Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Orchidea
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 47, 48, 49 ... 58, 59, 60  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:52:31 04-12-08    Temat postu:

Ja chce juz tego newsa!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tinkerbell
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 3933
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:53:06 04-12-08    Temat postu:

MAtkoBoskaJakiKoszmar!!!PięknyOdcinekTylkoSięBoję
ŻeTerazBezwzględnyBędzieChciał
OdzykaćAnę:(KiedyNew?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:46:18 04-12-08    Temat postu:

jezu ten gardy nie ma sumienie
dawaj newsa PLIS!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Pattinson
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Sie 2007
Posty: 5200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:03:11 04-12-08    Temat postu:

Ok.Myślę,ŻeTąBardzoNiewygodnąDlaMnieFormą,BędęPotrafiłaJakośSkomentować.
OdcinekBoski.Podziwiam,ZeWOgoleGoTuWstawilas.BryzdyeSieGrady'm,Tym,CoZrobił.
NienawidzęTakPisać.WięcKończę.CzekamNaNowyOdcinek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brooklyn
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 16 Wrz 2008
Posty: 10445
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z klatki B
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:36:07 05-12-08    Temat postu:

JużWczorajCzytałamAleKomentarzSieNieDodał.WandaRodziłaWStrsznychWarunkach-gorzjJakZwierzetaJeszcze
TenJejOjciec...GrandyZabiłIch...
CikaweCzyBedzieMiałWyrzutySumienia...
SwojąDrogąTenFacetJestNieBezpiecznyIZdolnyDoWszystkiego.BojeSieOAnneAleMaCarlosa


Ostatnio zmieniony przez Brooklyn dnia 10:36:36 05-12-08, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any$ka como Mia
Idol
Idol


Dołączył: 09 Paź 2008
Posty: 1084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: z forum
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:59:10 05-12-08    Temat postu:

Boze!
on ich zabił!
okropne!
ja nie moge!jaki brutal
a jak bd chciał odzyskać Anę?albo jak zabije Carlosa?
NIEE! to mój najgorszy koszmar by był
ja chce newa z przyjeciem czekam;*********
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Princessa
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:40:34 06-12-08    Temat postu:

Grady jest okropny! Jak on mógł zrobić coś takiego... Dobrze że Ana nie wzięła z nim slubu...
A zapowiedź bardzo interesująca....
I czekam na new;* A tam mniej więcej kiedy sie pojawi?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Żaba
King kong
King kong


Dołączył: 06 Gru 2008
Posty: 2902
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:57:07 06-12-08    Temat postu:

kiedy new? [Any$ka];****
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:24:19 07-12-08    Temat postu:

no właśnie kiedy!! xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 10:17:03 09-12-08    Temat postu:

Kiedy New??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
angie
Idol
Idol


Dołączył: 11 Mar 2007
Posty: 1146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:45:33 10-12-08    Temat postu:

Właśnie czekamy na newa
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 19:12:02 12-12-08    Temat postu:

