Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Odzyskam cię... - EPILOG
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:07:07 12-04-12    Temat postu:

Dziękuję za koma

To prawda, że sytuacja w jakiej znalazła się Livia wcale nie jest łatwa, a wręcz istnieje duże prawdopodobieństwo, że skazana jest na porażkę. Ale to może właśnie dzięki temu przeżyje coś najpiękniejszego w swoim życiu? no w końcu jest w magicznym miejscu, prawda? hehe
Jak to dalej będzie, okaże się w kolejnych odcinkach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madoka
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2010
Posty: 30699
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:21:25 12-04-12    Temat postu:

Bardzo ciekawy odcinek, stanowiący swego rodzaju przełom w opowiadaniu. No, ale może po kolei. Pierwsza scena, stanowiąca zwieńczenie przedostatniej, jakże obiecującej, zakończyła się zwykłym "przepraszam" i rumieńcem ze strony Livii. Z jednej strony, szkoda, że właśnie tak, a z drugiej wiem, że na wszystko potrzeba czasu. Dziewczyna chyba sama nie jest narazie gotowa, by przyznać przed sobą tak w 100%, że Jose podoba jej na tyle bardzo, by kiedyś mogła zapomnieć o mężu. Sam zaś przystojniak czuje się, niczym ryba w wodzie, na Kubie, albowiem stanowi ona dla niego swego rodzaju dom. Muszę przyznać, że pięknie to rozegrałaś - albowiem dzięki takiemu obrotowi sprawy, Jose wydaje się być jeszcze bardziej interesującym, niż dotychczas. Widać, że darzy ów miejsce ogromnym sentymentem, a i wspomnienia z wcześniejszych lat stanowią jeden z najszczęśliwszych okresów w jego życiu Relacje zaś między ich duetem z dnia na dzień zacieśniają się, co bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Liczę zatem, że Liv przejrzy na oczy i zrezygnuje z Marcosa, który zdaje się, że ułożył sobie życie na nowo. I choć współczuję jej, że stała się świadkiem miłości mężczyzny i jego kochanki, to mniemam, że taki szok był jej potrzebny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:32:48 12-04-12    Temat postu:

Podobała mi się bardzo ta krótka wymiana zdań między Jose i Diego i tak sobie teraz myślę - czy Ty nie chcesz tu czegoś namieszać między naszym uroczym panem doktorem i Dianą? Zakładam że wzmianka o jej przeszłości o ojcu Otiego nie pojawiła się przypadkowo. A może jednak?
Dalej nie rozumiem dlaczego Livia tak bardzo chce odzyskać męża. To nie ma absolutnie żadnych szans na powodzenie. Niech się dziewczyna wreszcie otrząśnie i dostrzeże, że jej książę z bajki jest na wyciągnięcie ręki. Przecież do na odległość widać, że między nimi iskrzy No ale jak już wcześniej wspominałam chętnie poczytam coś więcej o Marcosie - i może wtedy w końcu zrozumiem zachowanie Liv
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:12:55 12-05-12    Temat postu:

Aga widziałam Twojego koma już dawno i chyba nawet na niego odpowiedziałam, ale jak widać bez skutku pewnie znów coś miałam z netem.... no nie ważne.
Co ja mogę powiedzieć? Czy coś chcę namieszać? Jak zawsze no ale to ni e ulega wątpliwości. A co do Livii to wszystko w swoim czasie. Dziewczyna nie jest przecież głupia, tylko zakochana. Przynajmniej nadal myśli, że tak jest, a co będzie jeśli się okaże, że bardzo się myli?


ODCINEK 14

Jose wszedł do pokoju hotelowego i cicho zamknął za sobą drzwi. Zanim zdążył dobiec do windy Livia dawno już wjechała na górę. Miał tylko nadzieję, że poszła prosto do pokoju, a nie zdecydowała wyjść z hotelu. Nie znała Kuby tak dobrze jak on i mogłaby się zgubić. Poza tym nadal na ulicach Hawany można spotkać wszechobecnych nagabywaczy jineteros. Wcale nie było jej to potrzebne. Rozejrzał się po pokoju i jego spojrzenie padło na rozsunięte drzwi od sypialni. Na podłodze przy łóżku dostrzegł siedzącą Livię. Ruszył w jej stronę i powoli wszedł do tej części pokoju, którą zajmowała dziewczyna. Usiadł na podłodze obok, opierając się plecami o łóżko. Ugiął nogę w kolanie i oparł o nią łokieć. Przez chwilę żadne z was nie odezwała się nawet słowem. Pierwsza ciszę przerwała Livia.
- Pewnie myślisz, że jestem beznadziejna – bardziej stwierdziła niż zapytała. Jose przeniósł na nią wzrok i pokręcił głową.
- Naprawdę chcesz wiedzieć co uważam? – zapytał. Livia niepewnie uniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Nieznacznie skinęła głową – uważam, że twój mąż jest beznadziejny, bo miał obok siebie kogoś takiego jak ty i odszedł – stwierdził wbijając wzrok w podłogę. Livia założyła włosy za ucho.
- Ale to nie wszystko co myślisz na temat mojego małżeństwa prawda? – zauważyła odważnie. Jose zaśmiał się pod nosem.
- Nie mnie to oceniać Livia – powiedział patrząc jej w oczy – to twoje życie i twoje małżeństwo i zrobisz to co będziesz uważała za słuszne. Mnie nic do tego – wyznał i oparł głowę o łóżko – jestem tu w konkretnym celu, a nie po to by krytykować twoje postępowanie. Niech tak zostanie – dodał i spojrzał na nią łagodnie. Livia przez chwilę zapatrzyła się w jego intensywne oczy. Dostrzegła w nich przez moment coś, czego się nie spodziewała, ale też nie umiała nazwać. Na szczęście trwało to tak krótko, że zaczęła się zastanawiać, czy oby się nie pomyliła. Pokręciła głową. Jose wstał i podał jej dłoń – chodź, jesteśmy na Kubie i wstydem byłoby, żeby cały pobyt spędzić w hotelu – zachęcił. Livia uniosła wzrok i niepewnie podała mu dłoń.
- Nie wiem czy mam nastrój na to by cokolwiek oglądać – przyznała i spojrzała na niego przepraszająco – jeśli chcesz idź sam, a ja……
- Będziesz siedzieć w pokoju i użalać się nad sobą? – zapytał i uśmiechnął się do niej łagodnie – nie ma mowy – dodał i ruszył do wyjścia – daję ci piętnaście minut na doprowadzenie się do porządku. Poczekam na tarasie – powiedział i mrugnął do niej porozumiewawczo po czym opuścił sypialnię.

