|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:18:21 12-12-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję wszystkim za komentarze i ciepłe słowa
Bombon - cieszę się, że zajrzałaś i opowiadanie przypadło Tobie do gustu
Wiem, że jestem trochę spóźniona ( i to nie tylko tu, ale również przy komentarzach ) ale wrzucam kolejny odcinek
ODCINEK 6
Na dzisiaj to wszystko – powiedziała Livia i uśmiechnęła się do pacjenta. Wyciągając długopis z kieszeni białego fartucha.
- Dziękuję pani doktor – mężczyzna uśmiechnął się niewyraźnie i dotknął dłonią policzka, którego jeszcze nie czuł po znieczuleniu.
- Znieczulenie powinno minąć za godzinę – powiedziała uśmiechając się – gdyby coś się działo, albo gdyby ból zęba nie ustawał, to proszę dzwonić, dobrze? – zapytała i podeszła do biurka zapisując coś w karcie.
- Oczywiście – przytaknął pacjent
- W porządku. To teraz zapraszam pana za dwa tygodnie na kontrolę, ale myślę, że nic nie powinno się dziać – uśmiechnęła się dodając mężczyźnie otuchy – proszę zapisać się w rejestracji na kolejny termin – dodała jeszcze i przybiła pieczątkę na kartce, którą właśnie wypełniła. Wyrwała ją z bloczku i podała.
- Dziękuję – powiedział mężczyzna i skierował się do wyjścia – do wiedzenia pani doktor- Livia skinęła mu tylko głową z uśmiechem i zabrała się do wypełniania karty do końca. W tej samej chwili usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę – rzuciła, ale nie oderwała wzroku od biurka – proszę usiąść na fotelu – dodała jeszcze.
- Bardzo chętnie pani doktor, ale nie dzisiaj – uniosła wzrok i napotkała serdeczne spojrzenie adwokata swojego męża. Livia zamknęła kartę i odłożyła ją bok.
- Co pan tu robi? – zapytała patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami. Serce podeszło jej do gardła kiedy uśmiech z twarzy mecenasa zniknął, a z teczki wyciągnął teczkę. Jej oczy zaszkliły się od łez, ale zacisnęła zęby i przełknęła je.
- Bardzo mi przykro, że spotykam się z panią w takich okolicznościach, ale takie mam obowiązki – powiedział i podał jej teczkę. Drżącą dłonią otworzyła ją i przeczytała jej zawartość. To czego się spodziewała. Papiery rozwodowe. Odetchnęła głęboko i przymknęła oczy opierając czoło o dłoń.
- Myślałam, że mój mąż będzie miał przynajmniej tyle przyzwoitości, że sam ze mną porozmawia. Jednak jak widać woli wysługiwać się swoim adwokatem – powiedziała wściekła i zamknęła teczkę odrzucając ją na bok.
- Pan Marcos wyjeżdża jutro na Kubę, więc pewnie tu tkwi problem dlaczego sam nie pojawił się u pani – powiedziała mecenas i spojrzał na nią smutnymi oczami.
- Wyjeżdża? – zapytała Livia całkiem zdezorientowana. Poczuła ból w sercu na wspomnienie kiedy niejednokrotnie próbowała przekonać męża do wakacji na Kubie. Nigdy nie chciał się zgodzić, a teraz wyjeżdżał tam ze swoją kochanką. Samotna łza spłynęła jej po policzku. Otarła ją szybko wierzchem dłoni – nie podpiszę tych dokumentów. Może pan to przekazać mojemu mężowi. Jeśli chce niech sam to załatwi – warknęła i spojrzała na adwokata wściekłymi oczami.
- Przykro mi…..- zaczął mecenas, ale Livia zgromiła go wzrokiem.
- To wszystko panie mecenasie, do widzenia – rzuciła i patrzyła na niego wyczekująco. Mecenas skinął jej uprzejmie głową po czym wyszedł z gabinetu. Livia wbiła wzrok w teczkę nadal leżącą na jej biurku. Jak jej mąż mógł tak ją potraktować. Nie miał nawet dość odwagi by się z nią spotkać. Zamiast tego jechał na wakacje z kochanką w miejsce, które ona kochała całym sercem.
- Niech cie szlag – warknęła i zrzuciła z biurka papiery. Przeczesała włosy palcami. Wiedziała, że w tej chwili musi wcielić swój plan w życie…
***
- Dziękuję wszystkim za spotkanie – Diana uśmiechnęła się i pilotem zgasiła rzutnik – gdyby pojawiły się z państwa strony jakieś pytania to proszę dzwonić, albo do mnie, albo do Nicolasa – dodała i wyjęła z torby plik swoich wizytówek i położyła je na stole obok.
- Bardzo dobra prezentacja – pochwalił ją Nico i uśmiechnął się zadowolony.
- To cud, że wszystko się udało biorąc pod uwagę, że dzień zaczął się katastrofalnie – zaśmiała się i wyłączyła laptopa, po czym zaczęła sprzątać swoje papiery.
- Nie mogło być inaczej skoro to ty prowadziłaś to spotkanie – przyznał i mrugnął do niej uśmiechając się – zerknął w stronę wyjścia – przepraszam cie, ale muszę z kimś zamienić kilka słów. Diana tylko skinęła mu głową i schowała do teczki wszystkie swoje papiery, po czym zamknęła laptopa i również go schowała.
- Świetna prezentacja – usłyszała głęboki męski głos. Uniosła wzrok i napotkała rozbawione, ale pełne podziwu spojrzenie doktora Tapii.
- Dziękuję – uśmiechnęła się łagodnie i zarzuciła torbę na ramię.
- Mam jednak kilka pytań – zaczął po chwili patrząc na nią z rozbawieniem. Uniosła znacząco brew – może da się pani zaprosić na tą kawę? – zapytał uśmiechając się szeroko i ukazując śnieżnobiałe zęby.
- Bardzo żałuję, ale nie mam dzisiaj czasu – powiedziała i chwyciła torbę z laptopem i skierowała się do wyjścia. Diego zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
- To zadzwonię do pani jutro – powiedział. Diana odwróciła się gwałtownie i spojrzała mu w oczy z wyzwaniem.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – warknęła i uśmiechnęła się sztucznie. Diego zlustrował ją od stóp do głowy i uśmiechnął się łobuzersko.
- A mi się wydaje, że jednak niezbyt dobrze zaczęliśmy wspólną znajomość. A biorąc pod uwagę, że ja jestem lekarzem, a pani przedstawia jedną z największych korporacji farmaceutycznych, nasze dzisiejsze spotkanie nie będzie ostatnim – zauważył sprytnie i uśmiechnął się zmysłowo. Przez chwilę mierzyli się na spojrzenia. W pewnym momencie Diego uniósł dłoń, w której trzymał jej wizytówkę – to jak? Może jednak zadzwonię jutro? – podjął ponownie. Diana przewróciła oczami i westchnęła zrezygnowana.
- A ktoś pana przed tym powstrzyma? – zapytała i odwróciła się wcale nie czekając na odpowiedź, która mimo wszystko padła.
- Oczywiście, że nie – Diana zerknęła jeszcze przez ramię. Diego stał w tym samym miejscu i patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem, cały czas się uśmiechając. Diana parsknęła śmiechem i zniknęła za drzwiami.
***
- Jasny gwint – warknął Jose i uderzył ręką w metalową szafkę.
- Co? Mało napiwków? – zapytał Omar śmiejąc się szyderczo do Jose. Ramirez schował pieniądze, które przed momentem liczył do plecaka leżącego w szafce.
- Pilnuj lepiej swojej kasy – odpysknął.
- Jesteś widocznie za słaby, bo kobitki jakoś nie szaleją za tobą tak jak za mną – rzucił i uniósł znacząco brew. Jose zacisnął szczęki, aż mięsień na policzku zaczął mu drgać.
- Zejdź ze mnie z łaski swojej – warknął Jose i zmrużył oczy patrząc na kolegę po fachu.
- Nie wściekaj się tak, mówię tylko prawdę – rzucił chłopak niby beztrosko.
- Swoje komentarze zostaw w takim razie dla siebie – syknął Jose i zatrzasnął drzwiczki szafki po czym wyszedł wściekły z garderoby. Stanął przy scenie i odetchnął głęboko. Przechylił głowę w prawo i w lewo, aż usłyszał strzyknięcie kręgów. Przymknął oczy i pewnym krokiem wszedł na scenę. Muzyka rozbrzmiała w klubie, a jemu nie pozostało nic innego jak zacząć tańczyć. Zdejmował kolejne partie ubrań, klękał przed klientkami, kokietował je ruchami własnego ciała. Uwodził je wzrokiem i uśmiechem. Wszystko byłoby w porządku gdyby jego wzrok nie powędrował w stronę baru. Na jednym ze stołków barowych siedział nie kto inny jak Livia. Jose natychmiast zdębiał. Zmarszczył brwi. Nie wiedział co ona tu robiła, przecież miała dzwonić gdyby go potrzebowała. Otrząsnął się z rozmyślań i tańczył dalej. Zdał sobie w końcu sprawę, że telefon mu się wyładował i wrzucił go do plecaka. Jeśli naprawdę próbowała się z nim skontaktować to na pewno jej się to nie udało. Nie istotne teraz musiał się skupić na pracy. Jednak nie było to takie proste kiedy Livia siedziała kilka metrów dalej i nie spuszczała z niego wzroku. Wyglądała pięknie w czarnych opiętych spodniach i granatowej szerokiej bluzce odsłaniającej jedno ramię. Oczy Jose błysnęły na wspomnienie sceny z łazience Livii. Do tej pory widok i zapach skóry tej kobiety nawiedzał g w snach. Była piękna. Temu nie mógł zaprzeczyć. Ale była również bogata i zamężna. Całkiem nie jego liga, więc sam zganił się w duchu za to, że jego myśli skupiają się na kobiecie nieosiągalnej. Zacisnął zęby i z całych sił starał się skończyć taniec i nie patrzeć w jej stronę. Było ciężko, ale jakoś mu się to udało. Kiedy zakończył występ zszedł od razu ze sceny i zamiast do szatni skierował się do baru. I całe szczęście, że to zrobił, bo Livia w tej chwili próbowała wyswobodzić się z natarczywego uścisku jednego z tancerzy. Jose ruszył biegiem przez salę i dopadł mężczyznę. Odciągnął go od Livii i pięścią zdzielił w twarz. Tancerz zatoczył się i upadł. Otarł kciukiem wargę z krwi i uniósł na niego wzrok.
- Czego tu chcesz? Znajdź sobie swoją panienkę, dobra? – powiedział wściekły i wstał.
- Ta pani chyba nie jest zadowolona z twojego towarzystwa – zauważył Jose. Spojrzał na Livię i chwycił ją za rękę - w porządku? – zapytał z troską. Dziewczyna kiwnęła głową bez słowa – chodźmy stąd – zaproponował i odwrócił się prowadząc kobietę do wyjścia.
- Ej, Ramirez! Myślisz, że tak to zostawię? - warknął tancerz i kiedy Jose się odwrócił uderzył go pięścią w twarz. Chłopak się zatoczył, ale udało mu się utrzymać na nogach. Kiedy chciał ruszyć znów na kolegę, Livia położyła mu dłoń na piersi.
- Co się tu u diabła dzieje? – wszyscy usłyszeli wściekły głos właściciela klubu.
- Jose, proszę – wyszeptała. Jose spojrzał jej w oczy i przepadł. Widział w nich wdzięczność i troskę, a nawet czułość. Trwało to tylko chwilę, ale wystarczyło by jego serce zabiło mocniej. Livia spuściła głowę i splotła z nim palce – wyjdźmy stąd proszę – powiedziała po chwili. Jose objął ją odruchowo w talii.
- Ramirez? Fernandez? – ponaglił patrząc na jednego i na drugiego.
- Niech nie pcha łap tam gdzie nie trzeba – warknął Jose patrząc z nienawiścią na współpracownika.
- A ile razy mówiłem, że jak masz dziewczynę to przepadasz w biznesie? – zapytał właściciel – ile razy powtarzałem, że nie chce tu widzieć waszych panienek? Powtarzałem to sto razy i jak widać miałem słuszność, bo robiłem wszystko by uniknąć walk między wami – powiedział patrząc wyczekująco na Jose. Chłopak zacisnął szczęki, a kiedy Livia wyrwała się by zaprzeczyć jakoby miała być jego dziewczyną, powstrzymał ją ściskając jej dłoń – dobrze wiesz, że tym się tu zajmujemy. Kokietujecie i uwodzicie kobiety, za to wam płacę. Fernandez nie mógł wiedzieć, że to twoja dziewczyna, a ty nie miałeś prawa wszczynać tu burd – powiedział surowo mężczyzna- przykro mi, ale złamałeś podstawową zasadę i musimy się pożegnać – dodał krzyżując ręce na piersi. Jose przymknął oczy z gniewu i odetchnął głęboko. Wycofał się do wyjścia i nie mówiąc słowa wyszedł z klubu ciągnąc Livię za sobą. Fernandez zaśmiał się szyderczo i skrzyżował ręce na piersi patrząc z satysfakcją jak jego rywal opuszcza klub. Właściciel spiorunował go surowym wzrokiem pełnym gniewu.
- A ty się nie ciesz. Pakuj manatki i wysuwaj razem z nim – warknął i odszedł zostawiając chłopaka bez słowa. |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30698 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:16:16 12-12-11 Temat postu: |
|
|
Bardzo miło, że nareszcie pojawiła się nowość. Końcówka w moim mniemaniu okazała się najlepsza - w końcu wszystko, co ma związek z Jose zaliczam do prawdziwego fenomenu. Muszę przyznać, że przy Twoim opowiadaniu mam nieodparte wrażenie, jakoby każda scena z udziałem Davida Chocarro rozgrywała się dosłownie na moich oczach. Cudowne uczucie. Podobnie, jak zachowanie jego bohatera - świetnie, że tak bez oporów stanął w obronie Livii - choć trzeba przyznać, że zakończyło się to dla niego fatalnym skutkiem. Zdaje się jednak, że lada moment jego życie odmieni się, a on sam wyląduje na Kubie
W tym wszystkim szkoda mi jednak Liv - jej mężuś dostarczył papiery rozwodowe za pośrednictwem adwokata, unikając tym samym konfrontacji z kobietą, a ona jak na złość dowiedziała się o jego wyjeździe do miejsca, w którym zawsze pragnęła się z nim znaleźć. Naprawdę przykra sprawa.
Na plus zaliczam także taki leciutki klimacik, jaki towarzyszy wątkowi Diana & dr Tapia - myślę, że zaserwują nam jeszcze dużo emocji |
|
Powrót do góry |
|
|
Dull Generał
Dołączył: 14 Wrz 2010 Posty: 8468 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:24:17 12-12-11 Temat postu: |
|
|
Jose jest tutaj moim ulubieńcem. Z chęcią czytam wszystkie sceny z jego udziałem. |
|
Powrót do góry |
|
|
Rosario Aktywista
Dołączył: 09 Lis 2011 Posty: 347 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:55:44 14-12-11 Temat postu: |
|
|
Bardzo fajna scena, tak,ta ostatnia scena okazała się najlepsza ,bardzo lubię Jose ,jest fajny.Jestem ciekawa z kim będzie Diana?
Ale bardzo jest mi żal Liv,kocha męża,chce go odzyskać,a on coraz bardziej ją doluje ,biedna ,chciała wyjechać z mężem na Kubę a on nie chciał,a tu się okazuje że jedzie ze swoją kochanka ,ohh na niego to szkoda słów. I jeszcze te papiery rozwodowe,naprawdę biedactwo. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:00:44 15-12-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję wszystkim za komentarze
Postaram się częściej dodawać odcinki, ale również to bywa
Co do Jose - kij zawsze ma dwa końce :p - wszystkie jego nieszczęścia mają swoją dobrą stronę chociażby fakt, że może pomóc Livii. Co do samej bohaterki - cóż....faktycznie przykra sprawa, że jej mąż jedzie z kochanką w miejsce, które ona kocha całym sercem. Teraz tylko pytanie czy nadal będzie je kochać, czy może znienawidzi je tak mocno, że nigdy tam nie wróci? To, że bohaterowie wyjadą na Kubę nie ulega wątpliwości, ale nic więcej nie powiem, bo nie chce spilerować. Faktem jest, że teraz dopiero zacznie się dziać |
|
Powrót do góry |
|
|
Rosario Aktywista
Dołączył: 09 Lis 2011 Posty: 347 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:21:59 16-12-11 Temat postu: |
|
|
Oo to kolejny odcinek zapowiada się bardzo ciekawie ,już się doczekać nie mogę,na pewno będzie jakaś bardzo interesująca akcja |
|
Powrót do góry |
|
|
Rainbowpunch Mistrz
Dołączył: 24 Mar 2009 Posty: 12314 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:27:54 16-12-11 Temat postu: |
|
|
I jestem i tutaj choć z dużym opóźnieniem, ale zawsze to coś.
Biedna Livia. Jej mąż przekazał jej przez prawnika papiery o rozwód, a tą aż ścisnęło serce, gdy dowiedziała się, że wyjeżdża on ze swoją kochaną w podróż. Rozumiem jak to musiało zaboleć. Że też drań musiał ją tak zranić i nawet nie miał godności by sam pojawić się z dokumentami rozwodowymi tylko musiał wysyłać swojego adwokata. Takim facetem to bym sobie nawet głowy nie zawracała, ale rozumiem, że miłość jest ślepa i nie wybiera. A szkoda.
Diana i Diego - ich to z miejsca polubiłam. Kobieta mimo niechęci do mężczyzny jakoś musiała się przełamać, a raczej będzie dopiero musiała się przełamać, bo teraz będzie z nim pracować. Mężczyzna zaś widać, że od razu zwrócił na nią uwagę. Nawet zaprosił ją na kawę... czyżby kobieta mu się spodobała? Nie wiem czy mnie ominęło czy to jest wciąż zagadką - albowiem kim jest ojciec synka Diany? I dlaczego ona wychowuje go sama? Pewnie to objęte jest tajemnicą, tak? No chyba, że coś pominęłam.
No i sama ostatnia scena była wspaniała!!! Jose obronił Livię przed natrętem. Widzę, że Livia Jose bardzo się podoba i nie mógł oderwać od niej wzroku, choć sama jej obecność go trochę rozpraszała. No i takim to sposobem broniąc kobiety został pozbawiony pracy... niezbyt ciekawie to brzmi. Ale jest jeszcze koło ratunkowe - praca zaoferowana przez Livię. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:44:43 16-12-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarze
DenisxD - masz rację teraz to dopiero zacznie się interesująca ( mam nadzieję :p) akcja
Bombon - nie przejmuj się spóźnionym komentarzem ja zawsze się spóźniam, więc wiem doskonale jak to jest
Cieszę się, że Diana i Diego przypadli Tobie do gustu. Co do ojca Otiego to nic Cię na pewno nie ominęło, bo jak na razie nie było o tym mowy. Czy to tajemnica? Może nie, ale nie było okazji, by o tym wspomnieć. Jednak co do tego wątku mam pewien plan, wiec na razie siedzę cicho i nic nie powiem
Jose faktycznie stracił pracę i teraz jedynym dla niego ratunkiem jest przyjęcie propozycji Livii, a może bardziej utwierdzenie się w słuszności i tak już podjętej przez niego decyzji. Co do Livii, to muszę się zgodzić, że wcale nie jest jej łatwo, tym bardziej, że oprócz zdrady ze strony męża spotkało ją coś takiego. Ale z dwojga złego teraz będzie miała możliwość wyjechać w ukochane miejsce. Pytanie tylko czy dobrze na tym wyjdzie ale to w swoim czasie
Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za komentarze |
|
Powrót do góry |
|
|
Rosario Aktywista
Dołączył: 09 Lis 2011 Posty: 347 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:02:15 16-12-11 Temat postu: |
|
|
A no na pewno się rozkręci.
Chociaż ja się jestem zdziwiono że Liv,mimo po tym co jej mąż zrobił,chce go jeszcze odzyskać,ta biedna wykończy się ,ciekawe co jeszcze ten jej mężulek wymyśli,no za pewne będzie chciał dostać rozwód,a może ta jego kochanka zajdzie w ciąże?. To nie byl by chyba taki zły pomysł,co o tym sądzisz? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:36:46 16-12-11 Temat postu: |
|
|
Szczęśliwie tu do nadrobienia miałam tylko dwa odcinki, choć przy Twoim talencie choćby było ich sto to i tak szybko bym wszystko ogarnęła
Marcos wydaje się całkiem sympatyczny i naprawdę zakochany w Rebece. Mam nadzieję, że Livia w porę zrozumie, że nie zmusi go do miłości.
Spotkanie Diany i Diega - bomba! I nie muszę chyba mówić, że już kocham pana doktora? Nawet nie zaglądałam na pierwszą stronę, żeby sprawdzić kto go gra, tylko od razu wyobraziłam sobie Michela i proszę - trafiłam w dziesiątkę
No i jeszcze ta scena na koniec odcinka nr 6. Lepiej tego rozegrać nie mogłaś. Chciałabym zobaczyć minę Fernandeza, gdy szef mu mówi, że też wylatuje ^^
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:17:14 17-12-11 Temat postu: |
|
|
No szczęśliwe dwa, bo jakoś nie miałam czasu pisać i co za tym idzie, nie wiele tego się stworzyło, że tak powiem
Co do pana doktorka, to nie wyobrażam sobie w jego roli nikogo innego, więc siłą rzeczy musiał to być Michel a jego pierwsze spotkanie z Dianą właśnie takie miało być, tym bardziej, że doktorek to taki spontaniczny facet
No i Marcos - chociaż jedna, powiedziała, że jest sympatyczny :p wszyscy na niego narzekają, no nie ma się co dziwić skoro traktuje Liv jak traktuje, ale jeszcze się nie zdecydowałam do końca czy zrobić z niego czarny charakter czy po prostu sympatycznego gościa, który się zakochał, wiec postanowiłam, że będzie wszystkiego po trochu
Cieszy mnie, że się Tobie podoba w sumie też piszę to opowiadanie na spontanie i jak mnie najdzie wena to tak kombinuje i później wychodzi scena pomiedzy Diego a Dianą czy ta właśnie na koniec odcinka 6 |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:02:01 17-12-11 Temat postu: |
|
|
Dla mnie to lepiej, bo coś ostatnio nie umiem się z niczym wyrobić
Marcos naprawę mi się podoba i osobiście wolałabym, żeby pozostał facetem który naprawdę sie zakochał i broń boże nie przeistaczał się w jakiś mega czarny charakter
Co do pisania na spontanie - wiem coś o tym Ma to swoje zalety, ale i wady, a że ja nie potrafię trzymać się wcześniej opracowanego planu, to raczej piszę na spontanie |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:14:03 20-12-11 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 7
- Siadaj – poleciła Livia wchodząc do łazienki i wskazując wannę. Jose posłusznie przysiadł na brzegu i dotknął rozciętego łuku brwiowego – zostaw – powiedziała Livia i wyjęła z szafki środek do dezynfekcji rany i waciki – może zaszczypać – dodała i przyłożyła wcześniej nasączony wacik.
- Auć….- zasyczał chłopak i przymknął jedno oko. Livia uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową.
- Nikt nie kazał ci rzucać się na tego mężczyznę – powiedziała i wyrzuciła zużyty wacik do kosza. Nasączyła kolejny.
- Chyba żartujesz – zmarszczył brwi – miałem pozwolić by ten pseudo tancerz cię obrażał i lepił się do ciebie jakby miał jakieś prawo? – zapytał a jego oczu błysnęły. Livia zatopiła się w nich na krótką chwilę. Serce zaczęło bić jak oszalałe, poczuła, że się rumieni. Zamrugała szybko i spuściła wzrok.
- Twój mąż nie stawał w twojej obronie? – zapytał zaczepnie widząc jaka poczuła się zakłopotana.
- Nie – odparła krótko i sięgnęła po plaster – nigdy nie musiał tego robić, bo nie przebywałam w takich miejscach – dodała i przykleiła plaster na jego ranę po czym umyła ręce.
- No tak – rzucił z kpiną – czy to nie ironia losu, że teraz przychodzisz do miejsc, których w życiu nie odwiedzałaś tylko po to, by odzyskać męża? – zapytał. Livia zgromiła go wzrokiem.
- O co ci chodzi? – zapytała. Chłopak pokręcił głową i wyszedł z łazienki – Jose! – złapała go za ramię i odwróciła w swoją stronę gromiąc go wzrokiem.
- Może jestem niewykształcony i pochodzę z biednej rodziny, ale gołym okiem widać, że twój mąż do ciebie nie wróci – powiedział – ma nowe życie, które najwyraźniej bardziej mu odpowiada.
- Nikt nie pytał Cię o zdanie na temat mojego życia. Gdybym chciała znać twoją opinię to bym cię o nią poprosiła – warknęła wściekła – masz tylko wykonać zadanie za które dostaniesz pieniądze. Reszta to nie twoja sprawa, jasne? – zapytała a jej oczy zaszkliły się od łez. Nie wiedziała czy to przejaw wściekłości, czy może Jose miał rację. Była całkowicie bezradna, a mimo to chciała spróbować. W głębi duszy czuła, że jest na przegranej pozycji, ale nie dopuszczała tego głosu do siebie.
- Jak słońce – powiedział Jose kciukiem ocierając łzę, która spłynęła jej po policzku. Spojrzał na nią ostatni raz i wyszedł zamykając drzwi. Livia podeszła do okna i patrzyła jak Jose idzie wzdłuż ulicy. Nagle niewiadomo skąd, bo pogoda na to nie wskazywała, zaczął padać siarczysty letni deszcz. Jose założył kaptur i zniknął za zakrętem. Livia przesunęła palcem po szybie w miejscu gdzie płynęła kropla deszczu, a później po prostu zniknęła. Zupełnie jak miłość i jej małżeństwo. Pojawiła się niewiadomo skąd, obezwładniła ją całkowicie, trwała krótko i zniknęła. Tylko, że ona chciała uratować to wszystko i musiała chociaż spróbować. Nie wiedziała jeszcze, że ta próba przyniesie dla niej coś zupełnie innego…
***
- Camen, nie wiesz czy już przywieźli foldery? – zapytała Diana wchodząc do biura i grzebiąc jednocześnie w torebce w poszukiwaniu dzwoniącego wciąż telefonu.
- Tak, leżą na twoim biurku – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się kręcąc głową widząc jej nierozgarnięcie – jakim cudem ogarniasz szkołę syna i swoją pracę? – zapytała śmiejąc się.
- Jest – powiedziała do siebie trzymając komórkę w dłoni – jakoś sobie radzę – dodała i mrugnęła do dziewczyny. Skierowała się do swojego biurka i całkiem ją zamurowało. Stanęła jak wryta i otworzyła szeroko oczy. Na jej biurku stał ogromny kosz z czerwonymi różami – przepraszam co to jest? – zapytała patrząc z przerażeniem na koleżankę. Dziewczyna wstała i podeszła do niej przyglądając się z rozbawianiem na jakże niesamowite zjawisko.
- To…. Zastanówmy się – postukała się w brodę z udawaną powagą – kosz z kwiatami? – dodała patrząc na Dianę i powstrzymując się od śmiechu.
- Co ty nie powiesz? – Diana zmrużyła oczy i uśmiechnęła się. Podeszła do biurka i odstawiła torbę na fotel. Sięgnęła po białą niedużą kopertę i wyjęła z niej bilecik: „Czy teraz da się Pani zaprosić na kawę? A tak przy okazji proponuję odebrać mój telefon ”. Zaśmiała się pod nosem kręcąc głową.
- Cóż to za wielbiciel? – zapytała Carmen z zaciekawieniem, ale widząc znaczące spojrzenie Diany uniosła ręce w geście poddania i wyszła pośpiesznie z gabinetu chichocząc pod nosem. W tym samym momencie usłyszała dzwonek swojego telefonu. Sięgnęła po niego i odebrała.
- Diana Faviola słucham – rzuciła i nachyliła się i powąchała róże uśmiechając się do siebie.
- Podobają się pani kwiaty? – usłyszała po drugiej stronie aksamitny głos doktora Tapii.
- Wie pan co? Moje biurko ma ograniczone rozmiary i niestety nie mam teraz gdzie pracować – odparła uszczypliwie powstrzymując się od uśmiechu. W odpowiedzi usłyszała tylko szczery męski śmiech. Natychmiast zrobiło jej się ciepło na sercu.
- Zapamiętam by następnym razem kosz był mniejszy – powiedział nadal się śmiejąc.
- A kto powiedział, że będzie następny raz? – zapytała i odrzucając swoją torbę usiadła na fotelu.
- Jeśli nie zgodzi się pani pójść ze mną na kawę, to będę je przysyłał, aż faktycznie zabraknie pani miejsca – powiedział z rozbawieniem.
- Nie zrobi mi pan tego – zaprotestowała nagle. Znów usłyszała śmiech po drugiej stronie słuchawki.
- A chce się pani przekonać? – zapytał łobuzersko. W końcu Diana sama nie wytrzymała i zaczęła się śmiać – jeden punkt dla mnie – rzucił – więc jak będzie? – ponaglił delikatnie.
- W porządku, pójdę z panem na kawę. Gdzie i kiedy? – zapytała z wyzwaniem w głosie.
- Może jutro w kawiarni w centrum? – zapytał – „Luna Cafe”? – zaproponował.
- Zgoda – odparła tylko Diana.
- To jesteśmy umówieni – ucieszył się – do zobaczenia
- Doktorze? – odezwała się jeszcze i przygryzła dolną wargę patrząc na kosz.
- Tak?
- Dziękuję za kwiaty – powiedziała i przygryzła policzek od środka.
- Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział z uśmiechem i oboje jednocześnie się rozłączyli.
***
- Do widzenia pani doktor – powiedział pacjent i opuścił gabinet.
- Do widzenia – uśmiechnęła się delikatnie i zamknęła kartę odkładając ją do szafki pancernej po czym zamknęła ją na klucz.
- Livia to już wszyscy pacjenci na dzisiaj – zakomunikowała recepcjonistka. Kobieta odetchnęła głęboko i zdjęła fartuch odwieszając go na wieszak.
- Pamiętałaś by nikogo nie zapisywać na najbliższe dwa tygodnie? – zapytała jeszcze chowając rzeczy osobiste do torebki.
- Tak – przytaknęła z uśmiechem – cieszę się, że wyjeżdżasz. Należy ci się odpoczynek – powiedziała dziewczyna.
- Wiem Sofia – odparła Livia i założyła na siebie żakiet – gdyby się coś działo to dzwoń – poprosiła.
- Na pewno wszystko będzie w porządku – uśmiechnęła się.
- Dziękuję – rzuciła jeszcze Livia zanim Sofia wyszła z gabinetu. Rozejrzała się po gabinecie i pochowała jeszcze dokumenty do szuflady biurka po czym również ją zamknęła. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Uniosła głowę i spojrzała wprost w brązowe oczy Jose.
- Mogę na chwilę? |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30698 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:39:40 20-12-11 Temat postu: |
|
|
Ajj, i jak tu nie kochać duetu Livia & Jose?? Ich sceny, dialogi i wymowne spojrzenia są miodem na moje serce Podoba mi się szczerość z jaką mężczyzna odnosi się do swojej, że tak ujmę, pracodawczyni. Wydaje mi się bowiem, że Liv potrzeba partnera, który nie tylko uświadomi jej, jej wartość, ale także wskaże drogę do prawdziwego szczęścia.
A między Dianą, a Tapią nawiązała się nić porozumienia, co także mnie cieszy. Swoją drogą jestem niezwykle ciekawa przebiegu ich spotkania w kawiarni. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:37:35 20-12-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki za koma. Cieszę się madoka, że udało mi się pokazać szczerość Jose. Bo taki właśnie miał być ten bohater. Prosty chłopak z biednej rodziny , zawsze szczery i szanujący kobiety. To jego urok
Co do Diany i Diega to w sumie nic nie powiem, okaże się jak potoczy się ich ewentualne spotkanie |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|