Kiedy Ana i Carlos dotarli do River Bend, przyjęcie już się rozpoczęło. Lydia i Ross znali się na organizowaniu spotkań towarzyskich. Lampiony, przystrojone kolorowymi papierkami, zwisały z najniższych gałęzi drzew. Stoły, wystawione na podwórze i nakryte białymi obrusami, uginały się pod ciężarem potraw. Z rożna unosił się smakowity zapach pieczonego mięsa. Beczki z piwem stały na niskich rusztowaniach. Ma przygotowała specjalny poncz dla pań. Orkiestra grała skocznie i głośno. Skrzypce, banjo, harmonijka ustna i akordeon tworzyły niezbyt zgrany, ale za to pełen entuzjazmu i dobrych chęci zespół. Brzmiały skoczne melodie – jedna po drugiej.
Kiedy Lydia i Ross spostrzegli znajomy zaprzęg wjeżdżający na podwórze, podeszli natychmiast, by powitać córkę i Carlos'a. Ross chwycił Ane w pasie i postawił na ziemię.
– Niemal zapomniałem, jak jesteś piękna, księżniczko – zawołał. – Gospodarowanie na ranczu widocznie ci służy.
– Tatku! – przytuliła się do niego; dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, jak bardzo jej na co dzień brakuje ojca. Emanowały z niego spokój i siła. Chciałaby pozostać dłużej w jego opiekuńczych ramionach, ale świat idzie na przód i ona musi się z tym pogodzić.
Z Carlos'em nie zamieniła ani słowa, odkąd tak ją zranił.
Kiedy skończyła się ubierać, wyszła na werandę. Carlos czekał na wozie paląc cygaro. Ledwo na nią spojrzał, jednak podjechał bliżej i chciał jej pomóc wsiąść. Nie przyjęła wyciągniętej ręki i sama wdrapała się na siedzenie. Wzruszył nieznacznie ramionami, chwycił lejce i pojechali. Siedziała milcząca i sztywna. Miała nadzieję, że Carlos wyczuje jej niechęć.
Znowu zrobiła z siebie idiotkę, ale to już ostatni raz. Już więcej nie będzie miał okazji jej upokorzyć. Ich przyjaźń skończyła się raz na zawsze. Będzie z nim rozmawiała jedynie w sprawach rancza i tylko z konieczności. Koniec z zapraszaniem go do kuchni. Będzie mu gotowała, bo musi, ale żadnych wspólnych posiłków!
– Jak się masz, Carlos? – Ross witał się serdecznie z przyjacielem. – Piwo jest tam, a coś mocniejszego u mnie w pokoju.
– Wolę coś mocniejszego.
Ross uśmiechnął się pod wąsem:
– Tak właśnie myślałem. Mam zresztą z tobą do pogadania...
– Ross... – westchnęła Lydia. – Tylko nie gadajcie dzisiaj o interesach. Przecież jest zabawa.
Wyciągnął do niej rękę, przyciągnął ją do siebie i pocałował prosto w usta.
– Naprawdę? Dla nas dwojga zorganizuję zabawę trochę później.
– Mów ciszej i puść mnie. Wszyscy na nas patrzą – broniła się bez przekonania Lydia. – Nie wypada.
– Chodź, Carlos. – Ross klepnął go dłonią między łopatki, otoczył ramieniem i poprowadził przez podwórze w kierunku domu.
– Mężczyźni! – stwierdziła rozdrażniona Lydia, lecz do córki zwróciła się z uśmiechem: – Ana, wyglądasz prześlicznie.
– Dziękuję ci, mamo.
Carlos nigdy nie prawił jej komplementów. Jego ostentacyjna obojętność bolała ją bardziej, niż pierwotnie myślała. I to zaczęło ją irytować.
– Wszystko wygląda cudownie. Miałaś pewnie masę roboty.
– A od czego są pomocnicy: Ma i chłopcy? – odparła Lydia. Jeśli używała słowa „chłopcy”,
zawsze to oznaczało Lee i Micaha.
– A właśnie! Gdzie oni się podziewają? Stęskniłam się za nimi.
