|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:48:29 30-07-12 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za komentarz Aguś
Szczerze mówiąc głęboko się zastanawiałam nad zawieszeniem tego opowiadania, ale chyba jednak pociągnę to w końcu do końca. Tym bardziej, że nie planowałam z tego robić tasiemca U mnie to i tak normalne
Także postaram się doprowadzić to opowiadanie do "szczęśliwego" zakończenia ( przynajmniej dla mnie )
A teraz zapraszam na kolejny odcinek
ODCINEK 17
Zapinając guziki przy mankietach Jose wyszedł na taras. Słońce schodziło już ku zachodowi, a niebo mieniło się wszystkim barwami zaczynając od niebieskiego, przez zielony, pomarańcz, żółty i różowy. Chyba tą różnorodność Jose lubił najbardziej. Odetchnął głęboko i oparł się dłońmi o balustradę. Livia od godziny siedziała w sypialni szykując się na spotkanie z mężem. Kiedy dowiedział się o tym po powrocie do pokoju coś niespodziewanie zakuło go w sercu. Zignorował to jednak, bo wiedział, że tak będzie lepiej dla niego i dla Livii. Nie chciał komplikować i tak już skomplikowanej sytuacji. Pokręcił głową i przetarł dłonią oczy. Musiał stąd wyjść i odetchnąć. Nie chciał siedzieć w hotelowym pokoju kiedy Livia będzie jadła kolację z mężem. Nie wiedział czemu ale ten fakt wkurzał go bardziej niż by sobie tego życzył. Zmiął w ustach przekleństwo i w tym samym momencie usłyszał jak na balkon wchodzi Livia. Jej obcasy stukały w posadzkę, a perfumy roztaczały wokół jej ciała delikatną chmurkę. Kiedy bez słowa stanęła obok niego zerknął na jej profil.
- Jak się czujesz? – zapytał cicho. Livia zaśmiała się pod nosem, nie zdając sobie sprawy jak histerycznie to zabrzmiało.
- Powinnam być chyba zadowolona. W końcu po to tu przyjechałam, prawda? – zapytała i spojrzała mu w oczy. Jose jednak nie odezwał się słowem tylko przeniósł wzrok na horyzont.
- Mogę tylko życzyć ci powodzenia – odparł i uśmiechnął się do niej łagodnie. Livia założyła nieśmiało włosy za ucho i przełknęła głośno ślinę.
- Jose…… to nad basenem – zaczęła, ale pokręcił głową przerywając jej.
- Wywiązałem się ze swojego zadania – powiedział poważnie, patrząc jednocześnie jej w oczy. Dziewczyna poczuła jak coś mocno zakuło ją w sercu, a żołądek skurczył się tak bardzo, że nie wiedziała czy będzie w stanie przełknąć cokolwiek. Nie rozumiała swojej reakcji i co więcej wcale jej się to nie podobało. Skinęła głową i wysiliła się na uśmiech.
- Dziękuję – powiedziała tylko. Jose spojrzał jej głęboko w oczy i otaksował ją wzrokiem w ten charakterystyczny sposób.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział z uznaniem i całkowicie szczerze. Livia uśmiechnęła się szeroko zadowolona z tego, że Jose zauważył – przejdę się na spacer – poinformował ją po czym ruszył kierunku drzwi chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od Livii i tego hotelu. Gdyby stał tam choć chwilę dłużej popełnił by znów ten sam błąd co nad basenem. Czuł nieodpartą ochotę by ją pocałować. Najgorsze jednak było to, że jego silna wola zdawała się całkowicie nie współgrać z nim samym. Zmiął przekleństwo i zjechał windą do holu głównego. Rozejrzał się dookoła po czym ruszył w kierunku wyjścia. Kiedy znalazł się na zewnątrz odetchnął głęboko zastanawiając się co ze sobą począć. Znał to miasto jak własną kieszeń, ale nie widział dla siebie odpowiedniego miejsca. pokręcił głową i potarł czoło. Cała ta sytuacja w jakiej się znalazł okazała się być całkowicie beznadziejna, a on sam nie wiedział co właściwie powinien dalej zrobić z tym wyjazdem. Gdyby miał choć trochę rozumu spakowałby się i wyjechał stąd czym prędzej, zanim stanie się coś czego będzie bardzo żałował. Westchnął. Wtedy usłyszał kobiecy szloch. Zmarszczył brwi i odwrócił się starając się zlokalizować źródło. Dopiero teraz dostrzegł, że pod filarem stoi nie kto inny jak Rebeca. Po raz kolejny tego wieczora płakała i domyślał się, że przyczyną tego był Marcos. Podszedł do dziewczyny i oparł się ramieniem o drugi filar. Rebeca szybko otarła mokre od łez policzki i zerknęła na niego niepewnie.
- Domyślam się, że nie masz żadnych konkretnych planów na ten wieczór – stwierdził i uśmiechnął się do niej serdecznie – co powiesz na wspólny wypad do jakiegoś baru? – zaproponował. Rebeca uśmiechnęła się blado i skinęła głową – no to zapraszam – odparł przyjaźnie i wskazał ruchem głowy w stronę centrum miasta. Rebeca bez słowa ruszyła razem z Jose, całkowicie zdając się na jego intuicję.
***
- Smakuje ci Oti? – spytał Diego upijając łyk czarnej mocnej kawy. Chłopiec uśmiechnął się szeroko i spojrzał mu w oczu.
- To chyba najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadłem – powiedział z uznaniem i wrócił do pałaszowania zawartości szklanego pucharka. Diego uniósł wzrok i mrugnął do siedzącej naprzeciwko Diany. Kobieta uśmiechnęła się do niego i bezgłosie powiedziała „dziękuję”. Diego cieszył się za każdym razem kiedy mógł spędzić czas zarówno z Dianą jak i jej synem. Nawet jeśli się tego nie spodziewał zakochał się bez pamięci w tej kobiecie i już nie potrafił sobie wyobrazić dni, w których brakowało by jej uśmiechu, spojrzenie czy zapachu. Nie wyobrażał sobie dnia bez usłyszenia jej ciepłego głosu i planowania kolejnego spotkania. Może zachowywał się jak młodzik, który zakochał się po raz pierwszy, ale nie potrafił inaczej. Nigdy jeszcze nie czuł się taki szczęśliwy i fakt, że znał Dianę tak krótko wcale mu nie przeszkadzała. Wiedział co do niej czuł i był tego pewien. Miał tylko nadzieję, że Diana choć w trochę odwzajemnia jego uczucia. Nie pytał jej o to wprost, bo nie chciał jej naciskać. Widział tylko w jej oczach radość kiedy się spotykali. Czuł jak jej ciało reaguje kiedy ją całował. Miał tylko tyle i na razie musiało mu to wystarczyć.
- Jesteś gdzieś daleko Diego – powiedziała Diana i spojrzała mu w oczy ujmując jego dłoń w swoją. Lekarz spojrzał na ich splecione ręce i uśmiechnął się delikatnie.
- Jestem tutaj z wami – odparł i uniósł wzrok – jestem tylko trochę zmęczony, ostatnio dużo pracowałem – przyznał. Diana uważnie mu się przyjrzała.
- Nie musiałeś nas tu dzisiaj zapraszać Diego. Powinieneś odpoczywać, a nie siedzieć tu z nami, zrozumiałabym i jakoś wytłumaczyła to Otiemu – dodała ciszej zerkając na syna. Chłopiec zjadł właśnie lody do końca i spojrzał na mamę.
- Mamo? Czy mogę iść obejrzeć rybki? – zapytał z nadzieją wskazując za siebie na ogromne akwarium, które zdobiło tutejszą kawiarnię. Diana uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Możesz kochanie, tylko nie oddalaj się i bądź grzeczny – poprosiła. Chłopiec uśmiechnął się i wsunął się z krzesła.
- Dobrze – rzucił przez ramię po czym szybko podszedł do akwarium. Diego ujął policzek Diany w dłoń i spojrzał jej w oczy.
- Chciałem tu z wami przyjść – powiedział szczerze – naprawdę przyjemniejsze jest dla mnie siedzenie z wami w kawiarni, nawet jeśli jestem wykończony, niż samotne odpoczywanie w pustym domu – dodał i pochylił się by złożyć na ustach Diany słodki pocałunek. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Czy masz pojęcie co ty zrobiłeś z moim życiem? – zapytała a jej oczy zaszkliły się od łez – nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak wspaniale i spokojnie – westchnęła.
- Skarbie zasługujesz na to i na jeszcze więcej – powiedział Diego i kciukiem pogładził delikatną skórę jej twarzy – chciałbym ci dać wszystko to co mogę ci ofiarować. Chce sprawić byś była szczęśliwa. Wtedy i ja będę. Tylko to w tej chwili się dla mnie liczy – uniósł jej dłoń i ucałował palce.
- Nie wiesz ile to dla mnie znaczy – wyznała a samotna łza spłynęła jej po policzku. Diego otarł ją delikatnie i uśmiechnął się.
- Wiem – powiedział i pogładził ją po policzku. Diana przygryzła dolną wargę i nieśmiało spojrzała mu w oczy.
- Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór? – zapytała uśmiechając się tajemniczo.
- To zależy – odparł zmysłowym tonem i spojrzał jej głęboko w oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się kusząco i założyła włosy za ucho.
- Oti jutro będzie nocował u swojego przyjaciela. Obiecałam mu to już jakiś czas temu, więc będę miała wolny cały wieczór i pomyślałam – zawiesiła na moment głos.
- Skoro tak, to zapraszam cie na kolację do mnie – zaproponował Diego – kończę dyżur jutro o czternastej a pojutrze mam wolne. A poza tym musisz spróbować mojej specjalności – dodał triumfalnym tonem.
- To ty gotujesz? – zapytała zaskoczona, ale jednocześnie zaciekawiona.
- Nie zdarza mi się to zbyt często, ale nie jestem w tym najgorszy – stwierdził – na pewno nie ucierpi na tym twoje zdrowie – zaśmiał się widząc jej rozbawioną minę. Diana pokręciła głową i pocałował go szybko w usta.
- Bardzo chętnie przyjdę – powiedziała. W tej samej chwili rozległ się dzwonek telefonu Diany. Dziewczyna spojrzała na Diego ze skruchą.
- Przepraszam – wyszeptała i sięgnęła do torebki po komórkę. Zerknęła na wyświetlacz i zmarszczyła brwi – muszę odebrać – powiedziała nieobecnym tonem i przeczesała włosy palcami. Diego od razu zorientował się, że coś jest nie w porządku, ale zanim zdążył zapytać Diana wstała i wyszła z kawiarni. Przez chwilę przyglądał jej się jak prowadzi z kimś ożywioną rozmowę. Był pewien, że się z kimś kłóci. Zakryła dłonią usta i pokręciła głową. Kiedy napotkała jego zatroskane spojrzenie odwróciła wzrok i starała się nie pokazać jaka jest zdenerwowana.
- Gdzie mama? – Diego oderwał wzrok od okna i spojrzał na Otiego, który zajmował właśnie krzesło obok lekarza.
- Musiała odebrać jakiś ważny telefon. Zaraz wróci – uśmiechnął się i upił łyk kawy. Przelotnie znów zerknął na stojącą na chodniku Dianę. Stała odwrócona do niego plecami, ale wiedział, że rozmowa, którą prowadzi wcale nie należy do przyjemnych.
- Jak myślisz kiedy będziesz mógł zdjąć mi ten gips? – zapytał chłopiec i oparł głowę na dłoni wpatrując się w lekarza. Diego uśmiechnął się.
- Złamanie nie było bardzo poważne, a ty masz młode kości, więc myślę, że za tydzień będziemy mogli o tym pomyśleć – odparł. Chłopiec skinął głową i westchnął.
- Jakoś wytrzymam – odpowiedział udając znudzenie. Diego widząc to roześmiał się serdecznie na co Octavio również odpowiedział uśmiechem – lubisz moją mamę, prawda? – zapytał niespodziewanie patrząc Diego prosto w oczy. Mężczyzna odchrząknął i starał się ukryć uśmiech kiedy poczuł się jak na przesłuchaniu u ojca swojej dziewczyny.
- Prawda Oti. Bardzo lubię twoją mamę – powiedział szczerze. Chłopiec przygryzł policzek od środka.
- To dlatego, że jest ładna? – zapytał. Diego uśmiechnął się.
- To prawda, że twoja mama jest ładna, ale lubię ją dlatego, że jest też mądra, ciepła i troskliwa – powiedział i spojrzał na chłopca z ojcowską czułością.
- Ożenisz się z nią? – doktor po raz pierwszy nie wiedział co właściwie ma powiedzieć. Spuścił wzrok i potarł kark.
- A chciałbyś? – zapytał niepewnie. Chłopiec zastanowił się przez chwilę po czym energicznie skinął głową.
- Tak. Mama często się ostatnio uśmiecha, kiedy jesteś z nami – powiedział szczerze – jest zadowolona, a poza tym dłużej stoi przed lustrem - zaśmiał się. Diego zmierzwił mu włosy w czułym geście.
- Mogę ci obiecać, że zrobię wszystko by twoja mama dalej się tak uśmiechała – powiedział Diego. Octavio spojrzał mu w oczy i skinął głową na zgodę. W tej samej chwili do ich stolika podeszła Diana. Sięgnęła po torebkę i schowała telefon do środka.
- Czas na nas – rzuciła i spojrzała na syna – musisz się przygotować do Eddy’ego – zwróciła się do Otiego wysilając się na uśmiech. Chłopiec zsunął się z krzesła posłusznie i ruszył do wyjścia.
- Zaczekam na ciebie mamo przy wejściu – powiedział i spojrzał na Diego – do widzenia – uśmiechnął się. Diego w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął. Kiedy Octavio oddalił się od nich na niewielką odległość Diego wstał i podszedł do Diany, która stała przy stoliku ze spuszczonym wzrokiem.
- Wszystko w porządku? – zapytał, a kiedy skinęła głową nawet na niego nie patrząc, ujął ją pod brodę i uniósł ku sobie – Diana to przez ten telefon? – ponaglił.
- Nie, naprawdę wszystko w porządku. To tylko koleżanka z pracy – skłamała i jakby chcąć dodać sobie odwagi uśmiechnęła się do niego niewyraźnie – muszę już iść, a ty odpocznij proszę. Zadzwonię do ciebie.
- Mam nadzieję, że nasze jutrzejsze spotkanie jest aktualne – odezwał się niepewnie Diego. Diana spojrzała mu w oczy. Były inne niż kilka minut temu, ale nie miał zamiaru naciskać na to by powiedziała mu prawdę.
- Oczywiście, że tak. Nie martw się – odparła i cmoknęła go w policzek – kiedy chciała odejść Diego ujął jej dłoń zatrzymując ją jeszcze na moment. Pogładził kciukiem wrażliwą skórę nadgarstka i po chwili spojrzał jej w oczy.
- Nie oszukuj mnie proszę – powiedział błagalnym głosem – jeśli nie chcesz mi czegoś powiedzieć, nie mów, ale proszę nie oszukuj mnie, dobrze? – Diana nie odezwała się słowem i jedynie skinęła głową. Mężczyzna westchnął i pocałował ją w czoło – do zobaczenia jutro – rzucił jeszcze. Dziewczyna ostatni raz spojrzała mu w oczy po czym wyszła z kawiarni zostawiając go samego. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:24:47 30-07-12 Temat postu: |
|
|
Nie ma za co, kochana, sama przyjemność czytać Twoje historie
Ja nie wiem, ale przez chwilę w mojej głowie pojawiła się niemądra myśl, że chcesz tu zeswatać Jose i Rebecę, a to mi się nie podoba ani trochę, dlatego równie szybko jak to wymyśliłam, tak jeszcze szybciej odrzuciłam tę myśl
Diana, Diego i Oti Uwielbiam tę trójkę. Martwi mnie bardzo ten telefon Czyżby to ojciec Otiego? Bo chyba nikt inny nie byłby w stanie tak zepsuć Dianie humoru... No nic, czekam na ciąg dalszy, choć pewnie przeczytam go dopiero po urlopie |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:56:28 02-08-12 Temat postu: |
|
|
O jeny, kobieto! Ty mnie chyba kiedyś wykończysz tymi panami idealnymi w swoich opowiadaniach. Najpierw poczytałam o Ray'u, a tutaj bach. Kolejna dawka słodyczy w postaci Jose i Diega. Ten pierwszy brawurowo "odegrał" scenę nad basenem - zwalając jednocześnie samą Livię z nóg. Cóż się jednak dziwić - kto, o zdrowych zmysłach nie uległby takiej perełce?? Nie dość bowiem, że zasługuje na miano chodzącego seksu, to na dodatek jest czułym, troskliwym, wyrozumiałym mężczyzną. Uhh, a sam opis pocałunku w jego wydaniu momentalnie przyprawił mnie o dreszcze A Diego?? Kurczę, prawdziwy anioł. Wniósł szczęście i radość do życia Diany i jej synka. Okazał się być przyjacielem, opiekunem, opoką. Tylko dlaczego, Diana chce to zepsuć, zatajając przed nim prawdę?? Mniemam bowiem, że telefon który otrzymała wykonał jej eks, a jednocześnie ojciec Oti'ego. A to chcąc, nie chąc oznacza komplikacje. Nawiązując zaś na koniec do Livii, powiem tylko, że liczę po cichutku, iż jej kolacja z eks-mężem zakończy się jedną, wielką katastrofą |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:49:58 09-08-12 Temat postu: |
|
|
No co ja właściwie mogę Wam powiedzieć? Szczerze? Nic
Cokolwiek powiek zepsuję całą koncepcję, więc milczę jak grób i po prostu wrzucam kolejny odcinek
Zapraszam
ODCINEK 18
- Cieszę się, że jednak zgodziłaś się na spotkanie ze mną - powiedział Marcos patrząc żonie prosto w oczy. Dziewczyna upiła łyk wina ze swojego kieliszka również patrząc mu w oczy.
- Nie było to dla mnie łatwe – wyznała szczerze, po czym zdjęła serwetkę ze swoich kolan i położyła ją na stoliku.
- Wiem – westchnął Marcos i spuścił wzrok – a dla mnie wcale nie było łatwe opuszczenie cie po tylu wspólnie spędzonych latach – wyznał i uniósł wzrok by spojrzeć jej w oczy. Livia jednak odwróciła głowę.
- A jednak to zrobiłeś – powiedziała cicho z goryczą w głosie – bez słowa wyjaśnienia spakowałeś swoje walizki oznajmiając mi, że zakochałeś się w innej – dodała i spojrzała mu w oczy z bólem – byłam aż tak złą żoną, że nie zasłużyłam na nic więcej? – zapytała a jej oczy zaszkliły się od łez.
- Dlatego jestem tu dzisiaj – odparł – nie chcę, żebyś myślała o sobie w ten sposób. Nie chciałem tego, nie planowałem – powiedział z goryczą i zaczął bawić się kieliszkiem z winem. Livia obserwowała go bez słowa – po prostu się stało. Nie potrafię nawet tego wyjaśnić. Rebeca pojawiła się w moim życiu całkiem niespodziewanie i ……. – zawiesił na chwilkę głos i spojrzał na żonę. Zdawał sobie sprawę jak wiele bólu sprawia jej słuchanie tego typu rzeczy, ale nie wiedział co właściwie mógłby jej powiedzieć. Nie chciał się z nią rozstawać w gniewie – wiem, że bardzo cie skrzywdziłem, ale uwierz mi to ostatnia rzecz jakiej bym dla ciebie pragnął. Nigdy nie będziesz mi obojętna – wyznał szczerze – kochałem cie Liv. Naprawdę. Inaczej bym się z tobą nie ożenił – dodał. Livia pokręciła głową i zaśmiała się histerycznie.
- I z tej miłości odszedłeś do innej? Dlatego, że mnie kochałeś zdradzałeś mnie z nią? – zapytała z goryczą – nie mów takich rzeczy – warknęła i upiła znów łyk wina, nie bardzo wiedząc co zrobić z dłońmi, które zaczęły drżeć.
- Cierpiałabyś bardziej gdybym z tobą został. Nie byłabyś szczęśliwa i w końcu oboje byśmy się znienawidzili. Żylibyśmy obok siebie, a nie razem. Tego chciałem uniknąć, Liv. Zrozum….. ja…… - potarł dłonią czoło. Dopiero teraz Livia dostrzegła zmarszczki pojawiające się przy oczach i bruzdy wokół ust. Wiedziała, że dla Marcosa cała ta sytuacja nie była łatwa. Czuł się winny, ale to nie oznaczało, że ona łatwiej mu wybaczy. Skrzywdził ją tak jak jeszcze nikt na świecie.
- Myślałam, że nasze małżeństwo przetrwa wszystko – zaczęła bawiąc się serwetką – że będziemy razem na dobre i na złe. Stworzymy dom i prawdziwą rodzinę o jakiej oboje marzyliśmy. Wierzyłam w te wszystkie bzdury – powiedział i spojrzała mu w oczy.
- To nie były bzdury Livia. To były nasze wspólne plany.
- Więc co takiego się zmieniło. Co ona ma takiego czego ja nie mam? – zapytała. Marcos milcząc wbił w nią smutne spojrzenie – czego ja jako żona nie mogłam ci dać Marcos? – dodała a samotna łza spłynęła jej po policzku. Marcos zmiął w ustach przekleństwo i odruchowo uniósł dłoń by zetrzeć słoną kroplę z jej twarzy. Livia jednak zrobiła to sama szybkim ruchem ręki. Spuściła wzrok i modliła się by teraz się nie rozpłakać. Nie chciała by jej mąż widział ją w takim stanie. Nie chciała by wiedziała jak mocno to wszystko ją boli.
- Przepraszam – odezwał się po chwili. Wiedział, że nie mógł odpowiedzieć na pytania żony. Nie był draniem. Zdradził żonę, ale to nie oznaczało, że ma ją skrzywdzić jeszcze bardziej mówiąc dlaczego tak bardzo szczęśliwy jest z Rebecą. Livia go kochała i nie zasłużyła na cierpienie. Żałował, że niestety musiał ją zranić. Niespodziewanie Livia odsunęła krzesło i wstała od stołu. Marcos spojrzał na nią niepewnie po czym również wstał.
- Dziękuję za kolację, ale na mnie już czas – odezwała się unikając jednocześnie jego spojrzenia. Chciała się stąd jak najszybciej wydostać, zanim rozpłacze się na dobre. Ruszyła do wyjścia, ale Marcos złapał ją jeszcze za ramię. Uniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.
- Livia….. – wyszeptał. Dziewczyna spuściła głowę i wyswobodziła się z jego uścisku.
- Dobranoc Marcos – rzuciła i wyszła z restauracji.
***
- Dziękuję, że mnie stąd zabrałeś – powiedziała Rebeca kiedy po dwóch godzinach spędzonych w barze wracali do hotelu. Dziewczyna objęła sie ramionami, bo wieczór zrobił się chłodny, bardziej niżby się tego spodziewała. Była tak wściekła na Marcosa, że wybiegła z hotelu tak jak stała i nie zabrała ze sobą nic. Nie miała ani pieniędzy, ani dokumentów, ani swetra. Jose uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chyba oboje potrzebowaliśmy tego wypadu – stwierdził po czym zdjął z ramion skórzaną kurtkę, którą zabrał ze sobą wychodząc z pokoju. Wiedział, że noc będzie chłodniejsza niż wczorajsza. Znał przecież Kubę. Jednym sprawnym ruchem zarzucił kurtkę Rebece na ramiona. Spojrzała mu w oczy z wdzięcznością.
- Ty chyba lubisz kiedy kobieta ci dziękuje – powiedziała Rebeca z rozbawieniem, a chłopak odpowiedział uśmiechem. Nie sądziła, że cokolwiek jest w stanie poprawić jej dzisiaj humor. Gdyby tak nie kochała Marcosa, chętnie poznałaby Jose. Był czarujący, troskliwy, szczery i do tego był przy tym prawdziwym dżentelmenem.
- Cieszę się, że twój humor jest trochę w lepszym stanie niż kiedy stąd wychodziłaś – powiedziała Jose i westchnął wpatrując się przed siebie. Rebeca zerknęła na jego profil niepewnie tego czy powinna o to pytać.
- Długo znasz Livię? – zapytała. Jose pokręcił głową.
- Nie. Nasza znajomość jest raczej…. – zawiesił na moment głos… - specyficzna.
- To znaczy, że nic was nie łączy? – dopytywała. Jose zacisnął szczęki, aż mięsień na policzku zaczął mu drgać.
- Livia raczej nadal kocha swojego męża. Żaden inny mężczyzna nie ma u niej szans – stwierdził szczerze. Wiedział, że te słowa mogą zaboleć Rebecę, ale nie zamierzał niczego przed nią ukrywać. To co w tej chwili powiedział kłóciło się zupełni z tym co miał zrobić. Miał przecież doprowadzić do rozstania Rebeci i Marcosa, ale nie potrafił tego zrobić. Nie teraz kiedy poznał tą dziewczynę i widział jak wielkim uczuciem darzy męża Livii. Może był nielojalny wobec Livii, ale nie mógł postąpić inaczej.
- Zawsze walisz tak prosto z mostu? – zapytała z bólem w głosie.
- Wybacz – odparł skruszony i spojrzał jej w oczy – nie chciałem żebyś poczuła się urażona, ale nie mam zamiaru cie okłamywać tylko po to żebyś poczuła się lepiej. To nie w moim stylu – stwierdził i kopnął kamyk leżący na ulicy.
- Więc znowu muszę ci podziękować – odpowiedziała i uśmiechnęła się nieśmiało.
- To chyba twoja specjalność – powiedział Jose i mrugnął do niej chcąc rozładować nieprzyjemną atmosferę. Otworzył drzwi i wpuścił Rebecę do holu hotelowego. Dziewczyna stanęła przed nim i uśmiechnęła się do niego oddając mu kurtkę.
- Wiem, że Livia nie jest wcale ci obojętna – odezwała się. Jose spojrzał jej w oczy całkiem zaskoczony bezpośredniością dziewczyny – nie zmarnuj tego i nie mówię tego dlatego, że dla mnie samej będzie lepiej jeśli Livia odsunie się od Marcosa – przyznała szczerze – widziałam jak ona zareagowała na twój pocałunek i wiem co mówię, bo sama jestem kobietą – dodała uśmiechając się łagodnie. Jose skinął głową, ale nie powiedział ani słowa. Nie wiedział co właściwie miał by powiedzieć. Bał się przyznać przed samym sobą, że to co powiedziała Rebeca może być prawdą.
- Dobranoc Jose – spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się serdecznie po czym ruszyła w kierunku wind nie czekając na jego odpowiedź. Odprowadził ją wzrokiem i dopiero teraz dostrzegł, że w głębi holu jak wryty stał Marcos. Posłał Jose wściekłe spojrzenie i złapał Rebecę za nadgarstek kiedy dumnym krokiem chciała go wyminąć. Jose nie słyszał o czym mówili. Był jednak pewien, że wymiana zdań nie należy do przyjemnych a Rebecę czekała kolejna kłótnia z ukochanym. Wyrwała mu się, wrzasnęła coś i ruszyła szybkim krokiem do windy. Marcos pokręcił głową po czym pobiegł za nią. Jose widział, że ta dwójka mocno się kocha i zdawał sobie sprawę, że cel jego przyjazdu tutaj przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie, bo on sam nie mógł go wypełnić. Nie wiedział tylko jak ma o tym powiedzieć Livii. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:15:16 09-08-12 Temat postu: |
|
|
Kochana, melduję, że jestem, ale właśnie pakuję się przed powrotem do domu, więc ogarnę ten odcinek i "Gry..." jutro wieczorem, a najdalej w sobotę |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:23:11 11-08-12 Temat postu: |
|
|
Spokojnie nie pali się
Ja również muszę skomentować kolejny odcinek do "The Agents:......" |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:32:57 11-08-12 Temat postu: |
|
|
Jestem i tu
Mam nadzieję, że Livia w końcu przejrzała na oczy i zrozumiała, że nie zatrzyma przy sobie Marcosa. Może nawet uświadomiła sobie, że nie mogłaby zapomnieć i wybaczyć mu tego, co zrobił a przez to nie byłaby w stanie już z nim być? Teraz pytanie co zrobi Jose? Pocieszy ją ją i wyzna jej co czuje? Taką właśnie mam nadzieję |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:16:00 30-08-12 Temat postu: |
|
|
Wow, nie sądziłam, że spotkanie Rebecki i Jose przerodzi się w tak...hmm, przyjazną schadzkę. Ale chcąc, nie chcąc cieszę się z takiego obrotu sprawy. Szczególnie, że nasz drogi bohater nie jest typem człowieka, który ot tak łamie swoje życiowe zasady. Zachował się naprawdę cudownie względem ukochanej Marcosa - otoczył ją troską, zrozumieniem, w efekcie czego plan Livii spalił na panewce. Chociaż, wydaje mi się, że po rozmowie z mężem, Liv odpuści sobie pierwotny zamysł, który przywiódł ją aż na Kubę i nareszcie skupi się na skarbie, jaki ma tuż pod swoim nosem. Przecież Jose, wręcz kipi, by móc wreszcie wyznać jej, co tak naprawdę czuje do jej osoby |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:48:41 02-10-12 Temat postu: |
|
|
Wiem, że dawno nie było tu odcinka, ale jakoś nie mogłam znaleźć weny na to, żeby cokolwiek tu napisać
W każdym razie udało mi się wykrzesać z siebie COŚ....
Mam nadzieję, że mi wybaczycie jeśli nie spełni Waszych oczekiwań
ODCINEK 19
Diana wjechała windą na piętro i rozejrzała się dookoła. Wyjęła z kieszeni płaszcza kartkę na której przed wyjściem zapisała sobie dokładny adres mieszkania Diego. Numer dziesięć. Rozejrzała się ponownie i skręciła w prawo. Obserwując kolejno numery na drzwiach dotarła do tych właściwych. Uśmiechnęła się do siebie i zapukała. Usłyszała hałas uderzających o siebie garnków, a później stłumione przekleństwo. Pokręciła głową z rozbawieniem i w tej samej chwili drzwi się otworzyły a w progu stanął Diego.
- Cześć – przywitał się i wpuścił ją do środka z szerokim uśmiechem.
- Cześć – zsunęła z ramion płaszczyk i powiesiła od razu na wieszaku znajdującym się na ścianie. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć Diego z zaskoczenia mocno ją pocałował. Poczuła jak nogi się pod nią uginają, ale Tapia złapał ją w tali i przytulił do siebie pogłębiając pocałunek.
- Tęskniłem za tobą – wyszeptał w jej usta kiedy się od siebie oderwali.
- Zauważyłam – odparła Diana chichocząc. Pocałował ją w nosek uśmiechając się jedynie – pomóc ci w czymś? – zapytała wchodząc za Diego do salonu i kierując się do kuchni.
- Nie dziękuję, wszystko już gotowe – odparł i postawił na stole głęboką misę ze spaghetti.
- Mmm…….. – rozmarzyła się Diana pochylając się nad stołem – pięknie pachnie.
- A jeszcze lepiej smakuje – wyszeptał jej do ucha Diego. Mrugnął do niej i zniknął w kuchni. Diana zachichotała i rozejrzała się po salonie. Mieszkanie było przestronne i prosto urządzone. Bez zbędnych sprzętów, drobiazgów i mebli. Skórzane kanapy, niewysoka ława, telewizor wiszący na ścianie i otoczony regałami wypełnionymi książkami. Jeśli Diana spodziewała się jedynie medycznych publikacji to bardzo się pomyliła. Przesunęła wzrokiem po tytułach. Kryminały, autobiografie, klasyka literacka a nawet egzemplarze poświęcone sztuce i historii. Uśmiechnęła się do siebie. Wcale ją to nie dziwiło. Diego był dla niej niespodzianką odkąd tylko go poznała i z każdym nowym dniem odkrywała go na nowo. Podobało jej się to. Tak samo jak sam doktor. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk cichej muzyki nastawionej przez Diego. Odwróciła się i napotkała jego intensywne spojrzenie. Podszedł do niej i założył jej włosy za ucho.
- Lepiej się czujesz? – zapytał z troską w głosie.
- Tak. Powinnam cie przeprosić za to w restauracji – przyznała i uniosła wzrok. Diego jednak pokręciła głową i pogładził ją po policzku.
- Nie musisz za nic mnie przepraszać – odparł i uśmiechnął się do niej delikatnie. Chwycił ją za dłoń i splótł w nią palce – zapraszam do stołu. Kolacja stygnie – dodał i poprowadził ją za sobą.
***
- Cieszę się, że zgodziłaś się tu ze mną dzisiaj przyjść – powiedział Jose patrząc przed siebie i wypatrując znanego mu domu Domingo.
- Nie musisz mi dziękować. Z miłą chęcią poznam rodzinę twojego przyjaciela – przyznała i uśmiechnęła się łagodnie patrząc na niego. Jose skinął głową w milczeniu i włożył ręce w kieszenie – Jose….. – przystanęła i chwyciła go za ramię. Odwrócił się w jej stronę i spojrzał w oczy – to, że tu dzisiaj jestem nie jest spowodowane tym, że nie mam co ze sobą zrobić, czy tym, że moja kolacja z mężem się nie udała – powiedziała szczerze – jestem tu, bo z miło spędzam z tobą czas i z przyjemnością zjem kolację z Domingo i jego rodziną. Jestem ich ciekawa i to jest prawdziwy powód dlaczego tu dzisiaj jestem. Nie myśl, proszę inaczej – poprosiła. Jose uśmiechnął się blado.
- Nie myślę Livia – powiedział i uniósł rękę, by odgarnąć jej z twarzy kosmyk włosów rozwiany przez letni wietrzyk.
- To czym się martwisz? – zapytała z troską. Jose odwrócił wzrok i przełknął ślinę.
- Niczym, naprawdę – spojrzał jej w oczy. Co miał właściwie jej powiedzieć? Że pojawiły się nowe okoliczności i on jako jej „pomocnik” nawalił? Że nie jest chyba w stanie wypełnić jej prośby, a tym samym świadomie pozbawić ją szczęścia u boku męża? Nie mógł jej tego powiedzieć. Nie potrafił, przynajmniej jeszcze nie teraz.
- W porządku – westchnęła – chodźmy więc, bo się spóźnimy.
- To tu – Jose wskazał dom ruchem głowy. Livia odwróciła się i uważnie przyjrzała starej kamienicy z czarną kratą, za którą znajdowało się niewielkie patio i wejście do domu. Jose nacisnął dzwonek i niemal w tym samym momencie w drzwiach pojawił się Domingo z uśmiechem na twarzy i z cygarem w zębach.
- Już nie mogliśmy się was doczekać – powiedział Domingo i wyjął z kieszeni pęk kluczy otwierając im furtkę – proszę – zaprosił ich po czym uściskał mocno Livię i Jose – wejdźcie do środka. Sofia skacze w kuchni doglądając wszystkiego – zaśmiał się.
- Nadal tak świetnie gotuje? – zapytał Jose ze śmiechem i przepuścił Livię przodem.
- Sam się przekonasz – mrugnął do niego i zamknął za nimi drzwi. W tej samej chwili niemal jak spod ziemi pojawiła się przy nich krągła kobieta z kruczoczarnymi włosami spiętymi w kok i mocno zarysowanymi czarną kredką ciemne oczy. Livia uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Jose! – kobieta uśmiechnęła się szeroko i od razu uściskała chłopaka – nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu nas odwiedziłeś!
- Ja również się cieszę – odparł i spojrzał na Livię – poznaj proszę moją przyjaciółkę Livię – przedstawił Jose. Sofia spojrzała na nią z uśmiechem na twarzy i uściskała ją serdecznie patrząc jednocześnie na swojego ulubieńca i mrugając do niego porozumiewawczo.
- Miło mi cie poznać, dziecko – powiedziała i pogłaskała ją po policzku w matczynym geście. Widocznie nie potrafiła inaczej biorąc pod uwagę, że wychowała siedmioro dzieci.
- Mnie również – uśmiechnął się.
- Chyba musimy ci podziękować, bo gdyby nie ty i fakt, że Jose ci pomaga, wcale by się tu tak szybko nie pojawił, a ja ostatni i raz widziałam go kilka ładnych lat temu – powiedziała patrząc na chłopka upominająco – kiedy Domingo mi powiedział, że was spotkał, nie mogłam uwierzyć. Cieszyłam się, że od razu zaprosił was na kolację. Wchodźcie proszę, a ja sprawdzę co z pieczenią.
- Pięknie pachnie – zauważyła Livia, co nie umknęło uwadze Sofii. Uśmiechnęła się dumna z siebie.
- Dziękuję kochanie – odezwała się i zniknęła w kuchni.
- Zajmujcie miejsca moi drodzy – powiedział Domingo i wskazał na zastawiony stół – Sofia zaraz poda kolację. Livia usiadła na miękkim krześle ręcznie tapicerowanym i rozejrzała się dookoła.
- Pięknie mieszkanie – powiedziała z uznaniem. Domingo uśmiechnął się zębami przytrzymując cygaro.
- Nie jest to może dom pierwszych luksusów, ale własny – zażartował – tutaj wychowaliśmy siedmioro dzieci i dziewięcioro wnucząt – powiedział z rozmarzeniem patrząc na zdjęcia wiszące na ścianie nad kominkiem. Livia wymieniła radosne spojrzenie z Jose i coraz bardziej cieszyła się, że tu przyjechała.
***
- O czym myślisz? – zapytał Diego siadając na kanapie obok Diany. Upiła łyk wina z kieliszka, który trzymała w dłoni i uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze gotujesz – odparła i spojrzała mu w oczy – nie spodziewałam się. – dodała. Diego zaśmiał się serdecznie – no co? – zapytała rozbawiona.
- To ma być komplement? – zapytał zerkając na nią.
- Chyba tak – przyznała i uśmiechnęła się. Upiła znów łyk wina i zapatrzyła się bordowy płyn. Między nimi zapadła cisza. Diego ujął ją delikatnie za kark wplatając jednocześnie palce w jej włosy i rozmasowując mięśnie.
- Co się dzieje? – zapytał po chwili. Diana westchnęła.
- Diego jest coś co muszę ci opowiedzieć. Coś co powinieneś wiedzieć o mnie i o Otim. O naszym życiu – powiedziała i spojrzała mu w oczy. |
|
Powrót do góry |
|
|
mina107 Prokonsul
Dołączył: 29 Kwi 2012 Posty: 3548 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wa-wa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:01:24 02-10-12 Temat postu: |
|
|
Wiesz,
Mam dziwne wrażenie że Diana i Diego wybijają sie na pierwszy plan
Ale to bardzo dobrze. Uwielbiam ich zdecydowanie bardziej niż Livię i Jose |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:35:25 02-10-12 Temat postu: |
|
|
"COŚ" absoltunie spełnia oczekiwania, nie wiem w ogóle, jak mogłaś pomyśleć, że będzie naczej. Mam nadzieję, że znajdziesz w sobie siłę i wenę, by dokończyć tę historię, bo bardzo ją lubię. Zresztą jak wszystkie inne Twojego autorstwa
Podobnie jak mina uważam, że Diego i Diana wysuwają się na pierwszy plan, ale jak dla mnie to bardzo dobrze, a teraz tymi ostatnimi zdaniami to mnie tak zaintrygowałaś, że już bym chciała wiedzieć co dalej. I naprawdę jakoś wolę czytać o nich niż o Livii, nie wiem czemu. Może dlatego, że Livia mnie drażni? Nie wiem, naprawdę, ale żal mi Jose. Zadurzył się w kobiecie, która siłą chce zatrzymać przy sobie męża. Ciągle się łudzę, że Liv wreszcie dostrzeże jakiego wspaniałego mężczyznę ma teraz przy swoim boku. Uszczęśliwiłaby wtedy siebie, jego i poniekąd też swojego męża... A możet o Jose powinien wziąć sprawy we własne ręce i zawalczyć o nią? Przejąć inicjatywę, pokazać jej, że nie zależy mu na jej pieniądzach, tylko na niej i że może i chce być dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem? Tak. Tak właśnie powienien zrobić, ale to tylko moje skromne zdanie. Zobaczymy jak to się wszystko ułoży ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:33:28 02-10-12 Temat postu: |
|
|
Dzięki dziewczyny za komentarze Jeśli chodzi o Diego i Dianę to na razie może i troszkę wysunęli się na pierwszy plan mogę tylko powiedzieć, że na razie ...... jak wszystko się u nich wyjaśni i wyklaruje a do tego jeszcze trochę trzeba poczekać.
Natomiast Livia i Jose? Myślę, że już w następnym odcinku będzie się działo z nimi więcej i to dużo więcej i może uda mi się w końcu przekonać Ciebie Aguś, że to jednak dobra dziewczyna i może przestanie Cie drażnić |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:04:18 03-10-12 Temat postu: |
|
|
Nie mówię wcale, że jest zła. Po prostu mnie irytuje jej postępowanie i sposób myślenia, ale zobaczymy, co tam wymyślisz, może faktycznie zmienię o niej zdanie |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:59:41 03-10-12 Temat postu: |
|
|
Mam taką nadzieję ale czas pokaże |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:21:07 09-10-12 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 20
- Co się dzieje? – zapytał po chwili. Diana westchnęła.
- Diego jest coś co muszę ci opowiedzieć. Coś co powinieneś wiedzieć o mnie i o Otim. O naszym życiu – powiedziała i spojrzała mu w oczy.
- Diana obiecałem ci, że poczekam i tak będzie. Nie musisz robić czegoś na co nie jesteś gotowa – powiedział. Diana pokręciła głową.
- Nie będę nigdy gotowa na to by o tym mówić. Chce to zrobić teraz. Musisz wiedzieć zanim to co jest między nami stanie się dla nas obojga najważniejsze na świecie. Chce byś znał tę część mojego życia - Diego bez słowa skinął więc głową – wiesz, że wychowuje syna sama. Ojciec Otiego nazywa się Pedro Salinas i siedzi w więzieniu – zawiesiła na chwilę głos – i to z mojego powodu. Byłam jego żoną trzy lata. Trzy lata które bardzo chciałabym wymazać ze swojego życia. Jedyna dobra rzecz jaka mnie spotkała to narodziny mojego syna. Kiedy poznałam Pedra nie spodziewałam się, że moje życie tak wspaniale się zapowiadające zamieni się w koszmar, który wolałabym wymazać z pamięci. Po ślubie mieszkaliśmy w jego mieszkaniu, które dostał od rodziców jako prezent i staraliśmy się zaplanować swoje życie na najbliższe kilka lat. Mieliśmy plany, teraz mi się wydaje, że miałam je tylko ja – odparła z goryczą – kilka miesięcy po ślubie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Taka wspaniała nowina powinna spajać ludzi a u nas stało się inaczej – przyznała patrząc gdzieś przed siebie nieobecnym wzrokiem - Pedro zaczął spędzać coraz więcej czasu w firmie. Tłumaczył się tym, że teraz musi pracować więcej, bo nasza rodzina się powiększy. Wydawał się taki szczęśliwy, że będzie miał dziecko. Przez kolejne miesiące żyłam w błogiej nieświadomości, że moje życie to bajka. Pewnie byłoby tak gdybym przypadkiem nie odkryła, że Pedro mnie zdradza. Przygotowywałam wtedy pranie. Z jego marynarki wypadł liścik od jakieś kobiety. Później podobnych sytuacji było więcej. Znajdowałam bilety dla dwóch osób na Karaiby, w czasie kiedy wyjeżdżał na służbowe delegacje. Kiedy mu o tym powiedziałam wściekł się. Zaczął się awanturować i wtedy pierwszy raz mnie uderzył – odparła. Poczuła jak siedzący obok niej Diego tężeje. Postanowiła, że jednak powie mu całą prawdę skoro i tak już zaczęła swoją opowieść. Przełknęła ślinę i odetchnęła głęboko – następnego dnia przepraszał mnie i zapewniał, że to się więcej nie powtórzy. I tak było. Przez ostatnie miesiące ciąży, nie kłóciliśmy się wcale a ja sama nie starałam się już szukać dowodów zdrady męża. Kiedy urodził się Oti byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Pedro również wydawał się zadowolony, ale wtedy mój koszmar dopiero miał się zacząć – zawiesiła na chwilę głos. Diego ciepłą dłonią pogładził ją po plecach dodając otuchy i siły na to by kontynuowała – pewnego wieczora zadzwoniła jego komórka, kiedy on brał prysznic. Odebrałam. To była jakaś kobieta. Wtedy w mojej głowie znów pojawiła się myśl, że nadal mnie zdradza. Przeszukałam jego telefon i znalazłam wiadomości od tej kobiety. Dały mi pewność, że nie jest mi wierny. Może nie powinnam była tego robić. Teraz wiem, że cokolwiek bym zrobiła skończyło by się dla mnie tak samo. Zrobiłam mu dziką awanturę i wtedy uderzył mnie po raz drugi, a nawet kilka – przełknęła ślinę i przymknęła oczy starając się nie rozpłakać na wspomnienie chwil, które były dla niej największym koszmarem – podobne sytuacje zdarzały się coraz częściej. Obrywałam za coraz mniej istotne sprawy. Pedro zaczął pić i znikać na całe noce zostawiając mnie samą z małym dzieckiem, a kiedy wracał i pytałam gdzie był, zamiast odpowiedzi dostawałam w twarz – przeczesała włosy palcami. Diego sięgnął do jej dłoni i uścisnął ją delikatnie. Diana nie odwróciła się w jego stronę. Wiedziała, że jeśli na niego spojrzy rozpłacze się, a nie mogła – przestałam pytać o cokolwiek. Zajmowałam się domem i dzieckiem. Nie sądziłam, że może być jeszcze gorzej. A jednak – niekontrolowana łza spłynęła jej po policzku. Otarła ją wierzchem dłoni i oddychając głęboko podjęła po chwili - To był jeden z piątkowych wieczorów kiedy Pedro chodził na pokera. Kiedy wrócił spałam u Otiego w pokoju. Wszedł i niemal siłą wyciągnął mnie z niego. Powiedział, że przegrał i jest w fatalnym nastroju, więc jako żona powinnam……. – głos jej się załamał – poprawić mu humor – wyszeptała a samotna łza spłynęła jej po policzku. Diego zacisnął nerwowo pięści – kiedy powiedziałam mu, żeby poszedł do swojej kochanki pchnął mnie na łóżko i zaczął bić, nie patrzył gdzie i jak mocno…. A później…….zmusił…….. – Diana przerwała. Diego odetchnął głęboko. Nie był chyba tak opanowany jak mu się zdawało. Kiedy słuchał opowieści Diany krew aż się w nim gotowała. Nie wyobrażał sobie, żeby jakikolwiek mężczyzna a zwłaszcza mąż, który powinien być najbliższą osobą, mógł tak skrzywdzić kobietę – a później mnie zgwałcił – zaśmiała się histerycznie i przeczesała włosy palcami –słyszysz jak absurdalnie to brzmi? Zgwałcił mnie własny mąż – Diego ujął jej twarz w obje dłonie i spojrzał w oczy.
- Skrzywdził cie. Nie miał do tego prawa – powiedział starając się opanować na tyle na ile było to możliwe.
- Nie wiem jak uciekłam, ale jakoś mi się to udało – powiedział po chwili starając się opanować - Schroniłam się u Livii, która od samego początku mówiła mi, że Pedro to nie facet dla mnie. Nie chciałam jej słuchać. Nie miała pojęcia o tym jak wygląda moje życie. Nie powiedziałam nikomu. Wstydziłam się. Kiedy przyznałam się jak było naprawdę i co mi robił Pedro natychmiast zawiozła mnie na policję. Złożyłam zeznania, zrobiłam obdukcję i wniosłam sprawę o rozwód. Pedro trafił do więzienia na kilka lat a do tego ma zakaz zbliżania się do mnie i do mojego dziecka pod groźbą kolejnej odsiadki – powiedziała i przymknęła oczy – tak wygląda ciemna strona mojego życia Diego. Teraz widzisz jaką wybrałeś kobietę – powiedziała patrząc mu w oczy.
- I nie zmieniłem zdania kochanie. Nadal chce byś była przy mnie. Wiele przeszłaś, ale przysięgam na własne życie, już nic złego cie nie spotka. Nie pozwolę by ktoś kiedykolwiek cie skrzywdził. Tylko mów mi o wszystkim, proszę – wyszeptał Diego i mocno ją przytulił.
- Dziękuję – wyszeptała i schowała twarz w zagłębienie jego szyi rozkoszując się jego ciepłem. W ramionach Diega po raz pierwszy od bardzo dawna czuła się bezpieczna i spokojna. Czuła się kochana i szanowana. To było dla niej coś nowego. Nie dane jej było przecież zaznać podobnych uczuć.
- To ja dziękuję, że powiedziałaś mi o wszystkim – odparł Diego i odgarnął jej włosy za ucho – nie płacz – otarł słoną kroplę z jej policzka – ten wieczór ma być naszym. Chce byś od dzisiaj się uśmiechała. Wiem, że nie zapomnisz tego co się stało, ale zrobię wszystko byś teraz była szczęśliwa i nie musiała myśleć o przeszłości – powiedział i wstał. Podszedł do wierzy i nastawił jakąś wolną melodię. Odwrócił się i spojrzał na Dianę z lekkim uśmiechem i czułością. Wyciągnął do niej dłoń, a kiedy wstała przyciągnął ją do siebie – obiecuję, że nigdy cie nie skrzywdzę. Zawsze będę obok Ciebie i Otiego i nigdy was nie opuszczę. Nigdy. Jesteście całym moim światem Diano. Całym – wyszeptał i pochylił się by pocałować ją w usta. Najpierw delikatnie a później bardziej namiętnie. W tej chwili liczyła się tylko ona. Należała do niego. Oddała mu całą siebie. Z tymi dobrymi jak i bolesnymi wspomnieniami. Podzieliła się z nim swoim życiem. Takim jakie ono było naprawdę. Bez kłamstw. Oderwał się od niej i spojrzał w oczy.
- Kocham cie – powiedział szczerze tuż przy jej ustach. Diana patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Jej oczy zaszkliły się od łez. Oparła czoło o jego czoło i przymknęła oczy, ale łzy wcale nie chciały przestać płynąć.
- Ja ciebie też kocham Diego. Nawet nie wiesz ile szczęścia mi dałeś – przyznała i uniosła wzrok. Diego założył jej włosy za uszy i uśmiechnął się do niej ciepło.
- To ty jesteś moim szczęściem Diano. Ty i Oti. Nie ma dla mnie życia w którym nie ma ciebie i twojego syna. Naszego syna, jeśli mi pozwolisz….. – zawahał się i spojrzał jej w oczy. Diana uśmiechnęła się i skinęła głową po czym mocno pocałowała go w usta. Diego objął ją ramionami i odwzajemnił pocałunek. Poczuł jak Diana drobnymi dłońmi przesuwa po jego klatce piersiowej osłoniętej przez cienki materiał białej koszuli. Odnalazła malutkie guziki i zatrzymała na nich palce. Diego oderwał się od niej i spojrzał w oczy dając jej czas na to by podjęła decyzję, ale ona już to zrobiła. Powoli zaczęła odpinać guziki jego koszuli odsłaniając idealnie zarysowane mięśnie torsu. Diego uśmiechnął się i znów ją pocałował. Tym razem czule i namiętnie. Delikatnie sięgnął do suwaka jej sukienki i powoli rozsuwał go powodując, że tkanina zsunęła się z jej ramion i opadła na podłogę. Diego nie zastanawiając się dłużej chwycił ją na ręce i nie przestając całować skierował się do sypialni…
***
- Wyśmienita kolacja – pochwaliła Livia uśmiechając się serdecznie do pani domu.
- Cieszę się moje dziecko, że ci smakuje – odparła – to przepis, który krąży w naszej rodzinie od pokoleń. Znam go od mojej matki – zaczęła ze śmiechem – a ona od swojej, moja babcia od swojej i tak to wygląda od dziesiątek lat – uśmiechnęła się i wstała, żeby pozbierać puste talerze – najlepsze w tym wszystkim jest to, że od lat pieczeń smakuje tak samo – dodała dumna i mrugnęła do dziewczyny porozumiewawczo.
- Skoro wszyscy są najedzeni, to czas na La Canchanchara – powiedział Domingo i z tajemniczą miną wstał od stołu. Sofia wywróciła teatralnie oczami i kręcąc głową ze śmiechem udała się do kuchni. Livia spojrzała niepewnie na Jose.
- La Canchanchara? – zapytała marszcząc brwi. Jose skinął głowa i uśmiechnął się rozbawiony widząc jej zagubienie – co to takiego?
- To jeden z najsłynniejszych kubańskich trunków – wyjaśnił, a kiedy Domingo znów usiadł przy stole na swoim miejscu i postawił butelkę ręcznie robionego trunku uśmiechnął się.
- Nigdy nie słyszałaś o Canchanchara? – zapytał zdumiony, a kiedy Livia pokręciła głową, westchnął – to zaraz wszystko ci wyjaśnię – zaczął. Jose widząc jak Domingo przymierza się do jednej ze swoich ulubionych opowieści uśmiechnął się i wygodniej rozsiadł na krześle – żebyś zrozumiała, czym jest Canchanchara opowiem ci najpierw co to takiego aguardiente pędzona na bazie rumu – podjął. Livia oparła się wygodnie na krześle i całkowicie skupiła się na tym co Domingo ma jej do powiedzenia – ojczyzną rumu są Wyspy z rejonu Morza Karaibskiego, gdzie lokalne gorzelnie z melasy lub soku z trzciny cukrowej, po zmieszaniu z wodą i dodaniu drożdży, fermentując zacier przez 30 godzin, a następnie oddestylowując do miedzianej kadzi, otrzymują destylat o zawartości do 75% alkoholu – zaczął i przeniósł swój wzrok na Jose a później na Livię sprawdzając, czy aby na pewno go słuchają. Kiedy upewnił się, że tak podjął dalej swoją opowieść - Surowy destylat, to znaczy przed oczyszczeniem i leżakowaniem zwany jest właśnie aguardiente to tłumaczy się jak „woda ognista”. Niestety w swojej pierwotnej postaci nadawał się do picia tylko dla bardzo zdeterminowanych smakoszy. Mniej odporni rozcieńczali go różnymi miksturami i tworzyli lokalne receptury – powiedział i uśmiechnął się po czym wstał i sięgnął do starego drewnianego kredensu po dwie duże szklanki. Postawił je na stole i usiadł podejmując na nowo swoją opowieść – surowy aguardiente mimo swojego okropnego smaku, miał jedną zaletę – wyjaśnił i spojrzał na gości – można go było uzyskać w każdych warunkach, nawet w lesie, w górach z ogólnie dostępnych surowców. O tu zaczyna się historia jednego z narodowych koktajli Kuby – powiedział po czym odkręcił butelkę i nalał do czterech szklanek – canchanchara to mieszanka dwóch trzecich rumu aguardiente i jednej trzeciej świeżego soku z cytryny – dodał i podał Jose oraz Livii po szklaneczce – smacznego – powiedział i napił się ze swojej szklaneczki. Livia wzięła swoją szklankę i pochyliła się wąchając alkohol a później bardzo powoli napiła się łyka. Musiała przyznać, że mimo całej swojej mocy koktajl był bardzo smaczny. Uśmiechnęła się do Domingo a ten widząc zadowolenie na jej twarzy wrócił do swojej opowieści - Trunek wywodzi się ze wschodniej części wyspy, z okresu walki o niepodległość podczas Wielkiej Wojny w latach 1868-1878 i Małej Wojny w 1879-1880. Rebelianci, afro-kubańczycy, gdzie ponad 90% rebeliantów było niewolnikami pracującymi kiedyś na plantacjach, gasili nim pragnienie, rozgrzewali się w zimne ranki w górach i uspokajali rannych towarzyszy. Dlatego la jícara inaczej gurda, co znaczy tyle co wydrążona tykwa,m często była przytroczona do siodła górskich żołnierzy, a canchánchara stała się synonimem kubańskiej walki o niepodległość – dokończył i uśmiechnął się – opowieści związane z walką o niepodległość przytoczę następnym razem – powiedział i znów upił łyk trunku.
- I bardzo dobrze Domingo, bo zanudzisz młodych – stwierdziła Sofia stawiając na stole ciasto domowej roboty – proszę częstujcie się – zaproponowała i zajęła swoje miejsce obok męża. Livia uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi i sięgnęła po kawałek dla siebie. Kiedy Jose zrobił to samo, otarł się ramieniem o jej ramię i całkiem niespodziewanie Livia poczuła jak po jej ciele przebiegając przyjemne dreszcze. Uniosła wzrok i spojrzała Jose w oczy. Ten tylko się uśmiechnął i nawet jeśli również coś poczuł, nie dał tego po sobie poznać. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|