***
Kiedy Livia wychodziła razem z Jose z hotelu wcale nie była przekonana co do pomysłu zwiedzania Kuby. Jednak im więcej oglądali, tym bardziej zapominała o swoich obawach, a co więcej zły humor, po porannym widowisku jakiego była świadkiem z udziałem Marcosa, całkiem się ulotnił. A wszystko za sprawą Jose, który tak po prostu wyciągnął ją na wycieczkę. I musiała szczerze przyznać, że nie mogła sobie wymarzyć lepszego przewodnika od Jose. Znał Kubę od podszewki. Pokazywał jej najpiękniejsze i najbardziej godne uwagi miejsca, a do każdego opowiadał jakąś ciekawą anegdotę. Livia wiedziała, że Kuba jest piękna i klimatyczna, ale nie spodziewała się, że aż tak. Oglądając te wszystkie budowle, pomniki i muzea czuła jak ogarnia ją ciepło i w pewnym stopniu zakochiwała się na nowo w nowej Kubie. Takiej jakiej ona nie znała, a jaką kochał Jose i musiała przyznać, że bardzo jej się to podobało. Teraz zdawała sobie sprawę o czym mówił Jose kiedy opowiadał, że dla niego Kuba oznacza dom. Widziała to w jego oczach i sposobie mówienia o każdym najmniejszym szczególe czy miejscu. Zaczynała dostrzegać Kubę jego oczami. Oczami rodaka, który tęsknił za swoim krajem i kochał go za to czym była, jaką miała historię, a nie za to, ze była jednym z najładniejszych miejsc jakie odwiedzali turyści.
Jose pokazał jej wszystko to co warte było obejrzenia. Zwiedzili Fabica de Tabacos Partagas, czyli fabrykę cygar znanych marek, gdzie można się przekonać ile czasu wymaga wykonanie zawartości jednego pudełka. Później dostali się do Museo Nacional de Bellas Artes, jednego z nielicznych w Hawanie muzeów o międzynarodowym formacie. Zwiedzenie wszystkich wspaniałych zbiorów dzieł sztuki mieszczących się w dwóch eleganckich i zabytkowych budynkach, zajęło im ponad dwie godziny. Można by pomyśleć, że musiała być to bardzo nudna wycieczka, jednak Livia z zapartym tchem podziwiała wszystko co udało jej się obejrzeć z dziedzictwa Kuby. Jose przez cały czas przyglądał jej się zaciekawieniem. Większość dziewczyn jakie poznał w swoim życiu, wcale by tu nie weszła, a jeśli już by to zrobiły marudziły by zanim jeszcze zdążyli by obejrzeć choć połowę. Livia z niezwykłą cierpliwością i zainteresowaniem przemierzała kolejne korytarze uśmiechając się kiedy coś jej się podobało Lub marszcząc brwi kiedy jakieś dzieło nie za bardzo do niej przemawiało. Kiedy wyszli z muzeum było już późne popołudnie. Jose nie sądził, że ta wycieczka tak poprawi Livii samopoczucie. Zdawała się wcale nie myśleć o przykrości jaka ją dzisiaj spotkała i za to mógł być z siebie zadowolony. Chciał sprawić jej przyjemność i miał nadzieję, że mu się to uda.
Teraz szli powoli zmierzając do Malecon, który przez wielu uważany był za „Kubę w pigułce”. Było tu wszystko co charakterystyczne dla tego kraju. Stojące wzdłuż wybrzeża, zaniedbane, barokowe budowle, dudniąca salsa, całujące się pary i wszechobecni jinteros.
- Trzymaj się blisko mnie – Jose pochylił się i szepnął jej do ucha, po czym chwycił ją za dłoń splatając z nią palce. Livia uniosła na niego wzrok i spojrzała w oczy z zaskoczeniem. Jose uśmiechnął się tylko – spokojnie – odezwał się z uśmiechem na twarzy – Hawana a zwłaszcza Malecon znane są z tak zwanych jinteros, czyli nagabywaczy – wyjaśnił.
- Nagabywaczy? – powtórzyła i rozejrzała się dookoła dostrzegając grupy Kubańczyków, którzy zaczepiali przechodzących turystów.
- Tak, kiedy widzą obcokrajowców zaczynają swoją gadkę….. – powiedział, ale zaraz urwał kiedy jeden z nich podszedł do nich zupełnie jakby wyrósł spod ziemi. Jose mocniej ścisnął jej dłoń dając jej znak, że z nim jest bezpieczna.
- Cześć – odezwał się starszy mężczyzna z cygarem z zębach – skąd jesteście? – zapytał zaciekawiony.
- Z Miami – odpowiedział Jose po hiszpańsku z lekkim kubańskim akcentem. Kubańczyk uniósł brwi z zaciekawieniem przyglądając się Jose. Później przesunął wzrok na Livię i otaksował ją spojrzeniem od stóp po głowę. Livia zarumieniła się od tego intensywnego spojrzenia i przysunęła bliżej Jose.
- Jak przypuszczam nie potrzebujecie cygar ani noclegu – odezwał się po chwili już mniej pewnie, ale nadal trzymając cygaro w zębach uśmiechnął się do Jose.
- Nie dziękuję – odparł Jose. Kubańczyk skinął głową i odszedł. Livia w tej samej chwili odetchnęła głęboko wypuszczając powietrze z płuc. Jose spojrzał na nią z uśmiechem. Uniósł jej podbródek i spojrzał w oczy – spokojnie. Nic ci ze mną nie grozi – zapewnił i założył jej włosy za ucho – znam Kubę jak własną kieszeń. Trzymaj się tylko blisko mnie – dziewczyna nie powiedziała słowa a jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi i skinęła głową. Jose nie puszczając jej dłoni ruszył dalej. Zmierzali w kierunku rynku, gdzie na ulicach siedzieli starzy Kubańczycy i grając na instrumentach śpiewali o Kubie. Jose uśmiechnął się do siebie i przeniósł wzrok na grupę młodych ludzi, którzy tańczyli na środku rynku w rytm salsy.
- Za to kocham Kubę – powiedział pochylając się nad jej uchem by dobrze go usłyszała w gwarze jaki panował na rynku. Livia uśmiechnęła się do niego.
- Jose? – Ramirez usłyszał za sobą czyjś znajomy głos. Odwrócił się i ujrzał starego znajomego matki. Uśmiechnął się i przywitał ze starszym panem.
- Domingo – zaśmiał się i wymienił z nim serdeczny uścisk i pocałunek w dwa policzki co było jedną z tradycji Kuby.
- Miło cie widzieć synu – powiedział mężczyzna trzymając go za ramiona i mierząc spojrzeniem – wyrosłeś na wspaniałego młodzieńca – przyznał i przeniósł wzrok na Livię. Uniósł zaciekawiony brew i zerknął niepewnie na Ramireza.
- Domingo poznaj proszę moją przyjaciółkę Livię Coronado – przedstawił dziewczynę – Livia, top przyjaciel mojej matki – dodał. Mężczyzna podszedł do niej i pocałował ją w dwa policzki jak przed chwilę witał się z Jose.
- Domingo Colunga – powiedział i otaksował ją wzrokiem.
- Wybornie Jose, wybornie – powiedział z uznaniem puszczając do niego perskie oko. Jose pokręcił jednak głową ze śmiechem.
- Nic z tych rzeczy. Jesteśmy jedynie przyjaciółmi – wytłumaczył patrząc na Livię. Dziewczyna jednak zdawała się nie przejmować tym co myśli sobie o nich Domingo – Livia przyjechała tu, bo ma do załatwienia pewną sprawę a ja mam jej tylko pomóc – powiedział.
- Rozumiem Jose. Wszystko rozumiem – odpowiedział mężczyzna i uśmiechnął się pod nosem – powiedz co u twojej matki? – zapytał po chwili zmieniając temat.
- Bywało lepiej. Na pewno tęskni za Kubą, ale nie wiem dlaczego nie chce tu przyjechać – wyznał ze smutkiem.
- Kiedyś może zrozumiesz Jose – powiedział i poklepał go po ramieniu – za kilka dni wybieram się do Miami, więc zapewne ją odwiedzę. Mamy wiele do omówienia – przyznał – ostatni raz się widzieliśmy dobre osiem lat temu kiedy zmarli twoi dziadkowie – westchnął i posmutniał.
- To prawda – odezwał się tylko Jose. Livia przygryzła dolną wargę. Nie wiedziała jak powinna się w tej chwili zachować. Nie wiedziała co prawda o czym rozmawiając mężczyźni, a dobre wychowanie nie pozwalało jej by pytała. W końcu to nie jej sprawy. Odwrócił wzrok i zerknęła na grupę tańczących ludzi.
- Co tu jeszcze robisz Jose? – zapytał Domingo wskazując na rynek i śmiejąc się – to do ciebie nie podobne żeby stać tutaj kiedy oni są tam – dodał tajemniczo i odpalił cygaro, które trzymał w kieszeni koszuli. Jose zaśmiał się serdecznie.
- Może innym razem – powiedział i spojrzał na Livie. Patrzyła na niego z zaciekawieniem w oczach.
- Nie bój się zajmę się twoją przyjaciółką. Pokaż jej prawdziwą Kubę chłopcze – dodał i mrugnął do niego.
- Chętnie zobaczę Jose – odezwała się Livia z uśmiechem na twarzy. Jose uśmiechnął się tylko i podbiegł do grupy młodzieży. Zamienił parę słów z chłopakami. Po chwili jeden z nich podbiegł do starszych panów grających na instrumentach i poinstruował ich, po czym wrócił na swoje miejsce. W jednej chwili rozległa się na rynku rytmiczna melodia do salsy. Jose razem z grupą Kubańczyków zaczęli tańczyć ten sam układ. Na jego twarzy widać było emocje jakie wiązały się z tym miejscem i tańcem. Jego oczy błyszczały, z ust nie schodził uśmiech, a ruchy były lekkie a jednocześnie starannie przemyślane. Uniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. Patrzył tak intensywnie, że Livia miała wrażenie jakby ten taniec był tylko dla niej. Odwróciła na moment wzrok, ale trwało to tylko chwilę, bo Jose przyciągał ją do siebie jak magnes, a ona sama przestawała pamiętać o tym po co tu właściwie przyjechała. Nie mogła jednak odmówić sobie chwili beztroskiej radości. Od tak dawna nie była tak promienna jak teraz i wiedziała, że mimo wszystko to zasługa Jose. Kiedy muzyka ucichła Jose pożegnał się z towarzyszami po czym podbiegł do niej. Uśmiechnął się szeroko widząc uznanie w jej oczach.
- Świetnie Jose. Wiedziałem, że tego nie zapomniałeś – powiedział Domingo klepiąc go w plecy. Spojrzał na Livię, a kiedy dostrzegł, że ona i Jose nie odrywają od siebie spojrzenia uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową – zapraszam was dzieciaki do mnie, któregoś wieczora. Porozmawiamy. Powspominamy a Sofia będzie zachwycona jak przyprowadzę jej takich gości.
- Dziękujemy za zaproszenie. Na pewno skorzystamy – odparła Livia czym zwróciła uwagę Jose. Chłopak zmarszczył na moment brwi a kiedy dziewczyna tylko się uśmiechnęła sam się rozpromienił.
- Odezwę się – powiedział po chwili.
- Cieszę się, że cie spotkałem chłopcze. Miłego pobytu na Kubie – odparł i uściskał się z nim na pożegnanie. Potem wycałował Livię i odszedł w swoją stronę.
- Dziękuję ci za dzisiejszy dzień – odezwała się po chwili Livia kiedy obije wracali już do hotelu. Jose spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się szeroko sprawiając, że ugięły się pod nią kolana.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:34:25 12-05-12    Temat postu:

Dzięki wielkie, za uraczenie mojej osoby takim cudnym odcinkiem - Kuba, salsa, przystojni faceci, piękne dziewczyny, wszystko to wyobraziłam sobie z łatwością i od razu mi się cieplej zrobiło w ten paskudny, deszczowy dzień. Magia, ot i co
Ciągle mam nadzieję, że Livia w końcu zobaczy jaki skarb ma obok siebie, przestanie sobie zawracać głowę swoim mężem i spędzi z Jose na Kubie naprawdę gorące i romantyczne chwile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mina107
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 3548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wa-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:18:37 12-05-12    Temat postu:

uch
cieszę się że dodałaś odcinek.
Jak wszystkie świetny. Kuba dokładnie taka jak ją sobie wyobrażałam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madoka
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2010
Posty: 30699
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:51:31 12-05-12    Temat postu:

Wow, ten odcinek to po prostu przepiękna wycieczka do bajecznej krainy, jaką jest Kuba. Czytając to opowiadanie mam wręcz chęć, wsiąść w samolot i zobaczyć to wszystko na własne oczy. Sam zaś duet Jose&Livia to, jak już zapewne wspominałam, jeden z moich ulubionych na tutejszym forum Samo splecienie palców dłoni w ich wydaniu wydaje się być mega ognistą pieszczotą. Nie wspominając już o tych wymownych spojrzeniach w oczy i promiennych uśmiechach, jakimi się obdarzają. Liv miała ogromne szczęścia, spotykając na swojej drodze tak cudownego człowieka, jak Jose. Mężczyznę, który potrafi przepędzić jej smutki i w jednej chwili rozbawić. Który zaraża ją swoimi pasjami, sprawiając, że zaczyna go podziwiać. Przede wszystkim zaś, który dostrzega jej piękną duszę i mniemam, że powoli się w niej zakochuje, mmm
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dull
Generał
Generał


Dołączył: 14 Wrz 2010
Posty: 8468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:31:25 13-05-12    Temat postu:

Ostatni odcinek bardzo mi się podobał. Między Livią, a Jose zaczyna coraz bardziej iskrzyć. Mam nadzieję, że prędzej, czy później zrozumieją, to że są dla siebie stworzeni.
Swoją droga, to pomysł wysłani naszych bohaterów w tą podróż, były strzałem w 10! Bardzo miło się czyta te sceny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:07:36 16-06-12    Temat postu:

Wiem, że bardzo dawno nie było tu żadnego odcinka, ale mam jakiś "kryzys twórczy" co do tego opowiadania. Mimo tego, że nie miałam zamiaru robić z niego jakiejś długiej telki, bo chyba zamknę to w ok. 23 odcinkach, to mimo wszystko trudno ostatnio przychodzi mi pisanie tego

W każdym razie zapraszam na odcinek ( o ile jeszcze ktoś będzie miał ochotę by to czytać )


ODCINEK 15

- Dziękuję ci za ten dzień – odezwała się Diana i spojrzała w oczy Diego. Mężczyzna leżał obok niej na rozłożonym przed dwoma godzinami kocu. Diego postanowił zrobić niespodziankę Dianie i Otiemu i zabrać ich na wycieczkę do znajomego, który prowadzi szkółkę nauki jazdy konnej. Przygotował kosz piknikowy, koc i wybrał odpowiednie miejsce na rozciągającej się dookoła łące, tak by wszystko dokładnie widzieli a jednocześnie mogli spokojnie porozmawiać. Teraz kiedy razem z Otim opróżnili niemal cały kosz, a chłopiec pobiegł do starego Juliana ucząc się obycia z końmi, Diego ułożył się obok Diany, wsparty na łokciu, twarzą skierowaną w jej kierunku i przyglądał jej się z uśmiechem.
- Nie musisz mi za nic dziękować – powiedział. Diana rozejrzała się dookoła i chłonęła spokój tego miejsca. Dawno nie czuła się z nikim tak dobrze. Z nikim od bardzo dawna nie siedziała w taki sposób. Po prostu siedziała bez zbędnych słów. Przymknęła oczy i wystawiła twarz w stronę słońca. Diego uśmiechnął się szeroko. Nie mógł się na nią napatrzeć. Była taka śliczna. Wiatr rozwiewał jej długie ciemne włosy, twarz promieniała, oczy się śmiały. Dzisiejszy dzień był poniekąd po to by zobaczyć ją właśnie taką. Spokojną i roześmianą. Niczego w tej chwili nie pragnął bardziej. Gdyby ktoś w tej chwili zapytał go dlaczego, nie umiałby odpowiedź.
Diana otworzyła oczy świadoma tego, że jej się przygląda. Spojrzała na niego spod długich rzęs i uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie wiem skąd znasz to miejsce i tych ludzi, ale tu jest cudownie – powiedziała szczerze i pozwoliła by jej włosy rozwiał wiatr.
- Cieszę się, że ci się podoba – powiedział i wyciągnął dłoń by pogładzić ją po policzku – warto było znaleźć takie miejsce by móc zobaczyć cie właśnie taką – przyznał z uwodzicielskim uśmiechem. Diana chciała coś powiedzieć, ale w tej samej chwili podbiegł do nich Oti.
- Mamo! – krzyknął radośnie – widziałaś?
- Co takiego kochanie? – zapytała i odgarnęła synowi z czoła zbłąkany kosmyk włosów.
- Nakarmiłem Szczęściarza – uśmiechnął się szeroko.
- Brawo mistrzu – odezwał się Diego z uznaniem.
- Pan Julian powiedział, że mogę przejechać się na Szczęściarzu, jeśli tylko mi pozwolisz – powiedział z nadzieją. Diana niepewnie pokręciła głową.
- Nie wiem kochanie. Masz złamana rękę – stwierdziła i patrzyła na twarz syna, z której nagle znika radość – nie wydaje mi się, żeby to było bezpieczne.
- Mamo….. – jęknął zawiedziony. Diego mrugnął do chłopca i uniósł się pochylając się jednocześnie nad uchem Diany.
- Julian nie wybrałby dla chłopca konia, który by się do tego nie nadawał. Szczęściarz to jeden z najbardziej potulnych stworzeń jakie znam i wiem, że Julian zawsze przygotowuje go dla dzieci – powiedział i spojrzał jej w oczy – ale decyzja należy do Ciebie – dodał już głośniej. Diana przygryzła dolną wargę i spojrzała n syna. Chłopiec z nadzieją w oczach złożył ręce jak do modlitwy.
- Proszę mamo – poprosił.
- No dobrze – uśmiechnęła się. Oti zaczął skakać z radości – ale obiecaj mi, że będziesz uważał i będziesz robił dokładnie to o co poprosi cie pan Julian, dobrze? – zapytała patrząc na syna poważnie. Chłopiec pokiwał energicznie głową i pocałował ją w policzek.
- Dziękuję – rzucił do doktora Tapii i pobiegł do gospodarza. Kiedy powiedział mężczyźnie, że mama się zgodziła, Julian odwrócił się i skinął jej głową w uspokajającym geście.
- Nic mu nie będzie – uspokoił ją Diego. Przeniosła swój wzrok na niego i uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiem. Oti bardzo cie lubi – przyznała. Diego przekrzywił głowę i przyjrzał jej się uważnie.
- To dobrze czy źle? – zapytał. Diana spojrzała na niego i spuściła na moment wzrok. Przez moment milczała. Kiedy w końcu się odezwała nadal nie uniosła wzroku.
- Staram się dawać mojemu synowi wszystko co najlepsze. Wiem, że nie mogę zastąpić mu ojca i matki jednocześnie. Nie wiem czy to jest w ogóle możliwe – zaśmiała się nerwowo – ale bardzo się staram by wychować go na dobrego człowieka. Wszystko co robie, zawsze robię z myślą o nim – przyznała i odetchnęła głęboko – nie chce by jako dziecko musiał cierpieć jeszcze bardziej z jakiegokolwiek powodu a już zwłaszcza moich błędów – powiedziała i przeczesała długie włosy palcami – już raz musiał za nie płacić, nie chce by znów przez to przechodził – dodała cicho. Diego ujął jej policzek w dłoń i kciukiem pogładził delikatną skórę policzka. Diana powoli spojrzała mu w oczy.
- Nie chce byś kiedykolwiek uważała mnie za swój błąd – powiedział poważnie – jestem tu z tobą i z Otim bo tego chce. Nie dlatego, że czuję do tego zobowiązany, czy boję się powiedzieć Ci, że to co się dzieje nie ma sensu. Nie jestem tchórzem i nigdy nim nie byłem. Nie boję się odpowiedzialności jaka wiąże się z tym, że chce się spotykać z tobą – powiedział szczerze – wiem, że wybierając ciebie, wybieram również Otiego. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogę mieć was oboje, albo żadnego z was. I jestem na to gotowy. Chce być kimś ważnym dla ciebie i chce uczestniczyć w waszym życiu. Twoim i Octavia. Chce byś o tym pamiętała – dodał cicho. Diana zamrugała, bo do oczu cisnęły jej się łzy.
- Nie zapytasz nawet co takiego się stało? Gdzie jest ojciec Otiego? – Diego uśmiechnął się blado.
- Nie powiem, żeby mnie to nie obchodziło – wyznał – ale chce byś sama mi o tym powiedziała, wtedy kiedy będziesz na to gotowa. I tylko wtedy.
- Diego…. – wyszeptała, bo głos ugrzązł jej w gardle. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział jej, że będzie się tak czuła jak dzisiaj, nie uwierzyłaby w to. Znała się z Diego krótko, ale czuła, że może mu ufać. Czuła podświadomie, że on nigdy jej nie skrzywdzi. Po raz pierwszy w życiu poczuła się spokojna i bezpieczna. Czuła, że jej syn również jest bezpieczny. Może postępowała nieodpowiedzialnie. Może była nierozsądna, ale była pewna jednego. Diego był mężczyzną, któremu gotowa była oddać siebie i swojego syna i wiedziała, że nie będzie tego nigdy żałować. Spojrzała mu w oczy i wahając się przez chwilę pochyliła się delikatnie. Diego natychmiast odczytał jej intencje. Nadal ujmując jej policzek zerknął na jej rozchylone usta i pozwolił by to ona złożyła na jego wargach pocałunek. Delikatny i subtelny niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Pochwycił delikatnie jej wargi i odwzajemnił pocałunek wcale się nie spiesząc. Chciał się rozkoszować tym co Diana zgodziła się mu ofiarować. To ona zrobiła pierwszy krok. Wiedział, że to nie było dla niej wcale łatwe i nie chciał nalegać. Kiedy po chwili się od siebie odsunęli Diana spojrzała mu w oczy i zarumieniła się delikatnie. Diego uśmiechnął się tylko i pocałował ją w czoło w czułej pieszczocie.