Lydia uśmiechnęła się i dotknęła starannie uczesanych włosów córki. Ana upięła je wysoko, ale kilka pasemek wymykało się spod upięcia i swobodnie opadało na twarz.
– Im też bardzo ciebie brakuje, choć za nic nie chcą się do tego przyznać.
– Nie mają komu dokuczać.
– Przybyli tu prawie wszyscy twoi znajomi.
Lydia zdawała sobie sprawę z niezręczności sytuacji, w jakiej znalazła się córka, i wiedziała, że trudno będzie jej stanąć twarzą w twarz z gośćmi.
– Goście zebrali się pod starym orzechem – dodała.
– Pójdę do nich, mamo. – Ana ścisnęła rękę matki, jakby czerpiąc z niej oparcie i siłę.
– Baw się dobrze.
Pomachała matce dłonią i ruszyła w kierunku drzewa. Nie starała się przemykać przez podwórze ani przechodzić za plecami zebranych gości. Wszystkich znajomych witała uśmiechem, zagadywała, pozwalając im przyjrzeć się sobie. Niemal ostentacyjnie manifestowała swe dobre samopoczucie, aby nikt nie pomyślał, że załamała się
po przejściach z Gradym. To on powinien się wstydzić, a nie ona.
– Cześć, Georgia, Bea, Dovie – zawołała radośnie, zbliżając się do grupy dziewcząt. Wszystkie ubrane były w suknie koloru dojrzewających zbóż, toteż jej intensywnie zielony strój wyróżniał ją spośród nich.
– Ana! – powitały ją chórem i otoczyły kręgiem.
Komplementom, ploteczkom, uwagom na temat wspólnych znajomych nie było końca. Ponieważ od kilku tygodni Ana nie miała kontaktu z nimi i była odcięta od bieżących wydarzeń, chciała się od razu wszystkiego dowiedzieć. Spytana, jak się jej gospodaruje, przedstawiła swoje życie znacznie bardziej kolorowo, niż wyglądało ono w rzeczywistości. Zainteresowanie dziewcząt pastwiskami i inwentarzem szybko opadło, więc
przeszły na inne tematy: zaręczyn, ślubów, przyjęć i mody. Anie rychło znudziło to paplanie i zaczęła się zastanawiać, czy kiedyś była tak samo trzpiotowata jak koleżanki.
Niepostrzeżenie podeszła do Micaha i Lee opartych plecami o drzewo. Nieświadomi jej
obecności, prowadzili ożywioną konwersację.
– Myślisz, że to robi?
– Oczywiście, przecież można to wyczytać z jej oczu. Zawsze ją zdradzają.
– A Lulu Bishop?
– Nie wiem; prawdopodobnie nie, gdyż za bardzo boi się matki.
– A ja słyszałem, że przy pocałunku rozchyla wargi.
– Kto ci to powiedział?
– Ten facet, co pracuje u jej ojca.
– Ten z terytorium indiańskiego?
– Tak. Sądzisz, że zmyśla?
– Całkiem możliwe.
– No, a Bonnie Jones?
– Ma niezłe zderzaki. Wielkie jak dojrzałe melony. – Micah łokciem trącił Lee i zaśmiał się. –
Założę się, że smakują podobnie.
– Dotykałem – pochwalił się Lee.
– Gadasz... – Micah z niedowierzaniem spojrzał na przyjaciela.
– Przysięgam na Boga!
– Kiedy?
– Jakieś dwa lata temu. Już wtedy było co wziąć w garść. Byliśmy razem na obchodach Czwartego Lipca, zorganizowanych przez kościół.
– W kościele? Nie bujaj!
– Nie bujam. Ty też miałeś tam być.
– Tak, ale gorączkowałem i Ma mnie nie puściła. Jak to było?
– Wymknęliśmy się. Znasz tę wysoką skarpę nad rzeką? Właśnie tam poszliśmy. Bonnie wychyliła się do przodu, straciła równowagę i o mało nie wpadła do wody. Przytrzymałem ją i to samo wpadło mi w ręce.
– Bujasz.
– Przysięgam.
– A co ona na to?
– Zarumieniła się, obciągnęła sukienkę i powiedziała: Lee Colemanie, powinieneś bardziej
