|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 16:03:54 29-12-08 Temat postu: |
|
|
P.Sawyer napisał: | to zaczyna mi przypominać jedną z tych powieści Sparksa |
chyba nie czytałam, chociaż coś mi mówi to nazwisko
Będzie 46 odcinków więc myślę, że Ana nie będzie umierała przez co najmniej 5 odcinków bo to by było trochę nudne |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:50:49 29-12-08 Temat postu: |
|
|
maite a laczego zakończenie moze nam sie nie podobac? cos ty wymysliła? |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 19:16:00 29-12-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 40
Carlos patrzył na lekarza, nic nie rozumiejąc.
– Co to znaczy, że nic pan nie może zrobić?
– Dokładnie to, co mówię. Zrobię wszystko, by nie cierpiała, ale...
– O czym pan gada, człowieku?!
– Właśnie chcę wyjaśnić...
–Wytniesz go, durniu!
– Posłuchaj mnie, młody człowieku. Nie życzę sobie, by zwracano się do mnie tym tonem. – Doktor wyprostował się, ale przy Carlosie i tak wydawał się bardzo niski. – Nie ma pan chyba pojęcia, jak bardzo skomplikowana jest taka operacja.
– To wyjaśnij mi!
– Nie widzę sensu. Nie zrobię tej operacji – powiedział zdecydowanie.
– Dlaczego?
Lekarz zaczął wyjaśniać powody.
– Ty kołtuński, zatracony łapiduchu! – wrzasnął Carlos. – Przywiozłem cię po to, byś zrobił wszystko, co jest potrzebne dla uratowania jej życia. I zrobisz to!
– Uczono mnie na studiach, że pewnych części ludzkiego ciała ruszać nie wolno: mózgu, klatki piersiowej i brzucha.
Ten wywód nie zrobił na Carlosie żadnego wrażenia. Chwycił doktora za ramiona i podniósł go do poziomu swej twarzy.
– Gdzieś ty się uchował, człowieku? Tak chyba uczyli w średniowieczu?
Postawił go pod ścianą, wyciągnął rewolwer i koniec lufy przyłożył do jego czoła.
– Pójdziesz tam, otworzysz jej brzuch, wytniesz ten cholerny wyrostek i zrobisz wszystko, co uznasz za niezbędne. Zrozumiałeś?
– Odpowiesz za to przed panem Colemanem – próbował bronić się doktor.
– Gdyby Ross tu był, zrobiłby to samo, tylko może trochę szybciej i brutalniej. A teraz wybieraj! Chyba że z góry zdecydowałeś się przenieść na tamten świat.
– Dobrze, zaryzykuję.
Carlos usunął rewolwer sprzed nosa mężczyzny. Lekarz nigdy jeszcze nie był tak wytrącony z
równowagi jak teraz. Nerwowo poprawił okulary.
– Nawet nie wiem, czy mam ze sobą eter. Operacja w tych warunkach grozi gangreną. Kwas karbolowy mam w torbie, bandaże również. Przynieś mi ją.
Po wyjściu Carlos'a doktor poczuł przemożną chęć ucieczki, ale wiedział, że to na nic: ten szaleniec go dogoni i wtedy może być z nim naprawdę krucho. Bał się jego gniewu i równie mocno bał się operacji. Nie miał żadnego kontaktu ze współczesną chirurgią. Odbierał porody, nastawiał połamane palce, przepisywał pigułki na grypę i łamanie w kościach.
George Hewitt nie znał się na współczesnych metodach aseptyki. Żył na odludziu, z dala od
wszelkich innowacji medycznych. Bez ryzyka umiał wyjąć kulę, jeżeli nie zagrażało to życiu pacjenta. Potrafił też w razie potrzeby szybko amputować kończynę, ale wnętrze ludzkiego ciała było dla niego przerażającą tajemnicą. Kiedy wszystko było już gotowe, spojrzał na jasną, bez skazy skórę Any i oblał go zimny pot. Skierował wzrok na Carlos'a, który stał tuż obok. Doktor potrzebował jego pomocy choćby do tego, by skropić eterem maskę zrobioną z gazy, gdyby Ana zaczęła się budzić w trakcie operacji.
– Jeśli w wyniku operacji zdarzy się coś nieprzewidzianego, nie biorę na siebie żadnej
odpowiedzialności – powiedział doktor odważnie. – Gdyby wyrostek już pękł, ona umrze bez względu na to, co zrobię. Chcę, żebyś to zrozumiał.
Carlos nawet nie drgnął.
– Ja też chciałbym, żebyś coś zrozumiał: jeśli ona umrze, ty umrzesz zaraz potem. Gdybym był na twoim miejscu, zrobiłbym wszystko, żeby się przed tym uchronić.
Ten człowiek jest łotrem bez sumienia – tego doktor był pewien. Jak również tego, że kowboj
wprowadzi w czyn swe słowa. Przywołał więc na pamięć całą swą wiedzę i zanurzył ostry jak brzytwa skalpel w gładką skórę na prawo od pępka. Serce Carlos'a niemal przestało bić, gdy zobaczył, jak ostrze zagłębia się w ciało Any. Czy słusznie zrobił, zmuszając tego konowała do operacji? Tak! Nie miał innego wyjścia. Przecież bez operacji Ana z całą pewnością umrze. Operacja jest dla niej jedyną szansą na przeżycie. Ona nie może umrzeć. Nie może! On jej nie pozwoli. Bóg chyba też! Gdy niezdarne palce doktora Hewitta zagłębiły się w nacięcie, Carlos modlił się żarliwie po raz pierwszy od bardzo dawna.
Doktor związał bandaże, obciągnął chorej nocną koszulę i nakrył Ane prześcieradłem. Dopiero wtedy odważył się spojrzeć na Carlos'a, który pełen lęku obserwował dziewczynę.
– Niepokoi mnie kolor jej twarzy – zwrócił się do lekarza, nie odrywając wzroku od Any.
– Czego chcesz, przeżyła szok – odparł doktor trochę już pewniejszy siebie. Dziękował Bogu, że dziewczyna nie zmarła w trakcie zabiegu. Miał jednak poważne wątpliwości, czy przeżyje noc. Na szczęście wyrostek był nienaruszony, choć groziło mu pęknięcie. Doktor uważał takie stany za beznadziejne i wyznawał pogląd, że w takiej sytuacji trzeba raczej pozwolić pacjentowi umrzeć niż męczyć go wyczerpującą, a przy tym nie dającą w zasadzie nadziei operacją.
– Staraj się zbić jej trochę temperaturę.
Przykładaj do czoła zimną gąbkę. Od czasu do czasu zwilżaj jej bandaże kwasem karbolowym, który ci zostawiam. Kiedy zacznie skarżyć się na ból, podaj
jej laudanum. Zebrał narzędzia i wrzucił je niedbale do zwykle bardzo starannie zapakowanej torby. Spieszył się; chciał wyjechać z tego domu, zanim dziewczyna umrze; uciec od tego rewolwerowca, zanim wykona on swą groźbę. Niektórzy ludzie nawet Bogu starają
się przeszkadzać w Jego gospodarowaniu ludzkim życiem. Im szybciej opuszczę ten dom, tym lepiej – myślał doktor. Ale nie mógł odjechać niepostrzeżenie. Musiał udzielić wskazówek Carlos'owi co do dalszego postępowania wobec chorej. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Ross Coleman zdecydował się powierzyć opiekę nad córką takiemu
zbójowi. Może to miało jakiś związek z zerwaną ceremonią ślubną?
Nie mógł się doczekać, kiedy dojedzie do domu i opowie pani Hewitt ostatni rozdział życia Any Coleman. Oczywiście, pod przysięgą, że absolutnie nikomu nie zdradzi tajemnicy lekarskiej. To nie była opowieść, którą może usłyszeć całe miasto. Byłaby obelgą dla rodziny Colemanów. Sam fakt zamieszkiwania córki Rossa z takim typem jest podejrzany. No i wszystko wskazuje na to, że prowadzenie się tej dziewczyny pozostawia wiele do życzenia... Miał nadzieję, że żona trzyma na ogniu kurczaki w potrawce. Diabli nadali ten deszcz! Carlos przystawił krzesło do łóżka Any, aby czuwać jak najbliżej chorej. Oddech miała słaby i płytki. Pierś ledwo, ledwo unosiła się i opadała. Nie wiedział, czy martwić się tak nikłymi oznakami życia, czy cieszyć się z tego, że najgorsze prześpi. Czasem drgały jej powieki, jakby dręczył ją koszmarny sen. Na ogół jednak leżała bez ruchu, bez znaku życia. Wstał z krzesła i przyłożył dłoń do czoła dziewczyny; był gotów przysiąc, że jest mniej gorące niż wtedy, gdy sprawdzał ostatnio. Kiedy odjechał
doktor? Tak naprawdę to nawet nie zauważył jego nieobecności. Jedyne, co go w tej chwili obchodziło, to życie Any
W kącie sypialni zauważył stos skrwawionych prześcieradeł. Wymógł na doktorze zgodę na ich zmianę po operacji. Ich widok przyprawił go o skurcz żołądka. To była przecież krew Any Zebrał je i wyrzucił za drzwi. Wypierze później.Nałożył płaszcz nieprzemakalny i kapelusz i poszedł do stajni oporządzić zaniedbanego konia.
– Cześć, stary – zawołał do zwierzęcia. – Myślałeś, że zapomniałem o tobie?
Carlos wytarł go dokładnie słomą i wsypał do żłobu solidną porcję owsa, na którą Stormy w pełni zasłużył.
W ciszy stajni, przy monotonnym odgłosie lejącej się z okapu wody, groza sytuacji uderzyła go jak obuchem. W tym momencie uświadomił sobie z przerażającą jasnością, że ANA MOŻE UMRZEĆ.
– Nie, nie, nie – jęczał boleśnie i palcami wpił się w grzywę konia. – Nie może umrzeć!
Jak Luke, jak ojciec... Łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Gdy ona umrze, jego życie też się skończy, zgaśnie światło jego życia.
– Nie wiem, nie wiem – szeptał w grzywę konia. Poruszyłby niebo i ziemię, byleby oglądać Ane ożywioną i pogodną albo złą, nawet z furią w szeroko otwartych oczach – byle nie bladą i zimną, w okowach śmierci.
Zerwał się i jak opętany, przez deszcz i kałuże, pobiegł do domu. Wszedł przez tylne drzwi, zrzucił buty i w skarpetkach wszedł do sypialni. Nic się tu nie zmieniło.
Podszedł do łóżka i pochylił się nad leżącą.
– Nie możesz umrzeć, Ana. Nie możesz mnie zostawić. Potrzebuję ciebie, by dalej żyć. Nie
opuszczaj mnie, a ja zawsze będę przy tobie – szeptał zapamiętale, przyciskając usta do jej
zimnych dłoni. Jedyną odpowiedzią był słaby oddech. Cichy wprawdzie, ale równomierny oddech natchnął go nadzieją. Wyprostował się. Nie pozwoli, aby obudziła się w ciemnym, posępnym otoczeniu. Ogarnęło go szaleństwo – pozbierał wszystkie lampy, jakie znalazł w domu. Anioł śmierci nie znosi światła. Zdał sobie sprawę, że zaczyna myśleć jak szaleniec, ale jeśli światło miałoby w czymś pomóc – będzie światło! Rozpalił w kominku oraz w piecu kuchennym. Przygotował sobie parę kanapek i zagotował czajnik wody, na wypadek, gdyby Ana po przebudzeniu chciała pić. Po tym nagłym przypływie aktywności poczuł się zmęczony. Siedział przy Anie tak długo, aż zamknęły mu się oczy. Wstał, rozebrał się, owinął w koc i położył na kanapie. Zasnął niemal natychmiast. Było jej gorąco. Bardzo gorąco. Coś ciągnęło ją w dół, przyciskało do łóżka. Usta zdawały się wypełnione watą. Czuła jątrzący ból w którymś punkcie ciała, ale nie mogła go zlokalizować. Chciała otworzyć oczy. Światło było jednak za ostre. Raziło ją.Powoli jednak jej oczy przyzwyczajały się do jasności; otwierała je coraz szerzej. Spojrzała w okno i w szybie zobaczyła odbicie sypialni. Na zewnątrz było ciemno i wciąż padało. Starała się zebrać myśli, ale stanowiło to dla niej zbyt dużą trudność. Pokój raz wydawał się bardzo szeroki i niski, raz wysoki i wąski. Łóżko skracało się, a za chwilę wydłużało do ogromnych rozmiarów. Ta huśtawka odległości i proporcji przyprawiała ją o mdłości. Zaczęła się krztusić. Usiłowała się podnieść, ale poczuła piekący ból i padła na łóżko z głośnym jękiem.
– Ana!
Carlos stanął w otwartych drzwiach sypialni. Musiała być nieprzytomna, bo wydawało się jej, że on jest nagi. Podbiegł, ukląkł przy łóżku i wziął ją za ręce.
– Jak się czujesz? Popatrzyła na niego ze strachem.
– Nie wiem. Źle się czuję. Co mi się stało?
– Miałaś operację. Otworzyła szeroko oczy.
– Operację? Myślisz o otwarciu...
– Cicho, cicho, zaraz ci pokażę – wsunął jej rękę pod kołdrę i położył na obwiązanym bandażem brzuchu. Skrzywiła się z bólu. – Ostrożnie! – przestrzegł. – Cięcie jest zupełnie świeże. Nic nie pamiętasz? Z trudem wydobywała z pamięci minione zdarzenia: powrót do domu w deszczu, gorączkę i ból, nudności, skurcze i wymioty.
– Miałaś zapalenie wyrostka robaczkowego.
– Ślepa kiszka! Na to można umrzeć!
– Ale nie ty! – rzekł z naciskiem. – Doktor go usunął, a ja zamierzam opiekować się tobą. Za kilka tygodni będziesz jak nowa. Ba! Lepsza! Próbowała to wszystko zrozumieć. Rękę ciągle trzymała na obandażowanym brzuchu.
– To boli.
– Wiem, ale tak musi być. – Ucałował jej dłoń. – Tak będzie jeszcze przez kilka dni. A poza tym jak się czujesz?
Przymknęła oczy.
– Światło mnie razi.
Sięgnął do lampy stojącej na stoliku przy wezgłowiu łóżka i przykręcił knot.
– To moja wina. Nie chciałem, abyś obudziła się w ciemności.
– I ty mnie pielęgnowałeś?
– Tak.
– Gdzie jest moja matka? Dotknął jej policzka.
– Bardzo mi przykro, Ana. Chciałem przedostać się przez rzekę i zawiadomić rodzinę, ale
most został zerwany, a rzeka jest nie do przebycia. Dopóki deszcz nie przestanie padać i woda nie opadnie, River Bend będzie odcięte od świata. Obawiam się, że musisz zdać się na mnie.
Przez moment nie odzywała się, jedynie patrzyła na niego.
– Nie to miałam na myśli, Carlos – chciała podnieść rękę i dotknąć jego policzka, ale dłoń
opadła jej bezsilnie. – W głowie mi się kręci.
– To wina gorączki i eteru. Powinnaś znowu zasnąć. A może chcesz łyk wody? Skinęła głową; nalał trochę do szklanki.
– Łyczek.
Podniósł jej głowę i przytknął szklankę do ust; cicho zadzwoniła o zęby. Ana przełknęła dwa razy.
– Na razie musi wystarczyć – odstawił szklankę i zauważył buteleczkę ze środkiem przeciwbólowym, którą zostawił doktor. – Boli cię? Mogę ci dać lekarstwo.
– Nie, tylko zostań ze mną.
– Zostać?
– Spij ze mną. Jak w pociągu.
– Ależ, kochanie, ty...
– Proszę, Carlos.
Usiłowała mieć oczy otwarte, ale nie dała rady, więc wyciągnęła po omacku rękę, by go dotknąć. Wyzbył się oporów. Podniósł kołdrę i bardzo ostrożnie położył się obok niej. Chciała się do niego odwrócić.
– Nie, leż spokojnie na plecach. Położył rękę na jej biodrze, by w razie jakiegoś gwałtownego ruchu zaraz móc zareagować. O, Boże! To niebo i jednocześnie najprawdziwsze piekło. Słodkie tortury! Na szczęście zasnęła po chwili, a on zaraz potem.
Rano Carlos cicho krzątał się po domu, nie chcąc budzić Ane z dobroczynnego snu. Oporządził konia, przyniósł drzewa, napalił w kominku i kuchni, usmażył jajecznicę na bekonie, przygotował suchary i mocną, gorącą kawę. Kiedy wszystko było zrobione, zajął miejsce przy jej łóżku. Na pościeli widniał odciśnięty ślad jego ciała. Nigdy dotąd nie
spędził u boku kobiety całej nocy. Zwykle po zaspokojeniu swych pragnień odchodził. Tym razem było inaczej. Bo też nie była to „jakaś” kobieta, tylko ANA. Brakowało mu słów, by opisać, co czuł, budząc się obok niej. Ocknął się i natychmiast poczuł się szczęśliwy. Trzymała rękę na jego piersi, lekko rozchylone usta były tuż przy jego ramieniu. A jego ręka... Z trudem przełknął ślinę na wspomnienie, gdzie we śnie zawędrowała jego ręka. Miał ją bronić przed całym światem. A kto będzie jej bronił przed nim? Nie, on nigdy już nie zrani jej i wytrwa w tym postanowieniu. Sam nie wiedział, jak długo tkwił przy jej łóżku. To nie miało znaczenia, czas bowiem przestał się liczyć. Kiedy się ocknęła, była już bardziej przytomna. Równocześnie jaśniej zdawała sobie sprawę ze swego stanu.
– Nie wiem, czy będę mogła chodzić. Uśmiechnął się; objawiała chęć życia. Czy to boża opieka, czyjego starania przywróciły jej to pragnienie, nie wiedział. Najważniejsze, że jest poprawa!
– Dziewczyno, już niedługo wsiądziesz na konia!
Jęknęła, a on roześmiał się.
– To oczywiście trochę potrwa. A w tej chwili chcesz może herbaty?
Skinęła głową, więc poszedł do kuchni. Kiedy wrócił do sypialni, wierciła się pod kołdrą i nerwowo poruszała nogami.
– Carlos, jest coś, co...
– Co?
Postawił przyniesiony kubek z herbatą na stoliku.
– Co ci jest, Ana? Powiedz.
– Nie, nieważne – powiedziała, nie patrząc na niego.
– Nawrót nudności? Będziesz wymiotować?
Zarumieniła się, ale wiedział, że to nie objaw temperatury.
– Nie.
– To co? Coś cię boli? Może weźmiesz laudanum?
– Nie potrzebuję żadnego laudanum.
– To, na miłość boską, co?
– Muszę iść do ubikacji. Carlos zrobił głupią minę.
– Przepraszam, nigdy bym o tym nie pomyślał.
– To pomyśl i pospiesz się.
– Zaraz wracam.
Pobiegł do kuchni i wrócił z płytkim rondlem.
– Dopóki nie będziesz mogła wstawać i korzystać z nocnika, będziesz używała tego.
Odchylił kołdrę.
– Co robisz? – zawołała i starała się przytrzymać okrycie.
– Przecież muszę ci to podstawić pod, no... dobra, już...
– Sama to zrobię.
– Nie wolno ci się ruszać.
– Dam radę.
– Ana, nie wygłupiaj się. Trzymałem cię za głowę, gdy wymiotowałaś poprzedniej nocy...
– Dziękuję, że mi to przypominasz!
– ...i stałem nad tobą podczas całej operacji. Sam ci zmieniałem koszulę, bo sukinsyn doktor odmówił. Widziałem cię całą, i to dokładnie. A teraz pozwól, że wsunę ci ten garnek pod siedzenie, zanim będziesz miała mokro w łóżku.
– Poradzę sobie albo nie zrobię wcale – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
Za takie zachowanie Carlos mógłby ją udusić.
Odwrócił się i zanim wyszedł, głośno wypowiedział swoją opinię:
– Kobiety!
Ana natychmiast zauważyła tę zmianę: kiedyś w takiej sytuacji powiedziałby „zepsuty bachor”, teraz „kobiety”.
Wrócił do sypialni po paru minutach. Zaniepokoił go widok jej ramienia leżącego bezsilnie w poprzek łóżka.
– Co ci jest?
Otworzyła oczy i dostrzegła jego niepokój.
– Wszystko w porządku, naprawdę. Jestem tylko trochę zmęczona.
– Dałaś sobie radę z koszulą? – Obojętnie chwycił naczynie i postawił je na podłodze. – Zamiast ci pomóc, wydzierałem się na ciebie. Przepraszam. Spij teraz, kochanie.
– Dobrze, Carlos – szepnęła posłusznie.
Przymknęła powieki i zasnęła niemal natychmiast. Pilnował jej cały dzień, do późnego wieczora. Obudziła się na krótko. Wypiła kilka łyków herbaty i znowu poczuła się senna.
– Zostaniesz ze mną? – spytała prosząco.
Przerwał wygładzanie prześcieradła.
– Nie mogę. Nie powinienem...
– Proszę cię.
– Dobrze, ale śpij już. Mam jeszcze różne rzeczy do zrobienia.
– Obiecaj, że...
– Obiecuję.
Spała spokojnie całą noc. Obudziła się tylko na moment, gdy we śnie próbowała odwrócić się na bok. On też zaraz się obudził.
– Spokojnie, spokojnie. Musisz leżeć na wznak. – Pocałował ją w policzek.
Tej nocy długo nie mógł zasnąć. Rano zaczęła się skarżyć na głód.
– Herbata już mi nie wystarcza – powiedziała, wręczając mu pusty kubek.
– To dobry znak.
– Czy to smażony bekon tak pachnie?
– Tak, ale jeść go jeszcze nie możesz.
– Carlos, ale ja jestem głodna. Ściągnął brwi i zmarszczył czoło.
– Coś nie tak? – spytała natychmiast.
– Niewiele jest w domu do jedzenia. Musiałbym wyruszyć do miasta i kupić trochę świeżego mięsa, jajka, mleko i inne rzeczy. Mamy szczęście, że jesteśmy po tej stronie rzeki i bez kłopotu mogę tam dojechać. – Spojrzał na nią zmartwiony. – Nie będziesz się bała, jeśli zostawię cię na godzinę?
Na samą myśl o tym poczuła strach, lecz nie mogła tego okazać Carlos'owi. Przecież stara się, jak może i umie najlepiej.
– Jasne, że nie – uspokoiła go.
Załatwił sprawunki w rekordowym czasie. Gdy usłyszała, że otwiera tylne drzwi, niemal zapomniała o chorobie i podniosła się na poduszkach.
– Już jesteś? – zawołała.
– A ty dlaczego nie śpisz? – odpowiedział z kuchni, zdejmując płaszcz.
– Jestem zmęczona ciągłym spaniem.
– O! Zaczynasz się złościć? W takim razie na pewno wracasz do zdrowia.
Gdyby uśmiech mógł leczyć, wyraz jego twarzy od razu postawiłby ją na nogi.
– Brakowało ci mnie?
– Co mi przywiozłeś? Stek z ziemniakami? Szynkę? Może indyka?
– Wołowinę. Ugotuję ci zupkę.
– Zupkę?
– Na dzisiaj zaplanowałem rosołek. Jutro może coś z kurczaka. Jeśli nie zmienisz tej kwaśnej miny na weselszą, nie dostaniesz niespodzianki.
– Czego?
Z kieszeni koszuli wyjął dwa lizaki i podał jej. Jeden wiśniowy, drugi pistacjowy. Jej ulubione.
– Pamiętałeś?
– Kiedy byłaś dzieckiem, nie miałbym po co przyjeżdżać do River Bend bez lizaków.
Pogłaskała jego policzek.
– Lizaki nie miały nic wspólnego z moją radością na twój widok. Teraz również, ale bardzo ci dziękuję. Zrobiło mu się gorąco.
– Lepiej pójdę i nastawię ten rosół, co? – mruknął i wyszedł z sypialni.
Tej nocy nie spał przy niej. Nie prosiła też o to. Milcząco uznali, że byłoby to zbyt nieroztropne. |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:18:20 29-12-08 Temat postu: |
|
|
no ten odcinek uspokoił moje skołatane nerwy
ten lekarz to jakis stary konował, jaki to nawet zwierzat nie powienien leczyć
Dobrze ze Carlos był tak stanowczyi mu groził, tylko to uratowało Anę
jejku jak on ją kocha i tak sie o nią troszczy, to co czuje do Any jest milion razy potęzniejse od uczucia do Lidii
Ztym załatwianiem sie to bylo nawet zabawne
Spał obok niej i czuław nad nia a w dodatku bylo mu z tym tak dobrze
Ja ttu juz czekam na kolejny odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:20:12 29-12-08 Temat postu: |
|
|
Ty mi u nich nie pokomlikuj zabardzo!! Tak nie wolno!! Ja chce szczęśliwe zakończenie !!xD Bo zrobie jakis strajk xD |
|
Powrót do góry |
|
|
tinkerbell Prokonsul
Dołączył: 13 Mar 2008 Posty: 3933 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:34:33 29-12-08 Temat postu: |
|
|
jejku jaki piękny odcinek...
mam nadzieję że to się szczęśliwie zakończy. Mężczyzny takiego jak Carlos ze świecą szukać. Troskliwy opiekuńczy odpoweidzialny przewróciłby świat do góry nogami żeby ją ocalić, pomóc jej.
strasznie bałam się zę bedzię gorzej z Ana, ale teraz widzę że jest coraz lepiej no i humor jej wraca:) a to świetny znak i apetyt oczywiście :]]]
czekam na new :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Żaba King kong
Dołączył: 06 Gru 2008 Posty: 2902 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:42:33 29-12-08 Temat postu: |
|
|
tym odcinkiem mnie uspokoiłaś...dzięki Bgu Ana będzie zyć, a jak jej sie z Carlosem układa xddd super xdd czekam na new;**** |
|
Powrót do góry |
|
|
Mrs.Pattinson Mocno wstawiony
Dołączył: 01 Sie 2007 Posty: 5200 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:21:25 30-12-08 Temat postu: |
|
|
uff. odetchnęłam z ulgą. myślałam, że to skończy się inaczej, że Ana może naprawdę umrzeć.
na razie zdrowieje i z tego się cieszę.
gdyby nie interwencja Carlosa... jak dobrze, że jest ktoś, kto się o nią tak troszczy.
zastanawia mnie tylko, czy ten lekarz na pewno wszystko zrobił dobrze...
czekam na kolejny odcinek, chociaż szczerze mówiąc, nie podoba mi się to, że tak dużymi krokami zbliżamy się do końca ich historii. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:18:40 30-12-08 Temat postu: |
|
|
Odcinek 41
Następnego dnia poprawa była już widoczna. Podparta poduszkami Ana mogła siadać w łóżku. Od doby nie miała gorączki. Rana nie ropiała. Ciało wymagało jedynie czasu, aby odzyskać pełną sprawność.
– Czujesz się na siłach stanąć na nogi i zrobić kilka kroków? – spytał Carlos, zabierając z jej kolan tacę, na której podał śniadanie. Zjadła jajecznicę z dużym apetytem.
Już wcześniej myślała o wstaniu, ale teraz bała się, że nogi mogą odmówić jej posłuszeństwa.
Brzuch też był jeszcze obolały. Wstać, przejść kilka kroków i na powrót położyć się do łóżka wydawało się jej w tej chwili dość ryzykownym przedsięwzięciem.
– Myślisz, że mogę? Co by na to powiedział doktor Hewitt?
Carlos oparł ręce na biodrach i popatrzył na nią wyzywająco.
– Czyżbyś polubiła to płaskie naczynie w łóżku?
W jej oczach pojawił się ów wojowniczy błysk, o jaki mu chodziło.
– W porządku. Już wstaję.
Rzuciła mu złe spojrzenie i odrzuciła kołdrę. Powoli opuściła nogi. Poczuła ból i skrzywiła się.
– Ana, poczekaj! – zawołał. – Niepotrzebnie cię poganiam. Poczekajmy do jutra.
Pokręciła przecząco głową. Zbladła na twarzy, ale już zdecydowała.
– Nie. Masz rację, ale kiedyś przecież muszę zaryzykować. A im później zacznę, tym będzie to trudniejsze.
Siedziała na skraju łóżka. Carlos był zaskoczony jej widokiem. Wyglądała jak mała i niepozorna dziewczynka, z nogami wystającymi spod nocnej koszuli, z bosymi stopami szukającymi podłogi... Objął ją wpół.
– Oprzyj się na mnie.
Wsparła się na jego ramieniu i stopami dotknęła podłogi.
– Jednak jestem słaba.
– To od długiego leżenia w łóżku. Spróbujesz zrobić kilka kroków?
Doszli do drzwi i z powrotem do łóżka. Carlos starał się dostosować do rytmu jej małych kroczków. Cały czas opierała się na nim całym ciałem. Posadził ją na krześle.
– Posiedzisz, aż zmienię ci pościel. Uśmiechnęła się do niego.
– Jasne. To tylko z początku wydawało się takie straszne. Jak myślisz, będę mogła kiedyś normalnie się wyprostować? – Siedziała pochylona, ponieważ w ten sposób nie czuła bólu.
Carlos zdjął pogniecione prześcieradło i rozesłał czyste. Nagle od czystej pościeli powiało wiatrem i słońcem wchłoniętym podczas suszenia na sznurze.
– Naturalnie, kiedy upewnisz się, że nic ci nie dolega – uśmiechnął się do niej i strzepnął
poduszkę.
– Wiem, że to głupie pytanie.
– Ale normalne.
Nagle zakryła usta ręką, aby pohamować chichot.
– Co cię tak rozbawiło?
Patrzyła na niego, jak brodą podtrzymywał poduszkę i usiłował naciągnąć na nią powłoczkę.
– Myślę, że bez trudu dostałbyś w szpitalu etat pielęgniarki. No, może pół etatu, żeby nie
kolidowało to z twoim zwykłym zajęciem. Skrzywił się i położył poduszkę na miejscu.
– Nie obrywasz za takie uwagi tylko dlatego że jesteś rekonwalescentką. Poczekam, aż
wyzdrowiejesz.
Pomógł jej ułożyć się na łóżku. Po chwili leżała wygodnie, oparta o poduszkę, i prosiła o szczotkę do włosów. Po kilku jednak ruchach ręce opadły jej zmęczone.
– Nigdy ich chyba nie rozczeszę.
– Pomóc ci?
Stał w nogach łóżka i przyglądał się, jak słabymi rękami stara się wyszczotkować włosy. Była taka piękna. A tak mało brakowało, by ją stracił!
– Chciałbyś spróbować?
Czy chciałby?! Przecież tylko szukał pretekstu, aby jej dotykać.
Obszedł łóżko dokoła, podniósł ją i oparł wysoko na poduszkach.
Usiadł bokiem i wziął do ręki szczotkę.
– Powiesz, jak będzie bolało, dobrze?
– Ależ robisz to tak ostrożnie...
– Ciągnę.
– Trochę, ale nie boli.
Rozczesanie splątanych włosów zajęło mu kilka minut. Później to była pieszczota. Najchętniej zanurzyłby twarz w tej gęstwinie, szeptał czułe słowa, by choć w części wyrazić to, co czuje. Kark Any wydawał się nie mieć kości. Głowa poruszała się dokładnie za ruchem jego rąk. Każde pociągnięcie było czułym gestem. Ręce, przyzwyczajone do zwijania i rozwijania twardego drutu kolczastego, wypalania znaków na skórze krów, pętania niesfornych sztuk bydła nagle okazały się delikatne jak matczyne. Oparła głowę na jego
piersi.
– Czujesz się senna?
– Nie. Przyjemnie nieprzytomna.
Odłożył szczotkę na nocny stolik. Delikatnie przyciągnął dziewczynę do siebie. Ukrył twarz w jej miękkich włosach. Zamknął oczy, gdyż gorąca fala przeniknęła go od stóp do głów. Opuściła głowę, tak że ustami trafiła na jego usta. Musnął je i natychmiast się podniósł.
– Włosy wyglądają teraz wspaniale.
– Dziękuję – powiedziała słabo, nie kryjąc rozczarowania.
Przez moment myślała, miała nadzieję, że będzie ją kochał. W jego dotyku wyczuła jakąś nową delikatność, oddanie, czego przedtem nie zauważała. Chciała to uchwycić i wykorzystać. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że Carlos jest zdolny do pokochania
jej, lecz boi się zaryzykować. Otoczył się pancerzem, by nie okazywać swych uczuć.
– Dokąd idziesz? – spytała widząc, że kieruje się do drzwi.
Popatrzył na nią wzrokiem pełnym tęsknoty. Leżała oparta na poduszkach, z rozrzuconymi
włosami. Oczy miała lekko zamglone.
– Podrapałem ci twarz. – Przesunął ręką po swojej brodzie. – Muszę się ogolić.
– Zrób to tutaj – poprosiła odruchowo.
– Co?
– Ogól się tutaj, przy mojej toaletce.
– Ana... – pokręcił głową. – Nie mogę...
– Czemu nie?
– Ponieważ... bo... no, bo nie ma co oglądać...
– Jeśli to nic takiego, to czemu się sprzeciwiasz?
– Ale co tu jest do...
– No?
– A zresztą, jeśli ma ci to sprawić przyjemność... Wyszedł, a ona, zadowolona, ułożyła się wysoko na poduszkach. Wrócił z pędzlem, miską, mydłem, brzytwą i ręcznikiem.
– Mam nadzieję, że doceniasz to, co robię, by cię zabawić – rzekł i ułożył przybory na toaletce. Wrócił do kuchni po kubek z gorącą wodą.
– Bardzo mi się to podoba.
Coś mamrotał pod nosem, ale ani razu nie usłyszała słów: „rozpuszczony bachor”. Miał jednak trochę nachmurzoną minę, gdy wlewał wodę do porcelanowej miski malowanej w herbaciane róże.
– Lepiej nikomu nie opowiadaj, że goliłem się rozrabiając mydło w misce w kwiatki.
– Będę milczała jak grób.
W jej oczach pojawiły się psotne błyski – nieomylna oznaka powracającego zdrowia. Jej stan
poprawiał się z każdą godziną. Zdrowy organizm szybko zapanował nad gorączką i słabością.
Patrzyła, jak rozpina górne guziki koszuli i zawija kołnierz do środka.
– Dlaczego nie zdejmiesz koszuli? Zamoczył pędzel w wodzie, a następnie w miseczce z mydłem i okrągłymi ruchami wyrabiał pianę.
– To moja sprawa, nie? – zaczął pędzlem rozprowadzać pianę po twarzy. – Od wielu lat golę
się po swojemu i nikt mi nie udzielał rad, jak robić to lepiej.
– Myślałam tylko o tym, żebyś nie pobrudził koszuli. I w tym momencie odrobina białej piany oderwała się od pędzla i upadła na koszulę na piersiach. Ana zachichotała.
Wziął do ręki brzytwę.
– Czy nie powinieneś jej najpierw naostrzyć?
Zignorował pytanie. Przechylił głowę na jedną stronę i przeciągnął ostrzem od ucha aż do szczęki. Opłukał brzytwę w misce z wodą i pociągnął jeszcze raz.
– Sprawiasz, że zaczynam się denerwować. – Słowa wypowiedziane wykrzywionymi wargami brzmiały niezrozumiale, więc ponownie się zaśmiała.
– To jest zabawne?
– O tak. Nawet bardzo.
Po ogoleniu twarzy wziął na nowo pędzel i namydlił zarośnięte miejsca na szyi. Potem odchylił głowę do tyłu, przyłożył brzytwę do skóry i pociągnął ostrzem w górę.
– Carlos?
– No?
– Jak myślisz? Twój ten, no wiesz... członek... jest większy niż przeciętny?
– Cholera! – strużka krwi pojawiła się na szyi. – To skutek zadawania zaskakujących pytań, gdy człowiek ma ostrze na gardle!
– Ale właśnie w tej chwili przyszło mi to na myśl.
– Może nie powinnaś pytać o wszystko, co ci przyjdzie do głowy. Nie pomyślałaś o tym?
– Dobrze.
– Co dobrze?
– Nie twój interes.
Carlos odwrócił się do lustra, wziął ręcznik i wytarł spływającą po szyi krew.
– O takie rzeczy pyta młoda, niezamężna dama?
Nawet zamężnej zresztą nie wypada. A w ogóle to skąd znasz to słowo?
– Czy nie tak to się nazywa?
– Czasem. Ale skąd ty... Niech zgadnę. Pewnie od brata i Micaha?
– Kiedyś szłam za nimi w lesie. Nie widzieli mnie. Stanęli za krzakiem i robili siku. Potem porównywali te...
– Tylko się nie wyrażaj!
– Do tamtego czasu myślałam, że wszystkie są takie same. Ale to chyba tak jak z kobiecymi
piersiami: jedne są większe, inne mniejsze.
– O Boże! – Twarz Carlos'a przybrała cierpiętniczy wyraz.
– Co z tobą? Chyba nie musimy się wstydzić siebie nawzajem.
– Najwyraźniej nie. – Szybko zmywał resztki mydła z twarzy.
– Nasza sytuacja odbiega daleko od reguł przyzwoitości. W przeciwnym razie powinieneś dwa razy pomyśleć, zanim nagi wszedłeś do mojego łóżka.
Podniósł głowę, nie zważając na cieknącą wodę, i patrzył na nią zaskoczony.
– Zawsze śpisz w ten sposób?
– Skąd wiesz?
– Widziałam cię.
– Kiedy?
– W tę noc po operacji.
– Przecież byłaś nieprzytomna z bólu i gorączki.
– Nie całkiem nieprzytomna. Sądzisz, że mogłabym nie zauważyć nagiego mężczyzny we
własnym łóżku? Odwrócił się do toaletki, wytarł twarz ręcznikiem i odłożył go na bok. Wyciągnął kołnierzyk koszuli i zapiął guziki.
– Nie będę o tym rozmawiał.
– Nigdy przedtem nie widziałam nagiego mężczyzny. Spodziewałeś się, że nie będę zdziwiona?
– Wolałbym, żebyś o tym nie mówiła.
– Dlaczego? Jesteś moim pierwszym...
– Nie możesz przestać?
– Dobrze; nie musisz zaraz się wściekać. Ty mnie też widziałeś nagą.
Palcem wskazującym dotknął czubka jej nosa.
– Tylko dlatego, że było to konieczne. Asystowałem doktorowi przy operacji.
– Rozumiem – rzekła poważnie i opuściła oczy. – Ale przecież ja nie biegałam za tobą i nie zdzierałam z ciebie ubrania. Pamiętam tylko, że krzyknęłam przez sen, a ty, nagi, pojawiłeś się w drzwiach.
– Zawsze tak śpię.
Włożyła ręce pod głowę i ułożyła się wygodnie na poduszce. Śmiała się rozbrajającym śmiechem, który go obezwładniał.
– Tak?
Był wściekły, że dał się złapać. Powiedział jej to, co chciała wiedzieć. Zwycięski błysk w jej oczach był jednocześnie tak uwodzicielski, jak kształt ciała rysujący się pod kołdrą.
Nie mógł pozwolić na to, aby pomyślała, że jest górą. Powoli zaczął rozpinać pasek od spodni.
– Co robisz? – spytała i nagle poczuła się nieswojo.
– Zadałaś mi pytanie.
– Co masz na myśli?
– Chcę zaspokoić twoją ciekawość. Zwilżyła wargi językiem.
– Chwileczkę...
– Dlaczego?
– Co chcesz zrobić?
– Odpiąć pasek i...
Siadła wyprostowana na łóżku, już nie uwodzicielska, ale po prostu młoda, przestraszona dziewczyna.
– Poczekaj, Carlos! Wyciągnął pasek ze spodni.
– Zawsze chciałaś, abym ci odpowiadał na pytania, tak?
– Tak, ale...
– Popatrz.
Zacisnęła powieki i zakryła oczy rękami.
– Widzisz? Nie za każdym razem muszę ostrzyć brzytwę. Zwykle robię to raz na tydzień. Zaraz po goleniu.
Otworzyła oczy; spokojnie przeciągał ostrzem wzdłuż paska. Po kilku ruchach schował brzytwę i wciągnął pasek na swoje miejsce.
– Czy masz jeszcze jakieś pytania?
– Ty... ty... – wyraźnie szukała odpowiedniego określenia.
Położył palec na jej ustach.
– Cicho, cichutko. Pamiętaj, że powinnaś leżeć spokojnie...
Potem odwrócił się i chciał wyjść. W tym momencie poduszka wylądowała na jego twarzy.
Zaśmiał się, szczęśliwy. Wsunął jej poduszkę pod głowę i wyszedł.
– Puk! Puk! Dostanę poduszką, jeśli wejdę i sprawdzę, jak się czujesz i co robisz? – Carlos wetknął głowę w uchylone drzwi. Oporządził konia, przyniósł drzewa i zaczął gotować zupę. Na szlaku robił to przez całe lata; teraz bardzo mu się ta umiejętność przydała. Danie nie było może wykwintne, ale na pewno nadawało się do jedzenia i było pożywne.
– Nie.
Oczekiwał dąsów z jej strony, ale gdy otworzył drzwi i podszedł do łóżka, zauważył, że coś jest nie w porządku.
– Co ci jest, Ana? Poruszyła bezradnie głową.
– Wiem, to brzmi głupio, ale ta moja rana... Chyba się wścieknę, tak mnie swędzi.
– Swędzi? To znaczy, że się goi. – Zastanawiał się nad czymś przez moment. – Może zobaczymy?
Spojrzała na niego z ufnością.
– Jeśli tak uważasz...
Odsunął kołdrę. Gdy popatrzył na jej ciało okryte jedynie nocną koszulą, coś stanęło mu w gardle. Odchrząknął głośno.
– Mogłabyś... tego?... – zrobił wyrazisty gest rękami i odwrócił się.
Podciągnęła jedną stronę koszuli, tak że podbrzusze pozostało przykryte. Widoczne było
tylko zabandażowane miejsce.
– Już.
Carlos odwrócił się. Nie patrzył jej w oczy. Najdelikatniej jak mógł, odwinął bandaż.
Syknęła. Natychmiast odwrócił głowę.
– Boli?
– Nie.
Popatrzyła na cienką, różową bliznę z drobnymi odgałęzieniami.
– Dopiero teraz widzę, że rzeczywiście miałam przecięty brzuch. – Zamknęła oczy i z trudem
przełknęła ślinę. – To takie szpecące.
– W porównaniu z innymi bliznami, jakie miałem okazję oglądać, szycie doktora Hewitta wydaje mi się majstersztykiem.
Delikatnie obmacał miejsca wokół blizny. Nie zauważył ani opuchlizny, ani zaognienia.
– Widzisz to drobne złuszczenie skóry? To właśnie tak swędzi. Goi się bardzo ładnie.
– Dziwię się tylko, dlaczego doktor Hewitt nie przychodzi mnie odwiedzić? Nie sądzisz, że
powinien?
Carlos zdecydował, że Ana nie potrzebuje już bandaży. Zamiast ich położył na brzuchu
kwadratową gazę, którą mu doktor zostawił, i obwiązał ją lekko, żeby się nie zsunęła.
– Ana, jest coś, co powinienem ci powiedzieć – rzekł z ciężkim westchnieniem, gdy skończył
zakładanie opatrunku.
Patrzyła na jego jasne włosy przesiewające światło lampy. Na wciąż gołym brzuchu czuła jego ciepły oddech.
– Co takiego?
– O doktorze.
– Tak?
– Wymogłem na nim przyjazd groźbą użycia broni. Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Carlos czuł potrzebę zdania szczegółowej relacji z minionych wydarzeń.
– Przybył tu niechętnie, nawet kiedy dowiedział się, kim jest pacjentka. Po zbadaniu cię i
stwierdzeniu, że to zapalenie wyrostka, chciał jedynie podać ci środki przeciwbólowe. Laudanum miało zapewnić ci bezbolesną śmierć.
– Nie zamierzał dokonać operacji?
– Dopóki nie wyciągnąłem broni i nie postraszyłem go. Widać poskutkowało.
Położyła dłoń na jego piersi. Gdyby nawet dotychczas nie darzyła go uczuciem, to pokochałaby go w tym momencie. Zawdzięczała mu życie.
– Ten cholerny konował nie chciał udzielić ci pomocy; po prostu pozwoliłby ci umrzeć. I zaraz zapewne pojechałby z kondolencjami do twoich rodziców. Kiedy już było po wszystkim, uciekł stąd w popłochu. Nie dał mi nawet wskazówek, jak cię dalej pielęgnować. Pewnie myślał, że nie będą potrzebne.
– Poradziłeś sobie.
– Teraz jestem tego pewny.
– On może oskarżyć cię o użycie przemocy.
– A pies z nim... Bez namysłu zrobiłbym to jeszcze raz. I zabiłbym go, gdyby nie przeprowadził tej operacji.
Łzy napłynęły do jej oczu.
– Popadłeś w kłopoty z mego powodu. Dlaczego? Ujął jej głowę w swe dłonie, patrząc jej w twarz.
– Nie mogłem pozwolić, abyś umarła. Oddałbym swoje życie za twoje zdrowie.
Potem nachylił się i ustami dotknął jej ust. W tym momencie jej wargi się rozchyliły i z rozkoszą przyjęła jego prężny język.
– Ana, Ana – szeptał jej do ucha. – Nie mogłem pozwolić, byś umarła. Za bardzo cię
potrzebuję.
I znowu całowali się żarliwie, bez opamiętania.
Carlos podniósł głowę, spojrzał na jej usta i uśmiechnął się. Były to usta przeznaczone do
namiętnych pocałunków, do brania i dawania rozkoszy.
– Niemal zapomniałem spytać, czy nie jesteś głodna. Chwycił pasemko jej włosów i patrzył, jak Ana wolno pieści opuszki jego palców. I czuł, jak na sercu zaciska mu się niewidzialna pętla łącząca go z tą dziewczyną.
– Umieram z głodu. Dostanę wreszcie coś do jedzenia? Podniósł się z łóżka i ruszył do kuchni.
– Carlos?
Stanął i zwrócił się do niej.
– Nie potrzebuję doktora Hewitta ani nikogo innego. Ty dokonałeś cudu.
Ze szczęściem w oczach wszedł do kuchni. Po tej nocy ich wzajemny stosunek zmienił się.
Nie ukrywali już swych uczuć. On całował ją na dzień dobry i dobranoc, ale pieszczoty nie
wykraczały poza pocałunki. Żadne też z nich nie wspomniało o wspólnym spaniu. Pora, aby się kochać, jeszcze nie nadeszła, lecz zbliżała się nieuchronnie. Oboje zdawali sobie z tego sprawę. Co rano razem z herbatą Ana dostawała pocałunek. Kiedy tylko zbliżał się do łóżka, chwytała jego rękę i patrzyli sobie w oczy. Golił się przy jej toaletce. Rozczesywał jej włosy. Przeżywali wspólnie niezliczone, codzienne sprawy. Wieczorami siadał koło jej łóżka i przeglądał podręcznik hodowli bydła. Ona wyszywała pokrycia na krzesła do jadalni.
– Carlos?
Podniósł oczy znad książki.
– Czytasz coś zajmującego?
– Rozmowa z tobą jest bardziej interesująca.
– Nie chcę cię rozpraszać.
– Panno Coleman! Robisz to co najmniej od kilku miesięcy.
Zarumieniła się.
Zamknął książkę i odłożył na bok. Dzisiaj był szczególny dzień, albowiem dziś właśnie
przemierzyła odległość z pokoju do kuchni bez jego pomocy.
– Kiedy nauczyłeś się czytać? – spytała nagle.
– To zasługa Lydii – uśmiechnął się. – Zaczęła uczyć Anabeth w wozie na szlaku. Kiedy znaleźliśmy się już na swoim gospodarstwie, Anabeth uparła się, że i ja muszę się nauczyć.
Zapatrzył się w okno, przypominając sobie, z jakim uporem jego siostra uczyła go poszczególnych liter oraz jak z ich kombinacji tworzyć wyrazy.
– Z początku myślałem, że to strata czasu. Wtedy powiedziała mi, że Ross umie czytać. To
poskutkowało – przyłożyłem się. Ross był dla mnie wzorem do naśladowania.
– Dlaczego poszedłeś do niej?
Pytanie padło tak niespodziewanie, oderwane od przedmiotu rozmowy, że spojrzał na nią nie wiedząc, o co chodzi.
– O kogo pytasz?
– O tę Watkin. Dlaczego zostawiłeś mnie w hotelu, po tak cudownie spędzonym dniu, i poszedłeś do niej?
Zobaczył łzy w jej oczach.
– Widziałaś mnie, jak wychodziłem?
– Tak.
– To nie ten powód, o którym myślisz.
– A z jakiej innej przyczyny mężczyzna w środku nocy wymyka się po kryjomu z hotelu? Mogłeś przecież mieć mnie. Wystarczyło powiedzieć...
– Cicho, Ana. Cicho. Nie. Nie mogłem. Nie wtedy. To nie byłoby dobrze.
– A z dziwką było dobrze?
– Posłuchaj – rzekł łagodnie. – Po swoim powrocie Lee i Micah powiedzieli mi, że widzieli
Grady'ego Sheldona w „Ogrodzie Edenu”. Zdenerwowałem się tym, że jest w mieście.
Ostrzegłem go, aby trzymał się z dala od ciebie. Myślałem, że może przyjechał za tobą, aby cię porwać albo coś podobnego. Poszedłem do Priscilli, gdyż chciałem się dowiedzieć, co on zamierza. Uznał, że nie musi mówić, iż tych dwoje zawarło bliską znajomość.
– I to był jedyny powód? – spytała. – Ty z nią nie...?
– Nie. Nie zrobiłem tego.
– Ale następnego ranka ona mówiła o tym tak... no wiesz...
Żachnął się.
– Cokolwiek ona twierdzi, wszystko jest kłamstwem. Chciała ci dokuczyć, żeby odegrać się
na mnie.
– Sądziłam, że jesteście przyjaciółmi.
– Nie jest tak, jak myślisz. Już wcześniej mówiłem ci, że nie spałem z Priscillą.
Opuściła nici na prześcieradło.
– Grady mówił, że dziewczyny w tych domach cuda opowiadają o tobie. Jesteś tam legendą...
Zaśmiał się, ale widząc, jak ona przeżywa to, co mówi, spoważniał natychmiast.
– Ana, od tej nocy, kiedy przyszłaś do mnie do stajni, nie miałem żadnej kobiety.
– Mogę w to wierzyć? – spytała szeptem. Podniósł do ust jej rękę i ucałował.
– Samemu mi trudno w to uwierzyć, ale przysięgam, że to prawda.
– A co będzie dalej?
– To już zależy od ciebie – powiedział spokojnie.
– Co byś chciała?
– Nigdy nie robiłam tajemnicy z moich pragnień,
Carlos. Zapatrzył się w podłogę. Wiele dni temu, kiedy znalazła się na krawędzi śmierci, uświadomił sobie, że darzy ją uczuciem. Po raz pierwszy pragnął kobiety nie tylko fizycznie – cieszył się jej obecnością przy swym boku.
Dawno przestała być dla niego tylko córką Rossa i Lydii.
Była Ana, kobietą, która może wypełnić pustkę jego życia. Był zmęczony walką z samym sobą Zresztą ich los, wspólny los, został już przypieczętowany. Choć na razie tylko on o tym
wiedział. Gdy podniósł głowę, na twarzy miał uśmiech.
– Zrobić ci kąpiel w łóżku? |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:45:42 30-12-08 Temat postu: |
|
|
To najwspanialszy odcinek jaki mozna było by sobie wymarzyc
Ana zdrowieje w oczach i to dzieki niemu
Bardzo mnie cieszy ze tak dobrze im razem we dwoje
A PRZEDEWSZYSTKIEM SĄ WOBEC SIEBIE SZCZERZY to podstawa zwiazku
Mam nadzieje ze jej rodzice docenia to ze Carlos uratowł jej zycie |
|
Powrót do góry |
|
|
Mrs.Pattinson Mocno wstawiony
Dołączył: 01 Sie 2007 Posty: 5200 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:50:30 30-12-08 Temat postu: |
|
|
takie odcinki mogłabym czytać i czytać. ;p
jeśli Orchidea miałaby się skończyć tym, że Carlos i Ana będą razem koniec nie wydaje się taki straszny. (;
podoba mi się ta więź, która wytworzyła się między nimi w ciągu dni choroby Any.
czekam na kolejny odcinek. |
|
Powrót do góry |
|
|
Andzia2 Prokonsul
Dołączył: 25 Lip 2008 Posty: 3501 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Lubomierz Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:41:04 30-12-08 Temat postu: |
|
|
boskie odc xD
i czekam na więcej!! xD
Ana i Carlos ślicznie xD |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 16:18:58 30-12-08 Temat postu: |
|
|
julcia napisał: |
Mam nadzieje ze jej rodzice docenia to ze Carlos uratowł jej zycie |
Myślę, że docenią, ale sytuacja jaka zaistnieje (to co zrobi Carlos) na pewno się nie spodoba niektórym. |
|
Powrót do góry |
|
|
julcia Mocno wstawiony
Dołączył: 10 Lip 2008 Posty: 7059 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:32:15 30-12-08 Temat postu: |
|
|
oj Maite co ty kombinujesz, jestem bardzo ciekawa |
|
Powrót do góry |
|
|
Maite Peroni Idol
Dołączył: 03 Kwi 2008 Posty: 1320 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 16:45:53 30-12-08 Temat postu: |
|
|
julcia napisał: | oj Maite co ty kombinujesz, jestem bardzo ciekawa |
Już niedługo się przekonasz Wiem jedno zakończenie będzie smutne, a zarazem romantyczne |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|