***
- Livia siedziała na łóżku i czytała książkę, ale z każdą minutą serce coraz bardziej podchodziło jej do gardła a dłonie drżały. Zerknęła niespokojnie w okno w momencie kiedy niebo rozświetliła błyskawica, a w oddali rozległ się grzmot. Spięła się cała i przymknęła oczy. Może to głupie i dziecinne, ale nigdy w całym swoim życiu nie przestała bać się burzy. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie te błyskawice i pioruny. Kiedy ponownie do jej uszu doszedł dźwięk grzmotu złożył gwałtownie książkę i wstała z łóżka kierując się do głównego pokoju. W progu zatrzymała się jednak przyglądając się Jose. Siedział na kanapie i przełączał kolejne kanały w telewizji poszukując czegokolwiek co można byłoby obejrzeć. Kiedy usłyszał szmer za sobą odwrócił się i uśmiechnął do Livii.
- Wszystko w porządku? – zapytał widząc niepokój malujący się na jej twarzy. Livia przygryzła dolną wargę i podeszła do kanapy.
- Właściwie to….. – zawahała się i spojrzała na niego niepewnie. Jose oparł się o kanapę i uśmiechnął szerzej widząc jak się rumieni – możesz pomyśleć, że jestem histeryczną, ale boje się burzy – przyznała przygryzając policzek od środka – mogę z tobą chwilę posiedzieć? – zapytała. Jose z uśmiechem skinął głową i poklepał miejsce obok siebie.
- Jasne. Siadaj – zachęcił i sięgnął po koc który miał pod ręką. Livia wdzięczna uśmiechnęła się do niego i wgramoliła się na kanapę podkulając nogi. Jose podał jej koc.
- Dziękuję – odezwała się i uśmiechnęła delikatnie.
- Nie ma sprawy. Czy jest jeszcze coś czego Livia Coronado się boi? – zapytał rozbawiony, ale bez cienia kpiny w głosie. Livia wzruszyła ramionami.
- Wiem, że pewnie uważasz mnie za wariatkę…. – zaczęła ale Jose przerwał jej kręcąc głową.
- Nie. Wielu ludzi boi się latać. To normalne. Poza tym moja siostra podobnie jak ty ucieka przed burzą. Kiedy była dzieckiem była w stanie schować się w szafie i siedzieć tam aż ucichły grzmoty. Teraz zasuwa zasłony w oknach i siada z dala od okna, okrywając się kocem – uśmiechnął się na to wspomnienie i spojrzał jej w oczy – nie jest z tobą najgorzej – przyznał i mrugnął do niej porozumiewawczo. Livia zaśmiała się łagodnie.
- Może kiedyś będę miała okazję ją poznać – powiedziała i przygryzła dolną wargę.
- Być może – odparł i spuścił wzrok na swoje splecione dłonie. Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu. Pierwsza ciszę przerwała Livia.
- Dlaczego tak naprawdę przystałeś na moją propozycję? – zapytała. Jose uniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. Kiedy się nie odezwał pokręciła głową – przepraszam nie powinnam pytać. Zapomnij – dodała i założyła włosy za ucho.
- Powód jest prosty – podjął po chwili – potrzebuję pieniędzy – Livia spojrzała na niego, ale Jose wbił wzrok w jakiś mało znaczący punkt w podłodze – kiedy zmarł mój ojciec matka została sama ze mną i moją siostrą. Ledwo wiązała koniec z końcem. Miała pracę, ale nie była ona dobrze płatna. Łapała się dorywczych zajęć byle tylko starczało na podstawowe potrzeby i opłaty. Chciałbym jej jakoś pomóc. Kilka dni po tym jak złożyłaś mi swoją propozycję, dowiedziałem się przez przypadek, że mama ma długi, których nie jest w stanie spłacić. Mieszkanie w którym mieszaka nie jest opłacane od dłuższego czasu i grozi jej eksmisja. Jakby tego było mało straciła pracę i dlatego nie była w stanie zapłacić czynszu – przyznał i westchnął pocierając nasadę nosa – najgorsze jest to, że ja również straciłem pracę i mam zadłużone mieszkanie. Wiec jak widzisz potrzebuję tych pieniędzy – powiedział i spojrzał na nią ze smutkiem. Livia wytrzymała jego spojrzenie i w końcu sama się odezwałaś.
- Straciłeś pracę przeze mnie – powiedziała. Zanim jednak zdążyła cokolwiek dodać Jos ujął jej dłoń i ścisnął delikatnie.
- To nie jest twoja wina. I przestań się tym zadręczać. Miałem zatargi z tym idiotą od dłuższego czasu, to jak odezwał się do ciebie to był jedynie punkt kulminacyjny naszych….relacji – położył nacisk na to słowo i odwrócił wzrok.
- Mimo wszystko chciałabym ci jakoś pomóc – zaczęła. Kiedy Jose spojrzał na nią z pytaniem w oczach przeczesała włosy palcami – nie mogę ci niczego obiecać, ale postaram się znaleźć dla ciebie jakąś nową pracę – kiedy chciał zaprotestować uniosła dłoń i spojrzała na niego upominająco – proszę cie. Nic nie mów. Jestem ci to winna i nie chce słyszeć słowa sprzeciwu – powiedziała rozbawiona. Jose pokręcił głową ze śmiechem.
- Jak widać nie wiele mam tu do powiedzenia – zauważył i zerknął na nią. Livia jedynie się uśmiechnęła.
- Ze mną się nie dyskutuje – powiedziała. Jose roześmiał się wesoło.
- O tym akurat wiem – rzucił. Przez chwilę zapadła między nimi niezręczna cisza. Livia przyjrzała się profilowi siedzącego obok Ramireza. Mimo wszystko musiała przyznać, że był bardzo przystojny i seksowny. Może dlatego, że był tancerzem w klubie dla pań, i to jak teraz wygląda i jak wpływa na kobiety jest tego zasługą. Kiedy na nią patrzył miał ten błysk w oku, którego brakuje większości mężczyzn. Ma w sobie wolność, której każdy mógłby mu pozazdrościć i do tego jest szalenie skromny. Nie często spotyka się takich mężczyzn jak on. A jeśli już tacy istnieją, kobiety dają się za nich poćwiartować. Kiedy tak rozmyślała Jose odwrócił wzrok i wlepił go w jej zaciekawione spojrzenie. Przez chwilę przyglądali się sobie w milczeniu. Jose spuścił wzrok na ich dłonie. Jego nadal spoczywała na jej drobnej ręce. Kciukiem delikatnie pogładził jej delikatną skórę na nadgarstku. Nie wiedział właściwie dlaczego to zrobił. Podobnie jak Livia nie miała pojęcia dlaczego jego dotyk wywarł na niej aż takie znaczenie. Poczuła jak serce trzepocze jej w piersi. Mimo iż rozkoszowała się miękkością jego skóry, nie ufała sobie. Przecież nie przyjechała tu po to by romansować, prawda? Dlaczego więc kiedy siedziała z Jose w tym pokoju i pozwalała na taką poufność, nie czuła wyrzutów sumienia? Pokręciła nieznacznie głową i położyła drugą dłoń na jego ręce powstrzymując go tym samym. Spojrzał jej w oczy.
- Chciałam ci podziękować – wyznała i wielkim ociąganiem wyswobodziła się z jego delikatnego uścisku. Kiedy to zrobiła poczuła się dziwnie, jakby czegoś jej brakowało. Uśmiechnęła się blado – chciałam ci podziękować za wszystko co dla mnie robisz – spojrzała mu w oczy.
- Nie musisz mi za nic dziękować. Przecież za to mi płacisz – odparł z goryczą i przymknął powieki.
- Wcale nie – odezwała się – nie płacę ci za to być była dla mnie taki dobry – odwrócił się do niej – nie płacę ci za to byś oprowadzał mnie po Kubie, czy trzymał za rękę kiedy boje się latać albo boje się burzy. A ty mimo wszystko robisz to i czasem zastanawiam się….. – zawiesiła głos.
- Dlaczego? – dokończył za nią. Kiedy skinęła głową westchnął – To nasz prawo, by troszczyć się o kobiety i pomagać im kiedy sytuacja tego wymaga. Dawać poczucie bezpieczeństwie, nawet jeśli – zawiesił na moment głos i spojrzał jej głęboko w oczy – nawet jeśli nie są nasze – dodał i uśmiechnął się jakby chciał rozładować atmosferę – tego nauczyła mnie matka i tego trzymam się całe życie – wyznał. Livia ze zrozumieniem kiwnęła głową. Poczuła się dziwnie kiedy to powiedział. Nie wiedziała w sumie na co liczyła. Oczekiwała wyznanie, że to z jej powodu tak się zachowuje? Przecież to niedorzeczne. Ona miała męża i on o tym doskonale wiedział. Poza tym chciał zarobić i to dla niego liczyło się najbardziej – twój mąż tego nie robił? – zapytał w końcu. Livia spuściła wzrok i milczała – przepraszam – westchnął kiedy nic nie odpowiedziała i chciał wstać, ale położyła mu dłoń na ręce powstrzymując go. Spojrzała mu w oczy.
- Nie przepraszaj. Chodzi o to, że…. – zaśmiała się nerwowo – dotarło do mnie, że Marcos nigdy tego nie robił. Zawsze obracał moje fobie w żart, tłumacząc, że chyba jestem na nie trochę za duża – wyznała i uniosła wzrok. Napotkała parę intensywnych oczu, które błyszczały smutkiem i gniewem jednocześnie. Uniósł wzrok i ujął jej policzek w dłoń.
- Więc może trzeba się zastanowić czy Pan Coronado wart jest twojego poświęcenia? – zasugerował. Livia wpatrywała się w niego jak mała dziewczyna szukająca wsparcia, a on cholera jasna, chciał jej dać wszystko. Pragnął ja chronić. Zabrać stąd i sprawić by zapomniała o Marcosie. Nie miał jednak do tego prawa i bezradność wkurzała go najbardziej. Nie rozumiała uczuć jakie nim owładnęły w ostatnim czasie. A wszystko za sprawą zranionej kobiety, która wdarła się w jego serce, chodź się o to nie prosiła. Pochylił się nad nią i pocałował ją w policzek po czym wyszeptał do ucha – przestało padać – zauważył. Livia zarumieniła się delikatnie i przeniosła wzrok w stronę okna.
- Faktycznie. Dziękuję – rzuciła i wstała patrząc mu w oczy – położę się już. Dobranoc – dodała i ruszyła w kierunku sypialni. Jose odprowadził ją wzrokiem dopóki nie zniknęła za drzwiami. Zacisnął dłoń w pięść i zaklął pod nosem. W co on się najlepszego pakuje, do cholery?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:14:46 16-06-12    Temat postu:

dubel

Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 17:51:05 16-06-12, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madoka
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2010
Posty: 30699
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:28:27 20-06-12    Temat postu:

Ajaj, Diego i Jose to po prostu anioły, w najpiękniejszym wydaniu Czytam ich poszczególne kwestie i uśmiecham się pod nosem, dostrzegając ich zjawiskowość. Ten pierwszy okazał się być prawdziwym wsparciem dla Diany i jej synka - zaakceptował ją, jako matkę samotnie wychowującą dziecko. Obdarzył ją opieką, zrozumieniem i uczuciem, którego nie jedna kobieta mogłaby jej pozazdrościć. A Jose?? No cóż...Jego uwielbiałam od samego początku. Taki chodzący ideał. Czuły, troskliwy, pewny siebie, a przy tym skromny i czarujący swoją osobą. Dlatego też tak bardzo cieszą mnie pierwsze, pozytywne reakcje Livii względem jego bohatera. Najwyższa bowiem pora, by dostrzegła słodziaka, jakiego ma tuż obok siebie, zamiast zawracała sobie głowę mężczyzną, który już dawno wybrał inną.

Odcinek naprawdę świetny - więc, nie ma mowy o jakimkolwiek kryzysie z Twojej strony. Liczę szybciutko na jakąś nowość i tutaj, i w Grze o miłość
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:57:19 20-06-12    Temat postu:

Jak można nie mieć ochoty tego czytać? No jak? Wiele razy już pisałam Ci co sądzę o Twojej twórczości więc nie będę się powtarzać
Diego i Jose... ach Gdyby wszyscy faceci (albo przynajmniej zdecydowana ich większość) byli tacy, świat byłby o wiele piękniejszy Niestety, jak zauważyła Livia, nie często się ich spotyka, ale może właśnie w tym cały ich urok? Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy - u Diany i Diega już teraz widać, że zmierza to w stronę happy endu i tak sobie myślę, że jedynym co mogłoby im przeszkodzić jest ojciec Otiego... ale może niepotrzebnie stwarzam problemy tam, gdzie ich nie ma ;P
A Livia i Jose? Widać, że oboje czują przysłowiową miętę do siebie, ale żadne nie chce się do tego przyznać przed drugim. Niecierpliwie czekam na jakiś punkt zwrotny w ich relacjach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:43:53 26-07-12    Temat postu:

Trochę zaniedbałam ostatnio to opowiadanie, ale jakoś nie miałam weny
W każdym razie dla tych co jeszcze chcą czytać, zapraszam na kolejny odcinek


ODCINEK 16

Następnego dnia po śniadaniu Jose leżał na leżaku nad hotelowym basenem rozkoszując się słońcem. Cieszył się, że zanim wyszedł z pokoju zabrał ze sobą okulary przeciwsłoneczne, bo inaczej nie widziałby nic. A dzisiaj miał zamiar w końcu zrobić to po co tu przyjechał. Nie było sensu przedłużać całego tego wyjazdu. Tym bardziej, że w Livia wywoływała w nim uczucia, które dla nich obojga mogą okazać się niewygodne. Poza tym Livia zaprosiła go tu, by jej pomógł. Zgodził się to zrobić i teraz nie miał zamiaru łamać danego jej słowa. westchnął i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Marcosa i jego kochanki. Miał nadzieję, że w końcu pojawi się nad basenem i oboje z Livią będę mogli wdrożyć plan w życie. Pokręcił głową i sięgnął po napój, który zamówił kilka minut wcześniej przy barze. Uniósł wzrok i całkowicie go zamurowało. Odstawił szklankę i jak zahipnotyzowany ściągnął okulary wpatrując się w idącą w jego kierunku Livię. Przełknął głośno ślinę nie mogąc oderwać oczu od jej ciała. Miała na sobie bikini, które podkreślały wszystkie atuty jej pięknego ciała. Wokół bioder przepasała prześwitujące pareo, które jeszcze bardziej podkreślało jej atrakcyjność. Wsunęła okulary we włosy i uśmiechnęła się promiennie do Jose. Chłopak odwzajemnił uśmiech i wstał kiedy podchodziła już do leżaków. Otaksował jej ciało intensywnym i błyszczącym spojrzeniem.
- Wyglądasz zjawiskowo – powiedział z uznaniem. Livia założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się speszona.
- Dziękuję – odpowiedziała i spojrzała mu w oczy.
- Napijesz się czegoś? – zapytał wskazując na bar, który rozstawiony był kilka metrów dalej. Livia przygryzła dolną wargę.
- Czegoś bezalkoholowego – poprosiła. Jose uśmiechnął się i skinął głową.
- Nie ma sprawy. Zaraz wracam – odparł i ruszył w kierunku baru. Livia usiadła na leżaku i przez cały czas przyglądała się chłopakowi. Była kobietą i okazała by się kompletną ignorantką gdyby nie zauważyła jaki był przystojny. Teraz kiedy miał na sobie jedynie spodenki do pływania, mogła bez przeszkód mu się przyjrzeć. Miał opalone i umięśnione ciało. Silne ramiona, umięśnione plecy, płaski i twardy brzuch. Każdą zdrową i normalna kobietę przeszły by ciarki. Livia nie była wyjątkiem. Do tego jego oczy. Intensywne, głębokie, mające ten charakterystyczny błysk. Uśmiech, który sprawiał, że przed nią samą uginały się kolana. Nie był taki jak większość mężczyzn. Nie był taki jak jej mąż. Wyróżniał się i chyba to najbardziej ujęło Livię za serce. Troszczył się o nią. Odnosił się do niej z szacunkiem i w ten jemu znany czuły sposób. Nie próbował jej uwodzić. Nie chciał mieszać jej w głowie. A na pewno większość mężczyzn na jego miejscu, wykorzystałoby ten wyjazd po to tylko, żeby zaspokoić swoje męskie potrzeby. Jose tego nie zrobił i tym punktował u niej jeszcze bardziej. Widziała nie raz w jego oczach podziw. Widziała jak na nią patrzył. A mimo to zachowywał się jak dżentelmen. Livia nie wiedziała tylko czy się z tego cieszy, czy jest zawiedziona. Spuściła wzrok. Przyjechała tu w konkretnym celu. Miała odzyskać męża, a mimo to, nie czuła się winna kiedy myślała o Jose w ten sposób. Co więcej lubiła spędzać z nim czas. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła się inaczej. Poczuła się atrakcyjną, młodą kobietą. Pokręciła głową. Nie powinna tak myśleć. Była przecież mężatką……
- O czym myślisz? – usłyszała nad sobą głos Jose. Usiadł na leżaku obok, zwrócony do niej twarzą. Postawił szklankę z napojem przed nią – proszę.
- Dziękuje – wyszeptała i upiła łyk zimnego napoju.
- Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie szukając jednocześnie jej spojrzenia. Skinęła jednak głową i dopiero po dłuższej chwili spojrzała mu w oczy.
- Po prostu się zastanawiam – przyznała. Jose zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc – czy to wszystko ma jakiś sens – dodała. Jose wpatrywał się w nią w milczeniu.
- Sama musisz podjąć decyzję – powiedział tylko i spuścił wzrok.
- Tak. Wiem. Przepraszam – powiedziała i posłała mu przepraszające spojrzenie – chyba wrócę do pokoju – odparła po czym wstała. Jose również się podniósł. Kiedy jednak spojrzał ponad jej głową zauważył, że na teren basenu wchodzi Marcos z kochanką. Nie zastanawiając się złapał Livię za nadgarstek i przyciągnął do siebie obejmując ramieniem w talii – co robisz? – zapytała zaskoczona. Jose spojrzał jej w oczy, a później zerknął na rozchylone wargi. Przełknął głośno ślinę.
- Chcesz wzbudzić zazdrość w mężu? – odezwał się po chwili. Livia spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Dopiero po chwili zrozumiała co chłopak ma na myśli.
- Jest tutaj prawda? – zapytała nie odrywając wzroku od jego intensywnych oczu. Jose skinął głową i założył jej włosy za ucho.
- Tak – odparł tylko. Livia przymknęła powieki i odetchnęła głęboko. Nie wiedziała co miałaby właściwie teraz zrobić. Czego tak na dobrą sprawę chce. Jose otaksował jej twarz przeszywającym spojrzeniem. Livia pragnęła odzyskać męża. On miał wykonać zadanie i jej w tym pomóc. Dlaczego nie skorzystać i nie zacząć realizować cel już teraz? Miał przecież idealną okazję? Ale wiedział, że się oszukuje. To co teraz zrobił nie było spowodowane tym, że Marcos wszedł na basen. Livia mu się podobała. Nie musiał przecież jej całować. Nie musi robić nic więcej, ale mimo to jakaś niewidzialna siła kazała mu właśnie to zrobić. Posmakować jej miękkich ust. Pochylił się delikatnie i spojrzał jej w oczy.
- Jose….. – wyszeptała, ale nie była to oznaka sprzeciwu. Zerknęła na jego usta, a później w oczy i stało się. Jose złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Jeśli myślała, że będzie jak muśnięcie motyla, to bardzo się myliła. Myślała, że nic nie poczuje? Jeszcze większy błąd. Poczuła wszystko. Kolana odmówiły jej posłuszeństwa. Serce załomotało w piersi. Nie spodziewała się, że pocałunek mężczyzny może wywołać w jej ciele taką burzę. Czuła jak ciśnienie rozsadza jej głowę. Oddech grzęźnie w gardle. Czuła tylko palącą potrzebę bliskości. Chciała więcej. Chodź nie powinna mieć takich myśli, to było od niej silniejsze. Jose całował tak jak jeszcze żaden mężczyzna nigdy. Był delikatny, a jednocześnie namiętny. Pocałunek był gorący i głęboki. Badał jej usta językiem, muskał, drażnił, przygryzał. Kiedy się od niej oderwał spojrzał jej niepewnie w oczy. Nie wiedział czego ma się teraz spodziewać. Reakcja Livii mogła być różna. Mogła się na niego wydrzeć, spoliczkować i nie wpuścić do pokoju. Ale ona postąpiła inaczej. Spojrzała mu w oczy z nieznanym mu błyskiem w oku po czym przyłożyła palce do rozpalonych warg. Spuściła głowę i oparła czoło o jego tors.
- Boże…. – wyszeptała.
- Livia….. – ujął jej podbródek patrząc smutnymi oczami.
- Nic nie mów proszę – odparła cicho. Jose skinął nieznacznie głową, po czym dyskretnie zerknął w stronę męża dziewczyny. Stał wpatrzony w nią, a jego kochanka rzuciła w niego ręcznikiem. Zaczęła się wściekać i krzyczeć.
- Kłócą się – powiedział Jose rzeczowo – zaczekam przy barze – dodał i nawet na nią nie patrząc ruszył przed siebie pozostawiając Livię samą. Po chwili dziewczyna dostrzegła, że kochanka męża również ruszyła do baru. Korzystając z okazji odwróciła się w stronę męża i zauważyła, że Marcos jej się przygląda. Nie zastanawiając się jednak dłużej ruszyła do hotelowego wejścia.
- Livia! – usłyszała za sobą tak dobrze jej znany głos. Przystanęła, ale nie odwróciła się od razu. Odetchnęła głęboko i dopiero wtedy spojrzała na jak jej się wydawało ukochanego mężczyznę. Patrzył na nią tymi swoimi bladoniebieskimi oczami – nie wiedziałem, że będziesz chciała spędzić wakacje w tym samym miejscu co ja i …… - zawiesił na chwilę głos zastanawiając się czy dobrym pomysłem jest wspominanie o Rebece.
- I twojej kochance – dokończyła Livia beznamiętnym głosem.
- Gdybym wiedział, to uwierz mi nie przyjechałbym tu – wyjaśnił patrząc na nią ze skruchą.
- Mogłeś się tego spodziewać po tym jak powiedziałam, że to jedno w moich marzeń, których nie chciałeś realizować ze mną, a z kochanką owszem – dodała ze łzami w oczach.
- Liv…proszę cię….. – wyciągnął do niej dłoń, ale odsunęła się gwałtownie unosząc ręce do góry i patrząc na niego z bólem w oczach – powinniśmy porozmawiać – Livia spojrzała mu w oczy.
- O czym chcesz rozmawiać? – zapytała powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
- O naszym małżeństwie. Jesteśmy sobie to winni. Ja jestem ci winny przynajmniej jakieś wyjaśnienie – powiedział i uważnie patrzył jej w oczy. Każda kobieta na jej miejscu posłałaby Marcosa do diabła. Ale Livia jak zwykle robi wszystko na opak. Taka już była i to niestety obracało się często przeciwko niej. Livia przeczesała włosy palcami i spojrzała na męża.
- W porządku. Dzisiaj wieczorem w restauracji na dole – rzuciła. Marcos skinał głową.
- Będę czekał o dwudziestej – powiedział. Livia bez słowa minęła go po czym skierowała się do windy. Czym prędzej wjechała na piętro i wpadła do pokoju niczym burza. Dopiero teraz pozwoliła sobie na płacz. Oparła się plecami o ścianę i opadła na podłogę ukrywając twarz w dłoniach.

***
Jose siedział na stołku barowym i bawił się kapslem od butelki z lemoniadą, którą podał mu barman. Wtedy obok niego usiadła Rebeca. Wytarła mokre od łez policzki i zwróciła się do barmana.
- Poproszę Martini – rzuciła.
- Już się robi – odezwał się barman i zajął się przygotowywaniem drinka. Rebeca przeczesała włosy palcami a samotna łza spłynęła jej po policzku.
- Wszystko w porządku? – zapytał Jose. Rebeca spojrzała na niego nieufnie, ale kiedy napotkała jego szczerze zatroskane spojrzenie skinęła jedynie głową – żaden facet nie jest wart tego żeby przez niego płakać – powiedział wlepiając spojrzenie w butelkę. Kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi spojrzał na nią – mówię poważnie – dodał i mrugnął do niej uśmiechając się przyjaźnie. Dziewczyna również się uśmiechnęła.
- Pani Martini – odezwał się barman i postawił szklaneczkę przed kobietą. Jose upił łyk lemoniady i mimowolnie zerknął za siebie na rozmawiających Livię i Marcosa. Zacisnął szczęki, ale pokręcił głową. Nie powinien tak reagować. Nie miał prawa niczego oczekiwać od Livii. A mimo to paliła go złość kiedy widział jak przez tego faceta cierpią kobiety.
- Jesteś przyjacielem żony Marcosa – bardziej stwierdziła niż zapytała i spojrzała mu w oczy. Jose zaśmiał się z goryczą.
- Można tak to ująć – odparł – nie spotykamy się, jeśli o to ci chodzi – dodał jeszcze. Rebeca skinęła bez słowa głową.
- Gdybym widziała, że ona tu będzie na pewno nie zgodziłabym się na to, żeby tu przyjechać – warknęła wściekła i upiła łyk drinka. Jose nie odezwał się słowem – najgorsze jest to, że gapił się na nią jakby była zrobiona ze złota, a teraz poleciał za nią z wywieszonym językiem - powiedziała i zasłoniła oczy dłonią. Jose dostrzegł jak łzy spływają jej po policzku.
- Muszą sobie wiele rzeczy wyjaśnić – powiedział chcąc trochę ją uspokoić, ale chyba sam nie wierzył w to co mówił.
- Ja nie chce go stracić – powiedziała patrząc mu w oczy – kocham go. Po raz pierwszy kogoś kocham tak jak jego – dodała zrozpaczonym głosem. Jose zaklął w duchu. Po tych słowach nie miał sumienia by skrzywdzić tę kobietę. Chciał zarobić, ale to nie oznacza, że jest draniem. Nie potrafił sprawić żadnej kobiecie cierpienia i bólu. Nie zamierzał teraz łamać tych zasad. Dopił do końca lemoniadę i zsunął się ze stołka. Rzucił na blat kilka banknotów i spojrzał dziewczynie w oczy.
- Jeśli cię kocha, to go nie stracisz – powiedział po czym ruszył do hotelu nie czekając na jej odpowiedź. Od samego początku czuł, że ten wyjazd i plan wcale się nie uda. Teraz miał ku temu pewność. Tylko co dalej?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:36:14 27-07-12    Temat postu:

Ja chcę! Nie ma innej opcji I niechże oni w końcu przejrzą na oczy! To znaczy może nawet już przejrzeli, a przynajmniej Jose, ale żadne z nich się nie chce się przyznać temu drugiemu, że mu zależy Marcos wydaje się całkiem sympatrzyczny, ale skoro kocha Rebecę, to Livia powinna w końcu odpuścić. Przecież nie można nikogo zmusic do miłości, a ona ma pod ręką takie ciacho, księcia z bajki, którego każda z nas chciałaby spotkać na swojej drodze. Oby w porę się "obudzili" bo ja tu liczę na happy end ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:44:57 30-07-12    Temat postu:

Dziękuję za komentarz Aguś
Szczerze mówiąc głęboko się zastanawiałam nad zawieszeniem tego opowiadania, ale chyba jednak pociągnę to w końcu do końca. Tym bardziej, że nie planowałam z tego robić tasiemca U mnie to i tak normalne
Także postaram się doprowadzić to opowiadanie do "szczęśliwego" zakończenia ( przynajmniej dla mnie )
A teraz zapraszam na kolejny odcinek

ODCINEK 17

Zapinając guziki przy mankietach Jose wyszedł na taras. Słońce schodziło już ku zachodowi, a niebo mieniło się wszystkim barwami zaczynając od niebieskiego, przez zielony, pomarańcz, żółty i różowy. Chyba tą różnorodność Jose lubił najbardziej. Odetchnął głęboko i oparł się dłońmi o balustradę. Livia od godziny siedziała w sypialni szykując się na spotkanie z mężem. Kiedy dowiedział się o tym po powrocie do pokoju coś niespodziewanie zakuło go w sercu. Zignorował to jednak, bo wiedział, że tak będzie lepiej dla niego i dla Livii. Nie chciał komplikować i tak już skomplikowanej sytuacji. Pokręcił głową i przetarł dłonią oczy. Musiał stąd wyjść i odetchnąć. Nie chciał siedzieć w hotelowym pokoju kiedy Livia będzie jadła kolację z mężem. Nie wiedział czemu ale ten fakt wkurzał go bardziej niż by sobie tego życzył. Zmiął w ustach przekleństwo i w tym samym momencie usłyszał jak na balkon wchodzi Livia. Jej obcasy stukały w posadzkę, a perfumy roztaczały wokół jej ciała delikatną chmurkę. Kiedy bez słowa stanęła obok niego zerknął na jej profil.
- Jak się czujesz? – zapytał cicho. Livia zaśmiała się pod nosem, nie zdając sobie sprawy jak histerycznie to zabrzmiało.
- Powinnam być chyba zadowolona. W końcu po to tu przyjechałam, prawda? – zapytała i spojrzała mu w oczy. Jose jednak nie odezwał się słowem tylko przeniósł wzrok na horyzont.
- Mogę tylko życzyć ci powodzenia – odparł i uśmiechnął się do niej łagodnie. Livia założyła nieśmiało włosy za ucho i przełknęła głośno ślinę.
- Jose…… to nad basenem – zaczęła, ale pokręcił głową przerywając jej.
- Wywiązałem się ze swojego zadania – powiedział poważnie, patrząc jednocześnie jej w oczy. Dziewczyna poczuła jak coś mocno zakuło ją w sercu, a żołądek skurczył się tak bardzo, że nie wiedziała czy będzie w stanie przełknąć cokolwiek. Nie rozumiała swojej reakcji i co więcej wcale jej się to nie podobało. Skinęła głową i wysiliła się na uśmiech.
- Dziękuję – powiedziała tylko. Jose spojrzał jej głęboko w oczy i otaksował ją wzrokiem w ten charakterystyczny sposób.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział z uznaniem i całkowicie szczerze. Livia uśmiechnęła się szeroko zadowolona z tego, że Jose zauważył – przejdę się na spacer – poinformował ją po czym ruszył kierunku drzwi chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od Livii i tego hotelu. Gdyby stał tam choć chwilę dłużej popełnił by znów ten sam błąd co nad basenem. Czuł nieodpartą ochotę by ją pocałować. Najgorsze jednak było to, że jego silna wola zdawała się całkowicie nie współgrać z nim samym. Zmiął przekleństwo i zjechał windą do holu głównego. Rozejrzał się dookoła po czym ruszył w kierunku wyjścia. Kiedy znalazł się na zewnątrz odetchnął głęboko zastanawiając się co ze sobą począć. Znał to miasto jak własną kieszeń, ale nie widział dla siebie odpowiedniego miejsca. pokręcił głową i potarł czoło. Cała ta sytuacja w jakiej się znalazł okazała się być całkowicie beznadziejna, a on sam nie wiedział co właściwie powinien dalej zrobić z tym wyjazdem. Gdyby miał choć trochę rozumu spakowałby się i wyjechał stąd czym prędzej, zanim stanie się coś czego będzie bardzo żałował. Westchnął. Wtedy usłyszał kobiecy szloch. Zmarszczył brwi i odwrócił się starając się zlokalizować źródło. Dopiero teraz dostrzegł, że pod filarem stoi nie kto inny jak Rebeca. Po raz kolejny tego wieczora płakała i domyślał się, że przyczyną tego był Marcos. Podszedł do dziewczyny i oparł się ramieniem o drugi filar. Rebeca szybko otarła mokre od łez policzki i zerknęła na niego niepewnie.
- Domyślam się, że nie masz żadnych konkretnych planów na ten wieczór – stwierdził i uśmiechnął się do niej serdecznie – co powiesz na wspólny wypad do jakiegoś baru? – zaproponował. Rebeca uśmiechnęła się blado i skinęła głową – no to zapraszam – odparł przyjaźnie i wskazał ruchem głowy w stronę centrum miasta. Rebeca bez słowa ruszyła razem z Jose, całkowicie zdając się na jego intuicję.