uważać, gdzie kładziesz ręce. Na to jej odpowiedziałem: Ależ, Bonnie, przecież uważam. Są
na swoim miejscu.
– I co potem? – przynaglał go Micah.
– Już nic, po prostu nauczyciel zaczął nas zbierać na pokaz sztucznych ogni. Cholera! Gdybym jeszcze przez minutę był sam z Bonnie, to tam dopiero byłyby fajerwerki!
Odłamał kawałek kory z pnia i rzucił ze złością na ziemię.
– Słyszałem, że wychodzi za jednego z Tylerów. Już pewnie pali się do nocy poślubnej.
– Ależ z was łotry! – Ana wyszła z cienia i stanęła między chłopcami.
– Niech cię diabli! Nie mieliśmy pojęcia, że tu jesteś.
– To słychać.
– Używasz starych chwytów? Znowu nas podsłuchujesz? – zaśmiał się Micah.
– Jesteście bardziej interesujący niż ktokolwiek inny na tym przyjęciu – zawołała wesoło. – Lee, jak śmiesz mówić w ten sposób o mojej przyjaciółce? Bonnie Jones jest porządną dziewczyną, na pewno obraziłeś ją swym niewłaściwym zachowaniem.
– Przede wszystkim nie powinnaś podsłuchiwać. To są sprawy, o których mężczyźni rozmawiają tylko między sobą.
– Skąd możecie wiedzieć, o czym rozmawiają mężczyźni? – spytała. – Jak byście zareagowali, gdyby ktoś mówił o mnie w taki sposób jak wy o Bonnie?
Spojrzeli po sobie zaskoczeni.
– Ja bym mu włosy ze łba powyrywał – zapewnił ją Lee.
– Bonnie ma przecież brata... A tę kto tu zaprosił? – Ana przerwała w pół zdania i patrzyła na nowo przybyłą, która dołączyła do grupki pod orzechem.
– Kogo? – spytał Micah, przyglądając się towarzystwu. Wiele osób już tańczyło i trudno było
rozpoznać twarze.
– Dorę Lee Denney. Nie znoszę jej. Chłopcy popatrzyli porozumiewawczo na siebie.
– Dlaczego?
– Jest wścibska, fałszywa i w dodatku plotkara.
– Mimo to wcale niezła – zauważył Micah.
– A tam!
Ana zawsze uważała tę niebieskooką blondynkę za sprytną lawirantkę i kokietkę. Zwykle
wymyślnie uczesana, ubrana z przesadną starannością, używała zbyt mocnych perfum.
Ana najbardziej nie lubiła jej nachalnego stylu bycia, narzucania się mężczyznom i kobietom. Dora zawsze usiłowała błyszczeć w towarzystwie i być w centrum każdej rozmowy. Używała wyszukanego słownictwa i mówiła przesłodzonym głosem. Ana wyczuwała w niej jedynie fałsz i nieraz miała ochotę zamknąć te kłamliwe usta.
– Lepiej tam podejdę i posłucham, co ona gada. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby właśnie
opowiadała, że z powodu nieudanego ślubu usiłowałam popełnić samobójstwo.
Zostawiła ich. Micah patrzył, jak znika w kręgu koleżanek.
– No i co o tym myślisz?
Wzrok Lee był skierowany w to samo miejsce co Micaha.
– Nie obchodzi mnie, czy moja siostra lubi Dorę Lee, czy nie. Chciałbym ją sprawdzić, a ty?
– Ja tak samo. Oczywiście – żadne poważne układy, tylko przyjemne, szybkie spotkanie na
sianie.
– Ta-a, to jest to – zgodził się Lee. – Sądzisz, że ona...
– Nie zdziwiłbym się. To widać w jej... – oczach? – dokończył Lee.
– O czyich oczach mówicie? – Carlos potarł zapałkę o pień drzewa, a Micah i Lee aż podskoczyli z wrażenia; śmiał się z ich zakłopotania.
Z biura Rossa wyszedł na werandę, ale najchętniej ulotniłby się natychmiast z tego
przyjęcia. Wskoczyłby na konia i pojechał do miasta. W tej chwili potrzebował jedynie szklanki dobrej whisky, łatwej dziewczyny i ostrej gry. Może w ten sposób, chociaż na krótko, udałoby mu się zapomnieć o Anie i powrócić do dawnego stylu życia.
Obraz dziewczyny wciąż miał przed oczami, aż bał się, że Ross może coś zauważyć: Ana w koszuli panny młodej, w obcisłych spodniach, podająca jedzenie, stojąca na stole podczas wieszania obrazu, tuż po wyjściu z wanny. Ana. Ana. Ana.
Ona i tylko ona zaprzątała wszystkie jego myśli. Nie zdziwiłby się, gdyby Ross przeklął go, wydobył rewolwer i strzelił w sam środek czoła. Ale nie! Ross traktował go jak zawsze serdecznie, a to powodowało, że Carlos czuł się jeszcze gorzej. Ucieszył się, kiedy Lydia przerwała ich pogawędkę, wołając Rossa, by wyszedł powitać burmistrza miasteczka Larsen, który właśnie przybył na przyjęcie. Stojąc na werandzie Carlos zobaczył Ane.
Otoczona przyjaciółkami, śmiała się wesoło. Ten widok ucieszył go. To dobrze, że się śmieje,
zwłaszcza że mocno przeżyła jego słowa. Niestety musiał ją zranić, musiał ją dotknąć do żywego w najbardziej niewybredny, prymitywny sposób. Lepiej, żeby poznała jego prawdziwy charakter, a nie tworzyła dalekiego od rzeczywistości, romantycznego jego obrazu. Żeby uwolnić się od natłoku niewesołych myśli, Carlos skierował się w stronę Lee i Micaha, którzy rozprawiali o czymś konspiracyjnym szeptem. Zaraz domyślił się przyczyny ich ożywienia.
– Jak to się dzieje, że wszystkie dziewczyny są tam, a wy tutaj, w cieniu? Żeby was nie widziały? Czyżby już was od siebie odpędziły?
– Coś ty! – zaprzeczył Micah. – Tak sobie gadamy ogólnie o kobietach, a o jednej w szczególności.
– Tak? O której? Pokazali mu Dorę Lee.
– Czemu o niej? – spytał Carlos bez specjalnego zainteresowania.
– Właśnie się zastanawialiśmy, czy w plotkach, jakie krążą na jej temat, może być trochę prawdy – wyjaśnił Lee.
– A co to za plotki?
Dziewczyna mu się nie podobała: za dużo gestykuluje, za bardzo mruga oczami, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Ma wysokie mniemanie o sobie, zupełnie jak Priscilla Watkin. Jest zbyt pewna swojej urody.
Ale właśnie takiej kobiety potrzebował na dzisiejszy wieczór, kobiety, do której nie żywił
żadnych uczuć.
– Gadają o niej, że... no, wiesz... – Micah przymrużył oko.
– Ach tak. – Carlos uśmiechnął się leniwie. – Sprawdzę to. Patrzyli na niego z podziwem i
zazdrością.
– Uważaj, to córka burmistrza. Carlos posłał im zabójczy uśmiech.
– Takie są najlepsze. Kiwnął chłopcom ręką.
– Moi rodzice koniecznie chcieli posłać mnie do tej nowej szkoły dla dziewcząt w Waco, ale ja... – Zawiesiła głos w połowie zdania i zapatrzyła się w kowboja, który przeciskał się przez tańczących. W świetle latarni jego włosy zdawały się białe i nawet z tej odległości mogła stwierdzić, że oczy miał intensywnie niebieskie. – Kto to? – spytała szeptem.
Ana podążyła za jej wzrokiem i spostrzegła Carlos'a, który zręcznie wymijając zebranych poruszał się charakterystycznym kowbojskim krokiem. Nisko zawieszony pas z rewolwerem w jakiś nieokreślony sposób podkreślał jego męskość. Biała bawełniana koszula i czarna skórzana kamizelka uwydatniały szerokość jego barków. Czerwona apaszka,
zawiązana wokół szyi, nadawała mu drapieżny wygląd. Stanął, wyjął z ust niedopałek, rzucił przed siebie i przydeptał bardzo dokładnie butem. Każdy jego ruch był celowy i przemyślany.
– To Carlos Langston – powiedziała Ana. – Mój rządca.
Dora Lee gorzko żałowała, że nie brała udziału w ceremonii ślubnej Any. Naumyślnie opuściła tę uroczystość, wyjeżdżając do rodziny w Galveston; nie chciała brać udziału w „święcie Any Coleman”, jak to sama ironicznie nazwała. Nie lubiła uczestniczyć w wydarzeniach, w których nie odgrywała głównej roli.
Kiedy wróciła i dowiedziała się o skandalu, nie mogła sobie darować, iż nie była świadkiem
kompromitacji Any.
Słyszała o kowboju, który stanął w obronie honoru rodziny Colemanów, ale opowieści o nim
uznała wówczas za bardzo przesadzone. Teraz jednak skłonna była przyznać, że się myliła.
Zaskoczona patrzyła na Carlos'a, który stanął tuż przed nią.
– Zatańczysz?
Wypowiedział tylko jedno słowo i to wystarczyło. Po raz pierwszy zaniemówiła z wrażenia. Podeszła do niego, pozwoliła otoczyć się ramieniem i uprowadzić z grupy zazdroszczących jej koleżanek. Ana poczuła, że coś w niej zamiera. Nawet na nią nie spojrzał! Wpatrywał się w dziewczynę, którą uznała za hałaśliwą, głupią, nieznośną i przez nikogo nie lubianą.
A zresztą – dobrze! Są siebie warci!
– Dlaczego tu wszystkie stoimy? – zawołała ze sztuczną wesołością. – Zmuśmy tych dżentelmenów do tańca.
Krążyła wśród gości, uśmiechając się promiennie. Zaraz znalazła sobie partnera do tańca, potem drugiego i następnego. Kręciła się w rytm muzyki, śmiała i dawała chłopcom do zrozumienia, że jest wolna i jej serce stoi otworem. Przekonywała siebie, rodziców i otoczenie, że bolesne przejścia nie pozostawiły w niej żadnego śladu. Ani na sekundę nie traciła z oczu Carlos'a i Dory. Widziała, jak jego ramię mocno przytula partnerkę
do siebie, a ona, wprost nieprzytomna z zachwytu, pozwala na wszystko. Ana nie przegapiła również momentu, kiedy oboje zniknęli za stajnią. Carlos przeklinał sam siebie za swój wybór. Dziewczyna była głupia i próżna, ale o tym wiedział, zanim się do niej zbliżył. Jej tępota była wprost nie do zniesienia. Udawała wstydliwą, lecz poddała mu się bez żadnego oporu. Ta zdobycz okazała się zbyt łatwa. Nawet nie poczuł dreszczyku emocji, kiedy rozpinał jej stanik i w świetle księżyca oglądał nagie piersi.
– Zwykle nie pozwalam mężczyznom...
– Pozwalasz, pozwalasz... – Pocałował ją w kark i czekał, jak zareaguje na brak elementarnej
grzeczności z jego strony.
Patrzyła na niego pustymi oczami. Językiem zwilżyła wargi.
– Ale ciebie lubię, Carlos.
– Więc okaż mi to.
Językiem krążyła wokół jego ust. Nie podobał mu się jej zapach. Prawie się zmusił, by dotknąć jej piersi. Jego ciało zareagowało na dotyk delikatnego kobiecego ciała, ale bez zwykłego żaru. Mógł ją mieć, mógł rozładować napięcie, jakie czuł od tygodni.
Byłaby to jednak tylko chwilowa ulga. Głód z pewnością wróci już nazajutrz, ponieważ pragnął całkiem innej kobiety.
Nie był w porządku wobec tej dziewczyny, nawet jeśli była głupia i samolubna.
Ale, ale! Od kiedy to Carlos Langston, znany uwodziciel, zaczyna się martwić czyimiś uczuciami? Ta noc w stajni tak go zmieniła, że na starość zrobił się sentymentalny? Normalnie taki łakomy kąsek jak Dora Lee powinien być zaliczony bez wahania.
Ale te refleksje przyszły za późno. Carlos delikatnie odsunął się od Dory.
– Wróćmy lepiej do towarzystwa – zaproponował.
Zaczął zapinać jej sukienkę i zauważył, że wcale jej się to nie podoba.
– Nie chcę, aby twój ojciec nas tu znalazł – dodał szybko.
– Nie myśl o mnie źle – prosiła. – Straciłam na moment głowę, bo nigdy nikt mnie tak nie dotykał. Drżącymi dłońmi poprawiła fryzurę i starannie obciągnęła sukienkę, a potem dołączyła do towarzystwa. Carlos przeprosił ją i natychmiast poszedł w stronę beczki z piwem. Gdy gasił pragnienie, Micah i Lee znaleźli się tuż obok niego.
– I co? Uśmiechnął się smutno.
– Dora Lee jest w porządku. Życzę wam szczęścia. Przyjęcie dobiegało końca.
Carlos spędził trochę czasu z Ma, którą srodze dotąd zaniedbywał. Odpoczywała w fotelu na
werandzie. Starał się skupić na rozmowie z matką, ale jego oczy ciągle śledziły Ane; tańczyła ze wszystkimi – młodymi i starszymi mężczyznami. A robiła to diablo sprytnie. Podczas tańca trzymała głowę pod takim kątem, by partner mógł zajrzeć jej w dekolt. Do każdego z nich śmiała się tak, jakby tylko ten jeden istniał na świecie. Jeśli któryś z partnerów mocniej przycisnął ją w tańcu, nie reagowała.
Carlos widział to wszystko dokładnie i czuł narastającą złość. W końcu postanowił, że jeśli
Randy jeszcze raz poprosi ją do tańca, to zrobi temu chłopakowi krzywdę, choćby wykastruje go... Kiedy szli już w kierunku gotowego do odjazdu wozu, czuł się zupełnie rozbity. Podczas gdy się żegnali, Ross nagle spojrzał w kierunku północnowschodnim. Na horyzoncie pojawiła się złocistoczerwona łuna.
– Co to może być?
– To pożar – odparł Carlos. Micah gwizdnął przez zęby.
– Ale się pali!
– Co to jest? Tak daleko od miasta. – W głosie Lydii czuło się strach.
– Pewnie busz; jest bardzo sucho. Przydałby się deszcz – zakończył dyskusję Ross.
Ciekawość wszystkich została zaspokojona tym rozsądnym wyjaśnieniem.
Ale tuż obok wybuchł jeszcze jeden pożar. Pożar zazdrości widoczny w zielonozłotych oczach Any.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Żaba
King kong
King kong


Dołączył: 06 Gru 2008
Posty: 2902
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:46:34 12-12-08    Temat postu:

oh...jaki odcinek
no i Carlos jest mądry i tego nie zrobił :d
haha xd i dobrze xD
a Ana jest ? jaka jest? uwodzicielska :d
heh^^ odcinek ejst piękny... xDD
a ten pozart to z tej chaty tego typka? ;>
czekam na new;**********
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:55:21 12-12-08    Temat postu:

Carlos przesadził z ta głupia panienką, zalezy mu na Anie a robi takie rzeczy bez zadnych emocji
Po bliskości z Ana juz zadna nie da mu tego czego pragnie
Obopulna zazdrosć, to sie nazywa zyie w harmoni
Ciekawe jak dlugo Ana wytrzyma nieodzywac się do niego
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:44:02 12-12-08    Temat postu:

Jest odcinek!!!! xD
super!! xD
Czemu oni się nie pogodzą
czekam na new!!!!!!!! xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 47, 48, 49 ... 58, 59, 60  Następny
Strona 48 z 60

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin