszając, by na niego spojrzała.
- Za to, że przeze mnie prawie umarłeś. Za to, że przeze mnie stało się to wszystko. Przepraszam tatusiu, bardzo cię przepraszam. - Powiedziała, a po jej policzkach potoczyły się kolejne łzy.
Nie mogąc patrzeć na jej cierpienie, z całych sił podniósł się na łokciach i uniósł lekko do pozycji siedzącej. Wciąż kręciło mu się w głowie, ale olał to. Przyciągnął ją do siebie, przytulił i pocałował w czoło.
- To co się stało, nie było twoją winą, księżniczko. - Wyznał ze szczerością w głosie.
- No, ale gdybym wtedy nie wybiegła na jezdnię...
- Gdybyś nie wybiegła, to byś nie uratowała Abry i Alaski. A uratowałaś je...
- A Ty uratowałeś mnie.
- Tak. I bardzo się z tego cieszę, bo gdyby coś ci się stało maleńka, tatusiowi pękło by serce. - Powiedział, składając na jej policzku buziaka.
- Czy to znaczy, że nadal mnie kochasz?
- Ależ oczywiście, że cię kocham. Kocham i ubóstwiam, moja mała księżniczko. - Powiedział, tuląc ją do siebie i całując raz w jeden raz w drugi policzek jak najdroższy skarb.
- Ja też cię kocham, tatusiu. - Powiedziała, całując go w policzek.
Tymczasem Victoria wraz z Marią zabawiały w salonie Michaela, chcąc dać czas Sofii i Danielowi na nacieszenie się sobą. Chłopczyk tak bardzo wciągnął je w zabawę, że żadna z nich nie usłyszała, jak córka wraz z blondynem weszła do salonu. Dopiero kiedy usłyszeli pytanie:
- Możemy pobawić się razem z wami? - Cała trójka zwróciła głowy w ich kierunku.
Michael jednak już po sekundzie odwrócił wzrok i wrócił do zabawy. Zaś Victoria i Maria natychmiast podbiegły do Daniela.
- Dlaczego wstałeś? - Zapytała brunetka, łapiąc męża pod pachę z lewej strony.
- Przecież ci nie wolno. - Wyjaśniła Maria, robiąc to samo co synowa, tyle że po stronie prawej.
- Po pierwsze, miałem już dość leżenia, pięć lat to wystarczająco długo, by człowiekowi to zbrzydło. - Wyjaśnił, spoglądając w oczy ukochanej.
- Po drugie, zamiast mówić mi co mi wolno, a czego nie, powinnaś mnie przytulić, mamo. - Powiedział, tym razem spoglądając w oczy matki.
Słysząc to, brunetka natychmiast puściła Daniela po swojej stronie, by swobodnie mógł przytulić się do swojej rodzicielki.
- Tak się cieszę, że wreszcie do nas wróciłeś, synku. - Powiedziała Maria ze łzami w oczach, przytulając się do syna z całej siły.
- Ja też się cieszę. - Powiedział i ucałował ją. - A teraz lepiej będzie, jak usiądę, bo wciąż kręci mi się w głowie. - Rzekł i pozwolił, by obie kobiety zaprowadziły go na sofę.
Tymczasem Sofia usiadła obok brata, by dotrzymać mu towarzystwa. Daniel od chwili kiedy stanął w drzwiach salonu, ciągle zerkał w stronę czterolatka, który całkowicie ignorował obecność blondyna. Mężczyzna domyślał się, dlaczego dziecko zachowuje się w ten sposób. W końcu ich pierwsze spotkanie nie skończyło się chyba tak, jak chłopiec na to liczył. By nie stracić miłości syna, postanowił jak najszybciej to naprawić. Poprosił więc Victorię i matkę, by na chwilę zostawiły go samego z Michaelem. Kobiety nie zadając pytań, wstały i wyszły do kuchni, zabierając ze sobą Sofię. Będąc już sam na sam z synem, blondyn usiadł obok niego na dywanie. Mimo to chłopiec ciągle nie zwracał na niego uwagi, tylko zawzięcie układał klocki.
- Michael... - Zwrócił się do synka licząc, że wtedy na niego spojrzy. - Michael, przepraszam. - Powiedział, widząc, że dziecko wciąż go ignoruje. - Przepraszam, że tak niemiło zachowałem się wobec Ciebie. - To wystarczyło, by dziecko wreszcie spojrzało na niego. - Musisz jednak wiedzieć, że to wszystko dlatego, bo byłem zaskoczony. Kiedy zachorowałem... Ciebie nie było na świecie. Mija pięć lat, budzę się, będąc pewnym, że minęło ledwo kilka dni, a tu nagle się okazuje, że minęło o wiele więcej i mam syna. Syna, o którym zawsze marzyłem, a o którym nie miałem nawet pojęcia, nim przytrafił mi się ten wypadek. Zrobiłeś mi wielką niespodziankę, wiesz?
- Mama też tak mówi, ale Ty chyba nie cieszysz się z tej niespodzianki.
- Nieprawda, bo bardzo, bardzo, ale to bardzo się cieszę. Kiedy zapytałeś czy się pobawimy...
- Ty zapytałeś o mamę.
- Tak i poprosiłem byś ją zawołał, bo chciałem ją zobaczyć. A potem zapytałem, kim ja dla Ciebie jestem, pamiętasz?
- Tak.
- I co mi odpowiedziałeś?
- Że jesteś moim tatą.
- I gdyby wtedy nie weszła mama, uwierz mi, że wstałbym od razu z tego łóżka i wziął cię w ramiona. Przytuliłbym cię mocno, pocałował i powiedział, jak bardzo się cieszę, że cię mam.
- Naprawdę byś tak zrobił?
- Tak i jeśli mi pozwolisz, zrobię to teraz. Mogę? - Zapytał, wyciągając ręce w stronę małego.
Chłopiec przez chwilę się wahał, po czym wstał i rzucił się w ramiona ojca. Ten przytulił go mocno do siebie.
- Tatusiu!
- Synku... Syneczku mój, tak bardzo cię kocham. - Mówił, tuląc go do siebie. Chwilę później zaczął całować go po głowie i policzkach.
- Kocham cię i jestem szczęśliwy, że Bóg nam Ciebie podarował. - Mówił, a z oczy płynęły mu kolejne łzy radości takie same, jakie uronił na widok córki, ukochanej czy też własnej matki.
- Ja też cię kocham, tatusiu.
Te słowa sprawiły, że jego serce napełniło się jeszcze większą radością.
********************
W ciągu pięciu minut odebrała, aż trzy telefony z dobrymi wiadomościami. Po ostatniej rozmowie natychmiast pobiegła do gabinetu, by podzielić się owymi informacjami z mężem.
- Mam dla Ciebie trzy wiadomości. - Orzekł, przestępując próg pokoju.
- Dobre czy złe? - Zapytał, podnosząc wzrok z nad papierów wprost na żonę.
- Chyba dobrą, bardzo dobrą i wspaniałą, którą chcesz najpierw? - Zapytała, siadając na kancie biurka.
- Zacznij od tej chyba dobrej. - Powiedział, lustrując jej zgrabne nogi, które celowo wystawiła w jego stronę.
- Itan pogodził się z Sandrą. - Oznajmiła, uważnie przyglądając się reakcji bruneta.
- Jeśli o mnie chodzi, to uważam, ze zasłużył na drugą szansę. - Powiedział, przeciągając palcem wzdłuż jednej z nóg swojej małżonki. - Wątpię jednak, by owa informacja spodobała się Danielowi, gdyby nie był w śpiączce. Na szczęście Itana jest.
- Nieprawda, bo Daniel się obudził i to jest właśnie ta bardzo dobra wiadomość. - Powiedziała, przyglądając się, jak ręka ukochanego sunie po jej nodze w stronę uda.
- Mówisz poważnie? - Zapytał niedowierzająco i natychmiast przerwał pieszczotę, którą przed chwilą ją uraczył.
- Tak. - Rzekł, skinąwszy głową.
- To świetnie! Już wyobrażam sobie, jaka szczęśliwa jest Vici i dzieciaki. - Powiedział, wstając z fotela i stając na przeciw ukochanej. - A ta trzecia wiadomość?
- Ta trzecia wiadomość... - Powiedziała, zawieszając głos na chwilę, by wzbudzić w nim napięcie. - Jest taka, że... - Ponownie zrobiła pauzę, bawiąc się kołnierzykiem od jego koszuli.
- Paula.
- Jest taka, że znowu zostaniemy rodzicami. - Wydusiła wreszcie z siebie, widząc, że brunet skręca się z niecierpliwości.
Słysząc ostatnią nowinę, natychmiast porwał ją w ramiona i zaczął całować. Radość, jaka przepełniała w tej chwili jego serce była nie do opisania.
- Zostanę ojcem... Po raz kolejny zostanę ojcem! - Krzyczał, kręcąc w około własnej osi z ukochaną na rękach.
- A ja mamą. - Dodała Paula, całując męża.
- Boże, tyle szczęścia jednego dnia. - Powiedział, wciąż nie dowierzając, że nagle wszystko zaczęło się układać, nie tylko między nimi, ale też u innych osób ważnych dla niego, jak i dla Pauli.
Z tego szczęścia miał ochotę porwać ją na górę i pieszczotami okazać, jaki jest szczęśliwy.
- Wiem, o czym myślisz, ale musimy to odłożyć, bo Olivier na nas czeka. - Powiedziała blondynka, czytając w myślach bruneta i wyswabadzając się z jego ramion i stając na dywanie.
- A gdybyś tak zadzwoniła do Savanny, że troszkę się spóźnimy? - Zapytał, składając na jej szyj pocałunek.
- Sav, pewnie by nie miała nic przeciwko, ale nie wiem, co by na to powiedział nasz syn.
No cóż, chciał czy nie faktycznie musiał odłożyć swoje plany łóżkowe na później, bo Olivier na pewno, by im nie wybaczył, gdyby się spóźnili. Owszem, mały uwielbiał swoją ciocię, która rozpieszczała go za każdym razem, gdy tylko nadarzała się okazja. Jednak syn był nauczony, że trzeba być punktualnym i słownym. By trzymać się tych zasad, oni jako rodzice musieli dawać mu przykład. Jeśli mówili, że przyjadą o 19.00, to dotrzymywali słowa. I tym razem także nie zamierzali zawieść syna. Martin ostatni raz pocałował Paulę, nim opuścili gabinet. Potem on poszedł do samochodu, a ona pogasiła wszystkie światła w dolnej części domu i kilka minut później także opuściła dom. Zamknęła drzwi i wsiadła do auta. Po kilku sekundach byli już w drodze do domku Savanny. Nie myślcie czasem, że postanowili do Francji jechać samochodem. Prawda jest taka, że od roku siostra Pauli mieszkała w Meksyku, gdyż jej mąż dostał lepszą ofertę pracy, co skłoniło ich do przeprowadzki. Żadne z nich nie wahało się ani chwili, by to zrobić. Jean awansował i bardzo zaprzyjaźnił się z Martinem, więc nie widział przeszkód, co do tego, by zamieszkać w Meksyku. Savannie ten układ odpowiadał tym bardziej, bo w końcu mogła mieć siostrę i brata pod ręką. No i oczywiście swojego ukochanego siostrzeńca. Sav zabierała go przeważnie z rana, a wieczorkiem rodzice go odbierali i tak właśnie miało być dziś. Jednak będąc już w połowie drogi do domu siostry, Paula odebrała telefon.
- Hej. Wyjechaliście już?
- Tak i jesteśmy w połowie drogi, tak więc za jakieś 10 minut powinniśmy być na miejscu. - Odpowiedziała blondynka, słysząc głos siostry.
- Kurcze...
- Co jest?
- Chciałam poinformować was, byście nie przyjeżdżali, bo mały właśnie zasnął. No, ale skoro już jesteście w drodze, to najwyżej i wy zostaniecie na noc.
- To miłe z twojej strony, że zapraszasz nas na noc, ale niestety Martin z samego rana musi być w pracy, więc jeśli się nie pogniewasz, wrócimy do siebie, a z samego rana odbiorę małego, okej?
- Jasne, nie ma problemu. - Odparła, po czym się pożegnała i rozłączyła.
- Zasnął.
- Mhy.
- No to zawracamy. - Powiedział brunet, po czym zjechał na drugi pas, kierując się na drogę powrotną do domu.
Nie przejechali trzech kilometrów, jak Paula kazała mu skręcić w prawo. Nie rozumiał, dlaczego takie jest życzenie żony, ale tak nalegała, że nie pozostało mu nic innego, jak je spełnić. To co później się wydarzyło bardzo go zaskoczyło. Jak tylko auto stanęło, ukochana siadła na nim okrakiem, wpiła się w jego usta miażdżąc jego wargi namiętnym pocałunkiem i zaczęła rozpinać mu koszulę. Wiedząc już do czego zmierza ta zabawa, odchylił siedzenie do tyłu, by zrobiło się trochę więcej miejsca i by blondynka nie musiała zderzać się z kierownicą. Jak tylko ściągnęła z niego koszulę, jego dłonie powędrowały pod jej sukienkę i spoczęły na jej pośladkach. Jęknęła, gdy zaczął je ugniatać. Ona w tym czasie skupiła się na podgryzaniu i lizaniu jego ucha, a ręce błądziły po umięśnionym torsie. Nie potrzebował wielkiej zachęty, bo wystarczyło to, co robiła w tej chwili, by jego członek w mig stanął na baczność. Uszczęśliwiona, że tak szybko podnieciła męża, przeszła do dalszych pieszczot. Jej usta teraz pieściły skórę jego szyi, a dłonie zajęły się rozpinaniem rozporka. Oszalał na samą myśl, że za chwilę ją posiądzie i to w takim miejscu. I kiedy ona zajmowała się nim, on puścił jej pośladki, by zsunąć z niej ramiączka od sukienki. A gdy jego oczom ukazały się jej nabrzmiałe piersi i twarde sutki, przyssał się do nich jak dziecko pragnące mleka matki. W tej chwili przegrała z kretesem i całkowicie mu się poddała. Odchyliła się lekko do tyłu, by mógł swobodnie bawić się jej sutkami. Całował je, lizał, przegryzał, a jego ręce wróciły na poprzednie miejsce i znów bawiły się pośladkami blondynki. Jego penis, którego zdążyła wyciągnąć na zewnątrz, ocierał się o jej pochwę, przyprawiając o jeszcze większe dreszcze. Podniecenie rosło w nich coraz bardziej i bardziej. Oddechy przyspieszyły, ciała drżały pod wpływem ogromnego podniecenia. A jej jęki stawały się coraz głośniejsze, bo powoli zaczynała dochodzić do celu. Brunet natychmiast to wyczuł, ścisnął więc mocniej jej pupę swoimi dłońmi i lekko uniósł do góry i wszedł w nią, sadzając ją bezpośrednio na swoim przyjacielu. Z jej ust wyrwał się głośny jęk zwiastujący przyjemność, jaką przed chwilą doznała, ale to był dopiero początek tego, co Martin zamierzał jej ofiarować. Przyciągnął jej ciało do siebie tak, że przywarła do niego z całej siły. Ich zwarte ciała były tak blisko siebie, że teraz nawet nie dałoby się wcisnąć po miedzy nich szpilki. Trzymając żonę wciąż za pośladki, zaczął ją powoli unosić w górę i dół. Celowo zastosował wolne tempo, ale im dłużej się z nią drażnił, tym bardziej była napalona. W końcu nie wytrzymała i sama narzuciła tempo, które wystarczyło, by kilka sekund później oboje już szczytowali.
*********************************
Kilka dni później.
Jak tylko otworzył oczy i zobaczył, że nie ma przy nim Sandry, od razu wyskoczył z łóżka. Nie wiedzieć czemu, ogarnął go strach, że ukochana odeszła. Możliwe, że te pięć lat rozłąki sprawiły, iż stał się taki wyczulony, niemniej jednak wolał sprawdzić czy faktycznie jego obawy nie są bezpodstawne. Zapukał najpierw do łazienki.
- Kochanie, jesteś tam? - Zapytał, modląc się, by była.
- Jestem.
Usłyszał od razu odpowiedź i natychmiast odetchnął z ulgą. Owszem, pogodzili się, co więcej nie chcąc tracić ani chwili dłużej bez siebie, od razu zamieszkali razem, jednak Itan wciąż obawiał się, że czerwono włosa pewnego dnia znowu zniknie z jego życia. Nie rozumiał tego lęku, bo przecież Sandra zapewniła go o swojej miłości. I wiedział, że mówiła prawdę, bo widział to nie tylko w jej oczach, ale czuł za każdym razem, gdy go dotykała czy całowała. Dlaczego więc bał się, że odejdzie? Pytał sam siebie za każdym razem, gdy nachodziły go obawy przed jej utratą. A może było to spowodowane tym, iż sam sobie nie wybaczył tego, co jej zrobił? Może właśnie to nie dawało mu spokoju i sprawiało, że ogarniały go takie myśli. Może gdyby sobie wybaczył wszystko, byłoby okej? Tylko jak mógł sobie przebaczyć, wiedząc na ile cierpienia ją naraził swoim postępowaniem. Zastanawiał się, stojąc wciąż przy drzwiach.
- Zamierzasz wejść czy będziesz tam tak stał? - Zapytała, owijając się w ręcznik po skończonym prysznicu.
Ocknął się z rozmyślań, sięgnął do klamki, nacisnął i wszedł.
- Brałaś prysznic? - Zapytał, widząc jej mokre włosy i ciało opatulone w ręcznik.
- Owszem, a co? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, spoglądając na niego i zastawiając się, co w tym złego, że się umyła.
- Beze mnie. - Stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku i zamykając za sobą drzwi, by nie mogła uciec.
- Czy to jakaś zbrodnia? - Zapytała, unosząc obie brwi do góry.
- A żebyś wiedziała i dlatego teraz słono mi za to zapłacisz. - Powiedział, łapiąc ją w pasie i przyciągając do siebie.
- Zamierzasz mnie ukarać? - Zapytała, spoglądając mu prosto w oczy.
- Tak. - Odpowiedział, starając się zachować jak najpoważniejszy wyraz twarzy. - I to bardzo surowo. - Dodał, zsuwając ręce na jej pośladki.
- Jak surowo? - Zapytała, przygryzając wargę pod wpływem jego dotyku.
- Bardzo. - Powiedział i przeciągnął koniuszkiem języka po jej szyi, zaczynając od ucha, a kończąc na ramieniu.
Zadrżała. Jej kolana zrobiły się miękkie, a serce natychmiast zaczęło bić szybciej. By nie upaść, objęła go za szyję, chcąc w ten sposób się przytrzymać, gdyby nadal torturował ją w ten sposób. Ale on miał inne plany. Zaczął błądzić dłońmi po jej ciele, ale warstwa odzienia ograniczała jego możliwości. Odsunął się więc od niej na chwilę na niewielką odległość. Jeszcze raz zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu, po czym złapał za dół ręcznika i szybkim acz mocnym ruchem zrzucił z czerwono włosej ręcznik.
- To nam nie będzie potrzebne. - Dodał, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
I nim Sandra zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób, przyciągnął ją ponownie do siebie, złapał za pupę i uniósł do góry. Automatycznie jej nogi owinęły się wokoło jego bioder, a ręce zawisły na szyi. Ta zabawa podobała się jej coraz bardziej, ale starała się tego w żaden sposób nie okazywać. Było to jednak trudne, zważywszy na sytuację, w jakiej się znajdowała.
- I co teraz? - Zapytała, widząc, że intensywnie wpatruje się w jej oczy.
- Teraz nadejdzie najgorsze. - Odpowiedział, sadzając ją na włączoną pralkę.
To posunięcie zaskoczyło ją. Była wręcz pewna, że posiądzie ją na stojąco, a okazało się, że naprawdę zamierzał zabawić się z nią ostro. Zsunął z siebie bokserki, chcąc dotrzymać jej kroku. I nim ponownie do niej przylgnął, ona oblizała wargi, widząc go nagiego i gotowego do działania. By ułatwić mu zadanie, wysunęła się lekko do przodu tak, by bez trudu mógł swoim członkiem wejść do jej łona. Itan bez problemu odebrał jej zachętę, jednak postanowił, że jeszcze nie czas, by skorzystać z zaproszenia. Najpierw chciał ją podręczyć. Pozwolił, by jej nogi na nowo oplotły się na jego biodrach, ale swojego przyjaciela wciąż trzymał z dala od jej łechtaczki. Ocierał się nim o jej udo w chwili, gdy jego wargi pieściły jej ciało, a dłonie bawiły się jej piersiami. Drżała coraz mocniej, wyginała się do tyłu za każdym razem, gdy jego język liznął któregoś z jej sutków. Nie nadążała już łapać oddechu, nie panowała nad głosem, który wydawał coraz to głośniejsze jęki. Była tak rozpalona, iż myślała, że zaraz spłonie, jeśli ukochany nie zakończy tych tortur, tylko wciąż będzie się nad nią pastwił. Była tak podniecona, że czuła własne soki, spływające wprost pod jej pośladki.
- Przestań... Błagam przestań, bo zaraz dojdę.
Jej prośba poskutkowała, odsunął się. Jednak nie na długo, bo ledwo zdążyła wziąć trzy głębokie oddechy, by emocje opadły, jak pralka zaczęła wirować, a ukochany wtargnął w nią swoim nabuzowanym do granic wytrzymałości członkiem.
- Itan! - Krzyknęła z rozkoszy, zaciskając swe nogi jeszcze mocniej na jego biodrach.
Zaczął ją wypełniać całym sobą szybciej i szybciej. Wirująca pralka dostarczała im obojgu dodatkowej przyjemności, a tempo jakie narzucili, sprawiło, że natychmiast poddali się orgazmowi, jaki obezwładnił ich ciała. Ta ,,kara" zaostrzyła apetyt Sandry na tyle, że po pierwszym stosunku miała ochotę na więcej i jak tylko Itan wypuścił ją ze swych objęć, sądząc, że koniec zabawy, ona złapała go za nadgarstek i wciągnęła pod prysznic, by tam kochać się z nim kolejny raz.
*********************************
Właśnie kończył podpisywać umowę, w której odsprzedaje udziały swojemu wspólnikowi, kiedy do gabinetu wpadła wściekła jak osa Victoria.
- Czyś Ty kompletnie oszalał?! - Zapytała, zatrzaskując za sobą drzwi z takim impetem, iż cudem było, że nie wyleciały z zawiasów.
Zaskoczony Daniel, jak i jego kolega spojrzeli na brunetkę pytająco, nie bardzo wiedząc, o co się jej rozchodzi.
- Ledwie trzy dni temu wybudziłeś się ze śpiączki po bardzo poważnym wypadku, a już wróciłeś do pracy, czy Ty się dobrze czujesz, Danielu?
- Skarbie...
- Nie skarbuj mi tu! I w tej chwili marsz do domu. - Rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Vici... - Zaczął Nicolas, ale nie zdążył skończyć, jak brunetka go uciszyła.
- A Ty lepiej siedź cicho, jak nie chcesz oberwać, Nicolasie.
Blondyn wciąż siedział za biurkiem i z powagą na ustach przyglądał się ukochanej, mimo że w duchu chciało mu się śmiać, patrząc na jej bojowe nastawienie.
- A Ty jeszcze tu jesteś?! - Zapytała, wracając wzrokiem w stronę męża, którego na chwilę spuściła z oczu, będąc pewna, iż dawno znalazł się w windzie.
- Czy mogę się wytłumaczyć? - Zapytał, widząc jak mrozi go wzrokiem.
- Owszem, ale zrobisz to w domu.
Rzekła po raz kolejny stanowczo. I nie czekając na jego ruch, ruszyła ku drzwiom, otworzyła je i gestem ręki zaprosiła do wyjścia. Ucinając także w ten sposób wszelkie dyskusje. Nie chcąc się kłócić, posłusznie wstał. Pożegnał się z przyjacielem i byłym współpracownikiem i wyszedł, a ona za nim. Kilka sekund później oboje siedzieli już w windzie. Brunetka stanęła w niej jak najdalej ukochanego i tupiąc nogą ostentacyjnie pokazywała, jaka to jest zła na niego. Rozczuliła go ta jej opiekuńczość, a jednocześnie sprawiła, że zapragnął ją pocałować za to, iż tak bardzo się o niego martwi.
- Tyle czasu dbałam o Ciebie, chuchałam , dmuchałam, byś wyszedł z tego cało, a teraz Ty masz to wszystko gdzieś. - Powiedziała z wyrzutem.
- Nieprawda. - Odpowiedział, zbliżając się w jej stronę.
- Lepiej zostań na swoim miejscu, bo obecnie jestem tak zła, że mogę zrobić ci krzywdę. - Ostrzegła, wciskając się w kąt.
- Okej. - Powiedział, unosząc dłonie do góry w geście poddania się.
- Nie mogę zrozumieć, jak praca może być ważniejsza od zdrowia. Mam nadzieję, że chociaż ja i dzieci jesteśmy dla Ciebie ważni, bo...
Gadała i gadała, chcąc dać ujście swojej złości, tymczasem blondyn wykorzystał ów okazję i nagle nacisnął guzik, który wstrzymał pracę windy. W sekundę stanęli między piętrami. Zszokowana Victoria natychmiast zamilkła.
- Może teraz dopuścisz mnie do głosu. - Odezwał się oparty o drzwi z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Początkowo myślała, że winda sama stanęła, ale po słowach męża uzmysłowiła sobie, że to on jest sprawcą awarii.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytała oburzona.
Zamiast odpowiedzieć na pytanie w mgnieniu oka znalazł się przy niej. I nim otworzyła usta, by ponowić pytanie blondyn zamknął jej wargi pocałunkiem. Nie spodziewając się takiego posunięcia, odwzajemniła go, ale już po chwili otrzeźwiała i odepchnęła ukochanego.
- Sądzisz, że w ten sposób moja złość na Ciebie się ulotni?
- W ten sposób może nie, ale... - Mówił, rozpinając jej guziki przy błękitnej bluzce.
- Odblokuj windę. - Zażądała, próbując przemieścić się w inne miejsce.
Nie udało się, bo szybko odczytał jej zamiary i przylgnął do niej ciałem tak, że wciśnięta w ścianę nie miała już najmniejszej szansy na ucieczkę, a nawet na jakikolwiek ruch.
- Odblokuję, ale dopiero jak skończymy. - Poinformował spokojnym tonem.
Chciała zaprotestować, ale w tej dziedzinie także ją zablokował, ponownie wpijając swe wargi w jej usta. Jego ręce po rozpięciu bluzki szybko się jej pozbyły z ciała ukochanej. Wtedy jego usta oderwały się od jej ust i zsunęły w dół, muskając szyję, dekolt, aż dotarły do piersi. Z każdym pocałunkiem jej zdenerwowanie i wściekłość stopniowo się ulatniały. Wciąż jednak próbowała powiedzieć mu do słuchu.
- To jest cios poniżej pasa... - Mówiła, łapiąc oddech za każdym razem, gdy jego wargi zostawiały na jej ciele ślad pieszczoty. - Poniżej pasa, skoro seksem chcesz załagodzić...To... O Boże! - Krzyknęła nagle, gdy Daniel przywarł do jej piersi jak wygłodniały wilk. Był tak szybki i sprawy, że nawet się nie spostrzegła, iż rozebrał ją ze stanika. Dopiero kiedy jego język podrażnił jedną z jej sutek, zadrżała i wydała z siebie okrzyk. Złość ulotniła się w mgnieniu oka, tak samo jak słowa, które cisnęły się na usta. To jak ją całował, pieścił, odbierało jej zdrowy rozsądek i wszelkie myśli. Jego dłonie błądziły po całym jej ciele, rozpalając wszystkie jej zmysły. Dała się ponieść temu szaleństwu i już po chwili zrzuciła z niego meliczną marynarkę. Potem przystąpiła do rozpinania guzików jego śnieżnobiałej koszuli. Kiedy to robiła, stał i patrzył wprost w jej oczy. Jego uśmiech sprawiał, że z każdą sekundą czuła się coraz bardziej rozluźniona i pobudzona. Jak tylko koszula upadła na podłogę, przeciągnęła paznokciami po jego nagim torsie. Opuszki palców załaskotały delikatnie jego umięśnione ciało, zadrżał. Przygryzła wargę, nie odrywając od niego wzroku, w czasie kiedy rozpinała jego rozporek. Stał jak zahipnotyzowany, napawając się tym słodkim i zarazem podniecającym widokiem. Ocknął się jednak, jak tylko jej dłoń spoczęła na jego nabrzmiałym już członku. Natychmiast złapał ją w pół i ponownie przygwoździł do ściany, zarzucając sobie jedną z jej nóg na biodro. Jęknęła, kiedy jego ręce kilka sekund później spoczęły na jej pośladkach. Z obawy, że upadnie, objęła go za szyję. Tak długo się z nią nie kochał, że gdyby tu chodziło tylko o niego, już teraz w tej chwili wszedłby w nią. Jednak ze względu na nią musiał zachować chociażby w jednym procencie zimną krew, by ta chwila była wyjątkowa. Zwolnił więc tempo i powrócił do poprzedniej pieszczoty. Koniuszkiem języka zarysował kółeczko najpierw na jednym, a potem na drugim sutku. Następnie lekko przygryzł, po czym liznął, podmuchał, a na koniec possał. Powtarzał tą pieszczotę kilkakrotnie, w czasie kiedy jedna z jego dłoni pieściła jej pośladki raz delikatnymi, a raz mocniejszymi uściskami. Druga dłoń zaś wsunęła się pod cieniutkie stringi i penetrowała gorącą i wilgotną pochwę brunetki. Wiła się jak kotka zamknięta w klatce, z której pragnęła uciec z obawy, że zaraz zwariuje. Jęczała, ocierała się i wyginała, napierając w ten sposób na jego ciało.
- D...Daa...Daanielu. Och! Danielu błagam... skończ to. - Prosiła, jęcząc do jego ucha.
I kiedy Victoria była bliska spełnienia, ukochany wycofał się. Zamglonym wzrokiem spojrzała na niego pytająco. Nie zdążyła się jednak zezłościć na niego za to, że nie pozwolił jej skończyć, kiedy to Daniel jednym szybkim ruchem zdarł z niej majteczki i odwrócił tyłem do siebie. Pchnął lekko na ścianę. Jej dłonie automatycznie oparły się o lustro, które tam wisiało. Wcześniej w ogóle nie zwróciła na nie uwagi, bo była zbyt wściekła, by się rozglądać, ale teraz gdy je ujrzała, zrozumiała do czego ukochany zmierza i oblała się rumieńcem. Bo chociaż wiele razy ukochany widział ją nagą i wiele razy się z nią kochał, to nigdy, ale to nigdy nie robili tego w ten sposób. Nie była pewna czy chce oglądać samą siebie podczas takiego aktu. Wahała się. I nim podjęła decyzję, mąż położył dłoń na jej brzuchu i delikatnie przyciągnął do siebie. Jej pośladki lekko wypięły się do przodu, a nogi automatycznie się rozsunęły. Zaskoczona zamknęła oczy z obawy, że to co zobaczy w odbiciu, nie spodoba się jej. Zestresowała się. Blondyn natychmiast to wyczuł i zamiast wejść w nią tak jak planował, uniósł jej ciało do pozycji pionowej. Oparł ją sobie o swój tors i szepnął.
- Otwórz oczy.
Zawahała się, ale trzy sekundy później spełniła jego prośbę. Jej wzrok natychmiast padł w odbicie lustrzane. Ona do połowy naga stała oparta o ukochanego, który także był nagi, lecz w tej chwili jego walory zasłaniało jej ciało. By rozluźnić Vici, palcem wskazującym zaczął głaskać jej szyję, schodząc coraz niżej i niżej, aż dotarł do wnętrza jej muszelki. Początkowo czuła się trochę nieswojo, ale wpatrywała się w lustro, chcąc zobaczyć co wydarzy się dalej. Kiedy zaczął ją pobudzać, drażniąc jej łechtaczkę, w pierwszej chwili znów chciała zamknąć oczy, ale jego głos zatrzymał ją.
- Patrz. - Szepnął spokojnie z lekką chrypką w głosie.
To nie był rozkaz, tylko prośba podnieconego kochanka. Postanowiła ją spełnić tyle, że skupiła się na oglądaniu jego reakcji i to co zobaczyła, bardzo się jej spodobało. Jego twarz wyrażała wszystko. Miłość, szacunek, podziw i ogromne podniecenie, nad którym starał się panować, by najpierw zadowolić ją samą. Myśl, że tak dbał o nią, rozczuliła ją i jeszcze bardziej podnieciła. Rozluźniła się natychmiast i poddała całkowicie jego władzy. Znowu się bawił, drażnił ją i jej ciało, a kiedy czuła, że nadchodzi spełnienie, on znowu przerwał. Tym razem sama mu się wystawiła. Oparła dłonie o ścianę, nie zasłaniając rękoma lustra, wypięła pośladki, rozsunęła nogi, zapraszając ukochanego do środka. Nie czekając ani chwili, wszedł w nią jednym zdecydowanym pchnięciem. Jęknęła, odrzucając głowę do tyłu tak, że jej plecy lekko się wygięły, a pupa jeszcze bardziej przylgnęła do jego ud. Jedna ręka blondyna spoczywała na jej brzuchu, druga zaś złapała za pierś. Zaczął poruszać się w niej powolutku, dając jej czas na oswojenie się z nowym widokiem. Brunetka spoglądała z intensywnością na to, co działo się w odbiciu. Każde jego pchnięcie, dotyk ręki na jej skórze przyprawiał ją o coraz to większe dreszcze i jęki. Zaczęła wiercić tyłeczkiem, chcąc, by przyspieszył. Uśmiechnął się, położył obie dłonie na jej biodrach i zmienił rytm ruchów na szybszy. Fala gorąca zaczęła zalewać jej ciało, krew wrzała, skóra paliła, serce biło jak szalone, próbując łapać oddech między jednym, a drugim jękiem. Jeszcze chwila i będzie szczytować, myślała. I w tej właśnie chwili, kiedy jej ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy, Daniel ponownie ustawił ją do pionu tyle, że tym razem nie przerywając aktu miłosnego. Ta zmiana pozycji sprawiła, że przeżyła dwa orgazmy pod rząd. Daniel nie zamierzał jednak poprzestać na tych dwóch i jak tylko brunetka ochłonęła, obrócił ją w swoją stronę, złapał za pośladki, lekko uniósł do góry tak, by mogła opleść jego biodra nogami, a gdy to zrobiła, przycisnął do ściany tym razem plecami i ponownie w nią wszedł. Wciąż rozgrzana nie potrzebowała dużo czasu, by znowu szczytować. Kilka minut później zaspokojeni, ubrani i jako tako doprowadzeni do porządku, wysiedli z windy.
- Nie wiedziałam, że drzemie w Tobie zwierzę, Danielu. - Powiedziała, posyłając mu uśmiech.
- Przy takiej kobiecie jak Ty, w każdym facecie obudziłoby się zwierzę. Poza tym nie zapominaj kochanie , że pięć lat żyłem w celibacie.
- Ja też.
- A więc Ty też marzyłaś o tym, by kochać się ze mną w tej windzie? - Zapytał, spoglądając na nią.
- Owszem. - Stwierdziła bez ogródek.
- Czyli ten napad w firmie to był pretekst, tak? - Zapytał, unosząc jedną z brwi do góry.
- A jakże. - Odparła z łobuzerskim uśmiecham na twarzy.
- Osz Ty niedobra dziewczynko. - Rzekł i chwilę później pocałował ją na środku holu swojej byłej firmy, przyciągając tym samym spojrzenia wszystkich tam zebranych.
- Ludzie patrzą. - Szepnęła między jednym, a drugim pocałunkiem.
- A niech patrzą i widzą, że kocham cię nad życie. - Powiedział, wzruszając ramionami i znów wpił się w jej usta z jeszcze większą namiętnością.
*************************
Dwa miesiące później.
Zawsze lubiła niespodzianki, ale nienawidziła kiedy zawiązywano jej oczy. Jednak dla Daniela tym razem zrobiła wyjątek i zgodziła się na to, by je zasłonił jedwabnym szalikiem w kolorze mięty. Była osobą dość cierpliwą, jednak wiedząc, że ukochany coś dla niej przygotował, nie potrafiła spokojnie usiedzieć w samochodzie i co chwila pytała, dokąd jadą. Mąż jednak nie zdradził jej swojego sekretu. Dlatego jak tylko auto się zatrzymało, ucieszyła się, iż wreszcie ujrzy swoją niespodziankę. Blondyn delikatnie wyprowadził ją z pojazdu, potem złapał jej dłoń i poprowadził. Dokąd? Wciąż nie wiedziała, bo ciągle nie pozwalał jej zdjąć szaliczka. Szli i szli, aż w końcu po pokonaniu sześciu schodków stanęli. I wtedy usłyszała:
- Już możesz odsłonić oczy.
W mgnieniu oka zdjęła opaskę i zaniemówiła na widok , który ujrzała. Stała przed samym ołtarzem w kościele, w którym ona i Daniel kilka lat temu wzięli ślub. Na ławkach siedziała cała jej rodzina, a także rodzina blondyna oraz przyjaciele i znajomi. Kościół tonął w kwiatach, tak jakby przed chwilą odbył się tu ślub lub miał odbyć. Wszyscy zgromadzeni byli wystrojeni. Zaś sam Daniel klęczał teraz przed nią z pierścionkiem w ręku. Nic a nic nie rozumiała z tej niespodzianki. Nie zdążyła jednak o nic zapytać, będąc jeszcze w szoku, kiedy jej ukochany przemówił.
- Wiele lat temu w tym kościele wzięliśmy ślub. Przysięgałem ci kochać cię, szanować i dbać o Ciebie na dobre i złe. Niestety, nie dość, że nie dotrzymałem większości z tych przyrzeczeń, to przyrzekłem ci to wszystko tylko dlatego, że zostałem do tego zmuszony, a nie dlatego, że tak czuło moje serce. Dlatego dziś w tym kościele i przy tych wszystkich świadkach chcę poprosić, byś ponownie za mnie wyszła. Pragnę złożyć nową przysięgę, której dotrzymam i która będzie płynąć prosto z mojego serca. Czy dasz mi tą szansę, Victorio i wyjdziesz za mnie po raz drugi?
Wszyscy w kościele utkwili spojrzenie w brunetce i wstrzymali oddech, czekając na jej odpowiedź. Nie czekali zbyt długo, bo Vici natychmiast padła na kolana obok Daniela, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała. A kiedy już oderwała się od ust blondyna, powiedziała:
- Oczywiście, kochanie, że za Ciebie wyjdę.
Wszyscy odetchnęli z ulgą i zaczęli klaskać. Tymczasem blondyn wsunął jej pierścionek na palec, po czym namiętnie pocałował. Cudowną chwilę przerwał ksiądz, który słysząc oklaski, wyszedł z zakrystii.
- Czy możemy zaczynać? - Zapytał, spoglądając na zakochanych.
Oboje oderwali się od siebie jak oparzeni. Natychmiast wstali z kolan i z powagą spojrzeli na księdza. Pierwszy przemówił blondyn.
- Potrzebujemy jeszcze kwadrans, bo Panna Młoda musi się przebrać.
- Przebrać, ale w co? – Zapytała zaskoczona brunetka.
- W to ! – Usłyszała nagle głos Pauli, która nie wiedzieć kiedy, stanęła za jej plecami.
W jednym ręku trzymała sukienkę, zaś w drugim welon.
- No to jak, da nam ksiądz jeszcze te kilka minut? – Zapytał Daniel.
- Oczywiście. – Odpowiedział księżulek.
Co więcej, sam zaproponował, by Victoria przebrała się na zakrystii.
Paula i Sandra wzięły pod ramię Vici i poszły we wskazanym kierunku. Bratowa pomogła się jej ubrać, Sandra zrobiła jej makijaż i fryzurę i niecałe dziesięć minut później we trzy wróciły pod ołtarz. Tam Sofia wręczyła jej bukiet i jak tylko usiadła w ławce obok babci i Michaela, ksiądz zaczął ceremonię.
- Kiedy to wszystko zaplanowałeś? – Zapytała szeptem, nim córka wróciła na swoje miejsce.
- Już dawno, ale dopiero teraz udało mi się to zrealizować. – Odpowiedział, posyłając jej jeden z tych swoich słodkich i tajemniczych uśmiechów.
Chciała jeszcze o coś zapytać, ale ukochany natychmiast ją uciszył.
- Śśśś… Bo przegapimy najważniejsze. – Rzekł i wskazał na księdza, który rozpoczął modlitwę.
Po wstępnej mowie przyszła kolej na złożenie przysięgi. Pierwsza zaczęła Victoria.
- Już raz przysięgałam ci kochać cię i dziś podtrzymuję tę przysięgę. Bo kochałam cię od zawsze i będę kochać dopóki śmierć nas nie rozłączy. Przysięgałam dbać o Ciebie i szanować cię… Przysięgałam być wierna i iść z Tobą przez życie w złych i dobrych chwilach. Dziś przysięgam ci to samo tyle, że dziś moja miłość do Ciebie jest jeszcze silniejsza niż kilka lat temu. I dziś już wiem, że nic i nikt nie jest w stanie nas rozdzielić. Kocham cię i to się nigdy nie zmieni. Dlatego też przysięgam ci, że już nigdy nie pozwolę ci odejść. Już nigdy nie oddam ci wolności.
Po tych słowach nie zważając na księdza, brunetka pocałowała ukochanego.
- Prze… Przepraszam, ale teraz czas, by Pan Młody złożył przysięgę. – Nagle wtrącił się posłaniec Boga.
Vici niechętnie oderwała się od blondyna. Ten wziął głęboki oddech i patrząc jej w oczy, zaczął:
- Kilka lat temu przysięgałem kochać cię… Wtedy jednak kłamałem. Byłem wręcz pewny, że miłość jaką cię darzę, nie jest tą miłością, którą ode mnie oczekiwałaś. To, że kocham cię równie mocno, a może nawet mocniej zrozumiałem, gdy było już za późno. Dziś jednak z czystym sercem i sumieniem przysięgam kochać cię aż do śmierci. Przysięgam ci też dbać o Ciebie tak jak Ty dbałaś o mnie przez te wszystkie lata. Przysięgam też szanować cię, chociaż i bez składania tej przysięgi, bym cię szanował za to, że jesteś wspaniałą kobietą, matką, żoną i przyjaciółką, a także kochanką. To, że będę ci wierny możesz być pewna, bo żadna inna kobieta nie uszczęśliwi mnie tak jak Ty. I przysięgam ci, że jeśli jeszcze kiedyś usłyszę z twoich ust oddaję ci wolność czy też chcę rozwodu… Umrę z rozpaczy, bo nie potrafię bez Ciebie żyć. Sam też przysięgam nigdy cię nie zostawić, bo kocham cię nad życie, najdroższa.
Po złożeniu przysięgi Młoda Para została pobłogosławiona przez księdza.
- W obliczu Boga i wszystkich zgromadzonych tu gości ponownie ogłaszam was mężem i żoną. Danielu, możesz pocałować Pannę Młodą.
Blondyn z radością wypełnił polecenie księdza, między pocałunkami szepcząc ukochanej do ucha słowa miłości, jaką ją darzył. A była to miłość ogromna. Niepowtarzalna. I prawdziwa.
Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia 20:21:30 25-02-15, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|