***
- Smakuje ci Oti? – spytał Diego upijając łyk czarnej mocnej kawy. Chłopiec uśmiechnął się szeroko i spojrzał mu w oczu.
- To chyba najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadłem – powiedział z uznaniem i wrócił do pałaszowania zawartości szklanego pucharka. Diego uniósł wzrok i mrugnął do siedzącej naprzeciwko Diany. Kobieta uśmiechnęła się do niego i bezgłosie powiedziała „dziękuję”. Diego cieszył się za każdym razem kiedy mógł spędzić czas zarówno z Dianą jak i jej synem. Nawet jeśli się tego nie spodziewał zakochał się bez pamięci w tej kobiecie i już nie potrafił sobie wyobrazić dni, w których brakowało by jej uśmiechu, spojrzenie czy zapachu. Nie wyobrażał sobie dnia bez usłyszenia jej ciepłego głosu i planowania kolejnego spotkania. Może zachowywał się jak młodzik, który zakochał się po raz pierwszy, ale nie potrafił inaczej. Nigdy jeszcze nie czuł się taki szczęśliwy i fakt, że znał Dianę tak krótko wcale mu nie przeszkadzała. Wiedział co do niej czuł i był tego pewien. Miał tylko nadzieję, że Diana choć w trochę odwzajemnia jego uczucia. Nie pytał jej o to wprost, bo nie chciał jej naciskać. Widział tylko w jej oczach radość kiedy się spotykali. Czuł jak jej ciało reaguje kiedy ją całował. Miał tylko tyle i na razie musiało mu to wystarczyć.
- Jesteś gdzieś daleko Diego – powiedziała Diana i spojrzała mu w oczy ujmując jego dłoń w swoją. Lekarz spojrzał na ich splecione ręce i uśmiechnął się delikatnie.
- Jestem tutaj z wami – odparł i uniósł wzrok – jestem tylko trochę zmęczony, ostatnio dużo pracowałem – przyznał. Diana uważnie mu się przyjrzała.
- Nie musiałeś nas tu dzisiaj zapraszać Diego. Powinieneś odpoczywać, a nie siedzieć tu z nami, zrozumiałabym i jakoś wytłumaczyła to Otiemu – dodała ciszej zerkając na syna. Chłopiec zjadł właśnie lody do końca i spojrzał na mamę.
- Mamo? Czy mogę iść obejrzeć rybki? – zapytał z nadzieją wskazując za siebie na ogromne akwarium, które zdobiło tutejszą kawiarnię. Diana uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Możesz kochanie, tylko nie oddalaj się i bądź grzeczny – poprosiła. Chłopiec uśmiechnął się i wsunął się z krzesła.
- Dobrze – rzucił przez ramię po czym szybko podszedł do akwarium. Diego ujął policzek Diany w dłoń i spojrzał jej w oczy.
- Chciałem tu z wami przyjść – powiedział szczerze – naprawdę przyjemniejsze jest dla mnie siedzenie z wami w kawiarni, nawet jeśli jestem wykończony, niż samotne odpoczywanie w pustym domu – dodał i pochylił się by złożyć na ustach Diany słodki pocałunek. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Czy masz pojęcie co ty zrobiłeś z moim życiem? – zapytała a jej oczy zaszkliły się od łez – nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak wspaniale i spokojnie – westchnęła.
- Skarbie zasługujesz na to i na jeszcze więcej – powiedział Diego i kciukiem pogładził delikatną skórę jej twarzy – chciałbym ci dać wszystko to co mogę ci ofiarować. Chce sprawić byś była szczęśliwa. Wtedy i ja będę. Tylko to w tej chwili się dla mnie liczy – uniósł jej dłoń i ucałował palce.
- Nie wiesz ile to dla mnie znaczy – wyznała a samotna łza spłynęła jej po policzku. Diego otarł ją delikatnie i uśmiechnął się.
- Wiem – powiedział i pogładził ją po policzku. Diana przygryzła dolną wargę i nieśmiało spojrzała mu w oczy.
- Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór? – zapytała uśmiechając się tajemniczo.
- To zależy – odparł zmysłowym tonem i spojrzał jej głęboko w oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się kusząco i założyła włosy za ucho.
- Oti jutro będzie nocował u swojego przyjaciela. Obiecałam mu to już jakiś czas temu, więc będę miała wolny cały wieczór i pomyślałam – zawiesiła na moment głos.
- Skoro tak, to zapraszam cie na kolację do mnie – zaproponował Diego – kończę dyżur jutro o czternastej a pojutrze mam wolne. A poza tym musisz spróbować mojej specjalności – dodał triumfalnym tonem.
- To ty gotujesz? – zapytała zaskoczona, ale jednocześnie zaciekawiona.
- Nie zdarza mi się to zbyt często, ale nie jestem w tym najgorszy – stwierdził – na pewno nie ucierpi na tym twoje zdrowie – zaśmiał się widząc jej rozbawioną minę. Diana pokręciła głową i pocałował go szybko w usta.
- Bardzo chętnie przyjdę – powiedziała. W tej samej chwili rozległ się dzwonek telefonu Diany. Dziewczyna spojrzała na Diego ze skruchą.
- Przepraszam – wyszeptała i sięgnęła do torebki po komórkę. Zerknęła na wyświetlacz i zmarszczyła brwi – muszę odebrać – powiedziała nieobecnym tonem i przeczesała włosy palcami. Diego od razu zorientował się, że coś jest nie w porządku, ale zanim zdążył zapytać Diana wstała i wyszła z kawiarni. Przez chwilę przyglądał jej się jak prowadzi z kimś ożywioną rozmowę. Był pewien, że się z kimś kłóci. Zakryła dłonią usta i pokręciła głową. Kiedy napotkała jego zatroskane spojrzenie odwróciła wzrok i starała się nie pokazać jaka jest zdenerwowana.
- Gdzie mama? – Diego oderwał wzrok od okna i spojrzał na Otiego, który zajmował właśnie krzesło obok lekarza.
- Musiała odebrać jakiś ważny telefon. Zaraz wróci – uśmiechnął się i upił łyk kawy. Przelotnie znów zerknął na stojącą na chodniku Dianę. Stała odwrócona do niego plecami, ale wiedział, że rozmowa, którą prowadzi wcale nie należy do przyjemnych.
- Jak myślisz kiedy będziesz mógł zdjąć mi ten gips? – zapytał chłopiec i oparł głowę na dłoni wpatrując się w lekarza. Diego uśmiechnął się.
- Złamanie nie było bardzo poważne, a ty masz młode kości, więc myślę, że za tydzień będziemy mogli o tym pomyśleć – odparł. Chłopiec skinął głową i westchnął.
- Jakoś wytrzymam – odpowiedział udając znudzenie. Diego widząc to roześmiał się serdecznie na co Octavio również odpowiedział uśmiechem – lubisz moją mamę, prawda? – zapytał niespodziewanie patrząc Diego prosto w oczy. Mężczyzna odchrząknął i starał się ukryć uśmiech kiedy poczuł się jak na przesłuchaniu u ojca swojej dziewczyny.
- Prawda Oti. Bardzo lubię twoją mamę – powiedział szczerze. Chłopiec przygryzł policzek od środka.
- To dlatego, że jest ładna? – zapytał. Diego uśmiechnął się.
- To prawda, że twoja mama jest ładna, ale lubię ją dlatego, że jest też mądra, ciepła i troskliwa – powiedział i spojrzał na chłopca z ojcowską czułością.
- Ożenisz się z nią? – doktor po raz pierwszy nie wiedział co właściwie ma powiedzieć. Spuścił wzrok i potarł kark.
- A chciałbyś? – zapytał niepewnie. Chłopiec zastanowił się przez chwilę po czym energicznie skinął głową.
- Tak. Mama często się ostatnio uśmiecha, kiedy jesteś z nami – powiedział szczerze – jest zadowolona, a poza tym dłużej stoi przed lustrem - zaśmiał się. Diego zmierzwił mu włosy w czułym geście.
- Mogę ci obiecać, że zrobię wszystko by twoja mama dalej się tak uśmiechała – powiedział Diego. Octavio spojrzał mu w oczy i skinął głową na zgodę. W tej samej chwili do ich stolika podeszła Diana. Sięgnęła po torebkę i schowała telefon do środka.
- Czas na nas – rzuciła i spojrzała na syna – musisz się przygotować do Eddy’ego – zwróciła się do Otiego wysilając się na uśmiech. Chłopiec zsunął się z krzesła posłusznie i ruszył do wyjścia.
- Zaczekam na ciebie mamo przy wejściu – powiedział i spojrzał na Diego – do widzenia – uśmiechnął się. Diego w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął. Kiedy Octavio oddalił się od nich na niewielką odległość Diego wstał i podszedł do Diany, która stała przy stoliku ze spuszczonym wzrokiem.
- Wszystko w porządku? – zapytał, a kiedy skinęła głową nawet na niego nie patrząc, ujął ją pod brodę i uniósł ku sobie – Diana to przez ten telefon? – ponaglił.
- Nie, naprawdę wszystko w porządku. To tylko koleżanka z pracy – skłamała i jakby chcąć dodać sobie odwagi uśmiechnęła się do niego niewyraźnie – muszę już iść, a ty odpocznij proszę. Zadzwonię do ciebie.
- Mam nadzieję, że nasze jutrzejsze spotkanie jest aktualne – odezwał się niepewnie Diego. Diana spojrzała mu w oczy. Były inne niż kilka minut temu, ale nie miał zamiaru naciskać na to by powiedziała mu prawdę.
- Oczywiście, że tak. Nie martw się – odparła i cmoknęła go w policzek – kiedy chciała odejść Diego ujął jej dłoń zatrzymując ją jeszcze na moment. Pogładził kciukiem wrażliwą skórę nadgarstka i po chwili spojrzał jej w oczy.
- Nie oszukuj mnie proszę – powiedział błagalnym głosem – jeśli nie chcesz mi czegoś powiedzieć, nie mów, ale proszę nie oszukuj mnie, dobrze? – Diana nie odezwała się słowem i jedynie skinęła głową. Mężczyzna westchnął i pocałował ją w czoło – do zobaczenia jutro – rzucił jeszcze. Dziewczyna ostatni raz spojrzała mu w oczy po czym wyszła z kawiarni zostawiając go samego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 8 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin